Niezapomniana przygoda-Jordan Penny
Szczegóły |
Tytuł |
Niezapomniana przygoda-Jordan Penny |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Niezapomniana przygoda-Jordan Penny PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Niezapomniana przygoda-Jordan Penny PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Niezapomniana przygoda-Jordan Penny - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Strona 3
Penny Jordan
Niezapomniana przygoda
Tłumaczenie:
Wanda Jaworska
Strona 4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Emily zmartwiała, gdy śnieg zaczął złowieszczo gęstnieć, grożąc rychłą zamiecią. Wychowała się
w górach i wiedziała z doświadczenia, że takiej sytuacji nie należy lekceważyć.
Może powinnam była przełożyć wyjazd na później, pomyślała. I tak spędziła u rodziców o dwa dni
więcej, niż planowała. Wyjaśniła im, że stryj John kończył książkę, nad którą pracował, i nie mógł
się doczekać jej powrotu, ponieważ miała mu pomóc przy ostatnich poprawkach. Widziała, jak
rodzice wymienili rozbawione spojrzenia, i choć wydawało jej się, że nauczyła się akceptować
siebie taką, jaka jest, poczuła ukłucie bólu. Przywołało ono wspomnienia z dzieciństwa, nie zawsze
miłe.
Może stało się tak dlatego, że w tym samym czasie odwiedziła dom rodzinny Gracie, jej młodsza
o cztery lata siostra, śliczna, ambitna, pewna siebie, lubiana przez wszystkich, którzy ją znali. Była
zaręczona z wysokim, zakochanym w niej bez pamięci Australijczykiem, towarzyszącym jej podczas
pobytu u rodziców.
Emily zdawała sobie sprawę, że swoim wyglądem i charakterem wprawiła rodziców
w konsternację. Niewątpliwie zastanawiali się, skąd się wzięło to spokojne, introwertyczne,
nieśmiałe dziecko o ciemnych włosach i nikłym wzroście, szczególnie rzucającym się w oczy na tle
rodziny wysokich blondynów w typie skandynawskim.
Różniła się od reszty rodziny także pod innymi względami. Została poczęta podczas wyprawy
rodziców w Andy. Rodzice choć sami mieszkali u podnóża gór, byli niezmordowanymi podróżnikami
wędrującymi w najdalsze zakątki globu. Ojciec, który odziedziczył talent do opowiadania i pisania,
był autorem ciekawych i pełnych humoru książek podróżniczych, wspaniale ilustrowanych przez
swoją żonę. Gracie również miała żyłkę podróżniczą i niczego bardziej nie lubiła, jak wyruszać bez
namysłu na drugi koniec świata.
Natomiast Emily nienawidziła podróży i wszelkich przygód. Była spokojną domatorką. Wiedziała,
że nie tylko zadziwiała rodziców, ale niekiedy sprawiała im zawód. Oczywiście kochali ją, ale była
to miłość skażona brakiem zrozumienia dla jej natury.
Kiedy ukończyła uniwersytet, rodzice zachęcali ją gorąco do odbycia rocznej podróży dokoła
świata, a usłyszawszy, że to ostatnia rzecz, na jaką miałaby ochotę, zachowali się niczym dwoje
obrażonych dzieciaków. Nie dość, że nie chciała włóczyć się po świecie, to oznajmiła, że zamierza
pracować u stryja ojca, uczonego, który poświęcił życie na badanie cywilizacji starożytnego Egiptu.
Tym wyborem wprawiła ich wręcz w osłupienie. Zakopać się na odludziu nieopodal Oksfordu, gdzie
stryj John kierował katedrą cywilizacji starożytnej w jednym z tamtejszych college’ów? Ta decyzja
Strona 5
była dla nich niepojęta już wtedy, a teraz, po czterech latach, stała się jeszcze bardziej niezrozumiała.
Emily boleśnie odczuwała, że rodzice prawdopodobnie uważają ją za głupią i nudną, bo ma własne
oczekiwania od życia, odległe od ich zainteresowań i aspiracji, podzielanych przez młodszą córkę.
W przeciwieństwie do nich nie chciała zwiedzać świata, docierać do odległych lądów, poznawać
obcych obyczajów i nieznanych kultur. Marzyła o bezpiecznym, intymnym świecie i rodzinnym
szczęściu, o cieple domowego ogniska, jednym słowem, o mężu i dzieciach, o miłości, którą mogłaby
z nimi dzielić. Obawiała się o tym głośno mówić, przewidując, z jaką reakcją by się spotkała. Swego
czasu myślała jednak, że te plany mogą się spełnić.
Poznała Gerry’ego w czasie studiów i po raz pierwszy w życiu była w stanie wyzbyć się braku
wiary w siebie, poczucia, że będąc taką, jaka jest, zawiodła zarówno rodziców, jak i siebie. Przy
Gerrym przeistoczyła się w inną osobę: pewną siebie, atrakcyjną, interesującą. Nadskakiwał jej
i schlebiał, zabiegając o nią umiejętnie i z zapałem, ale nie na tyle nachalnie, by ją spłoszyć. Gdy
pozwoliła sobie spodziewać się rychłych zaręczyn i ślubu, wyszła na jaw okrutna prawda: stała się
ofiarą szczególnie perfidnego i okrutnego żartu, a Gerry jej nie kochał.
Dowiedziała się o tym po jednym z weekendów spędzonych u rodziców. Gerry do niej przyszedł
i pocałował ją tak namiętnie, że trochę się przestraszyła. Nie miała żadnych doświadczeń
seksualnych, a oczywiste doświadczenie Gerry’ego jeszcze podkreślało jej braki w tej dziedzinie,
sprawiając, że wahała się, czy w ogóle ujawnić swoje uczucia.
Na ogół cierpliwy i pełen zrozumienia, tym razem Gerry stracił panowanie nad sobą. „Czego ty
chcesz – spytał obcesowo – zostać do końca życia dziewicą?” Zanim zdążyła odpowiedzieć, dodał
jeszcze bezlitośnie, że był gotów nie zwracać uwagi na jej ignorancję w sprawach seksu i całkowity
brak zdolności do wzbudzenia w mężczyźnie pożądania.
Wcześniej Emily nie widziała go w takim stanie. Cofnęła się odruchowo, przestraszona wybuchem
złości, i zbladła, słuchając z niedowierzaniem tego, co mówił. Brak reakcji z jej strony wzmógł jego
irytację i agresję. „Spójrz na siebie” – szydził. – Myślałaś, że mógłbym cię pragnąć? Wyobrażałaś
sobie, że chciałbym mieć w łóżku twoje oziębłe ciało?!” Przerwał, zorientowawszy się, że
powiedział za dużo, ale było już za późno.
Czując się tak, jakby świat rozpadał się jej na kawałki, Emily zmusiła się do stawienia czoła
prawdzie i zapytania, co ma na myśli. Zauważyła, że się zawahał i próbuje naprędce wymyślić jakieś
kłamstwo, w które mogłaby uwierzyć. Postanowiła wyjść mu naprzeciw. „Czy łatwiej ci będzie
powiedzieć mi prawdę, jeśli oświadczę, że absolutnie nie ma szans, żebyśmy zostali kochankami?” –
spytała.
Jeśli zdawało jej się, że przedtem stracił samokontrolę, to teraz uświadomiła sobie, jak bardzo się
pomyliła. Gerry przeszedł samego siebie. Język, jakim się posługiwał, jego napastliwość i brutalność
powinny budzić w niej lęk, tymczasem miała wrażenie, że to wszystko dzieje się poza nią. Zamknęła
Strona 6
się w sobie i otoczyła niewidzialną barierą, która pozwalała jej beznamiętnie i obojętnie słuchać
pełnych wściekłości słów.
Powiedział, że tylko dlatego się nią zainteresował, że kilku kolegów, zorientowawszy się, iż nie ma
ona żadnego doświadczenia w sprawach seksu, namówiło go, żeby zaciągnął ją do łóżka. Poczyniono
zakłady, czy uda mu się to zrobić. Nieźle by zarobił, gdyby mu się powiodło.
Najbardziej jednak zbulwersował Emily fakt, że wyznając jej prawdę, Gerry nie był ani
zawstydzony, ani zażenowany. Co więcej, dał do zrozumienia, że to ona źle się zachowała i ponosi
winę za to, co się stało. Cóż, może i tak, choć jej wina nie polegała na tym, że mu się nie oddała, ale
na tym, że w ogóle dopuściła do siebie myśl, iż może mu na niej zależeć.
Uświadomiła to sobie ponad wszelką wątpliwość i nienawidziła siebie za to, że naiwnie wierzyła,
iż kocha mężczyznę, którego wyimaginowany i nieprawdziwy obraz sobie stworzyła. Kochała
człowieka, który powstał z jej marzeń, i nadała mu rysy Gerry’ego. Prawdziwy Gerry nie miał nic
wspólnego z mężczyzną z jej snów.
Otrzymała ciężką i bolesną lekcję, więc gdy z całym spokojem zapytała, jaką dokładnie sumę miał
dostać, gdyby wygrał zakład, poprzysięgła sobie, że nigdy nie powtórzy takiego szaleństwa.
Odpowiedział, a ona wypisała czek.
Rodzice byli hojni, nie odczuwała więc braku pieniędzy. Zresztą nie miała wielu wydatków.
W odróżnieniu od swoich rówieśnic nie interesowała się modą. Uśmiechnęła się do siebie ponuro,
uzmysłowiwszy sobie, że była prawdopodobnie jedyną dziewczyną na uniwersytecie, która wciąż
nosiła ubrania przypominające szkolny mundurek: schludne wełniane pulowery, praktyczne półbuty.
Wybierała rzeczy wygodne, dzięki którym mogła się wtopić w otoczenie, a nie wyróżniać spośród
innych.
Gerry wziął czek, stwierdzając, że przynajmniej tyle mu jest winna, po czym dodał z szyderczym
uśmiechem, że gdyby jednak zmieniła zdanie i zdecydowała się pozbyć cnoty, to on jest skłonny
wyświadczyć jej tę przysługę za taką samą sumę. „W końcu – drwił – jaki sens ma zachowywanie
cnoty, chyba że zamierzasz zostać zakonnicą”.
Później będzie czas na płacz, powiedziała sobie Emily, odprowadzając go wzrokiem. Potem
będzie rozpaczać nad unicestwieniem marzeń, ale teraz najważniejszą rzeczą, na której musi się
skoncentrować, jest odzyskanie po tej katastrofie siebie, Emily Francine Blacklaw, i znalezienie
sposobu, żeby ta osoba stała się istotą ludzką, a nie robotem pozbawionym zdolności myślenia,
rozsądku i odczuwania.
Dzięki zasobom energii, o jakie siebie nie podejrzewała, udało się jej odzyskać równowagę, tak
samo jak zdołała nie zauważać to zaciekawionych, to rozbawionych spojrzeń kolegów, którzy
najwyraźniej byli poinformowani o niecodziennym zakładzie Gerry’ego.
Strona 7
To przykre zdarzenie miało miejsce w trakcie ostatniego roku studiów. Po ich ukończeniu Emily
zamiast patrzeć w przyszłość, starała się przeżyć każdy mijający dzień najlepiej, jak potrafiła.
Właśnie wtedy dostała list od matki, z którego się dowiedziała, że stryj jej ojca, John, wreszcie
zabrał się do napisania od lat planowanej książki i poszukuje ofiarnej i bardzo cierpliwej
dokumentalistko-asystentko-sekretarki.
Gdy tylko przeczytała te słowa, od razu wiedziała, że znalazła miejsce, gdzie będzie mogła ukryć
się przed światem, który stał się jej obcy i przysporzył bólu i rozczarowań. I nie jest to klasztor, jak
stwierdziła z gorzkim, a nie jak dawniej ciepłym i trochę nieśmiałym uśmiechem.
Może gdyby rodzice nie byli tak zajęci przygotowaniami do czekającej ich podróży do Meksyku,
a siostra nie zdecydowała się na rok przerwy między ukończeniem szkoły średniej a rozpoczęciem
studiów na uniwersytecie i na wyjazd do Australii, i gdyby Emily miała bliską przyjaciółkę, która
zauważyłaby sygnały ostrzegawcze i jakoś na nie zareagowała, ktoś mógłby zainterweniować
i skłonić ją, by nie odwracała się od świata.
Los jednak zrządził inaczej. Po powrocie rodziców z Meksyku miała dyplom w kieszeni i od trzech
miesięcy pracowała u stryja Johna.
Mimo niemal klasztornego trybu życia w dość zaniedbanym domu położonym stosunkowo daleko
od miasta uniwersyteckiego Emily bardzo szybko zaadaptowała się do nowych warunków. Praca ze
stryjem Johnem dawała jej dużo radości i satysfakcji. Cierpliwie pomagała mu porządkować
i przepisywać notatki, sporządzane od przeszło dwudziestu lat z myślą o powstaniu dzieła jego życia.
Choć żadne z nich sobie tego nie uświadamiało, to mózg i ręka Emily tworzyły pierwszy zarys
dzieła z suchych faktów skrupulatnie gromadzonych przez badacza. Wydawcy uznali książkę za
zdumiewająco dobrze napisaną i zrozumiałą dla zwykłego czytelnika. Prowadząc niewielką firmę
wydawniczą o długich tradycjach, z siedzibą w tym samym mieście, w którym znajdował się
uniwersytet, mieli bogate doświadczenia w kontaktach ze swymi potencjalnymi, nieraz bardzo
ekscentrycznymi autorami.
Peter Cavendish, praprawnuk założyciela wydawnictwa, spotkał się ze sceptycznymi reakcjami
starszych krewnych, gdy z entuzjazmem oświadczył, że przeczytał rękopis, który nie dość, że był dla
niego zrozumiały, to jeszcze zachęcił go do zgłębienia tematu.
Peter liczył trzydzieści lat i był kawalerem. Zdaniem swego dziadka i stryjecznego dziadka był
trochę niepoważny jak na profil ich wydawnictwa. Prywatnie zwierzył się matce i siostrze, że
zamierza wciągnąć firmę w dwudziesty pierwszy wiek, a jeśli trzeba będzie, to nawet za kark.
„Sądzę, że znalazłem książkę, która mi to umożliwi” – dodał.
Ani Emily, ani jej stryj nie byli świadomi zamiarów Petera. Książka była jeszcze w fazie
przygotowań, a Peter musiał zmagać się ze starszymi krewnymi, którzy nie mieli pewności, czy aby
Strona 8
sędziwy autor będzie w stanie wyprodukować więcej niż pół tuzina rozdziałów, zanim podejmą
ostateczną decyzję o wydaniu dzieła.
Teraz, jadąc samochodem w śnieżycy w błyskawicznym tempie zasypującej drogę, Emily żałowała,
że uległa prośbom siostry, żeby przedłużyć pobyt u rodziców na tyle, by móc poznać Travisa, jej
australijskiego narzeczonego. Niezmiennie wyczulona na opinie innych, przewidywała, że jeśli
odmówi, rodzina gotowa pomyśleć, że zazdrości siostrze szczęścia i czuje do niej urazę.
Wcześniej, któregoś dnia, przypadkowo usłyszała, jak rodzice o niej rozmawiali. Matka
powiedziała, że jest typem dziewczyny, która powinna poślubić spokojnego mężczyznę, z którym
żyłaby na przedmieściu, wychowując przepisową dwójkę dzieci. Choć te słowa nie miały Emily
zranić, mimo woli sprawiły jej przykrość. Była przecież dziewczyną wchodzącą w kobiecość, która
wciąż śniła o bohaterskim kochanku rodem z powieści Waltera Scotta czy z romansu pióra Georgette
Heyer. Kochanku, który by ją rozpieszczał i adorował.
Po przeżytym doświadczeniu była mądrzejsza i bardziej dojrzała. Jeśli nie może sięgnąć gwiazd,
doświadczyć wyżyn emocjonalnych, o których kiedyś marzyła, to może faktycznie zadowoli się
związkiem, który tak obrazowo opisała jej matka.
Została dłużej u rodziców, uśmiechała się do Travisa i ukrywała prawdziwe uczucia na widok
zdziwienia malującego się na jego twarzy, gdy przenosił wzrok z wysokich, jasnowłosych,
tryskających energią rodziców Emily i swej blondwłosej, dorodnej i radosnej narzeczonej na niską,
ciemnowłosą istotę, która była ich córką i siostrą.
Poprzedniego dnia napadało tyle śniegu, że Gracie wyciągnęła stare sanki, żeby pojeździć na
zaśnieżonych polach za domem. Chcąc nie chcąc, Emily dała się namówić na ten wypad i oczywiście
miała to szczęście, że zamiast zjechać zręcznie ze wzgórza, zaczepiła o niewidoczny pod śniegiem
wystający korzeń i wylądowała w kałuży wody, wypływającej spod lodu.
Nie dość na tym. Nie miała ubrania na zmianę, bo planowała zostać u rodziców tylko dwa dni.
Teraz więc, zamiast wracać do domu w plisowanej spódnicy, skromnej bluzce i pulowerze, miała na
sobie coś w kolorze różowym, co Gracie określiła jako „bluzę sportową”, może odpowiednią dla
niej, ale w żadnym razie nie dla Emily. Jeszcze mniej na miejscu był dwuznaczny napis nadrukowany
w poprzek dużymi literami.
Gracie dała jej do tego, nie bacząc na protesty, parę swoich dżinsów, które były o wiele za długie
i zdecydowanie za ciasne. Powiedziała, że może je bez trudu skrócić, co też natychmiast zrobiła.
Emily nie pozostawało nic innego, jak włożyć to wszystko na siebie, a mokrą spódnicę wrzucić do
samochodu.
Musiała też, choć niechętnie, przyjąć pstrokaty duży sweter, który Travis wcisnął jej jako
„prezent”. Gracie najwyraźniej nie powiedziała mu, jak wygląda jej siostra, bo sweter byłby
odpowiedni dla kogoś, kto wyglądał jak ona – wysokiego i na tyle pewnego siebie, że dobrze by się
Strona 9
czuł w jaskrawym, rzucającym się w oczy ubiorze.
Jedyne własne rzeczy, jakie Emily miała na sobie, to były oprócz bielizny praktyczne buciki na
płaskim obcasie. Patrząc na gęstniejący z minuty na minutę śnieg, musiała przyznać, że solidna para
kaloszy byłaby zdecydowanie bardziej odpowiednia.
Z rozmysłem wybrała drogę do Oksfordu przez jedną z wysokich przełęczy, żeby uniknąć ruchu na
szosie. Ojciec, który zazwyczaj słuchał prognoz pogody dla farmerów, ostrzegł ją, że należy
oczekiwać dalszych opadów śniegu, ale nie spodziewała się groźnej nawałnicy.
Rzut oka we wsteczne lusterko potwierdził jej przypuszczenie, że jest już za daleko, żeby wycofać
się z obranej trasy. Jeszcze tylko pół godziny, a minie przełęcz i znajdzie się po drugiej stronie pasma
gór, zmierzając ku wiosce Thraxton. Tymczasem gdyby zawróciła, do najbliższej miejscowości
musiałaby jechać ponad godzinę.
Zaniepokoiła się jednak, gdy poczuła, że koła zaczynają buksować. Natychmiast zwolniła,
dziękując opatrzności, że gosposia rodziców, Louise, zaopatrzyła ją na drogę w pokaźną porcję
kanapek i termos z kawą. Miała w torbie książkę i pled, który zawsze woziła, żeby w razie potrzeby
móc owinąć kolana stryja Johna. Dokuczały mu stawy i troszczyła się o to, żeby nie marzł.
Poradzi sobie, nawet jak przyjdzie jej spędzić noc w samochodzie. Nie będzie to przyjemne, ale
była na tyle rozsądna, by zdawać sobie sprawę, że bezpieczniej dla niej będzie pozostać
w samochodzie niż ryzykować i poszukać pomocy. Prawdopodobnie i tak nic by to nie dało.
Okoliczne wzgórza były niezamieszkane, a nie warto żałować, że nie wybrała bardziej uczęszczanej
trasy.
Mimo ciemności krajobraz pokryty śniegiem jaśniał niesamowitym blaskiem. Emily usiłowała coś
zobaczyć przez szybę, ale wycieraczki z trudem nadążały ze zbieraniem śniegu. Od wypatrywania
zaczynały ją boleć oczy. Jechała ostrożnie i wolno, a mimo to koła się ślizgały i samochód nie
trzymał się drogi jak należy.
Ile jeszcze potrwa, zanim dotrze do najwyższego punktu? Usiłowała sobie przypomnieć, czy
niedaleko, przy szosie, znajduje się niewielka zatoka, w której mogłaby się zatrzymać, nie ryzykując
dalszej jazdy w trudnych warunkach.
Od kiedy zaczął sypać śnieg, nie spotkała żadnego samochodu. Wkrótce wiatr, który wciąż się
wzmagał, może nawiewać śnieg na szosę i zaczną się tworzyć zaspy. Gdyby to nastąpiło i samochód
zostałby zasypany… Upomniała się w duchu, że nic nie zyska, ulegając wyobraźni i wpadając
w panikę. Właśnie w tym momencie samochód nagle wpadł w poślizg i utknął w głębokim rowie
pełnym śniegu.
Uderzyła głową w oparcie, pas wbił jej się boleśnie w klatkę piersiową. Ostrożnie się poruszyła,
rozpięła pas i z najwyższym trudem otworzyła drzwi od strony kierowcy. Była szczęśliwa, że nie ma
Strona 10
żadnych obrażeń.
Wygramoliła się z auta prosto w zaspę i szybko rozejrzała dokoła, by stwierdzić to, co już
wiedziała, a mianowicie, że samochód dałoby się wydobyć z zaspy tylko jednym sposobem:
wyciągając go. Łopata, którą miała w bagażniku, w tej sytuacji na nic się nie przyda. Zła, pomyślała,
że czeka ją noc w samochodzie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że do rana śnieg przestanie padać
i uda się jej ściągnąć pomoc drogową.
Właśnie miała wsiąść z powrotem do auta, gdy usłyszała odgłos nadjeżdżającego samochodu.
Uznając, że to cudowne zrządzenie losu, wyszła na drogę, żeby zwrócić na siebie uwagę kierowcy,
ale zbyt późno uświadomiła sobie, że zobaczywszy ją nagle przed sobą, zacznie hamować i auto
wyląduje w rowie.
Kierowca wysłużonego pojazdu z napędem na cztery koła, który zarzuciło na zakręcie,
najwidoczniej pomyślał o tym, bo popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami i mruknął pod nosem
coś, co na pewno było dalekie od komplementu, ale przynajmniej się zatrzymał.
Obserwując, jak wysiada z samochodu, zaczęła się zastanawiać, czy na pewno powinna się z tego
cieszyć. Mężczyzna był wysoki i potężny. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i szerokie bary,
twarz ledwo widoczną pod zwichrzoną gęstwiną czarnych włosów i równie potarganą gęstą brodę.
Zauważyła, że zbliżając się, nieznajomy mierzy ją gniewnym spojrzeniem. Zatrzymał się o krok od
niej i starł śnieg z twarzy ręką, która, jak spostrzegła, nosiła ślady urazów, jak gdyby dużo pracował
pod gołym niebem. Pomyślała, że zapewne jest jednym z tutejszych farmerów.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz?! Chcesz zabić nas oboje?! – spytał, nie kryjąc złości. Nie mówił
z lokalnym akcentem.
Emily nie zdziwiła ani nie oburzyła jego reakcja. Może faktycznie niemądrze się zachowała, stając
na drodze, ale czy jego gniew nie był nieco przesadny?
– Wy, smarkacze, jesteście tacy sami – ani trochę oleju w głowie.
Emily patrzyła ze zdumieniem na nieznajomego. Podejrzewała, że może mieć niewiele więcej niż
trzydzieści lat, a ona miała dwadzieścia sześć. Nie była to duża różnica wieku, a już na pewno nie
taka, by usprawiedliwiała jego zachowanie.
– Chwileczkę… – zaczęła, ale natychmiast wpadł jej w słowo, nie pozwalając dokończyć.
– Masz pojęcie, jak łatwo byłoby ci zamarznąć w tych warunkach? – spytał ze złością. – Spójrz na
siebie. Ubrana w strój bardziej odpowiedni na dyskotekę w mieście niż na jazdę w zimie przez góry.
Zdajesz sobie sprawę, jak wygląda akcja ratownicza takich idiotów jak ty? Ile pochłania czasu?
W tych górach ratownikami są ochotnicy, ludzie i tak żyjący pod presją czasu – mówił dalej wciąż
zirytowany – którzy dobrowolnie narażają własne życie dla kretynów, niemających na tyle rozsądku,
żeby nie wyruszać w podróż w taką pogodę. Wszyscy zdrowi na umyśle nie wystawią nawet nogi za
próg…
Strona 11
Emily słuchała go coraz bardziej rozdrażniona. Za kogo on ją uważa? Za nieodpowiedzialną
nastolatkę, ubraną na dyskotekę? Skrzywiła się lekko, przypomniawszy sobie, z jaką niechęcią
włożyła na siebie bluzę, którą dała jej Gracie. A co do ratowników – jej ojciec był jednym z nich
i wiedziała wszystko o niebezpieczeństwach, na jakie się naraziła. Zanim jednak zdołała cokolwiek
na ten temat powiedzieć, mężczyzna znowu się odezwał, wskazując na jej samochód.
– Cóż, nie dałoby się wyciągnąć tego czegoś na drogę bez użycia pikapa. Na dobrą sprawę
powinienem cię zostawić, żebyś się przekonała, co dzieje się z takimi jak ty, ignorującymi
ostrzeżenia rozsądniejszych osób i wyjeżdżających w trasę podczas śnieżycy. Skoro jesteś aż nadto
skłonna lekceważyć wszelkie rady, jakie mógłbym ci dać, i powędrowałabyś, sprawiając kłopoty
tym, którzy będą musieli cię szukać, to chyba zrobię lepiej, jeśli cię podwiozę.
Ku swemu zdziwieniu, Emily zazgrzytała zębami. Uważała się za osobę bardzo zrównoważoną,
potrafiła zachować spokój nawet wobec okrucieństwa Gerry’ego – w każdym razie udać spokój.
Nagle odkryła, jak bardzo myliła się w ocenie własnego charakteru. Nic nie sprawiłoby jej większej
satysfakcji niż odrzucenie oferty pomocy swego wybawcy.
Rozsądek wziął jednak górę. Nie miała ochoty spędzić nocy w samochodzie; w każdym razie nie
wtedy, gdy zamieć z minuty na minutę się nasilała. Zdawała sobie sprawę, że jeśli opady śniegu
utrzymają się jeszcze przez jakiś czas, może minąć kilka dni, a nie kilka godzin, aż zostanie
wyswobodzona z unieruchomionego pojazdu. Hamując gniew, zwróciła się do mężczyzny tonem
najchłodniejszym, na jaki potrafiła się zdobyć.
– Tylko wezmę z wozu swoje rzeczy.
– Kobiety… – usłyszała w odpowiedzi – nie ruszą się nigdzie bez tony kosmetyków.
Kosmetyki… O mało się nie roześmiała. Na jej kosmetyki składał się krem nawilżający,
jasnoróżowa szminka, tusz do rzęs i cień do powiek, a i to tylko dlatego, że zmęczyły ją ciągłe uwagi
ze strony matki i siostry, że o siebie nie dba. Z samochodu chciała wyjąć ciepły sweter od Travisa,
pled, termos z kawą i kanapki, które dała jej Louise.
Brnąc w coraz głębszym śniegu do auta, z irytacją odgarnęła włosy z twarzy. Była tak
zaabsorbowana pracą ze stryjem Johnem, że nie miała czasu pójść do fryzjera, żeby ostrzyc się
krótko, jak to robiła regularnie co dwa miesiące. Teraz włosy sięgały jej do ramion i bez przerwy
opadały na twarz, co bardzo ją drażniło. Matka oceniła, że woli ją z dłuższymi włosami. Gracie
uniosła brwi i stwierdziła, że w takiej fryzurze prezentuje się nawet bardziej eterycznie niż zwykle.
Emily natomiast była zdania, że wygląda niechlujnie.
Wyjęła rzeczy z samochodu i gdy wróciła z termosem i pledem do gniewnego wybawcy, zobaczyła,
że wyraz jego twarzy się zmienił.
– Typowa studentka – złorzeczył pod nosem. – Domyślam się, że planowałaś nocleg
Strona 12
w samochodzie.
W pierwszej chwili Emily chciała zaprzeczyć i wyjaśnić mu, że się myli, ale zrezygnowała, gdyż
mężczyzna kontynuował opryskliwym tonem:
– Może lepiej przedstawmy się sobie, skoro mamy razem podróżować – powiedział. – Jestem
Matthew Slater. Ludzie mówią do mnie Matt.
Później Emily nie potrafiła powiedzieć, skąd przyszedł jej do głowy pomysł, żeby nie przedstawić
się prawdziwym imieniem i nazwiskiem, Emily Blacklaw.
– Francine – powiedziała.
Matt mruknął coś pod nosem, po czym skierował się do land rovera.
Odruchowo ruszyła po jego śladach, by od razu stwierdzić, że stawiał kroki znacznie dłuższe niż
ona, ale dżinsy miała już mokre do kolan i wszystko, co mogło uchronić ją przed zapadaniem się
w miękki śnieg, było warte pewnego wysiłku.
Matt nie próbował wziąć od niej bagażu ani też w jakikolwiek sposób jej pomóc, gdy ciężko
dysząc, walczyła z wiatrem i śniegiem padającym jej prosto w twarz. Dopiero gdy znalazła się koło
jego samochodu, podał jej rękę, po czym otaksował wzrokiem jej drobną sylwetkę, ledwo sięgającą
drzwi pasażera.
Podniósł ją z łatwością i wcisnął na siedzenie. Nie zdziwiło jej to. Była niska i drobna, a on był
wysoki oraz postawny. Doznała jednak nieznanego dotychczas wrażenia, gdy męskie dłonie
pochwyciły jej ciało, a ona poczuła zapach skóry i ciepło oddechu Matta. Nagle zabrakło jej tchu.
– Dokąd jechałaś? – spytał, gdy wspiął się na siedzenie kierowcy i wziął od niej rzeczy, by
położyć je z tyłu samochodu.
Emily zauważyła, że wóz został przystosowany do jazdy po nierównym terenie. Tylne siedzenia
zostały usunięte, żeby zrobić miejsce na dodatkowy ekwipunek, a może na przewożenie towaru raczej
niż ludzi. Torba leżąca za nią na podłodze wyglądała, jakby należała do wspinacza bądź piechura.
– Och, zapewne na randkę z chłopakiem – odpowiedział sam sobie. – Cóż, jeśli ma choć trochę
rozumu, zostanie w domu. Kobiety…
Najwyraźniej nie ma najlepszego zdania o przedstawicielkach mojej płci, uznała Emily.
– Mogę cię zawieźć do Thraxton – oznajmił, zamykając drzwiczki i włączając silnik.
Stamtąd będę mogła zadzwonić do rodziców i skontaktować się z pomocą drogową, pomyślała
Emily. Na południe można pojechać pociągiem. Zajęta najbliższymi planami, przyjęła
z zadowoleniem milczenie Matta skoncentrowanego na prowadzeniu samochodu.
Wyciągnęła nogi w kierunku nawiewu ciepłego powietrza, marząc o zdjęciu przemoczonych
dżinsów. Rytmiczny ruch wycieraczek zgarniających śnieg z przedniej szyby usypiał. Oczy jeszcze jej
łzawiły od uporczywego wpatrywania się w drogę podczas prowadzenia auta. Zastanawiała się, jak
to możliwe, że czuje się bezpieczna i rozluźniona w towarzystwie opryskliwego Matta, którego
Strona 13
poznała przed chwilą. Na ogół bała się obcych mężczyzn, poza tym była wyczulona na to, jak ją
postrzegają. Zdawała sobie sprawę, że stanowi przeciwieństwo kobiet, z którymi zapewne mają do
czynienia, bo nie ma w niej za grosz seksapilu. W tym mniemaniu utwierdziło ją postępowanie
Gerry’ego.
Matt tak niepochlebnie wyrażał się o jej płci, że nie czuła towarzyszącego jej w takich sytuacjach
skrępowania. Wciąż ją dziwiło, że wziął ją za roztrzepaną nastolatkę, gotową przebyć kilometry
w zadymce, żeby pójść do dyskoteki z chłopakiem.
Może podoba mi się ten mój fałszywy wizerunek, pomyślała, walcząc z ogarniającą ją sennością,
i dlatego podałam mu drugie imię zamiast w jej przypadku bardzo stosownego pierwszego imienia.
Panowała opinia, że do niej pasowało. Czemu ten mężczyzna nie dostrzegł w niej Emily, lecz za
dobrą monetę przyjął do wiadomości, że ma na imię Francine? Głowiła się nad tą zagadką, ale
wkrótce zmorzył ją sen.
Matt obrzucił pasażerkę pełnym dezaprobaty spojrzeniem, po czym skoncentrował się ponownie na
prowadzeniu samochodu.
Błędem było opóźnienie wyjazdu z Cairngorms o jeszcze jeden dzień, uznał, zwłaszcza że nie może
być nieobecny na jutrzejszym spotkaniu. Nie potrafił jednak przepuścić prawdopodobnie ostatniej
okazji do wspinaczki. Teraz płacił za swój brak umiaru, będąc zmuszonym pomóc tej niemądrej
dziewczynie. Po raz kolejny zerknął na nią kątem oka. Co, u licha, ją opętało, żeby włożyć na siebie
okropną bluzę z dwuznacznym napisem?
Śpiąc, wyglądała niewinnie i młodo. W bolesny sposób na własnej skórze przekonał się, że kobiety
są mistrzyniami w stwarzaniu pozorów. Wierzył, że Jolie jest szczera i uczciwa, dopóki na trzy dni
przed ślubem nie zastał jej w łóżku z innym mężczyzną. Płakała i błagała go, by wybaczył, a on uległ,
ale wkrótce dowiedział się, dlaczego tak naprawdę chciała wyjść za niego za mąż. Otworzył mu oczy
ojciec, wyjaśniając, że dzieci bogatych rodziców często stanowią łakomy kąsek z powodu
posiadanych przez siebie pieniędzy. Dodał przy tym, że mężczyzna w wieku dwudziestu jeden lat jest
za młody na podjęcie tak ważnej decyzji jak założenie rodziny.
Na pewno to doświadczenie zniechęciło Matta do angażowania się w poważny związek.
Naturalnie, nie stronił od kobiet – były jednak krótko obecne w jego życiu, bo szybko mu się nudziły.
Zresztą taki stan rzeczy nie napawał go dumą, ale jednocześnie był zadowolony z braku napięć, jego
zdaniem, nieuchronnie towarzyszących długotrwałym znajomościom.
Dlaczego więc obecność tej lekkomyślnej dziewczyny, śpiącej w sąsiednim fotelu w jego
samochodzie, sprawiała, że czuł się aż za bardzo świadomy faktu, iż jest mężczyzną? Zastanawiał się,
ile może mieć lat. Osiemnaście? Dziewiętnaście? On skończył trzydzieści cztery lata. Zresztą nie była
w jego typie. Niedoszła żona była zadbaną, elegancką blondynką, wysoką i szczupłą. Ta dziewczyna
Strona 14
mogła mieć jakieś metr pięćdziesiąt cztery, pięć wzrostu, a co do figury… nie sposób było dociec, co
kryje się pod tą okropną bluzą. Kiedy ją podniósł, bez trudu dłońmi opasał jej talię. Miała wąskie
i delikatne nadgarstki i najdłuższe rzęsy, jakie kiedykolwiek w życiu widział – chyba że były
sztuczne.
Ponownie rzucił okiem na profil śpiącej tylko po to, aby się upewnić, że długie gęste rzęsy nie są
wytworem jego wyobraźni. W tym momencie szosa raptownie opadła, przechodząc w stumetrowy,
odsłonięty odcinek, wystawiony na coraz intensywniejszą zamieć. Zanim Matt zdążył odpowiednio
zareagować, land rover stoczył się prosto w ponaddwumetrową zaspę.
Strona 15
ROZDZIAŁ DRUGI
Siarczyste przekleństwo rzucone przez Matta i nagły wstrząs, gdy samochód zarył w zaspie,
obudziły Emily. Otworzyła oczy i od razu zorientowała się w sytuacji. Odruchowo spytała:
– Zdołamy odkopać drogę czy może… – Urwała, uświadamiając sobie, że beztroska Francine tak
by nie zareagowała.
Matt rzucił jej uważne spojrzenie. Czy ona mówi poważnie? Kobiety, które znał, raczej by
zamarzły, niż zaryzykowały zniszczenie manikiuru, biorąc do ręki łopatę.
– Może dalibyśmy radę wyjechać tyłem i zawrócić, zanim całkiem zasypie szosę – powiedział.
Emily przecząco pokręciła głową.
– Za późno – orzekła. – W miejscu, w którym szosa schodzi do rzeki, będzie nieprzejezdna. Zwykle
najpierw ją zasypuje.
Matt ponownie bacznie przyjrzał się pasażerce, bo musiał przyznać, że prawdopodobnie ma rację.
– Wygląda na to, że utknęliśmy na dobre – stwierdził. W duchu sklął się, że nie wyjechał
wcześniej. Gdyby nie żywił wątpliwości co do wyniku rozmowy w sprawie nowej pracy… Teraz nie
pozostawało mu nic innego, jak spędzić resztę nocy wewnątrz samochodu z osóbką, która
niepokojąco pachniała drogimi, zapewne francuskimi perfumami.
Emily byłaby zaskoczona, gdyby mogła czytać w myślach Matta. Zapach nie pochodził od perfum,
lecz różanego mydła, którego niezmiennie używała. Tak przyzwyczaiła się do jego woni, że nie
zdawała sobie sprawy, iż jest wyczuwalna.
– Myślę, że powinniśmy sprawdzić, czy jednak nie udałoby się odkopać drogi – zasugerowała.
– Ja to zrobię – zdecydował Matt. – Nie ma potrzeby, żebyśmy oboje byli przemoczeni.
Emily chciała zauważyć, że ona już jest przemoczona, więc najsensowniej będzie, jeśli wysiądzie,
ale podejrzewała, że ten arogancki, wyniosły osobnik nie przyzna, że kobieta może wykonać to
zadanie równie skutecznie jak mężczyzna. W milczeniu patrzyła, jak Matt otwiera drzwiczki
i wydostaje się z samochodu.
Po jego powrocie musiała przyznać, że kontrolę ich położenia przeprowadził gruntownie. Wątpiła,
by zdołała pozostawać na dworze tak długo jak on. Śnieg oblepił mu sweter i dżinsy. Zanim wsiadł
do samochodu, otrzepał się, na ile było to możliwe.
– Nie ma szans na wydostanie się z zaspy – stwierdził cierpko. – Bóg jeden wie, ile czasu
przyjdzie nam tu sterczeć.
– Prawdopodobnie tylko do jutra – odrzekła Emily. – Na ogół służba drogowa stara się, żeby ta
szosa była przejezdna. Szkoda, że nie możemy usunąć samochodu, żeby zrobić miejsce dla pługa
Strona 16
śnieżnego – dodała, co Matt skwitował kolejnym pełnym niedowierzania spojrzeniem.
Może jednak ta dziewczyna nie jest tak niemądra, jak mu się z początku wydawało, pomyślał. Nie
zauważył żadnych oznak paniki, gdy poinformował ją, że utknęli na dobre. Pożałował, że nie
zatrzymał się na stacji benzynowej i nie kupił czegoś do jedzenia. Usprawiedliwiał go pośpiech;
zdawał sobie sprawę, że był spóźniony i każda stracona minuta liczyła się podwójnie.
– Lepiej zachowajmy kawę na później – zaproponowała Emily, przypominając sobie najważniejsze
zasady przetrwania w zimnie.
Mimo wszystko mogą uważać się za szczęściarzy, uznała w duchu. Mają ciepłe ubrania, gorące
picie, trochę jedzenia i schronienie, choć przypuszczała, że przy wyłączonym silniku wnętrze
samochodu bardzo szybko się wyziębi. Zerknęła na tył samochodu, zastanawiając się, czy
przypadkiem to, co tam leży, nie jest zwiniętym śpiworem. Gdyby nie był to śpiwór, to poratuje się
swetrem, a jeśli zdobędzie się na odwagę, zdejmie przemoczone spodnie i owinie nogi pledem.
W sytuacji, w jakiej się znaleźli, byłoby głupotą udawać skromnisię. Zimna mokra tkanina
oblepiająca nogi mogłaby obniżyć temperaturę jej ciała do poziomu grożącego całkowitym
wychłodzeniem.
Najwyraźniej jej towarzysz odgadł, nad czym rozmyśla, bo powiedział oschle:
– Lepiej ściągnij dżinsy. Mam zapasową parę, możesz ją włożyć.
Emily z trudem stłumiła śmiech, wyobraziwszy sobie siebie w jego dżinsach.
– To nie będzie konieczne – odparła. – Owinę się pledem, który zawsze ze sobą wożę.
Ku jej zdziwieniu Matt zaoponował:
– Lepiej nie, później będziemy go oboje potrzebować.
Posłała mu zaskoczone spojrzenie.
– Uwierz mi, ta sytuacja nie podoba mi się tak samo jak tobie, ale musimy spojrzeć prawdzie
w oczy – wyjaśnił. – Temperatura w samochodzie zacznie spadać szybko, a to oznacza, że musimy
wszelkimi dostępnymi środkami ocalić te zasoby ciepła, jakie nasze ciała jeszcze mają. – Spojrzał na
zegarek. – Dochodzi dziewiąta. Trochę za wcześnie, żeby iść spać, ale w tych warunkach to
najmądrzejsze, co możemy zrobić. Mam śpiwór. Jest na tyle duży, że zmieścimy się w nim oboje.
Emily natychmiast zaprotestowała.
– Oszczędź mi pisków obrażonej dziewicy! – rzucił opryskliwie. – To nie jest propozycja
seksualna. To samo zaoferowałbym mężczyźnie, a mając wybór między mężczyzną, kobietą i psem,
najchętniej dzieliłbym śpiwór ze zwierzakiem.
Emily nie miała co do tego żadnych wątpliwości, zdając sobie równocześnie sprawę, że w tej
sytuacji to najrozsądniejsze wyjście. Mimo wszystko wzdrygnęła się na myśl o aż takiej intymności.
Położenie się przy boku obcego mężczyzny, który wyraźnie okazał, co myśli o niej i o jej płci
w ogóle, było odległe od niegdysiejszych marzeń, które mimo wszystko nadal żywiła. Poza tym nagle
Strona 17
odżyły emocje, które starała się wykorzenić po haniebnym uczynku Gerry’ego.
Cóż, pomyślała żałośnie, takie już moje szczęście, że gdy pierwszy raz znajdzie się w intymnej
sytuacji z mężczyzną, to akurat z takim, który nie kryjąc pogardy, daje odczuć, jak bardzo jest
niepociągająca. A czegóż byś chciała? – zadała sobie w duchu pytanie. Kochać się z obcym facetem?
A może choć raz w życiu byłoby miło poczuć się piękną i pociągającą? Czy tak bardzo jej na tym
zależy, rozważała, by wykorzystać okazję?
Co się ze mną dzieje? – zastanawiała się spłoszona. Może to dlatego, że ostatnie cztery dni
spędziłam w towarzystwie Gracie i Travisa, widząc, jak przy każdej okazji się czulą? To okropne
być osobą, która zazdrości innym szczęścia, odczuwa niesprawiedliwość losu, bo obdarzył ją
tęsknotą za romantyczną miłością, a równocześnie dał wygląd i usposobienie, niepozwalające na
spełnienie marzeń. O wiele lepiej byłoby, gdyby, jak wyraziła się kiedyś matka, zamiast marzyć
o miłości, znalazła sobie spokojnego męża, z którym wiodłaby zwyczajne, pozbawione emocji życie.
Matt zaczął podejrzewać, że dziewczyna odrzuci jego propozycję, ponieważ na długo popadła
w zadumę. Kretynka, zżymał się w duchu. Czy rzeczywiście sądzi, że on wykorzysta sytuację w tak
niekomfortowej i mało romantycznej scenerii?
Poruszył się niespokojnie na siedzeniu, niezadowolony, że nagle wyobraził sobie przypadkową
towarzyszkę niedoli, leżącą na miękkim czystym prześcieradle, z jedwabistymi włosami
rozrzuconymi na poduszce, z niezwykłymi szarymi oczami błyszczącymi namiętnością. Wściekły na
siebie, uznał, że to przez te cholerne perfumy, których używała. Wzbudziły w nim erotyczne
skojarzenia.
– Posłuchaj, jeśli sobie wyobrażasz, że…
– Niczego sobie nie wyobrażam – skłamała Emily, wreszcie się odzywając. – Oczywiście, masz
rację – dodała najspokojniej, jak zdołała. – Nie mamy innego wyjścia, jak dzielić twój śpiwór. –
Zadrżała, czując, że marznie. Nie było na co czekać. – Będę musiała zdjąć dżinsy – dodała.
– Tak – odparł krótko Matt, zastanawiając się, czemu zachowuje się jak głupiec. Czy woli
dopuścić do wychłodzenia organizmu zamiast wprost powiedzieć, że na pewno będzie im cieplej,
jeśli ściągną spodnie i swetry i pozwolą ciałom wzajemnie się ogrzewać?
Gdy to oznajmił, Emily się spłoszyła, choć wiedziała, że Matt ma rację, a w głębi serca pragnęła
bliskości mężczyzny.
– Może powinniśmy najpierw zjeść kanapki i napić się kawy – zasugerowała z wahaniem,
czekając, aż Matt wyśmieje jej opory przed rozebraniem się. Ku jej zdziwieniu zgodził się,
sprawiając wrażenie, jakby to było po jego myśli. Wydawał się tak samo skrępowany sytuacją jak
ona.
To było dla niej coś nowego. Jedyne doświadczenie w dziedzinie kontaktów męsko-damskich
Strona 18
ograniczało się do Gerry’ego, który byłby aż nadto skory do dręczenia kobiety w takim położeniu.
– Mój ojciec należy do tutejszego ochotniczego zespołu ratowników – powiedziała, trochę
zdziwiona, że o tym mówi. – Wiem, że pierwszy by się zgodził ze wszystkim, co proponujesz.
– W takim razie dziwię się, że pozwolił ci jechać w taką pogodę. – Matt popatrzył na nią uważnie.
Emily przemilczała fakt, że jej rodzice byli już jedną nogą w podróży, tym razem do lasów
deszczowych w Brazylii. Oświadczyła chłodnym tonem:
– Jestem dorosła, nie jestem już dzieckiem. Sama podejmuję decyzje.
Zauważyła, że mężczyzna zacisnął wargi. Miał ładne usta, ledwo widoczne pod gęstą brodą.
– Dorosła?! A ile masz lat? Osiemnaście? Dziewiętnaście?
– Cóż, więcej, dwadzieścia sześć.
Dwadzieścia sześć! Matt ze zdumieniem wpatrywał się w towarzyszkę niedoli. Źle ocenił jej wiek
może dlatego, że jest drobna. To kobieta, nie dziecko. Zapewne już doświadczona, choć te ogromne
szare oczy wydają się niewinne.
– Wezmę kawę, a ty ściągnij wreszcie te mokre spodnie – powiedział.
Jak na tak potężnego mężczyznę porusza się zdumiewająco lekko, przemknęło przez myśl Emily,
gdy manewrował między dwoma przednimi siedzeniami, usiłując się przedostać na tył samochodu.
Jej ręce natomiast wydawały się niezgrabne i zesztywniałe, gdy rozpinała i ściągała dżinsy. Może
to zresztą wina mokrej tkaniny. Tak czy inaczej wydawało się, że upłynęły wieki, zanim wreszcie
pozbyła się spodni. Na szczęście, za duża na nią bluza sięgała jej niemal do kolan. Nie dość, że
ciepła, to przysłaniała ozdobne majteczki i koszulkę. Wybrała je, bo lubiła czuć na skórze delikatny
dotyk haftowanej satyny, ale nie zamierzała nikomu pokazywać z wyjątkiem samej siebie. Krój fig
podkreślał kobiece zaokrąglenie bioder i długość nóg w sposób, który nagle uznała za bardzo
prowokacyjny.
– Kawy?
Odwróciła się gwałtownie na dźwięk głosu Matta, skłaniając go do zastanowienia się, dlaczego
ona ma tak nieszczęśliwe spojrzenie. Nie mógł wiedzieć, że w tym momencie pomyślała o Gerrym,
wspominając, jak okrutnie z niej zadrwił.
– Lepiej przejdź do tyłu – poradził. – Robi się niebezpiecznie zimno. Im szybciej znajdziemy się
w śpiworze, tym lepiej.
Przyznając mu rację, Emily usiłowała się przemieścić na tył samochodu. Nie zdawała sobie
sprawy, że kiedy to robiła, przód bluzy zaklinował się pod nią, a tył zadarł się do góry, odsłaniając
pośladki.
Matt, odruchowo zerknąwszy w lusterko wsteczne, miał przed oczami bardzo zmysłowy widok.
Zirytowało go, że patrzy w lusterko dłużej, niżby chciał, dlatego chwycił ją za ramiona i przerzucił
Strona 19
w tył samochodu ponad przednim siedzeniem.
Emily poczuła się urażona, ale równocześnie nie żywiła wątpliwości, że Matt uważa jej obecność
za w najwyższej mierze denerwującą. Szybko wypiła kawę, delektując się jej ciepłem, ale nie miała
ochoty na jedzenie. Żołądek buntował się z nerwów i musiała walczyć ze sobą, żeby nie patrzeć na
śpiwór, który Matt rozwinął.
Gdy Matt przeszedł na tył wozu, poczuła się jeszcze bardziej skrępowana i z tego powodu nie
odwróciła się za siebie, słysząc, że on zdejmuje ubranie.
Zamierzała zostać w bluzie do ostatniej chwili, wiedząc, że stanik jest równie skąpy jak majtki –
więcej odkrywa, niż zasłania. Dopiero gdy wydawało się jej, że Matt wsunął się w śpiwór,
błyskawicznie ściągnęła bluzę.
Okazało się jednak, że nie było go w śpiworze. Czekał, żeby pierwsza zajęła miejsce. Nie była
przygotowana na taki widok. Miała obok siebie opalony nagi tors porośnięty ciemnymi włosami aż
do miejsca, gdzie zaczynały się bokserki. Nie był tak pokaźnych rozmiarów i aż tak muskularny, jak
to sobie wyobrażała, widząc go w ciepłym ubraniu. Zmartwiała, rozpaczliwie starając się skupić
wzrok na czymś innym.
– Jeśli jesteś gotowa, to szybko schowajmy się w śpiworze, zanim nasze ciała stracą ciepło –
powiedział.
Emily już się trzęsła z zimna, nogi od kolan w dół miała lodowate. Mimo to wahała się, żałując, że
nie ma innych sposobów na przetrwanie nocy w nieogrzewanym samochodzie. Nie było jednak
wyboru, pozostawało wpełznąć do śpiwora. Matt odchylił górną połę i, jak stwierdziła, włożył do
środka pled, aby było im jeszcze cieplej.
W tyle samochodu nie było dużo miejsca. Usiłując ulokować się w śpiworze, Emily biodrem otarła
się o ramię Matta i od razu po zetknięciu z jego skórą pokrytą włoskami poczuła w ciele mrowienie,
któremu towarzyszył ucisk w podbrzuszu. Drżąc, wsunęła się do śpiwora i ułożyła po jednej stronie
plecami do środka, czekając, żeby Matt do niej dołączył. On też wykazał się ostrożnością, tyle że
zajmował znacznie więcej miejsca niż Emily, a śpiwór nie był przeznaczony dla dwóch osób. Było
nieuniknione, że ich ciała się zetkną, natomiast reakcja, jaką wywołał ten przelotny kontakt,
zaskoczyła nieprzygotowaną na nią Emily.
Kiedyś pragnęła Gerry’ego, a przynajmniej tak jej się wydawało, jednak nawet zdawałoby się
podniecające pieszczoty nie podziałały na nią tak jak przelotny kontakt z ciałem Matta. To musi być
sprawa wieku, powiedziała sobie, leżąc sztywno na skutek szoku spowodowanego własną reakcją.
Niewykluczone, że jej nieoczekiwana silna reakcja na bliskość Matta wzięła się z kilkudniowego
mimowolnego obserwowania wzajemnego traktowania się Gracie i Travisa, z atmosfery, jaką wokół
siebie stwarzali, rozważała Emily.
Na ironię losu zakrawał fakt, że przypadkowo spotkany mężczyzna wyzwolił w niej, jak się
Strona 20
okazało ukryte i niepohamowane pragnienia. Wcześniej marzyła o romantycznej idylli, o wzajemnej
czułości i świadomości drugiej osoby. Teraz doświadczyła realnej fizycznej tęsknoty w stosunku do
obcego mężczyzny.
Doszła do wniosku, że ciało ją zawiodło, ponieważ leży bardzo blisko Matta. Gdy poczuła ciepło
płynące od jego ciała, silnie zareagowała i niemal jednocześnie zesztywniała z napięcia, przerażona
własną reakcją. Nie potrafiła pojąć swoich nagłych doznań, była zdezorientowana i przestraszona.
Obawiała się zasnąć, żeby nieświadomie nie zrobić czegoś, co zdradziłoby jej stan.
Wyobraziła sobie, jak Matt by zareagował, gdyby w jakikolwiek sposób dała przez sen upust
pożądaniu, które ją samą wprawiało w zdumienie i konsternację. Miał kiepskie zdanie na temat jej
seksualnej atrakcyjności i dlatego nie obudziłby jej po to, by dać do zrozumienia, że nie pociąga go
erotycznie.
Ona, która nigdy w życiu nie czuła najmniejszej potrzeby, żeby prowokować mężczyznę, teraz nie
była w stanie oprzeć się własnej fantazji i zastanawiała się, jak by to było, gdyby wsunęła palce
w ciemne włosy porastające tors Matta, przycisnęła usta do jego silnej szyi… do…
– Na litość boską, odpręż się – usłyszała. – Nie zamierzam cię tknąć.
Natychmiast poczuła się winna. Oczywiście, że nie miał w stosunku do niej żadnych erotycznych
planów, o tym była przekonana. Wolała jednak nie podejmować rozmowy na ten temat. Bezpieczniej
będzie udawać, że śpię, zdecydowała.
Leżąc nieruchomo w swojej połowie śpiwora, Matt stęknął. Usiłował przekonać samego siebie, że
dyskomfort fizyczny, który odczuwa, wynika z tego, że prawie nie śmie oddychać, nie mówiąc już
o poruszeniu się czy wygodnym ułożeniu. Wyczuwał napięcie emanujące z drobnego kobiecego ciała,
znajdującego się tuż obok.
Co ona sobie, u licha, wyobraża? Że co on zrobi? Czy naprawdę myśli, że ma tak słabą wolę, tak
mało szacunku dla niej jako istoty ludzkiej? Może jednak była świadoma, że zbyt dużo uwagi
poświęcił jej na wpół nagiemu ciału. Zamknął oczy, po czym otworzył je, wyobrażając sobie, że
kładzie ręce na jej ciepłych biodrach, przyciąga ją do siebie, odwraca na plecy i…
Co się z nim dzieje? Leży w śpiworze i snuje fantazje erotyczne na temat przypadkowo spotkanej
kobiety, o której nic nie wie. Prawdopodobnie miała za sobą liczne romanse, a zresztą dała mu aż
nadto wyraźnie do zrozumienia, że nie ma najmniejszej ochoty włączać go do ich grona.
Musiał uczciwie przyznać, że nie wysłała żadnego sygnału i niczym go nie zachęciła do nawiązania
bliższej, intymnej znajomości. Zachowanie tej kobiety zdecydowanie nie uzasadniało jego reakcji.
Intensywnie myślał o tym, żeby tylko nie odwrócił się przez sen i nie wprowadził fantazji w czyn.
Nie ulegało wątpliwości, że gdyby to zrobił, jego towarzyszka nie oszczędziłaby go, i miałaby rację.
Po półgodzinie wciąż nie mógł usnąć ani okiełznać niespokojnego ciała. Wiedział już jednak, co