Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Scaglia Franco - Straznik Wody PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
FRANCO SCAGLIA
WYDAWNICTWO
Kraków 2008
Strona 4
Tytuł oryginału:
Il Custode dell’Acqua
Tłumaczenie: Lucyna
Rodziewicz
Redakcja techniczna:
Ewa CzyŜowska
Łamanie:
Joanna Łazarów
Korekta:
Marcin Kicki, Karolina Ulman
Okładka:
Andrzej Wełmiński
© Edizioni Piemme Spa, Via Galeono del Caretto, 10, 15033 Casale Monferrato
(AL) - Italy
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo M, Kraków 2006
ISBN 978-83-60725-40-5
Wydawnictwo M
ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków
tel. 012-431-25-50; fax 012-431-25-75
e-mail:
[email protected]
www.mwydawnictwo.pl
www.ksiegarniakatolicka.pl
Strona 5
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Policzek
Do Kustosza Ziemi Świętej,
Kustodia Ziemi Świętej,
Konwent Najświętszego Zbawiciela, Jerozolima
Od ojca Matteo,
Studium Biblicum Franciscanum,
Sanktuarium Biczowania,
Via Dolorosa, II Stacja, Jerozolima1
Wielebny Ojcze,
pozwalam sobie na ten list, gdyŜ to, co przekazano Ojcu w
kwestii policzka, jakim pobłogosławiłem Kuzyna od Ściany2 na
moście Allenby, nie do końca pokrywa się z prawdą. Jak
Wielebny Ojciec zapewne wie, kaŜdy czyn posiada więcej niŜ
jedno znaczenie. To punkt widzenia nadaje mu sens i
determinuje
Proszę więc,
go. Wielebny Ojcze, najwyŜsza władzo, prze-
wodniku i Kustoszu franciszkanów w Ziemi Świętej, o roz-
waŜenie, przed wydaniem sądu, racji, którymi się kierowałem.
Proszę teŜ, aby Ojciec raczył pamiętać o tym, co sam
1
Via Dolorosa - z łac. Droga KrzyŜowa; tutaj: ulica w Jerozolimie, po której
zgodnie z tradycją szedł Jezus, dźwigając swój krzyŜ [wszystkie przypisy pochodzą
od tłumacza].
2
Kuzyni od Ściany - Izraelczycy. Przyjaciele ze Skały - Palestyńczycy.
5
Strona 6
z mądrością wyjaśnił mi kiedyś: iŜ w Ŝyciu bywają sytuacje,
w których przypadek utoŜsamia się z Opatrznością.
CzyŜ to nie przypadek doprowadził wiele lat temu do
spotkania w refektarzu klasztoru w AsyŜu z przybyłym z
Jerozolimy bratem, któremu przez cały obiad opowiadałem o
moim zamiłowaniu do archeologii chrześcijańskiej? I czyŜ nie
ten sam przypadek utoŜsamił się z Opatrznością, kiedy
współbrat spytał, czy nie chciałbym udać się do Jerozolimy,
aby zostać jego uczniem? Bratem tym był Luka, Wielebny
Ojcze, nasz najznamienitszy archeolog, którego prace juŜ
wtedy znałem na pamięć.
Tym razem takŜe przypadek i Opatrzność wtargnęły w
moje Ŝycie, którego rytm wytyczają modlitwa, nauka, wy-
kopaliska i konferencje.
Znajdowałem się w moim gabinecie we Flagelacji3. Jak
zapewne Wielebny Ojciec pamięta - poniewaŜ cela moja
pełna jest ksiąŜek i znalezisk archeologicznych - poprosiłem
Ojca o pozwolenie, które z gotowością zostało mi udzielone,
na zajęcie drugiej celi, połoŜonej na tym samym piętrze i
połączonej z moją drzwiami. Umieściłem w niej elektryczny
palnik, aby przygotowywać na nim kawę. Mam nadzieję, Ŝe
któregoś dnia Wielebny Ojciec mnie odwiedzi. śyczliwi
przyjaciele ślą mi bowiem z Włoch niezwykłej jakości
mieszankę ziaren.
W gabinecie zgromadziłem róŜne dokumenty, zdjęcia z
wykopalisk i mozaik, a wszystko skatalogowane zgodnie z
określonym porządkiem: najpierw materiały z góry Nebo,
potem z Madaby, z Umm-er-Rasas. Przechowuję tu takŜe
kolekcję monet. Jest zbyt cenna, aby umieścić ją w muzeum, z
którego wyjście, jak Wielebny Ojciec wie, prowadzi
Flagelacja - inaczej Sanktuarium Biczowania.
6
Strona 7
na dziedziniec sanktuarium, gdzie kaŜdego dnia przybywają
pielgrzymi z róŜnych miast. Obawiam się, Ŝe któryś z nich
mógłby ulec pokusie zabrania ze sobą na pamiątkę jednej
z monet, wyrządzając tym samym niepowetowaną szkodę.
Jestem franciszkaninem, Wielebny Ojcze, ale śluby po-
kory i ubóstwa nie zobowiązują mnie do trzymania straŜy
nad naszym skarbcem. Gdyby Wielebny Ojciec wysłuchał
mojej prośby i obdarzył muzeum nowoczesnym systemem
bezpieczeństwa, monety zostałyby udostępnione dla zwie-
dzających. Dlatego ponownie nalegam. MoŜna nabyć taki
system za korzystną cenę, a ja zadowolę się nawet uŜywa-
nym alarmem. Sądzę, Ŝe jeśli Wielebny Ojciec przystanie
na moją prośbę, dobre imię Kustodii tylko na tym zyska.
Między innymi dlatego, Ŝe kolekcja monet z Dekapolu i z
Prowincji Arabskiej jest jedyną taką na świecie.
Znajdowałem się więc w Gabinecie Monet, jak go zwę,
i polerowałem złoty okaz z czasów panowania Tytusa, kie-
dy ktoś zapukał do drzwi. OdłoŜyłem pośpiesznie Tytusa
do szkatułki przeznaczonej dla II wieku, zamknąłem ją na
klucz i połoŜyłem obok najświeŜszego nabytku. Architekt
Massolini, nasz darczyńca, z mojej inicjatywy zakupił od
Beduina, szejka Wadi-Ruma, stare kartonowe pudło
zawierające ponad sto okazów, a następnie ofiarował je
mnie. Wydał na nie tysiąc dolarów. Ale pomiędzy monetami
znajdowały się co najmniej trzy o takiej wartości. I jedną z
nich była właśnie ta, którą polerowałem. Wielebny Ojcze, z
radością pokaŜę wszystkie, kiedy przyjdzie Ojciec do mnie
na kawę.
Umieściwszy szkatułkę za obszernymi tomami Biblii,
w biblioteczce naprzeciwko biurka, pomiędzy szeklami z
okresu pierwszego antyrzymskiego powstania Ŝydowskiego
- odnalazłem je w Dominus Flevit, pod płytką w podłodze -
a brązowymi monetami z czasów drugiego powstania,
7
Strona 8
znalezionymi w nieczynnej juŜ fontannie w Herodionie,
otworzyłem drzwi. To był Rifaat, nasz pomocnik. Przekazał
mi, Ŝe na dziedzińcu czeka Kuzyn od Ściany i pragnie ze mną
rozmawiać.
Przypomniałem Rifaatowi, Ŝe jedynie pielgrzymom wolno
wchodzić na dziedziniec klasztoru. RozłoŜył ręce w geście
niemocy. Z pewnością zachowanie Kuzyna od Ściany było
jak zwykle aroganckie. Uśmiechnąłem się więc tylko.
Zszedłem i zobaczyłem wysokiego młodzieńca o krótkich
włosach, atletycznym ciele, w wojskowym mundurze.
Powiedział, Ŝe przybył z posłaniem. Po czym zamilkł, jakby
czekał na jakiś znak. Skinąłem i wówczas zaczął mówić nie-
zwykle szybko, jak gdyby wypowiadał zdanie wyuczone na
pamięć. Pewna osoba czekała na spotkanie w kwestii nie
cierpiącej zwłoki.
Wielebny Ojciec zapewne wie, Ŝe takie są właśnie metody
niektórych urzędów izraelskich. Wzywają, ale nie mówią, po
co. Coś podobnego przydarzyło mi się juŜ dwukrotnie: po raz
pierwszy, kiedy miałem przekazać informacje o
wykopaliskach w Nazaret, którymi zresztą nie ja kierowałem;
po raz drugi, gdy pytano mnie o pochodzenie monety z okresu
późnego Rzymu, którą poŜyczyłem - z okazji wystawy w Tel
Awiwie - pewnemu docentowi archeologii bliskowschodniej.
Zadawano mi wówczas dosyć ogólnikowe pytania,
świadczące jednak o przekonaniu Kuzynów od Ściany, Ŝe
wszyscy knują za ich plecami. Dlatego ostatnio, kiedy biuro
rządowe przesłało mi pisemne wezwanie, nie stawiłem się. I
nie miałem z tego powodu Ŝadnych nieprzyjemności. Tym
razem postanowiłem jednak przyjąć zaproszenie Ŝołnierza.
Skłoniła mnie do tego ciekawość, chciałem bowiem zobaczyć,
komu tak spieszno było do rozmowy ze mną.
8
Strona 9
Na wysokości kościoła św. Anny stał zaparkowany czarny
samochód. śołnierz poprosił, abym usiadł koło niego. Auto
wyjechało przez Bramę Świętego Szczepana, po czym skręciło
w prawo: Ŝołnierz jechał szybko i pewnie. Minęliśmy mury
Starego Miasta i wreszcie dotarliśmy na Agron Street. Samo-
chód stanął pod numerem 28. Na bramie wisiała mosięŜna,
nieco juŜ zniszczona tablica, na której widniał napis: „The
Israel Institute for Talmudic Publications"4.
Kiedy Ŝołnierz naciskał dzwonek, ja wysiadłem z sa-
mochodu. Niebo nabrzmiałe było od niskich i ciemnych
chmur płynących gwałtownie, popychanych zimnym wiatrem.
Wreszcie brama otworzyła się sama, najwyraźniej
zaopatrzona w jakiś automatyczny system. Za nią znajdowała
się ciasna uliczka, wybrukowana duŜymi kamieniami.
Dostępu do uliczki broniła niegdyś Ŝelazna furtka, której
skrzydła teraz były otwarte i przytwierdzone do muru dwoma
zaczepami. Od lat nikt jej nie zamykał. Na furtce wisiała
sczerniała tablica z hebrajskim napisem: „Zakaz naklejania
ogłoszeń". Zacząłem się zastanawiać nad sensem mocowania
takiego zakazu na Ŝelaznej furtce, ale nie znalazłem logicznej
odpowiedzi.
Samochód wjechał w uliczkę, ja szedłem za nim. We-
wnątrz znajdowały się tylko trzy domy, a całe miejsce przy-
pominało - temu, kto juŜ zapomniał - Ŝe Ŝycie to swego
rodzaju próba generalna przed przejściem do zaświatów.
Chyba nie ja pierwszy odniosłem takie wraŜenie; wywo-
ływał je fakt, Ŝe dwa spośród tych trzech domów były za-
mknięte i z pewnością opustoszałe. Jedynie trzeci wyglądał na
zamieszkany. Na parterze dostrzegłem otwarte drzwi.
4
Izraelski Instytut Wydawnictw Talmudycznych.
9
Strona 10
śołnierz gdzieś znikł. Z satysfakcją, Ŝe mogę pogwałcić
własność prywatną, do której zostałem doprowadzony
niemalŜe siłą, wszedłem i zagłębiłem się w długi korytarz,
którego ceramiczna posadzka przypominała korytarz we
Flagelacji. Prawdopodobnie obydwa budynki wzniesiono w
tym samym okresie.
Wielebny Ojcze, korytarz, który wydał mi się niezwykle
długi, był dosłownie obity półkami pełnymi ksiąŜek. Kiedy
przystanąłem, by z uwagą przyjrzeć się pozycji, której nigdy
nie spodziewałbym się znaleźć w tym miejscu, za plecami
usłyszałem głos:
- Ojcze Matteo, pragnę zaproszeniem na kawę złagodzić
smutek, który, jak mniemam, zrodził się u ojca z chwilowego
kontaktu z filozofią narodowego socjalizmu i jego prorokiem,
wspaniałym Rosenbergiem.
Głos był powaŜny, uprzejmy i czysty, ale pomimo przyja-
cielskiego tonu kryło się w nim coś mrocznego. Odwracając
się powoli, usiłowałem jednocześnie wyobrazić sobie twarz,
do jakiej głos ten przynaleŜał, ale nie miałem na nią Ŝadnego
pomysłu.
Za mną stał wysoki, energiczny i chudy męŜczyzna. Jego
opalona twarz mile kontrastowała ze ściętymi na jeŜyka
szpakowatymi włosami. Wąskie czoło, orli nos, cienkie usta
nadawały mu drapieŜnego wyglądu. Dałem mu sześćdziesiąt
lat i pochwaliłem w duchu za styl. Miał na sobie spodnie w
kolorze khaki, w perfekcyjny kancik, skórzane buty na
gumowej podeszwie, nienagannie wyprasowaną niebieską,
bawełnianą koszulę. Roztaczał subtelny zapach i sprawiał
ogólnie wraŜenie, jak gdyby Ŝadna drobinka pyłu - a pyłu
było tam naprawdę wiele - nie miała do niego przystępu.
- Miło mi, Ŝe mogę ojca poznać - rzekł. - Jest ojciec
znany w tych stronach. Z przyjemnością któregoś dnia od-
10
Strona 11
wiedzę słynne muzeum ojca, kiedy obowiązki mi na to po-
zwolą.
- Mam nadzieję, Ŝe nastąpi to juŜ wkrótce - odpowie-
działem z chłodem.
Nie umknął on uwadze męŜczyzny.
- Proszę o wybaczenie, nie przedstawiłem się. Jestem
Saul Bialik i kieruję Instytutem. Mamy tutaj księgi o wielkiej
wartości naukowej, które mogą ojca zainteresować. Jestem
pewien, Ŝe dla takiego biblisty przyjemnością będzie
spędzenie u nas kilku godzin.
W zaproszeniu tym kryło się coś groźnego. Postanowiłem
mieć się na baczności. Podziękowałem i zapewniłem, Ŝe jak
tylko będę miał wolną chwilę, skorzystam z propozycji.
Spojrzał na mnie uwaŜnie, a jego spojrzenie było przejrzyste.
- Jestem pełen podziwu dla ojca. Grób MojŜesza na górze
Nebo to skarb archeologiczny, odkrył ojciec kilka z
najbardziej znaczących dla Bliskiego Wschodu mozaik, a
wykopaliska w Umm-er-Rasas posiadają wielką wartość
historyczną i naukową.
Nie oszczędziłem mu riposty:
- W Umm-er-Rasas ponad tysiąc lat temu Ŝyły obok
siebie, w pokoju, ludy i religie, które dzisiaj toczą wojnę.
- No tak - mruknął.
Uśmiechnąłem się, to było najlepsze wyjście. MęŜczyzna
uznał to za oznakę odwilŜy.
- Proszę za mną, ojcze Matteo, obiecałem filiŜankę kawy.
Szliśmy korytarzami pełnymi ksiąŜek. Saul Bialik raz za
razem wyliczał tytuły i autorów: święty Augustyn, Tommaso
Campanella, Cervantes, Bernanos, Claudel... Wiedziałem, Ŝe
jest to przynęta rzucona na złagodzenie stosunków, ale i tak
postanowiłem ją łyknąć.
11
Strona 12
- To nie są nazwiska związane z kulturą Ŝydowską! - za-
krzyknąłem z udawanym zdziwieniem.
- Owszem - odpowiedział zadowolony Bialik. - Mamy tu
wszystko. Proszę, niech ojciec wybierze jakąś ksiąŜkę.
- Jako prezent?
Spostrzegł, Ŝe wpadł w pułapkę. Nie chciał się wycofywać,
ale jednocześnie wiedział, Ŝe nie moŜe oddać mi czegoś, co
naleŜało do biblioteki. Zmienił więc temat.
- Chodźmy, o ksiąŜkach pomyślimy później.
Gabinet Bialika był obszerny. Przed biurkiem stały fotele,
a z prawej strony znajdował się dystrybutor z wodą. Na
podłodze leŜała mata z włókien kokosowych. Przez zasłonięte
okna przenikało miękkie światło. Ściany były nagie, z
wyjątkiem jednej, na której wisiał plan Starego Miasta po-
dzielony na cztery obszary, kaŜdy zaznaczony odmiennym
kolorem: strefa muzułmańska na zielono, chrześcijańska na
biało, ormiańska na czerwono, a hebrajska na Ŝółto.
- 6 czerwca 1967 roku - Bialik odezwał się z taką miną,
jakby powierzał mi w zaufaniu wielką tajemnicę - około
czterdziestu ośmiu godzin od rozpoczęcia wojny sześcio-
dniowej, Uzi Narkis, przywódca naszego wojska Tsahal,
polecił Mosze Dajanowi, aby wkroczył do Starego Miasta.
Mosze odpowiedział: „Wykluczone, czemu ma słuŜyć cały
ten Watykan?". Ale kilka godzin później nasz rząd postanowił
inaczej. Kto, zdaniem ojca, miał rację, Mosze czy rząd?
Spojrzałem na niego zaskoczony i nic nie odpowiedziałem.
Przedstawił mi właśnie historię, którą w Jerozolimie wszyscy
znali. Mówił dalej:
- Kiedy powstał Tsomet, sekcja Mossadu5 zajmująca się
państwami arabskimi, zostałem wcielony do niego jako agent.
Mossad - izraelska agencja wywiadowcza utworzona w 1951 roku. Tsomet -
prawicowa partia izraelska.
12
Strona 13
Dzisiaj jestem jego wicedyrektorem. Ale zapewniam ojca, Ŝe
Instytut nie jest Ŝadną przykrywką. Naprawdę nim kieruję. Na
tym polega magia Jerozolimy. Mosze Dajan tego nie ro-
zumiał. Stare Miasto to nie jest wielki Watykan, lecz miasto
naszej wiary i naszej pamięci, a Tsomet i Talmud to dwa nie-
zbędne i niepodzielne elementy, jak dwa lustrzane odbicia.
- Rozumie pan chyba, Ŝe nie mogę się z tym zgodzić.
- Kiedy wiele lat temu przybyłem do Jerozolimy, Izrael
był państwem utopii i marzeń. Mieliśmy ojczyznę. Prze-
kształcaliśmy piach w owoce, na pustyni odkrywaliśmy wodę,
nasze wojsko było młode, wierzyło, Ŝe jest niepokonane, i
walczyło z sercem. Potem coś się stało. Dzisiaj w wojsku jest
wielu młodych, którzy odbierają sobie Ŝycie. Zdarza się to na
całym świecie, ale u nas po raz pierwszy. I po raz pierwszy
mamy problemy z wodą: rezerwy Kinneret, które wy zwiecie
Jeziorem Galilejskim, znacznie się skurczyły. W przyszłości
będziemy musieli przekształcić naszą gospodarkę i ograniczyć
rolnictwo. Palestyńczycy utrzymują, Ŝe nie przestrzegamy
umów z Oslo i świadomie pozbawiamy ich wody.
Zapominają, Ŝe to my jesteśmy prześladowanymi. Pokazuje to
historia, bez cienia wątpliwości.
Bialik mówił, a ja myślałem o uroczystości, na jaką nie-
dawno zostałem zaproszony. Było to spotkanie dwóch ofi-
cerów wojska izraelskiego, którzy przeŜyli holokaust, spo-
tkanie w teatrze jerozolimskim zorganizowane przez pacy-
fistyczne stowarzyszenie. Na scenie zasiadły osoby starsze, a
wśród nich para bliźniaków. Kiedy nadeszła ich kolej, jeden z
nich wstał i opowiedział o dzieciństwie w Wilnie oku-
powanym przez nazistów. Któregoś dnia, kiedy jak zwykle
grali w piłkę z chrześcijańskimi kolegami, zostali złapani i
wsadzeni do pociągu, który jechał do Dachau. Tory biegły
obok boiska. Przez szpary w deskach wagonu widzieli,
13
Strona 14
jak ich chrześcijańscy koledzy kontynuowali grę. Niektórzy
oficerowie popłakali się, inni wyszli z sali wyraźnie
poruszeni. Moją uwagę zwrócił jeden z Ŝołnierzy, szczupły, z
kręconymi włosami, młody. Przejął mnie sposób, w jaki
uderzał czołem o karabin. Rytmicznie, w takt pradawnej
rozpaczy. Pomyślałem, Ŝe Bialik musiał cierpieć jak on, i jak
on wywodził się z przeszłości podobnej do przeszłości dwóch
braci. On tymczasem dalej opowiadał z pasją.
- Ponad jedna czwarta Ŝydowskich mieszkańców Jerozo-
limy uwaŜa, Ŝe państwo Izrael to bluźnierstwo, czyli w ogóle
go nie uznaje. Antynacjonalistyczni haredim6 są skrajnie or-
todoksyjni, nadal oczekują Mesjasza i marzą o przeszłości. W
zamieszkiwanych przez nich dzielnicach panują reguły
typowe dla środkowo-europejskiego getta z czasów między-
wojennych.
Zapytałem, czy kiedykolwiek zastanawiał się nad spo-
łeczną i duchową izolacją owych sefardyjskich favelas, za-
mieszkanych przez śydów irackich, marokańskich, tune-
zyjskich, jemeńskich i etiopskich. Odpowiedział, Ŝe dobrze
wie, iŜ ich rabini uciekają się do kabały w obrzędach przy-
pominających rytuały czarowników i uzdrowicieli ze sta-
roŜytnego Wschodu. On wolałby, aby w tych dzielnicach
powtórzyło się doświadczenie sztetlu7 z Wadi-Rum. Sztetl ten
zamieszkiwało około pięciu tysięcy osób. Z biegiem stuleci
doszło tam do wyjątkowego doświadczenia: obok siebie Ŝyły
dwie ubogie społeczności - ortodoksyjnych śydów i
osadników.
6
Haredim - „bojący się Boga", ekstremistyczna grupa ortodoksyjnych śydów,
odrzucających wszelkie nowinki cywilizacyjne; wyróŜniają się oni czarnymi
strojami i przykrywającymi całą głowę jarmułkami bądź kapeluszami.
Sztetl - w jęz. hebrajskim „miasteczko". Powszechnie oznacza małe skupi-
sko, miejsce zachowujące tradycyjną obyczajowość Ŝydowską.
14
Strona 15
- Sztetl, ojcze Matteo - jego ton pełen był entuzjazmu
- to nie symbol doskonałości, stanowi jednak pewien wzorzec
dla społeczeństwa.
Pokręciłem głową, gdyŜ nie byłem tego taki pewien.
Odpowiedziałem, Ŝe poniewaŜ Jerozolima jest jedynym na
świecie miastem świętym dla wielu religii, a co więcej, dla
skłóconych ze sobą grup wchodzących w obręb tej samej
wiary, niezwykle trudno jest zapewnić pełną ochronę praw
wszystkim.
- Sytuacja pogarsza się, kiedy uczucia religijne mieszają
się z politycznym odwetem - stwierdził Bialik powaŜnie. -
Wtedy zawsze powstają ekstremistyczne odłamy. Jedynym
wyjściem jest odebranie tej mojej ziemi Bogu i przywrócenie
jej ludziom.
Głęboko westchnął. Kontynuował natchnionym głosem.
- Wie ojciec, jak wyobraŜam sobie pierwszego śyda, któ-
ry postawił nogę na Ziemi Obiecanej? Ma rysy mitycznego
Izraelczyka, twarz ślicznego złotego chłopca. Widzę młodego
idealistę cierpiącego z powodu intryg politycznych i pokusy
bogactwa. Ale wiem, Ŝe zahartują go bitwy i krew. Ten złoty
chłopiec to nasza teraźniejszość, ale takŜe przyszłość. Ojcze
Matteo, zakazano nam wstępu na Górę Świątynną, gdzie
muzułmanie wznieśli swoje meczety. To, co zostało
zniszczone, odbuduje Mesjasz.
- Czy nie jest to równieŜ jakaś forma ekstremizmu? - za-
pytałem. Nie odpowiedział. W tym momencie do gabinetu
wszedł Ŝołnierz z Ŝółtą teczką w ręce. Bialik wziął ją i połoŜył
przed sobą, na biurku, potem wydał kilka krótkich poleceń.
śołnierz wysłuchał, wypręŜył się na baczność, stukając
obcasami, i wyszedł.
Saul Bialik otworzył teczkę, wyciągnął jej zawartość -
mógł to być raport policji - a kiedy czytał, na jego twarzy
15
Strona 16
wpierw pojawiła się złość, potem zadowolenie. Obserwując,
jak długimi palcami przewracał kartki, pomyślałem, Ŝe zdolne
byłyby do torturowania więźniów. To wystarczyło, aby
zrewidować pozytywną opinię, jaką o nim wydałem, w której
nieufność mieszała się z sympatią.
- Zastanawiam się - przerwał lekturę, odrywając mnie
od rozwaŜań - czy interesują ojca prawdziwi zabójcy, ci
z krwi i kości.
- Chyba tak - odpowiedziałem powoli. - Myślę, Ŝe tak.
Saul Bialik zacisnął usta.
- Jeśli rzeczywistość leŜy u początków kaŜdej historii,
często gubi się w mało konsekwentnych rozwinięciach
i wstrzymuje nagle akcję, pozostawiając wątek i jego zakoń-
czenie w zawieszeniu. Ta sama rzeczywistość zdolna jest tak
Ŝe oddalić się od ciekawego biegu, aby skupić się na jakimś
szczególe, który odbiera impet dramatycznym skutkom.
Zapytałem, czy ma na myśli dokumenty, które właśnie
czytał. Przytaknął, odpowiadając z pewną emfazą:
- Ojcze Matteo, te kartki kryją rzeczywistość zabójcy!
Bialik nie mógł wiedzieć, Ŝe jestem zamiłowanym czytel-
nikiem kryminałów. Uwielbiam zawiłe historie, zwłaszcza
Agathy Christie. UwaŜam, Ŝe Spotkanie ze śmiercią, po części
rozgrywające się w Petrze, jest absolutnie doskonałe - być
moŜe dlatego, iŜ powieść ta kryje w sobie liczne odniesienia
do mojego zawodu archeologa.
Wyjaśniłem Bialikowi, Ŝe moim zdaniem zabójca z po-
wieści kryminalnej jest zawsze bardziej ludzki od rzeczy-
wistego. W powieści bowiem ofiara, podejrzani, inspektor,
wszystko to jest wielce artystyczne. Natomiast realny zabójca
nie ma w sobie ani krztyny artyzmu.
Bialik spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Dziwiła go zna-
jomość kwestii tak obcych doświadczeniu kapłana. Odpo-
16
Strona 17
wiedziałem, Ŝe sakrament pokuty pozwala zrozumieć wiele
aspektów ludzkiej duszy. Wówczas wskazał na papiery leŜące
na biurku.
- W nich znajduje się Ŝycie osoby przyziemnej i podłej.
Zabójcy, szpiega, handlarza narkotykami, który dokonał co
najmniej dziesięciu zamachów.
- Ta ostatnia działalność wskazuje na duŜą dozę odwagi,
nieprawdaŜ?
Saul Bialik odrzekł stanowczo:
- Ojcze Matteo, Chefren ani razu nie wziął udziału w fi-
zycznej realizacji zorganizowanych zbrodni.
ZauwaŜyłem, Ŝe terrorysta, który na pseudonim wybiera
nazwę piramidy, prawdopodobnie posiada pewne
wykształcenie. Bialik wyjaśnił, Ŝe wykształcenie nie ma tu nic
do rzeczy. Pseudonim mógł bowiem być fałszywą
wskazówką. Tsomet poszukiwał go w Egipcie, gdyŜ uznano,
Ŝe albo stamtąd pochodzi, albo tam ma swoją kryjówkę i bazę
operacyjną. On jednak mógł być Syryjczykiem,
Libańczykiem, Jordańczykiem czy nawet mieszkańcem
Jerozolimy. Tacy profesjonaliści - dodał z pogardą w głosie -
nigdy nie ryzykują własnym Ŝyciem. Są ogniwem pośrednim
między politykami, którzy mają swój cel i dąŜą do niego,
przymykając oczy na środki, a idealistami gotowymi umrzeć
za swój sen. W kaŜdym zamachu najwaŜniejsze jest to by
odkryć, kto zapłacił za broń, a nie kto nacisnął na spust. A to
wiedzą tylko ludzie Chefrena. Kiedy wpadają w pułapkę, od
razu są chętni do współpracy. Nienawidzą więzienia i
związanych z nim takich niewygód, jak cięŜkie przesłuchanie,
na Wywód
przykład. zakończył zadowolonym tonem. Spytałem, na
czym polega takie cięŜkie przesłuchanie. Odpowiedział, Ŝe
nie jest przyjemne ani dla samego zainteresowanego, ani
17
Strona 18
dla oglądającego, konieczne jest jednak w przypadku tego
typu ludzi. Uśmiechnął się groźnie i kontynuował z pogardą:
- Odwagi nie moŜna kupić. Tsahal zaś w niej przoduje.
Nasi chłopcy są zawsze najlepiej przygotowani, dysponuje
my najnowocześniejszą bronią. Kto sądzi, Ŝe nasze wojsko
zmieniło się, Ŝe zmiękło, popełnia błąd. Politycznie wybra-
liśmy drogę pokoju, ale chłopcy z Tsahalu mogą stawić opór
kaŜdej przemocy, gdyŜ posiadają cel i ideał: bezpieczeństwo
Izraela.
Uznałem, iŜ powinienem zacytować werset z Biblii:
- Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo
wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej.
Bialik wstał, pokręcił głową, szczerząc zęby, pomyślałem,
Ŝe zaraz mnie zaatakuje. Ale złość ustąpiła zadowoleniu z
riposty, jaką właśnie mi gotował. Wyrecytował:
- „Głupcem jest ten, kto wierzy w bliźniego. Sprawiedli-
wość istnieje tylko dla tych, którym pięści i upór pozwalają
się jej domagać".
Teraz to ja wstałem z oburzenia. Podniosłem głos:
- Panie Bialik, pan mnie obraŜa, odpowiadając na cytat
z Biblii cytatem z Jabotinsky'ego. Myśli pan, Ŝe nie wiem,
kim był Leev Jabotinsky? śydowski faszysta, naśladowca
Mussoliniego i Hitlera, załoŜyciel Betaa, paramilitarnych
oddziałów brunatnych koszul, wychowywanych w dyscy-
plinie i w kulcie przywódcy. CzyŜby był pan miłośnikiem
Betaa?
Bialik przypomniał mi pojednawczo, Ŝe Jabotinsky uwaŜał
Włochy za duchową ojczyznę a siebie nazywał uczniem
Garibaldiego i Mazziniego. Przerwałem mu, cytując z pamięci
fragment listu do Mussoliniego z roku 1922:
18
Strona 19
- „Jeśli pragnie Pan poznać stopień Ŝywotności śydów,
proszę przyjrzeć się Pańskim faszystom i dodać odrobinę
tragedii".
Bialik drŜącym głosem spytał, czy wiem, co wykrzyczał
Bogu ostatni powstaniec w warszawskim getcie tuŜ przed
śmiercią, i, nie czekając na odpowiedź, wyrecytował:
- „Zawsze przestrzegać będę Twoich Praw, Panie, ale nie
ucałuję rózgi, która zadaje mi ciosy"
- Nie ma miejsca dla Hioba w pańskim Izraelu, prawda,
panie Bialik?
- Ojcze Matteo, niech ojciec zostawi w pokoju moje my-
śli. Proszę.
Schyliłem głowę, chyba przesadziłem.
On zaś wykonał dziwny gest: podniósł rękę do szyi i
uszczypnął się, jak gdyby zgniatał niewidocznego robaka.
Potem tą samą ręką długo i łagodnie gładził się po gardle.
Westchnął i powiedział nisko:
- KaŜdy wie, Ŝe jego prośby, chociaŜ moralnie uzasad-
nione, nie są realistyczne. Nie moŜna zawrzeć pokoju z Ara-
bami, a przekonuję się o tym za kaŜdym razem, kiedy na
ulicy czy w kawiarni daję wciągnąć się w polityczne dyskusje.
I kiedy od okazjonalnego palestyńskiego rozmówcy
słyszę tę samą, ale odwróconą argumentację, Ŝe to z śydami
nie moŜna zawrzeć pokoju. Gdy rano śyd otwiera oczy, wie,
Ŝe przed wieczorem jego rodak zostanie raniony bądź zabity
i Ŝe jego Ŝycie takŜe jest zagroŜone. Ale nie przykłada do tego
wagi. Co najwyŜej narzuca sobie jakieś ograniczenia. Nie
wchodzi do centrów handlowych, unika ulic, gdzie doszło
juŜ do zamachów, nie przebywa w miejscach zatłoczonych.
Zdaje sobie sprawę, Ŝe miasta coraz bardziej pustoszeją i Ŝe
czasami więcej jest policji niŜ przechodniów. I do tego juŜ
się przyzwyczaił. Wieczorem, po kolejnych wiadomościach
19
Strona 20
poświęconych pogrzebowi w Tel Awiwie czy w Gazie, mru-
czy pod nosem: „Na szczęście nie przydarzyło mi się dzisiaj
nic złego". Ojcze Matteo, tylko jedno jest pewne, chociaŜ
brzmi to moŜe dosyć złowrogo. Pewni jesteśmy, Ŝe oprócz
Palestyńczyków i kilku ekstremistów Ŝadne z graniczących
państw arabskich nie jest zainteresowane wywoływaniem
wojny. Problem stanowią jednak tacy ludzie, jak Chefren.
Rozumie mnie ojciec?
Skinąłem twierdząco głową. Uśmiechnął się znowu i wy-
jaśnił, Ŝe Chefren to tylko terrorysta, chociaŜ sprytniejszy od
innych, gdyŜ nigdy nie dał się sfotografować. Tajne słuŜby z
połowy Europy wiedziały o jego istnieniu. Między innymi
dlatego, Ŝe Chefren był wielkim podróŜnikiem. ZauwaŜyłem,
Ŝe mówi o nim, jak gdyby juŜ nie Ŝył.
- Tak, nie Ŝyje. Ubiegłej nocy pewien rybak wyciągnął
jego zwłoki z wód Kinneret. Miał poderŜnięte gardło i pływał
na powierzchni, jak śmieć, którym zresztą był. Brutalny
koniec. Co jest juŜ jakąś formą sprawiedliwości.
Z twarzy Saula Bialika znikła surowość.
- Zaprosiłem ojca do siebie ze względu na historię, która
w jakiś sposób ojca dotyczy i wiąŜe się z terroryzmem.
- Ma pan na myśli, Ŝe wiąŜe się ze zmarłym Chefrenem?
- W pewnym sensie.
Moja reakcja była gwałtowna:
- To absurd podejrzewać archeologa, docenta historii i
geografii biblijnej, o kontakty z terrorystami.
Bialik rozpogodził się, jak gdybym obdarzył go komple-
mentem. Potem nagle zmienił wyraz twarzy. Teraz wydawał
się znudzony:
- Ach, tak?
- Tak.
20