Waskiewicz Andrzej K - Horyzont zdarzen

Szczegóły
Tytuł Waskiewicz Andrzej K - Horyzont zdarzen
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Waskiewicz Andrzej K - Horyzont zdarzen PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Waskiewicz Andrzej K - Horyzont zdarzen PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Waskiewicz Andrzej K - Horyzont zdarzen - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. Strona 2 Andrzej K. Waśkiewicz Horyzont zdarzeń Cztery poematy Posłowiem opatrzył: Leszek Żuliński 2 Strona 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 3 Strona 4 Mirbad, 7 4 Strona 5 * tam w kraju gdzie toczy się wojna wśród poetów w drelichach żołnierzy dzieci śpiewnie recytujących urzędowe hasła trzymających wysoko uniesione w ręce urzędowe portrety dzieci w strojach szkolnych dzieci w mundurach kobiet o sczerniałych twarzach starych mężczyzn w mundurach z automatami w dłoni rewidowany przy wejściu na salę gdzie poeci czytać będą wiersze (ciebie też wywołano ale byłeś gdzie indziej) ściskający dłonie umundurowanych mężczyzn przybysz z małego kraju nad małym zimnym morzem z misją którą przyjąłeś bo tak wypadało poczułeś się nierzeczywisty widziałeś jeszcze żyjących ale już skazanych w barwnych reklamach czytałeś inskrypcje półzatarte słuchałeś wierszy z których pozostały luźne fragmenty nie do powiązania w sensowną całość miasto przesypywał piach odsłaniał drobne sczerniałe kości to co rzeczywiste było poza porządkiem zdarzeń jak przepaść która po prostu jest – i nawet nie wzywa zostałeś wysłany by potwierdzić zaproszony by potwierdzić twoje racje nie liczą się w tych wymiarach 5 Strona 6 * – – – twoje miasto dogasa w łunach pokrywa się czarną sadzą płonących ciał szarym pyłem płonących książek dławi się w kanałach w kale i we krwi co przemilczał płomień co grom powiedział o co należało spytać by znać konieczność nieubłaganą konieczność zwyczajną konieczność o co spytasz ojca (którego nie pamiętasz) płomień w murach politechniki kolumny na pruszkowskiej szosie czekających na milczącym brzegu o co spytasz próbujących się urządzić przeżyć zwyczajnie przeżyć twoje miasto stolica byłego państwa o co spytasz swoje ciało które wyniosłeś z pożaru płomień co je przepala i co grom powiedział co przemilczał w rachunku zysków i strat by potwierdzić nieubłaganą konieczność szary płomień bólu 6 Strona 7 * to w twoim imieniu mordowano mieszkańców numancji kartaginę równano z ziemią to ty płonąłeś na wszystkich stosach podpalałeś stosy ty tłumiłeś światło i ty je zapalałeś przeżyłeś więc jesteś winny czy potrafisz unieść ten ciężar chciałbyś zrozumieć wpierw nim osądzisz to ty umierałeś w kampuczy w dallas i na wzgórzu czaszki wołałeś uwolnić barabasza ty przebiłeś bok umarłego na krzyżu by sprawdzić czy już się dokonało chciałbyś zrozumieć wciąż umierasz w syberyjskich śniegach na stadionach w tajnych fabrykach broni w miejscach których nie ma na mapie przeżyłeś więc jesteś winny chciałbyś zrozumieć nim osądzisz 7 Strona 8 * rzeka tygrys przepływa pod oknem hotelu powolny nurt mętne fale ta woda już oczyszczona w litrowych plastikowych butelkach stoi na stołach zestawionych w prostokąt rzeka tygrys przepływa pod oknem hotelu rzeka tygrys przepływa przez pamięć teraz także przez twoje ciało rzeka tygrys gdy na nią patrzysz z okna niezbyt się różni od wisły rzeka tygrys nie zdaje ci się rzeczywistą jest bardziej mitem niż rzeką skąd pochodzi woda którą wlewasz do szklanki z plastikowej butelki 8 Strona 9 * na chodniku uschnięte daktyle martwy rozdeptany szczur żywego widziałeś na hotelowych dziedzińcu – rankiem pomyliłeś drogę szukając restauracji gdzie przyjmowano festiwalowe bloczki dziedziniec był pusty szedł wolno pod ścianą spojrzał na ciebie jakby chciał się zaprzyjaźnić ale po chwili odszedł 9 Strona 10 * przypadkiem ocalony wciąż idziesz w kolumnie kobiet i dzieci w słońcu października w łunach dogasa miasto już otwarte komu zawdzięczasz to co cenisz mało śmierć nie zagraża tym którzy umarli żyjesz na kredyt nic z tego co posiadasz nie jest warte trwania nawet ból nawet rozpacz co da się wyrazić tylko uśmiechem bezruch jak najważniejszą figurą tańca przemilczenie jest częścią mowy 10 Strona 11 * autokarami na wschód rankiem w twym pokoju obok drzwi złożony mundur ktoś przyniósł go nocą gdy spałeś zielony polowy mundur z pasem z nylonowej plecionki przez równinę płaską jak stół przez pagórki ze śladami erozji jak ślady pocisków stada kóz przy posterunkach działka wymierzone w niebo autokar jest klimatyzowany zasypiasz po chwili budzisz się znów posterunki kawalkada autokarów na wschód 11 Strona 12 * przez szosę obok wojskowego posterunku przechodzą dzieci wracające ze szkoły niosą książki i zeszyty dzieci wracające ze szkoły żołnierze stojący na posterunku 12 Strona 13 * obiad w przyfrontowej jednostce na stole misy z jedzeniem gdy poeci nasyciwszy się odeszli wtedy weszli żołnierze jedli co po nich zostało 13 Strona 14 * czerwona chusta płomień czerwonych krawatów (czytałeś tę książkę ale nic nie pamiętasz) płomień na spłowiałej koszuli (masz ją jeszcze z wyprutym emblematem) płomień trawiący legitymację (opłaciłeś składki tyle pamiętasz) płomień trawiący twoje miasto (ojca nie pamiętasz pewnie strawił go płomień ale wiesz jak to tłumaczyć) płomień trawiący publiczne gmachy w białych płatkach śniegu krótki błysk u wylotu automatów płomień bólu płomień niewidoczny w środku dnia gdy poeci na pustynnym poligonie strzelają do tarczy po obiedzie w drodze powrotnej z przyfrontowych garnizonów 14 Strona 15 * dwa ogromne portrety obok pustego stołu patrzą na salę za chwilę przemówią ustami poetów którzy przyjechali z krajów mówiących wiersze tym samym językiem 15 Strona 16 * w zapadającym zmierzchu głos muezzina przedziera się przez szum aut jest – jak one – z taśmy sterylnie czysty powtarzalny z serii wraki aut rdzewieją na obrzeżach szos głos przedziera się przez ryk klaksonów widziałeś obok muru co oddziela hotel od ulicy w południe mężczyzna rozłożył mały dywanik twarzą zwrócony do mekki modlił się bił pokłony wraki aut rdzewieją na obrzeżach szos 16 Strona 17 * miasto jest rzeczywiste to jedynie ty przypadkowy przechodzień z przypadkową misją ocalały przypadkiem sam sobie zdajesz się być nierzeczywisty 17 Strona 18 * wraki aut rdzewieją na obrzeżach szos miasto odgrzebane spod piasku szklana kula przemieszcza się wraz z tobą 18 Strona 19 * tamtej zimy strzępy ulotek gaz w podziemnych przejściach zamazane napisy wrak autobusu przysypany śniegiem dzieci zjeżdżające sankami ze sztucznych pagórków jakby nic się nie stało w kopnym śniegu grzęzły auta w twojej spokojnej dzielnicy patrole pojawiały się rzadko nic tu się nie działo może to że w południe o dwa domy dalej stanął pancerny scot poetka krystyna wracała ze szpitala 19 Strona 20 * nocą szczekają psy ich głos w tym luksusowym hotelu wznoszącym się wysoko ponad wierzchołki palm brzmi jak z innego świata rankiem widzisz je: wychudzone leżące na trawnikach patrzą na ciebie nieufnie nie warczą gdy podchodzisz kulą ogon umykają truchtem 20