Drugi tom "Dramatów" zawiera osiem utworów:
"W małym dworku",
"Niepodległość trójkątów",
"Metafizyka dwugłowego cielęcia" (wraz z odnalezioną Przedmową),
"Gyubal Wahazar, czyli Na przełęczach bezsensu",
"Kurka Wodna",
"Bezimienne dzieło",
"Mątwa, czyli Hyrkaniczny światopogląd",
"Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka".
Powstały one w ciągu półtora roku: od stycznia 1921 do lipca 1922. Daniel Gerould zalicza je do dojrzałego okresu twórczości Witkacego.
Szczegóły
Tytuł
Dramaty. Tom 2
Autor:
Witkiewicz Stanisław Ignacy
Rozszerzenie:
brak
Język wydania:
polski
Ilość stron:
Wydawnictwo:
PIW Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania:
2016
Tytuł
Data Dodania
Rozmiar
Porównaj ceny książki Dramaty. Tom 2 w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.
Dramaty. Tom 2 PDF - podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Dramaty. Tom 2 PDF transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
Strona 2
STANISŁAW IGNACY
WITKIEWICZ
JANULKA, CÓRKA FIZDEJKI
Tragedia w czterech aktach
1923
M o t t o:
Oder bin ich ein Genie, oder ein
Hanswurst. Hanswurst oder Genie –
im m u s s leben.
Bewegungsstudien
Graf Friedrich Altdorf
Poświęcone żonie
1
Strona 3
OSOBY
E u g e n i u s z (G i e n e k) P a f n u c y F i z d e j k o – kniaź Litwy i Białorusi. Starzec
siedemdziesięcioletni. Bardzo wysoki. Broda ogolona. Duże siwe wąsy i siwa czupryna.
Czasem wkłada okrągłe okulary
E l z a F i z d e j k o w a – z domu baronówna v. Plasewitz. Matrona lat 55. Potężna i sucha.
Siwe włosy. Żona Fizdejki.
K n i a z i ó w n a J a n u l k a F i z d e j k ó w n a – ich córka, lat 15. Bydlądynka (bydlątko
+ blondynka), dość wysoka i szczupła. Ładna i dość uduchowiona, ale ma coś
potwornawego w twarzy, ale to „coś” jest zaakcentowane subtelnie. Może trochę za
wyłupiaste, rybie oczy, może za ukośne brwi, nos prosty, niezadarty, ale może zanadto
trochę w kierunku równoległym do poziomu przesunięty; może za wąskie i zanadto
skrzywione usta.
B e r n a r d b a r o n v. P l a s e w i t z – ojciec E l z y. Starzec lat 85. Łysy, z pierścieniem
siwych włosów naokoło głowy. Tłusty, krępy i bardzo poczciwy. Fabrykant gazów
bezwonnych i niewidzialnych, wywołujących szaloną depresję psychiczną.
A l f r e d k s i ą ż ę d e L a T r é f o u i l l e – młody bubek. Blondyn bardzo elegancki.
Wąsiki małe. Bez brody. Emigrant francuski.
K s i ę ż n a A m a l i a d e L a T r é f o u i l l e – jego żona. Czarna – typ hiszpańsko –
rumuńsko – węgierski. 30 lat. Demon I klasy. Wcale nie jest „z domu”.
J o ë l K r a n z – Semita typu internacjonalnego. Mały, czarny. Bródka w szpic. Oczy
latające. Szalony niepokój w każdym ruchu. 38 lat. Pilot, kupiec w wielkim stylu, syjonista
transcendentalny. Mówi gorączkowo, tak szybko, że aż się dławi i zapluwa.
H a b e r b o a z i R e d e r h a g a z – jego pomocnicy, chasydzi. Po 40–50 lat. Jeden rudy,
drugi czarny. Z brodami. Ubrani w stroje żydowskie w czarne i białe pasy.
G o t t f r i e d R e i c h s g r a f v o n u n d z u B e r c h t o l d i n g e n – Wielki Mistrz
Neo-Krzyżaków. Twarz rycerska. Nos orli. Duży, barczysty i świetnie zbudowany.
D w i e p o s t a c i e b e z n ó g – na rozszerzających się podstawach jakby flakowatych.
Twarze ptasie z krótkimi, zakrzywionymi dziobami jak u gilów. Porosłe różnokolorowym
pierzem (czerwone, zielone i fioletowe barwy). Jedna bez prawej, druga – bez lewej ręki.
N a c z e l n i k s e a n s ó w – czarownik z bajki. Nazywa się Der Zipfel. Starzec z siwą
brodą w szpic. Kryza. Strój czarny, holenderski, z XVII wieku. Szpiczasty kapelusz z
szerokim rondem. Na piersiach złoty łańcuch.
D w u n a s t u b o j a r ó w l i t e w s k i c h – dzikie chłopy w kożuchach i czapach. „Brody
ich długie, wąsione kręciska, włos długi i pługa sukniawa”, a w rękach buły ogromniawe i
siekiery.
M a ł p i g i u s z G l i s s a n d e r – wytarty po wszystkich śmietniskach, „pan od
wszystkiego”, „bon pour tout”. Lat 45. Brudny blondyn, nie ogolony, z wąsami. Poeta –
improduktyw.
2
Strona 4
C z t e r y p a n n y z f r a u c y m e r u M i s t r z a – młode i ładne. Czarne sukienki, białe
fartuszki.
Rzecz dzieje się na Litwie, przy pewnym chronologicznym pomieszaniu materii.
3
Strona 5
AKT PIERWSZY
Ogromna sala, przedzielona na ścianie wprost i na podłodze zygzakowatą linią, o szerokich,
piorunowych załamaniach (trzy na ścianie, dwa na podłodze). Na lewo małe okno z kratami,
dość wysoko umieszczone, na prawo – duże okno z firankami. Drzwi wprost, przedzielone
zygzakiem, z lewa na prawo. Lewa strona zrobiona jest z obdrapanego, wilgotnego,
spleśniałego, miejscami wyrwanego muru. Na ścianie olbrzymie (ceylońskie) karaluchy,
wypukło odrobione, lśniące. Mogą się nawet ruszać. Na środku lewej połowy sceny stoi
ukośnie, z prawa na lewo, nogami ku widowni, ohydne, krzywe, drewniane łóżko z potwornie
brudną pościelą. Kołdra łatana z czerwonych, brunatnych i żółtych kawałów. Na łóżku pod
kołdrą leży konająca Elza Fizdejkowa, z rozpuszczonymi siwymi włosami, które spływają aż
do ziemi. Przy łóżku, na prawo, na wpół rozwalona szafka nocna i olbrzymie, obrzydliwe,
przydeptane pantofle. Na szafce pali się bardzo jasna elektryczna lampa bez klosza,
oświetlając wszystko jaskrawym światłem. W lewym rogu sceny piec na wpół rozwalony,
biały, w którym pali się czerwony ogień. Na prawo od zygzakowatej linii zaczyna się piekielny
przepych w stylu „rokoko”. Czerwonopoma – rańczowe obicia ścian i mebli białych,
złoconych. Dywan w czerwonawych tonach. Lustra rokoko i obrazy stare stłoczone na
ścianie. Stoliki pełne bibelotów. Miniatury w kosztownych ramach i inne, nieznane bliżej
autorowi (chyba w młodości w muzeach widziane) przedmioty zbytku najwyższego z XVIII
wieku. Przy stoliku, oświetlonym kandelabrem z kilkunastu świecami, siedzą przy kartach
księstwo de La Tréfouille, ubrani w stroje z XVIII wieku, v. Plasewitz, w czarnym anglezie i
białej kamizelce, i Glissander w wytartym stroju marynarkowym. De La Tréfouille siedzi
twarzą wprost widowni i wprost ma Glissandera, po prawej ręce swojej v. Plasewitza, po
lewej – księżnę. Fizdejko ubrany jest w długi, tabaczkowy surdut z lat trzydziestych,
fatermerder i czarny halsztuch, gallifety pepita i długie buty czerwonawego koloru.
Przechadza się po całej scenie na froncie, paląc długą na metr fajkę. Wkłada i zdejmuje
okulary dość często i bez powodu; poprawia ogień w piecu, czasem zagląda w karty
grającym. Ci ostatni mruczą niewyraźnie różne tajemnicze terminy karłowe, grając b. szybko
(bridge, wint lub wynaleziona przez autora gra hazardowo-komercjonalna: KUMBOŁ1).
Trwa to tak długo, że publiczność – o ile takowa ma jaki temperament – powinna nareszcie
zacząć się niecierpliwić. Na najlżejszy sygnał tego rodzaju rozlega się piekielny huk
armatniego wystrzału i przez okno z lewej strony widać jaskrawy krwawy błysk. Na scenie
nikt nie drgnął. Wszyscy mówią bardzo głośno, aż do odwołania.
FIZDEJKO spokojnie poprawiając ogień w piecu
A więc Wielki Mistrz ucztuje dziś znowu z mymi bojarami. Ciekawy jestem, co te chamy
1
Wyjaśnień co do tej ostatniej może udzielić sam autor lub jaki inny oficer lejbgwardii pawłowskiego pułku, z I
batalionu. (Przyp. aut.)
4
Strona 6
myślą sobie o tym wszystkim.
v. PLASEWITZ od kart
Na pewno akurat tyle samo co twoje niedźwiedzie, Gienku. Czy Janulka znowu będzie na
tej uczcie?
FIZDEJKO
Nie wiem. Poszła tam jak zwykle, ale czy będzie – nie wiem. Do ostatniej chwili nic nie
było wiadomym. Straciłem już poczucie czasu w tym wszystkim. Nie wiem, ile dni trwa ta
cała bachanalia.
Tamci grają dalej. Mruczenie kartowe nie ustaje. Fizdejko odchodzi od pieca i zbliża się
powoli do grających.
ELZA
Boję się tylko, czy Janulka nie za dużo pije w ostatnich czasach. A propos, daj mi wódki,
Gienku.
FIZDEJKO przechodząc
Myśl więcej o sobie. Janulka ma głowę po mnie. Jestem pijany pięćdziesiąt pięć lat bez
przerwy. Ale czy tobie ta wódka dobrze robi na raka w żołądku – to jest wielkie pytanie.
Wydobywa z tylnej kieszeni od spodni litrową butelkę i daje żonie, która pije chciwie i stawia
butelkę na podłodze przy łóżku. Fizdejko zbliża się do grających.
v. PLASEWITZ
Może zastąpisz mnie, Gienku, i pograsz z księstwem. Ja pomówię z moją biedną Elzą.
(przechodziła lewo. Fizdejko siada na jego miejscu. Stolik stoi trochę ukośnie, tak że twarz
Fizdejki wypada na 3/4 z prawej strony do widowni; v. Plasewitz siada w nogach łóżka
córki z prawej strony) Elza, ostatni raz cię proszę: wytłumacz mi tajemnicę twego
ubóstwa. Przecież ja jestem miliarderem, a Gienek, pan z panów, żyje jak król i wkrótce
zostanie pewno królem naprawdę. Co to znaczy? Czyż ja nie mogę dać szczęścia
ukochanej córce, pracując jak wół przez lat sześćdziesiąt?
ELZA
Tak być musi. Jeśli tylko próbowałam żyć inaczej, wszystko obracało się przeciw mnie. To
nie są żadne czynności pokutne ani przesąd. To jest konieczność. Wiem, że żyjąc
dostatnio, nawet nie bardzo luksusowo, przyzwyczaję się do rzeczy, których ciągle mieć
nie będę mogła. Już raz próbowałam i...
v. PLASEWITZ
Wtedy jak on miał zostać królem po raz pierwszy? Tak?
ELZA
Tak – i pamiętasz, ojcze, co się stało? Błąkałam się potem po lasach, z Janulką u piersi, jak
głodna wilczyca.
v. PLASEWITZ
Ale czyż sama tego nie chciałaś? Robiłaś wszystko, co mogłaś, aby tak było.
ELZA
Cyt – wszystkie nieszczęścia sprowadzamy na siebie sami. Nie ma różnicy między tym, co
5
Strona 7
robiłam ja, a tym, że jakiś człowiek podstawia się pod cegłę, która mu przypadkiem na
głowę spada. Przypadek Cha, cha, cha! Czy znasz, papo, teorię prawdopodobieństwa?
Zasada Wielkich Liczb. Cha, cha!
v. PLASEWITZ
Nie śmiej się tak dziko. Nie ma z czego. (gwar za sceną) Ależ ucztują tęgo. Zdaje mi się,
że słyszę głos Janulki z balkonu.
Słychać piski dziewczęce, z lewej strony, jakby o jakie pięćdziesiąt metrów od zakratowanego
okna.
ELZA
Nieszczęsna Janulka! Ileż nacierpieć się musi, nic sama o tym nie wiedząc, i co za
szczęście ją czeka wtedy, kiedy to właśnie szczęście uważać będzie za szczyt cierpienia!
Czyż najgorszym nie jest cierpienie nieświadome? Czyż nie tak cierpią niższe stworzenia?
Dlatego to źli ludzie mają takie współczucie dla zwierząt. Znowu straszliwy huk
armatniego wystrzału i wiwaty, na tle których słychać głos dziewczęcy.
FIZDEJKO rzuca z wściekłością karty i wstaje
A, do pioruna!! Dosyć mam już tych wszystkich niejasności! Dziś musi się rozwiązać
wszystko...
ELZA
Pamiętaj, że dziś dopiero wszystko się zaczyna. Za chwilę w tej sali odsłonią ci się
nieskończone perspektywy życiowej twórczości. Musisz bezwzględnie uwierzyć Mistrzowi.
FIZDEJKO
O ile słyszałem, ten pyszałek tak jest zakochany w Janulce, że można zwątpić w jego
zdrowy rozsądek. To jest, według Glissandera, jakiś aparat tylko w jej rękach.
v.PLASEWITZ
Ale przez niego przemawia duch epoki. Jest to człowiek konieczny. Nasz pierwszy występ
z królestwem nie udał się, bo nie mieliśmy odpowiednich mediów. Wskaż mi kogoś
innego, Gienku.
FIZDEJKO
Znałem ja innych, znałem...
v. PLASEWITZ
Może twoich pierwszych wspólników przy królewskim zamachu? Wtenczas nie mieliśmy
na widowni Semitów, a problem stworzenia sztucznej jaźni nie był tak jadowity jak
obecnie. Dziś w równanie weszła nieznana liczba niewiadomych. Epoka nasza...
FIZDEJKO
Przestań, papa, mówić o „naszej epoce”. To nie jest epoka, tylko jakieś spiętrzenie
anachronizmów. Ja sam nie wiem, w którym wieku żyję: w XIV czy XXIII.
v. PLASEWITZ
Właśnie epoka nasza jest epoką ludzi poza czasem. Czas stał się względnym nawet w
historii. Dawniej zmiany odbywały się powoli. Przy naszym przyśpieszeniu przyjąć
musimy i w historii formuły Einsteina. Epokowość nasza polega na wymknięciu się z
6
Strona 8
cyklicznych praw historii. Lecimy po stycznej.
DE LA TRÉFOUILLE wstając
Więc to jest ostatnia epoka? Jak to pan rozumie, panie baronie?
v. PLASEWITZ
Ja wcale tego nie rozumiem. Mówię intuicyjnie, jak artystyczny krytyk. Rozumcie to, jak
chcecie, według waszej intuicji. Coś mi się kiełbasi we łbie i ja plotę. Oto jest szczyt
filozofii naszych czasów. Poza tym jest tylko rachunek logiczny. Poczucie losu jest
pojęciowo niewyrażalne – trzeba to przeżyć – tak mówił Spengler. Dadaizm też trzeba
„przeżyć” – tak mówił Tristan Tzara czy inny jakiś piur-blagista. Trwanie też tylko można
przeżyć – tak mówił Bergson...
DE LA TRÉFOUILLE
Och...
FIZDEJKO
Nie żadne „och”, tylko papa Plasewitz ma rację: teraz to zrozumiałem. – W naszej epoce
musimy według szybkości zdarzeń przyjmować czas coraz dłuższy. To się sprowadza do
tego, że im dalej brniemy w historię, tym bardziej czas się nam dłuży z powodu nudy.
ELZA
Nudne są tylko takie sformułowania kwestii.
DE LA TRÉFOUILLE
Nieprawda, kniagini. Weźmy znaczenie Rousseau przed naszą rewolucją. W takich
ujęciach przygotowują się przyszłe wypadki – są w nich potencjalnie już zawarte...
ELZA
Urojone, mości książę, urojone. Prawdziwych wypadków nie ma już w naszych czasach.
Jest jeden rozwlekły wypadek nieprzespanego snu, którym zasnęła ludzkość.
Fizdejko podchodzi do niej i gładzi ją po włosach. Oboje piją wódkę z butelki.
v.PLASEWITZ
Nie używajmy tego obrzydliwego słowa. Dajcie mi pobredzić jeszcze przez chwilę. Wtedy
zdaje mi się, że coś jest naprawdę.
ELZA z nagłym zachwytem
Wszyscy jesteście artystami. W naszych czasach artysta jest synonimem szczątkowego
indywidualisty w ogóle. Wy nie malujecie ani piszecie wierszy: wasze życia są
cudownymi, tęczowymi haftami na szarym tle naszego złowrogiego w swej nudzie
przemijania.
FIZDEJKO
Gdybyż tak było! Ach – wzbudzić w sobie choć na chwilę, choćby nawet we śnie,
poczucie uroku Istnienia i umrzeć w śnie takim, zobaczywszy życie z boku jako abstrakcję
Czystej Formy! Ach, Elżuniu, czemuśmy nie zajmowali się tym zawczasu! We mnie są
jeszcze olbrzymie nie wyzyskane pokłady niewiadomego. Choć raz objąć świadomie
możliwości te przed śmiercią, spojrzeć na obraz potencjalnego świata!
7
Strona 9
DE LA TRÉFOUILLE
Spojrzymy tam wszyscy za chwilę. Wy nie rozumiecie Mistrza. Ja jego... i on mnie też...
ale nie to chciałem powiedzieć – nowa dyscyplina ducha, polegająca na stwarzaniu
nowego „ja” w nas samych, zaczyna się od nieużytecznej potęgi. Ale trzeba to
przetrzymać.
FIZDEJKO
Ach – daj pan spokój. Pan jest młody bubek. Potęg nieużytecznych mamy dosyć. Pękamy
od tego. Wszystko sprowadza się do tego pytania: jak żyć? jak najistotniej przeżyć siebie?
Ja żyję już siedemdziesiąt lat i jeszcze nie wiem. To był problem Hyrkana. I cóż?
Zamordował go jak psa jakiś nędzny malarzyna i popsuł mu całą Hyrkanię.
DE LA TRÉFOUILLE
Hyrkan był głupim konserwatystą. Dawniej ludzie nie pytali o to, jak żyć. Po prostu, jak
musieli, a...
FIZDEJKO
Aaaale... panie... Nie mnie będzie pan uczył programowego zbydlęcenia. Ja przeszedłem
przez wszystko: przez przeintelektualizowaną bezpośredniość i przez zbydlęcony do
ostatnich granic intelekt.
DE LA TRÉFOUILLE
Tak, ale kwestie czysto techno – psychologiczne...
FIZDEJKO
Proszę nie przerywać. Owocem tej ostatniej kombinacji jest moja Janulka, którą
poświęcam może dla nędznej komedii. Już i to nawet było: sztuczne królestwa! Ja kocham
moją biedną Janulkę, a ona urzyna się codziennie z tym draniem w mistrzowskim
płaszczu. A trzymacie mnie po prostu jak w więzieniu!
Pada na rokokowy fotelik i łka cicho. Elza zwleka się z łóżka – jest w łatanym
różnokolorowym szlafroku – podchodzi do Fizdejki i obejmuje go.
DE LA TRÉFOUILLE
Biedny stary kniaź. Brak mu tylko tragicznej, śmierci, aby stał się bibelotem lepszym od
wszystkich tych świecidełek
Wskazuje na bibeloty na stoliczkach.
v. PLASEWITZ wstaje z łóżka i tańczy, śpiewając na nutę: „ojra ojra”
Implication is relation
Ram tararampam pam!
Leibniz, Husserl i Bolzano,
Russell, Chwistek i Peano!
Wynikanie jest relacja,
Jest stosunkiem implikacja!
Do you understand? Logika stosunków daje skrzydła – tak mówił Bertrand Russell. A
Henryk Poincaré zarzucał mu, że mając skrzydła nie latał na nich wcale. Ja – tym, że
jestem ja – dowodzę tego, że A=A. Innych dowodów na to twierdzenie nikt nie znalazł.
Niech żyje psychologizm i intuicja! Będę bredził dalej, a ty, mój zięciu, tłumacz mi to na
język zrozumiały dla pospólstwa i dla mnie samego. O filozofio, co się z ciebie zrobiło!
Siada na łóżku Elzy i zalewa się gorzkimi łzami.
8
Strona 10
DE LA TRÉFOUILLE
Nieściśliwość absolutna myśli. Brak jednolitego wyrazu jest w tym wszystkim. Jeden
Mistrz uratuje nas od tego i zdołacie jeszcze stworzyć wielką, wspaniałą kompozycję (w
proroczym natchnieniu) – żywy obraz, który zaćmi Giotta, Botticellego, Matisse’a i
Picassa, a jeśli Bóg da i ruszy się to wszystko z miejsca, to tragedia ta przewyższy i po
prostu zarżnie wszystkie sztuki sceniczne od początku świata, y compris Ajschylosa i
Szekspira. Teraz stanie się cud!
Słychać za sceną gwar i szalony huk wystrzału armatniego. Okno zakratowane, na lewo,
wylatuje i zaczyna dąć przez nie straszliwy wiatr, niosąc co pewien czas tumany śniegu.
(Łatwo można to zrobić przy pomocy miecha dmącego na kupy papierków czy kłaczki
bawełny, które potem mogą być uprzątnięte razem z dywanem.) Księżna Amalia i Glissander
wstają.
GLISSANDER
Niech Bóg broni, aby Seine Durchlaucht Wielki Mistrz Neo-Krzyżaków von und zu
Berchtoldingen miał zastać nas w takim stanie. Proszę wstać i momentalnie osuszyć łzy.
Panowie wstają chlipiąc i wycierając oczy i nosy w chustki. De La Tréfouille szybko usuwa
ślady gry w karty, notuje na karneciku cyfry i czyści sukno szczoteczką. Elza zawija na głowę
rozpuszczone włosy. Podczas tego rozmowa następująca.
FIZDEJKO
Jak ja mam z nim mówić? On twierdzi, że mnie kocha, bo jestem jedynym człowiekiem,
do którego mógłby się przyczepić, z powodu Janulki i zbydlęcenia mego ludu. Wszelkie
próby wykształcenia ludzkości torturami spełzły na niczym. Ubydlęcona dostojność moja
puszy się jak kłaczek niewiadomej materii na lekkim błotku rumieńców programowej
współczesności. O Wielki Zwrotniczy Światów, nastaw naszą biedną kulkę – planetę na
jakiś tor wiodący w przepaść czwartego wymiaru!
DE LA TRÉFOUILLE
To jest metafizyka. Problem przepaści nie istnieje w fizyce pól grawitacyjnych. To tylko
my mamy przepaście i kierunki. Czterowymiarowe continuum Minkowskiego nie jest
czwartym wymiarem nieuków i matołów.
GLISSANDER strasznym głosem
Baczność!!!! Teraz naprawdę idzie Wielki Zwrotniczy! Baczność, mówię! Dynamiczne
napięcie pierwszej klasy.
Drzwi otwierają się cichutko i wchodzi naczelnik seansów, Der Zipfel.
DER ZIPFEL mówi cicho i przenikliwie
Czy wszystko w porządku?
GLISSANDER
Tak jest, panie naczelniku.
DER ZIPFEL uprzejmym ruchem wskazując kniaginię Elzę
Ta pani – zapewne Jej Światłość była kniagini Litwy i Białorusi – zechce pozwolić na
powrót do łóżeczka. Jego Durchlaucht nie lubi kobiet rozbebeszonych i źle ubranych. (Elza
posłusznie włazi do łóżka.) Światełko proszę zgasić i tamte świeczki też. (Elza gasi
elektryczną lampę, de La Tréfouille świecę) O tak – dobrze. Teraz możemy urządzić
9
Strona 11
przedstawienie oficjalne. (krzyczy) Można wejść!!
Drzwi z trzaskiem się otwierają. Za nimi widać błękitne światło. Na scenie zupełna ciemność
prócz migania krwawych płomieni w piecu. Wchodzi Wielki Mistrz von und zu
Berchtoldingen. Czarna zbroja, hełm z zapuszczoną przyłbicą. Czarny pióropusz. Na
ramionach ma biały płaszcz z czarnym krzyżem. Staje przed drzwiami. Glissander z Księżną
biegną szybko za drzwi i wnoszą zielonawofosforycznie błyszczący ekran (płaskie pudło
papierowe z lampkami wewnątrz), i stawiają za Mistrzem, i zamykają drzwi.
FIZDEJKO wśród ciszy
Gdzie Janulka?
GLISSANDER
Cicho! Córce kniazia jest niedobrze. Za dużo wypiła tej nocy. Trzeźwią ją panny z
fraucymeru, to jest z haremu Wielkiego Mistrza. Panowie, jedyni panowie na tej ziemi – a
także pewno i na przyległych planetach Marsie i Wenerze – pozwólcie, że was skojarzę
oficjalnie dla dokonania ostatniego tworu, o pełnej wartości dawnych czynów naszych
rycerzy i w ogóle wielkich ludzi. Kniaź Fizdejko – Wielki Mistrz Neo-Krzyżaków
Reichsgraf von und zu Berchtoldingen.
FIZDEJKO
Niech Mistrz nie myśli, że jestem snobem. W moim wieku i przy mojej wiedzy o życiu i
historii...
GLISSANDER
Bez wstępów, panie Fizdejko.
FIZDEJKO
Że płatny sługus pozwolił sobie...
GLISSANDER
Do rzeczy, Gienek, do rzeczy. Mistrz nie lubi żadnych kołowań.
FIZDEJKO
A więc, kochany Mistrzu, muszę się przyznać, że nic nie rozumiem. Ani co, ani po co, ani
jak. Tajemnica. Jedyny niepokój, który mnie dręczy, to o Janulkę. Kocham moją córeczkę.
Wszystkie dzieci spłodzone przez rodziców w późnym wieku są takie nadzwyczajne.
Prawda, panie hrabio?
MISTRZ
Muszę przyznać się kniaziowi, że córka jego podbiła mnie zupełnie niesłychanym wprost
wdziękiem, szczerością i inteligencją. Nad miarę mądra dziewczynka. (Fizdejko robi
nieokreślony ruch.) Boi się pan, czy jej nie uwiodłem? Nie – przysięgam na ten miecz.
Mam w postaci mego fraucymeru prawie idealny piorunochron czy raczej – ale mniejsza o
to – dla moich żądz, przechodzących miarę człowieka w moim wieku...
PLASEWITZ
Mistrzu, tu leży moja córka.
MISTRZ
Ach, przepraszam. Przyzwyczaiłem się w towarzystwie księżnej Amalii nie krępować się
10
Strona 12
niczym. (podchodzi do Elzy i całuje ją w rękę bardzo długo; nagle) Ale, ale, panie
Fizdejko, czemu pan nie powiedział mi, że pańska żona jest Semitką?
FIZDEJKO
W trzecim pokoleniu, panie hrabio.
MISTRZ
Proszę bez tytułów. Mówmy sobie „ty” po prostu. To ułatwi sytuację. Lubię bardzo
wymyślać. Otóż wracając do rzeczy – dość tego przeklętego gadulstwa – to, że o tym nie
wiedziałem, popsuło mi masę projektów dodatkowych. Cały antysemityzm będzie musiał
być puszczony w formie zamaskowanej. A zresztą Żydów nie trzeba się bać, ani ich
nienawidzić, tylko zużywać ich tak, aby sami o tym nie wiedzieli., że są zużywani.
KSIĘŻNA
Trudna to sprawa, Gottfrydzie. Możesz sam być zużyty i jednocześnie przekonany, że nad
sytuacją panujesz właśnie ty.
MISTRZ
Wiem sam o tym, moja Anno. Lubię się dociągać do rzeczy niewykonalnych...
FIZDEJKO
Ale Janulka, moja biedna córeczka...
MISTRZ
Wyrzyga się i przyjdzie – już powiedziałem. Serce ma zdrowe. Otóż, nie mam nic przeciw
temu un tout petit brin de sang sémite. Dwie są dobre kombinacje: prusko-polska, to
znaczy ja – moja matka jest z domu księżniczka Zawratyńska – i litewsko-semicka w
odpowiedniej proporcji – nie mówię o Metysach.
GLISSANDER
Eeee – widzę, że panowie nie dogadacie się nigdy. Mistrzu, proszę się streszczać.
MISTRZ
A więc, Eugeniuszu, prosto z mostu: chcesz być królem czy nie? Niestety musimy przeżyć
nasze życia do końca w formie artystycznej transformacji współrzędnych albo zmieszać się
z motłochem. Prawda w zwykłym znaczeniu jest tu wykluczona. O ten problem rozbiły się
już wszelkie wysiłki trzysta lat temu. Ale ja – pośrednio oczywiście – w formie nowych
tworów psychicznych – podam całkiem inną definicję Prawdy: niezgodność z
rzeczywistością, a przy tym deformacja tej ostatniej. Wzajemne ustępstwa tych dwóch sfer
stwarzają coś, co różne jest jak związek chemiczny od swych pierwiastków, od
wszystkiego, co było dotąd. Nasze koordynaty to liczby zespolone. Coś z urojenia trzeba
dodać – to trudno i darmo – to samo nie przyjdzie. Sam jestem bezsilny z wielu, wielu
powodów. Brak mi pewnej prymitywności, która... A otóż i twoja ukochana latorośl.
Dwie panny z fraucymeru wprowadzają Janulkę, ubraną w białą sukienkę balową. Śnieg wali
przez okno hurmami. Tumany dolatują aż do łóżka Elzy. Wicher wyje ponuro.
JANULKA
Mamo! Wódki! Zmarzłam strasznie na śniegu. Chce mi się bicia w mordę, wbijania na pal
– nie wiem czego. Mistrz jest księciem z bajki.
Idzie ku matce i pije z butelki, która stoi na podłodze. Fizdejko, zachwycony, rozgląda się
11
Strona 13
naokoło szukając uznania.
FIZDEJKO bijąc się po lędźwiach
Moja krew! Moja krew! Jak Boga kocham. Wszyscy Fizdejkowie byli tacy.
JANULKA
Wy nie wiecie, co to za cudowny człowiek jest Mistrz. To prawdziwy rycerz dawnych
czasów. Naprawdę – historia obróciła się zadem do pyska i żre swój własny... ogon. To
cud prawdziwy. Mogłabym go uwieść od razu, ale nie chcę. Ja jestem czysta dziewczynka,
a on jest duch straszliwy, przeglądający się we mnie jak w magicznym zwierciadle
ukazującym przedmiot ze wszystkich stron.
MISTRZ
Zaiste poznałem w sobie głębie, o które wcale siebie nie podejrzewałem. Raczej
koronkowe wykończenia fundamentów mojej sztucznej jaźni. Ale o tym później.
v. PLASEWITZ
Czy przemyślałeś już to do dna, panie hrabio? Nie radzę. Jestem zwolennikiem wejrzenia
bezpośredniego, czystej pojęciowej bzdury.
MISTRZ
Nie przemyślałem i nie mam zamiaru. Zbyt wiele cudownych rzeczy tu się stało. To
szczęście, że poznałem córkę twoją wcześniej niż ciebie, mój Fizdejko. Tę istotną etykietę
stworzył dla nas nasz nieoceniony Glissander. (Małpigiusz kłania się.) Ale niedosyt
dziwności skłania mnie ku światom zapomnianym przez dzisiejszą ludzkość... (zatyka usta
ręką w żelaznej rękawicy) Co ja powiedziałem? Przy damach? O Boże, co za gafa (do Der
Zipfla) Also, mein lieber polski czarownik, możesz pan kazać wnieść swoje potwory.
Raźniej nam będzie z nimi. (Der Zipfel wychodzi) Cierpliwości. Ostrzegam, że mówić
będę bezpośrednio. Ten improduktyw poetycki, biedny Małpigiusz (wskazuje na
Glissandera) ujął moją nieokiełznaną i skiełbaszoną fantazję słów w formy niewzruszone.
Przy całej dowolności połączeń pojęciowych śmiem twierdzić...
Wiatr wyje głucho.
FIZDEJKO
Ach, mów już nareszcie, Gottfrydzie. Nie obiecuj, tylko mów! Bebechy mnie bolą od tego
oczekiwania, a tyle jest jeszcze przed nami.
MISTRZ
Zaraz – tylko niech wniosą potwory. Etykieta musi być zachowana. (Dwóch Bojarów
wnosi ogromną pakę z desek grubo ciosanych. Za nimi zaraz dwóch innych wnosi drugą
pakę. Stawiają paki po obu stronach ekranu. Za nimi ukazuje się Der Zipfel.) Może trochę
światła, kniagini. Proszę zapalić lampkę. (Elza przekręca guzik. Światło zalewa scenę) Ta
nędza to jest efekt kapitalny jako tło do mojego programu. Nie myślcie, że jestem pijany.
A teraz, książęta zbydlęconej Litwy, otwórzcie paki z potworami.
Bojarzy zaczynają odbijać paki od strony widowni. Odbiwszy z góry i po bokach;
przytrzymują pokrywy, czekając na dalsze rozkazy.
JANULKA
Tego jednego obawiam się trochę.
12
Strona 14
FIZDEJKO
I ja też. Ale skoro Mistrz tak każe – to trudno. Jednak mnie nawet dziecinnych bajek nie
oszczędzono na starość. Wszystko muszę przeżyć. Czy ja dziecinnieję, czy co, u diabła
starego? Boję się jak małe dziecko.
MISTRZ
Nie ma żadnej obawy. Mamy przecież między nami szlachetnego Der Zipfla, Wielkiego
Czarodzieja i naczelnika najpiękniejszych w świecie seansów. Nie takie potwory on już
opanował.
DER ZIPFEL
Tak jest, panie. (do książąt) Odwalcie pokrywy, stare niedźwiedzie, i won!!
Bojarzy odwalają pokrywy wśród zgrzytania gwoździ od dołu i z wrzaskiem piekielnego
strachu uciekają tłocząc się we drzwiach. Z pak rozlega się ptasie skrzeczenie. Wicher dmie.
Śnieg wali przez okno.
KSIĘŻNA podchodząc
Ach, co za miłe potworki! W nich jest zaklęta tajemnica naszej wspaniałej przyszłości. To
są nasze talizmany, maskoty naszych zwycięskich, sztucznych konstrukcji duchowych.
MISTRZ trochę drżącym głosem
Ja sam widzę je po raz pierwszy. Nowe państwo największej dziczy, złączonej z najwyższą
kulturą, jest pewnikiem przyszłej rzeczywistości. Nie ma kultury bez dziczy jako
kontrastu.
JANULKA klęka, łamiąc ręce
Tak się boję, tak się boję!
Potwory wypełzają z pak na swoich podstawach. Ruszają się jak przesuwane flakony.
MISTRZ
Jeśli ze mną będziesz się bać, moja mała, to naprawdę się obrażę. A bez ciebie nie ma nas
wcale. Ty jedna łączysz nas, jak jakiś piekielny klajster, w nowy stwór sztucznej
rekonstrukcji życia na wierzchołkach nowej metafizycznej potęgi.
v. PLASEWITZ
Chociaż to nic zdaje się nie znaczyć, dobrze jest powiedziane.
JANULKA klęcząc
Tak się boję, tak się boję!
POTWÓR I bez prawej ręki; głosem skrzeczącym
Proszę nas postawić bliżej pieca. Zimno nam.
MISTRZ do wszystkich
Ruszcie się, leniwcy! Pomóżcie potworom. Prędzej!
Fizdejko, de La Tréfouille. Księżna i Glissander pomagają Potworom przesunąć się bliżej ku
piecowi. Der Zipfel podchodzi do okna na lewo i wprawia je na powrót w ramę. Z pieca, nie
domkniętego przez nikogo, bucha czerwony żar tak silny, że przyćmiewa elektryczną lampę.
Świecą wszystkie szpary. Podczas przechodzenia Potworów za łóżkiem Elza zaczyna jęczeć
cicho: „Aa, aaa”, potem coraz głośniej, aż wreszcie zamiera w dzikim krzyku.
13
Strona 15
ELZA
A! A! A! Aaa! Aaaa!!!! A!!!!!!!!
v. PLASEWITZ podchodząc do niej
No – mamy przynajmniej jednego trupa. Moja córka umarła ze strachu.
FIZDEJKO
Zaraz będzie ich więcej. Serce zamiera mi z przerażenia, mimo iż wiem, że we wszystkim
tym jest jakaś sztuczka. Piec płonie wszystkimi szparami coraz silniej.
JANULKA dziko krzyczy, zrywając się z klęczek
Zlitujcie się nade mną!!!
Mistrz podbiega i zakrywa jej usta żelazną rękawicą, i podtrzymuje drugą ręką za talię.
MISTRZ głosem twardym
Tajemnica wkroczyła między nas. Jesteśmy objęci wieczną, niepoznawalną głębią
wszechbytu na nowo – jak dawni ludzie.
v. PLASEWITZ
Więc względność wszystkiego? Dzicz jako tło potęgujące i sztuczne potwory? Deformacja
życia! Teraz rozumiem. Za tę cenę zdobywacie życie? To tak jak ze sztuką: za cenę
deformacji i dysonansu – nowe formy?
MISTRZ
Nie. To były marzenia królów Hyrkanii. Nie, stanowczo nie; dzicz jest konieczna nie jako
tło, tylko jako materiał. Na dziczy wyrośnie cudowny kwiat odnowionej Tajemnicy,
możliwość nowej religii, ale nie sztucznej – prawdziwej tak, jak tajemnica mego własnego
istnienia. Ale na to musimy się przetransformować.
v. PLASEWITZ
A jeśli dziczy wam zabraknie?
MISTRZ
Dzicz sztuczną wytworzy socjalizm doprowadzony do ostatnich granic. To się już stało u
nas, a czy prędzej, czy później stanie się i gdzie indziej.
v. PLASEWITZ
Nie obejdziecie się bez Semitów. Oni, to jest właściwie my, jesteśmy konieczną ramą
każdego obrazu przyszłości.
MISTRZ
Semitów mam pod dostatkiem. Sam ich puszczam wszędzie. Wyssiemy ich jak kleszcze.
Milczenie.
POTWÓR II
Dobrze nam tu. Ciepło jest.
v. PLASEWITZ do Potworów
Czy jesteście naprawdę znakami zaświatowych potęg?
14
Strona 16
POTWÓR I
My nie jesteśmy wcale jakimiś symbolicznymi postaciami. My jesteśmy naprawdę,
żyjemy, ciepło nam jest, chcemy jeść.
MISTRZ
Tak, są rzeczywiste jak Tajemnica Bytu, której nie złamie nic: ani system pojęć, ani
społeczeństwo, ani...
JANULKA wyrywając mu się
Ani ty sam, Wielki Mistrzu. Ja kocham moje potwory, moje biedne, kochane monstrumki.
Ja się was wcale już nie boję. Zaraz dostaniecie jeść.
Biegnie ku nim i gładzi je po piórach. Ptasie skrzeki wydobywają się z Potworów.
FIZDEJKO
A więc za cenę jej miłości do mnie i zdrowia jej rozumu mam zdobyć rzeczywistą władzę
– ja, złamany starzec na schyłku dni swoich.
MISTRZ I DER ZIPFEL wskazując na ekran, na którym powoli występuje obraz olbrzymiej
głowy Fizdejki w fantastycznej koronie, rzucony przez magiczna latarnię.
Patrz tam!!!!
FIZDEJKO
Latarnia magiczna! I tego mi nie oszczędzili. Dziecinnieję zupełnie. I boję się, boję
okropnie, mimo iż wiem, że macie tu gdzieś ukryty reflektor. (wstaje z klęczek) Ale ja też
muszę wreszcie zjeść kolację. Chodźmy, państwo.
MISTRZ
Ja zostanę tu z Janulką i wszczepię w jej psychiczny kościotrup jad tajemnic najgorszych.
Pewna doza zła, zwykłego łotrowskiego zła, nie da się uniknąć nawet w naszych
wymiarach.
Idzie na lewo ku Janulce i Potworom. Za nim idzie Der Zipfel. Fizdejko kieruje się ociężale ku
drzwiom. Za nim księstwo de La Tréfouille, v. Plasewitz i Glissander. Lampa gaśnie.
FIZDEJKO idąc
Krótkie spięcie, I to jeszcze nawet! O, jakże bać się będę dziś przy świecach!
Wychodzą. Der Zipfel stoi na tle płonącego pieca, który trochę przygasa.
MISTRZ grzmiącym głosem
A teraz precz ze sztucznymi tajemnicami! Janulko, staniesz się w moich psychofizycznych
szponach medium urzeczywistnień najgłębszej żądzy przeżycia siebie w sposób
najbardziej skondensowany. Ja pęknę chyba z rozkoszy! Ty sama nie przetrzymasz tego:
przejdzie przez ciebie prąd psychiki mocnej jak stado słoni.
JANULKA
Tak, tylko przyniosę jeść moim potworom.
Wybiega.
MISTRZ odsłania przyłbicę i rzuca się na kolana przed łóżkiem, na którym leży trup Elzy;
płaczliwym głosem
15
Strona 17
Po co tu ten trup? Ja jestem zwykły dobry człowiek! Czego wy ode mnie wszyscy chcecie?
Czy to ja ją zabiłem? Ja niczego nie chcę! Tyko trochę, trochę odpocząć!
Wybucha histerycznym łkaniem. Ptasi skrzek Potworów. Der Zipfel robi ruch ręką z góry na
dół.
16
Strona 18
AKT DRUGI
Ponury wieczór jesienny zapada. Wnętrze dziewiczego świerkowego lasu. Gdzieniegdzie
sczerwieniała jarzębina prześwieca w gęstwie ciemnozielonej. Olbrzymie drzewa. Potworne
mchy i grzyby: białe, żółte i czerwone. Na lewo, blisko rampy, stoi równolegle do niej szałas
fantastyczny. Szerokie drzwi otwarte. Wewnątrz pali się ogień. Od czasu do czasu dym bucha
i wychodzi przez dach. We drzwiach na wysokim progu siedzi Naczelnik Seansów, Der Zipfel.
Na prawo na ściętym pniu siedzi Fizdejko, ubrany jak Starzec Leśny. Na głowie korona z
gałązek. Długa siwa broda. Szata biała z seledynem. Przy nim przebiera jagody w przetaku
Janulka, ubrana jak Boginka Leśna. Dwa Potwory stoją na swoich podstawach na prawo2.
FIZDEJKO
Tak więc udało mi się odwlec katastrofę na czas pewien. Trudno zdziecinniałemu –
powiem otwarcie – zidiociałemu prawie starcowi przekroczyć nagle takie granice,
przejrzeć takie perspektywy.
JANULKA
A ja myślę, że ta nasza ucieczka w przededniu koronacji była przez nich samych planowo
obmyślona jako jeden z punktów programu. To sugestia Der Zipfla.
FIZDEJKO
Nie wiem. W głowie mi się mąci. Nie piję już nic od tygodnia. Chcę tylko spokoju. A mam
przeczucie, że ktoś tu nas dziś odwiedzi: człowiek, banda cała, zwierzę jakieś czy duch –
wszystko jedno – ale ktoś przyjdzie i od tego wieczoru zależy wszystko inne.
DER ZIPFEL
Do diabła, stary kniaziu, z tą całą świadomą kompozycją życia! Prawda? Lepsze jest
istnienie w małym opuszczonym domku.
FIZDEJKO
O tak! Dziwnym jest to, że najdziksze historie są udziałem tych, którzy najwięcej pragną
spokoju. A jednak, jednak ciągle mnie niepokoi przeczucie, że mam coś jeszcze do
zrobienia. A może mi się tylko wydaje – tak z przyzwyczajenia.
JANULKA
Czy wiesz, papo, że Mistrza zastałam w ten pamiętny wieczór płaczącego jak dziecko przy
2
Podstawy mogą być krynolinowate i umożliwiać aktorom wstawanie i przysiadanie przez ścieśnianie się
kręgów. (Przyp. aut.)
17
Strona 19
śmiertelnym łożu mojej matki? Był potem nieczuły na nic prócz pewnych moich sugestii
erotycznych, którymi oplątałam go na zimno, z całą świadomością. Wydobyłam z niego
wszystko na wierzch. Mówił mi rzeczy tak dziwne, że zdawało mi się, iż lecę w jakąś małą
dziurkę bez dna, że patrzę w oczy samej Nicości, pozbawione zupełnie wyrazu.
POTWÓR I
On ma chwile strasznego sentymentalizmu, jak każdy zresztą prawdziwy siłacz duchowy i
komediant. Ale to nie są tak zwane realne uczucia.
POTWÓR II
Musisz mu pomóc w chwilach tych, Janulko, a nie być dlań obcą i daleką. Kochaj w nim
na zimno iskrę nieświadomości, która jest naciągnięciem sprężyn tego mózgu – opętanego
samym sobą, potwora nadludzkiej wprost przenikliwości co do dziejów świata.
JANULKA smutnie
Może go nigdy już nie zobaczę? Nie przebaczyłabym ci tego, mój papusiu. Jedyny błędny
rycerz na całym widnokręgu świata!
POTWÓR I
Zobaczysz go, zobaczysz na pewno – ale we wklęsłym zwierciadle twej własnej pustki,
jako rzut odniesiony do urojonych współrzędnych Der Zipfla – raczej sam urojony układ
odniesienia.
FIZDEJKO
Nie męczcie nas choć tutaj. Tajemnica naszego przyjazdu do tej leśniczówki zadręcza
mnie formalnie aż do nudności. Chcę dziś, jak nigdy dotąd, uwierzyć w materializm
dziejowy i ani rusz nie mogę.
POTWÓR I
Wspomnij ostatnią koronę świata, ostatnią zamkniętą kulturę, ostatnią myśl na przełęczy, z
której ludzkość – och, przepraszam: wszystko jedno co – stoczy się pod swój własny wóz,
jadący na hamulcach z niezmierzonej góry niebytu.
POTWÓR II
Wspomnij na wcielenie wszystkich erotycznych mitów w duszy biednej Janulki. Jesteście
jedyni, jak i on: Mistrz. Przez Der Zipfla on dosięgnie was nawet na dnie śmierci.
FIZDEJKO
Ja nie mam siły nawet na samobójstwo, a umęczony jestem samym sobą aż do zdechnięcia.
I mimo to czuję się młodzieńcem, który może się nawet zakochać.
Daleki dźwięk rogu.
POTWÓR I
To on. Znalazł nas.
DER ZIPFEL wstając
Nareszcie rozpocznie się seans. Jesteście wszyscy duchami. Pamiętajcie o tym dobrze.
Dźwięk rogu dużo bliżej.
FIZDEJKO
18
Strona 20
A więc i tego mi nie oszczędzono! Ja, który całe życie brzydziłem się spirytyzmem, ja,
który nie wierząc w duchy, stworzyłem najidiotyczniejszą w świecie biologiczną teorię ciał
astralnych – ja mam być duchem na seansie! (zakrywa twarz rękami) Co za upokorzenie!
JANULKA
Dopiero teraz dowiemy się, kim naprawdę jesteśmy. Ja niewiele wiem o życiu, ale myślę,
że można przeżyć je całe nie znając siebie zupełnie. Chyba że zajdzie jakiś fakt
demaskujący. Jeśli on znajdzie nas aż tu, przeznaczenie nasze będzie jasne. Musimy
stoczyć się aż na samo dno, jak kamień, kiedy puszczony ze szczytu stacza się w dolinę.
Dźwięki rogu tuż za drzewami na prawo i trzask łamanych gałęzi. Wbiega Mistrz, ubrany jak
do polowania. Na ramiona narzucony ma biały płaszcz, jak w akcie I. Za nim w strojach
myśliwskich: v. Plasewitz, księstwo de La Tréfouille i Glissander – dalej dwunastu Bojarów w
kożuchach. Przelatują wszyscy na lewo nie widząc nikogo i skupiają się przy drzwiach
szałasu.
MISTRZ do Der Zipfla
Gotowe, naczelniku?
DER ZIPFEL
Tak jest, panie hrabio. Nie żyją wszyscy na pewno. Możemy rozpocząć seans natychmiast.
Wszyscy włażą do szałasu i siadają dookoła ognia. Mistrza widać en face w głębi,
oświetlonego żarem od dołu. Der Zipfel staje przy drzwiach wewnątrz, wychyla się i wywołuje
duchy.
DER ZIPFEL uroczyście
Duchu kniazia Fizdejki, ukaż się!
Fizdejko wstaje jak automat i krokiem zahipnotyzowanego podchodzi ku drzwiom szałasu.
Postać jego rysuje się ciemno na tle krwawo pałającego wnętrza.
FIZDEJKO
Jestem. Jest to szczyt upokorzenia. Nie ręczę, czy nie udaję ducha na seansie. Ale powiem
to, co powiedzieć muszę. Męczę się potwornie niedosytem samego siebie. Chciałbym być
wszystkim: objąć cały wszechświat, zdobyć wszelką wiedzę zupełnie sam – po raz
pierwszy. Przekleństwo pożartych kultur dławi mnie jak zmora. Chciałbym też być artystą
we wszystkich rodzajach sztuki i sam stworzyć wszystko, co tylko było i może być przez
wieczność całą w sztukach tych stworzone. Chciałbym być jednocześnie żebrakiem i tym,
który rzuca mu z nadmiaru bogactwa marną sztukę złota. Chciałbym żyć własnymi
trzewiami i pożreć się do ostatniej kości, a potem rozbłysnąć duchem we wszystkich
mgławicach i słońcach nieskończonej, amorficznej przestrzeni.
MISTRZ
Przez najwyższą komplikację do zwierzęcej prawie prostoty i siły – to jest nasza zasada.
Będziesz nasycony, duchu Eugeniusza Fizdejki.
Ptasi śmiech Potworów. Fizdejko znika, tzn. zapada się w zapadnię u drzwi szałasu.
DER ZIPFEL
Teraz Janulka. Prędzej. Fluid się wyczerpuje.
Janulka jak automat podchodzi na miejsce Fizdejki, rzucając po drodze przetak.
MISTRZ
19
Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklam, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym.
Czytaj więcejOK