Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Stephenson Neal - Cykl Barokowy 02 - Zamet - Tom 1 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Neal Stephenson
ZAM�T
Tom I.
Cykl Barokowy
Cz�� Druga
PRZE�O�Y� WOJCIECH SZYPU�A
2006 Wydanie oryginalne
Tytu� orygina�u:
The Confusion
Data wydania:
2004
Wydanie polskie
Data wydania:
2006
Ilustracja na ok�adce:
Piotr Wyskok
Projekt ok�adki:
Jaros�aw Musia�
Prze�o�y�:
Wojciech Szypu�a
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax(0-22)813 47 43
e-mail:
[email protected]
http://www.mag.com.pl
ISBN 83-7480-025-9
Wydanie elektroniczne
Trident eBooks Dla Maurine PODZI�KOWANIA
Wielu ludziom nale�� si� podzi�kowania za pomoc przy tworzeniu Cyklu Barokowego,
kt�rego kolejnym tomem jest Zam�t. Zainteresowanych odsy�am do podzi�kowa�
zamieszczonych w �ywym Srebrze, pierwszym tomie cyklu. OD AUTORA
Zam�t sk�ada si� z dw�ch powie�ci � Bonanza i Juncto, kt�rych akcja toczy si�
r�wnolegle w latach 1689-1702. Zamiast rozdziela� je i przedstawia� po kolei (co zmusi�oby
czytelnika do cofni�cia si� w po�owie ksi��ki do roku 1689), zrobi�em z nich przeplatank�,
aby zsynchronizowa� rozw�j wydarze�. Ufam, �e takie ich �przemieszanie� nie wywo�a u
Szanownego Czytelnika nadmiernego �zmieszania�. Gdy do r�ki pi�ro wzi��em pierwszy raz,
Aby pisa�, wcale tego naonczas
Nie wiedzia�em jeszcze, �e ta ksi��ka ma
W ten powstanie spos�b! Pisz�c inn� � ta,
Zanim si� spostrzeg�em � rozpocz�ta ju�1.
� John Bunyan, W�dr�wka pielgrzyma
czyli autor t�umaczy si� z napisania ksi��ki
1 Prze�. J. Prower (przyp. t�um.). KSI�GA CZWARTA
BONANZA
Tak wielka jest godno�� i doskona�o�� ludzkiej natury, tak �ywe te cz�stki
niebia�skiego ognia, kt�re przypad�y jej w udziale, �e nale�y nazwa� pod�ymi i uzna�
za niegodnych miana cz�owieka tych, kt�rzy przez swoje tch�rzostwo, wol�c nazywa�
je ostro�no�ci�, lub przez lenistwo, w ich ustach staj�ce si� umiarem, b�d� te�
wreszcie przez chciwo��, kt�rej nadaj� miano oszcz�dno�ci, rezygnuj� z wielkich i
szlachetnych dokona�.
� Giovanni Francesco Gemelli Carreri, Podr� dooko�a �wiata Wybrze�e Berberii
Pa�dziernik 1689
To nie by�o zwyk�e przebudzenie: og�uszaj�cy �oskot wybuchu wyrwa� go przemoc� z
niezwykle d�ugiego i zap�tlonego snu. Mara si� rozwia�a, jej szczeg�y rozp�yn�y si� we
mgle niepami�ci i pozosta�o po niej tylko niejasne wspomnienie d�ugiego wios�owania i
skrobania, nie mia� wi�c nic przeciwko temu, �eby si� ockn��. Zreszt� nawet gdyby mu to
przeszkadza�o, zachowa� do�� zdrowego rozs�dku, by si� z tym nie zdradza� i pokry�
rozdra�nienie pewnym siebie, weso�ym u�miechem wagabundy � a to dlatego �e takiego
piekielnego ha�asu jeszcze w �yciu nie s�ysza�. Grzmot przywodzi� na my�l jak�� na wp�
bosk� si��, na kt�r� nie wypada ani krzycze�, ani � tym bardziej � si� skar�y�. A ju� z
pewno�ci� nie tak od razu.
Strzela�y armaty. Nigdy przedtem nie s�ysza� ani tak ogromnych, ani tylu naraz. Ca�e
baterie nabrze�nej artylerii odpalano salwami; forteczne dzia�a, rozstawione rz�dem na
murach, strzela�y fal�, jedno po drugim. Wyturla� si� spod wywleczonego na piasek i
obro�ni�tego p�klami kad�uba statku, gdzie najwyra�niej zapad� w popo�udniow� drzemk�, i
da� si� przyszpili� do ziemi bij�cym z nieba promieniom bladego s�o�ca. Na jego miejscu
ka�dy rozs�dny cz�owiek, zw�aszcza z do�wiadczeniem wojskowym, przeczo�ga�by si� do
pierwszego z brzegu dogodnego schronienia. Na pla�y roi�o si� jednak od kosmatych �ydek i
obutych w sanda�y st�p. Tylko on jeden si� wylegiwa�.
Le��c na wznak, zmru�y� oczy i spojrza� w g�r�, pod ubrudzony piaskiem skraj m�skiej
szaty � lu�nej i a�urowej, otulaj�cej cia�o w�a�ciciela jak z�ota po�wiata, dzi�ki czemu
le��cemu uda�o si� spojrze� wprost w �lepe oczko m�skiego penisa, kt�ry zosta� poddany
intryguj�cej modyfikacji.
Nie m�g� wygra� tego pojedynku na spojrzenia. Przeturla� si� pod g�r�, robi�c p�tora
obrotu, i roze�lony d�wign�� si� z ziemi. Zapomnia� jednak o krzywi�nie kad�uba i wyr�n��
g�ow� prosto w koloni� p�kli. Wrzasn�� ile si� w p�ucach, ale nikt go nie us�ysza� � nawet on
sam. Zatka� sobie na pr�b� uszy i wydar� si� wniebog�osy, lecz i tym razem dudnienie dzia�
zag�uszy�o wszelkie inne d�wi�ki.
Nadszed� czas, �eby ogarn�� sytuacj� i oceni� perspektywy. Kad�ub zas�ania� mu widok
na l�d, widzia� wi�c tylko migocz�ce wody zatoki i kamienny falochron. Wszed� do morza,
nie zwracaj�c uwagi na zaciekawione spojrzenie m�czyzny z grzybkowato zako�czonym
wackiem, i stan�wszy po kolana w wodzie odwr�ci� si�. Po tym, co w tym momencie
zobaczy�, nie pozosta�o mu nic innego, jak z impetem klapn�� na ty�ek.
W pobli�u brzegu z w�d zatoki wystawa�y niezliczone skaliste wysepki. Na jednej z nich
wznosi�a si� przysadzista okr�g�a twierdza, zbudowana (o ile m�g� zaufa� swojej architektonicznej wiedzy) wielkim nak�adem si� i �rodk�w przez Hiszpan�w trz�s�cych si� ze
strachu o swoje �ycie. L�k ten najwyra�niej nie by� bezpodstawny, skoro w tej chwili na
murach powiewa�y zielone chor�gwie ze srebrnymi p�ksi�ycami. Fort je�y� si� ustawionymi
na trzech poziomach dzia�ami (chocia� nale�a�oby raczej powiedzie�: sk�ada� si� z
ustawionych na trzech poziomach dzia�), ka�de z nich wygl�da�o i ha�asowa�o jak
sze��dziesi�ciofunt�wka, co oznacza�o, �e miota kule wielko�ci arbuz�w na odleg�o��
�adnych kilku mil. Warowni� otula�y k��by prochowego dymu, od czasu do czasu
przeszywane d�ugimi j�zorami ognia. Ten widok przywodzi� na my�l burz�, kt�r� si��
st�amszono i przemoc� zamkni�to w beczu�ce.
Falochron z bia�ego kamienia ��czy� fort ze sta�ym l�dem. Na pierwszy rzut oka
prezentowa� si� imponuj�co: pionowa �ciana o wysoko�ci dobrych czterdziestu st�p wyrasta�a
z w�skiego pasa podmok�ej pla�y, a z ziej�cych w niej otwor�w wyziera�y nieprzeliczone
olbrzymie armaty, strzelaj�ce tak szybko, jak tylko artylerzy�ci byli w stanie czy�ci� je
wyciorami i ponownie �adowa�.
M�czyzna z niezwyk�� ku�k� (�niady, z intryguj�c� fryzur�, w szyde�kowej czapeczce)
podkasa� szat� i brodz�c w wodzie, zbli�y� si�, �eby sprawdzi�, czy wszystko z nim w
porz�dku � trzyma� si� bowiem obur�cz za g�ow�, po cz�ci po to, by powstrzyma� up�yw
krwi z ran zadanych przez p�kle, po cz�ci za� z obawy, �e ha�as rozsadzi mu czaszk�.
Tamten stan�� nad nim, zajrza� mu w oczy i poruszy� ustami. Min� mia� powa�n� i zarazem
lekko rozbawion�.
Siedz�cy z�apa� obcego za r�k� i d�wign�� si� na nogi. Obaj mieli d�onie tak stwardnia�e,
�e mogliby w nie �apa� wystrzelone z muszkiet�w kule. Knykcie albo jeszcze im krwawi�y,
albo w�a�nie pokry�y si� �wie�ymi strupami.
Wsta�, aby si� przekona�, co jest celem kanonady i (cokolwiek nim by�o) jakim cudem
jeszcze istnieje. W porcie znajdowa�a si� flota z�o�ona z trzech lub czterech tuzin�w okr�t�w,
kt�re (jak mo�na si� by�o spodziewa�) strzela�y ze wszystkich dzia� jednocze�nie. Tyle �e
jednostki wygl�daj�ce na holenderskie fregaty nie ostrzeliwa�y poga�skich galer, galery nie
strzela�y do fregat, a jedne i drugie nie bra�y bynajmniej na cel o�lepiaj�co bia�ych mur�w
miasta. Na wszystkich okr�tach, nawet tych zwodowanych w Europie, powiewa�y bandery z
p�ksi�ycem.
W ko�cu wypatrzy� pewien okr�t, wyr�niaj�cy si� tym, �e ze wszystkich widocznych w
zasi�gu wzroku budowli i statk�w tylko on jeden nie plu� ogniem i dymem na wszystkie
strony.
By�a to galera, do z�udzenia przypominaj�ca muzu�ma�skie, lecz ozdobiona z
niezwyk�ym przepychem, aczkolwiek jej dekoracje mog�yby si� spodoba� chyba tylko
bywalcowi burdeli gustuj�cemu w tanich b�yskotkach. Wszystkie elementy zb�dne dla
funkcjonowania okr�tu by�y poz�acane i skrzy�y si� w s�o�cu, prze�wituj�c nawet przez
przewalaj�ce si� nad wod� k��by dymu. Galera mia�a �aci�ski osprz�t, lecz w tej chwili �agiel by� zwini�ty i nap�dza�y j� wy��cznie wios�a. Mimo to porusza�a si� nader dostojnie.
Z�apa� si� na tym, �e jak na zdrowego na umy�le wagabund� zbyt wiele uwagi po�wi�ca
ruchom wiose� i zanadto zachwyca si� ich r�wnymi poci�gni�ciami � co, naturalnie,
prowokowa�o pytania: czy nadal jest wagabund�? I czy aby nie postrada� rozumu? Jak przez
mg�� przypomina� sobie, �e jak�� cz�� swojego �a�osnego �ywota sp�dzi� w �wiecie
chrze�cija�skim i �e omal nie zwariowa� po tym, jak z�apa� francusk� chorob�, teraz jednak
mia� si� ca�kiem nie�le � gdyby nie fakt, �e nie wiedzia�, gdzie si� znajduje, sk�d si� tu wzi�� i
co si� z nim ostatnio dzia�o. Zreszt� d�ugo�� si�gaj�cej mu do brzucha brody kaza�a
kwestionowa� nawet znaczenie tego �ostatnio�.
Cho� wydawa�o si� to niemo�liwe, to palba jeszcze si� wzmog�a, osi�gaj�c najwi�ksze
nat�enie w chwili, gdy poz�acana galera przybi�a do niezbyt odleg�ego kamiennego molo,
wybiegaj�cego daleko w g��b zatoki. A potem ha�as niespodziewanie ucich�.
� Na rany Chrystusa, co to...? � zacz��, lecz jego s�owa zag�uszy� d�wi�k, kt�ry
wprawdzie ust�powa� nat�eniem kanonadzie setek dzia�, ale wysoko�ci� i przenikliwo�ci�
skutecznie nadrabia� to niedoci�gni�cie.
Ws�ucha� si� w �w harmider i ze zdumieniem odkry� pewne cechy ��cz�ce go z muzyk�.
Doszuka� si� rytmu, ale by� on niezwykle z�o�ony i burzliwy. Wychwyci� r�wnie� melodi�,
kt�ra jednak, zamiast przywodzi� na my�l utwory cywilizowanych lud�w, przypomina�a
raczej w�ciek�y jazgot irlandzkich piosenek, chocia� i te przewy�sza�a piskliwo�ci�.
Brakowa�o wszelkiej harmonii i s�odkich brzmie�, jakie zwykle kojarz� si� ze s�owem
�muzyka�. Nic dziwnego: Turcy, Maurowie, czy kimkolwiek byli ci barbarzy�cy, mieli w
g��bokiej pogardzie flety, wiole, teorbany i inne przyrz�dy wytwarzaj�ce mi�e dla ucha tony.
Ich orkiestra sk�ada�a si� z b�bn�w, talerzy i potwornego mrowia wojennych oboj�w,
wykutych z mosi�dzu i zaopatrzonych w jazgocz�ce zgrzytliwie stroiki. Jej koncert do
z�udzenia przypomina� odg�osy zbrojnego szturmu na dzwonnic� zamieszkan� przez stado
szpak�w.
� Powinienem pokornie przeprosi� wszystkich poznanych w �yciu Szkot�w! � zawo�a�. �
Nie jest prawd�, �e graj� najpaskudniejsz� muzyk� na �wiecie!
Jego towarzysz zastrzyg� uchem, lecz niewiele us�ysza�, a zrozumia� jeszcze mniej.
Trzeba w tym miejscu wyja�ni�, �e cho� w zasadzie ca�e miasto kry�o si� za murem,
jakiego nie powstydzi�aby si� �adna chrze�cija�ska metropolia, od strony morza straszy�o
falochronami, pomostami, dzia�obitniami i skrawkami grz�skich pla�. Ka�dy skrawek l�du
zdolny utrzyma� ci�ar cz�owieka � na koniu b�d� pieszo � by� g�sto pokryty lud�mi w
przepi�knych, cudzoziemsko wygl�daj�cych mundurach. Inaczej m�wi�c, zanosi�o si� na
triumfaln� parad�. I rzeczywi�cie, przy wt�rze niezliczonych pokrzykiwa�, kociej muzyki i
kolejnych armatnich salw r�ni wa�ni Turcy (by� ju� prawie pewien, �e to Turcy) zacz�li
wchodzi� lub wje�d�a� konno przez ogromn� bram� w pot�nych murach i znika� w g��bi
miasta. Pierwszy jecha� niewiarygodnie wspania�y i przera�aj�cy wojownik na czarnym rumaku. Towarzyszy�o mu dw�ch wal�cych w kot�y �muzyk�w�.
S�uchaj�c dudnienia b�bn�w, czu� nieprzepart� ch�� zdzielenia grajk�w wios�em przez
�eb.
� To aga, Jack � powiedzia� obrzezaniec. � W�dz janczar�w.
Imi� �Jack� brzmia�o znajomo, a z ca�� pewno�ci� by�o u�yteczne. Zosta� wi�c Jackiem.
Za doboszami jecha� siwobrody m�czyzna, niewiele gorzej prezentuj�cy si� od agi, ale w
przeciwie�stwie do niego nie uzbrojony po z�by.
� Pierwszy sekretarz � powiedzia� towarzysz Jacka.
Dalej t�oczy�o si� kilkudziesi�ciu mniej znacznych oficer�w (�agabasz�w�) w mniej lub
bardziej przepysznych uniformach, a za nimi brn�� t�um facet�w w pi�knych turbanach
zdobionych pierwszorz�dnymi strusimi pi�rami � czyli �bolukbasz�w�, jak wyja�ni� Jackowi
jego kompan. By�o ju� oczywiste, �e nale�y do ludzi niezmordowanych w swojej erudycji i
pr�bach o�wiecania prostaczk�w w rodzaju Jacka.
Jack mia� ochot� wyja�ni� mu, �e �adnego o�wiecenia nie chce ani nie potrzebuje, co� go
jednak powstrzyma�o. Mo�e dr�cz�ce prze�wiadczenie, �e zna tego cz�owieka, i to nie od
wczoraj? Gdyby rzeczywi�cie tak by�o, tamten m�g� po prostu pr�bowa� zagai� rozmow�. A
mo�e przewa�y� fakt, �e nie bardzo wiedzia� od czego zacz��. Zdawa� sobie spraw�, �e
bolukbasza jest odpowiednikiem kapitana, agabasza to szar�a o jeden stopie� wy�sza, aga za�
to turecki genera�, nie mia� jednak poj�cia sk�d zna te wszystkie poga�skie s�owa. Postanowi�
wi�c trzyma� j�zyk za z�bami, przynajmniej do czasu, a� oddzia�y odabasz�w (porucznik�w)
i wekilhard��w (kaprali) sformuj� szyk i do��cz� do pochodu. Nast�pni byli hod�owie, w�r�d
nich hod�a-solarz, hod�a-celnik i hod�a-probierca; wszyscy szli w �lad za naczelnym hod��.
Dalej szesnastu �avu��w z fantastycznie podkr�conymi w�sami, w d�ugich szmaragdowych
szatach, przepasanych krwistymi szarfami, i bia�ych sk�rzanych czepeczkach; nabrze�e dr�a�o
pod ich czerwonymi, podkutymi buciorami. Przer�ni kadiowie, mufti i imamowie te�
musieli swoje przemaszerowa�, na ko�cu za�, z pok�adu z�otej galery zeszli przepysznie
wystrojeni janczarzy. Za nimi pod��a� samotny cz�owiek zakutany w wielometrowy zw�j
kredowobia�ej materii, kt�r� mn�stwem z�otych i wysadzanych klejnotami zapinek upi�to w
co� na kszta�t ubrania. Mimo tych stara� szata zapewne i tak sp�yn�aby na ziemi�, gdyby
m�czyzna nie jecha� wierzchem � dosiada� bia�ego ogiera o r�owych �lepiach, tak g�sto
obwieszonego srebrem i szlachetnymi kamieniami, �e tylko cudem nie pl�ta� si� we w�asnych
ozdobach.
� Nowy pasza. Przyjecha� z Konstantynopola.
� A niech mnie... To dlatego tak strzelali?
� Tradycja nakazuje powita� pasz� salutem tysi�ca pi�ciuset armat.
� Jaka tradycja? Gdzie?
� Tutaj.
� To znaczy? � Wybacz, zapominam, �e masz k�opoty z g�ow�. Miasto, kt�re wznosi si� na tamtym
wzg�rzu, to Niezdobyty Bastion Islamu, Wieczna Stra�nica w Walce z Niewiernymi, Bicz Na
Chrze�cijan, Postrach M�rz, Jarzmo W�och i Hiszpanii, Pogromca Wysp. Morza s�uchaj� jego
praw, a ca�y �wiat jest mu poddany.
� D�uga ta nazwa...
� Po angielsku to b�dzie Algier.
� Musz� ci powiedzie�, �e widywa�em ca�e wojny toczone przez chrze�cijan, na kt�re
sz�o mniej prochu, ni� Algier zu�y� go na przywitanie si� z pasz�, wi�c mo�e twoje s�owa
�wiadcz� o czym� wi�cej ni� zwyk�ej brawurze. Skoro o s�owach mowa... Po jakiemu
w�a�ciwie m�wimy?
� Ten j�zyk nazywa si� franco lub sabir; to drugie s�owo po hiszpa�sku oznacza
�wiedzie�. S� w nim s�owa prowansalskie, hiszpa�skie i w�oskie, s� arabskie i tureckie. W
twoim sabirze jest wi�cej francuszczyzny, Jack, w moim � hiszpa�skiego.
� Nie wm�wisz mi, �e jeste� Hiszpanem?!
Rozm�wca Jacka uk�oni� si�, nie zdejmuj�c czapeczki. D�ugie loki opad�y mu ze skroni i
zadynda�y w powietrzu.
� Moseh de la Cruz, do us�ug.
� Moj�esz od Krzy�a?! A c� to za nazwisko, do stu diab��w?!
Moseh nie by� ubawiony.
� To d�uga historia, nawet wed�ug twoich standard�w. I skomplikowana. Powiem tak:
P�wysep Iberyjski to dla �yda niewdzi�czna ojczyzna.
�Sk�d si� tu wzi��e�?� � chcia� zapyta� Jack, ale przerwa� mu pot�nie zbudowany Turek,
kt�ry wygra�a� im bykowcem, daj�c do zrozumienia, �e zamiast sta� po kolana w wodzie,
maj� wraca� do roboty. Siesta by�a finis, pasza wjecha� przez Beb do cit� i trabajo nie mog�a
d�u�ej czeka�.
Trabajo polega�a na zeskrobywaniu p�kli z kad�uba pobliskiej galery, wyci�gni�tej na
brzeg i przewr�conej kilem na bok. Jack, Moseh i kilkudziesi�ciu innych niewolnik�w (nie
da�o si� bowiem ukry�, �e s� niewolnikami) oskrobywa�o drewno topornymi �elaznymi
narz�dziami, Turek za� przechadza� si� wzd�u� okr�tu i wymachiwa� bykowcem. Z wysoka,
zza miejskich mur�w dobiega�y d�wi�ki przypominaj�ce przemieszczaj�c� si� kanonad� �
poch�d trwa�. Chwa�a Bogu, �e grzmot kot��w, jazgot oboj�w wojennych i zawodzenie tr�b
obl�niczych odbija�y si� od mur�w pod niebo.
� Wydaje mi si�, �e naprawd� wyzdrowia�e�.
� Nie wierz waszym alchemikom i chirurgom: na francusk� chorob� nie ma lekarstwa. To
po prostu chwilowa przerwa w majaczeniach, nic wi�cej.
� Przeciwnie. Szanowani arabscy i �ydowscy lekarze twierdz�, �e cia�o mo�e si� oczy�ci�
z wy�ej wzmiankowanej choroby, i to raz na zawsze, je�eli pacjent b�dzie przez d�u�szy czas
gor�czkowa�. � Nie czuj� si� zbyt dobrze, ale na pewno nie mam gor�czki.
� Par� tygodni temu kilkunastu z nas, ty tak�e, zapad�o na la suette anglaise.
� Nie s�ysza�em o takiej chorobie... A przecie� jestem Anglikiem.
Moseh de la Cruz wzruszy� ramionami � na ile by�o to mo�liwe w chwili, gdy
zardzewia��, wykrzywion� motyk� stara� si� zedrze� z kad�uba skupisko p�kli.
� W tych okolicach to powszechna przypad�o��. Wiosn� ogarn�a ca�e dzielnice.
� Mo�e nas�ucha�y si� za du�o muzyki...
Kolejne wzruszenie ramion.
� Nie ma z ni� �art�w. Nie jest mo�e tak paskudna jak, na przyk�ad, suchoty, tumory,
influenca, lagwa, flegmona...
� Do��!
� W ka�dym razie zmog�o ci�, Jack, i by�e� tak rozpalony, �e przez dwa tygodnie
wszyscy tutsaklarowie w banyolarze opiekali nad twoj� g�ow� kebaby. W ko�cu kt�rego�
ranka uznali ci� za trupa, wynie�li z banyolaru i wrzucili na w�z. Nasz w�a�ciciel pos�a� mnie
do Skarbca z poleceniem, aby hod�a el-pencik tytu� w�asno�ci do twojej osoby opatrzy�
adnotacj� �zmar��, co jest niezb�dne dla uzyskania odszkodowania. Hod�a el-pencik wiedzia�
jednak o spodziewanym przybyciu nowego paszy i wola� nie ryzykowa� ba�aganu w
papierach. Gdyby podczas kontroli wysz�y na jaw jakie� nieprawid�owo�ci, grozi�oby mu co
najmniej bastinado.
� Czy s�usznie wnioskuj� z twoich s��w, �e wy�udzanie odszkodowa� jest powszechn�
praktyk� w�r�d w�a�cicieli niewolnik�w?
� Niekt�rzy z nich post�puj� wysoce nieetycznie � przyzna� Moseh. � Hod�a el-pencik
wyrazi� �yczenie, �ebym zaprowadzi� go do banyolaru i pokaza� mu twoje zw�oki. Wcze�niej
musia�em jednak odczeka� d�ugie godziny na dziedzi�cu jego siedziby. Po�udnie nasta�o i
min�o, a hod�a uci�� sobie drzemk� pod limon�, zanim w ko�cu udali�my si� do banyolaru.
W tym czasie przewieziono ci� na janczarski cmentarz.
� Ale dlaczego?! Taki ze mnie janczar jak i z ciebie!
� C���! Tego si� domy�la�em, Jack. Sp�dziwszy kilka lat przykuty do wios�a obok ciebie,
nas�ucha�em si� po uszy twoich autobiograficznych wynurze�. Z pocz�tku wydawa�y mi si�
niedorzeczne i niewiarygodne, p�niej zabawne, przynajmniej w pewnym sensie, lecz s�ysz�c
je po raz setny czy tysi�czny...
� Zamilcz. Bez w�tpienia ty r�wnie� nie jeste� pozbawiony wad, Mosehu de la Cruz,
masz wszak�e nade mn� t� przewag�, �e ich nie pami�tam. Ale ja chcia�bym si� dowiedzie�,
dlaczego oni wzi�li mnie za janczara?
� Po pierwsze, kiedy ci� pojmano, mia�e� przy sobie janczarsk� szabl�.
� Zdobyt� w wyniku rutynowego grabienia trup�w. Na wojnie to normalne.
� Po drugie, walczy�e� z takim zaci�ciem, �e kompletnie przy�mi�e� nim brak
umiej�tno�ci we w�adaniu broni�. � Pr�bowa�em pope�ni� samob�jstwo. W przeciwnym razie wykaza�bym mniej zapa�u, a
wi�cej kwalifikacji.
� Po trzecie, nienaturalny stan twojego pr�cia uznano za oznak� absolutnej
wstrzemi�liwo�ci...
� Co, si�� rzeczy, jest zgodne z prawd�.
� ...zak�adaj�c przy tym, �e sam si� tak okaleczy�e�.
� Akurat! To wcale nie by�o tak...
� Oszcz�d� mi tego. � Moseh z�apa� si� za g�ow�.
� No tak, zapomnia�em, �e ju� o tym s�ysza�e�.
� Po czwarte, na wierzchu d�oni masz wypalon� arabsk� cyfr� siedem.
� Wyja�ni� ci: to litera V, pi�tno wagabundy.
� Ale z boku wygl�da jak si�demka.
� I czyni mnie janczarem?
� Kiedy nowy rekrut sk�ada przysi�g� i staje si� yeni yoldash, czyli szeregowym, na
wierzchniej stronie d�oni tatuuje mu si� numer koszarowego baraku, w kt�rym stacjonuje jego
seffara. Dzi�ki temu wiadomo te�, kt�ry bash yoldash za niego odpowiada.
� Teraz rozumiem. Przypuszczali, �e jestem z si�dmej seffary w jakim� otoma�skim
garnizonie.
� No w�a�nie. By�o jednak oczywiste, �e postrada�e� zmys�y i nadajesz si� co najwy�ej do
wios�owania, wi�c mia�e� pozosta� tutsaklarem a� do �mierci, albo do chwili, gdy ci wr�ci
rozum. W tym pierwszym wypadku mia�by� prawo do janczarskiego poch�wku.
� A w drugim?
� To si� oka�e. Wtedy w ka�dym razie my�leli�my, �e zachodzi wypadek pierwszy.
Poszli�my wi�c na wzg�rze pod miastem, na cmentarz ocak�w...
� Czego?
� Ocak�w. To cz�onkowie tureckiego zakonu janczarskiego, wzorowanego na
Kawalerach Malta�skich. Algier nale�y do nich. Sami stanowi� tu prawo.
� Czy ten cz�owiek, kt�ry zaraz o�wiczy nas bykowcem, te� jest z tego ocaku?
� Nie. On jest na �o�dzie kapitana galery, korsarza. W tutejszym spo�ecze�stwie korsarze
r�wnie� stanowi� osobn� grup�.
Po tym, jak Turek wymierzy� im po kilka bat�w i poszed� �oi� sk�r� innym skrobaczom,
Jack poprosi� Moseha, by ten kontynuowa� swoj� opowie��.
� Poszed�em z hod�� el-pencikiem i jego s�ugami na cmentarz. Ponure by�o to miejsce,
Jack, z mn�stwem grob�w, wygl�daj�cych jak po��wki olbrzymich jaj i maj�cych
przypomina� jurty rozbite na stepach Transoksanii, ziemi przodk�w, za kt�r� Turkowie stale
t�skni�. Musz� jednak powiedzie�, �e nie rozumiem, kto chcia�by mieszka� w wiosce
przypominaj�cej tamten cmentarz. Dobr� godzin� b��kali�my si� w�r�d kamiennych jurt,
szukaj�c twoich zw�ok. S�o�ce zachodzi�o i mieli�my sobie da� z tym spok�j, kiedy us�yszeli�my przyt�umiony, dudni�cy g�os, zawodz�cy w obcej mowie jak�� pie�� albo
przepowiedni�. Hod�a el-pencik od pocz�tku by� podenerwowany, a przed�u�aj�cy si� spacer
po cmentarzu natchn�� go wizjami demon�w, ifryt�w i innych maszkar. Niewiele brakowa�o,
�eby na d�wi�k tego g�osu, dobiegaj�cego (jak si� wkr�tce okaza�o) z olbrzymiego
mauzoleum pewnego zamordowanego agi, pu�ci� si� biegiem z powrotem do miasta. S�u��cy
te� mieli ochot� czmychn��. Poniewa� jednak by� z nimi niewolnik, i to w dodatku �yd,
pos�ali go � czyli mnie � do mauzoleum, �eby zobaczy�, co si� stanie.
� I co si� sta�o?
� Znalaz�em ciebie. Sta�e� w samym �rodku tego makabrycznego, cho� cudownie
ch�odnego grobowca, �omota�e� pi�ciami w pokryw� sarkofagu agi i powtarza�e� w k�ko te
same angielskie s�owa. Nie rozumia�em ich, ale sz�y mniej wi�cej tak: �B�d��e cz�owiekiem.
Przynie� mi kwaterk� dobrego bittera!�.
� Rzeczywi�cie, musia�o mi si� pomiesza� we �bie � mrukn�� Jack. � W tym klimacie
znacznie lepszy by�by pilzne�ski lager.
� Wci�� mia�e� �le w g�owie, to fakt, dostrzeg�em jednak w tobie jak�� iskierk�, kt�rej nie
widzia�em od roku albo dw�ch. Z pewno�ci� nie zauwa�y�em jej odk�d sprzedano nas do
Algieru. Domy�li�em si�, �e gor�czka i lej�cy si� z nieba �ar, w kt�rym przele�a�e� dobre
kilka godzin, wypali�y dr�cz�c� ci� francusk� chorob�. Od tamtej pory z ka�dym dniem
troch� ci si� poprawia.
� Co powiedzia� hod�a?
� Wyszed�e� z grobowca nagi i czerwony od s�o�ca jak ugotowany krab i Turcy wzi�li ci�
z pocz�tku za jak�� odmian� ifryta. Powiniene� wiedzie�, �e s� z natury okrutnie przes�dni, a
najbardziej wobec �yd�w. Wierz�, �e w�adamy tajemnymi mocami, a kabali�ci ostatnio
walnie przyczyniaj� si� do utrwalenia tych przekona�. W ka�dym razie sprawa szybko si�
wyja�ni�a. Nasz w�a�ciciel dosta� sto kij�w w pi�ty, wymierzonych trzcink� grubo�ci mojego
kciuka. Rany polali mu octem.
� Chryste... Ju� wol� bykowiec.
� Podobno za miesi�c, mo�e dwa stanie na nogi. A na razie przeczekujemy tu
towarzysz�ce r�wnonocy sztormy i, jak z pewno�ci� zauwa�y�e�, czy�cimy i konserwujemy
nasz� galer�.
* * *
S�uchaj�c Moseha, Jack zerka� ukradkiem na innych niewolnik�w. Wywodzili si� z
najr�niejszych kraj�w i kr�g�w kulturowych: czarni Afrykanie, Europejczycy, �ydzi,
Hindusi, Azjaci; pochodzenia niekt�rych nie by� pewien. Nie rozpozna� jednak w�r�d nich
nikogo z za�ogi Bo�ych Ran.
� Co si� sta�o z Jewgienijem? Co z panem Footem? �e tak poetycko zapytam: czy w�a�ciciel odebra� za nich odszkodowanie?
� Siedz� przykuci do wiose� na bakburcie. Jewgienij ci�gnie za dw�ch, a pan Foot wcale,
s� wi�c praktycznie nieroz��czni � przynajmniej z punktu widzenia dow�dcy okr�tu, kt�remu
zale�y na sprawnym nap�dzie.
� A wi�c �yj�!
� �yj� i maj� si� �wietnie. P�niej si� z nimi spotkamy.
� Czemu nie ma ich tutaj? � �achn�� si� Jack. � Dlaczego nie skrobi� p�kli, jak reszta?
� Zim� w Algierze, kiedy statki nie zapuszczaj� si� na morze, galernikom wolno
pracowa� na w�asn� r�k�. Ba, wr�cz si� ich do tego zach�ca. W�a�ciciel dostaje obryw z ich
zarobk�w. Do skrobania okr�t�w zostaj� tylko ci, kt�rzy niczego nie potrafi�.
Jack, kt�rego ta informacja nieszczeg�lnie zachwyci�a, zaatakowa� nast�pne skupisko
p�kli z takim animuszem, �e omal nie rozszczepi� kad�uba. Natychmiast te� us�ysza�
reprymend�, i to nie ze strony Turka z pejczem, lecz od niskiego, korpulentnego rudzielca,
kt�ry drapa� poszycie po jego drugiej stronie.
� Mo�esz sobie by� wariatem albo go udawa�, mnie nic do tego � wywarcza� rudy,
cz�ciowo po angielsku, troch� po niderlandzku. � Ale statek zostaw w spokoju, bo wszyscy
p�jdziemy na dno!
Jack by� o g�ow� wy�szy od Holendra i pomy�la�, �e m�g�by ten fakt jako� wykorzysta�,
w�tpi� jednak, by nadzorca �askawym okiem zerkn�� na burd�, skoro ju� sama pogaw�dka
gwarantowa�a ch�ost�. Poza tym za plecami kurdupla z marchewkow� czupryn� sta� inny,
ca�kiem spory drab, kt�ry teraz przygl�da� si� Jackowi z takim samym wyrazem twarzy, jak
Holender: sceptycznym i lekko zniesmaczonym. Wygl�da� na Chi�czyka, tyle �e nie z tych
typowych ma�ych, p�aczliwych Chi�czyk�w. Obaj wydali si� Jackowi bole�nie znajomi.
� Odpu��, ma�y. Nie jeste� ani w�a�cicielem, ani kapitanem tej �ajby. Grunt, �eby
utrzyma�a si� na wodzie. Ma�a ryska czy wgniecenie chyba jej nie zaszkodz�, co?
Holender pokr�ci� z niedowierzaniem g�ow� i wr�ci� do zmaga� z pojedynczym p�kiem,
kt�ry oddziela� od deski poszycia z precyzj� godn� chirurga wycinaj�cego kamie� z
ksi���cego p�cherza.
� Dzi�kuj�, �e nie zrobi�e� sceny � powiedzia� Moseh. � Przy wio�le na sterburcie musi
panowa� zgoda.
� To oni z nami wios�uj�?!
� Tak. Pi�ty jest w mie�cie. Zajmuje si� swoimi sprawami.
� No dobrze. Dlaczego to takie wa�ne, �eby ich nie dra�ni�?
� Poza tym, �e przez osiem miesi�cy w roku siedzimy z nimi na jednej ciasnej �aweczce?
� Tak.
� Musimy ci�gn�� r�wno, �eby dotrzyma� kroku wios�u na bakburcie.
� A je�li nie?
� Galera zacznie... � Wiem, p�ywa� w k�ko. Ale co nas to obchodzi?
� Tylko tyle, �e wtedy ten bykowiec zedrze nam sk�r� z �eber. Potrzebujesz dalszych
wyja�nie�?
� Tego jednego sam si� domy�li�em.
� Wios�a s� sparowane i wymagaj� r�wnej obsady. W tej chwili wraz z ekip� z bakburty
stanowimy sp�jny zesp� dziesi�ciu niewolnik�w. I sprzedano nas naszemu obecnemu
w�a�cicielowi w takim w�a�nie komplecie. Je�li Jewgienij i jego kompani zaczn� nas
prze�ciga�, zostaniemy rozdzieleni i twoi przyjaciele trafi� na inn� galer�. Mo�e nawet do
innego miasta.
� Dobrze im tak.
� �e co?
� Jak to co? Sp�jrz na nas. Stoimy na tej zasranej pla�y, tak? Ja mo�e jestem szurni�tym
wagabund�, ale ty mi wygl�dasz na wykszta�conego �yda, Holender by� oficerem na
�aglowcu, B�g jeden wie, kim jest ten Chi�czyk...
� To Nippo�czyk, kszta�cony przez jezuit�w.
� Tym bardziej.
� Co tym bardziej? Do czego zmierzasz?
� Co takiego maj� Jewgienij i pan Foot, czego nam brakuje?
� Utworzyli co� na kszta�t przedsi�biorstwa, w kt�rym Jewgienij jest pracownikiem, a pan
Foot zarz�dc�. Troch� trudno wyja�ni�, czym si� zajmuj�, ale z czasem na pewno zrozumiesz.
Na razie musimy si� trzyma� razem. Ca�a dziesi�tka!
� A z jakiego� to powodu tak bardzo zale�y ci na tym, �eby nas nie rozdzielono?
� Ogl�daj�c przez lata Morze �r�dziemne zza wios�a, opracowywa�em potajemnie, w
g�owie, wspania�y Plan � odpar� Moseh de la Cruz. � Plan, kt�ry ca�ej naszej dziesi�tce
przyniesie bogactwo i wolno��, chocia� mo�e niekoniecznie w tej akurat kolejno�ci.
� Czy elementem tego planu jest zbrojny bunt? Bo...
Moseh przewr�ci� oczami.
� No co? Pr�buj� sobie tylko wyobrazi�, jak� rol� w jakimkolwiek planie m�g�by mie�
do odegrania kto� taki jak ja. Zw�aszcza w planie, kt�ry nie jest dzie�em ob��kanego szale�ca.
� Cz�sto sam sobie zadawa�em to pytanie. A� do dzi�. Bo musz� przyzna�, �e w
niekt�rych wcze�niejszych wersjach Planu przewidywa�em wyrzucenie ci� za burt� przy
pierwszej nadarzaj�cej si� okazji. Dzisiaj jednak, kiedy tysi�c pi��set dzia� przem�wi�o z
trzypi�trowych baterii Penon i nachmurzonych wie�yc kazby, w twojej g�owie najwyra�niej
rozprys�y si� ostatnie zapory i wr�ci�e� do zdrowych zmys��w... Przynajmniej w takim
stopniu, w jakim to mo�liwe. Wobec czego, Jack, znajdzie si� dla ciebie rola w moim Planie.
� Zdradzisz mi jej sekret?
� B�dziesz naszym janczarem.
� Przecie� nie jestem... � Zaczekaj! Widzisz tego go�cia zdrapuj�cego p�kle?
� Kt�rego? Widz� chyba ze stu.
� Tego wysokiego Araba z domieszk� murzy�skiej krwi... Inaczej m�wi�c: Egipcjanina.
� Widz�.
� To Nyazi z bakburty.
� Janczar?
� Nie, ale sp�dzi� w�r�d janczar�w tyle czasu, �e nauczy ci�, jak takiego udawa�. Dappa,
tamten czarny, nauczy ci� paru s��w po turecku. A Gabriel, nippo�ski jezuita, jest
doskona�ym szermierzem. Migiem ci� wyszkoli.
� A w�a�ciwie to po co wam fa�szywy janczar?
� Lepszy by�by prawdziwy. � Moseh westchn��. � Ale jak si� nie ma, co si� lubi...
� Nie odpowiedzia�e� na moje pytanie.
� P�niej ci wszystko wyja�ni�. Kiedy wszyscy si� zbierzemy.
Jack parskn�� �miechem.
� Co to za przes�odzone dworskie eufemizmy? Co to znaczy: zbierzemy si�? Chodzi ci o
chwil�, kiedy zakuj� nas w �elazne obro�e i wrzuc� do jakiego� zaszczurzonego lochu w
kazbie?
� Pomacaj si� po szyi, Jack, i powiedz mi, czy nosi�e� ostatnio jak�� �elazn� obro��?
� W�a�ciwie... jak si� tak zastanowi�... Nie.
� No, nied�ugo ko�czymy. P�jdziemy do miasta i znajdziemy pozosta�ych.
� Tak po prostu? Jak wolni ludzie? � zdziwi� si� Jack i nie by� w swoim zdumieniu
osamotniony.
Jednak�e godzin� p�niej z rozsianych po mie�cie wysokich, graniastych wie� rozleg�o
si� dziwaczne zawodzenie, w kazbie wystrzelono z dzia�a i niewolnicy jak jeden m�� zacz�li
odk�ada� skrobaczki i parami lub tr�jkami rozchodzi� si� po pla�y. Ci, kt�rych Moseh
wskaza� Jackowi jako spiskowc�w wtajemniczonych w jego wielki Plan, odczekali chwil�, a�
ca�a si�demka b�dzie gotowa do wyj�cia � Holender, van Hoek, nie chcia� porzuca� roboty w
po�owie.
Moseh schyli� si� po porzucony przez kogo� toporek, zmarszczy� brwi i star� wilgotny
piasek z ostrza. Powi�d� wzrokiem dooko�a, szukaj�c miejsca, gdzie m�g�by go od�o�y�,
odruchowo podrzucaj�c go w d�oni. Poniewa� prawie ca�y ci�ar narz�dzia by� skupiony w
obuchu, trzonek miota� si� przy tym w�ciekle na wszystkie strony, ale Moseh za ka�dym
razem �apa� z niego bezb��dnie, gdy tylko siekierka zaczyna�a opada�. W ko�cu jego wzrok
spocz�� na jednym ze starych, wysuszonych pniak�w, kt�rymi po wbiciu w piasek podparto
przechylon� na bok galer�. Wpatruj�c si� w niego, podrzuci� toporek jeszcze raz, drugi, trzeci,
a potem nagle wzi�� zamach zza g�owy, wystawi� spomi�dzy warg czubek j�zyka, na u�amek
sekundy znieruchomia� � i rzuci�. Siekierka przelecia�a kilka s��ni w powietrzu, wykonuj�c
przy tym jeden leniwy obr�t, i wbi�a si� rogiem ostrza w pie�. Si�demka galernik�w wdrapa�a si� do podstawy gigantycznych mur�w i skierowa�a ku
bramie. Jack razem z reszt� zag��bi� si� w t�um, ale ca�y czas odruchowo si� garbi�, w ka�dej
chwili spodziewaj�c si� uderzenia bykowcem. Lecz cios nie spad�. Bli�ej bramy wyprostowa�
si�, jak cz�owiek wolny, i wyczu�, �e ich ma�a grupka skupia si� wok� niego i Moseha:
porywczy Holender, nippo�ski jezuita, czarny Afrykanin z w�osami poskr�canymi w grube
sznury, Egipcjanin imieniem Nyazi i Hiszpan w �rednim wieku, kt�ry cierpia� na jak��
konwulsyjn� przypad�o��. Kiedy weszli w bram�, Hiszpan odwr�ci� si� i krzykn�� co� do
stoj�cych na stra�y janczar�w. Jack nie zrozumia� ca�ej jego przemowy, ale brzmia�a mniej
wi�cej tak:
� Wiecie co, wy poga�skie �cierwa? W�a�nie zawi�zali�my tajny spisek! A wy id�cie
dupczy� swoich ch�optasi�w!
W tych okoliczno�ciach Jack raczej nie u�y�by takich s��w, ale Moseh i reszta wymienili
z janczarami szerokie, porozumiewawcze u�miechy i weszli do miasta � do Jaskini Zb�jc�w,
Gniazda Os, Postrachu Chrze�cija�stwa, Cytadeli Wiary.
* * *
G��wna ulica w Algierze by�a niezwykle szeroka, ale i tak panowa� na niej �cisk, gdy�
mn�stwo Turk�w wyleg�o przed domy � siedzieli i palili tyto� w wielkich jak fontanny
fajkach wodnych. Galernicy nie zabawili na niej d�ugo. Moseh zanurkowa� w zwie�czone
szpiczastym �ukiem przej�cie � tak w�skie, �e musia� przecisn�� si� przez nie bokiem � i
wprowadzi� ich do niewiele szerszego kamiennego korytarza bez dachu. Musieli i�� g�siego i
rozp�aszcza� si� na �cianach, gdy trzeba by�o min�� si� z kim� id�cym z naprzeciwka. Jack
mia� wra�enie, �e znale�li si� w zapomnianym korytarzu jakiej� antycznej budowli � z t�
tylko r�nic�, �e zadar�szy g�ow�, widzia� skrawek nieba wyzieraj�cy ze szczeliny mi�dzy
kamiennymi �cianami, wznosz�cymi si� na dziesi�� albo dwadzie�cia metr�w nad nimi.
Drabiny i mostki ��czy�y dachy i tarasy, na kt�rych urz�dzono ogrody, tworz�c z nich
dyskretne miasteczko zawieszone wysoko nad ziemi�. Czasem miga�y Jackowi spowite w
czer� postaci, przemykaj�ce pomostami z jednej strony zau�ka na drug�. Nie bardzo m�g� si�
im lepiej przyjrze�, by�y bowiem czarne i p�ochliwe jak nietoperze, ale wygl�da�o na to, �e
ubieraj� si� podobnie jak Eliza, kiedy spotka� j� w wiede�skim lochu. Poza tym � s�dz�c po
sposobie poruszania si� � musia�y by� kobietami.
Na ulicy (o ile mo�na by�o w ten spos�b nazwa� t� szczelin� mi�dzy domami) nie by�o
kobiet, za to m�czy�ni wyst�powali w zdumiewaj�cej wr�cz r�norodno�ci. Naj�atwiej
rozpoznawa�o si� janczar�w z ocaku: niekt�rzy wygl�dali wprawdzie na Grek�w lub
S�owian, wi�kszo�� jednak mia�a azjatyckie rysy, a wszyscy bez wyj�tku ubierali si� z
niezwyk�ym przepychem w workowate, marszczone spodnie przewi�zane szarfami, z kt�rych
zwisa�y najr�niejsze pistolety, szable, sztylety, sakiewki, woreczki z tytoniem, fajki, nawet zegarki kieszonkowe. Opr�cz tego nosili lu�ne koszule i jedn� lub wi�cej ozdobnych
kamizeli, wykorzystywanych chyba w charakterze �gablotek�, na kt�rych prezentowano
koronkowe wst��ki, z�ote szpile i ca�e zwoje delikatnie haftowanych materii. Ubioru
dope�nia�y szpiczaste pantofle i turban, a bywa�o, �e i d�ugi p�aszcz. Tak w�a�nie prezentowa�
si� ocak, ciesz�cy si� na ulicach powszechnym szacunkiem, ale w Algierze nie brakowa�o i
innych barwnych postaci. Przede wszystkim by�o wielu Maur�w i Berber�w, kt�rych
przodkowie zamieszkiwali miasto, zanim Turkowie zaprowadzili w nim w�asne porz�dki.
Nosili d�ugie, jednocz�ciowe p�aszcze albo oplecione wok� cia�a zawoje z wielu s��ni
materia�u, utrzymywanych w po��danej formie za pomoc� sprytnie rozmieszczonych szpilek i
przepasek. Nie zabrak�o garstki odzianych na czarno �yd�w i ca�kiem poka�nej liczby
Europejczyk�w, poubieranych w stroje b�d�ce najmodniejszymi w ich ojczyznach akurat w
tym okresie, kiedy postanowili si� sturczy�.
Niekt�rzy biali prezentowali si� r�wnie a la mode jak m�odzi galanci, kt�rzy uporczywie
naprzykrzali si� Elizie w amsterdamskiej �Dziewicy� � ale trafia�y si� te� stare pryki w
puryta�skich kapeluszach i okryciach z szerokimi krezami i wyk�adanymi bia�ymi
ko�nierzami.
� Bo�e �wi�ty! � wykrzykn�� Jack na widok kt�rego� z tych staruszk�w. � Jak to
mo�liwe, �e my jeste�my niewolnikami, a ten stary m�l szanowanym obywatelem?!
Pytaniem tym wprawi� w zak�opotanie wszystkich poza sznurow�osym Afrykaninem,
kt�ry roze�mia� si� g�o�no i pokr�ci� g�ow�.
� Zadawanie pewnych pyta� bywa niebezpieczne � powiedzia�. � Wiem, co m�wi�.
� Kim jeste�? I jak to mo�liwe, �e m�wisz po angielsku lepiej ode mnie?
� Nazywam si� Dappa i by�em, a w�a�ciwie nadal jestem lingwist�.
� Nic mi to nie m�wi � przyzna� Jack. � Poniewa� jednak stanowimy band� niewolnik�w
b��kaj�cych si� bez celu po poga�skiej twierdzy, z przyjemno�ci� wys�ucham jakiego�
tre�ciwego wyja�nienia.
� Wcale si� nie b��kamy. Przeciwnie, pod��amy najkr�tsz� drog� do celu. Lecz moja
historia � w przeciwie�stwie do twojej, Jack � jest prosta i jeszcze nieraz zd��� ci j�
opowiedzie�. W skr�cie: na afryka�skim wybrze�u ka�dy port, w kt�rym handluje si�
niewolnikami, potrzebuje lingwisty, czyli cz�owieka w�adaj�cego wieloma j�zykami. Jak w
przeciwnym razie czarni handlarze niewolnik�w, sprowadzaj�cy towar z g��bi l�du,
dobijaliby targu z kapitanami kotwicz�cych przy brzegu statk�w? Handlarze pochodz� z
r�nych krain i m�wi� r�nymi j�zykami. Tak jak i statki, przybywaj� z Anglii, Holandii,
Francji, Portugalii, Arabii i diabli wiedz� sk�d jeszcze � wszystko zale�y od wynik�w
r�nych europejskich wojen, o kt�rych my, Afrykanie, dowiadujemy si� dopiero, gdy w
forcie u uj�cia rzeki wci�ga si� now� flag� na maszt.
� Nie musisz mi tego t�umaczy�. Walczy�em w niekt�rych z tych wojen.
� Pos�uchaj, Jack. Pochodz� z nadrzecznego miasta, kt�re biali ludzie nazywaj� Nigrem. �atwo si� tam �yje � jedzenie ro�nie na drzewach. D�ugo m�g�bym si� nad nim rozwodzi�,
ale si� powstrzymam i powiem tylko, �e by� to raj na ziemi. A w�a�ciwie by�by, gdyby nie
instytucja niewolnictwa, znana nam od wiek�w. Od pokole�, jak daleko nasza starszyzna i
kap�ani si�gaj� pami�ci�, Arabowie przyp�ywali rzek� na ogromnych statkach i wymieniali
tkaniny, z�oto i inne towary na niewolnik�w...
� Sk�d si� brali ci niewolnicy, Dappa?
� Dobre pytanie. Przed moim urodzeniem brali si� g��wnie z okolic le��cych w g�rze
rzeki. Maszerowali kolumnami, skuci drewnianymi jarzmami. Niekt�rzy z mieszka�c�w
miasta r�wnie� popadali w niewol�, kt�ra by�a kar� za niep�acenie d�ug�w i inne
przest�pstwa.
� To wy tam macie szeryf�w? I s�dzi�w?
� W moim rodzinnym mie�cie kap�ani mieli znaczn� w�adz� i pe�nili wiele funkcji, kt�re
w twoim kraju przej�li szeryfowie i s�dziowie.
� M�wi�c o kap�anach, nie masz pewnie na my�li facet�w w �miesznych kapeluszach,
be�koc�cych po �acinie...
Dappa parskn�� �miechem.
� Kiedy Arabowie albo katolicy chcieli nas nawraca�, wys�uchiwali�my ich, a potem
prosili�my grzecznie, �eby wsiedli z powrotem na statki i wr�cili tam, sk�d przyp�yn�li. Nie,
Jack, w naszym mie�cie wyznawali�my nasz� tradycyjn� religi�. Oszcz�dz� ci szczeg�owego
jej opisu, ale jedna rzecz jest wa�na: mieli�my s�ynn� wyroczni�, czyli...
� Wiem, co to jest. S�ysza�em w teatrze.
� �wietnie. W takim razie wystarczy, jak dodam, �e ludzie przybywali do Nigru z bardzo
daleka, by zadawa� pytania kap�anom Aro, przedstawicielom wyroczni. Zatem do rzeczy.
Mniej wi�cej w tym samym czasie, gdy jedni Portugalczycy przyp�ywali nas nawraca�, inni
zacz�li kupowa� od nas niewolnik�w, czyli w�a�ciwie nie robili nic niezwyk�ego, skoro
Arabowie zajmowali si� tym od wiek�w. Ale powoli, tak powoli, �e nie wystarcza�o jednego
�ycia, �eby to zauwa�y�, ceny ros�y, a wizyty handlarzy stawa�y si� coraz cz�stsze.
Holendrzy, Anglicy i inni chcieli coraz wi�cej i wi�cej niewolnik�w. Moje miasto bardzo si�
na tym handlu wzbogaci�o; �wi�tynie kap�an�w Aro skrzy�y si� srebrem i z�otem, karawany z
g�ry rzeki wyd�u�a�y si� i przybywa�y coraz cz�ciej, ale popyt w dalszym ci�gu przewy�sza�
poda�. Pe�ni�cy rol� s�dzi�w kap�ani zacz�li orzeka� kar� niewolnictwa za najmniejsze
wykroczenia, obejmuj�c ni� coraz wi�cej ludzi. Sami bogacili si� i stawali coraz bardziej
wynio�li, ulice przemierzali wy��cznie w poz�acanych lektykach. Niekt�rzy Afrykanie
traktowali ich ekstrawagancj� jako dow�d na to, �e s� pot�nymi wr�bitami i magami. I
dlatego nie tylko puch�y zast�py niewolnik�w sprowadzanych do miasta, ale ros�a tak�e
liczba pielgrzym�w �ci�gaj�cych z ca�ej delty Nigru z nadziej� na uzdrowienie lub uzyskanie
odpowiedzi od wyroczni.
� U chrze�cijan to nic niezwyk�ego � stwierdzi� Jack. � Owszem, z t� wszak�e r�nic�, �e kap�anom zabrak�o w ko�cu przest�pstw, a wraz z
nimi niewolnik�w.
� Jak to zabrak�o przest�pstw?
� W pewnym momencie zacz�li kara� niewolnictwem ka�de przewinienie, a niewolnik�w
i tak by�o za ma�o. Orzekli wi�c, �e ka�dy, kto stanie przed wyroczni� z jakim� g�upim
pytaniem, ma zosta� pojmany przez �wi�tynnych stra�nik�w i zakuty w kajdany.
� Hmm... Je�eli g�upie pytania s� w Afryce r�wnie powszechne jak tam, sk�d pochodz�,
taka polityka musia�a im przynie�� ca�e rzesze niewolnik�w!
� Tak w�a�nie si� sta�o. Ale pielgrzymi nadal �ci�gali do Nigru.
� By�e� jednym z nich?
� Nie. Ja mia�em szcz�cie, jestem synem jednego z kap�an�w. Kiedy by�em ma�y, ca�y
czas gada�em, g�ba mi si� nie zamyka�a. Postanowiono wi�c, �e zostan� lingwist�. Dlatego
te�, gdy tylko zjawia� si� w mie�cie jaki� Arab albo bia�y, zamieszkiwa�em z nim i
pr�bowa�em nauczy� si� jego j�zyka. Tak samo by�o z misjonarzami � udawa�em, �e
interesuje mnie ich religia, i poznawa�em j�zyk.
� Ale dlaczego zosta�e� niewolnikiem?
� Pewnego razu wybra�em si� w d� rzeki, do Bonny, niewolniczego fortu u uj�cia Nigru.
Po drodze mija�em wiele miast i zda�em sobie spraw�, �e to, w kt�rym mieszkam, jest tylko
jednym z wielu dostarczaj�cych niewolnik�w. Hiszpa�ski misjonarz � m�j towarzysz podr�y
� wyja�ni� mi r�wnie�, �e Bonny jest zaledwie jednym z dziesi�tek targ�w niewolnik�w
rozsianych po ca�ym afryka�skim wybrze�u. Wtedy to pierwszy raz dotar�o do mnie, jakie s�
prawdziwe rozmiary handlu niewolnikami � i ogrom z�a w nim tkwi�cego. Ale poniewa� sam
jeste� niewolnikiem, Jack, i nieraz dawa�e� wyraz niezadowoleniu z takiego stanu rzeczy, nie
musz� wchodzi� w szczeg�y. Zapyta�em tego misjonarza, czym usprawiedliwi� to z�o, skoro
europejska religia opiera si� na mi�o�ci bli�niego. Odpar�, �e istotnie, ta sprawa jest
kontrowersyjna i stanowi przedmiot gor�cych dyskusji w �onie Ko�cio�a, ale ostatecznie
zwyci�a zawsze jeden argument: kiedy biali kupuj� niewolnik�w od czarnych handlarzy,
chrzcz� ich, spe�niaj�c w ten spos�b dobry uczynek dla ich nie�miertelnych dusz, kt�ry z
nawi�zk� wynagradza wszelkie z�o wyrz�dzane ich doczesnym cia�om podczas reszty
ziemskiego �ywota.
� Chcesz powiedzie�, �e gdyby zniewolono afryka�skiego chrze�cijanina, uczyniono by
to wbrew woli Boga?! � wykrzykn��em wtedy.
� W rzeczy samej � przytakn�� misjonarz.
I tak oto ogarn�o mnie uczucie, kt�re nazywacie ferworem; uwielbiam to s�owo. W
swoim ferworze wsiad�em na pierwszy statek p�yn�cy w g�r� rzeki. Tak si� z�o�y�o, �e by�a
to jednostka Kr�lewskiej Kompanii Afryka�skiej, wioz�ca indyjskie tkaniny na wymian� za
niewolnik�w. U siebie w mie�cie poszed�em prosto do �wi�tyni i... Jak wy to m�wicie?
Wepchn��em si� do kolejki pielgrzym�w i stan��em przed obliczem najwy�szego kap�ana Aro. Zna�em go od zawsze; by� dla mnie kim� w rodzaju wuja, nieraz jadali�my z jednej
miski. Stan��em przed nim, kiedy pyszni� si� na swoim z�otym tronie, okryty lwi� sk�r� i
obwieszony grubymi wie�cami z kauri, i podekscytowany zapyta�em:
� Czy wiesz, �e mo�na w jednej chwili po�o�y� kres temu ca�emu z�u? Prawo Ko�cio�a
chrze�cija�skiego stanowi, �e cz�owiek ochrzczony nie mo�e by� niewolnikiem!
� O co ci chodzi? � zdziwi�a si� wyrocznia. � A dok�adniej, jak brzmi twoje pytanie?
� Bardzo prosto � odpar�em. � Co stoi na przeszkodzie, �eby ochrzci� wszystkich
mieszka�c�w miasta, zw�aszcza �e katolicy specjalizuj� si� przecie� w masowych chrztach?
Wi�cej, dlaczego by nie ochrzci� wszystkich pielgrzym�w i niewolnik�w, kt�rzy do nas
przybywaj�?
� I co odpowiedzia�a wyrocznia? � spyta� Jack.
� Kap�an waha� si� nie d�u�ej ni� mgnienie oka. Spojrza� na stoj�cych obok niego
czterech w��cznik�w i skin�� pack� na muchy. Podbiegli i wykr�cili mi r�ce na plecy.
� Co to ma znaczy�?! � zapyta�em. � Co robisz, wuju?!
� To ju� dwa... nie, trzy g�upie pytania z rz�du � odpar�. � Gdyby to by�o mo�liwe,
sta�by� si� niewolnikiem po trzykro�.
� M�j Bo�e... � wyszepta�em, gdy zacz�a do mnie dociera� groza sytuacji. � Naprawd�
nie widzisz, jakie z�o czynicie? Bonny i dziesi�tki innych port�w s� wype�nione naszymi
bra�mi, kt�rzy umieraj� z t�sknoty i chor�b, zanim zd��� cho�by wej�� na pok�ad tych
przekl�tych statk�w niewolniczych! Za setki lat ich potomkowie b�d� prowadzi� w obcych
krainach �ycie tu�aczy, rozgoryczeni zbrodni�, jakiej dokonano na ich przodkach. Jak
mo�emy, jak ty, cz�owiek z pozoru przyzwoity, zdolny do okazywania mi�o�ci �onom i
dzieciom, mo�esz dopuszcza� si� tak niewys�owionego okrucie�stwa?!
Na co wyrocznia odrzek�a:
� O prosz�! To jest bardzo dobre pytanie!
I kolejnym skinieniem packi odes�a�a mnie do lochu dla niewolnik�w. Wr�ci�em do
Bonny tym samym statkiem, kt�ry przewi�z� mnie w g�r� rzeki, a m�j wuj upi�kszy� sobie
dom nowym kawa�kiem indyjskiej materii.
Dappa roze�mia� si� w g�os. Jego z�by b�ysn�y ol�niewaj�co w szybko g�stniej�cym
p�mroku algierskiego zau�ka. Jack zachichota� uprzejmie. Inni galernicy najprawdopodobniej
pierwszy raz s�yszeli histori� Dappy opowiedzian� po angielsku, ale rozpoznawali znajomy
rytm i u�miechali si� w stosownych momentach. Hiszpan wybuchn�� �miechem.
� Musisz by� naprawd� durnym czarnuchem, �eby si� z tego �mia� � powiedzia�.
Dappa uda�, �e go nie s�yszy.
� Niez�a historyjka � przyzna� Jack � ale nie wyja�nia jeszcze, sk�d si� tu wzi��e�.
W odpowiedzi Dappa obci�gn�� poszarpan� koszul� i ods�oni� praw� pier�. W p�mroku
Jack z trudem dostrzeg� przecinaj�ce j� blizny.
� Nie znam si� na literach � przyzna�. � W takim razie dw�ch ci� naucz� � odpar� Dappa. B�yskawicznie, zanim Jack zd��y�
odskoczy�, z�apa� go za palec wskazuj�cy. � To jest D � m�wi� dalej, wodz�c opuszkiem
palca Jacka po bli�nie. � Jak Diuk. Czyli ksi���. A to Y jak York. Naznaczyli mnie srebrnym
�elazem do pi�tnowania, gdy tylko dotarli�my do Bonny.
� Nie chcia�bym ci sprawia� dodatkowej przykro�ci, Dappa, ale ten go�� jest teraz kr�lem
Anglii i...
� Ju� nie � wtr�ci� Moseh. � Wilhelm Ora�ski go przep�dzi�.
� No! � mrukn�� Jack. � Nareszcie jaka� dobra wiadomo��.
� Dalsze moje dzieje by�y ju� ca�kiem zwyczajne � ci�gn�� Dappa. � Sprzedawano mnie z
fortu do fortu. Niewolnicy z Bonny nie s� w cenie; poniewa� dorastamy w raju na ziemi, nie
jeste�my przyzwyczajeni do pracy na roli. Gdyby nie to, od razu trafi�bym do Brazylii albo na
Karaiby. A tak sko�czy�em w �adowni portugalskiego �aglowca p�yn�cego na Mader�, kt�ry
piraci z Rabatu przechwycili tak samo, jak wcze�niej tw�j statek.
� Pospieszmy si� � rzuci� Moseh, zadzieraj�c g�ow�.
W zau�ku noc zapad�a ju� wiele godzin wcze�niej, ale pi�tna�cie metr�w nad ich g�owami
czerwony blask zachodz�cego s�o�ca k�ad� si� w�a�nie na szczytach mur�w. Przyspieszyli
kroku, truchtem pokonali kilka nast�pnych zakr�t�w i wybiegli na wzgl�dnie szerok� uliczk�
(Jack nie m�g� ju� jednocze�nie dotkn�� �cian po obu jej stronach). Wsz�dzie wala�y si�
�upiny z cebuli i obierki z jarzyn, i Jack doszed� do wniosku, �e wyszli na jaki� targ, chocia�
sto�y by�y puste, a wszystkie stragany pozamykane. M�ody, ciemnow�osy � i dziwnie znajomy
� m�czyzna najwyra�niej na nich czeka�, bo natychmiast do��czy� do grupy. M�wi� w
sabirze z akcentem, kt�ry po ostatniej paryskiej eskapadzie Jack zidentyfikowa� jako
ormia�ski.
Zanim jednak zd��y� rozwa�y� implikacje tego faktu, wyszli na otwart� przestrze� � jaki�
plac miejski, s�abo widoczny w zapadaj�cych ciemno�ciach. Na �rodku sta�a fontanna, a ca�y
plac okala�y poka�ne, ale niezbyt efektowne budynki. W jednym z nich p�on�y pochodnie, a
do �rodka pr�bowa�y dosta� si� setki ludzi � g��wnie niewolnik�w, chocia� w t�umie nie
brakowa�o te� ocak�w i normalnej algierskiej mieszanki Berber�w, �yd�w oraz chrze�cijan.
Kiedy podeszli do skraju ci�by, Moseh de la Cruz odsun�� si� i pu�ci� przodem Hiszpana,
kt�ry bluzn�� najgorszymi znanymi Jackowi obelgami (a tak�e wieloma nieznanymi) i zacz��
�okciami d�ga� uzbrojonych po z�by Turk�w w �ebra, depta� im po zadartych noskach
pantofli i kopa� po piszczelach, toruj�c w ten spos�b drog� do wej�cia. Jack ba� si�, �e sama
blisko�� Hiszpana wystarczy, �eby kt�ra� szabla zdj�a mu g�ow� z karku, ale ofiary
poszturchiwa� i wyzwisk tylko u�miecha�y si� szeroko, rozpoznaj�c sprawc� zamieszania i
czerpi�c nieskrywan� przyjemno�� z obserwowania dalszego przebiegu jego napa�ci.
Tymczasem Moseh i reszta galernik�w przeciskali si� �ladem Hiszpana, dzi�ki czemu
b�yskawicznie dotarli pod drzwi � ale wygl�da�o na to, �e i tak si� sp�nili. Tureccy stra�nicy
pokrzykiwali gniewnie na Moseha i pozosta�ych, wskazuj�c niebo na zachodzie, kt�re zd��y�o przybra� barw� g��bokiego, wpadaj�cego w czer� granatu, niczym prze�wietlany
�wiec� porcelanowy spodek. Jeden z wartownik�w wyr�n�� pi�ci� przechodz�cych Dapp� i
nippo�skiego jezuit�, ale kiedy zamachn�� si� na Jacka, ten zr�cznie unikn�� ciosu.
Moseh wspomina� ju� wcze�niej, �e mieszkaj� w tak zwanym banyolarze i Jack doszed�
do wniosku, �e w�a�nie si� w nim znale�li. Weszli na dziedziniec obwiedziony galeriami
pi�trz�cymi si� jedna nad drug� na wysoko�� kilku pi�ter i podzielonymi na ca�� mas� ma�ych
cel. Z wygl�du banyolar przypomina� niekt�re stare teatry przy Maid Lane, mi�dzy
mokrad�ami Southwark i brzegiem Tamizy, a najbardziej R��, Nadziej� i �ab�dzia. G��wna
r�nica polega�a na tym, �e teatry w Bankside zatrudnia�y uzbrojonych ludzi, kt�rych zadanie
polega�o na niewpuszczaniu Jacka do �rodka, tutaj za� pr�bowano wygarbowa� mu sk�r� za
to, �e nie do�� wcze�nie si� w �rodku stawi�.
Nie by� to, naturalnie, teatr, lecz dom dla niewolnik�w. Jednak�e galerie a� po najwy�sze
pi�tro, a tak�e dach i dziedziniec, by�y pe�ne (przynajmniej w tym momencie) wolnych
Algierczyk�w. Cz�� placu obok stoj�cej na �rodku cysterny zosta�a odgrodzona sznure