Pietrzyk Agnieszka - Ostatnie słowo
Szczegóły |
Tytuł |
Pietrzyk Agnieszka - Ostatnie słowo |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Pietrzyk Agnieszka - Ostatnie słowo PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Pietrzyk Agnieszka - Ostatnie słowo PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Pietrzyk Agnieszka - Ostatnie słowo - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Copyright © Agnieszka Pietrzyk, 2024
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2024
Redaktorka prowadząca: Anna Rychlicka-Karbowska
Marketing i promocja: Marta Kujawa
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Projekt okładki i stron tytułowych: Mariusz Banachowicz
Fotografia na okładce: © Mariusz Banachowicz
Fotografia autorki: © Monika Juraszek
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie książki w internecie. ;-)
eISBN 978-83-67974-86-8
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
[email protected]
www.czwartastrona.pl
Po więcej darmowych ebooków i audiobooków kliknij TUTAJ
Strona 7
Strona 8
SPIS TREŚCI
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
CZĘŚĆ DRUGA
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
CZĘŚĆ TRZECIA
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
CZĘŚĆ CZWARTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Strona 9
CZĘŚĆ PIĄTA
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
CZĘŚĆ SZÓSTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
CZĘŚĆ SIÓDMA
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
CZĘŚĆ ÓSMA. Czarna wołga wraca
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
CZĘŚĆ DZIEWIĄTA
Rozdział XV
Strona 10
Rozdział XVI
CZĘŚĆ DZIESIĄTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
CZĘŚĆ JEDENASTA
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
CZĘŚĆ DWUNASTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
CZĘŚĆ TRZYNASTA
Rozdział XX
Rozdział XXI
CZĘŚĆ CZTERNASTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 33
Strona 11
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
CZĘŚĆ PIĘTNASTA
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
CZĘŚĆ SZESNASTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
CZĘŚĆ SIEDEMNASTA
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
CZĘŚĆ OSIEMNASTA. Czarna wołga wraca
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Strona 12
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
CZĘŚĆ DZIEWIĘTNASTA
Rozdział XXVIII
Strona 13
Strona 14
Marzenie. Jesteś najlepszą siostrą na świecie.
Strona 15
Strona 16
CZĘŚĆ PIERWSZA
Strona 17
Strona 18
Rozdział I
WILLIAM OBEJRZAŁ SIĘ NA LAS. Nie było nic niepokojącego
w drzewach oświetlonych wschodzącym słońcem, on jednak
dławił się strachem. Najbardziej bał się wścibskich ludzkich
oczu. Nikt go nie powinien teraz widzieć.
Dyszał. Pot ściekał mu po czole. Wytarł się rękawem koszuli.
To nie dla niego taki wysiłek. Był wykładowcą hobbistycznie
uprawiającym pomidory. Nawet do zrobienia kompostu
wynajął człowieka. A teraz wziął się do wykopywania grobu.
No cóż, tego zadania nie mógł nikomu zlecić.
Już świtało. Musi się spieszyć. Wbił ostrze łopaty w trawnik.
Od dwóch tygodni nie spadła kropla deszczu. Susza zamieniła
ziemię w kamienną skorupę. Wykopanie metrowego dołu stało
się wyczynem dla mocarza. Pół godziny później zszedł do
wykopu. Nie było nawet metra głębokości. Trudno. Tyle musi
wystarczyć. Powinien tylko go poszerzyć. Kopał dalej jak
w transie, trzęsąc się ze strachu. Nigdy wcześniej tego nie
robił. Nigdy nie musiał ukrywać ciała. Nawet nie przypuszczał,
że kiedykolwiek znajdzie się w tak przerażającej sytuacji.
Gdzieś z daleka dobiegło pianie koguta. Łopata trafiła na
kamień, oddając siłę uderzenia w ramię Williama. Syknął
z bólu. Wspierając się na trzonku, wydostał się na górę.
Ruszył w stronę budynku. Szedł skulony, przyciśnięty grozą
sytuacji, niespokojnie rozglądając się na boki, z obawą, że
zaraz wypatrzy jakiegoś człowieka. Gdy się sprowadził do
Dawid pięć lat temu i postawił tu drewniany dom z tarasem,
mieszkańcy kręcili się w pobliżu jego posesji. Zagadywali,
Strona 19
dopytywali. William niechętnie odpowiadał. Uznali go za
odludka i dali spokój. Dzisiaj jednak ktoś mógł się wypuścić
na poranny spacer pod las. A on w tej chwili nie potrzebował
gości.
Postukał trampkami o pierwszy schodek, pozbywając się
grudek ziemi. Wewnątrz domu było duszno. Ta duchota
przycisnęła mu płuca, potęgując uczucie trwogi. Czy jeszcze
kiedyś zdoła oddychać pełną piersią? Bez tego dławiącego
strachu? Wątpił w to.
Hol, salon i kuchnia tworzyły wspólną przestrzeń ze
schodami prowadzącymi na piętro. Drżącą ręką wyciągnął
z szafy cienki polarowy koc. Nie chciał spoglądać na zwłoki,
ale źrenice mimowolnie ich szukały, jak gdyby umysł musiał
się utwierdzić w potwornej rzeczywistości. Ciało leżało pod
przeciwległą ścianą. Swoją nieruchomością doprowadzało
Williama do rozpaczy. Zdawało się pozbawiać go życia, jakie
znał i uwielbiał. Odbierało mu przyszłość.
Musi jak najszybciej się tego pozbyć. Wypił dwie szklanki
wody i wziął się do pracy. Zawinął trupa w koc, zawiązując
rogi, aby ciężka zawartość się nie wysunęła. Otworzył drzwi na
taras i wyszedł na zewnątrz. Pod nosem liczył: raz, dwa, trzy.
Pomagało mu to wykonywać kolejne czynności. Przestawił
leżaki, krzesła i stolik na jedną stronę. Podniósł dwie puszki
po piwie. Wydały znajomy zgrzyt, gdy je zgniatał. Rozejrzał się.
Czysty błękit nieba zapowiadał kolejny upalny dzień. Brak
deszczu zmienił okolicę w apokaliptyczny krajobraz. Zieleń
lasu stała się przybrudzona, jak gdyby ktoś wysypał popiół na
drzewa. Grusze i śliwy w sadzie miały pozwijane żółtawe liście,
a iglaki wydawały się przykurczone. Dobrze, że miał tak mało
drzewek owocowych. Korzenie utrudniłyby mu wykopanie
grobu. Wrócił do kuchni i chwycił za związane rogi koca.
Strona 20
Pociągnął. Ciężar gładko sunął po deskach tarasu, potem pięć
schodków i wysuszony trawnik. Wepchnął zwłoki wraz
z kocem do dołu i zaczął go zasypywać. Spieszył się, nie
mogąc znieść tego, że w ogóle to robi. Udeptał ziemię na grobie
i poprawił gałązki pobliskiej tui. Wreszcie skończył. Już po
wszystkim. Koniec koszmaru. A może wcale nie koniec?
Wskazówki zegarka na jego nadgarstku pokazywały szóstą
piętnaście. Powlókł się prosto do sypialni i padł na łóżko.
Zasnął. To był bardzo głęboki sen i spokojny wbrew tej
potworności, która się wydarzyła w jego domu. Gdy po
godzinie otworzył oczy, pomyślał, że będzie dobrze, jakoś
wszystko się ułoży. Poszedł pod prysznic. Chłodna woda
przywróciła mu siły. Założył szorty i koszulkę bez rękawów
z nadrukiem ryby zaplątanej w woreczek foliowy. Zrobił sobie
kawę i tosty z dżemem. Wyszedł z tym na taras. Jadł powoli,
wsłuchując się w bzyczenie os i śpiew skowronka. Zwyczajna
codzienna aktywność przywracała go do normalności.
Drugą kawę wypił z kostkami lodu i mlekiem. Wyniósł laptop
na taras i zajął się sprawdzaniem poczty. W skrzynce
znajdowały się cztery nowe wiadomości. Społeczna Akademia
Nauk w Warszawie proponowała mu poprowadzenie cyklu
wykładów od października. Wyglądało na to, że jakiś profesor
im się wykruszył i na gwałt szukali zastępcy. Drugi mail
przyszedł od nauczyciela z Zielonej Góry.
Drogi Williamie, długo zastanawiałem się, czy napisać do Ciebie. Od dawna
marzę o tym, żeby zostać pisarzem. Wiem, że pisaniem wzbogacę własne życie
i życie przyszłych czytelników. Moja wyobraźnia przepełniona jest mnóstwem
historii, a każda domaga się opowiedzenia. Mógłbym napisać tysiąc książek, bo
tyle pomysłów kotłuje się w mojej głowie. Myślę, że wiesz, o czym mówię, bo też
cierpisz na ten nadmiar. Siła twórcza może przytłaczać, gnieść umysł ciężarem
kreatywności. Mógłbym nawet jak Ty stać się sprzedawcą początków powieści