Oczy ciemnosci - KOONTZ DEAN R

Szczegóły
Tytuł Oczy ciemnosci - KOONTZ DEAN R
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Oczy ciemnosci - KOONTZ DEAN R PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Oczy ciemnosci - KOONTZ DEAN R PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Oczy ciemnosci - KOONTZ DEAN R - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KOONTZ DEAN R Oczy ciemnosci DEAN KOONTZ Z angielskiego przelozyl ARTURLESZCZEWSKI Tytul oryginalu: THE EYES OF DARKNESS Copyright (C) Leigh Nichols 1981Copyright (C) Nkui Inc. 1996 All rights reserved Polish edition copyright (C) Wydawnictwo Albatros A. Kurytowicz 2009 Polish translation copyright (C) Artur Leszczewski 2009 Redakcja: Joanna Morawska Projekt graficzny okladki i serii: Andrzej Kurytowicz Sklad: Laguna ISBN 978-83-7359-834-8 Dystrybucja Firma Ksiegarska Jacek Olesiejuk Poznanska 91, 05-850 Ozarow Maz. t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl Sprzedaz wysylkowa - ksiegarnie internetowe www.meriin.pl www.empik.com www.ksiazki.wp.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYLOWICZ Wiktorii Wiedenskiej 7/24, 02-954 Warszawa2009. Wydanie I Druk: B.M. Abedik S.A., Poznan Dedykuje te lepsza wersje Gerdzie, z wyrazami milosci. Po pieciu latach, kiedy zblizam sie do konca poprawianiatych wczesnych wersji, ktore pisalem podpseudonimem, zamierzam wziac sie do pracy nad soba. Pamietajac, ile mam do zrobienia, postanowilem nazwac ten nowy projekt planem stuletnim. Wtorek30 grudnia 1 We wtorek, szesc minut po polnocy, kiedy Tina Evans wracala z proby nowego przedstawienia, zobaczyla swojego syna Danny'ego w obcym samochodzie. Problem w tym, ze Danny nie zyl od ponad roku.Tina zatrzymala sie dwie przecznice od domu przed calonocnym sklepem, zeby kupic karton mleka i bochenek pelno-ziarnistego chleba. Zaparkowala samochod na oswietlonym zoltym swiatlem sodowych lamp miejscu, tuz za lsniacym chevroletem kombi w kremowym kolorze. Chlopiec siedzial na przednim siedzeniu, czekajac na kierowce, ktory robil zakupy w sklepie. Tina widziala tylko fragment profilu jego twarzy, ale az zamarla, gdyz rozpoznala syna. Danny. Chlopiec mial jakies dwanascie lat, tyle samo co Danny. Geste czarne wlosy Danny'ego, nos Danny'ego i delikatny zarys szczeki, zupelnie jak Danny. Wyszeptala imie syna, jakby obawiala sie, ze sploszy te piekna zjawe glosniejszym slowem. Nieswiadom, ze jest bacznie obserwowany, chlopiec podniosl dlon do ust i ugryzl zgiety kciuk. Danny zaczal podobnie gryzc palec jakis rok przez smiercia. Tinie nigdy nie udalo sie go odzwyczaic od tego brzydkiego nawyku. Patrzac na dziecko, odniosla wrazenie, ze podobienstwo do Danny'ego nie jest przypadkowe. Nagle poczula w ustach suchosc i kwasny smak, a serce zabilo jej gwaltownie. Nigdy nie pogodzila sie ze smiercia syna, poniewaz nigdy nie chciala - nawet nie probowala - sie z nia pogodzic. Przez to podobienstwo chlopca do Danny'ego zaczela snuc fantazje, ze jej syn nie umarl. Moze... moze ten chlopiec to naprawde Danny. Czemu nie? Im bardziej o tym myslala, tym mniej szalona wydawala sie ta mysl. Nigdy nie widziala jego zwlok. Policja i wlasciciel zakladu pogrzebowego poradzili jej, zeby nie ogladala ciala, ktore zostalo wyjatkowo okaleczone i znieksztalcone. Zalamana i nieprzytomna z bolu poszla za ich rada. W czasie pogrzebu trumna byla zamknieta. Moze jednak doszlo do pomylki przy identyfikacji zwlok. Moze Danny nie zginal w wypadku. Moze doznal jedynie niewielkiego urazu glowy, ktory jednak wywolal amnezje. No wlasnie. Amnezja. Moze odszedl od rozbitego autobusu i zostal znaleziony wiele mil dalej bez dokumentow, a nie umial powiedziec, kim jest i skad przyszedl. Przeciez to zupelnie mozliwe, czyz nie? Widziala podobne historie w filmach. Na pewno amnezja. Wyslali go pewnie do jakiejs rodziny zastepczej i Danny zaczal nowe zycie. A teraz siedzi w kremowym chevrolecie, los rzucil go na jej droge przez przypadek i... Chlopiec poczul na sobie jej spojrzenie i odwrocil sie. Tina wstrzymala oddech. Kiedy patrzyli na siebie przez okna samochodow w tym dziwnym, zoltym swietle, miala uczucie, ze lacza sie ze soba ponad przepascia czasu i przeznaczenia. Banka uludy szybko jednak pekla, poniewaz to nie byl Danny. Odwrocila wzrok i spojrzala na dlonie, ktore zacisnela tak mocno na kierownicy, ze az ja palce bolaly. -Cholera. Rozzloscila sie na siebie. Uwazala sie za twarda, kompetentna, mocno stapajaca po na ziemi kobiete, ktorej nic nie zbije z tropu, a okazalo sie, ze nie potrafi pogodzic sie ze smiercia syna. W pierwszym okresie, kiedy minal szok po pogrzebie, zaczela radzic sobie z trauma. Stopniowo, po trochu kazdego dnia, zostawiala Danny'ego za soba. Nie obylo sie bez bolu, poczucia winy, ciaglych lez i rozgoryczenia, ale jednoczesnie walczyla stanowczo i z determinacja. Przez ostatni rok zaczela robic kariere, gdyz z zapamietaniem oddala sie ciezkiej pracy, ktora dzialala jak morfina; czekala, az rana calkiem sie zasklepi. Kilka tygodni temu zaczela jednak staczac sie w ten koszmarny stan, ktory ogarnal ja po otrzymaniu wiadomosci o wypadku. Jej odrzucenie rzeczywistosci bylo rownie silne jak irracjonalne. Znowu odnosila wrazenie, ze jej dziecko zyje. Czas powinien byl odgrodzic ja od bolu, ale nic z tego, w ostatnich dniach zatoczyla pelne kolo i znow pograzyla sie w nieutulonym zalu. Chlopiec w kombi przed nia nie byl pierwszym dzieckiem, ktore wziela za Danny'ego. W ostatnich tygodniach widziala syna w innych autach, wsrod dzieci bawiacych sie na boiskach szkolnych, obok ktorych przejezdzala, na ulicach i w kinie. Nawiedzal ja takze sen, w ktorym Danny wciaz zyl. Za kazdym razem, przez kilka godzin po obudzeniu, brakowalo jej sil, zeby zmierzyc sie z prawda. Wmawiala sobie, ze sen jest zapowiedzia powrotu syna, ktory w jakis sposob przezyl i ze wkrotce bedzie mogla go wziac w ramiona. Byla to piekna fantazja, ale nie mogla zyc nia zbyt dlugo. Chociaz bronila sie przed ponura prawda, rzeczywistosc w koncu wygrywala, a ona zalamywala sie, gdyz musiala przyznac, ze sen nie jest zadna zapowiedzia. Jednoczesnie wiedziala, ze kiedy znowu jej sie przysni, znajdzie w nim pokrzepienie, jak wielokrotnie wczesniej. To nie bylo dobre. To chore, skarcila sie w duchu. Podniosla wzrok i zobaczyla, ze chlopiec w kombi wpatruje sie w nia uwaznie. Ze zloscia przyjrzala sie swoim zacisnietym dloniom i puscila kierownice. Slyszala, ze zal potrafi doprowadzic czlowieka do obledu, i swiecie w to wierzyla. Nie zamierzala dopuscic, zeby ja to spotkalo. Musi byc twarda dla siebie, zeby nie stracic kontaktu z rzeczywistoscia - nawet jesli nie bedzie to przyjemne. Trzeba odegnac nadzieje. Kochala Danny'ego jak nikogo na swiecie, ale on odszedl. Zgnieciony na smierc wraz z czternastoma innymi chlopcami w czasie wypadku autobusowego. Jedna z ofiar wiekszej tragedii. Zmasakrowany nie do poznania. Martwy. Zimny. Rozkladajacy sie. W trumnie. Pod ziemia. Na zawsze. Dolna warga zaczela jej drzec. Chciala plakac, lzy przynioslyby ulge, ale sie nie rozplakala. Chlopiec w chevrolecie przestal sie nia interesowac. Znowu spogladal w strone drzwi do sklepu i czekal. Tina wysiadla z hondy. Nocne powietrze bylo przyjemnie chlodne i suche jak na pustyni. Wziela gleboki oddech i weszla do sklepu, gdzie panowalo przenikliwe zimno, a ostre swiatlo fluorescencyjne, nie sprzyjalo fantazjowaniu. Kupila karton odtluszczonego mleka i bochenek porcjowanego, dietetycznego pelnoziarnistego chleba. Nie byla juz tancerka; teraz pracowala za kurtyna w dziale produkcji, ale zarowno jej organizm, jak i psychika najlepiej sie czuly, kiedy wazyla nie wiecej niz w czasach, gdy wystepowala. Piec minut pozniej dotarla do domu. Mieszkala w skromnym domku w cichej okolicy. Galezie drzewek oliwnych i krzewow herbacianych leniwie szumialy w bryzie z pustyni Mojave. W kuchni Tina zrobila dwa tosty. Posmarowala je cienka warstwa masla orzechowego, nalala sobie szklanke odtluszczonego mleka i usiadla do stolu. Tost z maslem orzechowym nalezal do przysmakow Dan-ny'ego, nawet kiedy byl jeszcze malutki i bardzo grymasil przy jedzeniu. Mowil o nim: "Kanapka z paslem osechowym". Zamknela oczy i zula powoli; widziala syna oczami wyobrazni - trzylatek z buzia wymazana maslem orzechowym usmiecha sie do niej i prosi: "Jesce pasla osechowego". Otworzyla gwaltownie oczy, poniewaz obraz byl tak sugestywny, ze bardziej przypominalo to wizje niz wspomnienie. Nie chciala pamietac tego tak dokladnie. Bylo juz za pozno. Poczula ucisk w piersiach i polozyla glowe na stole. Rozplakala sie. * * * Tej nocy Tinie znowu sie snilo, ze Danny gdzies zyje. Uratowany, w jakis cudowny sposob. Potrzebuje jej.We snie stal na krawedzi urwiska, a Tina po drugiej stronie przepasci. Danny ja wzywal. Byla zrozpaczona, poniewaz nie wiedziala, jak sie do niego dostac. Jednoczesnie z kazda chwila niebo robilo sie coraz ciemniejsze; masywne chmury burzowe, niczym piesci niebianskich gigantow, wyciskaly z dnia ostatnie promienie swiatla. Nawolywania Danny'ego i jej odpowiedzi stawaly sie coraz bardziej przejmujace, poniewaz czuli, ze musza odnalezc sie przed zapadnieciem zmroku lub pozegnac na zawsze. W nadchodzacej nocy cos czekalo na chlopca, cos przerazajacego, co porwie go, jesli tylko zostanie sam. Nagle niebo przeciela blyskawica, chwile pozniej przetoczyl sie odglos grzmotu i noc zakryla sie zaslona tak doskonala, ze zdawala sie nieskonczona czernia. Tina Evans usiadla na lozku pewna, ze slyszala jakis odglos w domu. Nie chodzilo wcale o uderzenie pioruna w jej snie. Dzwiek, ktory ja obudzil, byl prawdziwy. Nasluchiwala uwaznie gotowa zrzucic koldre i wyskoczyc z lozka. Wszedzie panowala cisza. Powoli wrocily watpliwosci. Ostatnio byla wyjatkowo nerwowa i to nie pierwsza noc, kiedy czula, ze do jej domu ktos sie zakradl. W ostatnich dwoch tygodniach cztery czy piec razy wyjmowala pistolet z szafki nocnej i przetrzasywala caly budynek, pokoj po pokoju. Oczywiscie ani razu nikogo nie znalazla. Te omamy sluchowe to wynik stresu, jaki ostatnio odczuwala. Moze jednak slyszala, odglos gromu ze swego snu. Przez kilka minut czuwala w ciemnosciach, ale noc byla tak spokojna, ze w koncu musiala uznac, ze jest sama w domu. Jej serce odzyskalo normalny rytm i opadla na poduszke. W takich chwilach zalowala, ze nie ma przy niej Michaela. Zamknela oczy i wyobrazila sobie, jak lezy obok niego, jak siega po omacku, dotykajac go, glaszczac, przytulajac sie do niego, zeby w jego ramionach znalezc ukojenie. Pocieszylby ja i przytulil, a ona bezpiecznie by usnela. Tyle ze gdyby byli teraz razem, wcale by to tak nie wygladalo. Klociliby sie, zamiast kochac. Jej afektacja bylaby mu nie w smak i odtracilby ja, wyszukujac jakis powod do klotni. Wystarczylby mu najmniejszy pretekst, zeby przeksztalcic sprzeczke w regularna wojne domowa. Tak to wlasnie wygladalo w czasie ostatnich miesiecy ich wspolnego pozycia. Michael az kipial nienawiscia, zawsze szukajac okazji, zeby wyzyc sie na niej. Poniewaz Tina kochala Michaela do samego konca, ciezko przezyla rozpad ich zwiazku. Nie ma co ukrywac, ze odetchnela z ulga, kiedy bylo juz po wszystkim. Stracila syna i meza w tym samym roku, najpierw meza, a nastepnie syna. Syn zniknal w grobie, a meza porwal wiatr odnowy. W ciagu dwunastu lat malzenstwa Tina stala sie inna, o wiele bardziej zlozona osoba niz w dniu ich slubu, ale Michael pozostal taki sam. W dodatku nie akceptowal przemiany, ktora przeszla. Zaczeli jako kochankowie, dzielac sie kazdym okruchem wspolnie spedzonego czasu: triumfami i porazkami, wszystkimi radosciami i smutkami. Rozwodzili sie jako zupelnie obcy ludzie. Mimo ze Michael wciaz mieszkal w tym samym miescie, nie dalej niz o mile od niej, pod pewnymi wzgledami byl rownie nieosiagalny i odlegly jak Danny. Westchnela z rezygnacja i otworzyla oczy. Opuscila ja sennosc, choc wiedziala, ze powinna jeszcze odpoczac. Rano musi byc swieza i gotowa do pracy. Jutrzejszy - trzydziesty grudnia - dzien mial byc jednym z najwazniejszych dni w jej zyciu. Nigdy wczesniej ta data nie miala dla niej tak szczegolnego znaczenia. Jednak ten trzydziesty grudnia zdecyduje o calej jej karierze. Od pietnastu lat, odkad skonczyla osiemnascie lat, a dwa lata przed poznaniem Michaela, Tina Evans mieszkala i pracowala w Las Vegas. Zaczela kariere jako tancerka - nie tancereczka w klubie nocnym, ale prawdziwa tancerka - w Lido de Paris, gigantycznym przedstawieniu hotelu Stardust. Te megaprodukcje mozna bylo zobaczyc jedynie w Las Vegas, gdyz tam rok po roku wystawiano wielomilionowe przedstawienie, bez ogladania sie na zyski. Na dekoracje, kostiumy, wykonawcow i obsluge techniczna wydawano tak niesamowite sumy, ze hotel mogl mowic o szczesciu, jesli ze sprzedazy biletow i drinkow zwrocil mu sie choc ulamek poniesionych nakladow. Tak naprawde przedstawienie bylo jedynie zacheta, atrakcja, ktorej celem bylo przyciagniecie kazdego wieczoru do hotelu kilku tysiecy osob. W drodze na przedstawienie i z powrotem tlum mijal stoly do gry w kosci, blackjacka, ruletke i rzedy blyszczacych jednorekich bandytow. Tu wlasnie rodzil sie zysk. Tina uwielbiala tanczyc w Lido i wystepowala w przedstawieniu przez dwa i pol roku, az dowiedziala sie, ze jest w ciazy. Wziela wolne w czasie ciazy, a po urodzeniu Danny'ego spedzila z nim w domu kilka pierwszych miesiecy. Kiedy Danny skonczyl pol roku, Tina rozpoczela treningi, zeby wrocic do formy. Po trzech miesiacach ciezkiej pracy zdobyla miejsce w obsadzie nowego przedstawienia. Zrecznie godzila obowiazki tancerki i matki, mimo ze nie zawsze bylo to latwe: kochala Danny'ego i uwielbiala swoja prace, a dodatkowe obowiazki tylko dodawaly jej sil. Piec lat temu, na swoje dwudzieste osme urodziny, Tina uswiadomila sobie, ze w najlepszym razie bedzie jeszcze tanczyla dziesiec lat. Postanowila pozostac w biznesie, ale zmienic zawod, zanim pojdzie w odstawke w wieku trzydziestu osmiu lat. Udalo jej sie zdobyc posade choreografa w tandetnym przedstawieniu, ktore z zalosnym efektem staralo sie nasladowac wielomilionowe Lido. Po pewnym czasie przejela takze obowiazki kostiumologa. Przez nastepne lata pracowala na podobnych stanowiskach w coraz wiekszych produkcjach wystawianych w salach widowiskowych hoteli, a nastepnie na malych scenach na czterysta, piecset osob w drugorzednych hotelach. Wreszcie dostala szanse wyrezyserowania rewii, a pozniej wyrezyserowania i wyprodukowania nastepnej. Zaczela zdobywac uznanie w zamknietym swiatku rozrywki Vegas i wierzyla, ze stoi u progu sukcesu. Niecaly rok temu, wkrotce po smierci Danny'ego, Tina dostala propozycje wyrezyserowania i wspolprodukowania olbrzymiego przedstawienia wartego dziesiec milionow dolarow, ktore zamierzano wystawic na glownej scenie z dwoma tysiacami miejsc w Zlotej Piramidzie, jednym z najwiekszych i najbardziej luksusowych hoteli w Vegas. Z poczatku uznala, ze to wyjatkowo niesprawiedliwe, ze tak cudowna szansa pojawia sie, zanim skonczyla sie jej zaloba, jakby pozbawiony uczuc los uznal, ze wyrowna rachunki za strate syna ta propozycja wymarzonej pracy. Mimo ze Tina byla zgorzkniala i w depresji, mimo ze czula sie wypalona i bezuzyteczna - lub moze wlasnie z tego powodu - przyjela oferte. Nowe przedstawienie nosilo tytul NagaMagia!, poniewaz na pokazy rewiowe pomiedzy glownymi popisami tanecznymi skladaly sie sztuczki magiczne, w calym przedstawieniu wykorzystano wiele efektow specjalnych, a sily nadprzyrodzone stanowily temat przewodni. Tina nie wymyslila tytulu, ale wiekszosc przedstawienia zrodzila sie w jej glowie i byla dumna ze swojego osiagniecia, lecz takze bardzo wyczerpana. Ostatni rok zamazywal sie w pamieci ciagami dwunasto- i czternastogodzinnych dni pracy, bez wakacji i prawie bez weekendow. Mimo nawalu pracy przy NagiejMagii! jedynie z najwyzszym trudem udalo jej sie pogodzic ze smiercia Danny'ego. Przed miesiacem po raz pierwszy poczula, ze w koncu uporala sie z bolem. Potrafila myslec o synu bez lez, a nawet pojsc na jego grob bez poczucia zalu. Po raz pierwszy od roku czula spokoj, a nawet troche radosci, jesli to w ogole mozliwe. Nigdy o nim nie zapomni, o cudownym dziecku, ktore bylo czescia niej, ale nie musiala juz zyc na poboczu ziejacej pustka dziury, ktora zostawila w niej jego strata. Rana byla jeszcze bardzo swieza, ale zaczynala sie goic. Tak myslala miesiac temu. Jeszcze przez jakis tydzien czy dwa sprawy zmierzaly w dobrym kierunku. Wtedy pojawily sie sny bez porownania gorsze niz te, ktore nawiedzaly ja zaraz po tragedii. Mozliwe, ze lek przed ocena NagiejMagii! przez publicznosc budzil wiekszy niepokoj o Danny'ego. Za niecale siedemnascie godzin - o dwudziestej trzydziestego grudnia - hotel Zlota Piramida zorganizuje prapremiere tylko dla VIP-ow, a nastepnego wieczoru, w sylwestra, NagaMagia! zostanie pokazana publicznosci. Jesli widzowie zaakceptuja przedstawienie, jak na to liczyla, nie bedzie sie musiala martwic o pieniadze. Kontrakt zapewnial jej dwa i pol procent ze sprzedazy biletow liczonych po pierwszych pieciu milionach, ale nie obejmowal dochodow z serwowanych drinkow. Jesli NagaMagia! stanie sie hitem i wypelni hotel na nastepne cztery, piec lat, jak to czesto bywalo z odnoszacymi sukces przedstawieniami w Vegas, Tina zostanie multimilionerka. Oczywiscie jezeli spektakl okaze sie klapa, Tina wroci do realizowania tanich widowisk w pokatnych dziurach, a jej kariera bedzie skonczona. Showbiznes zawsze byl bezlitosny. Tina miala wiec powody do napadow leku. Jej obsesyjny strach przed wlamywaczami, koszmarne sny o Dannym, nowy atak zalu - wszystko to bralo sie z niepokoju o NagaMagia! Jesli tak, to objawy powinny ustapic, kiedy los przedstawienia bedzie juz znany. Musiala tylko przetrwac kilka nastepnych dni, aby znow zaczac dochodzic do siebie. Teraz jednak bezwzglednie potrzebowala snu. O dziesiatej rano Tina miala spotkanie z dwoma agentami biur podrozy, ktorzy zamierzali zarezerwowac osiem tysiecy biletow w ciagu trzech pierwszych miesiecy przedstawienia. O pierwszej caly zespol i obsluga powinni sie zebrac na ostatnia probe. Poprawila poduszki i koldre, wygladzila krotka koszule nocna, w ktorej spala. Sprobowala sie zrelaksowac, zamykajac powieki i wyobrazajac sobie delikatna fale glaszczaca srebrny piasek plazy. Lup! Gdzies w domu cos upadlo. Musial to byc jakis duzy przedmiot, poniewaz odglos poderwal ja na rowne nogi. Cokolwiek to bylo... samo nie spadlo. Musialo zostac stracone. Ciezkie przedmioty nie spadaja same w pustych pokojach. Wsluchala sie w cisze. Po chwili dobiegl ja kolejny, cichszy odglos. Nie trwal dostatecznie dlugo, zeby Tina zidentyfikowala jego zrodlo, ale wyczula w nim skradanie sie. Tym razem nie bylo to wyimaginowane niebezpieczenstwo. Ktos wtargnal do jej domu. Usiadla na krawedzi lozka i wlaczyla lampke nocna. Wysunela szuflade stojacej obok szafki. Pistolet byl naladowany. Odbezpieczyla go. Zamarla, nasluchujac. W kruchej ciszy pustynnej nocy miala wrazenie, ze wyczuwa obecnosc wlamywacza. Wstala z lozka i wlozyla kapcie. Podeszla na palcach do drzwi sypialni. Przez chwile zastanawiala sie, czy nie zadzwonic po policje, ale bala sie, ze zrobi z siebie idiotke. Co bedzie, jesli przyjada na sygnale... i nikogo nie znajda? Gdyby wzywala policje za kazdym razem, kiedy uwazala, ze ktos wlamal sie do jej domu, to dawno by ja uznano za wariatke. Byla zbyt dumna, zeby pogodzic sie z mysla, ze kilku macho w mundurach wezmie ja za histeryczke i bedzie nasmiewac sie z niej przy paczkach i kawie. Sama przeszuka dom. Trzymajac bron skierowana lufa ku gorze, wprowadzila pocisk do komory. Wziela gleboki oddech, otworzyla cicho drzwi i wysliznela sie na korytarz. 2 Tina przeszukala caly dom, poza pokojem Danny'ego, ale nie znalazla wlamywacza. Niemal wolalaby zastac kogos kryjacego sie w kuchni czy skulonego w szafce, niz zostac zmuszona do zajrzenia w miejsce, gdzie smutek zadomowil sie na stale. Teraz nie miala wyjscia.Troche ponad rok przed smiercia Danny zaczal sypiac w kaciku do nauki, ktory znajdowal sie po przeciwnej stronie domu niz sypialnia rodzicow. Niedlugo po swoich dziesiatych urodzinach chlopiec poprosil o wiekszy pokoj, ktory zapewnilby mu wiecej prywatnosci niz dotychczasowy. Michael i Tina pomogli mu przeniesc rzeczy, a nastepnie wstawili sofe, fotel, stolik do kawy i telewizor do jego dawnego pokoiku. W tym czasie Tina byla pewna, ze Danny zdawal sobie sprawe z nocnych klotni, jakie Michael urzadzal w sypialni. Podejrzewala, ze zdecydowal sie przeniesc, zeby ich nie slyszec. Michael i Tina wtedy jeszcze nie zaczeli krzyczec na siebie; klocili sie, nie podnoszac glosu, czasami nawet szeptem, ale Danny pewnie dostatecznie wiele uslyszal, by sie domyslic, ze maja problemy. Tinie bylo przykro, ze Danny dowiedzial sie o ich nieporozumieniach malzenskich, ale nie rozmawiala z nim o tym; niczego nie tlumaczyla ani nie probowala dodawac mu otuchy, glownie dlatego, ze nie wiedziala, co powinna powiedziec. Z pewnoscia nie mogla sie podzielic z synem wlasna opinia: Danny, kochanie, nie przejmuj sie odglosami, jakie w nocy dochodza z naszego pokoju. Twoj tata przechodzi kryzys osobowosci. Ostatnio zachowuje sie jak duren, ale na pewno mu to przejdzie. To byl drugi powod, dla ktorego nie chciala wtajemniczac syna w ich klopoty - byla pewna, ze sa tymczasowe. Kochala meza i swiecie wierzyla, ze sila milosci odbuduje ich zwiazek. Pol roku pozniej doszlo do separacji, a po kolejnych pieciu miesiacach byli juz po rozwodzie. Teraz, pragnac jak najszybciej zakonczyc poszukiwania wlamywacza - ktory coraz bardziej wygladal na wyimaginowanego, jak wszyscy poprzedni - otworzyla drzwi do pokoju syna. Wlaczyla swiatlo i weszla do srodka. Pusto. Trzymajac w wyprostowanej rece pistolet, podeszla do szary, zawahala sie i szybko odsunela drzwi. Takze i tutaj nikt sie nie ukrywal. Byla sama w domu. Patrzac na rzeczy zgromadzone na polkach i wieszakach: buty, dzinsy, spodnie, koszule, swetry, niebieska baseballowke z logo Dodgersow, garnitur, ktory Danny nosil na specjalne okazje, poczula, jak zaciska jej sie gardlo. Zamknela szybko szafe i oparla sie o nia plecami. Mimo ze od pogrzebu minal rok, nie potrafila sie pozbyc tego wszystkiego. Nie wiedziala czemu, ale rozdanie rzeczy syna byloby smutniejsze niz patrzenie, jak jego trumna znika pod ziemia. Zatrzymala nie tylko ubrania: caly pokoj wygladal tak, jak Danny go zostawil. Lozko bylo zaslane, a na polce stalo kilkanascie figurek bohaterow filmow science fiction. W biblioteczce znajdowalo sie ponad sto ksiazek uporzadkowanych alfabetycznie. W kacie znalazlo miejsce biurko Danny'ego. Jedna polowe zajmowaly tubki z klejem, buteleczki z farbami i narzedzia modelarskie ustawione rowniutko jak na paradzie. Druga polowa byla pusta, tak zeby Danny mogl zabrac sie do pracy. W gablocie umieszczono dziewiec modeli samolotow, a trzy kolejne zwisaly na linkach z sufitu. Sciany byly ozdobione rowno rozwieszonymi plakatami: trzema z gwiazdami baseballu i piecioma z jakimis potworami z horrorow. W przeciwienstwie do rowiesnikow Danny dbal o porzadek i czystosc. Chcac to uszanowac, Tina polecila pani Neddler, sprzataczce, ktora przychodzila dwa razy w tygodniu, zeby odkurzala pokoj chlopca, jakby nic sie nie stalo. Wszystko w pokoju bylo rownie nienaganne jak zawsze. Przygladajac sie zabawkom i budzacym zalosc skarbom syna, Tina nie po raz pierwszy uswiadomila sobie, ze nie powinna utrzymywac pokoju w takim stanie, jakby to bylo muzeum albo swiatynia. Dopoki nie ruszala jego rzeczy, ludzila sie, ze Danny nie umarl, tylko wyszedl gdzies na chwile i zaraz wroci do swojego zycia, jakby nic sie nie stalo. Nagle przestraszyla jata slabosc, ktora nie pozwalala uprzatnac pokoju; po raz pierwszy pomyslala, ze to zapowiedz choroby umyslowej. Powinna wreszcie pozwolic umarlym odejsc. Jesli te koszmary nocne mialy sie kiedykolwiek skonczyc, jesli miala raz na zawsze uporac sie z zalem, to musi zaczac od tego pokoju, pokonac irracjonalna potrzebe zachowania tego miejsca w stanie nienaruszonym. Postanowila, ze posprzata pokoj w czwartek, w Nowy Rok. Zarowno prapremiera dla VIP-ow, jak i premiera NagiejMagii! beda juz za nia. Bedzie mogla odpoczac i wziac kilka dni wolnego. Zacznie od spakowania wszystkich zabawek i ubran do pudel. Gdy tylko podjela te decyzje, poczula, jak zakumulowana w niej energia powoli odplywa. Ze zmeczenia uginaly sie pod nia nogi, byla gotowa pasc na lozko i zasnac. Odwracajac sie do drzwi, zobaczyla sztalugi, zatrzymala sie i cofnela do pokoju. Danny lubil rysowac i sztalugi z tablica po drugiej stronie wraz z pudelkiem olowkow, kredek i farb byly prezentem na jego dziewiate urodziny. Kiedy Tina ostatni raz odwiedzala pokoj, sztalugi staly za lozkiem oparte o sciane. Teraz jednak wywrocily sie, tak ze podstawa opierala sie o sciane, a tablica zsunela sie i upadla na stol, zahaczajac po drodze o elektroniczny statek kosmiczny. To wlasnie ten odglos musiala uslyszec. Nie miala jednak pojecia, co moglo spowodowac upadek sztalug. Same przeciez sie nie wywrocily. Odlozyla pistolet, obeszla lozko i postawila sztalugi, zebrala fragmenty statku i polozyla na stole. Kiedy podniosla z ziemi rozsypane kredki i filcowa wycieraczke, zobaczyla, ze na tablicy widnialy dwa slowa: NIE UMARL Zmarszczyla brwi.Nic nie bylo tam napisane, kiedy Danny wybieral sie na wycieczke z reszta klasy. Tablica byla takze czysta, kiedy ostatnio wchodzila do pokoju. Dopiero teraz, kiedy dotknela palcami napisanych liter, przyszlo jej do glowy, co one moga znaczyc. Zupelnie jak gabka, w ktora wsiaka wilgoc, poczula jak z matowej powierzchni przenika do jej ciala chlod. Nie umarl. Zaprzeczenie smierci Danny'ego. Pelna zlosci odmowa zaakceptowania ponurej prawdy. Wyzwanie rzucone rzeczywistosci. Czy to mozliwe, ze w jednym z napadow zalu, w chwili szalonej rozpaczy przyszla do pokoju syna i napisala kreda te slowa? Nie pamietala nic takiego. Jesli to ona zostawila te wiadomosc, to znaczy, ze ma zacmienia, jakas forme chwilowej amnezji, ktorej nawet nie jest swiadoma. Albo lunatykuje. Nie mogla zaakceptowac zadnej z tych ewentualnosci. Dobry Boze, przeciez to niemozliwe. Te slowa musialy byc tu wczesniej. Danny musial je napisac przed smiercia. Jego charakter pisma byl rowny i porzadny, a nie niedbaly jak w tej wiadomosci, ale to on musial napisac. Musial. A rozbity statek kosmiczny to nawiazanie do wypadku autobusowego. Danny, rzecz jasna, pisal o czyms innym, a ponura interpretacja, ktora nasuwala sie teraz, po jego smierci, byla tylko makabrycznym zbiegiem okolicznosci. Nie chciala rozwazac innych mozliwosci, poniewaz byly zbyt przerazajace. Objela sie rekami. Miala lodowate dlonie; czula, jak zimno przenika przez szlafrok. Drzac na calym ciele, dokladnie starla tablice, wziela pistolet i wyszla z pokoju, zamykajac za soba drzwi. Byla calkowicie rozbudzona, a potrzebowala jeszcze snu. Rano czekalo na nia sporo obowiazkow. Najwazniejszy dzien. Poszla do kuchni i wyjela z szafki przy zlewozmywaku butelke wild turkey. Byl to ulubiony bourbon Michaela. Wlala dwa kieliszki whisky do szklanki. Wprawdzie rzadko pila alkohol, co najwyzej lampke wina od wielkiego swieta, to jednak oproznila szklanke dwoma duzymi lykami. Skrzywila sie, czujac pieczenie. Zastanawiala sie, jak Michael mogl wychwalac lagodnosc tego alkoholu, zawahala sie i nalala sobie kolejna porcje. Wypila ja szybko, jak dziecko zazywajace lekarstwo, i odstawila butelke. W lozku nakryla sie koldra pod szyje, zamknela oczy i starala sie nie myslec o sztalugach. Po chwili przed oczyma pojawil sie obraz tablicy. Kiedy nie udalo jej sie go odegnac, sprobowala go zmienic, wycierajac w wyobrazni nabazgrane slowa. Jednak zaraz litery pojawily sie ponownie: NIE UMARL. Z uporem wracaly za kazdym razem, kiedy je wytarla. Od whisky zaczelo krecic jej sie w glowie i w koncu zapadla w mocny sen. 3 We wtorkowy wieczor Tina ogladala probe kostiumowa NagiejMagii! ze srodkowego rzedu sali rewiowej Zlotej Piramidy.Teatr mial ksztalt gigantycznego wachlarza rozposcierajacego sie pod wysoka kopula sufitu. Sala zwezala sie ku scenie na przemian szerokimi i waskimi galeriami. W szerokich pasazach ustawione byly pod katem prostym do sceny dlugie stoly nakryte bialymi obrusami. Waskie galerie zabudowano lukowato ustawionymi boksami z komfortowymi sofami, odgradzajacymi szerokie przejscie od niskiej balustrady. W centrum znajdowala sie olbrzymia scena, kolos stworzony na potrzeby Las Vegas i o polowe wiekszy od najwiekszych scen na Broadwayu. Byla tak wielka, ze samolot DC-9 nie zajalby nawet polowy jej powierzchni - pomysl ten zrealizowano kilka lat wczesniej na podobnej scenie w Reno w czasie jednego z przedstawien. Zreczne wykorzystanie granatowego pluszu, ciemnej skory, krysztalowych zyrandoli, grubych dywanow i efektow tworzonych przez oswietlenie pozwalalo na stworzenie atmosfery intymnosci rodem z przytulnego kabaretu, mimo rozmiarow calej sali. Tina siedziala w trzecim rzedzie, nerwowo popijajac wode z lodem i ogladajac przedstawienie. Proba kostiumowa przebiegala bez problemow. Przy siedmiu wielkich popisowych show, pieciu pokazach rewiowych, czterdziestu dwoch tancerkach, czterdziestu dwoch tancerzach, pietnastu tancerkach rewiowych, dwoch piosenkarzach, dwoch piosenkarkach (w tym jednej z temperamentem), czterdziestu siedmiu osobach z obslugi technicznej, dwudziestoosobowej orkiestrze, jednym sloniu, jednym lwie, dwoch czarnych panterach, szesciu psach mysliwskich i dwunastu bialych golebiach logistyka byla nieprawdopodobnie skomplikowana. Rok ciezkiej pracy zaowocowal wykonaniem wrecz bezblednym. Pod koniec wykonawcy i ekipa zebrali sie na scenie, zeby sobie pogratulowac, sciskajac sie i calujac z radosci. W powietrzu wyczuwalo sie napiecie, triumf i nerwowe oczekiwanie na ocene. Joel Bandiri, wspolproducent przedstawienia, ogladal wystepy z pierwszego rzedu przeznaczonego dla VIP-ow, gdzie beda zasiadac najwieksi hazardzisci i inni przyjaciele hotelu. Gdy tylko przedstawienie sie skonczylo, Joel poderwal sie z miejsca, puscil sie biegiem przejsciem miedzy rzedami, a nastepnie na trzecia galerie. -Udalo sie! - wykrzyczal, zblizajac sie do Tiny. - Dokonalismy tego! Tina wysliznela sie zza stolika. -Mamy hit, mala! - Joel porwal ja w ramiona, zostawiajac wilgotny pocalunek na jej policzku. Tina z entuzjazmem odwzajemnila uscisk. -Tak myslisz? Naprawde? -Czy tak mysle? Ja to wiem! To megahit! To wlasnie mamy. Prawdziwy megahit! Gigahit! -Dzieki, Joel. Och, dzieki, dzieki, dzieki. -Mnie? A za co mnie dziekujesz? -Za danie mi szansy. -Mala, to nie byla zadna przysluga. Zapracowalas na to sama. Wyharowalas kazdy cent tego przedstawienia, a ja od poczatku bylem pewien, ze ci sie uda. Tworzymy niezly zespol. Gdyby kto inny porwal sie na to, powstalby gigantyczny chaos. Ale ty i ja dokonalismy tego. Mamy prawdziwy hit. Joel byl smiesznym malym czlowieczkiem: metr szescdziesiat, pulchny, choc nie gruby, z kreconymi kasztanowymi wlosami, ktore wygladaly, jakby ktos przepuscil przez niego prad. Jego twarz, rownie szeroka i pocieszna jak u komika, potrafila rozciagac sie niczym guma i prezentowac najrozniejsze miny. Joel nosil niebieskie dzinsy, tania niebieska koszule i jakies dwiescie tysiecy dolarow w sygnetach. Na kazdej dloni mial po szesc, niektore z brylantami, inne ze szmaragdami, jeden z olbrzymim rubinem, a inny z jeszcze wiekszym opalem. Jak zawsze sprawial wrazenie, jakby sie czegos nacpal i az tryskal energia. Nawet kiedy przestal sciskac Tine, nie mogl ustac spokojnie. Gdy mowil o przedstawieniu, nieustannie przestepowal z nogi na noge, wiercil sie, obracal, gestykulowal zamaszyscie, machajac upstrzonymi bizuteria dlonmi jak prestidigitator. W wieku czterdziestu szesciu lat byl jednym z najbardziej poszukiwanych producentow w Las Vegas i mial za soba dwadziescia lat wystawiania samych hitow. Napis "Joel Bandiri zaprasza" na plakatach byl gwarancja najwyzszej klasy rozrywki. Joel zainwestowal czesc zyskow w nieruchomosci w Las Vegas, udzialy w dwoch hotelach, salon samochodowy i male kasyno na przedmiesciach. Byl tak bogaty, ze mogl do konca zycia nic nie robic, zyjac w luksusie, do ktorego przywykl. Jednak Joel nigdy w zyciu nie zrezygnowalby z pracy dobrowolnie. Kochal to, co robil. Prawdopodobnie skona na scenie w czasie rozwiazywania jednego z zawilych problemow produkcyjnych. Joel widzial przedstawienia Tiny na scenach Las Vegas i zaskoczyl ja, oferujac stanowisko koproducenta NagiejMagii! Z poczatku nie byla pewna, czy powinna przyjac jego oferte. Joel mial reputacje perfekcjonisty wymagajacego najwyzszych poswiecen od swoich pracownikow. Tina bala sie takze odpowiedzialnosci za dziesieciomilionowy budzet. Praca przy takim przedsiewzieciu nie byla po prostu kolejnym szczeblem na drabinie, ale olbrzymim skokiem. Joel przekonal ja, ze bez trudu potrafi dotrzymac mu kroku i sprostac wymaganym standardom. Pomogl odkryc drzemiace w niej poklady energii, a takze talenty, z ktorych nie zdawala sobie sprawy. Byl dla niej nie tylko cenionym wspolnikiem, ale takze wspanialym przyjacielem i starszym bratem. Wygladalo na to, ze udalo im sie stworzyc wspaniale widowisko. Tina stala w tym pieknym teatrze, spogladajac na kolorowo ubranych ludzi klebiacych sie na scenie ponizej, patrzyla na rozciagnieta w usmiechu twarz Joela, sluchala, jak rozplywa sie nad ich wspolna praca i byla tak szczesliwa, jak dawno jej sie to nie zdarzylo. Jesli jeszcze widzowie na przedstawieniu dla VIP-ow przyjma entuzjastycznie jej dzielo, to bedzie musiala uwiazac sobie u nog kule, zeby nie odfrunac z radosci. Dwadziescia minut pozniej, o pietnastej czterdziesci piec, Tina wyszla na gladki chodnik przed hotelem i podala bilet parkingowemu. Stala w cieplym popoludniowym sloncu, czekajac na swoja honde, nie mogla przestac sie usmiechac. Odwrocila sie i spojrzala na hotel kasyno Zlota Piramide. Jej przyszlosc nierozerwalnie wiazala sie z tym kiczowatym, choc robiacym wrazenie kolosem ze stali i betonu. Ciezkie, obrotowe drzwi z brazu i szkla blyszczaly w sloncu, gdy wypuszczaly falami ludzi. Mur z rozowego kamienia ciagnal sie na kilkadziesiat metrow po obu stronach wejscia; pozbawione okien sciany ozdobiono jaskrawymi, gigantycznymi monetami z kamienia, ktore wystrzeliwaly w gore obfitym strumieniem z kamiennego rogu obfitosci. Sufit podjazdu dla samochodow lsnil setkami lamp; teraz wszystkie zarowki byly zgaszone, ale w nocy rozblyskiwaly oslepiajacym swiatlem, ktore zalewalo strugami gladkie posadzki wejscia. Piramida kosztowala ponad czterysta milionow dolarow i wlasciciele postarali sie, zeby bylo widac kazdego wydanego dolara. Tina podejrzewala, ze wielu ludzi mogloby uznac hotel za kiczowaty, symbol bezguscia, nawet brzydki, ale ona kochala to miejsce, poniewaz tutaj dostala pierwsza wielka szanse. Jak dotad trzydziesty grudnia byl ruchliwym, glosnym i podniecajacym dniem w Piramidzie. Po wzglednie spokojnym swiatecznym tygodniu przez drzwi kasyna wlewal sie nieprzerwany strumien gosci. Z rezerwacji wynikalo, ze Nowy Rok w Las Vegas pobije wszystkie rekordy. Piramida, z trzema tysiacami pokoi, nie miala juz wolnych miejsc, podobnie jak wszystkie inne hotele w miescie. Kilka minut po jedenastej sekretarka z San Diego wlozyla piec dolarow do automatu do gier i wygrala prawie pol miliona dolarow. Wiesci o rekordowej wygranej dotarly nawet za kulisy. Troche przed dwunasta dwoch graczy z Dallas zasiadlo do blackjacka i w ciagu trzech godzin przegrali cwierc miliona dolarow; smiejac sie i dowcipkujac, odeszli od stolu w poszukiwaniu innej gry. Carol Hirson, kelnerka od drinkow i przyjaciolka Tiny, opowiedziala jej o pechowych Teksanczykach. Carol blyszczaly przy tym oczy, poniewaz gracze dali jej w napiwku zielone zetony, jakby wlasnie wygrali, a nie stracili pieniadze. Za przyniesienie im kilku drinkow dostala tysiac dwiescie dolarow. Sinatra byl w miescie, w Ceasar Palace, najpewniej ostatni raz. Mimo osiemdziesiatki wzbudzal w Vegas wieksza sensacje niz jakakolwiek inna znana osobistosc. Wzdluz calego Stripu, a takze w mniej luksusowych, choc i tak wypelnionych po brzegi kasynach na przedmiesciach, czulo sie niezwykla energie i podekscytowanie. A za cztery godziny zacznie sie premiera NagiejMagii! Parkingowy przyprowadzil samochod Tiny i przyjal napiwek. -Zlam noge - zyczyl jej na odchodnym. -Nie dziekuje. Dotarla do domu pietnascie po czwartej. Miala dwie i pol godziny dla siebie, zanim znow bedzie musiala wracac do hotelu. Nie potrzebowala az tyle czasu, zeby wziac prysznic, umalowac sie i ubrac. Postanowila, ze spakuje rzeczy Danny'ego. Nadszedl wlasciwy moment, zeby zajac sie tym przykrym obowiazkiem. Byla w tak swietnym humorze, ze nie sadzila, aby widok pokoju syna zepsul jej nastroj. Nie ma co odkladac tego do czwartku, jak wczesniej planowala. Miala dosyc czasu, zeby przynajmniej zaczac: zapakowac ubrania w kartony. Kiedy weszla do pokoju, zobaczyla, ze tablica znowu sie wywrocila. Podniosla ja z ziemi i zastygla. Na tablicy widnialy dwa slowa: NIE UMARL Po plecach przeszedl jej dreszcz.Czy wczoraj w nocy, po tym jak wypila burbona, wrocila do pokoju i...? Nie. Nie miala zaniku pamieci. To nie ona napisala te slowa. Nie oszalala. Nie nalezala do osob, ktore zlamie cos takiego. Nawet cos takiego. Byla twarda. Zawsze chlubila sie swoja odpornoscia i niezniszczalnoscia. Zlapala filcowa szmatke i energicznie starla napis. Ktos robil jej bardzo nieprzyjemny dowcip. Kiedy jej nie bylo, dostal sie do domu i napisal te slowa na tablicy. Ktokolwiek to zrobil, nie chcial, by zapomniala o strasznej tragedii. Pod jej nieobecnosc do domu mogla tylko wchodzic Vivienne Neddler - sprzataczka. Miala przyjsc dzisiaj po poludniu, ale wczesniej odwolala wizyte i obiecala, ze przyjdzie na kilka godzin wieczorem, kiedy Tina juz wroci. Nawet gdyby Vivienne przyszla w ciagu dnia, to nigdy nie napisalaby tych slow na tablicy. Byla to bardzo mila starsza pani, przebojowa i niezalezna, na pewno nie nalezala do osob, ktore pozwolilyby sobie na tak okrutny zart. Przez chwile umysl Tiny krazyl bezladnie w poszukiwaniu potencjalnego sprawcy, kiedy nagle przyszlo jej do glowy jedno nazwisko. Miala podejrzanego, i to jedynego. Michael. Jej byly maz. W domu nie bylo sladu wlamania, zadnych znakow, ze ktos wywazal zamki, a Michael mial klucz. Tina nie zmienila zamkow po rozwodzie. Zalamany utrata syna Michael byl wyjatkowo okrutny dla Tiny po pogrzebie. Przez nastepne miesiace zrzucal na nia odpowiedzialnosc za smierc Danny'ego. To ona pozwolila chlopcu jechac na wycieczke skautow i przez nia zginal, gdy autobus runal w przepasc. Jednak wyjazd w gory byl dla Danny'ego spelnieniem najwiekszego marzenia na swiecie. Poza tym pan Jaborski, druzynowy, zabieral grupy dzieciakow na zimowe obozy przetrwania w gorach od szesnastu lat i nikomu do tej pory wlos nie spadl z glowy. Tak naprawde to nie zapuszczali sie wcale w dzicz, tylko schodzili kawalek z utartego szlaku. Wszystko zostalo zaplanowane na kazda okolicznosc. Chlopiec potrzebowal takiego doswiadczenia. Mialo byc bezpiecznie. Wszystko pod okiem opiekuna. Zapewniono ja, ze nie ma czym sie przejmowac. Skad mogla wiedziec, ze siedemnasta wyprawa pana Jaborskiego skonczy sie katastrofa. Jednak to ja Michael obwinial. Miala nadzieje, ze w ostatnich miesiacach przejrzal na oczy, ale najwyrazniej nie. Spojrzala na tablice i poczula, jak budzi sie w niej gniew. Michael zachowywal sie jak zlosliwy gowniarz. Nie rozumial, ze jej bol jest rownie silny jak jego? Co chcial udowodnic? Wsciekla pobiegla do kuchni, zlapala telefon i wykrecila numer Michaela. Po chwili uswiadomila sobie, ze przeciez jest w pracy i rozlaczyla sie. Przed oczyma miala bialy napis na czarnym tle: NIE UMARL. Zadzwoni do Michaela wieczorem, kiedy wroci z przyjecia po premierze. Byla pewna, ze skonczy sie pozno, ale tym razem nie przejmowala sie, ze go obudzi. Stala niezdecydowana w kuchni, starajac sie znalezc w sobie sile, zeby wrocic do pokoju syna i spakowac jego ubrania, jak to sobie zaplanowala. Czula jednak, ze brak jej odwagi. Nie mogla tam wrocic. Nie dzisiaj. Moze nawet nie przez nastepne kilka dni. Pieprzony Michael. W lodowce znalazla pol butelki bialego wina. Nalala sobie kieliszek i poszla z nim do lazienki. Za duzo pila. Wczoraj w nocy burbon. Dzis wino. Jeszcze niedawno rzadko uspokajala sie alkoholem, teraz stawalo sie to nawykiem. Gdy tylko upora sie z premiera, postara sie odstawic alkohol. Jednak w tej chwili potrzebowala go wrecz desperacko. Wziela dlugi prysznic. Stala pod strumieniem goracej wody przez kilka minut, az miesnie karku rozluznily sie i napiecie zniknelo. Po prysznicu zimne wino zrelaksowalo jeszcze bardziej jej cialo, choc nie potrafilo uspokoic umyslu i wypedzic niepokoju. Nie potrafila przestac myslec o tablicy. NIE UMARL 4 O osiemnastej piecdziesiat Tina stala ponownie za kulisami teatru. Panowal tu wzgledny spokoj, poza stlumionym szumem przypominajacym ryk morza, ktory dochodzil zza pluszowych kurtyn z widowni pelnej VIP-ow.Zostalo zaproszone tysiac osiemset osob: wielcy i mozni Las Vegas plus duzi gracze spoza miasta. Ponad tysiac piecset osob potwierdzilo przybycie. Armia kelnerow odzianych na bialo, kelnerek na niebiesko i pomocnikow kelnerow zaczela serwowac dania. Goscie mieli do wyboru filet mignon z sosem bernenskim lub homara w sosie maslanym, poniewaz Las Vegas bylo jedynym miejscem w kraju, gdzie ludzie nie przejmowali sie cholesterolem, przynajmniej na czas pobytu w miescie. W opetanej mania zdrowego odzywiania ostatniej dekadzie wieku jedzenie tlustych potraw bylo uznawane za bardziej pociagajacy - a jednoczesnie wiekszy - grzech niz zazdrosc, lenistwo, kradziez czy zdrada. O siodmej trzydziesci za kulisami juz wrzalo. Technicy po raz kolejny sprawdzali zmechanizowane elementy scenografii, polaczenia elektryczne i pompy hydrauliczne, ktore podnosily i opuszczaly fragmenty sceny. Pomocnicy przeliczali i ukladali rekwizyty. Szwaczki naprawialy rozdarcia i przyszywaly odprute treny, ktore zauwazono w ostatnim momencie. Wkolo biegaly fryzjerki i oswietleniowcy z waznymi zadaniami. Tancerze w czarnych smokingach czekali w napieciu na otwierajacy przedstawienie taniec, tworzac mila dla oka grupe szczuplych przystojniakow. Za kulisami zebralo sie tez kilkadziesiat tancerek i solistek. Niektore mialy na sobie satynowe sukienki z koronkami, inne kreacje z aksamitu ozdobionego krysztalami gorskimi, piorami, cekinami czy futrem. Kilka z nich bylo topless. Wiele dziewczat szykowalo sie jeszcze we wspolnej przebieralni, podczas gdy inne, juz ubrane, czekaly na korytarzu lub na krawedzi sceny, plotkujac o dzieciach, mezach czy przepisach kulinarnych, jakby byly sekretarkami, ktore wyszly na przerwe na kawe, a nie jednymi z najpiekniejszych kobiet na swiecie. Tina chciala zostac za kulisami, ale i tak nie mogla juz nic zmienic. NagaMagia! znalazla sie teraz w rekach wykonawcow i technikow. Dwadziescia piec minut przed rozpoczeciem przedstawienia Tina weszla do sali teatru, kierujac sie w strone honorowych miejsc w rzedzie dla VIP-ow, gdzie czekal na nia Charles Mainway, dyrektor generalny i glowny udzialowiec Zlotej Piramidy. Zatrzymala sie po drodze przy stoliku obok, gdzie siedzial Joel Bandiri z zona Eva i dwojgiem przyjaciol. Eva miala dwadziescia dziewiec lat i byla o siedemnascie lat mlodsza od meza, a przy wzroscie metr siedemdziesiat dwa o dziesiec centymetrow wyzsza od niego. Eva, ekstancerka, piekna i delikatna blondynka, zyla z Joelem od osmiu lat. Lekko scisnela dlon Tiny. -Nie przejmuj sie. Jestes za dobra, zeby zrobic klape. -Mamy hit, mala - jeszcze raz zapewnil ja Joel. Charles Mainway powital Tine cieplym usmiechem. Zachowywal sie i ubieral, jakby byl arystokrata, a grzywa siwych wlosow i jasne, niebieskie oczy pomagaly mu w tworzeniu tego wizerunku. Mial jednak grubo ciosane rysy, a w jego zylach nie plynela ani kropla blekitnej krwi. Naturalnie niski, ochryply glos zdradzal pochodzenie z ubozszej czesci Brooklynu, mimo lekcji wymowy i eleganckiego wyslawiania sie. Gdy tylko Tina wsliznela sie obok Mainwaya, pojawil sie szef kelnerow we fraku i napelnil jej kieliszek szampanem Dom Perignon. Helen Mainway, zona Charlesa, siedziala po jego lewej stronie. Helen miala wszystkie cechy, ktorych pragnal biedny Charlie: nienaganne maniery, wdziek i pewnosc siebie w kazdej sytuacji. Byla wysoka, szczupla, uderzajaco piekna i mimo piecdziesieciu pieciu lat nie wygladala na wiecej niz czterdziesci. -Tina, moja droga, poznaj naszego przyjaciela - powiedziala Helen, wskazujac czwarta osobe przy stole. - To Elliot Stryker. Elliot, ta piekna mloda dama to Christina Evans, ktora wyczarowala NagaMagie! -Ktora odrobine pomogla - poprawila Tina. - To Joel Bandiri jest odpowiedzialny za przedstawienie... zwlaszcza jesli zrobi klape. Stryker rozesmial sie. -Milo mi pania poznac, panno Evans. -Prosze mi mowic Tina. -W takim razie mam na imie Elliot. Byl przystojnym mezczyzna, sredniego wzrostu, okolo czterdziestki. Jego ciemne, gleboko osadzone oczy blyszczaly inteligencja i dowcipem. -Elliot jest naszym prawnikiem - wyjasnil Charlie Mainway. -Och - baknela Tina. - Myslalam, ze Harry Simpson. -Harry jest hotelowym prawnikiem. Elliot zajmuje sie naszymi prywatnymi sprawami. -I to bardzo dobrze sie nimi zajmuje - wtracila Helen. - Tina, gdybys potrzebowala kiedys prawnika, to Elliot jest najlepszy w miescie. -Gdybys zas potrzebowala pochlebstw, a podejrzewam, ze przy twojej urodzie masz ich pod dostatkiem, to nikt w Vegas nie potrafi prawic komplementow z wdziekiem i stylem Helen. -Widzisz, jak sie wywinal? - spytala rozradowana Helen, klaszczac w dlonie. - W jednym zdaniu sprawil komplement tobie, mnie i zachwycil nas skromnoscia. Czyz nie jest doskonalym prawnikiem? -Wyobraz go sobie tylko na sali rozpraw - powiedzial Charlie. -Bardzo gladki charakterek - dodala Helen. -Moze i gladki, ale daleko mi do nich. - Stryker puscil oko do Tiny. Zartowali sobie przez kolejny kwadrans i ani razu nie wspomnieli o przedstawieniu. Tina czula, ze probuja zagluszyc jej niepokoj i byla im za to wdzieczna. Jednak ani dowcipne pogaduszki, ani schlodzony szampan nie odwrocily uwagi Tiny od podniecenia, jakie narastalo w sali w miare zblizania sie momentu podniesienia kurtyny. Z kazda minuta nad jej glowa gestnial dym papierosowy. Kelnerzy, kelnerki i ich szefowie biegali, roznoszac zamowione drinki. Rozmowy stawaly sie coraz glosniejsze, a ich ton coraz bardziej entuzjastyczny i wesoly; co chwile slyszalo sie glosny smiech. Tina starala sie jednoczesnie sledzic reakcje tlumu i rozmowe przy stole, ale nie umknelo jej uwagi, ze Elliot Stryker jest nia zainteresowany. Staral sie tego nie okazywac, ale po jego oczach poznala, ze go pociaga. Pod przyjacielska, inteligentna, odrobine chlodna maska kryla sie naturalna meska reakcja. Tina bardziej wyczuwala to instynktownie niz swiadomie. Minelo poltora roku, a moze nawet dwa lata, odkad mezczyzna ostatni raz spojrzal na nia w ten sposob. Czy tez raczej po raz pierwszy od wielu miesiecy byla swiadoma, ze jest obiektem takiego zainteresowania. Walka z Michaelem, szok po separacji i rozwodzie, nastepnie zaloba po Dannym i wreszcie przygotowanie przedstawienia wraz z Joelem Bandirim wypelnialo jej dnie i noce, nie miala wiec czasu myslec o romansach. Odwzajemnila pozadliwe spojrzenie i poczula, ze robi jej sie goraco. O Boze, zupelnie zasniedzialam, pomyslala. Jak moglam zapomniec cos takiego! Teraz, kiedy zakonczyla ponadroczna zalobe po rozbitym malzenstwie i straconym synu, kiedy przygotowala premiere NagiejMagii! - znajdzie czas, zeby znowu byc kobieta. Czas na Elliota Strykera? Tego nie byla pewna. Nie ma co sie spieszyc, starajac sie nadrobic zaleglosci. Nie wskoczy do lozka pierwszemu, ktory sie za nia obejrzy. To nie byloby zbyt rozsadne. Z drugiej strony facet byl przystojny, wyczula w nim cos ujmujacego. Musiala przyznac, ze budzi w niej te same uczucia, ktore najwyrazniej ona wywolywala w nim. Zapowiadal sie o wiele ciekawszy wieczor, niz sadzila. 5 Vivienne Neddler zaparkowala swoj zabytkowy nash rambler z 1955 roku na chodniku przed domem Evansow, uwazajac, zeby nie porysowac specjalnych opon z szerokim bialym paskiem po boku. Samochod byl w nienagannym stanie; lepszym niz wiekszosc nowych aut. W swiecie zaplanowanego szybkiego zuzycia towarow Vivienne czerpala satysfakcje z jak najdluzszego uzywania zakupionych rzeczy - czy to tostera, czy samochodu. Z przyjemnoscia przedluzala zycie przedmiotom.Sama tez niezle sie trzymala. Skonczyla juz siedemdziesiat lat i caly czas cieszyla sie swietnym zdrowiem. Byla niewysoka, mocno zbudowana kobieta z twarza o slodkich rysach Madonny Botticellego. Poruszala sie sprezystym krokiem sierzanta. Wysiadla z samochodu, sciskajac w reku torebke wielkosci malej walizki, i pomaszerowala podjazdem w strone domu, mijajac drzwi wejsciowe i garaz. Zimne swiatlo latarni nie dosiegalo trawnika. Slaby blask lamp ogrodowych wydobywal z mroku sciezke prowadzaca na tyly budynku. W wieczornej bryzie szumialy krzewy oleandrow, a liscie palm miekko ocieraly sie o siebie. Kiedy Vivienne dotarla do drzwi kuchennych, sierpowaty ksiezyc wylonil sie zza kilku chmurek niczym szabla wyjeta z pochwy i na betonowej posadzce patia zamigotaly niewyrazne cienie palm i krzewow. Vivienne weszla do srodka. Od dwoch lat sprzatala u Tiny Evans i niemal rownie dawno powierzono jej klucz do domu. Wewnatrz panowala cisza, tylko lodowka szumiala delikatnie. Vivienne zaczela prace od kuchni. Wytarla blaty i sprzety, przetarla gabka zaluzje i umyla podloge wylozona meksykanskimi kafelkami. Zawsze przykladala sie do tego, co robila. Wierzyla w moral