TEN MĘŻCZYZNA 5. JEGO WYZNANIA - JODIELLEN MALPAS
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | TEN MĘŻCZYZNA 5. JEGO WYZNANIA - JODIELLEN MALPAS |
Rozszerzenie: |
TEN MĘŻCZYZNA 5. JEGO WYZNANIA - JODIELLEN MALPAS PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd TEN MĘŻCZYZNA 5. JEGO WYZNANIA - JODIELLEN MALPAS pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. TEN MĘŻCZYZNA 5. JEGO WYZNANIA - JODIELLEN MALPAS Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
TEN MĘŻCZYZNA 5. JEGO WYZNANIA - JODIELLEN MALPAS Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
J O D I E L L E N M A L P A S
s e r i a T e n M ę ż c z y z n a
T o m 1 T e n M ę ż c z y z n a
T o m 2 J e g o K ł a m s t w a
T o m 3 J e g o N a m i ę t n o ś ć
T o m 4 J e g o P o c a ł u n k i
T o m 5 J e g o W y z n a n i a
T o m 6 J e g o P r a w d a
J O D I E L L E N M A L P A S
Ten Mężczyzna
Tom 05
Jego Wyznania
Rozdział 1
Zżera mnie stres. Nie wiem dlaczego, przecież robię, co należy, ale i tak przypominam kłębek nerwów.
Jestem sama. To moje pierwsze dzisiaj chwile samotności. Pewnie zresztą ostatnie. Wypatrywałam tych
kilku momentów, błagałam o nie, pochłonięta otaczającym mnie chaosem. Potrzebowałam pobyć tylko ze
sobą, zastanowić się nad tym wielkim krokiem, który zrobię i zebrać się w sobie. Wiem, że takie chwile
będą od dziś należały do najcenniejszych wyjątków.
Dziś dzień mojego ślubu.
Dzień, w którym oddam się temu mężczyźnie do końca życia. Nie potrzebuję kawałka papieru ani
metalowej opaski na palcu, żeby to poczuć, ale on tak. Dlatego w zaledwie dwa tygodnie po tym, jak
ukląkł przede mną na tarasie Lusso, bierzemy ślub. Siedzę w szlafroku na szezlongu w jednym z
prywatnych apartamentów Rezydencji, tym samym, w którym wiele tygodni temu Jesse mnie zaskoczył, i
próbuję się uspokoić.
Pobieramy się w Rezydencji.
Najważniejszy dzień mojego życia rozegra się w świątyni seksu należącej do mojego Lorda.
Denerwuję się nie tylko dlatego, że jestem panną młodą. Moi rodzice, brat i członkowie dalszej rodziny
wędrują po wiejskiej posiadłości Jessego. Obchodzą budynek i rozpływają się nad jego majestatyczną
wystawnością. Dlatego założyłam pięciokilogramową kłódkę na drzwiach do salonu i milion razy
sprawdziłam, czy ze ścian w prywatnych apartamentach zostały zdjęte drewniane akcesoria w kształcie
krzyża oraz wiszące złote kraty. Wiele razy maglowałam też personel Rezydencji. Armia nieszczęsnych
podwładnych Jessego musiała znosić moje niekończące się wypytywanie i przypomnienia, że moja rodzina
o niczym nie ma pojęcia. Rozśmieszają mnie, wywracają oczami i pokrzepiająco klepią po ramieniu,
patrząc przy tym ze współczuciem, ale nie czuję się od tego ani trochę lepiej. Męskimi członkami mojej
rodziny nie przejmuję się za bardzo, bo wiem, że w pierwszym dogodnym momencie zasiądą przy barze i
ruszą się tylko na wyraźne żądanie, ale moja mama i ciotka to zupełnie inna historia. Mama uwielbia
luksus, więc wędruje po posiadłości, samozwańczo przyjmuje rolę przewodniczki i z dumą prezentuje
ogrom wiejskiego domu. Chciałam, żeby tego nie robiła. Wolałabym, żeby dołączyła do taty w barze.
Chciałabym przykleić jej tyłek do stołka i dniem i nocą poić drinkami o nazwie Cudeńko Mario. W dniu
ślubu nie potrzeba mi dodatkowego stresu, ale kiedy mój wymagający i neurotyczny pan młody poskromił
mnie swoją męską, ciepłą siłą i rozciągnął na tarasie, zgodziłam się z nim – nie musiał mnie zerżnąć,
żebym nabrała rozumu.
Wiem, że zajął się wszystkim. Rezydencja wygląda jak ekskluzywny kurort, ale czuję, co jest na
piętrze i wiem, co się działo w tych łóżkach, które tańczą na suficie nade mną i chwilowo są puste. A takie
są, bo Rezydencja została zamknięta dla członków na dwa dni, żeby można było dokonać przygotowań i
już samo to kosztowało Jessego fortunę, bo musiał zwrócić członkom opłacone przez nich składki. Pewnie
jestem teraz równie nielubiana wśród męskich członków, jak i wśród członkiń. Muszą mnie nienawidzić.
Kobiety za to, że sprzątnęłam im Lorda sprzed nosa, a mężczyźni za uniemożliwienie korzystania z
ulubionego seksualnego przybytku.
Patrzę w górę i poruszam ramionami, żeby pozbyć się choć odrobiny narastającego napięcia. Bez
skutku. Jestem cholernie zestresowana. Podnoszę się z pozycji leżącej, podchodzę do lustra i patrzę na
siebie. Mimo niepokoju wyglądam świeżo i kwitnąco, a makijaż jest lekki i naturalny. Philipe dokonał
cudu, nabłyszczając moje ciemne włosy, które długimi, ciężkimi falami spływają mi na plecy, z jednej
strony spięte misternie zdobionym grzebieniem. Jesse uwielbia, kiedy mam rozpuszczone włosy.
Uwielbia mnie też w koronce.
Odwracam się do drzwi, na których wisi suknia i zatapiam się w powodzi koronki. Mnóstwo koronki z
fajerwerkami maleńkich pereł, naszytych to tu, to tam. Uśmiecham się. Zaprze mu dech. Suknia jest
prosta, na delikatnych ramiączkach, z dekoltem na plecach i szczypankami w talii. Rzuci mojego Lorda na
ziemię.
Subtelna elegancja.
Koronka w kolorze kości słoniowej opina się na mojej pupie, otula uda i rozlewa się wokół stóp na
metr w każdą stronę. Bezmiar koronki. Zoe z Harrodsa trafiła w dziesiątkę. Ubrała mnie od stóp do głów,
łącznie z prostymi szpilkami w kolorze sukienki. Żadnego zbytku, klasyczny Christian Louboutin.
Biorę z szafki nocnej telefon. Już południe. Muszę się szykować. Za godzinę spotkam się z Jessem w
letniej altanie i złożę śluby, oficjalnie pieczętując daną mu obietnicę. Żołądek po raz kolejny fika mi
koziołka.
Zsuwam szlafrok. Wkładam majtki, a następnie wchodzę w koronkowy gorset koloru kości słoniowej,
naciągam go na brzuch i układam drobne piersi w miseczkach. Ledwie, ale całkowicie maskują idealnie
okrągłe znamię na mojej piersi. Mój znak.
Ciche pukanie. Koniec mojego spokojnego, refleksyjnego czasu dla siebie.
– Tak? – pytam, narzucam na bieliznę szlafrok i idę przez cały apartament.
– Avo, skarbie, jesteś ubrana? – To mama.
Otwieram.
– Jestem ubrana i potrzebuję twojej pomocy.
Wkracza do środka i zamyka za sobą drzwi. Wygląda olśniewająco. Zrezygnowała z tradycyjnego stroju
matki panny młodej, składającego się z kostiumu i kapelusza i ma na sobie satynową krótką sukienkę bez
rękawów w pięknym odcieniu ecru, która podkreśla jej zgrabną figurę. Krótkie, pięknie ufryzowane włosy
ozdabiają pióro i perła.
– Przepraszam, skarbie, ale pokazywałam cioci Angeli spa. Chyba zechce poprosić Jessego, żeby
mogła dołączyć. Była pod ogromnym wrażeniem. Żeby korzystać ze spa i siłowni wystarczy być
członkiem czy to tylko dla gości?
Wzdragam się.
– Tylko dla gości, mamo.
– No cóż, na pewno zrobi wyjątek dla rodziny. Twoi dziadkowie byliby przekonani, że znaleźli się w
pałacu Buckingham, świeć panie nad ich duszą. – Zaczyna poprawiać mi włosy, a ja odtrącam jej ręce. –
Włożyłaś bieliznę? – Patrzy czekoladowymi oczami na moje okryte szlafrokiem ciało. – Już czas.
Znów zdejmuję szlafrok i kładę go na łóżku.
– Włożyłam, ale musisz mi pomóc zawiązać. – Odwracam się do niej tyłem i przerzucam włosy przez
ramię. Jesse od dwóch tygodni nacierał mi plecy kremem i zniknęły ślady biczowania. Fizyczne ślady, bo
tamten dzień na zawsze odcisnął się w mojej pamięci.
– Oczywiście. – Zabiera się do sznurowania gorsetu. – Avo, gdybyś tylko widziała altanę! Wygląda
absolutnie zniewalająco. Masz wielkie szczęście, że bierzesz ślub w tym miejscu. Inne kobiety zadłużają
się, żeby zdobyć taką lokalizację.
Cieszę się, że nie widzi mojej twarzy, bo zobaczyłaby wyraz dyskomfortu.
– Wiem. – Widziałam altanę, faktycznie jest cudowna. Tessa, nasza weddnig-plannerka, już o to
zadbała, ale czy ślub, czy nie, i tak każdy zakątek Rezydencji poraża przepychem. Sama w bardzo
niewielkim stopniu przyłożyłam się do organizacji mojego ślubu. Jesse przedstawił mi Tessę dzień po
zaręczynach, co stanowiło wskazówkę, że mój wymagający mężczyzna już ją zatrudnił do organizacji
naszego ślubu, jego przebieg mieliśmy przedyskutować i zaplanować wspólnie jak dorośli ludzie.
Przypadkiem również Rezydencja dostała licencję ślubną. Nawet nie pytałam, jak mu się udało to załatwić.
Jedyne, co zrobiłam w kwestii tego dnia, to wizyta u Zoe, żeby wybrać sukienkę. Zupełnie się nie
stresowałam przygotowaniami, za to lokalizacją – tak.
– Już. – Mama odwraca mnie i zabiera włosy z ramienia. Patrzy z troską i już wiem, co będzie. –
Skarbie, czy mogę ci dać matczyną radę?
– Nie – odpowiadam szybko i lekko się uśmiecham.
Odwzajemnia uśmiech i sadza mnie na brzegu łóżka.
– Kiedy zostaniesz żoną, staniesz się rdzeniem swojego męża – uśmiecha się czule. – Pozwól mu
myśleć, że on wszystkim rządzi. Niech będzie przekonany, że bez niego nie umiałabyś żyć, ale nigdy nie
pozwól sobie zabrać niezależności i indywidualności, skarbie. Męskie ego potrzebuje dopieszczania –
śmieje się cicho. – Lubią myśleć, że to oni są głową i trzeba pozwolić im w to wierzyć.
Kręcę głową.
– Mamo, proszę cię.
– Muszę! – nalega. – Mężczyźni to skomplikowane istoty.
Parskam. Nie ma nawet pojęcia, jak skomplikowana jest moja męska istota.
– Wiem.
– Prężą się i oszałamiają męskością, ale bez nas są słabi! – Przysuwa moją zarumienioną twarz do
swojej. – Widzę, że Jesse cię kocha i doceniam szczerość jego uczuć, ale nie zapominaj, kim jesteś. Nie
pozwól mu się zmienić, skarbie.
– Nie zmieni mnie, mamo. – W ogóle mi się nie podoba ta rozmowa, ale była nie do uniknięcia.
Przyjechali do nas dwa dni po oświadczynach, a potem od środy byli w Londynie, więc świetnie wiedzą,
jak Jesse mnie traktuje. Oczywiście nie licząc najróżniejszych odsłon pieprzenia się. Widzieli muśnięcia,
nieustanny kontakt fizyczny i czułość, a ich czujność nie umknęła naszej uwagi. W każdym razie mojej.
Jesse jest jej nieświadomy. Nie, nie nieświadomy, jemu jest to po prostu obojętne, a ja nie zamierzam tego
zmieniać. Jestem tak samo złakniona nieustannego dotyku jak on.
Mama się uśmiecha.
– Chce o ciebie dbać i widać, że jesteś dla niego cenna. Ja i tata bardzo się cieszymy, że znalazłaś
mężczyznę, który cię uwielbia i pójdzie za tobą w ogień.
– Ja też go uwielbiam – mówię cicho. Szczerość jej słów sprawia, że drży mi głos. – Mamo, bo się
rozpłaczę i makijaż mi spłynie.
Zamyka moje policzki w dłoniach i całuje mnie w usta.
– Racja, dość sentymentów. Po prostu nigdy nie rób nic, czego byś nie chciała. Zauważyłam, że
potrafi być przekonujący. – Wybucham śmiechem, a mama dołącza. Przekonujący? – Straszna szkoda, że
jego rodzina nie mogła przyjechać.
Lekko się wzdragam.
– Mówiłam ci, że mieszkają za granicą. Nie są blisko związani. – Oględnie zarysowałam powód, dla
którego nie będzie nikogo z jego rodziny. Bardzo oględnie. Wystarczyła historia, którą Jesse przedstawił
mi przy pierwszym spotkaniu. Była bardzo przekonująca.
– Pieniądze – wzdycha mama. – Nic tak nie rujnuje rodziny.
– To prawda – zgadzam się. Nie licząc domów uciech i wujków playboyów.
Przerywa nam kolejne pukanie do drzwi, więc mama zostawia mnie na łóżku i idzie otworzyć.
– To pewnie Kate – wyśpiewuje.
– Mam drinki! Elizabeth, wyglądasz obłędnie! – Pełen ekscytacji głos Kate wypełnia pokój, zanim
minie moją mamę i spojrzy na mnie zachwyconymi niebieskimi oczami. – Jeszcze nieubrana? – pyta i
stawia tacę na drewnianej skrzyni. Wygląda zjawiskowo w prostej sukience z satyny koloru kości
słoniowej. Długie loki w kolorze płomieni otaczają jej bladą twarz. Moja jedyna druhna, której entuzjazmu
starczyłoby dla dziesięciu.
– Jestem w trakcie. – Wstaję i znów upycham piersi w miseczkach.
– Masz, napij się. – Podsuwa mi szklaneczkę z różowym płynem.
– O tak, koniecznie! – rzuca mama, zamyka drzwi i mknie do tacy, żeby porwać jednego drinka dla
siebie. Bierze łyk i wzdycha. – Ten mały Włoch wie, jak uszczęśliwić kobietę.
Kręcę głową na widok szklanki, która podlatuje do mnie.
– Nie, nie potrzeba. – Nie chcę, żeby Jesse czuł ode mnie alkohol.
– Przestaniesz się stresować – nalega Kate, a potem bierze moją rękę i wkłada do niej szklankę. – No
pij.
Zna przyczynę moich nerwów. Ją też tysiąc razy prosiłam o sprawdzenie zamków w drzwiach do
prywatnych apartamentów. Unosi brwi i kiwa głową w kierunku szklanki, a ja ulegam i raczę się
Cudeńkiem Maria. Smakuje tak samo obłędnie jak zwykle, ale mnie nie pomoże żadna ilość alkoholu.
– Gdzie Jesse? – pytam, odstawiając szklankę. Nie widziałam go od wczorajszego wieczora. Znając
tradycyjne poglądy mojej mamy, zmusiłam go, żebyśmy noc przed ślubem spędzili w różnych pokojach.
Nie chciał wyjść aż do północy, a potem prychał, kiedy mama bębniła do drzwi, żeby go wykurzyć.
Widziałam, że ma ochotę postawić na swoim, ale ku mojemu zaskoczeniu nie zrobił żadnego zamieszania,
tylko łypał na nią wściekle, kiedy wyprowadzała go z pokoju.
– Pewnie się szykuje. – Kate degustuje Cudeńko.
– Katie Matthews, tylko nie przesadź! – gdera mama i zabiera jej szklankę. – Musisz przeżyć cały
dzień.
– Przepraszam. – Kate uśmiecha się bezczelnie. Wiem, czemu tak wcześnie potrzebuje drinka. Ten
powód nazywa się Dan i Sam.
– A tata i mój brat?
– Są w barze. Wszyscy mężczyźni są w barze. – Kate podkreśla słowo „wszyscy”.
– Wszyscy? – dopytuję. – Wszyscy łącznie z Samem?
Kate kiwa głową, bo wie, co myślę.
– Tak, wszyscy mężczyźni, nie licząc Jessego, ale łącznie z Samem. I Danem.
Krzywię się. Dzisiejszy dzień będzie dla niej trudny. Dan odłożył wylot do Australii, żeby być na
moim ślubie, ale nie odzywa się często, ani w wieczór zaręczyn, ani od tamtej pory. Zresztą nie musi.
Widzę, że zmaga się z kierunkiem, w którym zmierza moje życie i z bliską obecnością Kate, szczególnie
biorąc pod uwagę nieświadomego niczego Sama. Kate też się męczy, choć udaje, że nie robi to na niej
wrażenia.
– No to chodź. – Kate klaszcze w dłonie. – Ubierasz się czy pójdziesz do ołtarza tak? Założę się, że
Jesse nie miałby nic przeciwko.
Uśmiecham się do mojej ognistej przyjaciółki. Wie, jaką obsesję ma Jesse na punkcie koronki, ale
moja mama nie ma pojęcia.
– Już się ubieram. – Odwijam z bibuły szpilki i wkładam na stopy, przez co od razu jestem dziesięć
centymetrów wyższa. – No dobrze. – Biorę głęboki wdech i idę do drzwi, gdzie czeka na mnie sukienka.
Staję przed nią i upajam się jej doskonałością.
– Może powinnaś skorzystać z toalety, zanim się w nią wbijesz? – sugeruje mama i staje obok mnie. –
Och, Avo, nigdy nie widziałam czegoś takiego.
Mruczę coś twierdząco i patrzę na suknię.
– Wiem. I faktycznie, muszę siusiu. – Zostawiam mamę pogrążoną w zachwytach nad sukienką i idę
do łazienki, widząc kątem oka, że Kate, korzystając z tego, że mama stoi tyłem, opróżnia swoją szklankę.
Gdybym aż tak się nie przejmowała lokalizacją ślubu, niepokoiłabym się tak niewielkim dystansem
między Danem a Kate.
Cicho zamykam za sobą drzwi toalety i rozkoszuję się kolejną chwilą dla siebie, przy okazji dbając,
żeby opróżnić pęcherz do ostatniej kropli. Wtedy słyszę głośne pukanie do drzwi apartamentu, a po
sekundzie ostry, spanikowany głos matki. Zastanawiam się, co się dzieje, więc szybko się ubieram i myję
ręce.
– Jesse! – Mama jest wyraźnie zestresowana. – Bo się pogniewamy, jeśli nie zrobisz tego, co ci
mówię.
Zerkam na Kate, która wypija kolejne Cudeńko. Uśmiecha się i wzrusza ramionami.
– Co jest? – pytam.
– Jesse przyszedł się z tobą zobaczyć, ale Elizabeth nie chce o tym słyszeć.
Wywracam oczami i przenoszę uwagę na drzwi, które moja mama blokuje, zostawiając tylko szparę.
Potem słyszę jego głos.
– Nie pogniewamy się, mamusiu, ale musisz mnie wpuścić. – Wiem, że się uśmiecha, ale jego
dowcipny ton mnie nie zwiedzie. Słyszę ostrzeżenie, nawet wobec mojej matki. Wejdzie do tego pokoju i
nawet ona go nie powstrzyma.
– Jesse Wardzie, nie waż się nazywać mnie „mamusią”, podczas gdy jestem zaledwie dziewięć lat
starsza od ciebie! – rzuca mama. – A teraz zmykaj.. Zobaczysz ją za pół godziny.
– Avo! – krzyczy nad jej ramieniem.
Zerkam na Kate, a ona kiwa głową, w jednej chwili rozumiejąc, o co chodzi. Obie biegniemy do
sukienki. Kate zdejmuje, a ja łapię u dołu i tak niesiemy do łazienki, wieszając ją po wewnętrznej stronie
drzwi.
Kate się śmieje.
– Twoja mama coś zrozumie czy dalej będzie próbowała go oswajać?
– Nie wiem. – Wygładzam przód sukni i idę za Kate do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Mama
wciąż strzeże wejścia, blokując je stopą. To go nie powstrzyma.
– Jesse, nie! – Teraz się przepychają. – Tylko nie to, to przynosi pecha! Nie masz za grosz szacunku
dla tradycji, uparciuchu?
– Wpuść mnie, Elizabeth. – Zaciska zęby, wiem to.
Zerkam na Kate i kręcę głową. On zniszczy moją matkę, tak jak obiecał, jeśli kiedykolwiek stanie mu
na drodze. A teraz to właśnie robi.
Kate bierze z tacy kolejnego drinka i swobodnie podchodzi do drzwi.
– Elizabeth, wpuść go. I tak go nie powstrzymasz. On jest jak nosorożec.
– Nie! – Mama niemal zapiera się piętami, ale to nic nie da. Powinna już to wiedzieć, nawet po tak
krótkim czasie obcowania z nim. – Nie może... Och! Jesse!
Uśmiecham się do siebie, kiedy widzę, jak moja zdeterminowana matka zostaje lekko odepchnięta w
tył, a potem uniesiona w powietrze i ostrożnie przestawiona na bok, żeby Jesse mógł się do mnie dostać.
Poprawia sukienkę, prostuje ozdobę we włosach, cały czas wściekając się na mojego wymagającego
mężczyznę. Ja patrzę na próg otwartych drzwi i znajduję tam zielone jeziora pożądania, przyglądające mi
się bacznie. Jego twarz jest beznamiętna, szczęki ma pokryte kilkudniowym zarostem. Odrywam od niego
spragnione oczy i patrzę w dół, na półnagie ciało, kiedy tak stoi przede mną tylko w luźnych spodenkach.
Potężną pierś ma wilgotną, a ciemne włosy spocone. Znów biegał.
– Halo! – woła mama. – Avo, każ mu wyjść. – Nie jest zadowolona.
Znów patrzę mu w oczy.
– W porządku, mamo. Daj nam pięć minut.
W jego oczach iskrzy się aprobata. Stoi i czeka cierpliwie, aż mama odpuści i nas zostawi. Ona tego
nie doceni, ale z jego strony nawet tak mały gest jest wyrazem niecodziennego szacunku. Może mnie
mieć, gdzie zechce i kiedy zechce, więc aż dziwne, że nie wyprosił mamy z pokoju siłą. Postawił się jej, to
prawda, ale mógł to zrobić znacznie brutalniej.
Widzę kątem oka, że do mamy podchodzi Kate i bierze ją za rękę.
– Chodź, Elizabeth. Pięć minut nikomu nie zaszkodzi.
– Ale tradycja! – upiera się, a jednak pozwala Kate się wyprowadzić. – Co to za znak na jego piersi? –
słyszę jeszcze jej pytanie z korytarza.
Drzwi się zamykają, a my patrzymy sobie głęboko w oczy. Żadne z nas nic nie mówi przez bardzo
długi czas. Ja spijam wzrokiem każdy z jego napiętych mięśni, każdy centymetr doskonałego piękna.
W końcu on się odzywa.
– Nie chcę odrywać wzroku od twojej twarzy.
– Nie?
Lekko kręci głową.
– Jeśli to zrobię, niżej będą koronki, prawda?
Kiwam głową.
– Białe?
– Kość słoniowa.
Jego pierś lekko się unosi.
– Poza tym jesteś wyższa, czyli włożyłaś szpilki.
Znów potakuję. To może zaszkodzić moim włosom, makijażowi i bieliźnie, jeśli oderwie oczy od mojej
twarzy. W niebezpieczeństwie może być też nasz napięty grafik. Tessa może przyjść w każdej chwili,
żeby sprawdzić, jak mi idzie oraz poinformować, ile kroków dzieli mnie od altany i jak długo zajmie mi
droga.
Mruga kilka razy i wiem, że nie powstrzyma się od rzutu okiem, więc niech przynajmniej panuje nad
sobą i nie idzie na całość. Ja też muszę nad sobą panować. To trudne. Krople potu spływają mu ze skroni
na szyję, a stamtąd na potężną pierś, skąd wyruszają w drogę w dół po brzuchu i znikają za gumką
spodenek. Drżę, kiedy odrywa wzrok od moich oczu i leniwie lustruje moje ciało, a jego pierś unosi się
tym gwałtowniej, im dalej się zapędza. Mrowi mnie skóra i chcę panować nad sobą, a jednocześnie chcę,
żeby mnie wziął tu i teraz.
– Właśnie postawiłeś się mojej matce. – Staram się ukryć pożądanie czające się w moim głosie, ale
jak zwykle idzie mi kiepsko. Temu mężczyźnie nie można się oprzeć, szczególnie kiedy patrzy na mnie w
ten sposób, oczami pełnymi podziwu.
Ruszam pierwsza. Powoli przechodzę przez pokój i zatrzymuję się kawałek od jego pokrytego potem
ciała, a następnie przenoszę wzrok na namiętne usta. Oddycha jeszcze szybciej, a klatka piersiowa unosi
mu się tak szybko, że niemal ociera się o moją.
– Stała mi na drodze – mówi cicho i czuję na sobie jego oddech.
– Będziemy mieli pecha. Nie powinieneś mnie widzieć przed ślubem.
– To mnie powstrzymaj. – Pochyla głowę i lekko muska moje usta, ale nie dotyka reszty mnie. –
Tęskniłem za tobą.
– Nie widzieliśmy się od dwunastu godzin. – Słyszę, że mówię schrypniętym, kuszącym głosem i
wiem, że nie powinnam zachęcać go do kontaktu, kiedy stoi przede mną, umięśniony, twardy i spocony, a
ja mam na sobie koronkę w kolorze kości słoniowej oraz idealny makijaż i fryzurę.
– To za długo. – Powoli przesuwa językiem po mojej dolnej wardze, wyrywając z moich ust cichy jęk.
Cały czas walczę z naturalnym odruchem złapania go za ramiona. – Piłaś – stwierdza z łagodnym
oskarżeniem.
– Tylko łyczek. – Jest jak pies tropiący. – Nie powinniśmy tego robić.
– Nie możesz mówić takich rzeczy, wyglądając jak teraz. – Przyciska usta do moich warg, językiem
szuka drogi do środka, zachęca mnie do rozchylenia ust i zaproszenia go do wnętrza. Jego ciepło rozpędza
wcześniejsze zdenerwowanie, kiedy jest blisko, zapominam o wszystkim, ale on wciąż trzyma ręce przy
sobie. Nasze języki to jedyne części naszych ciał, które się stykają, ale mimo to jestem nim pochłonięta jak
zawsze. Moje zmysły się sycą, umysł się rozpada, a ciało błaga o niego, ale on wciąż tylko powoli i
płynnie porusza językiem, wysuwając go co jakiś czas, żeby musnąć mi wargę, a później znów wsunąć go
do środka. Mruczę, bo jego ruchy są wysmakowane, a między udami czuję to samo co zwykle wilgotne
pulsowanie, kiedy adoruje mnie tak subtelnie.
– Jesse, spóźnimy się na własny ślub! – Muszę to powstrzymać, zanim któreś z nas zrobi kolejny krok.
Niewykluczone, że będę to ja.
– Nie każ mi przestać się całować, Avo. – Bierze w zęby moją dolną wargę. – Nigdy mi nie mów,
żebym przestał cię całować. – Powoli klęka i mnie też ciągnie na dół. Zrzucam z nóg buty i dołączam do
niego. Przez chwilę patrzy na swoje kciuki, które zataczają kółka na grzbietach moich dłoni, a następnie
podnosi zjawiskowe zielone oczy i patrzy na mnie, – Jesteś gotowa? – pyta cicho.
Marszczę czoło.
– Pytasz, czy wciąż chcę za ciebie wyjść?
Usta lekko mu drżą.
– Nie, w tej kwestii nie masz wyboru. Pytam, czy jesteś gotowa.
Jest tak bezpośredni, że muszę się starać, żeby się nie uśmiechnąć.
– A jeśli powiem, że nie?
– Nie powiesz.
– To po co pytasz?
Usta układają się w nieśmiały uśmiech i wzrusza ramionami.
– Bo jesteś zdenerwowana. A ja nie chcę, żebyś się denerwowała.
– Denerwuję się z powodu miejsca, w którym bierzemy ślub. – Pewnie dochodzą do tego także
zwyczajne nerwy panny młodej, ale myślę, że lokalizacja wygrywa.
Uśmiech znika.
– Avo, wszystko jest pod kontrolą. Powiedziałem ci, żebyś się tym nie denerwowała, więc nie
powinnaś. To wszystko na ten temat.
– Nie wierzę, że mnie na to namówiłeś. – Pochylam głowę, bo trochę się wstydzę, że zwątpiłam w
dane przez niego słowo. Wiem, dlaczego pobieramy się w Rezydencji: bo tutaj nie ma listy oczekujących i
kolejki par za nami. Tutaj mógł mnie poprowadzić do ołtarza od razu.
– Hej! – Unosi mi brodę i zmusza do spojrzenia w jego twarz, tak przystojną, że to aż boli. – Przestań.
– Przepraszam – mamroczę.
– Avo, skarbie, chcę, żebyś się cieszyła dzisiejszym dniem, a nie skręcała z nerwów z powodu, który
jest całkiem absurdalny. Nikt się nie dowie, obiecuję.
Otrząsam się z niepokoju i uśmiecham. Jego słowa dodały mi pewności.
– Dobrze.
Patrzę, jak wstaje, podchodzi do wielkiej komody, odsuwa szufladę, coś z niej wyjmuje i wraca do
mnie z ręcznikiem. Unoszę brwi, kiedy opada z powrotem na kolana, ociera twarz i osusza włosy, a potem
okrywa ręcznikiem pierś.
Rozkłada ramiona.
– Chodź do mnie – rozkazuje cicho, a ja bez wahania wdrapuję mu się na kolana i pozwalam zamknąć
w ramionach, a policzek kładę na okrytej ręcznikiem piersi. Czuję zapach świeżego potu i rozluźniam się.
– Lepiej? – pyta i przyciąga mnie jeszcze bliżej.
– Znacznie lepiej – mamroczę w ręcznik. – Kocham cię, mój Lordzie – uśmiecham się szeroko.
Czuję, że trzęsie się ze śmiechu.
– Myślałem, że jestem twoim bogiem?
– Tak, to też.
– A ty jesteś moją kusicielką. Możesz też być moją Lady na Włościach Rezydencji.
Odrywam się od jego piersi i widzę, że się uśmiecha.
– Na pewno nie będę panią na włościach świątyni rozpusty!
Śmieje się i ciągnie mnie z powrotem do siebie, głaszcze po lśniących włosach i z zadowoleniem
wciąga powietrze.
– Jak sobie życzysz. Lady.
– Lady będzie akurat. – Wiem, że głaszczę jego wilgotne plecy, ale nieważne. – Jestem w tobie tak
zakochana.
– Wiem o tym, Avo.
– Ale muszę się szykować. Nie wiem, czy wiesz, ale wychodzę za mąż.
– Naprawdę? A kim jest ten szczęściarz?
Uśmiecham się i znów od niego odsuwam. Muszę na niego patrzeć.
– To wymagający i neurotyczny despota. – Sięgam dłonią do jego szorstkiego policzka. – Do tego
jest przystojny – szepczę i szukam jego oczu, którymi przypatruje mi się tak bacznie. – Nie mogę
oddychać, kiedy mnie dotyka, a kiedy mnie pieprzy, odpływam. – Czekam, aż się skrzywi, ale tylko
zaciska usta w poziomą linię, więc nachylam się, całuję go w policzek, a potem przesuwam się na usta.
– Nie mogę się doczekać, aż za niego wyjdę, więc lepiej już idź, żeby nie musiał czekać.
– Co by powiedział, gdyby przyłapał cię na całowaniu innego mężczyzny? – pyta w moje usta.
Uśmiecham się.
– Pewnie by go wykastrował, a następnie dał mu do wyboru tradycyjny pogrzeb albo kremację.
Coś w tym stylu.
Szeroko otwiera oczy.
– Wygląda na władczego. Chyba nie chciałbym na niego wpaść.
– Nie chciałbyś. Zmiażdżyłby cię. – Wzruszam ramionami, a on się śmieje. To ten śmiech, od którego
błyszczą mu oczy, a światło rozpromienia ich piękną zieleń. – Jesteś szczęśliwy? – pytam.
– Ledwie żyję ze strachu. – Odchyla się i ciągnie mnie za sobą. – Ale będę dzielny. Pocałuj mnie.
Nurkuję za nim, całuję po całej twarzy i mruczę z rozkosznego zadowolenia, ale nie trwa to długo.
Drzwi stają otworem.
– Jesse Wardzie! Zabieraj swoje spocone cielsko od mojej córki! – Zszokowany pisk rujnuje nastrój
chwili.
Zaczynam się śmiać, ale panika mamy nie powstrzymuje mnie od napawania się Jessem, a on mi na to
pozwala.
– Będziesz cuchnęła! Wstawaj! – Słyszę zbliżające się do nas wściekłe kroki. – Tesso, pomóż mi!
Nagle kilka par rąk łapie mnie za różne części ciała i usiłuje odciągnąć.
– Mamo, przestań! – śmieję się i mocniej trzymam Jessego. – Już wstaję!
– No to wstawaj! Bierzesz ślub za pół godziny, tymczasem włosy masz rozczochrane i złamałaś
uświęconą tradycję, tarzając się po podłodze ze swoim przyszłym mężem. – Parska i prycha jeszcze
głośniej. – Tesso, powiedz jej!
– Tak, Avo, wstawaj. – Ostry, zachrypnięty głos Tessy wbija mi się w skórę. Jest miła, ale to kobieta
opętana żądzą organizowania.
– Dobrze, dobrze! – mamroczę, odrywam się od ciała Jessego i wygładzam strój.
– Spójrz na siebie! – zawodzi mama i uklepuje moją zwichrzoną grzywę. Staram się nie parsknąć
śmiechem, bo widzę, że Jesse nie wykonuje żadnego ruchu w kierunku podniesienia się z podłogi, wręcz
przeciwnie, wkłada ramiona pod głowę, żeby wygodniej mu się obserwowało, jak mama szarpie mnie i
uklepuje. – Jak dzieci! – zrzędzi dalej i czekoladowymi oczami zerka na mojego wymagającego
mężczyznę. – Wynocha!
– Idę, idę. – Jednym płynnym ruchem podrywa się z podłogi, a wszystkie jego piękne mięśnie drżą
pod skórą. Nie umyka mojej uwagi, że Tessa też go obserwuje, ale kiedy zauważa, że patrzę na nią z
uniesionymi brwiami, szybko otrząsa się z zamyślenia.
– Zajmę się panem młodym – oświadcza i ucieka wzrokiem, byle nie patrzeć na tors mojego boga. –
Jesse, chodź.
– Zaczekaj. – Zerka na moją pierś. – Gdzie twój brylant?
– Cholera! – Odruchowo wędruję ręką do piersi i zaczynam rozglądać się po podłodze. – Cholera,
cholera! Mamo!
– Ava! – krzyczy Jesse. – Uważaj na słowa!
– Bez paniki! – Mama rzuca się na kolana i zagląda pod łóżko, a ja lustruję każdy centymetr
kwadratowy pluszowego dywanu.
– Jest! – Tessa podnosi go z podłogi, a Jesse od razu wyrywa jej klejnocik z ręki i podchodzi z nim do
mnie.
– Odwróć się – fuka, a ja natychmiast to robię i czuję, że serce wali mi w piersi. Ten przeklęty brylant
kiedyś mnie wpędzi do grobu. – Już. – Dotyka ustami mojego ramienia, a biodrami naciera na mój tyłek.
– Może to cię oduczy tarzania się po podłodze – burczy mama. – A teraz zmykaj! – Szarpie Jessego za
rękę, a on jej nie odtrąca.
Odwracam się i macham mu, a potem dygam, co wywołuje kolejną falę utyskiwań matki i szeroki
uśmiech Jessego, który następnie pozwala Tessie wyprowadzić się z apartamentu.
– Dobrze. Wskakuj w sukienkę, Avo O"Shea. Gdzie ona jest?
Wskazuję na drzwi do łazienki i siadam na łóżku.
– Tam. Niedługo nie będziesz już mogła mnie tak nazywać – oznajmiam oficjalnie.
Staje pośrodku pokoju.
– Dla mnie zawsze będziesz Avą O"Shea – sarka. – Wstawaj. Ojciec będzie tu za chwilę, żeby cię
zaprowadzić na dół.
Podnoszę się i poprawiam bieliznę.
– Jak się trzyma?
– Ojciec? – upewnia się. – Jest zdenerwowany, ale nie ma takich nerwów, których nie ukoi kilka
szklaneczek whisky. Nienawidzi stać w świetle reflektorów.
To prawda. Ucieszy się, kiedy przekaże mnie Jessemu i będzie mógł czmychnąć i wmieszać się z
powrotem w tłum. Rozmawialiśmy na temat przemówień i widziałam, że się boi. Powiedziałam mu, że nie
musi, ale nalegał, mama zresztą też.
Moja suknia zostaje zdjęta z wieszaka i ląduje przede mną. Opieram się o ramię mamy i wchodzę w
sukienkę. Pozwalam pociągnąć ją do góry, żebym mogła włożyć ręce w delikatne ramiączka, a następnie
ona odwraca mnie do siebie tyłem i zapina dziesiątki maleńkich perłowych guziczków biegnących w dół
pleców. Potem przesuwa dłonie na ramiona i prostuje ramiączka. Milczy i nagle przestaje się ruszać.
Wiem, co zastanę, kiedy się odwrócę i nie jestem pewna, czy to wytrzymam. Po chwili słyszę pociąganie
nosem.
– Mamo, błagam cię.
Jej ręce szybko podejmują porzuconą czynność.
– No co?
Odwracam się i oczywiście jest tak, jak przypuszczałam. Oczy ma zamglone i cicho szlocha.
– Mamo! – ostrzegam łagodnie.
– Och, Avo! – Biegnie do łazienki i słyszę gwałtowne szarpanie rolki z papierem toaletowym, a potem
dmuchanie nosa. Wiedziałam, że to zrobi. Pojawia się w progu i ociera oczy chusteczką. – Przepraszam. A
już tak dobrze mi szło.
– To prawda – potwierdzam. – Lepiej mi pomóż. – Zajęcie, tego jej trzeba.
– Tak, już. Co mam robić?
– Buty. – Wskazuję miejsce, gdzie wylądowały, gdy zrzuciłam je ze stóp. Podnosi je i podstawia. –
Dziękuję. – Unoszę rozlewającą się wokół nich suknię i wsuwam stopy w czółenka Louboutina. – Jak
moja twarz?
Śmieje się.
– Chodzi ci o to, jak wygląda po tym, jak wytarłaś ją starannie o Jessego?
– T a k – odpowiadam i idę do łazienki, żeby się dokładnie obejrzeć.
– Mogłabyś nałożyć dodatkową warstwę pudru – woła.
Ma rację, mogłabym. Jestem zarumieniona. Biorę pędzel i rozprowadzam puder po twarzy, a potem
odświeżam blade usta i dokładam na rzęsy trochę tuszu. Po naszej małej akcji na podłodze włosy nie są
już tak jedwabiście gładkie, ale grzebień trzyma się na swoim miejscu. Czuję się lepiej. To dzięki niemu.
Sama jego obecność wyssała ze mnie niepokój i teraz już nie mogę się doczekać, aż sprowadzę mój
odziany w koronkę tyłek po schodach i spotkam się z nim.
Podnoszę rąbek sukienki i wychodzę z łazienki. Odrzucam włosy przez ramię i oddycham regularnie.
– Jestem gotowa – oświadczam, ale staję jak wryta, bo okazuje się, że mama nie jest już sama.
– Josephie, spójrz na nią! – krzyczy mama, łapie ojca za ramię i szarpie jego grafitowy, trzyczęściowy
garnitur. Kate podchodzi i odciąga matkę, a ojciec delikatnie obejmuje ją w talii. To rzadkość. Nie jest
mężczyzną, który okazuje czułość.
Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech.
– Tylko nie zaczynaj! – ostrzegam.
– Nic nie mówię! – śmieje się. – Poza tym, że pięknie wyglądasz. Naprawdę pięknie, Avo.
– Naprawdę? – dopytuję, zszokowana jego otwartością w wyrażaniu uczuć, nawet jeśli tylko werbalną.
– Tak, naprawdę – przerywa mi ostro. – Jesteś gotowa? – Odsuwa mamę od siebie, poprawia garnitur i
udaje, że nie wypowiedział do swojej córki słów miłości.
– Nawet bardziej niż gotowa. Zaprowadź mnie do Jessego, tato – żądam i na szczęście wywołuję
zamierzony efekt, bo wszyscy się śmieją z mojego rozkazu. Znacznie lepiej. Nie zniosłabym takiej
intensywności. Ta, którą zapewnia mi Jesse, zupełnie wystarczy.
Tessa się wtrąca.
– Więc chodźmy. Skąd ten przestój? – pyta i przypatruje się tym, którzy na mnie patrzą. – Elizabeth,
Kate, na dół, szybko! – Wyprowadza je z pokoju. – Avo, widzimy się przed altaną za trzy minuty.
Wychodzi i zostawia mnie i tatę samych.
– Musisz mnie teraz wziąć pod rękę – drażnię się z nim.
Krzywi się.
– Na długo?
– Aż znajdziemy się na dole.
Biorę kallę. Pojedynczą kallę.
– Więc ruszajmy! – Podaje mi ramię, a ja splatam je ze swoim. – Gotowa?
Kiwam głową i pozwalam tacie prowadzić się do altany, gdzie czeka na mnie mój Lord Rezydencji.
Rozdział 2
Kate i Tessa czekają przed wejściem do altany, przy czym moja organizatorka wygląda na
zadowoloną, a Kate na lekko wstawioną. Staram się zapanować nad oddechem, ale czuję, że tata cały
się spina. Zerkam na niego, ale patrzy przed siebie.
– Gotowi? – pyta Kate, a potem się schyla, żeby poprawić mi suknię. – Nie wierzę, że nie masz
welonu.
– O nie! – wtrąca się Tessa. – Ta suknia nie potrzebuje welonu. – Zaczyna grzebać mi we włosach i
pudruje policzki.
– On chce widzieć moją twarz – mówię cicho i zamykam oczy. Ogrom tego, co się zaraz wydarzy,
właśnie mnie przytłoczył. To już. Czuję, że powietrze nie mieści mi się w piersi i zaczynam się trząść.
Znam tego mężczyznę od jakichś dwóch miesięcy, a teraz stanę z nim przed obliczem urzędnika stanu
cywilnego. Jak do tego doszło?
Drzwi do altany się otwierają, muzyka wypełnia mi uszy i dopiero wówczas rozpoznaję At Last Ety
James. Dociera do mnie, że nie wybrałam nawet mojej ślubnej piosenki. Nie zrobiłam absolutnie nic. Nie
mam pojęcia, co się wydarzyło ani kiedy. Spuszczam wzrok na podłogę przy moich stopach, chce mi się
płakać i wiem, co zobaczę, gdy podniosę głowę.
Czuję, że tata trąca mnie łokciem, więc patrzę na niego i napotykam jego spokojne, dodające otuchy
oczy. Wskazuje głową w bok i lekko się uśmiecha, a ja idę za jego wskazówką, zaciskając usta i powoli
się odwracając. Cholera, a tak dobrze mi szło! Wiem, że wszystkie spojrzenia zwrócone są na mnie, ale ja
patrzę tylko na zielonookiego mężczyznę na końcu sali. Dłonie ma złączone i trzyma je luźno z przodu.
Ma na sobie trzyczęściowy srebrnoszary garnitur i stoi zwrócony przodem do mnie. Rozchyla usta i lekko
kręci głową, cały czas na mnie patrząc. Tata znów mnie trąca, a ja wypuszczam powietrze, które
wstrzymywałam i widzę, że Kate już ruszyła. Ale ja nie mogę uruchomić nóg. Nie jestem w stanie
przekazać mięśniom żadnych informacji. Wyrywam się z transu i zmuszam stopę do zrobienia ruchu
naprzód, ale robię tylko dwa kroki, bo on idzie w moją stronę. Słyszę zszokowane westchnienie mamy,
niewątpliwie wywołane brakiem szacunku dla tradycji, jaki okazuje Jesse, i zatrzymuję się, wstrzymując
też tatę. Jego twarz jest zupełnie spokojna, a kiedy się do mnie zbliża, spopiela moją skórę płomiennym
wzrokiem. Przesuwa spojrzeniem po całej mojej twarzy, ale jego wzrok spoczywa na ustach. Powoli unosi
rękę i obejmuje mój policzek, przesuwa mi po skórze kciukiem. Wtulam się w jego dłoń, nie mogę się po-
wstrzymać. Jego dotyk uwalnia mnie od całego niepokoju, serce się uspokaja, a ciało znów się rozluźnia.
Pochyla się i szepcze mi do ucha:
– Daj rękę.
Wyciągam do niego dłoń, a on odsuwa się i delikatnie ją obejmuje, składając na niej pocałunek. A
potem zatrzaskuje na moim nadgarstku parę kajdanek.
Spoglądam na niego i widzę uśmieszek błąkający się w kącikach jego zjawiskowych ust, ale on na
mnie nie patrzy. Zajmuje się zamknięciem drugiego metalowego oczka na swojej ręce. Co on robi, do
cholery? Zerkam na tatę, ale on tylko kręci głową, a potem na mamę, która trzyma twarz w dłoniach i z
całą pewnością lamentuje. Tata puszcza mnie i idzie naprzód, do mamy, atakowany jej ostrym szeptem,
gdy tylko dociera do jej boku. Obrzucam spojrzeniem zebranych. Ci, którzy znają Jessego, uśmiechają się,
a ci, którzy nie znają, mają szeroko otwarte oczy i usta. Kate i Sam chichocą. John błyska złotymi zębami.
Jest też mój brat. Niezbyt zachwycony.
Jestem totalnie oszołomiona. Nie wiem, co się dzieje. Zawsze robi, co chce, ale na naszym ślubie? Na
oczach mojej rodziny? Mojej mamie wyskoczy przepuklina! Jak do tej pory nic nie wydarzyło się w
zgodzie z tradycją, nic nie przypominało ślubu, który z całą pewnością planowała od mojego dzieciństwa.
Otrząsam się i patrzę mu w oczy.
– Co ty wyprawiasz? – pytam cicho.
Nachyla się i delikatnie całuje mnie w usta, a potem przesuwa się po policzku do mojego ucha.
– Wyglądasz tak, że tylko cię pieprzyć.
Głośno wciągam powietrze, rumienię się.
– Jesse, ludzie czekają.
– Więc zaczekają. – Wraca z powrotem do moich ust. – Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba ta
suknia.
Oczywiście, że mu się podoba, składa się wyłącznie z koronki. Zerkam na matkę, widzę, że
przepraszająco patrzy na urzędnika i ja też zaczynam się delikatnie uśmiechać. Wyciągam rękę,
przeczesuję palcami jego włosy w odcieniu brudnego blondu, a potem szarpię. Powinnam się już
przyzwyczaić.
– Panie Ward, mnie też każe pan czekać.
Czuję, że się uśmiecha w moje ucho
– Jesteś gotowa mnie kochać, szanować i słuchać?
– Tak. Zróbmy to.
Odsuwa się i oszałamia uśmiechem przeznaczonym wyłącznie dla mnie.
– Zróbmy to, moja piękna. – Splatamy złączone kajdankami ręce i idziemy przed siebie.
– Proszę. – Podaje mi napełniony do połowy kieliszek szampana. – Tylko spokojnie, pani Ward. – Nie
da się ukryć, że niechętnie dopuszcza mnie do alkoholu.
Wolną ręką biorę od niego kieliszek, zanim zdąży zmienić zdanie. Ostatnio jeszcze mniej
entuzjastycznie reaguje na moje kontakty z alkoholem, a ja dobrze wiem dlaczego.
– Zdejmiesz kajdanki? – pytam.
– Nie. – Odpowiedź jest krótka. – Przez cały dzień będziesz przy mnie. – Daje Mario znak, żeby podał
mu butelkę wody, a ja nagle uświadamiam sobie, że nigdy nie piłam z Jessem, nawet w dniu naszego
ślubu.
Rozglądam się po barze, widzę, że wszyscy rozmawiają, skubią miniaturowe kanapeczki i piją
szampana. Są zrelaksowani i spokojni, tak jak ja. Jesse zignorował wszelkie ślubne zwyczaje, a kiedy już
złożyliśmy przysięgę, ignorował je dalej, sięgając do moich ust, zanim ogłosił to urzędnik, a następnie
mnie podniósł i tak wyszliśmy z altany, ścigani przez moją matkę, która sunęła za nami i nalegała,
żebyśmy zaczekali na muzykę. Nie było mowy. Usadził mnie delikatnie na stołku przy barze i pieścił
ustami, a goście zbierali się z nami.
Na drugim końcu pokoju dostrzegam Dana. Jest bardzo cichy i nieustannie obserwuje Kate, co
oznacza, że widzi także Sama. Wiedziałam, że tak będzie, od razu czułam, że sprawy tych dwojga będą
skomplikowane, a kiedy na scenę wkroczył Sam, skomplikowały się jeszcze bardziej.
– O czym myślisz?
Wracam do Jessego i uśmiecham się.
– O niczym.
Otacza mnie sobą, składa dłoń na moim karku i masuje.
– Jesteś szczęśliwa?
– Tak – odpowiadam szybko. Jestem w ekstazie. I on dobrze o tym wie.
– Dobrze, czyli moje dzieło dokonane. Pocałuj mnie, żono. – Pochyla się i nadstawia usta.
– Zepsułeś ten dzień mojej matce – rzucam łagodne oskarżenie.
– Przeżyje. Pocałuj mnie, powiedziałem.
– Nie wiem, czy przeżyje. To był jej wielki dzień – śmieję się.
– Nie każ mi prosić się jeszcze raz, Avo – ostrzega, więc przyciągam go do siebie i daję mu to, czego
chciał.
– Dość tego! – Wysoki głos mamy wibruje mi w uszach. – Zdejmij mojej córce kajdanki. – Zaczyna
szarpać za mój nadgarstek. – Jesse Wardzie, wyprowadziłbyś z równowagi nawet świętego. Gdzie jest
kluczyk?
Odsuwa się ode mnie i patrzy na mamę zmrużonymi oczami.
– Gdzieś, gdzie nie chciałabyś zawędrować, Elizabeth.
Mama wzdycha i patrzy na mnie z irytacją.
– Twój mąż jest nieznośny.
– Za to go pokochałam – oświadczam, a ona walczy z uśmiechem, który chce się pojawić na jej
wiśniowych ustach, bo postanowiła demonstrować swoje niezadowolenie, ale wiem, że ona też go kocha.
Jest zachwycona jego miłością do mnie i chociaż ją rozwściecza, jest nim również oczarowana. Takie
wrażenie robi na wszystkich kobietach. To, że Elizabeth jest moją matką, nie znaczy, że będzie odporna na
jego moc.
– Wiem, skarbie. – Głaszcze mnie po policzku i odwraca się do baru, wołając do Mario, żeby podał jej
swoją specjalność.
– Uwaga. – Pojawia się przy nas Tessa i wyjmuje mi z ręki kieliszek. – Fotograf jest gotowy. Najpierw
zrobimy zdjęcia rodzinne, potem wasza sesja indywidualna. Musicie zdjąć kajdanki.
Patrzę na mój kieliszek, który ląduje na barze, następnie Tessa sięga po wodę Jessego, ale on odsuwa
rękę i jej palce zaciskają się w próżni.
– Mówiłem ci, że nie robimy zdjęć.
– Nie robimy? – wypalam zszokowana. Czy tę tradycję też postanowił storpedować?
– Musicie mieć zdjęcia – nalega Tessa. – Jakie wspomnienia wam zostaną? – Jest przerażona. Zdaje mi
się, że żałuje, że zajęła się naszym ślubem. A raczej ślubem Jessego, bo ja nie miałam z tym dniem nic
wspólnego.
– Weź rodzinę na dwór i zróbcie zdjęcia – poleca Jesse. Tym tonem. – Ja nie potrzebuję zdjęć, żeby
pamiętać.
Patrzę na niego przerażona.
– Nie będzie nas na zdjęciach rodzinnych? – Boże, kolejny cios w serce mojej matki.
– Nie – odpowiada stanowczo.
– Nie możesz jej odmówić zdjęcia z własną córką! – Nie odpowiada, tylko nonszalancko wzrusza
ramionami. Wywracam oczami. – Robisz jej na złość – warczę. – Zrobimy zdjęcia.
– Nie, nie zrobimy – ucina.
Łypię na mojego zjawiskowego męża wściekle i z determinacją. Tego nie zniszczy.
– Zrobimy. To także mój ślub, Ward.
Otwiera usta, a butelka zawisa w połowie drogi.
– Ale chciałem chwili prywatności. Tylko ty i ja.
– Zrobimy zdjęcia – stwierdzam autorytatywnie. Czuję, że skończy się fochem, ale nie pozwolę mu
wygrać.
Krzywi się lekko, ale nie kłóci się. Daje Tessie znak, żeby zebrała gości i poprowadziła ich na błonia.
Patrzę, jak wchodzi w rolę przywódcy i nawołuje wszystkich, żeby opuścili bar i wyszli do ogrodu.
– No to chodź – warczy on, zdejmuje mnie ze stołka i ostrożnie stawia na podłodze. W duszy sobie
gratuluję. Uczy się. A może to ja się uczę? Jak z nim postępować. Nie jestem pewna, ale grunt, że robimy
postępy. On wie, kiedy ustąpić i ja też wiem.
Prowadzi mnie na słońce i do grupujących się gości. Tessa ustawia ludzi w różnych konfiguracjach, a
moja mama zaraz ich przegrupowuje. Widzę, że Kate została ustawiona z Samem, więc szukam wzrokiem
Dana i widzę to, czego się spodziewałam. Złowroga mina. Czy ona to robi specjalnie?
Patrzę na Jessego.
– Rób, co każą, proszę cię. – Im bardziej będzie się stawiał, tym dłużej będzie to trwało i tym bardziej
zestresuje się mama.
– Jeśli obiecasz mi później czas tylko we dwoje.
– Obiecuję – mówię ze śmiechem.
– Dobrze. Nienawidzę się tobą dzielić – mamrocze, a ja się uśmiecham. Wiem, że tak jest.
Przez następną godzinę współpracuje bez zarzutu. Przemieszcza się, gdy jest o to proszony, uśmiecha
się na żądanie i nawet zdejmuje mi kajdanki, kiedy przychodzi czas na sesję indywidualną. Kiedy jednak
rozbrzmiewa ostatni trzask migawki, porywa mnie i niesie z powrotem do Rezydencji.
Wkrótce jesteśmy sami w jednym z apartamentów. W tym samym, w którym próbował mnie uwieść i
w którym szykowałam się do ślubu. Cicho zamyka za nami drzwi i prowadzi mnie do wielkiego, okrytego
satyną łóżka. Podnosi mnie, a sam wdrapuje się za mną, układa mnie pod sobą i spogląda zielonymi
oczami pełnymi żądzy.
– Czas tylko dla nas – szepcze i delikatnie całuje mnie w usta, a potem wtula twarz w moją szyję.
– Chcesz się przytulać? – pytam zdziwiona.
– Chcę. – Wtula się jeszcze mocniej. – Chcę się przytulać do mojej żony. Zamierzasz mi zabronić?
– Nie.
– To dobrze. Nasze małżeństwo zacznie się w sposób najlepszy z możliwych – mówi całkiem serio.
Pozwalam mu się przytulać. Biorę na siebie jego ciężar, wdycham zapach i czuję bicie serca na mojej
piersi. Lubię laki cichy czas we dwoje, ale kiedy patrzę w sufit, myśli same płyną mi do tematów, które ze
wszystkich sił odsuwałam przez ostatnie tygodnie. Okazało się to niemożliwe. Doskonałość tej chwili,
nasza miłość, jest przyćmiona wyzwaniami, które nas czekają.
Mikael się nie odzywał, więc zakładam, że nadal jest w Danii. Chwilowo to wyzwanie jest mi
oszczędzone, ale wiem, że zobowiązał się do rychłego powrotu, dlatego spodziewam się, że kiedy już
wróci, będzie wymuszał nasze spotkanie. Coral także się nie pokazywała, a Sarah została wykopana, kiedy
przyznała się do wszystkiego, o czym i tak byłam przekonana, że zrobiła. Zadawałam pytania, chciałam
się dowiedzieć więcej, ale zostałam powstrzymana w moich poszukiwaniach stanowczym spojrzeniem,
które mówiło „nie wnikaj”. Nie był szczęśliwy, ale ja byłam. Jej już nie ma. Nic więcej mi nie trzeba. Matt
się nie odzywa, więc na pewno dostał wiadomość, ale nadal jestem ciekawa, co wie na temat oporów
Jessego wobec alkoholu. No i jeszcze mój okres, który powinnam dostać w poniedziałek. Nigdy jeszcze
niczego nie pragnęłam tak bardzo. Dziecko? Nie potrafię nawet o tym m