Sack John -- Spisek franciszkanów
Szczegóły |
Tytuł |
Sack John -- Spisek franciszkanów |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Sack John -- Spisek franciszkanów PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Sack John -- Spisek franciszkanów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Sack John -- Spisek franciszkanów - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
SPISEK
FRANCISZKANÓW
JOHN SACK
Z angielskiego przełoŜył
JACEK MANICKI
Strona 4
Tytuł oryginału:
THE FRANCISCAN CONSPIRACY
Copyright © John Sack 2005
Ali rights reserved
Copyright © for the Polish edition by
Wydawnictwo Albatros A. Kurylowicz 2007
Copyright © for the Polish translation by Jacek Manicki 2007
Cover art © Milwaukee Art Museum Francisco de
Zurbaran (1598-1664) Saint Francis of Assisi in Tomb
Redakcja: Beata Słama
Konsultacja historyczna: prof. Zbigniew Mikołejko
Projekt graficzny okładki: Andrzej Kuryłowicz
Skład: Laguna
ISBN 978-83-7359-466-1
Dystrybucja
Firma Księgarska Jacek Olesiejuk
Poznańska 91, 05-850 OŜarów Maz.
t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009
www.olesiejuk.pl
SprzedaŜ wysyłkowa - księgarnie internetowe
www.merlin.pl
www.empik.com
www.ksiazki.wp.pl
WYDAWNICTWO ALBATROS
ANDRZEJ KURYLOWICZ
Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa
2007. Wydanie II Druk:
WZDZ - Drukarnia Lega, Opole
Strona 5
Dziękuję
Northwest Writing Institute of Lewis i Clark College za udostęp-
nienie mi Walden Residency i za cenny dar czasu.
Literatom z Blue Mountain oraz czytelnikom z White Cloud za
nieocenione rady i zachętę.
A nade wszystko Franciszkowi, który nalegał, by ta historia została
opowiedziana. Grazie molte.
Strona 6
Strona 7
Gdyby szatan istniał, dalsze losy zakonu załoŜonego przez świętego
Franciszka przyniosłyby mu najwyŜszą satysfakcję... Uwieńczeniem
Ŝycia świętego Franciszka stało się powstanie jeszcze jednego opły-
wającego w dostatki i skorumpowanego zakonu, umocnienie hierarchii i
ułatwienie prześladowania kaŜdego, komu miła była czystość moralna
i wolność myśli. Mając na uwadze jego ideę i charakter, nie sposób
sobie wyobrazić bardziej gorzkiego rezultatu.
Bertrand Russell
Nie mówcie mi, Ŝe Franciszek poniósł klęskę. Duch kompromisu
ogarnął i okroił jego marzenie; ogarnął jego braci... i zmienił ich, tak
jak od początku próbował zmienić jego, w zacnych, ale zwyczajnych
mnichów. Ogarnął jego ciało i pochował je w jednym z najwspanial-
szych kościołów Italii. Ogarnął niebezpieczną historię jego Ŝycia i wtło-
czył ją w ramy ocenzurowanych i zaadaptowanych biografii. Ale nie
zdołał ogarnąć samego Franciszka... Franciszkowi się udało; to inni
zawiedli.
Ernest Raymond
Strona 8
Strona 9
Postaci
BRACIA MNIEJSI (FRANCISZKANIE)
Ministrowie generalni (1212—1279)
1212—1226 Święty Franciszek z AsyŜu
Wikariusze: Pietro Caetani, 1212—1221
Eliasz Bonbarone, 1221—1227
Sekretarz: Leon z AsyŜu
1227—1232 Jan Parenti
1232—1239 Eliasz Bonbarone
Sekretarz: Iluminat da Chieti
1239—1240 Albert z Pizy
1240—1244 Hajmon z Faversham
1244—1247 Krescenty z Iesi
1247—1257 Jan z Parmy
1257—1274 Bonawentura da Bagnoregio
Sekretarz: Bernard z Bessa
1274—1279 Girolamo d'Ascoli
BRACIA
Konrad da Offida, pustelnik z frakcji spirytualnej
Federico, gość w AsyŜu
Lodovico, bibliotekarz w Sacro Convento
9
Strona 10
Salimbene, skryba i kronikarz
Tomasz z Celano, pierwszy biograf świętego Franciszka
Ubertino da Casale, nowicjusz
Zefferino, towarzysz brata Iluminata
ZE WSPÓLNOTY ASYśU
Angelo di Pietro Bernardone, handlarz wełną
Dante, najstarszy syn Angela
Piccardo, syn Angela
Orfeo, Ŝeglarz, najmłodszy syn Angela
Francesco di Pietro Bernardone (święty Franciszek z AsyŜu),
brat Angela
Giacoma dei Settisoli, owdowiała szlachcianka, dawniej z
Rzymu
Roberto, lokaj Donny Giacomy
Neno, woźnica
Primo, kmieć
Simone delia Rocca Paida, pan na głównej cytadeli AsyŜu
Calisto di Simone, jego syn
Bruno, najemnik Calista
Matteus Anglicus, medyk z Anglii
Z FOSSATO DI VICO
Giancarlo di Margherita, dawny rycerz, były burmistrz AsyŜu
ZE WSPÓLNOTY GENUI
Enrico, syn kmiecia z Vercelli
Z ANKONY
Rosanna, przyjaciółka brata Konrada da Offida
ZE WSPÓLNOTY TODI
Z Coldimezzo
Capitanio di Coldimezzo, donator działki pod bazylikę di San
Francesco
Buonconte di Capitanio, syn Capitanio
Cristiana, jego Ŝona
Amata, jego córka
Fabiano, jego syn
10
Strona 11
Guido di Capitanio, brat Buonconte
Vanna, jego córka
Teresa (Teresina), jego wnuczka
Z miasta Todi
Jacopo dei Benedetti (Jacopone), pokutnik
kardynał Benedetto Gaetani
Roffredo Gaetani, brat Benedetto
Bonifazio, biskup Todi, brat Capitanio di Coldimezza
Z WENECJI
Lorenzo Tiepolo, doŜa Wenecji
Maffeo Polo, handlarz klejnotami
Nicolo Polo, brat Maffea
Marco Polo, syn Nicola
PAPIEśE (1198—1276)
1198—1216 Innocenty III, zatwierdził zakon braci mniejszych
1217—1227 Honoriusz III
1227—1241 Grzegorz IX (Ugolino da Segni, były kardynał
protektor braci mniejszych, 1220—1227)
1241 Celestyn IV
1241—1243 Dwunastomiesięczny wakans
1243—1254 Innocenty IV
1254—1261 Aleksander IV
1261—1264 Urban IV
1265—1268 Klemens IV
1268—1272 Czteroletni wakans
1272—1276 Grzegorz X (Tebaldo Visconti di Piacenza, były legat
papieski w Akce w Ziemi Świętej)
Strona 12
PROLOG
AsyŜ
25 marca, 1230
Simone delia Rocca Paida wpatrywał się w wylot zaułka, z którego
lada chwila mieli się wyłonić zakonnicy. śwawiej, wynijdźcieŜ tu do
mnie, wy parszywe kościelne myszy. Niechaj się juŜ stanie. Rycerz wypro-
stował się w siodle, sprawdził, czy miecz luźno chodzi w pochwie. Język
wysechł mu na wiór.
Ta tłuszcza działała mu na nerwy. Przez cały poranek tłumy wlewały
się na piazza, nie zwaŜając na głębokie po kostki błocko i kolejną ulewę
wiszącą w powietrzu. Burmistrz Giancarlo ogłosił dzisiejszy dzień świę-
tem, i ludziom nie mogły popsuć radosnego nastroju ani wiosenny desz-
czyk, ani nawet wzniesiona w ciągu nocy zapora. śołnierze straŜy miej-
skiej Giancarla naściągali belek i marmurowych bloków z na pół ukoń-
czonego górnego kościoła nowej bazyliki i sklecili z nich niski murek w
poprzek placu. Teraz straŜnicy zaganiali za ten murek mieszczan niczym
ryby do stawu. Motłoch kotłował się i walczył na łokcie o miejsce, z którego
13
Strona 13
najlepiej będzie widać. Ścisk robił się coraz większy, wrzawa narastała.
Ten, kto wytęŜał słuch w nadziei, Ŝe w tym tumulcie wyłowi zawczasu
śpiew mnichów, próŜno się wysilał. Pozostawało mu jedynie patrzeć w
tym samym kierunku co Simone.
W końcu z zaułka buchnęły kłęby kadzidlanego dymu i w tym dy-
mie rycerz dojrzał kiwający się krzyŜ oraz piuski chłopców wymachu-
jących kadzielnicami. Procesja wkraczała na plac. Za późno na rozterki.
Simone rozstawił juŜ swoich konnych twarzą do kruchty górnego
kościoła. Teraz dał jeźdźcom znak głową i pogładziwszy na szczęście
pióropusz, nałoŜył hełm. Z suchym jak dratwa gardłem i dłonią na ręko-
jeści miecza ścisnął kolanami boki wierzchowca i skierował go między
ciŜbę a procesję.
Mlaskanie błota pod końskimi kopytami i zwodniczo łagodne po-
brzękiwanie rycerskich pancerzy tonęło w monotonnym śpiewie, z któ-
rym dwuszereg kardynałów w czerwonych sutannach i pelerynach sunął
na podobieństwo barwnej stonogi po pomoście z desek ułoŜonym w
poprzek placu. Ani oni, ani kroczący za nimi biskupi w gronostajach
nie okazywali najmniejszego zaniepokojenia widokiem zbliŜających się
jeźdźców. Tak samo lud Ŝegnający się i przyklękający za zaporą.
Bo i czym tu się niepokoić? Wszak to rycerze z Rocca Paida, twier-
dzy na szczycie wzgórza, czuwającej nad bezpieczeństwem miasta. O
tym, Ŝe perugianie zamierzają wykraść szczątki świętego męŜa, słyszał
tu chyba kaŜdy. Taką przynajmniej nadzieję miał Simone. Zaskoczenie
było jego najlepszym sprzymierzeńcem.
Za biskupami kroczyli bracia zakonni, a w połowie ich kolumny ko-
lebała się dźwigana na ramionach trumna. Przecięli plac skrajem ogra-
niczającej go od południa skarpy. Krucyfiks, kardynałowie i biskupi
znikali stopniowo z oczu, zstępując po stromej ścieŜce, która prowadzi-
ła do dolnego kościoła. Czoło procesji zatrzymało się juŜ i czekało w
szyku na jego podwórcu.
Nadszedł moment, na który czekał Simone.
14
Strona 14
— Adesso! Teraz! — ryknął, kiedy trumna pochyliła się i teŜ zaczę-
ła znikać za krawędzią skarpy. Dźgnięty ostrogami perszeron stanął
dęba i wierzgając przednimi nogami, tak jak go przyuczono do zacho-
wania w bitwie, runął na pochód. Trzasnęła pękająca kość i jakiś mnich
z okrzykiem bólu znikł pod wierzchowcem, inny, uskakując przed szar-
Ŝującą bestią, sturlał się po skarpie. Simone, uśmiechając się pod heł-
mem, rozdzielał na prawo i lewo razy płazem miecza. Zawróciwszy
konia w miejscu, dojrzał straŜników miejskich staczających potyczkę z
grupą męŜczyzn próbujących przeleźć przez zaporę dla gawiedzi.
— Odciąć szczyt ścieŜki! — krzyknął do najbliŜszego jeźdźca.
Dwóch jego ludzi galopowało juŜ za trumną, pędząc tych, którzy ją
nieśli, ku podwórcowi dolnego kościoła. Oszołomieni mnisi zachowy-
wali się tak, jak to było do przewidzenia: biegli przed siebie, by schro-
nić się za plecami burmistrza, który z resztą straŜników czekał u stóp
ścieŜki, i szukać azylu w kościele. Lecz ludzie Giancarla przepędzali
juŜ pikami kościelnych dostojników z podwórca dolnego kościoła, i ci
pierzchali w furkocie infuł, ornatów i podkasanych sutann, pnąc się
ścieŜką na spotkanie trumny. Kiedy zakonnicy zrozumieli, Ŝe wzięto ich
w dwa ognie, było juŜ za późno.
Simone galopował ścieŜką w dół. Przed nim jakiś mnich, ucapiwszy
za ramię straŜnika, wywrzaskiwał coś piskliwym głosem. StraŜnik oba-
lił go na ziemię ciosem Ŝelaznej rękawicy i koń Simone musiał prze-
skoczyć nad staczającym się po pochyłości nieszczęśnikiem, Ŝeby go
nie stratować.
Rycerz obejrzał się dopiero u stóp wzgórza. Spod kaptura, który zsu-
nął się mnichowi z głowy, wymknął się długi, gruby, czarny warkocz.
Rzymska wdowa! A Ŝeby ją pokręciło! Co robi pośród zakonników?!
Krew ciekła jej po policzku, kiedy w końcu wstała, ale ona albo nie
zdawała sobie z tego sprawy, albo o to nie dbała. Pogroziła mu pięścią,
jej zielone oczy pałały.
— Jak śmiesz, Simone! — wrzasnęła. — Jak śmiesz podnosić rękę
na naszego świętego!
15
Strona 15
Rycerz sapnął gniewnie na dźwięk swojego imienia. Od początku
był zdania, Ŝe burmistrz powinien nająć do tej brudnej roboty Ŝołnierzy
z innego miasta.
Bez słowa zawrócił konia i pogalopował do drzwi kościoła. StraŜni-
cy miejscy mieli juŜ trumnę, odrywali właśnie od wieka ostatniego
niepozornego mnicha, który uczepił się go jak rzep. To ani chybi ten
pokurcz Leon, domyślił się Simone. Dźwigając drewnianą skrzynię,
ludzie Giancarla, obrzucani przez sługi Kościoła obelgami, schowali się
za plecy Simone. Rycerz zeskoczył z konia i podał wodze jednemu ze
straŜników.
— Będziesz się za to w piekle smaŜył, Simone! — krzyknął ktoś
nad samym jego uchem. Odwrócił się i uniósł miecz, ale biskup AsyŜu
zasłonił się noszonym na piersiach krzyŜem. Simone, przygryzając
dolną wargę, wszedł do kościoła. TuŜ za nim wpadł tam burmistrz. W
kruchcie czekali juŜ handlarz wełną i kasztelan ze wspólnoty Todi.
— Postawić trumnę! — krzyknął Giancarlo do swoich ludzi.
Kiedy to uczynili, wypchnął ich na zewnątrz, by strzegli podwórca, a
sam zatrzasnął za nimi odrzwia i z pomocą rycerza zaryglował je grubą
belką. Potem, dysząc cięŜko, oparł się plecami o ich rzeźbioną po-
wierzchnię, Simone zaś zdjął hełm i otarł pot z czoła rękawem pikowa-
nego kubraka. Dopiero teraz, chowając miecz do pochwy, zobaczył na
głowni krzepnące karmazynowe zacieki. Coraz gorzej, pomyślał ponu-
ro.
Mrok panujący w kruchcie i stłumiona wrzawa dobiegająca sprzed
kościoła działały nań kojąco. Potoczył wzrokiem po twarzach pobladłe-
go kasztelana, kupca krzywiącego usta w pogardliwym grymasie, zaci-
skającego szczęki burmistrza, zachodząc w głowę, co teŜ skłoniło kaŜ-
dego z nich do wplątania się w tę świętokradczą awanturę. Podejrzewał,
Ŝe kupiec rad by wyprzedał szczątki kostka po kosteczce na relikwie,
nic sobie nie robiąc z tego, Ŝe naleŜą do jego jedynego brata.
— Prędzej — dobiegło z końca nawy. — Nieście tu trumnę. —
Dwaj zakonnicy, mistrz mularski, brat Eliasz, i jego zausznik czekali po
obu stronach głównego ołtarza. Smolne łuczywa płonące w uchwytach
16
Strona 16
za nimi przywodziły Simone na myśl ognie piekielne, którymi groził
mu biskup. Ich blask rzucał na kościół cień brata Eliasza o wiele więk-
szy niŜ ten drobnej postury spiskowiec, prowodyr kradzieŜy. Pomimo
chłodnego cugu przepływającego przez kościół twarz Simone poczer-
wieniała z gorąca. Zastanawiał się, czy nim opuszczą świątynię, Eliasz,
mimo Ŝe współwinien tego grzechu, będzie mógł udzielić mu rozgrze-
szenia. Wzdragał się stawać przed zgromadzoną na zewnątrz tłuszczą z
grzechem śmiertelnym na sumieniu.
Doszedłszy do czoła nawy, czterej spiskowcy stwierdzili, Ŝe główny
ołtarz jest odsunięty, a w miejscu, w którym stał, zieje głęboka dziura
wykuta w skalnym podłoŜu. Postawili trumnę na powrozach rozciągnię-
tych równolegle do dziury i z pomocą zakonników opuścili ją do sarko-
fagu. Rzucili powrozy na wieko trumny i Eliasz obrócił jedną z ozdob-
nych miniaturowych kolumienek w tylnej części ołtarza. Dał się słyszeć
cichy trzask i masywny blok jął obracać się z chrobotem kamienia trą-
cego o kamień, nasuwając na dziurę. Na koniec zakonnik zamaskował
ziemią szparę u dołu marmurowej podstawy i zatarł ją sandałem.
— Kamieniarze zaczęli wczoraj układać posadzkę w absydzie —
powiedział. — Jutro dotrą tutaj. Nie pozostanie najmniejszy ślad. Nikt
nie będzie wiedział, gdzie spoczywa.
Przyklęknął przed ołtarzem na jedno kolano i pochylił głowę.
— Najmniejszy ślad, ojcze Franciszku — powtórzył szeptem. —
Zabrałeś swoją tajemnicę do grobu.
Simone wrócił myślami do spotkania w pałacu Giancarla, gdzie ten
zakonnik, Eliasz, upierał się, Ŝe zwłoki trzeba ukryć nawet przed wier-
nymi, by uchronić je przed łowcami relikwii. Z początku z rezerwą
podchodził do wytaczanych przez mnicha argumentów. Jego zdaniem
Eliasz do tej pory nie mógł pogodzić się z poraŜką w wyborach na sta-
nowisko ministra generalnego, wakujące od śmierci świętego Francisz-
ka. Bractwo na sukcesora zmarłego świętego wybrało innego zakonni-
ka, posuniętego w latach uduchowionego człowieka, którego cała wie-
dza o zarządzaniu zmieściłaby się w małym palcu Eliasza. Eliasz
przekuł jednak poraŜkę w triumf, kiedy papieŜ poprosił go osobiście o
17
Strona 17
wzniesienie tej bazyliki. Teraz brał odwet na tych, którzy go odrzucili,
ukrywając najcenniejszą relikwię zakonu tam, gdzie nigdy jej nie znaj-
dą. Następnym razem bracia dobrze się zastanowią, zanim zagłosują
przeciwko niemu.
Uprzątnąwszy podłogę wokół ołtarza, Eliasz skinął na swego zausz-
nika.
— Bracie Iluminacie, przynieście szkatułkę.
Młodzian rozpłynął się w mrokach transeptu. Po chwili wrócił z ma-
łym złotym relikwiarzem. Eliasz uniósł wieczko i wyjął pierścień z
bladoniebieskim kamieniem. Wsunął go z namaszczeniem na palec, a
asystujący mu mnich rozdał podobne pierścienie wszystkim obecnym.
— Dnia dzisiejszego załoŜone zostaje Compari delia Tomba, Brac-
two Grobu — rzekł uroczyście Eliasz. — Przysięgnijmy na nasze Ŝycie
nie wyjawić nigdy miejsca spoczynku tych kości.
— I niechaj sczeźnie kaŜden, kto odkryje to miejsce przypadkiem
— dodał posępnym głosem Giancarlo. — Bóg nam świadkiem.
— Bóg nam świadkiem — powtórzyli pozostali. Uniosły się i ze-
tknęły zaciśnięte w pięść dłonie. W blasku łuczyw zaskrzyły się pier-
ścienie. Potem kaŜdy z męŜczyzn rozprostował palce i zacisnął je po-
nownie na nadgarstku sąsiada.
— Amen! Niechaj tak będzie! — zakrzyknęli chórem.
Strona 18
Strona 19
CZĘŚĆ PIERWSZA
Gryf
Strona 20
I
Dzieci świętego Remigiusza
1 października, 1271
Brat Konrad przystanął u szczytu ścieŜki pnącej się zakosami ku je-
go chacie i patrzył, ściągając brwi. Wiewiórka, która na jego widok
zamachała puszystym ogonem i zeskoczyła z parapetu okna, dawała mu
do zrozumienia, Ŝe ma gościa i Ŝe nie jest nim nikt ze sług Rosanny.
— Sza, bracie Szary! — upomniał zwierzątko pustelnik, zrzucając z
ramion wiązkę chrustu. — Witaj obcego, jak mnie samego. A nuŜ to
któryś z aniołów boŜych?
Wziął wiewiórkę na ręce i podrzucił ją lekko na poczerniały pień
pobliskiej sosny. Wspięła się na wyŜszą gałąź, a Konrad przestąpił próg
chaty.
Nieświadom tej pogwarki braciszek zakonny spał, złoŜywszy głowę
na stole, jego twarz zakrywał kaptur. Konrad odchrząknął z zadowole-
niem. Skoro ma juŜ znosić czyjąś obecność i zabawiać gościa rozmową,
to niech to przynajmniej będzie dyskurs na wzniosłe tematy.
23