Przypowieści_pl

Szczegóły
Tytuł Przypowieści_pl
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Przypowieści_pl PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Przypowieści_pl PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Przypowieści_pl - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WASIL BYKAU Przypowie�ci Prze�o�y� CZES�AW SENIUCH Na chutorze Pod lasem na chutorze mieszka�a rodzina. Niebogata, ale i niebiedna, pracowita, wi�c i chleba mia�a pod dostatkiem. Ziemi by�o niewiele, k�opot�w a� nadto. Najpierw rol� obrabiali rodzice i dziadek, a po jego �mierci - ojciec z matk�. W miar�, jak dorastali synowie Janka i Wasil, gospodarzy� by�o l�ej, ku zadowoleniu ca�ej rodziny. Gdzie� na pocz�tku jesieni, gdy rodzina po wieczerzy uk�ada�a si� na spoczynek, rozleg�o si� stukanie do drzwi. Go�ci si� w chacie nie spodziewano, ale ojciec po�pieszy� otworzy� - ma�o co mog�o si� komu� w nocy przydarzy�? Wszed� m�czyzna odziany skromnie, ale przyzwoicie, siad� na �awie i zapali� miastowego papierosa. Po chwili pocz�� pogwark�. Okaza� si� nad wyraz rozmowny. Takich si� w tych stronach nie spotyka�o. Sens jego gadania sprowadza� si� do tego, �e �ycie na chutorze jest biedne, wszystko w zacofaniu, i �e nale�y si� integrowa�. To znaczy do��czy� si� do pobliskiej wioski. Gospodarze popatrywali na niego z nieukrywanym zdumieniem, bo wiedzieli dobrze, jak w tej wiosce marnie ludziska �yj�. Ka�dej wiosny przybiegali stamt�d po koszyk kartofli czy miark� zbo�a lub �eby po�yczy� jak� kopiejk� czy konia wzi��, �eby przywie�� drzewo. Tak te� przedstawiali rzecz przybyszowi. A ten swoje. Trzeba si� integrowa�, bo inaczej nie wypada, ca�y �wiat si� integruje, si�a jest potrzebna, �eby si� przed tym �wiatem obroni�. Domownicy milczeli, nie bardzo pojmuj�c, czemu maj� si� temu �wiatu przeciwstawia�? Gdy ta bezsensowna gadanina porz�dnie ju� nadokuczy�a, gospodarz oznajmi�, �e rodzina musi spa�, bo jutro moc roboty w polu, m�g�by wi�c ju� przychodzie� p�j�� sobie tam, sk�d przyszed�. Ten podni�s� si� z �awy, ale d�ugo jeszcze w progu dziamdzia� i ledwo si� go pozbyto. Gdy wreszcie poszed�, matka si� prze�egna�a i m�wi: "To� to diabe�! Jak Boga kocham! On ma ogonek z ty�u!" Zdziwi�y te s�owa matczyne gospodarza i ch�opak�w, bo nie zauwa�yli �adnego ogonka. Ale wszystko mo�liwe... Nast�pnego wieczoru, zn�w o tej samej porze pos�yszeli stuk do drzwi, ale mocniejszy i jakby gniewny. Ojciec otwiera� nie chcia�, ale ch�opcy powiedzieli: Niech tam! Wszed� facet ten sam co poprzednio i zacz�� to samo. Trzeba si� integrowa�, bo kiepsko b�dzie, a zintegrowawszy si� b�d� mieli lepiej. Przypatrywali mu si� dyskretnie, czy gdzie spod ubrania nie wypsnie mu si� ogonek. Ale nie, nic mu si� nigdzie nie wysuwa�o. Ko�o p�nocy dopiero uwolnili si� jako� od niego i matka rozp�aka�a si�: znowu widzia�a wyra�nie ogonek. M�czy�ni nie wiedzieli, co o tym my�le�. Doczekawszy si� ranka, gospodarz o �wicie wzi�� czarn� farb� i na wszystkich drzwiach i wrotach namalowa� ma�e krzy�yki. Matka uspokoi�a si�: je�eli to diabe�, to pod krzy�yk nie wejdzie. Z l�kiem i nadziej� wygl�dali nast�pnej nocy. Wiecz�r min�� spokojnie, nikt nie zastuka�. Odczekawszy jeszcze troch� rodzina leg�a spa�. Nie zd��yli zasn��, jak co� zahurkota�o. Ojciec zwl�k� si� z pos�ania i zapali� lamp�. Na pokuciu siedzia� m�czyzna. Ten sam. Okno za nim by�o od strony podw�rka wyj�te. Do chaty zawiewa� wiatr. - Ja w sprawie integracji - zacz�� spokojnie przyby�y znan� �piewk�. - Won! - krzykn�� ojciec. Zerwali si� synowie, stan�li za ojcem murem. Matka si� rozp�aka�a. Przychodzie� wzruszy� ramionami i jakby skrywaj�c oburzenie wylaz� przez okno. Reszt� nocy rodzina ju� nie spa�a, a jak nadszed� ranek, pocz�li mocowa� zasuwy na drzwiach i poprzybijali okna mocniej. Ojciec powiedzia�, �e trzeba b�dzie zam�wi� okiennice w mie�cie. Droga to zabawa, ale nie obejd� si� bez nich. Nast�pna noc min�a spokojnie, nikt nie stuka� ani nie w�amywa� si� przez okno. Do rodziny poma�u powraca� spok�j. Do miasta po okiennice gospodarz postanowi� pojecha� p�niej, jak ju� zwiezie u��tek z pola. A� tu kt�rej� nocy matka krzykn�a wystraszona. Synowie si� zerwali jak na alarm, Wasil za�wieci� latark� elektryczn�, kupion� na dniach w wiejskim sklepie. Matka zap�akana wskazywa�a na piec. W rzeczy samej co� tam si� dzia�o, dochodzi�y niewyra�ne odg�osy. W owym czasie w piecu nie palono. Jedzenie gotowano na podw�rku pod daszkiem. A tu z paleniska dobiega� dziwny szum i skrobanie. Wszyscy czekali ze strachem, co to b�dzie. Raptem z ha�asem zwali�a si� na pod�og� zastawka i z pieca wylaz� ten sam facet ca�y w sadzy. Wylaz�szy kichn�� dwa razy i przetar� oczy. - Ja w sprawie integracji... - Zabij�! - rykn�� w�ciekle gospodarz i chwyci� siekier� spod �awy. Ale matka z�apa�a go za koszul�, a synowie dobyli wid�y z k�ta na pogrzebacze. Nieznajomy przyg�adzi� w�sa i zachichota� z cicha: - Nigdzie od tego nie uciekniecie. To proces historyczny... Wyrwa� si� ojciec z r�k matki i zamachn�� siekier�. Ale w�a�nie w tym momencie istota ludzka znik�a, jakby szmygn�wszy pod piec, gdzie w zimie przesiadywa�y kury. Wasil po�wieci� latark�, ale nikogo tam nie zobaczy�. Przepad� cz�owiek. Wtedy uwierzyli wszyscy matce, �e to nie by� cz�owiek. Zaiste musia� to by� diabe�. Wszyscy te� wiedzieli, �e diab�a nie da si� ani przeb�aga�, ani si� pozby�. Do ko�ca owej nocy rodzina ju� spa� si� nie k�ad�a. Czeka�a. Nie wiedzieli co robi�. Jasne ju� by�o, �e chrze�cija�ski krzy�yk na drzwiach ich nie uratuje. Dopiero nad samym �witaniem starszy syn Janka powiedzia�, �e zna �rodek antydiabelski. Wdzia� czapk� i ruszy� do miasta. Wr�ci� w po�udnie z arszynem kolorowej materii. W drewutni zmajstrowa� zgrabny kijek. Wysz�a z tego �adna flaga, kt�r� m�czy�ni przybili do w�g�a. Wiatr j� od razu poderwa� i rozwin�� na ca�� d�ugo�� - flaga za�opota�a rado�nie. - Teraz niech przychodzi - powiedzia� Janka. Rzeczywi�cie, od tego dnia nie widziano ju� natr�tnego przychodnia na chutorze przystrojonym bia�o-czerwono-bia�� flag�. 7 stycznia 1999 roku ("Nasza Niwa" nr 14/135, 12 lipca 1999 roku) Kotek i myszka Owego dnia myszka by�a ca�kiem najedzona, ale �e m�odo�� i ciekawo�� �wiata j� a� rozpiera�y, d�ugo na jednym miejscu usiedzie� nie potrafi�a. Do tego jeszcze w ciemnej norce nic nie wida� i nie s�ycha�. Obok nas na podw�rku, kt�re dobrze zna�a, wiele by�o ciekawego, szczeg�lnie pod �opuchami, gdzie biega�y zwinne karaluszki, gdzie siedzia�y ruszaj�c w�sem czarne �uki, a na li�ciach trawy �limaki-dziwaki wystawia�y rogi z twardych, poskr�canych muszelek. Myszka by�a wra�liwa z natury i �yczliwa dla ma�ych mieszka�c�w podw�rka. Jej zreszt� te� nikt specjalnie nie krzywdzi�, s�dzi�a przeto, �e nie musi si� nikogo nadmiernie wystrzega�. Pragn�a by� optymistk�. S�ysza�a co prawda ju�, �e gdzie� tam od czasu do czasu wy�ania si� straszliwy wr�g myszy - kot. Napotka� go jednak nie mia�a jeszcze okazji, my�la�a wi�c, �e nie zetknie si� z nim nigdy. Zreszt�, po co kotu jaka� tam ma�a myszka? Jemu przystoi raczej mie� spraw� z wielgachnymi szczurami. Z myszki �aden posi�ek. Owego dnia mog�a w og�le z norki nie wy�azi�, ale wzi�a i wysz�a. Na podw�rku pod �opuchami by�o tak ciep�o, �e a� duszno i cicho - pewnie z pola jeszcze nie przygnano �ywio�y. W piachu obok grzeba�a stara pstrokata kwoka, kt�ra spostrzeg�szy myszk� dwa razy kwokn�a. Myszka odbieg�a od niej par� krok�w ku przyzbie. Zd��y�a tylko pisn�� rozpaczliwie. Sk�d� z g�ry spad�y na ni� pazurzaste �apy - o �adnej ucieczce nie mog�o by� nawet mowy. Jak si� wyja�ni�o, schwyta�a j� m�oda swawolna kotka z bia�ymi czy�ciutkimi �apkami. Z pocz�tku myszka przestraszy�a si� bardzo, ale te �apki obchodzi�y si� z ni� tak delikatnie, �e to j� nieco uspokoi�o. Pomy�la�a, �e jest szcz�ciar�. Gorzej by�oby znacznie znale�� si� w okropnych szponach kota. A tak mo�e nawet nic gorszego si� nie zdarzy. Myszka bardzo pragn�a by� optymistk�. Istotnie koteczka, nie zadaj�c myszce wi�kszego b�lu, chwyci�a j� z�bkami i ponios�a na czysto wymiecione podw�rko. Intensywnie my�l�c, myszka dosz�a do wniosku, �e wszystko raczej wskazuje na to, i� kotka nie ma zamiaru zje�� jej na obiad. Gdyby bowiem taki zamiar mia�a, zjad�aby j� w zaciszu pod �opuchami. Na podw�rzu nie by�o nikogo. Kotka po�o�y�a myszk� na ziemi. I myszka mog�a nawet podj�� pr�b� ucieczki, lecz zaniecha�a tego, by nie rozgniewa� kotki okazanym brakiem zaufania. Wci�� �ywi�a nadziej�, �e wszystko sko�czy si� dobrze. Ale kotka delikatnie szturchn�a j� �apk� w bok, zach�caj�c jakby do biegu. Wi�c myszka pobieg�a. By�a ju� bardzo blisko norki, lecz tu j� kotka dogoni�a i wpi�a si� pazurkami w grzbiet. Poczuwszy ostry b�l, myszka prawie straci�a oddech. Po chwili jednak dosz�a do siebie, bo kotka wci�� jej jakby schrupa� nie zamierza�a. To by�a pewnie dobra kotka i chcia�a si� tylko z myszk� pobawi�. Myszka wi�c, przewr�ciwszy si� na grzbiet �apkami do g�ry, znieruchomia�a udaj�c nie�yw�. Spodoba�o si� to wida� kotce, bo z�apa�a j� obiema �apkami i dalej�e podrzuca� do g�ry i w bok ma�� symulantk�, zach�caj�c j� tym jakby do dalszej gonitwy. Myszka lubi�a t� zabaw� bardzo i cho� by�a po tym wszystkim troch� wystraszona, wci�� jeszcze nie mog�a uwierzy� w najgorsze. Pi�kna kotka obchodzi�a si� z ni� przecie� nader �agodnie. Czy co� tak sympatycznego mo�e po prostu po�re� p�ochliw� myszk�? Myszka mog�aby zapewne uciec, zw�aszcza gdyby w tej zabawie znalaz�a si� bli�ej �opuch�w. Brak�o jej jednak determinacji. Tym bardziej, �e przecie� by�a z natury optymistk� i nic z�ego jej dot�d w �yciu nie spotka�o. Lecz kotka raptem, mo�e dlatego �e do�� ju� si� nabawi�a, a mo�e z jakiego� innego powodu bole�nie ugryz�a j� tu� przy samej szyi, tak �e myszce pociemnia�o w oczach. Kotka po�o�y�a myszk� ko�o �ap i rozejrza�a si� po podw�rku. Mo�e si� relaksowa�a, a mo�e rozwa�a�a mo�liwo�� puszczenia myszki na wolno��? Mog�aby w�a�ciwie j� pu�ci�. Myszce zrobi�o si� naprawd� niedobrze i w�tpliwe, czy by�aby w stanie teraz uciec. Ale nadziei nie traci�a. Ufa�a w dobro� kotki, takiej sympatycznej, m�odej, kt�rej myszka nie uczyni�a przecie� niczego z�ego. Nawet si� na ni� nie pogniewa�a. Wprawdzie wiedzia�a, �e koty s� wrogami myszy, ale i koty bywaj� chyba r�ne: z�e i dobre. Tak jak i myszy. Na przyk�ad ona jest myszk� dobr� i z�a nikomu nie uczyni�a. Nie skrzywdzi�a �adnego kota. Za c� ta kotka mia�aby j� zabija�? �eby zje�� obiad? Przecie� na obiad mo�e sobie zje�� jak�� inn� mysz, niekoniecznie j�. A kotka ci�gle rozgl�da�a si� na boki, jakby na co� czekaj�c. Myszka le�a�a bez ruchu na ziemi i rozmy�la�a. Rozmy�la�a o sprawiedliwo�ci. Zaiste �wiat ten jest urz�dzony niesprawiedliwie, skoro jedne stworzenia s� silne i aroganckie, a inne s�abe i p�ochliwe. S�abym i p�ochliwym �yje si� �le, mo�e wi�c dlatego tak marzy im si� sprawiedliwo��, dobro�, spolegliwo��? Silni potrzebuj� jeszcze wi�cej si�y, gdy� si�a daje si��. Ale co ma pocz�� myszka z karkiem nie do ko�ca jeszcze przegryzionym? Na szcz�cie kotka nie jest taka straszna, ma nawet sympatyczn� mordk�, w�sy... Ale dlaczego si� tak oblizuje? Co to znaczy? Raptem kotka zadr�a�a, spojrzawszy z ukosa na pobliski ganek. Male�kie cia�ko myszki zamar�o ze strachu: na ganku, wygi�wszy bojowo ogon, sta� straszny kocur; musia�, wida�, wypatrzy� kotk� z nieszcz�sn� myszk�. Kotka to zrozumia�a. B�yskawicznie chwyci�a myszk� mocno w z�by i skoczy�a mi�dzy �opuchy. Tam biedn� myszk� ostatecznie u �mierci�a. Ostatni� jej my�l� by�o: dobrze, �e uratowa�y�my si� od kocura. Myszka by�a optymistk� do ostatniego tchu. ("Nasza Niwa" nr 2/159, 10 stycznia 2000 roku)