Willis Connie - W Rialto

Szczegóły
Tytuł Willis Connie - W Rialto
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Willis Connie - W Rialto PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Willis Connie - W Rialto PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Willis Connie - W Rialto - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Connie Willis W "Rialto" Dyscyplina umysłowa była wstępnym warunkiem zrozumienia fizyki newtonowskiej. Zastanawiam się, czy nie jest przeszkodą przy zrozumieniu fizyki kwantowej. (wyjątek z wystąpienia dra Gedankena na Międzynarodowym Kongresie Fizyki Kwantowej w Hollywood, Kalifornia) Do Hollywood dotarłam o pierwszej trzydzieści. Zaczęłam od zameldowania się w "Rialto". - Przykro mi, ale nie mamy żadnych wolnych pokoi - powiedziała dziewczyna za kontuarem recepcji. - Wszystko zostało zarezerwowane dla czegoś tam naukowego. - Ja jestem z tego czegoś właśnie - odparłam. - Doktor Ruth Baringer. Zarezerwowałam podwójny pokój. - Na dodatek mamy jeszcze grupę republikanów i jakichś ludzi z Finlandii. Kiedy zaczynałam tu pracować, powiedzieli mi, że spotkam ludzi filmu, ale jak na razie był tylko jeden facet, który grał przyjaciela innego faceta w filmie, który niedawno widziałam. Pani nie jest z branży filmowej, prawda? - Nie - potwierdziłam. - Jestem z tymi naukowcami. Dr Ruth Baringer. - Ja nazywam się Tiffany - powiedziała dziewczyna. - W zasadzie wcale nie jestem recepcjonistką. Po prostu pracuję tutaj, żeby zapłacić za transcendentalne lekcje postawy. Tak naprawdę jestem modelką/aktorką. - Ja specjalizuję się w fizyce kwantowej - powiedziałam, próbując powrócić do zasadniczego tematu. - Nazywam się Ruth Baringer. Przez jakąś minutę zmagała się z komputerem. - Nie widzę rezerwacji na pani nazwisko. - Może znajdzie pani na dr Mendoza. To z nią mam dzielić pokój. Wróciła do komputera. - Dla niej również nie widzę rezerwacji. Może wolałaby pani hotel "Disneyland". Wiele osób myli go z naszym. - Chcę mieszkać w "Rialto" - powiedziałam, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu notesu. - Mam numer potwierdzenia rezerwacji. W37420. Wystukała go na klawiaturze komputera. - Czy pani jest drem Gedankenem? - zapytała. - Przepraszam - wtrącił się jakiś starszy mężczyzna. - Zaraz się panem zajmę - rzuciła mu Tiffany. - Na jak długo planuje pani swój pobyt, dr Gedanken? - zwróciła się do mnie. - Przepraszam - w głosie mężczyzny zabrzmiała rozpaczliwa nuta. Miał rozwianą szopę siwych włosów i oszołomione spojrzenie, jakby przeżył przed chwilą coś przerażającego. Albo starał się zameldować w "Rialto". Na nogach nie miał skarpetek. Zastanawiałam się, czy on nie jest przypadkiem doktorem Gedankenem. Dr Gedanken był głównym powodem, dla którego zdecydowałam się przyjechać na tę konferencję. W poprzednim roku opuściłam jego wykład na temat falowo/cząsteczkowej dualności, ale przeczytałam go potem w "ICQP Journal" i zdawał się mieć naprawdę ręce i nogi, czego raczej nie można powiedzieć o większości wywodów na temat teorii kwantów. W tym roku dr Gedanken został zaproszony, by wygłosić wykład i tym razem byłam zdecydowana go usłyszeć. Ten człowiek nie był jednak doktorem Gedankenem. - Nazywam się dr Whedbee - powiedział starszy pan. - Przydzieliła mi pani niewłaściwy pokój. - Wszystkie nasze pokoje wyglądają bardzo podobnie - odparła Tiffany. - Różnią się tylko liczbą łóżek i wyposażeniem. - Ale mój ma na dodatek osobę w środku! - wykrzyknął wzburzony. - Dr Sleeth. Z teksańskiego uniwersytetu w Austin. Gdy wszedłem właśnie się przebierała. - Kiedy to mówił jego włosy wydały się jeszcze bardziej potargane niż uprzednio. - Myślała, że jestem mordercą kobiet. - A pańskie nazwisko brzmi dr Whedbee? - zapytała Tiffany, znowu zabawiając się komputerem. - Nie widzę tu pańskiej rezerwacji. Dr Whedbee rozpłakał się. Tiffany wyciągnęła papierowy ręcznik i przetarła blat recepcji, po czym zwróciła się do mnie. - Czym mogę pani służyć? - zapytała. Czwartek, 19:30-21:00 Ceremonia rozpoczęcia. Dr Halvard Onoffrio z Uniwersytetu Maryland w College Park. Temat: "Wątpliwości wokół Zasady Nieoznaczoności Heisenberga". Sala balowa. Pokój otrzymałam wreszcie o piątej, dopiero jak inna recepcjonistka zmieniła Tiffany . Do tego czasu siedziałam w holu z doktorem Whedbeem. Wysłuchiwaliśmy narzekań Abeya Fieldsa na Hollywood. - Cóż jest złego w takim Racine? - pytał. - Dlaczego zawsze musimy jeździć do egzotycznych miejsc w rodzaju Hollywood? A St. Louis w zeszłym roku nie było wcale lepsze. Ludzie z Instytutu Henri Poincare'a ciągle chodzili oglądać łuk i stadion Buscha. - Skoro mówimy o St. Louis - wtrąciła dr Takumi - czy widziałaś już Davida? - Nie - odparłam. - Naprawdę? - zdziwiła się. - Podczas zeszłorocznego kongresu byliście nierozłączni. Te przejażdżki łodzią przy księżycu... - Co mamy dzisiaj w programie? - zapytałam Abeya. - David niedawno tędy przechodził - Takumi nie dało się tak łatwo odwieść od tematu. - Prosił, bym ci powiedziała, że idzie pooglądać sobie gwiazdy. - O tym właśnie mówię - wtrącił się Abey. - Przejażdżki łodzią po rzece i gwiazdy filmowe. Co to ma wspólnego z fizyką kwantową? Racine to odpowiednie miejsce na spotkanie grupy fizyków. Nie jak to... to... Czy zdajesz sobie sprawę, że nasz hotel stoi praktycznie naprzeciwko Chińskiego Teatru Graumana? I Hollywood Boulevard, gdzie kręcą się te wszystkie gangi. Jeśli złapią cię, gdy masz na sobie coś czerwonego lub niebieskiego...- zamilkł. - Czy to jest dr Gedanken? - zapytał wpatrując się w recepcję. Odwróciłam się również w tym kierunku. Niewysoki, okrągły mężczyzna z wąsikiem próbował się właśnie zameldować. - Nie - odparłam. - To dr Onofrio. - Ach tak - rzekł Abey, sprawdzając w programie konferencji. - Przemawia dziś podczas uroczystości otwarcia. Na temat zasady nieokreśloności Heisenberga. Wybierasz się? - Nie jestem pewna - powiedziałam przekonana, że potraktuje to jako żart, ale Abey nie roześmiał się. - Muszę spotkać się z doktorem Gedankenem. Zdobył pieniądze na nowe badania. Zastanawiałam się, co też nowego planował dr Gedanken - uwielbiałabym z nim pracować. - Mam nadzieję, że przyjdzie na prowadzone przeze mnie warsztaty, które zatytułowałem "Cudowny świat fizyki kwantowej" - Abey nadal wpatrywał się w recepcję. Dr Onofrio jakimś niesamowitym trafem otrzymał klucz i ruszył w stronę wind. - Wydaje mi się, że jego projekt ma coś wspólnego ze zrozumieniem teorii kwantów. Cóż, to mnie dyskwalifikowało. Wcale nie rozumiałam teorii kwantów. Niekiedy dręczyło mnie brzydkie podejrzenie, iż nikt jej nie rozumie, w tym także Abey Fields, tyle tylko, że również nikt nie miał zamiaru się z tym zdradzać. Chodzi mi o to, że elektron jest cząsteczką, lecz zachowuje się jak fala. Z kolei neutron zachowuje się jak dwie fale i interferuje z samym sobą (inaczej mówiąc jak jedna z drugą), a człowiek nie może nic z tego porządnie zmierzyć z powodu zasady nieoznaczoności Heisenberga. I na tym jeszcze nie koniec kłopotów. Bo kiedy ustawisz komorę Josephsona, by ustalić, jakie zasady rządzą elektronami, one umykają na drugą stronę bariery równie mało zwracając uwagę na fakt, że prędkość światła jest skończona, jak i że kot Schrodingera nie jest ani żywy ani martwy, dopóki nie otworzysz pudełka. A wszystko to ma mniej więcej tyle samo sensu, co nazywanie mnie przez Tiffany doktorem Gedankenem. Co przypomniało mi, że obiecałam zatelefonować do Darlene i podać jej numer mojego pokoju. Nie miałam go jeszcze, ale jeślibym zwlekała dłużej, mogłabym jej już nie zastać. Miała polecieć do Denver wygłosić wykład na uniwersytecie, a potem zjawić się w Hollywood jutro z rana. Przerwałam Abeyowi w połowie wywodu na temat urody Racine w zimie i poszłam zadzwonić. - Nie mam jeszcze pokoju - powiedziałam, kiedy Darlene odebrała telefon. - Czy mam ci zostawić wiadomość na sekretarce, czy powiesz, gdzie cię szukać w Denver? - To wszystko nieważne - powiedziała. - Czy widziałaś się już z Davidem? Żeby zilustrować koncepcję funkcji falowej, dr Schrodinger wymyśla kota włożonego do pudełka z kawałkiem uranu, butelką trującego gazu i z licznikem Geigera. Jeśli w czasie eksperymentu jądro uranu ulegnie rozpadowi, uwolni promieniowanie, które uruchomi licznik Geigera i rozbije butelkę z gazem. Ponieważ na podstawie teorii kwantowej nie można przewidzieć, czy jądro uranu ulegnie rozpadowi, podczas gdy kot jest w pudełku, natomiast możliwe jest obliczenie połowicznego czasu rozpadu uranu, kot nie jest ani żywy ani martwy, dopóki nie otworzymy pudełka. ("Cudowny świat fizyki kwantowej", warsztaty dra A. Fieldsa z Uniwersytetu Nebraska w Wahoo na corocznym spotkaniu MKFK) Zupełnie zapomniałam przestrzec Darlene przed Tiffany, modelką/aktorką. - Co masz na myśli mówiąc, że unikasz Davida? - Chyba już po raz trzeci zapytała Darlene. - Dlaczego miałabyś robić coś tak głupiego? Ponieważ w St. Louis wylądowałam w księżycową noc w łodzi na rzece i nie udało mi się już wrócić przed końcem konferencji. - Ponieważ chcę uczestniczyć w wykładach - powtórzyłam trzeci raz - a nie chodzić po muzeum figur woskowych. Jestem panią w średnim wieku. - A David jest panem w średnim wieku i, na dodatek, absolutnie czarującym. Prawdę mówiąc, może być ostatnim czarującym mężczyzną we wszechświecie. - Powaby zostawmy kwarkom - powiedziałam, odwieszając słuchawkę i przez chwilę poczułam się zadowolona z siebie, do momentu kiedy przypomniałam sobie, że nie powiedziałam jej o Tiffany. Podeszłam do recepcji, mając nadzieję, że sukces dra Onofrio zwiastuje jakąś zmianę. - Czym mogę pani służyć? - zapytała Tiffany i w tym samym momencie odwróciła się do mnie tyłem. Po dobrej chwili zrezygnowałam i wróciłam do czerwono-złotych sof. - David był tutaj znowu - oznajmiła Takumi. - Prosił, by ci powiedzieć, że idzie do muzeum figur woskowych. - W Ricine nie ma muzeum figur woskowych - stwierdził Abey. - Co mamy dzisiaj w programie? - zapytałam. - Koktajl o szóstej trzydzieści, potem ceremonia otwarcia w sali balowej i jakieś seminaria. - Sprawdziłam tematy. W programie była komora Josephsona. Elektrony w jakiś sposób przedzierały się przez barierę izolującą, nawet gdy nie miały niezbędnej energii. Może ja w jakiś sposób dostanę się do pokoju bez meldowania. - Gdyby konferencja odbywała się w Racine - rzekł Abey, spoglądając na zegarek - już dawno otrzymalibyśmy pokoje, a teraz szlibyśmy właśnie na kolację. Dr Onofrio wyłonił się z windy. W ręku wciąż taszczył bagaż. Podszedł do nas i opadł na sofę koło Abeya. - Czy przydzielili ci pokój z na wpół nagą kobietą? - zapytał dr Whedbee. - Nie wiem - powiedział dr Onofrio. - Nie mogłem go znaleźć. - Popatrzył smętnie na klucz. - Dali mi 1282, ale numery kończą się na siedemdziesięciu pięciu. - Chyba wezmę udział w seminarium na temat chaosu - oświadczyłam. Najpoważniejszym problemem, w obliczu którego staje dzisiaj teoria kwantowa, nie jest wewnętrzne ograniczenie dokładności pomiaru wynikające z samej zasady ani paradoks Einsteina-Podolsky'ego-Rosena. Jest nim brak paradygmatu. Teorii kwantów nie ilustruje żaden działający model, nie ma żadnej metafory, która by ją dostatecznie definiowała. (Z wystąpienia dra Gedankena) Dotarłam do mojego pokoju o osiemnastej, po krótkiej utarczce z gońcem-aktorem, który nie mógł sobie przypomnieć, gdzie umieścił bagaże. Moje ubrania, które były sprasowane przez całą drogę z MIT, doświadczyły całkowitego załamania się funkcji falowej w momencie otwarcia walizki i wyglądały jak prawie nieżywy kot Schrodingera. Nim udało mi się zdobyć żelazko, wziąć kąpiel, zrezygnować z prasowania i odparować ubranie w łazience, ominął mnie "koktajl z przekąską" i pół godziny uwag powitalnych dra Onofrio. Otworzyłam drzwi do sali balowej tak cicho, jak się tylko dało, i wsunęłam się do środka. Miałam nadzieję, że z rozpoczęciem też się spóźnią, ale mężczyzna, którego nie rozpoznałam, kończył właśnie przedstawiać mówcę: - ... i inspirację dla nas wszystkich. Zanurkowałam w stronę najbliższego krzesła. - Cześć - powiedział David. - Wszędzie cię szukałem. Gdzie byłaś? - Nie w muzeum figur woskowych - odpowiedziałam szeptem. - Żałuj - rzekł równie cicho. - Rewelacja. Mają Johna Wayne'a, Elvisa i modelkę-łamane-na-aktorkę Tiffany, z mózgiem ziarnko grochu-łamane-na-amebę. - Ciii. - Oto osoba, na którą wszyscy czekamy - oznajmił mistrz ceremonii. - Doktor Ringgit Dinari. - Co się stało z doktorem Onofrio? - zapytałam. - Ciii - teraz uciszył mnie David. Dr Dinari wyglądała jak bliźniaczka dra Onofrio. Była równie niska i pulchna, miała wąsy i kaftan we wszystkich kolorach tęczy. - Dziś wieczór będę waszą przewodniczką po dziwnym, nowym świecie - powiedziała - świecie, gdzie wszystko, co znacie, zdrowy rozsądek i to, co przyjmujemy za mądrość, musi zostać odrzucone. Świecie, w którym wszystkie zasady uległy zmianie, a czasami wydaje się, że w ogóle nie ma zasad. Jej głos również brzmiał jak głos dra Onofrio. Wygłaszał identyczną mowę dwa lata temu w Cincinnati. Zastanowiłam się, czy nie przeszedł jakiejś dziwnej transformacji podczas swych poszukiwań pokoju 1282, w trakcie których został kobietą. - Zanim powiem coś więcej - odezwała się dr Dinari - ilu z was już się tunelowało? Maszyna była modelem fizyki newtonowskiej. Metafora maszyny, ze wszystkimi wzajemnie oddziałującymi częściami, dźwigniami i kółkami, swoimi przyczynami i skutkami, pozwalała wyobrazić sobie fizykę newtonowską. (Z wystąpienia dra Gedankena) - Od początku wiedziałeś, że jesteśmy nie tam, gdzie trzeba - syknęłam na Davida, kiedy staliśmy już na korytarzu. W chwili, gdy podnieśliśmy się, by wyjść, dr Dinari wyciągnęła swą pulchną rękę w tęczowym rękawie i wykrzyknęła głosem Charltona Hestona. - O niewierni! Nie odchodźcie, bo rzeczywistość jest tylko tu! - Prawdę mówiąc, tunelowanie sporo by wyjaśniło - odpowiedział David, uśmiechając się pogodnie. - Jeśli otwarcie kongresu nie odbywa się w sali balowej, to w takim razie gdzie? - Zabij mnie, ale nie wiem - odparł. - Chcesz zobaczyć Capitol Records Building? Jest w kształcie stosu płyt. - Chcę pójść na otwarcie. - Na jego szczycie latarnia morska nadaje światłem słowo Hollywood w alfabecie Morse'a. Podeszłam do recepcji. - Czym mogę służyć? - zwróciła się do mnie dziewczyna za kontuarem. - Nazywam się Natalie i jestem.... - Gdzie odbywa się obecnie spotkanie MKFK? - zapytałam. - W sali balowej. - Założę się, że nie jadłaś w ogóle kolacji - powiedział David. - Chodź, kupię ci lody. Jest tu fantastyczne miejsce, w którym sprzedają identyczne rożki lodowe jak te, które Ryan O'Neal kupił dla Tatum w "Papierowym księżycu". - W sali balowej odbywa się tunelowanie - poinformowałam Natalie. - Ja szukam MKFK. Pobawiła się chwilę komputerem. - Przykro mi, ale oni nie mają rezerwacji. - Co powiesz na Chiński Teatr Graumana? - zapytał David. - Chcesz rzeczywistości? Chcesz Charltona Hestona? Chcesz zobaczyć teorię kwantową w akcji? - złapał mnie za ręce. - Chodź ze mną - powiedział poważnie. W St. Louis cierpiałam na załamanie funkcji falowych, było to mniej więcej coś takiego, co przydarzyło mi się z ubraniami w walizce. Wtedy ocknęłam się dopiero na łodzi, w połowie drogi do Nowego Orleanu. Teraz to przytrafiło się znowu, bo następną rzeczą, jaką sobie uświadomiłam, było, że spaceruję koło Chińskiego Teatru Graumana, jem lody w rożku i dopasowuję swoje stopy do odcisków Myrny Loy. Musiała być karlicą albo miała stopy dziecka. Podobnie Debbie Reynolds, Dorothy Lamour i Wallace Beery. Jedyny odcisk, w który się mieściłam, należał do Kaczora Donalda. - Widzę to jako mapę mikrokosmosu - powiedział David przejeżdżając dłonią po betonowych płytach z odciskami. - Zobacz, ile tu różnych ścieżek. Wiemy, że coś tutaj było i odciski są niby podobne jeden do drugiego, ale od czasu do czasu trafia się coś takiego - uklęknął i pokazał ślad po zaciśniętej pięści Johna Wayne'a - i takiego - ruszył w stronę kasy ku odciskowi nogi Betty Grable - i niby możemy odczytać wszystkie te podpisy, ale do czego odnosi się "Sid" na wszystkich tych kwadratach? I co to w ogóle znaczy? Wskazał na płytę Czerwonego Szkieletu. Napis na nim głosił: "Schrzaniliśmy to dzięki Sidowi". - Wydaje ci się, że znalazłeś wzór - mówił David przechodząc na drugą stronę - ale kwadrat Van Johnsona jest wciśnięty między Esther Williams i Continflas i któż to jest, u diabła, May Robson. A poza tym, czemu tyle kwadratów pozostało pustych? Udało mu się zaciągnąć mnie za wystawę wizerunków zwycięzców Oscara. Była w kształcie harmonijki. Nagle znalazłam się w zagięciu między rokiem 1944 a 1945. - I jakby tego jeszcze mało, okazuje się, że wcale nie jesteś w kinie, tylko na dziedzińcu. - Uważasz, że właśnie to dzieje się z teorią kwantów? - zapytałam słabym głosem. Cofając się o mało nie wpadłam na Billa Crosby'ego, który otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora za film "Moją drogą". - Myślisz, że jeszcze nie weszliśmy do kina. - Uważam, że na temat teorii kwantów wiemy mniej więcej tyle, ile możemy wywnioskować o May Robson z odcisków jej stóp - odparł kładąc dłoń na policzku Ingrid Bergman (najlepsza aktorka, "Gasnący płomień"), a jednocześnie odgradzając mi drogę ucieczki. Myślę, że nic nie rozumiemy z teorii kwantów ani tunelowania ani komplementarności. - Pochylił się nade mną. - Ani namiętności. Za najlepszy film 1945 uznano "Stracony weekend". - Doktor Gedanken ją rozumie - powiedziałam odcinając się od oscarowych zwycięzców i Davida. - Czy wiesz, że tworzy właśnie zespół badawczy do przeprowadzenia wielkiego eksperymentu, który doprowadzi do zrozumienia teorii kwantów? - Tak - powiedział David. - Chcesz zobaczyć film? - O dziewiątej jest seminarium na temat chaosu - odparłam, o mało nie wpadając na braci Marx. - Muszę wracać. - Jeśli chcesz poznać chaos, powinnaś zostać właśnie tu, gdzie jesteś - stwierdził, stając na śladach Irene Dunne. - Zobaczymy film, a potem pójdziemy na kolację. Między Hollywood i Vine jest knajpka, gdzie podają kartofle puree, takie same, jakich używał Richard Dreyfus, robiąc swoją górę w "Bliskich spotkaniach". - Chcę spotkać doktora Gedankena - powiedziałam, przesuwając się na bezpieczny teren chodnika. Obejrzałam się jeszcze na Davida. Przeszedł na drugą stronę dziedzińca i wpatrywał się w podpis Roya Rogersa. - Żartujesz sobie? On wcale lepiej nie rozumie teorii niż my. - No cóż, przynajmniej próbuje. - Ja również. Problem w tym, jak jeden neutron może interferować z samym sobą i dlaczego są tu tylko odciski dwóch kopyt konia, który mówi. - Jest ósma pięćdziesiąt pięć - poinformowałam go. - Idę na seminarium na temat chaosu. - Jeśli je znajdziesz - powiedział, przyklękając na jedno kolano, by lepiej się przyjrzeć odciskom. - Znajdę je - zapowiedziałam ponuro. Wstał i uśmiechnął się do mnie. Trzymał ręce w kieszeniach. - To świetny film - powiedział. Zaczynało się to samo co w poprzednim roku. Odwróciłam się na pięcie i po prostu uciekłam. - Pokazują "Benji IX" - krzyknął za mną. - Bohater przypadkowo zamienia się w syjamskiego kota. Czwartek, 21.00 - 22.00. Nauka o chaosie. I. Durcheinander, uniwersytet w Lipsku. Seminarium na temat struktury chaosu. Dyskutowane będą zasady rządzące chaosem, w tym efekt trzepotania skrzydła motyla i fraktale. Pokój imienia Klary Bow. Nie mogłam znaleźć seminarium na temat chaosu. Pokój imienia Klary Bow, w którym miał się odbywać, ział pustkami. W sali Fatty Arbuckle, drzwi obok, toczyło się spotkanie wegetarianów, a pozostałe pomieszczenia konferencyjne były zamknięte. W sali balowej królowała wciąż specjalistka od tunelowania. - Chodź! - rozkazała, kiedy otworzyłam drzwi. - Zrozumienie czeka! Uznałam, że pozostaje mi jedynie pójść do łóżka. Zupełnie zapomniałam o telefonie do Darlene. Na pewno wyjechała już z Denver, ale zostawiłam jej wiadomość na automatycznej sekretarce i podałam numer pokoju, na wypadek gdyby spróbowała odebrać wiadomość. Rano będę musiała powiedzieć w recepcji, żeby dali jej klucz. Poszłam do łóżka. Nie najlepiej spałam. W nocy wyłączył się klimatyzator, co oznaczało, że rano nie musiałam odparowywać sukienki. Ubrałam się i zeszłam na dół. Dzień konferencyjny rozpoczynał się o dziewiątej rano od warsztatów Abeya Fieldsa zatytułowanych "Cudowny świat" w pokoju Mary Pickford, śniadania w postaci szwedzkiego stołu w sali balowej i prezentacji slajdów na temat "Eksperymentów z opóźnionym wyborem" u Cecila B. DeMille'a. Na półpiętrze. Sama nazwa "szwedzki stół" brzmiała wspaniale, choć zwykle kryła się pod nią podgrzewana w elektrycznych dzbankach kawa oraz pączki. Od południa poprzedniego dnia nie miałam w ustach nic poza lodami, ale znając Davida wiedziałam, że na pewno był gdzieś w pobliżu jedzenia, a ja chciałam go unikać. Wczoraj udało mu się wyciągnąć mnie do Chińskigo Teatru. Dziś mogłoby się to skończyć znacznie gorzej. Nie miałam zamiaru pozwolić, żeby coś takiego się stało, chociaż był naprawdę uroczy. U Cecila B. DeMille'a było ciemno choć oko wykol. Nawet slajdy na ekranie wydawały się całkiem czarne. - Jak państwo widzicie - powiedział doktor Lvov - impuls laserowy trwa już, zanim osoba przeprowadzająca eksperyment ustawi detektor fal lub cząsteczek. - Przełączył projektor na kolejny slajd, który okazał się ciemnoszary. - Używaliśmy interferometra Macha-Zenbdera z dwoma lustrami oraz detektora cząsteczek. Przy pierwszej serii prób pozwoliliśmy osobie przeprowadzającej eksperyment decydować o wyborze aparatu i metody. Dla drugiej serii zastosowaliśmy wybór jak najbardziej przypadkowy, posługując się... Projektor zrobił "klik" i na ekranie objawiła się biała płaszczyzna z czarnymi kropkami. Dzięki temu w pomieszczeniu zrobiło się na tyle jasno, że zdołałam wypatrzyć wolne krzesło w dziesiątym rzędzie z boku. Ruszyłam ku niemu truchtem, żeby zdążyć przed zmianą slajdu. - ...parą kostek. Eksperymenty pokazały nam, że jeśli ustawiono detektor cząsteczek, to światło postrzegano jako składające się z cząsteczek, a kiedy ustawiano detektor fal, światło zachowywało się jak fala, niezależnie od wyboru przyrządów. - Cześć - powiedział David. - Straciłaś pięć czarnych slajdów, dwa szare i jeden biały z czarnymi kropkami. - Ciii - odparłam. - Podczas tych dwóch serii eksperymentów mieliśmy nadzieję ustalić, czy świadoma decyzja wpływa na wynik - doktor Lvov włączył kolejny czarny slajd. - Jak widać, graf nie pokazuje znaczących różnic między próbami, podczas których prowadzący eksperyment wybierał rodzaj detektora, i tymi, kiedy aparaty były ustawiane przypadkowo. - Chcesz pójść na śniadanie? - zapytał szeptem David. - Już jadłam - odszepnęłam oczekując, że w każdej chwili mój brzuch zaburczy i wyda mnie. Tak też zrobił. - Znam wspaniałe miejsce między Hollywood i Vince, gdzie podają takie wafle, jakie Katherine Hepburn robiła dla Spencera Tracy w "Kobiecie roku". - Ciii - psyknęłam. - A po śniadaniu wybierzemy się do muzeum biustonoszy. - Czy mógłbyś z łaski swojej być cicho? Nic nie słyszę. - Ani nie widzę - odparł, ale uciszył się na mniej więcej dziewięćdziesiąt dwa pozostałe czarne, szare i kropkowane slajdy. Doktor Lvov włączył światła i mrugając oczami odwrócił się do zebranych. - Świadomość nie ma określonego wpływu na rezultaty eksperymantu. Jeden z moich laborantów tak to określił: "Ten mały diabeł wie lepiej od nas, co zamierzamy zrobić." Najwyraźniej to miał być żart, ale mnie wcale nie wydał się zabawny. Otworzyłam program, żeby znaleźć coś, na co Davida nie zaciągnęłoby się żadną siłą. - Idziecie na śniadanie? - zapytał nas doktor Thibodeaux. - Tak - odpowiedział David. - Nie - powiedziałam. - Zamierzamy z doktorem Hotardem wybrać się na posiłek do vraiment Hollywood. - David zna takie miejsce - wtrąciłam. - Właśnie opowiadał mi o restauracji, w której podają grejpfruty identyczne jak ten, który James Cagney wcisnął w twarz Mae Clark we "Wrogu publicznym". Doktor Hotard podszedł szybkim truchtem dźwigając aparat fotograficzny i trzy przewodniki. - A potem może pokażesz nam Chiński Teatr Graumana - poprosił Davida. - Oczywiście, że wam pokaże - wykrzyknęłam. - Przykro mi, ale nie mogę pójść z wami. Obiecałam doktorowi Verikowsky'emu, że przyjdę na jego wykład o algebrze Boole'a. A po obejrzeniu Chińskiego Teatru Graumana David może was zabrać do muzeum biustonoszy. - A co z Brown Derby? - zapytał Thibodeaux. - Słyszałem, że ma kształt chapeau. Pociągnęli go ze sobą. Poczekałam, aż znikną w holu, a potem pomknęłam schodami na wykład doktora Whedbee o teorii informacji. Prelegenta nie było na miejscu. - Poszedł poszukać rzutnika pisma - powiedziała doktor Takumi. W jednej ręce na papierowym talerzyku miała pączek, w drugiej styropianowy kubek. - Dostałaś to na śniadanie? - zapytałam. - Tak. I był to ostatni pączek. A kawa skończyła się dosłownie w chwili, kiedy przyszłam. Nie byłaś na tym czymś Abeya Fieldsa, prawda? - odstawiła kubek z kawą i ugryzła kawałek pączka. - Nie - powiedziałam zastanawiając się, jak by jej wyrwać ciastko. - Nic nie straciłaś. Przez cały czas mówił o tym, że powinniśmy spotykać się w Racine. - Wepchnęła ostatni kęs do ust. - Widziałaś się z Davidem? Piątek, 21.00 - 22.00 "Eksperyment Eureka: prezentacja slajdów." J. Lvov, Eureka College. Opis, wyniki i konkluzje eksperymentów J. Lvova dotyczących świadomych i przypadkowych wyborów. Cecil B. DeMille A. Wreszcie nadszedł, dźwigając rzutnik, doktor Whedbee, za którym ciągnął się kabel. Wetknął wtyczkę w kontakt. Nic się nie stało. - Trzymaj - powiedziała doktor Takumi wręczając mi swój talerzyk i kubek. - Miałam kiedyś taki sam w Caltech. Potrzebuje poprawienia warunków brzegowych niecki fraktalnej. - Walnęła w bok projektora. Z pączka nie zostały nawet okruszki. Na dnie kubka czerniła się milimetrowa warstwa kawy. Miałam właśnie zamiar zagłębić się w niego, ale jeszcze raz walnęła w projektor i rozbłysło światło. - Nauczyłam się tego na seminarium z chaosu wczoraj wieczorem - powiedziała, wyrywając mi kubek i wypijając to, co w nim jeszcze pozostało. - Powinnaś była przyjść. Pokój Clary Bow wprost pękał w szwach. - Wydaje mi się, że już mogę zaczynać - powiedział doktor Whedbee. Doktor Takumi usiadła. - Informacja jest transmisją treści - zaczął doktor Whedbee. Na ekranie napisał "Treść", a może "informacja" używając zielonego, grubego pisaka, takiego, na jaki mówią magiczny marker, ponieważ pisze po wszystkim. - Kiedy informacja jest przypadkowa, treść nie może być przekazywana i mamy pewien stan entropii. - Napisał coś pod słowem "treść" tym razem posługując się czerwonym markerem. Jego pismo odręczne okazało się kompletnie nieczytelne. - Stany entropii mogą być bardzo różne, od niskiej entropii, takiej jak zakłócenia w radiu, do wysokiej entropii, stanu całkowitego nieuporządkowania, przypadkowości i zmieszania, kiedy nie jest przekazywana żadna informacja. O mój Boże, pomyślałam. Zapomniałam powiedzieć w hotelu o Darlene. Kiedy doktor Whedbee pochylił się, by zapisać kolejny hieroglif, wymknęłam się cichaczem. Idąc w stronę recepcji błagałam w myślach los, by nie była to zmiana Tiffany. Nie zostałam wysłuchana. - Czym mogę pani służyć? - zapytała. - Jestem z pokoju 663 - powiedziałam. - Dzielę go z doktor Darlene Mendoza. Przyjedzie dziś przed południem i chciałabym, żeby otrzymała klucz. - Po co? - zapytała Tiffany. - Żeby do niego wejść. Mogę być na wykładzie, kiedy ona przyjedzie. - Dlaczego nie ma klucza? - Ponieważ się jeszcze nie zjawiła. - Przecież mówiła pani, że dzieli z nią pokój, czyż nie? - Ona będzie dzieliła ze mną pokój. Numer 663. Nazywa się Darlene Mendoza. - A pani godność? - dłoń Tiffany zawisła nad komputerem. - Ruth Baringer. - Nie widzę tu pani rezerwacji. W czasie dziewięćdziesięciu lat od ustalenia stałej Plancka zrobiliśmy spore postępy w fizyce kwantowej, ale głównie w zakresie technologii, nie teorii. Postęp w teorii da się dokonać dopiero wtedy, gdy będziemy mieli model ją wizualizujący. (Fragment wystąpienia doktora Gedankena) Wprawiłam Tiffany w stan wysokiej entropii dyskutując przez chwilę problem mojego braku rezerwacji, a także braku, tym razem w pokoju, sprawnej klimatyzacji, a potem wskakując zupełnie niespodziewanie z powrotem na problem klucza Darlene, mając nadzieję, że wezmę recepcjonistkę przez zaskoczenie. Sprawdziło się to mniej więcej tak samo dobrze jak eksperymenty ze spóźnionym wyborem przeprowadzane przez Alleya. Kiedy właśnie próbowałam wyjaśnić, że Darlene nie jest mechanikiem wezwanym do naprawy klimatyzacji, pojawił się Abey Fields. - Czy widziałaś doktora Gedankena? Potrząsnęłam głową. - Byłem pewien, że przyjdzie na moje warsztaty o Cudownym Świecie, ale nie przyszedł, a w hotelu mówią, że nie było dla niego rezerwacji - powiedział, rozglądając się uważnie po holu. - Przez przypadek dowiedziałem się, na czym polega jego nowy projekt i uważam, że nadaję się do tego wprost idealnie. On zamierza znaleźć paradygmat teorii kwantów. Czy to on? - zapytał wskazując na starszego gościa wsiadającego właśnie do windy. - Wydaje mi się, że to doktor Whedbee - powiedziałam, ale Abey już biegł rączym kłusem w stronę wind. Prawie mu się udało. Drzwi zamknęły mu się tuż przed nosem. Kilkanaście razy nacisnął guzik windy, mając nadzieję, że otworzą się znowu, a kiedy to nie zadziałało, zastosował metodę z dopasowywaniem warunków brzegowych niecki fraktalnej. - Odwróciłam się w stronę recepcji. - Czym mogę pani służyć? - zapytała Tiffany. - Może pani - powiedziałam. - Moja współlokatorka, Darlene Mendoza, powinna wkrótce się tu zjawić. Jest producentką. Przybywa, by znaleźć do filmu odtwórczynię głównej damskiej roli, a jednocześnie partnerkę dla Roberta Redforda i Harrisona Forda. Kiedy przyjedzie, proszę dać jej klucz. Poza tym chciałabym, żeby w pokoju działała klimatyzacja. - Oczywiście, proszę pani. Komora Josephsona jest tak zaprojektowana, że elektrony muszą zdobyć dodatkową energię, żeby pokonać barierę energetyczną. Okazało się jednak, że niektóre z elektronów po prostu tunelują, jak określił to Heinz Pagel, przez ścianę. (Z "Cudownego świata fizyki kwantowej", A. Fields, UNW) Abey przestał bombardować guzik windy i zamiast tego spróbował pomodlić się do jej drzwi. Wyszłam bocznym wyjściem prosto na Hollywood Boulevard. Restauracja, o której wspominał David, znajdowała się między Hollywood a Vine. Poszłam w przeciwną stronę, ku Chińskiemu Teatrowi, i zanurkowałam w pierwszą knajpkę, na jaką trafiłam. - Nazywam się Stephanie - przedstawiła się kelnerka. - Ile osób liczy sobie to przyjęcie? Obok mnie nie było kompletnie nikogo. - Czy jesteś aktorką-łamane-na-modelkę? - zapytałam. - Tak - odparła. - Pracuję tu tylko na niepełny etat, żyby opłacić lekcje holistycznego fryzjerstwa artystycznego. - Moje towarzystwo składa się z jednej osoby - wyjaśniłam podnosząc w górę palec, żeby odpowiedź była całkowicie jasna. - Poproszę o stolik jak najdalej od okna. Poprowadziła mnie do stolika przy oknie, podała menu wielkości makrokosmosu, a przy nakryciu naprzeciwko mnie położyła następne. - Dzisiaj polecamy na śniadanie papaję nadziewaną łososiem i jagodami oraz sałatę nasturcjowo-roszponkową w sosie balsamiczno-octowym. Przyjmę zamówienie, kiedy przyjdzie towarzysząca pani osoba. Ustawiłam dodatkowe menu tak, żeby odgradzało mnie od okna, otworzyłam swoją kartę i przeczytałam propozycje śniadaniowe. W każdej nazwie czaiło się coś w typie cytrynowej trawy. Zaczęłam się zastanawiać, czy roszponka nie jest kalifornijskim odpowiednikiem pączka. - Cześć - powiedział David, sięgając po stojące na oknie menu i sadowiąc się naprzeciwko mnie. - Pasztet z jeżozwierza brzmi bardzo apetycznie. Właściwie to ucieszyłam się na jego widok. - Jak tu trafiłeś? - zapytałam. - Tunelowanie - odparł. - Co to właściwie jest ekstra dziewicza oliwa z oliwek? - Chciałabym pączka - powiedziałam płaczliwie. Zabrał mi kartę, odłożył na stół i podniósł się. - Tuż obok jest wspaniałe miejsce, gdzie podają takie pączki jak te, które Clark Gable dawał Claudette Colbert w "Ich nocach". To wspaniałe miejsce mieściło się zapewne gdzieś na Long Beach, ale byłam za słaba z głodu, żeby mu się opierać. Wstałam. W jednej chwili zjawiła się Stephanie. - Coś jeszcze? - zapytała. - Wychodzimy - odpowiedział David. - Znakomicie - skwitowała, wyrywając rachunek z bloczka i rzucając go na stół. - Mam nadzieję, że śniadanie państwu smakowało. Znalezienie takiego paradygmatu jest trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe. Zgodnie ze stałą Plancka świat, taki jakim go widzimy, jest zdominowany przez newtonowską mechanikę. Cząsteczki są cząsteczkami, fale falami, a przedmioty nie znikają nagle, przenosząc się na drugą stronę ściany. Kwantum dominuje jedynie na poziomie subatomowym. (Fragment z wystąpienia doktora Gedankena) Restauracja znajdowała się tuż obok Chińskiego Teatru Graumana, przez co czułam się trochę nieswojo, ale podawali tam jajka, bekon, toasty, sok pomarańczowy i kawę. A nawet pączki. - Myślałam, że zjadłeś śniadanie z doktorem Thibodeaux i doktorem Hotardem - powiedziałam sącząc kawę. - Co się z nimi stało? - Poszli do Forest Lawn. Doktor Hotard chciał zobaczyć kościół, w którym brał ślub Ronald Reagan. - Brał ślub w Forest Lawn? David odgryzł kawałek mojego pączka. - Czy wiesz, że znajduje się największe na świecie malowidło o tematyce religijnej? - Więc dlaczego z nimi tam nie poszedłeś? - Miałbym stracić film? - Pochwycił ponad stolikiem obie moje dłonie. - O drugiej jest pierwszy seans. Chodź ze mną. Poczułam, jak mój świat zaczyna się zapadać. - Muszę wracać - odparłam próbując uwolnić dłonie. - O drugiej zaczyna się panel na temat paradoksu EPR. - Następny seans jest o piątej, a potem o ósmej. - O ósmej doktor Gedanken wygłasza swój wykład. - Czy wiesz, w czym problem? - zapytał wciąż nie wypuszczając moich dłoni. - Problem w tym, że ten Chiński Teatr nie jest wcale Graumana tylko Manna, więc Sida nawet nie ma, byśmy go mogli o cokolwiek zapytać. A poza tym dlaczego niektóre pary, jak Joanne Woodward i Paul Newman, dzielą ten sam kwadrat, a inne nie? Na przykład Ginger Rogers i Fred Astair? - Wiesz, w czym jest problem? - wybuchnęłam, uwalniając wreszcie ręce. - Że ty niczego nie traktujesz poważnie. Jesteśmy na konferencji, ale ciebie za grosz nie obchodzi ani program, ani wykład doktora Gedankena, ani to, że ktoś chce zrozumieć teorię kwantów. - Zaczęłam grzebać w torebce, żeby znaleźć portmonetkę. - Myślałem, że właśnie o tym rozmawialiśmy - David był wyraźnie zdziwiony. - Problem w tym, do czego pasują kamienne lwy, które pilnują wejścia. I co z tym całym wolnym miejscem? Piątek, 14.00 - 15.00. Dyskusja panelowa na temat paradoksu Einsteina-Podolsky'ego-Rosena. Rozjemca: I. Takumi, dyskutanci: R. Iverson, L.S. Ping. Ostatnie badania nad korelacją stanu singletonowego przy uwzględnieniu pozamiejscowego wpływu oświadczyn kalkuckich i namiętności. Pokój Keystone'a Kopsa. Kiedy tylko wróciłam do "Rialto", poszłam do pokoju sprawdzić, czy Darlene już się pokazała. Nie było jej, a gdy chciałam zadzwonić na recepcję, okazało się, że telefon nie działa. Zeszłam do holu, ale za kontuarem nie było nikogo. Poczekałam piętnaście minut, po czym udałam się na panel na temat paradoksu EPR. - Paradoks Einsteina-Podolsky'ego-Rosena jest sprzeczny z teorią kwantów - mówiła doktor Takumi. - Nie obchodzi mnie, co wydają się wskazywać eksperymenty. Dwa elektrony znajdujące się na przeciwległych krańcach wszechświata nie mogą wpływać na siebie bez całkowitego zniszczenia teorii o continuum czasowo-przestrzennym. Miała rację. Jeśli nawet można było znaleźć model dla teorii kwantów, to co z paradoksem EPR? Skoro para elektronów niegdyś weszła w kolizję, zmieniało to ich korelację, nawet jeśli odległość między tymi elektronami wynosiła teraz całe lata świetlne. Tak jakby były po wieczność związane jednym zderzeniem, dzieliły po wieki wieków ten sam kwadrat, nawet znajdując się po przeciwnych stronach wszechświata. - Gdyby elektrony stale się komunikowały, zgodziłbym się z tym - wtrącił doktor Iverson. - Ale tak się nie dzieje, one po prostu wpływają na siebie nawzajem. Doktor Shimony zdefiniował ten wpływ w swoim artykule o namiętności, a moje eksperymenty jasno dowodzą... Przypomniałam sobie Davida, który pochylał się nade mną w miejscu, gdzie spotykały się najlepsze filmy 1944 i 1945 roku: "Uważam, że na temat teorii kwantów wiemy mniej więcej tyle, ile możemy wywnioskować o May Robson z odcisków jej stóp". - Nie można tego tłumaczyć, wymyślając nowe terminy - sprzeciwiła się doktor Takumi. - Absolutnie się nie zgadzam - zaprotestował doktor Ping. - Namiętność na odległość wcale nie jest wymyślonym terminem. Jest to zjawisko, które można zademonstrować. Zdecydowanie tak, pomyślałam przypominając sobie Davida, który sięga po menu stojące na oknie i mówi:"Pasztet z jeżozwierza brzmi apetycznie". Nie ma znaczenia, gdzie znalazł się elektron po kolizji. Nawet mógł odmaszerować w przeciwną stronę niż Hollywood i Vine, postawić kartę na oknie, by się ukryć, drugi elektron i tak przyjdzie, by wyratować go przed roszponką i kupi mu pączka. - Zjawisko, które można zademonstrować! - wykrzyknęła doktor Takumi. - Ha! - Dla podkreślenia słów huknęła młotkiem rozjemcy w stół. - Czy twierdzisz, że namiętność nie istnieje? - Doktor Ping był już cały czerwony na twarzy. - Mówię, że jeden bezwartościowy eksperyment trudno nazwać demonstracją zjawiska. - Jeden nędzny eksperyment! Poświęciłem temu projektowi pięć lat! - krzyczał doktor Iverson, wymachując w jej stronę pięścią. - Ja ci pokażę namiętność na odległość. - Spróbuj tylko, a ja już poprawię twoje fraktalne warunki brzegowe - powiedziała doktor Takumi i uderzyła go młotkiem rozjemcy w głowę. A jednak znalezienie paradygmatu nie jest niemożliwe. Fizyka newtonowska to nie maszyna. Ona po prostu dzieli pewne prawa z maszyną. Musimy znaleźć gdzieś w postrzegalnym świecie model, który dzieli często dziwaczne prawa fizyki kwantowej. Taki model, choć brzmi to nieprawdopodobnie, na pewno istnieje, i do nas należy znalezienie go. (Fragment wypowiedzi doktora Gedankena) Zanim ktoś zdążył wezwać policję, wymknęłam się do swego pokoju. Darlene nadal nie było, telefon i klimatyzacja ciągle nie działały. Naprawdę zaczynałam się martwić. Przeszłam się do Chińskiego Teatru Graumana w poszukiwaniu Davida, ale nie znalazłam go. Za wystawą ze zdobywcami Oscarów spacerowali doktor Whedbee i doktor Sleth. - Nie widzieliście czasem Davida? - zapytałam. Doktor Whedbee zdjął dłoń z policzka Normy Shearer. - Wyjechał - odpowiedział doktor Sleeth, odrywając się od najlepszego filmu z sezonu 1929/30. - Mówił, że wybiera się do Forest Lawn - dodał doktor Whedbee, starając się przygładzić wzburzoną szopę siwych włosów. - Może widzieliście doktor Mendozę? Miała się zjawić dzisiaj rano. Nie widzieli jej, podobnie jak doktorzy Hotard i Thibodeaux, którzy zatrzymali mnie w holu, żeby pokazać plakat z grobu Aimee Semple McPherson. Tiffany zeszła ze służby. Natalie nie potrafiła znaleźć mojej rezerwacji. Wróciłam do pokoju, by czekać, myśląc o nocnym telefonie Darlene. Klimatyzator wciąż był zepsuty. Wachlowałam się broszurką o Hollywood, którą wreszcie otworzyłam i zaczęłam czytać. Na tylnej okładce znajdowało się zdjęcie dziedzińca w Chińskim Teatrze. Deborah Kerr i Yul Brynner także nie mieli wspólnego kwadratu, a Katherine Hepburn i Spencera Tracy nie było nawet na mapie. Ona robiła mu wafle w "Kobiecie roku", a potem nawet nie dostali wspólnego kwadratu. Zastanowiłam się, czy to jakaś Tiffany modelka-łamana-na-aktorkę była odpowiedzialna za przyznawanie cementu. Doskonale potrafiłam wyobrazić ją sobie, jak patrzy pustym wzrokiem na Spencera Tracy i mówi:" Nie widzę tu pańskiej rezerwacji". Co to właściwie znaczy modelka-łamana-na-aktorkę? Że jest ona modelką lub aktorką, a może i jednym i drugim? Z całą pewnością nie była urzędniczką hotelową. Może elektrony były takimi Tiffany mikrokosmosu i to tłumaczyło falową-łamaną-na- -cząsteczkową dualność. Może one wcale nie były elektronami. Może tylko czasowo dorabiały sobie jako elektrony, żeby zapłacić za lekcje stanu singletowego. Darlene nie zadzwoniła do siódmej godziny. Przestałam się wachlować i spróbowałam otworzyć okno. Nie drgnęło ani o włos. Cały problem był w tym, że nikt nie rozumiał nic na temat teorii kwantów. Jedyne, na czym mogliśmy się oprzeć, to parę kolizji elektronów, których nikt nigdy nie widział, i których nie można było porządnie zmierzyć z powodu zasady nieoznaczoności Heisenberga. A trzeba było myśleć o chaosie i entropii i wszystkich tych pustych przestrzeniach. A nawet nie wiedzieliśmy, kim była May Robson. O siódmej trzydzieści zadzwonił telefon. To była Darlene. - Co się dzieje? - zapytałam. - Gdzie jesteś? - Hotel "Beverly Wilshire". - W Beverly Hills? - Tak. To długa historia. Kiedy dotarłam do "Rialto" recepcjonistka, wydaje mi się, że miała na imię Tiffany, powiedziała, że ciebie tam nie ma. Twierdziła, że aż pękają w szwach od jakiegoś tam naukowego hokus pokus i nadmiar gości muszą wysyłać do innych hoteli. Poinformowała mnie również, że jesteś w "Beverly Wilshire", w pokoju 1027. Jak tam David? - Niemożliwy - odpowiedziałam. - Spędził całą konferencję, przyglądając się odciskom stóp Deann Durbin w Chińskim Teatrze Graumana i próbując namówić mnie, żebym poszła do kina. - Pójdziesz? - Nie mogę. Za pół godziny doktor Gedanken zaczyna wykład. - Naprawdę? - w głosie Darlene pojawiło się zdziwienie. - Chwileczkę. - Po chwili ciszy w słuchawce znowu rozległ się jej głos. - Myślę, że powinnaś pójść do kina. David jest jednym z dwóch ostatnich czarujących mężczyzn we wszechświecie. - Ale nie traktuje poważnie teorii kwantów. Doktor Gedanken zbiera zespół, który ma pracować nad paradygmatem, a David bez przerwy opowiada o świetle ostrzegawczym na szczycie Capital Records Building. - Wiesz co, on może być na tropie. Chodzi mi o to, że powaga pasowała znakomicie do fizyki newtonowskiej, ale może teoria kwantów wymaga innego podejścia. Sid mówi... - Sid? - Taki facet, który zabiera mnie dzisiaj do kina. To długa historia. Tiffany podała mi błędny numer pokoju i weszłam prosto na mężczyznę w bieliźnie. On jest fizykiem kwantowym. Miał mieszkać w "Rialto", ale Tiffany nie potrafiła znaleźć jego rezerwacji. Główną implikacją wynikającą z dualizmu korpuskularno-falowego jest fakt, że elektron nie ma ustalonej lokalizacji. Tylko wtedy, gdy przeprowadzający eksperyment obserwuje elektron, ten "wskakuje" na miejsce. ("Cudowny świat fizyki kwantowej", A. Fields, UNW) Forest Lawn zamykali o piątej. Znalazłam to w broszurze na temat Hollywood, kiedy już Darlene odłożyła słuchawkę. Nie potrafiłam wydedukować, gdzie David mógł potem pójść. Może do Brown Derby albo do La Brea Tar Pits czy jakiegokolwiek wspaniałego miejsca w pobliżu Hollywood i Vine, gdzie John Hurt jadł pędy alfalfa, zanim eksplodowała mu klatka piersiowa w "Obcym". Przynajmniej wiedziałam, gdzie jest doktor Gedanken. Przebrałam się i poszłam do windy, myśląc o dualiźmie korpuskularnofalowym i fraktalach, i wysokich stanach entropii, i eksperymentach z opóźnionym wyborem. Problem w tym, że trudno znaleźć paradygmat, który pozwoli zwizualizować teorię kwantów, kiedy trzeba wziąć pod uwagę komorę Josephsona i namiętność i wszystkie te puste przestrzenie. Żeby sobie z tym poradzić, trzeba czegoś więcej, nie tylko kilku odcisków stóp i wrażenia, jakie robiły nogi Betty Grable. Otworzyły się drzwi windy i wpadł na mnie Abey Fields. - Wszędzie cię szukałem - powiedział. - Nie widziałaś przypadkiem doktora Gedankena? - A nie ma go w sali balowej? - Nie. Już jest piętnaście minut spóźniony i nikt w ogóle go nie widział. Musisz to podpisać - dodał, podsuwając mi kartkę. - Co to jest? - Petycja. Żądamy, żeby od tej chwili coroczne spotkania Międzynarodowego Kongresu Fizyki Kwantowej odbywały się w odpowiednim miejscu. Takim jak Racine - dodał podsuwając mi jeszcze bliżej kartkę. - Nie takim jak Hollywood. Hollywood. - Czy jesteś świadoma faktu, że przeciętnemu delegatowi MKFK zabrało dwie godziny trzydzieści sześć minut, żeby się zarejestrować? A niektórych wysłali do hotelu w Glendale. - I Beverly Hills - dodałam z roztargnieniem. Hollywood. Muzeum biustonoszy, bracia Marx i gangi, które mordują za to, że nosi się coś czerwonego albo niebieskiego, Tiffany/ Stephany i największy obraz o treści religijnej. - Beverly Hills - wymruczał Abey, wyciągając ze specjalnej kieszonki ołówek i robiąc notatkę pamięciową. - Mam zamiar zaprezentować tę petycję podczas wykładu doktora Gedankena. No, podpisz - powiedział podając mi ołówek. - Chyba że chcesz, by następne doroczne spotkanie odbyło się znowu tutaj, w "Rialto". Oddałam mu kartkę. - Uważam, że mogłoby się co roku tutaj odbywać - powiedziałam i ruszyłam biegiem w stronę Chińskiego Teatru Graumana. Kiedy będziemy mieli już paradygmat, który zawiera zarówno logiczne jak i niedorzeczne aspekty teorii kwantów, dane nam będzie spojrzeć przez zderzające się elektrony i matematykę i ujrzeć mikrokosmos w całej jego zadziwiającej piękności. (Z wystąpienia doktora Gedankena) - Poproszę bilet na "Benji IX" - powiedziałam do dziewczyny w kasie. Miała przypiętą do bluzki plakietkę z napisem "Witamy w Hollywood. Mam na imię Kimberly". - Do którego kina? - zapytała. - Chińskiego Graumana - odpowiedziałam myśląc, że to nie jest moment na wysoki stan entropii. - Do której sali? Podniosłam wzrok na markizę. "Benji IX" był pokazywany we wszystkich trzech salach, tej wielkiej głównej i dwóch mniejszych. - Przeprowadzane są badania na reakcję publiczności - powiedział Kimberley. - Każdy ma inne zakończenie. - Która sala jest główna? - Nie wiem. Pracuję tu tylko na niepełnym etacie, żeby zarobić na lekcje organicznego oddychania. - Czy masz kostkę? - zapytałam i w tym samym momencie zrozumiałam, że zaraz wszystko popsuję. Przecież to była fizyka kwantowa, nie newtonowska. Nie miało żadnego znaczenia, którą salę wybiorę i na którym miejscu usiądę. To był eksperyment ze spóźnionym wyborem i David już był w ruchu. - Poproszę o bilet na wersję ze szczęśliwym zakończeniem - powiedziałam. - Środkowa sala. Minęłam kamienne lwy i weszłam do holu. Przy drzwiach w szklanej gablocie stały woskowe figury Rhondy Fleming i jakichś Chińczyków. Za barem wisiał wielki ekran pomalowany na niebiesko. K