Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 2
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 2 |
Rozszerzenie: |
Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 2 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 2 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 2 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 2 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Neal Stephenson
ZAM�T
Tom II.
Cykl Barokowy
Cz�� Druga
PRZE�O�Y� WOJCIECH SZYPU�A
2006 Wydanie oryginalne
Tytu� orygina�u:
The Confusion
Data wydania:
2004
Wydanie polskie
Data wydania:
2006
Ilustracja na ok�adce:
Piotr Wyskok
Projekt ok�adki:
Jaros�aw Musia�
Prze�o�y�:
Wojciech Szypu�a
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax(0-22)813 47 43
e-mail: [email protected]
http://www.mag.com.pl
ISBN 83-7480-027-5
Wydanie elektroniczne
Trident eBooks KSI�GA CZWARTA
BONANZA Ahmedabad, cesarstwo mogolskie
� Przewinienia, kt�re powinny powodowa� usuni�cie z rz�du wig�w,
anonim (przypisywane Bernardowi Mandeville), 1714
Wrzesie� 1693
Kiedy cz�owiek pierzcha przed niebezpiecze�stwem, ca�kiem naturalnym jest, �e
ucieka dalej ni� to konieczne.
Codziennie rano t�um rozgniewanych Hindus�w gromadzi� si� przed szpitalem, czekaj�c
na przyj�cie Jacka, �eby si� z nim rozm�wi� � a Jack za ka�dym razem przychodzi� nieco
wcze�niej ni� poprzednio i zakrada� si� do �rodka tylnymi drzwiami, kt�rymi wynoszono gn�j
i wnoszono jedzenie. Zreszt� ze wzgl�du na drug� z tych funkcji i tak by�o to dla niego
wej�cie najw�a�ciwsze: po drodze musia� przej�� przez podw�rze, zakrywaj�c twarz d�oni�
jak zas�on� przy�bicy, by przedrze� si� przez roje �ar�ocznych gz�w. Przynajmniej mia�
nadziej�, �e to gzy.
Cierpi�ce na bezsenno�� konie i wielb��dy � stoj�ce chwiejnie na pobanda�owanych,
uj�tych w �ubki nogach, albo podwieszone w pot�nych hamakach � zauwa�y�y i
skomentowa�y jego przej�cie. Leczono tam r�wnie� tygrysic� ze zropia�ym z�bem, ale
mieszka�a w klatce w osobnym budynku � gdyby nie to, jej wo� i infrad�wi�ki, jakie
wydawa�a przy ziewaniu, wprawia�yby konie i wielb��dy w sza�. Rozwierzgany ko�, stoj�cy
na dw�ch nogach i wymachuj�cy dwiema pozosta�ymi, sam w sobie by� wystarczaj�co
gro�ny; ko� zawieszony w powietrzu i wierzgaj�cy wszystkimi czterema kopytami by�
niebezpieczny jak w�z pe�en Afga�czyk�w.
Wej�cie do �rodka nie rozwi�zywa�o bynajmniej problemu owad�w � mi�dzy innymi
dlatego, �e w tej cz�ci �wiata nie przyk�adano wielkiej wagi do rozr�nienia wn�trza od
zewn�trza. Owszem, przestrze� by�a podzielona �cianami i przepierzeniami, ale we
wszystkich tych przes�onach zia�y diabelnie wielkie dziury (kszta�tne, ozdobne, z mozo�em
wyrze�bione przez doskona�ych rzemie�lnik�w � ale jednak dziury), umo�liwiaj�ce przep�yw
powietrza, zapewniaj�ce dost�p �wiat�a, oraz (jak przypuszcza� Jack w chwilach szczeg�lnej
irytacji) chroni�ce budynki przed eksplozj� i zawaleniem si�, kiedy mieszka�cy zaczynali
puszcza� b�ki. Tubylcy poch�aniali bowiem fasol� � a w ka�dym razie ca�� mas� przer�nych
fasolopodobnych ro�lin � w takich ilo�ciach, jakby wiecznie g�odowali. Co na dobr� spraw�
by�o zgodne z prawd�.
W efekcie, w przej�ciu, w kt�rym si� teraz znalaz�, w powietrzu wprost k��bi�o si� od
insekt�w, tn�cych powietrze z wizgiem zapomnianych kartaczy na obrze�ach pola walki.
Wszystkie pr�bowa�y wgry�� si� Jackowi w opuchlizny i ogolon� sk�r� g�owy. Zlatywa�y si� do tego miejsca z ca�ych Indii, zwabione woni� najr�niejszych chorych i poranionych
stworze�, ich karmy i odchod�w. Poprzedzielany kamiennymi a�urami szpital przypomina�
gigantyczn� kadzielnic�, rozsiewaj�c� takie w�a�nie zapachy na ca�y Ahmedabad.
Jack przeszed� obok mangusty z ropiej�cym okiem, sparszywia�ego szakala, na wp�
sparali�owanej kobry kr�lewskiej, niewiarygodnie cuchn�cej cywety z rakiem ko�ci i
kanczyla z ran� po oszczepie. Znalaz� si� w pomieszczeniu pe�nym klatek z gi�tego bambusa,
gdzie rekonwalescencj� przechodzili najr�niejsi inwalidzi z po�amanymi skrzyd�ami. Paw z
szyj� przebit� strza�� na wylot b��ka� si� tam i siam, co rusz wpadaj�c na sprz�ty, zahaczaj�c
o klatki i podnosz�c przera�liwy rwetes. Jack wymin�� go szerokim �ukiem, �eby
przypadkiem nie dosta� t�ca, gdyby pawiowi przysz�o do g�owy zrobi� gwa�towny zwrot w
okolicy jego kolan i dziabn�� go grotem strza�y w nog�.
Za klekocz�cymi drzwiami znajdowa� si� pok�j zastawiony od pod�ogi po sufit jeszcze
mniejszymi klatkami, zamieszkanymi przez chore myszy i szczury, z kt�rych niekt�re �
s�dz�c po wydawanych przez nie odg�osach � z ca�� pewno�ci� mia�y w�cieklizn�. Z nimi
kontakt by� zgo�a niewskazany, tote� Jack czym pr�dzej przemkn�� przez pomieszczenie i
wyszed� na biegn�ce w d� kamienne schody. Wo� unosz�ca si� w tych okolicach nie
zas�ugiwa�a na zwyk�e miano �smrodu�. Nie by� to od�r ssaczy ani nawet gadzi, lecz fetor
jakiej� zupe�nie nowej dziedziny Stworzenia. Zapiera� dech w piersi. Jack, od d�u�szego ju�
czasu oddychaj�cy przez nos, teraz wcisn�� twarz w zgi�cie �okcia i zacz�� zasysa� powietrze
przez wtulone w materia� usta. W najdalszej, najg��bszej cz�ci szpitala powietrze sk�ada�o
si� (tak na oko) w pi��dziesi�ciu procentach z owad�w, tworz�cych ruchom� chmur� mi�sa,
kt�ra bucza�a nieustannie, przez co mia� wra�enie, �e znalaz� si� we wn�trzu olbrzymiej
piszcza�ki organowej. Gdyby cho� jeden z insekt�w wpad� mu do nozdrzy, a nast�pnie dozna�
obra�e�, usi�uj�c si� wypl�ta� z zarastaj�cych je w�os�w, opiekunowie zaraz by to zauwa�yli i
Jack straci�by prac�. Z tego samego powodu zwolni� kroku i szura� bosymi stopami po
pod�odze, brodz�c ostro�nie w morzu robactwa i modl�c si�, by nie podszed� mu pod nogi
�aden skorpion.
� Jack Shaftoe melduje si� na dy�urze! � zawo�a�.
G��wny lekarz i ca�e zast�py jego pomocnik�w spali pod podwieszonymi do sufitu
moskitierami, przycupni�tymi w k�tach owadziego oddzia�u niczym t�umek
szpiczastog�owych duch�w. Siatki zacz�y dr�e� i podskakiwa�, gdy rozespani Hindusi
wychodzili z nich jeden po drugim. Jack rozebra� si� do przepaski, os�aniaj�cej to, co mu
zosta�o z rodzinnych klejnot�w, i poda� komu� swoje ubranie (nie by� pewien komu
dok�adnie, i wcale go to nie interesowa�o, w Hindustanie �y�o mn�stwo ludzi; wystarczy�o
wyci�gn�� r�k� z czymkolwiek i zrobi� wyczekuj�c� min�, �eby po chwili kto� si� t� rzecz�
zainteresowa�).
Jaki� ch�opak poda� mu tradycyjny wywar w skorupie orzecha kokosowego, inni za�
przez ten czas zwi�zali mu szmat� r�ce za plecami. Odruchowo zsun�� nogi, aby mogli mu zwi�za� tak�e kostki. Prze�kn�wszy ca�y nap�j (niezwykle pono� od�ywczy i odnawiaj�cy
zasoby krwi), pad� przed siebie. Liczne ciep�e d�onie chwyci�y go w locie i delikatnie z�o�y�y
na pod�odze, zawczasu uprz�tn�wszy z niej wszystkie �yj�tka. Jego nogi odgi�to w ty� i na
wysoko�ci nagich po�ladk�w zwi�zano kostki z nadgarstkami. Kto� obwi�za� mu kawa�kiem
gazy g�ow�, zas�aniaj�c usta, nos i oczy.
Us�ysza� skrzypienie pot�nego drzewca (marynarz nazwa�by je �bomem�), kt�re po
obr�ceniu wok� pionowej osi zawis�o Jackowi nad g�ow�. Z umocowanego na jego
koniuszku bloczka opuszczono gruby sznur. Najpierw owini�to nim Jacka kilka razy w pasie,
�eby sznur wzi�� na siebie g��wny ci�ar cia�a, a nast�pnie przywi�zano go do p�taj�cej mu
kostki i nadgarstki paj�czyny wi�z�w.
Rozleg�y si� kolejne basowe odg�osy: zgrzytn�� blok, sznur si� napi��, zatrzeszcza� bom i
Jack uni�s� si� w powietrze, otoczony t�umem rozchichotanych, szuraj�cych nogami ma�ych
Hindus�w. Operatorzy d�wigu obr�cili drzewce, nios�ce Jacka dos�ownie na szeroko�� d�oni
nad ziemi�, i dzieciaki nagle zosta�y w tyle, gdy pod�oga si� sko�czy�a � d�wig przeni�s� go
nad otw�r w posadzce, kamienn� studni� maj�c� cztery metry �rednicy i nieco tylko mniejsz�
g��boko��. Na chwil� zawis� w miejscu, a obs�uga delikatnymi szturchni�ciami kij�w stara�a
si� go unieruchomi�, aby przesta� si� obraca� na linie, po czym sznur zacz�to wypuszcza� i
Jack zjecha� w g��b studni. W kluczowej fazie ca�ej operacji teatr dzia�a� o�wietla�y liczne
pochodnie. Gaza na g�owie Jacka cedzi�a ich �wiat�o i utrudnia�a dostrze�enie szczeg��w, ale
wcale mu to nie przeszkadza�o. Hindusi bardzo si� starali, �eby nie z�o�y� go na piaszczystym
dnie do�u, dop�ki si� nie upewni�, �e nie zgniecie �adnego insekta. Poniewa� jednak ich
przodkowie zajmowali si� t� prac� od zarania dziej�w, to i oni byli mistrzami w swoim fachu.
Jack leg� na piasku, nie czyni�c krzywdy �adnej �ywej istocie.
A wtedy z dziur i dziurek, rowk�w i nor, ka�u� i bajorek, pr�chniej�cych k��d i gnij�cych
owoc�w, gniazd i kopczyk�w wyroi�y si� d�ugie na stop� stonogi, watahy pche�, robactwo
wszelkich kszta�t�w i rozmiar�w, przer�ne lataj�ce insekty � kr�tko m�wi�c, wszystko, co
�ywi si� krwi�. Jack poczu�, jak nietoperz l�duje mu na karku. Rozlu�ni� mi�nie.
� �wiec�cy �uk, kt�ry wgryza ci si� w lewy po�ladek, jest ca�kowicie zdrowy! � us�ysza�
dziwnie znajomy g�os, m�wi�cy po angielsku ze �piewn� intonacj�. � Chyba kwalifikuje si�
do wypisania.
� Jako� mnie to nie dziwi. W ca�ym tym kraju a� si� roi od wa�koni i rozb�jnik�w. Sp�jrz
na t� t�uszcz� przed wej�ciem.
� Ta t�uszcza, jak j� nazwa�e�, to cz�onkowie mahajanu swapak � odpar� Surendranath.
Jack w ko�cu rozpozna� go po g�osie.
� Tak s�ysza�em. Co z tego?
� Trzeba ci wiedzie�, �e swapakowie to prastara podkasta �udr�w ahir, pasterzy z
plemienia Vinkhala, jednego z szesnastu od�am�w Si�dmej Ga��zi Ras Ognia.
� No i? � Dziel� si� na dwie wielkie klasy: szlachetnych i nisko urodzonych. W�r�d tych
pierwszych wyr�nia si� trzydzie�ci siedem podszczep�w, w�r�d drugich � dziewi��dziesi�t
trzy. Sudrowie ahir nale�eli do tych trzydziestu siedmiu, do czas�w trzeciej inkarnacji pana
Kalpy, kiedy to przybyli z Anhalwary dolin� Dolnego Oondu i w�enili si� w podupad�e
plemi� Mulgrass�w.
� Tak?
� �eby to wszystko ogarn��, Jack, musisz zrozumie�, �e virdowie, kt�rymi gardz�,
uwa�aj� ich za dhang�w z ni�szej podkasty (ni�szej, ale i tak znacznie wy�szej od dhom�w!).
Dhangowie tak si� zdegenerowali, �e ju� wcze�niej przemieszali si� z Kalpa Salkhami z
Kalapuru, o kt�rych wiadomo w�a�ciwie tylko tyle, �e nawet ma�poludy z Hari nie da�y im
sob� pomiata�.
� Czekam na konkluzj�.
� Konkluzja jest taka, �e jeszcze przed rozbiciem Trzech Nefrytowych Jaj �udrowie ahir
byli pasterzami i opiekunami zwierz�t. Swapakowie za� od r�wnie dawna s�...
� ...�ywicielami insekt�w karmi�cych si� krwi�. Daj� im si� k�sa� w szpitalach dla
zwierz�t, obs�ugiwanych przez ludzi z innej kasty... � Jack westchn��. Po chwili skrzywi� si� z
b�lu, gdy wij wgryz� mu si� w t�tnic� na wewn�trznej stronie uda. � Wiem o tym. Ju� mi to
t�umaczyli. Od wiek�w mieli zagwarantowane zaj�cie i to ich rozleniwi�o. A teraz wysuwaj�
niedorzeczne ��dania wobec bramin�w kieruj�cych tym przybytkiem; dniami i nocami
przesiaduj� przed wej�ciem i naprzykrzaj� si� przechodniom.
� M�wisz jak bogaty Frank skar��cy si� na wagabund�w.
� Gdyby robactwo nie wypija�o mi teraz litr�w krwi, mo�e poczu�bym si� ura�ony. Ale w
tej sytuacji twoje kpiny to tylko dodatkowe, niewielkie utrapienie.
Surendranath si� roze�mia�.
� Wybacz, prosz�. Kiedy si� dowiedzia�em, w jaki spos�b zarabiasz na �ycie, wysnu�em
pochopny wniosek, �e sta�e� si� �a�osnym desperatem. Teraz rozumiem, �e jeste� dumny z
tego, co robisz.
� W por�wnaniu z pr�niakami, kt�rzy obozuj� przed wej�ciem, ja i Padraig... Au�!
Zaoferowali�my swoje us�ugi za konkurencyjn� stawk�. Szczycimy si� swoim
profesjonalizmem.
� Obawiam si�, �e je�li pr�dko nie opu�cicie Ahmedabadu, b�dziecie profesjonalnymi
trupami.
Jack us�ysza� wydawane po gud�aracku rozkazy, a potem wyt�sknione skrzypienie bomu.
Sznur napi�� si� i d�wign�� go z ziemi. Jack wzdrygn�� si� jak mokry pies, usi�uj�c str�ci� z
siebie jak najwi�cej robactwa.
� Co ty wygadujesz? Ci go�cie nie rozdeptaliby robaka! Co mog� zrobi� cz�owiekowi?
� Widzisz, Jack, w razie potrzeby bez k�opotu porozumiej� si� z cz�onkami kasty, kt�ra
specjalizuje si� w robieniu krwawych jatek. Jack zosta� tymczasem wydobyty z dziury w ziemi i przeniesiony nad posadzk�. Doktorzy
od insekt�w obiegli go ze wszystkich stron i delikatnie omietli z nap�cznia�ych krwi� pijawek
i kleszczy. Dopiero potem opu�cili go na ziemi� i zacz�li rozpl�tywa� wi�zy. Natychmiast
si�gn�� do twarzy, �ci�gn�� gaz� � i nareszcie m�g� sobie dobrze obejrze� Surendranatha.
Kiedy przed ponad rokiem rozstali si� pod izb� celn� w Suracie, Surendranath niczym si�
od Jacka nie r�ni�: by� wrakiem cz�owieka, odzianym w �achmany i poruszaj�cym si�
kaczkowatym chodem po rzetelnej rewizji osobistej, kt�rej mogolscy urz�dnicy poddawali
wszystkich przybywaj�cych drog� morsk� go�ci cesarstwa, by si� upewni�, �e nie przemycaj�
w odbycie pere� z Zatoki Perskiej.
Teraz Jack � co zrozumia�e � wygl�da� mniej wi�cej tak samo, tyle �e by� ca�y
pogryziony przez robactwo i chwilowo le�a� na brzuchu. Za to tu� przed nosem mia� par�
pantofli z mi�kkiej sk�ry obszytych czerwonym brokatem. Nad nimi wznosi�y si� jedwabne
spodnie w pomara�czowe i ��te pasy, cz�ciowo przes�oni�te wypuszczon� na nie d�ug�
koszul� z delikatnego p��tna. Ca�o�� wie�czy�a g�owa Surendranatha, kt�ry zd��y� zapu�ci�
w�sy, a poza tym by� profesjonalnie, g�adko ogolony � co o tak wczesnej porze musia�o go
kosztowa� fortun�. W nosie mia� poka�ny z�oty kolczyk, a na g�owie �nie�nobia�y turban
ozdobiony lamowan� z�otem jedwabn� szarf� w kolorze wina.
� To nie moja wina, �e utkn��em w tym zasranym kraiku bez grosza przy duszy � burkn��
Jack. � Wszystko przez tych pirat�w.
Surendranath prychn��.
� Pos�uchaj, Jack. Kiedy strac� cho� jedn� rupi�, ca�� noc nie �pi�, przeklinaj�c w duchu
siebie i cz�owieka, kt�ry mi j� odebra�. Nie musisz podsyca� we mnie nienawi�ci do pirat�w,
kt�rzy okradli nas ze z�ota.
� No i dobrze.
� Ale czy to jest pow�d, dla kt�rego maj� cierpie� zupe�nie inni Hindusi, z innej kasty,
m�wi�cy innym j�zykiem i zamieszkuj�cy drugi kraniec subkontynentu?
� Musz� co� je��.
� Frank mo�e w Hindustanie zarabia� na r�ne sposoby.
� Codziennie widuj� na ulicach tych bogatych Holendr�w. Pi�knie. Ale ja przecie� nie
mog� zarabia� na handlu, bo jestem go�odupcem. Poza tym... Jak rany, przy was, banyanach,
nawet �ydzi i Ormianie wygl�daj� jak zakonnice na bazarze.
� Dzi�kuj� � odpar� skromnie Surendranath.
� W dodatku w Suracie i innych portach traktatowych jest wyznaczona za moj� g�ow�
astronomiczna nagroda.
� Zgoda � przyzna� Surendranath, pomagaj�c Jackowi wsta�. � Zalaz�e� za sk�r�
wicekr�lowi, Hacklheberom i diukowi d�Arcachon, przez co ca�a Hiszpania, Niemcy i
Francja na ciebie poluj�.
� Zapomnia�e� o Imperium Osma�skim. � Ale Hindustan to zupe�nie inny �wiat! Widzia�e� tylko jego skrawek, wybrze�e. W g��bi
l�du czekaj� nieograniczone mo�liwo�ci...
� Jestem przekonany, �e dziury z robalami niczym si� od siebie nie r�ni�.
� ...na Franka, kt�ry umie si� pos�ugiwa� szabl� i muszkietem.
� Zamieniam si� w s�uch � powiedzia� Jack. I doda�: � Sakramenckie robactwo!
S�uchaj�c ciekawych wywod�w Surendranatha, pozwoli� sobie na chwil� dekoncentracji i
odruchowo ut�uk� komara, kt�ry usiad� mu na szyi. Fakt ten uszed� uwagi wszystkich poza
samym Surendranathem (kt�ry wyda� taki odg�os, jakby w�a�nie zamierza� wyrzyga� w�asny
woreczek ��ciowy) i stoj�cym obok Jacka ch�opcem (kt�ry przyni�s� mu by� z�o�one r�wno
ubranie). Przez chwil� Jack i ma�y Hindus patrzyli sobie w oczy, a potem obaj jak na
komend� przenie�li wzrok na d�o� Jacka, gdzie w plamie krwi (Jackowej lub nie) le�a�
zgnieciony insekt.
� No tak, ch�opak w�a�nie pomy�la�, �e zamordowa�em mu babci� � stwierdzi� Jack. �
Mo�esz go poprosi�, �eby trzyma� buzi� na k��dk�?
Ale dzieciak ju� co� zacz�� m�wi�, zdumionym � ale piskliwym i doskonale s�yszalnym �
g�osikiem. Prze�o�ony owadzich lekarzy pospieszy� w ich stron�, a chwil� p�niej zbiegli si�
wszyscy medycy, kt�rzy nagle wydali si� Jackowi nie mniej bezwzgl�dni i krwio�erczy od
swoich podopiecznych. Wyrwa� ch�opakowi swoje ubranie.
Surendranath nawet nie pr�bowa� niczego t�umaczy�: chwyci� go za r�k� i wyprowadzi� z
pomieszczenia �wawym krokiem, kt�ry szybko zmieni� si� w bieg. Wiadomo�� o pope�nionej
przez Jacka zbrodni rozesz�a si� szybciej ni� my�l po wszystkich szpitalnych korytarzach,
wyla�a si� na ulic� niezliczonymi otworami od frontu i (s�dz�c po odg�osach, jakie si�
rozleg�y) sprowokowa�a co najmniej setk� swapak�w do wtargni�cia do �rodka i rozpocz�cia
w�ciek�ego polowania na morderc�.
Ma�py, ptaki, jaszczurki i inne zwierz�ta wyczu�y, �e co� si� dzieje, i wszcz�y rwetes, co
Jackowi i Surendranathowi by�o nawet na r�k�. Hindus niemal od razu zab��dzi� w mrokach
oddzia�u dla paso�yt�w, ale Jack (kt�ry od tygodni codziennie si� po nim b��ka�) wysforowa�
si� naprz�d i szybko poprowadzi� ich ku wyj�ciu. W karnym szyku wycofali si� przez oddzia�
ma�p, otwieraj�c po drodze wszystkie klatki i dokonuj�c w ten spos�b aktu (delikatnie
m�wi�c) sabota�u. Akcja dywersyjna samoczynnie si� zreszt� rozszerza�a, poniewa� ma�py
okaza�y si� dostatecznie sprytne, by samodzielnie otwiera� dalsze klatki. Uwolnione naczelne
rozpierzch�y si� po s�siednich pomieszczeniach i zacz�y wyzwala� swoich mniej
inteligentnych towarzyszy.
Jack i Surendranath wypadli na ty�y szpitala i ruszyli ma�o ucz�szczan� �cie�k� nieopodal
klatki tygrysicy. Jack zatrzyma� si� na chwil� i zgarn�� dwa tygrysie bobki.
Wyszli na g��wn� ulic� Ahmedabadu, kt�rej szeroko�� przekracza�a d�ugo�� wi�kszo�ci
ulic europejskich. Otwarta przestrze� i niedawna utrata krwi zdezorientowa�y Jacka � nie
wiedzia�, czy uda�o mu si� wr�ci� do miasta, czy zab��dzi� na jakim� pustkowiu. Deszcze monsunowe dawno si� sko�czy�y i ta cz�� Hindustanu zmieni�a si� w rynsztok, do kt�rego
suche jak pieprz powietrze sp�ywa�o z ca�ej �rodkowej Azji. Przewidziana na ten dzie�
wichura po drodze z Tybetu odwiedzi�a malownicz� pustyni� Thar i wzi�a sobie na pami�tk�
�adunek py�u, a przy okazji rozgrza�a si�, osi�gaj�c temperatur� po�redni� mi�dzy
chuchni�ciem wielb��da i �arem pieca tandoori. Teraz p�dzi�a g��wn� alej� Ahmedabadu jak
stado sp�oszonych jak�w, jasno daj�c do zrozumienia, dlaczego Szachd�ahan nazwa� to
miasto Guerdabadem: Domostwem Py�u.
Dowodzone przez Szachd�ahana hordy Mogo��w podbi�y miasto ju� jaki� czas temu, a
poniewa� Mogo�owie byli muzu�manami, nie robi� na nich wra�enia fakt zabicia przez Jacka
komara. Natomiast zak��canie porz�dku publicznego by�o powa�nym wykroczeniem � a
gdyby nawet uzna�, �e tabun swapak�w porz�dku nie zak��ca, z pewno�ci� zak��ca�y go
dziesi�tki ma�p (niekt�re z �apami na temblakach, inne ku�tykaj�ce o kulach), zw�aszcza
kiedy zw�szy�y znajduj�cy si� nieco dalej targ i jak jeden m�� ruszy�y w jego stron�.
Przewa�a�y w�r�d nich hulmany, d�ugoogoniaste ektomorfy, zachowuj�ce si� jak niepodzielni
w�adcy miasta (czyli � wed�ug Hindus�w � zgodnie ze stanem faktycznym). W ma�pim
t�umie trafia�y si� jednak tak�e inne naczelne (rzuca� si� w oczy zw�aszcza orangutan z
zapaleniem p�uc), kt�re nie darzy�y hulman�w nale�nym szacunkiem i walczy�y z nimi o
najlepsze pozycje w wy�cigu pod wiatr. Galopowa�y na czworakach, koleba�y si� na dw�ch
nogach, pow��czy�y przednimi �apami, podskakiwa�y okulawione, hu�ta�y si� na drzewach,
zwiesza�y ze statecznych mangowc�w, p�dzi�y na z�amanie karku po dachach, rzuca�y
kokosami i ok�ada�y si� kijami, tworz�c ruchomy teatrzyk lalkowy. Poch�d zamyka�y:
czykara, czyli antylopa czteroroga (kt�ra urodzi�a si� z sze�cioma rogami), m�ody nosoro�ec
indyjski (jednorogi), oraz kinka�u, �lepy i g�uchy, ale zwabiony zalatuj�c� z targu woni�
s�odyczy.
Na ulicy zjawi�o si� dw�ch rauzinder�w � mogolskich kawalerzyst�w � w turbanach i z
szablami, z czarnymi, �wiekowanymi tarczami przypi�tymi do �niadych ramion. Natychmiast
otoczy� ich t�um rozw�cieczonych swapak�w, przedstawiaj�cych swoj� wersj� wydarze� i
domagaj�cych si�, by wezwa� kotwala z gromad� uzbrojonych w bicze, pa�ki i maczugi
zbir�w, kt�rzy wymierzyliby Jackowi kar� bastinado albo jeszcze gorsz�. Protesty swapak�w
nie przynios�y �adnego skutku, poniewa� m�wili po gud�aracku, a rauzinderowie znali tylko
perski. Ale Mogo�owie, jak na zdobywc�w przysta�o, umieli wykorzystywa� lokalne
konflikty, ch�tnie wi�c pod��yli wzrokiem za wyci�gni�tymi palcami swapak�w.
Surendranath by� banyanem, co oznacza�o, �e wraz z ca�� swoj� rodzin� jest skazany przez
Boga na zajmowanie si� handlem zagranicznym i zbijanie fortuny. Inaczej rzecz si� mia�a z
Jackiem, odzianym w skrawek sk�ry podtrzymywany brudnym rzemieniem wci�ni�tym
mi�dzy po�ladki. Liczne blizny na grzbiecie dowodzi�y, �e zdarza�o mu si� ju� bywa� w
tarapatach, i to z trudn� do wyobra�enia cz�stotliwo�ci�. Rauzinderowie zmierzyli banyana
wzrokiem jako potencjalne �r�d�o bakszyszu i na migi dali mu do zrozumienia, �eby si� nie wtr�ca�. Skin�li na Jacka, ka��c mu si� zbli�y�.
Jack niech�tnie oderwa� wzrok od rozgrywaj�cych si� na ulicach dynamicznych scen.
Przedsi�biorcze ma�py musia�y pootwiera� tak�e klatki z ptakami, bo chyba wszystkie
schorowane flamingi zosta�y uwolnione jednocze�nie. Wygl�da�o to tak, jakby kto� wyla� na
schody kube� farby w kolorze fuksji. Wi�kszo�� flaming�w trafi�a do szpitala z po�amanymi
skrzyd�ami, nie pozosta�o im wi�c nic innego, jak kr�ci� si� w k�ko, dop�ki z ich grona nie
wy�oni� si� samozwa�czy przyw�dca, kt�ry poprowadzi� braci w losowym kierunku w g��b
Domostwa Py�u. Flamingi �ciga�a � lub towarzyszy�a im � para agam wydaj�cych dziwaczne
basowe odg�osy. Ca�kiem niedawno do przytu�ku trafi�a gromadka or�os�p�w brodatych
zara�onych ptasi� choler�. Teraz, usadowiwszy si� na dachu, stroszy�y imponuj�ce pierzaste
ko�nierze i �opota�y skrzyd�ami, co przypomina�o odg�os trzepania dywan�w. By�y karmione
brej� przygotowywan� z pacjent�w zmar�ych z przyczyn naturalnych i kiedy poderwa�y si�
do lotu, bryzgn�y d�ugimi strugami rzadkich, gruz�owatych odchod�w, kt�re niczym
o�lepiaj�ce snopy �wiat�a pad�y na grzbiety biegn�cych ulic� zwierz�t: modliszki d�ugiej jak
be�t do kuszy, aksisa z zapl�tanym w rogi boa dusicielem, antylopy nilgau oraz s�awnego na
ca�y �wiat dwunogiego psa, s�yn�cego z tego, �e nie tylko umia� biega�, ale czasem udawa�o
mu si� prze�cign�� psy tr�jnogie.
Jack zbli�y� si� do rauzinder�w pod wiatr. Swapakowie rozst�pili si� przed nim; paru
skorzysta�o z okazji i oplu�o go po drodze, ale byli i tacy, kt�rzy ju� o nim zapomnieli i rzucili
si� w pogo� za zwierz�tami. Stan�� pomi�dzy �bami koni i zacz�� po angielsku dowodzi�
swojej niewinno�ci, ukradkiem rozgniataj�c w d�oniach grudy tygrysiego �ajna.
Charakterystyczny od�r rozdra�ni� wierzchowce.
� No ju� � powiedzia� Jack. � Spokojnie.
I pog�adzi� konie po pyskach, rozsmarowuj�c im tygrysi gn�j na sk�rze od czo�a po
rozedrgane chrapy.
Zaraz po tym musia� odskoczy�, je�li nie chcia� straci� �ycia, oba konie bowiem stan�y
d�ba, tn�c powietrze przednimi kopytami; rauzinderowie dokonywali cud�w zr�czno�ci,
utrzymuj�c si� w siod�ach, ale chc�c nie chc�c, rozjechali si� w przeciwnych kierunkach,
wrzeszcz�c na znarowione rumaki. Jeden wpad� prosto w t�um hulman�w, unosz�cych z
rozpadaj�cego si� bazaru nar�cza mi��szu kokosowego, fig, mango, papai, gujaw, gruszek,
liczi, czerwonych nerkowc�w oraz kolczastych owoc�w chlebowca, i �ciganych przez
rozw�cieczonych straganiarzy, kt�rych z kolei goni� bezz�bny gepard. Pot�ny baw�
indyjski, mierz�cy w k��bie tyle, ile Jack mia� wzrostu, przebi� si� przez kruch� glinian�
�cian�, pchaj�c przed sob� stos potrzaskanych stolik�w, i zatrzyma� si� na ulicy. Na jeden z
przypominaj�cych zakrzywione szable rog�w mia� nadziany durian.
Grupka m�czyzn obieg�a w zwartym szyku bawo�u i skierowa�a si� prosto w stron�
Jacka i Surendranatha. Jack z trudem opanowa� odruch, kt�ry kaza� mu si� obr�ci� na pi�cie i
rzuci� do ucieczki. Intruz�w by�o czterech, po dw�ch na ka�dym ko�cu gigantycznej bambusowej tyki, grubej jak maszt statku i d�ugiej na cztery s��nie. W �rodkowej cz�ci
dr�ga podwieszono do niej co� na kszta�t przeno�nego balkoniku: lakierowan� platform�
obwiedzion� nisk�, poz�acan� balustrad� i pokryt� haftowanymi poduszkami, rozrzuconymi w
artystycznym nie�adzie. Lektyka mia�a cztery n�ki z rze�bionego hebanu i unosi�a si� na
d�ugo�� wyci�gni�tego ramienia nad powierzchni� gruntu. Tragarze wyra�nie nie mogli si�
dogada�; zwolnili, z�amali rytm kroku i zacz�li si� k��ci�.
� Co to za j�zyk? � zainteresowa� si� Jack.
� Marathi.
� Chcesz powiedzie�, �e twoj� lektyk� nosz� buntownicy?!
� Pomy�l, �e masz przed sob� statek handlowy. W tej cz�ci Hindustanu, do kt�rej si�
udamy, b�d� nasz� polis� ubezpieczeniow�.
Tragarze tak manewrowali ko�cami dr�ga, by ustawi� lektyk� bokiem do Surendranatha.
Kiedy im si� uda�o, postawili j� na ziemi � tak blisko niego, �e wystarczy�o, by obr�ci� zadek
o jeden rumb kompasowy na sterburt� i usiad�. Chwil� zaj�o mu u�o�enie poduszek przy
ozdobnym oparciu na rufie i usadowienie si� w�r�d nich.
� No dobrze, oni s� polis� ubezpieczeniow�. A ja?
� Ty i twoi przyjaciele, je�li uda ci si� jakich� zebra�, b�dziecie marynarzami.
� Marynarze dostaj� sta�� stawk�, o ile w og�le doczekaj� si� wyp�aty � zauwa�y� Jack. �
Kiedy nasza weso�a gromadka ostatnio p�ywa�a razem, mieli�my zapewniony udzia� w
zyskach.
� Ile dzi� jest wart taki udzia�?
Jack nie nale�a� do zapalonych wzdychaczy, ale tym razem westchn�� ci�ko.
� Pomy�l, jak� masz batna � podsun�� mu Surendranath. Zmierzy� wzrokiem swojego
p�nagiego, wychudzonego towarzysza. � Spotkamy si� za godzin� w karawanseraju.
Powiedzia� co� w marathi. Czterej Marathowie (bo tak w�a�nie nazywano tych, kt�rzy si�
tym j�zykiem pos�ugiwali) podsun�li barki pod bambusowy dr�g i d�wign�li lektyk�. Na
�rodku ulicy zrobili w ty� zwrot i pospiesznie si� oddalili.
Jack podrapa� si� po b�blu od ugryzienia, potem po drugim, p� cala na lewo od
pierwszego, i zmusi� si� do przerwania zabawy, zanim sytuacja wymkn�a mu si� spod
kontroli.
Pantera szara, kt�ra przed chwil� wysz�a z lecznicy, poruszaj�c si� bezszelestnie jak
mg�a, u�o�y�a si� na �rodku ulicy i obserwowa�a zbiegowisko spod p�przymkni�tych powiek.
Jej ogromne k�y l�ni�y jak podw�jna gwiazda na firmamencie k��b�w kurzu.
Or�os�py dokona�y najazdu na jatk� przy bazarze; jeden z nich w�a�nie wznosi� si� w
powietrze z ci�kim �adunkiem i gracj� tragarza, kt�ry wci�ga po schodach wo�ow� p�tusz�.
Jack ruszy� pod wiatr, kieruj�c si� w stron� Potr�jnej Bramy � potrojonego �uku
zamykaj�cego szerok� alej� z jednej strony � gdy za plecami us�ysza� szybko zbli�aj�ce si�
odg�osy zamieszania. Zanim jednak zd��y� si� obejrze�, przyczyna zamieszania ogarn�a go i wyprzedzi�a � trzy dropie, bia�o-czarne i d�ugonogie, spiera�y si� o jaki� ociekaj�cy krwi�
k�sek. Jackowi przypomnia� si� stru� z Wiednia i �zy nap�yn�y mu do oczu, co zdumia�o go i
rozdra�ni�o. Wymierzy� sobie policzek, szerokim �ukiem wymin�� olbrzymiego, drepcz�cego
kaczym krokiem je�ozwierza i przyspieszy� kroku. Tin Darwaza � jak w tych okolicach
nazywano Potr�jn� Bram� � by�a coraz bli�ej.
* * *
Tin Darwaza tworzy�a ca�� jedn� pierzej� centralnego placu �Domu Piekie��, jak
pieszczotliwie nazywa� Ahmedabad D�ahangir, ojciec Szachd�ahana. Plac � Mejdan Szah �
mia� dobre �wier� mili d�ugo�ci i ko�czy� si� g�stwin� wie�yczek, taras�w, kolumn, �uk�w i
miniaturowych fortyfikacji, czyli pa�acem miejscowego kr�la, nosz�cego miano Postrachu
Ba�wochwalc�w. Na rozleg�ej przestrzeni rauzinderowie mogli swobodnie doskonali� swoje
umiej�tno�ci je�dzieckie i �ucznicze, a tak�e defilowa� ku uciesze Postrachu Ba�wochwalc�w
i jego ma��onek. Poza tym przy placu sta�y niskie, niepozorne budynki, w kt�rych kotwalowie
rozs�dzali sprawy i wymierzali kary bastinado wszystkim, kt�rzy nie przestrzegali ich
standard�w post�powania. Jack stara� si� unika� tych miejsc.
Wok� Mejdan Szah sta�y kiedy� tak�e hinduskie pagody � i nadal znajdowa�y si� na
swoich miejscach, tyle �e przerobione na meczety. Wiedza historyczna Jacka ogranicza�a si�
do informacji uzyskanych w rozmowach z holenderskimi, francuskimi i angielskimi kupcami.
Uda�o mu si� ustali�, �e ten ca�y Szachd�ahan sp�odzi� dzieciaka imieniem Aurangzeb, ale
nienawidzi� go tak serdecznie, �e uczyni� go kr�lem Gud�aratu. Inaczej m�wi�c, skaza� go na
zes�anie do �Siedliska Zarazy� (jak brzmia�o kolejne ukute przez D�ahangira sympatyczne
przezwisko Ahmedabadu) i nieustanne walki z Marathami. Aurangzeb odp�aci� ojcu pi�knym
za nadobne: zdetronizowa� go i wtr�ci� do wi�zienia w Agrze. Zanim jednak do tego dosz�o,
sp�dzi� w Siedlisku Zarazy sporo czasu, piel�gnuj�c nienawi�� do wszystkiego co hinduskie.
Zar�n�� wi�c krow� w g��wnej hinduskiej �wi�tyni, czym na wieki wiek�w j� zbezcze�ci�, a
potem wzi�� do r�ki m�ot i poutr�ca� nosy wszystkim pos�gom. Teraz w pagodzie mie�ci� si�
meczet. Przechodz�c obok, Jack zajrza� do �rodka i zobaczy� � jak zwykle � t�umek (oko�o
dwustu) fakir�w, siedz�cych na marmurowej posadzce z r�kami za�o�onymi za g�ow�. Cz��
stanowili zwykli nowicjusze, inni jednak trzymali r�ce w ten spos�b od tak dawna, �e stawy
zesztywnia�y im na amen � ci mieli przed sob� �ebracze miseczki, w kt�rych zawsze telepa�o
si� par� rupii. Od czasu do czasu m�odsi fakirzy przynosili im wod� i jedzenie.
Cz�� z nich by�a Hindusami, kt�rzy � pozbawieni �wi�ty� � nie mieli si� gdzie podzia�.
Przesiadywali pod drzewami i w cieniu mur�w, poddaj�c si� r�nym formom umartwienia �
jednym mniej, innym bardziej dziwacznym od preferowanych przez fakir�w muzu�ma�skich.
Wszystkim przy�wieca� ten sam cel: chcieli wyci�gn�� pieni�dze od innych ludzi. W tym
sensie Jack i Padraig r�wnie� byli fakirami. Po kr�tkich poszukiwaniach znalaz� swojego towarzysza siedz�cego po�rodku szpaleru
drzew okalaj�cego Mejdan Szah. Tak si� z�o�y�o, �e Padraig wybra� sobie miejsce przy
po�udniowej stronie placu, pod jednym z wystaj�cych balkon�w karawanseraju. Zreszt� mo�e
wcale nie by� to zbieg okoliczno�ci: karawanseraj, nale��cy do najpi�kniejszych budowli w
mie�cie, przyci�ga� zamo�nych mieszka�c�w, dzi�ki kt�rym Ahmedabad prosperowa�, tak jak
Amsterdam prosperowa� dzi�ki Damplatz. Jego uroda i bogactwo niewiele znaczy�y dla Jacka
i Padraiga, ale kr�c�c si� w pobli�u, mogli przynajmniej poprzygl�da� si� karawanom z
Lahore, Kabulu, Kandaharu, Agry i innych, jeszcze odleglejszych miejsc � chi�scy kupcy
przywozili jedwabie z Kaszgaru, pokonuj�c po drodze pustynne okolice Leh; Ormianie
zapuszczali si� daleko na wsch�d ze swojego isfaha�skiego getta; Turkmeni z Buchary
wygl�dali jak ubo�sze i pomniejszone kopie Turk�w rz�dz�cych Algierem. Karawanseraj
przypomina� Jackowi i Padraigowi, �e � przynajmniej w teorii � mo�liwa jest ucieczka z
�Cierniowego �o�a� (jak D�ahangir nazwa� Ahmedabad w swoich Pami�tnikach).
Irlandczyk siedzia� po turecku na kawa�ku dywanu (a w�a�ciwie na skrawku szorstkiej
plecionki z rodzaju tych, w jakie pakowano dywany). Mia� �yw� mysz, kamyk i misk� na
pieni�dze. Widz�c zbli�aj�cego si� przechodnia, kt�ry wygl�da� na bramina, przyszpila� mysz
za ogon do ziemi i bra� zamach kamieniem, jakby zamierza� j� rozgnie��. Nigdy, oczywi�cie,
nie krzywdzi� zwierz�tka, tak jak nie krzywdzi� go Jack, kiedy zajmowa� jego miejsce. Gdyby
uszkodzili mysz, nie tylko nie dostaliby �adnych pieni�dzy od nast�pnych bramin�w, ale
jeszcze musieliby straci� cenny czas na poszukiwanie myszy zast�pczej. Dzi�ki temu jednak,
�e przekonuj�co grozili jej zmia�d�eniem, przez ca�y dzie� udawa�o im si� wy�ebra� kilka
paisa okupu.
� Je�eli dobrze odczyta�em sygna�y, mamy szans� da� si� zabi� za pieni�dze � oznajmi�
Jack.
Padraig czujnie podni�s� wzrok.
Zakrwawiona ko�� udowa wo�u spad�a z nieba i roztrzaska�a si� o bruk. Dwa or�os�py
zanurkowa�y w �lad za ni� i zacz�y si� bi� o szpik.
� Tu czy gdzie indziej? � spyta� spokojnie Padraig, obserwuj�c walcz�ce ptaszyska.
� Gdzie indziej.
Padraig pu�ci� mysz wolno.
* * *
Karawanseraj ci�gn�� si� wzd�u� po�udniowego skraju Mejdan Szah. Mia� mn�stwo
balkon�w i taras�w, obwiedzionych a�urowymi balustradami z kamienia. Do �rodka
wchodzi�o si� przez o�miok�tny ganek zwie�czony cebulast� kopu��. Z czterech stron ganek
wychodzi� na plac, cztery pozosta�e p�aszczyzny by�y w istocie �ukowatymi wej�ciami w g��b
gmachu, a w�a�ciwie na jego wewn�trzny dziedziniec, gdzie jedne karawany koni i wielb��d�w przyjmowa�y �adunek i formowa�y si� do wymarszu, inne za�, roz�adowane,
rozprasza�y si� po k�tach. Na dziedzi�cu znale�li lektyk� Surendranatha, kt�ry negocjowa� z
jednookim Pasztunem cen� pary koni. Na widok Jacka i Padraiga postanowi� kupi� im jeszcze
jakie� ubrania � sko�czy�o si� na d�ugich koszulach, wypuszczanych na lu�ne spodnie, oraz
turbanach dla ochrony g�owy przed s�o�cem.
� Skoro porzucamy karier� karmicieli robactwa, musimy zapu�ci� w�osy � stwierdzi�
Jack, gdy wyjechali na Trakt Kathiawarski, czyli skierowali si� na zach�d z lekkim
odchyleniem ku po�udniowi.
� Bez trudu za�atwi�bym wam europejskie stroje, ale nie chcia�em traci� w Kr�lestwie
Samumu wi�cej czasu ni� to konieczne! � zawo�a� Surendranath, �ciskaj�c kolumienki lektyki
wstrz�sanej podmuchami wiatru.
Li�cie egzotycznych drzew, pozwijane i kolczaste jak muszle morskich stworze�, �miga�y
im ko�o g��w i kozio�kuj�c, mkn�y w powietrzu nad traktem. Jack z Padraigiem jechali
konno obok lektyki; trzech s�u��cych banyana sz�o pieszo, prowadz�c dwa objuczone os�y.
� Dop�ki mamy wiatr w plecy, nie jest jeszcze najgorzej � zauwa�y� Padraig, ale tylko
dlatego, �e szczyci� si� umiej�tno�ci� wyszukiwania pozytyw�w w nawet najgorszych
sytuacjach.
Wzd�u� ulicy prowadz�cej do Bramy Kathiawarskiej ci�gn�y si� obiekty, kt�re
prezentowa�yby si� niezwykle malowniczo, gdyby piach nie wciska� si� widzom pod powieki
� ogrody zamo�nych kupc�w i Mogo��w, meczety, pagody, baseny i studnie.
� B�dzie jeszcze lepiej, kiedy zostawimy za plecami ca�y Ahmedabad � odpar�
Surendranath. � Mieszka�cy Kathiawaru s� rozs�dni i spokojni, wi�c wystarczy nam eskorta
zwyk�ego �arana. Ale p�niej, w drodze na p�nocny wsch�d, musicie ubiera� si� jak
Europejczycy, �eby odstraszy� Marath�w.
� P�nocny wsch�d... � mrukn�� Jack. � Jedziemy do Szachd�ahanabadu?
� Wola�by, �eby� powiedzia� �do Delhi� � wtr�ci� Padraig, gdy Surendranath nie
odpowiedzia�.
� Wiem. Jest Hindusem, a Szachd�ahanabad to mogolska nazwa. Zreszt� Irlandczykowi
nie musz� tego t�umaczy�.
� To prawda. Anglicy ponadawali naszym miastom niezwykle pomys�owe nazwy.
� W czasie pory deszczowej sprowadzono z Zachodu wiele cennych towar�w, ale
wszystkie le�� w magazynach w Suracie � odezwa� si� Surendranath. � Droga do Delhi jest
niebezpieczna, a wszystko przez Szambhadziego i jego buntownik�w. Od �eglarzy
zapuszczaj�cych si� daleko na po�udniowe morza s�ysza�em, �e �yj� tam dziwne ptaki.
Mieszkaj� na krach lodowych. Kiedy robi� si� g�odne, zbieraj� si� na skraju takiej kry; marz�
o rybkach, kt�re p�ywaj� w wodzie, ale boj� si� czyhaj�cych w tej�e wodzie �ar�ocznych
drapie�nik�w. Drapie�niki s� sprytne i umiej� si� ukry�, wi�c ptaki nie wiedz�, czy kt�ry� nie
czai si� w pobli�u. Zatem czekaj�, a� kt�ry� z pobratymc�w oka�e si� dostatecznie odwa�ny albo dostatecznie g�upi, �eby wskoczy� do wody. Je�eli wr�ci najedzony, wszystkie
wskakuj�. Je�eli nie wr�ci, czekaj� dalej.
� Rozumiem to por�wnanie � powiedzia� Jack. � Kupcy z Suratu s� ptakami na krze.
Czekaj�, kt�ry z nich pierwszy oka�e si� na tyle odwa�ny lub na tyle g�upi, �eby zaryzykowa�
karawan� do Delhi.
� Ten, kto si� na to odwa�y, zarobi znacznie wi�cej od tych, kt�rzy p�jd� w jego �lady �
doda� Surendranath.
� Pod warunkiem, �e faktycznie dotrze do Delhi � zauwa�y� Padraig.
* * *
Nied�ugo potem wyjechali za bram� miasta i skierowali si� na po�udniowy wsch�d, na
Kathiawar � p�wysep o powierzchni kilkuset mil kwadratowych wybiegaj�cy w g��b Morza
Arabskiego pomi�dzy uj�ciem Indusu na zachodzie i reszt� subkontynentu indyjskiego na
wschodzie. Ahmedabad siedzia� okrakiem na rzece zwanej Sabarmati, kt�ra za miastem
p�yn�a kawa�ek na po�udnie, po czym uchodzi�a do Zatoki Kambajskiej � d�ugiego, w�skiego
akwenu na wsch�d od Kathiawaru.
Wiatr szybko si� uspokoi�, gdy wydostali si� z doliny Sabarmati i wjechali w pofalowany,
cz�ciowo zalesiony kraj, przechodz�cy dalej w p�wysep. Zatrzymali si� na noc w jednym z
przydro�nych obozowisk, kt�re mia�y w zwyczaju wyrasta� spontanicznie na ca�ym
terytorium Hindustanu, gdy tylko cienie si� wyd�u�a�y, a podr�nym zaczyna�o burcze� w
brzuchu. Jackowi przypomnia�y si� europejskie obozowiska Cygan�w, szczeg�lnie �e tutaj
ludzie wygl�dali prawie tak jak oni, m�wili nawet podobnym j�zykiem. R�nica polega�a na
tym, �e w �wiecie chrze�cija�skim byli po�a�owania godnymi wagabundami, w Hindustanie
za� panami �wiata. Snuj�c si� po obozie, Jack widywa� nie tylko ubogich w��cz�g�w i
fakir�w, ale tak�e zamo�nych banyan�w w rodzaju Surendranatha, oraz najr�niejszych
mogolskich oficjeli.
Przedstawiciele obu tych grup � banyanowie i Mogo�owie � patrzyli na niego takim
wzrokiem, �e po plecach chodzi�y mu ciarki; w dodatku za ka�dym razem pr�bowali go
przywo�a�. Czu� si� jak w Amsterdamie albo Liverpoolu, gdzie samotni m�czy�ni musieli
bardzo uwa�a�, �eby si� nie zagapi� i nie da� si�� wcieli� do za�ogi statku. Ledwie to
zrozumia�, natychmiast znikn�� (w czym nabra� ju� sporej wprawy) i wr�ci� do male�kiego
obozu Surendranatha.
� Jest tu sporo ludzi, kt�rzy chcieliby nam chyba zrobi� test na inteligencj� �
poinformowa� Padraiga.
Irlandczyk skwitowa� jego s�owa ledwo zauwa�alnym skinieniem g�owy, ale
Surendranath r�wnie� je us�ysza�; siedzia� w lektyce z zasuni�tymi czerwonymi zas�onkami,
przez co �atwo zapomina�o si� o jego obecno�ci. � Co to jest test na inteligencj�? � zainteresowa� si�. Rozsun�� zas�onki.
� To taki nasz �art � zirytowa� si� Padraig.
Jack uzna� jednak, �e warto dowcip wyt�umaczy�.
� Pami�tasz, jak los rzuci� nas na brzeg w Suracie...
� Codziennie wracam pami�ci� do tego dnia.
� Zosta�e� w mie�cie, �eby robi� karier�, a my uciekli�my w g��b l�du przed szukaj�cymi
nas p�atnymi zab�jcami z Europy, od kt�rych w Suracie si� roi�o. Do�� szybko natkn�li�my
si� na mogolsk� blokad� drogi. Dla Hindus�w i muzu�man�w przej�cie na drug� stron�
wi�za�o si� z niewielkimi przykro�ciami i konieczno�ci� wr�czenia bakszyszu, ale kiedy
wyda�o si�, �e jeste�my Frankami, Mogo�owie zabrali nas na stron� i zaprowadzili do
namiotu, a potem pojedynczo wyprowadzali na pobliskie pole. Tam, po kolei wr�czali nam
niena�adowany muszkiet, prochownic� i sakiewk� z kulami.
� Co z nimi zrobi�e�?
� Gapi�em si� na nie t�po jak wie�niak � odpar� Jack.
� Tak jak i ja � doda� Padraig.
� Czyli oblali�cie test na inteligencj�?
� Przeciwnie, zdali�my. Podobnie jak van Hoek. Pan Foot usi�owa� na�adowa� muszkiet,
ale wszystko mu si� pomiesza�o: najpierw w�o�y� do lufy kul�, potem nasypa� prochu. Za to
Vrej Esphahnian i monsieur Arlanc na�adowali bro� i wystrzelili w przybli�eniu w stron�
pos�gu hinduskiego b�stwa, kt�ry s�u�y� Mogo�om za tarcz� strzelnicz�.
� I zostali zwerbowani do wojska � domy�li� si� Surendranath.
� Z tego, co wiemy, do dzi� s�u�� w armii miejscowego kr�la � doda� Jack.
� To by�o na p�noc od Suratu?
� Tak. Niedaleko Domostwa Py�u.
� Czyli w kr�lestwie Postrachu Ba�wochwalc�w?
� Niezupe�nie � odpar� Padraig. � Blokada znajdowa�a si� na granicy. Mogo�owie, kt�rzy
zrobili nam test i wcielili naszych przyjaci� do wojska, byli na s�u�bie...
� Rz�dcy Rzezi! � wykrzykn�� Surendranath.
� Nie inaczej � przytakn�� Jack.
� To dla nas dar od losu � powiedzia� Surendranath. � Jak wiecie, szlak do Delhi biegnie
przez sam �rodek kraju Rz�dcy Rzezi.
� To oznacza, �e �w Rz�dca nie radzi sobie z Marathami.
� Nie! To oznacza, �e je�eli znajdziemy Vreja Esphahniana i monsieur Arlanca, b�d� nam
mogli udzieli� ciekawych informacji!
Jack doszed� do wniosku, �e nadszed� moment uruchomienia pu�apki.
� Rzeczywi�cie, wygl�da na to, �e nasza Klika mo�e ci si� bardzo przyda�, Surendranath.
A je�li nie tobie, to temu z kupc�w, kt�ry postanowi nas wynaj�� i pierwszy ruszy� do Delhi.
Nag�y szelest towarzyszy� b�yskawicznemu zasuni�ciu zas�onek lektyki. Zapad�a cisza, w kt�rej Jackowi wyda�o si�, �e s�yszy niezwyk�y, rytmiczny d�wi�k, jakby Surendranath
rozpaczliwie t�umi� �miech.
* * *
Rano wcze�nie ruszyli w drog�. Przebyli kilka dziel�cych ich od granicy mil i znale�li si�
w kr�lestwie Niszczyciela �wiat�w.
� Niszczyciel �wiat�w wyci�� miejscowych Marath�w w pie�, ale bandyci i tak grasuj� w
jego kraju � powiedzia� Surendranath.
� To mi przypomina Francj� � stwierdzi� Jack.
� Celne por�wnanie. W�a�ciwie co� wi�cej ni� por�wnanie: Niszczyciel �wiat�w jest
Francuzem.
� Przekl�te �abojady! Wsz�dzie ich pe�no! Czy u Wielkiego Mogo�a s�u�� jeszcze inni
chrze�cija�scy w�adcy?
� Wydaje mi si�, �e Zwiastun Burzy to artylerzysta z Neapolu. Jest w�a�cicielem kawa�ka
Rad�astanu.
� Mamy znale�� sobie jakie� europejskie ciuchy, �eby przep�oszy� rozb�jnik�w, tak? �
upewni� si� Padraig.
� Nie ma takiej potrzeby. Ci na Kathiawarze przestrzegaj� pradawnych obyczaj�w.
Surendranath wysiad� z lektyki i wda� si� w rozmow� z Hindusami, kt�rzy przykucn�li na
skraju drogi. Po chwili jeden z nich wsta� i zaj�� pozycj� na czele miniaturowej karawany.
* * *
W s�onawym betonie, kt�ry w tej okolicy uchodzi� za ziemi�, tkwi� wbity patyk. Metr
dalej stercza� nast�pny. Trzeci zosta� do nich przywi�zany w poprzek u g�ry, a czwarty na
dole. Mi�dzy dolnym i g�rnym patykiem przeci�gni�to ca�e mile szkar�atnej nici. Kobieta w
pomara�czowym sari siedzia�a w kucki przed t� konstrukcj�, przetykaj�c mi�dzy ni�mi
kr�tszy kijek, za kt�rym ci�gn�a si� nast�pna nitka. Par� metr�w dalej sytuacja si�
powtarza�a, chocia� patyki, kolory i kobieta by�y inne. Druga kobieta rozmawia�a z trzeci�,
kt�ra te� nie wiedzie� sk�d wytrzasn�a cztery kijki i zwoje nici.
Takie scenki ci�gn�y si� po obu stronach drogi a� po horyzont. Niekt�re tkaczki
pracowa�y z niefarbowan� prz�dz�, ale wi�kszo�� u�ywa�a nici w �ywych kolorach, kt�re
wygl�da�y, jakby p�on�y w s�o�cu. Gdzieniegdzie trafia�y si� poka�ne sp�achetki zieleni lub
b��kitu � tam grupa tkaczek realizowa�a jakie� wi�ksze zam�wienie � ale w innych rejonach
ka�da mia�a inn� ni� i na obszarze jednego czy dw�ch akr�w nie by�o dw�ch krosien tej
samej barwy. W t�umie przykucni�tych kobiet wyr�niali si� ch�opcy roznosz�cy wod�,
garstka zabiedzonych chudzielc�w z przywi�zanymi do plec�w stela�ami z ni�mi, oraz dwuko�owy w�z zaprz�ony w wo�y, zbieraj�cy gotowe kawa�ki materia�u. Przez �rodek
bieg�a wytyczona g��bokimi koleinami droga, prowadz�ca z grubsza w stron� Diu,
portugalskiej enklawy na czubku Kathiawaru. Min�y trzy dni, odk�d wyruszyli z
Ahmedabadu. Caran drepta� przed nimi, nuc�c pod nosem i od czasu do czasu zajadaj�c co� z
przewieszonej przez rami� torby.
Z tysi�cy wystawionych na widok publiczny Kawa�k�w Indii, jeden wpad� Jackowi w
oko, niczym znajoma twarz w t�umie obcych � kwadrat niebieskiego perkalu w odcieniu
identycznym jak jedna z sukienek Elizy. Jack doszed� do wniosku, �e lepiej b�dzie wda� si� w
jak�� konwersacj�.
� Twoja opowie�� przypomnia�a mi, �e pierwszemu Hindusowi, kt�ry zrozumia�by, o
czym, do diaska, m�wi�, chcia�em zada� pewne pytanie.
Bli�ej ziemi, w lektyce, Surendranath obudzi� si�.
Zdumiony Padraig wyprostowa� si� w siodle.
� Od dw�ch godzin nikt nic nie m�wi� � zauwa�y�.
Surendranath wyra�nie si� o�ywi�.
� W Hindustanie jest wiele rzeczy, kt�re wed�ug przybysza z Zachodu a� si� prosz� o
wyja�nienie � powiedzia� uprzejmie.
� Zanim morze wyrzuci�o nas na brzeg w Suracie, wydawa�o mi si�, �e rozgryz�em
spraw� �stan�w� � powiedzia� Jack. � Turcy mieszkaj� w Turkiestanie. Belud�owie w
Belud�ystanie. Tad�ycy w Tad�ykistanie. Oczywi�cie nie usiedz� ani chwili spokojnie w tych
swoich stanach, tylko w��cz� si� po okolicy, przysparzaj�c ca�emu �wiatu mn�stwa k�opot�w,
ale generalna zasada jest przyjemnie prosta. Teraz jednak znale�li�my si� w Hindustanie,
kt�ry wprawdzie szybko by si� sko�czy�, gdyby�my pojechali w t� stron�... � Machn�� praw�
r�k�, a zatem, poniewa� jechali na po�udnie, musia� mie� na my�li kierunek zachodni. � Ale
tam... � W tym momencie zatoczy� lew� r�k� szeroki �uk, przez pe�ne osiem rumb�w, od
po�udnia ku wschodowi. � Tam ci�gnie si� w niesko�czono��. Ludzie m�wi� r�nymi
j�zykami, maj� sk�r� r�nych kolor�w i oddaj� cze�� r�nym pos�gom. Krajobraz jest nie
mniej zr�nicowany ni� to! � Wskaza� barwnie c�tkowan� r�wnin�. � Trudno nie zada� sobie
pytania: co w�a�ciwie decyduje o �stanowo�ci� albo �stanizmie�? Skoro tak wiele r�nych
element�w da si� zawrze� w jednym �stanie�, co� musi je ��czy�.
Surendranath wychyli� si� z lektyki, jakby mia� zamiar odpowiedzie�, ale po chwili opad�
z powrotem na poduszki. Na ustach, pod podw�jn� spiral� nawoskowanych w�s�w, b��ka� mu
si� w�t�y u�mieszek.
� Oto sekret Orientu � odpar� z powag�.
� Powinni�cie wprowadzi� tu jaki� porz�dek, na lito�� bosk�! Nie macie nawet
wsp�lnego rz�du. Na p�nocy s� Mogo�owie, na po�udniu, je�li wierzy� twoim s�owom,
napatoczyliby�my si� na Marath�w, a jeszcze dalej na diab�y w ludzkiej sk�rze, kt�re porwa�y
Moseha, Dapp� i pozosta�ych... � Twoje wspomnienia z tamtego dnia rozp�yn�y si� i pozlewa�y jak kolory z tanio
farbowanych tkanin � powiedzia� Surendranath.
� Bardzo mi przykro z tego powodu, ale pr�bowa�em si� wtedy nie utopi�.
� Ja te�.
� Je�li to nie by�y diab�y w ludzkiej sk�rze, czemu wyskoczy�e� za burt�? � zainteresowa�
si� Padraig.
� Bo chcia�em si� dosta� do Suratu, a ci piraci, czy kim tam byli, z pewno�ci� zabraliby
nas w przeciwnym kierunku.
� A jak s�dzisz, dlaczego my wyskoczyli�my?
� Bali�cie si�, �e to Belud�owie.
Padraig:
� Czy to oni podcinaj� wi�niom �ci�gna Achillesa, �eby im nie uciekli?
Surendranath:
� Tak.
Jack:
� Zaraz! Gdyby byli Belud�ami, musieliby przyp�yn�� z Belud�ystanu. Pod warunkiem,
�e wcze�niej siedzieli grzecznie na ty�ku.
Surendranath:
� Naturalnie.
Jack:
� Ale Belud�ystan to ta paskudna okolica, kt�r� min�li�my na bakburcie. Przez trzy
tygodnie rzyga�a na nas gor�cym piaskiem.
Surendranath:
� Charakterystyka okrutna, lecz prawdziwa.
Jack:
� Dam sobie g�ow� uci��, �e to muzu�ma�ski kraj.
Surendranath:
� Zgadza si�, Belud�owie s� muzu�manami.
Padraig:
� Teraz sobie przypominam... Z pocz�tku wzi�li�my pirat�w za Belud��w, bo p�yn�li
belud�yjskim statkiem. Gdyby�my mieli racj�, zagro�eni byliby tylko Surendranath i Dappa.
Reszta z nas to chrze�cijanie i �ydzi, ludzie Ksi�gi. Naszym �ci�gnom nic by nie grozi�o.
Surendranath.:
� Przypomn� ci, �e r�wnie� van Hoek mia�by k�opoty.
Jack:
� To prawda. Z�o�y� w Kairze t� krety�sk� przysi�g�, �e je�li jeszcze kiedy� da si�
pojma� piratom, odr�bie sobie d�o�. A zatem ty, van Hoek i Dappa szykowali�cie si� do
skoku do wody. Padraig:
� Je�li mnie pami�� nie myli, van Hoek chcia� zosta� i walczy�.
Jack:
� Irlandczyk ma s�uszno��. Kapitan wprowadzi� nas mi�dzy dwie wysepki w Zatoce
Kambajskiej, gdzie natkn�li�my si� na drugi piracki statek, bez w�tpienia sprzymierzony z
pierwszym.
Padraig:
� Tyle �e ten znajdowa� si� o wiele bli�ej, a jego za�og� stanowili... Jak wy to m�wicie?
Surendranath:
� Sand�anowie. Hindusi, kt�rzy kradn�. Nie porywaj� ludzi, nie niewol� ich ani nie
torturuj�, chyba �e w celu dokonania kradzie�y.
Jack:
� Najwidoczniej zabrali ten pierwszy statek jakim� nieszcz�snym belud�yjskim piratom.
Dlatego ich samych wzi�li�my za Belud��w.
Surendranath:
� Do tego momentu wszystko si� zgadza.
Padraig:
� I to jest ten moment, w kt�rym wyskoczy�e� za burt�!
Surendranath:
� Wydawa�o mi si� to sensowne, poniewa� by�o dla mnie oczywiste, �e Sand�anowie
ukradn� nam ca�e z�oto. Ale van Hoek zamierza� go broni� do ostatniej kropli krwi.
Jack:
� Nie s�ysza�em, jak woda za tob� plusn�a, bo mia�em wtedy inne zmartwienia. Van
Hoek pr�bowa� wyprowadzi� statek w g��b zatoki, na otwarte wody; chyba rzeczywi�cie
szykowa� si� do walki. Ale nie przep�yn�li�my nawet mili, gdy wpadli�my na flotyll�
rozb�jniczych stateczk�w, dla kt�rej wszystkie trzy statki � nasz i dwa pirackie � sta�y si�
potencjaln� zdobycz�.
Padraig:
� Byli czarni, ale nie z Afryki.
Jack:
� Dok�adniej rzecz ujmuj�c: Hindusi, ale nie Hindusta�czycy.
Padraig:
� Jedyni piraci, o jakich s�ysza�em, kt�rymi dowodz� kobiety.
Jack:
� Podobno na Karaibach te� tacy s�... Ale mniejsza z tym. Tak czy inaczej, dziwnie
wygl�dali.
Surendranath:
� W takim razie m�wimy o piratach malabarskich. Jack:
� Dla mnie to diab�y w ludzkiej sk�rze!
Padraig:
� Nawet van Hoek zrozumia� wtedy, �e sytuacja jest beznadziejna, i wyskoczy�. Wola� to,
ni� obci�� sobie r�k�.
Surendranath:
� A ty, Padraig? Dlaczego wyskoczy�e�?
Padraig:
� Wyjecha�em z Irlandii przede wszystkim po to, �eby uciec przed uciskiem matriarchatu.
A ty, Jack? Czemu skoczy�e�?
Jack:
� Dosz�y mnie s�uchy, �e piraci z Malabaru s� okrutniejsi dla chrze�cijan ni� Belud�owie
dla hinduist�w.
Surendranath:
� Nonsens! Jeste� niedoinformowany. Muzu�ma�scy piraci z Malabaru, owszem, tacy
w�a�nie s�. Ale je�eli statkami, kt�re widzieli�cie, dowodzi�y kobiety, musieli to by�
hindui�ci.
Padraig:
� No to teraz s� bogatymi hinduskimi piratami z Malabaru.
Jack:
� Pan Foot pobieg� na dzi�b; nie wiem, czy chcia� zrobi� kup� (co zwykle robi w takich
sytuacjach), czy wywiesi� bia�� flag�. W ka�dym razie potkn�� si� o le��c� na pok�adzie
sztabk� z�ota i wypad� za burt�. Skoczy�em za nim, bo wiedzia�em, �e nie umie p�ywa�, ale
okaza�o si�, �e wod