Weber David - Honor Harrington (13) - Zwiastuny burzy

Szczegóły
Tytuł Weber David - Honor Harrington (13) - Zwiastuny burzy
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Weber David - Honor Harrington (13) - Zwiastuny burzy PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Weber David - Honor Harrington (13) - Zwiastuny burzy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Weber David - Honor Harrington (13) - Zwiastuny burzy - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 DAVID WEBER ZWIASTUN BURZY A Rising Thunder Tłumaczenie Radosław Kot Strona 3 Dla Bruce ’a, Treysy, Mackenziego oraz, a nawet przede wszystkim, Indiany Grahama. Dobra walka jest bardzo trudna, ale przykutemu do ziemi śmiertelnikowi wyrastają skrzydła, gdy widzi coś takiego. Niech Was Bóg błogosławi. Strona 4 MARZEC 1922 ROKU PO DIASPORZE „Wolałabym nie podąż ać tą drogą, ale jeś li nie będzie wyboru, pó jdziemy nią do koń ca” Elż bieta III, kró lowa Manticore Strona 5 Rozdział I - Wypadaj z tymi okrętami z mojej przestrzeni! - warknął potęż nie zbudowany ciemnoskó ry męż czyzna widoczny na ekranie modułu łącznoś ci komandora Yau-pau. - Obawiam się, ż e to niemoż liwe, komodorze Chalker - odparł Pang, starając się utrzymać nerwy na wodzy i nie wyjś ć z roli uprzejmego o icera. - Zgodnie z otrzymanymi rozkazami mam ochraniać jednostki Manticore wracające przez ten terminal do naszego układu. - Gó wno mnie obchodzą pań skie rozkazy, komandorze! - wyrzucił z siebie czerwony na twarzy z wś ciekłoś ci komodor Jeremy Chalker. Jego sześ ć niszczycieli znajdowało się w odległoś ci 2,4 miliona kilometró w, czyli oś miu sekund ś wietlnych, od krąż ownika Panga, co zasadniczo utrudniało oż ywioną konwersację, jednak Chalker nie przejmował się byle drobiazgami. - Naruszył pan suwerennoś ć mojego układu planetarnego, uniemoż liwiając solarnemu personelowi kontroli astro wykonywanie obowiązkó w, w związku z czym oczekuję, ż e zabierze pan stąd swoją szanowną dupę. Zaraz, albo nawet jeszcze szybciej. - Naruszanie czyjejkolwiek suwerennoś ci nie było w ż adnym razie moim zamiarem, sir - stwierdził Pang, na wszelki wypadek pomijając delikatny temat zastąpienia miejscowego personelu terminalu swoimi ludź mi. - Jestem tu wyłącznie po to, by zapewnić bezpieczeń stwo jednostkom handlowym Gwiezdnego Imperium. Po szesnastu sekundach doczekał się odpowiedzi… - Zamiast pieprzyć od rzeczy, niech pan natychmiast uwolni personel stacji i wynosi się stąd w podskokach! Jeś li pan tego nie zrobi, Strona 6 Bó g mi ś wiadkiem, ż e rozwalę pierwszy frachtowiec Manticore, któ ry nawinie mi się pod wyrzutnie! W pogodnych zwykle oczach komandora coś błysnęło niepokojąco. Wciągnął głęboko powietrze. - Skipper - rozległ się cichy głos. Pełen szacunku, ale ostrzegawczy. Pang wyłączył mikrofon i spojrzał na mniejszy ekran zamontowany przy fotelu dowó dcy. Widniała na nim komandor porucznik Myra Sadowska, pierwszy o icer okrętu. - Wiem, ż e to kutas - powiedziała tym samym ś ciszonym głosem. - Ale naszym zadaniem jest załatwić sprawę moż liwie jak najspokojniej. Jeś li da mu pan popalić , jak na to zasłuż ył, przypuszczam, ż e zapewne będzie jednak z tego trochę zamieszania. Myra miała rację i Pang ś wietnie o tym wiedział, ale z drugiej strony nie mó gł nie zareagować . Admiralicja nie przysłała Onyksa do terminalu Nolan po to, by o icerowie w rodzaju Chalkera zyskali okazję do bezkarnego wygłaszania podobnych gró ź b. Komandor był pewien, ż e nie o to Admiralicji chodziło, chociaż z drugiej strony, łatwo mu było zrozumieć , dlaczego tamten się tak wkurza. I to też komplikowało sprawę. W obecnej chwili Onyx znajdował się w odległoś ci 650 lat ś wietlnych od podwó jnego układu Manticore i ledwie 200 lat ś wietlnych od Układu Słonecznego. Towarzyszyła mu siostrzana jednostka o nazwie Smilodon oraz dwa niszczyciele: należ ący do typu Roland Tornado oraz znacznie starszy Othello. Nie była to wystarczająca siła, by zapuszczać się z nią tak głęboko na teren przeciwnika, i Pang ś wietnie zdawał sobie z tego sprawę. Co więcej, układ Nolan należ ał do Protektoratu Ligi Solarnej, a Chalker był o icerem liniowym Floty Granicznej. Wydawał się trochę za stary na swoją rangę, co sugerowało, Strona 7 ż e nie miał doś ć dobrych znajomoś ci w dowó dztwie SLN, chociaż jakieś posiadać musiał, skoro dostał dowó dztwo tej właś nie placó wki. Znajdowała się ona blisko prowadzącego do Kathariny terminalu Nolan, dlatego Biuro Bezpieczeń stwa Granicznego zwró ciło na nią uwagę już blisko sto standardowych lat temu. Usadziwszy się w okolicy, zaczęło natychmiast zgarniać pokaź ną częś ć opłat wnoszonych przez uż ytkownikó w przejś cia. Sądząc po nerwowej reakcji mianowanego przez Biuro kapitana, dowodzącego obsadą stacji kontroli przestrzeni, ta grupa też musiała mieć swó j udział w tym procederze i należ ało oczekiwać , ż e ostatecznie do władz układu tra ia tylko niewielka częś ć pobieranych pieniędzy. Tyle dobrego, ż e przynajmniej nie napadamy na niewinnych, pozbawiając ich cięż ko zarobionych pieniędzy, pomyś lał Pang. No i nie zamierzali przejmować infrastruktury na zawsze. Mieli wycofać się stąd po bezpiecznym przeprowadzeniu wszystkich jednostek Manticore. Jeś li ktoś w rodzaju Chalkera odnotuje w tym czasie trochę mniejsze wpływy na konto, chyba da się z tym ż yć . Oczywiś cie Pang nie wątpił, ż e cała Marynarka Ligi dostanie piany na pysku, ledwie się dowie o „aroganckim” postępowaniu Manticore, i mało komu zrobi ró ż nicę, ż e chodzi tylko o czasowe przejęcie należ ących do Ligi terminali. Jeś li ktokolwiek sądził, ż e rezygnacja z przejś cia do drugiej fazy planu Laokoon mogłaby udobruchać jakoś władze Ligi Solarnej, musiał chyba cierpieć na nieuleczalne napady optymizmu. Komandor nie mó gł sobie pozwolić na hołdowanie podobnej ignorancji. - To nie ja tutaj mieszam - powiedział głoś no i spojrzał na porucznika komandora Jacka Fraziera, któ ry był o icerem taktycznym Strona 8 niszczyciela. - Mam nadzieję, ż e nie będę miał dla ciebie roboty, ale gdyby jednak, zależ y mi na ograniczeniu zniszczeń do minimum. - Dobrze myś lę, ż e chciałby pan nawiązać raczej do tego, co admirał Gold Peak zrobiła w New Tuscany, niż do jej robó tki w układzie Spindle, sir? - Właś nie - potwierdził z lekkim uś miechem Pang. - Masz namiary na okręt Chalkera? - Tak sir - odparł skwapliwie Frazier. - Całkowitym przypadkiem udało się nam go zidenty ikować i wziąć namiary ogniowe. Oczywiś cie ć wiczebne, sir. - I dobrze. Pang odczekał jeszcze chwilę, by naprawdę się uspokoić , i włączył ponownie głó wny mikrofon. - Komodorze Chalker - zaczął znacznie bardziej o icjalnym tonem, rezygnując całkowicie z utrzymywanych dotąd pozoró w uprzejmoś ci. - Pozwoli pan, ż e zwró cę jego uwagę na dwie istotne kwestie. Po pierwsze, wspomniany terminal nie znajduje się tak naprawdę w przestrzeni układu Nolan. O ile moja astrogacja jest coś warta, leż y on w odległoś ci pięciu godzin ś wietlnych od planety stołecznej, czyli znacznie poza granicą dwunastominutowej strefy terytorialnej. Liga Solarna roś ci sobie prawo tylko do tej właś nie strefy. Po drugie zaś , skoro o ró ż nych roszczeniach mowa, sugerowałbym nieś miało zwró cić uwagę na skromnoś ć sił przypisanych obecnie do układu Nolan. Biorąc to pod uwagę, skłonny jestem przypuszczać , iż wysuwanie gró ź b pod adresem ż eglugi handlowej Manticore nie jest działaniem szczegó lnie roztropnym. O pró bie ich realizacji nawet nie wspominając. - Mam pana gdzieś , komandorze! Pana i całe to wasze „Gwiezdne Imperium”, któ remu się wydaje, ż e moż e rozstawiać wszystkich po Strona 9 kątach. Niebawem zderzycie się z rzeczywistoś cią, wcześ niej niż się panu wydaje! - Otrzymałem jasne rozkazy, komodorze - odpowiedział z niezmąconym spokojem Pang. - I nie zamierzam roztrząsać kwestii, kto jest odpowiedzialny za obecne napięcie panujące między Gwiezdnym Imperium a Ligą Solarną. Mam szczery zamiar oddać ten terminal pod kontrolę Ligi, umoż liwiając pań skiemu personelowi powró t do pełnienia obowiązkó w, ale uczynię to dopiero wó wczas, gdy wszystkie jednostki handlowe Manticore obecne w tym sektorze skorzystają z szansy powrotu do naszej przestrzeni. Jest mi bardzo przykro z powodu wszelkich kłopotó w i trudnoś ci, któ re mogę sprawić przy tej okazji solarnym funkcjonariuszom i cywilom - dodał tonem sugerującym, ż e naprawdę wolałby tego uniknąć . - Zamierzam jednak wykonać otrzymane rozkazy. Zgodnie z ich treś cią mam chronić statki handlowe Gwiezdnego Imperium Manticore, gdziekolwiek je napotkam i wszelkimi dostępnymi mi ś rodkami, co oznacza takż e uż ycie siły, jeś li okaż e się to konieczne. W tym przypadku „gdziekolwiek” obejmuje ró wnież przestrzeń Ligi Solarnej. Jeś li więc zamierza pan otworzyć ogień do frachtowcó w Manticore, dlaczego nie zacznie pan od tych, któ re są najbliż ej? Znajdzie ich pan kilka przy terminalu. Proszę, niech się pan nie waha! Sugeruję jednak nie zapominać przy tej okazji, ż e Royal Manticoran Navy ma swoje zdanie na temat ochrony ż eglugi handlowej. Musiał znowu odczekać szesnaś cie sekund, by sygnał przebył drogę tam i z powrotem. Dokładnie w siedemnastej sekundzie twarz Chalkera okryła się jeszcze głębszą czerwienią. - Co to ma, kurwa, znaczyć ? - warknął. Strona 10 - A to, ż e mó j o icer ogniowy ma namiary na pań ską jednostkę - odparł z jednoznacznym uś miechem Pang. Przez kolejnych szesnaś cie sekund Chalker tylko krzywił się kwaś no, po czym jego oblicze na kilka sekund skamieniało. - Pan mi grozi? - spytał z niedowierzaniem, gdy już się otrząsnął. - Tak - odparł bez ogró dek Pang. - I owszem. Chalker wbił w niego spojrzenie i komandor zastanowił się przelotnie, czego niby innego tamten mó gł oczekiwać . - Naprawdę uważ a pan, ż e moż e władować się w solarną przestrzeń i miotać groź by pod adresem naszych obywateli? I jeszcze zapowiadać okrętowi Marynarki Ligi, ż e otworzy do niego ogień ? - Nie przybyłem tutaj, by komukolwiek grozić , admirale - powiedział Pang. -Zamierzam jedynie wykonać rozkaz roztoczenia opieki nad jednostkami handlowymi Manticore. Uczyniono mnie odpowiedzialnym za ich bezpieczeń stwo, pan zaś poinformował wprost, ż e gotó w jest je ostrzelać . Jeś li trwa pan przy tym pomyś le, i nawet wspomnienie losu admirała Bynga tego nie zmieni, to proszę robić swoje i miejmy już to z głowy. W przeciwnym razie nalegam, sir, by nie zabierał mi pan więcej czasu. I bez tego mam się czym zajmować . Zyczę miłego dnia. Tymi słowami zakoń czył połączenie i wyprostował się w fotelu dowó dcy. Nie był tak całkiem pewien, co się stanie. Teoretycznie Chalker mó gł być na tyle wś ciekły, no i głupi zarazem, by dać się sprowokować , chociaż oznaczałoby to jego szybki koniec. Co do tego nie było ż adnych wątpliwoś ci. Czy Pang z kolei miałby pó ź niej jeszcze jakieś widoki na karierę, trudno orzec. Uważ ał jednak, ż e jak spadać , to z wysokiego konia. Poza tym naprawdę nie widział ż adnego innego sposobu! Cokolwiek by zrobił, Strona 11 tamten kutas byłby gotó w się czepiać . A tak, jeś li okaż e się na tyle durny, by pociągnąć za spust, nie zginie jako nieś wiadoma i zdradzona o iara. Sprawa została w koń cu jasno przedstawiona. Pang spoglądał na ekran taktyczny, czekając na reakcję Chalkera. Onyx i Smilodon były cięż kimi krąż ownikami typu Saganami C, uzbrojonymi w wielostopniowe pociski Mark 16 i osiem stanowisk graseró w na każ dej burcie. Okręt lagowy Chalkera, przestarzały niszczyciel typu Rampart, znajdował się wraz z całym zespołem daleko poza skutecznym zasięgiem własnej broni energetycznej. Jeś li mowa o pociskach, jego sytuacja była ró wnie godna poż ałowania. Z drugiej strony, Pang mó gł w każ dej chwili odpalić salwę w stronę SLNS Lancelot, któ ry miał masę ró wną jednej piątej masy Onyksa i proporcjonalnie słabsze osłony burtowe. Dysponował przy tym łącznie ledwo dziesięcioma laserami i tylomaż wyrzutniami pociskó w. Bez wątpienia starczało to do zniszczenia dowolnego statku handlowego, jednak na pokonanie obrony antyrakietowej krąż ownika czy przebicie się przez jego osłony burtowe szans nie miał praktycznie ż adnych. Pang pomyś lał, ż e chyba dobrze się stało, iż Chalkera nie było na stacji w chwili przybycia zespołu Manticore. Bó g jeden wie, do czego by się posunął, widząc wrogie jednostki przechodzące przez terminal. I dobrze też , ż e okazał się niezdolnym do trzymania języka za zębami kretynem. Jakiś frachtowiec Ligi musiał w koń cu poinformować Nolan, co tu się dzieje, i gdyby Chalker podkradł się cicho, nie ujawniając się aż do chwili uzyskania skutecznego zasięgu broni energetycznej, mogłoby się zrobić nieciekawie. Przy odrobinie szczęś cia zdołałby z zaskoczenia spowodować sporo kłopotó w. Gdyby zaś zachowywał się spokojnie, nie sugerując wrogich zamiaró w, Pang nie miałby pretekstu, by otworzyć ogień . Musiałby Strona 12 pozwolić tamtemu podejś ć dowolnie blisko, wystawiając powodzenie całej akcji na spore ryzyko. W tej sytuacji gadulstwo Chalkera stanowiło olbrzymie ułatwienie. Jawna groź ba uż ycia siły przeciwko nieuzbrojonym jednostkom upoważ niała Panga do potraktowania natręta w stylu admirał Gold Peak. Niech no tylko zacznie coś kombinować … Dziękuję, komodorze Chalker, pomyś lał sardonicznie komandor. Chociaż nie przyznałby się do tego nawet przed Sadowską, ciąż yła mu mocno odpowiedzialnoś ć i w pewien sposó b samotnoś ć, jako ż e znajdowali się w głębi terytorium Ligi Solarnej. Każ dy o icer Royal Manticoran Navy musiał liczyć się z tym, ż e prędzej czy pó ź niej znajdzie się w sytuacji, gdy przyjdzie mu polegać na własnym osądzie, i Pangowi przydarzyło się to właś nie teraz, Chalker zaś znacznie ułatwił mu wykonanie zadania. Zasadniczo byli tylko o trzy wormhole od podwó jnego układu Manticore, ale Pang odczuwał tę odległoś ć bardzo dotkliwie. Układ Dionigi znajdował się jedynie dziewięć dziesiąt sześ ć lat ś wietlnych od Manticore, był jednak połączony z oddalonym o sto trzydzieś ci lat ś wietlnych układem Katharina. Kolejny tunel, prowadzący stamtąd do układu Nolan, był jednym z najdłuż szych dotąd odkrytych i mierzył aż dziewięć set piętnaś cie lat ś wietlnych. Owszem, nawet powró t normalnym trybem nie powinien zająć mu więcej niż niecałe dwa tygodnie, pamiętał jednak, ż e przy samodzielnej podró ż y w nadprzestrzeni musiałoby to potrwać co najmniej osiemdziesiąt dni. Zwykły frachtowiec z cywilnym napędem i standardową osłoną antycząsteczkową leciałby aż siedem miesięcy. Siedem miesięcy zamiast trzydziestu dni potrzebnych na pokonanie tej trasy z wykorzystaniem wormholi, co dobitnie ilustrowało, na jak wielkie Strona 13 oszczędnoś ci pozwalała sieć tuneli nadprzestrzennych. I wyjaś niało też jej ekonomiczne znaczenie dla międzygwiezdnego handlu… oraz uprzywilejowaną pozycję Manticore. W tej sytuacji należ ało oczekiwać , ż e solarni w starym Chicago będą co najmniej tak samo wkurzeni jak Chalker. Przez lata zaciskali bezsilnie zęby, patrząc z wś ciekłoś cią na imponujący rozwó j marynarki handlowej Manticore, któ re stało się w tej branż y prawdziwym liderem. Teraz mieli dodatkowo się przekonać , jak bardzo stali się od niego zależ ni. Gdy Manticore wycofa wszystkie swoje statki z obszaru Ligi, zada jej gospodarce silny cios. I to bez jednego strzału, wysyłania rajderó w czy statkó w kaperskich. A odwołanie statkó w do macierzystych układó w to dopiero początek. Gdy druga faza planu Laokoon wejdzie w ż ycie, zrobi się jeszcze gorzej. Zamknięcie sieci tuneli nadprzestrzennych będzie dla Ligi Solarnej prawdziwą katastrofą. Nawet przy otwartych terminalach nie miała doś ć jednostek, by wyró wnać braki, a gdy przewó z każ dej tony frachtu zajmie cztery albo pięć razy więcej czasu niż dotąd… Swoją drogą, była to nad wyraz osobliwa sytuacja i Pang się zastanawiał, czy chociaż pięć procent wszystkich mieszkań có w Ligi Solarnej zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie zagroż enie nad nimi zawisło i jak małe mają szanse, by się przed nim obronić . Lidze, z jej olbrzymim obszarem, całym potencjałem ekonomicznym, największym przecież w dziejach ludzkoś ci, setkami ś wiató w i dziesiątkami miliardó w mieszkań có w, nie powinien przecież zagrozić atak, zwłaszcza ze strony Gwiezdnego Imperium składającego się z dwudziestu kilku zamieszkanych planet! Prawda jednak była inna. Bo to właś nie karłowaty przeciwnik kontrolował przeważ ającą częś ć ż eglugi handlowej oraz arterie Strona 14 wormholi i mó gł zmusić resztę należ ących do Ligi frachtowcó w do poruszania się w zwykłej nadprzestrzeni. Gdyby nawet miejscowe stocznie błyskawicznie osiągnęły maksymalną moc produkcyjną i zdołały jakoś zastąpić wszystkie wycofane przez Manticore statki, i tak byłoby ich o wiele za mało, by utrzymać zwykły poziom przewozó w. Owszem, gospodarka Imperium też miała przez to odczuwalnie ucierpieć , zwłaszcza w obliczu niedawnego uderzenia przeciwnika na macierzyste układy. Pang dopuszczał jednak moż liwoś ć, ż e dłuż sze zamknięcie terminali moż e skłonić niektó re stowarzyszone z Ligą planety do zmiany frontu i niejawnego lub otwartego sprzymierzenia się z Manticore. Ekonomiczny wabik miał swoją moc i bez trudu dałoby się znaleź ć szereg układó w z Pogranicza gotowych wykonać podobny manewr po chwili rzetelnego zastanowienia. Pang ż ywił przekonanie, ż e chętni znaleź liby się nawet wś ró d ś wiató w Obrzeż a, o Protektoratach nie wspominając. Jak będzie, czas pokaż e, pomyś lał. No i był jeszcze jeden waż ny powó d utrzymywania kontroli nad przejś ciami. Dopó ki Manticore miało coś do powiedzenia w ich sprawie, nikt nie mó gł przypuś cić ataku na Imperium z ich wykorzystaniem. Samo zaś miało moż liwoś ć przeprowadzenia przez nie dowolnych sił, by uderzyć na Ligę Solarną. Szturmowanie dobrze bronionych terminali od strony przejś ć byłoby z gó ry skazane na przegraną, niemniej sieć jako taka dawała znaczną swobodę manewru. Uż ywając jej, szybkie i lekkie jednostki Manticore były w stanie nękać ż eglugę Ligi na jej własnym obszarze, nic sobie nie robiąc z wielkiej odległoś ci dzielącej Imperium od słoń ca. Gdyby do tego doszło, wymiana handlowa Ligi zostałaby dodatkowo utrudniona, przy czym lota Manticore mogłaby nadal funkcjonować , Strona 15 wykorzystując terminale, i przeciwnik w ż aden sposó b nie zdołałby jej zagrozić . Nic więc dziwnego, ż e Chalker tak się wzburzył. Nawet jeś li nie był doś ć rozgarnięty, by przewidzieć dalszy bieg zdarzeń związany z realizacją planu Laokoon, musiał rozumieć podstawowe skutki przejęcia przez eskadrę Panga terminalu Nolan. Jako zapatrzony w siebie o icer Ligi Solarnej nie dopuszczał zapewne moż liwoś ci, iż Imperium mogłoby przejś ć do ofensywy, zamiast skulić się w kącie i czekać na ruch wszechpotęż nego olbrzyma, ale tym bardziej czuł się rozdraż niony obecnoś cią obcych okrętó w na własnym terenie. Pewnie nawet przeczuwał podś wiadomie, co z tego moż e wyniknąć , i tym bardziej się nakręcał. Pang zerknął na okienko z aktualnym czasem, wyś wietlane w rogu głó wnego ekranu. Minęło już dziesięć minut, od kiedy de initywnie popsuł humor Chalkerowi. Jeś li tamten był doś ć wś ciekły i głupi, by porwać się na jakieś szalone kombinacje, zapewne już to uczynił. To, ż e dotąd się opanowywał, nie oznaczało, ż e ostatecznie nie pęknie. Głupota i złoś ć czasem biorą gó rę nawet nad instynktem samozachowawczym. Owszem, w tym przypadku wydawało się to mało prawdopodobne, ale mało prawdopodobne nie ró wna się niemoż liwe. Z drugiej strony, ludziom należ ała się chwila odpoczynku, a dowó dca powinien chyba okazać załodze, jak bardzo pewien jest swego. Ostatecznie przykład zawsze idzie z gó ry. Spojrzał na ekran zapewniający mu łącznoś ć z rezerwowym stanowiskiem dowodzenia. - Sądzę, ż e komandor Chalker zrozumiał już swó j błąd - powiedział do porucznik komandor Sadowskiej. - Wracamy do stanu gotowoś ci. - Aye, aye, sir - potwierdziła Myra. Strona 16 Stan gotowoś ci niewiele się ró ż nił od alarmu bojowego. Wszystkie istotne dla funkcjonowania okrętu stanowiska miały pozostać tak samo obsadzone, podobnie jak i stanowiska bojowe, tyle ż e na pomocniczym stanowisku dowodzenia, pozostawała wachta zredukowana do minimum. Niezmiennie działały wszystkie pasywne sensory, wsparte wystrzelonymi w chwili przybycia sondami, dział taktyczny pozostawał na miejscach. Systemy obronne, tak pasywne, jak i aktywne, przechodziły pod automatyczną kontrolę, jednak cała elektronika bojowa trwała w stanie czuwania, chociaż nie zdradzała swojej gotowoś ci ż adną emisją. Stanowiska bojowe zachowywały tylko częś ciową obsadę. Stan gotowoś ci mó gł być dzięki temu utrzymywany przez dłuż szy czas, pozwalając załodze na rotacyjne pełnienie wacht i chociaż minimum odpoczynku. Inna sprawa, ż e nie mó gł też ciągnąć się bez koń ca. - Niech Percy przejmie od ciebie rezerwowe stanowisko - powiedział do Sadowskiej. -Zmienisz mnie na mostku. - Porucznik Percival Quentin-Massengale, zastępca o icera taktycznego Onyksa, był najstarszym o icerem Sadowskiej w rezerwie. - Damy trochę wytchnienia Smilodonowi i blaszankom. Onyx obejmie dyż ur na najbliż sze dwanaś cie godzin. Chyba ż e nasz przyjaciel Chalker wcześ niej się stąd wyniesie. Jeś li nie, na następne dwanaś cie godzin dyż ur przejmie Smilodon. Niszczyciele będą w tym czasie strzegły naszych tyłó w. I lepiej, by z tyłu pozostały, pomyś lał Pang. Zwłaszcza Othello, któ ry w odró ż nieniu od znacznie młodszego Tornada nie został przezbrojony w pociski Mark 16. Dowó dca już wcześ niej postanowił, ż e będzie się starał nie angaż ować tej jednostki w walkę. Strona 17 - Proszę regularnie aktualizować namiary ogniowe - dodał komandor pod adresem porucznika komandora Fraziera. - I niech centrala bojowa monitoruje stan emisji radioelektronicznych przeciwnika. W razie uaktywnienia systemu naprowadzania chcę natychmiast o tym usłyszeć . - Aye, aye, skipper. Jack Frazier był człowiekiem raczej wesołym i skłonnym do ż artó w, ale tym razem zachował powagę. - Dobrze - odparł kró tko Pang i spojrzał znowu na Sadowską. - Słyszałaś , Myra? - Tak, sir. - Pewnie już się domyś lasz, ale dla porządku powiem to głoś no. Gdyby Chalker okazał się na tyle tępy, by otworzyć ogień do nas albo któ regoś z handlowcó w, jesteś upoważ niona do natychmiastowej reakcji z uż yciem całego naszego uzbrojenia. Skutecznej reakcji, czyli z całkowitym zniszczeniem celu. Czy to jasne? - Czuję się upoważ niona do odpowiedzenia ogniem, gdybyś my zostali ostrzelani, sir -powiedziała o icjalnym tonem Sadowska i Pang pokiwał głową. Potem wstał i zwró cił się do Fraziera: - Przejmuje pan mostek do chwili przybycia mojego zastępcy. W razie czego będę w mojej dziennej kabinie. Mam trochę papieró w do przerzucenia. Strona 18 KWIECIEŃ 1922 ROKU PO DIASPORZE „Jak głosi dawna przypowieś ć, gdy chcesz zwró cić na siebie uwagę muła, najpierw musisz mu przywalić solidnym kijem w łeb”. Hamish Alexander-Harrington, earl White Haven Strona 19 Rozdział II - Chyba nie mó wisz poważ nie! Sharon Selkirk wpatrywała się z niedowierzaniem w swó j wyś wietlacz. Była głó wną przedstawicielką Shadwell Corporation koordynującą przepływ frachtu przez układ Mendelschon. - Obawiam się, ż e jednak - odparł jej rozmó wca, kiwając ze smutkiem głową. Kapitan Lev Wallenstein dowodził frachtowcem noszącym osobliwą nazwę Yellow Rose III, zarejestrowanym na Manticore. - Właś nie otrzymałem nową rozpiskę. - Ale… ale… - Selkirk zamilkła na chwilę i rozłoż yła bezradnie ręce. - Przecież mamy podpisany kontrakt, Lev! - Wiem - odparł Wallenstein, przesuwając dłonią po rozczochranej szopie rudych włosó w. - I bardzo mi przykro. To nie był mó j pomysł, Sharon! I moż esz być pewna, ż e moi szefowie też nie będą szczęś liwi, gdy powiem im po powrocie do Gwiezdnego Imperium, ż e musiałem wykonać rejs na pusto. Nie wiem, kto tutaj miesza, ale nie mam wyboru, jak wdepnąć w to bagno. - Lev, w orbitalnych magazynach czeka na ciebie od ponad dwó ch standardowych miesięcy aż 1,6 miliona ton ładunku, któ ry przed upływem czterech tygodni powinien tra ić do układu Josephine. Wartoś ć wspomnianego ładunku to pó łtora miliarda kredytó w. Rozumiesz znaczenie tych liczb? Jeś li odlecisz na pusto, w ż aden sposó b nie zdołam przerzucić takiej masy towaru do portu docelowego. - Rozumiem - mruknął Wallenstein. - I gdybym miał wybó r, załadunek byłby już w toku. Tyle ż e nie mam wyboru. Rozkazy są Strona 20 jednoznaczne i nie podlegają negocjacjom. Nie nadeszły też z mojej centrali. - Ale dlaczego? - spytała Sharon. - Dlaczego mnie to spotyka? Dla mnie to katastrofa. Cholera jasna, Lev, siedzisz w tym interesie od dwunastu lat i nigdy nie było między nami spięć , nigdy nie było problemó w… - Tu nie chodzi o nas - odparł Wallenstein, prostując się w fotelu i spoglądając na kobietę, któ ra od dawna była mu bardziej przyjació łką niż kolejnym partnerem biznesowym. -Tak, nasza wspó łpraca zawsze przebiegała gładko. Ale nie wszędzie było tak dobrze jak w układzie Mendelschon. Selkirk otworzyła usta, by coś powiedzieć , ale nagle zamknęła je i spojrzała uważ nie na kapitana. Jego słowa, a bardziej nawet ton, jakim zostały wypowiedziane, były dla niej bardzo znaczące. - Ale w ogó le były jakieś problemy, tak? Chodzi o New Tuscany i Spindle? To jest powó d? - Nikt nie mó wi tego wprost, ale domyś lam się, ż e w tym właś nie rzecz. - Ależ to głupota! - wykrzyknęła Selkirk, unosząc ręce. - To przecież siedemset lat ś wietlnych stąd! Bez znaczenia dla naszych interesó w. Mimo całego szacunku, jakim Wallenstein darzył Sharon, omal nie skrzywił się niecierpliwie. W odró ż nieniu od wielu innych solarnych ona akurat zawsze odnosiła się z sympatią do o iceró w jednostek transportujących fracht Shadwell Corporation i nie wypominała im obcego pochodzenia. Traktowała ich po przyjacielsku, ale nie dlatego, ze szanowała istniejące między nimi ró ż nice kulturowe, ale ponieważ je ignorowała. Wielu osobom grała tym mocno na nerwach, lecz sama nie zastanawiała się zapewne nigdy nad własną postawą. Nie wskutek