Rekrutacja - Caroline Grimwalker
Szczegóły |
Tytuł |
Rekrutacja - Caroline Grimwalker |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Rekrutacja - Caroline Grimwalker PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Rekrutacja - Caroline Grimwalker PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Rekrutacja - Caroline Grimwalker - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Tytuł oryginału: Rekryteringen
Przekład z języka szwedzkiego: Karolina Skiba
Copyright © Caroline Grimwalker, 2023
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2023
Projekt graficzny okładki: Monika Drobnik-Słociń ska
Redakcja: Aneta Tkaczyk
Korekta: Maria Armata
ISBN 978-87-0236-613-6
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobień stwo do osó b i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
tel:691962519
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Strona 5
Spis treści
PROLOG
Rezydencja, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
15 GRUDNIA 2014
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
19 GRUDNIA 2014
Remiza strażacka, stacja 100, Borlä nge
24 MARCA 1985
Sąd Rejonowy w Malmö
19 GRUDNIA 2014
Szpital w Lund
WIOSNA 1988 LUB 1989
Sąd Rejonowy w Malmö
19 GRUDNIA 2014
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Sąd Rejonowy w Malmö
19 GRUDNIA 2014
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
19 GRUDNIA 2014
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Folkså ngsgatan 300, Malmö
MAJ 1998
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
WIGILIA 2014
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
31 GRUDNIA 2014
Szkoła Lindä nge, Malmö
12 STYCZNIA 1999
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
3 STYCZNIA 2015
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
4 STYCZNIA 2015
Zakład przejściowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
5 STYCZNIA 2015
Strona 6
Zakład przejściowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
6 STYCZNIA 2015
Zakład przejściowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
9 STYCZNIA 2015
Zakład przejściowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
2 LUTEGO 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Zakład przejściowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
28 LUTEGO 2015
Oddział Bukowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
28 LUTEGO 2015
Przybudó wka, zakład karny Hinseberg, Frö vi
3 MARCA 2015
Folkså ngsgatan 300, Malmö
2 PAŹ DZIERNIKA 2000
Zakład karny Hinseberg, Frö vi
5 MARCA 2015
Oddział Bukowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
6 MARCA 2015
Oddział Bukowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
28 KWIETNIA 2015
Oddział Bukowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
29 KWIETNIA 2015
Izolatka, zakład karny Hinseberg, Frö vi
30 KWIETNIA 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Przybudó wka, zakład karny Hinseberg, Frö vi
3 MAJA 2015
Oddział Bukowy, zakład karny Hinseberg, Frö vi
7 MAJA 2015
Lundagå rd, Lund
18 WRZEŚ NIA 2007
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Centralna stró żó wka, zakład karny Hinseberg, Frö vi
22 MAJA 2015
Triangeln, Lugnet, Malmö
1 LISTOPADA 2007
Bä sta Bilexperten, Norra Grä ngesbergsgatan, Malmö
23 GRUDNIA 2007
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Strona 7
Spacerniak oddziału Bukowego, zakład karny Hinseberg, Frö vi
1 CZERWCA 2015
Zakład karny Hinseberg, Frö vi
30 CZERWCA 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Zamek, zakład karny Hinseberg, Frö vi
3 LIPCA 2015
Głó wna brama, zakład karny Hinseberg, Frö vi
4 LIPCA 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Vä stra Hamnen, Malmö
4 LIPCA 2015
Vä stra Hamnen, Malmö
5 LIPCA 2015
SATS, Vä stra Hamnen, Malmö
8 LIPCA 2015
Vä stra Hamnen, Malmö
9 LIPCA 2015
Port lotniczy w Malmö , Sturup
9 LIPCA 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Maniyafushi, Malediwy
9 LIPCA 2015
Maniyafushi, Malediwy
9 LIPCA 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
North Beach, Maniyafushi, Malediwy
10 LIPCA 2015
Maniyafushi, Malediwy
10 LIPCA 2015
Vä stra Hamnen, Malmö
12 LIPCA 2015
Vä stra Hamnen, Malmö
13 LIPCA 2015
Videdal, Malmö
13 LIPCA 2015
Amadeo Auto, Videdal, Malmö
13 LIPCA 2015
Kamieniołom Knivså sens, Dalby
13 LIPCA 2015
Strona 8
Zamek Marsvinsholm, Ystad
13 LIPCA 2015
SUB-MH, Skania
13 LIPCA 2015
Poziom minus trzy, SUB-MH, Skania
13 LIPCA 2015
Poziom minus pięć, SUB-MH, Skania
13 LIPCA 2015
Poziom minus pięć, SUB-MH, Skania
14 LIPCA 2015
Poziom minus pięć, SUB-MH, Skania
15 LIPCA 2015
Poziom minus pięć, SUB-MH, Skania
20 LIPCA 2015
Poziom minus pięć, SUB-MH, Skania
23 LIPCA 2015
Poziom minus trzy, SUB-MH, Skania
23 LIPCA 2015
Poziom minus trzy, SUB-MH, Skania
23 LIPCA 2015
Domek myśliwski, zamek Marsvinsholm, Skania
23 LIPCA 2015
Warsztat, SUB-MH, Skania
24 LIPCA 2015
Grand Hotel, Sztokholm
26 LIPCA 2015
Weranda, Grand Hotel, Sztokholm
27 LIPCA 2015
Rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
10 SIERPNIA 2015
Kwatera Głó wna, rezerwat przyrody Huvududden, Skania
10 SIERPNIA 2015
Rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
10 SIERPNIA 2015
Południowe nabrzeże, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
10 SIERPNIA 2015
Ołtarz ofiarny, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
10 SIERPNIA 2015
Rotunda, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
10 SIERPNIA 2015
Rotunda, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
10 SIERPNIA 2015
Strona 9
Rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
11 SIERPNIA 2015
Magazyn broni, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
11 SIERPNIA 2015
Strzelnica, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
11 SIERPNIA 2015
Rezydencja, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
11 SIERPNIA 2015
Rezydencja, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
12 SIERPNIA 2015
Gabinet, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
12 SIERPNIA 2015
Gabinet, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
12 SIERPNIA 2015
Wioska, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
12 SIERPNIA 2015
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Wioska, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
12 SIERPNIA 2015
Salon, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
12 SIERPNIA 2015
Wysepka Pera
13 SIERPNIA 2015
Rezydencja, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
13 SIERPNIA 2015
Rezydencja, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
13 SIERPNIA 2015
Rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
14 SIERPNIA 2015
Poziom minus trzy, SUB-MH, Skania
16 SIERPNIA 2015
Caixa Café, Palma de Mallorca
30 SIERPNIA 2015
Oddział o zaostrzonym rygorze, zakład karny Kumla
3 WRZEŚ NIA 2015
Posłowie
Opowieść Danuty „Danusi” Sławickiej (pó źniej Galicz)
Podziękowania
Strona 10
Dla mojej babci i jej sió str: Krystyny, Stasi, Danuty, Haliny i Marty Sławickich (numer obozowy
w Oświęcimiu: 72312). Mając za sobą tak silne kobiety, łatwo jest trzymać głowę wysoko.
Strona 11
PROLOG
Rezydencja, rezerwat przyrody Huvududden, Ekerö
15 GRUDNIA 2014
Paul Konrad z chytrym uśmieszkiem bierze czarny pendrive.
– Dzięki, Felix – mówi, wkładając go do portu w komputerze. – Siadajże.
Kiedy gruby mężczyzna nawiguje przez menu komputera, jego język szybko porusza się
między wargami.
Felix Näslund, niedawno zrekrutowany kierownik do spraw bezpieczeństwa tajnego
obozu treningowego w rezerwacie przyrody Huvududden i bardzo dobrze przyjęty świeży
narybek w organizacji Krew i Ziemia Północy, rozgląda się po urządzonym z przepychem
biurze. Z trudem udaje mu się oderwać wzrok od pozłacanego popiersia Adolfa Hitlera, zaj-
mującego honorowe miejsce na mahoniowej półce i podświetlonego dwoma reflektorkami.
– Dzięki – odpowiada Felix, poprawiając okulary, które zsunęły mu się nieco z nosa. – Jest
tam wszystko, o co pan prosił, panie Konrad.
– No, mam nadzieję. – Paul Konrad bębni palcami w powierzchnię biurka, gdy dane ładują
się do komputera. – A czy było… trudno?
– Co pan ma na myśli?
– Jezu, Felix, mów do mnie na „ty”. A mam na myśli to, że… nie są to chyba informacje,
które leżą na ulicy?
Felix Näslund przypomina trochę sępa, kiedy po jego twarzy rozlewa się szeroki uśmiech.
– Prawdę mówiąc, adresy domowe wszystkich osób z listy właśnie tam leżą. Mniej wię-
cej…
– Ale – stwierdza Konrad, przewijając dwoma palcami po płytce komputera, a jego brwi
unoszą się przy kolejnych nazwiskach coraz wyżej – przecież tu chodzi o celebrytów. Przy-
najmniej w większości.
Za oknem truchta w dwuszeregu dziesięciu mięśniaków z ogolonymi głowami. Felix od-
chyla się do tyłu w skórzanym fotelu, zakłada nogę na nogę i opiera ręce na kolanie, zanim
odpowie:
– Szwecja wciąż jest otwartym społeczeństwem, zdziwiłby się pan, ile się można dowie-
dzieć, wykorzystując jedynie zasadę jawności danych. Można bez żadnych pytań zażądać ad-
resów wszystkich uchodźców mieszkających w kraju. A jeśli chodzi o zdrajców narodu,
w większości wypadków wystarczy proste wyszukiwanie na Eniro.
Paul Konrad wybucha śmiechem tak serdecznym, że jego wielki brzuch zaczyna podskaki-
wać.
Strona 12
– To niewiarygodne, Felix – mówi powoli. – Zupełnie niewiarygodne.
Zapada na chwilę cisza, kiedy Konrad przewija informacje. Po kilku minutach w końcu jest
zadowolony, wyciąga pamięć z komputera i podaje Felixowi przez biurko.
– Włóż to do sejfu. Żołnierze zaczęli się już zjeżdżać i mają przed sobą sporo szkoleń.
Wczoraj dostaliśmy też kolejną dostawę broni. – Paul Konrad podnosi się i staje z założo-
nymi z tyłu rękami, podziwiając złocone popiersie. – Stary dobry Adolf miał dużo świetnych
pomysłów. Ale kiedy opadnie pył po tym, co zrobimy, noc kryształowa z tysiąc dziewięćset
trzydziestego ósmego roku będzie jak pierdnięcie w kosmosie.
Pukanie do drzwi sprawia, że obraca się na pięcie.
– Tak?
Przez próg przechodzi rosły mężczyzna z głową wilka wytatuowaną na przedramieniu.
– Jak długo mamy tym razem trzymać Larsa w ciupie?
Na twarzy Paula Konrada pojawia się cień.
– Co za cholerny pijak. Nigdy się nie nauczy. Przyjaźnimy się od pieprzonych czterdziestu
lat, a on wciąż kłapie dziobem, kiedy tylko wleje w siebie chociaż o kropelkę za dużo wódki.
– Lars? – pyta Felix.
Paul Konrad macha ręką przed twarzą, tak jakby to imię było uprzykrzoną muchą.
– Taka łajza. Ale znam go prawie całe życie. Wiesz, jak to jest: za fajny, żeby go wywalić,
a za głupi, żeby go całkiem przyjąć.
Człowiek z tatuażem chrząka znacząco, podnosząc zaciśniętą pięść do ust. Paul Konrad
wzdycha.
– Niech się jeszcze pomęczy dzień albo dwa. Daj mu wodę, ale nic innego. W końcu chyba
nawet on zrozumie, że nie może byle komu gadać o tym, co tu robimy, tylko dlatego, że po-
stawi mu kielicha.
Olbrzym krótko kiwa głową i znika.
– O czym my tu…? – pyta Paul Konrad, wyraźnie zirytowany, że mu przerwano.
– Noc kryształowa – odpowiada niepewnie Felix Näslund.
W oczach Konrada znów pojawia się wyraz rozmarzenia.
– Właśnie, tak. Coś ci powiem, Felix. Kiedy wprowadzimy nasz plan w życie, Adolf Hitler
będzie patrzył na nas z nieba. A to, co zobaczy, bardzo mu się spodoba.
Strona 13
LoKeCHAT, 139ss915149131615ss92125.onion
Trickster_1: > Miałeś czas, żeby spojrzeć na propozycję w sprawie Trickster_6?
HVC: > Tak
Trickster_1: > Jest idealna, prawda?
HVC: >Tak
Trickster_1: > Dobrze, że się zgadzamy. Rejestry publiczne to totalny chaos, dziękujmy
bogom za czasy sprzed komputeryzacji. Resztę możemy po prostu dodać albo usunąć.
Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z T6, która ją znalazła.
HVC: > Ktoś do trumny?
Trickster_1: >Dobrze się składa… w związku z wypadkiem z zeszłego tygodnia. Czy mam
zielone światło dla dalszej rekrutacji?
HVC: > Tak
Strona 14
Areszt śledczy, zakład karny Fosie, Malmö
19 GRUDNIA 2014
– Co ona tu odwala?
– Gdybym miał chociaż blade pojęcie o tym, dlaczego te głąby robią to, co robią, moja praca
byłaby znacznie przyjemniejsza.
Klawiszka, która zadała pytanie, chichocze cicho w odpowiedzi. Ale Ina Farkas leży dalej.
Próbuje nie dopuścić do tego, by ci idioci wcisnęli się między nią a tę chwilę. Może to być
ostatni spokojny moment przez bardzo długi czas. Nawet przez dziesięć lat. A może przez
całe życie.
Mikroskopijna palarnia aresztu robi się dużo większa, kiedy patrzy się na nią właśnie z tej
perspektywy. Schody są pokryte szarą grudniową breją, która przedostała się między ścia-
nami budynku. Stopnie wrzynają się w grzbiet, ale to nic nie szkodzi. Niebo tam w górze jest
jasnobłękitne, a chmury to tylko cienkie, poszarpane warstewki. Jak wygłodniałe dusze let-
nich spasionych cumulusów. Jeśli patrzy prosto w górę, prawie nie widzi ścian budynku.
– Ej – odzywa się ten, który nie uważa, że robota klawisza jest najlepsza na świecie – jeśli
ma coś być z tego jarania, to musisz się pośpieszyć. – Głos ma równie ostry jak linię szczęki.
– Po cholerę tu w ogóle leżysz? – dodaje dziewczyna.
Bo to „tutaj” jest wszystkim, co mam…
Nic jednak nie mówi. Ina przyciska miękką paczkę papierosów John Silver do brzucha i da-
lej wpatruje się w niebo, opierając tył głowy o najwyższy z czterech stopni prowadzących
prosto w pożółkłą ceglaną ścianę. Tak to właśnie bywa, gdy się ciągle przebudowuje i dobu-
dowuje, a potem znowu przebudowuje i rozbudowuje miejsca, w których można zamykać
ludzi. Przyciska paznokieć kciuka do kółka na pożyczonej zapalniczce. Przezroczysty czer-
wony plastik. Napełniony do połowy butanem.
Pojawia się nagle wspomnienie jej i Neveny. Siedzą na zaniedbanej parkowej ławce
w wonną letnią noc i na zmianę napełniają usta gazem z jednorazowej zapalniczki z nadru-
kiem z nazwą stacji benzynowej. Potem zapalają płomień i wydmuchują nad nim gaz, udając
groźne smoki. Nevenie udaje się zionąć ogniem na nieszczęsną, przelatującą pokręconym
torem komarnicę, która pada na ziemię osmalona i zamordowana.
– Kurwa, Ina, tego się nie WCIĄGA. Zbierasz tylko w ustach.
Nevena omal się nie przewraca ze śmiechu, kiedy Ina przypadkowo zaciąga się gazem
i przez parę minut z trudem utrzymuje pion.
Ina przełyka ślinę, zagryza zęby, widzi, że za chwilę zgniecie trzymaną w ręce paczkę,
i zmusza się do tego, żeby odpędzić wspomnienia.
Ssanie na nikotynę jest potężne. Jak otaczająca ciało metalowa siatka o dużych oczkach,
którą ktoś włożył jej pod skórę i która teraz pomału, pomału się kurczy. Dopiero wtedy,
Strona 15
kiedy zaciska się tak mocno, że z Iny za chwilę zrobi się mielonka, wkłada do ust jednego
z pozbawionych filtra papierosów i podnosi głowę na tyle, by zapalić go za skuloną dłonią.
Drobne, słodkie paproszki tytoniu przyklejają się pod wargą, ale zamiast je przeżuć, jak po-
czątkowo zamierza, głośno je wypluwa. W kierunku klawiszy. Dziewczyna wznosi oczy do
nieba.
Mój Boże. Klawisze. Ina siedzi tu od miesiąca, ale już przypomina rasowego przestępcę. Jak
ich nazywała jeszcze miesiąc temu? Kolegami?
Zaciąga się głęboko. Unoszący się dym, piekące płuca. Głowa, która od razu robi się lżejsza
i w której pojawia się teraz dziwna myśl: czy zarejestrowała coś z tego, co zobaczyła pierw-
szy raz, gdy leżała tak na schodach, gapiąc się we wszechświat? Może podświadomie?
Wtedy mieściła się w każdym razie na jednym schodku.
W pieprzonym pudle po butach.
Bierze kolejnego macha i podskórna siatka rośnie o jeden rozmiar. Wszystko staje się bar-
dziej miękkie.
– Te, Sinéad – woła strażniczka. – Pośpiesz się trochę, dobra? Musisz jeszcze zdążyć się
przebrać.
Sinéad. Fajne. Tego jeszcze nie słyszała.
Fajnie będzie zrzucić szare więzienne ciuchy i założyć własne ubrania. Ina siada. Od niko-
tyny kręci jej się w głowie – to właśnie dlatego trzeba jak najdłużej czekać przed zapale-
niem, przyjemność jest wtedy znacznie większa. Uśmiecha się do klawiszki, która wydaje
się tego nie zauważać.
Jeszcze trzy krótkie machy, potem zgniata żar między palcami i pstryka petem w stronę
szerokiego na metr, wypełnionego piaskiem betonowego słupa wylanego w ziemi. Pudło.
Po drodze do środka, kiedy ma oddać facetowi zapalniczkę, markuje ciałem szybki ruch,
tak jakby miała mu sprzedać prawy sierpowy, ale zatrzymuje się kilka centymetrów od jego
twarzy. Ten nie potrafi powstrzymać się od uniku i Ina widzi wściekłość w jego oczach,
kiedy ona się uśmiecha i wyciąga do niego rękę z zapalniczką jak mała, grzeczna aresz-
tantka. Strażnik więzienny zbudowany jest jak czołg, a ścięgna na jego szyi zdradzają, że za-
mierza się zemścić, kiedy klawiszka kładzie rękę na jego ramieniu.
– Olej ją. Wrzuć ją tylko do celi.
Jej ciemnobrązowy koński ogon jest gruby jak przedramię Iny i sprężyście podskakuje,
kiedy podkreśla to, co powiedziała, zdecydowanym skinieniem głowy.
Jasne, że są trochę bardziej spięci niż zwykle, myśli Ina. Niecały rok temu w Fosie zdarzyła
się ostatnia ucieczka. W samego sylwestra. Zbliża się rocznica, wstyd zaczyna więc wyłazić
na powierzchnię. Ina bardzo się starała powstrzymywać swoją wolę walki przez całą de-
kadę. Od czasu, kiedy przekroczyła granicę i wpadła w otchłań, z której tak naprawdę nigdy
się nie wydostała. Ale teraz? Kiedy życie poszło tą drogą? Nie, zdecydowanie nie ma już po-
wodu, by nie pozwalać wewnętrznemu potworowi rządzić tak, jak ma ochotę.
Ina nie ugina się pod spojrzeniem faceta i nie odwraca wzroku. Nie cofa się ani o cal. Co
z tego, że jest zbudowany jak czołg. Ona też.
*
Strona 16
Podczas powrotu z palarni nie dochodzi do bójki – co ma swoje dobre i złe strony. Fajnie by
było wyrzucić z siebie trochę frustracji, ale przecież za dwie godziny ma być w sądzie. Cie-
kawie byłoby się tam pojawić ze spuchniętą wargą i posiniaczoną twarzą. Choć w sumie – ja-
kie by to miało znaczenie? Ina już wie, co się wydarzy.
Aby pozbyć się napięcia, od razu rzuca się na podłogę w celi. Robi sto pompek i dwieście
przysiadów, zanim przystąpi do przygotowań.
Na przykręconej do ściany pryczy z piankowym materacem o kwaśnym zapachu, obcią-
gniętym pokrowcem w kolorze szczyn, leży ubranie, które Charlotta Davén, jej poważna,
lecz nieco zdezorientowana adwokatka, przyniosła z jej domu.
Ina sięga po to, co znajduje się na wierzchu, przygląda się temu sceptycznie i parska.
O tym możesz zapomnieć.
Kostium. Ołówkowa spódnica, bluzka i żakiet, wszystko w różnych odcieniach niebie-
skiego.
Ina kupiła te ciuchy w panice, kiedy zdała sobie sprawę, że dostała pracę w policji i wy-
obrażała sobie, że śledczy tak właśnie wyglądają. Profesjonalnie. Poważnie. Dorośle. Nie mi-
nęło wiele dni, a znów chodziła w dżinsach, bluzce na ramiączkach i kowbojkach, jak zwykle.
Niektórzy koledzy zaczęli ją nazywać szeryfem.
Jezu, naprawdę wydaje się, jakby to było wieki temu.
Ciska kostium na przymocowane w rogu biurko i dalej przegląda odzież. Na szczęście
Charlotcie udało się zapakować też parę czarnych spodni i obcisłą czarną bluzkę polo. Jasna
sprawa, w tym zestawie będzie wyglądać jak złoczyńca, ale… przecież ona teraz jest zło-
czyńcą. Tak więc wszystko wygląda tak, jak trzeba. Ale cokolwiek będzie lepsze niż tamte
emeryckie ciuchy. Szok, że kiedyś w ogóle je kupiła… Göran, lekko połyskujący chrząszcz,
mieszkający w rogu za miską ustępową – która, podobnie jak wszystko inne tutaj, wyrasta
prosto ze ściany – stoi bez ruchu, kiedy Ina smaruje się tanim, zostawiającym lepkie białe
ślady dezodorantem z kiosku w areszcie i się przebiera.
– Za co garujesz? – spytała go pierwszego dnia. Wciąż nie odpowiedział, więc chyba za coś
poważnego.
*
Z aresztu do sądu rejonowego samochodem jedzie się tylko dwadzieścia minut. Ciekawe, że
po ledwie miesiącu za kratkami patrzy na świat jak na obcy krajobraz. Tak jakby nigdy nie
była jego częścią. Naprawdę chodziła po ulicach tego miasta? Wolna? Wydaje się to nierze-
czywiste. Prawie niemożliwe. Chmury zaczęły zaczepiać się o siebie na niebie, tak jakby
zbierały siły przed następną lodową nawałnicą, a wiatr ciągle tężeje.
Przejeżdżają obok posterunku policji i Ina widzi, jak Anki, bystra dziewczyna, która chciała
szybko piąć się po stopniach kariery, wychodzi przez drzwi. Przytrzymuje jedno skrzydło,
żeby przystojniak Amir ze swoją wypielęgnowaną brodą mógł się schować, zanim prze-
wróci go podmuch lodowatego wiatru. Wygląda na równie wściekłego jak pogoda i wita się
z Anki tylko lekkim skinieniem głowy. Anki owija się szczelnie kurtką i rusza w drogę,
gdziekolwiek się spieszy. Ludzie, z którymi normalnie Ina spotykałaby się w pokoju socjal-
Strona 17
nym na kawie. Z którymi mijałaby się przy kserokopiarce. Których prosiłaby o pomoc przy
jakichś trudnych detalach.
Gdyby nie właśnie takie… trudne detale, nie siedziałaby teraz na tylnym siedzeniu radio-
wozu. Może w radiowozie, ale z przodu.
Co ja takiego narobiłam?
Kiedy tylko ta myśl pojawia się w jej głowie, uderza mocno skronią o boczną szybę. Raz,
dwa, trzy razy. Wynoś się stąd. Natychmiast. Zanim mnie osłabisz. Jest, jak jest. Młodzik za
kierownicą patrzy na nią w lusterku i Ina usiłuje zahamować impuls, żeby na niego warknąć.
W końcu zgodził się nie zakuwać jej w kajdanki.
Całe szczęście, że dojeżdżają na miejsce kilka minut później. Wygląda na to, że chcą ją
wprowadzić głównym wejściem. Serce bije jej nieco szybciej, kiedy wysiada z czarnego sa-
mochodu prowadzona przez dwójkę nowych klawiszy. Czy oni wszyscy muszą wyglądać do-
kładnie tak samo? Wyciosane z granitu podbródki, fryz na jeża i lodowate spojrzenie u face-
tów, włosy spięte w ogon roboczego konia, wyraźnie zarysowane brwi i głębokie dołeczki
wokół ust u dziewczyn.
Ina patrzy w górę na ponury, szarobrązowy budynek i czuje przypływ adrenaliny. Bierze
głęboki oddech. W oknie nieco wyżej ktoś wygląda zza pożółkłej zasłony.
– Mogę jeszcze zajarać? – pyta stojącego najbliżej podbródka i wyciąga z kieszeni spodni
paczkę John Silverów. „No compromise”, brzmi napis na paczce.
Tak jest, dokładnie.
Strażnik odwraca swój zegarek ze szczotkowanego szaroniebieskiego metalu i gapi się na
niego z kwaśną miną, patrząc pytająco na kolegę, który wzrusza ramionami i wyciąga zapal-
niczkę. Tym razem z zieloniutkiego plastiku. Jest za piętnaście dziesiąta, a poza lekkim wia-
terkiem wokół sądu jest spokojnie i cicho. Tym razem Ina zapala papierosa od razu. Próbuje
osłabić działanie adrenaliny. Kiedy strażnicy myślą, że odejdzie parę metrów na bok, ona
podchodzi o kilka stopni wyżej w stronę wejścia, powoli przyklęka, odwraca się i kładzie na
plecach.
Ach. Znacznie lepiej.
– A ty co, do cholery, tutaj wyprawiasz?
Głosy klawiszy oddalają się. Zawsze tak jest, kiedy to robi. Ina ściąga wargi i wypuszcza
dym w chmury jak transatlantycki parostatek. Kamienne schody są zimne i twarde, nawet
przez zimową kurtkę. Coś mokrego przedostaje się do wnętrza nogawki i wywołuje gęsią
skórkę, gówniane uczucie.
– Nie stój tak, podnieś ją, do cholery!
– Trochę za późno udawać wariatkę. Halo!… paragraf siódmy masz już dawno za sobą.
To prawda. Udowodnił, że NIE jestem umysłowo chora.
Niespokojne, syczące, zdenerwowane głosy. Ina odwraca się jednak od nich i skupia spoj-
rzenie na zimowym niebie. Tu jest teraz tylko ona. Tylko ona. Jej papieros. Blade niebo.
Przelatująca obok mewa. A może gołąb. Ktoś szturcha ją butem i mówi scenicznym szeptem:
– No, wstawaj!
Jej papieros. Jej niebo. I ona.
Strona 18
Wtedy przez tumult, który najwyraźniej wywołała, przebija się coś innego. Cienki, wysoki
głosik.
– Mamo, dlaczego ta pani leży na schodach?
Ina podnosi głowę. Kilka metrów dalej, na chodniku, stoi dziewczynka w wieku czterech
czy pięciu lat, mocno trzymając mamę za rękę. Ma na sobie tęczową zimową kurtkę i pasu-
jące do niej wysokie buty. Loki wystają na wszystkie strony spod czerwonej czapki. Słodka
jak miód.
Mama mamrocze coś o tym, że pani pewnie się przewróciła, ale popatrz, ktoś już jej po-
maga.
Ina uśmiecha się do dziewczynki, a kiedy klawiszom w końcu udaje się z trudem podnieść
ją ze schodów, papieros wypada jej z dłoni.
Pani.
No, niech będzie. Przynajmniej nie powiedziała „pan”. To już coś.
Strona 19
Remiza strażacka, stacja 100, Borlänge
24 MARCA 1985
Kiedy styka się z pierwszym przestępstwem, ma zaledwie jeden dzień. Jak zwykle o tej po-
rze roku na dworze leży osiemnaście metrów śniegu, przez który wszyscy muszą się prze-
bijać, przez siedemdziesiąt kilometrów niosąc na plecach młodsze rodzeństwo, żeby dotrzeć
do szkoły. Szkoła, rzecz jasna, znajduje się w sąsiedniej gminie, albo nawet w Finlandii. Ale
Ina – której wciąż z brzucha zwisa półmetrowa, zakrwawiona, ciemnoniebieska pępowina –
ma ciepło i przytulnie w swoim pudle po butach, które ktoś postawił na schodach.
Oczywiście tego nie pamięta, poza tym, co człowiek sobie wyobraża, gdy już wysłucha
wystarczająco wiele razy opowieści o sobie jako niemowlaku. Przedziwne, jak tworzy się
dzięki temu wspomnienia. Wyobraża sobie nawet to zimowe niebo, ciemne, czyste i pełne
migających gwiazd. Wyobraża sobie fakturę brudnoróżowej szmaty, w którą jest zawinięta
i którą czuć lekko benzyną. Kartkę szeleszczącą na brzuchu.
Mężczyzna, który ją znajduje, właśnie kończy nocną zmianę. Nazywa się Roine Andersson
i zdecydowanie od zbyt wielu lat pracuje jako strażak. Poszedł wziąć poranną gazetę i po-
chyla się przed szczeliną w drzwiach, kiedy słyszy dziwny dźwięk.
Z początku nie rozumie, co to jest. Ktoś dręczy kota? Prostuje się, trzymając w ręku „Bor-
länge Tidning”. Robi krok w kierunku szklanych drzwi i lekko przekrzywia głowę, tak jakby
to mogło sprawić, że będzie lepiej słyszał. Drugą ręką przygładza swoje ciemnoszare wąsy
w stylu detektywa Magnum. Nie, to nie kot. Alarm? Nie, też nie.
Kiedy przyciska dłoń do szyby, żeby lepiej widzieć, zauważa przed remizą ślady, które już
prawie zasypał śnieg. Tylko trochę świeższe od innych. I właśnie wtedy wszystko staje się
jasne.
Mój Boże. Na schodach leży małe dziecko.
Gazeta wypada mu z rąk, gdy gwałtownym ruchem otwiera drzwi i wpuszcza do środka
kąsający chłód wczesnowiosennej nocy. Teraz już tego dźwięku nie da się pomylić z żadnym
innym – to niemowlę. To wrzeszczy Ina. Ogłasza, że tutaj jest. Że chce do środka.
Dwa dni później Roine przynosi do tej samej remizy najświeższe wydanie tej samej poran-
nej gazety i czyta wywiad ze sobą, w którym opowiada o tym wszystkim i zdradza, jakim to
było dla niego szokiem. Kto to słyszał, żeby zdarzały się takie rzeczy? Chyba tylko w ba-
śniach.
To jednak nie baśń. To życie Iny i właśnie tak się zaczyna. Jak w pieprzonej powieści Dic-
kensa. Bez rodziców i bez szans.
W tym samym artykule, w którym Roine Andersson mówi, że nigdy w życiu nie słyszał,
by dziecko tak rozpaczliwie wrzeszczało, kiedy wnosił je do remizy, a wszyscy strażacy ze-
brali się wokół brązowego pudła po butach z maleńkim niemowlakiem, można przeczytać,
że Inę najpierw zawieziono do szpitala w Borlänge, potem dalej do szpitala w Falu, gdzie
Strona 20
stwierdzono, że dopiero co się urodziła, jest całkowicie wygłodzona, a jej pępowina została
odcięta czymś, co zupełnie się do tego nie nadawało. Jednak okazało się, że jest zdrowa
i w dobrym humorze, kiedy tylko usunięto jej oślizgłą przywieszkę, zaproponowano mleko
dla niemowląt i odziano w becik z niebieskim logo urzędu wojewódzkiego.
Na zdjęciu, którym opatrzono artykuł, widać Inę leżącą z piąstkami zaciśniętymi na buzi,
śpiącą w przezroczystym plastikowym kojcu. Na innym zdjęciu Roine Andersson trzyma
kartkę przypiętą na jej piersi:
Ma na imię Halina. Jest Polką! To serduszko nie na wiele się przydaje.
Artykuł w „Borlänge Tidning” kończy się wypowiedzią kobiety z opieki społecznej i poli-
cjanta, mówiących o tym, jak to zdarzenie jest potworne i poważne. O tym, że tak małe
dzieci są niesłychanie wrażliwe na warunki pogodowe. Że potrzebują bliskości, jedzenia
i miłości. Że to wielkie szczęście, iż małą znalazł nie kto inny, kto może nie miałby tak wiel-
kiego serca, tylko właśnie Roine Andersson i jego wesoła kompania. I o tym, że ustawa o ro-
dzicach nakłada obowiązek opiekowania się swoim dzieckiem, a uchylanie się od tego obo-
wiązku jest karalne. Ponieważ jednak karą jest w takim wypadku odebranie dziecka, Ina
uważa, że osoba, która ją zostawiła, nie czuła się nią specjalnie zagrożona. Bo niezależnie od
tego, kto ją porzucił – mama, tata, może jakiś zdemenciały starszy krewny – to właśnie tego
chciał: pozbyć się jej.
Jeden jedyny dzień. Tyle wytrzymała z nią jej rodzina, zanim wyrzuciła ją na świat, by ra-
dziła sobie sama. Nic dziwnego, że już na pierwszym w życiu zdjęciu mocno zaciska pięści.
Bo wie, że niebo już jej o tym powiedziało.
Mimo że artykuł kończy się informacją o poszukiwaniach jej bliskich – a nawet skierowa-
nym do nich apelem – nikt się po nią nie zgłasza.