Morrison Boyd - Tyler Locke 1 Arka
Szczegóły |
Tytuł |
Morrison Boyd - Tyler Locke 1 Arka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Morrison Boyd - Tyler Locke 1 Arka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Morrison Boyd - Tyler Locke 1 Arka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Morrison Boyd - Tyler Locke 1 Arka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
BOYD MORRISON
ARKA
Z angielskiego przełożyła: Monika Wyrwas-Wiśniewska
Tytuł oryginału: THE ARK
Dla Randi, mojej miłości. Dziękuję za Twoją wiarę we mnie.
Strona 4
Arka Noego istnieje.
Arka Noego skrywa śmiertelny sekret.
Arka Noego może zniszczyć świat.
Czy największe odkrycie archeologiczne w historii świata
może oznaczać koniec istnienia gatunku ludzkiego?
Nominacja RT Book Reviews do nagrody „Best First
Mistery”!
Wyróżnienie niezależnych księgarzy - miejsce na
prestiżowej liście „Indie Next List”!
„Arka to znakomity thriller. Autor zgrabnie ubrał doskonały
pomysł w literacka fabułę. Jeden z najlepszych debiutów,
jakie czytałem w tym roku".
James Rollins
Strona 5
„To solidny, dobrze napisany thriller, pełen akcji i
momentów,
w których napięcie sięga zenitu. Coś dla fanów Jamesa
Rollinsa,
Matthew Reilly’ego i Douglasa Prestona”. ...
Booklist
Strona 6
PROLOG
TRZY LATA WCZEŚNIEJ
Nogi Hasada Arvadiego odmówiły współpracy. Próbował
podciągnąć się przy ścianie, chciał przeżyć ostatnie chwile
w pozycji wyprostowanej, ale bez pomocy nóg okazało się
to niewykonalne. Kamienna podłoga była zbyt śliska, ręce
również słabły. Głowa Arvadiego opadła bezwładnie na
podłogę. Oddychał nierówno. Leżał na plecach i czuł, jak
opuszcza go życie.
Umrze. Nic już tego nie zmieni. Ta ciemna komnata, ukryta
przed światem od tysięcy lat, stanie się jego grobowcem.
Strach przed śmiercią w zasadzie minął, ale Arvadim
wstrząsnął krótki szloch. Był już tak bliski osiągnięcia celu,
jeszcze trochę a ujrzałby na własne oczy arkę Noego. Kres
jego marzeniom położyły trzy strzały z pistoletu. Dwie kule
zmiażdżyły mu kolana, trzecia trafiła go w brzuch, i to z jej
powodu przeżyje jeszcze najwyżej pięć minut. Rany
sprawiały mu ogromny ból, ale nie aż tak wielki jak to, że nie
dotarł do arki, choć był już tak blisko.
Nie mógł się pogodzić ze straszną ironią tej sytuacji.
Wreszcie zdobył dowód na to, że arka istniała, a nawet
więcej, że istnieje nadal. Że od sześciu tysiącleci czeka, aż
Strona 7
ktoś ją znajdzie. Ostatni element układanki odnalazł w
starożytnym tekście napisanym przed narodzinami
Chrystusa.
Myliliśmy się przez cały czas, pomyślał, kiedy go
przeczytał. Myliliśmy się od tysięcy lat, ponieważ ludzie,
którzy ukryli arkę, nie chcieli, byśmy poznali prawdę.
Był tak upojony swoim odkryciem, że nie zauważył broni, aż
było za późno. Potem wszystko potoczyło się tak szybko.
Huk wystrzałów. Żądania podania informacji. Jego własne
żałosne błagania o litość. Cichnące głosy i przygasające
światła, kiedy jego zabójcy odchodzili ze zdobyczą.
Ciemność.
Leżąc, czekając na śmierć i myśląc o tym, co mu odebrano,
Arvadi gotował się z wściekłości. Nie pozwoli im tak odejść.
W końcu ktoś znajdzie jego ciało. Musi zapisać, co się tu
stało, musi powiadomić, że arka Noego nie jest jedyną
tajemnicą ukrytą w tej komnacie.
Wytarł okrwawioną dłoń o rękaw i wyciągnął notatnik z
kieszeni kamizelki. Ręce mu się trzęsły tak bardzo, że
dwukrotnie go upuścił. Z ogromnym wysiłkiem otworzył go -
miał nadzieję, że na pustej stronie. W zupełnej ciemności
musiał polegać wyłącznie na zmyśle dotyku. Wyciągnął
długopis z drugiej kieszeni i kciukiem ściągnął skuwkę.
Ciszę w komnacie zakłócił jej cichy brzęk, kiedy potoczyła
się po podłodze.
Opierając notatnik na piersi, Arvadi zaczął pisać.
Strona 8
Z pierwszą linijką szybko się uporał, ale potem zaczęło mu
się robić słabo. Nie zostało mu wiele czasu. Druga linijka
była dużo, dużo trudniejsza. Długopis stawał się coraz
cięższy, jakby był z ołowiu. Kiedy dotarł do trzeciej linijki, nie
pamiętał, co już zdążył napisać. Zdołał zanotować jeszcze
dwa słowa, a potem długopis wysunął mu się z palców. Nie
był w stanie poruszać rękami.
Po skroniach spływały mu łzy. Kiedy powoli ogarniało go
zapomnienie, w jego umyśle pojawiły się trzy straszliwe
myśli.
Nigdy więcej nie ujrzy swojej ukochanej córki.
Jego zabójcy są w posiadaniu artefaktu o niewyobrażalnej
mocy.
A on umiera, nie ujrzawszy największego odkrycia
archeologicznego w historii.
Strona 9
HAYDEN
Strona 10
JEDEN
CZASY OBECNE
Dilara Kenner przedzierała się przez kolorowy tłum na
międzynarodowym lotnisku w Los Angeles. Miała ze sobą
tylko zniszczony płócienny plecak. W czwartkowe
popołudnie w wielkim terminalu było pełno ludzi. Przyleciała
samolotem z Peru o wpół do drugiej, ale aż czterdzieści
pięć minut zajęło jej przejście przez odprawę paszportową i
celną. Miała wrażenie, że trwało to dziesięć razy dłużej.
Niecierpliwie czekała na spotkanie z Samem Watsonem,
który dwa dni temu przekonał ją, żeby wcześniej wróciła do
Stanów.
Sam był starym przyjacielem jej ojca i traktowała go jak
przyszywanego wujka. Jego telefon ją zaskoczył -
wprawdzie pozostali w kontakcie po zaginięciu jej ojca, ale
przez ostatnie pół roku rozmawiali ze sobą tylko raz. Kiedy
Sam zadzwonił na jej komórkę, przebywała akurat w
peruwiańskich Andach, gdzie nadzorowała wykopaliska w
ruinach inkaskiego miasta. Wydawał się zdenerwowany, a
nawet przestraszony, ale nie powiedział, o co chodzi, choć
nalegała. Upierał się tylko, że muszą się spotkać osobiście,
i to jak najszybciej. Wreszcie dała się przekonać,
przekazała nadzór nad wykopaliskami jednemu z
podwładnych i wróciła do Stanów przed ukończeniem prac.
Strona 11
Sam miał jeszcze jedną prośbę, która zdumiała Dilarę.
Musiała mu obiecać, że nikomu nie powie, dlaczego
wyjeżdża z Peru.
Watsonowi tak bardzo zależało na szybkim spotkaniu, że
umówił się z nią już na lotnisku. Mieli porozmawiać na
piętrze hali, w kąciku restauracyjnym. Dilara weszła na
ruchome schody za tęgim turystą w hawajskiej koszuli i z
paskudnymi poparzeniami od słońca. Jego wózek na bagaż
blokował przejście. Odwrócił się do niej i powoli zmierzył ją
wzrokiem od stóp do głów.
Dilara miała na sobie szorty i top na ramiączkach, tak jak
na wykopaliskach, i nagle poczuła skrępowanie. Miała
czarne włosy do ramion, oliwkową opaleniznę, nad którą nie
musiała pracować, długie nogi i sportową sylwetkę. Często
mężczyźni przyglądali się jej pożądliwie, jak ten dureń tutaj.
Rzuciła poparzonemu słońcem facetowi spojrzenie typu „no
chyba żartujesz”, a potem powiedziała „Przepraszam” i
przepchnęła się obok niego. Kiedy dotarła na górę,
rozglądnęła się po kąciku restauracyjnym i zauważyła
Sama. Czekał na nią przy małym stoliku obok barierki
tarasu.
Kiedy ostatnio go widziała, miał siedemdziesiąt jeden lat.
Teraz, rok później, wyglądał raczej na osiemdziesiąt dwa, a
nie na siedemdziesiąt dwa lata. Jego czaszkę nadal zdobiły
srebrzystobiałe kępki włosów, ale zmarszczki na twarzy
wydawały się dużo głębsze. I był bardzo blady, wyglądał,
Strona 12
jakby nie spał od wielu dni.
Kiedy ją zobaczył, wstał, pomachał ręką i się uśmiechnął.
Na chwilę jego twarz odmłodniała. Dilara również się
uśmiechnęła i podeszła do niego. Sam z całej siły ją
przytulił.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że cię widzę -
powiedział. Odsunął ją na odległość ramienia. - Nadal
jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Oczywiście poza
twoją matką.
Dilara dotknęła medalionu na szyi. Było w nim zdjęcie jej
matki, które ojciec zawsze nosił przy sobie. Kiedy
pomyślała o rodzicach, jej uśmiech na chwilę zniknął, a
wzrok odpłynął w dal. Szybko się opanowała i skupiła na
Samie.
- Powinieneś mnie widzieć utytłaną w ziemi, po kolana w
błocie - powiedziała z akcentem ze Środkowego Zachodu. -
Pewnie wtedy zmieniłbyś zdanie.
- Zakurzony klejnot pozostaje klejnotem. Jak się miewa
świat archeologii?
Usiedli. Sam napił się kawy. Wcześniej zamówił ją też dla
Dilary, więc i ona pociągnęła łyk z papierowego kubka, nim
odpowiedziała.
- Pracowity, jak zawsze. Teraz mam w planach wyjazd do
Meksyku. Będziemy badać wektory chorób prześladujących
Strona 13
tamtejszych kolonizatorów.
- Brzmi fascynująco. Azteckich?
Dilara nie odpowiedziała. Specjalizowała się w
bioarcheologii, badała biologiczne pozostałości
starożytnych cywilizacji. Watson był biochemikiem, więc do
pewnego stopnia interesował się jej pracą, ale nie dlatego
pytał. Po prostu zwlekał.
Pochyliła się ku niemu, wzięła go za rękę i uścisnęła.
- Daj sobie spokój z grzecznościami, Sam. Nie poprosiłeś
mnie, żebym skróciła swój pobyt w Peru po to, żeby
rozmawiać o archeologii, prawda?
Sam rozejrzał się niespokojnie wokoło, przeskakując
wzrokiem od jednej osoby do drugiej, jakby sprawdzał, czy
nikt nie zwraca na nich uwagi.
Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem. Rozbawiona
japońska rodzina zajadała się hamburgerami. Samotna
bizneswoman pisała coś w organizerze, pojadając sałatkę.
Choć był początek października i dawno skończył się sezon
wakacyjny, przy stoliku za nią siedziała grupa nastolatków
ubranych w identyczne koszulki z napisem „Młodzież dla
Jezusa” i wysyłała z komórek SMS-y.
- Tak się składa, że właśnie o archeologii chcę z tobą
porozmawiać - powiedział Sam.
Strona 14
- Tak? Kiedy zadzwoniłeś, byłeś bardzo zdenerwowany.
- To dlatego, że muszę ci powiedzieć coś bardzo
ważnego.
Nagle wszystko stało się jasne, jego wymizerowany
wygląd... To na pewno rak, pomyślała Dilara, ta sama
okropna choroba, która dwadzieścia lat temu zabrała jej
matkę. Zabrakło jej tchu.
- O mój Boże! Ale nie umierasz jeszcze, prawda?
- Nie, kochanie, nie. Nie powinienem cię tak niepokoić.
Wyjąwszy zapalenie stawów, nic mi nie dolega.
Dilara odetchnęła z ulgą.
- Zadzwoniłem do ciebie, bo tylko tobie mogę ufać -
ciągnął Sam. - Potrzebuję twojej rady.
Bizneswoman siedząca obok Sama wzięła pojemnik z
sałatką i wstała. Z jej kolan spadła na ziemię torebka.
Potknęła się o nią i wpadła na Sama, a ten ją podtrzymał.
- Przepraszam - powiedziała z lekkim słowiańskim
akcentem, podnosząc torebkę. - Niezdara ze mnie.
- Na szczęście nic się nie wylało - odparł Sam.
Zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego uważnie.
- O nie! Pobrudziłam panu rękę majonezem. Niech pan
Strona 15
zaczeka, zaraz to usunę. - Wyjęła z torebki chusteczkę,
rozłożyła ją i wytarła ramię Sama. - Na szczęście nie ma
pan dzisiaj długich rękawów.
- Nic się nie stało.
- Cóż, jeszcze raz przepraszam. - Kobieta uśmiechnęła
się do Sama i Dilary i ruszyła w kierunku koszy na śmieci.
- Dżentelmen jak zwykle - skomentowała Dilara. - No
dobrze, to powiedz mi teraz, dlaczego potrzebujesz mojej
rady.
Sam znów się rozejrzał. Poruszył palcami ręki, jakby chciał
rozmasować skurcz. Jego zatroskane spojrzenie
powędrowało ku Dilarze. Zawahał się, a potem zaczął
szybko mówić.
- Trzy dni temu dokonałem w pracy zaskakującego
odkrycia. To ma coś wspólnego z Hasadem.
Serce Dilary podskoczyło na wzmiankę o ojcu, Hasadzie
Arvadim. Wpiła się palcami w udo, żeby opanować
gwałtowną falę niepokoju.
Hasad Arvadi zniknął trzy lata temu, a ona od tamtej pory w
każdej wolnej chwili starała się odkryć, co się z nim stało. O
ile wiedziała, jego noga nigdy nie postała w firmie
farmaceutycznej, w której pracował Sam.
- O czym ty mówisz? Odkryłeś w pracy coś związanego ze
Strona 16
zniknięciem mojego ojca? Nic nie rozumiem.
- Przez cały dzień się zastanawiałem, czy ci o tym
powiedzieć. Czy cię w to mieszać. Chciałem iść na policję,
ale nie mam jeszcze dowodów. Mogliby mi nie uwierzyć, a
potem byłoby już za późno. Wiem, że ty mi uwierzysz, a
poza tym potrzebuję twojej rady. Wszystko zaczęło się w
piątek.
- Osiem dni temu?
Sam kiwnął głową i potarł czoło.
- Głowa cię boli? - spytała. - Chcesz aspirynę?
- Nic mi nie jest, kochanie. To, co oni planują, zabije
miliony ludzi. Może miliardy.
- Miliardy? - powtórzyła z uśmiechem. Najwyraźniej Sam
sobie z niej kpił. - Żartujesz, prawda?
Z powagą pokręcił głową.
- Przykro mi, ale nie.
Dilara poszukała na jego twarzy wesołości, ale znalazła
tylko troskę. Po chwili jej uśmiech zniknął. Sam był bardzo
poważny.
- No dobrze - powiedziała powoli. - Czyli nie żartujesz, ale
ja nadal nic nie rozumiem. Nie masz dowodu na co? I kim
są ci oni? Co to ma wspólnego z moim ojcem?
Strona 17
są ci oni? Co to ma wspólnego z moim ojcem?
- On ją znalazł, Dilaro - powiedział Sam przyciszonym
głosem. - Naprawdę ją znalazł.
Od razu wiedziała, co miał na myśli. Arkę Noego. Arvadi na
jej poszukiwania poświęcił całe życie. Pokręciła głową z
niedowierzaniem.
- Chcesz powiedzieć, że on znalazł to coś, w czym... -
urwała. Z twarzy Watsona odpłynęła cała krew. - Sam, na
pewno dobrze się czujesz? Bardzo zbladłeś.
Sam chwycił się za pierś i skrzywił z bólu. Nagle zgiął się
wpół i spadł z krzesła na podłogę.
- Mój Boże! Sam! - Dilara odsunęła gwałtownie krzesło i
rzuciła się w jego stronę. Pomogła mu się ułożyć na
podłodze i krzyknęła do nastolatków z komórkami: -
Dzwońcie na pogotowie! - Znieruchomieli na chwilę, a
potem jeden z nich gorączkowo wybrał numer.
- Dilaro, uciekaj! - wycharczał Watson.
- Nic nie mów - nakazała, próbując zachować spokój. - To
atak serca.
- Nie... ta kobieta, która upuściła torebkę... na chusteczce
była trucizna...
Trucizna? Najwyraźniej zaczynał majaczyć.
Strona 18
- Sam...
- Nie! - powiedział słabym głosem, ale stanowczo. -
Musisz uciekać... bo ciebie też zabiją. Zabili twojego ojca.
Wstrząśnięta wpatrywała się w niego. Tego najbardziej się
bała, tego, że ojciec nie żyje, nigdy jednak nie pozwoliła
umrzeć nadziei. Ale Sam wiedział. Wiedział, co się stało z
jej ojcem.
Chciała coś powiedzieć, ale Watson ścisnął jej rękę.
- Posłuchaj! Tyler Locke z Gordian Engineering. On... ci
pomoże. Zna... Colemana. - Przełykał z trudem, niemal po
każdym słowie.
- Poszukiwania twojego ojca... rozpoczęły to wszystko.
Musisz... odszukać arkę. - Wyraźnie zaczynał majaczyć. -
Hayden... Projekt... Oasis... Genesis... Dawn...
- Sam, proszę. - To się nie mogło dziać. Nie teraz. Nie,
kiedy wreszcie mogła dostać odpowiedź.
- Przykro mi, Dilaro.
- Kim są oni, Sam? - zorientowała się, że zaczyna tracić
przytomność, i chwyciła go mocno za ramiona. - Kto
zamordował mojego ojca?
Poruszył bezgłośnie ustami. Odetchnął jeszcze raz i
znieruchomiał.
Strona 19
Robiła mu masaż serca, aż przyjechała karetka i
odciągnięto ją na bok, a potem stała i płakała. Sanitariusze
próbowali reanimować Sama, ale na próżno. Stwierdzili
zgon na miejscu. Dilara złożyła zeznanie funkcjonariuszom
policji lotniskowej. Wspomniała, że Sam mówił o truciźnie,
ale ponieważ wszystko wskazywało na atak serca,
policjanci uznali to za majaczenie umierającego. Dilara
wzięła swój plecak i oszołomiona ruszyła do autobusu
kursującego na parking długoterminowy, gdzie zostawiła
samochód. Sam był dla niej jak wujek, był jedyną rodziną,
jaką miała, a teraz i on odszedł.
Kiedy siedziała w autobusie, w uszach cały czas dźwięczały
jej jego słowa. Nie miała pewności, czy było to bredzenie
umierającego starca, czy ostrzeżenie od przyjaciela, ale
tylko w jeden sposób mogła się przekonać, jaka jest
prawda.
Musi odszukać Tylera Locke’a.
Strona 20
DWA
Kiedy limuzyna podjechała do jasnoniebieskiego
odrzutowca stojącego na płycie lotniska Boba Hope’a w
Burbank, Rex Hayden upił kolejny łyk Krwawej Mary, usiłując
złagodzić nieco kaca. Nie spał całą noc, bo świętował
piątkową premierę swego najnowszego filmu, i teraz płacił
za dwie dziewczyny i trzy butelki cristala. Mimo że założył
ciemne okulary, poranne słońce raziło go jak cholera. Dzięki
Bogu, że Burbank pozwalało celebrytom omijać wszystkie
te bzdurne kontrole bezpieczeństwa.
Pierwszym przystankiem na trasie wielkiego objazdu Azji
promującego jego najnowszy film sensacyjny będzie
Sydney. Jego boeing business jet z wyposażeniem na
zamówienie nie był w stanie dolecieć do Australii bez
międzylądowania, więc będą musieli po drodze
zatankować w Honolulu. Ale tę długą podróż trudno uznać
za niedogodność. Hayden kupił tego 737, ponieważ była to
najbardziej luksusowa latająca maszyna na świecie:
prywatna sypialnia, kuchnia pokładowa, złote dodatki, dość
miejsca, żeby zabrać kumpli i dwie ostre stewardesy -
osobiście je wybrał. Samolot był właściwie latającym
hotelem. Kosztował pięćdziesiąt milionów dolarów, ale co z
tego? Przecież on na to zasługiwał. W wieku trzydziestu lat
był już jednym z najsławniejszych aktorów na świecie. Jego
ostatni film zarobił ponad miliard dolarów.