Stuart_Elizabeth_-_Niesława

Szczegóły
Tytuł Stuart_Elizabeth_-_Niesława
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Stuart_Elizabeth_-_Niesława PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Stuart_Elizabeth_-_Niesława PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Stuart_Elizabeth_-_Niesława - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Elizabeth Stuart Rozdzia� pierwszy Poranny brzask nadchodzi� powoli, jak to cz�sto zdarza�o si� o tej porze roku po nocy ch�odniejszej ni� zwykle. Zimna, przenikliwa wilgo� wype�nia�a niziny Szkocji od niespokojnych m�rz Solway Firth a� do ponurej fortecy granicznej Berwick. Przez ca�� noc wiatr zawodzi� nad ziemi� jak op�tany. Dzie� przyni�s� jednak podejrzan� cisz�. Jonet Maxwell dr��c z zimna do�o�y�a do ognia kolejn� bry�� torfu. Ch��d przenikn�� przez kilkumetrowej grubo�ci mury zamku Beryl a� do jej luksusowych, obwieszonych drogimi tkaninami apartament�w. Odsun�a si� od ognia i usiad�a w zamy�leniu, skr�caj�c ni� do wyszywania kapy na o�tarz. Wzdychaj�c g��boko, od�o�y�a zw�j bielonego lnianego p��tna. Tego poranka trudno by�o czym� si� zaj��, ale leniuchowanie by�o nie do zniesienia. Kamienny korytarz wype�ni�y odg�osy pospiesznych krok�w. - Wiadomo�ci... dzi�ki Bogu? To musi by� Robert! - Zapomnia�a o swoich rob�tkach i wsta�a przepe�niona oczekiwaniem. Nie zauwa�y�a nawet, jak jedwabne nici i tkanina opad�y na dywan. Drzwi si� otworzy�y, ale m�czyzna zatrzyma� si� z czci� przed progiem. Barwy Maxwell�w na jego mundurze po�yskiwa�y w cienistej po�wiacie korytarza zamku. Jonet zaczerpn�a powietrza i zmusi�a si� do wypowiadania s��w z oboj�tno�ci�. Temu m�czy�nie nie wysz�oby na dobre, gdyby si� dowiedzia�, jak mocno jest zaniepokojona. - Wejd�, Neil. Co s�ycha�? 5 Brodat� twarz m�czyzny rozja�ni� szeroki u�miech. - Pani, mam nadziej�, �e niecierpliwie czekasz na wiadomo�ci. Przynajmniej te, kt�re dotycz� lorda Mure'a. - Dzi�ki Bogu! - Te s�owa wyrwa�y si� Jonet, zanim zd��y�a nad nimi zapanowa�. Rzuci�a zmieszane spojrzenie kapitanowi za�ogi zamku i zobaczy�a, jak ten u�miecha si� serdecznie. - Sam si� niepokoi�em - przyzna�. - Cztery dni... To niespotykane, aby m�j pan tak si� sp�nia� i nie pomy�la� o pos�a�cu. - My�l�, �e przy takiej pogodzie... - wtr�ci�a rzeczowo Jonet. - Martwi�am si�, czy pos�aniec nie zosta� zamordowany przez band� z�odziei przygranicznych albo nieproszonych angielskich go�ci. - U�miechn�a si� do kapitana jak do starego znajomego. Neil Maxwell by� w zamku Beryl niemal tak d�ugo, jak pe�ne przeci�g�w labirynty korytarzy czy mury z r�owego piaskowca. - Obruga nas oboje za zaj�cze serca, je�eli si� tylko przyznamy. - Zgadza si�. Ale taka bura b�dzie dla mnie s�odk� muzyk�. Popatrzy�a na niego wyrozumiale. Neil odwr�ci� si�, zamierzaj�c odej�� do swoich ludzi. Jonet stan�a przy oknie. Od tygodnia by�o szaro i mokro, chocia� wszechobecny, kwietniowy wiatr zdawa� si� cichn��. Rozszala�a ulewa zas�ania�a widok pi�knych, zielonych wzg�rz Szkocji, rozci�gaj�cych si� z po�udniowej strony zamku. Po raz pierwszy od wyjazdu na po�udnie jej stryja i opiekuna Roberta Maxwella Jonet poczu�a ulg�. Szczeg�lnie dokuczliwa banda �upie�c�w grabi�a jego posiad�o�ci. Robert pospieszy� za nimi w po�cig. Na pierwszy rzut oka najazd wygl�da� nieco inaczej ni� dwa lub trzy inne ka�dego roku. Przest�pcy obu nacji, Anglicy i Szkoci, panoszyli si� po obu stronach granicy, ale niewielu z nich mog�o stawi� czo�o wyszkolonym �o�nierzom, dobrze uzbrojonym i nie�le dowodzonym. Grupa, kt�ra napad�a tej wiosny, wydawa�a si� nadzwyczajnie du�a i dobrze dowodzona. Uderzenia by�y precyzyjne i wygl�da�y na doskonale zaplanowane. Mimo pewno�ci cechuj�cej jej stryja, Jonet z obaw� przygl�da�a si�, jak odje�d�a na po�udnie. Niejasny stan spraw w Szkocji u�atwia� Anglikom organizowanie armii z przygranicznych malkontent�w i rozpocz�cie polowa� na pobliskie, bogate posiad�o�ci szkockie. Ekspedycja karna Roberta musia�a przebiega� bez niespodzianek, skoro wraca� do domu ca�y i zdrowy. Wszystkie jej obawy 6 okaza�y si� p�onne. Przynajmniej tym razem. Mru��c od blasku dnia zielone oczy, Jonet poszukiwa�a ukochanej sylwetki stryja. Widzia�a �o�nierzy w op�akanym stanie brn�cych w strumieniach deszczu, otulonych w p�aszcze i koce tak szczelnie, �e nie mo�na by�o �adnego rozpozna�. Zbli�ali si� do ostatniego wzniesienia przed zamkiem. Niebawem dotr� do zewn�trznego muru obronnego. Jonet wybieg�a z komnaty, wo�aj�c w po�piechu s�u��c� Syble. Stryj pewnie b�dzie zm�czony i g�odny. Maj�c gryma�ne usposobienie, najpewniej za�yczy sobie k�pieli. Ledwie zd��y�a dotrze� do holu i wyda� niezb�dne polecenia, us�ysza�a szcz�k stali pomieszany z bez�adnymi okrzykami. Zgarniaj�c obfite fa�dy sukni, Jonet podbieg�a do wielkich, d�bowych drzwi i otworzy�a je na o�cie�. - Dobry Bo�e! W mgnieniu oka ogarn�a sytuacj�. Odrzuciwszy koce i derki, na dziedziniec wkraczali m�czy�ni w liberiach Douglas�w. Coraz ich wi�cej wlewa�o si� przez w�sk� bram� g��wn�, kt�rej sami pilnowali. Zaskoczona garstka poddanych Maxwell�w zosta�a wzi�ta do niewoli. Tylko Neil z tuzinem �o�nierzy broni� schod�w prowadz�cych do holu. Poddani Douglasa! Musieli si� dowiedzie�, �e jej stryj z wojskiem poszed� na wypraw�. - Co to za podst�p?! - krzykn�a Jonet. Walka toczy�a si� u podn�a schod�w. Wysoki m�czyzna o rudych w�osach wycofa� si� z pojedynku i krzykiem wyda� rozkaz jej zaprzestania. - Czy ty jeste� lady Jonet Maxwell? - zapyta�, podnosz�c szpad�. - Tak, to ja. - Rozkazuj� ci w imieniu kr�la Jamesa i lorda kanclerza podda� zamek Beryl. Ten dure� odm�wi�! - krzykn��, odrzucaj�c mokre w�osy znad oczu i wskazuj�c szpad� na Neila. Jonet zaczerpn�a powietrza. Kr�l... on powo�uje si� na kr�la! Poddani Douglasa - niech wszystkich piek�o poch�onie - zdobyli ju� wartowni� i zewn�trzny mur obronny. Za chwil� osi�gn� schody samego zamku. Dumny Neil b�dzie walczy�, ale w ko�cu intruzi zwyci꿹 i jego podw�adni strac� �ycie. Nie by�o innego wyj�cia poza kapitulacj�. Podst�p Douglasa uda� si�. 7 Nie zwa�aj�c na ulew�, Jonet zesz�a ze schod�w. W�ciek�o�� i oburzenie przepe�ni�y jej my�li. Nie dostrzega�a strumieni deszczu, kt�re zalewa�y jej twarz i w�osy. Suknia przylepi�a si� do jej cia�a, mokra i zimna. - Co to za podst�p? - powt�rzy�a, usi�uj�c ca�� pogard� wyrazi� tonacj� g�osu. - C� to za nikczemna tch�rzliwo��, gdy kto�, uwa�aj�c si� za s�ug� kr�la, wdziera si� podst�pem do zamku jego wiernego poddanego? Bez �adnego powodu! Je�eli rzeczywi�cie reprezentowa�by� kr�la Jamesa, by�by� tutaj mile widziany. Dosz�a do podn�a schod�w, a Neil Maxwell stan�� obok niej got�w do obrony. - I co, panie? Czekam na odpowied�! M�czyzna wytrzeszczy� oczy, zamruga� i zmierzy� j� od st�p do g��w. - Jestem James Douglas, w�adca Kennerly. Otrzyma�em rozkaz wzi�cia tego zamku jak najszybciej przy najmniejszych stratach w ludziach. Ten fortel okaza� si� najlepszym sposobem wykonania polecenia. Jego wyja�nienia by�y bezsensowne. - Wzi�� zamek? - powt�rzy�a Jonet. - O co chodzi? Rudy cz�owiek przesun�� si� niespokojnie. Dziewczyna by�a pi�kna, czego nie zmieni� nawet deszcz, kt�ry przemoczy� j� od st�p do g��w. Wyj�tkowo pi�kne by�y jej szarozielone oczy i kasztanowe w�osy. Jej drobn� postaci� wstrz�sa�o oburzenie. Rudy zapragn�� j� uspokoi�. Nie chcia� jej rani�, ale niewiele m�g� zdzia�a�. Musia�a pozna� prawd�. - Robert Maxwell, lord Mure, zosta� uj�ty podczas zdradzieckiego ataku na m�odego kr�la i naszego lorda kanclerza. Zosta� wi�c wyj�ty spod prawa, a jego maj�tek skonfiskowany. Jonet sta�a jak oniemia�a. Stryj Robert wyj�ty spod prawa? Na tej ziemi nie ma Szkota bardziej lojalnego. To musi by� jaka� straszna pomy�ka. Douglas wytrzyma� wzrok Jonet Wierzy� w to, co m�wi�. - To jest... jaka� pomy�ka - powiedzia�a Jonet. - M�j stryj przebywa na po�udniu, �cigaj�c �upie�c�w nad granic�. Nie atakowa� kr�la. - Wiem z ca�� pewno�ci�, �e by�o inaczej. Sam z moimi lud�mi walczy�em z lordem Mure'em przedwczoraj czterdzie�ci mil st�d. Nagle Jonet poj�a, sk�d wzi�a si� chor�giew stryja, kt�r� wykorzystali ci rycerze, aby wej�� do zamku Beryl. By�a autenty 8 czna i rzeczywi�cie nale�a�a do stryja. Gard�o jej tak si� �cisn�o, �e nie mog�a zaczerpn�� powietrza. W ko�cu z trudem prze�kn�a �lin�. - A... m�j stryj? Neil Maxwell po�o�y� r�k� na jej ramieniu. By�a mu wdzi�czna za to, �e sta� obok. - Mure z garstk� ludzi przedar� si� w zam�cie przez moczary i umkn��. Przetrz�sn�li�my ca�� okolic�. Gdy odje�d�a�em, ci�gle znajdowa� si� na wolno�ci. - Dzi�ki Bogu! - westchn�a Jonet. - Nie dzi�kowa�bym zbyt wcze�nie. Nasz lord opiekun Murdoch Douglas z setk� zbrojnych naszego klanu przeszukuje okolic�. Dopadn� go - prawdopodobnie ju� go maj�. Jutro oczekuj� tutaj lorda opiekuna z wiadomo�ciami. A teraz... - M�czyzna spojrza� na zarz�dc�. - Prosz� podda� ten zamek. W przeciwnym przypadku nie r�cz� za los waszych poddanych ani wasze w�asne bezpiecze�stwo. Przez chwil� Jonet nie odpowiada�a. Deszcz ci�gle pada�. Czu�a zimn� pustk� rozprzestrzeniaj�c� si� w jej ciele. Powinnam naprawd� wr�ci� do �rodka - pomy�la�a bez sensu. Wszyscy powinni wej�� do �rodka. - Panienko... - pokornie rozpocz�� Neil Maxwell. - Nie b�agali�my o lito��, chyba �e sobie tego �yczysz. Ja... Musia�a co� powiedzie�. Wszyscy na to czekali. �adne jednak do�wiadczenie nabyte podczas osiemnastu lat �ycia nie przygotowa�o jej do takiego zadania. - Neil, odwo�aj swoich ludzi i ka� Beatrice opatrzy� rannych. - Podnios�a g�ow� i zimnym wzrokiem przeszy�a rudego Douglasa. - Obawiam si�, �e nie b�d� wiedzia�a, jak poddaje si� zamek. Uwa�am go za tw�j. Po wyg�oszeniu tych s��w Jonet odwr�ci�a si� i zacz�a wchodzi� na schody bardziej majestatycznie ni� kr�lowa Margaret. Mia�a przecie� w sobie hrabiowsk� krew Maxwell�w. Gdy tylko znalaz�a si� w holu, opu�ci�a j� udawana pewno�� siebie. Z przyzwyczajenia posz�a w kierunku wielkiego kamiennego kominka w ko�cu pokoju. Zbli�y�a si� do niego, ale nie czu�a gor�ca. Stryj Robert ma by� przest�pc�? Ten przystojny, elegancko ubrany m�czyzna, jedyny ojciec, jakiego kiedykolwiek zna�a, �cigany przez takiego typa jak znienawidzony Murdoch Douglas? 9 To niemo�liwe. Zakr�ci�o si� jej w g�owie. Nie mog�a nawet wyobrazi� sobie takiej okropno�ci. Jednak w Szkocji, balansuj�cej na kraw�dzi wojny, wszystko mog�o si� zdarzy�. M�ody kr�l James by� wi�niem ojczyma, a krajem rz�dzili Douglasowie. Archibald Douglas, sz�sty lord Angus, obwo�a� si� kanclerzem, odbieraj�c wielk� piecz�� Szkocji swojemu kr�lewskiemu pasierbowi. Krewni Douglas�w bezwzgl�dnie przej�li w�adz� na r�nych szczeblach. Niewiele os�b mog�o przeciwko nim cokolwiek zrobi�. Lord Lennox pr�buj�c ratowa� m�odego kr�la zosta� zamordowany. Margaret Douglas, kr�lowa matka, siedzia�a w zamku Stirling, lamentuj�c nad nadu�yciami w�adzy przez m�a wobec ka�dego, kto m�g� j� wys�ucha�, oraz porusza�a niebo i ziemi�, aby uzyska� rozw�d z lordem Angusem. Poniewa� jednak jej brat Henryk VIII Tudor, panuj�cy w Anglii, otwarcie popiera� Douglas�w, Margaret z nadziej� zwr�ci�a si� do Francji. Szkocja znowu mog�a sp�yn�� krwi� stuletniej nienawi�ci pomi�dzy Angli� i Francj�. W�a�nie pomi�dzy kamieniami granicznymi Anglii Henryka VIII na po�udniu i oszala�ych od w�adzy Douglas�w na p�nocy i wschodzie znajdowa�a si� posiad�o�� Roberta Maxwella, lorda Mure'a, jednego z niewielu szkockich arystokrat�w wyst�puj�cych na posiedzeniach rady otwarcie przeciwko Angusom. Lord popar� petycj� arcybiskupa Beatona, aby francuski ksi��� Albany powr�ci� do Szkocji w charakterze regenta. Jonet stawa�a si� spokojniejsza, w miar� jak gromadzi�a przemy�lenia. Najazd zosta� zorganizowany po to, aby wyrzuci� stryja z zamku Beryl. Zosta� uznany za niebezpiecznego dla sprawy Douglas�w i mia� by� usuni�ty. Podobnie jak Lennox. Porzucaj�c dalsze dociekania, wpatrywa�a si� t�po w p�omienie. Stopniowo u�wiadomi�a sobie narastanie dziwnych odg�os�w w jej komnacie. Za ni� zgromadzi�a si� s�u�ba. Ka�da twarz wyra�a�a niepok�j. Niekt�rzy p�akali. By�o oczywiste, �e dotar�y do nich wiadomo�ci o nieszcz�ciu. Zgromadzili si�, oczekuj�c pocieszenia i rozkaz�w. Ale na Boga! Jonet nie wiedzia�a, co dalej robi�. - Panienka jest ca�kiem przemoczona! - Z t�umu wyst�pi�a stara, pomarszczona kobieta. - Prosimy na g�r�, gdzie ju� czeka k�piel. �atwiej sobie panienka poradzi z tymi zbrodniarzami Douglasami, gdy b�dzie jej ciep�o i sucho. Prosta szkocka twarz niani uspokaja�a, ale szczere s�owa budzi�y 10 niepok�j. Jonet lubi�a poddanych. Pod nieobecno�� Roberta do niej nale�a� obowi�zek ich obrony. - Za chwil�, Gwen - odpowiedzia�a cicho. - Najpierw mam wszystkim co� do powiedzenia. - Rozejrza�a si� po znajomych twarzach. Wi�kszo�� by�a przestraszona, a na niekt�rych malowa� si� gniew. - Jak s�yszeli�cie, m�j stryj zosta� bezpodstawnie uznany za zdrajc�. Zanim to si� wyja�ni, up�ynie troch� czasu. Zamek Beryl obejm� ludzie Douglasa. Rozmawia�am z Jamesem Douglasem z Kennerly. Sprawia wra�enie uczciwego cz�owieka. Jeszcze z nim porozmawiam. Nie w�tpi�, �e pozwoli wam wykonywa� dotychczasow� prac�, je�eli b�dziecie pos�uszni. - A co si� stanie z panienk�? - zapyta� g�o�no jeden z m�czyzn. Jonet zawaha�a si�. Nie chcia�a jeszcze o tym my�le�. Dop�ki Murdoch Douglas pod��a w stron� zamku Beryl, takie rozmy�lania nie mia�y sensu. - Pozostan� tutaj. To oczywiste. Mam jednak pro�b� do was wszystkich. Starajcie si� nie denerwowa� tych ludzi z�ym s�owem czy niepos�usze�stwem. To nie pomo�e lordowi Mure'owi ani wam osobi�cie. Boj� si� te�, �e niewiele potrafi� zrobi�, aby uchroni� was od kary, jak� zapewne na�o�� ci zbrodniarze. Gdy m�j stryj powr�ci, zasmuci si�, gdy si� dowie o jakichkolwiek waszych cierpieniach poniesionych w zwi�zku z przywi�zaniem do mego. Nie chc� wi�cej s�ysze� o Douglasach... - doda�a, przesy�aj�c Gwyn wymuszony u�miech... - A teraz id�cie do pracy, wszyscy. Obawiam si�, �e przy naszym stole pojawi si� wi�cej os�b, ni� si� spodziewali�my. Ludzie zacz�li si� rozchodzi�, wymieniaj�c szeptem uwagi. Jonet pozosta�a przy ogniu kominka. John Douglas nie pojawi� si�. Nie przyszed� te� Neil. Powinna ich odnale�� i kontynuowa� rozmowy, ale wysi�ek potrzebny dla zachowania spokoju oraz nieokazywania strachu przekracza� jej wytrzyma�o�� nerwow�. Nie by�a przecie� odwa�na. B�g jeden wie, jak si� ba�a! Przypomnia�a sobie strach, gdy zmarli jej rodzice. Maj�c cztery lata pojawi�a si� w zamku Beryl. Stryj Robert i jego �ona Anna uspokajali j� i rozpieszczali, otaczaj�c mi�o�ci� i opiek� tak wielk�, jakby by�a ich w�asnym dzieckiem. Dobra stryjenka Anna zmar�a pi�� lat p�niej. Jonet i jej stryjek znacznie si� wtedy do siebie zbli�yli. 11 - Chod� ju�, dziecko. Ca�a dr�ysz - mrukn�a Gwyn. Wzi�a Jonet pod r�k� i poprowadzi�a do schod�w, polecaj�c Syble, aby ta pobieg�a i przygotowa�a k�piel. Przemierzaj�c korytarze, obie kobiety zorientowa�y si�, �e trwaj� intensywne przeszukiwania ca�ego zamku. Gdy Jonet i s�u�ba zgromadzili si� w holu, ludzie Douglasa weszli innymi drzwiami i swobodnie zacz�li myszkowa�. Jonet s�ysza�a, �e otwierali szuflady i rozbijali zamki w komnatach stryja. Przez chwil� obie kobiety sta�y jak oniemia�e, patrz�c na siebie z niedowierzaniem. - Anglicy! - wyrzuci�a z siebie Gwyn, co zabrzmia�o jak obrzydliwe przekle�stwo. - Oni nie s� lepsi od Anglik�w! Jonet chwyci�o nag�e przeczucie. �cisn�a r�k� starej kobiety. - Chod�, Gwen! Szybko! Pobieg�y wzd�u� pustego holu. Po dotarciu do w�asnych drzwi, Jonet pospieszy�a przez komfortowy przedpok�j prosto do sypialni. Chwytaj�c pude�ko z kosztowno�ciami wyrzuci�a jego zawarto�� na �o�e. Bogactwo b�yszcz�cego ��tego metalu i szlachetnych kamieni rozsypa�o si� po kapie. - Musimy cz�� tego skarbu schowa�. Mamy niewiele czasu wykrztusi�a �api�c powietrze. - Mo�e uda si� dostarczy� stryjowi przynajmniej cz�� z�ota i kamieni. On potrzebuje �rodk�w, aby uciec z kraju, a my b�dziemy potrzebowa�y troch� pieni�dzy, aby si� wykupi�. Nie podaruj� tym zach�annym �ebrakom, je�eli ogo�oc� zamek Beryl do �ywych kamieni. - Szybko! Chwy� ig�� z nitk� i t� tkanin�, kt�r� haftuj� na o�tarz. Wszyj podw�jn� kiesze� w jednej z moich koszul, a ja to wszystko posortuj�. Musimy znaczn� cz�� zostawi�, aby nie nabrali podejrze�. Palce Jonet gwa�townie uk�ada�y kosztowno�ci w kupki. - Nie chc� ujrze� Murdocha Douglasa z pier�cieniem MacDonalda - mrukn�a, wyci�gaj�c pier�cie� z wielkim rubinem, nale��cy od pokole� do MacDonald�w. Jej matka podarowa�a ten pier�cie� ojcu w dniu ich �lubu. Spojrza�a gorzko na z�ot� ozdob�. - Wcze�niej wrzuci�abym go do bajora. Zapomniawszy o przemoczonej sukni, obie przebiera�y kosztowno�ci i je zaszywa�y. Syble tymczasem przygotowywa�a k�piel. Po uko�czeniu roboty Jonet zwinnym ruchem chwyci�a 12 naszyjnik i z oci�ganiem umie�ci�a go w skrzynce. Mo�e ludzie Douglasa j� zaskocz�. Ale mog� r�wnie dobrze w og�le nie za��da� jej w�asno�ci. D�wi�k ostrego pukania poderwa� j� na nogi. - Lady Jonet Maxwell! - krzykn�� dowodz�cy oddzia�em Douglasa. - Chcia�bym zamieni� z pani� par� s��w. Serce Jonet zabi�o jak m�otem. Nie spodziewa�a si�, �e przyjdzie tak szybko. Zacz�a tarmosi� r�kawy swojej sukni, podstawiaj�c s�u��cej plecy. - Szybko! - sykn�a. - Pom� mi! Gdy on zauwa�y, �e nie zmieni�am ubrania, mo�e si� domy�li�, �e co� knujemy, Gwen powiedzia�a, zwracaj�c si� do niani. - Powiedz mu, �e bior� k�piel. Widzia� z pewno�ci�, jak noszono tu wod�. - Podnios�a ramiona, a Syble �ci�gn�a jej mokr� sukni� przez g�ow�. - Je�eli b�dzie nalega�, pozw�lcie mu wej�� - doda�a g�osem przyt�umionym przez mokre tkaniny. Zerwa�a z siebie koszul� i zanurzy�a wysmuk�e i wyzi�bione cia�o w paruj�cej wodzie, pachn�cej listkami laurowymi i mi�t�. - Jestem przekonana, �e nie b�dzie si� kr�powa�. To przecie� poddany Murdocha Douglasa. Gwen podesz�a do drzwi, a Jonet zanurzy�a si� w wodzie, nas�uchuj�c z zadowoleniem przepe�nionej oburzeniem konwersacji przez drzwi. Nie przewidzia�a rezultatu. James Douglas zgodzi� si� powr�ci� za jaki� czas i odszed�. Jonet przymkn�a oczy. Uzyska�a kr�tkie wytchnienie i zamierza�a je dobrze wykorzysta� dla uspokojenia emocji. Robert wychowa� j� na prawdziw� c�rk� lorda i to lorda Maxwella. Nie mog�a da� Douglasowi satysfakcji zobaczenia jej strachu. Nie by�a przekonana, �e jej co� zagra�a. Tajemnic� poliszynela by�o, �e Murdoch Douglas chcia�, aby zosta�a �on� jego syna Thomasa. Przypuszcza�a, �e b�dzie traktowana jak narzeczona. By�a dobr� parti�, poniewa� jej wiano obejmowa�o nie tylko posiad�o�ci rodzinne, lecz r�wnie� znaczn� cz�� ziem bezdzietnego lorda Mure'a. Jej stryj traktowa� Douglasa uprzejmie jako dalekiego kuzyna Angusa, chocia� niskiego urodzenia. Post�powa� bardzo dyplomatycznie. Ale nowo upieczony baron zyska� z�� s�aw� nadu�ywaj�c urz�du w imi� interes�w w�asnej rodziny. Robert nie lubi� tego cz�owieka. Nie znosi�a go r�wnie� Jonet. Gdy Murdoch nie chcia� 13 pogodzi� si� z odmow� oddania r�ki Jonet, Robert grzecznie wyprosi� go z zamku Beryl. A teraz triumfalnie powraca. Jonet modli�a si� tylko, aby nie po�o�y� swoich �ap na osobie jej stryja. Mru��c w zamy�leniu oczy, wpatrywa�a si� w czyst�, lnian� koszul�, w kt�r� Gwen wszy�a specjalne kieszenie. Douglasowie wzi�li zamek z zaskoczenia, ale przynajmniej ona trzyma�a g�ow� wysoko. Kosztowno�ci u�yte we w�a�ciwy spos�b mog� by� fantastyczn� broni�: �ap�wk� dla chciwego stra�nika lub zap�at� za kryj�wk� na szybkim stateczku pod��aj�cym do Francji. Jednak niezale�nie �d wybuja�ej fantazji, Jonet nie mia�a zbyt wielkiej nadziei na udzielenie stryjowi pomocy. Mog�a jedynie czeka�, modli� si� i zrobi� wszystko co tylko mo�liwe, aby zachowa� godno�� w�asnego nazwiska. Godzina pr�by wybi�a dla Jonet wcze�niej, ni� si� spodziewa�a. Powr�ci� kapitan Douglas, a towarzyszy� mu zdro�ony i dog��bnie zirytowany Murdoch Douglas. Gdy obaj m�czy�ni weszli, Jonet ledwo mog�a z�apa� oddech Teraz by�o ju� oczywiste, �e Murdoch Douglas dopiero co zsiad� z konia. Jego kr�tka, kr�pa posta� by�a pochlapana b�otem, a czarne w�osy jeszcze mokre od deszczu. Patrz�c ponuro, podszed� do Jonet. Nie uk�oni� si�. Jonet r�wnie� ani drgn�a. - No tak, panno Maxwell. Spotkali�my si� znowu, tak jak obieca�em kilka miesi�cy temu. Jonet odczu�a sztywnienie kr�gos�upa. Nie mog�a opanowa� niech�ci. Jej stryj oczekiwa�by od niej zachowania godnego Max� well�w. Wiedzia�a o tym. Nie mog�a jednak przem�c niepewno�ci. - Czy... m�j stryj panu towarzyszy? - �a�uj� bardzo, ale nie. Jeszcze nie towarzyszy - u�miechn�� si�. - Ale to tylko kwestia czasu. Do poszukiwa� powo�ano osobist� gwardi� kr�la. Wyznaczono dwie�cie funt�w nagrody za jego g�ow�. Nie b�dzie wi�c m�g� liczy� na pomoc ch�op�w. Jego schwytanie i rozprawa s�dowa s� ju� pewne. - Dwie�cie funt�w... - j�kn�a Jonet. Ogarn�o j� poczucie bezsilno�ci. Sie� zarzucona na stryja zaciska�a si� coraz bardziej, tak wielka nagroda mog�a zamieni� ka�dego przyjaciela w donosiciela. - Co on panu uczyni�? Dlaczego go pan tak nienawidzi? - Mure jest zdrajc�. Otwarcie zaatakowa� Angusa, gdy ten 14 przewozi� Jamesa i ca�y jego maj�tek z pustelni do zamku Edin� burgh. - To jest k�amstwo! M�j stryj nie podni�s�by r�ki na kr�la. - Co najmniej stu ludzi przysi�g�o, �e zaatakowa� kr�la. Przysi�g� r�wnie� lord Arran. By� razem z nami w zasadzce. - Arran? Jakie� to por�czne! - zauwa�y�a nie kryj�c sarkazmu. - Jest on znany z tego, �e zawsze ta�czy tak, jak mu Angus zagra. - Ca�y ten kraj zata�czy, jak tylko zrozumie, co jest dla niego dobre - zgodzi� si� Murdoch. - Mure ju� niemal to zrozumia�. Pod��a na szafot, zdaj�c sobie spraw�, �e straci� reputacj�, honor i wszystko, co uwa�a� za najdro�sze. Przeklina ten dzie�, w kt�rym by� zbyt hardy wobec mnie. Tak oto padaj� mocarze. - Zako�czy� kwesti� z bezbrze�n� satysfakcj�. - W takich to �mieciach grzebiecie teraz? - Usta Jonet wykrzywi�y si� z pogard�. Cios spad� na ni� znienacka. R�ka opiekuna kr�la dosi�g�a jej policzka z tak� si��, �e niemal okr�ci�a jej g�ow�. Uda�o si� jej jednak utrzyma� na nogach. James Douglas zrobi� krok do przodu, ale najwidoczniej si� rozmy�li�. Omi�t� lorda opiekuna wzrokiem pe�nym pogardy. Jonet wpatrywa�a si� w Murdocha Douglasa. Nie uderzy� jej jeszcze �aden m�czyzna. Robert Maxwell nie potrzebowa� u�ywa� si�y dla wymuszenia pos�usze�stwa kobiet. Chocia� policzek piek� j� z b�lu, nie zas�oni�a si� r�k�. Podnios�a g�ow� i utkwi�a wzrok w opiekunie kr�la. - My�l� sir, �e mo�esz mnie zat�uc na �mier�, je�li sprawi ci to przyjemno��. Jeste� Douglasem i wszyscy, kt�rzy mogliby ci si� przeciwstawi�, s� zamordowani albo wyp�dzeni ze Szkocji. Nie mo�e to jednak zmieni� fakt�w. Jeste� tym, kim jeste�. Murdoch zaczerpn�� powietrza, usi�uj�c opanowa� nerwy. Zrozumia�, �e posun�� si� zbyt daleko. - Prosz� o wybaczenie, panienko. Wszystkiemu winne zdenerwowanie cz�owieka, kt�ry �y� w napi�ciu i nie zmru�y� oka przez ostatnie dwie doby. Jestem pewien, �e mo�emy lepiej si� porozumie� ni� dotychczas. I naprawd� si� zgodzimy. Zamek Beryl i zwi�zane z nim posiad�o�ci zosta�y mi przyznane za s�u�b� dla kr�la. Naturalnie nie zamierzam panienki wyp�dza� z jej domu. Wyst�pi�em do lorda kanclerza o powierzenie mi opieki nad tob� i twoimi ziemiami. 15 Te s�owa by�y wi�kszym ciosem ni� uderzenie w twarz przed chwil�. Ch�� protestu niemal j� zad�awi�a. Oczywi�cie Angus zatwierdzi petycj� giermka. Jonet stanie si� wi�niem Murdocha, a� uda mu si� j� zmusi� do po�lubienia jego syna. W�wczas nowa ga��� Douglas�w legalnie zatrzyma jej ziemie. Uda si� im skoligaci� z dumn� i star� rodzin� Maxwell�w. Przy tym Murdoch Douglas zostanie wynagrodzony przez Angusa, kt�ry nie poniesie �adnych koszt�w na ten cel. Dotar�o do niej, �e Murdoch ci�gle m�wi. Zmusi�a si� do s�uchania. - Teraz panienk� opuszcz�. Porozmawiamy p�niej. Przy�l� tutaj kt�r�� z waszych s�u��cych. Mo�esz zje�� kolacj� we w�asnych apartamentach. My�l�, �e post�pimy lepiej, gdy p�jdziemy zdrzemn�� si� troch�. - Odwr�ci� si� i odszed�, ale przed drzwiami jeszcze si� odwr�ci� i u�miechn�� triumfalnie. - Mam jeszcze jedn� spraw�. Swoj� bi�uteri� musisz odda� Jamesowi. Utrzymanie wojska to diabelnie kosztowna sprawa, a m�j pan Angus musi obecnie oszcz�dza� ka�dy grosz pa�stwowy. Nie �a�uj �wiecide�ek. Zapewniam ci�, �e b�dziesz mia�a nadmiar b�yskotek, gdy wszystko urz�dz� po mojej my�li. Jonet odczeka�a, a� drzwi si� za nim zamkn�. Rzucaj�c jadowite spojrzenie Jamesowi Douglasowi, kt�ry sta� w k�cie wyra�nie speszony, pomaszerowa�a w poprzek komnaty, chwyci�a pude�ko z kosztowno�ciami i wepchn�a mu w r�ce. - Zabieraj to. Sam te� si� st�d zabieraj. - Przepraszam pani�. Bardzo �a�uj� tego, co si� wydarzy�o. Najwyra�niej si� zdenerwowa�. Odruchowo przyciska� pude�ko. Jonet r�wnie� nie wytrzyma�a i zacz�a si� trz��� z w�ciek�o�ci i ze strachu jednocze�nie. W ca�ym dotychczasowym �yciu mia�a szcz�cie i by�a otaczana troskliw� opiek�. Izolowano j� od tak bezwzgl�dnych m�czyzn jak tu obecni. Wiedzia�a, �e takie kreatury istniej�, ale Robert Maxwell oraz bezpieczne mury zamku Beryl zawsze odgradza�y j� od reszty �wiata. Jonet nigdy dot�d nie pozna�a nienawi�ci, nigdy te� nie rozumia�a wa�ni rodowych. Teraz zrozumia�a. - Wyno� si� st�d! - powiedzia�a niskim g�osem, zmuszaj�c si� do spokoju. James odwr�ci� si� na pi�cie i odszed� bez s�owa. Jonet wpatrywa�a si� w drzwi jeszcze przez kilka minut. Pomy �la�a, �e oto Murdoch Douglas po�kn�� Maxwell�w. Najpewniej 16 my�li o zmuszeniu jej do uleg�o�ci. Mo�e to jednak nie by� takie proste, jak oczekuje. By�a tylko kobiet�. Prawdopodobnie niewiele b�dzie mog�a zdzia�a�. Opuchni�ty policzek oraz najlepsze klejnoty zwisaj�ce ci�ko na jej brzuchu dodawa�y jej otuchy. Poprzysi�g�a sobie dokona� wszystkiego... wszystkiego, aby pokaza�, �e ona nie da si� tak �atwo utemperowa�. Rozdzia� drugi Jonet przewraca�a si� w ��ku przez ca�� noc, nie mog�c zmru�y� oka. Jak�e ona mog�a spa�, gdy w tym czasie stryj gdzie� si� ukrywa� na zimnie i s�ocie? Dlaczego jest zmuszona le�e� pod tym samym dachem z lud�mi tego pokroju co Murdoch Douglas? Dlaczego do niego nale�y wszystko, nawet jej ��ko? Godziny wlok�y si� niemi�osiernie. Usi�owa�a si� uspokoi� przywo�uj�c wspomnienia z dzieci�stwa. Przywo�a�a nawet duchy swoich zmar�ych rodzic�w. Nie mog�a ich pami�ta�, byli jednak bardzo realni. �aden cz�owiek nie by� tak odwa�ny jak jej ojciec, �aden nie by� nawet w po�owie tak honorowy, dowcipny i m�dry. By� praw� r�k� starszego brata. W jednej z bitew granicznych z Anglikami uratowa� mu nawet �ycie. Zmar� wkr�tce po nieszcz�snej bitwie pod Flodden, kt�ra poch�on�a Jamesa IV i po�ow� szkockiej szlachty. W�wczas to �ycie w kraju zamieni�o si� w koszmar. Pozosta�a samotna, rozpaczaj�ca kr�lowa oraz dziecinny kr�l James V, a tak�e przystojny, bezwzgl�dny szlachcic, zwany Arehi� bald Douglas, lord Angus. Angus znalaz� spos�b na podbicie serca kr�lowej Ma�gorzaty i drog� do jej �o�a. Jego prawdziwy charakter ujawni� si� znacznie p�niej. Kolejne dwana�cie lat panowa� chwiejny pok�j. John Stewart, francuski ksi��� Albany, rz�dzi� jako regent, ledwo trzymaj�c w ryzach aroganckich Douglas�w. Gdy tylko ksi��� Albany pop�yn�� do ojczystej Francji, ambicje Douglasa rozros�y si� ponad wszelk� miar�. 18 Wszystko to by�o skutkiem zbyt pochopnego ma��e�stwa, dosz�a do przekonania Jonet. �wiat wywr�ci� si� do g�ry nogami. Wszyscy, kt�rych kocha�a, znale�li si� w niebezpiecze�stwie. Przed oczami pojawi�a si� jej pi�kna twarz Roberta. Zast�powa� jej ca�� rodzin� i by� wszystkim, czego pragn�a. Przetrzyma wszystko, co Douglasowie zechc� jej zrobi�, lecz nie by�a pewna, czy b�dzie chcia�a �y�, je�eli co� si� przydarzy Robertowi. Nagle us�ysza�a ha�as w przedpokoju. Pod drzwiami na sienniku spa�a Syble, ale Jonet by�a pewna, �e s�yszy m�ski g�os. Usiad�a na ��ku, ogarn�a po�ciel i ca�a zamieni�a si� w s�uch. Tak. Ostry szept, zbyt jednak cichy, aby zrozumie� s�owa. Us�ysza�a najpierw ciche kroki, a potem skrzypienie drzwi. Pojawi� si� cie� postaci. - Chod�, cz�owieku. Panienka ju� wsta�a. - Gwen! - Jonet poczu�a ulg�. Kto� wysoki wszed� ju� w zasi�g �wiat�a. M�czyzna przykl�kn�� na jedno kolano. - Przepraszam, panienko. Mam wiadomo�� od Roberta. Jest bezpieczny i prosi o przekazanie wyraz�w mi�o�ci. Jonet wygramoli�a si� z po�cieli, ledwo zacz�� m�wi�. Rozpozna�a kuzyna, Duncana Maxwella. By� jednym z najbardziej zaufanych przyjaci� stryja. Zapominaj�c o tym, co przystoi, Jonet znalaz�a si� obok Duncana. - Och, Duncan! Czy on jest rzeczywi�cie bezpieczny? Dun� can... Nie wyobra�asz sobie, jak to dobrze ci� zobaczy�! - G�os odm�wi� jej pos�usze�stwa. Zarzuci�a obie r�ce na szyj� pos�a�ca. - Dziecko, pozw�l mu m�wi� - zamrucza�a Gwen, odci�gaj�c delikatnie m�od� pani� i otuli�a j� szlafrokiem. - B�d� rozs�dna i m�w ciszej. Syble pilnuje drzwi, ale �ciany maj� uszy. - Opowiedz wszystko! - za��da�a Jonet. - Dzi�ki Bogu, tw�j stryj jest bezpieczny. Jego przyjaciele zabrali go w�a�nie na wybrze�e. Ma nadziej� dotrze� do Francji i uzyska� pos�uchanie u ksi�cia Albany i francuskiego kr�la. Tutaj nie znajdzie sprawiedliwo�ci z ca�� pewno�ci�. Ale na tak� podr� potrzebuje pieni�dzy. Razem ze stryjem zebrali�my kosztowno�ci, kt�re nosimy, ale nie s� zbyt wiele warte. Mam nadziej� zabra� st�d troch� pieni�dzy, ale obecno�� ludzi Douglasa to niema�e ryzyko - doda�, rzucaj�c Jonet zaniepokojone spojrzenie. - Nie ma ryzyka! - powiedzia�a Jonet pospiesznie. Przebieg�y u�miech rozja�ni� jej twarz. - Oni w�amali si� do pokoju Roberta. 19 Ukradli skrzynk� z pieni�dzmi i zmusili ochmistrza do wydania domowych pieni�dzy. Nasz lord opiekun osobi�cie za��da� moich klejnot�w. Z zadowoleniem odda�am mu puzderko, kt�rym opiekowa�a si� Gwen, ale najwi�ksze kosztowno�ci ukry�am. Mo�esz je wzi��. B�d� szcz�liwa. - Nie wszystko wi�c stracone - westchn�� Duncan z ulg�. Dzi�ki Tobie, Bo�e, za tak sprytn� dziewczyn�! Wymkniemy si� Murdochowi i jego zgrai morderc�w albo nie nazywam si� Maxwell. - Co si� jednak wydarzy�o? Murdoch twierdzi, �e Robert zaatakowa� kr�la. - Nie wiem, jak to si� sta�o, panienko. By�o ciemno. P�dzili�my co tchu na po�udniowy wsch�d. Po chwili deptali�my po pi�tach rabusiom. Byli�my o rzut kamieniem od naszego skradzionego stada. Nagle znale�li�my si� w �rodku gwardii kr�lewskiej. Wyci�gni�to szpady, wypuszczono strza�y. Nikt z nas nie mia� poj�cia, co si� wydarzy�o. W ciemno�ci i zamieszaniu zabito kilku ludzi. Gdy zorientowali�my si�, �e to Angus, Robert usi�owa� przeprosi�. Douglas chcia� go zabi� na miejscu. Wszystko, co mogli�my zrobi�, to salwowa� si� ucieczk�. Wi�kszo�� naszych ludzi zosta�a uj�ta, ale kilku uda�o si� przebi�. To by� straszny wypadek - doda� Duncan, po chwili ciszy potrz�saj�c g�ow�. - Ja mam w�asn� opini�, jak to si� sta�o. Jestem pewien, �e zostali�my celowo zwabieni w to miejsce. - Jestem r�wnie� tego pewna - doda�a Jonet. - Zamek Beryl zosta� przyznany Murdochowi, a on z�o�y� pro�b� do Angusa o powierzenie mu opieki nade mn�. Nie w�tpi�, �e zaplanowano to znacznie wcze�niej. - Co za kundel! Robert nienawidzi takich ludzi - doda� Duncan. Jonet siedzia�a bez s�owa. Dzi�kowa�a Bogu, �e Robert �yj� i ma tak lojalnych przyjaci�, kt�rzy mu udziel� pomocy w ucieczce do Francji. Ale przera�a�a j� my�l o pozostaniu w Szkocji i samotnym stawieniu czo�a Douglasom. - Duncan, czy uwa�asz to za mo�liwe? No wiesz... - Zaczerpn�a powietrza i wybuch�a p�aczem. - Czy mog� z tob� p�j��? Oczywi�cie bez nara�ania mojego stryja. Och, Duncan! Nie dbam o to, jakie to b�dzie trudne. Najwa�niejsze, aby nie zwi�kszy�o zagro�enia Roberta. - Panienko, to niemo�liwe - odpowiedzia� delikatnie. - Droga 20 na wybrze�e jest bardzo d�uga i przebiega przez najbardziej niebezpieczne rejony Szkocji. W tym okresie niebezpieczne s� nie tylko bagna, ale ca�a zgraja wykoleje�c�w i armia przest�pc�w w�sz�cych za lud�mi, za kt�rych mo�na wzi�� okup. Robert ukrywa si� daleko st�d w miejscu, o kt�rym nikt by nie pomy�la�. My�lisz, �e on powinien anga�owa� swoj� inteligencj�, aby zapewni� ci wygody podczas oczekiwania na statek? Nie, lepiej b�dzie... - Ale� ja nie potrzebuj� wyg�d. Wiem, �e b�dzie zimno i mokro. By�abym ci�gle zm�czona. Ale ucieczka z �ap Murdocha Douglasa jest tego warta. - Nie, panienko - powt�rzy� z naciskiem. - Poza zamkiem nie b�d� m�g� zapewni� ci bezpiecze�stwa. Lepiej zosta� tutaj, nawet z Douglasami. Nie b�d� walczy� z kobietami. - Nie mo�esz tak�e zapewni� jej bezpiecze�stwa w zamku wtr�ci�a Gwen lodowato. - Douglas ju� raz podni�s� na ni� r�k�. Powiedz to lordowi Mure'owi i przekonasz si�, jak zareaguje. Duncan zesztywnia�. - Uderzy� ciebie? Jonet przerazi�a si� gwa�towno�ci� jego g�osu. - Ja... to nic takiego Duncan. Spoliczkowa� mnie. Tylko raz. Tak naprawd� to by�a moja wina. - Jak si� to zrobi pierwszy raz, drugi oka�e si� �atwiejszy zamrucza�a Gwen. - Jestem przekonana, �e lady Jonet musi opu�ci� zamek. Je�eli nie pojedzie do Francji z lordem Mure'em, to powinna zosta� wys�ana do kuzyna ze strony matki, kt�ry mieszka na p�nocy. Klany g�rskie nigdy nie trz�s�y si� ze strachu przed Douglasami. Nie poddadz� si�, dop�ki w Szkocji istnieje przynajmniej jeden wolny pag�rek. Duncan podni�s� r�k� i odwr�ci� si� twarz� do Jonet. - Poczekaj. Pozw�l pomy�le�. Czy mo�esz by� gotowa do ucieczki o brzasku? W przebraniu s�u��cej, aby nie mo�na by�o rozpozna� wielkiej damy. - Oczywi�cie! - powiedzia�a Jonet z bij�cym sercem. - Dosta�em si� do zamku razem z Gordonem Maxwellem w wozie z beczkami piwa dla Douglas�w. Jutro zawieziemy tuzin pustych beczek do browaru na farmie Kiev. Je�eli jeste� zdecydowana, jedna z tych beczek niekoniecznie b�dzie pusta. Dreszcz oczekiwania przebieg� przez cia�o Jonet. 21 - Zgadzam si�, Duncan. Nie b�dziesz �a�owa� swojej decyzji. Przyrzekam! Przez reszt� nocy Jonet nie pr�bowa�a nawet zasn��. Sp�dzi�a p� godziny na kolanach, modl�c si�. Niemal godzin� straci�a na poszukiwaniu w garderobie Syble p�aszcza i sukni, kt�re nie wymaga�yby specjalnych przer�bek. W ko�cu Gwen przysz�a z wiadomo�ci�, �e wszystko jest ju� gotowe. Po �zawym po�egnaniu z Syble, Jonet pod��y�a przez ciemne korytarze w �lad za gro�n� Gwen. Dotar�y do stajni bez trudno�ci. Jonet stan�a u boku Duncana w mroku tylnego pomieszczenia stajni. - Pospiesz si� - szepn��. - Mamy niewiele czasu. Gordon ju� za�adowuje w�z. Pomaga mu jeden ze stajennych. Przy bramie siedzi zaspany Douglas. Wzi�� p�aszcz Jonet i z�o�y� go jak poduszk� na dnie drewnianej beczki. - Obawiam si�, �e nie b�dzie to wygodna podr�, panienko, ale wyrwiesz si� z rak Douglasa. Z boku beczki wybi�em malutki otworek, aby wpu�ci� nieco �wie�ego powietrza, ale zapach piwa jest silny. Czy masz, panienko, chusteczk� do nosa? Jonet przytakn�a, wyci�gaj�c silnie wyperfumowan� tkanin�. - Po�egnaj si� wi�c. Lepiej b�dzie, je�li znajdziemy si� daleko, gdy zamek si� obudzi. W g�rach oczekuj� na nas konie. Jeden b�dzie dla ciebie, je�eli kuchcik przedar� si� z wiadomo�ci�. Jonet zwr�ci�a si� do milcz�cej Gwen, nie przyzwyczajonej do nadu�ywania s��w. Nagle zrozumia�a, �e ta stara, sroga g�ralka by�a bardziej matk� dla chudej i p�dzikiej dziewczynki, przyprowadzonej do zamku Beryl, ni� wysoko urodzona lady Anne. �zy pop�yn�y z jej oczu. W rzeczywisto�ci Gwen ryzykowa�a t� przygod� w�asne �ycie - wszyscy ci ludzie ryzykowali. Jonet pochyli�a si� i uca�owa�a pomarszczony policzek. - B�g z tob�, mamo Gwen - wyszepta�a. - Niech te� Naj�wi�tsza Panienka obdarzy ci� zdrowiem i szcz�ciem do czasu, gdy si� znowu spotkamy. - Z tob� te�, panienko. Pozdrawiam ci� jak w�asne dziecko wyszepta�a stara kobieta twardym, g�ralskim akcentem, kt�ry si� uwydatnia� w chwilach napi�cia. Westchn�a g��boko, przykrywaj�c wzruszenie s�owami �B�g z tob�". 22 Jonet podesz�a do Duncana. Podni�s� j�, wstawi� do ciasnej beczki i za�o�y� wieko. Zosta�a zamkni�ta w dusznym i ciemnym grobie, w kt�rym musia�a wytrzyma� kilka godzin. - Niech ci� B�g ma w opiece, je�eli panience co� si� stanie, Duncan - us�ysza�a g�os Gwen. - Pom�dl si� za nas, kobieto. Mam nadziej�, �e nie post�puj� jak idiota - odpowiedzia� ponuro Duncan. W tym samym czasie us�ysza�a delikatny g�os Gordona, kt�ry meldowa�, �e wszystko zosta�o przygotowane. Poczu�a zawr�t g�owy, gdy dwaj m�czy�ni wk�adali beczk� na w�z. - Teraz nie wolno ci nawet pisn��, panienko. Stracimy �ycie, gdy nas z�api� - wyszepta� jeden z nich. Nast�pne minuty d�u�y�y si� Jonet niesamowicie. Przesi�kni�ta odorem piwa, pr�bowa�a si� domy�li�, co si� aktualnie dzieje. S�ysza�a st�kanie m�czyzn, kt�rzy podnie�li beczk� i postawili na wozie, opuszczaj�c j� z �omotem wystarczaj�cym do wy�amania z�b�w. Od tej pory zapanowa�a nienaturalna cisza. Smr�d wywo�ywa� u niej uczucia md�o�ci, a cisza szarpa�a nerwy. Serce bi�o jej jak oszala�e. Nagle w�z zacz�� si� toczy�. Jonet zmusi�a si� do r�wnomiernego oddychania. Chocia� to by� zaledwie pocz�tek przygody, odchodzi�a ju� od zmys��w. Powinna si� opanowa�. Je�eli si� nie uspokoi, mo�e �ci�gn�� na wszystkich �mier�. Czas wl�k� si� niemi�osiernie. Duncan tylko raz podszed� do beczki, aby si� upewni�, czy Jonet nic si� nie sta�o. Uda�o si� jej odpowiedzie� g�osem pewnym siebie. Gdy us�ysza�a, �e b�dzie jecha� w beczce jeszcze przez dwie godziny, nie mog�a wydoby� z siebie g�osu protestu. Duncan mia� jednak racj�. Zaczerpni�cie �wie�ego powietrza nie by�o warte spotkania patrolu Douglasa. W ko�cu w�z stan�� i wi�zienie Jonet dobieg�o kresu. Duncan wybi� wieko. Jonet ch�on�a widok wisz�cego nad ni� szkockiego nieba oraz dzikich okolicznych wzg�rz, jakby to by� pulsuj�cy latem ogr�d w zamku Beryl. Postawi� j� na ziemi i przytrzyma� w talii, a� jej zdr�twia�e nogi mog�y j� unie��. - Konie ju� tutaj s�, ale czy mo�esz, panienko, jecha� okrakiem? Nie �mia�em prosi� o damskie siod�o. Jedno s�owo na ten temat zbyt szybko naprowadzi�oby na nasz �lad ca�� sfor� ps�w. Teraz, po wyj�ciu z beczki, samopoczucie Jonet wyra�nie si� poprawi�o. 23 - Oczywi�cie, �e mog� - odpar�a. - Mog� jecha� nawet ty�em z zawi�zanymi oczami. Musz� do��czy� do Roberta. Duncan podprowadzi� j� do wielkiego, kasztanowego wa�acha i dopom�g� jej podczas wsiadania. By� mo�e, nazajutrz nie b�dzie mog�a usi���, ale teraz by�a oczarowana, czuj�c pod sob� dobrego wierzchowca i ciesz�c si� �wiadomo�ci� pozostawienia za sob� znienawidzonych Douglas�w. Rze�ki wiatr d�� prosto w twarz, ale to nie studzi�o jej entuzjazmu. Wydawa�o si� jej, �e to ciep�y, po�udniowy wiatr wiej�cy z Anglii, ci�ki od zapachu mokrej ziemi i rosn�cych traw, upajaj�cy haust nieoczekiwanej wolno�ci. Deszcz usta�. Troje je�d�c�w ostro�nie torowa�o sobie drog� przez surowe bezdro�a. Ma�om�wny Gordon prowadzi� rozpoznanie. Dwukrotnie przygalopowa� do nich, aby zmieni� drog�, poniewa� zauwa�y� zbli�aj�cych si� zbrojnych Douglasa. - Od czasu, gdy t�dy przeje�d�ali�my, te diab�y rozmno�y�y si� jak kr�liki. Je�eli ich b�dzie wi�cej, to najlepiej zrobimy, kryj�c si�. Lepiej b�dzie pokonywa� drog� nocami, chocia� to wyd�u�y nasz� podr�. Tego wieczora przespali si� kilka godzin i wyruszyli, pod��aj�c �cie�kami przez moczary i poro�ni�te krzakami pag�rki. Ksi�yc bawi� si� z chmurami w chowanego, a lekka bryza upiornie szele�ci�a we wrzosach. W innych okoliczno�ciach Jonet by�aby przej�ta podniecaj�c� nocn� przeja�d�k�, ale tym razem silnie odczuwa�a, �e to nie zabawa. Wyprzedzali ludzi Douglasa zaledwie o kilka krok�w. Modli�a si�, aby ich nie spotkali. Po�ow� klejnot�w przekaza�a Duncanowi. Je�eli wydarzy si� co� nieoczekiwanego, najwa�niejsze jest, aby wyrwa� si� z kosztowno�ciami. Up�yn�a kolejna noc i kolejny dzie�. Jonet by�a tak zm�czona, �e nie odczuwa�a ju� up�ywu czasu. Jecha�a zgodnie z rozkazami i spa�a po kilka godzin, zwijaj�c si� w przemoczony i godny po�a�owania k��bek, albo drzemi�c w siodle. Gdy jednak znu�enie bra�o g�r�, przypomina�a sobie kto i co na ni� czeka u ko�ca podr�y. Robert i przeprawa do Francji. Trzeciego dnia p�n� noc� ich szcz�cie si� sko�czy�o. Jad�c mrocznym skrajem g�stego, sosnowego lasu, wpadli na grup� m�czyzn biwakuj�cych na skraju skarpy. Nie wiedzieli czy to 24 banda zbrodniarzy, czy ludzie Douglasa. Duncan chwyci� lejce Jonet, poci�gn�� za sob� jej konia i razem zjechali w d� b�otnistej skarpy na samo dno w�wozu. - Szybko, panienko. Le� prosto przed siebie tak szybko, jak potrafisz, a� do ko�ca tego w�wozu. B�dziesz jecha� mil� lub dwie. Po prawej stronie zobaczysz strumyk, a po lewej zalesione zbocze. Na skraju lasu stoi opuszczona chatka pasterzy. Poczekaj tam. Jonet nie mog�a uwierzy�, �e s�yszy prawid�owo. -C o takiego? - krzykn�a. - Nasze konie s� znu�one. Kimkolwiek s� ci ludzie, nie mamy �adnych szans na ucieczk�. Jedyna nasza szansa to zabi� kilku i rozp�dzi� w ciemno�ciach reszt�. Uciekaj, panienko, by�aby� w bitwie jedynie zawad�. - Ale... - P�d�! - krzykn�� dziko. � Oni nadchodz�! Jonet pos�usznie odwr�ci�a konia, spi�a go ostrogami i rzuci�a si� na �eb na szyj� w ciemn� gardziel w�wozu. Za sob� us�ysza�a odg�osy pogoni, okrzyki, a potem szcz�k broni. Wszystko ucich�o w oddali. Przywar�a do siod�a, pora�ona zdolno�ci� przewidywania Dun� cana i przestraszona my�lami, co si� jeszcze wydarzy. Jest rzeczywi�cie zawalidrog�. Je�eli na dodatek nie potrafi sama przejecha� mili w ciemno�ci, to jest przekl�t� o�lic�, kt�ra zas�u�y�a na s�u�b� u Douglas�w. W�w�z zacz�� si� rozszerza�. Ksi�yc rzuci� sk�py blask. Wypatrywa�a zalesionego zbocza, o kt�rym m�wi� Duncan. Pop�dzi�a wierzchowca. Nagle noc, ksi�yc, las zawirowa�y i eksplodowa�y, a ko� potkn�� si�, przechyli� do przodu i nieoczekiwanie pad�. Jonet poszybowa�a w powietrzu i twardo wyl�dowa�a na b�otnistej ziemi z boku �cie�ki. Przez chwil� le�a�a bez ruchu, z trudem �api�c oddech, nie mog�c pozbiera� my�li, co si� w�a�ciwie dzieje. W ko�cu usiad�a. Spad�a z konia, ale nadal �yje i przynajmniej mo�e si� porusza�. Ko� wygramoli� si� z b�ota, stan�� na nogi o kilka krok�w od niej, g�o�no sapi�c i prychaj�c w przejmuj�cej ciszy. Obudzi�o to jej obawy. Je�eli Duncanowi i Gordonowi nie uda�o si� zawr�ci� tych ludzi, oni zaraz tutaj b�d�. Musia�a zej�� z wierzchowcem z widoku. 25 Odwa�nie stan�a na nogach. W g�owie jej dudni�o, bok, na kt�rym wyl�dowa�a na twardej skale, przeszywa� b�l. Zrobi�a kilka niepewnych krok�w. Nogi j� bola�y, ale przynajmniej nie by�y z�amane. Modli�a si�, aby jej wierzchowiec nie by� w gorszym stanie. �ci�gaj�c lejce, poprowadzi�a konia troch� do przodu. Ko� szed�, ale wola� opiera� si� na prawej przedniej nodze. Nachyli�a si� do boku konia. Poczu�a zawroty g�owy. Nie mo�e zemdle�! Na Boga! Przynajmniej nie tutaj. Ciep�o i si�a solidnego cia�a zwierz�cia dodawa�y jej pewno�ci siebie. Powoli zawroty g�owy ust�pi�y i Jonet ruszy�a do przodu. Musia�a i��. Up�yn�o kilka minut. Ka�da chwila mog�a si� sta� rozstrzygaj�ca. - Chod� ma�y - powiedzia�a, przymilaj�c si� i poci�gaj�c wodze. Ko� poszed� pos�usznie za ni�. Oboje przeku�tykali reszt� w�wozu i weszli w przykrywaj�cy wszystko cie� na skraju lasu. Z ciemno�ci dochodzi� do niej przyt�umiony szmer strumyka. Chata. Powinna tu gdzie� by� chata pasterza. Id�c powoli przeszukiwa�a przed sob� oczami mrok. Tutaj. Pomi�dzy drzewami majaczy�a ciemniejsza bry�a, kt�ra musia�a by� schronieniem opuszczonym przez pasterzy. Dr��cymi r�kami Jonet przywi�za�a wierzchowca do �ciany chaty. Okropnie bola�y j� �ebra. Mo�e w �rodku jest jakie� krzes�o, a mo�e nawet siennik. Gdyby uda�o si� po�o�y� si� na chwil� i odpocz��, wtedy mog�aby jecha� dalej o w�asnych si�ach. Przy wej�ciu do chaty przywita�a j� atramentowa ciemno��. Je�eli kiedy� by�y drzwi, to dawno przepad�y. Zawaha�a si� przy przekraczaniu progu, ale wesz�a do �rodka, maj�c nadziej�, �e oczy dostosuj� si� do braku �wiat�a. Uskoczy�a od drzwi, s�ysz�c ha�as jakiego� male�kiego zwierz�tka zmykaj�cego przed ni�. Zapad�a martwa cisza. Poczu�a mrowienie w plecach. G��boki, pierwotny instynkt ostrzega� j�, �e nie jest w chacie sama. Odg�osy w�asnego, kr�tkiego oddechu niemal j� og�usza�y. Przesta�a oddycha�. Kto� na ni� czeka�, kto�, kto nie uzna� za stosowne zasygnalizowa� swojej obecno�ci, gdy wchodzi�a do chaty. Jonet prze�kn�a ci�ko �lin� i cofn�a si� do drzwi. Mo�e ten kto�, kimkolwiek jest, zostawi j� w spokoju, gdy sama si� oddali. Mo�e pozwoli jej odej��. 26 Nie znany cz�owiek porusza� si� bezszelestnie i tak szybko jak atakuj�cy w��. Ledwie us�ysza�a delikatny szmer ubrania, gdy silne ramiona zamkn�y si� dooko�a niej. Jedna r�ka przykry�a jej usta, a druga przeci�ga�a j� dalej od drzwi. Walczy�a twardo z napastnikiem, ale ramiona, silne jak stal, przycisn�y j� do torsu wysmuk�ego, silnego m�czyzny, o pokonaniu kt�rego nie mog�a nawet marzy�. - Ani s�owa - warkn�� jej do ucha ochryp�y g�os. - Je�eli wydasz jakikolwiek d�wi�k, podetn� ci gard�o. Zrozumia�a�? - Kto� nadchodzi - rozleg� si� inny g�os z odleg�o�ci kilku st�p. - Chryste! Co za partactwo! Je�eli to nasz cz�owiek, pozb�dziemy si� jej bardzo szybko. Jonet walczy�a gwa�townie z r�k� zamykaj�c� jej usta. Nie mo�e umrze�. Nie tak! Nie mo�e umrze� z r�k rzezimieszk�w, na kt�rych natkn�a si� podczas ucieczki z r�k Douglas�w. Strach doda� jej si�. Wywin�a si�, usi�uj�c wbi� �okie� pod �ebra m�czyzny. By� jednak zwinny jak kot. Przewiduj�c uderzenie, poruszy� si� tak samo jak ona i unikn�� uderzenia. Podni�s� j� z pod�ogi i przycisn�� mocno do swojego boku. Przy jej zranieniach taka pozycja by�a zab�jcza. B�l promieniowa� przez ca�e jej cia�o jak b�yskawica. S�ysza�a sw�j w�asny, przyt�umiony skowyt b�lu. Ogarn�a j� osza�amiaj�ca pustka. Przed upadkiem na pod�og� uratowa�y j� silne r�ce napastnika. Rozdzia� trzeci Gorzkawo-s�odka, natr�tna melodia przenika�a sen Jonet. Usi�owa�a si� obudzi�, ale wysi�ek otwarcia oczu przy pulsuj�cym b�lu g�owy wydawa� si� nie do zniesienia. - Sk�d ta muzyka pochodzi? Podnios�a g�ow� z poduszki i otworzy�a oczy. Kilka st�p dalej, pod s�onecznym oknem siedzia� jaki� nieznajomy i gra� na lutni. Z ��ka nie mog�a widzie� zbyt wiele. Widzia�a jedynie jego plecy i d�onie. Zatopiony w muzyce, pochyli� g�ow� o kruczoczarnych w�osach b�yszcz�cych niebieskim odcieniem. Mia� du�e r�ce o pi�knie rze�bionych, silnych palcach. Zafascynowana, przygl�da�a si�, jak umiej�tnie jego palce uderza�y w struny instrumentu. Czyni� to znacznie lepiej ni� ka�dy z muzyk�w, kt�rych do tej pory s�ucha�a. Poruszy�a si� na ��ku. Nieznajomy spojrza� na ni�. Zobaczy�a �niad�, �adn� twarz, przykuwaj�ce uwag� srebrnoszare oczy oraz wykrzywione zaci�to�ci� usta. Niemo�liwe, aby taka twarz nale�a�a do artysty muzyka. U�miechn�� si�. Jego u�miech sprawia� jeszcze wi�ksze wra�enie ni� muzyka. Surowe usta z�agodnia�y, zimne w�adcze oczy sta�y si� ciep�e jak dym ogniska. Jonet westchn�a g��boko, niemal nie zauwa�aj�c b�lu w boku. - Dobrze - powiedzia�, odk�adaj�c lutni� i wstaj�c. - W ko�cu obudzi�a� si�. Szcz�ciem pasterz, kt�ry ci� znalaz�, nie zostawi� na miejscu na niechybn� �mier�, chocia� mia� tak� ch��. 28 Zbli�y� si� do niej i dopiero teraz u�wiadomi�a sobie, �e le�y w dziwnym ��ku, przy kt�rym stoi nieznajomy m�czyzna. Nie mog�a sobie przypomnie�, co si� sta�o. Pami�ta�a jedynie, �e kto� grozi� jej poder�ni�ciem gard�a. Pr�bowa�a ustali�, gdzie si� znajduje, ale wysi�ek umys�u spowodowa� takie pulsowanie w skroni, �e skrzywi�a si� z b�lu i zamkn�a oczy. - Nie pr�buj my�le� - odezwa� si� �agodnie nieznajomy. Otrzyma�a� niez�y cios w g�ow� i by�a� niemal martwa, gdy znale�li ci� moi ludzie. Nie przejmuj si�. Tutaj jeste� bezpieczna. Bezpieczna? Gdyby� to by�o prawd�. Gdzie jednak znajduj� si� Duncan i Gordon? Co oznacza, na mi�o�� bosk�, to s�owo tutaj? Pr�bowa�a zapyta�, ale zasch�o jej w gardle. Wysun�a j�zyk, usi�uj�c zwil�y� sp�kane usta. Nieznajomy r�wnie dobrze czyta� w jej my�lach, jak gra� na lutni. Chwyci� fili�ank� stoj�c� na stole i usiad� na brzegu ��ka. Jedn� r�k� pod�o�y� jej pod plecy i uni�s� g�ow� tak, aby mog�a pi�. - Najpierw tylko par� �yk�w - ostrzeg�. - Potem mo�esz wypi�, ile zechcesz. Woda by�a zimna. Przes�czy�a si� przez gard�o, o�ywiaj�c cia�o. Znowu otworzy�a oczy. Twarz m�czyzny znajdowa�a si� bardzo blisko jej twarzy. By�a opalona i g�adka. Typowa twarz m�odego m�czyzny. Oczy ujawnia�y zbyt wiele cynizmu jak na m�ody wiek. Patrz�c z bliska, ich kolor by� dziwn� kombinacj� szarego srebra oraz orzechowych plamek i mocno spl�tanych nitek. By�y pi�kne o rz�sach tak d�ugich jak u kobiety. Nie zna�a tego m�czyzny. Nie ma k