Morze i jego zjawiska obrazki i opisy dla dzieci

Szczegóły
Tytuł Morze i jego zjawiska obrazki i opisy dla dzieci
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Morze i jego zjawiska obrazki i opisy dla dzieci PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Morze i jego zjawiska obrazki i opisy dla dzieci PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Morze i jego zjawiska obrazki i opisy dla dzieci - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 T A i l } 63 i MORZE i jego zjawiska. OBRAZKI I OPISY dp-ł LT017. Z drukarni Instytutu Stauropigiańskiego. Pod zarządem S tefa n a H u cz k o w sk ieg o . 1890. I ¥••• Strona 2 +pił Strona 3 MORZE I JEGO ZJAWISKA. §• i . ♦ Morze i okręty. Widzieliście z a p e w n e , lube d z ia tk i, już nieraz staw większy. Otoż w tym stawie stoi woda cicho i •spokojnie, i lśni się od słońca, ja k b y ja k a w ielka szy­ ba ze s z k ła ; — w niej, ja k b y w zwierciadle, odbijają się: słońce, drzew a stojące na b rz e g u , domki i inne przedmioty. Podobne do stawu je s t morze, tylko źe je s t bardzo wiele, większe. P atrząc n a moi z e , nie w i­ dać przeciwległych brzegów, tylko ogrom ną w odną płaszczyznę bez końca. Pięknie to patrzeć na morze w lecie w dzień p o ­ god ny o zachodzie słońca, fezkli się o n o , j a k b iy ła lodu, a słońce odbija się w n ie m , ja k b y ja k a ognista kula. P o nad morzem latają ptaki białe z czarnemi skrzydłami, długiemi a cieńkiemi; okręty to od pływ ają *0 prz ypływ ają, — a rozpiąwszy białe ż a g le , w y g lą - Strona 4 dają zdaleka j a k olbrzymie białe motyle , bujające po nad wodą. Co to jest okręt i zapyta z was może nie jeden, który ani nie słyszał tego w y ra zu , ani nie widział okrętu choćby na obrazku namalowanego^ — Okręt, moje dziatki, iest to wielkie ale bardzo wielkie czółno, zupełnie takiego samego kształtu i z drzewa zbudo - wane. Służy, tak ja k czółno, do przewożenia ludzi i in­ nych rzeczy, jak o t o : zboża, bydła, zagranicznych ko- jzen i, fabrycznych wyrobów i t. p. przez morze z j e ­ dnego kraju dó d ru g ie g o ^ iłk rę t, prócz wielkośę^ ma jeszcze inne różnice od czółna; najważniejsze są dwie: pokład i żagle, czego zwykłe czółna nie mają. Pokład je s t. to podłoga, znajdująca się u sam ago wierzchu ok rę tu ; — tą podłogą, czyli pokładem, jest okręt nie­ jako zadniony, tak jak beczka jest dnem zadniona. Na pokładzie chodzą ludzie, którzy ja d ą okrętem, i przy patrują się stąd zjawiskom morskim. W pokładzie są d rz w i; przez nie wstępuje się na wschody, które pro­ wadzą na dół do wnętrza okrętu. j^Tu są pokoje ze sprzętami, także kuchnia, spiżarnia, stajnia na bydło i magazyny na drzewo, sól, wodę i inne rzeczy. Otóż widzicie, lube dziatki, że okręt podobny jest do bu­ dynku, w którym człowiek może mieszkać, i w którym mieści się wszystko, co człowiekowi do życia jest po­ trzebne. — Teraz obaczmy, co to są żagle i do czego s użą Wyobraźcie sobie, lube dziatki, czółno na stawie przy brzegu spokojuie stojące, które nie jest Strona 5 uwiązane, ani ,w jakikolw iek bądź sposób utwierdzone. N araz zrywa vsię wiatr. Czy czółno zostanie i teraz przy brzegu ?... B y n a jm n ie j; wiatr, zapierając się o k r a ­ w ędzie czółna, uniesie j e na środek stawu. Parcie w ia­ tru będzie tern silniejsze, czein szerszą je s t śc ia n a , o k tórą się W iatr zapiera. Z tego to skorzystali żeglarze, (t j. ci, co p ły w a ją po morzu). W biwszy w pokład pionowo w ysokie a cienkie drzewo, — masztem zw a­ ne, — przytwierdzili doń na krzyż drugie drzewo, a na tym krzyżu rozpięli g r u b e , mocne płótno. Otóż to płótno na z y w a się żaglem, a gdy j e rozepniesz, i wiatr zacznie w nie dąć, to okręt ta k szybko leci, żeby go i rączy koń nie dopędził. T ak więc ludzie za pomocą wiatru, który dmie w żagle, płyn ą po morzu. W idzę, żem poruszył w a sz ą ciekawość. Nie je d e n może s p y ta : a jeżeli w iatru nie ma, co w tedy dzieje się z okrętami?... O dpow iedź: wtedy okręty stoją nie­ r u c h o m e . . . . A jeżeli w iatr nie w tę stronę dmie, w którą żeglarze chcą płynąć, ale wstecz, przeciw nie?... W tedy ta k ż e p l / n ą ć nie m ożna, lecz trzeba czekać pomyślniejszego w i a t r u . . . . Jeżeli zaś w iatr z boku wieje w je d n e lub w drug ą s tro n ę , to żeglarze umią sobie radzić, tak kierując żag la m i, na c hy la jąc j e to' n a tę to na ow ą stronę, że zawsze popłyną n a p r z ó d ; wprawdzie nie całkiem prosto, lecz zygzakami, ale zaw ­ sze naprzód, d o k ą d im tr ź e b a \ W najnow szych czasach wymyśleli ludzie parow e ok ręty, czyli p a ro w c e , t. j. takie okręty, które para Strona 6 naprzód pędzi, — ot ta k , jak wozy nd żelaznej kolej i. Takim i okrętam i m ożna płynąć każdej chwili i w k a ż d ą s t r o n ę , naw et naprzeciw wiatru'' i w najw ię k szą burzę. U okrętu je s t jeszcze sfer, t. j. d e sk a szeroką, wpuszczona w wodę z tyłu okrętu, niby rybi ogon. T ą d e sk ą (t. j. sterem), zw racając j ą w tę lub w ową stronę, kieruje się o krętem podług upodobania. C złow iek, co okrętem za pomocą steru kieruje, na z y w a się sternikiem. U przodu okrętu, k tó ry je s t ostro - ko ń cz a s ty , ja k czółno rybackie, uwiązana je s t na grubej linie (t. j . sznurze), kotwica, t. j. d r ą g żelazny, z trzem a ostrymi zębami na końcu. Jeżeli sternik chce ok rę t z a tr z y m a ć , w tedy zapuszcza do morza kotwicę, któ ra pruje ostrym zębem duo morza, i tym sposobem z a tr z jrm uje o kręt na miejscu. §• 2. Przedmioty odkrywają się żeglarzowi powoli, począwszy od swych szczytów. Ju ż wam przedtem mówiłem, lube d z ia tk i, że na morzu p oja w ia ją się ptaki z długiemi skrzydły, które kołując około okrętu m ogą i kilkadziesiąt mil i więcej lecieć przez m orze, mówiłem wam także, że okręty ż a ­ glowe w y g lą d a ją z d a le k a , mianowicie w dzień ja s n y , Strona 7 w — 7 kiedy słońce oświeci rozpięte żagle, ja k białe motyle, latające ponad zwierciadłem wody. Tutaj powiem wam jeszcze niektórych zjawiskach na morzu. N a jc ie k a - saem je st to zjaw isko, kiedy okręt nadpływ a zdaleka. W ów c z a s go nie widać naraz, tylko naprzód pokazują się wierzchołki żagli, dalej widzimy ićli środek, potem całe żagle, aż nareszcie pokaże śię okręt z ludźmi i ze w s z y s t- kiem, co się na pokładzie znajduje. Zdaje się wfyraźuie. jak gdyby okręt z morza wyrastał, albo j a k gdyby był za j a ­ kimś pagórkiem , a człowiek, co wychodzi na pagórek, widzi z razu tylko wierzchołek, a potem coraz więcej części jego, aż w yszedłszy na sam pagórek, ogląda go w c a ­ łości. Podobnie dzieje się z miastem , które leży na brzegu morskim. W idziałem to zjawisko na własne oczy, kiedy z Tryestu płynąłem do Wenecyi. Zbliżając się na mil kilka do W e n e c y i, ujrzałem z razu przez szkło pow iększające same koniuszki krzyżów na k o­ ściołach. potem wierzchołki kopuł i wież, potem o dsła­ niały mi się większe budynki, kościoły, wieże, p a ła c e ; aż nareszcie wyrosło przed oczyma memi całe miasto, j a k b y na drożdżach. Przy czyna tego zjaw iska jest ta, ż e ziemia, a wiec i morze z nią razem, je s t ok rągłe j a k kula. Postaw sobie wielką kulę przed oczyma, a nie ujrzysz nic, co się znajduje na drugiej stronie kuli; ale posuwaj zwolna oczyma po powierzchni kuli, a zo­ baczysz coraz więcej przedmiotów, które dla ciebie były przed tem zakryte. £ m . ''-kj Strona 8 Burza morska. Widzieliście, lube dziatki, powierzchnię stawu przy spokojnem p o w ie trz u ; jest ona g ład ką, j a k szyba lodu albo j a k s z k ł o ; ale niech tylko w iatr pocznie d ąć sil­ nie, natenczas powierzchnia wody marszczy się i* łamie i p ow stają tale. Te fale b yw ają większe lub mniejsze, j a k w iatr je s t słabszy lub silniejszy i j a k staw je s t w iększy lub mniejszy. Otoż podobnie dzieje się i na morzu. ^ P rzy spokojnem powietrzu powierzchnia wody j e s t g ła d k a j a k szklanna szyba ; ale gdy zawieje wiatr silny, wówczas p ow stają bałwany, tak w ielkie, j a k domy, a pomiędzy nimi roztw ierają się przepaści i g ł ę ­ bie tak głębokie, j a k wysokie są góry bałwanów. N ie­ bezpiecznie wtedy płynąć okrętem po morzu, bo w zbu­ rzone m orze miota nim j a k piłką, i g dy nim ciśnie o sk a łę lub m ielizn ę, to go zgruchoce, a wtedy śmierć niechybna dla żeglujących. Takie zjawisko, kiedy w iatr silny zburzy morze, nazyw am y burzą morską. Opiszę w a m , lube dziatki, j e d n e z mniejszych burz morskich, której sam doświadczyłem. Byłoto roku 1845 w miesiącu Lipcu o szóstej godzinie z r a n a , kiedy wsiadłszy na statek parowy, popłynąłem z T ryestu do Wenecyi. P ięk ny i niezwy­ kły był to dla mnie widok. — Zrazu płynęliśmy p o - m iędzy o k rę ta m i, nagrom adzonym i w przystani T r y e - steńskiej, a było ich czy nie tysiąc j Jestto istotnie ply- Strona 9 — 9 - wające miasto, dziwnego kształtu. Potem płynęliśmy szybko morzem. Niebo było pogodne, nie splamione ani jedną chm urką; słońce świeciło ja s n o , i najm niej­ szego nie było w ietrzyku. Posuwaliśmy się spokojnie naprzód tak, że na pokładzie można było czytać i p i­ sać. Wszystko co żyło, wyruszyło na pokład, aby użyć pięknego poranku i morskiego widoku. Będąc pierwszy a może i ostatni raz na morzu, wytężyłem ciekawie wzrok i bacznie śledziłem okiem wszystkie zjawiska. Zrazu widziałem dość długo wybrzeża Tryestu, Dalma- cyi, Gorycyi z nadbrzeżnemi wioskam i, miasteczkami, drzewam i, które odzwierciedlały się dziwnie pięknie w czystym krzysztale m orskim ; później znikło wybrze­ że, — a oko nie ujrzało w około nic innego, tylko pod sobą jasną szybę wody bez granic, a nad sobą również nieograniczone błękitne niebo, na którern świe­ ciła ognista kula słońca.... Naraz postrzegłem od po­ łudnia czarną chmurkę, nie większą ja k kapelusz okrą­ g ły z szerokimi k ry sami; kolor tej chmurki był po­ dobny do d ym u , wychodzącego z komina parowej fa­ b ryki. Co chwila chmura ro s ła ; już podobna do dużego zwierza, wokamgnieniu była wielka ja k dom , — na­ reszcie lotem błyskaw icy ogarnęła całe niebo czarnym całunem. Słońce zgasło, a na ziemi zrobiło się ciemno, ja k b y wśród m roku wieczornego. Wszystko to stało się w przeciągu k ilk u minut. Nagle w iatr począł dąć tak silnie, że musiałem jąć się poręczy ła w ki, na k tó ­ rej siedziałem, przykutej mocno na żelaznych nogach do A Strona 10 — 10 — pokładu, aby nie być potrąconym. Dopieroż morze rozi- grało się na dobre!.. Powstały bałwany, wysokie ja k domy, a pomiędzy nim i były takież głębokie przepaści. Woda wydała się ziełoną, bałwany zaś na krawędzi były białe, po części od piany m orskiej, po części od rozpryskującej się rozbitej wody.... Okręt nasz nie p ły ­ nął już równo i spokojnie ja k przedtem, ale owszem kołysał się i chwiał tak, źe trudno było na pokładzie jeden krok zrobić naprzód. W miarę, jak bałwan wody pod okręt podpływ ał, przód jego wspinał się do góry, niby chcąc wdrapać się na bałw an; a ty ł schylał się w przepaść tak dalece, że krawędź okrętu dosięgała prawie powierzchni wody. Gdy znowu bałwan podpły­ nął pod ty ł okrętu, natenczas takowy wznosił się do góry, a przód zniżał się do przepaści, tak iż się zda­ wało, że okręt tuż tuż wywróci się!.. Do tych wstrzą- śnień, idących wzdłuż" ókrętu, dołączały się wstrząśnie- nia poprzeczne; ' jaiśYś" ukośny w iatr b ił od czasu do czasu urywanym gwałtownym prądem o ściany po­ dłużne i wstrząsał gwałtownie okrętem. Nadto zaczął padać deszcz rzadki ale bardzo dużemi kroplami*... K a ­ zano odpiąć i spuścić żagle, co zwykle czynią przy morskich burzach, a to dla tego, aby od gwałtownego wiatru maszt się nie złamał, lub okręt się nie w yw ró­ cił. — M ajtkowie więc ruszyli czern prędzej do rozwią­ zywania lin, któremi żagle do masztów, a było ich trzy, umocowane były. Strasznie to było patrzeć, jak majtek w isiał w pow ietrzu, uczepiwszy się lewą ręką i no- Strona 11 gami za cienki wierzch masztu, p ra w ą zaś i zębami usiłując gru b ą rozw iązać linę. W iatr nim trząsł g w a ł­ townie tak, że je g o bluza szeleściała; on sam, wskutek chwiania się okrętu w je d n e i wT d rugą stronę, p o d n o ­ sił się razem z żaglem po nad m o r z e , to na tę to na ową stronę, opisując wielkie półkole w powietrzu. Nie którzy podróżni dostali z tego silnego chwiania się ok rę tu m o rską słabość, t. j . opanowało ich ciężkie nu­ dzenie , m d ło ś c i, straszne wymioty i zawrót głowy, W szy stk o, co żyło, wyniosło się z pokładu do wnętrz- nych pokoi okrętu ; . . . na pokładzie pozostał tylko kapitan okrętow y, sternik, majtkowie, kilku podróżnych i j a , chcąc doświadczyć wszystkich moźebnyeh z d a ­ rzeń. N a szczęście nie dostałem choroby morskiej. B u ­ rza trw a ła blisko cztery godziny, naraz ja k przy szła ta k przepadła, w iatr u sta ł, niebo rozjaśniło s ię , woda uspokoiła, — i niebawem wesoło, j a k gdyby nic nie było zaszło, zawinęliśm y po ośmiogodzinnej jeździe, do portu pięknej Wenecyi. T a burza, aczkolwiek nie milą b y ła dla słabych a może i straszną dla kobiet i dzieci, niczem nie je s t w porównaniu z burzami, trwającemi c a łą dobę i d łu ­ żej. Pod czas takiej burzy, a osobliwie gdy okręt nie j e s t parowy, tylko żaglowy, kapitan i sternik nie m a ją ju ż nic więcej do czynienia, bo nie są wstanie kiero­ wać okrętem wśród gwałtownych wiatrów i bałwanów. Chcąc okręt jako tako uratow ać od przewrócenia się, ś c ią g a ją żagle,- zrębują maszty, za m y ka ją szczelnie po- Strona 12 kład i zostaw iają okręt i siebie na los szczęścia. Ciemność, wiatr, deszcz, chlustanie morskich bałwanów, które jeden po drugim prz e pływ a ją przez p'oklad okrętu, czynią w szelką pomoc nie podobną. O kręt taki to z a ­ nurzy się w w o d ę , to w ypłynie na wierzch to wiatr, pędzi go lotem błyskawicy n a p r z ó d , to rzuci nim w tył i wstrzęsie gwałtownie, bo fala przeciwna bieg jeg o zatam ow ała. O k rę t skrzypi od uderzeń fali i wiatru we wszystkich staw ach, i zdaje się, ja k o b y co chwila miał się rozpaść i r o z p ły n ą ć — S zczęście, jeżeli okręt je s t silnie zbudowany i jeżeli znajduje się na szerokiem i głębokiem morzu. Gdy zaś je st blisko w ybrzeża, wtedy niebezpieczeństwo wielkie, bo wiatr lada chwila może nim uderzyć o skałę lub o m ie liz n ę , a w tedy rozbicie niechybne. Żeglarze w sk a k u ją w takim razie w łódkę, która jest uw iązana przy każdym okręcie, lub czepiają się masztu, desek i innych części zgruchotanego okrętu. K apitan w y trw a zaw sze do o s t a t k a , usiłując ratow ać p o d r ó ż n y c h , i dopiero ostatni oddala się. Sczęśliwi rozbitki, jeżeli ich morze na swych bałw anach na brzeg ja k i wyniesie i w yrzuci, lub jeżeli ja k iś inny mocniejszy o kręt im w pomoc nadpłyn ie; uajczęściej w szakże z najd ują śmierć niechybną w morskiej toni. 4. §• Trąba morska. Widzieliście może ju ż n ie ra z , lube dziatk i, jak w iatr się kręci, w kółko się zw ijając i fworząc tr ą b ę ; Strona 13 j a k ta trąba porywa w siebie pył, liście, słomę i kręci j e razem ze sobą, podnosząc w górę ta k w y s o k o , j a k sam a je s t w y s o k ą , a wysokość takiej trąby dochodzi u nas czasem do wysokości topoli.... Prości ludzie, co wierzą w zabobony, nie umiejąc sobie wytłumaczyć przyczyny -takiej wietrznej trąby, powiadają, że to zły duch tańczy i żegnają się, skoro ujrzą k rę d ąc ą się t a ­ k ą trąb ę wietrzną. Wy zaś temu nie wierzcie, i wiedźcie że tak a wietrzna trąba powstaje, jeżeli dw a przeciwne p rą d y w iatru ze tk n ą się ze "sójąą ; w tern miejscu, gdzie się one zetkną, pow staje wfaśnie ta k a trąb a wietrzna. Podobnie j a k u nas na ziemi, pow stają także t r ą ­ by na m orzu; o c t f w & M / ż e te ostatnie'' są daleko w iększe i-silniejsze, niż n a sz e , choć trzeba wiedzieć, że i na stałym lądzie byw ają bardzo duże i bardzo silne tia b y powietrzne, osobliwie w krajach, leżących n a d j n ó r z e m . Czytam y w k sią ż k a c h , że we Francyi przed laty była tak silna tra&a w ietrzna, iż p o w y w ra ­ cała, a co w iększa z korzeniem nawet p ow yryw ała d rzew a, zburzyła domy, poprzenosila przedmioty z miejsca na miejsce, słowem na kilkanaście mil sp u­ stoszyła kraj tak okropnie, że prawie nie został k a ­ mień na kamieniu. Co tam poginęło i pokaleczało ludzi nieszczęścia, płaczu i rozpaczy, Maiclno tó słowy wypowiedzieć. -— M td t na morzu takie trąby pow stają z zetknięcia Się dwóch Śóbie p r z e - * ciwnych wiatrów. J a k n a stałym lądzie trą b a poryw a w szystko, co je j po dpadnie, kręci m ły ń c e m ,i unosi ze Strona 14 sobą, tak też i trą b a m orska chw yta w siebie wszystko, na co końcem sw ym cienkim natrafi, w k ręca j e w swój wir i unosi niepow strzym anie ze sobą. J a k na stałym lądzie trąb a wietrzna najczęściej napełnioną jest liś.- ciem, k u r z e m , żwirem i s ł o m ą , ta k trą b a m orska n a ­ pełniona je st wodą. Żeglarze o p isu ją , j a k . w oda zw i­ nięta w trąbę, fi spodu końcem ważkim, 11 góry o tw o ­ rem, rozwartym wznosi się , wiruje i dalej się po suw a; j a k częstokroć razem z w odą w siąka w siebie ryby," rośliny i inne ży ją tk a morskie, i j a k niebezpieczną je st ona dla żeglujących, bo może łatwo okręt wywrócić i zatopić... Od takiej trąby nikt się nie u c h ro n i; szczęście kogo ona sam a ominie! , Świecące morze. Burza i trą b a m orska są straszne zjaw iska ; nie je d e n z was lękałb y się może w siąść n a okręt, i po­ płynąć m o rzem , ażeby nie narazić się na burzę lub nie w paść w trą b ę m orską. Lecz nie lękajcie się b a r ­ dzo. Niebezpieczeństwo podobnych morskim mam y wiele i na stałym lądzie; zarówno tu j a k i na morzu ludzie rod zą się , ży ją i umierają. A na wojnie czyż mało ginie od k u l , co ja k g ra d sypią się i świszczą, niechybną śmierć rozn osząc? — czyż nie w y p a d a przeto iść na w ojnę?.. Ale porzućmy te myśli, a w7róćmy r a - Strona 15 czej do ś w ie c ą c e g o m o r z a , a fó j e s t z ja w isk o nader p ię k n e i mile, ja k i e g o n a sta ły m lą d zie nie w idzim y. W idzieliście n ie ra z , j a k śró d ciemnej nocy z a p a łk i fosforow e U yszćzą niebieskim p ło m y k iem , albo ja k pię k n ej letniej n o c y r o b a c z k i ś w ię to ja ń s k e w k rz e w a c h i k r z a k a c h m ig o c ą , n ib y to g w ia z d y , św ia tełkiem nie- bie sk aw e ro , czerw onaw em , zielo n a w em i rozm ai tern innem . Milo to p a trz e ć n a p ię k n e z ja w isk o ale to w sz y s tk o j e s t niczem w po rów nan iu z św ie cą cem m o ­ r ze m . — O tó ż w k r a ja c h p o łu d n io w y c h , b ard z o cie­ pły ch, le tn ią n o c ą św ieci m o rze bard z o j a s n o , czasam i w o k r ę g u mil k ilk u n a stu . Ś w iatło to j e s t ta k ja s n e , że robi się w idno , j a k b y śród n a jp ię k n ie jsz e j, p e ł n ią k s i ę ­ ż y c a ośw ietlonej n o c y ; p rzy ta k icm św ietle m o ż n a b y n a w e t w y g o d n ie cz y ta ć. — D ługo dziwili się ż e g la rz e , nie m o g ą c sobie tego z ja w is k a w y tłu m a cz y ć. N aresz cie w p a d li n a m yśl, z a c z e r p n ą ć tego św ie c ą c e g o m o rza do n a c z y n ia , a z a c z e r p n ą w s z y , zaczęli mu się pilnie p r z y ­ p atry w a ć. P o s tr z e g li więc, że ta ś w ie c ą c a w o d a m ig o ­ ta ła się b a r d z o p ię k n y m i ja s n e m ś w i a t ł e m , to z ie lo ­ n a w e m , to różow aW em , to n i e b i e s k a w e m , to zlocistem , m ie n ią c się w r o z m a ite k o l o r y ; postrze g li dalej, ,że ta w o d a r u s z a ła się, j a k b y b y ła żyw ą. I w istocie b y ły to ntałe, o k r ą g łe z w ie r z ą tk a , ta k j a k d ro b n e z i a r n k a m a k u ałb d i w i ę k s z e ; one to wesoło ig ra ły Z w o d z i e , w y d a ­ j ą c ze siebie te p ię k n e św ia tła . T y c h ż y j ą te k nie n a l i ­ c z y łb y , — t a k ich dużo b y ł o , — bo było ich m ilio ­ nam i. — L ecz św iatło z w i e r z ą t e k , z a c z e rp n ię ty c h w Strona 16 naczynie, nie długo tr w a ło 5 po kilku chwilach zaczęło gasnąć i zagasło. Żeglarze badali przyczyny tego z g a ­ śnięcia i przekonali się, że te zwierzątka., co przestały św iecić, były j u ż nie żywe. Otóż te zw ierzątka świeeą wtedy tylko, kiedy są żywe i zdrow e, i czem zd ro w ­ sze są, tern ja śn ie j ś w ić c ą , — a z ich życiem gaśnie także ich światełko. — T a k to dziwnie Stw órca u ro z ­ maicił przyrodę tworami! §. 6 . Cisza morska. S traszn ą j e s t żeglarzom burza morska, ale strasz ­ niejszą je s t jeszcze długotrw ała cisza, osobliwie dla okrętów ż aglow ych, co w swych poruszeniach zawisły od wiatru. Spytacie się m oże: dla czego nie przerobią wszystkich okrętów na p a ro w c e ? — W tedy p ły w a ją c y po morzu nie mieliby przyczyny obawiać się ciszy m o r­ sk ie j, bo p ara pędzi okręt bezpiecznie naprzód tam, d o k ą d mu płynąć trzeba..... Dobrze to m ów ić, ale nie w szystko da się wykonać. T rzeba w iedzieć, źe p a ro ­ wiec bardzo dużo kosztu je, bo do miliona z ł r ., nie ka ż d y więc kupiec je s t w stanie sprawić sobie p a ro - w ie c ^ P o te m trzeba i to obliczyć, że przyw óz towarów żeglowymi okrętami j e s t tańszy, bo sam okręt mniej k o sz tu je , a więc towary, przywiezione żaglowymi okrętami, m ogą się taniej s p rz e d a w a ć , i znajdą łatwo Strona 17 17 — dla swej taniości kupca. Na tćm w łaśnie głównie p o ­ lega handel, dlatego też i po dziś dzień dla przewozu towarów przez morza nie równie więcej używ ają o k rę­ tów żaglowych, aniżeli okrętów parowych. — Ale wróćmy do ciszy morskiej. Cisza morska, jestto taki stan powietrza na mo­ rzu, kiedy je najm niejszy nie muśnie wiaterek. W tedy żagle ow isają i okręt stoi śród m orza nieruchomy, jakby doń przykuty. Nic nie pomogą usiłowania żegla­ rzy; m uszą stać i czekać, dopóki łaskaw e nieba nie zeszłą im podmuchu wiatru. — Takie ciszy morskie, trw ające tygodniam i albo i d łu żej, panują osobliwie na oceanie wielkim czyli spokojnym , w strefie gorą­ cej. I to właśnie czyni je bardziej szkodliwemi. Tutaj bowiem słońce rozpala powietrze do tego stopnia, że wydaje się gorącem , jakby z pieca wychodziło. T a ogromna gorącość wywiązuje z wody morskiej parę i sprawia nieznośną duszność. Członki człowieka omdle­ w ają, ludzie i zw ierzęta stają się leniwi i posępni. P o ­ woli zaczynają gnić stworzenia w morzu ży jące, n aj­ przód drobne, g alaretow ate, które milionami tu żyją, a potem i inne w ięk sze, a nawet i ryby, Pow staje zgnilizna w wodzie morskiej, i wywiązuje się wielki fetor, który zaraża powietrze. Ludzie niem oddychający dostają tak zwanej zgniłej febry, która jest chorobą straszną, nieuleczoną i zaraźliwą. Na żywym człowieku zaczyna gnić ciało i wydaje fetor nieznośny, Wtedy to żeglarze biorą takiego zarażonego człowieka i w rzucają 2 .ł T ? ,^ V * * K v Strona 18 go do morza, chociaż jeszcze żyje... Z czasem podpada tak że wszelka żywność, k tó rą żeglarze z sobą wiozą, w dziw ny sposób zepsuciu i staje się nieużyteczną. W eźmiesz np. bochenek chleba, który z wierzchu zdąje się być dobry i cały, i rozkroisz go, a z pod skorupy wyłazi mnóstw o ro b ac tw a , plugawych much, i rozmai­ tych obrzydliwych ow adów , które się w m iękuszce wylęgły. Z aczerpniesz z beczki słodkiej w ody, k tórą żeglarze ze sobą wożą, w szklanne naczynie, a o ba- c z y s z , j a k tam dziwne stw orzenia, podobne do j a s z ­ czurek, gadów, robaków , bujnie hulają, pożerając je d n e drugich. Z epsuty pokarm w yrzuca się także w morze. Co raz smutniej na okręcie. . Została jeszcze mała g a r s tk a żeglarzy z w ychudłą p o sta c ią , z wybladłem licem , z zapadłemi oczy m a, nadarm o błagając o wiatr nieczułe niebiosa. Najw ytrw alsi w tem nieszczęściu są m ajtkow ie i k a p ita n , bo ci przyzwyczajeni najbardziej do morskiego życia. Ale i ich nareszcie rozpacz o g a r­ nia. Majtkowie dawno już byliby puścili się na p ija ­ ty k ę i swawolę, gdyby kapitan nie przestrzegał surowo p o rz ą d k u ; a n a morzu kapitan m a praw o nad życiem i śmiercią ; każde nieposłuszeństwo karze się k ulą w piersi lub pow rozem na maszcie..,. N areszcie, kiedy zgasła ostatnia iskierka nadziei, kiedy już żadnej ży­ wności nie p ozostało, majtkow ie porozumiawszy się n a migi rzucają się na k a p ita n a i w y rzucają go w morze. Sami zaś schodzą do okrętow ych piwnic i upijają się rumem i sp iry tu s e m , które nie po dp ad ają zepsuciu, i Strona 19 ta k bezprzytom ni k o ń czą życie. — N ieraz m ożna n a spokojnym oceanie n ap o tk ać p ły w ający sam opas o k ręt, cały i silny że w szystkim i ż a g la m i, naładow any bo- g actw y , — ze szczupłą g a rs tk ą trupów . Je s t to s tra ­ szliw y los śm ie rc i, którem u ulegli żeglujący w sk u tek długotrw ałej ciszy m orskiej... §• 7. Przypływ i odpływ morza. O pow iedzałem wam p rz e d te m , lube d z ia tk i, jak w sk u tek dłuższej ciszy m orskiej p o dpadają zgniliźnie w oda, p o karm , a nareszcie i człow iek. T a k je s t w isto­ c ie ; nieruchom ość bowiem rodzi zgniliznę, a zgnilizna śm ierć. M orze i w sz y stk o , co w niem , je s t zgniłoby zupełnie, i zaraziłoby śm iercią całą ziem ię, gdyby nie miało ruchu. S tw órca urząd ził to ta k m ądrze, że morze j a s t praw ie zaw sze w ruchu, a dłuższa cisza je s t tylko w yjątk iem ... I ta k w idzieliście, kiedy mówiłem o b u rz y , że m orze w ted y w prow adzone byw a w ruch w iatram i; w skutek w iatrów p o w sta ją bałw any i trą b y m orskie. — N a niektórych znow u m iejscach , m ianow icie koło w y ­ brzeży, pokazuje s ię , że m orze — m a sw e p rąd y , że płynie ta k , ja k rz e k a ; w A dryatyku np. p rą d m orza p rzep ły w a w godzinie pół mili. Ale nie tylko n a p o ­ w ierzchni m orza są p rą d y ; one b y w a ją tak że w g łę­ b ia c h , poru szając m orze i chroniąc j e od zgnilizny... 2* Strona 20 J e st jeszcze trzecia przyczyna ruchu morskiej wody, a ta się nazywa przypływem i odpływem morza. O niej to zaraz mówić będziemy. Na wybrzeżu morskiem daje się w dzień spostrze­ g a ć , że woda m orska to przybyw a, t. j. wybrzeże, które było przed chwilą suche, powoli zalewa się wodą do pewnej wysokości, to znowu ubyw a, t. j. po upły­ wie kilku godzin woda ustępuje z wybrzeża do pew­ nej granicy, zostawując po sobie rośliny m orskie, muszle, ślimaki i inne żyjątka. Tym to sposobem otrzy­ m ują mieszkańcy wybrzeża morskiego tanim kosztem piękne muszle, ślimaki, ostrygi i inne przedmioty, które bądź do pożywienia służą, bądź dla swej piękności (jak muszle i inne) poszukiwane bywają, i za które oni cza­ sem znaczne pieniędze zyskują. Dla tego to , kiedy morze pocznie odpływać, t. j. kiedy zacznie opuszczać ląd wybrzeżny, natenczas mnóstwo ludzi udaje się na b rzeg; — jedni z ciekaw ości, drudzy ażeby coś pię­ knego lub pożytecznego znaleść. Co bowiem morze wyrzuca, tego nie wzbrania nikt zbierać; rzecz wyrzu­ cona przez morze, choćby była najkosztowniejszą, jest w łasnością tego, który j ą sobie z n a jd z ie .^ ^ U b y w a n ie w ody morskiej nazywa się odpływem, przybywanie zaś przypływem. R az przy odpływie przechadzało się dwóch przy­ jaciół ponad brzegiem morza. Obaj byli młodzi, głodni i chciwi znalezienia jakiego pokarmu. W tem ujrzeli leżącą ostrygę piękną i d u żą , k tó rą tylko co morze