Preston Douglas - Relikwiarz

Szczegóły
Tytuł Preston Douglas - Relikwiarz
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Preston Douglas - Relikwiarz PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Preston Douglas - Relikwiarz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Preston Douglas - Relikwiarz - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Douglas Preston, Lincoln Child RELIKWIARZ Reliquary T�umaczy�: Robert P. Lipski Wydanie oryginalne: 1996 Wydanie polskie: 2002 - 1 - Lincoln Child dedykuje ta ksiazka swojej c�rce, Weronice Douglas Preston dedykuje ta ksiazka dr. med. Jamesowi M. Gibbonowi - 2 - PODZIEKOWANIA Autorzy pragna podziekowac nastepujacym osobom za pomoc przy pisaniu tej ksiazki: Bobowi Gleasonowi, Matthew Snyderowi, Denisowi Kelly�emu, Stephenowi de las Heras, Jimowi Cushowi, Lindzie Quinton, Tomowi Espensheidowi, Danowi Rabinowitzowi, Calebowi Rabenowitzowi, Karen Lovell, Markowi Gallagherowi, Bobowi Winottowi, Lee Sucknowi i Georgette Piligian. Specjalne podziekowania dla Toma Doherty�ego i Harveya Klingera, bez kt�rych wsparcia i wysi�ku Relikwiarz nigdy by nie powsta�. Dziekujemy r�wniez wszystkim osobom z dzia�u sprzedazy Tor/Forge za ich ciezka prace i poswiecenie. Chcielibysmy w tym miejscu wyrazic swoja wdziecznosc tym wszystkim czytelnikom, kt�rzy wspierali nas czy to telefonicznie podczas radiowych lub telewizyjnych wywiad�w, czy osobiscie podczas spotkan literackich, czy tez za posrednictwem poczty, zar�wno konwencjonalnej, jak i elektronicznej, oraz tym wszystkim, kt�rzy po prostu dobrze sie bawili podczas lektury naszych ksiazek. Wasz entuzjazm i gorace przyjecie Reliktu sta�o sie dla nas silna motywacja do napisania jego kontynuacji. Wam wszystkim i tym, o kt�rych powinnismy tu byli wspomniec, ale z r�znych wzgled�w tego nie uczynilismy, goraco i z ca�ego serca dziekujemy. - 3 - S�uchamy tego, co nie wypowiedziane, patrzymy na to, czego nie widac. Kakuzo Okakura, Ksiega herbaty Czesc pierwsza STARE KOSCI Relikwiarz � sanktuarium, swiatynia lub kaseta, gdzie wystawiony jest obiekt kultu, kosc lub jakas czesc cia�a swietego albo b�stwa. 1 Snow sprawdzi� regulator oraz oba zawory powietrza i przesuna� d�onmi po sliskim neoprenie kombinezonu. Wszystko by�o w porzadku, jak podczas poprzedniej kontroli minute temu. � Jeszcze piec minut � rzek� sierzant, zmniejszajac predkosc �odzi o po�owe. � Swietnie � pad�a sarkastyczna odpowiedz Fernandeza, zag�uszana wyciem poteznego diesla. � Po prostu swietnie. Nikt wiecej sie nie odezwa�. Snow zauwazy�, ze w miare jak zblizali sie do punktu docelowego, ca�a druzyna zrobi�a sie dziwnie milczaca. Obejrza� sie przez rufe, lustrujac spieniona smuge pozostawiana przez srube w brunatnej toni rzeki Harlem. W tym miejscu rzeka by�a szeroka, toczy�a leniwie swe wody w goracej, szarawej mgie�ce sierpniowego poranka. Skierowa� wzrok ku brzegowi i lekko sie skrzywi�, gdy gumowany kaptur wpi� mu sie w szyje. Wielkie kamienice czynszowe z powybijanymi szybami. Upiorne ruiny fabryk i magazyn�w. Opustosza�y plac zabaw. Nie, nie ca�kiem opustosza�y, jakis dzieciak buja� sie na zardzewia�ej hustawce. � Hej, mistrzu latania! � zawo�a� do niego Fernandez. � Przed startem sprawdz, czy masz w gatkach dostatecznie gruba pieluche! Snow obciagna� rekawice i wciaz obserwowa� brzeg. � Ostatnio pozwolilismy nurkowac tutaj prawiczkowi � ciagna� Fernandez. � Szczeniak sfajda� sie w kombinezon. Alez by� smr�d. Kazalismy mu przez ca�a droge powrotna do bazy siedziec na dzwigarce. A to by�o daleko od Liberty Island. Pestka w por�wnaniu z Kloaka. � Stul dzi�b, Fernandez � �agodnie uciszy� go sierzant. Snow wciaz gapi� sie za rufe. Kiedy przeszed� z regularnej jednostki policji do p�etwonurk�w, pope�ni� podstawowy i najwiekszy b�ad w swoim zyciu � przyzna� sie, ze nurkowa� kiedys na Morzu Corteza. Poniewczasie zorientowa� sie, ze cz�onkami tej jednostki byli zwykli nurkowie wykonujacy tak prozaiczne czynnosci, jak zak�adanie kabli, naprawa rurociag�w i praca na platformach wiertniczych. W ich mniemaniu - 4 - mistrzowie nurkowania, tacy jak on, byli mieczakami, wypielegnowanymi gogusiami lubiacymi czysta wode i czysty piasek. Zw�aszcza Fernandez stara� sie dac mu to wyraznie do zrozumienia. ��dz wzie�a ostry przechy� na sterburte, gdy sierzant skierowa� ja gwa�townie ku brzegowi. Jeszcze bardziej zredukowa� predkosc, gdyz tuz przed nimi pojawi�y sie geste skupiska znajdujacych sie na nabrzezu instalacji. Ich oczom ukaza� sie nieduzy, murowany tunel prze�amujacy monotonie szarych betonowych fasad. Sierzant skierowa� ��dz w g�ab tunelu i wyprowadzi� ja w p�mrok, po drugiej stronie. Snow poczu� niemozliwa do opisania won bijaca ze zmaconej wody. �zy same nap�yne�y mu do oczu, zacza� kas�ac. Siedzacy na dziobie Fernandez odwr�ci� sie i zachichota� drwiaco. Pod rozpietym kombinezonem Fernandeza Snow dostrzeg� podkoszulek z nieoficjalnym mottem policyjnego zespo�u nurk�w: P�awimy sie w g�wnie i szukamy martwych stworzen. Tym razem jednak nie chodzi�o o nic martwego, lecz o pakiet heroiny zrzucony z mostu kolejowego Humboldta podczas strzelaniny z policja ubieg�ej nocy. Waski kana� by� z obu stron otoczony betonowymi obramowaniami. W oddali, pod mostem kolejowym, czeka�a policyjna ��dz motorowa; sta�a na wodzie z wy�aczonym silnikiem, ko�yszac sie lekko w sp�achciach swiat�ocieni. Snow dostrzeg� dwie osoby na pok�adzie: pilota i �ysiejacego krepego, dobrze zbudowanego mezczyzne w kiepsko dopasowanym garniturze z poliestru. Z jego ust wystawa�o wilgotne od sliny cygaro. Podciagna� spodnie, spluna� do wody i uni�s� d�on w powitalnym gescie. Sierzant skina� w strone �odzi. � Prosze, prosze, kogo my tu mamy. � Porucznik D�Agosta � odpar� jeden z nurk�w na dziobie. � Sprawa musi byc naprawde powazna. � Zawsze jest powazna, gdy zostaje postrzelony policjant � mrukna� sierzant. Zgasi� silnik i zakreci� ko�em sterowym, aby jego ��dz, dryfujac, mog�a zblizyc sie do sasiedniej. D�Agosta przeszed� na rufe, by zamienic kilka s��w z druzyna nurk�w. Gdy sie poruszy�, policyjna ��dz zako�ysa�a sie lekko pod jego ciezarem, a Snow zauwazy�, ze op�ywajaca burty woda pozostawia�a na nich oleisty, zielonkawy osad. � Dobry � powiedzia� D�Agosta. Choc mia� rumiana cere, w ciemnosciach pod mostem porucznik wydawa� sie blady niczym wampir unikajacy swiat�a dziennego. � Jezeli chce pan porozmawiac, to ze mna � odezwa� sie sierzant, przypinajac do nadgarstka g�ebokosciomierz. � O co chodzi? � Skopano ca�a akcje � rzek� D�Agosta. � Okazuje sie, ze facet by� tylko pos�ancem. Zrzuci� paczke z mostu do rzeki. � Skina� g�owa na wielka, toporna konstrukcje powyzej. � Potem poczestowa� gliniarza kulka i sam tez na�yka� sie o�owiu. Gdybysmy znalezli towar, moglibysmy przynajmniej zamknac ca�a te zasrana sprawe. Sierzant westchna�. � Skoro facet nie zyje, czemu nas wezwaliscie? � A co, mielismy zostawic w rzece pakiet heroiny za szescset patoli? � zdziwi� sie D�Agosta. Snow podni�s� wzrok. Pomiedzy poczernia�ymi wspornikami mostu widzia� wypalone fasady budynk�w. Tysiac brudnych okien gapiacych sie na martwa rzeke. Szkoda, ze pos�aniec musia� wrzucic sw�j pakunek akurat do Humboldt Kill, znanej tez jako Cloaca Maxima, na czesc wielkiego kana�u sciekowego w starozytnym Rzymie. Nazywano ja Kloaka z uwagi na gromadzace sie tu od stuleci fekalia, odpady toksyczne, martwe zwierzeta i scieki. W g�rze przetoczy�y sie z g�osnym turkotem wagoniki metra. Pod stopami Snowa ��dz zako�ysa�a sie, a powierzchnia gestej, oleistej wody zafalowa�a lekko jak zelatyna tuz przed scieciem. � Dobra, ch�opcy � rozleg� sie g�os sierzanta. � Czas sie zamoczyc. Snow raz jeszcze sprawdzi� kombinezon. By� wytrawnym nurkiem i zna� swoja wartosc. Dorasta� w Portsmouth, niemal nie wychodzi� z Piscataqua, tamtejszej rzeki, a w ciagu swojej d�ugoletniej kariery ocali� zycie kilku osobom. P�zniej, na Morzu Corteza, polowa� na rekiny i zanurza� sie na g�ebokosc ponad dwustu st�p, prowadzac prace g�ebinowe. Mimo to dzisiejsze zejscie pod wode ani troche mu sie nie usmiecha�o. - 5 - Choc Snow nigdy dotad tu nie by�, zesp� czesto rozmawia� w bazie na temat Kloaki. Sposr�d wszystkich paskudnych miejsc do nurkowania w Nowym Jorku Kloaka by�a najgorsza, gorsza nawet niz Arthur Kill, Hell Gate czy Gowanus Canal. Niegdys, jak m�wiono, by�a to odnoga Hudsonu, przecinajaca Manhattan na po�udnie od Sugar Hill w Harlemie. Jednakze gromadzace sie od stuleci scieki, odpady przemys�owe i og�lne zaniedbanie zmieni�y ja w stojacy, bezodp�ywowy zbiornik nieczystosci, p�ynny smietnik pe�en najgorszych odpad�w, jakie tylko mozna sobie wyobrazic. Snow poczeka� na swoja kolej po odbi�r butli z tlenem, zdejmowanych ze specjalnego stalowego stojaka, po czym, zak�adajac paski uprzezy na ramiona, powoli przeszed� na rufe �odzi. Wciaz nie przywyk� do ciezkiego, krepujacego ruchy, suchego kombinezonu. Katem oka dostrzeg� podchodzacego sierzanta. � Wszystko w porzadku? Got�w? � rozleg� sie cichy baryton. � Chyba tak, sir � odpar� Snow. � A co z lampami-czo��wkami? Sierzant rzuci� mu zdziwione spojrzenie. � Te budynki ca�kowicie blokuja dostep swiat�a. Przyda�yby sie lampy, jezeli mamy tam cos wypatrzyc, no nie? Sierzant usmiechna� sie. � To bez znaczenia. Kloaka ma oko�o dwudziestu st�p g�ebokosci. Ponizej zalega warstwa od dziesieciu do pietnastu st�p rzadkiego mu�u. Gdy tylko musnac go p�etwami, wzbija sie w g�re jak przy wybuchu bomby. Nie bedziecie widziec niczego, chocby nawet znalaz�o sie tuz przed waszym nosem. Pod rzadkim osadem jest jeszcze trzydziesci st�p gestego mu�u. Pakunek spoczywa gdzies w tym w�asnie mule. Tam na dole wazniejsze od oczu beda dla was rece. Spojrza� badawczo na Snowa i zawaha� sie przez chwile. � Pos�uchaj � rzek� p�g�osem. � To cos ca�kiem innego niz cwiczebne nurkowanie w Hudsonie. Zabra�em cie z nami tylko dlatego, ze Cooney i Schultz sa nadal w szpitalu. Snow skina� g�owa. Obaj nurkowie z�apali �blasta�, czyli blastomykoze � zakazenie grzybicze atakujace organy wewnetrzne � gdy zaledwie przed tygodniem poszukiwali podziurawionych kulami zw�ok lezacych wraz z limuzyna na dnie North River. Mimo cotygodniowych badan majacych na celu wczesne wykrycie w ciele potencjalnych pasozyt�w, kazdego roku zdrowie nurk�w rujnowa�y rozliczne wyniszczajace choroby. � Jesli zechcesz przesiedziec te akcje w �odzi, zrozumiem � ciagna� sierzant. � Mozesz zostac na pok�adzie i pom�c przy linach prowadzacych. Snow spojrza� na pozosta�ych nurk�w, zapinajacych pasy obciazeniowe, dociagajacych suwaki suchych kombinezon�w, przerzucajacych za burte liny. Przypomnia� sobie pierwsza zasade zespo�u nurk�w: Wszyscy schodza pod wode. Fernandez sprawnie przymocowa� line do ko�ka, zerkna� na koleg�w i usmiechna� sie znaczaco. � Schodze, sir � rzek� Snow. Sierzant przyglada� mu sie przez d�uga chwile. � Pamietaj o podstawowych zasadach. Nie spiesz sie. Nie trac g�owy. Zdarza sie, ze po dotarciu do mu�u nurkowie wstrzymuja oddech. Nie r�b tego, to najszybsza droga do embolii. Nie przepompuj kombinezonu. I, na mi�osc boska, nie puszczaj liny. W tym mule zapominasz, gdzie g�ra, gdzie d�. Zgubisz line i nastepnym cia�em, kt�rego przyjdzie nam szukac, bedzie twoje. Wskaza� najdalsza z lin, zamocowana na rufie. � Tam bedzie twoja pozycja. Snow odczeka� chwile, spowalniajac oddech, podczas gdy na g�owe w�ozono mu maske i podczepiono do niego line. Nastepnie, po ostatniej kontroli, znalaz� sie za burta. Mimo krepujacego ruchy, obcis�ego kombinezonu, woda doko�a wyda�a mu sie jakas dziwna. Lepka i gesta jak syrop nie przep�ywa�a obok niego ani nie przelewa�a sie miedzy palcami. Przebijanie sie przez nia wymaga�o wysi�ku, jak p�ywanie w ropie lub kleju. Zaciskajac palce na linie prowadzacej, zanurzy� sie kilka st�p pod powierzchnie. Kilu �odzi p�ynacej powyzej nie by�o juz widac, poch�ona� go miazmat drobin, kt�re wype�ni�y p�ynna przestrzen wok� niego. Rozejrza� sie doko�a w s�abym, zielonkawym swietle. Niemal natychmiast tuz przed swoja twarza dostrzeg� - 6 - w�asna, urekawiczona d�on zacisnieta na linie. Nieco dalej zobaczy� swoja druga reke, wyciagnieta jak struna i sondujaca wode. W przestrzeni pomiedzy jedna a druga unosi�o sie mrowie wirujacych drobin. Nie widzia� swoich st�p, ponizej by�a tylko czern. Dwadziescia st�p nizej, posr�d tej czerni, rozciaga�o sie sklepienie ca�kiem innego swiata � swiata gestego, lepkiego, wszechogarniajacego mu�u. Nagle katem oka dostrzeg� � lub tylko wydawa�o mu sie, ze zobaczy� � posr�d s�abych, metnych prad�w rozciagajaca sie ponizej warstwe falujacej mg�y, ko�yszaca sie leniwie, pofa�dowana powierzchnie. By�a to warstwa osad�w dennych. Podp�yna� wolno w te strone, czujac, jak w zo�adku rosnie mu gula strachu. Sierzant m�wi�, ze nurkom czesto wydawa�o sie, ze widza w tych wodach rozmaite dziwne rzeczy. Niekiedy trudno odr�znic, co z nich istnieje naprawde, a co jest tylko wytworem wyobrazni. Jego stopa dotkne�a dziwnej, falujacej powierzchni, przebi�a ja � i w okamgnieniu otoczy�a go chmura wzburzonych osad�w, uniemozliwiajac dostrzezenie czegokolwiek. Snow przez chwile walczy� ze wzbierajaca w nim panika, zaciskajac d�onie na linie prowadzacej. Juz zacza� piac sie po niej, lecz w koncu opanowa� sie na mysl o drwiacym usmieszku i uszczypliwych komentarzach Fernandeza. Opusci� sie z powrotem. Kazdy ruch sprawia�, ze jego maske atakowa�y kolejne fale sczernia�ej, gestej od mu�u wody. Snow instynktownie wstrzyma� oddech, lecz gdy tylko uswiadomi� sobie, co robi, zmusi� sie, by ponownie oddychac normalnie i g�eboko. Ale kana�, pomysla�. Moje pierwsze prawdziwe zanurzenie w zespole, a jestem o krok od zamkniecia u czubk�w. Znieruchomia� na chwile, wyr�wnujac oddech i odzyskujac poprzedni regularny rytm. Opuszcza� sie po linie, pokonujac etapy po kilka st�p naraz, porusza� sie wolno, spokojnie, usi�ujac sie odprezyc i uspokoic. Troche sie zdziwi�, stwierdziwszy, ze nie ma juz dlan znaczenia, czy ma otwarte czy zamkniete oczy. Powr�ci� myslami do czekajacej ponizej warstwy gestego mu�u. Tkwi�y w nim najr�zniejsze rzeczy, uwiezione jak owady w bursztynie... Nagle odni�s� wrazenie, ze dotkna� stopami dna. Nie by�o to jednak pod�oze, z jakim wczesniej miewa� do czynienia. To pod�oze zdawa�o sie rozk�adac, uginac pod jego ciezarem z odrazajacym, gnilno-elastycznym oporem, poch�aniajac jego nogi do kostek, do kolan, az w koncu zanurzy� sie w mule po pas, jak w zar�ocznej otch�ani lotnych piask�w. Jeszcze chwila i pograzy� sie w mule ca�y, lecz mimo to wciaz opada�, osuwa� sie coraz nizej, choc teraz juz znacznie wolniej, otoczony ze wszystkich stron szlamem, kt�rego nie widzia�, lecz czu�, jak napiera na neoprenowy pancerz jego kombinezonu. S�ysza�, jak bable wydychanego przezen powietrza op�ywaja jego cia�o, unoszac sie. Nie wzbija�y sie szybko, gesta chmura, jak zawsze, lecz leniwie dzwiga�y sie coraz wyzej i wyzej w mrok. W miare jak schodzi� nizej, szlam zdawa� sie stawiac coraz wiekszy op�r. Jak daleko powinien sie zag�ebic w to g�wno? Tak jak go nauczono, jedna reka zatoczy� przed soba p�okrag, usi�ujac rozeznac sie w otoczeniu. Jego d�on natrafi�a na cos. Po ciemku i w grubych rekawicach trudno by�o powiedziec, co napotka� � ga�ezie drzew, jakies rury, plataniny drut�w, nagromadzone przez stulecia smieci uwiezione w b�otnistym cmentarzysku. Jeszcze dziesiec st�p i wraca. Po czyms takim nawet Fernandez nie zechce sie z niego nabijac. Wtem jego reka badajaca otoczenie uderzy�a w cos twardego. Kiedy Snow szarpna�, znalezisko wolno podp�yne�o w jego strone, stawiajac op�r, co mog�o swiadczyc, iz by�o dosc ciezkie. Snow opl�t� jedna reka line prowadzaca i zacza� badac przedmiot. Cokolwiek znalaz�, na pewno nie by� to pakunek z heroina. Wypusci� przedmiot, pozwalajac mu odp�ynac w czern. Znaleziona rzecz zafalowa�a pod wp�ywem prad�w wznieconych ruchami jego p�etw i uderzy�a go posr�d mroku, stracajac mu z oczu maske i na kr�tka chwile wytracajac ustnik. Odzyskawszy r�wnowage, Snow zacza� wodzic d�onia po odnalezionym obiekcie i szuka� sposobu, by odepchnac go jak najdalej od siebie. Zupe�nie jakby mia� do czynienia z czyms mocno splatanym i z�ozonym, jak na przyk�ad gruby konar drzewa lub cos w tym rodzaju. Miejscami to cos wydawa�o sie jednak dosc miekkie. Zacza� macac obiema d�onmi, odnajdujac g�adkie powierzchnie, zaokraglone wyrostki i miekkie wypuk�osci. Nagle Snow zda� sobie sprawe, ze dotyka kosci. Niejednej, lecz kilku, po�aczonych cienkimi pasmami sciegien. By�y to na wp� roz�ozone szczatki jakiegos stworzenia, byc moze konia, lecz w trakcie badan Snow uswiadomi� sobie, - 7 - ze tak naprawde dotyka cz�owieka. A raczej tego, co kiedys nim by�o. Ludzkiego szkieletu. Zn�w spr�bowa� spowolnic oddech, zmusic umys�, aby pracowa� jak nalezy. Zdrowy rozsadek i doswiadczenie m�wi�y mu, ze nie moze zostawic tych szczatk�w na dnie. Musia� wydobyc je na powierzchnie. Przewl�k� line przez staw biodrowy i opl�t� nia, najlepiej jak m�g�, d�ugie kosci, tkwiace jeszcze w mule. Uzna�, ze na kosciach by�o jeszcze dosc chrzastek, by utrzyma�y szkielet w ca�osci, dop�ki nie znajdzie sie na powierzchni. Snow nigdy dotad nie robi� wez�a, gdy jest ciemno choc oko wykol, a d�onie otulone sa grubymi rekawicami. Sierzant nie kaza� im wykonywac takich zadan podczas morderczych trening�w. Nie odnalaz� heroiny. Mimo to odkry� cos, byc moze r�wnie waznego. Kto wie, moze by�a to ofiara jakiegos nie rozwik�anego dotad morderstwa. Ten miesniak, Fernandez, sfajda sie w gacie, kiedy sie o tym dowie. To dziwne, lecz Snow nie czu� wewnetrznej radosci. Chcia� jedynie jak najszybciej wydostac sie z tego paskudnego b�ocka. Oddycha� szybko, spazmatycznie i nie pr�bowa� juz tego kontrolowac. Kombinezon by� teraz lodowaty, ale nie zatrzyma� sie, by go podpompowac. Lina wyslizgne�a mu sie, spr�bowa� wiec ponownie, trzymajac szkielet blisko siebie, by go nie zgubic. Wciaz mysla� o ca�ych jardach b�ocka powyzej, o wirze osad�w dennych ponad szlamem i gestej, oleistej wodzie, kt�rej nie przenika�y promienie s�onca... Lina wreszcie sie naprezy�a, a on odm�wi� w myslach kr�tka modlitwe dziekczynna. Upewniwszy sie, ze lina jest dobrze zabezpieczona, szarpna� trzy razy, dajac znac, ze cos znalaz�. Zaraz potem zacza� piac sie po linie, aby wydostac sie z tego mrocznego koszmaru, znalezc sie na pok�adzie �odzi i zejsc na lad, gdzie przez p� godziny, a moze i d�uzej bedzie moczyc sie pod prysznicem, zaleje pa�e i zastanowi sie nad powrotem do dawnej roboty. Za miesiac zaczyna� sie sezon nurkowan. Sprawdzi� line, upewni� sie, ze zawiaza� ja mocno wok� d�ugich kosci trupa. Jego d�onie przesune�y sie wyzej, dotykajac zeber, mostka, przewlekajac line pomiedzy kolejnymi koscmi, aby nie zeslizgne�a sie, gdy beda go wciagac na ��dz. Jego palce wciaz wedrowa�y ku g�rze, lecz w pewnym miejscu kregos�up konczy� sie i dalej nie by�o juz nic, tylko czarna pustka. Nie ma g�owy. Snow instynktownie cofna� d�on i w panice uswiadomi� sobie, ze pusci� line prowadzaca. Zacza� m��cic rekoma i uderzy� w cos � znowu szkielet. Schwyci� go rozpaczliwie, z ulga, niemal obejmujac go. Szybko siegna� w d�, usi�ujac namacac line. Wodzi� d�onmi po d�ugich kosciach, pr�bujac przypomniec sobie, jak je obwiaza�. Ale liny nie by�o. Czyzby sie obluzowa�a? Nie, to niemozliwe. Pr�bowa� przesunac i obr�cic cia�o w poszukiwaniu liny, gdy nagle jego przew�d tlenowy zahaczy� o cos niewidocznego. Snow, zdezorientowany, cofna� sie gwa�townie i poczu�, ze zaczyna mu spadac maska. Cos ciep�ego i gestego wp�yne�o pod sp�d. Usi�owa� sie uwolnic, szarpna� g�owa i maska sie zsune�a. P�ynne b�ocko zala�o mu oczy, wp�yne�o do nosa, zacze�o wdzierac sie do lewego ucha. Z narastajaca zgroza uswiadomi� sobie, ze tkwi� spleciony w makabrycznym uscisku z drugim szkieletem. A potem poch�one�a go slepa, odbierajaca zmys�y panika. Zacza� wrzeszczec. Z pok�adu policyjnej �odzi motorowej porucznik D�Agosta bez wiekszego zaciekawienia obserwowa� operacje wydobywania na powierzchnie m�odego nurka. Widok robi� wrazenie: mezczyzna miota� sie i wi�, jego bulgoczace wrzaski t�umi�o wype�niajace usta b�oto, strugi substancji w kolorze ochry sp�ywa�y z kombinezonu, barwiac wode na czekoladowo. W kt�ryms momencie nurek musia� stracic kontakt z lina; mia� szczescie, ogromne szczescie, ze uda�o mu sie odnalezc droge na powierzchnie. D�Agosta czeka� cierpliwie, az rozhisteryzowany nurek zostanie wciagniety na pok�ad, rozebrany z kombinezonu, umyty i uspokojony. Patrzy�, jak mezczyzna wymiotuje za burte � dobrze, ze nie na pok�ad, zauwazy� z uznaniem D� Agosta. Nurek odnalaz� szkielet. A raczej dwa. Nie po to go, co prawda, wys�ano, ale ca�kiem niezle jak na dziewicze zanurzenie. Napisze pochwa�e dla tego biedaka. Ch�opakowi pewno nic nie bedzie, jesli tylko nie na�yka� sie tego swinstwa, kt�re oblepi�o mu usta i nos. A gdyby nawet... c�z, w tych czasach antybiotyki czynia cuda. Pierwszy szkielet, gdy wy�oni� sie ze wzburzonej wody, wciaz by� pokryty szlamem. P�ynacy - 8 - stylem bocznym nurek podholowa� zw�oki do �odzi D�Agosty, zebra� szczatki w siec i wciagna� na pok�ad. Ociekajace woda u�ozono je na brezencie u st�p D�Agosty niczym upiorny po��w. � Jezu, mogliscie to choc troche op�ukac � rzek� D�Agosta, krzywiac sie, gdy dosz�a go duszaca won amoniaku. Powyzej tafli wody to on przejmowa� jurysdykcje nad szczatkami i z ca�ego serca mia� ochote wrzucic je z powrotem tam, skad je wydobyto. Zauwazy�, ze szkielety pozbawione by�y czerep�w. � Mam je op�ukac, sir? � spyta� nurek, siegajac po szlauch. � Najpierw siebie. � Nurek wyglada� idiotycznie, z boku do g�owy przylepi� mu sie zuzyty kondom, po nogach scieka�y struzki brudnej wody. Dw�ch innych nurk�w wspie�o sie na pok�ad i pospiesznie zacze�o wciagac kolejna line, podczas gdy trzeci podholowa� w g�re nastepny szkielet. Gdy szczatki trafi�y na policyjna ��dz i okaza�o sie, ze i one nie maja g�owy, na pok�adzie zapad�a grobowa cisza. D�Agosta przeni�s� wzrok na gruby pakiet heroiny, r�wniez odnaleziony i spoczywajacy bezpiecznie w podgumowanej torbie na dowody. Nagle przesta� mu sie wydawac interesujacy. Zujac w zamysleniu koniuszek cygara, D�Agosta odwr�ci� wzrok i zacza� lustrowac Kloake. Jego spojrzenie pad�o na stary wylot bocznego kana�u z West Side. Ze sklepienia zwiesza�o sie kilka przypominajacych zeby stalaktyt�w. West Side Lateral by� jednym z najwiekszych w tym miescie, stanowi� ujscie dla prawie ca�ego Upper West Side. Za kazdym razem gdy Manhattan nawiedza�a sroga ulewa, woda deszczowa odprowadzana by�a do przetw�rni odpad�w w dolnym biegu Hudsonu, a wylewane stamtad scieki trafia�y do West Side Lateral. I do Kloaki. Wyrzuci� niedopa�ek cygara za burte. � Bedziecie musieli znowu sie zamoczyc, ch�opcy � rzek�, wypuszczajac ustami wielki k�ab dymu. � Chce dostac czaszki. 2 Louie Padelsky, zastepca koronera na miasto Nowy Jork, spojrza� na zegarek, czujac, ze kiszki graja mu marsza. Kona� z g�odu. Od trzech dni zy� tylko na chipsach, dopiero dzis mia� szanse zjesc obiad z prawdziwego zdarzenia. Pieczony kurczak � la Popeye. Przesuna� d�onia po opas�ym brzuszku, macajac go i szturchajac leciutko. Jakby go troche uby�o. Tak, zdecydowanie go uby�o. Pociagna� �yk z piatego juz kubka czarnej kawy i spojrza� na grafik. No, nareszcie cos ciekawego. Zadnych ofiar strzelaniny, przedawkowania, zadnych ran od noza. Stalowe drzwi na koncu sali autopsyjnej otwar�y sie z hukiem i wesz�a pielegniarka, Sheila Rocco, wtaczajac nosze z brazowymi zw�okami, po czym przenios�a je na w�zek sekcyjny. Padelsky spojrza� na cia�o, odwr�ci� wzrok i zerkna� raz jeszcze. Trup to niew�asciwe okreslenie, skonstatowa�. To, co leza�o na stole, wyglada�o raczej jak szkielet pokryty strzepami tkanek. Padelsky zmarszczy� nos. Rocco przetoczy�a w�zek pod lampy i zacze�a pod�aczac rure odsaczajaca. � Odpusc sobie � rzek� Padelsky. Jedyne, co mozna tu by�o wysaczyc, to jego kubek kawy. Wypi� spory �yk, wrzuci� kubek do kosza, sprawdzi� plakietke przy ciele, por�wna� z zapisem w grafiku, potwierdzi� zgodnosc i na�ozy� lateksowe rekawiczki. � Co mi tu przywioz�as, Sheilo? � zapyta�. � Cz�owieka z Piltdown? Rocco zmarszczy�a brwi i poprawi�a zawieszenie lamp nad w�zkiem. � Te zw�oki musia�y byc pogrzebane od dobrych paru stuleci. Na dodatek chyba w gnoj�wce, bo smierdza jak wszyscy diabli. Moze to faraon Szajsenhamon we w�asnej osobie. Rocco wyde�a wargi i czeka�a, podczas gdy Padelsky zasmiewa� sie do rozpuku. Kiedy skonczy�, bez s�owa poda�a mu podk�adke z przypietymi kartkami. Padelsky szybko je przejrza�, czytajac bezg�osnie tresc za�aczonych wydruk�w. Nagle sie wyprostowa�. � Wydobyte z Humboldt Kill � wymamrota�. � Chryste Panie. � Zerkna� na pojemnik z rekawicami, - 9 - zastanawiajac sie, czy w�ozyc dodatkowa pare, ale w koncu zmieni� zamiar. � Hmm. Zdekapitowane, g�owy wciaz nie mamy... brak ubrania, ale gdy je znaleziono, zw�oki mia�y na sobie metalowy pasek. Przeni�s� wzrok nad zw�okami i dostrzeg� przywieszony do w�zka woreczek z rzeczami osobistymi. � Obejrzyjmy je sobie � powiedzia�, siegajac po worek. Wewnatrz znajdowa� sie cienki, z�oty pasek ze sprzaczka Uffizi i osadzonym w niej topazem. Koroner wiedzia�, ze pasek zosta� juz zbadany, ale mimo to nie wolno mu by�o go dotknac. Zauwazy�, ze po wewnetrznej stronie paska znajdowa� sie numer. � Drogi � rzek� Padelsky, wskazujac na pasek. � Moze to kobieta z Piltdown. Albo transwestyta. � Zn�w sie rozesmia�. Rocco zmarszczy�a czo�o. � Doktorze Padelsky, czy moglibysmy okazac temu cia�u nieco wiecej szacunku? � Oczywiscie, oczywiscie. � Odwiesi� podk�adke na haczyk i poprawi� mikrofon wiszacy nad w�zkiem. � Sheila, kochanie, w�acz, prosze, magnetofon. Gdy w�aczy�a urzadzenie, g�os lekarza sta� sie nagle surowy, osch�y i zawodowo konkretny. � M�wi doktor Louis Padelsky. Jest drugi sierpnia, godzina dwunasta piec. Wraz z moja asystentka, Sheila Rocco, przeprowadzamy teraz sekcje... � spojrza� na plakietke � numeru A-1430. Mamy tu bezg�owe zw�oki, w�asciwie niemal sam szkielet � Sheila, zechcesz go wyprostowac? � d�ugosci oko�o czterech st�p i osmiu cali. Dodajac brakujaca czaszke, mozemy oszacowac pe�na d�ugosc cia�a na piec st�p i szesc, maksimum siedem cali. Okreslmy p�ec szkieletu. Miednica dosc szeroka. Sadzac po jej wygladzie, mamy tu kobiete. Brak odkszta�cen kregu ledzwiowego, wiec nie mia�a jeszcze czterdziestki. Trudno orzec, jak d�ugo przebywa�a w zanurzeniu. Czuc wyraznie silny od�r... sciek�w. Kosci sa brunatnopomaranczowe i wygladaja, jakby od d�uzszego czasu leza�y w mule. Mamy jednak wciaz dostatecznie duzo zachowanych tkanek �acznych, by utrzymywa�y zw�oki w ca�osci, natomiast wok� srodkowych i bocznych k�ykci kosci udowej dostrzec mozna postrzepione konce tkanek miesniowych. Zachowa�y sie one takze przy kosci kulszowej i kosci krzyzowej. Sporo materii, by mozna przeprowadzic analize DNA i okreslic grupe krwi. Poprosze o nozyczki. � Odcia� fragment tkanki i w�ozy� do torebki. � Sheila, czy mog�abys odwr�cic miednice na bok? O tak, przyjrzyjmy sie... szkielet jest prawie ca�y, oczywiscie jesli nie liczyc brakujacego czerepu. Wyglada na to, ze brak r�wniez wyrostka osiowego... pozosta�o szesc kreg�w szyjnych... nie ma dw�ch wolnych zeber i ca�ej lewej stopy. Kontynuowa� opisywanie szkieletu. W koncu odsuna� sie od mikrofonu. � Sheila, podaj mi rongeur. Sheila poda�a mu nieduzy przedmiot, za pomoca kt�rego Padelsky oddzieli� kosc barkowa od kosci �okciowej. � Dzwigacz okostnej. � Zag�ebi� go w kregu, pobierajac tuz przy kosci pr�bki tkanki �acznej. Nastepnie za�ozy� jednorazowe okulary ochronne. � Prosze o pi�e. Poda�a mu ma�a pi�e o napedzie azotowym; uruchomi� ja, odczekujac chwile i sprawdzajac na tachometrze, az urzadzenie osiagnie odpowiednia liczbe obrot�w na minute. Kiedy diamentowe ostrze dotkne�o kosci, pomieszczenie wype�ni�o sie wysokim, piskliwym brzeczeniem, jakby wpuszczono tu stado rozjuszonych komar�w. R�wnoczesnie pojawi�a sie drazniaca won py�u kostnego, sciek�w, gnijacego szpiku i smierci. Padelsky pobra� kilka pr�bek, a Rocco umiesci�a je w plastykowych torbach. � Chce pe�nego skanu pod mikroskopem elektronowym i stereozoomowych zdjec kazdej z tych mikropr�bek � rzek� Padelsky, odstepujac od w�zka i wy�aczajac magnetofon. Rocco czarnym flamastrem napisa�a na kazdej z plastykowych torebek, jakim analizom ma zostac poddana ich zawartosc. Rozleg�o sie pukanie do drzwi. Sheila podesz�a, by otworzyc, na chwile znikne�a za drzwiami, po czym wychyli�a sie i zawo�a�a: � Doktorze, maja juz wstepna identyfikacje zw�ok na podstawie tego paska � oznajmi�a. � To Pamela - 10 - Wisher. � Pamela Wisher, ta dziewczyna z towarzystwa? � spyta� Padelsky, zdejmujac gogle i cofajac sie o kilka krok�w. � O Jezu. � Jest jeszcze drugi szkielet � ciagne�a Sheila. � Z tego samego miejsca. Padelsky podszed� do g�ebokiego, metalowego zlewu, gdzie zamierza� zdjac rekawice i umyc rece. � Drugi? � burkna� z irytacja. � Czemu, u diab�a, nie przys�ali go tu od razu? M�g�bym przeprowadzic r�wnoczesnie dwie sekcje. � Spojrza� na zegarek. Juz kwadrans po pierwszej. Niech to szlag, obiad zje najwczesniej o trzeciej. By� tak g�odny, ze niemal pada� z n�g. Drzwi otwar�y sie na osciez i pod lampy wwieziono drugi szkielet. Padelsky ponownie w�aczy� magnetofon i zaparzy� sobie kolejna kawe, podczas gdy pielegniarka wykonywa�a czynnosci przygotowawcze. � Ten tez nie ma g�owy � rzek�a Rocco. � Zartujesz, prawda? � odpar� Padelsky. Podszed� blizej, spojrza� na szkielet i zastyg� w bezruchu, z kubkiem tuz przy ustach. � Co, do... � Opusci� kubek i patrzy� przez chwile z rozdziawionymi ustami. Nastepnie odstawi� kawe, podszed� do w�zka i nachyliwszy sie nad szkieletem, wolno przesuna� urekawiczonymi palcami po jednym z zeber. � Doktorze? � odezwa�a sie Rocco. Padelsky wyprostowa� sie, wr�ci� do magnetofonu i wy�aczy� go, naciskajac klawisz stop. � Zakryj cia�o przescierad�em i sprowadz doktora Brambella. I ani s�owa na ten temat... � Skina� w strone zw�ok. � Nikomu. Zawaha�a sie, spogladajac z zak�opotaniem na okaleczony szkielet. Jej oczy z wolna przepe�ni�o niewyt�umaczalne przerazenie. � Rusz sie, kochanie. Wyda�em ci polecenie i masz je wykonac natychmiast! 3 Telefon rozdzwoni� sie nagle, rozdzierajac cisze ma�ego muzealnego gabinetu. Margo Green, ze wzrokiem wlepionym w ekran monitora, poderwa�a sie jak oparzona, a kosmyki kr�tkich kasztanowych w�os�w wpad�y jej do oczu. Telefon zadzwoni� ponownie i juz wsta�a, aby go odebrac, gdy nagle sie zawaha�a. To na pewno jedna z os�b wpisujacych dane, skarzaca sie na k�opoty z jej czasoch�onnym programem. Usiad�a z powrotem w fotelu i czeka�a, az telefon przestanie dzwonic; miesnie plec�w i n�g bola�y ja po wczorajszym treningu, niemniej by�o to ca�kiem przyjemne doznanie. Siegne�a po lezace na biurku urzadzenie do cwiczen d�oni i zacze�a je sciskac w zwyczajnym rytmie, kt�ry sta� sie dla niej tak rutynowy, ze robi�a to prawie instynktownie. Jeszcze piec minut i jej program zostanie zakonczony. Potem bedzie mog�a przyjmowac skargi od wszystkich, kt�rzy czuli sie zawiedzeni. Wiedzia�a, ze z powodu przyjetej w muzeum polityki ciec budzetowych wszystkie wazniejsze projekty musia�y byc zatwierdzane odg�rnie. Oznacza�oby to jednak d�ugotrwa�a wymiane e-maili, zanim mog�aby wprowadzic sw�j program w zycie. A ona potrzebowa�a rezultat�w juz teraz. Przynajmniej na Uniwersytecie Columbia, gdzie pe�ni�a funkcje instruktora dop�ty, dop�ki nie przyje�a stanowiska zastepcy kuratora w nowojorskim Muzeum Historii Naturalnej, nie mia�a tylu problem�w z cieciami budzetowymi. Ostatnimi czasy sta�o sie niemal regu�a, ze z przyczyn finansowych w muzeum bardziej stawiano na forme niz na tresc ekspozycji. Margo widzia�a juz reklamy zapowiadajace na przysz�y rok wielka wystawe pod nazwa �Plagi XXI wieku�. Spojrza�a na ekran, aby sprawdzic, co z jej programem, po czym od�ozy�a przyrzad do cwiczen, - 11 - siegne�a do torebki i wyje�a �New York Post�. Gazeta i kubek mocnej, czarnej kawy stanowi�y jej poranny rytua�. By�o cos odswiezajacego w agresywnym stylu artyku��w �Post�, co przywodzi�o jej na mysl dawne dzieje i poczatki dziennikarstwa. Poza tym wiedzia�a, ze jej stary przyjaciel, Bill Smithback, zruga�by ja na czym swiat stoi, gdyby dowiedzia� sie, iz przeoczy�a chocby jeden artyku� jego autorstwa, nieodmiennie traktujacy o zbrodniach, gwa�tach i przemocy. Roz�ozy�a gazete na kolanach, a ujrzawszy nag��wek, mimo woli sie usmiechne�a. Na pierwszej stronie widnia� wielki, typowy dla �Post� krzykliwy nag��wek: CIA�O W KANALE ZIDENTYFIKOWANE JAKO NALEZACE DO ZAGINIONEJ DZIEDZICZKI Przeczyta�a poczatek artyku�u. Tak, to by�o dzie�o Smithbacka. To juz drugi jego artyku� na pierwsza strone w tym miesiacu, pomysla�a. Bez watpienia po�echce to jego pr�znosc do tego stopnia, ze dziennikarz zacznie sie puszyc, nadymac i stanie sie nie do wytrzymania. W kilku pierwszych zdaniach sprawnie opisa� fakty znane dzis juz chyba kazdemu nowojorczykowi. �Piekna dziedziczka�, Pamela Wisher, znana z dosc hulaszczego trybu zycia, znikne�a przed dwoma miesiacami z podziemnego klubu przy Central Park South. Od tej pory wizerunki jej �usmiechnietej twarzy o snieznobia�ych zebach, nieobecnych niebieskich oczach i blond w�osach u�ozonych w wykwintna koafiure� zdobi�y rogi wszystkich ulic od Piecdziesiatej Si�dmej po Dziewiecdziesiata Sz�sta. Margo czesto widzia�a kolorowe kserokopie zdjec Pameli, gdy biega�a do muzeum ze swego mieszkania przy West End Avenue. Obecnie jednak � jak g�osi� surowy artyku�, stwierdzono, ze szczatki odkryte dzien wczesniej, zagrzebane w mule i nieczystosciach na dnie Humboldt Kill i pozostajace w koscistym uscisku z innym szkieletem, zosta�y zidentyfikowane jako nalezace do Pameli Wisher. Drugi szkielet pozostaje nie rozpoznany. Do�aczone zdjecie przedstawia�o bliskiego przyjaciela Wisher, m�odego wicehrabiego Adaira siedzacego na chodniku przed Platypus Lounge, z twarza ukryta w d�oniach; zdjecie to zrobiono kilka minut po tym, jak dowiedzia� sie on o jej tragicznej smierci. Policja, rzecz jasna, �prowadzi�a szeroko zakrojone dzia�ania�. Artyku� Smithbacka zamyka�o kilka cytat�w zaczerpnietych od przypadkowych przechodni�w, w rodzaju: �Takich, co to zrobili, powinno sie usmazyc na krzesle�. Od�ozy�a gazete, myslac o ziarnistej twarzy Pameli Wisher, patrzacej na nia z licznych plakat�w. Zas�uzy�a na lepszy los. C�z z tego, ze by�a teraz g��wna atrakcja w gazecie i zapewne stanie sie przebojem lata? Przenikliwy dzwiek telefonu ponownie wyrwa� Margo z zamyslenia. Spojrza�a na komputer. Ucieszy�a sie, widzac, ze program wreszcie zosta� zakonczony. W sumie czemu mia�abym nie odebrac?, pomysla�a. Predzej czy p�zniej i tak bedzie musia�a rozm�wic sie z tymi ludzmi. � Margo Green � powiedzia�a. � Doktor Green? � rozleg� sie g�os. � W sama pore. Silny akcent z Queens wyda� sie jej dziwnie znajomy, jak na wp� zapomniany sen. Szorstki, apodyktyczny. Margo poszuka�a w myslach wspomnienia twarzy przynaleznej do g�osu na drugim koncu �acza. ...Mozemy jedynie stwierdzic, ze odnalezlismy cia�o. Co do okolicznosci zgonu prowadzone jest intensywne sledztwo... Wyprostowa�a sie w fotelu, kompletnie zdezorientowana. � Porucznik D�Agosta? � spyta�a. � Jestes nam potrzebna w laboratorium medycyny sadowej � rzek� D�Agosta. � I to natychmiast, bardzo prosze. � Czy moge spytac...? � Nie mozesz. Przykro mi. Cokolwiek robisz, rzuc to i przyjdz na d�. � Rozleg� sie g�osny szczek i na linii zapanowa�a cisza. Margo odsune�a s�uchawke od twarzy, wpatrujac sie w nia, jakby oczekiwa�a dalszych wyjasnien. - 12 - Nastepnie otworzy�a swoja torebke i w�ozywszy do srodka egzemplarz �Post� w taki spos�b, by zas�oni� znajdujacy sie wewnatrz ma�y, p�automatyczny pistolet, wsta�a od komputera i opusci�a gabinet. 4 Bill Smithback nonszalanckim krokiem mina� wielka fasade Nine Central Park South, wytworny gmach Mc Kima, Meada & White�a z ceg�y i rzezbionego piaskowca. Pod lamowana z�otem markiza siegajaca az po sam chodnik sta�o dw�ch odzwiernych. Dziennikarz widzia� tez innych pracownik�w obs�ugi czekajacych �na bacznosc� w rozleg�ym holu. Tak jak sie tego obawia�, by� to jeden z tych kretynskich apartament�w, gdzie az sie roi od s�uzby. Bedzie ciezko. Bardzo ciezko. Skreci� za r�g Sz�stej Alei i przystana�, obmyslajac mozliwie najlepszy plan dzia�ania. Pomaca� zewnetrzne kieszenie wiatr�wki, odnajdujac klawisz nagrywania w dyktafonie. M�g� nacisnac go niepostrzezenie, gdy nadejdzie w�asciwa pora. Spojrza� na swoje odbicie wsr�d niezliczonych par w�oskich but�w na wystawie. Jak na niego, prezentowa� sie niezgorzej. Wzia� g�eboki oddech i wr�ci� za r�g, po czym zdecydowanym krokiem skierowa� sie ku kremowej markizie. Blizszy z mundurowych odzwiernych �ypna� nan zuchwale, k�adac urekawiczona d�on na wielkiej mosieznej klamce drzwi. � Mam sie spotkac z pania Wisher � rzek� Smithbach. � Panska godnosc? � rzuci� monotonnie cerber. � By�em przyjacielem Pameli. � Przykro mi � mrukna� tamten, nieporuszony � ale pani Wisher nie przyjmuje zadnych gosci. Smithback mysla� intensywnie. Zanim odzwierny spr�bowa� go sp�awic, zapyta� go o nazwisko. Zatem pani Wisher spodziewa�a sie kogos. � Skoro juz musi pan wiedziec, by�em dzis rano um�wiony na spotkanie � rzek� Smithback. � Niestety, ten termin musia� zostac przesuniety. Zechce pan powiadomic pania Wisher, ze juz jestem? Odzwierny zawaha� sie chwile, po czym otworzy� drzwi i przeprowadzi� Smithbacka przez marmurowy hol. Dziennikarz rozejrza� sie doko�a. Konsjerz, bardzo stary i potwornie wymizerowany mezczyzna, sta� za spizowa konstrukcja, kt�ra bardziej niz kontuar recepcji przypomina�a starozytna fortece. Na drugim koncu holu, za biurkiem w stylu Ludwika XVI siedzia� funkcjonariusz ochrony. Obok, na lekko rozstawionych nogach, z kciukami zatknietymi za szeroki pas, sta� windziarz. � Ten pan twierdzi, ze jest um�wiony z pania Wisher � rzek� do konsjerza odzwierny. Staruszek po raz pierwszy spojrza� nan zza swego szanca. � Tak? Smithback wzia� g�eboki oddech. Przynajmniej uda�o mu sie wejsc do holu. � By�em um�wiony na spotkanie. Dzis rano, ale ten termin zosta� przesuniety. Pani Wisher oczekuje mnie. Konsjerz znieruchomia� na chwile, lustrujac zmeczonymi oczami buty Smithbacka, jego wiatr�wke oraz fryzure. Smithback czeka� w milczeniu, poddajac sie tej inspekcji w nadziei, ze udatnie nasladowa� pe�nego werwy i zapa�u m�odzienca z dobrej i zamoznej rodziny. � Kogo mam zapowiedziec? � wychrypia� staruszek. � Przyjaciela rodziny. To powinno wystarczyc. - 13 - Konsjerz czeka�, nie odrywajac od niego wzroku. � Bill Smithback � doda� pospiesznie. By� pewien, ze pani Wisher nie czytywa�a �New York Post�. Konsjerz spojrza� na cos, co mia� roz�ozone przed soba na biurku. � A co ze spotkaniem um�wionym na jedenasta? � zapyta�. � W zastepstwie przys�ali mnie � odpar� Smithbach z zadowoleniem. By�a 10.32. Konsjerz odwr�ci� sie i znikna� w ma�ym gabinecie. Wyszed� stamtad minute p�zniej. � Prosze podniesc s�uchawke stojacego obok pana telefonu � oznajmi�. Smithback uni�s� s�uchawke do ucha. � Co? Czy George odwo�a� spotkanie? � rozleg� sie cichy, osch�y, dystyngowany g�os. � Pani Wisher, czy moge wjechac na g�re? Chcia�bym pom�wic z pania o Pameli. Zapad�a cisza. � Kto m�wi? � zapyta� g�os. � Bill Smithback. Zn�w zapad�a cisza, tym razem d�uzsza. Smithback kontynuowa�. � Mam cos bardzo waznego, informacje na temat smierci pani c�rki, kt�rych z pewnoscia nie otrzyma�a pani od policji. Sadze, ze chcia�aby pani wiedziec... � Tak, tak, nie watpie, ze je pan posiada. � Chwileczke... � rzuci� Smithback. Jego umys� pracowa� jak szalony. Po drugiej stronie �acza cisza. � Pani Wisher? Trzask. Kobieta od�ozy�a s�uchawke. C�z, pomysla� Smithback, przynajmniej pr�bowa�em. Moze m�g�by zaczekac na zewnatrz, na �awce po drugiej stronie ulicy, az pani Wisher opusci domowe pielesze. Okazja z pewnoscia sie nadarzy. Cos m�wi�o mu jednak, ze w najblizszej przysz�osci pani Wisher nie zechce opuszczac mur�w swej eleganckiej samotni. Stojacy przy ramieniu konsjerza telefon zadzwoni� piskliwie. Bez watpienia pani Wisher. Nie chcac, by potraktowano go jak w��czege i si�a wyrzucono za drzwi, Smithback odwr�ci� sie na piecie i szybkim krokiem skierowa� ku wyjsciu. � Panie Smithback! � zawo�a� za nim konsjerz. Smithback odwr�ci� sie. Nie znosi� takich sytuacji. Konsjerz spojrza� nan bez wyrazu, s�uchawke wciaz trzyma� przy uchu. � Winda jest tam. � Winda? � spyta� Smithback. Staruszek skina� g�owa. � Siedemnaste pietro. Windziarz otworzy� najpierw mosiezna krate, a nastepnie ciezkie, debowe odrzwia, wpuszczajac Smithbacka do holu utrzymanego w brzoskwiniowej tonacji, pe�nego rozmaitych aranzacji kwiatowych. Na stoliku opodal leza�y nades�ane kartki z wyrazami wsp�czucia, w tym ca�a sterta nie wyjetych jeszcze z kopert. Na drugim koncu cichego pomieszczenia widac by�o uchylone francuskie drzwi. Smithback podszed� do nich powoli. Za drzwiami znajdowa� sie spory salon. Kanapy w stylu empire oraz szezlongi sta�y rozmieszczone niemal symetrycznie na grubym dywanie. Na przeciwleg�ej scianie ciagna� sie rzad wysokich okien. Smithback wiedzia�, ze po ich otwarciu mozna cieszyc oczy przepiekna panorama Central Parku. Teraz jednak by�y one zamkniete i przes�oniete zaluzjami, nadajacymi ca�emu pomieszczeniu wrazenie mrocznej posepnosci. Z boku cos sie poruszy�o. Odwracajac sie, Smithback ujrza� niska, elegancka kobiete o starannie u�ozonych kasztanowych w�osach, siedzaca na skraju kanapy. Mia�a na sobie prosta, ciemna sukienke. Bez s�owa skine�a, aby usiad�. Smithback wybra� fotel klubowy, dok�adnie naprzeciw pani Wisher. Na niskim stoliku pomiedzy nimi - 14 - sta� serwis do herbaty; dziennikarz zlustrowa� wzrokiem rzedy talerzyk�w pe�nych ma�ych tr�jkatnych placuszk�w, marmolady, miodu i smietany. Kobieta nic mu nie zaproponowa�a, totez Smithback domysli� sie, ze zestaw ten przygotowano na um�wione spotkanie. Ogana� go lekki niepok�j na mysl, ze George � gosc spodziewany o jecie nastej � moze zjawic sie w kazdej chwili. Smithback chrzakna�. � Pani Wisher, bardzo mi przykro z powodu tego, co spotka�o pani c�rke � powiedzia�. W g�ebi duszy czu�, ze m�wi szczerze. Widok tego wytwornego pokoju i niezmierzonych bogactw, kt�re w obliczu bezlitosnej tragedii znaczy�y tyle, co nic, wstrzasna� nim do g�ebi. Pani Wisher wciaz patrzy�a w dal, z d�onmi z�ozonymi na podo�ku. Wydawa�o mu sie, ze kobieta prawie niedostrzegalnie skine�a g�owa, lecz ze wzgledu na s�abe oswietlenie nie m�g� miec pewnosci. Pora przejsc do rzeczy, pomysla�, siegajac do kieszeni i powoli wciskajac klawisz nagrywania. � Niech pan wy�aczy magnetofon � rzek�a pani Wisher. M�wi�a niezbyt g�osno i z pewnym wysi�kiem, ale tonem zdecydowanym i w�adczym. Smithback wyszarpna� d�on z kieszeni. � S�ucham? � Prosze wyjac magnetofon z kieszeni i po�ozyc go tutaj, zebym zobaczy�a, ze na pewno jest wy�aczony. � Tak, tak, oczywiscie � rzuci� Smithback, wy�aczajac urzadzenie. � Nie ma pan za grosz przyzwoitosci? � wyszepta�a kobieta. Smithback po�ozy� dyktafon na niskim stoliku i poczu�, ze zacze�y go piec uszy. � M�wi pan, ze wsp�czuje mi smierci c�rki � ciagne�a kobieta � a jednoczesnie uruchamia to plugawe urzadzenie. Po tym jak zaprosi�am pana do mego domu. Smithback poruszy� sie niespokojnie w fotelu, unikajac wzroku pani Wisher. � N-no tak � wykrztusi�. � Przykro mi. Ale... ja tylko... to przeciez moja praca... � Zabrzmia�o to za�osnie i nieprzekonujaco. � Tak. W�asnie straci�am jedyne dziecko, c�rke, kt�ra by�a ca�a moja rodzina. Jak pan sadzi, panie Smithback, czyje uczucia sa w tej sytuacji wazniejsze? Smithback zamilk� i zmusi� sie, by spojrzec na kobiete. Siedzia�a bez ruchu, wpatrujac sie wen w p�mroku, d�onie wciaz mia�a z�ozone na podo�ku. Nagle sta�o sie z nim cos dziwnego, cos tak osobliwego i obcego jego naturze, ze w pierwszej chwili nie rozpozna� charakteru tych odczuc. Poczu� sie zazenowany. Zak�opotany. Nie, raczej zawstydzony. Moze gdyby walczy� o wielki temat i sam wpad� na jego trop, by�oby inaczej. Kiedy jednak znalaz� sie tutaj i na w�asne oczy widzia� smutek pograzonej w za�obie kobiety... To nowe odczucie odsune�o w cien podniecenie i ekscytacje, wywo�ane podazaniem za kolejna sensacja. Pani Wisher unios�a jedna reke i wykona�a drobny gest, wskazujac na cos, co leza�o na stoliku obok niej. � Zak�adam, ze jest pan tym samym Smithbackiem, kt�ry pisuje do tej gazety? Smithback podazy� za jej gestem i z niejaka konsternacja dostrzeg� lezacy na blacie egzemplarz �Post�. � Tak � odpar�. Zn�w splot�a d�onie. � Chcia�am miec pewnosc. No wiec, jakie ma pan wazne informacje dotyczace smierci mojej c�rki? Nie, prosze nie m�wic, zapewne to kolejny humbug, jak ca�a reszta. Raz jeszcze pomieszczenie wype�ni�a cisza. Smithback po raz pierwszy zyczy� sobie, aby wreszcie pojawi� sie gosc um�wiony na spotkanie o jedenastej. Cokolwiek, byle tylko m�g� opuscic to miejsce. � Jak pan to robi? � zapyta�a w koncu. � Co takiego? � Jak pan wymysla te brednie? Nie wystarczy, ze moja c�rka zosta�a okrutnie zamordowana? Jeszcze na dodatek ludzie tacy jak pan musza szargac jej dobre imie. Smithback prze�kna� sline. � Pani Wisher, ja tylko... - 15 - � Czytajac te pomyje � ciagne�a � ktos m�g�by pomyslec, ze Pamela by�a zepsuta dziewczyna z towarzystwa, op�ywajaca w dostatki snobka i egoistka, kt�ra dosta�a to, co jej sie naleza�o. Po lekturze panskiego artyku�u czytelnicy ciesza sie, ze moja c�rka zosta�a zamordowana. Tak wiec nurtuje mnie tylko jedno pytanie: Jak pan to robi? � Pani Wisher, ludzie w tym miescie zwracaja uwage tylko na to, co krzykliwe i bije po oczach � zacza� Smithback i nagle urwa�. Pani Wisher nie dawa�a sie przekonac, podobnie zreszta jak on sam. Kobieta wychyli�a sie lekko do przodu. � Panie Smithback, nic pan o niej nie wie. Zupe�nie nic. Dostrzega pan tylko to, co widac na zewnatrz. I tylko to pana interesuje. Ocenia pan ksiazki po ok�adkach. � To nieprawda! � wybuchna� Smithback, zdumiewajac tym samego siebie. � To znaczy, nie tylko to mnie interesuje. Chcia�bym poznac prawdziwa Pamele Wisher. Dowiedziec sie, jaka by�a naprawde. Kobieta przyglada�a mu sie d�uzsza chwile. W koncu wyprostowa�a sie i wysz�a z pokoju, by wr�cic z nieduza, oprawiona w ramke fotografia. Poda�a ja Smithbackowi. Zdjecie ukazywa�o szescioletnia mniej wiecej dziewczynke, bujajaca sie na linie zawieszonej na konarze ros�ego debu. Dziewczynka usmiecha�a sie szeroko, brakowa�o jej dw�ch przednich zeb�w, mysie ogonki unosi�y sie za nia na wietrze. � Taka ja zapamietam na zawsze, panie Smithback � rzuci�a ostro pani Wisher. � Jesli naprawdejest pan zainteresowany, niech pan wydrukuje to zdjecie. Nie tamto, na kt�rym wyglada jak pustog�owa aktoreczka. � Ponownie usiad�a i wyg�adzi�a sukienke na kolanach. � Jej ojciec zmar� p� roku temu. Od tego czasu w og�le sie nie usmiecha�a. Dopiero zaczyna�a dochodzic do siebie po tej tragedii. Na nowo uczy�a sie usmiechac. Chcia�a sie troche zabawic przed podjeciem pracy na jesieni. Czy to taka wielka zbrodnia? � Chcia�a podjac prace? � zapyta� Smithback. Cisza trwa�a kr�tko. Smithback w grobowym p�mroku poczu� na sobie bezlitosny wzrok pani Wisher. � Zgadza sie. Mia�a zaczac prace w hospicjum dla chorych na AIDS. Wiedzia�by pan o tym, gdyby tylko troche sie pan przy�ozy�. Smithback prze�kna� sline. � Oto prawdziwa Pamela � rzek�a kobieta, a g�os nagle zacza� sie jej �amac. � Zyczliwa, wielkoduszna, pe�na zycia. Chce, aby napisa� pan o prawdziwej Pameli. � Zrobie, co w mojej mocy � wymamrota� Smithback. Magiczna chwila prys�a, pani Wisher zn�w sta�a sie opanowana, zimna, zdystansowana. Unios�a g�owe, wykona�a lekki ruch reka, a Smithback zorientowa� sie, ze ich spotkanie dobieg�o w�asnie konca. Wykrztusi� kilka s��w podziekowania, schowa� dyktafon do kieszeni i szybkim krokiem skierowa� sie ku windzie. � Jeszcze jedno � powiedzia�a pani Wisher; jej g�os sta� sie nagle osch�y i lodowaty. Smithback przystana� przed francuskimi drzwiami. � Nie powiedzieli mi, kiedy, dlaczego ani nawet w jaki spos�b umar�a. Ale zapewniam pana, ze nie umar�a na pr�zno. � M�wi�a z nowym ozywieniem i intensywnoscia, Smithback odwr�ci� sie do niej. � Przed chwila powiedzia� pan cos bardzo waznego � ciagne�a. � Panskim zdaniem ludzie w tym miescie zwracaja uwage tylko na to, co krzykliwe i bije po oczach. Tak w�asnie zamierzam sie zachowywac. � Jak? � zapyta� Smithback. Pani Wisher wr�ci�a juz jednak na kanape, jej oblicze skry�y mroczne cienie. Smithback przeszed� przez hol i przywo�a� winde. Czu� sie kompletnie wypluty. Dopiero gdy wyszed� na ulice, mrugajac powiekami w ostrym s�onecznym swietle, zorientowa� sie, ze wciaz trzyma w d�oni zdjecie Pameli Wisher z dziecinstwa. I zacza� uswiadamiac sobie, jak niesamowita kobieta jest jej matka. - 16 - 5 Metalowe drzwi na koncu szarego korytarza oznaczone by�y nie rzucajacym sie w oczy napisem LABORATORIUM ANTROPOLOGII SADOWEJ. W tej czesci muzeum badano ludzkie szczatki. Margo nacisne�a klamke i zdumia�a sie, stwierdziwszy, ze drzwi sa zamkniete. To dziwne. By�a tu niezliczona ilosc razy, asystujac przy badaniach szczatk�w, od peruwianskich mumii po zyjacych w ska�ach Indian Anasazi, i nigdy dotad te drzwi nie by�y zamykane. Unios�a d�on, aby zapukac. Ktos jednak otworzy� drzwi od srodka i jej reka uderzy�a w pustke. Wesz�a do srodka i stane�a jak wryta. Laboratorium, zwykle jasno oswietlone i pe�ne absolwent�w szk� wyzszych oraz asystent�w kustoszy, wyglada�o dziwnie mroczno. Pokaznych rozmiar�w mikroskopy elektronowe, aparaty rentgenowskie i urzadzenia do elektroforezy sta�y pod scianami, milczace, nie wykorzystywane. Okno, z kt�rego zwykle rozciaga� sie piekny widok na Central Park, przes�onieto gruba, ciemna zas�ona. Oswietlona by�a jedynie centralna czesc pomieszczenia. Na jej obrzezach, wsr�d cieni, stojace postaci tworzy�y p�okrag. Swiat�o pada�o na duzy st� sekcyjny. Leza�o na nim cos brazowego i wezlastego, a na sp�achciu niebieskiego plastyku jakis inny, d�ugi i niski obiekt. Przyjrzawszy sie uwaznie, Margo stwierdzi�a, ze owa gruz�owata rzec