Szpilki_1981_Nr_19

Szczegóły
Tytuł Szpilki_1981_Nr_19
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Szpilki_1981_Nr_19 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Szpilki_1981_Nr_19 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Szpilki_1981_Nr_19 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Rok XLVI Cena 7 z! JÓ ZEF DYNDA Strona 2 DO REDAKTORA mają rac|l. Ba, usunęli się chmiast do Galerii „Na Sol­ Nici Pomyślałam w du­ POMOGLIŚMY |akby w cień nawet ci, któ­ nym”, gdzie artysta łaska­ chu - nic,panie Zenek. rzy ma|ąc już wybrane so­ wie przyjmował szpalery, lidne gałęzie i przygotowa­ gęsiego Idących wzdłuż LIDIA PISS Mojemu krewnemu hu- Jelenia Góra mor tlę ostatnio poprawił. ne stosy szukali tylko kan­ ciasno porozwieszanych Pracownik z Huty „Warsza­ dydatów na wisielców prac, wielbicieli i hołdowni- wa” natknął sią na jego sa­ i ewentualnych czarownic. ków. Zachwyt był powsze­ Słowem, cisza aż biła po chny i ogromny. W powie­ BANK „SZPILEK” mochód w okolicach War­ ki. Jeśli Pan wydrukował uszach. Słychać było tylko trzu, nad zwiedzającymi, moją prośbą do złodzieja głośne przełykanie śliny. krzyżowały się okrzyki: „O Nazywam się Jarosław o zwrot samochodu (wy­ Coś niedobrego było w po­ Jezu", „Ale lala", „Niech la Bochyński, mieszkam drukowaliśmy w nr 18 - wietrzu. Chodząc ulicami skonam", a szczytem w Opolu I od kilku lat jes­ red.), to chciałbym mu na miasta albo wspomagając uznania dla Mleczki było tem stałym czytelnikiem łamach pisma podzięko­ kasowanymi biletami Miej­ pełne namiętności „O kuu* Waszego tygodnika. wać. Złodziej okazał duże skie Przedsiębiorstwo Ko­ urwą", wybijające go na Chcąc umożliwić jego czy­ poczucie humoru: ukradł munikacyjne zastanawia­ barda ludu. Nie czekał zbyt tanie również innym posta­ akumulator, a zostawił ko­ łem się, co stało się temu długo, by zabrnąć pod nowiłem napisać do Was ło zapasowe. Trzeba do­ rozdyskutowanemu społe­ strzechy. z prośbą o zamieszczenie dać, że wybił szybką i zde­ czeństwu? „Solidarność” Nie potrafiła natomiast w „Banku Szpilek” krótkle- polecenia - milczeć, o Ile o ogłoszenia. Otóż posla- molował stacyjką, co jest zrozumiałe, gdyż musiał ja­ wiem, nie wydawała. Nie było także rządowej dyrek­ zachować się wrocławska prasa. Ośmielono się na­ S am do odstąpienia nume­ koś odjechać. Zabrał jesz­ wet wypomnieć Mistrzowi, ry „Szpilek” (podwójne): cze komplet kluczy samo­ tywy o powszechnym ga­ że jeszcze parę lat temu to 1974 r. - nr 32, 38, 43, 47 chodowych (narządzi) oraz daniu, przeciw któremu to cieszył się, kiedy brano od­ 1975 r . - nr 1,27,41 do 50 koc, co |est także wytłuma- zjednoczone milczenie bitki jego rysunków za dar­ 1976 r. - nr 1 do 10,12 do czalne, ponieważ wypada­ mogłoby być protestem. mo, a teraz od każdego 17,19,21 do 24 ło akumulator w coś zawi­ Więc co? chce ciężkich pieniędzy. 1981 r. - nr 7 do 13. nąć. Dziękują złodziejowi, Szukając odpowiedzi za­ Po takich wystąpieniach Pod warunkiem, że od­ że nie rozbił samochodu cząłem uważniej przyglą­ trudno dziwić się narzeka­ stąpię je wszystkie za ład­ oraz, że postawił go w wi­ dać się ludziom. Aż wresz­ niom na prasę. Do krytyko­ cie - Eureka l Na sweterku nym razem. docznym miejscu. wania to pierwsza, ale po­ opinającym, tak że panom Z poważaniem RADOSŁAW ZIĘCINA chwalić, że można było do­ v JAROSŁAW BOCHYŃSKI Warszawa robiło się duszno, górną stać Mleczko, mimo kole­ połowę jednej z wrocławla- 45-062 Opole jek, bez kartek, już nie­ ul. Kościuszki 11 m 13 nek dojrzałem znaczek - łaska. MARZEC „Obywatelu! Nie pieprz WE WROCŁAWIU bez sensu/” I stała się jas­ MARIAN URBANEK ność; zrozumiałem. Naród, Wrocław Marzec we Wrocławiu do którego nie trafiają Medal „Za długoletnie był miesiącem ciszy i spo­ referatowo-dzlennikowo- pożycie małżeńskie” lub koju. Umilkły tramwajowe zebranłowe slogany ugiął sto sztuk banknotów z koń­ Polaków dyskusje, ucichli się przed rubasznym I ude­ NIC.PANIE ZENEK ca XIX I początków XX w. wszyscy wychodzący do­ rzającym prosto między odstąpię za następujące tąd z założenia, że im głoś­ oczy dowcipem Andrzeja numery „Szpilek”: Od kilku dni mó| mózg 1980 - 42-45, niej krzyczą tym więcej Mleczki. Pobiegłem naty­ nadaje: „Panie Zenek co 1981 - 2-8,13. się porobiło". Chodzę, pa­ NIETAKT trzę i nadziwić się nie mo­ MAREK T. BARAŃSKI gę. W |ednym z ostatnich Krynki 113, dni kwietnia 1981 r. około 27-133 Brody Z okazji wyborów we Franc|i przesyłam zdjęcie Ireny Sze- wińskiej z prezydentem Valerym Giscardem d'Estaing, który godziny 14.30 przechodzi­ • swego czasu wręczył nasze| rekordzistce nagrodę Francu­ łam przez plac Teatralny. skiej Akademii Sportu dla najlepszej sportsmenki świata Tuż przed Teatrem Wielkim Moje spotkania ze w 1974 roku. Zdjęcie to ukazuje się w Polsce bodaj po raz stało wiele różnych samo­ „Szpilkami” rozpoczęły się pierwszy, nie licząc wydrukowania w wydawnictwie „Polski chodów. Między dwoma w latach sześćdziesiątych. Komitet Olimpijski - The Pollsh Olymplc Commltte” wydane­ autobusami dostrzegłam Zacząłem zbierać numery, go przez COIRT W-wa Mazowiecka 7 (brak daty), z które| to dwie kobiety w podkasa- oprawiałem roczniki, bo­ publlkac|i zostało |ednak przed wysłaniem za granicę skrzęt­ nych spódnicach. Sikały gaciłem bibliotekę satyry, nie wydarte, ponieważ akurat nie było w nim również zd|ęcia przed Teatrem Wielkim. wreszcie napisałem pracę innego pana, uważanego wówczas u nas za głowę państwa. Patrzył na to plac Teatral­ o satyrze współczesnej. ny, patrzyła Nike, patrzyło Już jako magister filologii Warszawa niebo polskie i ja. Tym ra­ polskiej posłałem do zem nie miałam aparatu fo­ „Szpilek” parę donosów, tograficznego. Przechodzi­ powiększyłem również ła też tamtędy młoda ko­ grono młodych, zdolnych, bieta w zielonym płaszczu. którzy się nie sprawdzili. Zaszokował |ą ów widok. Satyrą jak mi się wydaje, Rozmawiałyśmy. Trudno dosyć skutecznie zaintere­ było - w tej sytuacji - in­ sowałem mojego syna. Za terweniować. Zdążyłam to wszystko, dzlęku|ę auto­ zapisać numer rejestracyj­ rom I redaktorom „Szpi­ ny. Oto on - SUC 456H. To­ lek” I proszę o zamieszcze­ warzystwo było pijane. nie następującego ogło­ W chwili gdy podeszłam do szenia: panów rozmawiających „Sprzedam oprawione przy drzwiach służbowego roczniki „Szpilek” samochodu - kierowca z lat 1970*-1980” w popłochu pijane bractwo BOGDAN PNIEWSKI począł pchać do pojazdu. Na moje pytanie - Skąd pa­ 82-110 Sztutowo nowie jesteście? - jeden ul. Zalewowa 10c/4 z nich odpowiedział - dla­ * r. 1970-zawieranumery czego, czy coś się stało? małe od prima aprilis - 13. Strona 3 PARADOKSY w z g lą d z ie zg o d n y Jest K a la b lń s k i z G a ­ w o rs k im , M o d z e le w s k i z W o jn ą : C zy żb y w y ró ż n ik ie m p ra w d z iw e j d e m o k ra c ji b y ­ ła Is to tn ie w ro g o ś ć w o b e c lu d zi, g ło s z ą ­ cych p o g lą d y o d m ie n n e o d n a s zy c h ? DEMOKRACJI I . II W ra d iu s łu c h a m d y s k u s |l, c zy P a rtii p o z o s ta w ić ro lą k ie ro w n ic z ą czy p r z e ­ C o ra z w lą c e j o tw ie ra s ią n a m szkó ł, w o d n ią . J a k iś d y s k u ta n t z K ra k o w a (c o ­ w k tó ry c h n a u c z a |ą d e m o k ra c ji. M n o ­ ra z w ią c e j p ro ro k ó w w y w o d zi sią nb. g o ś ć n a u c z y c ie li u ja w n ia , ż e i d e m o k ra ­ z te g o m ia s ta !) u c zu la n a zło , Jakiego c je b y w a ją ro z m a ite . In a c z e j Ją w id zi p rzy s p o rzy ły k ra jo w i c za s y , g d y w s z y ­ K a la b lń s k i, in a c z e j G a w o rs k i; in a c z e j stko z a le ż a ło o d o m n łp o te n c ji „ a p a r a tu ” , M o d z e le w s k i, in a c z e j W o jn a . W z a s a d z ie e rg o o d d y le ta n tó w ; d y s k u ta n t z K ra k o ­ ó w p lu ra liz m p o w in ie n c ie s z y ć . P o la ta c h w a Jest z a ty m , ż e b y „ a p a ra to w i” p o z o ­ q u a s l-)e d n o m y ś ln o ś c l n a rz u c o n e j s p o ­ s ta w ić p ro b le m y o b ro n n o ś c i, b e z p ie ­ łe c z e ń s tw u p rz e z „ W ie c z ó r z D z ie n n i­ c z e ń s tw a I s p ra w z a g ra n ic z n y c h , re s z tą k ie m ” m o ż e s o b ie o n o s w o b o d n ie p o o d ­ z a ś n a s zy c h s p ra w p o w s ze d n ic h o d d a ć d y c h a ć . J a k s ią ko m u d y s z e ć c h c e ... w e w ła d a n ie s p o łe c z e ń s tw u . T y le ż e z w o le n n ic y p ra w d z iw e j d e m o ­ E fe k to w n a te z a : rzą d y g ru p k i d y le ta n ­ k ra c ji ra d zi by d la n ie j p o z y s k a ć lu d zi, tó w z a s tą p ić rz ą d a m i m a s d y le ta n c k ic h . o g łu p ia ły c h d łu g o le tn im p ra n ie m m ó z ­ P o m y sł, iżb y rz ą d c ą -d y le ta n ta z a s tą p ić g ó w . K tó ra ato li d e m o k ra c ja Jest p r a w ­ fa c h o w c e m Jakoś s ią d y s k u ta n to w i d z iw a ? G ło s y s ą p o d z ie lo n e . In a c z e j to z K ra k o w a n ie n a s u n ą ł. W ia ra w zb io ro ­ w id zi K a la b lń s k i, in a c z e j G a w o rs k i, In a ­ w o ść Jako Jedyną g w a ra n c ją p ra w id ło ­ c z e j M o d z e le w s k i, In a c z e j W o jn a . A w a l­ w ości d z ia ła ń s p o łe c z n y c h b ą d z le Jesz­ c z ą c w s łu s z n e j, b o n a k ie ru n k o w a n e j n a c z e p rz e z d łu g ie m ie s ią c e k o n s e k w e n ­ o z d ro w le n ie n a ro d u s p ra w ie , n ie s z c z ą - c ją s c h o rz e ń , Jakie k ra jo w i p o z o s ta w iła dzi k a ż d y z nich sił, b y w s p o rz e w y g ra ć . w s p a d k u e k ip a G ie rk a . N ie s zc z ą d z i s ił ni p rz e c iw n ik ó w , w tym REDAKTOR Oto Urocze jia czefe odnowy? S Z Y M O N K O B Y L IŃ 8 K I 3 Strona 4 Spojrzał na swój lasek - Gdy Małek jechał pociągiem i kon­ JA N P IA S E C K I I aż się przestraszył: duktorka próbowała zarobić na lewo, napisał o tym: Jestem sobie konduk­ Same krzaki zostały torka, do swojego ciągnę worka, z każdej trasy przywieźć muszę choć W prasie debiutował Małek treścia­ p ó i raty na kożuszek. Wsi zaczął przy­ mi najbardziej popularnymi. Pierwszy glądać się z różnych stron. Miał czas SATYRYK wiersz umieścił w „Gromadzie Rolni­ na doświadczenia. Mieszka od dzieci­ ku Polskim” w 1957 r., sięgając do ństwa przez 46 lat, w tym samym domu popularnej piosenki ludowej: po rodzicach. Tylko dom zamienił z drewnianego na murowany. Czy nig­ Pije Kuba do Jakuba dy nie miał ochoty przeprowadzić się NA Jakub do Michała... do miasta? Nie miał, bo po co? Kiedy Michał Kubie dał po czubie - zaczynali budować murowany dom, żona chciała, żeby w Lublinie go po­ Ot, zabawa cała! stawili. Chciała, bo jej krewni tam mie­ ROLI szkają. A jemu po co? Co by on tam Przeróbki wiersza przynosiły opis zja­ robił? Z pisania by się nie utrzymał. wisk i przyczyn: Tutaj ma trzy źródła dochodu: gospo­ darstwo, wieżę i poezję. Poza tym Pije Kuba do Jakuba przyzwyczaił się do wsi: Jakub pić nie może Więc gotowa już rozróba - Myślałem - będę dla Innych I Jakuba nożem. wzorem A jestem wsi pośmiewisko Cóż, że odwilż - taki klimat Oprócz tego, że pisze satyry i etato­ Zleciłem bowiem stawiać oborę Pośliżnie się, kum podtrzyma wo pilnuje w Bożym Darze przekaźni­ Spółdzielczym specjalistom ka telewizyjnych treści, jest także Ma­ Zamiast podłogi kratkę zrobili, (JÓZEF MAŁEK) łek rolnikiem gospodarującym na nie­ całych dwóch hektarach. Wszystkiego By krowy stały bez ściółki, Na wsi podobnie jak w mieście często można spotkać specyficzny gatunek człowieka zwanego poetą. Każdego, właściwie, przy nie umiera­ jących tradycjach można podejrze­ wać, że chociaż po cichu rymuje. Ale na złośliwą odmianę poety zwaną sa­ tyrykiem nigdy urodzaju nie było, a kiełkujące okazy posypywano zwy­ kle azotoksem, z dobrym skutkiem. Toteż dla ateisty nie jest zrozumiałe, dlaczego w Bożym Darze leżącym pół godziny jazdy na południe od Lublina wyspecjalizował się akurat w tym ga­ tunku Józef Małek, którego satyry roz­ sławiły amatorski kabaret „Rzep” . Małka do dziś nie zepsuło powodze­ nie. Nie jest nawiedzony, nie opowia­ da nikomu we wsi (18 zagród), że ma talent. Mimo że wydał dwie książki, nie uważa, że przestał być pospolitym człowiekiem. Próbuję tłumaczyć uzdolnienia sa­ tyryczne Małka tym, że dorabiając do gospodarstwa jako strażnik w telewi­ zyjnej wieży przekaźnikowej, może wejść na tę wieżę, a wszystko na dole robi się wtedy śmiesznie małe. Małek hoduję po trochu - mówi - a najwięcej krowy się kładły I moi mili, polemizuje z taką genezą jego twór­ lnu. Nie chodzi o to, że mam zamiło­ powyrywały se dójkl. czości. ponieważ zaczął pisać wiersze wanie do lnu. Po prostu dobrze płacą. już w szkole podstawowej, która była A inwestować trzeba. O wszystko co Za granicę Małek nie wyjeżdża. Na pierwszym i ostatnim szczeblem jego konieczne do gospodarstwa muszę wczasach to on przebywa w polu. Ale edukacji. troszczyć się sam. To było i jest może za to jeżdżą po świecie jego dzieci. pierwsze, naturalne źródło satyry: Córka była na Węgrzech, a syn w NRD. Patrzył i czuł głównie potrzebę Podróże po Polsce zawdzięcza Małek śmiechu, tego charakterystycznego Poszedł Marek na jarmarek, kabaretowi „Rzep". Jeździł jako autor śmiechu naszego, który wyróżnia się kupił sobie oś, tekstów, które w mniejszych i wię­ tym, iż jest ciężki. Od początku najle­ kszych miejscowościach wywoływały piej układały się Małkowi nowe teksty Zaraz pękła mu na dwoje, śmiechy i zapytania: Kto to tak dobrze do starych melodii, najczęściej ludo­ bo ją sknocił ktoś, ujął? Następnie musiał odbyć wiele wych. Gdy kabaret „Rzep” śpiewał je Poszedł Marek na jarmarek, nieformalnych spotkań autorskich już długo, Małek zmieniał słowa na z widzami kabaretu. Niejednokrotnie inne i w ten sposób amatorski kaba­ kupił sobie wóz, Mokre drzewo w wozie było, czy to w mieście, czy we wsi proszono ret, specjalizując się coraz bardziej w muzycznym wykonaniu starych lu­ go, by skrytykował miejscowe wady stąd dziś w kołach luz. i podsuwano tematy. dowych piosenek, miał coraz śwież­ sze treści: (...) Na pytanie w jaki sposób spędza Czas najwyższy, aby wreszcie wolny czas, Małek odpowiada: tutaj, Hej, przeleciał ptaszek taki jarmark znikł, przy tym złodzieju... i pokazuje telewi­ Nad rodzinny lasek aby Marka na jarmarku zor. Jedna cecha Małka mająca nie­ Siwe piórka na nim zadrżały nie kantował nikt. wątpliwie znaczenie w twórczości sa- Strona 5 tyrycznej, rzuca się w oczy. Mianowi­ Rychło się dowiedział: cie nieufność. To pozwala mu oceniać Żebyś z siewami zdążył ludzi, którzy mają wyższe stanowiska W teczce sołtys siedział. w terminie niż on; oczywiście wtedy, gdy nie pra­ Jechałbym jechał, chętnie cuje na wieży przekaźnikowej: wymieniał Satyry polityczne Małek zaczął pi­ Kulawiaków Jaś magistrem, sać, bo była taka potrzeba dla kabare­ Ale w GS-ie pszenlczki nie ma. tu. Te tematy ludzi śmieszyły. Ale był Jeżeli nie ma, siej własną „Olzę” Ale głupi jest jak palec, kłopot z cenzurą. Raz kabaret wykonał Ja mu ciągle - co, jak - piszę, z marszu utwór Małka, świeżo napisa­ Na naszych glebach plonuje On nie słucha mych rad wcale. ny, a potem przyjechali z Lublina. Py­ dobrze. Franek Mąka profesorem, tali kto napisał. No, ja napisałem - Nie mogę Maryś, bo zbiorę powiedział. Czy było ocenzurowane - grzywny Bliski jest Nagrody Nobla. spytali. Nie wiem - powiedział i napi­ Taki osioł - pod honorem. sał oświadczenie, że nie wiedział. Zem polityce rolnej przeciwny. Jeszcze w siódmej z matmy Sprawa spadła na głowę kierowniczce kabaretu. Ona nie miała pretensji - Ciągle tylko ta polityka, i polityka, oblał. jakby na niej świat się kończył. A czy mówi Małek - bo jest na emeryturze, a z kabaretem pracuje społecznie. To np. miłość to pies? O miłości też Ma­ Nie widać w domu ani obejściu, aby łek pisze: Małek był chłopem bogatym. W jednej było wtedy, kiedy wyszła uchwała z satyr skarżył się, że nie ma auta. o chłopskich emeryturach. Małka zde­ nerwowało, że kiedy chłop ma 60 lat. Pan mówi, że wiosna, Dawniej pisał dla zabawy, teraz dla zarobku. Kiedy krzczonowski „Rzep" wtedy obliczają, ile dochodu wypra­ Że świat piękny i śliczny...? występuje z jego tekstami, Małek do­ cowuje. A poza tym zanim chłop do­ Szef wspomniał nam coś tam, staje 500 złotych. Dawniej kabaret wy­ czeka, aż wyliczą, „to pójdzie przed Ale nie dał wytycznych stępował co tydzień i wpadały co mie­ tym terminem na tak zwany wieczny siąc do kieszeni dwa tysiące. Teraz po odpoczynek". dziesięciu latach „am atorskiej" dzia­ Pani mówi, że strumyk Całego wiersza nie da, bo nie ma. Coś tam szepce i gada...? łalności entuzjazm musiał nieco zrzednąć i „Rzep" występuje raz na Kiedy ludzie się dowiedzieli, że wiersz wzbudził zainteresowanie w Lublinie Coś tam szepce...? Rozumiem dwa, trzy miesiące. Za to inni zaczęli Jutro sprawie bieg nadam wykorzystywać teksty Małka. W gaze­ zaczęli wydzierać go z rąk aż dzieło tach płacą. „Wesoły autobus" też za­ gdzieś zginęło. Małek dysponuje inny­ płacił. Tylko Wojciech Siemion, gdy mi wierszami satyrycznymi drukowa­ Pani mówi, żem bałwan z moich tekstów korzystał - mówi Ma­ nymi już w prasie: I idiota szczególny, łek - ani grosza nie zapłacił. Proszę pani, lak śmiałbym Władza na niższym szczeblu ma Czemu nie siejesz Jasiu Bez zaleceń odgórnych? czasem to do siebie, że staje się zaja­ pszeniczkl? dłą karykaturą władzy na wyższym. To Nie mam Marysiu z Rady niewątpliwe ułatwienie dla wiejskiego Czasem w satyrach Małka prawda wytycznych. brzmi w sposób równie udany literac­ satyryka. Małek nie boi się swojej wła­ dzy. ale i władza nie boi się Małka, A bez wytycznych zasiać nie ko, a ponadto czysty, pozbawiony za­ uważając, że on żartuje: możesz? bawy, żartu,, ironii, przekazujący Nie, bo gromadzkie plany wprost los najbliższego środowiska: Na wiejskie zebranie rozłożę. Co dzień od świtu do późnej nocy Wyborów sołtysa A cóż to znowu za ważne plany? człowiek się nosem o ziemię Szedł z teczką wypchaną Plany planowej odmian Ktoś z Rady i wzdycha wspiera, wymiany. w bruździe rodzina na obiad - Czemu - dumał Kubai - Więc do GS-u jedź ziarno Teczka taka gruba? psioczy wymień, że jedno danie i bez deseru. Strona 6 KURCZĘ Z GRZYBKIEM Grzybek wyhodował się sam, w czyni# społecznym, jakby w odpowiedzi na głos opinii publicznej domagające! się wzbo­ gacenia naszego menu. Grzybek jest dodatkiem całkowicie bezpłatnym, aczkolwiek nie występuje w wolnej sprzedaży. Żeby nabyć grzyb­ ka, trzeba zdobyć kurczaka, grzybek |est więc w pewien sposób reglamentowany systemem kartkowym. • ★ ★ ★ Szczęśliwym właścicielem grzybka Z Y G M U N T Z AR A DK IE W IC Z jest (podlegający Warszawskim Zakła­ dom Drobiarskim) zakład wylęgowy w Grodzisku. W dwóch supernowoczes­ nych, holenderskich aparatach wylęgo­ wych, z których każdy zastępuje kilka­ dziesiąt tysięcy kwok, grzybkowi stwo­ rzono komfortowe werunkl egzystencji: stałą temperatura, stałą wilgotność po­ wietrza. Jego spokoju nie zakłócały zbyt częste I zbyt dokładne dezynfekcje, nie nachodziły kontrole... Hojnie mógł sobą obdarzać wylęgają­ ce się pisklęta, a także pilnujące |e pra­ cownice. ★ * * z grzybkiem na nasze nader ubogie sto­ Historia może mieć jednak ciąg dalszy Kiedy komuś |est za dobrze, zawsze i zakończenie optymistyczne. Być może się zna|duje zazdrośnik, któremu to ły. Trudno lednak, nie zawaha|my się użyć tego słowa, od prywaciarza wyma­ grzybkowi udało się gdzieś przyczaić przeszkadza. W roli zazdrośnika w tej I nie wytropiony przez klikę hodowców gać, by zrozumiał społeczny Interes! Do historyjce występują hodowcy drobiu, drobiu I SANEPID trafi leszcze na rynek? którzy z państwowego zakładu w Grodzi­ hodowli grzybka nikt Im przecież nie do­ płacał, wręcz przeciwnie. Oni musieli do­ Być może znowu kupimy aparaty wylę­ sku odbierali pisklęta, by w prywatnych gowe, których nie będziemy umieli po­ płacać ponosząc koszt padniętego, fermach wychować z nich kurczaki. Ho­ rządnie dezynfekować? Być może zno­ dowcy byli zresztą głównie prywatni, co a przecież przez pewien czas karmione­ go drobiu. Cl liczący kilka razy każdą wu brudna rzeczywistość dogoni super­ rzuca właściwe światło na Ich stosunek nowoczesną technikę, co pozwoli na re­ złotówkę egoiści, posługując się dono­ do oprawy grzybka. alizację |akże smacznie brzmiącego ha­ Grzybek hodowcom się nie podobał. sami I nasyłaląc kontrole doprowadzili do zamknięcia tak znakomicie prosperu­ sła: kurczę z grzybkiem na każdym stole! Faktem |est, że symbioza z grzybkiem nie służyła wszystkim kurczakom, co jącego zakładu w Grodzisku. stanowiło pewną przeszkodę w dołado­ Dalsza egzystencja grzybka została wywaniu ich do wieku rzeźnego. Ale w ten sposób podcięta. H A L IN A z drugiej strony te, które nie zdążyły przedwcześnie zdechnąć trafiały wraz ★ ★ ★ Z IE L IŃ S K A Strona 7 a g n ie s z k a ROZMOWA NIEZAPISANEJ KARTKI o s ie c k a z ZAPISANA KARTKA_ _ _ _ _ _ _ NIEZAPISANA KARTKA: N.K.: Można zmienić format. N.K.: Rozwinąć skrzydła. A pani to zawsze taka Popracować nad sobą. Z.K.: Pani się śmieje. smutna. Z.K.: Stary papier. Niska N.K.: Wytrzeć tamto - gumką ZAPISANA KARTKA: Ja? jakość. myszką. N.K.: Ja tego nie rozumiem. N.K.: Można się zmienić, zo­ Z.K.: Schudnę na śmierć. Zawsze jest jakaś nadzieja, stać na przykład latawcem. N.K.: W najgorszym wypadku jakieś jutro. Z.K.: W moim wieku? -dostać coś. Z.K.: Jutro? . Z.K.: Coś dopisać. N.K.: No to pojutrze. N.K.: Dopisać choćby jeden Z.K.: Ale w moim wypadku? Ja? Strona 8 Starając się opanować rosnący po­ i spojrzał na mnie z piaskownicy dziwnie A N D R ZEJ śpiech, spacerowym krokiem udałem błękitnymi oczętami. C ZE K A LS K I się na pobliskie osiedle. - Nie chcę balona - powiedział z po­ Jeden tylko szkrab bez przekonania gardą w głosie. SŁO DK I grzebał w piaskownicy. Zlustrowałem go bacznym spojrze­ - A co chce kołeczek? - spytałem z nadzieją w głosie, choć czas naglił, W A M P IR Nagle z nieubłaganą szczerością zda­ niem. W zasadzie nie bardzo odpowiadał moim potrzebom lecz wyboru nie było a czas naglił niepokojąco. Tłumiąc popę- a ssać chciało się coraz bardziej. - Po­ wiedz tylko a wujek kupi! W jego błękitnych oczętach pojawił łem sobie sprawę, ie nadszedł mój czas. dliwość dokładnie rozejrzałem się po te­ się cień cichej nadziei. Gorzko, gorzko! Jeszcze resztkami siły renie. W pobliżu nie było nikogo, tylko - Kup mi Miłosza! - powiedziałstano­ woli próbowałem jakoś sobie to przetłu­ w oknach wieżowca wietrzyła się po­ wczo. maczyć, wyperswadować... „Ty podły ściel, łącząc sielskość z nowoczesnoś­ Minęła długa chwila nim zrozumiałem, draniu... - szeptałem sam do siebie - ... cią. Poczułem, że pocą mi się dłonie. że nieszczęśliwie trafiłem na przypadek dogadzając niskim zachciankom, brutal­ Wolno zbliżyłem się do malca. Postano­ dziecka przyspieszonego w rozwoju. Za­ nie naruszasz przyjąty układ społeczny. wiłem unikać, przynajmniej we wstępnej pewne matka w okresie brzemiennym I krzywdzisz, krzywdzisz słabych i nie­ fazie, gwałtu. Rozpaczliwie przywołałem lekkomyślnie spożywała nadmierne po­ winnych!” Te piękne, szlachetne słowa resztki pedagogicznych wtajemniczeń. rcje marchewki uprawianej przy pomocy nie potrafiły jednak ju i wzruszać. Uczu­ - Pójdziesz z wujkiem, aniołku? - sztucznego nawozu. Cóż miałem po­ łem, ie przegram raz jeszcze. spytałem starając się nadać głosowi re­ cząć? Mogłem podstępnie obiecać mu Widok za oknem zmuszał do szybkie­ sztki cennej słodyczy. balon, konia na biegunach, okręt a na­ go działania. Skupiłem całe siły, by raz Pogrążony w swoich dziecinnych ra­ wet helikopter, lecz są granice, których jeszcze podjąć nierówną walkę. Trzęsą­ dościach nawet nie odwrócił głowy. nawet kłamiąc przekroczyć nie wolno. cą się dłonią szybko wykręciłem numer - Chodź z wujkiem - kusiłem uparcie Chciałem odejść bez słowa, ale po na­ telefonu zaufania. - Wujek kupi ci wielkiego, kolorowego myśle postanowiłęm pozwolić sobie na - Halo? - usłyszałem w słuchawce batona... małą ironię. cichy, dobry głos. Wreszcie raczył się zainteresować - Za Miłosza, kochanie - powiedzia­ - Czuję - spowiadałem się gorączko­ łem z przekąsem - to wujek może mieć wo - że popełnię czyn, czyn haniebny, dużo lepszego chłopczyka. którego w żadnym wypadku popełnić mi Ukłoniłem się niezręcznie i pełen nie­ nie wolno... Pomóżcie! Poradźcie! Co spokojnych nadziei ruszyłem na dalsze robić?!? poszukiwania. W słuchawce coś trzasło I zachrobo- Gorzko, ach, jak bardzo gorzko! Na tało. samą myśl o ssaniu w ustach zbierała - A to pilne?-spytał ten cichy i dobry się zła ślina. Rozpacz ogarniała na myśl, głos. że nikt nie zrozumie moich cierpień. - Jeszcze jak!! - wykrzyknąłem. - Tu Sądząc z obliczeń, czasu zostało już się liczy każda sekunda! niewiele. Okoliczności sprzyjające spra­ - To proszę chwilę poczekać - usły­ wie za chwilę mogły minąć bezpo­ szałem krzepiącą odpowiedź. - Spytam wrotnie. kierownika... Bez tchu prawie przebiegałem obok Drżąc cały, czekałem w pokorze. Go­ pustych piaskownic i wyludnionych pla­ rzko, och, jak gorzko! cyków do zabaw. Gdzieniegdzie zdarza­ - Kierownik mówi, że jak pan się ły się wprawdzie pojedyncze egzempla­ wstrzyma to samo przejdzie. Kierowni­ rze dziecięce, lecz zawsze pod czujnym kowi zawsze przechodziło. baczeniem dorosłych. - Ale ja nie potrafię się wstrzymać!!! Rozpacz złapała mnie za gardło. Jak - To czy ja wiem? - zatroskał się żałosny byłem w te] beznadziejnej goni­ cichy, dobry głos - - „Nervosol" dobrze twie za zakazanym spełnieniem. Czułem robi... wzbierające łzy, gorzkie łzy... Cisnąłem słuchawkę. Śmiać mi się na­ I wtedy nagle, nie wierząc swemu gle zachciało. O innym zupełnie smaku szczęściu, dojrzałem czerwony wóze- niż ziołowy marzyłem. Possać, szybko czek ukryty w zaułku bramy. Zewsząd possać! Złowrogi instynkt był silniejszy, wiało pustką, ciszą i spokojem. Podsze­ zrozumiałem, że przegrałem walkę. dłem na palcach i nachyliłem się z na­ Przed wyjściem obejrzałem się do­ dzieją. W różowej podusi niewinnie spał kładnie w lustrze. Nawet łamiąc układy rozkoszny osesek niewiadomej płci. społeczne, trzeba przyjąć pewne reguły Płeć, przyznam szczerze, nie miała dla gry. Pod żadnym pozorem nie powinie­ mnie znaczenia. Jego rączyny, które nie nem zwracać na siebie uwagi. Zwykły, zdążyły jeszcze nikogo skrzywdzić, bez­ szary przechodzień, ot, |eden z takich bronnie zaciskały się na pieluszkach. jakich wielu w tłumie. Po chwili namysłu Był chudy, drobny, cóż wspanialszego przykleiłem sztuczne wąsy, podporząd­ mogłem sobie wymarzyć! kowując się obowiązującym w tym za­ Szybko porwałem maleństwo na ręce kresie wymogom mody męskiej. Raz je­ i biegiem ruszyłem ku spełnieniu. Czu­ szcze z pogardą spojrzałem na moje łem nieuchwytny zapach pieluszek, za­ wiecznie nienasycone usta i ostrożnie pach szczęśliwego dzieciństwa. Na mo­ wymknąłem się z mieszkania. jej piersi ufnie biło drobne serduszko. W piaskownicy starannie wypełnione! żużlem i kapslami po piwie wesoło igra­ Gorzko! Gorzko! Ssanie, coraz bliższe ły w słońcu rozkoszne bobasy. Poczułem już ssanie! Jeszcze raz dopisało mi silne wzruszenie,nad którym jednak na­ szczęście. Zdążyłem! tychmiast zapanowałem. Każda próba Szybko wbiegłem do sklepu i po chwili działania na własnym terenie zwiększa­ z niemowlęciem na ręku, kupiłem bez ła niebezpieczeństwo zdemaskowania. kolejki pół kilograma cukierków. Strona 9 KRZYSZTOF JA R O SZYŃ SK I KRYZYS MYŚLENIA Duto tlę ostatnio mówi o etyce dziennikarskie], ]akby nien umieć myśleć specyficz­ nie. To, co na całym świacie - było o czym. Pewien odłam no, może prawie całym - było­ dziennikarstwa dopiero nie­ by nonsensem, u nas spraw­ dawno zwąchał, że coś ta od­ dza sie znakomicie, i odwrot­ nowa przybiera charakter sta­ nie. Na świacie dąży sie do ły i najwyższy czas sią przepo­ zlikwidowania łapownictwa. czwarzyć. Nagle próbuje my­ Ponieważ u nas jest to nie­ śleć logicznie, a ponieważ jest możliwe, należy dążyć do upo­ to nieco powyżej ich możli­ wszechnienia łapownictwa. wości, więc wynik ich pracy może już nie tumani, a tylko Gdyby każdy obywatel za wszystko musiał dawać ła­ śmieszy i przestrasza. Nie­ dawno usłyszałem w radiu, jak pówką, to ostateczny bilans byłby zerowy, ponieważ wszy­ ktoś rozprawia sie z rybołóws­ scy lesteśmy sobie potrzebni. twem. Cytuje: „Nie jest dla ni­ kogo ta|emnicą...” Tu drobna Oto na przykład krótki sche­ uwaga - takim wstąpem opa­ mat zależności miądzy górni­ truje sie ostatnio wyłącznie in­ kiem a drukarzem. Drukarz ma formacje, które w Istocie b y ­ w domu piec, wiąc daje łapów­ ły tajemnice, czego najlep­ ką w punkcie sprzedaży wę­ szym dowodem jest, że nikt gla, kierownik punktu te same o nich nie wiedział. Cytuje da­ pieniądze daje dysponentowi lej: „... że nasze statki rybac­ wojewódzkiemu od wągla, ten kie pływające na Morzu Pół­ daje w ministerstwie, żeby nocnym nie łowią ryb, tylko o nim nie zapominali, minister­ skupu|ą śledzie I dorsze od stwo wręcza dyrekcji kopalni, innych, zagranicznych stat­ żeby było z węglem jak należy, ków, łowiących w tamte| okoli­ dyrekcja da górnikowi, żeby cy. Jest to koszmarny ab- mu sią chciało wydobywać. 8urd!" Ucieszyłem sie, ho fak­ Oórnik po pracy zechce prze­ dze wróciły wiąc do właścicie- wierszyk. Bardzo mi zależyl tycznie absurd, wiec i dzienni­ czytać gazetą, daje wiąc kio­ la. A kiedy sią przyzwyczaimy, Zechce pani przyląć to skrom- karz bystry. I co usłyszałem za skarce, żeby odłożyła, kio­ nawet te wędrówki pieniądzy ne..." No bo jak wszyscy, to chwile: koszmarny absurd! skarka wręczy kopertą kolpor­ nie będą męczyć. Ktoś nie- wszyscy. Przecież w kraju, Przecież nasze statki rybaękle tażowi, żeby przydzielił. Kol­ dawno tłumaczył ml, że takie gdzie nic nie działa normalnie, mogłyby pływać na Morze portaż odpali dyrekcji drukar­ życie stałoby sią łatwiejsze. |edna instytucja nie może sią Śródziemne I skupować ni, żeby wszystko było na Bo oto za kilka lat autor wsze- wyłamywać. Trzeba wiąc my- znacznie tańsze i smaczniej­ czas, a dyrekcja posmaru|e dłby do cenzury z wierszykiem śleć inaczej, wprawdzie nie sze tuńczyki." No... tak. drukarzowi, żeby mu sią i bombonierką. Oraz kopertą, tak, jak dawniej, ale i nie tak, Inna sprawa, że Polak powi­ chciało złożyć numer. Pienią­ „Mam tu... widzi pani... taki jak gdzie Indziej. CZYCZYt O Strona 10 DZIENNIK ZAŻALEŃ handlu kolportowali pogło­ ską, ża do Delikatesów rzu­ czyk. - Idziemy. Tylko trze­ ba zabrać ze sobą worki spotkaliśmy sklego juniora. Pataszoń- cono podgardlankę I po­ i butelki, bo to coś może - Podobno coś rzucono tem to sie nie potwierdziło. być albo sypkie albo w pły­ na Żurawiej? - zapytała Propagandę sukcesu jesz­ nie. Żeby nie znaleźć sią baronowa Sołowiejczyk. cze ciągle funkcjonuje. w niezrącznej sytuacji. - Owszem - rzekł Pata- Włożyliśmy butelki do szoński junior w czynie Ta uwaga lekko dotknęła społecznym. - Ulotki. Zyzla. worka. - Wezme walizeczkę? - Precz i Niech ży|e! - Informacja pochodzi z poważnego źródła - rzekł zaproponował mgr Kąkul- Zawróciliśmy. chłodno. - Nie wiem co rzu­ czyniański. Ciągle mamy za dużo pa­ cono, ale fakt nie ulega wą­ - Weź - zgodziliśmy ale- pieru i to nam dezorganizu­ tpliwości. Zaraz tu przysze­ - Może sle przydać w razie je życie. dłem, nie wdając sią czego. W końcu sytuacja w szczegóły. jest niejasna. - W porządku - powie­ działa baronowa Sołowiej- Wyjaśniło sie jeszcze przed rogiem Żurawiej, bo Pte* POGŁOSKA ROMAN M IĘ D Z Y S W O IM I Rozeszła sią pogłoska, N ig d y s tó ł n ie k o p ie stołu że coś rzucono na Żura­ A w ó ł n ie o b m a w i a w o łu . wiej. GORZELSKI - Co? - zapytała baro­ O KOŁOW ROTKU nowa Sołowiejczyk. - Nie wiem - powiedział J a k m iły te n p o c z ą t e k Zyzio, który przyniósł Infor­ P o w i e d z i a ł i... s t r a c i ł w ą t e k . macją z miasta. - Co za różnica? Trzeba lecieć. N A K R Ó L E W S K IE G O B Ł A Z N A Zaczęliśmy sią zbierać. M a n ie p r a w d ę d la g a z e t , a p r a w d ę d o u ch a . - Z tym, że oczywiście By k ie d y z m ia n a tron u m óc u daw ać zucha! może to być tylko plotka prorządowa - powiedział O k u l b a c z y s u m i e n i e , ja k s t a r ą k o b y ł ę , Bezpalczyk. - Przedwczo­ A g d y trzeb a pan każe! z n o w u c h o d z i tyłem : raj pracownicy wydziału I tak to s p r y tn y b ła z e n s ł o d k o z w ła d z ą g ru c h a ... Strona 11 W O J A K IE W IC Z Strona 12 PIOSENKA DLA PIOTROWSKIEGO POETY______________ Weź ty się ożeń poeto Piotrowski chodzisz tak chodzisz po tym Krakowskim... Daj się namówić co ci w końcu szkodzi? Ludzi w aniołów nie przerobisz Miał rację kiedyś mądry Pascal Błażej mówiąc że człowiek to tak jakby w istocie swej jest trochę świnią a trochę boskim serafinem Kwaszą się na zgagę ryzlingowe kwachy u Hopfera siedzą cztery Himilsbachy siedzą nic nie jedzą czasem tylko basem czasem tylko basem sobie zaśpiewają: Stachuro, Stachuro!... ty już idziesz górą a nam tu w dolinie gorzko i ponuro...! Weź ty się ożeń poeto Piotrowski może cię która jeszcze weźmie i przestań łazić po tym Krakowskim bo wpadniesz w jakąś schizofrenię Choćbyś krwią pisał wszystkie swoje wiersze na welinowym glanzpapierze ludzi w aniołów i tak nie przerobisz bo już poezja ich nie bierze Kwaszą się na zgagę ryzlingowe kwachy u Hopfera siedzą cztery Himilsbachy siedzą nic nie jedzą czasem tylko basem sobie zaśpiewają: Stachuro, Stachuro!... ty już idziesz górą a nam tu w dolinie gorzko i ponuro...! Strona 13 NOCNY COWBOY Maciejowi Zembatemu z programem ostatniej gonitwy w kieszeni modliłeś się, prosząc o śmierć bukmachera w tancbudzie, gdzie „Słońce Jamajki” ktoś z szaty grającej bez przerwy wybierał... spłukany doszczętnie jak kłaczek ryżawy w pisuar miejskiego szaletu strącony przekleństwem kaprala beształeś swój niefart i miłość spóźnioną do koni powiedział ci Murzyn-albinos z Zalesia Górnego ilu s tr. J U L IA N B O H D A N O W IC Z bo w Dolnym nie chcieli go znać że blues to jest wtedy gdy człowiek zbyt często zmuszany jest dawać nie brać że życie, to trzeba tak krótko, przy pysku za uzdę i batem w galopie po zadzie bo życie to w końcu hipodrom nic więcej - pewniakom nachyla wiraże. Strona 14 Ś w ia to w e ży c ie ANNA L E C H IC K A ... ŚWIAT JEST TAKI CIEKAWY.. Różne drobne wiadomostki prasowe, stanowiące jakby rozrywkowe przerywni­ ki w powodzi coraz bardziej dramatycz­ nych relacji ze świata, przynoszą czytelni­ kowi pewne wytchnienie, świadomość, że poza dramatycznym tokiem wydarzeń, rzec by można normalnym, do którego już zwalające jej się poruszać, choć z trudem, wał popełnić samobójstwo. Wszystkie te przywykliśmy, istnieje cały światek, coś po mieszkaniu. Policja potrzebowała supozycje profesora Grecja odrzuciła w rodzaju teatrzyku jednego widza, czyli czterech dni na opróżnienie apartamen­ z najwyższym oburzeniem, powołując się relacje o sprawach odbiegających od tu, który, ogołocony, stracił zapewne dla przy tym na naukowców broniących Ale­ schematu, o dziwactwach, upodobaniach swej właścicielki cały urok, przytulność, ksandra Macedońskiego przed niecnymi i sprawach czysto indywidualnych, świad­ bezpieczność zamożnej przystani. Przy posądzeniami. Zważywszy, iż rzecz działa czących o nieograniczonych możliwoś­ czym, jak wspomniałam, starsza pani się w okolicy roku 330 przed naszą erą, ciach i wariantach ludzkiej prywatności, kontentowała się samym faktem posiada­ słabe są szanse na znalezienie świadków jakże niezależnej od mód, prądów i wszy­ nia, nie odczuwając potrzeb konsumpcyj­ mogących w pełni wyjaśnić sprawę. stkiego, co pachnie zbiorowością, unifor- nych, używania kradzionych dóbr... „ Gzy Schopenhauer był punksem?" - mizmem zachowań. Jeśli więc państwo Angielski „Guardian” przyniósł szcze­ zastanawia się z kolei „Le Monde". Autor chcą oderwać się od kryzysów, inflacji, góły zatargu jątrzącego społeczność twierdzi, że punksi reprezentują pesy­ bezrobocia, drożyzny, strajków, aktów miasta Radstock. Oto pan Fred Holroyd, mizm kontemplacyjny, charakteryzuje ich terroru, wszelakiej agresji i bezprawia, miejscowy milioner, którego fabryka pro­ skłonność do szyderstwa oraz uwielbie­ czyli inaczej mówiąc, jeśli chcecie odwró­ dukuje maszyny do produkcji słynnych nie dla muzyki. Kubek w kubek jak Scho­ cić swą uwagę od codzienności świata kiełbasek, umieścił na gmachu przedsię­ penhauer, co świadczyłoby, że jest on jak 1981 - poczytajcie rubryki drobne, jakże biorstwa ogromny sztandar z wymalowa­ gdyby ojcem duchowym ruchu punksów. barwne, zwłaszcza w prasie zachodniej. nym na nim obiektem swej fortuny: gigan­ Schopenhauer bronić się nie może, a wy­ Oto pani H. mieszkanka Paryża kocha tyczną kiełbasą. Władze municypalne do­ wód pozwala amatorom na dalsze drąże­ ponad wszystko swego żółwia, imieniem szły wszelako do wniosku, że kiełbasa nie tematu. 'Rana. Uczucie to jest ponoć w pełni od­ powiewająca nad centrum miasta spra­ Optymistyczną wieścią jest fakt podję­ wzajemnione i pani H. nie czuje się już wia niepoważne wrażenie, ośmieszając cia badań naukowych nad właściwościa­ samotna spędzając godziny w Parku Lu- Radstock, zwłaszcza wobec przyjezd­ mi antywirusowymi wina. Kilku naukow­ xemburskim w towarzystwie Rany trzy­ nych. Wybuchł spór. Przedstawiciel firmy ców (którzy jak podkreśla prasa - nie są manej na czerwonej skórzanej smyczy. Holroyd wyraził swe przykre zdziwienie właścicielami winnic) jest zdania, że wi­ Żółwica ma też ponoć lęk przed samot­ takim postawieniem sprawy, uważając, iż no, i to przede wszystkim czerwone, nisz­ nością, szalenie jest towarzyska i sypia przedsiębiorstwo znakomicie prosperu­ czy wirusa kataru febry i kilku innych w łóżku, obok swej pani. Pani jednak nie jące winno mieć swój emblemat, a cóż przypadłości. Doktor Maury opublikował mogła sypiać spokojnie, myślała bowiem może on w tym wypadku przedstawiać, pracę pt. Leczcie się winem, twierdząc, że o przyszłości Rany. Żółwie żyją długo, jak nie bohaterkę całej sprawy - kiełbasę. poza chorobami wątroby, wino pomaga dłużej od swego właściciela (,.dobiegam A przecież kiełbaska brytyjska stanowi na wszystko. Jeśli jesteście uczuleni na swoich lał".) Jak zabezpieczyć przyszłość symbol angielskiej „way o f Ule". Właści­ poziomki,, pisze dobry doktor, po prostu Rany? No i tak powstał, chyba pierwszy ciel firmy zastąpił też plakietkę na masce trzymajcie je przez 20 m inut w czerwo­ testament na rzecz żółwia. Ustanowiono świeżo zakupionego Rolls Royce'a kieł­ nym winie, a zapomnicie o alergiil prawnego kuratora. Rana otrzymała do­ baską wyrzeźbioną w srebrze, dając Na zakończenie informacja również żywocie (na kilka pokoleń chyba). ..Mogą w ten sposób dowód, iż nie wstydzi się optymistyczna. W czasie wielkiej parady odejść spokojnie" - oświadczyła pani H. przedmiotu swych uczuć... Dyskusja trwa. jazzu, poświęconej pamięci Lionela Ham- A oto inna, tym razem raczej „starsza Prasa lubi snuć (za naukowcami) roz­ ptona, odbyła się jam session starszych pani bez godności” . Ponoć niektórym ważania na tematy historyczne.,, Czy Ale­ panów. Pomiędzy nimi wyróżniał się wi­ mocno starszym osobom zdarza się cho­ ksander Wielki byl p ija k ie m ? "-zastana­ gorem weteran jazzu Eubie Blake, który roba, którą nazwać by można galopującą wia się magazyn „Newsweek" przypomi­ ukończył 95 lat jazzowego życia i gra kleptomanią. I tak sympatyczna siedem- nając zażarty spór naukowy na ten temat. nadali dziesięciolatka z Góteborga przez kilka Spór spowodował profesor O'Brien, który Tak więc, proszę Państwa, odrywajmy lat wynosiła co się dało z wielkich maga­ po latach mrówczej pracy doszedł do się od czasu do czasu od spraw wielkich, zynów i dopiero ostatnio powinęła jej się wniosku, że wielki zdobywca z czasów by pogrążyć się w śmiesznych, małych noga, a wezwana przez personel sklepo­ starożytnych wykazywał w ostatnich la­ drobiazgach. Jak to pisał Gałczyński wy policja udała się do jej mieszkania. Ku tach swego życia klasyczne symptomy w balladzie o „Samotnej pompie” : ogólnemu zdumieniu, trzy pokoje, kuch­ ostrego alkoholizmu. Dlatego zniszczył Są aktualne sprawy, nia i łazienka zawalone były od podłogi po niepotrzebnie Persepolis, co wynikło ze kraj jest taki ciekawy sufit paczkami konfekcji, bielizny, futer, zbyt gorliwie oblewanego zwycięstwa wg Jerzego - bibelotów. Pomiędzy paczkami, z których nad Persami. W dwa lata później, w ataku a mnie ta pompa, po co? większość była nawet nie rozpakowana, pijackiej furii zabił swego starego przyja­ ta pompa - dniem i nocą, starsza pani porobiła małe ścieżynki, po­ ciela Całltusa, a po otrzeźwieniu próbo­ dlaczego? Strona 15 Z paryskich wspomnień Le s z e k Ko ł o d z i e j c z y k NIEDOŚMIECHU Późną jesionią 1979 r. Znałem osobiście Ro­ francuska pollcla odnalaz­ berta Boullna, miałem ła w bagnlskach Jadnago okazją rozmawiać z nim z podparyakich lasów wielokrotnie. Był człowie­ zwłoki toplalca. Nalaźały kiem bardzo ambitnym. ona za życia do ministra Piastował od kilkunastu lat pracy w aktualnym rzą­ różne funkcje ministerial­ dzie: Roberta Boullna. Hi­ ne pod prezydenturą de poteza morderstwa zosta­ Gaulle'a, Georgesa Po- ła szybko wykluczona. Na mpldou I Giscarda d’Esta- biurku ministra odnalezio­ Ing. Był także cenionym no kopie listów wysłanych i łubianym przez mieszkań­ w przeddzień do przyjaciół ców merem jednego a wyjaśniających przyczy­ z miast w południowo-za­ ny desperackiego kroku. chodniej Francji, w Garon- Robert Bóulin popełnił sa­ ne. Gaulllsts, uczestnik mobójstwo. Wychodząc ruchu oporu z lat wojny cie­ d e ^ ”. Niczego konkretne­ dy, których udzielali człon­ późną nocą z Ministerstwa szył sią wzglądami nawet go w tych artykułach Ro­ kowie rodziny Roberta Bo- wziął ze sobą środki na­ swoich przeciwników poli­ bertowi Bouilnowl nie udo­ ulina. Rzecz jasna - przed­ senne, pojechał kilkanaś­ tycznych. Umiał z nimi roz­ wodniono. Ale poszedł za stawiały denata w najszla­ cie kilometrów do pobli­ mawiać. Był człowiekiem nimi smród. Powstał krąg chetniejszym świetle. Bro­ skiego lasu, pozostawił sa­ dialogu. Mówiono, że Vale- pode|rzeń, plotek, przypu­ nił sią także przed tą tele­ szczeń, o których don Ba- wizją Henrl Tournet, dowo­ silio śpiewał, że rosną, że dząc, że traneakc|i dokonał oplatają... Nazajutrz po fege art/s, Kanalia została tym, |ak we wspomnianym potem skazana na siedem „Mondzie" znalazł sią arty­ lat wiezienia, ale już jej nie kuł na jego temat poszedł było we Francji: osiedlił sią w stroną bagnisk podpary- na Balearach I dobrze mu skiego lasu i popełnił sa­ sią ży|e. mobójstwo. Wolał śmierć, Nie wiem i chyba sią nig­ niż podejrzenia. Napisał dy tego nie dowiem, czy w liście pośmiertnym, że Robert Boulin miał czyste ten, który służył de Gaul- rące, czy kupował działką le’owi, który walczył o pew­ w Ramatuelle w dobrej ną Ideą Franc|i nie może wierze, czy w wykorzysty­ być w krągu podejrzeń, na­ waniu swojej funkcji (nota­ wet - jeśli wewnątrznie - bene: gdy tą działką naby­ jest pewien swojej niewin­ wał nie pełnił funkcji minis­ ności. terialnych), nie wiem czy Czytałem kopie pozosta­ sią wmanewrował czy był wionych listów, pełne go­ wmanewrowany - wiem ryczy. Słyszałem przez tylko, że wolał śmierć niż francuską telewlz|ą wywia­ podejrzenia... mochód, szedł dalej pie­ ry Giscard d'Estalng wi­ szo, aż zatoczył sią I wpadł dział w nim przyszłego pre­ do bagna. miera. Potknął sią o daczą. Nie było też wątpliwości W pozostawionych listach co do przyczyn, które skło­ udowadniał, że był niewin­ niły Roberta Boullna do te­ ny; że został wplątany go kroku. Wyjaśnił je w po­ w aferą Rametuelle; że ku­ zostawionych listach. Za­ pował działką w dobrej plątał sią w aferą z daczą wierze, że zapłacił za bu­ w Ramatuelle, na Lazuro­ dową - nawet nie willi - wym Wybrzeżu. Parą lat lecz nadmorskiego bunga­ wcześniel kupił od swoje- lowu 650 tys. F.; że ma go przyjaciela, niejakiego wszystkie rachunki; że ła­ Henryka Toumeta, dwu­ zienki nie wykładał glazurą; hektarową działką pod Ra­ że został wmanewrowany matuelle. Zapłacił tanio: przez Toumeta, opuszczo­ 40.000 franków, gdyż ny przez swoich partyjnych ochrona środowiska za­ kolegów - ministra spra­ braniała zabudowy terenu, wiedliwości Peyreffitte’a - na którym ta działka sią którzy ani nie chcieli go znajdowała. Miały tam ros­ wysłuchać, ani interwenio­ nąć pinie ł opuncje. Wyro­ wać w bieg sprawy... W re­ sła dacza ministra: 200 me­ zultacie, wskutek niedy­ trów kwadratowych. Mo­ skrecji wymiaru sprawie­ mentalnie cena działek dliwości, sprawa przenik- wzrosła wielokrotnie. Hen­ nąła na łamy prasy, do ry Tournet, właściciel tych „Canard Enchalne” do ty­ działek zrobił na nich kolo­ godnika „Minuta", na salny Interes. szpalty dostojnego „Mon­ rysunki: „ICI PARIS Strona 16 W O D Z IR E J S K O Ń C ZY Ł BAL Miałem szczęście być dyrektorem Ludwika Sempolińskiego. Ostatnim z jego dyrektorów. Widzia­ łem go w pracy, do której czasem brakowało mu już sił. A przecież zawsze umiał je odnaleźć - gdzieś w trzecim jestestwie swego wątłego ciała, któremu światło scenicznych reflektorów zdawało się wracać młodość. Bo praca była głównym umiłowaniem Ludwika Sempolińskiego. Pojmował ją wedle reguł tego umarłego teatru, o którym my możemy sobie już jedynie poczytać. On nimi żył. Punktualność, obowiązkowość, szacunek dla publiczności;kobiet i zwierzchników. Kiedy wstawał, gdy do jego garderoby wchodziło dziewczę, to mogło świadczyć o staroświeckie! kindersztubie. Ale on - sędziwy artysta o wielkie] pozycji unosił się z krzesła, gdy do garderoby zaglądał jego dyrektor, co zresztą kazało niżej podpisanemu wślizgiwać się tam podstępnym skrętem, by Profesor nie zdążył wykonać rytualnego gestu, jaki został mu w spadku po duchach Kotarbińskich, Trapszów i Solskich... Prawdziwym uczuciem darząc jedynie teatr różnicował Sempoliński barwy swoich emocji. Kochał i nienawidził. Kochał Łazukę zapłakując się nad meandrycznym charakterem swego ucznia i pupila. Nienawidził Tadeuąza Olszy. Aż za grób. Ślady w memuarach pana Lunia. A powód? Chyba ten, że Olsza, z którym kolegował się w „Morskim Oku” u Własta, zdołał sobie zaliczyć staż w „Qul pro Quo”. Sempoliński grał wszędzie ( z wszystkimi - z Messalką, Kawecką, Zlmińską, Ordonką, Zniczem i Wyrwiczem. Ale „Qul pro Quo” jakoś przeszło mu bokiem, czego nie mógł odżałować, choć się nigdy do tego nie przyznawał... Myślę, że właśnie dynamizm uczuć pozwalał sędziwemu mistrzowi zachować witalność ponad 80-kę. Co nam z kolei pozwalało podziwiać kunszt Sempolińskiego w estradowym aktorstwie, które potrafił awansować do wymiaru prawdziwej sztuki. Opisywali ją już liczni, a i pamiętają chyba wszyscy. To mnie zwalnia od serwitutu recenzenckich analiz,w które i tak nie sposób zamknąć jego pełnych powabu, dowcipu i szarmu miniatur. Od chaplinady „Wąsika” po fine-de-siecle'owego welocypedystę. „Mazurkiewicz, bój się Boga!” To strasznie smutne, że ta lista ról już została nieodwołalnie zamknięta... WITOLD FILLER rys. E d m u n d M a ń c z a k Strona 17 M A C IE J - bohaterowie książki - al­ niższe: Chińczycy oraz uśmiech, lecz trudno było­ bo się z nią pogodzili całko­ sprowadzeni ponownie do by stawiać zarzuty tego ty­ K A R P IŃ S K I wicie i poszli na współpra­ stanu niewolnictwa pu serio, zważywszy że cę, albo też napawa ich ona Murzyni. rzecz należy jednak do ga­ goryczą i smutkiem, lecz Trzeba przyznać, że wiz­ tunku science-fiction, nawet w takim przypadku ja to dosyć egzotyczna. Naj­ a więc - co by nie powie­ WYSOKI nie budzi żadnych buntow­ niczych uczuć. Zresztą na­ ciekawszy w powieści jest zresztą ów przewrotny wą­ dzieć - jest swoistą zabawą pisarską (choć nieść może wet ze strefy niemieckiej, tek „książki w książce" bardzo poważne treści ZAMEK gdzie reżim jest znacznie cięższy (obozy koncentra­ konstruującej świat znany czytelnikowi, lecz również i Człowiek z Wysokiego Zamku mimo wszystko sta­ cyjne w okolicach Nowego z pewnymi modyfikacjami. ra się to czynić) ponadto Stosunkowo mało intere­ Jorku) nie dochodzą wieści Autor zakłada tam ciekawy zaś to, że książkę tę czyta suję sie fantastyką nauko­ o jakiejś kontestacji. We­ przebieg wypadków wojen­ się jednak z niesłabnącym wą i niewiele książek z tej dług Philipa K. Dicka naród nych a nawet tych, które zainteresowaniem. dziedziny czytuje, toteż mu­ amerykański dość łatwo wojnę poprzedziły (np. za­ Muszę powiedzieć, że sze uwierzyć na słowo Le­ pogodziłby się ze swym mach na prezydenta Ro- przy tej lekturze budzi się chowi Jeczmykowi, który losem. osevelta) i z literackiego ochota na przeczytanie po­ zapewnia w posłowiu do przełożonej przez siebie powieści CZŁOWIEK Z WY­ SOKIEGO ZAMKU, że jej autor Philip K. Dick „jest jednym z najwybitniej­ - Za twoje szych, może najwybitniej­ psychiczne szym pisarzem, jakiego wy­ zdrowie! dała amerykańska i światę- wa fantastyka naukowa". Gdyby Człowiek z Wysokie­ go Zamku był zwykłą po­ wieścią s-f zapewne także bym po nią nie sięgnął, THE N E W Y O R K E R ’ rzecz w tym, że nie jest. My­ ślę, że bardziej pasowałby tu termin „fantastyka histo­ ryczna" albo zgoła „fantas­ tyka polityczna". Jest to ro­ dzaj literatury bardzo dziś na Zachodzie modny i są­ dzę, że książka Dicka jest ciekawym przyczynkiem do jego poznania. Człowiek z Wysokiego Jest to zresztą, przynaj­ punktu widzenia to przeni­ dobnej książki, powstałej Zamku to ni mniej ni więcej mniej w japońskiej strefie, kanie się światów, podwa­ w naszych warunkach. My­ wizja tego, jak potoczyłyby los wcale nie najgorszy. żające wszelkie definicje, ślę, że wszelkiego materiału sie losy ludzkości - ze Wprawdzie Japończycy tro­ „realności" i „fikcji" spra­ do spekulacji takich, jakie szczególnym, rzecz jasna, chę się panoszą, ale jest wia największe wrażenie. czyni pisarz amerykański, uwzględnieniem Stanów wśród nich wielu ludzi o wy­ Autor owej „książki z pewnością by nie zabrak­ Zjednoczonych - gdyby sokiej kulturze, zafascyno­ w książce” nazywa się Abe- ło, trzeba by tylko zdobyć Niemcy, Włochy i Japonia wanym amerykańską cywi­ ndsen. To on jest tytułowym się na trochę więcej dystan­ wygrały wojnę i sięgnęły po lizacją, a ponadto bardzo Człowiekiem z Wysokiego su, na oderwanie się od panowanie nad światem. nie lubiących Niemców. Do Zamku. Rzecz w tym, że wszechobecnego schema­ Akcja powieści toczy sie tego stopnia, że zakazana Niemcy tak bardzo go nie tu patriotyczno-martyrolo- w późnych latach pięćdzie­ przez Niemców książka, lubią za to, co o nich napi­ gicznego w traktowaniu siątych: Europa jest w nie­ ukazująca... wizję tego, jak sał, że najchętniej by go historii, słowem - tego podzielnym władaniu Nie­ 'potoczyłyby się losy świata, sprzątnęli za karę, mimo (!) wszystkiego, co umożliwia mców, Azją zawładnęła Ja­ gdyby Niemcy i Japonia że mieszka w sojuszniczej tworzenie gatunku „fikcji ponia, natomiast Ameryka wojnę przegrały, w strefie strefie. Jednakże, jak głosi historycznej" czy „politycz­ podzielona jest między te japońskiej dostępna jest pogłoska, pisarz obwaro­ nej". Bo przecież książki ta­ dwa mocarstwa. San Fran­ w każdym kiosku z gazeta­ wał się w dobrze zabezpie­ kie, jak Człowiek z Wysokie­ cisco (i okolice) będące mi, w dodatku z reklamową czonym domu („Wysoki Za­ go Zamku Philipa K. Dicka, głównym miejscem akcji, adnotacją, że u Niemców mek"). nabył broń, więc... choć błądzą w „światach znalazły się w strefie japoń­ jest zakazana... W życiu co­ gestapo nie ma do niego równoległych" jako swe skiej. Autor kreśli więc ob­ dziennym obywatele oku­ dostępu i musi z daleka główne zadanie traktują raz okupacji japońskiej, powanego kraju nie dozna­ bezradnie zgrzytać zębami. przecież mówienie o tym trzeba przyznać, bardzo cy­ ją przesadnie wielu przy­ Takich kwiatków znajdu­ świecie i tym społeczeńs­ wilizowanej i kulturalnej. krości, tym bardziej, że pod jemy w książce Dicka wię­ twie, jakie dostępne są ich Tak dalece, że Amerykanie ręką są jeszcze dwie kasty cej. Budzą one niekiedy czytelnikom. Strona 18 DODATEK TłtfKULTUR ALIW Ż Y C IE U M Y S Ł O W E skiego. Aż glos Im o deb rało . I to na długo. • W e W rocław iu - po uprzednim • Nową form ułą p am iętnikars- • Opinia prof. K azim ierza D zię- w ylaniu dyrektora Teatru Lalek twa są wspom nienia dotyczące ciołowskiego: Żaden komputer ogłoszono na to stanowisko osób, przyjem nie żyjących przed nie wyjdzie poza to, co mu mózg ogólnopolski Konkurs otwarty. sierpniem . W ilhelm Szewczyk ludzki nakazał... W latach zaró w ­ N iestety, nikt w ogóle się nie przypom niał sobie o Grudniu. no propagandy jak sukcesów na­ zgłosił... Cóż: naw et z m ario n et­ kazy dla kom puterów form ułow ał kam i są dziś kłopoty. Cytujemy: ...Przysiadł się do mózg W rzaszczyka: szarej e m i­ mnie w bufecie sejmowym, kiedy nencji od szarych komórek. • Z artykułu Janusza K orw ina- jadłem śniadanie I w życzliwym M ikke: Musimy żyć na własny ra­ tonie pouczai mnie co trzeba ro­ • W „K ierunkach" Zbigniew chunek. Własny garnuszek uczy bić, żeby było lepiej... I pom yśleć, Irzyk pisze o wznowionym w łaś­ bowiem gospodarności... Pod że dobrych rad G rudnia mogą nie Pamiętniku moich książek - w arunkiem , że ucho się nie wysłuchiwać jedynie byw alcy Bratnego: Wszystko w tym „Pa­ urwie. sejm ow ego bufetu! M arnu ją się miętniku” jakieś płaskie, śliskie, • W artykule Ireny W óycickiej u nas talenty po AGH. jednowymiarowe, żenująco nie­ („Tygodnik S olid arn o ść") czyta­ • R ecenzent „S tu den ta” B roni­ smaczne... Prawda o epoce spro­ my: Pod kreską minimum socjal­ sław M ay o Zamachu stanu: wadza się ostatecznie do rozczu- nego żyje w Polsce sześć milio­ ...Reżyser „Zamachu stanu”, leń nad własną osobą I nad wzru­ nów osób. Co szósty obywatel w trosce o obiektywizm i history­ szają sztubacką naiwnością Po­ naszego kraju, w tym co trzecie czną prawdę, utwór swój kształ­ kolenia Pryszczatych... Tyle się dziecko, żyje w niedostatku... tuje tak, by nie pozostawiał on mówi o w yrów naniu krzywd w y­ W arto zadedykow ać te słowa marginesu dla niesłusznych rządzonych pisarzom , skazanym tym , co rośli w siłę, głosząc, iż ocen czy chwiejnych interpreta­ na nieobecność. Czyżby Bratny żyjem y coraz dostatniej. cji. W tym miejscu należy podkre­ także n ale ża ł do p rześlad o w a­ • Już chyba wszyscy za in te re ­ ślić szczególne zasługi autora nych? A m oże o wznow ieniu za ­ sowani odcięli się od widow iska scenariusza - Ryszarda Gonta­ decydow ała prawdom ówność telew izyjn eg o o G rocie-R ow ec- rza. Okazał się zwłaszcza mis­ i rzetelność opisów? Jeśli o to kim. N a placu opustoszałym p o ­ trzem dialogów, w których pople­ chodzi wolimy już wspom inki Pu­ zostali twórcy: U rbankow ski, cznicy polskiego KaiiguH kom­ tram enta i Sokorskiego. K rólikiew icz, Filipski. B ardzo m u­ promitują się doszczętnie... Do • Z felietonu Jan a Kłossowicza: szą czuć się dziś niesw ojo, bo Gontarza m ożna m ieć zaufanie. ...Przecież i w teatrze satyryczne przecież im chodziło - o coś w ię ­ Pam iętam y jak skom prom itow ał kabarety bywały poprzednio, cej, niż przetrw anie... 13 lat tem u Jasienicę i Słonim - a ostatnio stały się wyraźnie najatrakcyjniejszą formą wido­ wiska. Jest bowiem kabaret ga­ tunkiem teatralnym najbardziej zbliżonym do dziennikarstwa i ja­ ko taki może najłatwiej dotrzy­ mać kroku wydarzeniom... C ie ­ szą nas te pochw ały kabaretu, o którym przez lata pies z kulaw ą nogą nie wspom niał, a cóż d op ie­ ro - krytycy teatralni. • D laczego przybyło n am tyle pom ników? Z pom nikam i jednak łatw iej. O byw ają się b ez kartek. • S ędzia Zofia W asilkow ska o konieczności respektow ania zasady niezaw isłości sądow nic­ tw a: Jedną z podstawowych gwarancji praworządności jest rozstrzyganie każdej sprawy przez tego sędziego, któremu ona przypada zgodnie z podzia­ łem czynności. Powinna być to zasada niepodważalna. Niedo­ puszczalne jest jakiekolwiek do­ wolne dobieranie sędziów do pewnego typu spraw, czy do określonej sprawy... Jak w idać na załączonym obrazku - m ieliś­ m y w ąskich czy m oże raczej nie- wąskich specjalistów , którzy znali wyrok, zanim odbyła się rozpraw a. Łatw o było rozróżnić tych panów: często ogłaszali przerw y w rozpraw ie, by za te le ­ fonow ać po dalsze instrukcje. Strona 19 ŻYCIE POZAGROBOWE Wróciła na łamy prasy stara jak świat idea utworzenia Ministerstwa Dziecka... Pewnie jakieś cudowne dziecko już się szykuje, by objąć teką ministra. Przypomnienie Andrzeja Osęki: Polska, która od 1939 roku była największym w świecie eksporterem wyrobów koszykarskich z wikliny, musiała ją parą lat temu sprowa­ J \ dzać z Portugalii, żeby się wywiązać r nielicznych i na mały handelek obliczonych kontraktów zagranicznych... Laska boska, że w Portugalii obalono dyktaturą i sprowa­ dzaliśmy wikliną z postępowego kraju, by móc dalej pleść. O dynamicznym rozwoju. BEREZA OJCEM C H R ZE S TN Y M Inform ując K azim ierza T arg osza o przyczynie Z dziejów postępu w XIX w.: Żegluga parowa Andrzeja niew ym leniania polskich p isarzy w spółczesnych Zamoyskiego zbankrutowała. Huta Bankowa (największa H enryk B ereza ujawnił, że je s t „n iejako ojcem w Królestwie) została unieruchomiona z powodu braku chrzestnym wielu w spółczesnych książek". Są zamówień. Nowoczesne folwarki dopracowały się znacz­ szczegóły na tem at odchorowanych lektur, łącznie nego deficytu... Skoro zwolennikom pracy organicznej też z nazwiskami. nie szło, o cóż właściwie mamy pretensje do byłego ministra żeglugi, byłych budowniczych Huty Katowice LIP IŃ S K A CHCE S IE B IE PRZEKO NA Ć i zarządców PGR-ów? „ C hętnie zagrałabym także... ro lę w spółczesnej kobiety m.ln. aby przekonać s ie b ie I innych, że potrafię g rać także całkiem zw ykłe dzisiejsze ko­ b ie ty " - oświadczyła M arta Lipińska Stefanow i Przepisane z Urszuli Kozioł: Opłakaliśmy już małe elek­ Drabarkowi. Jest m owa o M a c ie ju E nglercie. trownie, małe cegielnie, młyny i wiatraki, pora zacząć opłakiwać małe wiejskie kuźnie... Coraz trudniej w cięż­ M IŁO SZ: kich czasach być kowalem swego losu. v „K AW IAR NIA BYŁA IN S TY TU C JA W S ZE C H M O C N A ” „K aw iarnia była instytucją w szech m o cn ą" - po­ Jedną z ciekawszych piosenek 18 Studenckiego Festi­ w iedział Aleksandrowi Fiutow i C zesław M iłosz. walu Piosenki był utwór Wielki M a n iło u - Andrzeja Jane­ W dalszym ciągu rozmowy C ze s ła w M iłosz uspra­ czko. Adaptacja wiersza Wiktora Woroszylskiego - Wódz. wiedliwił m ówienie o kaw iarni w c za s ie przeszłym Piosenka p. Janeczko dotyczy b. przywódcy, który obsu­ faktem przebywania za granicą. nął się po Sierpniu. Żeby było śmieszniej: tekst Woroszyl­ skiego wyszydzał Mikołajczyka i PSL... THA I S A N DO N G : „TOW ARZYSZY M l M A M A ” O dpow iadając na pytanie Ewy Solińskiej, czy nie RUBRYKA ZMIAN PERSONALNYCH czuje się sam otnie Thał S an D ong oświadczył: „Tow arzyszy m i m am a. B ęd zie z e m ną w szędzie Tadeusz Szyłłejko od­ kompleksów, iż jest pisa­ gdzie pojadę". Jest fotografia, bez m am y. wołał Jerzego Waldorffa ze rzem zapoznanym. Jest stanowiska Świętego Je­ bowiem zapoznany w tym, GAERTNER: rzego... Zawsze chętniej co stanowi najsłabszą „N IE M AM ŻYCIA R O D ZIN N E G O ” unieważnia się u nas ryce­ stronę jego pisarskiego ta­ „ N ie mam życia ro d z in n e g o " - p o w ied ziała J an o ­ rzy niż smoki. lentu... Bardzo to przyjem­ w i P iaseckiem u Katarzyna G ae rtn e r, d od ając ze ne stwierdzenie. Są jednak m oże sobie pozwolić na stab ilizację, pon iew aż m ę ­ * w kraju czytelnicy radzi za­ żczyźni nie wytrzym ują n apięcia. „M ężczyźn i nie Kazimierz Kożnlewski poznać się z tym, co zda­ lubią również kobiety, która odpoczyw a w dom u . zatwierdził Stefana Kisie­ niem Koźniewskiego słu­ J e s t o rolnictwie. lewskiego w roli Znanego sznie zostało zapoznane tj. Pisarza. Uzasadnienie: - z powieściami autora Ro­ A DA M KÓ W NA : * I Nie. Stefan Kisielewski nie mansu zimowego 1 Ludzi „KIEDY PRACUJ? N IE B YW A M S M U TN A ” ma prawa mieć żadnych z akwarium. „K iedy pracuję nle,byw am s m u t n a " - p ow ied zia­ ła K atarzynie M agdoń B ożena A dam ków na. Jak wynika z innych fragm entów w yw iadu, aktualnie B ożena Adam ków na nie je s t zbyt w eso ła. H U TN IK IE W IC Z PRZEDSTAW IŁ SW O JE TYPY Zapytany przez Urszulę B ąkow ską o najbardziej cenionych krytyków Artur H utnikiew icz wym ienił: Sandauera, Błońskiego, K w iatkow skiego, B alce- rzana, M aciąga, B arań czaka i Sprusińskiego. Nie w yklucza się co najm niej trzech obrażonych, nie K A R O L FERSTER wymienionych. R EW IEŃ S K I: „N IE STARAM S IE BYĆ Ś M IE S Z N Y ” „ N ie lubię, a n i nie staram s ię być śm ieszny" - pow iedział A linie C hab ało w skiej Janusz R ew leń- ski. Jest wywód. redaktor pro w ad zący: TUSIAK KCrtnu Zim &fi iiiAZdew -itei DODATEK lttEKUlIDRRUW Strona 20 KISPRAWYi SPRAWI p o d red ak cją F e lik sa D ereckiego H obby Korespondencja Poza tym pierwszorzędnym dowodem biedy jest sposób „Temat, który chclatem poruszyć w moim liściku POZDROWIENIA budowania. Kolosalnie jest oklepany na lamach Waszego pisma lak pośladki przeważają domy budowa­ kelnerki” - pisze Czytelnik z Ciechanowa. Co prawda ZE SZWECJI ne na granitowych skalach, )ui dawno nie oglądaliśmy pośladków żadnej kelnerki, Wasz przypadkowy ko­ bo całe miasto jest tutaj na ale wierzymy na słowo. Tematem korespondencji jest respondent donosi z G6- nich rozpostarte. Niektóre sprawa wynaturzeń w gospodarce papierem, na tym teborga: domy mają granitowe fun­ zaś punkcie mamy rzeczywiście autentycznego fioła. Pamiętacie jak opisywa­ damenty, a nawet także całe Zresztą nie my jedni, nasi wypróbowani Czytelnicy, łem Wam wspaniałą zimę partery. Te budowle wznie­ również hobbiści tego tematu, dbają o nasze dobre pod Polar Circel czyli Krę­ sione są solidnie, mogą satyryczne samopoczucie i zasypują nas przykładami giem Polarnym? Od tego trwać tysiąc lat. Dowodzi to, marnotrawstwa tego cennego surowca. Sytuacja zaś czasu byłem w kraju skaza­ że Szwedów nie stać na taki jest taka: im wiącej grzmi się o oszczędności papieru ny na korespondencje wa­ styl budowy, jaki zastoso­ tym większa nonszalancja i marnotrawstwo. szego korespondenta z TV, wano przy nowym gmachu Czytelnik nabył właśnie produkt śląskich Zakładów p, Broniarka, który od lat WRN w Poznaniu, gdzie po Mechaniczno-Optycznych w Katowicach o nazwie z podziwu godnym zapar­ 10 latach trzeba całkowicie „Okulary ochronne b. lekkie typu 0 -22”. Okulary pako­ ciem (powinno być samo­ zmienić elewację budynku, wane były po 10 sztuk I do każdego egzemplarza zaparciem?) przeraża nas co się już od prawie roku dołączono pokaźną kartkę bardzo dobrego gatunko­ kryzysem gospodarczym, uskutecznia. wo papieru ze szczegółową charakterystyką produk­ narkomanią i strajkami No i wreszcie mój atuto­ tu. I tak w rozdziale „Zastosowanie” przeczytać moż­ w Szwecji. wy as - argument. Prze­ na pożyteczną informację do czego w ogóle służą Ponieważ ja nie jestem na strzegam Was poważnie: okulary ochronne. „Okulary ochronne 0 -2 2 służą do etacie, więc napiszę Wam, nie wchodźcie do sklepów, ochrony wzroku użytkownika”. Teraz przynajmniej bez przesady, szczerą a zwłaszcza omijajcie skle­ prawdę o kawałku Szwecji, py spożywcze i nie dajcie IWfiSPRAWKI SPRAWYi SPRAW wszystko jest jasne. Producent służy też „Opisem buddwy". „Okulary ochronne 0 -2 2 skladalą slą z ram­ 0 drugim co do wielko­ się nabrać na oglądanie ki, panoramicznel szybki I dwóch zauszników". ści mieście, Góteborgu miejscowych „Sukiennic", Nie będziemy absorbowali użytkowników innymi (438.000 mieszkańców). które się nazywają „Saliu rewelacjami, np. jak wymienić uszkodzoną szybkę itp. Miasto rozciąga się na Halen” . Są pełne najróżno­ Jeszcze tylko zacytujemy rozdział „Opakowanie". kilku granitowych wzgó­ rodniejszego żarcia: masy „Okulary ochronne typu 0-22 włożone do woreczka rzach, nad kanałami. Te ka­ pomarańczy po 4 kr za-1 kg, igielitowego pakowane są wraz z szybką zapasową nały są dowodem, że miasto jabłek po 5 kr, kiełbasa kra­ w ilości 10 szt. w karton tekturowy o wymiarach to wcale nie jest szwedzkie, kowska po 48 kr, myśliwska 320x70x70”. a holenderskie bo na ,,ob- po 49 k r i szynka po 50 kr. Ulotkę wydano w 100 tys. egz., rzeczą specjalistów stalunek " króla Szwecji Ka­ Całe duże „szyny" wiszą jest obliczyć, Ile w zamian można by wydrukować rola IX z początkiem XVII jedna przy drugiej. Przy książek i w jakich nakładach. A przecież jest to przy­ wieku zbudowali je sprowa­ każdym stoisku po 3-4 oso­ kład jeden z wielu. dzeni w tym celu Holendrzy, by kupujące. W przelicze­ Mamy rewelacyjny pomysł, jak natychmiast zao­ na sw oją,, kanałową'' modłę niu na nasze „dewizowe" szczędzić połowę papieru wyrzucanego na tego ro­ 1 „n a swoim praw ie" czyli korony jest to nie tyle dość, dzaju wydawnictwa. Otóż należy obciąć o połowę organizacji, z czego żaden co bardzo drogo. Tubylcy przydziały różnym producentom w rodzaju śląskich holenderski nacjonalista są w trochę lepszej sytuacji, Zakładów Optycznych „Opta” i odzyskany surowiec (byli tacy?) nie wywodził bo nie plącą za nic,, dewizo­ przeznaczyć na lektury szkolne. Aż dziw, że żaden prawa Holendrów do Góte- wymi" koronami, ale zwyk­ specjalista od gospodarki papierem jeszcze na to nie borga, jako „urholender- łym miejscowym pienią­ wpadł. skiego" miasta i to bardziej dzem, którym jest szwedzka świeżego wykonania, niż .korona, a to wychodzi ta­ zbudowany na prawie mag­ niej. Np. nauczyciel szkoły deburskim Kraków. średniej zarabia na godzinę Nagrodę tygodnia (zł 200) w naszym nieustającym A w ogóle to tutaj panuje konkursie ..Uczymy się patrzeć satyrycznie" otrzymu­ ca 100 kr, więc za jedną bieda, co postaram się udo­ godzinę lekcyjną może so­ je p. E.Biela za nadesłany „donos”. wodnić: Najpierw rzuca się bie kupić... Tu można by w oczy czystość ulic, chod­ dość dokładnie obliczyć, ników i jezdni, nie tylko zre­ gdyby nie te podatki, rze­ sztą Góteborga. W porów­ czywiście wysokie, za które naniu z miastami szwedzki­ oni rzeczywiście coś mają, mi nasz ,,czysty" Poznań jak np. korzystne ubezpie­ wygląda jak śmietnik. Do­ czenia socjalne, wspaniale wodzi to jedynie oszczę­ wyposażone szkoły, ideal­ dzania kredytów na czysz­ nie utrzymane drogi. czenie miasta, a więc biedy. Oszczędnościowe, z gra- K I ie wszystkie relikty przeszłości udało się wyple- puszek z konserwami wieprzowymi i wołowymi. Tak 1 nić z naszego handlu. Przechodnie chwytają się spreparowany wsad do pieca rokuje surówkę najwyż­ za brzuchy (na ogół puste) zaśmiewając się na widok szej jakości. ciężarówek dostawczych opatrzonych reklamowymi ★ napisami: „Odwiedzajcie sklepy „Społem". Proponu­ jemy dodać: „Witają tam Chlebem i solą". I A I śród osób uprzywilejowanych do przejazdu kolej­ ką na Gubałówkę na pierwszym miejscu znajdują się posłowie PRL, o czym informuje stosowna tablica. Posłowie mają teraz ciekawsze trasy zjazdowe, mogą o pojemnika na pościel w cenie 1102 zł dołączona więc chyba ten przywilej sobie darować. jest karta gwarancyjna formatu A-4 z różnymi pouczeniami i dwoma kuponami kontrolnymi. Zasta­ nawia napis: „Zachow ać przez okres jednego roku". głoszenie z,.Echa Krakowa"(nr75): „W zórm iotły Przy tak dotkliwym braku papieru toaletowego? do zamiatania, opatentowany, oddam do produk­ cji warsztatom ślusarskim"... Wreszcie idealna miotła dla patentowanego osia. 1 A # światowym hutnictwie szykuje się nie lada sen- sacja. Oto do Nowej Huty nadszedł transport (nie pierwszy) złomu z Rabki Zdroju z zawartością m.in. Materiały nadesłali: J.D.. NN, E.BIELA, J.W.