Sage Angie - Septimus Heap 04 - Tajemna Wyprawa 01

Szczegóły
Tytuł Sage Angie - Septimus Heap 04 - Tajemna Wyprawa 01
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Sage Angie - Septimus Heap 04 - Tajemna Wyprawa 01 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Sage Angie - Septimus Heap 04 - Tajemna Wyprawa 01 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Sage Angie - Septimus Heap 04 - Tajemna Wyprawa 01 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 SEPTIMUS HEAP * KSIĘGA CZWARTA * TAjEI)ir[A WYPRAWA AKGIE SAGE Ilustracje Mark Zug Tłumaczenie Jacek Drewnowski Strona 2 Strona 3 +>-Pobrane z chomika Nilandir NICKO I SNORRI T r w a j a r m a r k p r z y D r o d z e Czarodziejów. D z i e w c z y n a i c h ł o p a k z a t r z y m u j ą się p r z y s t r a g a n i e z m a r y n o w a n y m i śle- / dziami. Jasne kręcone włosy chłopa­ ka są z a p l e c i o n e w warkoczyki, zgod­ nie z modą, która zapanuje wśród żeglarzy w odległej przyszłości. Je­ g o z i e l o n e o c z y mają p o w a ż n y , n i e ­ m a l s m u t n y wyraz, gdy n a m a w i a dziew­ czynę, b y p o z w o l i ł a m u k u p i ć dla niej śledzie. W ł o s y dziewczyny też są jasne, niemal białe. Proste i długie, związane skórzaną Strona 4 opaską, charakterystyczną dla k u p c ó w z Północy. Jasnonie­ b i e s k i m i o c z a m i w p a t r u j e się w c h ł o p a k a . - N i e - o d p o w i a d a . - N i e m o g ę ich j e ś ć . Za b a r d z o przy­ pominałyby mi dom. - P r z e c i e ż u w i e l b i a s z ś l e d z i e - on na t o . Właścicielka straganu, starsza kobieta o oczach równie bladoniebieskich, jak u dziewczyny, przez cały r a n e k nie sprzedała ani j e d n e g o śledzia. Za żadne skarby nie chce p r z e p u ś c i ć t a k i e j okazji. - Jeśli uwielbiasz śledzie, m u s i s z s k o s z t o w a ć - odzywa się d o d z i e w c z y n y . - S ą z r o b i o n e , j a k n a l e ż y . W ł a ś n i e t a k p o w i n n o się m a r y n o w a ć ś l e d z i e . O d c i n a k a w a ł e k , p o c z y m wbija w e ń m a ł y , z a o s t r z o n y pa­ tyczek i podaje dziewczynie. - Dalej, Snorri - m ó w i c h ł o p a k niemal błagalnym t o n e m . - Spróbuj. Proszę. - Dobre? - pyta sprzedawczyni. - Dobre, Stara Matko - odpowiada Snorri. - Bardzo do­ bre. N i c k o m y ś l i . Myśli o t y m , że w ł a ś c i c i e l k a s t r a g a n u wyglą­ da jak Snorri. Ma taki s a m melodyjny akcent i nie posługuje się k o n s t r u k c j a m i d a w n e j m o w y , d o k t ó r e j p r z y w y k l i p r z e z kilka miesięcy, s p ę d z o n y c h już w tym Czasie. - P r z e p r a s z a m - o d z y w a się. - Skąd p a n i p o c h o d z i ? W o c z a c h s t a r u s z k i p o j a w i a się t ę s k n e s p o j r z e n i e . - Nie zrozumiałbyś - mówi. N i c k o n i e daje z a w y g r a n ą . - A l e n i e j e s t p a n i s t ą d - n a c i s k a . - P o z n a j ę , bo m ó w i p a n i j a k S n o r r i . - O b e j m u j e d z i e w c z y n ę r a m i e n i e m , a ta się czerwieni. Kobieta wzrusza ramionami. Strona 5 PROLOG 11 - T o p r a w d a , ż e n i e p o c h o d z ę stąd. Mój ojciec z o s t a ł t a k daleko, że nie zdołacie tego n a w e t sobie wyobrazić. T e r a z t a k ż e S n o r r i p r z y g l ą d a się s t a r u s z c e i n a g l e z w r a c a się d o niej w d z i w n y m j ę z y k u , j ę z y k u w ł a s n e g o C z a s u . O c z y k o b i e t y jaśnieją, gdy słyszy m o w ę , k t ó r ą p o s ł u g i w a ­ ła się w d z i e c i ń s t w i e . - T a k - o d p o w i a d a na n i e ś m i a ł e p y t a n i e d z i e w c z y n y . - J e ­ s t e m Ells. Ells L a r u s d o t t i r . S n o r r i z n o w u zadaje p y t a n i e , a k o b i e t a o s t r o ż n i e o d p o ­ wiada: - T a k , m a m , a raczej m i a ł a m , s i o s t r ę o i m i e n i u H e r d i s . Skąd w i e s z ? J e s t e ś j e d n ą z t y c h , c o t o p r z e c h w y t u j ą m y ś l i ? S n o r r i kręci głową. - N i e - zaprzecza, ciągle w s w o i m języku. - Ale j e s t e m D u - chowidzącą. T a k jak m o j a b a b k a , H e r d i s L a r u s d o t t i r . I m o j a m a t k a , Alfrun, k t ó r a jeszcze się n i e u r o d z i ł a , gdy m o j a pra- c i o t k a Ells z n i k n ę ł a w Z w i e r c i a d l e . N i c k o z a s t a n a w i a się, c o t a k i e g o p o w i e d z i a ł a S n o r r i , ż e s t a r u s z k a c h w y c i ł a się r o z c h w i e r u t a n e g o s t o ł u t a k m o c ­ n o , a ż p o b i e l a ł y jej kłykcie. C h o c i a ż d z i e w c z y n a u c z y ł a g o s w o j e g o języka, r o z m a w i a ł a z e s t a r u s z k ą z n a c z n i e szybciej, niż do tego przywykł, i teraz zdołał rozpoznać tylko j e d n o słowo: „matka". *** A z a t e m p r a c i o t k a Ells z a b i e r a N i c k a i S n o r r i do s w o j e g o wysokiego, wąskiego d o m u przy m u r a c h Z a m k u , wrzuca szczapę d r e w n a do kaflowego pieca i o p o w i a d a im swoją historię. Wiele godzin później Snorri i Nicko wychodzą z jej d o m u , n a s y c e n i m a r y n o w a n y m i śledziami, p r z e p e ł n i e n i Strona 6 nadzieją. A co najważniejsze, mają m a p ę , pokazującą d r o g ę d o D o m u F o r y k s ó w , miejsca Połączenia W s z y s t k i c h C z a s ó w . Tego wieczoru Snorri sporządza dwie kopie m a p y i jedną daje M a r c e l l u s o w i Pye'owi, A l c h e m i k o w i , u k t ó r e g o m i e s z ­ kają. P r z e z kilka n a s t ę p n y c h t y g o d n i snują p l a n y i szykują się do p o d r ó ż y w n i e z n a n e . J e s t szary, d e s z c z o w y d z i e ń , g d y M a r c e l l u s Pye, z a m y ś l o ­ n y i g ł ę b o k o przejęty, s t o i n a z a m k o w y m n a b r z e ż u , m a c h a ­ jąc i c h ł o d z i n a p o ż e g n a n i e . Strona 7 UWOLNIENIE NICKA J a n n i t M a a r t e n , z a j m u j ą c a się b u d o ­ wą łodzi, zmierzała do Pałacu. \ 1: Ta szczupła, skromna kobieta 0 zdecydowanych ruchach, z wło­ sami związanymi z tyłu jak u żeglarza, w najśmiel­ szych s n a c h nie przy­ puszczałaby, że pewne­ go dnia zacumuje łódź przy Wężowej Pochylni 1 r u s z y ku P a ł a c o w e j B r a m i e . A l e o t o s t a n ę ł a u jej p o d n ó ż a , p e ł n a o b a w , w t e n szary i dżdży­ sty, w i o s e n n y d z i e ń . sagi KM Strona 8 Kilka m i n u t później H i l d e g a r d a , P o d c z a r o d z i e j k a , pełnią­ c a s ł u ż b ę p r z y d r z w i a c h P a ł a c u , p o d n i o s ł a w z r o k z n a d swo­ jej r o z p r a w k i do szkoły wieczorowej, z a t y t u ł o w a n e j „Metody, zasady i p r a k t y k a t r a n s f o r m a c j i " . Ujrzała J a n n i t , z w a h a n i e m przechodzącą przez szeroki m o s t z desek, przerzucony n a d o z d o b n ą fosą i w i o d ą c y do p a ł a c o w y c h w r ó t . Z u ś m i e c h e m skoczyła n a r ó w n e n o g i . - Dzień dobry, p a n n o M a a r t e n . C z y m m o g ę służyć? - W i e s z , j a k się n a z y w a m ! - s t w i e r d z i ł a ze z d u m i e n i e m Jannit. H i l d e g a r d a n i e p r z y z n a ł a się, ż e s t a r a się z n a ć n a z w i ­ s k a w s z y s t k i c h . Z a m i a s t t e g o p o w i e d z i a ł a : - Oczywiście, że wiem, p a n n o Maarten. W zeszłym roku pani warsztat naprawił łódź mojej siostry. Była bardzo zadowolona z usługi. J a n n i t n i e m i a ł a pojęcia, k i m t e ż m o g ł a być s i o s t r a P o d c z a r o d z i e j k i , ale m i m o w o l n i e z a c z ę ł a się z a s t a n a w i a ć , o k t ó r ą ł ó d ź c h o d z i . P a m i ę t a ł a ł o d z i e . U ś m i e c h n ę ł a się n i e ś m i a ł o i zdjęła s f a t y g o w a n y ż e g l a r s k i k a p e l u s z , który w ł o ż y ł a specjalnie na w i z y t ę w P a ł a c u - s t a n o w i ł d l a niej o d p o w i e d n i k sukni balowej i d i a d e m u . - D a m y n i e m u s z ą z d e j m o w a ć n a k r y c i a g ł o w y - oznaj­ miła Hildegarda. - O? - z d z i w i ł a się J a n n i t , z a s t a n a w i a j ą c się, co ta z a s a d a ma z nią w s p ó l n e g o . N i e m y ś l a ł a o s o b i e j a k o o d a m i e . - Czy chce p a n i k o g o ś widzieć? - spytała Podczarodziejka, n a w y k ł a d o gości, k t ó r z y z a p o m i n a l i j ę z y k a w gębie. Jannit obracała kapelusz w dłoniach. - Sarę H e a p - oznajmiła. - Proszę. - W y ś l ę p o s ł a ń c a . C z y m o g ę jej p r z e k a z a ć , w jakiej spra­ w i e c h c e się z nią p a n i s p o t k a ć ? Strona 9 Po dłuższej chwili kobieta w k o ń c u odpowiedziała. - N i c k o H e a p - wyjaśniła, w p a t r u j ą c się w k a p e l u s z . - A. Proszę na chwilę spocząć. Zaraz znajdę kogoś, k t o p a n i ą d o niej z a p r o w a d z i . Dziesięć m i n u t później Sara H e a p , c h u d s z a niż kiedyś, ale wciąż w p o s i a d a n i u z n a c z n e j ilości s ł o m i a n y c h l o k ó w , typowych dla Heapów, siedziała przy niewielkim stole w swoim saloniku. Patrzyła na Jannit pełnymi niepokoju zielonymi oczami. Jannit przycupnęła na skraju szerokiej sofy. Chociaż c z u ł a się n i e s w o j o , w c a l e n i e d l a t e g o s i e d z i a ł a n a k r a w ę d z i . P o p r o s t u n a sofie z o s t a ł o t y l k o tyle m i e j s c a - r e s z t ę z a j m o ­ w a ł y r u p i e c i e , k t ó r e z d a w a ł y się p o d ą ż a ć w s z ę d z i e z a Sarą H e a p . P o d c z a s gdy p a r ę r o ś l i n d o n i c z k o w y c h w b i j a ł o jej się w plecy, a c h w i e j n a s t e r t a r ę c z n i k ó w o p i e r a ł a się o nią r o z k o s z n i e , J a n n i t s i e d z i a ł a w y p r o s t o w a n a i o m a l n i e ze­ skoczyła, gdy z e s t o s u u b r a ń p r z y k o m i n k u r o z l e g ł o się ci­ c h e k w a k a n i e . K u jej z d u m i e n i u s p o m i ę d z y u b r a ń w y ł o n i ł a się p o r o ś n i ę t a szczeciną k a c z k a o r ó ż o w e j s k ó r z e , n o s z ą c a wielobarwną, zrobioną na szydełku kamizelkę. Kaczka po­ c z ł a p a ł a w jej s t r o n ę i u s a d o w i ł a się u jej s t ó p . Sara p s t r y k n ę ł a palcami. - C h o d ź t u , E t h e l - p o w i e d z i a ł a do kaczki, a ta p o d n i o ­ s ł a się i p o d e s z ł a do Sary, k t ó r a w z i ę ł a ją i p o s a d z i ł a s o b i e na k o l a n a c h . - J e d n o ze s t w o r z e ń J e n n y - wyjaśniła z u ś m i e ­ c h e m . - Nigdy nie marzyła o zwierzątkach domowych, a te­ raz ma nagle dwa. Dziwne. Nie wiem, skąd je wzięła. J a n n i t u ś m i e c h n ę ł a się u p r z e j m i e , n i e p e w n a , o d c z e g o zacząć to, co miała do powiedzenia. Z a p a d ł o niezręczne milczenie. Strona 10 - H m m . N o . . . - wydusiła w końcu. - Duży dom. - O, t a k . B a r d z o d u ż y - p r z y z n a ł a Sara. - W s p a n i a ł y dla licznej r o d z i n y - d o d a ł a J a n n i t i od r a z u pożałowała tych słów. - G d y b y ta r o d z i n a c h c i a ł a w n i m m i e s z k a ć - o d p a r ł a g o r z k o Sara. - Ale n i e w t e d y , gdy c z w ó r k a m o i c h dzieci p o s t a n a w i a żyć w lesie ze z b o r e m w i e d ź m i n i e c h c e przy­ c h o d z i ć d o d o m u , n a w e t w o d w i e d z i n y . N o i , oczywiście, j e s t j e s z c z e S i m o n . W i e m , ż e p o s t ą p i ł źle, ale t o wciąż m ó j pierworodny. Bardzo za n i m tęsknię. Chciałabym, żeby tu m i e s z k a ł . P o r a , ż e b y się u s t a t k o w a ł . M ó g ł w y b r a ć k o g o ś g o r s z e g o n i ż Lucy G r i n g e , c z e g o by o niej n i e m ó w i ł j e g o oj­ ciec. T u j e s t m n ó s t w o m i e j s c a dla n i c h w s z y s t k i c h i jeszcze d l a w n u k ó w . J e s t p o z a t y m m ó j m a ł y S e p t i m u s . P r z e z tyle lat b y l i ś m y r o z d z i e l e n i , a t e r a z on t k w i na szczycie W i e ż y C z a r o d z i e j ó w z n a d ę t ą M a r c i a O v e r s t r a n d , k t ó r a p r z y każdej okazji b e z c z e l n i e pyta, czy cieszę się, że t a k c z ę s t o w i d u j ę S e p t i m u s a . P e w n i e u w a ż a , ż e t o p y s z n y żart, b o o b e c n i e t a k n a p r a w d ę w c a l e g o n i e widuję, w ł a ś c i w i e o d k ą d N i c k o . . . - A - o d e z w a ł a się J a n n i t , chwytając okazję. - N i c k o . W ł a ś n i e p o t o . . . n o , p e w n i e się p a n i d o m y ś l a , p o c o przy­ szłam. - N i e - o d p a r ł a Sara, k t ó r a m o g ł a się d o m y ś l i ć , ale n i e chciała. - A h a . - J a n n i t s p u ś c i ł a w z r o k n a swój k a p e l u s z , p o c z y m p o ł o ż y ł a g o n a jakiejś s t e r c i e z a s o b ą t a k i m r u c h e m , j a k b y od początku zamierzała to zrobić. Miała d u s z ę na ramieniu. W i e d z i a ł a , c o się święci. Odchrząknęła i zaczęła mówić. - J a k p a n i w i e , N i c k o z n i k n ą ł j u ż p ó ł r o k u t e m u i o ile m i w i a d o m o , n i k t n i e ma pojęcia, g d z i e j e s t i k i e d y . . . a raczej Strona 11 P o b r a n e z c h o m i k a N i l a n d i r h t t p : / / c h o m i k u j . p l / C h o m i k . a s 17 p x ? i d = N i l a n d i r U W O L N I E N I EN I C K A czy w o g ó l e w r ó c i . W ł a ś c i w i e , b a r d z o p r z y k r o m i t o m ó w i ć , słyszałam, że nie. S a r a a ż się z a c h ł y s n ę ł a . D o t ą d n i k t n i e o d w a ż y ł się p o ­ w i e d z i e ć jej t e g o w t w a r z . - B a r d z o m i p r z y k r o , ż e m u s i a ł a m t u przyjść, p a n i H e a p , ale... - O, m a m n a i m i ę Sara. P r o s z ę , m ó w m i Sara. - Sara. S a r o , p r z y k r o m i , ale n i e m o ż e m y j u ż d ł u ż e j r a d z i ć s o b i e b e z N i c k a . Z b l i ż a się s e z o n l e t n i , k i e d y j e s z c z e więcej durnych ryzykantów wyruszy w morze, żeby złowić parę śledzi. W s z y s c y chcą m i e ć g o t o w e ł o d z i e , a d o t e g o p o r t o ­ wa barka z n ó w jest w naprawie po ostatnich sztormach... M a m y t e r a z najwięcej r o b o t y . P r z y k r o , ale d o p ó k i N i c k o u m n i e terminuje, to zgodnie z r e g u l a m i n e m Zrzeszenia S z k u t n i k ó w ( k t ó r y j e s t p e ł e n p u ł a p e k , ale i t a k m u s z ę się d o n i e g o s t o s o w a ć ) , n i e m o g ę przyjąć n i k o g o i n n e g o . P i l n i e potrzebuję n o w e g o ucznia, zwłaszcza że R u p e r t Gringe nie­ długo zakończy termin. S a r a H e a p m o c n o z w a r ł a d ł o n i e i J a n n i t z a u w a ż y ł a , ż e jej paznokcie są z u p e ł n i e poobgryzane. Przez kilka chwil Sara t r z ę s ł a się, n i e m ó w i ą c a n i s ł o w a . P o t e m , gdy J a n n i t j u ż m y ś l a ł a , ż e t o o n a b ę d z i e m u s i a ł a p r z e r w a ć m i l c z e n i e , go­ s p o d y n i o d e z w a ł a się: - O n w r ó c i . N i e w i e r z ę , ż e cofnęli się w Czasie. Nikt nie m o ż e tego dokonać. J e n n a i Septimus t y l k o myślą, ż e i m się u d a ł o . T o był j a k i ś n a d z w y c z a j p a ­ s k u d n y czar. Ciągle p r o s z ę M a r c i e , ż e b y g o r o z p r a c o w a ł a . M o g ł a b y o d n a l e ź ć N i c k a , w i e m , ż e b y m o g ł a , ale n i e z r o b i ł a nic. Nic. To z u p e ł n y k o s z m a r ! - Sara z rozpaczy p o d głos. - B a r d z o mi p r z y k r o - m r u k n ę ł a J a n n i t . - N a p r ; Sara w z i ę ł a g ł ę b o k i w d e c h i p r ó b o w a ł a się u s p Strona 12 - T o n i e t w o j a w i n a , J a n n i t . Byłaś dla N i c k a b a r d z o d o b r a . U w i e l b i a ł d l a ciebie p r a c o w a ć . Ale oczywiście m u s i s z zna­ leźć n o w e g o u c z n i a , c h o c i a ż c h c i a ł a b y m cię p r o s i ć o j e d n o . - Oczywiście - odparła Jannit. - Kiedy N i c k o w r ó c i , o d n o w i s z m u t e r m i n ? - Z n a j w i ę k s z ą p r z y j e m n o ś c i ą . - J a n n i t u ś m i e c h n ę ł a się z z a d o w o l e n i e m . Tę p r o ś b ę m o g ł a chętnie spełnić. - N a w e t jeśli b ę d ę m i a ł a i n n e g o u c z n i a , N i c k o o d r a z u z a j m i e m i e j ­ sce R u p e r t a i z o s t a n i e m o i m s t a r s z y m u c z n i e m , czyli cze­ l a d n i k i e m , jak t o m ó w i m y w w a r s z t a c i e . - Byłoby c u d o w n i e . - S a r a u ś m i e c h n ę ł a się t ę s k n i e . - A t e r a z - J a n n i t p r z e s z ł a do sprawy, k t ó r a b u d z i ł a w niej największy lęk - m u s z ę cię n i e s t e t y p r o s i ć o p o d p i s a n i e z w o l n i e n i a . - W s t a ł a , by z k i e s z e n i p ł a s z c z a wyciągnąć zwi­ tek pergaminu, a pozbawiona podparcia sterta ręczników p r z e w r ó c i ł a się i zajęła jej miejsce. J a n n i t zrobiła miejsce na stole, n a s t ę p n i e r o z w i n ę ł a dłu­ g i zwój, n a k t ó r y m s p i s a n o u m o w ę t e r m i n a t o r s k ą N i c k a . O b c i ą ż y ł a g ó r ę i d ó ł d o k u m e n t u t y m , co w p a d ł o jej w r ę c e : sfatygowaną p o w i e ś c i ą p o d t y t u ł e m „ M i ł o ś ć n a p e ł n y m m o ­ r z u " o r a z d u ż ą t o r b ą ciastek. - A c h - w e s t c h n ę ł a S a r a na w i d o k p e ł n e g o z a w i j a s ó w p o d p i s u Nicka, widniejącego u dołu o b o k d w ó c h innych, n a k r e ś l o n y c h r ę k ą J a n n i t i jej s a m e j . Jannit pospiesznie położyła na sygnaturach zwolnienie - mały kawałek pergaminu. - Saro, j a k o ż e j e s t e ś j e d n ą z e s t r o n , k t ó r e p o d p i s a ł y u m o ­ w ę , m u s z ę cię p r o s i ć o p a r a f o w a n i e z w o l n i e n i a . M a m p i ó r o , g d y b y ś . . . gdybyś n i e m o g ł a z n a l e ź ć . Sara nie m o g ł a znaleźć. Wzięła pióro i kałamarzyk, które J a n n i t wyjęła z drugiej k i e s z e n i płaszcza, z a m o c z y ł a k o ń c ó w - Strona 13 kc w a t r a m e n c i e , po c z y m - czując się tak, j a k b y o d b i e r a ł a N i c k o w i życie - p o d p i s a ł a ś w i s t e k . Łza s p a d ł a n a a t r a m e n t i r o z m a z a ł a go. O b i e k o b i e t y u d a ł y , że t e g o n i e widzą. J a n n i t z ł o ż y ł a swój p o d p i s o b o k p o d p i s u m a t k i N i c k a . P o t e m z p r z e p a s t n e j k i e s z e n i w y c i ą g n ę ł a igłę o r a z m o c n ą żeglarską n i ć i n a s z y ł a z w o l n i e n i e n a w c z e ś n i e j s z e p o d p i s y . Nicko Heap nie terminował już u Jannit Maarten. J a n n i t z ł a p a ł a k a p e l u s z b a l a n s u j ą c y n a szczycie s t e r t y z a jej p l e c a m i i u c i e k ł a . D o p i e r o n a ł o d z i z o r i e n t o w a ł a się, ż e w z i ę ł a o g r o d n i c z y k a p e l u s z Sary, lecz, n i e zważając n a t o , n a s u n ę ł a go na głowę i powoli p o w i o s ł o w a ł a z p o w r o t e m do swojego warsztatu. Silas H e a p i M a k s i o , p i e s rasy wilczarz, z a s t a l i S a r ę w jej ogródku z ziołami. Z jakiegoś niezrozumiałego p o w o d u m i a ł a n a g ł o w i e ż e g l a r s k i k a p e l u s z . M i a ł a t e ż z e s o b ą kacz­ kę J e n n y . Silas za kaczką n i e p r z e p a d a ł - w i d o k jej szczeci­ ny p r z y p r a w i a ł go o gęsią s k ó r k ę , a k a m i z e l k a ś w i a d c z y ł a jego z d a n i e m o tym, że Sara zaczyna trochę wariować. - A, tu j e s t e ś - p o w i e d z i a ł , i d ą c p r z e z ł a d n i e u t r z y m a n y t r a w n i c z e k w s t r o n ę p o l e t k a m i ę t y , w k t ó r e j k o b i e t a grze­ b a ł a o d n i e c h c e n i a m o t y k ą . - W s z ę d z i e cię s z u k a ł e m . S a r a w o d p o w i e d z i u ś m i e c h n ę ł a się s ł a b o , a gdy Silas i M a k s i o zaczęli b r n ą ć p r z e z b e z b r o n n ą m i ę t ę , n a w e t n i e z a p r o t e s t o w a ł a . Silas, p o d o b n i e j a k o n a , w y d a w a ł się za­ troskany. Jego włosy o barwie słomy przyprószyła ostatnio siwizna, niebieskie szaty Czarodzieja Zwyczajnego wisiały n a n i m l u ź n o , a s r e b r n y p a s z a p i ę t y był o d z i u r k ę czy d w i e ciaśniej n i ż z w y k l e . W o b ł o k u uderzającej d o g ł o w y w o n i m i a ż d ż o n e j m i ę t y Silas zbliżył się d o Sary i o d r a z u r o z p o ­ czął p r z y g o t o w a n ą z a w c z a s u p r z e m o w ę . Strona 14 - N i e s p o d o b a ci się to - zaczął - ale p o d j ą ł e m decyzję. M a k s i o i ja p ó j d z i e m y do P u s z c z y i n i e w r ó c i m y , d o p ó k i go nie znajdziemy. Sara p o d n i o s ł a kaczkę i m o c n o ją przytuliła. Stworzenie wydało z siebie s t ł u m i o n e kwaknięcie. - G ł u p i e c z ciebie - p o w i e d z i a ł a . - Ile r a z y ci p o w t a ­ rzałam, że gdybyś skłonił Marcie do zrobienia czegoś w s p r a w i e M r o c z n e j Magii, k t ó r a g d z i e ś u w i ę z i ł a N i c k a , t o w r ó c i ł b y w j e d n e j c h w i l i . Ale n i c z t e g o . Ciągle o p o w i a d a s z o tej g ł u p i e j P u s z c z y . . . Silas w e s t c h n ą ł . - M ó w i ł e m ci, M a r c i a t w i e r d z i , ż e t o n i e M r o c z n a Magia. N i e m a s e n s u ciągle j ą o t o p y t a ć . - Z g r o m i ł a g o w z r o k i e m , w i ę c z m i e n i ł p o d e j ś c i e . - S ł u c h a j , Saro, n i e m o g ę s i e d z i e ć z założonymi rękami, doprowadza mnie to do szału. M i n ę ł o już pół roku, o d k ą d J e n n a i S e p t i m u s wrócili bez N i c k a , i n i e z a m i e r z a m d ł u ż e j c z e k a ć . M i a ł a ś t e n s a m sen, c o ja. W i e s z , ż e t o c o ś z n a c z y . Sara pamiętała, co przyśniło jej się kilka miesięcy p o z n i k n i ę c i u N i c k a . S z e d ł p r z e z las, w g ł ę b o k i m ś n i e g u . Z a p a d a ł z m r o k i ż ó ł t e ś w i a t ł o p r z e s ą c z a ł o się p r z e z d r z e w a p r z e d n i m . O b o k s z ł a d z i e w c z y n a , z d a w a ł o się, ż e t r o c h ę s t a r s z a o d n i e g o . M i a ł a d ł u g i e , b a r d z o j a s n e w ł o s y i by­ ła o w i n i ę t a wilczą skórą. W s k a z y w a ł a ś w i a t ł o z p r z o d u . W t y m m o m e n c i e Silas zaczął c h r a p a ć i S a r a g w a ł t o w n i e się p r z e b u d z i ł a . N a s t ę p n e g o r a n k a Silas z z a p a ł e m o p o w i e ­ dział swój s e n o N i c k u . Ku z d u m i e n i u Sary o k a z a ł się on i d e n t y c z n y , j a k jej. Silas n a b r a ł p r z e k o n a n i a , że N i c k o j e s t w P u s z c z y i p o ­ s t a n o w i ł g o s z u k a ć . Ale S a r a się n i e z g o d z i ł a . P o w i e d z i a ł a , ż e las z e s n u t o n i e b y ł a P u s z c z a w o k ó ł Z a m k u . W y g l ą d a ł Strona 15 inaczej, m i a ł a p e w n o ś ć . Z t y m z k o l e i n i e z g o d z i ł się Silas. S t w i e r d z i ł , ż e z n a P u s z c z ę i n a p e w n o się n i e m y l i . P o d c z a s p r z e ż y t y c h w s p ó l n i e lat m a ł ż o n k o w i e n i e z a w s z e się zgadzali, ale s z y b k o r o z w i ą z y w a l i spory, p r z y c z y m Silas c z ę s t o p r z y n o s i ł ż o n i e b u k i e c i k p o l n y c h k w i a t ó w a l b o ziół n a z n a k p o k o j u . Ale t y m r a z e m n i e b y ł o o t y m m o w y . Ich k ł ó t n i e o las s t a w a ł y się c o r a z b a r d z i e j g o r z k i e i w k r ó t c e stracili z o c z u p r a w d z i w ą p r z y c z y n ę s w o j e g o n i e s z c z ę ś c i a : zniknięcie Nicka. Ale t y m r a z e m Silas w p a d ł w ł a ś n i e n a w y c h o d z ą c ą J a n n i t Maarten, która niosła anulowaną u m o w ę terminatorską. Podjął decyzję. P o s t a n o w i ł iść d o Puszczy, b y z n a l e ź ć N i c k a i n i k t n i e m ó g ł go z a t r z y m a ć , a z w ł a s z c z a Sara. Strona 16 WOLNY Nakarm Magogi, nie tykaj Szpicla i nie buszuj w mo­ jej k o m n a c i e . Z r o z u m i a n o ? - mówił Simon Heap do swojego nachmu­ rzonego pomocnika, Merrina Mereditha. - Tak, t a k - o d r z e k ł nadąsany Merrin, który siedział apa­ tycznie w jedynym wygodnym fotelu w Obserwatorium. C i e m n e w ł o s y zwie- Strona 17 O L N Y23 szały m u się n a t w a r z , zasłaniając d u ż y p r y s z c z n a ś r o d k u czoła, k t ó r y w y s k o c z y ł nocą. - Z r o z u m i a n o ? - p o w t ó r z y ł S i m o n ze złością. - Chyba powiedziałem „tak", prawda? - mruknął Merrin, machając długimi, patykowatymi nogami, tak że stopy ude­ r z a ł y o fotel z d r a ż n i ą c ą r e g u l a r n o ś c i ą . - I lepiej u t r z y m u j tu c z y s t o ś ć - p o l e c i ł a Lucy G r i n g e . - Nie chcę zastać bałaganu po powrocie. M e r r i n z e r w a ł się na n o g i i z d r w i n ą u k ł o n i ł się Lucy. - T a k jest, w a s z a w y s o k o ś ć . M o g ę z r o b i ć c o ś j e s z c z e , wasza wysokość? Lucy G r i n g e z a c h i c h o t a ł a . Simon H e a p zmarszczył brwi. - C h o d ź , Lucy - p o w i e d z i a ł z irytacją w głosie. - Jeśli oczy­ wiście c h c e s z d o t r z e ć d o P o r t u p r z e d z a p a d n i ę c i e m nocy. - Chwileczkę, m u s z ę jeszcze znaleźć... - M a m twoją t o r b ę i p ł a s z c z . C h o d ź , Lucy. - S i m o n r u ­ szył p r z e z O b s e r w a t o r i u m , a j e g o k r o k i r o z b r z m i e w a ł y g ł u ­ c h o n a c z a r n y c h ł u p k a c h . P o chwili z n i k n ą ł z a g r a n i t o w y m , ł u k o w a t y m przejściem, wiodącym na schody. - Aha, Merrinie, nie r ó b niczego głupiego. - Głos S i m o n a p o n i ó s ł się e c h e m p o s c h o d a c h . M e r r i n ze złością k o p n ą ł fotel, aż w g ó r ę w z b i ł się t u m a n k u r z u i z d e z o r i e n t o w a n y c h c i e m . N i e był g ł u p i . N i e był, n i e był, nie był g ł u p i . Przez p i e r w s z e dziesięć lat j e g o życia g ł u p ­ cem nazywał go poprzedni mistrz, D o m D a n i e l , Merrin miał w i ę c t e g o dosyć. Przez t e w s z y s t k i e lata u w a ż a n o g o o m y ł ­ k o w o z a S e p t i m u s a H e a p a , ale c h o ć b a r d z o się starał, był k i e p s k ą imitacją p r a w d z i w e g o S e p t i m u s a . D o m D a n i e l nigdy n i e z o r i e n t o w a ł się w p o m y ł c e i n i e d o m y ś l i ł się, d l a c z e g o jego nieszczęsnemu Uczniowi nic nigdy nie wychodzi. Strona 18 Krzywiąc się, M e r r i n o p a d ł z p o w r o t e m na stary fotel. Patrzył, jak Lucy G r i n g e , powiewając w a r k o c z y k a m i i w s t ą ż ­ kami, m i o t a się p o s p i e s z n i e , zbierając w o s t a t n i e j chwili jakieś drobiazgi. W k o ń c u była g o t o w a . Z ł a p a ł a w i e l o b a r w n y szal, k t ó r y z r o b i ł a dla S i m o n a n a d r u t a c h p o d c z a s d ł u g i c h z i m o w y c h w i e c z o r ó w w P o r t o w y m Sklepie z Plackami, i wybiegła z a n i m . G d y z n i k a ł a w m r o c z n y m , ł u k o w a t y m przejściu, n i e ś m i a ł o p o m a c h a ł a M e r r i n o w i . C h ł o p a k p r z e s t a ł się d ą s a ć i o d m a c h a ł w o d p o w i e d z i . Lucy z a w s z e potrafiła w y w o ł a ć u ś m i e c h na jego twarzy. Lucy, szczęśliwa, że o p u s z c z a miejsce, które uważała z a n a j o k r o p n i e j s z e n a świecie, n i e z a p r z ą t a ł a s o b i e więcej głowy Merrinem, tylko słuchała głuchego odgłosu swoich b u t ó w , gdy r o z p o c z y n a ł a d ł u g i e zejście d o z i m n e j , wilgotnej, p e ł n e j ś l u z u N o r y R o b a l a , w której S i m o n t r z y m a ł swojego konia, G r o m a . G d y d ź w i ę k k r o k ó w Lucy oddalił się i z a s t ą p i ł a go cisza, M e r r i n przystąpił do d z i a ł a n i a . C h w y c i ł d ł u g ą tyczkę i zaczął szybko o p u s z c z a ć c z a r n e rolety, zasłaniające o k n o n a szczy­ cie p o m i e s z c z e n i a , k t ó r e w y s t a w a ł o p o n a d s z o r s t k ą t r a w ę i s k a l n e w y s t ę p y na w y s o k i m , ł u p k o w y m u r w i s k u i było je­ dyną w i d o c z n ą z z e w n ą t r z częścią O b s e r w a t o r i u m . W m i a r ę jak c h ł o p a k zaciągał r o l e t ę z a roletą, o g r o m n e p o m i e s z c z e n i e stopniowo ciemniało, aż zapanował w n i m p ó ł m r o k . P o d s z e d ł d o C a m e r a O b s c u r a - d u ż e g o , w k l ę s ł e g o dysku, znajdującego się p o ś r o d k u - i zaczął się w s k u p i e n i u przy­ p a t r y w a ć . Dysk, k t ó r y w p o r a n n y c h p r o m i e n i a c h słońca, sączących się z góry, wyglądał jak biały talerz, t e r a z uległ p r z e m i a n i e . W e w n ą t r z u k a z a ł się plastyczny, b a r w n y w i d o k . Z a u r o c z o n y M e r r i n p a t r z y ł n a rząd owiec, k r o c z ą c y c h p o w o l i Strona 19 WOLNY 25 wzdłuż krawędzi urwiska, i na różowe od w s c h o d u słońca chmury, płynące niespiesznie za nimi. M e r r i n wyciągnął rękę, złapał długą tyczkę, wiszącą p o ś r o d k u o k n a , i zaczął ją o b r a c a ć . R o z l e g ł o się o b u r z o n e skrzypienie niewielkiej ramy, która u t r z y m y w a ł a soczewkę, przekazującą o b r a z n a d y s k p o n i ż e j . G d y c h ł o p a k p o w o l i o b r a c a ł s o c z e w k ę , o b r a z p r z e d j e g o o c z a m i z m i e n i a ł się, ukazując milczącą p a n o r a m ę z e w n ę t r z n e g o ś w i a t a . M e r r i n dla z a b a w y w y k o n a ł o b r ó t o p e ł n e 3 6 0 s t o p n i , a d o p i e r o p o t e m w y s z u k a ł miejsce, k t ó r e chciał o b s e r w o w a ć . P u ś c i ł tyczkę i s k r z y p i e n i e u s t a ł o . O d g a r n i a j ą c z o c z u r o z w i c h r z o ­ n e , c z a r n e w ł o s y , p o c h y l i ł się n a p r z ó d i w b i ł u w a ż n e spoj­ r z e n i e w s c e n ę p r z e d sobą. N a d y s k u pojawił się d ł u g i , k r ę t y szlak, k t ó r y w i ł się między występami skalnymi. Po jego prawej stronie widniał g ł ę b o k i w ą w ó z , a po lewej - p i o n o w e ściany ł u p k ó w , p o p r z e ­ rywane tu i ówdzie skalnym albo żwirowym osuwiskiem. M e r r i n c z e k a ł cierpliwie, aż w k o ń c u j e g o o c z o m u k a z a ł się G r o m . Koń flegmatycznie człapał szlakiem, p r o w a d z o n y ostrożnie przez swojego pana, okrytego czarnym płaszczem d l a o s ł o n y p r z e d p o r a n n y m c h ł o d e m . S i m o n był t e ż o p a t u ­ l o n y s z a l e m Lucy, k t ó r e g o d r u g i k o n i e c d z i e w c z y n a o w i n ę ł a w o k ó ł w ł a s n e j szyi. S i e d z i a ł a z a S i m o n e m w s w o i m c e n n y m n i e b i e s k i m p ł a s z c z u i m o c n o t r z y m a ł a go w p a s i e . M e r r i n z u ś m i e c h e m p a t r z y ł , jak k o ń w ciszy p r z e m i e r z a dysk. P o w i e d z i a ł s o b i e w d u c h u , ż e o d p r o w a d z a p o d r ó ż ­ nych. Obserwując powolną wędrówkę Groma, pogratulo­ w a ł s o b i e , ż e t o w s z y s t k o z a p l a n o w a ł . O d chwili, gdy p a r ę t y g o d n i t e m u p o j a w i ł a się Lucy G r i n g e - w t o w a r z y s t w i e n a d z w y c z a j irytującego s z c z u r a , k t ó r e g o p o ż e g n a ł c e l n y m k o p n i a k i e m - M e r r i n zaczął s n u ć p l a n y . O k a z j a n a d a r z y ł a Strona 20 się szybciej, n i ż się s p o d z i e w a ł . Lucy c h c i a ł a p i e r ś c i o n k a , i to n i e byle j a k i e g o . P i e r ś c i o n k a z d i a m e n t e m . M e r r i n był z a s k o c z o n y , ż e S i m o n t a k s z y b k o p r z y s t a ­ j e n a s p o s ó b m y ś l e n i a Lucy w w i e l u s p r a w a c h - n a w e t w k w e s t i i p i e r ś c i o n k ó w z d i a m e n t a m i . Korzystając z okazji, z a p r o p o n o w a ł , ż e p r z y p i l n u j e O b s e r w a t o r i u m , p o d c z a s gdy S i m o n z a b i e r z e Lucy d o P o r t u w p o s z u k i w a n i u p i e r ś c i o n k a . S i m o n się z g o d z i ł , j a k o ż e m y ś l a ł o o d w i e d z e n i u m a g a z y n u D r a g o Millsa, g d z i e o d b y w a ł a się w y p r z e d a ż , o k t ó r e j w i e l e o p o w i a d a ł s z c z u r . Z a c z ę ł a się t y d z i e ń w c z e ś n i e j , z p o w o d u śmierci właściciela m a g a z y n u i p o d o b n o nie b r a k o w a ł o n a niej z d u m i e w a j ą c y c h okazji. Lucy G r i n g e m i a ł a j e d n a k o d m i e n n e z d a n i e . W y b r a ł a j u ż i d e a l n y p i e r ś c i o n e k z dia­ m e n t e m i z całą p e w n o ś c i ą n i e p o c h o d z i ł on z w y p r z e d a ż y w magazynie Drago Millsa. W końcu cierpliwość Merrina została n a g r o d z o n a i G r o m wyniósł oboje jeźdźców p o z a krawędź dysku. Gdy ogon ko­ nia zniknął z pola widzenia, chłopak wydał głośny okrzyk r a d o ś c i . W k o ń c u - p o t y m , j a k p r z e z c a ł e życie k t o ś i n n y m ó w i ł m u , c o m a r o b i ć - był w o l n y !