Palmer Diana - Tu jest mój dom

Szczegóły
Tytuł Palmer Diana - Tu jest mój dom
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Palmer Diana - Tu jest mój dom PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Palmer Diana - Tu jest mój dom PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Palmer Diana - Tu jest mój dom - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 ROZDZIAŁ 1 W szystkie potrzebne rzeczy miał w plecaku. Łącznie z pistoletem kaliber 38. Jeśli wszystko pójdzie gładko, nie będzie musiał zrobić z niego użytku. Roman wyciągnął papierosa ze zgniecionej paczki schowanej w kieszeni na piersi i odwrócił się tyłem do wiatru, żeby zapalić. Ośmioletni chłopiec biegał niefra­ sobliwie wzdłuż relingu, nie przejmując się kompletnie nawoływaniami matki. Roman poczuł sympatię do malca. Było bardzo zimno. Wiejący od Zatoki Puget przejmujący wiatr zupełnie nie przypominał wiosennej bryzy, ale wi­ dok, jaki Roman miał przed oczami, zapierał dech w pier­ siach. Za szklaną ścianą kabiny widokowej było znacznie zaciszniej, lecz wrażeń nie dałoby się nawet porównać. Rozdokazywany dzieciak został wreszcie schwytany przez blondynkę o zaróżowionych policzkach, której nos z każdą chwilą był bardziej czerwony. Do uszu Romana dotarły odgłosy awantury, kiedy kobieta ciągnęła chłopca do ciepłego pomieszczenia. Przemknęło mu przez myśl, że nader rzadko zdarza się spotkać zgodną rodzinę. Oparł się o barierkę i leniwie palił papierosa, podczas gdy prom la­ wirował wśród wysepek. Panorama Seattle skryła się już za linią horyzontu, ale Strona 2 6 TU JEST MOI DOM • 7 nadal można było dostrzec imponujące góry stanu Waszyng­ wetce boksera wagi lekkiej. Pod luźną marynarką i wy­ ton. Roman miał wrażenie, że jest zupełnie sam, chociaż co godnymi dżinsami kryła się imponująca muskulatura. Nie odważniejsi pasażerowie wychodzili przespacerować się po miał nakrycia głowy i wiatr rozwiewał gęste czarne włosy, pokładzie albo siadali na drewnianych ławkach, żeby trochę odsłaniając śniadą, szczupłą twarz o zapadniętych policz­ się opalić. Wołał miasto z jego ruchem ulicznym, tłokiem kach i ostrych rysach. Był nieogolony. Jasne, intensywnie i gorączkowym pośpiechem. Z jego anonimowością. Prefe­ zielone oczy przydawałyby pewnie łagodności jego twa­ rował wielkomiejskie życie. Nie potrafił zrozumieć, skąd się rzy, gdyby nie ich przenikliwe, ostre spojrzenie. Teraz brało to nieustanne poczucie niezadowolenia, kładące mu się malowało się w nich jeszcze znużenie. ciężarem na sercu- Wszystko wskazywało na to, że czekało go żmudne Praca. Przez ostatni rok obwiniał za to swą pracę. Akcep­ dochodzenie. tował związane z nią napięcie, wręcz o nie zabiegał. Życie Rozległ się dzwonek pokładowy i Roman podniósł ple­ pozbawione napięcia wydawało mu się nazbyt uładzone, cak. Trzeba wykonać zadanie, obojętnie - rutynowe czy bezbarwne i pozbawione celu. Ostatnio jednak i tego było nie. Zrobi, co do niego należy, sporządzi raport i weźmie mu mało. Ciągle przenosił się z miejsca na miejsce, niewiele dwa tygodnie urlopu, żeby zastanowić się spokojnie, w ja­ zabierał ze sobą, a jeszcze mniej za sobą zostawiał. ki sposób spędzić resztę życia. Pora z tym skończyć, uznał, przyglądając się mijanej Zszedł na brzeg z tłumem innych pasażerów. Słodki, łodzi rybackiej. Ale czym się zająć? Z niesmakiem wypu­ oszałamiający aromat kwiatów przytłumił wilgotny za­ ścił z płuc kłąb dymu. Mógłby założyć własną firmę. Przez pach oceanu. Niektóre z dziko rosnących kwiatów były chwilę bawił się tą myślą. Mógł też podróżować. Objechał tak duże jak męska pięść. Roman mimowolnie podziwiał już, co prawda, cały świat, ale gdyby wybrał się w drogę kolor i piękno róż, choć dość rzadko zatrzymywał się, by jako zwyczajny turysta, pewnie byłoby zupełnie inaczej. je powąchać. Jakiś śmiałek wyszedł na pokład z kamerą. Roman od­ Auta zjeżdżały kolejno z rampy, rozwożąc pasażerów ruchowo odwrócił się i odszedł, żeby nie znaleźć się w ka­ promu do domów bądź na zwiedzanie wyspy. Kiedy po­ drze. Była to zapewne przesadna ostrożność. Tak samo kłady całkowicie opustoszeją, na prom wsiądą następni zbyteczna jak nieustanna czujność i pozornie niedbała po­ podróżni, chcący przeprawić się na któraś z okolicznych stawa, skrywająca napięcie i przyczajoną gotowość do wysp albo wybrać się na dłuższą wycieczkę w chłodniej­ błyskawicznej akcji. sze rejony Kolumbii Brytyjskiej. Pasażerowie nie zwracali specjalnej uwagi na Romana, Roman zapalił następnego papierosa i rozejrzał się nie­ choć niektóre kobiety zerkały raz po raz w jego stronę. dbale - ładne kolorowe ogródki, urocze hotele i restaura­ Był wysokim mężczyzną o szczupłej, sprężystej syl- cje, kierunkowskazy do przystani promowej i na parkingi. Strona 3 8 * TU JEST MÓJ DOM TU JEST MOJ DOM * 9 Teraz to już tylko kwestia czasu. Minął kawiarenkę, choć sów wetknęła w cholewki zamszowych butów do kostek. miał ochotę na filiżankę kawy, i poszedł prosto na parking. W uszach miała proste kolczyki z kryształkami. Bez trudu zlokalizował biało-niebieską furgonetkę Szła zdecydowanym krokiem osoby zmierzającej pro­ z wymalowanym na boku szyldem reklamującym zajazd. sto do celu. Duża, płócienna torba wisiała na jej ramieniu, Jego zadanie polegało na wkręceniu się najpierw do furgo­ a w ręku podzwaniały kluczyki do samochodu. W jej cho­ netki, a potem do zajazdu. Jeżeli wszystko zostało przygo­ dzie nie było za grosz kobiecej kokieterii, a jednak przy­ towane w najdrobniejszych szczegółach, zadanie będzie ciągał męskie spojrzenia. Długi sprężysty krok, lekkie ko­ banalnie proste. Jeżeli nie, Roman znajdzie inny sposób łysanie bioder, głowa uniesiona wysoko, wzrok utkwiony wykonania zlecenia. przed siebie. Pochylił się i udał, że wiąże but, aby zyskać na czasie. Tak, ta dziewczyna niewątpliwie wzbudzała zaintereso­ Samochody, jeden po drugim, wjeżdżały na prom i usta­ wanie mężczyzn. Roman rzucił papierosa. Podejrzewał, że wiono je na pokładzie, a wpuszczeni wcześniej piesi zajęli doskonale zdawała sobie z tego sprawę. już miejsca w kabinie pasażerskiej. Na parkingu zostało Zaczekał, aż podeszła do furgonetki, i dopiero wówczas najwyżej dwanaście aut, wliczając w to furgonetkę. Przez ruszył w jej stronę. następne kilka chwil Roman powoli rozpinał guziki mary­ Charity przestała nucić finał IX symfonii Beethovena, narki. Wreszcie dostrzegł tę kobietę. spojrzała na prawe przednie koło i zaklęła. Nie zdawała Długie blond włosy nie były rozpuszczone, jak na dołą­ sobie sprawy, że jest obserwowana, więc kopnęła ze zło­ czonym do akt zdjęciu, lecz splecione w warkocz. W pro­ ścią oponę i ruszyła na lył furgonetki po podnośnik. mieniach słońca zdawały się mieć bardziej nasyconą, zło­ - Jakiś problem? cistą barwę. Połowę twarzy dziewczyny zasłaniały okulary Drgnęła tak gwałtownie, że o mało nic upuściła pod­ przeciwsłoneczne o bursztynowych szkłach i grubych nośnika na własną stopę. Obejrzała się przez ramię. oprawkach. Mimo to Roman był pewien, że się nie pomy­ Niezadowolony klient Taka była jej pierwsza myśl na lił. Rozpoznał delikatną linię szczęki, niewielki prosty nos widok Romana. Mrużył oczy, bo raziło go słońce. Jedną i pełne kształtne usta. ręką przytrzymywał szelkę plecaka, drugą wsunął do kie­ Informacje okazały się ścisłe. Kobieta mierzyła około szeni. Charity przycisnęła rękę do serca, jakby chciała stu sześćdziesięciu centymetrów, ważyła pięćdziesiąt pięć sprawdzić, czy jeszcze bije, i uśmiechnęła się. kilogramów, miała szczupłą, wysportowaną sylwetkę. - Same problemy. Złapałam gumę. Przed chwilą od­ Ubrała się niedbale - w dżinsy i zarzucony na niebieską wiozłam na prom czteroosobową rodzinę, w tym dwoje bluzkę gruby, kremowy, robiony na drutach sweter. Kolor niespełna sześcioletnich dzieci, które nadają się wyłącznie bluzki idealnie pasował do barwy jej oczu. Nogawki dżin- do poprawczaka. Mam nerwy w strzępach, hydraulika jest Strona 4 10 11 w rozdziale szóstym, ale tylko po niemiecku, a mój po­ - Nie, po prostu podróżuję. Po drodze podejmuję się mocnik wygrał na loterii. A co u ciebie? różnych dorywczych prac. Może znasz kogoś, komu przy­ W aktach sprawy Roman nie znalazł wzmianki, że głos dałby się pomocnik? tej kobiety jest jak kawa ze śmietanką, taka esencjonalna, - Możliwe. - Obserwowała, jak zdejmował przebite mocna jak szatan kawa, którą można dostać jedynie w No­ koło. Kiedy wyprostował się i oparł dłoń na kole, zapytała: wym Orleanie. Zanotował to sobie w pamięci, po czym - Jakiej pracy szukasz? ruchem głowy wskazał oponę. - Wszystko jedno. Gdzie masz zapas? - Chcesz, żebym zmienił koło? - Zapas? - Jeśli patrzyła mu w oczy dłużej niż dziesięć Charity poradziłaby sobie z tym sama, ale nigdy nie sekund, popadała w stan przypominający hipnozę. odrzucała oferowanej pomocy. Zresztą doszła do wniosku, - Koło. - Kącik ust Romana uniósł się leciutko, jakby że mężczyzna zrobi to szybciej, a wyglądał na człowieka, w niechętnym uśmiechu. - Przydałoby się koło z porządną któremu przydałoby się te pięć dolarów za sprawnie wyko­ oponą. naną robotę. - Racja. Zapas. - Charity pokiwała z politowaniem - Będę bardzo wdzięczna. - Wręczyła mu podnośnik głową nad własną głupotą. - Jest z tyłu samochodu. - Od­ i wyjęła z torby napój cytrynowy. Wymiana koła zajmie wróciła się, żeby pójść po koło, i wpadła na Romana. pewnie cały czas, jaki Charity przeznaczyła na lunch. - - Przepraszam. Przypłynąłeś ostatnim promem? Podtrzymał ją za łokieć, żeby się nic potknęła. Przez - Tak. - Roman nie przepadał za nieobowiązującymi chwilę stali na zalanym słońcem parkingu. pogawędkami, ale w razie potrzeby był w nich równie - Nic się nie stało. Wyciągnę koło. wprawny jak w posługiwaniu się lewarkiem. Umiał rów­ Kiedy mężczyzna zniknął we wnętrzu furgonetki, Charity nież wykorzystywać życzliwość kobiet. - Trochę się włó­ odetchnęła głęboko parę razy, żeby się uspokoić. Nawet nie czę po świecie. Teraz postanowiłem przyjechać tutaj, może przypuszczała, że można mieć aż tak napięte nerwy. będę miał szczęście zobaczyć wieloryby. - Uważaj na... - Skrzywiła się, bo już było za póino. - W takim razie wybrałeś odpowiednie miejsce. Wczo­ Roman przykucnął i próbował usunąć z kolana resztki raj widziałam z okna stado wielorybów. - Charity oparła wiśniowego lizaka. Nagle Charity wybuchneła serdecz­ się o furgonetkę i wystawiła twarz do słońca. Od czasu do nym śmiechem, równie głębokim jak timbre jej głosu. czasu zerkała jednak na ręce mężczyzny. Pracował szybko - Przepraszam. Pamiątka z wyspy Orcas od pięcioletniego i zręcznie. Był silny. Ceniła ludzi, którzy dobrze wykony­ Jimmy'ego „Niszczyciela" MacCarthy'ego. wali swoją robotę, choćby najprostszą. - Jesteś na waka­ - Wolałbym chyba podkoszulek z nadrukiem. cjach? - Każdy by wolał. - Usunęła ze spodni Romana lepką Strona 5 12 * TU JEST Mól DOM TUIESTMÓJDOM * 13 masę. owinęła resztki lizaka w chusteczkę higieniczną Charity nie podjęła decyzji pod wpływem impulsu. Ob­ i schowała do torby. - Jesteśmy ośrodkiem wakacyjnym serwowała tego mężczyznę uważnie od blisko piętnastu dla rodzin - wyjaśniła, kiedy Roman wygramolił się z fur­ minut, rozważając wszystkie za i przeciw. Rozmowa gonetki, taszcząc koło zapasowe. - Prawie wszyscy lubią z kandydatem do pracy zwykle trwa krócej. Miał silne dzieci, ale po wizycie takiej parki młodocianych potwo­ ramiona i inteligentne, a nawet przenikliwe spojrzenie. Je­ rów jak bliźniaki Jimmy i Judy zaczynam się zastanawiać go plecak i ubiór wskazywały na to, że znalazł się pod nad zmianą profilu firmy. Lubisz dzieci? wozem. Jej imię, Charity, oznaczało miłosierdzie, i nim Roman osadził koło na bolcach i dopiero wtedy popa­ właśnie się w życiu kierowała, zresztą od dziecka uczono trzył na Charity. ją pomagać ludziom w potrzebie. Jeśli w dodatku mogła - Lubię, ale na odległość. za jednym zamachem rozwiązać jeden ze swych najbar­ Roześmiała się z wyraźną aprobatą. dziej palących problemów... - Skąd pochodzisz? - Znasz się na pracach remontowych? - zapytała. - Z St. Louis. - Mógł podać tuzin różnych odpowiedzi. - Tak. Nie najgorzej - odparł z pewnym przymusem, Sam nie rozumiał, dlaczego lym razem powiedział pra­ bo jego myśli poszybowały w całkiem niespodziewanym wdę. - Rzadko tam wracam. kierunku. - Masz rodzinę? Na widok miny Romana brwi Charity powędrowały - Nie. w górę. Powiedział to takim tonem, że Charity postanowiła po­ - Miałam na myśli posługiwanie się narzędziami. wściągnąć wrodzoną ciekawość. Nie potrafiła naruszyć Młotkiem, piłą, śrubokrętem. Znasz się może na stolarce, cudzej prywatności, tak jak nie umiała rzucić na ziemię radzisz sobie z drobnymi naprawami w domu? owiniętego w chusteczkę lizaka. - Jasne. - Poszło łatwo, wręcz zadziwiająco łatwo. - Ja urodziłam się tutaj, na wyspie Orcas. Co roku obie­ Niespodziewanie poczuł lekkie wyrzuty sumienia. cuję sobie, że wezmę półroczny urlop i wyjadę w wielką - Jak już mówiłam, mój pomocnik wygrał na loterii, podróż. Wszystko jedno dokąd. - Wzruszyła ramionami. i to sporo. Jest teraz na Hawajach, kontempluje kostiumy Roman dokręcał ostatnią śrubę, bikini i zajada się poi. Życzę mu jak najlepiej, ale wyjechał - Jakoś nigdy się nie udało. Zresztą tu jest naprawdę w samym środku remontu zachodniego skrzydła zajazdu. pięknie. Jeśli nie masz innych zobowiązań, to przekonasz - Wskazała ręką logo firmy na drzwiach furgonetki. - Jeśli się, że zostaniesz dłużej, niż planowałeś. potrafisz sobie poradzić z pędzlami i papierem Ściernym, - Możliwe. - Roman wyjął podnośnik i wyprostował to mogę ci zaproponować pokój z wyżywieniem i pięć się. - Jeśli znajdę pracę i kąt do spania. dolarów za godzinę. Strona 6 1 14 * ?0 JEST MÓJ DOM TU ICSTMÓI DOM * 15 - Wygląda na to, że oboje znaleźliśmy rozwiązanie zejrzeć się po okolicy. Z Góry Konstytucji rozciąga się naszych problemów. szczególnie malowniczy widok. Jeśli lubisz turystykę pie­ - Świetnie. - Wyciągnęła do niego rękę. - Jestem Cha- szą, to znajdziesz tu niwelacyjne szlaki do wędrówek gór­ rity Ford. skich. - DeWinter. - Uścisnął jej dłoń. - Roman DeWinter. - Myślałem, żeby spędzić trochę czasu w Kolumbii - W takim razie wskakuj. Romanie - zaprosiła i szero­ Brytyjskiej. ko otworzyła drzwi furgonetki. - To żaden, problem. Mamy prom do Sidney. Nieźle Wcale nie wyglądała na naiwną i łatwowierną, pomyślał zarabiamy na wycieczkach krajoznawczych. Roman, siadając obok niej w samochodzie. Wiedział jak nikt - Jacy: my? inny, że pozory mogą mylić. Znalazł się przecież tam. gdzie - Zajazd. Pop, czyli mój dziadek, wybudował w latach zamierzał, i to bez specjalnego zachodu. sześćdziesiątych pół tuzina domków. Oferujemy grupom Chariry wyprowadziła wóz z parkingu, a on zapalił pa­ turystycznym specjalne pakiety usług. Wynajmujemy do­ pierosa. mki ze śniadaniem i obiadokolacją wliczonymi w koszty. - Dziadek zbudował ten zajazd w tysiąc dziewięćset Warunki są tam dość prymitywne, ale turyści bardzo to trzydziestym ósmym roku - powiedziała i opuściła szybę lubią. Co najmniej raz w tygodniu przyjeżdża jakaś grupa. w samochodzie. - Latami rozbudowywali modernizował W sezonie trzy razy częściej. budynek, ale to nadal jest zwyczajny zajazd i nawet w bro­ Skręciła w wąską drogę i zredukowała prędkość do szurach reklamowych nie ośmielilibyśmy się nazwać go pięćdziesięciu. pensjonatem. Mam nadzieję, że nastawiłeś się na coś skro­ - To ty prowadzisz zajazd? - Roman doskonale znał mnego. odpowiedź na to pytanie, ale czuł, że byłoby dziwne, - To mi odpowiada. gdyby nie zapytał. - Mnie również. Przeważnie. - Tak. Pracowałam tu, odkąd sięgam pamięcią. Kilka Gadułą to on nie jest, pomyślała Charity z uśmiechem. lat temu dziadek zmarł i przejęłam po nim zajazd. - Cha­ Była zresztą z tego zadowolona. Z powodzeniem mogła rity zamilkła na chwilę. Śmierć dziadka ciągle jeszcze mówić za dwoje. bolała; zapewne będzie tak już zawsze. - Kochał go. Nic - To dopiero początek sezonu, więc mamy sporo wol­ tylko samo miejsce, ale możliwość spotykania codziennie nych miejsc. - Wystawiła łokieć przez otwarte okno i po­ nowych ludzi, dbania o to, by czuli się tu jak w domu. godnie wzięła na siebie cały ciężar prowadzenia rozmowy, - Domyślam się. że nieźle sobie radzicie. W promieniach słońca jej kolczyki rozbłysły wszystkimi - Jakoś leci. - Charity wzruszyła ramionami. Okrążyli kolorami tęczy. - Będziesz miał mnóstwo czasu, żeby KI­ zatoczkę, w której las ustępował szerokiej przestrzeni błę- Strona 7 16 n; JEST MAJ DOM *• 17 kitnej wody. Linia brzegowa wyspy była czysta i odcinała choć w rzeczywistości miał więcej uroku niż na zdjęciach, się od jasnej wody ciemnymi barwami zieleni i brązy. które oglądał przed przyjazdem na wyspę. Drewniany bia­ Wysoko na klifie rysowały się sylwetki kijku domów. Po ły budynek z pladoniebieskimi futrynami łukowatych (ub gładkiej tafli zatoki sunęła łódka, połyskując białymi ża­ owalnych okien. Urocze wieżyczki, wąskie ścieżki i szero­ glami. -Takie widoki można spotkać w każdym miejscu ka półkolista weranda. Gładki trawnik schodzący wprost na wyspie. Chwytają za serce nawet stałych mieszkańców. na brzeg. Wrzynający się w wodę wąski, rozchybotany - I sprzyjają interesom, pomost, do którego przywiązana była mała motorówka, - Na pewno nie przeszkadzają. - Spojrzała na Roma­ kołysząca się lekko na falach. no. - Naprawdę chciałbyś zobaczyć wieloryby? Był też płytki staw, a nad nim młyn. Rozgarniana młyń­ - Wypadałoby, skoro już tu jestem. skim kotem woda chlupotaia dźwięcznie. Po zachodniej Zatrzymała furgonetkę i wskazała dłonią klify. stronie, pomiędzy rzadziej rosnącymi drzewami, zauważył - Jeżeli masz cierpliwość i dobrą lornetkę, to tam jest domki, 0 których opowiadała Charity. Wszędzie dokoła najlepszy punkt obserwacyjny. Leży na naszym terenie. pełno było kwiatów. Jeśli chcesz przyjrzeć im się dokładniej, musisz wsiąść do - 2 tyłu za domem jest większy sław. - Charity podje­ łodzi. - Roman nie odezwał się, więc znowu na niego chała na wysypany żwirem placyk, na którym stało już spojrzała. Poczuła nagłe skrępowanie, bo mężczyzna nie sporo samochodów, choć na parkingu zmieściłoby się jesz­ patrzył na wodę czy las, lecz na nią. cze drugie tyle. -Hodujemy w nim pstrągi. Ścieżki prowa­ Roman przyglądał się rękom Charity. Silne, zręczne, a nie dzą do domków numer jeden, dwa i trzy, a stamtąd rozwid­ przesadnie wąskie dłonie. Teraz zaczęła dość nerwowo wy­ lają się do numerów cztery, pięć i sześć. - Wysiadła z fur- stukiwać palcami rytm na kierownicy. Znów przyspieszyła. gonetki i zaczekała na Romana, - Prawie wszyscy korzy­ * wprawą prowadząc furgonetkę krętą drogą. Naprzeciwko stają z tylnego wejścia. Później oprowadzę cię po całym pojawił się drujp samochód, Charity, nie zmniejszając pręd­ terenie ośrodka, jeśli oczywiście będziesz miał ochotę, ale kości, pozdrowiła kierowcę ruchem ręki, najpierw ttzeba cię zakwaterować. - To Lori, jedna z naszych kelnerek. Pracuje na rannej - ładnie tu - powiedział spontanicznie i całkowicie zmianie, żeby być w domu, kiedy dzieci wrócą ze szkoły- szczerze. Na kwadratowym tylnym ganku stały dwa buja­ W zajeździe na stałe zatrudniamy dziesięcioro pracowni­ ne fotele i białe krzesełko, które przydałoby się odmalo­ ków, a w sezonie letnim przyjmujemy jeszcze pięć, sześć wać, bo farba zaczynała się łuszczyć. Roman odwrócił się. osób do pomocy. żeby sprawdzić, jaki widok miałby przed oczami gość Objechali jeszc/o jedną zatoczkę i przed nimi pojawił usadowiony w pustych teraz fotelach. Las t woda jak się zajazd. Dokładnie odpowiadał wyobrażeniom Romana, okiem sięgnąć. Cudownie. Kojąco. Uroczo. Nagle stanął Strona 8 18 TUJESTMCJDCM * 19 mu przed oczami schowany w plecaku pistolet. Pozory wnętrza. Przy stoliku pod oknem dwie kobiety grały mylą, przypomniał samemu sobie raz jeszcze. w scrabble. Charity obserwowała go ze zmarszczonym czołem. Ro­ - Kto dziś wygrywa? - zainteresowała się Charity. man zdawaj się chłonąć to, co widzi. Dziwne, ale mogłaby Obie podniosły głowy znad planszy i spojrzały na nią przysiąc, że gdyby za pół roku ktoś zapytał goo to, co teraz rozpromienione. miał przed oczami, opisałby to wszystko z najdrobniejszy­ - Na razie idziemy łeb w łeb. - Kobieta siedząca po mi szczegółami. prawej, na widok Romana zalotnie potrząsnęła włosami. Roman przeniósł spojrzenie na nią, ale wrażenie pozosta­ Mogłaby być jego babcią, ale pospiesznie zdjęła okulary ło. Tylko jeszcze bardziej intensywne i bardziej osobiste. i wyprężyła chuderlawe ramiona. - Nie wiedziałam, że Wiatr wzmógł się, zdawał się dzwonić w dzikich dzwonecz­ przywieziesz nowego gościa, moja droga. kach, rosnących w zawieszonych pod okapem donicach. - Ja też nie wiedziałam — przyznała Charity i podeszła - Jesteś artystą? - zapytała go niespodziewanie. do kominka, żeby dorzucić polano do ognia. - Pan Roman - Nie. - Uśmiech odmienił jego twarz, dodał jej uroku. DeWinter, panna Lucy i panna Millie. - Dlaczego ci to przyszło do głowy? - Witam panie. - Na twarzy Romana znów pojawił się - Zastanawiałam się tylko. uroczy uśmiech. Doszła do wniosku, że powinna strzec się jego uśmie­ - DeWinter... -Panna Lucy postanowiła jednak wło­ chu. Roman miał rozbrajający uśmiech, a należał do żyć okulary, żeby lepiej przyjrzeć się mężczyźnie. - Czy mężczyzn, przed którymi lepiej było stale mieć się na nie znałyśmy kiedyś jakiegoś DeWintera, Millie? baczności. - Nie przypominam sobie. - Millie uśmiechała Się, go­ Podwójne przeszklone drzwi prowadziły do przestronne­ towa do flirtu, chociaż bez okularów widziała Romana go pokoju, w którym unosił się zapach lawendy i węgla wyłącznie jako rozmazany cień. - Czy byt już pan kiedyś drzewnego. Królowały tu dwie długie, miękkie kanapy w tym zajeździe, panie DeWinter? i przepastne fotele ustawione przy wielkim, kamiennym ko­ - Nie, proszę pani. Jestem tu po raz pierwszy. minku, na którym trzaskały płonące polana. Tu i ówdzie - Będzie Pan zachwycony. - Millie westchnęła lekko. ustawiono antyki: biureczko z trzema zabytkowymi kałama­ Jak ten czas leci! Wydawało jej się, że to zaledwie wczoraj rzami, dębowy wieszak na kapelusze, kredens z wypolero­ pewien przystojny młody człowiek ucałował jej dłoń i po­ wanymi do połysku rzeźbionymi drzwiczkami W rogu po­ prosił, by wybrała się z nim na spacer. Dzisiaj mężczyźni koju stał szpinet z pożółkłymi ze starości klawiszami. Dwa mówią do niej: proszę pani. Z ociąganiem wróciła do gry. łukowate okna w przeciwległej ścianie były tak szerokie, że - Te panie przyjeżdżają do nas od niepamiętnych czasów widoczna przez nie woda zdawała się należeć do wystroju - wyjaśniła Charity Romanowi, kiedy wyszli na korytarz. Strona 9 20 TU JEST Mór DOM * 21 - Są kochane, ale muszę cię przestrzec przed panna Millie. do pokoju łazienki, notując w pamięci, co jeszcze pozosta­ Podobno swego czasu miała nie najlepszą reputację, a na­ ło w nich do zrobienia. wa i dziś żaden przystojny mężczyzna nie umknie jej - Jeśli chcesz, możesz zacząć od tego pokoju. Mnie uwagi. wszystko jedno. George miał własny system pracy. Nigdy - Będę się miał na baczności. nie zdołałam pojąć, na czym on polegał, ale w ostatecz­ - Podejrzewam, że zawsze to robisz. - Wyjęta pęk klu- nym rozrachunku wszystko było zrobione jak należy. czy i otworzyła jedne z drzwi. - Tędy przechodzi się do Roman wsunął kciuki do kieszeni dżinsów. zachodniego skrzydła. - Szybkim krokiem ruszyła w głąb - Masz plan robót? korytarza, energiczna i kompetentna. - Jak widzisz, re­ - Jasne. mont był już nieźle zaawansowany, kiedy George wygrał Przez następne pół godziny oprowadzała go po zachod­ na loterii. Stolarka została rozebrana. - Wskazała sterty nim skrzydle i pokazywała, co jeszcze powinno zostać desek porządnie ułożone wzdłuż świeżo pomalowanej wykonane. Roman słuchał, z rzadka rzucał jakąś uwagę ściany. - Trzeba jeszcze dokończyć renowację drzwi. Ory­ i przyglądał się wyposażeniu. Przed przyjazdem tutaj sta­ ginalne okucia są w tej skrzynce. rannie przestudiował plany zajazdu i wiedział, że rozkład - Ile pokojów mam do zrobienia? pokojów w tym skrzydle dokładnie odpowiadał rozkłado­ - W tym skrzydle są dwie jedynki, dwójka i aparta­ wi pomieszczeń w skrzydle wschodnim. Mieszkając tutaj, ment rodzinny. W różnym stopniu zaawansowania remon­ miał łatwy dostęp do głównej części budynku. tu. - Charity prześliznęła się obok opartych o ścianę drzwi Przyjrzał się pomalowanym do połowy ścianom, rozło­ i weszła do pomieszczenia. - Możesz zająć ten pokój. Jest żonym wszędzie płachtom malarskim i doszedł do wnio­ prawie skończony. sku, że przyjdzie mu przyłożyć się do roboty. Uznał to za Pokoik był niewielki, ale bardzo jasny. Zachlapane far­ dodatkowy plus czekającego go zadania. Lubił pracę fizy­ bą okno wychodziło na młyńskie koło. Na łóżku brakowa­ czną, a rzadko kiedy miał na nią czas. ło pościeli, a podłoga wymagała cyklinowania. Świeżo Instrukcje Charity byty jasne i precyzyjne. Ta kobieta położona tapeta sięgała od sufitu do białej listwy, poniżej wyraźnie wiedziała, czego chce, i potrafiła to wyegzekwo­ była tylko surowa ścianka gipsowa. wać. To mu się podobało. Był pewien, że panna Ford - Na razie niezbyt tu pięknie - stwierdziła Charity. dobrze wykonywała swoją pracę. Niezależnie od tego, czy - Mnie odpowiada- - Roman bywał już w miejscach, było nią prowadzenie ośrodka wypoczynkowego, czy przy których ten pokoik wyglądał jak królewski aparta­ też... coś całkiem innego. ment w najwyższej klasy hotelu. . - Co jest na górze? - wskazał widoczne na końcu ko­ Charity odruchowo zajrzała do garderoby i przyległej rytarza schody. Strona 10 22 * TUJKStMÓJPOM TOlŁCTMOlUONf » 23 - Moje pływalne mieszkanie. Pomyślimy o nim po za­ Poprowadziła go na dół po schodach, a potem przez kończeniu remontu pokojów hotelowych. - Przez chwilę opustoszały hol do obszernej, utrzymanej w pastelowych stała w milczeniu, pobrzękując tytko kluczami. Pozwoliła barwach jadalni. Na wszystkich stolikach stały wazony myślom odpłynąć daleko. - Co o tym sądzisz? - zapytała z mlecznego szkła z bukietami świeżych kwiatów. Duże wreszcie. okna wychodziły na morze, a przy południowej Ścianie, - O czym? jakby dla stworzenia iluzji wodnego świata, zostało usta­ - O pracy. wione akwarium. - Masz narzędzia? Charity zatrzymała się na chwilę i uważnie zlustrowała - W szopie po drugiej stronie parkingu. pomieszczenie. Sprawdzała, czy wszystkie stoliki nakryto - Poradzę sobie. już do obiadu. Dopiero potem pchnęła Wahadłowe drzwi - Oczywiście. i weszła do kuchni. Nie miała wątpliwości, że Roman rzeczywiście sobie po- - Mówię ci, że trzeba dodać bazylii. radzi. Stali w ośmiobocznym saloniku apartamentu rodzin­ - Wcale nie! nego. Był pusty, jeśli nie liczyć sterty materiałów i płacht - Pamiętaj, niezależnie od tego, co sądzisz, nie przy­ malarskich. 1 cichy. Uświadomiła sobie nagle, że znaleźli się znawaj racji żadnej z nich - powiedziała Charity półgło­ bardzo blisko siebie i że do jej uszu nie dociera żaden dźwięk. sem, po czym przywołała na usta najpiękniejszy uśmiech. Poczuła się nieswojo, więc sięgnęła po pęk kluczy i zdjęła - Moje panie, przyprowadziłam wam głodnego męż­ z kółka jeden z nich. - To do twojego pokoju, czyznę. - Dzięki. - Roman wetknął go do kieszeni dżinsów. Kobieta, która pilnowała garnka, uniosła do góry łyżkę Odetchnęła głęboko. Z niewiadomych względów czuła cedzakową. Zerknęła na Romana z ukosa. się tak, jakby z zamkniętymi oczami rzuciła się w nieznane. - Siadaj -rzuciła, pokazując mu kciukiem długi, drew­ - Jadłeś już lunch? niany stół. - Nie. - Mae Jenkins, Roman DeWinter. - Zaprowadzę cię do kuchni. Mae da ci coś do jedzenia. - Witam panią. - Charity ruszyła do wyjścia nieco zbyt szybko. Pragnęła - A to Dolores Rumsey. - Druga kobieta trzymała uciec od wrażenia, że jest tu z Romanem całkiem sama. w rękach słój z ziołami. Skinęła Romanowi głową i przy- Wzruszyła ramionami ze zniecierpliwieniem. Nie bądź sunęła się do garnka. głupia, powiedziała sobie. Nie należała do bezradnych - Nie zbliżaj się! - warknęła Mae ostrzegawczo. - Daj kobieciątek, a jednak odetchnęła z ulgą, kiedy zamknęła temu człowiekowi kawałek kurczaka. za sobą drzwi. . Dolores, pomrukując pod nosem, ruszyła po talerz. Strona 11 24 * lUJESfMfrOOM cu n-sr MOI OOM 25 - Roman dokończy remont rozpoczęty przez George'a Był wysoki i szczupły, miał z metr osiemdziesiąt pięć, a na - wyjaśniła Charity. - Będzie mieszkał w zachodnim pewno nie ważył więcej niż osiemdziesiąt kilogramów. skrzydle. Jasnobrązowe włosy były krótko przycięte przy uszach - Nie pochodzisz stąd. - Mae spojrzała na Romana i zaczesane do tyłu, odsłaniając wysokie czoło. takim wzrokiem, jakim niania mierzy pulchne niemowlę. - Pochodzisz ze wschodu? - zapytał pomiędzy jednym - Nie. łykiem kawy a drugim i uśmiechnął się, kiedy Mae mach- - Wyglądasz mi na głodomora, pewnie bez trudu mó­ nięciem ręki odgoniła go od kuchenki. głbyś pochłonąć kilka przeciętnych porcji - oświadczyła - Tak - odparł Roman. z lekką dezaprobatą i nalała mu kawy. - Wyjaśniłeś z dostawcą warzyw sprawę tej budzącej - Które zawsze tutaj znajdziesz - wtrąciła Charity, wy­ wątpliwości faktury? - przerwała Charity. stępując w roli rozjemcy. Skrzywiła się lekko, kiedy Dolo­ - Tak, wszystko już załatwione. Pod twoją nieo- res z łoskotem postawiła przed Romanem talerz z zimnym becność odebrałem kilka telefonów. Masz trochę papierów kurczakiem i z sałatką ziemniaczaną, do podpisania. - Trzeba mocniej przyprawić - oznajmiła, patrząc na - Zaraz się za to wezmę. - Zerknęła na zegarek, po czym gościa takim wzrokiem, jakby ośmielał się jej przeciwsta­ przeniosła spojrzenie na Romana. - Gdybyś chciał o coś za­ wić. - A ona nie słucha. pytać, będę w biurze. Wchodzi się do niego z holu. Roman uznał, że najlepiej będzie przywołać uśmiech na - Dam sobie radę. twarz i trzymać język za zębami. Mae nie zdążyła zareago­ - Dobrze. wać na zaczepkę Dolores, bo znowu stuknęły wahadłowe drzwi. Roman obszedł cały teren należący do zajazdu, zanim - Czy spragniony mężczyzna może tu dostać filiżankę wziął się za przenoszenie narzędzi do zachodniego skrzyd­ kawy? - Nowo przybyły zatrzymał się w pół kroku i ob­ rzucił Romana pełnym zaciekawienia spojrzeniem. ła. Nad stawem spotkał obejmującą się parę, najwyraźniej - Bob Mullins, Roman DeWinter. Zatrudniłam go do nowożeńców. Widział reż mężczyznę grającego z synkiem remontu zachodniego skrzydła. Bob jest moją prawą ręką, w piłkę na małym boisku do koszykówki. Panie, jak zaczął A właściwie jedną z wielu prawych rąk. już nazywać w duchu wiekowe siostrzyczki, porzuciły grę - Witamy na pokładzie. - Bob podszedł do kuchenki w scrabble i siedziały na werandzie, rozmawiając. Cztero­ i nalał sobie kawy. Wrzucił do filiżanki trzy kostki cukru, osobowa rodzina wysiadła z samochodu combi i, najwy­ co Mae skwitowała pełnym 'dezaprobaty cmoknięciem. raźniej kompletnie wykończona, podreptała w stronę dom- Najwyraźniej nic zrobiło to na rum najmniejszego wrażenia ków. Mężczyzna w czapeczce do krykieta wszedł na po­ most z kamerą filmową na ramieniu. Strona 12 26 * 1U>fStMÓHXX,< TO JEST MOI f>0» * 27 Słychać było głośny śpiew ptaków i odległy warko motorówki. Uszu Romana dobiegł też płacz dziecka Masz już w łazience mydło i ręczniki — poinformowała. i dźwięki sonaty fortepianowej Mozarta. Przechyliła głowę i spojrzała na Romana, - Chyba powi­ Gdyby osobiście nie sprawdził wszystkich faktów, go- nieneś zrobić z nich użytek. - Z wprawą odwinęła wierz­ tów byłby przysiąc, że trafił w niewłaściwe rniejsce. chnie prześcieradło. - Pracowałeś? Postanowił zacząć remont od apartamentu rodzinnego. - Po to tu jestem. Ostro zabrał się do roboty. Był ciekaw, kiedy nadarzy mu Z pomrukiem zadowolenia wsunęła rogi prześcieradła się okazja wejścia do mieszkania Charity. pod materac w nogach łóżka. Tak samo robiła babcia Ro­ P r a c a fizyczna zawsze go uspokajała. Po dwóch godzi­ mana, kiedy był dzieckiem, nach zrobił krótką przerwę na odpoczynek. Zerknął na - W szafie schowałam dodatkową poduszkę i koc. - zegarek i postanowił podjąć kolejną, tym razem niepo­ Charity przeszła na drugą stronę łóżka. Obserwował ją trzebną wyprawę do szopy. Charity wspomniała, że co­ z uznaniem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział kobietę dziennie o piątej po południu w pokoju, który nazywała ścielącą łóżko. wspólnym salonem, serwowano wino. Postanowił wyko­ - Nie potrafisz być bezczynna? rzystać okazję, by nieco przyjrzeć się gościom. - Jestem z tego znana. - Rozłożyła na łóżku białą koł­ Po drodze stanął na chwilę przy drzwiach swojego po­ drę, jak dla nowożeńców. - Jutro oczekujemy przyjazdu koju. Wewnątrz ktoś się poruszył. Roman ostrożnie uchylił grupy turystów, wiec wszyscy są dziś bardzo zajęci, drzwi i zajrzał do pokoju. - Jutro? Charity wyszła z łazienki, nucąc jakąś melodię. Właśnie - Tak, Przypłyną pierwszym promem z Sidney. - Z sa­ rozwiesiła czyste ręczniki i wzięła się za ścielenie łóżka. tysfakcją strzepnęła poduszkę. - Czy ty-. - Co robisz? Urwała, bo odwróciła się energicznie i wpadła wprost Stłumiła okrzyk i cofnęła się odruchowo. Potem opadła na Romana. Odruchowo przytrzymał ją za biodra, a ona na łóżko i z trudem łapała oddech. zacisnęła ręce na jego ramionach, - Mój Boże! Nie rób tego więcej, Romanie. . Roman odkrył, że pod puszystym, długim swetrem kry­ Wszedł do pokoju, nie spuszczają z niej podejrzliwego je sięszczupłe ciało, znacznie smuklejsze, niż się spodzie­ spojrzenia. wał. Oczy Charity były nieprzyzwoicie błękitne, niemal - Pytałem, co robisz? zbyt wielkie. Pachniała tak jak jej zajazd, lawendą i palą­ - To chyba oczywiste. - Pogładziła ręka stertę pościeli. cym się drewnem. Ten zapach obiecywał strudzonemu - Pełnisz też rolę pokojówki? podróżnemu wypoczynek i ukojenie, Roman, skuszony - Czasami. - Charity wygładziła prześcieradło. - rym sugestywnym aromatem, nie puszczał bioder Charity, choć wiedział, że nie powinien jej dotykać. Strona 13 28 * -ryjęsTMOf DOM TliJŁ^TMÓ][>OM * 29 - Czy ja-co?-Przyciągnął ją jeszcze odrobinę bliżej. - Proszę. Charity zapomniała o bożym świecie. Wpatrywała się Roman odprowadził wzrokiem wychodzącą Charity, w Romana bez ruchu i bez słowa, jakby ogłuszona prze­ która - wiedział to doskonale - była równie roztrzęsiona pływającymi przez jej ciało doznaniami. Mimowolnie za­ jak on. W zamyśleniu sięgnął po papierosa. cisnęła pałce na jego koszuli. Wyczuwała siłę i ze zdumie­ Mógł to wykorzystać. Mógł zbliżyć się do niej i umie­ niem uświadomiła sobie, że to ją pociąga. jętnie grać na jej emocjach. Poczuł nagły niesmak i zapalił - Chcesz czegoś? - zapytał Roman. zapałkę. - Co? Miał tu do wykonania ważne zadanie i nie mógł sobie Miał w głowie tylko jedną myśl: pocałować ją, zawład­ pozwolić na myślenie o Charity Ford inaczej niż jako nąć jej ustami. Rozkoszować się jej smakiem, dać się o osobie, która ułatwi mu osiągnięcie celu. porwać namiętności. Zaciągnął się dymem i zaklął. - Pytałem, czy czegoś chcesz? - Wsunął dłonie pod sweter i przesunął je w górę, na talię Charity. Szarpnęła się do tyłu, jakby porażona dotykiem gorą­ cych dłoni Romana. - Nie. - Chciała odejść, umknąć z tego pokoju, ale jej ciało nawet nie drgnęło. Walczyła Z narastającą panika Nagle, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, puścił ją. O dziwo, poczuła rozczarowanie. - Ja tylko.., - Zaczerp­ nęła głęboko tchu i poczekała chwilę, by się uspokoić. - Chciałam tylko zapytać, czy znalazłeś wszystko, czego potrzebujesz. - Wygląda na to, że tak - odparł Roman, nie przestając patrzeć Charity w oczy. Zacisnęła wargi, żeby zwilżyć usta. - To dobrze. No, nie przeszkadzam ci więcej, zresztą ja też mam jeszcze mnóstwo do zrobienia. Przytrzymał jej rękę, zanim zdążyła się cofnąć. Może to nie było zbyt mądre, ale znowu zapragnął jej dotknąć. - Dziękuję za ręczniki. Strona 14 TU JEST MÓJ DOM * 31 się nim. Łania wyszła spomiędzy drzew i niemal tanecz­ nym krokiem ruszyła w stronę kępy wysokiej trawy. W ślad za nią pospieszył niezgrabnie jelonek na tyczkowa­ tych nogach. Roman obserwował spokojnie pasące się zwierzęta. ROZDZIAŁ 2 Był podenerwowany. Próbował wchłonąć w siebie pa­ nujący dokoła spokój, jednak nie opuszczał go niepokój. To nie było miejsce dla niego. Właściwie nigdzie nie czul Świtało. Niebo na wschodzie wyglądało fantastycznie. się naprawdę u siebie. Miedzy innymi dlatego właśnie tak Roman stał na skraju wąskiej drogi z rękami w tylnych świetnie nadawał się do swojej pracy. Bez korzeni, bez kieszeniach spodni. Rzadko miał czas rozkoszować się rodziny, bez kobiety, która czekałaby na jego powrót. To takimi pięknymi porankami, kiedy powietrze było jeszcze mu odpowiadało. chłodne i krystalicznie czyste. Tutaj człowiek mógł ode­ Mimo to zajmując się wczoraj stolarka, wyciskając swe tchnąć pełną piersią, wyrzucić z głowy wszystkie troski. piętno na przedmiotach, które miały trwać latami, odczu­ Obiecał sobie pół godziny odpoczynku, trzydzieści mi­ wał ogromną satysfakcję. Próbował sobie wmówić, że nut samotności i spokoju. Słońce wynurzyło się spośród chodzi mu tylko o maksymalne uwiarygodnienie kamufla­ skłębionych chmur, nadając im olśniewające barwy żu. Powtarzał sobie, że jeżeli wykaże się zdolnościami i kształty. Miał ochotę zapalić papierosa, ale powstrzymał i pracowitością, to zostanie zaakceptowany. się. Chciał jeszcze przez chwilę wciągać w płuca czyste, Juz został zaakceptowany. przesiąknięte zapachem morza powietrze. Charity mu zaufała. Dała mu dach nad głową, wyżywie­ Odległe szczekanie psa podkreślało jeszcze atmosferę nie i pracę, bo uważała, że tego potrzebuje. Wydawała się tego miejsca. Mewy wyleciały już na pierwszy posiłek osobą całkowicie pozbawioną wyrachowania. Coś za­ i krążyły nisko nad wodą, rozcinając ciszę ostrymi, przeni­ iskrzyło pomiędzy nimi poprzedniego wieczora, chociaż kliwymi okrzykami, Lekki wiatr roznosił aromat wiosen­ dziewczyna nie zrobiła absolutnie nic, żeby to sprowoko­ nych kwiatów. wać czy przedłużyć. Nie było w niej za grosz właściwiej Dlaczego właściwie zawsze był laki pewien, że woli wszystkim kobietom - Roman był o tym święcie przeko­ ruch i hałas wielkich miast? nany - kokieterii. Kiedy tak stał w bezruchu, sarna wysunęła się ostrożnie Znów naszła go chętka na papierosa, ale stłumił ją. z lasu i czujnie uniosła łeb- To jest właśnie wolność, po­ Wychodził z założenia, że kiedy człowiek czegoś za bar- myślał niespodziewanie. Znać swoje miejsce i zadowolić dzo chce, powinien sobie tego odmówić. Strona 15 32 * TU JFSt M6I DOM TOieSTMÓIDOM # 33 Pragnął Charity. Przez jedną, oszałamiającą chwilę po­ do przodu, więc tylko mocniej zacisnęła w dłoni smycz przedniego dnia ogarnęła go ślepa żądza. A to poważny i pobiegła za nim. błąd. Zdołał zdławić własne pragnienia, ale cały czas czai­ - Dzień dobry! - zawołała i pośliznęła się, starając się ły siętuż pod powierzchnią, gotowe znów wyrwać się spod zatrzymać niemal w miejscu, bo pies rzucił się ze szczeka­ kontroli. Jak wtedy, gdy Charity wróciła aa noc do swego niem ku nieznanemu mężczyźnie. - On nie gryzie. pokoju i po chwili dobiegły z góry dźwięki muzyki Szope­ - Wszyscy tak mówią.- Roman pochylił się i podrapał na. I jeszcze później, kiedy obudził się w środku nocy zwierzę za uszami. Ludwig natychmiast położył się do w wiejskiej ciszy i zaczął marzyć... góry brzuchem, domagając się głaskania. - Dobry piesek. Gdyby spotkali się w innym miejscu i w innych okoli­ - Dobry, ale okropnie rozpuszczony - dodała Charity. cznościach, mogliby cieszyć się sobą, póki wzajemna fa­ - Ze względu na gości muszę go zamykać, ale jada jak scynacja by się nie wypaliła. Jednak Charity była wyłącz­ król. Wcześnie wstałeś. nie elementem prowadzonej przez niego sprawy. - Ty też. Gdzieś w pobliżu rozległ się tupot biegnących stóp - Uważam, że Ludwigowi należy się rano porządny i Roman wrócił do rzeczywistości. Łania, spięta tak samo spacer, skoro tak grzecznie znosi zamkniecie. jak on, szybko umknęła wraz ze swym młodym pomiędzy Ludwig postanowił widocznie okazać pani swoje uzna­ drzewa. Roman z przyzwyczajenia przypiął rano pistolet nie, bo zrobił pędem rundę wokół Romana, omotując jego do nogi tuż nad kostką, ale po niego nie sięgnął. Gdyby nogi smyczą. broń okazała się potrzebna, znalazłaby się w jego dłoni - Niestety, nie zdołałam mu wytłumaczyć, na czym pole- w ułamku sekundy. Na razie czekał, żeby zobaczyć, kto ga chodzenie na smyczy. - Charity westchnęła i pochyliła biegł o świcie opustoszałą leśną drogą. się, żeby uwolnić Romana i powstrzymać harce psa. Charity oddychała szybko, bardziej ją zmęczyło szyb­ Lekka, zapinana na suwak bluza rozsunęła się, odsła­ kie tempo narzucone przez psa niż pięciokilometrowy niając dopasowany podkoszulek, który pomiędzy piersia­ bieg. Ludwig wyrywaj do przodu, szarpał w prawo i w le­ mi pociemniał od potu. Związane z tyłu proste włosy uwy­ wo. Ciągnął smycz. To, należało do codziennej rutyny, do datniały regularne rysy rwarzy. Zaróżowiona po biegu skó­ której oboje - pani i pies - przywykli. Mogła oczywiście ra wydawała się niemal przezroczysta. Romana kusiło, by okiełznać temperament psa, ale nie chciała psuć mu zaba­ dotknąć Charity i przekonać się, czy także teraz uda mu się wy. Kluczyła więc wraz z nim i dostosowywała krok do wywołać jej natychmiastową reakcję. narzucanego przez ulubieńca tempa, przechodząc od szyb­ - Ludwig, bądź choć przez chwilę spokojny - roze­ kiego biegu do lekkiego truchtu i z powrotem. śmiała się Charity i pociągnęła psa. Podskoczył i polizał Zawahała się na widok Romana, ale Ludwig wyrwał się twarz swojej pani. Strona 16 34 *• n; ren* MÓl DOM TliJBTMÓlOOM * 35 - Niezbyt posłuszny - zauważył Roman. Nic spodobało mu się, że został rozszyfrowany. Nie - Rozumiesz już, dlaczego muszę go zamykać. Jest spuszczając wzroku z twarzy Charity, pochylił się, żeby świecie przekonany, że może bawić się ze wszystkimi. pogłaskać Ludwiga, który opierał się przednimi łapami Charity, odplątując smycz, przesunęła dłonią po nodze o jego kolano. Romana. Złapał ją za nadgarstek i oboje zamarli. Czuł, że - W tej chwili na nikogo - skłamał. Był zły, ale na puls Charity gwałtownie przyspieszył. Ta szybka, niemożli­ siebie. wa do ukrycia reakcja podzi ałała na niego niezwykle podnie­ Charity pokręciła głową. cająco. Chciał tylko, by nie odkryła przytroczonej do nogi - Masz prawo do tajemnic, co nie oznacza, że ja prze­ broni, a tymczasem stali bez ruchu na środku opustoszałej stanę się zastanawiać, dlaczego tak bardzo złości cię to, że drogi, a pies starał się za wszelką cenę wcisnąć pomiędzy na mnie reagujesz. nich. Roman, od niechcenia omiótł wzrokiem drogę. Nikogo, - Drżysz - stwierdził z niepokojem, ale nie puścił jej jakby byli jedynymi ludźmi na wyspie. ręki. - Zawsze tak reagujesz na dotyk mężczyzny? - Chciałabyś, żebym coś z tym zrobił? Tu i teraz? - Nie. - Zmieszana Charity nie poruszyła się, zdawała Zrozumiała, że byłby do tego zdolny, jeżeli zostanie się czekać na to, co nastąpi. - Przydarzyło mi się to po raz sprowokowany, to zrobi to, na co ma ochotę. Poczuła pierwszy. dreszcz emocji, a przecież macho to nie był jej wymarzony Ta odpowiedź sprawiła mu w pierwszej chwili ogromną typ mężczyzny. Może dla innych kobiet stanowił ucieleś­ przyjemność, ale zaraz przywołał się do porządku. nienie fantazji, ale nie dla Charity Ford. Ostentacyjnie - W takim razie powinniśmy bardziej uważać, pra­ spojrzała na zegarek. wda? - Puścił jej rękę i wstał. - Dzięki. Jestem pewna, że to wspaniała propozycja, Charity również się wyprostowała, choć znacznie wol­ jednak muszę wracać, żeby zadysponować śniadanie. - niej i ostrożniej, bo nic miała pewności, czy zdoła utrzy­ Walcząc z rozdokazywanym psem, oddaliła się dystyngo­ mać' równowagę. Roman był wściekły. Starał się tego nie wanym - miała nadzieję - krokiem. okazywać. - Charity? - Ostrożność nie jest moją najmocniejszą stroną. - Tak? - Odwróciła głowę i obrzuciła go chłodnym - A moją tak - odparł, patrząc jej prosto w oczy. spojrzeniem. - Widzę. - Zaniepokoił ją nagły błysk w oczach Ro­ - Masz rozwiązane sznurowadło. mana, ale nie zwykła owijać w bawełnę, - Pewnie musia­ Odeszła z wysoko podniesioną głową. łeś nauczyć się panowania nad sobą, skoro masz w twarzy Roman uśmiechnął się do jej sztywno wyprostowanych taki rys okrucieństwa. Na kogo jesteś taki wściekły? pleców i wsunął kciuki do kieszeni. Ta kobieta miała rze- Strona 17 36 * TyffiSTMOJOOM TU JEST MÓJ BOM » 37 czy wiście piekielnie efektowny chód. A na domiar złego drzwi nie zdążyły się za nią zamknąć, a już wbiegła przez zaczynał ją lubić. nie kobieta, którą minęli poprzedniego dnia na drodze. Niosła na tacy stertę sztućców. Zainteresowali go członkowie grupy wycieczkowej. - Jasne - mruknął Roman pod nosem. Roman mógł swobodnie poruszać się po pierwszym pię­ Charity pospiesznie wydała instrukcje kelnerce, skoń­ trze, wpadać do kuchni na kawę i pogaduszki ze zwalistą czyła nakrywać kolejny stolik i podeszła do ustawionej Mae i kościstą Dolores. Nie spodziewał się, że zostanie przy drzwiach tablicy. Starannym, eleganckim pismem zaprzęgnięty do pracy, a jednak wręczono mu stos obru­ zaczęła kaligrafować jadłospis. sów. Nie pozostawało więc mu nic innego, jak wyciągnąć Dolores, której sterczące, sztywne jak druty rude włosy z tej sytuacji maksimum korzyści. i nadąsane usta przywodziły Romanowi na myśl chuderla- Charity, ubrana w jaskrawoczerwony podkoszulek z logo wego kurczaka, wpadła przez wahadłowe drzwi do jadalni zajazdu, umieściła starannie złożoną serwetkę w szklanecz­ i wzięła się pod boki. ce. Roman przyglądał się, jak zręcznie wygładza obrus. - Nie muszę tego znosić, - Gdzie mam to zanieść? - Czego nic musisz znosić? - zapytała spokojnie Cha­ - Zacznij od rozłożenia ich na stolikach. Najpierw bia­ rity, nie przerywając pisania. ły, a na wierzch morelowy, na ukos. Widzisz? - Pokazała - Staram się najlepiej, jak umiem, ale mówiłam ci już, mu gestem nakryty już stolik. że nie czuję się dobrze. - Jasne. - Roman zaczął rozkładać obrusy. - Ilu osób Dolores nigdy nie czuje się dobrze, pomyślała Charity, spodziewasz się na śniadaniu? dopisując do listy potraw omlet z szynką i serem. Szcze­ - Piętnastu uczestników wycieczki. - Obejrzała gólnie kiedy nie uda jej się postawić na swoim. szklankę pod światło i zadowolona odstawiła ją na stół. - Tak, Dolores. - Ta grupa ma śniadanie wliczone w cenę noclegu. Plus - Czuję taki ucisk w piersiach, że ledwo oddycham. oczywiście goście zajazdu. Zdarzają się też osoby, które - Aha. przychodzą bez uprzedzenia, żeby coś zjeść. -Zerknęła na - Pół nocy nic spałam, ale rano przyszłam do pracy jak zegarek i podeszła do następnego stolika. Postawiła z bo­ zwykłe. ku talerz z cienko pokrojonym chlebem i sięgnęła po na­ . - Doceniam twoje poświęcenie, Dolores. Wiesz, jak stępny. - Śniadanie podajemy pomiędzy siódmą trzydzie­ bardzo na tobie polegam. ści a dziesiątą. Tłoczno robi się w porze lunchu i obiadu. - Cóż... - Udobruchana Dolores obciągnęła fartuch. - Dolores wpadła do jadalni ze stertą porcelanowych ta­ W pracy zawsze będziesz mogła na mnie liczyć, ale lerzy i zaraz uciekła, wezwana przez Mae. Wahadłowe musisz powiedzieć tamtej babie - co wskazała kciukiem Strona 18 33 *• nnssTMóJUOM Tuj£$rM6jooM # 3 ? do tyłu, na drzwi do kuchni - żeby przestała się mnie Nieoczekiwanie Roman znalazł zadowolenie w poda­ czepiać. waniu do stołu. Panna Millie flirtowała z nim na całego. - Porozmawiam z nią, Dolores. Zdobądź się jeszcze na Zapach domowej szarlotki z cynamonem oraz stonowane odrobinę cierpliwości. Wszyscy jesteśmy dzisiaj trochę dźwięki muzyki poważnej, którym towarzyszył cichy przemęczeni, bo Mary Alice znowu zachorowała. szmer rozmów, sprawiały, że każdy musiał się odprężyć. - Zachorowała! - parsknęła pogardliwie Dolores. - Roman posłusznie nosił tace, a utarczki słowne Mae i Do­ Tak się to teraz nazywa? lores wydawały mu się raczej zabawne niż irytujące, - Co chcesz przez to powiedzieć? - Charity nie przery­ Kiedy sprzątał ze stolików pod oknem, autokar wy­ wała pisania i słuchała kucharki jednym uchem. cieczkowy właśnie podjechał pod frontowe wejście. Poli­ - Skoro jest taka chora, to dlaczego jej samochód stał czył przyjezdnych i uważnie się im przyjrzał. Przewodnik, przez całą noc na podjeździe u Billa Perkina. Przy moim wysoki mężczyzna w białej koszuli, prowadził grupę do stanie zdrowia... zajazdu, a uśmiech nie schodził z jego okrągłej, rumianej Charity przerwała wypisywanie menu. twarzy. Roman przeszedł na drugą stronę jadami, żeby - Później o tym porozmawiamy - ucięła. rzucić okiem na kłębiących się w holu ludzi. Dolores spokorniała i wycofała się do kuchni. Grupa składała się z kilku par i rodzin z małymi dzieć­ Charity zwróciła siędo kelnerki. mi. Przewodnik, który, jak już Roman wiedział, nazywał - Lori? się Block, powitał Charity radosnym uśmiechem i podał - Prawie gotowe. jej listę gości. - Dobrze. Zajmij się stałymi gośćmi. Przyjdę ci pomóc, Ciekawe, czy Charity wiedziała, że Block odsiadywał kiedy rozlokuję wycieczkę. w Laevenworth karę za oszustwo. Czy zdawała sobie spra­ - Nie ma sprawy. wę, że człowiek, z którym właśnie beztrosko żartowała, - Będę w recepcji z Bobem. - Odrzuciła warkocz do zdołał uniknąć powtórnego wyroku tylko dzięki kruczkom tyłu. - Przyślij po mnie, gdybyś nie dawała sobie rady. prawnym? Roman... Kiedy Charity przydzieliła pokoje turystom i rozdała - Chciałabyś, żebym podawał do stołu? wszystkim klucze, dwóch gości podeszło do recepcji, żeby - Potrafisz? - Spojrzała na niego z wdzięcznością. wymienić pieniądze. Jak zauważył Roman, jeden wymie­ i uśmiechnęła się. niał pięćdziesiąt, a drugi sześćdziesiąt dolarów kanadyj­ - Tak sądzę. skich. Asystent Charity podał im dolary amerykańskie. - Dzięki. - Spojrzała na zegarek i szybko wyszła z ja­ Nie minęło dziesięć minut, a cała grupa rozsiadła się dalni. w jadalni w oczekiwaniu na śniadanie. W ślad za nimi Strona 19 40 » TO.ieSTMńJDOM TUfCSTMÓlDOM * 41 zjawiła się Charity, zawiązując po drodze fartuszek. Wy­ Skrzywiła się, słysząc brzęk tłuczonego szkła. ciągnęła bloczek i zaczęła przyjmować zamówienia. - Chyba dziecko Snyderów nie miało ochoty na sok Wcale się nie spieszyła. Rozmawiała z gośćmi, uśmie­ pomarańczowy- - Ruszyła, żeby uprzątnąć bałagan i przy­ chała się i odpowiadają na pytania, jakby miała dużo czasu jąć przeprosiny rodziców. do dyspozycji. Poruszała się jednak sprawnie i zręcznie. W recepcji było pusto. Pomocnik Charity albo przeby­ Na prawej ręce niosła trzy talerze, w lewej dzbanek z ka­ wał w biurze, albo roznosił bagaże gości. Romanowi prze­ wą, którą nalewała po drodze gościom, równocześnie za­ mknęło przez głowę, żeby wsunąć się za biurko i zajrzeć gadując jedno z dzieci. do ksiąg, ale uznał, że to może poczekać. Pewne sprawy A jednak coś ją nurtowało, Roman nie miał co do tego lepięj załatwiać pod osłoną nocy. wątpliwości. Czyżby rano wydarzyło się coś, co umknęło Godzinę później Charity szła do zachodniego skrzydła. jego uwagi? Jeśli to dotyczy przestępczego procederu, Udało jej się ukryć zniecierpliwienie, kiedy po drodze powinien to odkryć i wykorzystać do swoich celów. Właś­ natknęła się na gości z pierwszego piętra. Z uśmiechem nie dlatego został zainstalowany tutaj, w zajeździe. pogawędziła przez parę minut ze starszym małżeństwem, Charity podeszła do czteroosobowego stolika, żeby do­ ale kiedy tylko skręcili za róg, pozwoliła sobie na serię lać gościom kawy, pożartowała z łysym mężczyzną i ru­ pełnych tłumionej wściekłości przekleństw. Miała ochotę szyła w stronę Romana. coś kopnąć, - Chyba najgorsze już za nami. Roman stanął w drzwiach i obserwował zbliżającą się - Czy jest coś, czego nie potrafiłabyś zrobić sama? korytarzem Charity. - Próbuję trzy mać się z dala od kuchni. To trzygwiazd- - Jakiś problem? kowa restauracja. - Rzuciła tęskne spojrzenie na dzbanek - Tak - warknęła. Minęła go, zrobiła kilka kroków kawy. Przyjdzie na to czas później. - Chcę ci podzięko­ i obróciła się na pięcie. - Mogę znieść niekompetencję, wać, że włączyłeś się do pracy. a nawet głupotę. Mogę nawet czasami przymknąć oko na - Nie ma o czym mówić. - Roman uświadomił sobie odrobinę lenistwa. Nie dopuszczę jednak, by mnie oszuki­ nagle, że chciałby zobaczyć na twarzy Charity szczery wano. uśmiech. - Dostałem rewelacyjne napiwki. Panna Millie - Rozumiem. wsunęła mi piątaka. - Mogła mi przecież powiedzieć, że chce wziąć wolny - Wpadłeś jej w oko w tym pasie z narzędziami. Odpo­ dzień albo inną zmianę. Dałoby się to jakoś zorganizować. cznij teraz trochę, zanim weźmiesz się za remont zachod­ Wolała mnie okłamać. Zadzwoniła w ostatniej chwili, że niego skrzydła. jesl chora i nie przyjdzie. To już piąty dzień nieobecności - Dobrze. w pracy w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Zaczęłam się Strona 20 TUJESThtólEOM # 4 3 42 * TUJESTMÓ* 00 " nawet o nią martwić. - Charity odwróciła się i wreszcie - Czy na pewno wiesz, co mówisz? uległa pokusie: kopnęła w drzwi. - Nienawidzę, jak się ze Przyjrzała się jego pełnym ustom. Z pewnością potrafi­ mnie robi idiotkę. Nie cierpię, gdy się mnie oszukuje. ły być nieustępliwe i żądać posłuszeństwa, kiedy spoczęły - Mówisz o kelnerce.,. Mary Alice? -Roman bez tru- na kobiecych wargach. du dodał dwa do dwóch. - Niezupełnie. - Te uczucia były dla niej nowe i napeł­ - Oczywiście! - Odwróciła się gwałtownie, - Przyje­ niały ją lękiem. - Może to lepiej. chała tu trzy miesiące temu i błagała mnie o pracę. Ma­ - Nie. -Roman zdawał sobie sprawę, że popełnia błąd, my w rym okresie martwy sezon, ale zrobiło mi się jej ale nie mógł się oprzeć pokusie dotknięcia jej warg, — Za­ żal, więc ją przyjęłam. A teraz sypia z Billem Perkinem, wsze lepiej znać konsekwencje własnego postępowania, a mnie częstuje historyjkami o chorobie. Muszę ją wyrzu­ zanim przystąpi się do akcji. cić. - Charity głośno westchnęła. - Głowa mi pęka na •- A więc wracamy do ostrożności we wzajemnych sto­ samą myśl, że mam kogoś zwolnić. sunkach. - I to cię tak dręczyło przez cały ranek? - Tak. - Myślałam o tym od chwili, gdy Dolores wspomniała Wycofał się w porę. Powinna być mu wdzięczna, a tym­ o Billu. - Już spokojniejsza zaczęła rozcierać pulsujące czasem czuła się odtrącona. Przecież sam to wszystko bólem czoło pomiędzy oczami. - Potem musiałam zająć zaczął. I sam zakończył. się rozlokowaniem gości, pomoc w wydawaniu posiłku - W ten sposób omija cię wiele przyjemności, nie są­ i dopiero mogłam zadzwonić do Mary Alice, żeby się z nią dzisz? rozprawić. Płakała. - Charity rzuciła Romanowi żałosne - I wiele rozczarowań. spojrzenie. - Wiedziałam, że się rozpłacze. - Możliwe. Jeśli tak wolisz, to trudno, twój wybór. - Powinnaś połknąć aspirynę i przestać o tym myśleć. - Ból głowy powrócił ze zdwojoną siłą. - Więcej mnie nie - Już wzięłam. dotykaj. Bo ja zwykłam kończyć to, co zaczęłam. - Zajrzała - Pozwól aspirynie zaciąć działać. - Ku własnemu za­ do pokoju i powiedziała: - Wykonałeś kawał dobrej roboty. skoczeniu, Roman ujął twarz Charity w dłonie i zaczął Pozwolę ci do niej wrócić. masować jej skronie okrężnymi ruchami kciuków. - Za Roman przeklinał w duchu Charity, z furią szlifując pa­ dużo masz na głowie. pierem ściernym stolarkę okienną. Jakim prawem wzbu­ dziła w nim poczucie winy za to, że pragnął zachować Odchyliła głowę i pozwoliła powiekom opaść. Instyn­ ktownie zrobiła krok do przodu. dystans?! Unikanie związków uczuciowych nie było jedy­ nie nawykiem; było kwestią przetrwania. Tylko samobójca - Romanie.-Westchnęła z ulgą,bo bół ustąpił.-Mnie mógłby wiązać się z każdą kobietą, która go pociągała. również podobasz się w tym pasie z narzędziami.