Stendhal - Czerwone i czarne tom 1

Szczegóły
Tytuł Stendhal - Czerwone i czarne tom 1
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Stendhal - Czerwone i czarne tom 1 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Stendhal - Czerwone i czarne tom 1 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Stendhal - Czerwone i czarne tom 1 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Stendhal - Czerwone i czarne tom 1 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. STENDHAL CZERWONE I CZARNE TOM I 2 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 3 Put thousands together Less bad, But the cage less gay. H o b b e s I. MA�E MIASTECZKO Miasteczko Verrieres mo�e uchodzi� za jedno z naj�adniejszych we Franche-Comt�. Bia�e domy, spadziste dachy z czerwonych dach�wek rozsiad�y si� na zboczu poros�ym na wij�cych si� drogach k�pami roz�o�ystych kasztan�w. Rzeka Doubs p�ynie o kilkaset st�p poni�ej fortyfikacji, zbudowanych niegdy� przez Hiszpan�w, a obecnie zrujnowanych. Od p�nocy zas�ania Verrieres du�a g�ra ��cz�ca si� z pasmem jurajskim. Okrzesane wierzcho�ki Verra pokrywaj� si� �niegiem z nastaniem pierwszych pa�dziernikowych ch�od�w. Strumie� spadaj�cy z g�r przerzyna Verrieres, nim utonie w Doubs, i porusza mnogo�� tartak�w; prosty ten przemys� zapewnia niejaki dobrobyt wi�kszej cz�ci mieszka�c�w, raczej wie�niak�w ni� mieszczan. Nie tartaki wszelako wzbogaci�y to miasteczko. Fabryka perkalik�w stworzy�a powszechn� zamo�no��, dzi�ki kt�rej od upadku Napoleona przebudowano prawie wszystkie domy w Verrieres. Ju� wchodz�cego do miasta og�usza turkot ha�a�liwej i straszliwej na poz�r machiny. Dwadzie�cia ci�kich m�ot�w spadaj�c z hukiem, od kt�rego dr�y ulica, podnosi si� za pomoc� ko�a obracanego wod� potoku. Ka�dy m�ot wyrabia co dzie� fantastyczn� ilo�� gwo�dzi. M�ode dziewcz�ta, �adne i �wie�e, podsuwaj� pod ciosy tych olbrzymich m�ot�w kawa�ki �elaza, kt�re w jednej chwili zmieniaj� si� w gwo�dzie. Ta praca, tak gruba na poz�r, zdumiewa najbardziej podr�nego, kt�ry zapuszcza si� po raz pierwszy w g�ry dziel�ce Francj� od Szwajcarii. Kiedy wje�d�aj�c do Verrieres zapytacie, do kogo nale�y ta pi�kna fabryka gwo�dzi, og�uszaj�ca ka�dego przechodnia id�cego g��wn� ulic�, odpowiedz� wam przeci�gaj�c z lekka: �Ta� do pana burmistrza.� O ile podr�ny bodaj par� chwil zatrzyma si� na g��wnej ulicy w Verrieres, kt�ra wznosi si� od Doubs pod sam szczyt pag�rka, mo�na trzyma� sto przeciw jednemu, �e spotka tam wysokiego m�czyzn� z wa�n� i powa�n� min�. Na jego widok odkrywaj� si� natychmiast wszystkie g�owy. W�osy ma szpakowate, ubrany jest szaro. Jest kawalerem licznych order�w, ma wydatne czo�o, orli nos, rysy na og� dosy� regularne; na pierwsze wra�enie twarz ta jednoczy nawet godno�� prowincjonalnego mera ze �ladami urody, jakie mo�e jeszcze zachowa� fizjonomia mi�dzy czterdziestym �smym a pi��dziesi�tym rokiem. Ale niebawem przykro uderzy pary�anina wyraz zadowolenia z siebie i 4 t�pej zarozumia�o�ci. Czuje si�, koniec ko�c�w, �e talenty tego cz�owieka sprowadzaj� si� do punktualnego �ci�gania cudzych nale�yto�ci i p�acenia mo�liwie najp�niej w�asnych. Taki jest burmistrz Verrieres, pan de Renal. Przeszed�szy powa�nym krokiem ulic� wchodzi do merostwa i ginie oczom podr�nego. Ale je�li �w p�jdzie cokolwiek dalej, widzi o sto krok�w wy�ej do�� okaza�y dom i poprzez otaczaj�ce go �elazne sztachety wspania�e ogrody. Dalej widnokr�g zamkni�ty pag�rkami Burgundii, jakby stworzony dla rozkoszy oka. Widok ten pozwala podr�nemu odetchn�� po atmosferze zapowietrzonej drobnymi pieni�nymi interesami, kt�re zaczyna�y go ju� d�awi�. Dowiadujemy si�, �e ta siedziba nale�y do pana de Renal. Pi�kny ten dom zbudowany z ciosu, jeszcze niezupe�nie sko�czony, zawdzi�cza pan burmistrz zyskom, jakie mu daje fabryka gwo�dzi. Rodzina jego, powiadaj�, jest staro�ytnego hiszpa�skiego pochodzenia i podobno osiad�a w okolicy na wiele lat przed podbojem Ludwika XIV. Od 1815 pan de Renal rumieni si�, �e jest przemys�owcem: rok 1815 zrobi� go merem Verrieres. Murowane terasy tego wspania�ego ogrodu, kt�ry pi�trami opada a� do Doubs, s� r�wnie� nagrod� inteligencji pana de Renal w przemy�le �elaznym. Nie spodziewajcie si� znale�� we Francji malowniczych ogrod�w, kt�re otaczaj� przemys�owe miasta Niemiec: Lipsk, Frankfurt, Norymberg� etc. We Franche-Comt� im wi�cej wznosi kto� mur�w, im wi�cej je�y sw� posiad�o�� spi�trzonymi kamieniami, tym wi�cej nabywa praw do szacunku s�siad�w. Ogrody pana de Renal, zape�nione murami, budz� podziw i przez to, �e kupi� na wag� z�ota niekt�re partie gruntu. Na przyk�ad tartak, kt�ry uderzy� was przy wje�dzie do Verrieres swym oryginalnym po�o�eniem i na kt�rym widnieje nad dachem olbrzymimi literami nazwisko SOREL, ot� ten tartak zajmowa� sze�� lat temu przestrze�, gdzie wznosi si� dzisiaj czwarta terasa ogrod�w pana de Renal. Mimo swej dumy pan mer musia� si� sporo nachodzi� ko�o starego Sorela, twardego wie�niaka; musia� mu wyliczy� sporo pi�knych ludwik�w, aby go nak�oni� do przeniesienia gdzie indziej fabryczki. Co do p u b l i c z n e g o strumienia, kt�ry porusza� pi��, pan de Renal, dzi�ki wp�ywom, jakich za�ywa� w Pary�u, uzyska�, �e go odwr�cono. Uprzejmo�� ta spad�a na� po wyborach w 182*. Da� Sorelowi cztery morgi za jeden, o pi��set krok�w ni�ej, nad Doubs. I mimo �e to po�o�enie by�o o wiele korzystniejsze dla handlu deskami i jod�owym drzewem, Sorel znalaz� spos�b, aby z niecierpliwo�ci i m a n i i p o s i a d a n i a, rozpieraj�cej jego s�siada, wycisn�� sum� sze�ciu tysi�cy frank�w. Prawda, �e miejscowi luminarze krytykowali t� transakcj�. Jednego razu � by�o to w niedziel�, cztery lata temu � pan de Renal, wychodz�c z ko�cio�a w uniformie mera, ujrza� z daleka starego Sorela w otoczeniu trzech syn�w; stary patrz�c na� u�miecha� si�. U�miech ten zaszczepi� z�owrogie podejrzenie w duszy pana mera; my�li od tego czasu, �e m�g� by� dobi� targu ta�szym kosztem� Aby doj�� w Verrieres do publicznego szacunku, g��wna rzecz jest, aby wznosz�c wiele mur�w nie przej�� wszelako jakiego� pomys�u przywiezionego z W�och przez murarzy, kt�rzy na wiosn� ci�gn� przez Jura do Pary�a. Takie nowatorstwo �ci�gn�oby na nieopatrznego budownika wiekuist� reputacj� p o m y l o n e j g � o w y: by�by na zawsze zgubiony w oczach roztropnych i umiarkowanych ludzi, kt�rzy rozstrzygaj� o powa�aniu we Franche- Comt�. W gruncie, owi roztropni ludzie uprawiaj� tam najnudniejszy w �wiecie d e s p o t y z m; tote� z przyczyny tego brzydkiego s�owa pobyt w ma�ym miasteczku niezno�ny jest dla kogo�, kto �y� w wielkiej republice nazwanej Pary�em. Tyrania opinii � i co za opinii! � jest r�wnie g � u p i a w ma�ych miasteczkach Franche-Comt�, co w Stanach Zjednoczonych Ameryki. 5 Znaczenie! Panowie, albo� to nic? Szacunek kupc�w, podziw dzieci, zazdro�� bogaczy, wzgarda m�drca. B a r n a v e II. MER Szcz�ciem dla s�awy pana de Renal jako administratora, w promenadzie publicznej, biegn�cej zboczem o jakie sto st�p nad Doubs, okaza�o si� potrzebne olbrzymie podmurowanie. Temu cudownemu po�o�eniu zawdzi�cza ta promenada jeden z najbardziej malowniczych widok�w Francji. Ale co wiosn� deszcze ora�y bruzdy, ��obi�y wyrwy i czyni�y to miejsce przechadzki niepodobnym do u�ytku. Niedogodno�� ta, kt�ra dokuczy�a wszystkim, da�a panu de Renal szcz�liw� sposobno�� unie�miertelnienia swych rz�d�w murem na dwadzie�cia st�p wysokim, a d�ugim na trzydzie�ci lub czterdzie�ci s��ni. Parapet ten � dla kt�rego pan de Renal musia� trzy razy je�dzi� do Pary�a, przedostatni bowiem minister spraw wewn�trznych okaza� si� �miertelnym wrogiem promenady w Verrieres � ot� parapet wznosi si� obecnie na cztery stopy nad ziemi�. I jakby na ur�gowisko wszystkim obecnym i przesz�ym ministrom zdobi si� go w tej chwili p�ytami z ciosu. Ile� razy, dumaj�c o �wie�o porzuconych zabawach paryskich, z piersi� opart� o te wielkie bloki sinego kamienia, ton��em spojrzeniem w dolinie Doubs! W dali po lewej stronie wije si� kilka dolinek, w kt�rych oko wyra�nie rozr�nia ma�e strumyki. Kr�c� si�, tworz�c raz po raz nik�e siklawy, aby wreszcie uton�� w Doubs! S�o�ce jest w tych g�rach bardzo skwarne; skoro dopieka zbyt silnie, zaduma w�drowca znajduje schronienie na tej terasie, w cieniu wspania�ych jawor�w. Sw�j szybki wzrost oraz pi�kn� zielono�� z odcieniem prawie niebieskim drzewa te zawdzi�czaj� nawiezionej ziemi, kt�r� pan mer pomie�ci� za swoim olbrzymim podmurowaniem: wbrew opozycji bowiem rady gminnej rozszerzy� promenad� przesz�o o sze�� st�p. (Mimo �e mer jest u 1 t r a, ja za� jestem libera�em, pochwalam mu ten czyn, dzi�ki kt�remu, w opinii samego mera oraz w opinii pana Valenod, szcz�liwego dyrektora przytu�ku w Verrieres, terasa ta mo�e wytrzyma� por�wnanie z teras� w Saint-Germain-en-Laye.) Co do mnie, znajduj� jedn� rzecz do zganienia w tej A l e i W i e r n o � c i (to oficjalne miano mo�na wyczyta� kilkana�cie razy na murowanych tablicach, kt�re zyska�y panu de Renal jeden order wi�cej); mianowicie barbarzy�ski spos�b, w jaki w�adza ka�e obcina� i strzyc do �ywego te bujne jawory. Miast upodabnia� si� swymi niskimi, okr�g�ymi i sp�aszczonymi g�owami do najpospolitszej jarzyny, by�yby z ochot� przybra�y owe wspania�e 6 kszta�ty, jakie widuje si� w Anglii. Ale wola pana mera jest despotyczna; dwa razy na rok wszystkie drzewa gminne ulegaj� bezlitosnej amputacji. Miejscowi libera�owie twierdz� (przesadzaj�!), �e r�ka oficjalnego ogrodnika sta�a si� o wiele surowsza, odk�d ksi�dz wikariusz Maslon przyj�� zwyczaj zagarniania dla siebie produkt�w tych postrzy�yn. M�ody ten duchowny przyby� przed kilku laty z Besan�on, przys�any dla nadzorowania ksi�dza Ch�lan i paru innych proboszcz�w. Stary chirurg, pu�kownik w�oskiej armii, kt�ry osiad� w Verrieres (zdaniem pana mera razem jakobin i bonapartysta), o�mieli� si� jednego dnia krytykowa� to systematyczne kaleczenie pi�knych drzew. � Lubi� cie� � odpar� pan de Renal z nut� wy�szo�ci, naturalnej w rozmowie z felczerem, kawalerem Legii Honorowej. � Lubi� cie�, ka�� tedy przycina� m o j e drzewa, i�by dawa�y cie�, i nie rozumiem, aby drzewo s�u�y� mog�o do czego innego, chyba �e, jak po�yteczny orzech, p r z y n o s i d o c h o d y. Oto wielkie s�owo, kt�re rozstrzygaj� o wszystkim w Verrieres: p r z y n o s i � d o c h � d; streszcza ono sta�� my�l trzech czwartych ludno�ci. P r z y n o s i � d o c h � d � oto argument rozstrzygaj�cy o wszystkim w miasteczku, kt�re zda�o si� wam tak powabne. Obcy, zachwycony �wie�o�ci� i urod� g��bokich dolin, kt�re je otaczaj�, wyobra�a sobie zrazu, �e mieszka�cy jego wra�liwi s� na p i � k n o; m�wi� a� nazbyt cz�sto o pi�kno�ci okolicy � nie mo�na zaprzeczy�, �e przywi�zuj� do niej wag�, ale to dlatego, �e �ci�ga cudzoziemc�w, kt�rych sakiewka wzbogaca ober�yst�w, co znowu si�� mechanizmu podatkowego p r z y n o s i d o c h � d miastu. W pi�kny jesienny dzie� pan de Renal przechadza� si� po Alei Wierno�ci pod r�k� z �on�. S�uchaj�c m�a, kt�ry rozprawia� z powa�n� min�, pani de Renal �ciga�a niespokojnym okiem ruchy trzech ch�opc�w. Najstarszy, mo�e jedenastoletni, zbli�a� si� za cz�sto do parapetu z wyra�n� ch�ci� wdrapania si� na mur. �agodny g�os upomina� w�wczas ma�ego Adolfa i dziecko odst�powa�o od ambitnego zamiaru. Pani de Renal wygl�da�a na lat trzydzie�ci, ale by�a jeszcze do�� �adna. � Mo�e �atwo tego po�a�owa� �w fircyk paryski � m�wi� pan de Renal wzburzony, z twarz� bledsz� jeszcze ni� zazwyczaj. � Ostatecznie mam par� �yczliwych os�b na dworze... Ale mimo �e zamierzam przez dwie�cie stronic m�wi� o prowincji, nie posun� si� do tego okrucie�stwa, aby wam kaza� s�ucha� md�ych i rozwlek�ych prowincjonalnych rozm�w. F i r c y k p a r y s k i, tak antypatyczny merowi Verrieres, by� to niejaki Appert, kt�ry dwa dni wprz�dy zdo�a� si� wcisn�� nie tylko do wi�zienia i przytu�ku, ale i do szpitala, gdzie bezinteresownie w�adali mer oraz g��wni miejscowi w�a�ciciele. � Ale � rzek�a nie�mia�o pani de Renal � c� tobie mo�e wadzi� ten pary�anin, skoro zarz�dzasz mieniem ubogich najskrupulatniej? � Przyje�d�a tylko po to, aby wydziwia� na wszystko, a potem zamie�ci� artyku� w liberalnych dziennikach. � I tak ich nie czytujesz. � Ale ludzie gadaj� o tych jakobi�skich artyku�ach: to nas niepokoi i p r z e s z k a d z a n a m w c z y n i e n i u d o b r e g o1. Nie, co do mnie, nigdy tego nie wybacz� proboszczowi. 1 Historyczne. 7 F l e u r y III. MIENIE UBOGICH Zacny i z dala od intryg stoj�cy proboszcz jest opatrzno�ci� wioski. Trzeba wiedzie�, �e proboszcz z Verrieres, starzec osiemdziesi�cioletni, ale zawdzi�czaj�cy o�ywczemu powietrzu g�r zdrowie i charakter z �elaza, mia� prawo odwiedza� o ka�dej porze wi�zienie, szpital, a nawet przytu�ek. Pan Appert, polecony z Pary�a proboszczowi, umy�lnie przyby� do ciekawego miasteczka o sz�stej rano i natychmiast uda� si� na plebani�. Przeczytawszy list margrabiego de la Mole, para Francji i najbogatszego w�a�ciciela w okolicy, ksi�dz Ch�lan zaduma� si�. � Jestem stary, kochaj� mnie tutaj � rzek� do siebie � nie �mieliby! Nast�pnie obr�ci� si� ku pary�aninowi z oczami, w kt�rych mimo podesz�ego wieku b�yszcza� �w �wi�ty ogie�, zrodzony przyjemno�ci� spe�nienia dobrego uczynku po��czonego z pewnym niebezpiecze�stwem. � Chod� pan ze mn�, drogi panie; ale w obecno�ci dozorcy wi�zienia, a zw�aszcza przytu�ku, chciej nie wyra�a� s�du o rzeczach, kt�re b�dziemy widzieli. Pan Appert zrozumia�, �e ma do czynienia z dzielnym cz�owiekiem; uda� si� za czcigodnym proboszczem, zwiedzi� wi�zienie, areszt, zada� wiele pyta� i mimo dziwnych odpowiedzi nie pozwoli� sobie na najmniejsz� krytyk�. Zwiedzanie trwa�o kilka godzin. Proboszcz zaprosi� pana Appert na obiad, ale ten wym�wi� si� piln� korespondencj�; nie chcia� bardziej jeszcze nara�a� swego szlachetnego towarzysza. Oko�o trzeciej poszli doko�czy� inspekcji przytu�ku, nast�pnie wr�cili do wi�zienia. Zastali w progu dozorc�, olbrzyma o sze�ciu stopach wzrostu i kab��kowatych nogach: nikczemna jego fizjonomia sta�a si� wstr�tna pod wp�ywem strachu. � Prosz� dobrodzieja � rzek� na widok proboszcza � czy ten pan, kt�ry przyszed� z ksi�dzem proboszczem, to nie pan Appert? � A o co chodzi? � spyta� proboszcz. � Ano bo wczoraj otrzyma�em naj�ci�lejszy rozkaz � od pana prefekta, �andarm p�dzi� galopa ca�� noc! � aby nie wpuszcza� pana Appert do wi�zienia. � O�wiadczam panu, panie Noiroud � rzeki proboszcz � �e ten podr�ny, kt�ry mi towarzyszy, to w�a�nie pan Appert. Czy uznajesz, �e mam prawo wchodzi� do wi�zienia o ka�dej porze dnia i nocy, wprowadzaj�c, kogo mi si� podoba? 8 � Tak, ksi�e proboszczu � odpar� dozorca ciszej, spuszczaj�c g�ow� jak buldog przed kijem. � Tylko �e, prosz� ksi�dza, ja mam �on� i dzieci; skoro mnie kto� zdradzi, wyp�dz� mnie, a to miejsce to ca�e moje utrzymanie. � I mnie by�oby przykro straci� swoje � odpar� dobry proboszcz wzruszony. � C� za r�nica! � odpar� �ywo dozorca � to� wiadomo, �e ksi�dz ma osiemset funt�w renty, �adny kawa�ek ziemi... Oto fakty, kt�re komentowane, powi�kszane na dwadzie�cia sposob�w, porusza�y od dw�ch dni ziej�ce nienawi�ci� nami�tno�ci ma�ego miasteczka. One to w�a�nie stanowi�y tre�� rozmowy pa�stwa de Renal. Tego rana w towarzystwie pana Valenod, dyrektora przytu�ku, mer uda� si� do proboszcza, aby mu wyrazi� naj�ywsze niezadowolenie. Ksi�dz Ch�lan nie mia� protektor�w, zrozumia� ca�� donios�o�� tych s��w. � Dobrze wi�c, panowie, b�d� trzecim proboszczem, kt�rego w osiemdziesi�tym roku �ycia usun� z tej okolicy. Jestem tu od pi��dziesi�ciu lat; ochrzci�em prawie wszystkich mieszka�c�w miasta, kt�re by�o lich� wioszczyn�, kiedym przyby�. Daj� co dzie� �luby m�odym, kt�rych dziadkom dawa�em �lub niegdy�. Verrieres to moja rodzina; ale powiedzia�em sobie widz�c tego przybysza: �Ten pary�anin mo�e by� w istocie libera�em; mamy ich nazbyt wielu; ale co mo�e z�ego zrobi� naszym biednym wi�niom?� Gdy wym�wki mera, a zw�aszcza pana Valenod, dyrektora przytu�ku, stawa�y si� coraz �ywsze, stary proboszcz wykrzykn�� dr��cym g�osem: � Wi�c dobrze, panowie, usu�cie mnie! I tak zostan� w tych stronach. Wiadomo, �e przed czterdziestu laty odziedziczy�em kawa�ek ziemi przynosz�cy osiemset funt�w; b�d� �y� z tego. Nie robi� oszcz�dno�ci na swojej posadzie, panowie, dlatego mo�e nie jestem zbyt przera�ony gro�b� jej utraty. Pan de Renal �y� bardzo dobrze z �on�; ale nie wiedz�c, co odpowiedzie� na jej nie�mia�� uwag�: �C� ten pan z Pary�a mo�e z�ego zrobi� wi�niom?�, by� ju� got�w wybuchn�� na dobre, kiedy pani wyda�a krzyk. �redni syn wdrapa� si� na parapet i bieg� po nim, mimo �e mur wznosi� si� na dwadzie�cia metr�w nad winnic�. Boj�c si� przestraszy� syna i przyprawi� go o upadek, pani de Renal nie �mia�a wyrzec s�owa. Wreszcie dzieciak, uszcz�liwiony z takiego aktu dzielno�ci, spojrzawszy na matk� ujrza� jej blado��, zeskoczy� i podbieg� ku niej. Wy�ajano go porz�dnie. To drobne wydarzenie zmieni�o bieg rozmowy. � Trzeba bezwarunkowo wzi�� do domu m�odego Sorela, syna tracza � rzek� pan de Renal � b�dzie dozorowa� dzieci, kt�re, jak dla nas, robi� si� nadto wielkie zabijaki. Ten m�ody ksi�yk czy kleryk, dobry przy tym �acinnik, potrafi pokierowa� ch�opcami; m�wi� mi proboszcz, �e to t�gi charakter. Dam mu trzysta frank�w i �ycie. Mia�em skrupu�y co do jego moralno�ci, by� bowiem beniaminkiem starego felczera, kawalera Legii, kt�ry pod pozorem pokrewie�stwa odnajmowa� izdebk� z wiktem u Sorel�w. Ten cz�owiek m�g� w gruncie bardzo �atwo by� po prostu tajnym agentem libera��w; powiada�, �e g�rskie powietrze dobrze mu robi na astm�, ale ostatecznie to nie �aden dow�d. Przeby� wszystkie kampanie B u o n a p a r t e g o we W�oszech, a nawet, jak powiadaj�, podpisa� swego czasu protest przeciw wprowadzeniu Cesarstwa. Ten libera� uczy� po trosze �aciny m�odego Sorela i zostawi� mu ksi��ki, kt�re przywi�z� z sob�. Tote� nigdy nie przysz�oby mi do g�owy bra� tego syna cie�li do naszych dzieci; ale proboszcz w�a�nie w wili� sceny, kt�ra por�ni�a nas na zawsze, powiedzia� mi, �e Sorel studiuje od trzech lat teologi� z zamiarem wst�pienia do seminarium; nie jest zatem libera�em, a umie po �acinie. � Kombinacja ta ma r�ne dobre strony � ci�gn�� pan de Renal spogl�daj�c na �on� z min� dyplomaty. � Valenod jest bardzo dumny z pary cugowych normand�w, kt�re kupi�, ale nie ma korepetytora. � �eby go nam tylko nie odm�wi�. 9 � Pochwalasz wi�c m�j projekt? � rzek� pan de Renal dzi�kuj�c u�miechem �onie za szcz�liw� my�l. � Zatem rzecz postanowiona. � Ach, Bo�e! M�u, jak ty si� szybko decydujesz! � Bo ja mam charakter; proboszcz przekona� si� o tym. Nie ma co owija� w bawe�n�, jeste�my tu otoczeni libera�ami. Wszyscy ci fabrykanci perkalik�w zazdroszcz� mi, wiem; paru z nich zbi�o �adny maj�tek, dobrze tedy! niech widz� syn�w pana de Renal id�cych na przechadzk� z p r e c e p t o r e m. To imponuje. Dziadek opowiada� nam cz�sto, �e w m�odo�ci mia� preceptora. B�dzie mnie to kosztowa�o sto talar�w, ale mo�na je wci�gn�� w rubryk� wydatk�w reprezentacyjnych. To nag�e postanowienie pogr��y�o pani� de Renal w zadumie. By�a to wysoka, kszta�tna kobieta, ju� jako panna znana w okolicy z urody. Mia�a w sobie jak�� prostot�, co� m�odego w ruchach: w oczach pary�anina ten naiwny wdzi�k pe�en niewinno�ci i �ycia zbudzi�by mo�e obrazy pe�ne s�odkiej rozkoszy. Gdyby pani de Renal mog�a si� domy�la� triumfu tego rodzaju, uczu�aby si� z pewno�ci� bardzo zawstydzona. Ani zalotno��, ani mizdrzenie si� nie zago�ci�y nigdy w jej sercu. Szeptano, �e Valenod, bogaty dyrektor przytu�ku, zaleca� si� do niej swego czasu, ale na pr�no, co rzuca�o osobliwy blask na cnot� pani de Renal; Valenod bowiem, s�uszny m�ody cz�owiek o atletycznej budowie, z rumian� twarz� i bujnymi czarnymi bokobrodami, by� z typu owych grubych i ha�a�liwych brutal�w, kt�rym na prowincji daje si� miano �przystojnych m�czyzn�. Pani� de Renal, osob� nader nie�mia��, z pozoru bardzo nier�wn�, razi�a zw�aszcza ustawiczna ruchliwo�� i dono�ny g�os pana Valenod. Niech�� do tego, co w Verrieres nazywa si� weso�o�ci�, zyska�a jej reputacj� osoby bardzo dumnej ze swego urodzenia. Nie czyni�a tego rozmy�lnie, ale by�a bardzo rada, �e mieszka�cy Verrieres rzadziej j� odwiedzaj�. Nie b�dziemy ukrywali, i� w oczach miejscowych pa� uchodzi�a za g�upi�, poniewa� nie uprawia�a wobec m�a �adnej polityki, przepuszcza�a najlepsze sposobno�ci zdobycia �adnych kapeluszy z Pary�a lub z Besan�on. Byle jej pozwolono b��dzi� samotnie po ogrodzie, nie skar�y�a si� nigdy. By�a to naiwna dusza, kt�ra nigdy nie odwa�y�a si� s�dzi� m�a i przyzna� sama przed sob�, �e j� nudzi. Nie u�wiadamiaj�c sobie tego jasno, przypuszcza�a, �e stosunki mi�dzy m�em a �on� nie bywaj� milsze. Lubi�a zw�aszcza, kiedy jej m�wi� o przysz�o�ci syn�w, z kt�rych jednego przeznaczy� do wojska, drugiego do urz�du, a trzeciego na ksi�dza. Og�em wzi�wszy, pan de Renal wydawa� si� jej o wiele mniej nudny ni� wszyscy m�czy�ni, jakich zna�a. Ten ma��e�ski s�d by� do�� racjonalny. Burmistrz zawdzi�cza� reputacj� dowcipu, a zw�aszcza dobrego tonu, kilkunastu anegdotom odziedziczonym po wuju. Stary kapitan de Renal s�u�y� przed rewolucj� w pu�ku ksi�cia Orlea�skiego i kiedy bawi� w Pary�u, mia� wst�p na salony ksi�cia. Pozna� tam pani� de Montesson, s�awn� pani� de Genlis, pana Ducret, tw�rc� Palais-Royal. Osobisto�ci te powtarza�y si� a� nazbyt cz�sto w anegdotach pana de Renal. Ale z czasem wywo�ywanie wspomnie� rzeczy tak subtelnych sta�o si� dla� prac�; tote� od pewnego czasu jedynie w wa�nych okoliczno�ciach wydobywa� swoje anegdoty o r l e a � s k i e. Poniewa� by� zreszt� bardzo grzeczny (z wyj�tkiem, gdy chodzi�o o pieni�dze), uchodzi� s�usznie za najdystyngowa�sz� osobisto�� w ca�ym Verrieres. 10 E sera mia colpa, se cosi �? M a c h i a v e l l i IV. OJCIEC I SYN � Moja zona ma, doprawdy, rozum � powiadal sobie nazajutrz o sz�stej rano burmistrz, schodzac ku tartakowi starego Sorela. � Nie przyznalem jej tego dla zachowania wyzszosci, jaka mi przynalezy; niemniej nie pomyslalem o tym, ze jesli nie wezme tego ksiezyka, kt�ry podobno m�wi po lacinie jak aniol, dyrektor przytulku, ten zachlanny czlowiek, m�glby latwo wpasc na te sama mysl i sprzatnac mi go. Z jaka by on arogancja m�wil o swoim p r e c e p t o r z e !... Hm! Czy ten chlopiec, skoro juz bedzie u mnie, zechce nosic sutanne? Pan de R�nal rozwazal te watpliwosc, kiedy ujrzal z dala roslego chlopa, mial chyba ze szesc st�p, kt�ry od switu zdawal sie wielce zajety mierzeniem drzewa zlozonego wzdluz rzeki na jezdnej drodze. Czlowiek ten nie byl zbytnio uszczesliwiony z widoku mera; kloce zawalaly gosciniec i znajdowaly sie tam wbrew przepisom. Stary Sorel (on to byl bowiem) byl bardzo zdziwiony, a jeszcze bardziej rad z osobliwej propozycji, jaka pan de R�nal uczynil mu co do syna. Mimo to wysluchal z markotna i obojetna mina, jaka mieszkancy owych stron tak dobrze umieja oslaniac swa przebieglosc. Przebywszy dlugi czas pod jarzmem hiszpanskim, zachowali jeszcze ten rys egipskich fellah�w. Odpowiedz Sorela byla zrazu jakby na pamiec wyuczona formula szacunku. Podczas gdy powtarzal te czcze slowa z niepewnym usmiechem, potegujacym wrodzony jego fizjonomii wyraz falszu i niemal hultajstwa, czynny umysl starego wiesniaka silil sie odgadnac, co za pow�d moze miec czlowiek tak znaczny, aby brac do domu jego ladaco-synalka. On sam byl bardzo niezadowolony z Juliana. I oto pan de R�nal ofiarowuje zan nieoczekiwana pensje trzystu frank�w rocznie, z zyciem, a nawet ubraniem! Pan de R�nal przyjal ten ostatni warunek, kt�ry ojciec Sorel sformulowal w lot z genialna przytomnoscia umyslu. Pretensja ta uderzyla mera. � Skoro Sorel nie jest (jak by powinien byc) uszczesliwiony i zachwycony moja propozycja, jasne jest � rzekl sobie mer � iz musial go juz nagabywac kto inny; a kt�zby, jesli nie Valenod? � Pr�zno pan de R�nal przyciskal Sorela, aby zaraz dobil targu; chytry stary bronil sie uparcie. Musi, powiadal, poradzic sie syna. Jak gdyby na prowincji bogaty ojciec radzil sie, inaczej niz dla formy, syna, kt�ry nie ma nic! Podstawa tartaku jest buda nad strumieniem. Dach wznosi sie na belkowaniu, kt�re znowuz spoczywa na czterech slupach. Na wysokosci osmiu lub dziesieciu st�p posrodku szopy 11 wida� pi��, kt�ra porusza si� pionowo, bardzo za� prosty mechanizm popycha ku tej pile sztuk� drzewa. Ko�o obracane wod� spe�nia t� podw�jn� robot�. Zbli�aj�c si� do swej budy Sorel zawo�a� Juliana stentorowym g�osem; nikt nie odpowiedzia�. Ujrza� jedynie starszych syn�w, m�odych olbrzym�w, kt�rzy, zbrojni siekierami, ociosywali pnie przeznaczone pod pi��. Bacz�c pilnie na czarn� lini� wykre�lon� wzd�u� bala, od�upywali za ka�dym uderzeniem olbrzymie szczapy. Nie s�yszeli g�osu ojca. Wszed� do �rodka i na pr�no szuka� Juliana w jego zwyk�ym miejscu obok pi�y. Siedzia� o kilka st�p wy�ej okrakiem na belce; miast nadzorowa� czynno�ci mechanizmu ch�opiec czyta�. Nic bardziej nie dra�ni�o starego: przebaczy�by mo�e Julianowi jego szczup�� posta�, ma�o sposobn� do ci�kiej pracy i tak r�n� od starszych braci, ale ta mania czytania by�a mu wstr�tna: on sam nie umia� czyta�. Daremnie wo�a� kilka razy. Ha�as pi�y, ale bardziej jeszcze uwaga, z jak� ch�opiec uton�� w ksi��ce, nie pozwoli�y mu s�ysze� straszliwego g�osu ojca. Wreszcie mimo swego wieku stary wskoczy� lekko na pi�owane drzewo, a stamt�d na poprzeczn� belk� podtrzymuj�c� dach. Gwa�towne uderzenie pos�a�o w strumie� ksi��k�, kt�r� Julian mia� w r�ku, drugi cios, r�wnie silny, wymierzony na odlew w g�ow� ch�opca, przyprawi� go o utrat� r�wnowagi. By�by si� potoczy� o dziesi�� lub pi�tna�cie st�p ni�ej, mi�dzy mia�d��ce tryby, ale ojciec przytrzyma� go lew� r�k�. � A, leniu, wiecznie b�dziesz czyta� swoje przekl�te ksi��ki, gdy masz pilnowa� roboty?! Czytaj wiecz�r, w�wczas gdy tracisz czas darmo u proboszcza; wtedy owszem. Julian, mimo i� og�uszony uderzeniem i zlany krwi�, uda� si� na sw�j posterunek ko�o pi�y. Mia� �zy w oczach nie tyle z b�lu, ile z powodu straty uwielbianej ksi��ki. � Z�a�, ciemi�go, mam z tob� do pom�wienia! � Ha�as nie pozwoli� Julianowi dos�ysze� tego rozkazu. Ojciec, kt�ry ju� zeszed�, nie chc�c powt�rnie gramoli� si� na rusztowanie, wzi�� �erd� do str�cania orzech�w i tr�ci� go w rami�. Ledwie Julian znalaz� si� na ziemi, stary pogna� go przed sob� do domu. � B�g wie, co mnie tam czeka! � my�la� ch�opiec. Po drodze spogl�da� smutno na strumie�, w kt�ry wpad�a jego ksi��ka; by�a to najulubie�sza ze wszystkich: Pami�tnik z Wyspy �w. Heleny. Policzki mia� purpurowe, oczy spuszczone. By� to niedu�y ch�opiec osiemnasto- lub dziewi�tnastoletni, do�� w�t�y; rysy mia� nieregularne, ale delikatne, nos orli. Wielkie czarne oczy, kt�re w chwilach spokoju b�yszcza�y zapa�em i inteligencj�, w tej chwili wyra�a�y najdziksz� nienawi��. Ciemnokasztanowate w�osy nad niskim czo�em dawa�y, w chwili gniewu, twarzy jego z�y wyraz. Po�r�d niezliczonych odmian fizjonomii ludzkich nie�atwo spotka�oby si� wyrazistsz�. Smuk�a kibi� zdradza�a wi�cej lekko�ci ni� si�y. Od wczesnego dzieci�stwa wyraz szczeg�lnej zadumy oraz uderzaj�ca blado�� ch�opca wyrobi�y w ojcu mniemanie, �e nie b�dzie �y� lub stanie si� rodzinie ci�arem. B�d�c przedmiotem wzgardy ca�ego domu, Julian nienawidzi� braci i ojca; w niedziel� podczas zabaw zawsze by� ofiar�. Od roku blisko �adna jego twarzyczka zaczyna�a mu zyskiwa� sympati� m�odych dziewcz�t. Lekcewa�ony przez wszystkich jako istota s�aba, Julian uwielbia� owego starego felczera, kt�ry o�mieli� si� raz zagadn�� mera w kwestii jawor�w. Felczer �w p�aci� niekiedy Sorelowi dzienn� robocizn� za syna, aby go uczy� �aciny i historii, to znaczy tego, co wiedzia� z historii: kampanii w�oskiej z 1796. Umieraj�c zapisa� mu sw�j Krzy� Legii, zaleg�o�� swej emerytury oraz kilkadziesi�t tom�w, z kt�rych najcenniejszy sk�pa� si� w�a�nie w s t r u m i e n i u p u b l i c z n y m odwr�conym dzi�ki stosunkom pana mera. Wszed�szy do domu Julian uczu� na ramieniu pot�n� d�o� ojca; dr�a� spodziewaj�c si� nowych raz�w. � Odpowiadaj bez �garstwa! � zakrzycza� mu w ucho twardy g�os starego ch�opa, gdy r�ka ojca kr�ci�a nim jak dziecko o�owianym �o�nierzem. Wielkie czarne oczy Juliana, nape�nione 12 �zami, znalaz�y si� na wprost szarych oczk�w cie�li, kt�ry zdawa� si� czyta� w samym dnie jego duszy. 13 Cunctando restituit rem. E n n i u s V. UK�ADY � Odpowiadaj bez �garstwa, je�li potrafisz, hyclu jeden: sk�d znasz pani� de Renal? Kiedy� z ni� m�wi�? � Nigdym nie m�wi� � odpar� Julian � widzia�em j� tylko w ko�ciele. � Ale� patrzy� na ni�, bezwstydne ladaco?! � Nigdy! W ko�ciele widz� tylko Boga � doda� Julian z ob�udn� min� stanowi�c� w jego mniemaniu tarcz� przeciw nowym uderzeniom. � Co� w tym siedzi � mrukn�� chytry kmiotek i zamilk� na chwil� � ale z ciebie nic nie wycisn�, ob�udniku przekl�ty! Mniejsza z tym, uwolni� si� od ciebie, a tartak tylko skorzysta. Pozyska�e� sobie proboszcza czy innego diab�a, kt�ry ci si� wystara� o �adn� posad�. Id� spakowa� rzeczy, zaprowadz� ci� do pana de Renal, gdzie b�dziesz nauczycielem przy dzieciach. � C� za to dostan�? � �ycie, ubranie i trzysta frank�w rocznie. � Ja nie chc� by� lokajem. � Tumanie, kto m�wi o lokaju? czy ja bym pozwoli�, aby m�j syn by� lokajem? � Ale z kim b�d� jada�? Pytanie to zbi�o z tropu starego, uczul, �e m�wi�c wi�cej m�g�by strzeli� b�ka; uni�s� si� na Juliana, kt�rego zasypa� obelgami wyrzucaj�c mu �akomstwo, po czym odszed�, aby si� naradzi� z synami. Julian ujrza� niebawem, jak wsparci na siekierach skupili si� w poufnej rozmowie. Przygl�da� si� im d�ugo, ale widz�c, i� nic nie zdo�a odgadn��, przeszed� na drug� stron� tartaku, aby go nikt nie zaskoczy�. Chcia� duma� nad t� niespodzian� nowin�, kt�ra zmienia�a jego losy, ale czu� si� niezdolny do jakiejkolwiek uwagi; wyobra�nia jego ca�a uton�a w rojeniach o tym, co ujrzy w pi�knym domu pana de Renal. � Raczej si� go wyrzec � my�la� � ni� jada� ze s�u�b�. Ojciec zechce mnie zmusi�: pr�dzej zgin�. Mam oszcz�dzonych przesz�o pi�tna�cie frank�w, drapn� tej nocy; w trzy dni bocznymi drogami, gdzie mnie �aden �andarm nie dosi�gnie, b�d� w Besan�on. Zaci�gn� si� do wojska i je�li b�dzie trzeba, przekradn� si� do Szwajcarii. Ale w�wczas przepad�a kariera, przepad�a ta pi�kna sukienka kap�a�ska, kt�ra wiedzie do wszystkiego. 14 Ten wstr�t do jadania ze s�u�b� nie by� u Juliana wrodzony; aby w y p � y n � �, zgodzi�by si� na rzeczy o wiele ci�sze. Odraz� t� wzbudzi�y w nim Wyznania Russa: jedyna ksi��ka, z kt�rej czerpa� poj�cie o �wiecie. Biuletyny Wielkiej Armii oraz Pami�tnik z wyspy �w. Heleny uzupe�nia�y jego Koran. Da�by si� zabi� za te trzy dzie�a; nie wierzy� w �adne inne. Na wiar� starego chirurga, wszystkie ksi��ki uwa�a� za cyga�stwa pisane przez szalbierzy dla kariery. Obok p�omiennej duszy Julian posiada� zdumiewaj�c� pami��, tak cz�sto zreszt� zdarzaj�c� si� u ludzi sk�din�d miernych. Aby sobie zjedna� ksi�dza Ch�lan, rozumiej�c, i� od niego zale�y jego los, nauczy� si� na pami�� Nowego Testamentu po �acinie; zna� te� na wylot ksi��k� O papie�u pana de Maistre, ale r�wnie ma�o wierzy� w jedno, jak i drugie. Jakby za wsp�ln� zgod� Sorel i jego syn unikali tego dnia rozmowy. Wieczorem Julian uda� si� na lekcj� do proboszcza, ale nie uwa�a� za w�a�ciwe wspomnie� o niezwyk�ej propozycji, kt�r� zrobiono jego ojcu. � Mo�e to pu�apka � my�la� � trzeba uda�, �em zapomnia� o wszystkim. Nazajutrz wczesnym rankiem pan de Renal pos�a� po starego Sorela, kt�ry � dawszy na siebie czeka� dobr� godzin� � przyby� w ko�cu, przepraszaj�c od drzwi w�r�d mn�stwa uk�on�w. Zagaduj�c o tym i owym Sorel wyrozumia�, �e syn b�dzie jada� z pa�stwem, w dnie za�, gdy b�d� go�cie, sam z dzie�mi. Wci�� mno��c trudno�ci, w miar� jak widzia� niecierpliwo�� mera, zreszt� pe�en nieufno�ci i zdumienia, stary za��da�, aby mu pokazano sypialni�. By� to du�y, przyzwoicie umeblowany pok�j, do kt�rego przenoszono w�a�nie ��ka ch�opc�w. Okoliczno�� ta by�a b�yskiem �wiat�a dla starego wie�niaka; pewniejszym ju� g�osem za��da�, aby mu pokazano ubranie syna. Pan de Renal otworzy� biurko i wyj�� sto frank�w. � Syn pa�ski uda si� z t� kwot� do pana Durand, sukiennika, i sprawi sobie kompletne czarne ubranie. � A gdybym go odebra� � rzek� ch�op zapominaj�c nagle o czo�obitno�ci � czy odzie� zostanie przy nim? � Oczywi�cie. � Zatem � rzek� Sorel rozwlek�ym g�osem � zostaje tylko jedno: porozumie� si� co do pensji, kt�r� mu pan przeznacza. � Jak to! � wykrzykn�� pan de Renal, oburzony. � Zgodzili�my si� przecie wczoraj: daj� trzysta frank�w, zdaje mi si�, �e to du�o, mo�e za du�o. � Tyle pan proponowa�, nie przecz� � rzek� stary jeszcze wolniej, po czym z genialn� intuicj�, zdoln� zdziwi� jedynie tych, kt�rzy nie znaj� ch�op�w z Franche-Comt�, doda� patrz�c w oczy panu de Renal: � D a j � n a m w i � c e j. Na te s�owa mer zmieni� si� na twarzy. Przyszed� wszelako do siebie: po wytrawnej rozmowie trwaj�cej dobre dwie godziny, gdzie ani jedno s�owo nie pad�o lekko, przebieg�o�� ch�opa wzi�a g�r� nad przebieg�o�ci� bogacza, dla kt�rego ona nie jest kwesti� �ycia. Ustalono punkty reguluj�ce egzystencj� Juliana: nie tylko pensj� podniesiono do czterystu frank�w, ale mia�a by� p�atna z g�ry, z pocz�tkiem ka�dego miesi�ca. � Wi�c dobrze, wr�cz� mu trzydzie�ci pi�� frank�w � rzek� pan de Renal. � Dla okr�g�o�ci, taki bogaty i hojny pan jak nasz mer � rzek� ch�op przymilnie � da ju� trzydzie�ci sze��. � Niech b�dzie � rzek� pan de Renal � ale sko�czmy ju�. Tym razem gniew nada� jego s�owom stanowczo��. Ch�op zrozumia�, �e nie mo�na i�� dalej. Z kolei pan de Renal zacz�� robi� trudno�ci. Stanowczo nie zgodzi� si� wr�czy� p�acy za pierwszy miesi�c staremu, kt�ry skwapliwie chcia� j� odebra� za syna. Panu de Renal przysz�o na my�l, �e b�dzie musia� zda� spraw� �onie z tej negocjacji. � Oddajcie mi sto frank�w, kt�re wam da�em � rzek� z podra�nieniem. � Durand jest mi co� tam winien; p�jd� sam z Julianem zam�wi� ubranie. 15 Wobec tego wyskoku energii Sorel cofn�� si� ostro�nie w formu�y czo�obitno�ci, kt�re zaj�y dobry kwadrans. Wreszcie widz�c, �e ju� stanowczo nie ma nic do wytargowania, odszed�. Ostatni uk�on zako�czy� s�owami: � Zaraz przy�l� syna do pa�acu. W ten spos�b p o d d a n i pana mera nazywali jego dom, kiedy chcieli mu sprawi� przyjemno��. Wr�ciwszy do tartaku Sorel na pr�no szuka� syna. Niepewny, co si� zdarzy, Julian wymkn�� si� w nocy � chcia� ubezpieczy� swoje ksi��ki i Krzy� Legii. Przeni�s� wszystko do m�odego handlarza drzewem, nazwiskiem Fouqu�, swego przyjaciela, kt�ry mieszka� na zboczu g�ry nad Verrieres. Skoro si� Julian zjawi�, stary rzek�: � B�g to wie, przekl�ty leniuchu, czy b�dziesz mia� kiedy tyle sumienia, aby mi zwr�ci� to, co na ciebie �o�� od tylu lat! Bierz swoje �achy i id� do pana mera. Julian zdziwiony, �e si� obesz�o bez bicia, ruszy� czym pr�dzej. Ale ledwie zeszed� z oczu gro�nemu ojcu, zwolni� kroku. Pomy�la�, i� z korzy�ci� dla jego hipokryzji b�dzie wst�pi� do ko�cio�a. Dziwi was to s�owo? Nim dosz�o do tego ohydnego s�owa, dusza m�odego wie�niaka musia�a przebiec wiele drogi. W dzieci�stwie widzia�, jak dragoni sz�stego pu�ku2, w d�ugich bia�ych p�aszczach, w kaskach z czarn� w�osian� ki�ci�, wracaj�c z W�och, wi�zali konie do zakratowanego okna ojcowskiego domu; widok ten obudzi� w nim szalon� nami�tno�� do wojska. P�niej s�ucha� z upojeniem o bitwach pod Lodi, Arcole, Rivoli, o kt�rych opowiada� mu stary chirurg. Widzia� p�omienie w oczach starca, kiedy spogl�da� na sw�j Krzy�. Ale kiedy Julian mia� czterna�cie lat, zacz�to budowa� w Verrieres ko�ci�, kt�ry � jak na ma�e miasteczko � mo�na by�o nazwa� wspania�ym. Oko Juliana uderzy�y zw�aszcza cztery marmurowe kolumny; sta�y si� s�awne w okolicy przez �miertelna nienawi��, jak� wznieci�y mi�dzy s�dzi� pokoju a m�odym wikarym, przys�anym z Besan�on i uchodz�cym za szpiega Kongregacji. S�dzia pokoju omal nie straci� miejsca, przynajmniej tak powszechnie m�wiono. O�mieli� si� wej�� w zatarg z ksi�dzem, kt�ry prawie co dwa tygodnie bywa� w Besan�on, gdzie, powiadano, widywa� samego biskupa! W�wczas to s�dzia pokoju, ojciec licznej rodziny, wyda� kilka wyrok�w ra��cych sw� niesprawiedliwo�ci�: wszystkie godzi�y w obywateli czytuj�cych dziennik Constitutionnel. Dobra sprawa triumfowa�a. Chodzi�o, co prawda, tylko o sumy kilkufrankowe; jedna z tych grzywien dosi�g�a pewnego gwo�dziarza, chrzestnego ojca Juliana. Oburzony, cz�owiek �w wykrzykn��: �C� za zmiana! I powiedzie�, �e od dwudziestu z g�r� lat s�dzia uchodzi� za uczciwego cz�owieka!� Stary chirurg, przyjaciel Juliana, nie �y� ju� w�wczas. Naraz Julian przesta� m�wi� o Napoleonie i oznajmi�, �e pragnie zosta� ksi�dzem. Widywano go stale w tartaku, jak uczy� si� na pami�� �aci�skiej Biblii po�yczonej od proboszcza. Dobry staruszek, zachwycony post�pami ch�opca, trawi� ca�e wieczory kszta�c�c go w teologii... Julian objawia� w jego obecno�ci same pobo�ne uczucia. Kt� by m�g� zgadn��, �e ta dziewcz�ca twarzyczka, tak blada i s�odka, kryje niewzruszone postanowienie zrobienia kariery za wszelk� cen�? Dla Juliana kariera to by�o przede wszystkim opu�ci� Verrieres: nienawidzi� rodzinnego miasta; wszystko tam mrozi�o jego wyobra�ni�. Od wczesnego dzieci�ctwa miewa� momenty egzaltacji. My�la� w�wczas z rozkosz�, �e kiedy� pozna pi�kne panie paryskie, potrafi �ci�gn�� na siebie uwag� jakim �wietnym czynem. Czemu jedna z nich nie mia�aby go pokocha�, tak jak Napoleona, jeszcze w�wczas biedaka, pokocha�a �wietna pani de Beauharnais? Od wielu lat nie min�a mo�e godzina w �yciu 2 Autor by� podporucznikiem w 6 pu�ku dragon�w w 1800. 16 Juliana, w kt�rej by sobie nie powtarza�, �e Bonaparte, ubogi i nieznany podporucznik, zdoby� kr�lestwo �wiata ostrzem szpady. My�l ta by�a mu pociech� w nieszcz�ciach, kt�re zdawa�y mu si� wielkie, a zdwaja�a jego rado��, kiedy mia� jak�. Budowa ko�cio�a i wyroki s�dziego pokoju o�wieci�y go nagle; idea, kt�ra nim ow�adn�a, oszo�omi�a go na kilka tygodni, wreszcie za� ogarn�a go z ca�� pot�g� pierwszej my�li, kt�r� p�omienna dusza uwa�a za sw�j wynalazek. � Kiedy zacz�to si� zajmowa� Bonapartem, Francja by�a pod groz� najazdu; cnoty wojskowe by�y potrzebne i modne. Dzi� czterdziestoletni ksi�a maj� po sto tysi�cy frank�w pensji, to znaczy trzy razy tyle co s�ynni wodzowie napoleo�scy. Oto nasz s�dzia pokoju, zdolny, tak uczciwy dot�d, stary, po�wi�ca honor, aby si� nie narazi� trzydziestoletniemu wikariuszowi. Trzeba zosta� ksi�dzem. Raz, w pe�ni neofityzmu pobo�no�ci � mija�y ju� dwa lata, jak Julian studiowa� teologi� � zdradzi� Juliana nag�y wybuch ognia po�eraj�cego jego dusz�. By�o to u ksi�dza Ch�lan; przy obiedzie, przed kt�rym dobry proboszcz przedstawi� go innym ksi�om jako cud nauki, zdarzy�o mu si� odezwa� z uwielbieniem o Napoleonie! Przywi�za� sobie prawe rami� do piersi, powiedzia�, �e wytkn�� r�k� podwa�aj�c drzewo, i wytrwa� dwa miesi�ce w tej niewygodnej pozycji. Wycierpiawszy t� dotkliw� kar�, przebaczy� sobie. Takim by� �w m�odzieniec osiemnastoletni, ale w�t�y z pozoru i wygl�daj�cy najwy�ej na lat siedemna�cie, kt�ry nios�c zawini�tko pod pach� wszed� do wspania�ego ko�cio�a w Verrieres. Ko�ci� by� ciemny i pusty. Z powodu jakiej� uroczysto�ci okna zas�oni�te karmazynow� materi�; wnikaj�ce promienie tworzy�y ol�niewaj�c� gr� �wiat�a, wspania�� i mistyczn� zarazem. Julian zadr�a�. By� sam; usiad� w najwspanialszej �awce, zdobnej herbem pana de Renal. Na kl�czniku Julian zauwa�y� kawa�ek drukowanego papieru, roz�o�ony jakby umy�lnie. Spojrza� i przeczyta�: �Szczeg�y egzekucji i ostatnich chwil Ludwika Jenrel, straconego w Besan�on...� k. Reszty brakowa�o. Na drugiej stronie widnia�y tylko pierwsze s�owa: P i e r w s z y k r o � Kto m�g� rzuci� ten papier? � pomy�la� Julian. � Biedny cz�owiek! � doda� z westchnieniem. � nazwisko brzmi podobnie do mojego... I zmi�� papier. Wychodz�c Julian mia� wra�enie, �e widzi ko�o kropielnicy krew: rozlana �wi�cona woda w odblasku czerwonych zas�on przybra�a kolor krwi. Po chwili Julian zawstydzi� si� swego tajemnego l�ku. � By��ebym tch�rzem? � szepn��. � D o b r o n i ! To s�owo, powtarzaj�ce si� tak cz�sto w opowie�ciach starego chirurga, mia�o dla Juliana d�wi�k bohaterski. Wsta� i skierowa� si� szybko ku domostwu pana de Renal. Mimo tych pi�knych postanowie� o dwadzie�cia krok�w od celu ogarn�a go straszliwa nie�mia�o��. �elazna brama (wyda�a mu si� czym� wspania�ym) by�a otwarta; trzeba by�o wej��. Nie tylko sam Julian wyl�kniony by� swym przybyciem. Pani� de Renal, istot� nadzwyczaj nie�mia��, niepokoi�a my�l o tym obcym, kt�ry moc� swego stanowiska wiecznie si� b�dzie znajdowa� mi�dzy ni� a dzie�mi. Przywyk�a, i� ch�opcy sypiali w jej pokoju, sp�aka�a si� tego rana widz�c, jak przenosz� ��eczka do pokoju preceptora. Daremnie prosi�a m�a, aby jej zostawiono cho� najm�odszego. Pani de Renal posiada�a delikatno�� kobiec� rozwini�t� w wysokim stopniu. Tworzy�a sobie najgorszy obraz pospolitego i rozczochranego osobnika, maj�cego z urz�du �aja� jej dzieci jedynie dlatego, �e zna �acin�, barbarzy�ski j�zyk, za kt�ry jej synowie b�d� brali ch�ost�. 17 Non so pi� cosa son, Cosa facio. M o z a r t, Figaro VI. NUDA Z zywoscia i wdziekiem, kt�re byly jej wrodzone, kiedy sie czula z dala od meskich spojrzen, pani de R�nal wychodzila oszklonymi drzwiami do ogrodu. Spostrzegla u bramy mlodego wiesniaka, dziecko niemal, z twarza bardzo blada i noszaca slady lez. Byl w czystej koszuli, pod pacha zas mial schludny surducik drelichowy. Cera chlopca byla tak biala, oczy tak slodkie, iz w romantycznym nieco umysle pani de R�nal poczela sie zrazu mysl, ze to moze byc przebrana dziewczyna, przychodzaca prosic pana mera o jakas laske. Uczula litosc dla nieboraka, kt�ry stal jak wryty i widocznie nie smial pociagnac dzwonka. Pani de R�nal zblizyla sie, zapominajac na chwile o trosce, jaka budzila w niej mysl o preceptorze. Julian, wpatrzony w brame, nie widzial pani de R�nal. Zadrzal, kiedy lagodny glos ozwal sie tuz nad jego uchem: � Czego sobie zyczysz tutaj, dziecko? Julian obr�cil sie zywo; uderzony pelnym wdzieku spojrzeniem pani de R�nal zapomnial o swej niesmialosci. Niebawem, zdumiony jej uroda, zapomnial wszystkiego, nawet po co przyszedl. Pani de R�nal powt�rzyla pytanie. � Zgodzilem sie za nauczyciela, prosze pani � rzekl wreszcie, zawstydzony lzami, kt�re staral sie otrzec ukradkiem. Pani de R�nal zatrzymala sie w zdumieniu; mogli sie sobie przyjrzec z bliska. Julian nie widzial nigdy istoty tak ladnie ubranej ani zwlaszcza z tak olsniewajaca cera; w dodatku przemawiala don tak lagodnie! Pani de R�nal patrzala na duze lzy toczace sie po bladych wprz�dy, tak r�zowych obecnie policzkach chlopca. Niebawem zaczela sie smiac z szalona, dziewczeca pustota, smiala sie z siebie, nie mogla sie nacieszyc swoim szczesciem. Jak to! To jest �w nauczyciel, kt�rego wyobrazala sobie jako brudnego i zle odzianego kleche, majacego lajac i bic jej dzieci! � Jak to, to pan � rzekla wreszcie � pan umie po lacinie? To slowo p a n oszolomilo Juliana, kt�ry zacukal sie na chwile. � Tak, pani � rzekl niesmialo. Pani de R�nal czula sie tak szczesliwa, iz odwazyla sie spytac: � Nie bedzie pan bardzo lajal biednych malc�w? 18 � Ja, pani? � rzek� Julian zdziwiony. � Dlaczego? � Nieprawda� � doda�a po chwili z rosn�cym wzruszeniem � b�dzie pan dobry dla nich, przyrzeka mi pan? Po raz drugi ta pi�knie ubrana dama nazywa�a go zupe�nie powa�nie p a n e m ! To przechodzi�o wszelkie oczekiwania Juliana. W naj�mielszych zamkach na lodzie, jakie budowa�a jego m�odo��, nie spodziewa� si�, aby prawdziwa dama raczy�a do� przem�wi� s�owo, zanim b�dzie w pi�knym uniformie. Pani� de Renal znowu� zupe�nie zwiod�a pi�kna cera, du�e czarne oczy i �adne w�osy ch�opca, kt�re kr�ci�y si� bardziej ni� zwykle, poniewa� pragn�c si� och�odzi� umacza� g�ow� w studni. Ku wielkiej rado�ci �w nieszcz�sny preceptor, kt�rego srogiej i odra�aj�cej miny tak si� l�ka�a dla dzieci, wygl�da� na nie�mia�� m�od� dziewczyn�. Dla spokojnej duszy pani de Renal kontrast mi�dzy jej obawami a rzeczywisto�ci� by� wielkim wydarzeniem. Och�on�a wreszcie, zarazem uczu�a si� zdziwiona, i� stoi tak pod bram� z m�odym ch�opcem, ledwie �e ubranym, i tak blisko niego! � Prosz�, chciej pan wej�� � rzek�a lekko zak�opotana. W �yciu swoim nie dozna�a tak g��bokiej i szczerej przyjemno�ci; jakie� lube zjawisko po dr�cz�cych obawach! Zatem te �liczne, tak przez ni� wypiel�gnowane dzieci nie dostan� si� w r�ce niechlujnego i zgry�liwego klechy. Wszed�szy do sieni obejrza�a si� na Juliana, kt�ry kroczy� za ni� nie�mia�o. Jego zdumienie na widok tak �adnego domu przyda�o mu jeszcze wdzi�ku w oczach pani de Renal. Nie wierzy�a w�asnym oczom. Wyobra�a�a sobie zw�aszcza, �e preceptor musi by� ubrany czarno. � Wi�c to prawda � rzek�a przystaj�c jeszcze i dr��c, aby to, co j� przepe�nia�o takim szcz�ciem, nie okaza�o si� omy�k� � �e pan umie po �acinie? S�owa te urazi�y dum� Juliana i rozproszy�y czar, pod kt�rym �y� od kwadransa. � Tak, pani � odpar� staraj�c si� przybra� ozi�b�� min� � umiem po �acinie r�wnie dobrze jak ksi�dz proboszcz; czasami nawet ksi�dz Ch�lan raczy uznawa�, �e lepiej. Pani de Renal wyda�o si� w tej chwili, �e Julian ma min� bardzo surow�. Podesz�a do� i rzek�a: � Nieprawda�, w pierwszych dniach nie b�dzie pan bi� ch�opc�w, cho�by nawet nie umieli lekcji? S�odki, prawie b�agalny g�os pi�knej pani sprawi�, �e Julian zapomnia� nagle o swej reputacji �acinnika. Twarz pani de Renal by�a tu� przy jego twarzy; uczu� � c� za wra�enie dla biednego kmiotka! � zapach letnich sukien kobiecych. Julian zarumieni� si�, odetchn�� g��boko i rzek� dr��cym g�osem: � Niech si� pani nie l�ka, zrobi� wszystko, co pani ka�e. W tej chwili dopiero, skoro min�a wszelka obawa o dzieci, uderzy�a pani� de Renal nadzwyczajna uroda Juliana. Kobieca niemal delikatno�� rys�w oraz wyraz zak�opotania nie wyda�y si� zgo�a �mieszne istocie r�wnie� niezmiernie l�kliwej. Wyraz m�sko�ci, uwa�any powszechnie za podstaw� urody, by�by j� wystraszy�. � Ile pan ma lat? � spyta�a. � Nied�ugo dziewi�tna�cie. � M�j najstarszy ma jedena�cie � odpar�a pani de Renal, zupe�nie ju� uspokojona � b�dzie prawie pana koleg�, przem�wi mu pan do rozs�dku. Raz ojciec chcia� go wybi�, dziecko odchorowa�o to blisko tydzie�, cho� sko�czy�o si� na klapsie. � C� za r�nica! � pomy�la� Julian. � Wczoraj jeszcze ojciec mnie zbi�. Jacy ci bogacze szcz�liwi! Pani de Renal ju� by�a wra�liwa na najl�ejsze odcienie tego, co si� dzia�o w duszy preceptora, wzi�a ten odruch smutku za nie�mia�o��, chcia�a mu doda� odwagi. � Jak panu na imi�? � rzek�a z wdzi�kiem, kt�rego, mimo i� bezwiednie, Julian odczu� ca�y urok. 19 � Zowi� si� Julian Sorel; z dr�eniem przest�puj� pierwszy raz w �yciu pr�g obcego domu, trzeba mi pani dobroci, trzeba, aby mi pani wiele wybaczy�a w pierwszych dniach. Nie posy�ano mnie do szk�, by�em za biedny, nie rozmawia�em z nikim pr�cz krewniaka mego, chirurga polowego, kawalera Legii, oraz ksi�dza Ch�lan. Proboszcz da pani o mnie dobre �wiadectwo. Bracia bili mnie zawsze; prosz� im nie wierzy�, kiedy b�d� �le m�wili o mnie, i niech mi pani daruje, je�li co �le zrobi�, bo to z pewno�ci� nieumy�lnie. Julian och�on�� podczas tej przemowy; przygl�da� si� pani de Renal. Oto skutek doskona�ego wdzi�ku, w�wczas kiedy jest wrodzony i naturalny; Julian, kt�ry zna� si� dobrze na urodzie kobiecej, by�by przysi�g� w tej chwili, �e pani de Renal ma nie wi�cej ni� dwadzie�cia lat. Powzi�� �mia�� my�l, aby j� poca�owa� w r�k�, niebawem ul�k� si� tej my�li, w chwil� potem rzek� sobie: � By�oby tch�rzostwem nie spe�ni� zamiaru, kt�ry mo�e mi dopom�c i zmniejszy� wzgard� tej pi�knej pani dla biednego drwala! Od p� roku Julian s�ysza� czasem w niedziel�, jak dziewcz�ta nazywa�y go � a d n y m c h � o p c e m; mo�e to mu doda�o odwagi? Gdy przechodzi� te wewn�trzne walki, pani de Renal udziela�a mu wskaz�wek co do pierwszego zbli�enia z dzie�mi. Pod wp�ywem tych zmaga� Julian znowu poblad�; rzek� zmienionym g�osem: � Przysi�gam pani wobec Boga, �e nigdy nie podnios� r�ki na jej dzieci. M�wi�c to odwa�y� si� uj�� d�o� pani de Renal i podnie�� j� do ust. Gest ten zdziwi� j� w pierwszej chwili, potem nawet urazi�. Poniewa� by�o bardzo gor�co, mia�a pod szalem ramiona zupe�nie nagie � Julian, podnosz�c r�k� do ust, ods�oni� je ca�kowicie. Po chwili pani de Renal uczula gniew na siebie sam�: zda�o si� jej, �e oburzenie nie przysz�o do�� szybko. S�ysz�c g�osy pan de Renal wyszed� z gabinetu; tym samym majestatycznym i ojcowskim tonem, jaki przybiera� w merostwie wobec nowo�e�c�w, rzek� do Juliana: � Musz� z tob� pom�wi�, nim przyjd� dzieci. Wpu�ci� Juliana do pokoju i zatrzyma� �on�, kiedy chcia�a ich zostawi� samych. Zamkn�wszy drzwi pan de Renal usiad� z powag�. � Proboszcz poleci� mi ci� jako dobrego ch�opca, wszyscy b�dziemy ci� tu traktowali uczciwie i je�li mi si� nadasz, pomog� ci w przysz�o�ci znale�� jak� posadk�. Nie �ycz� sobie, aby� odt�d widywa� twoich krewnych i przyjaci�; ich ton nie mo�e by� w�a�ciwy dla moich dzieci. Oto trzydzie�ci sze�� frank�w za pierwszy miesi�c, lecz dasz mi s�owo, �e ani grosza z tej sumy nie dasz ojcu. Pan de Renal czu� z�o�� do starego Sorela, �e w tej sprawie okaza� si� chytrzejszy od niego. � A teraz, prosz� p a n

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!