Woodiwiss Kathleen E. -Wilk i gołębica
Szczegóły |
Tytuł |
Woodiwiss Kathleen E. -Wilk i gołębica |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Woodiwiss Kathleen E. -Wilk i gołębica PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Woodiwiss Kathleen E. -Wilk i gołębica PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Woodiwiss Kathleen E. -Wilk i gołębica - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kathleen E. Woodiwiss
�Wilk i Go��bica�
Legenda
W dawnych czasach, gdy przez lasy p�nocnej Anglii w�drowali jeszcze druidzi, odprawiaj�c przy blasku ksi�yca sabaty, �y� rozkochany w wojnie i przemocy m�odzieniec, kt�ry do tego stopnia opanowa� sztuk� walki, �e nikt nie m�g� si� z nim mierzy�. M�ody cz�owiek sam siebie nazwa� Wilkiem i �erowa� na ludziach, kt�rych upatrzy�. Wie�� o jego wyczynach dotar�a do uszu bog�w mieszkaj�cych w wysokich g�rach po�o�onych mi�dzy ziemi� a Walhall�. Wodan, kr�l bog�w, wys�a� zatem herolda, by zabi� zuchwalca, kt�ry �mia� �ci�ga� z ludzi haracz i sam wyzywa� los. Wezwani stan�li naprzeciw siebie, wyrwali miecze z pochew i rozpocz�li straszliwy b�j, trwaj�cy przez czterna�cie dni nowiu. Pole walki rozci�ga�o si� od bia�ych klif�w po�udniowych wybrze�y po pos�pne skaliste brzegi p�nocy. M�odzian okaza� si� tak zr�cznym szermierzem, �e nawet pos�aniec Wodana nie zdo�a� go pokona�. Herold musia� uzna� jego wy�szo�� i ze wstydem wr�ci� w swe g�ry. Wodan popad� w d�ugie i g��bokie zamy�lenie, gdy� w runach zosta�o zapisane, �e ten, kto pokona wys�annika bog�w, osi�gnie na ziemi wieczne �ycie. W ko�cu Wodan wybuchn�� �miechem i niebiosa nad Wilkiem zadr�a�y. Niebo rozdar�a b�yskawica, rozleg� si� huk gromu, a m�ody wojownik wysun�� przed siebie brzeszczot miecza.
- A wi�c zdoby�e� wieczne �ycie! - rykn�� rozbawiony Wodano - A teraz stoisz przede mn� z broni� w r�ku got�w do walki. Ale g�upota nigdy nie bywa cz�ci� m�stwa i nie mog� dopu�ci�, by� bezkarnie pustoszy� te ziemie. Masz zatem swoj� nie�miertelno��, ale musisz czeka� do chwili, a� moja wola da ci zatrudnienie.
B�g zn�w wybuchn�� grzmi�cym �miechem, uni�s� si�, a w kling� zuchwale wzniesionego miecza ugodzi�a b�yskawica. Pod niebo powoli wzbi� si� k��b dymu. W miejscu, gdzie sta� m�odzieniec, teraz siedzia� na tylnych �apach l�ni�cy krwist� czerwieni�, powoli stygn�cy, wielki �elazny wilk. Z wyszczerzonego pyska stercza�y mu k�y.
Wie�� niesie, �e w jakiej� g��bokiej, cienistej dolinie w pobli�u granicy ze Szkocj�, na mrocznej polanie, stoi �elazny pos�g wilka. Pokryty jest rdz�, spowijaj� go bujnie pleni�ce si� pn�cza, na �apach zielenieje mech. Powiadaj� te�, i� wtedy, gdy krain� ogarnia wojenna zawierucha, pot�na, pr꿹ca si� do skoku bestia o�ywa, przekszta�caj�c si� w wojownika - odwa�nego, silnego, niepokonanego i dzikiego.
A teraz przyby�y zza Kana�u zast�py Wilhelma. Naprzeciw niego ruszy� z p�nocy Harold i rozpocz�a si� wojna, kt�ra ...
1
26 pa�dziernika 1066
Umilk�a bitewna wrzawa. Krzyki i j�ki rannych powoli cich�y.
Pole walki spowi� nocny mrok; wydawa�o si�, �e nawet czas uleg� zawieszeniu. Jesienny ksi�yc, krwawy i znu�ony, l�ni� nad m�tnym horyzontem. Spok�j zak��ca�o jedynie odleg�e wycie poluj�cego wilka, pog��biaj�c jeszcze tajemnicz� cisz�. Nadci�gaj�ca od moczar�w mg�a unosi�a si� w postaci siwych pasm nad por�banymi, ociekaj�cymi krwi� cia�ami poleg�ych. Niski ziemny wa�, gdzieniegdzie tylko wzmocniony kamieniami, pokryty by� ca�unem cia� mieszka�c�w wioski. Licz�cy niewiele ponad dwana�cie wiosen ch�opiec le�aIobok swego ojca. Dalej majaczy�a wielka, ciemna sylweta dworzyszcza w Darkenwaldzie; w niebo strzela�a pojedyncza wie�a stra�nicza.
W rozleg�ej sieni gr�dka siedzia�a Aislinn. Kuli�a si� na pokrytej s�om� posadzce przed krzes�em, z kt�rego jej ojciec, nie�yj�cy ju� pan Darkenwaldu, rz�dzi� swymi poddanymi. Na smuk�ej szy~ mia�a zaci�ni�ty mocno powr�z. Jego drugi koniec owini�ty by� wok� nadgarstka wysokiego, smag�ego Normana przybranego w kolcz�, kt�ry rozpiera� si� na stolcu z herbem Erlanda. Ragnor de Marte obserwowa�, jak jego ludzie pl�druj� dw�r w poszukiwaniu co cenniejszych przedmiot�w. Patrzy�, jak wbiegaj� po schodach do komnat, s�ucha�, jak trzaskaj� masywnymi drzwiami, jak bobruj� w skrzyniach, a ca�y �up rzucaj� 'na rozpostart� przed nim rogo��. Aislinn dostrzeg�a w�r�d tych skarb�w, kt�re do niedawna zdobi�y jej dom, wysadzany drogimi kamieniami sztylet i z�oty, filigranowy pas, kt�ry bezlito�nie zdarto jej z bioder.
Mi�dzy grabie�cami wci�� wybucha�y sprzeczki o kt�ry� ze skradzionych przedmiot�w, lecz ich w�dz szybko ucisza� swary kr�tk�, ostr� komend�, a sam przedmiot sporu zostawa� bardzo niech�tnie rzucany na rosn�cy nieustannie stos �up�w. Pite �apczywie przez naje�d�c�w piwo la�o si� strumieniami. Mi�siwa, ko�acze - wszystko to bez opami�tania poch�aniano na miejscu. Pot�nie zbudowany rycerz Wilhelma podnosi� co chwila do ust r�g nape�niony winem, nie zwracaj�c wcale uwagi na to, �e jego kolcz� i kling� miecza wci�� jeszcze plami krew ojca Aislinn. Daj�c upust okrucie�stwu, szarpa� od czasu do czasu powrozem, kt�ry bole�nie wrzyna� si� w delikatn� sk�r� szyi dziewki. Ka�de poci�gni�cie wywo�ywa�o na jej twarzy grymas b�lu, a Ragnor wybucha� ochryp�ym �miechem. �wiadomo�� zwyci�stwa rozprasza�a nieco jego ponury nastr�j. Z ca�� pewno�ci� jeszcze bardziej poprawi�by mu si� humor, gdyby Aislinn zacz�a p�aszczy� si� i b�aga� o lito��. Ale ona zachowywa�a pe�en pogardy spok�j, panowa�a nad ka�dym odruchem i ilekro� na ni� spogl�da�, rzuca�a mu wyzywaj�ce spojrzenie, co jeszcze bardziej pot�gowa�o jego z�o��. Kto� inny dawno pad�by mu do n�g
i �ebra� o zmi�owanie. Ale w tej dziewce by�o co�, co sprawia�o, i� ka�de kolejne szarpni�cie powroza dodawa�o jej si�. Ragnor nie wiedzia�, ile ich jeszcze w niej zosta�o, lecz postanowi� sprawdzi� to, zanim sko�czy si� noc.
J� i jej matk�, lady Maid�, zasta� w sieni gr�dka, kiedy jego ludzie wy�amali ci�kie wrota. Obie niewiasty sprawia�y wra�enie, jakby same zamierza�y stawi� czo�o ca�emu wojsku Norman�w. Dzier��c w d�oni skrwawiony miecz, zatrzyma� si� w progu, a jego ludzie rozbiegli si� po dworze w poszukiwaniu innych bra�c�w. Naprzeciw ich wysuni�tych mieczy wysz�y tylko dwie niewiasty i sfora ujadaj�cych, warcz�cych ps�w. Za pomoc� kilku celnie wymierzonych kopniak�w zaprowadzono w�r�d zwierz�t porz�dek, uwi�zano je na �a�cuchach, a nast�pnie zaj�to si� brankami.
Kuzyn Ragnora, Vachel de Comte, da� krok w stron� dziewki, zamierzaj�c zatrzyma� j� dla siebie, lecz drog� zabieg�a mu Maida, by nie dopu�ci� naje�d�cy do c�rki. Wojownik chcia� j� odepchn��, ale ona chwyci�a wisz�cy mu u pasa kr�tki n� i pr�bowa�a wyrwa� go z pochwy. Vachel w por� zorientowa� si� w jej zamiarach i uderzeniem pi�ci zbrojnej w rycersk� r�kawic� powali� j� na ziemi�. Aislinn z krzykiem przypad�a do matki, lecz zanim Norman zd��y� wyci�gn�� po ni� r�k�, w spraw� wmiesza� si� Ragnor. Zerwa� z w�os�w Aislinn na��czk� i na ramiona dziewki sp�yn�y. po�yskliw� fal� g�ste pukle koloru miedzi. Norma�ski rycerz chwyci� te w�osy pe�n� gar�ci� i przyci�gn�� stawiaj�c� op�r Aislinn do krzes�a. Rzuciwszy j� na nie, przywi�za� kostki i nadgarstki do jego masywnej drewnianej konstrukcji. P�niej przywleczono nieprzytomn� Maid�, dok�adnie skr�powano i ci�ni�to u st�p c�rki, a obaj rycerze do��czyli do swych ludzi pl�druj�cych wiosk�.
Teraz Aislinn siedzia�a u jego st�p, pokonana i bliska �mierci.
Ale z jej ust nie pad�o ani jedno s�owo skargi, nie skamla�a o lito�� i �ycie. Ragnor straci� na chwil� pewno�� siebie, widz�c, �e dziewka wykazuje si�� woli, jakiej m�g�by jej pozazdro�ci� niejeden m�czyzna.
Ale norma�ski rycerz nie mia� najmniejszego poj�cia, jak heroiczn� walk� musia�a toczy� z sob� Aislinn, by nie dr�e�, gdy patrzy�a na matk�. Maid� zmuszono do us�ugiwania rozhulanym �o�dakom, kt�rzy sp�tali jej nogi w kostkach w taki spos�b, �e nie mog�a wykona� pe�nego kroku. Do p�t dowi�zali d�ugi, wlok�cy si� niczym psi chwost postronek, na kt�ry z uciech� nadeptywali. Za ka�dym razem, gdy nieszcz�sna niewiasta upada�a, rozlega� si� g�o�ny rechot, a Aislinn blad�a. Gotowa by�a raczej sama znosi� takie m�czarnie i upodlenie ni� pozwoli� cierpie� matce. Kiedy Maida, nios�c wielki, toczony w drewnie p�mich z jad�em i trunkiem, upada�a pod przygniataj�cym j� ci�arem, rado�� oprawc�w by�a podw�jna i zanim dawna pani gr�dka ponownie d�wign�a si� z ziemi, za swoj� niezdarno�� zarobi�a kilka si;rczystych kopniak�w.
Aislinn ogarn�o przera�enie, straci�a prawie dech ze zgrozy, gdy Maida, zatoczywszy si� na wojownika o nabrzmia�ej, t�pej twarzy, wyla�a na� �agiew piwa. Roze�lony m�czyzna wielk� jak szynka d�oni� chwyci� jej matk� za r�k�, zmusi�, by opad�a na kolana, i pot�nym kopniakiem rzuci� j� w odleg�y k�t sieni. Gdy wyr�n�a z impetem w kamienn� posadzk�, z zanadrza wypad� jej niewielki woreczek. �ajana przekle�stwami, szybko chwyci�a go i podnios�a si� z pod�ogi. Zamierza�a w�a�nie wsun�� zawini�tko za pas, kiedy pijany �o�dak z gniewnym wrzaskiem wyrwa� je z jej r�ki. Gdy pr�bowa�a odzyska� sw� w�asno��, jej op�r rozw�cieczy� m�czyzn� jeszcze bardziej. Twardym ku�akiem wyr�n�� j� w g�ow� tak mocno, �e owin�a
si� wok� w�asnej osi. Aislinn zrobi�a gwa�towny ruch w stron� matki, oczy pa�a�y jej gniewem, z gard�a wydobywa�o si� g�uche warczenie. Ale zadany cios rozochoci� tylko rozbestwionego m�czyzn�. Zapominaj�c chwilowo o skarbie, podszed� do chwiej�cej si� na nogach Maidy, chwyci� j� za rami� i z ca�ych si� zacz�� ok�ada� pi�ci�.
Z okrzykiem w�ciek�o�ci Aislinn zerwa�a si� z ziemi, ale Ragnor mocno szarpn�� powrozem i dziewka z impetem upad�a na zakurzon�, pokryt� s�om� posadzk�. Kiedy odzyska�a w bol�cym gardle dech, Maida le�a�a nieprzytomna, a nad ni� sta� oprawca, triumfalnie wymachiwa� zdobycznym woreczkiem i dzikim rykiem wyra�a� swoj� rado��. Po chwili zac~�� z niecierpliwo�ci� rozrywa� zawini�tko, by sprawdzi�, jaka te� spotka�a go nagroda. W �rodku jednak znalaz� tylko kilka zesch�ych li�ci. Wybuchn�� stekiem ordynarnych przekle�stw i cisn�� zio�a na pod�og�. Odrzuci� pusty woreczek i ponownie z ca�ych si� kopn�� le��ce na ziemi cia�o. Aislinn zanios�a si� bezg�o�nym �kaniem, zas�oni�a uszy r�kami i zamkn�a oczy, nie mog�c znie�� widoku upokorzonej matki.
- Dosy�! - zawo�a� Ragnor, wyra�nie ukontentowany reakcj� branki. - Je�li ta j�dza prze�yje, b�dzie nam jeszcze us�ugiwa�.
Aislinn siedzia�a na pod�odze, obejmuj�c si� ramionami, i spogl�da�a na swego oprawc� ciemnofio�kowymi, pe�nymi nienawi�ci oczyma. Jej d�ugie rudoz�ote w�osy opada�y w dzikim nie�adzie na ramiona i unosz�ce si� w ci�kim oddechu piersi. Patrzy�a na Ragnora wzrokiem rozw�cieczonej wilczycy. Wci�� mia�a w pami�ci szkar�at, kt�ry �cieka� z jego miecza w chwili, gdy wkracza� do sieni dworca, pami�ta�a �wie�� krew ojca rozbryzgan� na jego l�ni�cej kolczy. Stara�a si� zapanowa� nad ogarniaj�cym j� strachem w obawie, �e l�k odbierze jej resztki si�, kt�rych niewiele ju� jej pozosta�o. Walczy�a z przepe�niaj�cym j� smutkiem i lito�ci� do samej si~bie. Wszystko to mog�o w ka�dej chwili sk�oni� j� do rezygnacji z oporu i do okazania Normanom pokory. Prze�yka�a �zy na wspomnienie ostatnich koszmarnych zdarze�. Dr�czy�a j� my�l, �e ojciec le�y bez �ycia na zimnej ziemi, �e umar� bez b�ogos�awie�stwa i rozgrzeszenia, a ona nie mog�a niczemu zaradzi�. Czy�by Normanom a� tak obce by�o uczucie lito�ci, �e nawet teraz, po zwyci�skiej potyczce, nie wzywaj� ksi�dza, kt�ry zadba�by o nale�yty poch�wek poleg�ych?
Ragnor zerkn�� na dziewk�. Oczy mia�a zamkni�te, usta rozchylone i dr��ce. Nie wiedzia� nic o targaj�cej ni� burzy sprzecznych uczu�. Gdyby w tej chwili wsta�, mia�by ju� u swych st�p przera�on� i pokorn� Aislinn. Ale on akurat wr�ci� my�lami do m�nego rycerza, kt�ry doprowadzi� do tej jatki.
Jeszcze przed zmierzchem zajechali butnie, jak przysta�o zdobywcom, przed gr�dek i za��dali ca�kowitej kapitulacji. Darkenwald by� zupe�nie nie przygotowany do odparcia tak pot�nego wroga. Po krwawym zwyci�stwie na wzg�rzu Senlac, gdzie przed dwoma tygodniami poleg� kr�l HaroId, roznios�a si� wie��, i� ksi��� norma�ski, rozdra�niony oporem Anglik�w, kt�rzy mimo kl�ski nie chcieli przekaza� mu korony, pomaszerowa� do Canterbury. W serca mieszka�c�w Darkenwaldu wst�pi�a nadzieja, gdy� ich wioska nie le�a�a na trasie przemarszu armii wroga. Nie wzi�li jednak pod uwag� niewielkich oddzia��w, kt�re rozes�ano na wszystkie strony w celu trzymania w ryzach i n�kania miejscowej ludno�ci, by w ten spos�b zabezpieczy� flanki wojska Wilhelma. Tak wi�c krzyk czatownika na wie�y, zwiastuj�cy zbli�anie si� Norman�w, zatrwo�y� mieszka�c�w wioski. Erland, cho� bezwzgl�dnie wiemy nie�yj�cemu kr�lowi, dobrze zna� s�abo�� swych pozycji i nie zamierza� j�trzy� gniewu naje�d�c�w.
Po�r�d Norman�w jedynie Ragnora de Marte gn�bi� niepok�j, gdy jechali przez pola, mijali ch�opskie chaty i zbli�ali si� do szarego, kamiennego dworzyszcza. Kiedy wtargn�li na dziedziniec, uwa�nie popatrzy� na budowl�. W samym gr�dku i przylegaj�cych do� budynkach panowa� martwy bezruch, zupe�nie jakby miejsce to zosta�o opuszczone przez mieszka�c�w. G��wne wrota, wykonane z d�bowego drewna zbrojonego �elazem, zatrza�ni�te by�y na g�ucho. Za b�onami, kt�rymi zaci�gni�to dolne okna dworu, nie pali�o si� �adne �wiat�o. Nie pali�y si� te� �agwie umieszczone w �elaznych kunach po obu stronach wr�t. Nic nie rozja�nia�o mroku nadchodz�cej nocy. W dworze panowa�a kompletna cisza, lecz na zawo�anie m�odego herolda odrzwia powoli si� uchyli�y. Przez szczelin� w drzwiach wyszed� siwow�osy, brodaty starszy m�czyzna; wysoki i postawny. W r�ku trzyma� go�y miecz. Zamkn�� za sob� wrota, a Ragnor us�ysza�, jak w �rodku zasuwane s�' rygle. Anglosas odwr�ci� si� i skierowa� baczne spojrzenie na nieproszonych go�ci. Kiedy podchodzi� do� wys�annik Norman�w i rozwija� pergamin, sta� czujny i nieporuszony. Znaj�c doskonale swoj� misj�, herold zatrzyma� si� przed gospodarzem dworzyszcza i zacz�� czyta�:
- Pos�uchaj, Erlandzie, panie Darkenwaldu. Wilhelm, ksi��� Normandii, uznaje koron� angielsk� za lenno wasalne ...
S�owa, kt�re Ragnor napisa� po francusku, herold przek�ada� na angielski. Mroczny rycerz odrzuci� pergamin, kt�ry dosta� od Wulfgara, bastarda norma�skiej krwi, gdy� jego zdaniem dokument stanowi� raczej pro�b� ni� twarde ultimatum. Czy� Anglosasi nie byli jedynie bezecnymi prostakami, kt�rych arogancki op�r nale�a�o bez lito�ci zd�awi�? A Wulfgar chcia� rozmawia� z nimi jak z lud�mi honoru! Skoro zostali pobici - duma� Ragnor - trzeba pokaza� im, kto jest ich prawdziwym panem.
Ale Ragnora ogarnia� niepok�j na widok p�sowiej�cej z gniewu twarzy stoj�cego przed bram� starca. Herold czyta�, �e wszyscy m�czy�ni, niewiasty i dzieci maj� zebra� si� na g��wnym placu, gdzie na czo�ach zostan� wypalone im klej ma niewolnik�w. Ich pan oraz jego rodzina i domownicy b�d� zak�adnikami, by gwarantowa� swym �yciem poprawne zachowanie si� poddanych.
Ragnor uni�s� si� lekko w siodle i nerwowo rozejrza� wok� siebie. S�ysza� gdakanie kur na grz�dach i gruchanie go��bi w go��bniku; a przecie� o tej porze ptactwo dawno ju� powinno spa�. Jego uwag� przyku� lekki ruch w skrzydle dworu, gdzie nieznacznie uchyli�a si� zewn�trzna okiennica. Nie widzia� wprawdzie, co dzieje si� za nie oheblowanymi deskami, lecz odnosi� paskudne wra�enie, i� kto� go obserwuje. Ogarni�ty niepokojem, odrzuci� z ramienia czerwon� we�nian� peleryn�, ods�oni� r�koje�� miecza i oswobodzi� praw� r�k�.
Zn�w spojrza� na dumnego starca, kt�ry zachowaniem przypomnia� mu nagle ojca - twardy, dumny, got�w broni� ka�dej pi�dzi swej ziemi. Ragnora zn�w ogarn�a nienawi��. Zmru�y� ciemne oczy i popatrzy� na Anglosasa, kt�rego widok pobudzi� go do tak pod�ego por�wnania. W miar� jak herold wykrzykiwa� kolejne ��dania, twarz starego Anglika ciemnia�a coraz bardziej.
W policzki Ragnora uderzy� nag�y podmuch wiatru, nad g�owami rycerzy, jakby wieszcz�c �mier�, za�opota� g�o�no proporzec. Zajmuj�cy pozycj� tu� za plecami Ragnora jego kuzyn Vachel mrukn�� co� pod nosem, i po krzy�u rycerza przeszed� zimny dreszcz. Zacz�� obficie poci� si� pod sk�rzan� kiec�, kt�r� zawsze nak�ada� pod b�yszcz�c� kolcz�. W rycerskich r�kawicach zwilgotnia�y mu palce, odruchowo po�o�y� d�o� na g�owni miecza.
Nieoczekiwanie leciwy pan gr�dka wyda� ryk w�ciek�o�ci i z demoniczn� furi� zamachn�� si� mieczem. Na ziemi� spad�a g�owa herolda, a po chwili obok niej mi�kko osun�o si� zwiotcza�e cia�o. Naje�d�cy przez chwil� spogl�dali na ten widok w os�upieniu, a tymczasem z ukrycia hurmem rzucili si� na nich ch�opi uzbrojeni w wid�y, kosy, piki i wszelk� inn� prymitywn� bro�. Ragnor, przeklinaj�c si� w duchu za w�asn� lekkomy�lno��, kt�ra sprawi�a, i� pozwoli� si� zaskoczy�, wyda� swym ludziom rozkaz do natarcia. Kiedy wyci�gn�y si� w jego stron� r�ce wie�niak�w z zamiarem �ci�gni�cia go z siod�a, spi�� ostrogami wierzchowca. Wymachiwa� mieczem w prawo i w lewo, rozbija� czerepy, obcina� d�onie wyci�gni�tych w jego stron� r�k. Ujrza� przed sob� walecznego Erlanda, kt�ry w�a�nie jednym ciosem po�o�y� trzech Norman�w. Przez g�ow� przebieg�a mu my�l, �e gdyby kr�l Harold mia� przy swym boku tego starca, zapewne by jeszcze �y�. Wbi� rumaka w g�st� ci�b� walcz�cych i skierowa� si� w stron� pana na Darkenwaldzie, kt�rego widzia� jakby poprzez czerwony opar. Zdawa� sobie spraw�, �e owa mg�a ust�pi dopiero wtedy, gdy rozp�ata wroga swym mieczem. Ch�opi, wyczuwaj�c intencje Ragnora, zn�w pr�bowali �ci�gn�� go z konia, rosz�c przy tym obficie ziemi� w�asn� krwi�. Walczyli o swego pana, lecz tylko sami tracili przy tym �ycie. Nie stanowili godnych przeciwnik�w dla ludzi bieg�ych w wojennym rzemio�le. Pot�ny rumak Ragnora mia�d�y� i tratowa� napastnik�w, . a� w ko�cu wok� zrobi�a si� pustka. Erland popatrzy� na wzniesiony miecz i �mier� przysz�a szybko. Pad� z rozp�atan� brzeszczotem de Martego czaszk�. Widz�c koniec swego pana, ch�opstwo rzuci�o si� do ucieczki. Gdy zamilk� zgie�k bitwy i szcz�k or�a, w niebo wzbi�y si� �a�osne zawodzenia kobiet i dzieci. Rozleg� si� �oskot tarana, kt�rym kruszono wrota dworu w Darkenwaldzie i ustawion� za nimi zapor�.
Siedz�ca u st�p Ragnora Aislinn z niepokojem �ledzi�a le��c� nieruchomo na posadzce matk�. Dozna�a lekkiej ulgi, kiedy Maida poruszy�a si�, wyda�a cichy j�k i lekko unios�a si� na �okciach.
Zamroczona po strasznych razach, jakie na ni� spad�y, popatrzy�a wok� siebie. Zn�w pojawi� si� przy niej oprawca.
- Przynie� mi piwa, niewolnico! - rykn�� i d�wign�wszy j� za ko�nierz, zacz�� wlec w kierunku �agwi z trunkiem.
Jednak Maida, kt�ra mia�a skr�powane w kostkach nogi, nie zdo�a�a utrzyma� r�wnowagi i ponownie jak d�uga roz�o�y�a si� na ziemi.
- Piwa! - wrzasn�� �o�dak, wyci�gaj�c w jej stron� r�g. Udr�czona niewiasta popatrzy�a na� t�po, nie rozumiej�c dobrze, o co mu chodzi. Sens s��w poj�a dopiero wtedy, gdy silnym szturchni�ciem pchn�� j� w stron� beczki. Niezdarnie d�wign�a si� z ziemi, ale �o�dak nadepn�� na sznur i dawna pani gr�dka ponownie upad�a na kolana i r�ce. Ten rodzaj rozrywki najwyra�niej bardzo odpowiada� jej oprawcy.
- Czo�gaj si�, suko! Czo�gaj si� jak pies!
Wybuchn�� �miechem, zmuszaj�c j�, by us�ugiwa�a mu na kl�czkach. Gdy poda�a mu pe�ny r�g, inni te� zacz�li domaga� si� takiej pos�ugi i niebawem, drobi�c sp�tanymi nogami, pos�usznie roznosi�a trunki i jad�o. Pomagali jej Hlynn i Ham, dwoje poddanych starego Erlanda, kt�rych schwytano w czasie pr�by ucieczki z sieni dworzyszcza.
Obs�uguj�ca Norman�w Maida zacz�a w pewnej chwili porusza� zmia�d�onymi wargami, zawodz�c co� �piewnym, ochryp�ym g�osem. Przez mg�� oszo�omienia przebi�y si� do �wiadomo�ci Aislinn anglosaskie s�owa. Ku swemu przera�eniu poj�a, i� jej matka obsypuje niewybrednymi przekle�stwami i gro�bami nie rozumiej�cych jej m�czyzn, zsy�aj�c na nich wszelkie plagi i o�lizg�e demony z bagien. Gdyby kt�ry� z �o�dak�w zrozumia� sens jej s��w, Maida niechybnie zosta�aby nadziana na oszczep jak pieczony wieprz. Aislinn dobrze wiedzia�a, �e ich los zale�y wy��cznie od kaprysu zdobywcy. Nawet przysz�o�� jej narzeczonego by�a niepewna. S�ysza�a, jak Normanowie rozmawiali o innym bastardzie, maj�cym z rozkazu Wilhelma wyruszy� do Cregan, aby i t� wiosk� zmusi� do uleg�o�ci. Czy Kerwick, kt�ry dzielnie stawa� u boku kr�la Harolda pod Hastings, r�wnie� mia� umrze�?
Ragnor spogl�da� na Maid� i rozmy�la� o jej dumnej postawie i wspania�ej urodzie, kt�r� zniszczy�y dopiero ciosy zadane przez jego �o�nierzy. W obola�ym, szuraj�cym nogami, brudnym stworzeniu o wykrzywionej m�k� twarzy, z przetykanymi siwizn�, zbrukanymi krwi� i kurzem kasztanowymi w�osami, nie zosta�o nic z wynios�ej pani tego dworu. Zapewne siedz�ca u jego st�p i spogl�daj�ca nieruchomym wzrokiem na swoj� matk� dziewka widzia�a w niej w�asne odbicie.
G�o�ny krzyk oderwa� uwag� Aislinn od Maidy. Kiedy odwr�ci�a g�ow�, ujrza�a, jak dwaj �o�dacy wydzierali sobie z r�k Hlynn, g�o�no spieraj�c si�, kt�remu z nich ma przypa�� w udziale urodna dziewka. Nie�mia�a, skromna Hlynn - niedawno sko�czy�a pi�tna�cie lat - nie zazna�a dot�d m�czyzny, a teraz mia�a by� zgwa�cona przez tych �otr�w.
Widz�c przera�enie Hlynn, Aislinn wbi�a z�by w palce, w nadziei, �e b�lem odgrodzi si� od jej rozpaczliwych krzyk�w. A� za dobrze wiedzia�a, jaki los czeka nieszcz�sn� s�u�k�. Gdy rozleg� si� trzask rozdzieranej na piersiach ofiary gunny, na ramieniu Aislinn zacisn�a si� mityguj�ca j� d�o�. Okrutne, s�kate i szorstkie jak kora drzewa r�ce �o�nierzy dotyka�y i szarpa�y cia�o pi�tnastoletniej dziewki, rani�y jej delikatn� sk�r�. Aislinn zadr�a�a z odrazy, lecz nie potrafi�a oderwa� oczu od straszliwego widowiska. W ko�cu jednemu z �o�dak�w uda�o si� og�uszy� uderzeniem pi�ci swego konkurenta, zarzuci� na rami� wrzeszcz�c� Hlynn i ruszy� z ni� w stron� wyj�cia. Zrozpaczona Aislinn zastanawia�a si�, czy nieszcz�sne stworzenie prze�yje t� noc, a jednocze�nie czu�a, �e i j� czeka podobny los.
Przyt�aczaj�cy ci�ar na ramieniu Aislinn stawa� si� nie do zniesienia. lGedy odwr�ci�a si� do swego zdobywcy, w jej fio�kowych �renicach malowa�a si� odraza. N a pe�nych, pi�knych ustach Normana wykwit� u�miech szydz�cy z jej oporu, lecz gdy wzrok dziewki sta� si� jeszcze bardziej obel�ywy, u�miech powoli znikn�� mu z twarzy; jeszcze mocniej zacisn�� palce na jej ramieniu, zostawiaj�c na sk�rze bolesne siniaki. To przepe�ni�o czar� goryczy i Aislinn straci�a nad sob� panowanie. Z g�o�nym krzykiem unios�a r�k�, by wymierzy� mu policzek, ale on zd��y� chwyci� j� za nadgarstek. Przycisn�� go do jej karku, po czym brutalnie przygni�t� twarz dziewki do swej kolczy. Gdy zarechota� z uciechy, widz�c jej bezradno��, poczu�a na policzkach jego gor�cy, nienawistny oddech. Pr�bowa�a wyrwa� si� z �elaznego u�cisku, ale rycerz przeci�gn�� tylko powoli i pieszczotliwie d�oni� po jej ciele, macaj�c �akomie wszelkie rozkoszne kr�g�o�ci kryj�ce si� pod sukni�. Aislinn zadr�a�a, ka�dym w��knem cia�a czu�a do swego dr�czyciela niewypowiedziany wstr�t.
- Ty plugawa �winio! - wysycza�a mu w twarz, czerpi�c troch� pociechy z widoku zaskoczenia, jakie na d�wi�k wypowiedzianych przez ni� po francusku s��w odmalowa�o si� na jego obliczu.
- Hal - Vachel de Comte wyprostowa� si� gwa�townie, zaskoczony kobiecym g�osem przemawiaj�cym w jego ojczystym j�zyku. Od chwili opuszczenia Saint-Valery nie spotka� m�wi�cej po francusku niewiasty. - Do licha, kuzynie, ta dziewka jest nie tylko pi�kna, ale i wykszta�cona. - Z nag�ym niesmakiem kopn�� siod�o ko�skie nale��ce do poleg�ego ojca Aislinn. - Ba! Mia�e� szcz�cie, �e w tym barbarzy�skim kraju znalaz�e� jedyn� dziewk�, kt�ra zrozumie ci�, gdy zaczniesz wydawa� jej w �o�u polecenia. - Wyszczerzy� z�by w szerokim u�miechu i zn�w rozpar� si� na krze�le. - Oczywi�cie, nale�y pogodzi� si� z tym, �e gwa�t ma wiele ujemnych stron. Ale skoro ta dama rozumie, co do niej m�wisz, mo�e w ko�cu sk�onisz j�, by spojrza�a na ciebie przychylnym okiem. Czy to istotne, �e zabi�e� jej ojca?
Ragnor �ypn�� z ukosa na Vachela i pozwoli� Aislinn ponownie usi��� u swych st�p. Jego przewaga nad ni� jeszcze bardziej si� zmniejszy�a, gdy� dziewka zna�a francuski, podczas gdy on nie rozumia� ni w z�b jej j�zyka.
- Milcz, m�okosie! - warkn�� na kuzyna. - Twoja gadanina warzy mi humor.
Vachel przez chwil� duma� nad pos�pnym nastrojem Ragnora, po czym szeroko si� u�miechn��.
- Drogi kuzynie, widz�, �e zanadto bierzesz sobie wszystko do serca. W przeciwnym razie dostrzeg�by� humorystyczn� stron� zagadnienia. Co ci powie Wulfgar, kiedy o�wiadczysz mu, �e zaatakowali nas ci n�dzni barbarzy�cy? Staruch, kt�rego zabi�e�, okaza� si� szczwanym lisem. Ksi��� Wilhelm nie b�dzie mia� do ciebie o nic pretensji. A kt�rego z�tych dw�ch bastard�w l�kasz si� bardziej? Ksi�cia czy Wulfgara?
Gdy po twarzy Ragnora przebieg� skurcz �le skrywanego gniewu, Aislinn sta�a si� czujna. Norma�ski rycerz �ci�gn�� brwi, jego oblicze przypomina�o gradow� chmur�.
- Nikogo si� nie l�kam - burkn��.
- Ho, ho! - wykrzykn�� Vachel. - Gadasz jak prawdziwy zuch, ale czy tak jest w istocie? Kto z nas nie odczuwa dzi� przed nim strachu z powodu tego, czego�my tu dokonali? Wulfgar surowo zabroni� prowokowa� mieszka�c�w wioski, a mimo to pozabijali�my wielu z tych, kt�rzy mieli zosta� jego poddanymi.
Aislinn uwa�nie przys�uchiwa�a si� rozmowie. Wprawdzie niekt�re s�owa brzmia�y w jej uszach obco, ale og�lnie rozumia�a, o co chodzi. Czy Wulfgara, o kt�rym m�wili z tak� niech�ci�, nale�y ba� si� jeszcze bardziej ni� ich? Czy to Wulfgar w�a�nie ma zosta� nowym panem Darkenwaldu?
- Wszystkie okoliczne sio�a, wioski i miasteczka ksi��� obieca� Wulfgarowi - odezwa� si� zamy�lonym g�osem Vachel. Ale jak� one maj� warto�� bez wie�niak�w, kt�rzy uprawiaj� ziemi� i hoduj� stada �wi�? Tak, Wulfgar b�dzie mia� nam to i owo do powiedzenia, a wiesz, �e on nie ma zwyczaju z nikim si� patyczkowa�.
- Kundel bez nazwiska! - splun�� z obrzydzeniem Ragnor. Jakim prawem ziemie te maj� przej�� w jego posiadanie?
- Tak, kuzynie. Twoje oburzenie jest ca�kiem usprawiedliwione. Nawet moja cierpliwo�� wystawiona jest na ci�k� pr�b�. Ksi��� obieca� Wulfgarowi, �e uczyni go tu panem, podczas gdy my, pochodz�cy ze szlachetnych dom�w, odejdziemy z niczym. Tw�j ojciec b�dzie nader rozczarowany.
Ragnor skrzywi� usta.
- Lojalno�� b�karta wobec drugiego b�karta nie pozwala mu uczciwie post�powa� z lud�mi, kt�rzy bardziej mu si� przys�u�yli. - Zdj�� z ramienia Aislinn kosmyk w�os�w barwy rudoz�otej i zacz�� nawija� go na palec. - Jestem pewien, �e Wilhelm, gdyby by�o to w jego mocy, zrobi�by z Wulfgara nawet papie�a.
Zamy�lony Vachel, ze zmarszczonymi brwiami, pociera� sobie podbr�dek.
- Nie mo�emy z czystym sumieniem powiedzie�, �e Wulfgar nie zas�u�y� sobie na takie zaszczyty. Czy ktokolwiek pokona� go w szrankach lub okaza� si� dzielniejszy w boju? Z tym wikingiem, kt�ry zawsze kryje mu plecy, w bitwie pod Hastings stawa� za dziesi�ciu. Nie opu�ci� miecza nawet wtedy, gdy my wszyscy my�leli�my ju�, �e Wilhelm poleg�. A wi�c Wulfgar zas�u�y� na to, by zosta� panem tych ziem... czy� nie tak? - Z nie skrywanym rozgoryczeniem roz�o�y� r�ce. - A to niew�tpliwie sprawi, �e poczuje si� r�wny nam.
- A czy kiedykolwiek my�la�, �e jest inaczej? - odpali� Ragnor.
Wzrok Vachela ze�lizgn�� si� na Aislinn, kt�ra odpowiedzia�a wzgardliwym spojrzeniem. By�a bardzo m�oda. Vachel s�dzi�, �e ma nie wi�cej ni� dwadzie�cia lat, zapewne osiemna�cie, lecz zd��y� ju� pozna� jej ognisty temperament. Nie�atwo przyjdzie zmusi� j� do uleg�o�ci. Ale m�czyzna czu�y na niewie�cie wdzi�ki m�g� machn�� r�k� na t� wad�, gdy� Vachel �ywi� najg��bsze przekonanie, �e to jedyna wada tej dziewki. Jej nowy pan, Wulfgar, z ca�� pewno�ci� b�dzie bardziej ni� ukontentowany. Ka�dy lok jej bujnych, rudoz�otej barwy w�os�w zdawa� si�, w migotliwym �wietle ognia, p�on�� o�lepiaj�cym blaskiem. Taki kolor w�os�w rzadko trafia� si� w�r�d Anglosas�w. Ale najbardziej wytr�ca� z r�wnowagi widok jej oczu. Teraz, gdy przepe�nia�a j� �a�o�� i rozpacz, by�y mroczne, otch�anne i �arzy�y si� czerwonym blaskiem. Normalnie jednak mia�y zapewne barw� fio�k�w, by�y czyste i jasne jak wrzos porastaj�cy stoki okolicznych wzg�rz. D�ugie, czarne niczym sadza rz�sy, teraz spuszczone, dr�a�y lekko na tle jej sk�ry koloru alabastru. Ko�ci policzkowe by�y wysokie i delikatne, zdobi�y je rumie�ce, tak samo r�owe jak jej kszta�tne, lekko wygi�te usta. My�l ojej �miechu jeszcze bardziej rozpala�a wyobra�ni� norma�skiego szlachcica. Aislinn mia�a bia�e z�by, nie ska�one ciemn� barw�, co przy�iniewa�o urod� niejednej �licznotki. Niewielki, lekko zadarty nos unosi�a dumnie, wr�cz bu�czucznie, i nawet zaci�ni�te teraz szcz�ki nie potrafi�y ukry� wdzi�cznego zarysu jej podbr�dka. Tak, z ca�� pewno�ci� trudno b�dzie j� okie�zna�, ale wysi�ek w to w�o�ony op�aci si� stokrotnie. Cho� Aislinn przewy�sza�a wzrostem wi�kszo�� dziewek, mia�a bardzo smuk�� sylwetk�, a zarazem pe�ne i rozkoszne kszta�ty dojrza�ej niewiasty.
- No tak, kuzynie - przerwa� w ko�cu milczenie. - Najlepiej, �eby� nacieszy� si� ni� jeszcze tej nocy, bo jutro zapewne pojawi si� tu Wulfgar.
- Ten zarozumialec? - zadrwi� Ragnor. - Czy kiedykolwiek zwr�ci� uwag� na jak�kolwiek niewiast�? Na Boga, on przecie� ich nie znosi! Zapewne gdyby�my znale�li tu �licznego pazika ...
Vachel u�miechn�� si� kwa�no.
_ Kuzynie, gdyby to by�a prawda, mieliby�my go w saku.
Obawiam si� jednak, �e obce s� mu takie sk�onno�ci. Wiem, publicznie unika niewiast jak diabe� wody �wi�conej, lecz jestem przekonany, �e skrycie ma ich tyle samo co my. Widzia�em, jak na niejedn� zerka� pochutliwie, oceniaj�c jej wdzi�ki. �aden m�czyzna nie spogl�da tak na dziewk�, je�li bardziej kusi go kra�ny pacho�ek. S�dz�, �e dlatego tak zazdro�nie strze�e swego i.ycia prywatnego, by wydawa� si� niewiastom atrakcyjniejszy. Zawsze mnie intrygowa�o, dlaczego szlachetne dw�rki z otoczenia Wilhelma wymachuj� przed nim na��czkami i bezmy�lnie si� wdzi�cz�. Zapewne niebywale kusi je jego wynios�o�� i ch��d.
_ Niewiele widzia�em dziewek, kt�re by si� za nim ogl�da�y - skwitowa� Ragnor.
Rozbawiony Vachel parskn�� �miechem.
_ Nie, kuzynie, i nie zobaczysz, bo nadmiernie interesuj� ci� w�asne uciechy. Zbyt poch�ania ci� sprowadzanie na z�� drog� swoich dziewek, by� mia� zwraca� uwag� na niewiasty otaczaj�ce Wulfgara.
_ Musisz zatem by� lepszym obserwatorem ni� ja, poniewa�
nie spotka�em dot�d dziewki, kt�ra spogl�da�aby przychylnie na tak pokrytego bliznami m�czyzn�
Vachel wzruszy� ramionami.
_ A co znaczy szrama tu czy tam? Dowodz� jedynie m�stwa i odwagi. Na szcz�cie Wulfgar nie obnosi si� ze swymi bliznami tak jak wielu z naszych szlachetnie urodzonych przyjaci�. Bardziej pasuje mi jego osch�o�� ni� pysza�kowate, snute na okr�g�o, nudne i rozwlek�e opowie�ci o wyczynach i m�stwie.
Vachel skin�� r�k�, by nape�niono mu r�g, i natychmiast pojawi�a si� dr��ca Maida. Wymieni�a z c�rk� ukradkowe spojrzenie i odesz�a, mrucz�c pod nosem swe brednie i wymys�y.
_ Bez obaw, kuzynie - powiedzia� z u�miechem Vachel. Jeszcze�my nie przegrali. Co nas obchodzi, �e Wilhelm chwilowo faworyzuje Wulfgara? Nasze rodziny ciesz� si� wielkim mirem i nie b�d� tolerowa�y d�u�ej uzurpatora, gdy wyjawimy prawd� o jego oburzaj�cych post�pkach.
Ragnor chrz�kn��.
- M�j ojciec nie b�dzie rad, kiedy si� dowie, �e nie zdoby�em tu dla naszej rodziny pi�dzi ziemi.
- Gorycz przez ciebie przemawia, Ragnorze. Tw�j rodzic to starzec i my�lami tkwi w przesz�o�ci. Poniewa� jemu uda�o si� zdoby� fortun�, naturaln� drog� rzeczy zak�ada, �e ty r�wnie� dokonasz tego z podobn� �atwo�ci�.
Ragnor tak mocno zacisn�� na rogu palce, �e a� pobiela�y. - Bywaj� chwile, �e go nienawidz�.
Jego kuzyn zn�w wzruszy� ramionami.
- Mnie m�j ojciec te� wyprowadza z r�wnowagi. Wyobra� sobie, �e zagrozi� mi, i� je�li sprokuruj� bachora kolejnej dziewce, wyrzuci mnie z domu i pozbawi dziedzictwa.
Po raz pierwszy od chwili skruszenia wr�t gr�dka Ragnor de Marte wybuchn�� �miechem.
- Musisz przyzna�, Vachelu, �e masz w tej materii sporo na sumieniu.
Vachel r�wnie� zachichota�.
- Przygada� kocio� garnkowi, kuzynie.
- To prawda, ale m�czyzna musi mie� jakie� przyjemno�ci. _ Ragnor u�miechn�� si� i skierowa� spojrzenie swych ciemnych oczu na siedz�c� u jego st�p rudow�os� Aislinn.
Pog�adzi� j� po policzku; �renicami duszy ujrza� przytulone do siebie w mi�osnym u�cisku jej kszta�tne cia�o. Poniewa� zachowanie dziewki mocno ju� go zirytowa�o, chwyci� palcami jej gunn� i zdar� z ramion. Gdy pr�bowa�a wyrwa� si� z jego u�cisku, zach�anne oczy zgromadzonych w wielkiej sieni naje�d�c�w w jednej chwili odwr�ci�y si� w jej stron�, syc�c si� widokiem pr꿹cych si� pod podart� sukni� do po�owy obna�onych piersi. Cho� jak przy Hlynn wojownicy zacz�li zach�ca� wodza i wykrzykiwa� spro�ne uwagi, Aislinn nie wpad�a w histeri�. �cisn�a d�oni� brzegi potarganej sukni i odpowiedzia�a wrogom wzrokiem pe�nym nienawi�ci i pogardy. Kolejno milkli pod jej pal�cym spojrzeniem, a zak�opotanie topili w pot�nych haustach piwa. Zacz�li mamrota� mi�dzy sob�, �e dziewka ta z ca�� pewno�ci� jest pot�n� czarownic�.
Lady Maida tak kurczowo przycisn�a do �ona szaw�ok z winem, �e pobiela�y jej palce. Wzrokiem pe�nym b�lu patrzy�a, jak Ragnor igra z jej c�rk�. Rycerz b��dzi� r�kami po jej aksamitnej sk�rze, si�gaj�c palcami pod sukni�, tam gdzie nikt nigdy
dot�d nie �mia� si�gn��. Aislinn dr�a�a z obrzydzenia pod oble�nymi dotykami, a jej matka, zmro�ona l�kiem i niepewno�ci�, z trudem �apa�a dech.
Maida popatrzy�a na pogr��one w mroku schody prowadz�ce do znajduj�cych si� na g�rze sypialni. W wyobra�ni ujrza�a, jak Aislinn wije si� pod ci�arem cia�a Ragnora w �o�u poprzedniego pana dworzyszcza, w �o�u, kt�re ona dzieli�a ze swym m�em i w kt�rym da�a �ycie c�rce. Ju� teraz s�ysza�a okrzyki b�lu swej c�rki niewolonej przez przera�aj�cego rycerza. Norman nie oka�e lito�ci, a Aislinn nie b�dzie o ni� prosi�. Jej c�rka odziedzipzy�a up�r i dum� Erlanda i nigdy nie poni�y�aby si� do b�aga� o �ask�; by� mo�e dla kogo�, ale nigdy dla siebie.
Maida skry�a si� w naj ciemniejszym k�cie sieni. Sprawiedliwo�ci stanie si� zado�� dopiero wtedy, gdy w�asn� r�k� zabije morderc� m�a.
Ragnor d�wign�� si� z krzes�a i poci�gn�� za sob� Aislinn.
Obj�� ramieniem jej wiotkie cia�o. Zachichota�, gdy stawiaj�c op�r, zacz�a wi� si� w jego u�cisku. Odczuwa� dzik� rado�� na widok grymasu b�lu na jej twarzy, gdy z ca�ych si� zacisn�� palce na jej r�kach.
- Sk�d znasz j�zyk francuski? - zapyta�.
Aislinn zadar�a dumnie g�ow� i popatrzy�a na dr�czyciela zimnym, pogardliwym wzrokiem. Nic nie odpowiedzia�a. Ragnor doceni� jej wynios�� postaw� i rozlu�ni� brutalny u�cisk. Pomy�la�, �e �adne tortury nie zmusz� jej do odpowiedzi, je�li sama tego nie zechce. Wzgardliwe milczenie zachowywa�a nawet wtedy, gdy domaga� si�, by wyzna�a mu swe imi�. Dowiedzia� si� go dopiero od jej matki, gdy zagrozi�, �e zabije dziewk�. Zna� jednak sposoby, by zmi�kczy� najbardziej nawet aroganck� niewiast�.
- Prosz�, odpowiedz, Aislinn. W przeciwnym razie zedr� z ciebie szaty i pozwol�, by wzi�� ci� ka�dy ze zgromadzonych tu m�czyzn. Przysi�gam, �e wtedy przestaniesz by� taka wynios�a.
- Gdy by�am dzieckiem, przez d�ugi czas mieszka� u nas w�drowny trubadur - odpar�a niech�tnie, lecz zachowa�a niewzruszony spok�j i nieprzeniknion� twarz. - Przed przybyciem do nas zwiedzi� wiele kraj�w. Zna� cztery j�zyki. Uczy� mnie waszej mowy z dobrej woli, poniewa� go to bawi�o.
- W�drowny trubadur, kt�ry zabawia sam siebie? I gdzie tu �art? Nie widz�.
- M�wi�, �e tw�j ksi��� od dzieci�stwa �ni�, aby mie� Angli� na p�misku. M�j weso�y trubadur zna� t� histori�, gdy� cz�sto grywa� dla wysoko urodzonych w twoim kraju. W latach m�odo�ci dwa czy trzy razy nawet umila� czas twemu ksi�ciu, lecz ten w ko�cu ukara� go obci�ciem ma�ego palca za to, �e za�piewa� w jego obecno�ci ballad� o rycerzu niskiego pochodzenia. Bawi�o mego trubadura to, �e je�li nauczy mnie waszego j�zyka, a pewnego dnia ziszcz� si� sny ksi�cia, b�d� mog�a powiedzie� wam, �e jeste�cie ho�ot�, a wy mnie zrozumiecie.
Ragnor nachmurzy� si�, ale Vachel wybuchn�� �miechem.
- Gdzie jest teraz ten tw�j s�odki trubadur, damoiselle? zapyta�. - Ksi��� nadal, jak w m�odo�ci, nie lubi, gdy nazywaj� go bastardem. Mo�e tw�j weso�ek tym razem zamiast palca straci g�ow�.
- Jest tam, gdzie nie dosi�gnie go �aden �miertelnik, tam, gdzie jest bezpieczny nawet od waszego ksi�cia - odpar�a zjadliwie Aislinn.
Ragnor �ci�gn�� brwi i zwr�ci� si� do Vachela: - Przypomnia�e� mi o niemi�ych sprawach.
- Wybacz, kuzynie - odrzek� z u�miechem Vachel.
Widok nagich ramion Aislinn spod potarganej sukni skierowa� my�li Ragnora w ca�kiem inn� stron�. Pochyli� si� i chwyci� brank� w ramiona. Aislinn zacz�a rozpaczliwie si� broni�, obrzucaj�c go zdumiewaj�c� liczb� wyzwisk. Ale on tylko �mia� si� z jej nieudolnych pr�b wyswobodzenia si�, a kiedy prawie uda�o si� jej wywin�� z jego obj��, z ca�ych si� zamkn�� j� w �elaznym u�cisku. Szczerz�c z�by, pochyli� twarz i przy�o�y� usta do jej wilgotnych, gor�cych warg; ale tylko po to, by gwa�townie i z okrzykiem b�lu cofn�� g�ow�. Z dolnej wargi sp�yn�a mu kropelka krwi.
- Ty ma�a, w�ciek�a �mijo! - krzykn�� zd�awionym g�osem. Z g�uchym pomrukiem gniewu zarzuci� sobie Aislinn na rami�. Kiedy uderzy�a brzuchem w tward� kolcz�, zapar�o jej dech, by�a oszo�omiona, p�przytomna. Ragnor chwyci� zapalon� �wiec�,przeby� sie� i ruszy� po pogr��onych w ciemno�ciach schodach. Im bardziej zbli�a� si� do komnaty dawnego pana dworca, tym bardziej cich� dobiegaj�cy z do�u gwar czyniony przez rozhulanych naje�d�c�w. Kopniakiem zamkn�� za sob� drzwi, umocowa� �wiec� i wielkimi krokami podszed� do �o�a, na kt�re bezceremonialnie rzuci� Aislinn. Gdy pr�bowa�a ze�lizgn�� si� z pos�ania, mign�y mu jej d�ugie, szczup�e nogi. Szorstki powr�z na szyi kr�powa� Aislinn ruchy. Z okrutnym u�miechem Ragnor zacz�� nawija� sznur na nadgarstek, tak �e po chwili branka Id�cza�a ju� przed nim, patrz�c mu w twarz niczym udr�czony pies w oblicze swego oprawcy. Rycerz roze�mia� si� na widok nieugi�to�ci maluj�cej si� w twarzy Aislinn, zsun�� z r�ki powr�z i przywi�za� go do jednego z masywnych postument�w �o�a. Z oboj�tn� powolno�ci� zacz�� si� rozdziewa�. Niedbale rzuci� na posadzk� miecz, kolcz� i sk�rzan� kiec�. Podszed� do komina w samej p��ciennej koszuli po��czonej za pomoc� trok�w z obcis�ymi rajtuzami. Obrzydzenie Aislinn ros�o. Szarpa�a rozpaczliwie p�tl� na szyi, ale supe� trzyma� mocno. Ragnor rozgrzeba� �ar, dorzuci� kilka szczap i w cieple ognia �ci�gn�� z siebie reszt� przyodziewku. Na widok jego smuk�ego, muskularnego cia�a Aislinn gwa�townie prze�kn�a �lin�. Norman u�miechn�� si� prawie serdecznie, podszed� do niej i przeci�gn�� delikatnie palcami po jej policzku.
- Kwiatuszek ciernistego krzewu - mrukn��. - Zaiste, to . prawda, ale i tak nale�ysz do mnie. Wulfgar pozwoli� mi wzi�� po wykonaniu misji nagrod�, jakiej zapragn�. - U�miechn�� si�, jakby co� go rozbawi�o. - Postanowi�em zatem wzi�� sobie nagrod� naj cenniejsz�, jak� znalaz�em w tej wiosce. O inne rzeczy nie zabiegam.
- Spodziewasz si� nagrody za t� rze�? - sykn�a Aislinn. Ragnor wzruszy� ramionami.
- Przede wszystkim g�upcy nie powinni byli atakowa� uzbrojonych rycerzy i zabija� pos�a�ca ksi�cia. Wykonali�my dla Wilhelma kawa� dobrej roboty. Zas�uguj� na nagrod�.
Aislinn zadr�a�a na widok tak grubosk�rnej oboj�tno�ci wobec tylu zamordowanych ludzi. Przesun�a si� w g��b �o�a, na ile pozwoli� jej postronek.
Ragnor zadar� g�ow� i rykn�� �miechem.
- Czy�by m�j ma�y go��bek chcia� ode mnie odfrun��? Zn�w zacz�� nawija� na r�k� powr�z. - Chod� tu, go��beczkozagrucha� s�odko. - Chod�, go��beczko, i zamieszkaj w moim gniazdku. Ragnor b�dzie dla ciebie dobry.
�kaj�c bezg�o�nie i zaciskaj�c do b�lu z�by, Aislinn pr�bowa�a stawia� rozpaczliwy op�r. W ko�cu jednak zn�w kl�cza�a przed rycerzem, kt�ry uj�� supe� i zadar� jej brod�, zmuszaj�c, by popatrzy�a m�tniej�cymi oczyma wysoko nad jego g�ow�. Aislinn dusi�a si�, charcza�a, z najwy�szym trudem �apa�a oddech. Rycerz si�gn�� za siebie po le��cy na kufrze szaw�ok z winem.
- Skosztuj, go��beczko - odezwa� si� pieszczotliwie i si�� wla� jej mi�dzy z�by trunek.
Aislinn w pierwszej chwili zakrztusi�a si�, po czym prze�kn�a kilka �yk�w. Ale on tak d�ugo trzyma� sk�rzany worek przy jej ustach, �e dziewce zacz�o w ko�cu brakowa� tchu. P�niej pu�ci� j�, odwr�ci� si� do niej plecami i z kolei przystawi� buk�ak do w�asnych ust. Zacz�� pi�, oblewaj�c sobie przy tym obficie ciemnoczerwonym winem twarz i tors. Gdy opu�ci� szaw�ok, oczy mu b�yszcza�y. Zacz�� �ciera� z siebie mocny trunek. Od�o�y� buk�ak i pono'J.'llie zaj�� si� powrozem. Tym razem Aislinn pozosta�o ju� niewiele si� i bardzo szybko jej g�owa znalaz�a si� przy jego twarzy. Z ust bi� mu taki od�r piwa i wina, �e dziewce wywraca�y si� wn�trzno�ci, a on nieoczekiwanie mocnym szarpni�ciem zdar� z niej przyodziewek i cisn�� go za siebie. P�niej pu�ci� Aislinn, kt�ra zaskoczona przewr�ci�a si� na plecy. Z szerokim u�miechem po�o�y� si� na wznak, przystawi� sobie do ust szaw�ok i pi�, nie spuszczaj�c z Aislinn wzroku. Ona, ogarni�ta przera�eniem i wstydem, pragn�a tylko os�oni� swoj� nago��.
- A teraz chod� do mnie, go��beczko - powiedzia� przypochlebnie. - I nie stawiaj ju� oporu. W ko�cu mam pewne wp�ywy na dworze Wilhelma. Mog�a� trafi� gorzej. - �ypn�� na ni� pijanym wzrokiem i zacz�� wodzi� oczyma po jej pon�tnym ciele. - Mog�a� trafi� w r�ce tych nieokrzesanych prostak�w na dole.
Aislinn rozszerzy�y si� oczy i ,zn�w zacz�a szarpa� za powr�z.
- Nie, nie, go��beczko.
Ragnor u�miechn�� si�, uni�s� r�k� i poci�gn�� za postronek, zmuszaj�c dziewk�, by stan�a na czworakach. Pozosta�a ju� w tej pozycji. Ci�ko dysz�c ze wzburzenia i b�lu, obrzuca�a oprawc� pe�nym nienawi�ci wzrokiem. Z rozchylonymi wargami,
z kt�rych pob�yskiwa�y z�by, ze spl�tanymi, rudoz�otymi w�osami, przypomina�a rozjuszon�, dzik� besti� czaj�c� si� do skoku. Ragnor poczu� napi�cie w kroczu, z ka�d� chwil� ogarnia�a go coraz wi�ksza ��dza. Oczy mu pociemnia�y.
_ Ach, wcale go��beczk� nie jeste� - mrukn�� ochryple. Jeste� lisic�. Skoro nie chcesz przyj�� do mnie, ja musz� przyj�� do ciebie.
D�wign�� si� z �o�a i Aislinn zapar�o dech. Sta� przed ni� dumnie wypr�ony. Po chwili zbli�y� si� do niej, oczy p�on�y mu po��daniem, na ustach czai� si� lekki, drapie�ny u�miech. Wyprostowa�a si� i cofn�a jeszcze bardziej. Po kr�gos�upie przebieg� j� dreszcz strachu, ca�e cia�o przeszywa�y lodowate ig�y, oddycha�a coraz szybciej, prawie �ka�a. Chcia�a wrzeszcze�, krzycze� z przera�enia, tak jak wcze�niej robi�a to Hlynn. Czu�a, �e w piersiach narasta jej szloch, d�awi� j� strach i poczucie bezradno�ci. Usta Ragnora wykrzywi� diabelski grymas. Wpatrywa� si� w ni� jak jastrz�b w ofiar�, powoli nawija� na r�k� powr�z, a� w ko�cu napr�ony postronek doci�gn�� Aislinn do oprawcy. Nogi i r�ce mia�a jak z o�owiu, traci�a nad nimi w�adz�. Za. plecami Ragnora czai�y si� mroczne cienie, a jego przystojna, lecz pe�na okrucie�stwa twarz przys�ania�a ca�y �wiat. W migotliwym �wietle �wiecy i p�on�cego na palenisku ognia jego wysoka, smuk�a posta� wydawa�a si� pokryta cienkim futrem. Aislinn ogarn�a taka panika, �e oddycha�a z najwy�szym trudem. Ragnor wyci�gn�� r�k� i po�o�y� d�o� na jej piersiach. Ona z krzykiem przekr�ci�a cia�o, ale on chwyci� j� w ramiona i oboje pot0czyli si� po sk�rach, kt�rymi za�cielone by�o �o�e. Aislinn tkwi�a w pu�apce, przygniata� j� ci�ar jego cia�a. Izba zdawa�a si� p�ywa� jej przed oczyma, a g�os norma�skiego rycerza sta� si� jedynie st�umionym szeptem.
_ Jeste� moja, damoiselle. - S�owa by�y niewyra�ne, jakby p�yn�y z nies�ychanej dali. Wtuli� twarz w �ab�dzi� szyj�, jego gor�cy oddech parzy� jej sk�r�. Zacz�� pie�ci� ustami piersi Aislinn. - Nale�ysz do mnie - szepn��. - Jestem twoim panem.
Aislinn nie mog�a wykona� ruchu. Cho� bez reszty przej�� nad ni� w�adz�, jej to ju� niewiele obchodzi�o .. Jego twarz rozp�ywa�a si�, ca�y �wiat zamazywa�. Ragnor jeszcze mocniej przygwo�dzi� j� cia�em do futer. Niebawem wszystko si� sko�czy i...
*
Maida popatrzy�a na splecione cia�a; teraz ju� milcz�ce i nieruchome. Zadar�a g�ow� i wybuchn�a szale�czym �miechem, kt�ry przebi� si� przez gwar wzniecany przez wesel�cych si� w sieni wojownik�w. Gdzie� w oddali w nocne niebo wzbi�o si� wycie wyg�odzonego wilka i oba te d�wi�ki zla�y si� w jeden. Poni�ej, w wielkiej sieni, rozhulani naje�d�cy umilkli, jakby ich mocarne karki musn�y macki przejmuj�cego zimna. Niekt�rzy z nich krzy�owali przes�dnie palce, gdy� nigdy jeszcze nie s�yszeli takiego d�wi�ku. Inni, s�dz�c, �e to z gniewu ryczy Wulfgar, pomy�leli, i� to on w�a�nie przyby� do dworzyszcza.
2
Aislinn budzi�a si� powoli, wydawa�o si� Jej, �e z jakiej� nieokre�lonej dali kto� wo�a j� po imieniu. Kiedy troch� oprzytomnia�a, zepchn�a spoczywaj�cy na jej piersiach ci�ar. Norman przekr�ci� si� przez sen, zabieraj�c z jej cia�a swoj� ci�k�, kosmat� r�k�. Twarz Ragnora wydawa�a si� niewinna; pod mask� snu znikn�� wyraz okrucie�stwa i nienawi�ci. Gdy jednak przesun�a wzrokiem po jego sylwetce, zn�w ogarn�� j� gniew i odraza na my�l, co jej uczyni�. Przypomnia�a sobie jego d�onie w�druj�ce po jej ciele, pami�ta�a, jak ci�arem cia�a wgniata� j� w zalegaj�ce �o�e sk�ry. Potrz�sn�a g�ow�. Teraz mia�a inny k�opot. Nie by�a pewna, czy nie nosi w �onie jego dziecka. Bo�e, nie dopu��, by tak si� sta�o!
- Aislinn! - Tym razem wyra�nie dobieg� j� g�os. Odwr�ci�a si� i ujrza�a matk�. Maida sta�a nieopodal pos�ania i nerwowo wykr�ca�a sobie palce.
- Po�piesz si�. Nie mamy chwili do stracenia. - Rzuci�a jej gunn� - Musimy ucieka� teraz, kiedy stra�e jeszcze �pi�. C�rko, b�agam, nie zwlekaj!
Cho� Aislinn wyczu�a w g�osie matki przera�enie, w jej piersi nic nie drgn�o. By�a zimna i ot�pia�a, wyprana z jakichkolwiek uczu�.
- Je�li mamy ucieka�, musimy to zrobi� natychmiast! - ponagla�a b�agalnie Maida. - Uciekajmy, zanim si� obudz�. Cho� raz pomy�l o naszym bezpiecze�stwie.
Znu�ona, posiniaczona i obola�a Aislinn zwlok�a si� z �o�a i w�o�y�a przez g�ow� gunn�. We�niana materia by�a szorstka i dra�ni�a sk�r�, lecz dziewka tego nie czu�a. Obejrza�a si� przez rami�, by sprawdzi�, czy Ragnor �pi. Norman nawet nie drgn��. "Och - pomy�la�a. - Jakie� mi�e musi mie� sny, skoro �pi tak spokojnie i g��boko". Niew�tpliwie pokonanie oporu Aislinn bardzo mu te sny os�odzi�o.
Podesz�a do okna i nerwowo otworzy�a okiennic�. W ostrym bia�ym �wietle budz�cego si� dnia jej twarz by�a blada i wymizerowana, delikatna i ulotna niczym poranna mg�a, kt�ra podnosi�a si� w�a�nie z rozci�gaj�cych si� za gr�dkiem moczar�w.
acz�a rozczesywa� d�oni� potargane w�osy, lecz wspomnienie d�ugich, br�zowych palc�w Ragnora wpl�tanych bole�nie w jej pukle, zmuszaj�cych j� do uleg�o�ci, sprawi�o, �e gwa�townie cofn�a r�k�. Przerzuci�a bujne k�dziory przez rami� tak, �e sp�yn�y po�yskliw� fal� przez piersi a� do bioder, po czym odwr�ci�a si� do Maidy.
- Nie, matko - powiedzia�a zdecydowanym tonem. - Dzisiaj nie uciekniemy. Nie mo�emy pozostawi� cia� naszych dzielnych zmar�ych na �up kruk�w i wilk�w.
Energicznie ruszy�a do wyj�cia, zostawiaj�c za sob� bezradn� i kompletnie oszo�omion� matk�. Id�c chwiejnie za c�rk�, Maida zesz�a do sieni i zacz�a przekracza� pochrapuj�cych Norman�w rozci�gni�tych w pijackim �nie na posadzce.
Przed ni�, jak ulotne widmo, posuwa�a si� Aislinn. Napar�a szczup�ym cia�em na ci�kie wrota, otworzy�a je mocnym pchni�ciem i zatrzyma�a si� jak wryta, pora�ona straszliwym zaduchem �mierci. Wn�trzno�ci podesz�y jej do gard�a. Sun�c chwiejnie na mi�kkich nogach, wymija�a groteskowo powykr�cane cia�a, a� dotar�a do miejsca, gdzie le�a� jej ojciec. Spoczywa� sztywno na ziemi, r�ce mia� szeroko rozrzucone, w s�katej, zaci�ni�tej gar�ci wci�� tkwi� miecz. Usta zakrzep�y mu w pe�nym uporu grymasIe.
Dziewka sta�a nieruchomo nad jego zw�okami, po policzku sp�yn�a jej �za. Umar� tak, jak �y�; honorowo, w�asn� krwi� poj�c ziemi�, kt�r� ukocha� nade wszystko. Mimo i� by� cz�owiekiem gwa�townym, Aislinn zawsze b�dzie za nim t�skni�. Co za nieszcz�cie, co za rozpacz! Co za samotno��! �mier�!
Podesz�a matka i mocno przytuli�a si� do c�rki. Ci�ko wci�ga�a w p�uca duszne powietrze. Gdy popatrzy�a na zabitego m�a, oddech jej sta� si� jeszcze bardziej chrapliwy. P�niej zacz�a cicho j�cze�, a na koniec rozpaczliwie zaskrzecza�a:
- Erlandzie, jak mog�e� zostawi� nas z tymi buszuj�cymi po sieni wywo�a�cami, a nasz� w�asn� c�rk� rzuci� na �up potworowi, kt�ry pastwi� si� nad ni� przez ca�� noc!
Zrozpaczona niewiasta opad�a na kolana i chwyci�a martwego m�a za ramiona, zupe�nie jakby chcia�a go unie��. Ale si�y j� zawiod�y i opad�a tylko na zw�oki z rozpaczliwym szlochem. - Co ja teraz zrobi�? Co ja teraz zrobi�?
Aislinn obesz�a cia�o i wyj�a z d�oni Erlanda miecz. Nast�pnie chwyci�a ojca za r�k�, chc�c przeci�gn�� zw�oki na mi�kszy teren i tam go pochowa�. Jej matka chwyci�a cia�o za drugie rami�, ale tylko po to, by z grubego palca �ci�gn�� wielki sygnet. Czuj�c na sobie wzrok c�rki, unios�a g�ow� i zawy�a:
- Jest m�j! To cz�� mego wiana! Popatrz, to herb mego ,ojca. - Machn�a pier�cieniem przed nosem Aislinn. - Zabior� go ze sob�.
Nieoczekiwanie zaskoczy� je czyj� g�o�ny okrzyk. Starsza niewiasta podskoczy�a, twarz wykrzywi� jej grymas strachu. Opu�ci�a r�k� i ze zdumiewaj�c� chy�o�ci� ruszy�a biegiem przez us�ane trupami pole, by ukry� si� w zaro�lach, za kt�rymi ci�gn�y si� moczary. Aislinn po�o�y�a ostro�nie r�k� ojca na ziemi� i ze spokojem, kt�ry zdumia� nawet j� sam�, odwr�ci�a si�, by stawi� czo�o nowemu niebezpiecze�stwu. Na widok wysokiego wojownika rozszerzy�y si� jej oczy. Rycerz siedzia� na tak olbrzymim wierzchowcu, jakiego Aislinn nigdy jeszcze w �yciu nie widzia�a. Ko� ni�s� ogromnego je�d�ca z tak� �atwo�ci�, jakby to by� zaledwie niedorostek. Pot�ne zwierz�, z wdzi�kiem i �atwo�ci� wymijaj�c zalegaj�ce zie�i.i� cia�a poleg�ych, posuwa�o si� w stron� Aislinn. Dziewka sta�a nieruchomo, lecz na widok zbli�aj�cej si� niesamowitej zjawy ogarnia�a j� zgroza. W jednej chwili sta�a si� a� do b�lu �wiadoma tego, jak bardzo w por�wnaniu z t� now� postaci� jest ma�a i bezbronna. Czo�o i brwi je�d�ca skrywa� sz�om �elazny, lecz szare oczy, b�yszcz�ce po obu stronach d�ugiego przycz�ka chroni�cego nos, zdawa�y si� przeszywa� j