Zwrptnik Koziorozca - Henry Miller
Szczegóły |
Tytuł |
Zwrptnik Koziorozca - Henry Miller |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zwrptnik Koziorozca - Henry Miller PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Zwrptnik Koziorozca - Henry Miller PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Zwrptnik Koziorozca - Henry Miller - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Henry Miller
ZWROTNIK KOZIORO CA
W WAGONIE JAJNIKÓW
HISTORIA CALAMITATUM
(Historia moich niedoli)
Zdarza si cz sto, e przyk ady daleko skuteczniej ni
owa potrafi wznieca lub koi ludzkie uczucia.
Dlatego to natchn wszy ci ju niejak otuch w
rozmowie naszej, postanowi em jeszcze z oddali napisa
do ciebie list w nie o samych nawiedzeniach
nieprzyjaznego mi losu, a eby si podniós na duchu i
uznawszy, e do wiadczenia twoje w porównaniu z
moimi albo w ogóle na miano cierpie nie zas uguj , albo
bardzo znikome, cierpliwiej je znosi
PIOTR ABELARD
Strona 2
Skoro kto raz si pozby upiora, wszystko nast puje z niezachwian pewno ci ,
nawet po ród chaosu. Od pocz tku by tylko i wy cznie chaos - p yn, który mnie omywa i
który wch ania em skrzelami. W substracie, gdzie ksi yc rzuca jednostajny, mleczny blask,
królowa spokój i p odno ; wy ej natomiast rozbrzmiewa y wa nie i zgie k. We wszystkim
natychmiast dopatrywa em si przeciwie stw, sprzeczno ci, mi dzy za rzeczywisto ci i
nierzeczywisto ci - ironii, paradoksu. By em swoim najwi kszym wrogiem. Nie znalaz oby
si nic, co pragn bym robi , a czego robi bym nie móg . Ju nawet w dzieci stwie, kiedy
niczego mi nie zbywa o, chcia em umrze : chcia em si podda , bo nie widzia em sensu w
walce. Czu em, e przed anie mojej egzystencji, o któr przecie nie prosi em, niczego nie
dowiedzie, nie przyczyni, nie doda ani nie ujmie. Wszyscy doko a mnie byli skazani na
pora ki, a je eli nie na pora ki, to na mieszno . Zw aszcza ci, którzy odnie li sukces.
Ludzie sukcesu nudzili mnie niepomiernie. Wspó czu em nieudolnym, chocia bynajmniej nie
z sympatii. Powodowa o mn czysto negatywne uczucie, pewna s abo , która rozkwita a na
sam widok ludzkiego nieszcz cia. Kiedy szed em innym z pomoc , nie udzi em si nadziej ,
e to polepszy ich sytuacj ; pomaga em dlatego, e nie potrafi em si temu oprze . Sama ch
zmiany stanu rzeczy wydawa a mi si czcza; by em przekonany, e nic si nie zmieni, chyba
e za spraw zmiany w sercu, ale kto zdo a zmieni serca ludzkie? Raz na czas który z moich
znajomych si nawraca - a mi si chcia o rzyga . Bóg nie by mi potrzebny bardziej ni ja
Jemu, a je eli w ogóle istnieje, jak sobie cz sto mówi em, spotkam si z Nim na ch odno i
splun Mu w twarz.
Najbardziej mi przeszkadza o to, e od pierwszego wejrzenia brano mnie zwykle za
cz owieka dobrego, yczliwego, szczodrego, lojalnego i wiernego. Mo e i mia em te
wszystkie zalety, ale je eli nawet, to tylko dlatego, e pozostawa em oboj tny - sta mnie
by o na dobro , yczliwo , szczodro , lojalno i tak dalej, bo by em wolny od zazdro ci.
Jednej jedynej zazdro ci ofiar nigdy nie pad em. Nigdy nikomu ani niczemu nie
zazdro ci em. Przeciwnie, dla wszystkich i dla wszystkiego czu em jedynie lito . Od samego
pocz tku musia em si przyucza , eby niczego zbyt gorliwie nie pragn . Od samego
pocz tku mia em pewn , aczkolwiek sztuczn niezale no . Nikt mi nie by potrzebny, bo
chcia em by wolny, chcia em robi i dawa wy cznie to, co mi podyktuje kaprys. Z chwil ,
gdy czegokolwiek ode mnie oczekiwano albo dano, natychmiast stawa em okoniem. Tak
nie posta przybra a moja niezale no . Innymi s owy, by em zepsuty, zepsuty, mo na by
rzec, od zarania. Zupe nie jak gdyby matka wykarmi a mnie trucizn i chocia wcze nie
odstawiono mnie od piersi, owa trucizna nigdy nie opu ci a mojego organizmu. Nawet kiedy
matka odstawi a mnie od piersi, zachowa em ca kowit oboj tno ; dzieci na ogó si buntuj
Strona 3
albo przynajmniej udaj bunt, a mnie to guzik obchodzi o. Ju w powijakach mia em natur
filozofa. Z zasady by em przeciwny yciu. Jaka to zasada? Zasada daremno ci. Wszyscy
doko a walczyli. Ja za je eli na pozór dok ada em stara , to wy cznie w tym celu, eby
komu sprawi przyjemno ; w g bi duszy gówno mnie to obchodzi o. A je eli kto zechce
mi wyja ni , dlaczego tak w nie by o, wszystkiemu zaprzecz , bo urodzi em si z
przekle stwem, którego nic nie wyma e. Pó niej, ju jako doros y cz owiek, dowiedzia em
si , e wyj cie mnie z ona matki przysporzy o im nie lada k opotów. wietnie to rozumiem.
Po co si niby rusza ? Po co wychodzi z mi ego, ciep ego miejsca, z przytulnego
schronienia, w którym wszystko dostaje si za darmo? Najwcze niejsze moje wspomnienie to
zimno, nieg i lód w rynsztoku, szron na szybach okiennych, ch ód zaparowanych zielonych
cian kuchni. Dlaczego ludzie mieszkaj w barbarzy skich klimatach strefy umiarkowanej,
jak si j nies usznie nazywa? Bo s z urodzenia idiotami, pró niakami i tchórzami. Dopiero
w wieku dziesi ciu lat zda em sobie spraw , e istniej "ciep e" kraje, ca e obszary, na
których nie trzeba wyciska z siebie siódmych potów, eby prze , ani te dr z zimna i
udawa , e to takie krzepi ce i weso e. Wsz dzie tam, gdzie jest zimno, mieszkaj ludzie,
którzy zaharowuj si jak dzicy, a kiedy wydaj na wiat potomstwo, prawi mu kazania o
pracy - która jest w gruncie rzeczy tylko i wy cznie doktryn bezw adu. Moi rodacy byli do
szpiku ko ci typami nordyckimi, a zatem idiotami. Wyznawali wszelkie nies uszne idee, jakie
kiedykolwiek objawiono. Po ród nich znalaz a si doktryna czysto ci, nie wspominaj c ju o
prawo ci. Byli czy ci a do znudzenia. Za to w rodku cuchn li. Ani razu nie otworzyli drzwi
prowadz cych do wn trza duszy; ani razu nie zamarzy o im si skoczy na o lep w ciemno .
Po obiedzie zmywano obowi zkowo naczynia i ustawiano je w kredensie; gazet po
przeczytaniu sk adano równiutko i k adziono na pó ; ubrania po upraniu prasowano,
sk adano w kostk i umieszczano w szufladach. Wszystko by o gotowe na jutro, tyle e jutro
nigdy nie nadchodzi o. Tera niejszo stanowi a jedynie pomost, i tak po dzi dzie wszyscy
cz na tym pomo cie wtóruj c j kom wiata, a aden z tych idiotów nie pomy li o
wysadzeniu owego pomostu w powietrze.
W swej goryczy cz sto szukam powodów, eby ich pot pi , po to by jeszcze bardziej
pot pi siebie. Gdy pod wieloma wzgl dami sam ich przypominam. Przez d ugi czas
uwa em, e uda o mi si zbiec, ale w miar up ywu czasu widz , e wcale nie jestem
lepszy, mo e nawet troch gorszy, bo przecie widzia em znacznie wyra niej ni oni, a mimo
to nie zdo em zmieni swojego ycia. Kiedy patrz na nie wstecz, wydaje mi si , e nigdy
nie zrobi em niczego z w asnej woli, jedynie pod naciskiem innych. Ludzie cz sto mnie
uwa aj za faceta dnego przygód; nic bardziej mylnego. Moje przygody zawsze by y
Strona 4
przygodne, zawsze mi narzucane, wcale ich nie podejmowa em, tylko musia em je znosi .
Stanowi kwintesencje owych dumnych, che pliwych nordyckich ludów, które nie mia y
najmniejszej smyka ki do przygód, a mimo to przetrz sn y ca ziemi , wywróci y j na nice,
zostawiaj c wsz dzie po sobie relikty i ruiny. Niespokojne duchy, lecz nie dne przygód.
Udr czone duchy, niezdolne do ycia dniem dzisiejszym. Wszyscy, jak jeden m , haniebni
tchórze, nie wy czaj c mnie. Albowiem istnieje tylko jedna wielka przygoda, mianowicie
wyprawa w g b siebie, gdzie nie licz si ani czas, ani przestrze , ani nawet czyny.
Raz na kilka lat ju , ju zbli em si do tego odkrycia, ale w typowy dla siebie
sposób zawsze si jako wymigiwa em. Kiedy usi uj znale dobr wymówk , przychodzi
mi jedynie do g owy otoczenie, znane mi ulice i zamieszkuj cy je ludzie. W ca ej Ameryce
nie potrafi wskaza takiej ulicy ani jej mieszka ców, którzy mogliby cz owieka doprowadzi
do odkrycia w asnej ja ni. Schodzi em ulice wielu krajów wiata, ale nigdzie nie czu em si
tak upodlony i upokorzony jak w Ameryce. W mojej g owie ca y ten g szcz ameryka skich
ulic sk ada si na jedn wielk kloak , kloak ducha, która wszystko wsysa i ods cza, a
zostaje wieczne gówno. Nad t kloak duch pracy macha sw czarodziejsk ró ; tu obok
siebie wykwitaj pa ace i fabryki, zak ady amunicji, przedsi biorstwa chemiczne, huty,
sanatoria, wi zienia i zak ady dla umys owo chorych.
Ca y ten kontynent to koszmar wytwarzaj cy nieprzebrane mnóstwo najwi kszych
nieszcz . By em sam jeden, odosobniony, po ród najwi kszego festiwalu bogactwa i
szcz cia (statystycznego bogactwa, statystycznego szcz cia), chocia nigdy nie spotka em
cz owieka, który by by naprawd bogaty albo naprawd szcz liwy. Ale przynajmniej
wiedzia em, e jestem nieszcz liwy, niebogaty, wytr cony z równowagi, wybity z rytmu. W
tym tkwi a jedyna moja pociecha, jedyna rado . Tyle e mi to nie wystarcza o. Dla mojego
spokoju ducha, dla mojego sumienia by oby lepiej, gdybym wyrazi jawnie swój bunt,
gdybym poszed za do wi zienia, gdybym tam zgni i umar . By oby lepiej, gdybym wzorem
tego szale ca Czolgosza zastrzeli jakiego zacnego prezydenta, cho by takiego jak w nie
McKinley, poczciw dusz bez wi kszego znaczenia, która nikomu nie wyrz dzi a
najmniejszej krzywdy. W g bi bowiem mego serca czai o si morderstwo; chcia em
zobaczy Ameryk w ruinie, zmiecion z powierzchni ziemi. Chcia em to zobaczy
powodowany wy cznie pragnieniem zemsty, jako zado uczynienie za zbrodnie pope nione
przeciwko mnie i innym, mnie podobnym, którzy nigdy nie umieli podnie g osu, eby
wykrzycze w asn nienawi , w asny bunt, uzasadnion dz krwi.
By em z ym owocem z ej ziemi. Gdyby ja nie by a niezniszczalna, owo „ja", o
którym teraz pisz , ju dawno uleg oby zag adzie. Niektórzy mog to uzna za wytwór
Strona 5
wyobra ni, wszystko jednak, co wyobra nia mi dzisiaj podsuwa, zdarzy o si naprawd ,
przynajmniej mnie. Historia mo e temu przeczy , bo nie odegra em adnej roli w dziejach
moich rodaków, ale nawet je eli wszystko, co mówi , tr ci z wol , obfituje w uprzedzenia,
liwo ci, niech , nawet je eli nazwa mnie k amc i trucicielem, to i tak jest to prawda,
któr nale y prze kn .
A zatem, co si zdarzy o...
Wszystko, co si zdarza, o ile ma jak kolwiek wag , le y w naturze sprzeczno ci. A
do nadej cia tej, dla której pisz te s owa, wyobra em sobie, i odpowied na wszystko le y
gdzie na zewn trz, jak si to mówi, w samym yciu. Kiedy na Ni trafi em, wyda o mi si , e
apa em samo ycie, co , w co b si móg wgry . Tymczasem ycie ca kiem wymkn o
mi si z r k. Si gn em, by móc si czego uchwyci ... i nie znalaz em nic. Kiedy jednak
si ga em, eby si zahaczy , przytrzyma , ja, pozostawiony na mieli nie, znalaz em wszak
co , czego wcale nie szuka em - siebie. Odkry em, e przez ca e ycie nie pragn em
bynajmniej - je eli te zabiegania innych nazwa yciem - lecz wyrazi siebie.
Uprzytomni em sobie, e nigdy w najmniejszym stopniu nie interesowa o mnie ycie, tylko
to, czemu si w nie oddaj , a co biegnie równolegle do ycia, z niego si wywodzi, a
jednocze nie zarazem poza nie wykracza. Prawda czy nawet rzeczywisto ma o mnie
ciwie interesuj ; interesuje mnie natomiast w asne o nich wyobra enie, które dzie w
dzie musia em w sobie t umi , aby móc . Mniejsza o to, czy umr dzisiaj, czy jutro, nigdy
mnie to zreszt nie obchodzi o, boli mnie natomiast i napawa gorycz fakt, e nawet dzisiaj,
po latach prób, nie mog powiedzie tego, co naprawd my i czuj . Od wczesnego
dzieci stwa trwam w pogoni za tym widmem, nic mnie nie cieszy, niczego nie pragn , jak
tylko tej si y, tej zdolno ci. Wszystko inne jest k amstwem - wszystko, co dot d robi em b
mówi em, a co nie by o podporz dkowane temu jednemu jedynemu celowi. Innymi s owy,
lwia cz mojego ycia.
By em sprzeczno ci , jak si to mówi, z natury rzeczy. Brano mnie za cz owieka
powa nego i szlachetnego, albo weso ego i lekkomy lnego, albo szczerego i uczciwego, albo
nonszalanckiego i beztroskiego. Mia em wszystkie te cechy naraz, ponadto mia em co
jeszcze, czego nikt by si nie spodziewa , a ju najmniej ja sam. W wieku sze ciu czy siedmiu
lat siadywa em na awce w warsztacie dziadka i czyta em mu przy szyciu. Pami tam go
bardzo wyra nie w tych chwilach, kiedy przyciskaj c obur cz gor ce elazko do szwu
Strona 6
marynarki sta zapatrzony t sknie w okno. Pami tam wyraz jego twarzy, kiedy tak sta
zatopiony w marzeniach, lepiej ni tre czytanych przeze mnie ksi ek, lepiej ni
prowadzone przez nas rozmowy czy moje uliczne zabawy. Zachodzi em w g ow , o czym tak
marzy, co go tak ci gnie na zewn trz. Nie potrafi em jeszcze wówczas ni na jawie. Zawsze
mia em klarowny umys , em dan chwil , by em posk adany. Jego marzenia bardzo mnie
fascynowa y. Wiedzia em, e odrywa si od tego, co akurat robi, e nie my li wtedy o
adnym z nas, e pogr a si w samotno ci, a zatem jest wolny. Ja za nigdy nie pogr em
si w samotno ci, najmniej zreszt wtedy, kiedy by em sam. Zawsze, odk d pami tam,
mia em towarzystwo: przypomina em kawal tek du ego sera, zapewne wiata, chocia nie
zaprz ta em sobie g owy takimi my lami. Wiem jednak, e nigdy nie istnia em poza nim,
nigdy nie uwa em siebie - e si tak wyra - za du y ser. Nawet wi c kiedy mia em
powody do nieszcz cia, do narzeka i p aczu, ulega em z udzeniu, e uczestnicz we
wspólnym, powszechnym nieszcz ciu. Kiedy p aka em, p aka ca y wiat - przynajmniej tak
mi si zdawa o. Zreszt p aka em bardzo rzadko. Przewa nie by em szcz liwy, mia em si ,
dobrze si bawi em. A dobrze si bawi em, poniewa , jak ju powiedzia em, naprawd gówno
mnie to wszystko obchodzi o. em w prze wiadczeniu, e je eli co sz o mi nie tak,
wsz dzie sz o nie tak. Sz o za na ogó nie tak wówczas, kiedy cz owiek zanadto si
przejmowa . Wykoncypowa em to sobie bardzo wcze nie. Pami tam chocia by przypadek
kolegi z dzieci stwa, Jacka Lawsona. Ch opak le przez ca y rok w ku, przechodz c
najgorsze m czarnie. By moim najlepszym przyjacielem, a w ka dym razie tak si o nim
mówi o. Z pocz tku pewno by o mi go al, nawet od czasu do czasu wpada em do jego domu,
eby o niego zapyta ; ale po miesi cu czy dwóch ca kiem si uodporni em na jego cierpienie.
Powiedzia em sobie, e ch opak musi przecie umrze , wi c im pr dzej, tym lepiej, co
pomy lawszy zacz em si stosownie do tego zachowywa , innymi s owy, natychmiast o nim
zapomnia em, pozostawi em go na pastw losu. Mia em wtedy najwy ej dwana cie lat,
pami tam, jaki by em dumny z tej decyzji. Pami tam te pogrzeb - co za po owania godna
impreza. Zgromadzili si tam wszyscy, koledzy i krewni, zawodz cy nad marami niczym
stado chorych ma p. Zw aszcza ta jego matka wnerwi a mnie jak ma o kto. By a to wielce
uduchowiona osoba, rzadki okaz, cz onkini, je li si nie myl , Stowarzyszenia Nauki
Chrze cija skiej, i chocia nie wierzy a ani w chorob , ani w mier , podnios a taki rwetes, e
chyba sam Pan Jezus powsta by z grobu. Tylko nie jej ukochany Jack! Nie, Jack le tam
zimny jak lód, sztywny, nieczu y na jej wezwania. Ponad wszelk w tpliwo by trupem.
Wiedzia em o tym i bardzo mnie to cieszy o. Nie uroni em z tego powodu niepotrzebnych ez.
Nie mog em powiedzie , e mu teraz lepiej, bo przecie "on" ju nie istnia . On znik , a wraz
Strona 7
z nim cierpienia, jakie musia przej i jakie mimo woli sprawi innym. Amen! -
powiedzia em sobie w duchu, po czym ogarni ty lekk histeri pu ci em g no b ka tu przy
trumnie.
To ca e nadmierne przejmowanie si - o ile pami tam, udzieli o mi si dopiero
wówczas, kiedy si po raz pierwszy zakocha em. A i wtedy zbytnio si nie przejmowa em.
Gdybym si naprawd przejmowa , nie móg bym tu teraz o tym pisa ; ju dawno umar bym
ze z amanym sercem albo zawisn bym przez nie na stryczku. Samo to prze ycie kry o w
sobie co z ego, gdy nauczy o mnie w k amstwie. Nauczy o mnie u miecha si , mimo
e wcale nie mia em ochoty na u miech, pracowa , mimo e nie wierzy em w prac , ,
mimo e nie mia em powodu dalej . I nawet wtedy, kiedy J dawno zapomnia em,
pozosta mi nawyk robienia tego, w co nie wierz .
Jak ju powiedzia em, od pocz tku by tylko chaos. Czasem jednak zbli em si tak
bardzo do rodka, do samego sedna owego zam tu, e a dziw bierze, i nic wokó mnie nie
wybuch o.
Przyj o si wszystko sk ada na karb wojny. O wiadczam, e wojna nie wywar a
najmniejszego wp ywu ani na mnie, ani na moje ycie. Kiedy inni zabiegali o wygodne
synekury, ja si ima em kolejnych n dznych prac, a w adnej nie zagrza em miejsca do
ugo, eby utrzyma równowag cia a i duszy. Zwalniano mnie równie pr dko, jak
zatrudniano. Na brak inteligencji nie narzeka em, a mimo to budzi em nieufno .
Gdziekolwiek si znalaz em, wsz dzie sia em niezgod - nie dlatego, ebym by idealist , ale
dlatego, e niby reflektor obna em na ka dym kroku g upot i daremno wysi ków. Nie
by em przy tym rasowym lizydupem. A to ju z ca pewno ci przekre la o moje szanse.
Kiedy ubiega em si o prac , od razu rzuca o si w oczy, e guzik mnie obchodzi, czy j
dostan , czy nie. No i najcz ciej nie dostawa em. Po pewnym jednak czasie samo szukanie
pracy przerodzi o si dla mnie w zaj cie, eby nie powiedzie , w rozrywk . Zachodzi em tu
czy tam i pyta em o cokolwiek. By to mój sposób zabijania czasu - moim zdaniem
bynajmniej nie gorszy od pracy. By em sam sobie szefem, sam wyznacza em sobie godziny
urz dowania, tyle e w odró nieniu od innych szefów doprowadza em si wy cznie do
upadku, do bankructwa. Nie by em zjednoczeniem ani trustem, ani stanem, ani federacj , ani
administracj pa stwow - ju raczej przypomina em Boga.
Taki stan rzeczy utrzymywa si mniej wi cej od po owy wojny a do... no, do dnia,
kiedy wpad em w pu apk . Nadszed w ko cu taki dzie , kiedy zacz o mi strasznie zale
na pracy. Bardzo mi by a potrzebna. Nie maj c ani chwili do stracenia, zdecydowa em si
podj najpodlejsz prac pod s cem, mianowicie prac pos ca. Pod koniec dnia
Strona 8
wkroczy em do biura kadr towarzystwa telegraficznego - Kosmodemonicznego Towarzystwa
Telegraficznego Ameryki Pó nocnej - gotów na wszystko. Szed em w nie z biblioteki
publicznej, nios em wi c pod pach kilka opas ych tomów na temat ekonomii i metafizyki.
Ku mojemu wielkiemu zdumieniu odmówiono mi tej posady.
Odmówi mi tej pracy ma y konus, który obs ugiwa pulpit sterowniczy.
Najwidoczniej wzi mnie za studenta, chocia z mojego podania wynika o niezbicie, e
dawno uko czy em szko y. W yciorysie przypisywa em sobie nawet tytu doktora nauk
humanistycznych uniwersytetu Columbia. Fakt ten najwyra niej przeszed nie zauwa ony
albo wzbudzi podejrzenia owego konusa, który mnie odrzuci . Szlag mnie trafi , tym
bardziej, e po raz pierwszy w yciu mia em naprawd szczere zamiary. Musia em te
prze kn w asn dum , która jest, na swój sposób, ca kiem niema a. ona, jak zwykle,
wyszydzi a mnie i wy mia a. Ot, wykona em czczy gest - brzmia jej komentarz. Po em
si do ka, maj c nad czym rozmy la , noc up ywa a, a ja coraz bardziej si tym gryz em i
wpada em w coraz wi ksz z . Nie tyle bola o mnie to, e mam na utrzymaniu on i
dziecko; nikt nie daje cz owiekowi pracy tylko dlatego, e ten ma na utrzymaniu rodzin -
zd em si o tym a za dobrze przekona . Nie, dopiek o mi do ywego, e odrzucono mnie,
Henry V. Millera, wykwalifikowanego, nieprzeci tnego osobnika, który ubiega si o
najpodlejsz prac pod s cem. To mnie dobi o. Nie mog em tego przebole . Z samego rana
wsta em ca y w skowronkach, ogoli em si , w em najlepsze ubranie i pomkn em do
metra. Uda em si wprost do dyrekcji towarzystwa telegraficznego... na dwudzieste czwarte
pi tro czy gdzie tam mie ci y si klitki prezesa i wiceprezesów. Poprosi em o widzenie z
prezesem. Prezes by , ma si rozumie , w terenie albo te zbyt zaj ty, eby mnie przyj , ale
mo e zechcia bym si z aski swojej zobaczy z wiceprezesem czy raczej z jego sekretarzem.
Spotka em si z sekretarzem wiceprezesa, nieg upim, taktownym go ciem, powiedzia em mu
wi c to i owo do s uchu. Wy em swoje racje dyplomatycznie, nie unosz c si zanadto,
daj c mu wszak e do zrozumienia, e nie tak atwo mnie zby .
Kiedy podniós s uchawk i poprosi o po czenie z dyrektorem generalnym, zrazu
dzi em, e to jaki fortel, e b mnie tak odsy jeden do drugiego, a mi si znudzi. Gdy
tylko zacz mówi , natychmiast zmieni em zdanie. Kiedy dotar em do gabinetu dyrektora,
który si mie ci w innym, oddalonym nieco budynku, ju tam na mnie czekano. Rozsiad em
si w wygodnym skórzanym fotelu, przyj em jedno z podsuni tych mi du ych cygar. Ten
osobnik od pocz tku przejawia ywe zainteresowanie spraw . Poprosi , ebym mu
opowiedzia wszystko, cznie z najdrobniejszymi szczegó ami, nastawia tylko wielkie
ow osione uszy, eby pochwyci najmniejsze okruchy informacji, które mog yby poprze to
Strona 9
czy tamto, co mu si roi o w tej jego epetynie. Zrozumia em, e jakim trafem
wy wiadczy em mu doprawdy przys ug . Dawa em si ci gn za j zyk, aby zado uczyni
jego yczeniom, a przez ca y czas patrzy em tylko, sk d wieje wiatr. Podczas rozmowy
spostrzeg em, e facet coraz bardziej si do mnie przekonuje. Nareszcie kto cho troch we
mnie uwierzy ! Tylko tego by o mi trzeba, eby podj jedn z moich ulubionych kwestii. Po
latach bowiem uganiania si za prac zyska em w tej materii niejak bieg - wiedzia em
nie tylko to, czego mam nie mówi , ale te wiedzia em, jakie rzuca aluzje i napomknienia.
Wkrótce potem mój rozmówca wezwa zast pc , który musia wys ucha mojej opowie ci.
Zd em si ju zorientowa , w czym rzecz. Poj em, e Hymie - "ten ma y gud aj" wedle
okre lenia dyrektora - nie ma prawa si podszywa pod kierownika do spraw zatrudnienia.
Hymie uzurpowa sobie ten przywilej, to jedno zdo em stwierdzi . Nie ulega o poza tym
tpliwo ci, e Hymie jest ydem, ydzi za nie s najlepiej widziani przez dyrektora ani
przez pana Twilligera, wiceprezesa, który stanowi zreszt cier w jego boku.
Mo e w nie Hymie, "ten parszywy ma y gud aj", przes dzi o tak wysokim
procencie ydów w sk adzie osobowym pos ców. Mo e Hymie we w asnej osobie
zajmowa si zatrudnianiem w biurze kadr - przy Sunset Place, jak o nim mówiono. Panu
Clancy, dyrektorowi generalnemu, nadarzy a si zatem wspania a okazja, eby odwo ze
stanowiska niejakiego pana Burnsa, który - jak mnie poinformowano - blisko trzydzie ci lat
piastowa funkcj kierownika do spraw zatrudnienia, a najwyra niej ju si teraz do tej pracy
nie przyk ada.
Nasza konferencja trwa a dobrych kilka godzin. Przed jej zako czeniem Clancy
odwo mnie na stron i zapowiedzia , e ma zamiar mianowa mnie szefem tej komórki.
Zanim mi jednak powierzy to stanowisko, chcia by mnie prosi o pewn przys ug , a zarazem
co w rodzaju sta u, który bardzo mi si pó niej przyda, mianowicie, ebym popracowa jako
specjalny pos aniec. B dostawa uposa enie kierownika do spraw zatrudnienia, tyle e z
osobnej listy p ac. Jednym s owem, mia em kr od jednej filii do drugiej i obserwowa , co
w trawie piszczy. Raz na czas mia em sporz dza raporcik, jak tam wszystko idzie. A od
czasu do czasu, zgodnie z sugesti pana Clancy, mia bym odwiedzi go w zaciszu jego domu,
eby sobie pogaw dzi na temat warunków panuj cych w stu jeden oddzia ach
Kosmodemonicznego Towarzystwa Telegraficznego Miasta Nowy Jork. Innymi s owy,
mia em przez kilka miesi cy zabawia si w szpiega, po czym przej ster nad t band .
Mo e pewnego pi knego dnia mnie te mianuj dyrektorem generalnym albo wiceprezesem.
Oferta by a, owszem, kusz ca, chocia ci gn si za ni smród. Wyrazi em zgod .
Po up ywie kilku miesi cy siedzia em ju w Sunset Place, zatrudniaj c i zwalniaj c
Strona 10
jak op tany. By a to, jak Boga kocham, rze nia. Jeden wielki bezsens. Marnotrawstwo ludzi,
materia ów, si . Odra aj ca farsa w dekoracjach potu i nieszcz cia ludzkiego. Podobnie
jednak jak przedtem akceptowa em rol szpiega, tak teraz akceptowa em zatrudnianie i
zwalnianie z ca ym dobrodziejstwem inwentarza. Godzi em si na wszystko. Je eli
wiceprezes wydawa zarz dzenie, e nie wolno zatrudnia kalek, nie zatrudnia em kalek.
Je eli wiceprezes da , aby zwolni bez wypowiedzenia wszystkich pos ców, którzy
uko czyli czterdzie ci pi lat, zwalnia em ich bez wypowiedzenia. Wykonywa em wszystkie
polecenia, ale tak, eby tamci musieli za to p aci . Kiedy wybucha strajk, siedzia em z
za onymi r kami i czeka em, a sam minie. Dopilnowywa em jedynie, eby ich s ono
kosztowa . Ca y system by tak przegni y, tak nieludzki, tak parszywy, tak beznadziejnie
skorumpowany i zawi y, e chyba tylko geniusz zdo by mu nada jaki ad i sens, nie
mówi c ju o zwyk ej ludzkiej yczliwo ci czy wyrozumia ci. Wyst powa em sam jeden
przeciwko ca emu systemowi zatrudnienia w Ameryce, który jest przegni y do cna. By em
pi tym ko em u wozu, adnej ze stron nie by em do niczego potrzebny, najwy ej do tego,
eby mnie wyzyskiwa . Gdy w gruncie rzeczy wszyscy tu padali ofiarami wyzysku - prezes i
jego banda padali ofiarami niewidzialnych si , podw adni ofiarami zwierzchników i tak dalej,
i tak dalej, w ca ym przedsi biorstwie bez wyj tku. Z mojej grz dy w Sunset Place rozci ga
si widok z lotu ptaka na ca e spo ecze stwo ameryka skie. Zupe nie, jakby kto wyrwa
kartk z ksi ki telefonicznej. Wed ug alfabetu, liczb porz dkowych, statystyki, wszystko
uk ada o si w jaki porz dek. Ale je eli przyjrze si temu z bliska, je eli prze ledzi te
strony lub poszczególne cz ci z osobna, je eli przypatrzy si ka demu osobnikowi i zbada ,
co si na niego sk ada, zbada powietrze, którym ten oddycha, ywot, jaki wiedzie, ryzyko,
jakie podejmuje, widzia o si co tak obrzydliwego i upokarzaj cego, tak pod ego i
nieszcz snego, tak niewymownie beznadziejnego i bezsensownego, e ju lepiej chyba
by oby zajrze w g b wulkanu. Widzia o si ca e ycie ameryka skie - jego ekonomi ,
polityk , moralno , duchowo , sztuk , statystyk , patologi . Wygl da o to jak wielki
szankier na sfatygowanym kutasie. A prawd powiedziawszy co jeszcze gorszego, bo trudno
si tam by o nawet dopatrzy czego , co by przypomina o kutasa. Mo e dawniej to co mia o
w sobie ycie, co wytwarza o, dawa o przynajmniej chwilow przyjemno , chwilow
rozkosz. Jednak z mojej nowej perspektywy zepsucie wygl da o na daleko wi ksze ni to,
które toczy najbardziej robaczywy ser. A dziw bierze, e ten smród ich wszystkich nie
powali ... wci u ywam czasu przesz ego, ale przecie i dzisiaj jest tak samo, a mo e nawet
gorzej. Tyle e teraz smród a bije w nozdrza.
Zanim Valeska zjawi a si na scenie, zatrudni em adnych kilka korpusów pos ców.
Strona 11
Moje biuro przy Sunset Place przypomina o otwarty rynsztok, i podobnie te cuchn o.
Okopa em si na pierwszej linii, tote odór dolatywa mnie ze wszystkich stron naraz. Na
pocz tek umar tamten go , którego wygryz em. Na zawa serca, w kilka tygodni po moim
przyj ciu. Wytrzyma tylko tyle, eby mnie wprowadzi , po czym wyzion ducha. Wszystko
potoczy o si tak szybko, e nie mia em nawet czasu na skrupu y. Z chwil mojego przyj cia
do biura rozp tywa o si jedno wielkie piek o. Godzin przed moim przyj ciem do pracy - a
zawsze si spó nia em - ju wsz dzie t oczyli si kandydaci. Musia em okciami torowa
sobie drog po schodach i dos ownie szturmem przedziera si do w asnego biurka. Zanim
jeszcze zd em zdj kapelusz, musia em odebra kilkana cie telefonów. Na moim biurku
sta y trzy aparaty i wszystkie dzwoni y jednocze nie. Wyciska y ze mnie siódme poty, zanim
wzi em si na dobre do pracy. Nie mia em si nawet czasu wysra - a do pi tej albo szóstej
po po udniu. Hymie mia jeszcze gorzej ni ja, bo tkwi przykuty do pulpitu sterowniczego.
Siedzia tam od ósmej rano do szóstej po po udniu i rozsy kr owników. Kr ownicy to
byli pos cy wypo yczani przez jedn fili drugiej na jeden dzie albo nawet cz dnia.
adna ze stu jeden filii nie mia a nigdy pe nej obsady; Hymie musia gra w szachy z
kr ownikami, gdy ja tyra em jak szalony, eby za ata dziury. Je eli jakim cudem uda o mi
si jednego dnia uzupe ni wszystkie wakaty, nazajutrz rano sytuacja by a dok adnie taka
sama jak poprzednio albo jeszcze gorsza. Najwy ej dwadzie cia procent za ogi stanowili
pracownicy etatowi; reszta to zbieranina. Etatowi przep dzali nowicjuszy. Sami zarabiali po
czterdzie ci do pi dziesi ciu dolarów tygodniowo, czasem sze dziesi t czy siedemdziesi t
pi , a czasem nawet i sto dolarów tygodniowo, czyli o wiele wi cej od urz dników, cz sto
te wi cej ni ich kierownicy. Nowicjusze za z trudem wyci gali dziesi dolarów na
tydzie . Niektórzy pracowali godzin i odchodzili, nierzadko wyrzucaj c plik telegramów do
mieci albo do rynsztoka. A kiedy odchodzili, natychmiast dali wyp aty, co by o
niemo liwe, bo w obowi zuj cej, bardzo skomplikowanej ksi gowo ci nikt nie umia
obliczy przed up ywem dziesi ciu dni, ile dany pos aniec zarobi . Z pocz tku zaprasza em
takiego kandydata, eby przy mnie usiad , i t umaczy em mu wszystko szczegó owo. Tak
post powa em, dopóki nie straci em g osu. Pr dko jednak nauczy em si oszcz dza si y na
niezb dne spytki. Po pierwsze, co drugi ch opak by urodzonym k amc , czasem te na
dobitk oszustem. Wielu z nich ju wielokrotnie zatrudniano i zwalniano. Niektórzy
upatrywali w tym znakomitej okazji do poszukania sobie kolejnej pracy, gdy konieczno
przywiod a ich do setek biur, w których normalnie ich noga by nie posta a. Na szcz cie
McGovern, nasz stary wiarus, który pilnowa drzwi i wr cza formularze, mia fotograficzn
pami . Poza tym za moimi plecami znajdowa y si wielkie ksi gi, gdzie odnotowywano
Strona 12
ka dego kandydata, który przewin si przez ten m yn. Ksi gi przypomina y akta policji;
roi o si w nich od czerwonych ptaszków na oznaczenie takich czy innych wykrocze . S dz c
z tej dokumentacji, znajdowa em si naprawd w gnie dzie szerszeni. Co drugie nazwisko
by o uwik ane w kradzie , malwersacj , burd , demencj , perwersj albo debilizm. "Uwa aj,
ten i ten jest epileptykiem!" "Nie zatrudniaj go - to czarnuch!" "Miej si na baczno ci - X
siedzia w Dannemora albo w Sing Sing".
Gdybym pedantycznie przestrzega obowi zuj cego tam ceremonia u, nigdy bym
nikogo nie zatrudni . Musia em si uczy w biegu, i to nie z akt ani od tych nade mn , lecz z
asnego do wiadczenia. Tysi c jeden drobiazgów pozwala o rozszyfrowa kandydata;
musia em rejestrowa je wszystkie naraz, i to szybko, bo podczas jednego krótkiego dnia
nawet w tempie najszybszego baseballisty mo na zatrudni jedynie tyle a tyle osób. A
niezale nie od liczby przeze mnie zatrudnionych, zawsze ich by o za ma o. Nazajutrz
wszystko rozpocznie si od nowa. Wiedzia em, e niektórzy zabawi u nas tylko jeden dzie ,
mimo to musia em ich zatrudni . Ca y system by z gruntu z y, ale nie do mnie nale o go
krytykowa . Do mnie nale o wy cznie zatrudnia i zwalnia . Znajdowa em si w samym
rodku tarczy obrotowej, która wirowa a tak pr dko, e nic si na niej nie utrzyma o.
Potrzebny by tu monter, zgodnie jednak z rozumowaniem naszych pryncypa ów nic w tym
mechanizmie nie szwankowa o, wszystko gra o, mo e z wyj tkiem przej ciowych usterek. A
te przej ciowe usterki prowadzi y do epilepsji, kradzie y, wandalizmu, perwersji,
czarnuchów, ydów, prostytutek i czego tam jeszcze - czasem te do strajków i lokautów.
Wówczas zgodnie z tym rozumowaniem nale o wzi pot miot i wymie stajni do
czysta albo chwyci za pa ki i rewolwery, po czym wbi troch rozumu do g ów tym
nieszcz snym idiotom, którzy yli w z udnym prze wiadczeniu, e z gruntu le si tu dzieje.
Dobrze by o raz na czas pogwarzy o Bogu albo da im troch po piewa , od czasu do czasu
przydawa a si i premia, kiedy ju sprawy przybiera y tak fatalny obrót, e gorzej by nie
mog o. Najistotniejsze by o jednak to, eby zatrudnia i zwalnia ; dopóki starcza o ludzi i
amunicji, nale o prze naprzód, bezustannie czy ci okopy. Tymczasem Hymie wci bra
rodki na przeczyszczenie - w takich ilo ciach, e powinny mu by y wysadzi zadek w
powietrze, gdyby w ogóle mia jeszcze zadek, bo przecie go ju nie mia , wyobra sobie
tylko, e chodzi si wysra , e strzela kup do klopa. Na dobr spraw ten nieborak dzia
jak w transie. Mia na g owie sto jeden filii, a w ka dej mityczny, o ile nie hipotetyczny,
zestaw pos ców, czy zatem owi pos cy byli prawdziwi czy nieprawdziwi, uchwytni czy
nieuchwytni, Hymie musia ich od witu do nocy roztasowywa , ja tymczasem ata em
dziury, równie zreszt urojone, bo kiedy wysy ano rekruta do danego biura, któ niby móg
Strona 13
przewidzie , czy dotrze tam dzisiaj, jutro czy nigdy. Jedni z nich gubili si w metrze albo w
podziemnych labiryntach drapaczy chmur; inni przez okr y dzie je dzili kolejk
nadziemn , bo uniform pos ca dawa im prawo do darmowych jazd, a zapewne wcze niej
nie trafi a im si taka gratka. Niektórzy ruszali w kierunku Staten Island, a ko czyli w
Canarsie, b te policja przyprowadza a ich w stanie oszo omienia. Inni zapominali, gdzie
mieszkaj , i gin li jak kamie w wod . Inni, zatrudnieni przez nas dla biura w Nowym Jorku,
objawiali si po miesi cu w Filadelfii, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby takie by y regu y gry.
Inni ruszali ze zleceniem, ale po drodze uznawali, e atwiej sprzedawa gazety, tote je
sprzedawali w naszym uniformie, dopóki ich nie zgarni to. Jeszcze inni, wiedzeni osobliwym
instynktem samozachowawczym, szli wprost do szpitala na obserwacj .
Hymie po przyj ciu do biura najpierw struga o ówki; a robi to skrupulatnie nie
przejmuj c si liczb telefonów, bo - jak mi to wyja ni pó niej - gdyby zaraz z samego rana
nie zatemperowa o ówków, nigdy by ju potem nie znalaz na to czasu. Potem wygl da
przez okno, eby sprawdzi , jaka jest pogoda. Nast pnie wie o zatemperowanym o ówkiem
rysowa kratk u góry tabliczki, któr trzyma pod r , i nanosi na ni komunikat
meteorologiczny. Co równie - jak mnie poinformowa - cz sto mu zapewnia o wygodne
alibi. Je eli spad akurat nieg po kolana albo ulice pokrywa a go oled , nawet sam diabe
by by usprawiedliwiony, e nie rozes pr dzej kr owników, no wi c kierownika do spraw
zatrudnienia te chyba mo na usprawiedliwi , i w takie dni nie za ata wszystkich dziur. Nie
mog em tylko nijak poj , dlaczego tu po zastruganiu o ówków w cza pulpit sterowniczy,
zamiast pój si wysra . Ale i to mi pó niej wyja ni . Tak czy owak, dzie nieodmiennie
zaczyna si od zamieszania, biadolenia, zatwardzenia i wakatów. Zaczyna si równie od
nych mierdz cych b ków, brzydkiego zapachu z ust, zszarpanych nerwów, epilepsji,
zapalenia opon mózgowych, niskich pensji, zaleg ych wyp at, schodzonych butów, odcisków
i paluchów ko lawych, p askostopia i z amanych uków stopy, od zaginionych portfeli i
zgubionych b skradzionych piór wiecznych, od telegramów p ywaj cych w rynsztoku,
pogró ek wiceprezesa i dobrych rad dyrekcji, od awantur i sporów, oberwa chmur i
zniszczonych drutów telefonicznych, od nowych metod wydajnej pracy i starych, dawno
zarzuconych, od nadziei na lepsze jutro i od modlitwy o premi , która nigdy nie nadchodzi a.
Nowi pos cy wychodzili z okopów i gin li pod kulami karabinów maszynowych; starzy
dr yli coraz g biej niczym szczury w serze. Nikt nie by zadowolony, a ju najmniej ze
wszystkich klienci. W dziesi minut uzyskiwa o si po czenie telefoniczne z San Francisco,
natomiast depesza czasem sz a ca y rok do adresata, a czasem nigdy do niego nie dociera a.
Towarzystwo YMCA, pragn c usilnie podnie morale wszystkich m odych ch opców
Strona 14
pracuj cych w Ameryce, urz dza o w po udnie zebrania, czy nie zechcia bym zatem wys
kilku swoich szczawików, aby wys uchali pi ciominutowego przemówienia Williama
Carnegie Asterbilta Juniora na temat pracy. Pan Mallory z Ligi Opieki Spo ecznej chcia by
wiedzie , czy nie po wi ci bym kilku minut, eby go wys ucha w sprawie wzorowych
wi niów zwolnionych warunkowo, którzy ch tnie podj liby si ka dej pracy, chocia by
pos ców. Pani Guggenhoffer z ydowskiego Towarzystwa Dobroczynnego by aby
niezmiernie wdzi czna, gdybym jej pomóg uratowa kilka rozbitych domów, które si
rozbi y, bo w ca ej rodzinie wszyscy byli albo niedo ni, albo u omni, albo upo ledzeni. Pan
Haggerty z Przytu ku dla Zbieg ych Ch opców zapewnia , e ma dla mnie odpowiednich
odzie ców, bylebym tylko da im szans ; wszyscy padli ofiarami z ych ojczymów i
macoch. Burmistrz Nowego Jorku by by wielce rad, gdybym zechcia si osobi cie zaj
panem, który mi przedstawi ten list, a za którego r czy pod ka dym wzgl dem - nie
pojmowa em jedynie, dlaczego sam, do cholery, nie da rzeczonemu panu pracy. Pochyla si
nade mn m czyzna i wr cza mi wistek papieru, na którym przed chwil napisa : "Rozumie
wszystko, tylko nie s ysz g osy". Tu za nim stoi Luther Winifred w wy wiechtanej
marynarce pospinanej agrafkami. Luther, jak si przedstawia, jest w dwóch siódmych czystej
krwi Indianinem, a w pi ciu siódmych Amerykaninem niemieckiego pochodzenia. Jako
Indianin mieni si Krukiem, z tych Kruków w Montanie. Ostatnio pracowa przy zak adaniu
aluzji okiennych, ale nie ma prawie ty ka, dlatego wstydzi si wspina po drabinie na oczach
dam. Niedawno wyszed ze szpitala, mo e wi c nie ma zbyt du o si , ale wystarczy mu ich,
eby roznosi telegramy, przynajmniej tak mu si zdaje.
No i jest jeszcze Ferdinand Misch - jak mog em o nim zapomnie ? Od samego rana
czeka w kolejce, eby zamieni ze mn s owo. Nie odpowiadam na jego listy. Czy tak si
godzi? Ujmuje mnie swoim pytaniem. Oczywi cie, e nie. Przypominam sobie mgli cie
ostatni jego list, jaki przyszed z Kliniki dla Psów i Kotów w Grand Concourse, gdzie
pracowa jako pos ugacz. uje, jak twierdzi, e zrezygnowa z tamtej pracy, "ale to dlatego,
e ojciec jest dla niego za surowy, nie daje mu si rozrywa ani zabawia poza domem".
"Mam teraz dwadzie cia pi lat - pisze - czyli nie powinienem chyba ju musie spa z
asnym ojcem, prawda? Mówi o panu, e jest pan d entelmenem z klas , skoro wi c teraz
jestem ju samodzielny, mam nadziej ..." McGovern, nasz stary wiarus, stoi przy
Ferdinandzie i czeka tylko na mój znak. Mia by ochot wygoni st d Ferdinanda jak byle
ócz - pami ta go sprzed pi ciu lat, kiedy Ferdinand le w uniformie na chodniku przed
wej ciem do g ównego budynku towarzystwa, wstrz sany atakiem epilepsji. Niech to szlag,
na to si nie zdob ! Dam temu nieszcz nikowi szans . Mo e go wy do Chinatown,
Strona 15
gdzie jest wzgl dnie spokojnie. Kiedy Ferdinand przebiera si na zapleczu w uniform,
wys uchuj m odego sieroty, który chce "postawi firm na nogi". Obiecuje, e je eli dam mu
szans , b dzie si modli za mnie w ka niedziel , to znaczy w ka , w któr chodzi do
ko cio a, bo opuszcza te niedziele, kiedy si musi stawi u kuratora. Okazuje si , e tak
naprawd ch opak nic z ego nie zrobi . Popchn tylko faceta, tamten upad , r bn g ow i
zmar . Nast pny: by y konsul z Gibraltaru. Ma elegancki charakter pisma - a za elegancki.
Prosz , eby do mnie zajrza pod koniec dnia - co mi si w nim nie podoba. Tymczasem
Ferdinand dosta ataku w przebieralni. Co za szcz cie! Gdyby si to zdarzy o w metrze, a
mia by numerek na czapce i ca reszt , jak nic trafi bym do mamra. Nast pny: go z jedn
, w cieka si jak diabli, bo McGovern wskazuje mu drzwi. - Co, do pioruna! Jestem
przecie silny i zdrów! - wykrzykuje, po czym eby tego dowie , chwyta jedyn r krzes o
i roztrzaskuje je na kawa ki. Wracam do biurka, gdzie czeka na mnie telegram. Otwieram. Od
George'a Blasiniego, by ego pos ca nr 2459 z po udniowo-zachodniej filii. "Przepraszam,
e musia em tak szybko odej , ale to zaj cie nie zgadza si z moj sk onno ci do
pró nowania, bo wprawdzie wierz w prac i pow ci gliwo , lecz jak e cz sto nie potrafimy
si kontrolowa ani prze kn w asnej dumy". Jasny gwint!
Z pocz tku by em pe en zapa u, mimo ruby od góry i c gów od do u. Mia em ró ne
pomys y, wdra em je w czyn, czy si to podoba o wiceprezesowi, czy nie. Co jakie
dziesi dni wzywano mnie na dywanik i prawiono kazania na temat mojego "zbyt
wielkodusznego serca". Nigdy nie mia em centa przy duszy, za to bez skrupu ów wydawa em
cudze pieni dze. Dopóki by em szefem, mia em kredyt. Rozdawa em pieni dze na prawo i
lewo; rozdawa em swoje ubrania, po ciel, ksi ki, wszystko, czego mia em w nadmiarze.
Gdyby to ode mnie zale o, odda bym ca t firm nieborakom, którzy mnie nachodzili.
Kiedy proszono mnie o dziesi centów, dawa em pó dolara, kiedy proszono o dolara,
dawa em pi . Ni diab a nie dba em o to, ile rozdaj , bo atwiej mi by o po ycza i dawa , ni
odmawia tym nieborakom. Nigdy w yciu nie widzia em takiego nagromadzenia niedoli
ludzkiej i mam nadziej , e nigdy wi cej podobnego nie zobacz . Wsz dzie jest pe no
biedaków - zawsze ich by o du o i zawsze b dzie. Pod t straszliw n dz tli si p omyk,
zwykle tak nik y, e trudno go dojrze , ale tli si bez przerwy. Je eli kto ma odwag w niego
dmuchn , mo e wznieci istn po og . Wci mnie napominano, ebym zbyt atwo nie
ulega , nie roztkliwia si , nie roztacza mi osierdzia. B stanowczy! B twardy! -
przestrzegano mnie. Pierdol ! - powiedzia em sobie - w nie e b szczodry, dobroduszny,
wyrozumia y, tolerancyjny, troskliwy. Z pocz tku wys uchiwa em ka dego petenta do ko ca;
je eli nie mog em da mu pracy, dawa em pieni dze, a je eli ich nie mia em, dawa em mu
Strona 16
papierosy albo szczypt odwagi. Ale dawa em! Skutki okaza y si osza amiaj ce. Nie sposób
oszacowa konsekwencji dobrego uczynku, ciep ego s owa. Zalewa a mnie ludzka
wdzi czno , serdeczne yczenia, zasypywano mnie zaproszeniami, wzruszaj cymi
upominkami. Gdybym naprawd mia w adz , a nie by tylko pi tym ko em u wozu,
osi gn bym Bóg wie co. Móg bym z pomoc Kosmodemonicznego Towarzystwa
Telegraficznego Ameryki Pó nocnej przywie ca ludzko przed oblicze Boga; móg bym
podobnie nawróci zarówno Ameryk Pó nocn , jak i Po udniow , a na dok adk ca
Kanad . Trzyma em sekret w r ku - nale y by szczodrym, dobrym, cierpliwym.
Wykonywa em prac pi ciu urz dników. Przez trzy lata prawie nie sypia em. Nie mia em ani
jednej ca ej koszuli, cz sto pali em si ze wstydu, kiedy po ycza em pieni dze od ony albo
obrabowywa em skarbonk dziecka, czy podkrada em niewidomemu gazeciarzowi ze stacji
metra troch drobnych na bilet do pracy. Mia em tyle d ugów, e nie zdo bym ich sp aci ,
nawet gdybym pracowa dwadzie cia lat. Bra em od tych, którzy mieli, i dawa em
potrzebuj cym, pewien s uszno ci w asnego post powania; gdybym znalaz si ponownie w
takiej sytuacji, nie inaczej bym si zachowa .
Raz dokona em nawet cudu powstrzymuj c szalon rotacj pracowników, na co nikt
ju w naj mielszych marzeniach nie liczy . Zamiast mnie popiera w moich wysi kach,
kopano pode mn do ki. Zgodnie z rozumowaniem pryncypa ów rotacja usta a, bo p ace
osi gn y za wysoki pu ap. Tote obci to p ace. Zupe nie jak gdyby kto odbi kopniakiem
dno wiadra. Ca y gmach zatrz si w posadach, run na moje r ce. Jak gdyby nic si nie
sta o, dyrekcja nalega a, eby natychmiast uzupe ni wakaty. Aby z agodzi nieco ten cios,
dano mi do zrozumienia, e mog zwi kszy procent ydów, od czasu do czasu mog nawet
zatrudni jakiego kalek , je eli sobie poradzi, mog to i tamto, co przedtem by o rzekomo
wbrew przepisom. Tak mnie to oburzy o, e zacz em przyjmowa kogo si tylko da o;
przyj bym chyba dzikie konie i goryle, gdybym móg z nich wykrzesa cho odrobin
inteligencji potrzebnej do dostarczania telegramów. Jeszcze przed kilkoma dniami pod koniec
urz dowania miewa em zwykle pi czy sze wakatów. Teraz zdarza o si ich trzysta,
czterysta, pi set - sypn y si jak piasek. Co cudownego! Siedzia em sobie i nie zadaj c
adnych pyta zatrudnia em ca e rzesze czarnuchów, ydów, paralityków, kalek, by ych
wi niów, dziwek, zbocze ców, wariatów, którzy potrafili usta na dwóch nogach i utrzyma
depesz w r ku. Kierownicy stu jeden filii przerazili si nie na arty. A ja si mia em.
mia em si calutki dzie , rozmy laj c o tym, jakiego narobi em cholernego bigosu. Ze
wszystkich dzielnic miasta nap ywa y skargi. Praca kula a, cierpia a na obstrukcj , dusi a si .
Chyba mu pr dzej dotar by na miejsce ni niektórzy z tych idiotów, których zaprz em do
Strona 17
pracy.
Najmilsza cz dnia to przyjmowanie kobiet pos ców. Od razu w ca ej budzie
zmienia si nastrój. Zw aszcza Hymie odczuwa to jako dar niebios. Tak obraca pulpit
sterowniczy, eby móc mnie obserwowa , kiedy b dzie rozsy tu czy tam swoich
kr owników. Mimo wzmo onej pracy mia bez przerwy erekcj . Przychodzi do pracy z
miechem na ustach, który nie znika mu z twarzy a do ko ca dnia. By w siódmym niebie.
Pod koniec dnia zawsze mia em list pi ciu czy sze ciu wartych spróbowania. Sztuka
polega a na tym, eby wodzi je na pasku, obieca im prac , ale najpierw dosta od nich
darmowy numerek. Zwykle wystarczy o im rzuci przyn , eby pod wieczór wróci y do
biura, gdzie k ad o si je na ocynkowanym stole w przebieralni. Je eli która mia a przytulne
mieszkanko, jak to si czasem zdarza o, odprowadzali my j do domu i ko czyli my spraw
w ku. Je eli lubi a sobie wypi , Hymie przynosi butelk . Je eli by a naprawd dobra, a
bardzo potrzebowa a forsy, Hymie wyci ga plik banknotów i wyk ada pi taka albo i
dziesi taka, zale nie od sytuacji. A mi linka nap ywa do ust na samo wspomnienie tego
pliku, który zawsze nosi przy sobie. Nie wiem, sk d mia tyle pieni dzy, bo by najni ej
atnym urz dnikiem w ca ej naszej budzie. Ale mia , o ile bym wi c poprosi , zawsze
dostawa em. Raz jeden zdarzy o si , e dostali my rzeczywi cie premi , wtedy sp aci em
Hymiego a do ostatniego centa - co go tak zdumia o, e zabra mnie na kolacj do
Delmonica i wyda na mnie maj tek. Na domiar wszystkiego nazajutrz si upar , eby mi
kupi kapelusz, koszul i r kawiczki. Zaproponowa nawet, e móg bym wpa do niego do
domu i przelecie jego on , chocia mnie uprzedzi , e jego pani ma akurat k opoty z
jajnikami.
Poza Hymiem i McGovernem mia em jeszcze dwie asystentki, przystojne blondynki,
które cz sto sz y z nami wieczorem na kolacj . No i by O'Mara, mój stary przyjaciel, który
wróci akurat z Filipin i którego mianowa em swoim g ównym asystentem. By te Steve
Romero, konkursowy byczek, którego trzyma em na wypadek k opotów. No i O'Rourke,
detektyw firmy, który meldowa si u mnie zawsze pod koniec dnia pracy, kiedy zaczyna
swoj robot . Na ostatku dokooptowa em do personelu jeszcze jedn osob , czyli Kronskiego,
odego studenta medycyny, diablo zainteresowanego przypadkami patologicznymi, na
których brak nie mogli my narzeka . Stanowili my zatem weso dru yn , zjednoczon w
wysi kach, eby za wszelk cen przypieprzy firmie. Pieprz c za firm , pieprzyli my
zarazem wszystko, co nam wpad o w r ce; wy amywa si jeden O'Rourke, który musia
zachowa pewn godno , a poza tym mia k opoty z prostat i straci wszelkie
zainteresowanie pieprzeniem si . Ale O'Rourke by urodzonym ksi ciem, niebywale wprost
Strona 18
szczodrobliwym. W nie O'Rourke wieczorami zaprasza nas na kolacje, i to w nie do
niego si zwracali my, kiedy popadali my w tarapaty.
Tak si przedstawia a sytuacja przy Sunset Place po up ywie kilku lat. By em
przesi kni ty lud mi, najrozmaitszymi do wiadczeniami. W chwilach trze wo ci
sporz dza em notatki, które zamierza em wykorzysta pó niej, gdybym kiedykolwiek mia
szans spisa te do wiadczenia. Wci czeka em na jaki oddech. I wtedy pewnego dnia,
kiedy znów mnie wezwano na dywanik z powodu jakiego drobnego uchybienia, wiceprezes
rzuci has o, które z apa o mnie za gard o. Powiedzia mianowicie, e ch tnie zobaczy by
ksi napisan w stylu opowie ci o Horatio Algerze traktuj o pos cach; wspomnia
nawet, e mo e ja bym si do czego takiego nadawa . Szlag mnie trafi na my l o tym, co z
niego za dure , a zarazem wpad em w uniesienie, bo w skryto ci ducha a mnie korci o, eby
to z siebie wyrzuci . Pomy la em sobie - ech, ty stary pierdo o, czekaj, a to z siebie
wyrzuc ... Ju ja ci poka ksi o Horatio Algerze... poczekaj tylko! Po wyj ciu z jego
gabinetu a mi si zakr ci o w g owie. Zobaczy em ten t um m czyzn, kobiet i dzieci, którzy
przeszli przez moje r ce, zobaczy em, jak p acz , ebrz , b agaj , zaklinaj , pomstuj , pluj ,
awanturuj si , gro . Zobaczy em lady ich w ócz gi na autostradach, poci gi rozrzucone na
pod odze, rodziców w achmanach, pust skrzyni na w giel, zatkany zlew, ociekaj ce
wilgoci ciany, a mi dzy zimnymi paciorkami wilgoci karaluchy biegaj ce w oszala ym
dzie; zobaczy em, jak ku tykaj niczym pokr cone gnomy albo padaj na grzbiet w
epileptycznym szale, jak dostaj skurczu pyszczków tocz c lin , jak ich odnó ami wstrz sa
dreszcz; zobaczy em, jak p kaj ciany i wylewa si z nich robactwo niczym uskrzydlona
powód , a pryncypa owie ze sw elazn logik czekaj , a wszystko przeminie, czekaj , a
wszystko si jako za ata, czekaj z zadowoleniem, z pewno ci siebie, z wielkimi cygarami
w g bach, z nogami na biurkach, twierdz c, e zaistnia y przej ciowe k opoty. Zobaczy em,
jak bohater, Horatio Alger, marzenie chorej Ameryki, wspina si coraz wy ej, najpierw jako
pos aniec, potem urz dnik, naczelnik, kierownik, nadinspektor, wiceprezes, prezes, potentat
trustu, magnat piwa, Pan wszystkich Ameryk, bóg z ota, bóg nad bogami, glina z gliny, takie
nic u szczytu, zero z dziewi dziesi cioma siedmioma tysi cami po przecinku w t i wewt .
Eh, wy gówniarze, powiedzia em sobie w duchu, ju ja wam narysuj portret dwunastu
ma ych ludzi, zer bez dziesi tnych, cyfr, jednostek, dwana cie niez omnych robaków, które
nadgryzaj fundamenty waszego przegni ego na wskro gmachu. Ju ja wam poka , jak
wygl da Horatio Alger nazajutrz po apokalipsie, kiedy przeminie ca y smród.
ci gali do mnie z ca ej kuli ziemskiej, eby im przyj z pomoc . Wyj wszy ludy
Strona 19
pierwotne, w ród za ogi nie zabrak o prawie adnej grupy etnicznej. Wyj wszy Ajnów,
Maorysów, Papuasów, Weddów, Lapo czyków, Zulusów, Patago czyków, Igorotów,
Hotentotów, Tuaregów, wyj wszy zaginionych Tasma czyków, zaginione plemiona z
Grimaldi, zatopionych mieszka ców Atlantydy, mia em u siebie przedstawicieli niemal
wszystkich grup pod s cem. Mia em dwóch braci, którzy nadal byli czcicielami s ca,
dwóch nestorianów z prastarej Asyrii; mia em par malta skich bli niaków z Malty i
potomka Majów z Juka-tanu; mia em kilku naszych ma ych br zowoskórych braci z Filipin i
Etiopczyków z Abisynii; mia em ludzi wprost z pampy argenty skiej i przyb kanych
kowbojów z Montany; mia em Greków, otyszów, Polaków, Chorwatów, S owe ców,
Ukrai ców, Czechów, Hiszpanów, Walijczyków, Finów, Szwedów, Rosjan, Du czyków,
Meksykan, Portoryka czyków, Kuba czyków, Urugwajczyków, Brazylijczyków,
Australijczyków, Persów, Japo ców, Chi czyków, Jawajczyków, Egipcjan, Afrykanów ze
otego Wybrze a i z Wybrze a Ko ci S oniowej, Hindusów, Ormian, Turków, Arabów,
Niemców, Irlandczyków, Anglików, Kanadyjczyków - a tak e wielu W ochów i wielu
ydów. O ile pami tam, mia em zaledwie jednego Francuza, który nie zagrza u nas miejsca
ej ni trzy godziny. Mia em kilku Indian, g ównie Czirokezów, ale adnych
Tybeta czyków ani Eskimosów; widywa em nazwiska przekraczaj ce ludzkie poj cie i pismo
od pisma klinowego a po zaskakuj pi kn kaligrafi Chi czyków. S ysza em, jak b agaj
o prac ludzie, którzy przedtem pracowali jako egiptolodzy, botanicy, chirurdzy, górnicy w
kopalniach z ota, profesorowie orientalistyki, muzycy, in ynierowie, lekarze, astronomowie,
antropolodzy, chemicy, matematycy, burmistrzowie miast i gubernatorzy stanów, stra nicy
wi zienni, kowboje, drwale, marynarze, nielegalni po awiacze ostryg, sztauerzy, nitowacze,
denty ci, malarze, rze biarze, hydraulicy, architekci, handlarze narkotyków, ginekolodzy od
skrobanek, handlarze ywym towarem, nurkowie g binowi, robotnicy wysoko ciowi,
farmerzy, sprzedawcy ubra , traperzy, latarnicy, sutenerzy, radni miejscy, senatorowie,
wszystko, co si tylko rusza na tym wiecie, a wszyscy bez wyj tku rozbitkowie yciowi
agaj cy o prac , o papierosy, o pieni dze na bilet, o szans , na mi bosk , o jeszcze jedn
szans ! Widywa em i poznawa em ludzi, którzy byli wi ci, je eli w ogóle wi ci chodz po
tej ziemi; widywa em i miewa em u siebie na rozmowach uczonych, z na ogami i bez;
wys uchiwa em m czyzn, którym p on w trzewiach wi ty ogie , a którzy przekonaliby
samego Boga Wszechmog cego, e warto im da kolejn szans , tylko nie wiceprezesa
Kosmoskosego Towarzystwa Telegraficznego. Siedzia em przykuty do biurka i
podró owa em z pr dko ci wiat a po ca ym wiecie, ucz c si , e wsz dzie jest tak samo -
ód, upokorzenie, ciemnota, z o, chciwo , zdzierstwo, szykany, tortury, despotyzm:
Strona 20
nieludzko jednego cz owieka wobec drugiego: p ta, uprz , postronek, uzda, bat, ostrogi.
Im mniejszy kaliber, tym gorzej dla cz owieka. Tak straszliwie upodleni ludzie chodzili
ulicami Nowego Jorku, wzgardzeni, najni si z najni szych, chodzili jak alki, pingwiny, wo y,
tresowane foki, cierpliwe os y, wielkie o liska, ob kane goryle, potulni wariaci zaj ci
skubaniem dyndaj cej przyn ty, myszki ta cz ce walca, winki morskie, wiewiórki, króliki,
chocia niejeden spo ród nich móg by z powodzeniem rz dzi wiatem, napisa najwi ksz
ksi , jak kiedykolwiek napisano. Kiedy my o niektórych z tych Persów, Hindusów i
Arabów, jakich zna em, kiedy my o ich cechach charakteru, wdzi ku, subtelno ci,
inteligencji, wi to ci, pluj na bia ych zdobywców tego wiata, na zdegenerowanych
Brytyjczyków, t pych Niemców, ko tu skich, zadowolonych z siebie Francuzów. Ziemia jest
wielk czuj istot , planet przesycon na wskro lud mi, yw planet mówi g osem
dr cym, pe nym zaj knie ; nie jest natomiast domem bia ej rasy ani rasy czarnej, tej czy
zaginionej niebieskiej, lecz domem cz owieka, wszyscy za ludzie s równi przed Bogiem i
dostan swoj szans , je eli nawet nie teraz, to za milion lat. Pewnego dnia nasi mali
br zowoskórzy bracia z Filipin mog znów prze rozkwit, zamordowani Indianie obu
Ameryk te mog zmartwychpowsta , by przemierza konno równiny, na których dzisiaj
stoj miasta, zion c ogniem i spustoszeniem. Kto ma ostatnie s owo? Cz owiek! Ziemia jest
jego w asno ci , albowiem to on jest ziemi , jej ogniem, wod , powietrzem, minera em i
ro linno ci , jej duchem, kosmicznym, niezniszczalnym, duchem wszystkich planet, który si
przeze przekszta ca, przez niezliczone znaki i symbole, przez niezliczone przejawy.
Czekajcie, wy kosmoskose telegraficzne wypierdki, wy demony u szczytu czekaj ce na
naprawy hydrauliczne, czekajcie, wy plugawi biali zdobywcy, którzy poha bili cie ziemi
czarcimi kopytami, narz dziami, broni , zarazkami, czekajcie, wy wszyscy, którzy op ywacie
w dostatek i liczycie w asne miedziaki, to jeszcze nie koniec. Zanim nast pi kres, ostatni
cz owiek b dzie mia szans doj do s owa. Sprawiedliwo musi si dokona a do ostatniej
czuj cej moleku y - i si dokona! Nikomu nic tu nie ujdzie na sucho, a ju na pewno nie tym
kosmoskosym gówniarzom z Ameryki Pó nocnej.
Kiedy ju poszed em na urlop - a nie bra em go przez trzy lata, bo tak gorliwie
zabiega em o dobro firmy! - wzi em od razu trzy tygodnie zamiast dwóch i napisa em
ksi o dwunastu ma ych ludziach. Pisa em j jak leci, po pi tna cie, dwadzie cia, czasem
trzydzie ci stron dziennie. S dzi em, e aby by pisarzem, trzeba codziennie napisa
przynajmniej pi tna cie stron. S dzi em, e pisarz powinien wyrzuci z siebie wszystko naraz
- w jednej ksi ce - po czym pa . Nie mia em o pisaniu zielonego poj cia. Ba em si jak
cholera. Zawzi em si jednak, eby wymaza Horatio Algera ze wiadomo ci