Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Sedziowie mowia - Ewa Siedlecka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Wstęp
Rozdział I. Krótka historia niezależnego sądownictwa
i sędziowskiej niezawisłości
Nadzór ministra nad sądami
Powoływanie prezesów
Znoszenie sądów
Samorząd sędziowski
Krajowa Rada Sądownictwa
Władza prezydenta
Płace
Rozdział II. Trzydzieści lat reform sądownictwa
Rozdział III. Za co ludzie nie lubią sądów
Dlaczego ludzie chcą reformy?
Przewlekłość
Sądy niesprawiedliwe
Sami się wybierają i sądzą
Bo się nie oczyścili
Rozdział IV. Sądy według PiS-u
Rozdział V. Wrogie przejęcie
Trybunał Konstytucyjny
Strona 5
Czas na sądy
Czystka wśród prezesów sądów
„Dobra zmiana” w KRS
„Dobra zmiana” w Sądzie Najwyższym
Rozdział VI. Opresja
Ściganie karne
Skorumpowani
Kary za wyroki i aktywność
Ściganie dyscyplinarne
Bo się sprzeciwili prokuraturze
Bo stali ze świeczką
Inne formy nacisku
Pozbawienie awansu
Przeniesienie i odwołanie
Odwoływanie z funkcji
Rozdział VII. Strategia lwa, strategia lisa
Rozdział VIII. Sędziowie walczą
Rozdział IX. Mówią sędziowie
Profesor Adam Strzembosz
Profesor Marek Safjan
Profesor Ewa Łętowska
Marek Celej
Irena Kamińska
Bartłomiej Przymusiński
Igor Tuleya
Michał Laskowski
Strona 6
Justyna Koska-Janusz
Waldemar Żurek
Łukasz Biliński
Jarosław Gwizdak
Sędziowie, którzy wydali wyroki w zgodzie z prawem i sumieniem,
ale wbrew oczekiwaniu władzy
Szczególnie aktywni działacze organizacji sędziowskich
Sędziowie, który doznali różnych presji ze strony władzy
Okładka
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Copyright © Ewa Siedlecka, Czerwone i Czarne
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Korekta
Agnieszka Gzylewska, Dorota Śrutowska, Agnieszka Wasilewska
Skład
Tomasz Erbel
Wydawca
Czerwone i Czarne Sp. k.
ul. Walecznych 39/5
03-916 Warszawa
Wyłączny dystrybutor
Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. sp. j.
ul. Poznańska 91
05-850 Ożarów Mazowiecki
www.olesiejuk.pl
ISBN 978-83-7700-331-2
Warszawa 2018
Skład wersji elektronicznej
[email protected]
Strona 10
Wstęp
Strona 11
N
ie uczono nas na bohaterów. Nie przyszliśmy, żeby
walczyć. Przyszliśmy sądzić – słyszałam od sędziów,
których pytałam o „dobrą zmianę” w sądownictwie.
Byli to w większości sędziowie, którzy czynnie, nie bacząc na
konsekwencje, angażowali się w ruch sprzeciwu wobec
poszerzania władzy politycznej nad sądami.
„Dobra zmiana” zniszczyła gwarancje sędziowskiej
niezawisłości. Ale też zbudowała w wielu sędziach świadomość,
że niezawisłość jest w nich. I zbudowała więź pomiędzy
sędziami a społeczeństwem.
Sądownictwo przez dwadzieścia dziewięć lat III RP zmieniło
się nie mniej niż wszystko inne w Polsce. I działa ani gorzej, ani
lepiej niż na przykład służba zdrowia czy oświata. Jednak to
sędziowie, a nie lekarze czy nauczyciele są trzecią władzą.
Władza PiS postrzega ich jako władzę konkurencyjną. I chce
wchłonąć. Bazuje na tym, że przez blisko trzydzieści lat
działania w Polsce niezależnych sądów, w których sądzą
niezawiśli sędziowie, nie zbudowano społecznego zaufania do
wymiaru sprawiedliwości. Dlatego hasło „reforma
sądownictwa”, nawet jeśli oznacza przejęcie nad sądami
władzy przez partię rządzącą, jest do zaakceptowania przez
dużą część opinii publicznej.
Dlaczego w ludziach nie ma przekonania, że sądy czynią
sprawiedliwość, a nie tylko sprawują władzę sądowniczą?
Nie wszystko można przypisać kłamliwej propagandzie
polityków, za małym nakładom na sądownictwo, zbyt
wielkiemu obciążeniu sądów sprawami. A także złej prasie
Strona 12
i temu, że politycy robią karierę na krytyce sądów i sędziów.
Wina jest też po stronie sędziów, przez lata mających
przekonanie, że „sąd się nie tłumaczy”, że „przemawia
w wyroku”. To odgrodziło ich od ludzi.
Najpierw w PRL-u, a potem w III RP sędziowie nie
nawiązywali kontaktu z opinią publiczną. Separowali się.
Pozostawali anonimowi. Gdy media na początku lat
dziewięćdziesiątych powszechnie zaczęły relacjonować procesy,
milczenie sędziów i niechęć do tłumaczenia powodów
rozstrzygnięć, które często budziły kontrowersje, zaczęły ludzi
uwierać: oto jedna z trzech władz odmawia dialogu ze
społeczeństwem. Tak stworzył się wizerunek „nadzwyczajnej
kasty” pozostającej poza społeczną kontrolą. I ten wizerunek
wykorzystali politycy. Występowali jako obrońcy ludzi przed
niesprawiedliwymi sądami obsadzonymi przez sędziów
samozwańców, członków jedynej władzy nieustanawianej
demokratycznie.
Na takich hasłach odrodziła się zapomniana partia braci
Kaczyńskich – Porozumienie Centrum. Później zmieniła nazwę
na Prawo i Sprawiedliwość i przejęła władzę w 2005 roku.
Teraz – po raz drugi.
Dopiero w obliczu zagrożenia anihilacją niezależnych sądów
sędziowie wyszli z wieży z kości słoniowej. Powstają
„kawiarenki prawne”, gdzie można przyjść na spotkania
z sędziami. Sędziowie jeżdżą po Polsce zapraszani przez lokalne
organizacje, byli na tegorocznym Przystanku Woodstock
(przemianowanym na Pol’and’Rock Festival).
Jednocześnie obrona niezależnych sądów stała się
katalizatorem powstania spontanicznego ruchu obywatelskiego
sprzeciwu. Obywatele bronią sądów, mimo że bywają krytyczni
wobec ich dotychczasowej działalności. Rozumieją, że bez
trójpodziału władzy i niezależnych sądów nie ma
Strona 13
demokratycznego państwa prawa. Skala protestów latem 2017
roku, gdy parlament uchwalał trzy ustawy, które mają partii
dać władzę nad wymiarem sprawiedliwości: o ustroju sądów
powszechnych, o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie
Sądownictwa, była niesłychana. „Łańcuchy światła” pod sądami
w całej Polsce zgromadziły setki tysięcy ludzi. I wygląda na to,
że przeorały sędziowską świadomość.
W relacji władzy sądowniczej i społeczeństwa zamiast
chińskiego muru pojawia się poczucie wzajemnej niezbędności.
***
Dla ludzi kwestie sprawiedliwości są ważne. Gdyby nie były,
hasło reformy sądownictwa nie wyniosłoby PiS do władzy
w 2005 roku i dziesięć lat później. Żadna inna partia nie
wciągała reformy sądownictwa na wyborcze sztandary, chociaż
wszystkie rządy, poczynając od rządu Mazowieckiego,
sądownictwo reformowały. Zaczęło się przy Okrągłym Stole,
gdzie wypracowano podstawowe gwarancje niezależnego
sądownictwa. Wszystkie trafiły do konstytucji. Teraz zostały
zdemolowane przez kolejne ustawy uchwalone w ramach
„dobrej zmiany”.
Andrzeja Dudę do władzy wyniosła w 2015 roku
„Dudapomoc” – punkt „interwencji prawnej”, gdzie obiecywano
ludziom, którzy czuli się skrzywdzeni przez sądy, że władza
zainterweniuje i przywróci sprawiedliwość. Gdyby mieli
zaufanie do sądu – może lepiej znieśliby przegraną. Ale nie
mają. I trudno ich obarczać za to winą. Wybrane dzięki
„Dudapomocy” sprawy nagłaśniano w mediach, pokazując, jaką
krzywdę czynią ludziom sędziowie. Nieco wcześniej w Sejmie
odbył się kolejny kongres „osób pokrzywdzonych przez sądy”,
zrzeszonych w rozmaitych organizacjach. Jego obrady
Strona 14
transmitowała sejmowa telewizja. Latem przed wyborami do
parlamentu pod Sądem Najwyższym zainstalowało się
miasteczko protestacyjne utworzone przez rozmaite
organizacje kontestujące ówczesną władzę PO-PSL, m.in.
Solidarni 2010, czyli ruch protestu powstały po katastrofie
smoleńskiej, Ruch Byłych i Przyszłych Więźniów Politycznych
„Niezłomni”, Ruch Kontroli Wyborów i Adam Słomka, były lider
KPN, ze swoimi zwolennikami. Hasła: „Sąd pod sąd”,
„Komunistyczni zdrajcy” (to o sędziach Sądu Najwyższego)
i instalacje: muszla klozetowa, do której miano spuścić sędziów
zdrajców i pralka Frania, w której miano ich „oczyścić” – tak
wyglądało miasteczko protestacyjne.
Miasteczko przetrwało rok, do wizyty Donalda Trumpa,
który przemawiał w pobliżu, przy pomniku Powstania
Warszawskiego. Wtedy władza – już PiS-owska – zlikwidowała
je nocą przy użyciu służb miejskich, policji i BOR-u. Wykonało
swoje zadanie i nie było już władzy potrzebne. A pod Sąd
Najwyższy zaczęli przychodzić ze świeczkami obywatele
protestujący przeciwko przejmowaniu sądów przez partię
rządzącą.
Idea, że sprawiedliwość w sądach zagwarantuje nie
sędziowska niezawisłość, ale władza polityczna, która tych
sędziów dopilnuje – chwyciła. I stała się akceptowalnym przez
dużą część opinii publicznej argumentem za przejęciem
politycznej kontroli nad sądownictwem. Można się oburzać lub
dziwić, że są ludzie, którzy tak myślą, ale trzeba to brać pod
uwagę.
***
Opresja spowodowała, że sędziowie zaczynają się czuć
trzecią władzą. I używać swojej władzy sądzenia do obrony
Strona 15
konstytucji i niezależności sądów. Możliwe, że gdyby używali jej
od początku szturmu PiS-u, zdołaliby ten walec zatrzymać.
Konstytucja by się obroniła. Bo konstytucja nie ma armat. Ma
sędziów.
Lepiej późno niż wcale. Sędziowie Sądu Najwyższego
odmówili podporządkowania się prawu przerywającemu
kadencję pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty
Gersdorf. Siedmiu sędziów Sądu Najwyższego zadało
Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytanie prejudycjalne
o zgodność z prawem Unii przepisów wysyłających sędziów na
przedwczesną emeryturę i zawiesiło działanie tych przepisów.
Sędziowie sądów powszechnych wydają wyroki na rzecz
wolności zgromadzeń i wolności słowa obywateli
protestujących przeciw zawłaszczaniu wymiaru
sprawiedliwości przez partię rządzącą.
Czynny sprzeciw sędziów przeciw likwidacji niezależności
sądów nie jest powszechny. Przypomina raczej opozycję końca
lat siedemdziesiątych: małe grupki przyjaciół, które
postanowiły się nie dać i nie bać. Sędzia Bartłomiej
Przymusiński, działacz Iustitii, mówi: „Strachu nie odczuwam,
bo nie wyobrażam sobie, że mógłbym się zachowywać inaczej.
W czasie wojny mówiono, że na polu walki najlepiej walczy ten
żołnierz, który nie liczy, że wróci do domu. Bo nie żyje nadzieją,
że przeżyje. Już się pożegnał ze wszystkimi i uważa, że umarł.
Można powiedzieć, że wchodząc w to wszystko, przyjąłem
założenie, że najgorsze musi się stać”. (Wywiady z dwunastoma
sędziami zamieszczamy w drugiej części książki – przyp. red.)
Generalnie „sędziowie walczący” nie widzą swojej sytuacji aż
tak dramatycznie, ale mają świadomość, że muszą się liczyć
z konsekwencjami. Wielu już spotkała utrata funkcji czy
przeniesienie do innego wydziału. A władza zapowiada
postępowania dyscyplinarne i wydalanie z zawodu.
Strona 16
Taka „elitarność” ruchu sprzeciwu nie musi być słabością.
Ważne, że istnieje grupa zorganizowanych, zdeterminowanych,
ideowych osób, które potrafią prowadzić innych.
Znakomita większość sędziów po prostu robi swoje, to
znaczy sądzi. A to, jak sądzi – jest kluczowe. Bo władza
sędziowska polega na sądzeniu, a przez owo sądzenie – na
kontrolowaniu i hamowaniu zapędów władzy wykonawczej,
a także ustawodawczej. „Nie widzę żadnych instrumentów,
które mogłyby mnie nakłaniać do tego, żebym orzekł nie tak,
jak chcę i uważam za słuszne” – mówi sędzia Łukasz Biliński,
który nie „stoi ze świeczką” i osądził już kilkaset spraw
Obywateli RP. Sędziów, którzy orzekają zgodnie z prawem
i sumieniem w sprawach wrażliwych dla władzy, jest sporo –
ich na pewno niekompletna lista jest na końcu tej książki.
Ale są – jak w każdym środowisku – osoby, które wolą zejść
z linii strzału. I konformiści. Tych jest najwięcej. Jak zawsze. Jak
w PRL-u.
Porównanie sytuacji dzisiejszego sądownictwa do sytuacji
z PRL-u jest uprawnione z co najmniej dwóch powodów. Po
pierwsze, dlatego że w kolejnych krokach PiS zlikwidował
gwarancje niezależności sądów i niezawisłości sędziów
uzgodnione przy Okrągłym Stole i wprowadzone w 1990 roku.
Sytuacja sędziów jest więc dziś podobna do tej, w jakiej orzekali
w PRL-u: o ich niezawisłości decyduje wyłącznie siła ich
charakteru i sumienia. Konsekwencje narażenia się władzy
politycznej też są podobne, jeśli nie tożsame: odebranie sprawy,
przeniesienie do innego wydziału, delegowanie do innego sądu,
zła ocena okresowa, blokada awansu. I odpowiedzialność
dyscyplinarna uzależniona od władzy politycznej. A ta
zapowiada usuwanie z zawodu.
Drugie podobieństwo jest wręcz symboliczne. Sędziowie, jak
w stanie wojennym, stanęli przed dylematem, czy mają uznać
Strona 17
i stosować prawo sprzeczne z konstytucją, ratyfikowanymi
umowami międzynarodowymi, a tym samym z prawem Unii
Europejskiej i europejskimi standardami.
Jak sobie sędziowie radzą z presją? Kiedy rozmawiałam
z kilkoma sędziami o sytuacji w jednym z okręgów sądowych,
okazało się, że jedna osoba w ciągu ostatnich miesięcy miała
udar, druga – zawał płuc, trzecia wylądowała na oddziale
kardiologicznym, czwarta ma nawracającą wysypkę na tle
nerwowym, piąta – leczy depresję. Szósta nie zachorowała, ale
trzęsą się jej ręce.
Ale presja w zawodzie sędziego była, jest i będzie.
Niekoniecznie polityczna. Presja stron, presja opinii publicznej
i mediów – oczywiście tylko w tych głośniejszych sprawach.
Z rozmów z sędziami wnioskuję, że bronią się przed presją,
stosując coś, co nazwałam widzeniem tunelowym: patrzą
wyłącznie na okoliczności związane bezpośrednio z sądzoną
sprawą i na dostępne instrumentarium prawne. Starają się nie
widzieć kontekstu. Na przykład w sprawach kryminalnych,
gdzie jest presja na surowy wyrok, pozwala im to nie brać jej
pod uwagę.
Ale ten sam mechanizm działa w sprawach, których
konsekwencje są istotnie dla państwa. I bywa połączony z inną
cechą polskich sędziów: tendencją do samoograniczania się
w korzystaniu ze swojej władzy. Profesor Marek Safjan, były
prezes Trybunału Konstytucyjnego, a teraz sędzia Trybunału
Sprawiedliwości UE, mówi: „Dla wielu sędziów kontrolowanie
decyzji władzy o daleko idących konsekwencjach politycznych
to jest przełamanie bariery. Tymczasem w państwie prawa,
gdzie wszystkie działania władzy muszą mieć oparcie w prawie,
jest to normalna aktywność sędziowska. W Trybunale
Sprawiedliwości sędziowie zadają sobie przede wszystkim
pytanie: jaki powinien być efekt rozstrzygnięcia? Do realizacji
Strona 18
jakich wartości dążymy? Bo naszym zadaniem jest tak
zastosować prawo – w granicach jego możliwości – żeby
zapewnić osiągnięcie określonego efektu: zgodności z traktatem
i wartościami, na których się opiera”.
***
Co będzie z sądownictwem w Polsce po opanowaniu przez
partię rządzącą Krajowej Rady Sądownictwa, decydującej
o sędziowskich nominacjach i stworzeniu mechanizmów
dyscyplinarnych umożliwiających wydalanie z zawodu
niepokornych sędziów? Po wymianie kierownictwa sądów,
łącznie z Sądem Najwyższym?
Jeśli sytuacja polityczna się nie zmieni, może się okazać, że
za pięć lat korpus sędziowski zostanie zdominowany przez – jak
to określił poseł PiS i były prokurator Stanisław Piotrowicz –
„osoby o mentalności służebnej”. Że odejdą z sądownictwa
sędziowie, którzy nie godzą się na partyjną kontrolę, ale też nie
będą mieli ochoty „kopać się z koniem”. A kiedy w sądach
zapanuje mentalność służebna, bez większego znaczenia
będzie, czy służyć ona będzie władzy PiS, PO, czy jakiejkolwiek
innej władzy, która przyjdzie. Trzecia władza służąca
pozostałym dwóm zamiast je kontrolować – to władza
samolikwidująca się. To – parafrazując klasyka – władza „non
est”.
Od kilku miesięcy Obywatele RP stają co rano pod Sądem
Najwyższym z banerem, na którym jest apel do sędziów:
„ZOSTAŃCIE”. Nie dotyczy on wyłącznie sędziów Sądu
Najwyższego. I nie wyłącznie fizycznego trwania. Dotyczy tego,
by sędziowie wytrwali jako trzecia władza.
Ewa Siedlecka
Strona 19
Rozdział I
Krótka historia niezależnego
sądownictwa i sędziowskiej
niezawisłości
Strona 20
D
zisiejszy ustrój sądownictwa powstał w 1989 roku przy
Okrągłym Stole, a właściwie przy „podstoliku
sądowym”, który nazywał się podzespół do spraw
reformy prawa i sądów.
Ze strony rządowej przewodniczył mu Łukasz Balcer,
ówczesny minister sprawiedliwości, a ze strony społecznej –
profesor Adam Strzembosz. Zespół liczył trzydzieści pięć osób.
Był w nim też Jarosław Kaczyński, ale – jak mówi profesor
Strzembosz – nie był uczestnikiem szczególnie aktywnym.
Potwierdzają to stenogramy. Jarosław Kaczyński nie
prezentował własnej wizji wymiaru sprawiedliwości. Profesor
Strzembosz wspomina, że wszyscy, którzy w ramach
„podstolika” reprezentowali stronę społeczną, formułowali
wspólne zdanie, nikt się nie wyłamywał, obowiązywała
solidarność w przedstawianiu stanowiska stronie rządowej.
Jarosław Kaczyński popierał stworzenie gwarancji
niezależności dla sądów i niezawisłości dla sędziów. Popierał
postulat stworzenia samorządu sędziowskiego i Krajowej Rady
Sądownictwa jako niezależnego organu stojącego na straży
niezależności i niezawisłości. Popierał – wbrew argumentom
strony rządowej, która wskazywała, że na przykład we Francji
sędziowie mogą należeć do partii politycznych – postulat
apolityczności sędziów. Mówił (stenogram z 22 lutego 1989
roku): „Nam chodzi o to, aby sądownictwo w tej nowej
strukturze politycznej czy – powiedzmy sobie do końca –
w nowym ustroju Polski, mogło odgrywać rolę arbitra zarówno
w sporach indywidualnych, jak i w sporach zbiorowych,
szerszych sporach społecznych, w życiu publicznym także. No