Thornton Elizabeth - Ucieczka
Szczegóły |
Tytuł |
Thornton Elizabeth - Ucieczka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Thornton Elizabeth - Ucieczka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Thornton Elizabeth - Ucieczka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Thornton Elizabeth - Ucieczka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
ELIZABETH THORNTON
Prolog
Richard Maitland nie chciał jeszcze odchodzić z tego świata, choć, w gruncie
rzeczy, nie miał w tej kwestii wiele do powiedzenia. Otaczała go gęstniejąca mgła.
A więc tak to jest, kiedy się umiera, myślał. Czuł, Ŝe jego ciało chce się poddać,
miał ochotę zasnąć. Dlaczego więc walczył?
PoniewaŜ wiedział, Ŝe godzien jest lepszej śmierci, i nie chciał, by zabójca
lub zabójcy pozostali bezkarni. Musiał przyznać, Ŝe sprytnie go podeszli; zresztą
sam wlazł im w ręce. Jest samotnym wilkiem - to właśnie, zdaniem Harpera, jego
największa wada. Teraz wreszcie musiał przyznać Harperowi rację. Jak na
Strona 2
prawdziwego samotnika przystało, nikomu nic nie mówił o tej wyprawie. Uznał, Ŝe
skoro sprawa nie jest związana z zadaniami SłuŜb Specjalnych, nie musi
informować o niej znajomych i kolegów z pracy. Dlatego nie wiedzą, gdzie się
teraz znajduje. Poza tym przyjaciele zapewne nie uwierzyliby w to, co się
wydarzyło, a gdyby nawet uwierzyli, to i tak nie mieliby pojęcia, kto go
zaatakował.
Sam tego nie wiedział.
Kto pragnął jego śmierci?
Wybuchnął śmiechem, który jednak zaraz zamienił się w suchy, dławiący
kaszel, więc przycisnął dłonie do piersi, by zdusić nagłe bolesne kłucie. W swoim
czasie dorobił się wielu wrogów. śołnierz, agent, szef SłuŜb Specjalnych -
człowiek na jego stanowisku przyciąga wrogów, niczym rozkładające się ciało
ściąga muchy.
Po tej myśli przyszła następna, tak samo przeraŜająca. Lucy.
Ciemna mgła przerzedziła się, umysł wypełnił pulsujący strach. Lucy. Gdzie
ona jest? Co z nią zrobili? Przypomniał sobie chłopca…
Czuł krew. Powietrze było nią przesiąknięte. Krwią Lucy, a takŜe jego krwią.
Musi otworzyć oczy, musi się rozejrzeć.
Uniósł powieki, choć miał wraŜenie, Ŝe nim mu się to udało, minęła
wieczność. Zawirowało mu przed oczami. Kształty przybliŜały się i oddalały.
Ściągnął brwi, próbując wyostrzyć wzrok. Wpatrywał się w łóŜko i leŜące na nim
na wpół nagie ciało młodej kobiety. Lucy.
Chciał krzyknąć, sprzeciwić się, ale nie miał sił. Myślał, Ŝe płuca mu pękną.
To nie powinno było się zdarzyć. CóŜ ona zawiniła oprócz tego, Ŝe go znała? W tej
groteskowej sztuce była tylko rekwizytem. Tylko tym była dla zabójców,
rekwizytem, a prawdziwym celem ataku był przecieŜ on.
Wszystko wróciło: czekający na niego na szczycie schodów chłopiec; zbir,
który zaatakował go noŜem, a potem rzucił na krzesło i zostawił samego, aby
wykrwawił się na śmierć. Pomiędzy palcami dłoni przyciśniętej do piersi poczuł
coś ciepłego i lepkiego. Spojrzał w dół. Na koszuli pojawiła się duŜa i ciągle
rosnąca szkarłatna plama. Jeśli szybko czegoś nie zrobi, wkrótce będzie za późno.
Nie był w stanie się podnieść, więc zsunął się na podłogę, na kolana, jedną
ręką mocno uciskając pierś, Ŝeby zatamować krwawienie. Wraz z oprzytomnieniem
wróciła teŜ niestety wraŜliwość zmysłów. W piersi czuł straszliwy ból, jakby go
Strona 3
ktoś dźgał rozgrzanym do czerwoności prętem. Nie zwracając uwagi na dudnienie
w głowie, przesuwał się na kolanach, centymetr po centymetrze, do skraju łóŜka.
Oparł się o nie wolną ręką i odnalazł pistolet, który wpadł między materac a
ramę. Miał bardzo mało sił i choć wiedział, Ŝe to moŜe oznaczać jego koniec, odjął
dłoń od piersi i pochwyciwszy pistolet w obie ręce, oparty o łóŜko, wycelował w
okno, a potem pociągnął za spust.
Huk wystrzału odbił się echem od ścian. Piętro niŜej ludzie zaczęli krzyczeć,
usłyszał teŜ dudnienie stóp na schodach. Nie wiedział, czy wezwał pomoc, czy
morderców. Zresztą w tym momencie było mu to dość obojętne.
Mgła stawała się coraz gęstsza, pokonując jego wolę walki i odbierając siły,
aŜ wreszcie wessała go niczym czarna chmura.
1
- Michaelu, dlaczego chcesz się ze mną oŜenić?
Natychmiast poŜałowała, Ŝe zadała to pytanie. Wiedziała przecieŜ, Ŝe mu
odmówi. A teraz musi udać, Ŝe interesuje ją odpowiedź.
- KsiąŜę - poprawił ją automatycznie. - PoniewaŜ, lady Rosamundo, uwaŜam,
Ŝe będzie z ciebie doskonała księŜna.
Doskonała księŜna. Ta nazwa ją prześladuje. Tak nazywają ją w gazetach,
odkąd ksiąŜę małego państewka Kolnbourg uczynił ją obiektem swojego
zainteresowania. Najbardziej przygnębiał ją fakt, Ŝe prawdopodobnie istotnie
byłaby doskonałą księŜną.
Jest przecieŜ córką księcia. Wychowała się w luksusie. Od dnia urodzin
uczono ją wszystkiego, co powinna wiedzieć i umieć dama, wszystkiego, czego
wymaga się od Ŝony dŜentelmena z jej sfery. Nigdy nie chodziła do szkoły, nigdy
Strona 4
w nikim się nie kochała, nie całowała się z chłopcami ani nie przeŜywała innych
przygód dostępnych zwyczajnym dziewczętom w jej wieku.
Gdyby urodziła się chłopcem, jej Ŝycie wyglądałoby zupełnie inaczej. Miała
dwóch braci, starszego Caspara i trzy lata od niej młodszego Justina. JakiŜ oni
wiedli ekscytujący Ŝywot.
PodróŜe, wojaczka, a takŜe inne zajęcia, o których nie powinna wiedzieć…
La contessa, tak wszyscy nazywają ostatnią kochankę Caspara, ekskluzywną
kurtyzanę o temperamencie tygrysicy.
Uśmiech znikł z twarzy Rosamundy. Kobieta z tak wielkim temperamentem
nie mogłaby być córka księcia, natomiast Rosamundę wychowano na osobę
uprzejmą, doskonale znającą zasady protokołu, o nieskazitelnych manierach.
Zawsze wiedziała, które miejsce przy stole ma zająć, komu się ukłonić, a komu nie.
Była mistrzynią pogawędki towarzyskiej, oprócz chwil, gdy odpływała gdzieś
myślami, tak jak teraz, i zapominała, gdzie się znajduje. Gdyby miała opisać siebie
jednym słowem, uŜyłaby określenia… słodka.
Słodka. To słowo tkwiło jej w umyśle od czasu balu u lady Townsend, gdzie
podsłuchała kilka młodszych kobiet opisujących jej charakter. Chyba nikt nie
mógłby jej nie lubić, powiedziała któraś, bo jest słodka jak marcepan. I roześmiały
się.
O matce Rosamundy nikt by tak nie powiedział. Elizabeth Devere miała
zdecydowanie zbyt mało cierpliwości, zwłaszcza gdy w grę wchodziły więzy, jakie
nakładała na nią wysoka pozycja, poza tym nie widziała powodu, aby ulegać im
słuŜalczo. Skończyło się to dla niej tragicznie. Ignorując zasady, wybrała się
samotnie na konną przejaŜdŜkę i przy skoku przez płot spadła z konia. Sam upadek
by jej nie zabił, ale niestety odnaleziono ją dopiero następnego dnia. Dostała
gorączki i cicho zeszła z tego świata.
MoŜe gdyby Elizabeth nadal Ŝyła, jej mąŜ, ojciec Rosamundy, owładnięty
Ŝalem, nie wychowywałby córki tak surowo. Poza tym gdyby matka Ŝyła,
Rosamunda z pewnością nie czułaby się teraz taka niespokojna.
Elizabeth Devere zmarła przed dwudziestu laty, jednak Rosamunda nadal za
nią tęskniła. Zastanawiała się, co matka pomyślałaby o niej, gdyby ją teraz
zobaczyła.
- Lady Rosamundo?
Och, znowu to samo. Znowu zapomniała, gdzie jest.
Strona 5
Spojrzała na księcia Michaela i westchnęła, myśląc przy tym, Ŝe naprawdę
coś jest z nią nie tak. KsiąŜę Michael to wysoki, ciemnowłosy i przystojny
męŜczyzna. Jest posiadaczem tytułu i całe legiony kobiet próbowały zaciągnąć go
do ołtarza. Dlaczego więc ten wymarzony męŜczyzna wcale jej nie pociąga?
MoŜe dlatego, Ŝe ona takŜe jest wysoka, ciemnowłosa, piękna oraz
utytułowana. Na dodatek jest majętna, no i niegłupia. Nie trzeba zresztą wiele
inteligencji, by zrozumieć, Ŝe właśnie z tych powodów ksiąŜę Michael postanowił
się do niej zalecać. Tymczasem ona w przyszłym miesiącu skończy dwadzieścia
siedem lat i ojciec bardzo pragnie, by przyjęła wreszcie oświadczyny któregoś z
zalotników.
Rosamunda jednak marzyła o kochanku, a nie zalotniku, o męŜczyźnie, który
pokochałby ją za to, jaka jest naprawdę. Z doświadczenia wiedziała, Ŝe zalotnicy są
jak księgowi -przed rozpoczęciem zalotów robią spis aktywów.
Michael, ksiąŜę Michael, bez wątpienia zalicza się do grona zalotników. Jest
dopiero czwarty w kolejce do tronu i nie ma grosza przy duszy - tragiczny zbieg
okoliczności, zwaŜywszy na jego wyrafinowane gusta. MałŜeństwo z Rosamunda
rozwiązałoby wszystkie jego problemy.
Znajdowali się w cieplarni w Twickenham House, posiadłości księcia
połoŜonej niedaleko Londynu. Rosamunda, by stworzyć odpowiedni nastrój, przez
chwilę wyglądała przez okno. Jesień w rozkwicie upstrzyła drzewa tysiącem barw.
- Jestem Angielką - rzekła wreszcie. - Nigdy nie będę szczęśliwa, Ŝyjąc na
obcej ziemi.
Spojrzała przez ramię i stwierdziła, Ŝe ksiąŜę spogląda na zegarek.
Najwyraźniej nudziła go tak samo, jak on ją. Nie była zaskoczona: lady
Rosamunda Devere jest przecieŜ klasyczną nudziarą. Jako córka księcia była
wychowywana na kobietę przede wszystkim słodką. Słodką jak marcepan. No i
taką właśnie Ŝonę chciał mieć ksiąŜę Michael.
Doskonała księŜna, słodziutka i uprzejma, na którą moŜna liczyć, wiedząc,
Ŝe nigdy nie popełni błędu, nie powie nic zdroŜnego i Ŝadna oryginalna myśl nie
wpadnie jej do głowy.
NiezraŜony ksiąŜę Michael wsunął zegarek do wewnętrznej kieszeni i posłał
jej zachęcający uśmiech.
- Nie mam nic przeciwko temu, byś po naszym ślubie została w Anglii -
stwierdził. - MoŜe nawet sam zdecyduję się tu zamieszkać na stałe. Podoba mi się
Strona 6
tutejszy klimat.
Tak jak tutejsze aktoreczki, pomyślała Rosamunda, ale tego nie powinna
przecieŜ wiedzieć. Teraz ona posłała księciu zachęcający uśmiech.
- To kuszące, ale…
- Tak?
- No cóŜ, Wasza Wysokość, nie potrafisz grać w szachy. Widzisz, ksiąŜę,
nigdy nie wyszłabym za kogoś, kto nie gra w szachy.
Lady Calliope Tracey z hukiem odstawiła filiŜankę.
- Szachy? - powtórzyła. - Co z tym wszystkim mają wspólnego szachy?
Rosamunda popatrzyła na przyjaciółkę znad krawędzi filiŜanki.
Zeszłego wieczoru pojawiła się w Clarendon, gdzie zazwyczaj się
zatrzymywała, gdy odwiedzała miasto w celu poczynienia zakupów lub gdy chciała
uciec przed gniewem ojca. KsiąŜę nie był zachwycony, kiedy mu powiedziała, Ŝe
odrzuciła oświadczyny księcia Michaela. Nastąpiła awantura, jeśli moŜna tak
nazwać to, Ŝe ktoś wrzeszczy i rzuca się na innych. Nawet braciom się dostało.
Wyszło na to, Ŝe ksiąŜę wychował trójkę niewdzięczników. śadne jeszcze nie
wstąpiło w związek małŜeński, co groziło wymarciem rodu. I co wtedy?
Rosamunda i bracia jak zawsze spokojnie wysłuchali ojca, po czym uciekli
do zajęć, które im odpowiadały. Justin do uganiania się za spódniczkami,
przejaŜdŜkami powozem, pojedynkami, hazardem lub szwendaniem się z
przyjaciółmi. Caspara interesowała wyłącznie la contessa. Córka księcia nie miała
właściwie dokąd uciec, ale zawsze mogła liczyć na swoją jedyną przyjaciółkę,
która chętnie wysłuchiwała jej zwierzeń. Tak więc Rosamunda znalazła się w
jadalni w domu Callie przy Manchester Square.
To, Ŝe Rosamunda przyjaźniła się tylko z jedną osobą, wynikało właśnie z jej
pozycji, z faktu, Ŝe jest córką księcia. Wprawdzie miała całe legiony znajomych
Strona 7
obojga płci, ale nie byli to przyjaciele. Ludzie bali się jej i jej statusu i przez to
traktowali ją tak uniŜenie, Ŝe najczęściej chciało jej się wyć z wściekłości. Nigdy
się jej nie sprzeciwiali i akceptowali wszystko, co zaproponowała. To było takie
nudne.
Callie naleŜała do wyjątków. Jej ojciec, wdowiec, słuŜył u księcia jako
kamerdyner. Pojawił się wraz z córką w zamku Devere, głównej posiadłości księcia
Romsey, niedługo po tragicznej śmierci matki Rosamundy. Dziewczynki znały się
więc od dzieciństwa. Razem teŜ się kształciły, ale nie w szkole, tylko pod
kierunkiem guwernantek Rosamundy. Taki układ pasował zarówno księciu, jak i
jego kamerdynerowi, którego w innym wypadku nie byłoby stać na tak kosztowne
kształcenie córki. KsiąŜę teŜ był zadowolony, poniewaŜ Rosamunda miała dzięki
temu towarzystwo.
Choć na początku załoŜono, Ŝe obie dziewczynki będą traktowane
jednakowo, w rzeczywistości było inaczej: Callie zawsze miała więcej swobody niŜ
Rosamunda.
Potem Callie wyszła za mąŜ i wyprowadziła się z zamku, dla Rosamundy zaś
nastał czas przyzwoitek, w większości starych panien. Dopiero jakieś dwa miesiące
temu ksiąŜę wreszcie ustąpił i zgodził się przyjąć na towarzyszkę córki osobę w jej
wieku, pannę Prudence Dryden. JednakŜe jej obecność nie odmieniła Ŝycia
Rosamundy tak, jak ta tego pragnęła. Panna Dryden była osobą zamkniętą,
podobnie jak Rosamunda, więc obie panie, choć uprzejme dla siebie, były sobie w
gruncie rzeczy obce.
- Ros? - Callie walnęła otwartą dłonią w blat stołu, by przywołać
przyjaciółkę do rzeczywistości. - Halo? Halo?
Rosamunda zamrugała.
- Co?
- Dokąd odpływasz, kiedy na twojej twarzy pojawia się ten wyraz zadumy?
O czym myślisz?
- Myślałam o tym, Ŝe zwykłe dziewczęta mają łatwiejsze Ŝycie i więcej
moŜliwości. Mogą robić to, na co mają ochotę, i chodzić tam, gdzie chcą.
ChociaŜby ty.
Callie roześmiała się.
- Gadasz głupstwa - sarknęła. - Smutna prawda brzmi tak, Ŝe Ŝadnej kobiecie
nie jest lekko. JuŜ od urodzenia jesteśmy przywiązane do jakiegoś męŜczyzny,
Strona 8
najpierw do ojca, a potem do męŜa lub brata. Dopiero kiedy kobieta zostaje
wdową, staje się prawdziwie wolna. Powinnaś pójść za moim przykładem.
Rosamunda uśmiechnęła się. Callie nieustannie Ŝartuje, Ŝe Ŝycie dla kobiety
zaczyna się dopiero wtedy, gdy owdowieje, co zresztą w jej przypadku było
prawdą. Po śmierci męŜa tyrana, który, spity na umór, udusił się własnymi
wymiocinami, Callie zamieszkała z jego bratem przy Manchester Square, gdzie
odnalazła swoje prawdziwe powołanie - zarządzanie domostwem Charlesa
Traceya. Okazała się wspaniałą gospodynią, zabawną i gościnną. Wszyscy chcieli
być zapraszani na urządzane przez nią przyjęcia i ją takŜe wszędzie zapraszano.
Nie brakowało jej teŜ kochanków.
Zdaniem Rosamundy, Callie naleŜała do kobiet, które bardzo podobają się
męŜczyznom. Zwłaszcza jej duŜe orzechowe oczy i ciemnokasztanowe włosy,
które w naturalny sposób kręciły się i okalały jej twarz. Poza tym była tak drobna i
zgrabna jak porcelanowa figurka. Nie zdarzyło się, by Callie wychodziła z powozu
bez asysty jakiegoś męŜczyzny, by sama niosła pudło na kapelusze albo podniosła
chusteczkę, która jej upadła. Oczywiście nie liczyła na te uprzejmości. MęŜczyźni
po prostu pragnęli jej usługiwać, sądząc, Ŝe jest taka delikatna i bezbronna. Nic
bardziej mylnego.
Co prawda męŜczyźni z taką samą uprzejmością traktowali Rosamundę, ale
tylko dlatego, Ŝe chcieli przypodobać się jej ojcu. Jedyne chwile, gdy czuła się w
miarę drobna, zdarzały się w obecności ojca i braci. No i w obecności Prudence,
poniewaŜ przyzwoitka była tego samego wzrostu co ona.
- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytała Callie.
- Myślałam o księciu Michaelu. Jedyna jego zaleta, Ŝe jest ode mnie wyŜszy.
- Nadal mi nie wytłumaczyłaś, o co chodzi z tymi szachami. Co
odpowiedział na twoją uwagę, Ŝe nigdy nie wyjdziesz za męŜczyznę, który nie gra
w szachy?
- Nie za tego, który nie gra w szachy, tylko który nie potrafi w nie grać. To
róŜnica. A co mógł powiedzieć? Widzisz, wygrałam z nim partię. Gdyby nie
spoglądał na zegarek, potraktowałabym go łagodniej. Ale poniewaŜ był taki
arogancki, więc ja teŜ byłam w stosunku do niego obcesowa. - Widząc pytające
spojrzenie przyjaciółki, Rosamunda pospieszyła z dalszymi wyjaśnieniami: - On
gra w szachy. UwaŜa się wręcz za eksperta. Ale dałam mu do zrozumienia, Ŝe nie
jest dla mnie odpowiedni.
- A potem co się stało?
Strona 9
- Podskoczył na równe nogi i wybiegł z pokoju jak wystrzelony z procy.
Callie przez chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w przyjaciółkę, aŜ
wreszcie wybuchnęła śmiechem. Po chwili powiedziała:
- Wy, szachiści, jesteście naprawdę dziwnymi ludźmi. Nigdy nie miałam do
tej gry cierpliwości.
- Tak, pamiętam.
Nastąpiła chwila milczenia, w czasie której Callie ponownie napełniła
filiŜanki. Nie patrząc na Rosamundę, rzekła:
- Cała ta rozmowa o zwykłych dziewczynach zdaje się wskazywać na to, Ŝe
w końcu zaczynasz się zastanawiać nad posiadaniem własnego domu.
- Rzeczywiście o tym myślałam, ale nie wiem, co by mi z tego przyszło. Nie
przeprowadzę się bez ojca i braci, a nawet gdybym to zrobiła, odwiedzaliby mnie
tak często, Ŝe w zasadzie nie byłoby Ŝadnej róŜnicy.
Callie westchnęła.
- Zapewne masz rację. Twój ojciec i bracia są zbyt opiekuńczy. Gdyby byli
moimi krewnymi, chyba bym zastrzeliła ich albo siebie. Na szczęście moi krewni
płci męskiej wiedzą, Ŝe muszą trzymać się ode mnie na dystans, oprócz Charlesa,
oczywiście, ale on jest taki kochany. Nigdy nie Ŝałowałam tego, Ŝe zgodziłam się z
nim zamieszkać.
Rosamunda wcale w to nie wątpiła. Oprócz Charlesa z Callie pod jednym
dachem mieszkała jeszcze jej niezamęŜna ciotka, Frances, ale to Callie praktycznie
prowadziła dom. Wyglądało teŜ na to, Ŝe rządziła takŜe Charlesem, który, zdaniem
księcia, dobrze by zrobił, gdyby o wiele częściej potrafił się zdobyć na mocne
tupnięcie nogą.
Callie nagle zapytała:
- Gdzie jest twoja opiekunka, panna… jak jej tam?
- Panna Dryden - rzekła Rosamunda, nieco poirytowana faktem, Ŝe przez
całe dwa miesiące Callie nie zadała sobie trudu, aby zapamiętać imię jej
przyzwoitki. - Przeziębiła się i leŜy w łóŜku.
- Jestem zaskoczona, Ŝe ojciec pozwolił ci podróŜować samej. - Callie dopiła
herbatę i odstawiła filiŜankę na spodek. - Choć z panny Dryden tak naprawdę
Ŝadna opiekunka. Jest taka mdła.
Strona 10
- Powściągliwa - poprawiła ją gniewnie Rosamunda. - Panna Dryden jest
powściągliwa, a nie mdła. A ja wcale nie podróŜuję sama. Przyjechałam powozem
papy z pełną asystą, jest woźnica i forysie, wszyscy uzbrojeni po zęby. A teraz, gdy
siedzę tutaj, ty moŜesz być moją opiekunką.
Callie oparła brodę na złączonych dłoniach.
- Wiesz, Ros - zaczęła - na twoim miejscu wyszłabym za mąŜ. Nie, nie,
posłuchaj mnie do końca. To mogłoby być idealne rozwiązanie. MoŜe pospieszyłaś
się z odrzuceniem księcia Michaela. To, co o nim słyszałam, pozwala
przypuszczać, Ŝe byłby z niego idealny mąŜ. - Oczy Callie rozbłysły rozbawieniem.
- OŜeniłby się z tobą i od razu by o tobie zapomniał. Mogłabyś wtedy chodzić
wszędzie, gdzie byś chciała. śadnych zakazów. CzegóŜ więcej moŜe pragnąć
kobieta?
- A co z wymarzonym męŜczyzną? - odparła sucho Rosamunda.
- Wymarzonym męŜczyzną? - Callie roześmiała się. - Ros, taki ktoś nie
istnieje. Gdyby tak było, juŜ byś go spotkała.
- Chwileczkę! Jeszcze nie jestem starą panną.
Callie oparła się o krzesło i uwaŜnie przyjrzała się zagniewanej twarzy
przyjaciółki. W końcu rzekła:
- Zamieniam się w słuch. Opisz mi tę romantyczną postać, która moŜe
uczynić to, czego nie udało się dokonać nikomu innemu, czyli zaprowadzić cię do
ołtarza.
Rosamunda spojrzała w dół na fusy w filiŜance, jakby była wróŜką.
Pojedynczy listek wypłynął na wierzch. Palcem wskazującym pchnęła go w dół, ale
po chwili znowu wypłynął.
- Do diaska - syknęła. - Nie mogę się go pozbyć.
- Kogo? - zapytała Callie z rozbawieniem.
- Ciemnowłosego, wysokiego i przystojnego.
- No, mam nadzieję, Ŝe jest wysoki. Kobieta tańcząca z partnerem
sięgającym jej do brody to okropnie śmieszny widok. Co jeszcze?
Rosamunda z uwagą odstawiła filiŜankę i uśmiechnęła się słodko.
- No więc - zaczęła - byłby dokładnie taki jak ty, Callie, wiesz, odwaŜny,
Strona 11
czasami niemal arogancki. Nie musiałabym się zastanawiać, co naprawdę myśli,
poniewaŜ mówiłby mi wszystko prosto z mostu. Nie traktowałby mnie jak córki
księcia. Nie obchodziłby go mój majątek. Sprzeciwiałby mi się na kaŜdym kroku.
Nie starałby się przypodobać mojemu ojcu i braciom i gdyby go zezłościli, kazałby
im iść do diabła. I…
- I?
- I przy grze w karty lub szachy nie obraŜałby się tylko dlatego, Ŝe pokonała
go kobieta.
Callie wybuchnęła śmiechem.
- Zdaje się, Ŝe naprawdę mówisz powaŜnie.
- O tak. Ale poniewaŜ ten męŜczyzna jeszcze się nie pojawił, muszę
zadowolić się twoim towarzystwem. Więc powiedz mi, co zamierzasz dzisiaj robić.
Callie poprawiła zapięcie złotej bransoletki.
- Obawiam się, Ŝe przez godzinę lub dwie będziesz musiała zająć się sama
sobą. Jestem umówiona i nie mogę się spóźnić. - Podniosła wzrok i uśmiechnęła
się. - Zabrałabym cię, ale twój ojciec wpadłby w szał, gdyby się o tym dowiedział.
Rosamunda poczuła przypływ irytacji.
- Wydawało mi się, Ŝe lepiej znasz mojego ojca. Szczeka groźniej, niŜ
gryzie. Gdybym przejmowała się jego wybuchami, przyjęłabym przecieŜ
oświadczyny księcia, nieprawdaŜ? Pozwól więc, Ŝe sama się będę martwiła o ojca,
i powiedz, dokąd idziemy.
Callie potrząsnęła głową.
- Nie. PowaŜnie mówiąc, sądzę, Ŝe nie jest to miejsce, w którym dobrze byś
się czuła.
- Pozwól, Ŝe ja to osądzę.
- Dobrze. Wybieram się do Newgate.
- Newgate? Tego Newgate?
- Tak. Do więzienia.
Rosamunda natychmiast zobaczyła oczyma wyobraźni przeraŜającą scenę
egzekucji. Spojrzała ostro na przyjaciółkę. To typowe dla Callie. Od dawana
Strona 12
uchodzi za osobę oryginalną, kogoś, kto wejdzie w pakt z diabłem dla samego
dreszczyku podniecenia. Między innymi dlatego ma takie powodzenie, Ŝe zna
mnóstwo szokujących historyjek, którymi zdumiewa słuchaczy. Callie na pewno
nie jest nudna. Bywa na balach maskowych, o których damy nie powinny nawet
wiedzieć. Leciała balonem. Ale publiczna egzekucja? Tego juŜ za wiele.
Delikatne brwi Callie uniosły się.
- Nie wiem, co ci chodzi po głowie, ale jestem pewna, Ŝe się mylisz. To akt
litości.
Wstała, podeszła do komody, wzięła gazetę i podała Rosamundzie.
- Strona tytułowa, Richard Maitland - powiedziała. - Rozprawa ciągnęła się
przez cały tydzień. Musiałaś o niej słyszeć. Uznano go za winnego i skazano na
powieszenie.
Rosamunda zerknęła na gazetę.
- Czy to nie on zamordował pokojówkę w gospodzie George i Dragon?
Chyba była jego kochanką?
Callie pokręciła głową.
- Maitland zaprzecza, Ŝe była jego kochanką. Utrzymuje, Ŝe się tylko
przyjaźnili. Jej ojciec słuŜył pod jego dowództwem w Hiszpanii, a po jego śmierci
dziewczyna poprosiła Maitlanda o pomoc. Powiedział, Ŝe kiedy wszedł do pokoju,
była juŜ martwa i Ŝe wtedy zaatakował go jeden z zabójców.
- Zabójców?
- Chłopiec i jakiś męŜczyzna. Nie czytałaś gazet?
- Czytałam, ale nie pamiętam szczegółów.
Callie westchnęła z irytacją.
- W spisku brał udział jakiś chłopiec. Zwabił Maitlanda do pokoju panny
Rider, gdzie za drzwiami krył się prawdziwy zabójca.
- Myślałam, Ŝe to była zbrodnia w afekcie. Czy nie tak twierdził prokurator?
Chciała go zostawić dla innego. Tak mówią świadkowie.
Callie jeszcze raz westchnęła.
- O tak, świadkowie, jeśli moŜna barmankę i sprzątaczki nazwać
Strona 13
wiarygodnymi świadkami.
Czasami, tak jak teraz, Callie potrafiła być ogromnie irytująca. Gdy się przy
czymś uprze, przywoła cokolwiek, co tylko potwierdzi jej punkt widzenia.
Rosamunda czytała w gazetach o rozprawie, ale niezbyt uwaŜnie, poniewaŜ
bardziej interesowały ją wzmianki dotyczące jej zaręczyn z księciem. Pamiętała
jednak, Ŝe Richard Maitland jest bez wątpienia winny.
- Barmanki i sprzątaczki - powtórzyła. - Tacy ludzie są równie godni
szacunku jak inni, a poza tym ława przysięgłych im uwierzyła.
- Ha! W tej zgrai nie było nic szacownego. Wystarczyło na nich popatrzeć.
Tak, byłam na rozprawie. Nie przepuściłam ani jednego dnia.
Rosamunda wcale nie była zdziwiona tą informacją. Wiele pań uchodzących
za nowoczesne, zwłaszcza tych odwaŜniejszych, często uczestniczyło w podobnych
wydarzeniach, a przecieŜ Callie jest odwaŜna jak mało kto.
- Dlaczego świadkowie mieliby kłamać? - zapytała po chwili zastanowienia.
- MoŜe ktoś ich przekupił. A moŜe boją się ujawnić prawdę. Maitland mówił,
Ŝe ma groźnych wrogów.
Rosamunda pokręciła głową.
- Co? - zaciekawiła się Callie.
- Dlaczego wierzysz, Ŝe ten człowiek jest niewinny?
- Bo jest oficerem i dŜentelmenem. Zajmował wysokie stanowisko w
SłuŜbach Specjalnych. Był szefem personelu. Wierzę mu bardziej niŜ barmankom i
sprzątaczkom. I zamierzam mu to powiedzieć prosto w oczy. Och, nie patrz na
mnie z takim przeraŜeniem. Będzie zakuty w kajdanki. Nic nam nie grozi.
Rosamunda za mało znała całą sprawę, Ŝeby się spierać, a poza tym
wiedziała, Ŝe kiedy Callie jest do czegoś przekonana, nic tego nie zmieni.
- Jakim nam? - zapytała.
- Och, ja i ciotka Fran. A na miejscu spotkamy się z Charlesem. Sama więc
widzisz, Ŝe będę miała dobrą obstawę.
Rosamundzie przyszło nagle na myśl, Ŝe chyba po raz pierwszy chciałaby,
aby Charles wreszcie mocno tupnął nogą, choć bratowa i tak zapewne by go nie
posłuchała.
Strona 14
Callie przez chwilę przyglądała się przyjaciółce, po czym lekko westchnęła.
- Posłuchaj, Ros - rzekła. - Po prostu Ŝal mi tego człowieka. Opuścili go
wszyscy przyjaciele. Chcę, Ŝeby wiedział, Ŝe ktoś w niego wierzy. Zamierzam mu
urządzić królewskie poŜegnanie, szampan, pieczona kaczka, trufle, i tym podobne
rzeczy. Nie rób takiej przestraszonej miny. MoŜe nie zgodzić się na widzenie ze
mną. Wtedy po prostu zostawię mu ten koszyk z jedzeniem.
Nastąpiła chwila ciszy, ale zaraz Callie przerwała ją pytaniem:
- A moŜe poznałaś Maitlanda, kiedy byłaś w Lizbonie?
- A Maitland był w Lizbonie?
- Spędził tam całą kampanię hiszpańską. Jego akta z czasów wojny są
krystalicznie czyste. Pisali o tym w gazetach.
- Nie, nigdy go nie spotkałam. Ale to nic dziwnego. Byliśmy z ojcem gośćmi
ambasadora. Spotykałam tylko Ŝołnierzy wysokich rangą.
Callie podniosła się.
- Jeśli przed wyjściem chcesz się odświeŜyć, pokój lawendowy jest wolny.
Spotkamy się tu znowu za jakieś pół godziny. Jeśli nie zechcesz ze mną iść, nie
obraŜę się. Wiem, jak nieprzyjemny potrafi być twój ojciec, kiedy zapominasz, Ŝe
jesteś córką księcia. Czuj się tu jak u siebie. Wracamy za godzinę.
Rosamunda rozparła się w krześle, czego nigdy by uczyniła w obecności
kogokolwiek innego. Przyszło jej do głowy, Ŝe Callie często budzi w niej uczucie
przekory. Spojrzała na gazetę. Po chwili sięgnęła po nią i potrząsnęła tak mocno, Ŝe
o mało jej nie podarła. Widniała na niej data 28 sierpnia 1816 roku. Zaczęła czytać.
Maitland winny! Skazany na powieszenie!
Pułkownik Richard Maitland, szef personelu SłuŜb Specjalnych, został
dzisiaj uznany przez sąd przy Old Bailey za winnego zamordowania panny
Lucielle Rider. Spodziewano się, Ŝe ława przysięgłych potraktuje oskarŜonego
łagodniej ze względu na jego zasługi z okresu wojny, ale Ŝadna taka propozycja nie
została sądowi przedłoŜona. Przed wygłoszeniem wyroku sędzia Robarts stwierdził,
Ŝe zbrodnia była wyjątkowo brutalna oraz Ŝe zbrodnie dokonane w afekcie nie
powinny być w cywilizowanym kraju tolerowane. Następnie ogłosił wyrok śmierci.
Wyraz twarzy Maitlanda przez cały czas przewodu pozostawał
niezmieniony, a przy wygłaszaniu wyroku na sali sądowej panowała niczym
Strona 15
niezmącona cisza. Pułkownika Maitlanda, i który od początku twierdził, Ŝe jest
niewinny, wyprowadzono z sali skutego łańcuchami.
Przed gmachem sadu stało wiele osób. Publika przyjęła werdykt z wielką
satysfakcją. PrzewaŜała opinia, Ŝe nikt nie jest poza prawem i człowiek z taką
pozycją jak Maitland, który przysięgał bronić prawa, powinien być tym surowiej
ukarany. Ludzie wyraŜali współczucie dla ofiary, pokojówki z hotelu, w którym
popełniono zbrodnię. Do wyroku doszło głównie dzięki zeznaniom znajomych
panny Rider. Choć Maitland twierdził, Ŝe z ofiarą nie łączyły go Ŝadne bliskie
relacje, zeznania świadków, utrzymujących co innego, podwaŜyły jego obronę.
Wysoki urzędnik SłuŜb Specjalnych, który pragnie pozostać anonimowy,
twierdzi, Ŝe pułkownik jest człowiekiem ogromnie skrytym i Ŝe rządził swoim
wydziałem Ŝelazną ręką. Zapytany o plotki na temat brutalnych i nietypowych
metod pracy Maitlanda, urzędnik ów odmówił wszelkiego komentarza.
Wykonanie wyroku ustalono na dzień 30 sierpnia na ósmą rano poza
więzieniem Newgate.
Rosamunda jeszcze raz przeczytała artykuł, po czym odłoŜyła gazetę. Ani
jedno słowo nie wzbudziło jej sympatii dla Richarda Maitlanda. Wielu Ŝołnierzy
moŜe się poszczycić wspaniałym przebiegiem słuŜby, ale to nie jest
usprawiedliwienie dla morderstwa. O Maitlandzie nie wypowiadali się pozytywnie
nawet jego koledzy z pracy.
Przypomniała sobie, Ŝe oskarŜony w trakcie obrony twierdził, iŜ cała sprawa
jest wyreŜyserowana przez jego wrogów. W rzeczywistości celem był on, a nie
panna Rider. Zabili ją, chcąc, by zbrodnia, wyglądająca na morderstwo dokonane w
afekcie, obciąŜyła Maitlanda, a nie ich. Potem mordercy zaatakowali takŜe jego i
zostawili, by wykrwawił się na śmierć. Niestety, prokurator wezwał biegłego
lekarza, który orzekł, iŜ rana Maitlanda jest powierzchowna i nie zagraŜa jego
Ŝyciu. OskarŜyciel stwierdził, Ŝe Maitland zadał ją sobie sam, aby przekonać sąd o
swojej niewinności. NóŜ wyrzucił przez okno, ale go znaleziono, dzięki czemu
oszustwo się wydało.
Na myśl o tym, Ŝe egzekucja skazanego ma odbyć się., następnego dnia rano,
Rosamunda wstrząsnął dreszcz współczucia. Akt litości…
Gdyby ojciec wiedział, Ŝe zamierza wybrać się do Newgate, stanowczo by
jej tego zabronił. Z drugiej strony ma juŜ swoje lata, a Ŝycie przechodzi jej obok
nosa.
Strona 16
Długo siedziała i rozmyślała, co ma zrobić. W końcu, po podjęciu decyzji,
wstała i poszła do lawendowego pokoju.
Rozdział 2
Wiele by moŜna mówić o prawie angielskim, lecz jedno trzeba stwierdzić z
całą pewnością: działa szybko, pomyślał Richard Maitland. Wystarczył tydzień na
oskarŜenie go o morderstwo, przeprowadzenie rozprawy i skazanie na powieszenie.
Co nastąpi jutro. Nawet nie miał czasu zaplanować ucieczki.
Rozciągnął się na twardej pryczy i przeniósł wzrok ku okratowanemu
okienku usytuowanemu wysoko w ścianie, za wysoko, by przez nie wyjrzeć. Trzy
piętra niŜej znajdowała się sala odwiedzin, ale przez zamknięte okienko do celi nie
docierał Ŝaden dźwięk. Nic nie widać, nie słychać, mało powietrza i w dodatku, do
diaska, mało światła. Człowiekowi zamkniętemu w takiej celi nie pozostaje nic
innego, jak tylko zastanawiać się nad swoim Ŝyciem lub oszaleć.
Richard nie po raz pierwszy oczekiwał na egzekucję. W Hiszpanii,
przyłapany na szpiegowaniu, dostał się w ręce wroga. Mógł wtedy zawisnąć i
wcale by się nie skarŜył, bo taka śmierć okryłaby go chwałą. Walczył w imieniu
króla i ojczyzny. Jednak stryczek za zbrodnię, której się nie popełniło, to Ŝadna
chwała.
W Hiszpanii z opresji wyratowała go kawaleria. Gdzie ona się teraz, do
diabła, podziewa?
Spróbował usiąść i skrzywił się z bólu. Wprawdzie rana w piersi się goiła,
ale Newgate to nie jest najlepsze miejsce na kurację, o warunkach sanitarnych nie
wspominając. Cieszył się, Ŝe nie doszło do zakaŜenia krwi. Dyrekcja więzienia teŜ
niespecjalnie dbała o stan zdrowia skazańca. Młody lekarz, który badał Richarda z
rana, zaŜartował, Ŝe jedynym potrzebnym mu lekarstwem jest długi odpoczynek.
Będzie miał całą wieczność na śmianie się z tego Ŝarciku, jeśli szybko się stąd nie
Strona 17
wydostanie. A kiedy znajdzie się na wolności, przywróci swoje dobre imię i dowie
się, kto naprawdę zamordował Lucy Rider.
Nie mógł myśleć o tej dziewczynie, bo natychmiast ogarniała go wściekłość.
A na myślenie czasu mu nie brakowało i w końcu, nieco zbyt późno, zdał sobie
sprawę, Ŝe Lucy musiała uczestniczyć w spisku przeciwko niemu. Nie wierzył
jednak, by rozumiała, w co się pakuje. Dla jego wrogów była tylko przynętą,
poświęconą dla większego zysku. Richard wyrzucał sobie swoją ślepotę. Gdyby nie
ona, być moŜe potrafiłby zapobiec śmierci Lucy.
Nie mógł uwierzyć, Ŝe był aŜ tak głupi. Zaufał jej. On, Richard Maitland,
który na palcach jednej ręki moŜe policzyć ludzi, którym ufa. Policzył ich na
palcach prawej ręki: Harper, Hugh Templar i jego Ŝona Abbie, Jason Radley…
Zatrzymał się. To cztery osoby. Po chwili zastanowienia dodał siebie.
Ze zdumieniem stwierdził, Ŝe się uśmiecha, choć w tych okolicznościach
naprawdę nie powinno mu być do śmiechu. Jedyną rozrywkę, odrywającą go od
ponurych myśli i nudy, stanowiły odwiedziny osób, które przychodziły się z nim
poŜegnać.
Ale to nie byli przyjaciele. Tych wręcz przestrzegł, by trzymali się od niego
z daleka, i to nie tylko od Newgate, ale teŜ od całej rozprawy. To samo przekazał
rodzicom. Nie chciał naraŜać ich na długą podróŜ z Aberdeen do Londynu tylko po
to, by zobaczyli go w tym stanie. Wiedział, jak sprawy się potoczą. Wiedział, Ŝe
zostanie uznany za winnego i nie zamierzał pokornie godzić się z losem. A gdyby
udało mu się zbiec, kaŜda osoba, która się do niego zbliŜała w czasie pobytu w
więzieniu, natychmiast zostanie oskarŜona o pomoc w ucieczce.
Z samego rana pojawił się u niego Massie, jego zastępca na stanowisku szefa
personelu. Nie był wylewny.
- Wiem, Ŝe jesteś niewinny - stwierdził. - I wiem, Ŝe padłeś ofiarą spisku.
Chcę ci pomóc, więc powiedz, kogo mam szukać.
Richard lubił Massiego. Był dobrym agentem i miał podobne jak on
podejście do pracy. SłuŜba w wywiadzie była ich zawodem. W przeciwieństwie do
wielu kolegów nie posiadali na górze koneksji, które pomagałyby im wspinać się
po drabinie kariery. Wszystko, co osiągnęli, zawdzięczali własnej inteligencji i
cięŜkiej pracy.
Istniała jednak między nimi pewna bardzo znacząca róŜnica: Massie trzymał
się przepisów.
Strona 18
Richard postanowił w nic go nie wtajemniczać. Dobrzy agenci nie zawsze są
tymi, na których wyglądają, a jeśli Massie pracuje dla jego wrogów, propozycja
pomocy mogła być tylko próbą dowiedzenia się, jak wiele Richard wie, tak Ŝeby
spiskowcy zdąŜyli pozacierać ślady.
Pozacierać ślady? O mało nie wybuchnął śmiechem. MęŜczyzna i chłopiec,
którzy rozwiali się we mgle. Tak dobrze zatarli za sobą ślady, Ŝe nie miał pojęcia,
gdzie rozpocząć poszukiwania. Świadkowie nie kłamali na rozprawie. Mówili to,
co rzeczywiście widzieli. Lucy naprawdę dobrze odegrała swoją rolę. To był
spisek. Ale kto się za nim kryje?
Od tej nocy, kiedy zginęła Lucy, starał się odpowiedzieć na to pytanie na
róŜne sposoby, lecz nie znajdował odpowiedzi. I to nie dlatego, Ŝe brakowało mu
podejrzanych. Wręcz przeciwnie, było ich aŜ za wielu.
Nagle usłyszał zgrzyt klucza w zamku i głowa z wraŜenia aŜ mu
podskoczyła. Zaraz teŜ masywne Ŝelazne drzwi otworzyły się powoli. Stanął w
nich umundurowany straŜnik, którego złośliwy wyraz twarzy i zsunięte groźnie
krzaczaste brwi przywodziły na myśl małpę.
- Harper - rzucił Richard i powoli na twarz wypłynął mu uśmiech. - Co tak
długo?
- Czekałem, aŜ pole się oczyści. No, ruszaj tyłek. Nie mamy całego dnia.
SierŜant Harper naleŜał do skromnej grupki ludzi, którym Richard ufał.
Dobrze się składało, poniewaŜ to właśnie Harper pełnił rolę jego ochroniarza.
Zapewne dlatego przemawiał do swojego szefa dość ostrym tonem, bo nie umiał
pogodzić się z faktem, Ŝe człowiek, którego przysiągł strzec, bez słowa załatwia
jakieś swoje prywatne sprawy, które ostatecznie doprowadziły go do więzienia.
Richard i Harper znali się od dawna. W Hiszpanii obydwaj słuŜyli w tajnym
wywiadzie Jego Królewskiej Mości. Nie zawsze pracowali nad tymi samymi
sprawami, ale darzyli się nawzajem ogromnym szacunkiem. Byli towarzyszami
broni i na gruncie prywatnym traktowali się swobodnie. Wprawdzie Harper nieco
swobodniej, niŜ Ŝyczyłby sobie jego szef, ale z sierŜantem lepiej było się nie
sprzeczać. Za zasługi w czasie wojny dostał odznaczenie od samego premiera, o
czym nigdy nie pozwolił Richardowi zapomnieć.
Harper obejrzał się za siebie i stwierdził, Ŝe korytarz jest pusty. Wszedł do
celi.
- Wyswobodzę cię z tych łańcuchów - powiedział. - Ale ich jeszcze nie
Strona 19
zdejmuj.
Teraz, gdy nadszedł moment ucieczki, Richard poczuł przypływ energii.
Kłujący ból w piersi zelŜał; umysł pracował sprawnie, krew krąŜyła szybciej.
Harper rozkuł go, po czym zabrali się do ustalania szczegółów ucieczki.
Harper naprawdę pracował w więzieniu jako straŜnik. Załatwił sobie tę posadę przy
pomocy swoich dość podejrzanych przyjaciół jeszcze przed zakończeniem
rozprawy. Był urodzonym pesymistą i czasami, tak jak w tej sytuacji, wychodziło
mu to na dobre. Zgodnie z pierwszym punktem planu, Richard miał się przebrać w
mundur straŜnika. W tym celu Harper miał go zaprowadzić do łazienki połoŜonej
na końcu korytarza, gdzie ukrył mundur, czapkę i zawinięty w nią nabity pistolet.
Potem musieli zejść trzy piętra niŜej do sali odwiedzin, gdzie mieli udawać
straŜników pilnujących więźniów i odwiedzających ich gości. PoniewaŜ zaraz
potem miała nastąpić zmiana straŜników, Richard i Harper ze starą zmianą mieli
przejść do szatni, znajdującej się za mieszkaniem głównego dozorcy. Od wolności
dzieliłyby ich wtedy juŜ tylko jedne drzwi.
Jednak ten moment był najsłabszym punktem planu. Liczyli na to, Ŝe przy
zamieszaniu wywołanym zmianą straŜy nikt nie zauwaŜy, Ŝe wchodzą do
mieszkania dozorcy, którego zamierzali zmusić siłą, by otworzył im drzwi
prowadzące na wolność.
Naturalnie Harper pomyślał o wszystkim, co mogłoby się nie powieść. Plan
opierał się na załoŜeniu, Ŝe nikt Richarda nie rozpozna. Idąc za radą przyjaciela,
Richard nie zgodził się z rana na golenie, tak więc jego policzki i brodę pokrywał
teraz ciemny zarost. Sprzyjało im takŜe to, Ŝe w Newgate ogólnie było ciemno i
ponuro, jak to w… cóŜ, jak w więzieniu.
- Gotowy? - zapytał Harper. Richard uśmiechnął się.
- Prowadź, MacDuffie.
Kiedy pół godziny po rozstaniu Rosamunda weszła do jadalni, zastała w niej
Strona 20
Charlesa Traceya, pogrąŜonego w gorącej dyspucie z Callie i ciotką Fran.
Wiedziała, Ŝe coś jest nie tak, bo Charles przecieŜ miał się z nimi spotkać w
Newgate.
Dobiegał trzydziestki, był wysoki i szczupły, miał jasne włosy przerzedzone
na skroniach. Rosamunda nigdy za nim specjalnie nie przepadała, być moŜe
dlatego, Ŝe zawsze wydawał się czymś zmartwiony i zły. Nie złościł się tylko nigdy
na Callie, którą wprost uwielbiał. Rosamunda mu współczuła, niemniej godzina
spędzona w jego towarzystwie zawsze wpędzała ją w przygnębienie.
Okazało się, Ŝe Charles zgłasza właśnie swoje wątpliwości co do wyprawy
do Newgate.
- Zbyt wiele złych rzeczy moŜe się tam wydarzyć! - orzekł.
- Nonsens - zaprzeczyła Callie. - Wszystko jest juŜ ustalone. Nie dopuszczę,
Ŝeby taka mała rzecz mnie powstrzymała.
- Taka mała rzecz? - zapytała ze zdziwieniem Rosamunda, poprawiając szal i
podchodząc do nich.
Zapadła cisza. Widziała po twarzach obecnych, Ŝe są zaskoczeni jej
pojawieniem się. Charles pierwszy się otrząsnął.
- Lady Rosamunda - powiedział. - A więc to pani powóz widziałem na
podjeździe.
- Sądziłam, Ŝe postanowiłaś z nami nie jechać - rzuciła Callie.
Rosamunda najpierw odpowiedziała jej szwagrowi.
- Jak się masz, Charles. Miło cię znowu widzieć. - Na jego oficjalny ukłon
tylko lekko skinęła głową. - Nie pamiętam, Ŝebym ci mówiła, Ŝe nie pojadę -
zwróciła się do przyjaciółki. - Ale jeśli odwołaliście wyprawę, nie będę
zawiedziona.
- Niczego nie odwołaliśmy - stwierdziła stanowczo Callie. - Nie pozwolę,
Ŝeby mi przeszkodziła jakaś ciŜba prostaków.
- CiŜba? - Rosamunda spojrzała na Charlesa.
Ten skinął potakująco głową.
- Milicja juŜ rozpędza tłum. Mówimy tu o rozruchach, lady Rosamundo. Na
ulice Londynu wyszło tysiące ludzi. Dowiedzieli się, Ŝe ich petycje nie zostaną