wszystkowporzadk00wick

Szczegóły
Tytuł wszystkowporzadk00wick
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

wszystkowporzadk00wick PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie wszystkowporzadk00wick PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

wszystkowporzadk00wick - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 mm Strona 2 Strona 3 Wszystko w Porzdku Farsa w jednym akcie Napisana przez Norberta Wickiego Cena 50 centów. NAKADEM AUTORA CHICAGO, ILLINOIS. Strona 4 Strona 5 Wszystko w Porzdku Farsa w jednym akcie Napisana przez Norberta Wickiego € NAKADEM AUTORA CHICAGO, ILLINOIS. Strona 6 1t ?& ;> OSOBY: BJanschard. Klara, jego ona. Klimka, ich pokojówka. Lambertin, prokurator. Grimon. Walerin. Scena przedstawia pokój elegancko umeblowany, jedno wejcie gówne z prawej, z lewej wyjcie do dalszych po- koi. Umeblowanie przedstawia damsk sypialni. b/ (gCI.D 25319 Strona 7 Copyright by Norbert Wicki, 1911, Chicago, III Strona 8 Tego autora KWIAT HUMORU Zbiór wesoych kupletów Cena 50c Strona 9 ! SCENA I. Klimka: (wybiega z pokoju na dzwonienie, scena ciem- i:a) • (do siebie): To z pewnoci on! Kto tam? Walerin: (za scen): To ja Walerin. Klimka: (wyglda przez okno i mieje si). Walerin (za scen) : Z czego ty si miejesz? Klimka: A z tego cienija, co za tob stoi. Walerin: Ale to nie cie, to jest mój bogaty wujek, który ze mn tutaj przyszed. Klimka (do siebie) : Po co nam byo dzisiaj wujka? (Do Walerina) : A po co go dzisiaj przyprowadzi? Walerin (zniecierpliwiony) : Wszystko ci opowiem, jak bd \v pokoju. A teraz prdko, ostronie otwieraj Klimka: Ju otwieram (otwiera drzwi gówne). 5 Strona 10 SCENA II. (Wchodz: Walerin, Grimem. Walerin wita si czule z Klimka). Walerin: Chwaa Bogu, emy si tutaj ju raz do- stali ; Hucz od bramy przyda si. Grimon (kicha.) : Hepci! przeklty katar (rozglda si). Klimka: No, a teraz powiedz mi, poco ty dzisiaj wzi swego wujaszka ze sob? Walerin: A wanie przedstawi ci go (przedstawia) mój wujek Grimon, moja narzeczona Klimka. Grimon: Hepci! przeklty kteitar. Bardzo mi przy- jemnie. Walerin. Wiesz, mój wuj jest bardzo bogatym czo- wiekiem, a ja jestem jedynym jego spadkobierc. Grimon. Ma racy mój bratanek, on dostanie po mnie wszystko. Hepci przofclty katar. No, ja wam moje dziat- ! ki nie bd przeszkadza, pójd do drugiego pokoju, a wy sobie tutaj pomówcie. Hepci przeklty katar. (Wycho- ! dzi) Walerin (podczas ostatnich sów Grimona ciska i pie- ci Klimk) Wiesz Klimka, : ja tak tskniem za tob! (cauj si). Klimka. A ja za tob! (cauj si). Grimon (który w drugim pokoju otwiera wszystkie zamki, spuszcza przypadkowo motek) : Klimka (z przestrachem): Oj! joj ! co to jest? Walerin. To nic, to mój biedny wujek musia si O co potkn. Klimka. Ach tak, prawda, e tam ciemno, ale po co ty go przyprowadzi wanie dzisiaj? kiedy wszystko byo- by w najwikszym porzdku! 6 Strona 11 ! Walerin. Ale on nam wcale przeszkadza nie b- dzie en jest bardzo zajty, to. to jest bardzo dyskretny . . chciaem powiedzie. Ale powiediz-no Klimcio, my si bar- dzo kochamy, nie prawda? Grimon (wystawiajc gow z drugiego pokoju) Ja : wprawdzie niewiem co mój szlachetny siostrzeniec powie- dzia, ale co powiedzia, to jesit prawda. On ju nawet od 15 dni nic nie pi, tylko cigle myli o pani. Klimka. Ale my si znamy dopiero od omiu dni Grimon. To nic nie szkodzi, moje kochanie, ja daj wam moje bogosawiestwo z góry (pacze) prosz was, i uczycie mnie dziadkiem. Walerin: Ale dobrze, dobrze. Grimon. Ale wy tu licznie urzdzeni? a co tam ma- cie w tych szufladach? (wskazuje na, komod). Klimka, Tam ley caa biuterya mojej pani. Grimon. Tak?!? Klimka. Tak. Grimon. Wiecie co, moje dzieci, ja jestem bardzo zmczony, wobec tego ja si troch przedrzemi na tej ka- napce. A wy idcie sobie tam (wskazuje na wjcie do re- szty pokoi). No, idcie, idcie! (wypycha ich za drzwi). Klimka. Ale idziemy, idziemy ! SCMA III. Grimon. Wszystko w porzdku ! (patrzy za nimi przez dziurk od klucza, nastpnie wyjmuje ze swojej to- rebki podrónej rozmaite wytrychy, otwiera szuflad, wyj- muje wszystkie kosztownoci pakuje je do swojej torby. i W tern sycha dzwonek, Grimon zostawia szuflad do po- owy otwart i odskakuje z torb zmieszany). SCENA IV. (Walerin i Klimka wpadaj). Klimka. O jej ! Boe co ja zrobi? to moja pani, co ja z wami zrobi? Walerin. To dobre, co ona z nami zrobi? 7 Strona 12 Grimon.Tylko spokojnie, tylko spokojnie, ty Wn- — lerin wa pod óko, tak dobrze tutaj a ty id dziecko ! — kojnie otwórz pani powiedz, izaspaa, a ja si tu- e taj rozgoszcz (wazi za ekran) po domowemu. Hepci przeklty katar Klimka. Dobrze (idzie do drzwi, otwiera, wchodzi Klara, i Lambertin). SCENA V. (Klimka, Klara, Lambertin). Klara. Taik dugo trzeba na ciebie czeka?! (do Lam- jertina) prosz bliej. : Klimka (zmieszana): Ja... ja... prosz pani zaspa- am. Tego wanie nie powinna bya uczyni (pa- Klara. trzy na ni): co? mój neglerz?! (do Lambertina) popatrz : pan. croa. ubraa si w mój neglerz. Klimka (tómaczc si): To ja prosz pani... Klara. No no, no no! ju my o tern pomówimy, a te- raz moesz odej! Klimka (zmieszana) Pani tutaj chce zosta? czy nie 1 epiej moe byoby tam... Klara. Nie, my tutaj zostajemy (zblia si do Klini- ki i mówi pógosem) : Ani sówka memu mowi Daruj ! ti neglerz. (Gono) A : teraz id, jeste nam niepotrzebna. Klimka (wychodzi ogldajc si ze strachem) SCENA VI. Klara. No, nareszcie sami ! prosz niech si pan roz- bierze. Lambertin (zdumiony) : A pani nied}-spozycya, migre- na, inaczej bybym pani a do pokoju nie odprowadzi. Klara (miejc si) : Ale ja nie mam adnej migre- ny, jestem cakiem zdrowa. To bya tylko wymówka. Lambertin. Tern lepiej, wic ju mog odej? Strona 13 Klara. Dlaczego odej? Wic pan tutaj po to przy- szede, eby odej? Lambertin. Bo musz prosz ! pani. Klara. Wic pan stanowczo nie zdecydujesz si zo- sta ;' Lambertin. Naturalnie, e nie, prosz pani. Teraz jest roc, jakby to wygldao? Klara.. A wic prosz (wskazujc mu drzwi). Lambertin. Pani!? (kania si i chce odej). Klara (przyskakuje do niego i zdziera z niego zarzut- k) : Nie! nie! nie! panie Lambertin, pan zostaniesz! (sia- da na kanapie) : prosz niech pan siada. No, prosz! Lambertin. Ale pani (siada na drugim brzegu bar- dzo zakopotany). Klara. Mamy dzisiaj adn pogod, nie prawda? Lambertin. Tak, prosz pani Klara (przysuwajc si do niego, bierze go w swoje objcia, on stara si od niej uwolni) : Kocham pana, pa- nie Lambertin Ale prosz pani! ja... (zakopotany) ja Lambertin. pani take bardzo lubi, ale ja sdz, e pani stanowczo jest dla mnie za ostr (stara si cofn). Klara. Tak, tak, panie Lambertin, kocham pana z ca- ego serca, od chwili kiedy pana poznaam, staraam si nawet by na wszystkich paskich rozprawach, w których prokurator oskarae i nienawidziam wszystkich pa>n j'iko pdwokatów, którzy przeciwko panu wystpowali. Lambertin. Ale ja równie pani lubi, a nawet ko- cham, ale pani m? Klara. Mój m? wyjecha. Lambertin. Ale tern samem nie przesta by pani mem, Klara. I to pana krpuje? Nie, nie, panie Lambertin, pan nietylko w sdzie, ale w yciu jeste tym strasznym prokuratorem. szne ! Wic pana nrój i m krpuje? To mie- 9 Strona 14 ! ! ! ! ! ! ! Lambertin. Najturalnie,, prosz pani, paragraf 343, linia c, „uwodzenie matek". ustp d, Klara (zatykajc mu usta): Ale panie Lambertin przesta pan. Czy adnemu z paskiej rodziny nic po- dobnego si nie zdarzyo? Lambertin (wtsaje). Ale prosz pani, ja pochodz z rodziry bardzo ostrych zasad. Wyobra sobie pani, mój dziadek nie mia adnego stosunku z matk, mój brat nie mia adnego stosunku z ratk, moja siostra nie miaa adnego stosunku z matk, mój ojciec, no o tym mowy niema, by za rycerski, posiada kochanki. Klara. W takim razie paski papa zdradza pask mam. Lambertin. Ale nie, prosz pani. Klara. O ! naiwnoci ! Ale tak, prosz pana Lambertin. A! tak, tak przypominam sobie, paragraf 192' b, linia c, ustp d. Klara (namitnie go cauje). Tak, tak, panie Lamber- tin, dusz kocham pana ciaem i ! ! Lambertin (wyrywajc si). Jeeli mog* prosi, to tylko dusz ! ! Klara (wstaje i siada na fotelu i zwracajc uwag na swój bucik, mówi) : Panie Lambertin, zdejmie mi pan ten bucik? Lambertin. O jej! (na stronie): paragraf 343 a, li- nia ustp d. byo nie byo?! (do niej): Z najwiksz c, przyjemnoci (biorc jej nók) A wiesz Klaro, ja tak : lubi tak nók, tak ma, tak pikn, tak zgrabn. (Wybucha): Klaro! kochani ci (obejmuje j cauje). i Grimon ekranem) Hep ci hepci (za : ! To ci m Lambertin (odskakujc z przestrachem) Klara pani (przestraszona): Z pewnoci mój : z m! pewno- Lambertin. Musi by gdzie koo kanapki Klara. Ale ja dopiero siedziaam na kanapce, tam luema nikogo. 10 Strona 15 Lambertin. To moe pod ókiem (zaglda pod óko i spostrzega bucik). (Do Klary) : Jakie bucik*. Dobry wie- czór panu. Walerin (wesoo). Dobry wieczór panu. Lambertin. Nazywam si Lambertin. Walerin. Nazywam si Walerin. Lambertin (wyciga go za nogi z pod óka, przypa- trujc mu si: Jakto? Wic pan nie jeste panem Blan- scha^d? Walerin. Jeszcze nie, ale mog nim' by, jak bdzie potrzeba. Larribertin. W takim razie czego pan tu chcesz? (zwra- ca si do Klary, która z przestrachem spostrzega otwar- t szuflad). (Walerin ucieka do drzwi). Klara. Gdzie s moje kosztownoci? Trzymaj go pan, to zodziej Lambertin (chwytajc go za konierz) : Pan jeste Powiedz pan natychmiast, gdzie zk>d?iej ! s skradzio- ne kosztownoci? Walerin (przestraszony) Jta. ich : nie mam, to wzi tamten (z za ekranu wyazi Grimon). SCENA. VII. Grimon (przystpujc bliej) Hepci przeklty : ! katar! Dobry wieczór, panie prokuratorze. Lambertin, A to ty Grimolin?! Grimon. Tak, panie prokuratorze, w sdzie nazywam -si Grimolin, poza sdem Grimon. Lambertin. iHa to ty! stary otrze! to dopiero przed ! dwoma tygodniami kiedy stawae przed sdem oskaro- ny o kradzie, uwolniem ci, z powodu braku dowodów, a ty . . . Grimon. Nie, panie prokuratorze, pan mnie nie uwol- nie, to mój obroca wskóra, zostaem uwolniony, bo e pan proponowae trzy lata. a 11 Strona 16 ! ! Klara. Co. wy si znacie? Grimon. Tak, my si znamy ze sdu, zwykle scho- dzimy si urzdowme, teraz jednak zeszlimy si prawdzi- wie prywatnie. Klara (nerwowo z przestrachem) : Ale panowie nam nic zego nie zrobicie? Lambertin. Niech si pani nie obawia, to s proci zodzieje, to nawet nie zbóje. Klara. Co pan zamylasz z nimi uczyni? Lambertin. Co? zrobi ich nieszkodliwymi, zatelefo- nuj zaraz po policy. Gdzie jest telefon? Klara. W przylegym pokoju. Grimon. Litoci panie prokuratorze ! Lambertin. Co? litoci!? (urzdowym gosem): Dla ludzi, si wkradaj do obcego domu, lub mieszka- którzy ria, aby ograbi zrabowa skarb waciciela paragraf 612 i ustawa karna, niema litoci Grimon. A wic sdzi pan, e nie lepiej byoby, gdy- bymy sobie ztd poszli? Lambertin. O dalsz wasz drog, to ju ja si po- staram. A nie próbujcie ucieka. (Telefonuje w drugim pokoju). Grimon (do Walerina) : Oho! ju nas ma! Walerin. Nie ma nawet co ucieka, bo i tak nasz firmc znajdzie!? Lambertin (wpada): Paski rn przy telefonie! Klara. Mój m scena): Tataj Klara! jestem okropnie ? (wybiega do telefonu, zmczona, tutaj s sycha za. zodzieje! co? tak! (Wpada) Ach p'anie, jaik m przyjdziesz, przychodzi! wszystko ci opowiem! m : Lambertin. Pani idzie? w takim razie ja tuta; zosta nie mog. Ju odchodz, pani! (chce odej). Grimon (zachodzc mu drog) Pan tu zostaniesz, pa- : nie prokuratorze Lambertin. Nie mam czasu! Co zamylasz uczyni? 12 Strona 17 . ! ! Grimon (urzdowym gosem, jak poprzednio prokura- tor) • Dla ludzi, którzy si wkradaj do obcego mieszka- nia, aby gospodarzowi podstpnie zrabowa jego najdro- szy skarb (patrzy z ukosa na Klar) i spokój domowy, pa- ragraf 5678 ustawy karnej — niema ucieczki Larribertin Kiedy ja koniecznie musz (wcieky) : o- dej! Czy ustpisz mi stary otrze z drogi? czy nie? Grimon. Tylko spokojnie panie prokuratorze, tylko spokojnie. Mymy si tutaj zakradli, aby popeni zwyk, ordynarn kradzie, o której ani mówi nie warto, ale pan, panie chciae zrajbowa najwikszy, naj- prokuratorze, droszy skarb waciciela, to jest spokój domowy. Pan nas potpiasz, a jeste jeszcze wikszym zodziejem jak my! Panowie przysigli! Pan jeste jeszcze wikszym zbrodniarzem jak my ! panie kolego Lambertin. Ha! ty stary otrze, jak miesz?! Grimon. Tylko niech si pan nie unosi (sycha dzwo- nek, Klimka drzwi otworzy). leci Lambertin (prawie pacze) : Co ja teraz zrobi? Grimon. Spu si pan na moj dugoletni prakty- k, ju ja pana z tego sosu wycign. Blanschard (za scen do Klimki) Co to za gosy m- : skie? gadaj! ja ci zabij! ja was wszystkich zabij!!! SCENA VIII. Blanschard (wpada): Co widz, a trzech mczyzn?! Klara. To s . . Blanschard. Milcz ! ! ! Kto s ci mczyni ? Klara. Ja. ci to wanie chc wytómaczy, to byo tak. Podzas mojej nieobecnoci zakradli si zodzieje... Blanschajrd. A. wic rzeczywicie zodzieje. A ja my- laem, e to' kochanek, no ten byby ztd ywy nie wy- szed; Lambertin (na stronie) : To jabym by adnie wy- glda. 13 Strona 18 Blanschard. Ha! zbóje! A jacy eleganci!? zodzieje ostatniej mody. Co widz, jeste ubrana, nie byo ci w domu? Grimon. To byo mianowicie tak. Ja jestem komisa- lzem policyi. Blanschard. Wic policya ju jest tutaj? Grimcn. Tak jest Policya jest zawsze wszdzie. i Wanie zostalimy uwiadomieni przez szanown dobro- dziejk, e ci dwaj zodzieje (wskazuje na prokuratora i Walerina) maj przyby. Skryem si wic tutaj i wy- czekiwaem stosownej chwili, nie dugo czekaem, wa- i nie udao mi si ich w sam por przytrzyma. O ten ! (wskazuje na prokuratora) to jest najwikszy zodziej, ja sam widziaem jak wyciga swoj zbrodnicz po pa- ap ski najdroszy skarb kosztownoci! i Blanchard (podaje mu rk): Dzikuj panu! dzi- kuj! (przedstawia si): jestem Blanschard, dyrektor to- warzystwa ubezpiecze na wypadek kradziey. Grimon. Prosz bardzo ! Prosz ! Blanschard. Wyobra pan sobie, jak by mi byo przy- kro sprawio, gdyby si kradzie wanie u mnie w do- mu bya udaa, wszystkie pisma humorystyczne kpiyby sobit ze mnie Jeszcze raz panu komisarzowi ! licznie dzikuj. Czy mógbym prosi o moje... Grimon. O co? o co? Blanschard. O moje kosztownoci. Grimon. O nie, te mi ! s potrzebne do dalszego le- dztwa jako (pyta prokuratora) jako. : . . Lambertin. Corpus delicti paragraf 612 ustawa karna. Grimon. Corpus delicti paragraf 612 ustawy karnej. Blanschard. Dobrze, dobrze, u pana one zupenie s bezpieczne. Grimon. Jestem o tern najmocniej przekonany. Blanschard. panu licznie dzikuj, Jeszcze raz a prosz odwied nas pan wkrótce, cay mój dom stoi dla pa- na otworem. 14 Strona 19 Grimon. Jestem mocno zobowizany postaram si i wkrótce skorzysta z zaproszenia, a teraz w drog z tymi paniczykami (Blanschard podaje mu zarzutk cylinder i prokuratora, Grimon si z dum ubiera, Walerin ucieka p erwszy, a kaniajcego si prokuratora, Grimon wyrzu- ca za drzwi, potem kaniajc si): Pani! Panie! Blanschard. Panie Klar'a. Panie! Grimon (wychodzi z pomp, Blanschard zamyka za nim drzwi). SCENA IX. Blanschard. A wiesz, to bardzo sympatyczny czowiek,, ten komisarz policyi. Klara. Tak: musiu ! Ale ty jeste niegrz czny?! Blanschard. Wybacz oneczko, e miaem tak gupie podejrzenie wobec ciebie, ale pojmujesz mój niepokój, ten g?os mski przy telefonie, ale to si ju wicej nie powtó- rzy Nie prawda ?Temz iest miedzy nami wszystko w po- rzdku? Klara. O tak! Wszystko w porzdku (cauj si). (KURTYNA). 15- Strona 20 SEP !f 1911