Preston Douglas - Relikwiarz
Szczegóły |
Tytuł |
Preston Douglas - Relikwiarz |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Preston Douglas - Relikwiarz PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Preston Douglas - Relikwiarz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Preston Douglas - Relikwiarz - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Douglas Preston, Lincoln Child
RELIKWIARZ
Reliquary
T�umaczy�: Robert P. Lipski
Wydanie oryginalne: 1996
Wydanie polskie: 2002
- 1 -
Lincoln Child dedykuje ta ksiazka swojej c�rce, Weronice
Douglas Preston dedykuje ta ksiazka
dr. med. Jamesowi M. Gibbonowi
- 2 -
PODZIEKOWANIA
Autorzy pragna podziekowac nastepujacym osobom za pomoc przy pisaniu tej ksiazki: Bobowi
Gleasonowi, Matthew Snyderowi, Denisowi Kelly�emu, Stephenowi de las Heras, Jimowi Cushowi, Lindzie
Quinton, Tomowi Espensheidowi, Danowi Rabinowitzowi, Calebowi Rabenowitzowi, Karen Lovell,
Markowi Gallagherowi, Bobowi Winottowi, Lee Sucknowi i Georgette Piligian.
Specjalne podziekowania dla Toma Doherty�ego i Harveya Klingera, bez kt�rych wsparcia i wysi�ku
Relikwiarz nigdy by nie powsta�.
Dziekujemy r�wniez wszystkim osobom z dzia�u sprzedazy Tor/Forge za ich ciezka prace i poswiecenie.
Chcielibysmy w tym miejscu wyrazic swoja wdziecznosc tym wszystkim czytelnikom, kt�rzy wspierali
nas czy to telefonicznie podczas radiowych lub telewizyjnych wywiad�w, czy osobiscie podczas spotkan
literackich, czy tez za posrednictwem poczty, zar�wno konwencjonalnej, jak i elektronicznej, oraz tym
wszystkim, kt�rzy po prostu dobrze sie bawili podczas lektury naszych ksiazek. Wasz entuzjazm i gorace
przyjecie Reliktu sta�o sie dla nas silna motywacja do napisania jego kontynuacji.
Wam wszystkim i tym, o kt�rych powinnismy tu byli wspomniec, ale z r�znych wzgled�w tego nie
uczynilismy, goraco i z ca�ego serca dziekujemy.
- 3 -
S�uchamy tego, co nie wypowiedziane,
patrzymy na to, czego nie widac.
Kakuzo Okakura, Ksiega herbaty
Czesc pierwsza
STARE KOSCI
Relikwiarz � sanktuarium, swiatynia lub kaseta, gdzie wystawiony jest obiekt kultu, kosc lub jakas czesc
cia�a swietego albo b�stwa.
1
Snow sprawdzi� regulator oraz oba zawory powietrza i przesuna� d�onmi po sliskim neoprenie
kombinezonu. Wszystko by�o w porzadku, jak podczas poprzedniej kontroli minute temu.
� Jeszcze piec minut � rzek� sierzant, zmniejszajac predkosc �odzi o po�owe.
� Swietnie � pad�a sarkastyczna odpowiedz Fernandeza, zag�uszana wyciem poteznego diesla. � Po
prostu swietnie.
Nikt wiecej sie nie odezwa�. Snow zauwazy�, ze w miare jak zblizali sie do punktu docelowego, ca�a
druzyna zrobi�a sie dziwnie milczaca.
Obejrza� sie przez rufe, lustrujac spieniona smuge pozostawiana przez srube w brunatnej toni rzeki
Harlem. W tym miejscu rzeka by�a szeroka, toczy�a leniwie swe wody w goracej, szarawej mgie�ce
sierpniowego poranka. Skierowa� wzrok ku brzegowi i lekko sie skrzywi�, gdy gumowany kaptur wpi� mu sie
w szyje. Wielkie kamienice czynszowe z powybijanymi szybami. Upiorne ruiny fabryk i magazyn�w.
Opustosza�y plac zabaw. Nie, nie ca�kiem opustosza�y, jakis dzieciak buja� sie na zardzewia�ej hustawce.
� Hej, mistrzu latania! � zawo�a� do niego Fernandez. � Przed startem sprawdz, czy masz w gatkach
dostatecznie gruba pieluche!
Snow obciagna� rekawice i wciaz obserwowa� brzeg.
� Ostatnio pozwolilismy nurkowac tutaj prawiczkowi � ciagna� Fernandez. � Szczeniak sfajda� sie w
kombinezon. Alez by� smr�d. Kazalismy mu przez ca�a droge powrotna do bazy siedziec na dzwigarce. A to
by�o daleko od Liberty Island. Pestka w por�wnaniu z Kloaka.
� Stul dzi�b, Fernandez � �agodnie uciszy� go sierzant.
Snow wciaz gapi� sie za rufe. Kiedy przeszed� z regularnej jednostki policji do p�etwonurk�w, pope�ni�
podstawowy i najwiekszy b�ad w swoim zyciu � przyzna� sie, ze nurkowa� kiedys na Morzu Corteza.
Poniewczasie zorientowa� sie, ze cz�onkami tej jednostki byli zwykli nurkowie wykonujacy tak prozaiczne
czynnosci, jak zak�adanie kabli, naprawa rurociag�w i praca na platformach wiertniczych. W ich mniemaniu
- 4 -
mistrzowie nurkowania, tacy jak on, byli mieczakami, wypielegnowanymi gogusiami lubiacymi czysta wode i
czysty piasek. Zw�aszcza Fernandez stara� sie dac mu to wyraznie do zrozumienia.
��dz wzie�a ostry przechy� na sterburte, gdy sierzant skierowa� ja gwa�townie ku brzegowi. Jeszcze
bardziej zredukowa� predkosc, gdyz tuz przed nimi pojawi�y sie geste skupiska znajdujacych sie na nabrzezu
instalacji.
Ich oczom ukaza� sie nieduzy, murowany tunel prze�amujacy monotonie szarych betonowych fasad.
Sierzant skierowa� ��dz w g�ab tunelu i wyprowadzi� ja w p�mrok, po drugiej stronie. Snow poczu�
niemozliwa do opisania won bijaca ze zmaconej wody. �zy same nap�yne�y mu do oczu, zacza� kas�ac.
Siedzacy na dziobie Fernandez odwr�ci� sie i zachichota� drwiaco. Pod rozpietym kombinezonem
Fernandeza Snow dostrzeg� podkoszulek z nieoficjalnym mottem policyjnego zespo�u nurk�w: P�awimy sie w
g�wnie i szukamy martwych stworzen. Tym razem jednak nie chodzi�o o nic martwego, lecz o pakiet heroiny
zrzucony z mostu kolejowego Humboldta podczas strzelaniny z policja ubieg�ej nocy.
Waski kana� by� z obu stron otoczony betonowymi obramowaniami. W oddali, pod mostem kolejowym,
czeka�a policyjna ��dz motorowa; sta�a na wodzie z wy�aczonym silnikiem, ko�yszac sie lekko w sp�achciach
swiat�ocieni. Snow dostrzeg� dwie osoby na pok�adzie: pilota i �ysiejacego krepego, dobrze zbudowanego
mezczyzne w kiepsko dopasowanym garniturze z poliestru. Z jego ust wystawa�o wilgotne od sliny cygaro.
Podciagna� spodnie, spluna� do wody i uni�s� d�on w powitalnym gescie.
Sierzant skina� w strone �odzi.
� Prosze, prosze, kogo my tu mamy.
� Porucznik D�Agosta � odpar� jeden z nurk�w na dziobie. � Sprawa musi byc naprawde powazna.
� Zawsze jest powazna, gdy zostaje postrzelony policjant � mrukna� sierzant. Zgasi� silnik i zakreci�
ko�em sterowym, aby jego ��dz, dryfujac, mog�a zblizyc sie do sasiedniej.
D�Agosta przeszed� na rufe, by zamienic kilka s��w z druzyna nurk�w. Gdy sie poruszy�, policyjna ��dz
zako�ysa�a sie lekko pod jego ciezarem, a Snow zauwazy�, ze op�ywajaca burty woda pozostawia�a na nich
oleisty, zielonkawy osad.
� Dobry � powiedzia� D�Agosta. Choc mia� rumiana cere, w ciemnosciach pod mostem porucznik
wydawa� sie blady niczym wampir unikajacy swiat�a dziennego.
� Jezeli chce pan porozmawiac, to ze mna � odezwa� sie sierzant, przypinajac do nadgarstka
g�ebokosciomierz. � O co chodzi?
� Skopano ca�a akcje � rzek� D�Agosta. � Okazuje sie, ze facet by� tylko pos�ancem. Zrzuci� paczke z
mostu do rzeki. � Skina� g�owa na wielka, toporna konstrukcje powyzej. � Potem poczestowa� gliniarza
kulka i sam tez na�yka� sie o�owiu. Gdybysmy znalezli towar, moglibysmy przynajmniej zamknac ca�a te
zasrana sprawe.
Sierzant westchna�.
� Skoro facet nie zyje, czemu nas wezwaliscie?
� A co, mielismy zostawic w rzece pakiet heroiny za szescset patoli? � zdziwi� sie D�Agosta.
Snow podni�s� wzrok. Pomiedzy poczernia�ymi wspornikami mostu widzia� wypalone fasady budynk�w.
Tysiac brudnych okien gapiacych sie na martwa rzeke. Szkoda, ze pos�aniec musia� wrzucic sw�j pakunek
akurat do Humboldt Kill, znanej tez jako Cloaca Maxima, na czesc wielkiego kana�u sciekowego w
starozytnym Rzymie. Nazywano ja Kloaka z uwagi na gromadzace sie tu od stuleci fekalia, odpady
toksyczne, martwe zwierzeta i scieki.
W g�rze przetoczy�y sie z g�osnym turkotem wagoniki metra.
Pod stopami Snowa ��dz zako�ysa�a sie, a powierzchnia gestej, oleistej wody zafalowa�a lekko jak
zelatyna tuz przed scieciem.
� Dobra, ch�opcy � rozleg� sie g�os sierzanta. � Czas sie zamoczyc.
Snow raz jeszcze sprawdzi� kombinezon. By� wytrawnym nurkiem i zna� swoja wartosc. Dorasta� w
Portsmouth, niemal nie wychodzi� z Piscataqua, tamtejszej rzeki, a w ciagu swojej d�ugoletniej kariery ocali�
zycie kilku osobom. P�zniej, na Morzu Corteza, polowa� na rekiny i zanurza� sie na g�ebokosc ponad dwustu
st�p, prowadzac prace g�ebinowe. Mimo to dzisiejsze zejscie pod wode ani troche mu sie nie usmiecha�o.
- 5 -
Choc Snow nigdy dotad tu nie by�, zesp� czesto rozmawia� w bazie na temat Kloaki. Sposr�d
wszystkich paskudnych miejsc do nurkowania w Nowym Jorku Kloaka by�a najgorsza, gorsza nawet niz
Arthur Kill, Hell Gate czy Gowanus Canal. Niegdys, jak m�wiono, by�a to odnoga Hudsonu, przecinajaca
Manhattan na po�udnie od Sugar Hill w Harlemie. Jednakze gromadzace sie od stuleci scieki, odpady
przemys�owe i og�lne zaniedbanie zmieni�y ja w stojacy, bezodp�ywowy zbiornik nieczystosci, p�ynny
smietnik pe�en najgorszych odpad�w, jakie tylko mozna sobie wyobrazic.
Snow poczeka� na swoja kolej po odbi�r butli z tlenem, zdejmowanych ze specjalnego stalowego
stojaka, po czym, zak�adajac paski uprzezy na ramiona, powoli przeszed� na rufe �odzi. Wciaz nie przywyk�
do ciezkiego, krepujacego ruchy, suchego kombinezonu. Katem oka dostrzeg� podchodzacego sierzanta.
� Wszystko w porzadku? Got�w? � rozleg� sie cichy baryton.
� Chyba tak, sir � odpar� Snow. � A co z lampami-czo��wkami?
Sierzant rzuci� mu zdziwione spojrzenie.
� Te budynki ca�kowicie blokuja dostep swiat�a. Przyda�yby sie lampy, jezeli mamy tam cos wypatrzyc,
no nie?
Sierzant usmiechna� sie.
� To bez znaczenia. Kloaka ma oko�o dwudziestu st�p g�ebokosci. Ponizej zalega warstwa od dziesieciu
do pietnastu st�p rzadkiego mu�u. Gdy tylko musnac go p�etwami, wzbija sie w g�re jak przy wybuchu
bomby. Nie bedziecie widziec niczego, chocby nawet znalaz�o sie tuz przed waszym nosem. Pod rzadkim
osadem jest jeszcze trzydziesci st�p gestego mu�u. Pakunek spoczywa gdzies w tym w�asnie mule. Tam na
dole wazniejsze od oczu beda dla was rece.
Spojrza� badawczo na Snowa i zawaha� sie przez chwile.
� Pos�uchaj � rzek� p�g�osem. � To cos ca�kiem innego niz cwiczebne nurkowanie w Hudsonie.
Zabra�em cie z nami tylko dlatego, ze Cooney i Schultz sa nadal w szpitalu.
Snow skina� g�owa. Obaj nurkowie z�apali �blasta�, czyli blastomykoze � zakazenie grzybicze atakujace
organy wewnetrzne � gdy zaledwie przed tygodniem poszukiwali podziurawionych kulami zw�ok lezacych
wraz z limuzyna na dnie North River. Mimo cotygodniowych badan majacych na celu wczesne wykrycie w
ciele potencjalnych pasozyt�w, kazdego roku zdrowie nurk�w rujnowa�y rozliczne wyniszczajace choroby.
� Jesli zechcesz przesiedziec te akcje w �odzi, zrozumiem � ciagna� sierzant. � Mozesz zostac na
pok�adzie i pom�c przy linach prowadzacych.
Snow spojrza� na pozosta�ych nurk�w, zapinajacych pasy obciazeniowe, dociagajacych suwaki suchych
kombinezon�w, przerzucajacych za burte liny. Przypomnia� sobie pierwsza zasade zespo�u nurk�w: Wszyscy
schodza pod wode. Fernandez sprawnie przymocowa� line do ko�ka, zerkna� na koleg�w i usmiechna� sie
znaczaco.
� Schodze, sir � rzek� Snow.
Sierzant przyglada� mu sie przez d�uga chwile.
� Pamietaj o podstawowych zasadach. Nie spiesz sie. Nie trac g�owy. Zdarza sie, ze po dotarciu do
mu�u nurkowie wstrzymuja oddech. Nie r�b tego, to najszybsza droga do embolii. Nie przepompuj
kombinezonu. I, na mi�osc boska, nie puszczaj liny. W tym mule zapominasz, gdzie g�ra, gdzie d�. Zgubisz
line i nastepnym cia�em, kt�rego przyjdzie nam szukac, bedzie twoje.
Wskaza� najdalsza z lin, zamocowana na rufie.
� Tam bedzie twoja pozycja.
Snow odczeka� chwile, spowalniajac oddech, podczas gdy na g�owe w�ozono mu maske i podczepiono
do niego line. Nastepnie, po ostatniej kontroli, znalaz� sie za burta.
Mimo krepujacego ruchy, obcis�ego kombinezonu, woda doko�a wyda�a mu sie jakas dziwna. Lepka i
gesta jak syrop nie przep�ywa�a obok niego ani nie przelewa�a sie miedzy palcami. Przebijanie sie przez nia
wymaga�o wysi�ku, jak p�ywanie w ropie lub kleju.
Zaciskajac palce na linie prowadzacej, zanurzy� sie kilka st�p pod powierzchnie. Kilu �odzi p�ynacej
powyzej nie by�o juz widac, poch�ona� go miazmat drobin, kt�re wype�ni�y p�ynna przestrzen wok� niego.
Rozejrza� sie doko�a w s�abym, zielonkawym swietle. Niemal natychmiast tuz przed swoja twarza dostrzeg�
- 6 -
w�asna, urekawiczona d�on zacisnieta na linie. Nieco dalej zobaczy� swoja druga reke, wyciagnieta jak struna
i sondujaca wode. W przestrzeni pomiedzy jedna a druga unosi�o sie mrowie wirujacych drobin. Nie widzia�
swoich st�p, ponizej by�a tylko czern. Dwadziescia st�p nizej, posr�d tej czerni, rozciaga�o sie sklepienie
ca�kiem innego swiata � swiata gestego, lepkiego, wszechogarniajacego mu�u.
Nagle katem oka dostrzeg� � lub tylko wydawa�o mu sie, ze zobaczy� � posr�d s�abych, metnych
prad�w rozciagajaca sie ponizej warstwe falujacej mg�y, ko�yszaca sie leniwie, pofa�dowana powierzchnie.
By�a to warstwa osad�w dennych. Podp�yna� wolno w te strone, czujac, jak w zo�adku rosnie mu gula
strachu. Sierzant m�wi�, ze nurkom czesto wydawa�o sie, ze widza w tych wodach rozmaite dziwne rzeczy.
Niekiedy trudno odr�znic, co z nich istnieje naprawde, a co jest tylko wytworem wyobrazni.
Jego stopa dotkne�a dziwnej, falujacej powierzchni, przebi�a ja � i w okamgnieniu otoczy�a go chmura
wzburzonych osad�w, uniemozliwiajac dostrzezenie czegokolwiek. Snow przez chwile walczy� ze
wzbierajaca w nim panika, zaciskajac d�onie na linie prowadzacej. Juz zacza� piac sie po niej, lecz w koncu
opanowa� sie na mysl o drwiacym usmieszku i uszczypliwych komentarzach Fernandeza. Opusci� sie z
powrotem. Kazdy ruch sprawia�, ze jego maske atakowa�y kolejne fale sczernia�ej, gestej od mu�u wody.
Snow instynktownie wstrzyma� oddech, lecz gdy tylko uswiadomi� sobie, co robi, zmusi� sie, by ponownie
oddychac normalnie i g�eboko. Ale kana�, pomysla�. Moje pierwsze prawdziwe zanurzenie w zespole, a
jestem o krok od zamkniecia u czubk�w. Znieruchomia� na chwile, wyr�wnujac oddech i odzyskujac
poprzedni regularny rytm.
Opuszcza� sie po linie, pokonujac etapy po kilka st�p naraz, porusza� sie wolno, spokojnie, usi�ujac sie
odprezyc i uspokoic. Troche sie zdziwi�, stwierdziwszy, ze nie ma juz dlan znaczenia, czy ma otwarte czy
zamkniete oczy. Powr�ci� myslami do czekajacej ponizej warstwy gestego mu�u. Tkwi�y w nim najr�zniejsze
rzeczy, uwiezione jak owady w bursztynie...
Nagle odni�s� wrazenie, ze dotkna� stopami dna. Nie by�o to jednak pod�oze, z jakim wczesniej miewa�
do czynienia. To pod�oze zdawa�o sie rozk�adac, uginac pod jego ciezarem z odrazajacym,
gnilno-elastycznym oporem, poch�aniajac jego nogi do kostek, do kolan, az w koncu zanurzy� sie w mule po
pas, jak w zar�ocznej otch�ani lotnych piask�w. Jeszcze chwila i pograzy� sie w mule ca�y, lecz mimo to wciaz
opada�, osuwa� sie coraz nizej, choc teraz juz znacznie wolniej, otoczony ze wszystkich stron szlamem,
kt�rego nie widzia�, lecz czu�, jak napiera na neoprenowy pancerz jego kombinezonu. S�ysza�, jak bable
wydychanego przezen powietrza op�ywaja jego cia�o, unoszac sie. Nie wzbija�y sie szybko, gesta chmura,
jak zawsze, lecz leniwie dzwiga�y sie coraz wyzej i wyzej w mrok. W miare jak schodzi� nizej, szlam zdawa�
sie stawiac coraz wiekszy op�r. Jak daleko powinien sie zag�ebic w to g�wno?
Tak jak go nauczono, jedna reka zatoczy� przed soba p�okrag, usi�ujac rozeznac sie w otoczeniu. Jego
d�on natrafi�a na cos. Po ciemku i w grubych rekawicach trudno by�o powiedziec, co napotka� � ga�ezie
drzew, jakies rury, plataniny drut�w, nagromadzone przez stulecia smieci uwiezione w b�otnistym
cmentarzysku.
Jeszcze dziesiec st�p i wraca. Po czyms takim nawet Fernandez nie zechce sie z niego nabijac.
Wtem jego reka badajaca otoczenie uderzy�a w cos twardego. Kiedy Snow szarpna�, znalezisko wolno
podp�yne�o w jego strone, stawiajac op�r, co mog�o swiadczyc, iz by�o dosc ciezkie.
Snow opl�t� jedna reka line prowadzaca i zacza� badac przedmiot.
Cokolwiek znalaz�, na pewno nie by� to pakunek z heroina. Wypusci� przedmiot, pozwalajac mu
odp�ynac w czern. Znaleziona rzecz zafalowa�a pod wp�ywem prad�w wznieconych ruchami jego p�etw i
uderzy�a go posr�d mroku, stracajac mu z oczu maske i na kr�tka chwile wytracajac ustnik. Odzyskawszy
r�wnowage, Snow zacza� wodzic d�onia po odnalezionym obiekcie i szuka� sposobu, by odepchnac go jak
najdalej od siebie.
Zupe�nie jakby mia� do czynienia z czyms mocno splatanym i z�ozonym, jak na przyk�ad gruby konar
drzewa lub cos w tym rodzaju. Miejscami to cos wydawa�o sie jednak dosc miekkie. Zacza� macac obiema
d�onmi, odnajdujac g�adkie powierzchnie, zaokraglone wyrostki i miekkie wypuk�osci. Nagle Snow zda�
sobie sprawe, ze dotyka kosci. Niejednej, lecz kilku, po�aczonych cienkimi pasmami sciegien. By�y to na
wp� roz�ozone szczatki jakiegos stworzenia, byc moze konia, lecz w trakcie badan Snow uswiadomi� sobie,
- 7 -
ze tak naprawde dotyka cz�owieka. A raczej tego, co kiedys nim by�o.
Ludzkiego szkieletu. Zn�w spr�bowa� spowolnic oddech, zmusic umys�, aby pracowa� jak nalezy.
Zdrowy rozsadek i doswiadczenie m�wi�y mu, ze nie moze zostawic tych szczatk�w na dnie. Musia�
wydobyc je na powierzchnie.
Przewl�k� line przez staw biodrowy i opl�t� nia, najlepiej jak m�g�, d�ugie kosci, tkwiace jeszcze w mule.
Uzna�, ze na kosciach by�o jeszcze dosc chrzastek, by utrzyma�y szkielet w ca�osci, dop�ki nie znajdzie sie
na powierzchni. Snow nigdy dotad nie robi� wez�a, gdy jest ciemno choc oko wykol, a d�onie otulone sa
grubymi rekawicami. Sierzant nie kaza� im wykonywac takich zadan podczas morderczych trening�w.
Nie odnalaz� heroiny. Mimo to odkry� cos, byc moze r�wnie waznego. Kto wie, moze by�a to ofiara
jakiegos nie rozwik�anego dotad morderstwa. Ten miesniak, Fernandez, sfajda sie w gacie, kiedy sie o tym
dowie.
To dziwne, lecz Snow nie czu� wewnetrznej radosci. Chcia� jedynie jak najszybciej wydostac sie z tego
paskudnego b�ocka.
Oddycha� szybko, spazmatycznie i nie pr�bowa� juz tego kontrolowac. Kombinezon by� teraz lodowaty,
ale nie zatrzyma� sie, by go podpompowac. Lina wyslizgne�a mu sie, spr�bowa� wiec ponownie, trzymajac
szkielet blisko siebie, by go nie zgubic. Wciaz mysla� o ca�ych jardach b�ocka powyzej, o wirze osad�w
dennych ponad szlamem i gestej, oleistej wodzie, kt�rej nie przenika�y promienie s�onca...
Lina wreszcie sie naprezy�a, a on odm�wi� w myslach kr�tka modlitwe dziekczynna. Upewniwszy sie, ze
lina jest dobrze zabezpieczona, szarpna� trzy razy, dajac znac, ze cos znalaz�.
Zaraz potem zacza� piac sie po linie, aby wydostac sie z tego mrocznego koszmaru, znalezc sie na
pok�adzie �odzi i zejsc na lad, gdzie przez p� godziny, a moze i d�uzej bedzie moczyc sie pod prysznicem,
zaleje pa�e i zastanowi sie nad powrotem do dawnej roboty. Za miesiac zaczyna� sie sezon nurkowan.
Sprawdzi� line, upewni� sie, ze zawiaza� ja mocno wok� d�ugich kosci trupa. Jego d�onie przesune�y sie
wyzej, dotykajac zeber, mostka, przewlekajac line pomiedzy kolejnymi koscmi, aby nie zeslizgne�a sie, gdy
beda go wciagac na ��dz. Jego palce wciaz wedrowa�y ku g�rze, lecz w pewnym miejscu kregos�up konczy�
sie i dalej nie by�o juz nic, tylko czarna pustka.
Nie ma g�owy. Snow instynktownie cofna� d�on i w panice uswiadomi� sobie, ze pusci� line prowadzaca.
Zacza� m��cic rekoma i uderzy� w cos � znowu szkielet. Schwyci� go rozpaczliwie, z ulga, niemal
obejmujac go. Szybko siegna� w d�, usi�ujac namacac line. Wodzi� d�onmi po d�ugich kosciach, pr�bujac
przypomniec sobie, jak je obwiaza�.
Ale liny nie by�o. Czyzby sie obluzowa�a? Nie, to niemozliwe. Pr�bowa� przesunac i obr�cic cia�o w
poszukiwaniu liny, gdy nagle jego przew�d tlenowy zahaczy� o cos niewidocznego. Snow, zdezorientowany,
cofna� sie gwa�townie i poczu�, ze zaczyna mu spadac maska. Cos ciep�ego i gestego wp�yne�o pod sp�d.
Usi�owa� sie uwolnic, szarpna� g�owa i maska sie zsune�a. P�ynne b�ocko zala�o mu oczy, wp�yne�o do nosa,
zacze�o wdzierac sie do lewego ucha. Z narastajaca zgroza uswiadomi� sobie, ze tkwi� spleciony w
makabrycznym uscisku z drugim szkieletem. A potem poch�one�a go slepa, odbierajaca zmys�y panika.
Zacza� wrzeszczec.
Z pok�adu policyjnej �odzi motorowej porucznik D�Agosta bez wiekszego zaciekawienia obserwowa�
operacje wydobywania na powierzchnie m�odego nurka. Widok robi� wrazenie: mezczyzna miota� sie i wi�,
jego bulgoczace wrzaski t�umi�o wype�niajace usta b�oto, strugi substancji w kolorze ochry sp�ywa�y z
kombinezonu, barwiac wode na czekoladowo. W kt�ryms momencie nurek musia� stracic kontakt z lina;
mia� szczescie, ogromne szczescie, ze uda�o mu sie odnalezc droge na powierzchnie. D�Agosta czeka�
cierpliwie, az rozhisteryzowany nurek zostanie wciagniety na pok�ad, rozebrany z kombinezonu, umyty i
uspokojony. Patrzy�, jak mezczyzna wymiotuje za burte � dobrze, ze nie na pok�ad, zauwazy� z uznaniem D�
Agosta. Nurek odnalaz� szkielet. A raczej dwa. Nie po to go, co prawda, wys�ano, ale ca�kiem niezle jak na
dziewicze zanurzenie. Napisze pochwa�e dla tego biedaka. Ch�opakowi pewno nic nie bedzie, jesli tylko nie
na�yka� sie tego swinstwa, kt�re oblepi�o mu usta i nos. A gdyby nawet... c�z, w tych czasach antybiotyki
czynia cuda. Pierwszy szkielet, gdy wy�oni� sie ze wzburzonej wody, wciaz by� pokryty szlamem. P�ynacy
- 8 -
stylem bocznym nurek podholowa� zw�oki do �odzi D�Agosty, zebra� szczatki w siec i wciagna� na pok�ad.
Ociekajace woda u�ozono je na brezencie u st�p D�Agosty niczym upiorny po��w.
� Jezu, mogliscie to choc troche op�ukac � rzek� D�Agosta, krzywiac sie, gdy dosz�a go duszaca won
amoniaku. Powyzej tafli wody to on przejmowa� jurysdykcje nad szczatkami i z ca�ego serca mia� ochote
wrzucic je z powrotem tam, skad je wydobyto. Zauwazy�, ze szkielety pozbawione by�y czerep�w.
� Mam je op�ukac, sir? � spyta� nurek, siegajac po szlauch.
� Najpierw siebie. � Nurek wyglada� idiotycznie, z boku do g�owy przylepi� mu sie zuzyty kondom, po
nogach scieka�y struzki brudnej wody. Dw�ch innych nurk�w wspie�o sie na pok�ad i pospiesznie zacze�o
wciagac kolejna line, podczas gdy trzeci podholowa� w g�re nastepny szkielet. Gdy szczatki trafi�y na
policyjna ��dz i okaza�o sie, ze i one nie maja g�owy, na pok�adzie zapad�a grobowa cisza. D�Agosta
przeni�s� wzrok na gruby pakiet heroiny, r�wniez odnaleziony i spoczywajacy bezpiecznie w podgumowanej
torbie na dowody. Nagle przesta� mu sie wydawac interesujacy.
Zujac w zamysleniu koniuszek cygara, D�Agosta odwr�ci� wzrok i zacza� lustrowac Kloake. Jego
spojrzenie pad�o na stary wylot bocznego kana�u z West Side. Ze sklepienia zwiesza�o sie kilka
przypominajacych zeby stalaktyt�w. West Side Lateral by� jednym z najwiekszych w tym miescie, stanowi�
ujscie dla prawie ca�ego Upper West Side. Za kazdym razem gdy Manhattan nawiedza�a sroga ulewa, woda
deszczowa odprowadzana by�a do przetw�rni odpad�w w dolnym biegu Hudsonu, a wylewane stamtad
scieki trafia�y do West Side Lateral. I do Kloaki.
Wyrzuci� niedopa�ek cygara za burte.
� Bedziecie musieli znowu sie zamoczyc, ch�opcy � rzek�, wypuszczajac ustami wielki k�ab dymu. �
Chce dostac czaszki.
2
Louie Padelsky, zastepca koronera na miasto Nowy Jork, spojrza� na zegarek, czujac, ze kiszki graja
mu marsza. Kona� z g�odu. Od trzech dni zy� tylko na chipsach, dopiero dzis mia� szanse zjesc obiad z
prawdziwego zdarzenia. Pieczony kurczak � la Popeye. Przesuna� d�onia po opas�ym brzuszku, macajac go i
szturchajac leciutko. Jakby go troche uby�o. Tak, zdecydowanie go uby�o.
Pociagna� �yk z piatego juz kubka czarnej kawy i spojrza� na grafik. No, nareszcie cos ciekawego.
Zadnych ofiar strzelaniny, przedawkowania, zadnych ran od noza.
Stalowe drzwi na koncu sali autopsyjnej otwar�y sie z hukiem i wesz�a pielegniarka, Sheila Rocco,
wtaczajac nosze z brazowymi zw�okami, po czym przenios�a je na w�zek sekcyjny. Padelsky spojrza� na
cia�o, odwr�ci� wzrok i zerkna� raz jeszcze. Trup to niew�asciwe okreslenie, skonstatowa�. To, co leza�o na
stole, wyglada�o raczej jak szkielet pokryty strzepami tkanek. Padelsky zmarszczy� nos.
Rocco przetoczy�a w�zek pod lampy i zacze�a pod�aczac rure odsaczajaca.
� Odpusc sobie � rzek� Padelsky. Jedyne, co mozna tu by�o wysaczyc, to jego kubek kawy. Wypi�
spory �yk, wrzuci� kubek do kosza, sprawdzi� plakietke przy ciele, por�wna� z zapisem w grafiku, potwierdzi�
zgodnosc i na�ozy� lateksowe rekawiczki.
� Co mi tu przywioz�as, Sheilo? � zapyta�. � Cz�owieka z Piltdown?
Rocco zmarszczy�a brwi i poprawi�a zawieszenie lamp nad w�zkiem.
� Te zw�oki musia�y byc pogrzebane od dobrych paru stuleci. Na dodatek chyba w gnoj�wce, bo
smierdza jak wszyscy diabli. Moze to faraon Szajsenhamon we w�asnej osobie.
Rocco wyde�a wargi i czeka�a, podczas gdy Padelsky zasmiewa� sie do rozpuku. Kiedy skonczy�, bez
s�owa poda�a mu podk�adke z przypietymi kartkami.
Padelsky szybko je przejrza�, czytajac bezg�osnie tresc za�aczonych wydruk�w. Nagle sie wyprostowa�.
� Wydobyte z Humboldt Kill � wymamrota�. � Chryste Panie. � Zerkna� na pojemnik z rekawicami,
- 9 -
zastanawiajac sie, czy w�ozyc dodatkowa pare, ale w koncu zmieni� zamiar. � Hmm. Zdekapitowane, g�owy
wciaz nie mamy... brak ubrania, ale gdy je znaleziono, zw�oki mia�y na sobie metalowy pasek.
Przeni�s� wzrok nad zw�okami i dostrzeg� przywieszony do w�zka woreczek z rzeczami osobistymi.
� Obejrzyjmy je sobie � powiedzia�, siegajac po worek. Wewnatrz znajdowa� sie cienki, z�oty pasek ze
sprzaczka Uffizi i osadzonym w niej topazem.
Koroner wiedzia�, ze pasek zosta� juz zbadany, ale mimo to nie wolno mu by�o go dotknac. Zauwazy�, ze
po wewnetrznej stronie paska znajdowa� sie numer.
� Drogi � rzek� Padelsky, wskazujac na pasek. � Moze to kobieta z Piltdown. Albo transwestyta. �
Zn�w sie rozesmia�.
Rocco zmarszczy�a czo�o.
� Doktorze Padelsky, czy moglibysmy okazac temu cia�u nieco wiecej szacunku?
� Oczywiscie, oczywiscie. � Odwiesi� podk�adke na haczyk i poprawi� mikrofon wiszacy nad w�zkiem.
� Sheila, kochanie, w�acz, prosze, magnetofon.
Gdy w�aczy�a urzadzenie, g�os lekarza sta� sie nagle surowy, osch�y i zawodowo konkretny.
� M�wi doktor Louis Padelsky. Jest drugi sierpnia, godzina dwunasta piec. Wraz z moja asystentka,
Sheila Rocco, przeprowadzamy teraz sekcje... � spojrza� na plakietke � numeru A-1430. Mamy tu
bezg�owe zw�oki, w�asciwie niemal sam szkielet � Sheila, zechcesz go wyprostowac? � d�ugosci oko�o
czterech st�p i osmiu cali. Dodajac brakujaca czaszke, mozemy oszacowac pe�na d�ugosc cia�a na piec st�p
i szesc, maksimum siedem cali. Okreslmy p�ec szkieletu. Miednica dosc szeroka. Sadzac po jej wygladzie,
mamy tu kobiete. Brak odkszta�cen kregu ledzwiowego, wiec nie mia�a jeszcze czterdziestki. Trudno orzec,
jak d�ugo przebywa�a w zanurzeniu. Czuc wyraznie silny od�r... sciek�w. Kosci sa brunatnopomaranczowe i
wygladaja, jakby od d�uzszego czasu leza�y w mule. Mamy jednak wciaz dostatecznie duzo zachowanych
tkanek �acznych, by utrzymywa�y zw�oki w ca�osci, natomiast wok� srodkowych i bocznych k�ykci kosci
udowej dostrzec mozna postrzepione konce tkanek miesniowych. Zachowa�y sie one takze przy kosci
kulszowej i kosci krzyzowej. Sporo materii, by mozna przeprowadzic analize DNA i okreslic grupe krwi.
Poprosze o nozyczki. � Odcia� fragment tkanki i w�ozy� do torebki. � Sheila, czy mog�abys odwr�cic
miednice na bok? O tak, przyjrzyjmy sie... szkielet jest prawie ca�y, oczywiscie jesli nie liczyc brakujacego
czerepu. Wyglada na to, ze brak r�wniez wyrostka osiowego... pozosta�o szesc kreg�w szyjnych... nie ma
dw�ch wolnych zeber i ca�ej lewej stopy.
Kontynuowa� opisywanie szkieletu. W koncu odsuna� sie od mikrofonu.
� Sheila, podaj mi rongeur.
Sheila poda�a mu nieduzy przedmiot, za pomoca kt�rego Padelsky oddzieli� kosc barkowa od kosci
�okciowej.
� Dzwigacz okostnej. � Zag�ebi� go w kregu, pobierajac tuz przy kosci pr�bki tkanki �acznej. Nastepnie
za�ozy� jednorazowe okulary ochronne.
� Prosze o pi�e.
Poda�a mu ma�a pi�e o napedzie azotowym; uruchomi� ja, odczekujac chwile i sprawdzajac na
tachometrze, az urzadzenie osiagnie odpowiednia liczbe obrot�w na minute. Kiedy diamentowe ostrze
dotkne�o kosci, pomieszczenie wype�ni�o sie wysokim, piskliwym brzeczeniem, jakby wpuszczono tu stado
rozjuszonych komar�w. R�wnoczesnie pojawi�a sie drazniaca won py�u kostnego, sciek�w, gnijacego szpiku
i smierci.
Padelsky pobra� kilka pr�bek, a Rocco umiesci�a je w plastykowych torbach.
� Chce pe�nego skanu pod mikroskopem elektronowym i stereozoomowych zdjec kazdej z tych
mikropr�bek � rzek� Padelsky, odstepujac od w�zka i wy�aczajac magnetofon.
Rocco czarnym flamastrem napisa�a na kazdej z plastykowych torebek, jakim analizom ma zostac
poddana ich zawartosc.
Rozleg�o sie pukanie do drzwi. Sheila podesz�a, by otworzyc, na chwile znikne�a za drzwiami, po czym
wychyli�a sie i zawo�a�a:
� Doktorze, maja juz wstepna identyfikacje zw�ok na podstawie tego paska � oznajmi�a. � To Pamela
- 10 -
Wisher.
� Pamela Wisher, ta dziewczyna z towarzystwa? � spyta� Padelsky, zdejmujac gogle i cofajac sie o kilka
krok�w. � O Jezu.
� Jest jeszcze drugi szkielet � ciagne�a Sheila. � Z tego samego miejsca.
Padelsky podszed� do g�ebokiego, metalowego zlewu, gdzie zamierza� zdjac rekawice i umyc rece.
� Drugi? � burkna� z irytacja. � Czemu, u diab�a, nie przys�ali go tu od razu? M�g�bym przeprowadzic
r�wnoczesnie dwie sekcje. � Spojrza� na zegarek. Juz kwadrans po pierwszej. Niech to szlag, obiad zje
najwczesniej o trzeciej. By� tak g�odny, ze niemal pada� z n�g.
Drzwi otwar�y sie na osciez i pod lampy wwieziono drugi szkielet. Padelsky ponownie w�aczy�
magnetofon i zaparzy� sobie kolejna kawe, podczas gdy pielegniarka wykonywa�a czynnosci
przygotowawcze.
� Ten tez nie ma g�owy � rzek�a Rocco.
� Zartujesz, prawda? � odpar� Padelsky. Podszed� blizej, spojrza� na szkielet i zastyg� w bezruchu, z
kubkiem tuz przy ustach.
� Co, do... � Opusci� kubek i patrzy� przez chwile z rozdziawionymi ustami.
Nastepnie odstawi� kawe, podszed� do w�zka i nachyliwszy sie nad szkieletem, wolno przesuna�
urekawiczonymi palcami po jednym z zeber.
� Doktorze? � odezwa�a sie Rocco.
Padelsky wyprostowa� sie, wr�ci� do magnetofonu i wy�aczy� go, naciskajac klawisz stop.
� Zakryj cia�o przescierad�em i sprowadz doktora Brambella. I ani s�owa na ten temat... � Skina� w
strone zw�ok. � Nikomu.
Zawaha�a sie, spogladajac z zak�opotaniem na okaleczony szkielet. Jej oczy z wolna przepe�ni�o
niewyt�umaczalne przerazenie.
� Rusz sie, kochanie. Wyda�em ci polecenie i masz je wykonac natychmiast!
3
Telefon rozdzwoni� sie nagle, rozdzierajac cisze ma�ego muzealnego gabinetu. Margo Green, ze
wzrokiem wlepionym w ekran monitora, poderwa�a sie jak oparzona, a kosmyki kr�tkich kasztanowych
w�os�w wpad�y jej do oczu.
Telefon zadzwoni� ponownie i juz wsta�a, aby go odebrac, gdy nagle sie zawaha�a. To na pewno jedna z
os�b wpisujacych dane, skarzaca sie na k�opoty z jej czasoch�onnym programem.
Usiad�a z powrotem w fotelu i czeka�a, az telefon przestanie dzwonic; miesnie plec�w i n�g bola�y ja po
wczorajszym treningu, niemniej by�o to ca�kiem przyjemne doznanie. Siegne�a po lezace na biurku urzadzenie
do cwiczen d�oni i zacze�a je sciskac w zwyczajnym rytmie, kt�ry sta� sie dla niej tak rutynowy, ze robi�a to
prawie instynktownie. Jeszcze piec minut i jej program zostanie zakonczony. Potem bedzie mog�a
przyjmowac skargi od wszystkich, kt�rzy czuli sie zawiedzeni.
Wiedzia�a, ze z powodu przyjetej w muzeum polityki ciec budzetowych wszystkie wazniejsze projekty
musia�y byc zatwierdzane odg�rnie. Oznacza�oby to jednak d�ugotrwa�a wymiane e-maili, zanim mog�aby
wprowadzic sw�j program w zycie. A ona potrzebowa�a rezultat�w juz teraz.
Przynajmniej na Uniwersytecie Columbia, gdzie pe�ni�a funkcje instruktora dop�ty, dop�ki nie przyje�a
stanowiska zastepcy kuratora w nowojorskim Muzeum Historii Naturalnej, nie mia�a tylu problem�w z
cieciami budzetowymi. Ostatnimi czasy sta�o sie niemal regu�a, ze z przyczyn finansowych w muzeum bardziej
stawiano na forme niz na tresc ekspozycji. Margo widzia�a juz reklamy zapowiadajace na przysz�y rok
wielka wystawe pod nazwa �Plagi XXI wieku�.
Spojrza�a na ekran, aby sprawdzic, co z jej programem, po czym od�ozy�a przyrzad do cwiczen,
- 11 -
siegne�a do torebki i wyje�a �New York Post�. Gazeta i kubek mocnej, czarnej kawy stanowi�y jej poranny
rytua�. By�o cos odswiezajacego w agresywnym stylu artyku��w �Post�, co przywodzi�o jej na mysl dawne
dzieje i poczatki dziennikarstwa. Poza tym wiedzia�a, ze jej stary przyjaciel, Bill Smithback, zruga�by ja na
czym swiat stoi, gdyby dowiedzia� sie, iz przeoczy�a chocby jeden artyku� jego autorstwa, nieodmiennie
traktujacy o zbrodniach, gwa�tach i przemocy.
Roz�ozy�a gazete na kolanach, a ujrzawszy nag��wek, mimo woli sie usmiechne�a. Na pierwszej stronie
widnia� wielki, typowy dla �Post� krzykliwy nag��wek:
CIA�O W KANALE ZIDENTYFIKOWANE JAKO NALEZACE DO
ZAGINIONEJ DZIEDZICZKI
Przeczyta�a poczatek artyku�u. Tak, to by�o dzie�o Smithbacka. To juz drugi jego artyku� na pierwsza
strone w tym miesiacu, pomysla�a. Bez watpienia po�echce to jego pr�znosc do tego stopnia, ze dziennikarz
zacznie sie puszyc, nadymac i stanie sie nie do wytrzymania. W kilku pierwszych zdaniach sprawnie opisa�
fakty znane dzis juz chyba kazdemu nowojorczykowi. �Piekna dziedziczka�, Pamela Wisher, znana z dosc
hulaszczego trybu zycia, znikne�a przed dwoma miesiacami z podziemnego klubu przy Central Park South.
Od tej pory wizerunki jej �usmiechnietej twarzy o snieznobia�ych zebach, nieobecnych niebieskich oczach i
blond w�osach u�ozonych w wykwintna koafiure� zdobi�y rogi wszystkich ulic od Piecdziesiatej Si�dmej po
Dziewiecdziesiata Sz�sta. Margo czesto widzia�a kolorowe kserokopie zdjec Pameli, gdy biega�a do
muzeum ze swego mieszkania przy West End Avenue.
Obecnie jednak � jak g�osi� surowy artyku�, stwierdzono, ze szczatki odkryte dzien wczesniej,
zagrzebane w mule i nieczystosciach na dnie Humboldt Kill i pozostajace w koscistym uscisku z innym
szkieletem, zosta�y zidentyfikowane jako nalezace do Pameli Wisher. Drugi szkielet pozostaje nie
rozpoznany. Do�aczone zdjecie przedstawia�o bliskiego przyjaciela Wisher, m�odego wicehrabiego Adaira
siedzacego na chodniku przed Platypus Lounge, z twarza ukryta w d�oniach; zdjecie to zrobiono kilka minut
po tym, jak dowiedzia� sie on o jej tragicznej smierci. Policja, rzecz jasna, �prowadzi�a szeroko zakrojone
dzia�ania�. Artyku� Smithbacka zamyka�o kilka cytat�w zaczerpnietych od przypadkowych przechodni�w, w
rodzaju: �Takich, co to zrobili, powinno sie usmazyc na krzesle�.
Od�ozy�a gazete, myslac o ziarnistej twarzy Pameli Wisher, patrzacej na nia z licznych plakat�w.
Zas�uzy�a na lepszy los. C�z z tego, ze by�a teraz g��wna atrakcja w gazecie i zapewne stanie sie przebojem
lata?
Przenikliwy dzwiek telefonu ponownie wyrwa� Margo z zamyslenia. Spojrza�a na komputer. Ucieszy�a
sie, widzac, ze program wreszcie zosta� zakonczony. W sumie czemu mia�abym nie odebrac?, pomysla�a.
Predzej czy p�zniej i tak bedzie musia�a rozm�wic sie z tymi ludzmi.
� Margo Green � powiedzia�a.
� Doktor Green? � rozleg� sie g�os. � W sama pore.
Silny akcent z Queens wyda� sie jej dziwnie znajomy, jak na wp� zapomniany sen. Szorstki,
apodyktyczny. Margo poszuka�a w myslach wspomnienia twarzy przynaleznej do g�osu na drugim koncu
�acza.
...Mozemy jedynie stwierdzic, ze odnalezlismy cia�o. Co do okolicznosci zgonu prowadzone jest
intensywne sledztwo...
Wyprostowa�a sie w fotelu, kompletnie zdezorientowana.
� Porucznik D�Agosta? � spyta�a.
� Jestes nam potrzebna w laboratorium medycyny sadowej � rzek� D�Agosta. � I to natychmiast,
bardzo prosze.
� Czy moge spytac...?
� Nie mozesz. Przykro mi. Cokolwiek robisz, rzuc to i przyjdz na d�. � Rozleg� sie g�osny szczek i na
linii zapanowa�a cisza.
Margo odsune�a s�uchawke od twarzy, wpatrujac sie w nia, jakby oczekiwa�a dalszych wyjasnien.
- 12 -
Nastepnie otworzy�a swoja torebke i w�ozywszy do srodka egzemplarz �Post� w taki spos�b, by zas�oni�
znajdujacy sie wewnatrz ma�y, p�automatyczny pistolet, wsta�a od komputera i opusci�a gabinet.
4
Bill Smithback nonszalanckim krokiem mina� wielka fasade Nine Central Park South, wytworny gmach
Mc Kima, Meada & White�a z ceg�y i rzezbionego piaskowca. Pod lamowana z�otem markiza siegajaca az
po sam chodnik sta�o dw�ch odzwiernych. Dziennikarz widzia� tez innych pracownik�w obs�ugi czekajacych
�na bacznosc� w rozleg�ym holu. Tak jak sie tego obawia�, by� to jeden z tych kretynskich apartament�w,
gdzie az sie roi od s�uzby. Bedzie ciezko. Bardzo ciezko.
Skreci� za r�g Sz�stej Alei i przystana�, obmyslajac mozliwie najlepszy plan dzia�ania. Pomaca�
zewnetrzne kieszenie wiatr�wki, odnajdujac klawisz nagrywania w dyktafonie. M�g� nacisnac go
niepostrzezenie, gdy nadejdzie w�asciwa pora. Spojrza� na swoje odbicie wsr�d niezliczonych par w�oskich
but�w na wystawie. Jak na niego, prezentowa� sie niezgorzej. Wzia� g�eboki oddech i wr�ci� za r�g, po czym
zdecydowanym krokiem skierowa� sie ku kremowej markizie. Blizszy z mundurowych odzwiernych �ypna�
nan zuchwale, k�adac urekawiczona d�on na wielkiej mosieznej klamce drzwi.
� Mam sie spotkac z pania Wisher � rzek� Smithbach.
� Panska godnosc? � rzuci� monotonnie cerber.
� By�em przyjacielem Pameli.
� Przykro mi � mrukna� tamten, nieporuszony � ale pani Wisher nie przyjmuje zadnych gosci.
Smithback mysla� intensywnie. Zanim odzwierny spr�bowa� go sp�awic, zapyta� go o nazwisko. Zatem
pani Wisher spodziewa�a sie kogos.
� Skoro juz musi pan wiedziec, by�em dzis rano um�wiony na spotkanie � rzek� Smithback. � Niestety,
ten termin musia� zostac przesuniety. Zechce pan powiadomic pania Wisher, ze juz jestem?
Odzwierny zawaha� sie chwile, po czym otworzy� drzwi i przeprowadzi� Smithbacka przez marmurowy
hol. Dziennikarz rozejrza� sie doko�a. Konsjerz, bardzo stary i potwornie wymizerowany mezczyzna, sta� za
spizowa konstrukcja, kt�ra bardziej niz kontuar recepcji przypomina�a starozytna fortece. Na drugim koncu
holu, za biurkiem w stylu Ludwika XVI siedzia� funkcjonariusz ochrony. Obok, na lekko rozstawionych
nogach, z kciukami zatknietymi za szeroki pas, sta� windziarz.
� Ten pan twierdzi, ze jest um�wiony z pania Wisher � rzek� do konsjerza odzwierny.
Staruszek po raz pierwszy spojrza� nan zza swego szanca.
� Tak?
Smithback wzia� g�eboki oddech. Przynajmniej uda�o mu sie wejsc do holu.
� By�em um�wiony na spotkanie. Dzis rano, ale ten termin zosta� przesuniety. Pani Wisher oczekuje
mnie.
Konsjerz znieruchomia� na chwile, lustrujac zmeczonymi oczami buty Smithbacka, jego wiatr�wke oraz
fryzure. Smithback czeka� w milczeniu, poddajac sie tej inspekcji w nadziei, ze udatnie nasladowa� pe�nego
werwy i zapa�u m�odzienca z dobrej i zamoznej rodziny.
� Kogo mam zapowiedziec? � wychrypia� staruszek.
� Przyjaciela rodziny. To powinno wystarczyc.
- 13 -
Konsjerz czeka�, nie odrywajac od niego wzroku.
� Bill Smithback � doda� pospiesznie. By� pewien, ze pani Wisher nie czytywa�a �New York Post�.
Konsjerz spojrza� na cos, co mia� roz�ozone przed soba na biurku.
� A co ze spotkaniem um�wionym na jedenasta? � zapyta�.
� W zastepstwie przys�ali mnie � odpar� Smithbach z zadowoleniem. By�a 10.32.
Konsjerz odwr�ci� sie i znikna� w ma�ym gabinecie. Wyszed� stamtad minute p�zniej.
� Prosze podniesc s�uchawke stojacego obok pana telefonu � oznajmi�.
Smithback uni�s� s�uchawke do ucha.
� Co? Czy George odwo�a� spotkanie? � rozleg� sie cichy, osch�y, dystyngowany g�os.
� Pani Wisher, czy moge wjechac na g�re? Chcia�bym pom�wic z pania o Pameli.
Zapad�a cisza.
� Kto m�wi? � zapyta� g�os.
� Bill Smithback.
Zn�w zapad�a cisza, tym razem d�uzsza. Smithback kontynuowa�.
� Mam cos bardzo waznego, informacje na temat smierci pani c�rki, kt�rych z pewnoscia nie otrzyma�a
pani od policji. Sadze, ze chcia�aby pani wiedziec...
� Tak, tak, nie watpie, ze je pan posiada.
� Chwileczke... � rzuci� Smithback. Jego umys� pracowa� jak szalony.
Po drugiej stronie �acza cisza.
� Pani Wisher?
Trzask. Kobieta od�ozy�a s�uchawke.
C�z, pomysla� Smithback, przynajmniej pr�bowa�em. Moze m�g�by zaczekac na zewnatrz, na �awce po
drugiej stronie ulicy, az pani Wisher opusci domowe pielesze. Okazja z pewnoscia sie nadarzy. Cos m�wi�o
mu jednak, ze w najblizszej przysz�osci pani Wisher nie zechce opuszczac mur�w swej eleganckiej samotni.
Stojacy przy ramieniu konsjerza telefon zadzwoni� piskliwie. Bez watpienia pani Wisher. Nie chcac, by
potraktowano go jak w��czege i si�a wyrzucono za drzwi, Smithback odwr�ci� sie na piecie i szybkim
krokiem skierowa� ku wyjsciu.
� Panie Smithback! � zawo�a� za nim konsjerz.
Smithback odwr�ci� sie. Nie znosi� takich sytuacji.
Konsjerz spojrza� nan bez wyrazu, s�uchawke wciaz trzyma� przy uchu.
� Winda jest tam.
� Winda? � spyta� Smithback.
Staruszek skina� g�owa.
� Siedemnaste pietro.
Windziarz otworzy� najpierw mosiezna krate, a nastepnie ciezkie, debowe odrzwia, wpuszczajac
Smithbacka do holu utrzymanego w brzoskwiniowej tonacji, pe�nego rozmaitych aranzacji kwiatowych. Na
stoliku opodal leza�y nades�ane kartki z wyrazami wsp�czucia, w tym ca�a sterta nie wyjetych jeszcze z
kopert. Na drugim koncu cichego pomieszczenia widac by�o uchylone francuskie drzwi. Smithback podszed�
do nich powoli.
Za drzwiami znajdowa� sie spory salon. Kanapy w stylu empire oraz szezlongi sta�y rozmieszczone
niemal symetrycznie na grubym dywanie. Na przeciwleg�ej scianie ciagna� sie rzad wysokich okien.
Smithback wiedzia�, ze po ich otwarciu mozna cieszyc oczy przepiekna panorama Central Parku. Teraz
jednak by�y one zamkniete i przes�oniete zaluzjami, nadajacymi ca�emu pomieszczeniu wrazenie mrocznej
posepnosci.
Z boku cos sie poruszy�o. Odwracajac sie, Smithback ujrza� niska, elegancka kobiete o starannie
u�ozonych kasztanowych w�osach, siedzaca na skraju kanapy. Mia�a na sobie prosta, ciemna sukienke. Bez
s�owa skine�a, aby usiad�.
Smithback wybra� fotel klubowy, dok�adnie naprzeciw pani Wisher. Na niskim stoliku pomiedzy nimi
- 14 -
sta� serwis do herbaty; dziennikarz zlustrowa� wzrokiem rzedy talerzyk�w pe�nych ma�ych tr�jkatnych
placuszk�w, marmolady, miodu i smietany. Kobieta nic mu nie zaproponowa�a, totez Smithback domysli� sie,
ze zestaw ten przygotowano na um�wione spotkanie. Ogana� go lekki niepok�j na mysl, ze George � gosc
spodziewany o jecie nastej � moze zjawic sie w kazdej chwili. Smithback chrzakna�.
� Pani Wisher, bardzo mi przykro z powodu tego, co spotka�o pani c�rke � powiedzia�.
W g�ebi duszy czu�, ze m�wi szczerze. Widok tego wytwornego pokoju i niezmierzonych bogactw, kt�re
w obliczu bezlitosnej tragedii znaczy�y tyle, co nic, wstrzasna� nim do g�ebi.
Pani Wisher wciaz patrzy�a w dal, z d�onmi z�ozonymi na podo�ku. Wydawa�o mu sie, ze kobieta prawie
niedostrzegalnie skine�a g�owa, lecz ze wzgledu na s�abe oswietlenie nie m�g� miec pewnosci. Pora przejsc
do rzeczy, pomysla�, siegajac do kieszeni i powoli wciskajac klawisz nagrywania.
� Niech pan wy�aczy magnetofon � rzek�a pani Wisher. M�wi�a niezbyt g�osno i z pewnym wysi�kiem,
ale tonem zdecydowanym i w�adczym.
Smithback wyszarpna� d�on z kieszeni.
� S�ucham?
� Prosze wyjac magnetofon z kieszeni i po�ozyc go tutaj, zebym zobaczy�a, ze na pewno jest wy�aczony.
� Tak, tak, oczywiscie � rzuci� Smithback, wy�aczajac urzadzenie.
� Nie ma pan za grosz przyzwoitosci? � wyszepta�a kobieta.
Smithback po�ozy� dyktafon na niskim stoliku i poczu�, ze zacze�y go piec uszy.
� M�wi pan, ze wsp�czuje mi smierci c�rki � ciagne�a kobieta � a jednoczesnie uruchamia to plugawe
urzadzenie. Po tym jak zaprosi�am pana do mego domu.
Smithback poruszy� sie niespokojnie w fotelu, unikajac wzroku pani Wisher.
� N-no tak � wykrztusi�. � Przykro mi. Ale... ja tylko... to przeciez moja praca... � Zabrzmia�o to
za�osnie i nieprzekonujaco.
� Tak. W�asnie straci�am jedyne dziecko, c�rke, kt�ra by�a ca�a moja rodzina. Jak pan sadzi, panie
Smithback, czyje uczucia sa w tej sytuacji wazniejsze?
Smithback zamilk� i zmusi� sie, by spojrzec na kobiete.
Siedzia�a bez ruchu, wpatrujac sie wen w p�mroku, d�onie wciaz mia�a z�ozone na podo�ku.
Nagle sta�o sie z nim cos dziwnego, cos tak osobliwego i obcego jego naturze, ze w pierwszej chwili nie
rozpozna� charakteru tych odczuc.
Poczu� sie zazenowany. Zak�opotany. Nie, raczej zawstydzony. Moze gdyby walczy� o wielki temat i
sam wpad� na jego trop, by�oby inaczej. Kiedy jednak znalaz� sie tutaj i na w�asne oczy widzia� smutek
pograzonej w za�obie kobiety... To nowe odczucie odsune�o w cien podniecenie i ekscytacje, wywo�ane
podazaniem za kolejna sensacja.
Pani Wisher unios�a jedna reke i wykona�a drobny gest, wskazujac na cos, co leza�o na stoliku obok
niej.
� Zak�adam, ze jest pan tym samym Smithbackiem, kt�ry pisuje do tej gazety?
Smithback podazy� za jej gestem i z niejaka konsternacja dostrzeg� lezacy na blacie egzemplarz �Post�.
� Tak � odpar�.
Zn�w splot�a d�onie.
� Chcia�am miec pewnosc. No wiec, jakie ma pan wazne informacje dotyczace smierci mojej c�rki?
Nie, prosze nie m�wic, zapewne to kolejny humbug, jak ca�a reszta.
Raz jeszcze pomieszczenie wype�ni�a cisza. Smithback po raz pierwszy zyczy� sobie, aby wreszcie
pojawi� sie gosc um�wiony na spotkanie o jedenastej. Cokolwiek, byle tylko m�g� opuscic to miejsce.
� Jak pan to robi? � zapyta�a w koncu.
� Co takiego?
� Jak pan wymysla te brednie? Nie wystarczy, ze moja c�rka zosta�a okrutnie zamordowana? Jeszcze
na dodatek ludzie tacy jak pan musza szargac jej dobre imie.
Smithback prze�kna� sline.
� Pani Wisher, ja tylko...
- 15 -
� Czytajac te pomyje � ciagne�a � ktos m�g�by pomyslec, ze Pamela by�a zepsuta dziewczyna z
towarzystwa, op�ywajaca w dostatki snobka i egoistka, kt�ra dosta�a to, co jej sie naleza�o. Po lekturze
panskiego artyku�u czytelnicy ciesza sie, ze moja c�rka zosta�a zamordowana. Tak wiec nurtuje mnie tylko
jedno pytanie: Jak pan to robi?
� Pani Wisher, ludzie w tym miescie zwracaja uwage tylko na to, co krzykliwe i bije po oczach � zacza�
Smithback i nagle urwa�.
Pani Wisher nie dawa�a sie przekonac, podobnie zreszta jak on sam.
Kobieta wychyli�a sie lekko do przodu.
� Panie Smithback, nic pan o niej nie wie. Zupe�nie nic. Dostrzega pan tylko to, co widac na zewnatrz. I
tylko to pana interesuje. Ocenia pan ksiazki po ok�adkach.
� To nieprawda! � wybuchna� Smithback, zdumiewajac tym samego siebie. � To znaczy, nie tylko to
mnie interesuje. Chcia�bym poznac prawdziwa Pamele Wisher. Dowiedziec sie, jaka by�a naprawde.
Kobieta przyglada�a mu sie d�uzsza chwile. W koncu wyprostowa�a sie i wysz�a z pokoju, by wr�cic z
nieduza, oprawiona w ramke fotografia. Poda�a ja Smithbackowi. Zdjecie ukazywa�o szescioletnia mniej
wiecej dziewczynke, bujajaca sie na linie zawieszonej na konarze ros�ego debu. Dziewczynka usmiecha�a sie
szeroko, brakowa�o jej dw�ch przednich zeb�w, mysie ogonki unosi�y sie za nia na wietrze.
� Taka ja zapamietam na zawsze, panie Smithback � rzuci�a ostro pani Wisher. � Jesli naprawdejest pan
zainteresowany, niech pan wydrukuje to zdjecie. Nie tamto, na kt�rym wyglada jak pustog�owa aktoreczka.
� Ponownie usiad�a i wyg�adzi�a sukienke na kolanach. � Jej ojciec zmar� p� roku temu. Od tego czasu w
og�le sie nie usmiecha�a. Dopiero zaczyna�a dochodzic do siebie po tej tragedii. Na nowo uczy�a sie
usmiechac. Chcia�a sie troche zabawic przed podjeciem pracy na jesieni. Czy to taka wielka zbrodnia?
� Chcia�a podjac prace? � zapyta� Smithback.
Cisza trwa�a kr�tko. Smithback w grobowym p�mroku poczu� na sobie bezlitosny wzrok pani Wisher.
� Zgadza sie. Mia�a zaczac prace w hospicjum dla chorych na AIDS. Wiedzia�by pan o tym, gdyby
tylko troche sie pan przy�ozy�.
Smithback prze�kna� sline.
� Oto prawdziwa Pamela � rzek�a kobieta, a g�os nagle zacza� sie jej �amac. � Zyczliwa, wielkoduszna,
pe�na zycia. Chce, aby napisa� pan o prawdziwej Pameli.
� Zrobie, co w mojej mocy � wymamrota� Smithback.
Magiczna chwila prys�a, pani Wisher zn�w sta�a sie opanowana, zimna, zdystansowana. Unios�a g�owe,
wykona�a lekki ruch reka, a Smithback zorientowa� sie, ze ich spotkanie dobieg�o w�asnie konca.
Wykrztusi� kilka s��w podziekowania, schowa� dyktafon do kieszeni i szybkim krokiem skierowa� sie ku
windzie.
� Jeszcze jedno � powiedzia�a pani Wisher; jej g�os sta� sie nagle osch�y i lodowaty. Smithback
przystana� przed francuskimi drzwiami. � Nie powiedzieli mi, kiedy, dlaczego ani nawet w jaki spos�b
umar�a. Ale zapewniam pana, ze nie umar�a na pr�zno. � M�wi�a z nowym ozywieniem i intensywnoscia,
Smithback odwr�ci� sie do niej. � Przed chwila powiedzia� pan cos bardzo waznego � ciagne�a. � Panskim
zdaniem ludzie w tym miescie zwracaja uwage tylko na to, co krzykliwe i bije po oczach. Tak w�asnie
zamierzam sie zachowywac.
� Jak? � zapyta� Smithback.
Pani Wisher wr�ci�a juz jednak na kanape, jej oblicze skry�y mroczne cienie. Smithback przeszed� przez
hol i przywo�a� winde. Czu� sie kompletnie wypluty. Dopiero gdy wyszed� na ulice, mrugajac powiekami w
ostrym s�onecznym swietle, zorientowa� sie, ze wciaz trzyma w d�oni zdjecie Pameli Wisher z dziecinstwa. I
zacza� uswiadamiac sobie, jak niesamowita kobieta jest jej matka.
- 16 -
5
Metalowe drzwi na koncu szarego korytarza oznaczone by�y nie rzucajacym sie w oczy napisem
LABORATORIUM ANTROPOLOGII SADOWEJ. W tej czesci muzeum badano ludzkie szczatki. Margo
nacisne�a klamke i zdumia�a sie, stwierdziwszy, ze drzwi sa zamkniete.
To dziwne. By�a tu niezliczona ilosc razy, asystujac przy badaniach szczatk�w, od peruwianskich mumii
po zyjacych w ska�ach Indian Anasazi, i nigdy dotad te drzwi nie by�y zamykane. Unios�a d�on, aby zapukac.
Ktos jednak otworzy� drzwi od srodka i jej reka uderzy�a w pustke.
Wesz�a do srodka i stane�a jak wryta. Laboratorium, zwykle jasno oswietlone i pe�ne absolwent�w
szk� wyzszych oraz asystent�w kustoszy, wyglada�o dziwnie mroczno. Pokaznych rozmiar�w mikroskopy
elektronowe, aparaty rentgenowskie i urzadzenia do elektroforezy sta�y pod scianami, milczace, nie
wykorzystywane.
Okno, z kt�rego zwykle rozciaga� sie piekny widok na Central Park, przes�onieto gruba, ciemna zas�ona.
Oswietlona by�a jedynie centralna czesc pomieszczenia. Na jej obrzezach, wsr�d cieni, stojace postaci
tworzy�y p�okrag.
Swiat�o pada�o na duzy st� sekcyjny. Leza�o na nim cos brazowego i wezlastego, a na sp�achciu
niebieskiego plastyku jakis inny, d�ugi i niski obiekt. Przyjrzawszy sie uwaznie, Margo stwierdzi�a, ze owa
gruz�owata rzec