Morey Trish - Tajemnica hiszpańskiej winnicy
Szczegóły |
Tytuł |
Morey Trish - Tajemnica hiszpańskiej winnicy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Morey Trish - Tajemnica hiszpańskiej winnicy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Morey Trish - Tajemnica hiszpańskiej winnicy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Morey Trish - Tajemnica hiszpańskiej winnicy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Trish Morey
Tajemnica hiszpańskiej winnicy
Tłumaczenie:
Alina Patkowska
Strona 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Felipe umierał. Zostało mu sześć miesięcy życia,
najwyżej rok. Umierał.
Simone biegła między rzędami winorośli
porastających zbocze góry, ocierając łzy. Dziadek nie
chciał, żeby nad nim płakała. Jestem już stary,
powiedział, wyznając jej prawdę. Swoje przeżyłem
i niczego nie żałuję. Ale potem oczy mu się zaszkliły
i Simone zdała sobie sprawę, że są jednak rzeczy,
których dziadek żałuje. Widziała w tych oczach smutek
po utracie żony, która po pięćdziesięciu latach
małżeństwa przegrała walkę z rakiem, i córki, z którą
pogodził się po latach, a która w niecałe trzy miesiące
później zginęła wraz z mężem, czyli ojcem Simone,
lecąc na wakacje. Dostrzegła też wstyd na wspomnienie
tego, jak wpadł w depresję, zaczął pić i przegrał w karty
trzy czwarte majątku. Nie przegrał domu tylko dlatego,
że przyjaciel siłą odciągnął go od stolika.
To wyrzuty sumienia zabijały Felipego, choć
wgryzający się w kości rak również robił swoje. Ale to
wyrzuty sumienia sprawiły, że zamiast walczyć
z chorobą, poddał się jej. Uważał, że nie ma sensu
walczyć, bo nie ma już po co żyć, i nie sposób było go
pocieszyć. Za każdym razem, gdy wyglądał przez okno,
widział winnicę, która już nie należała do niego, i na
nowo przypominał sobie o wszystkim, co stracił.
Simone zatrzymała się na skraju posiadłości, przy
Strona 4
niedawno wzniesionym płocie, który wyznaczał nową
granicę pomiędzy resztkami ziem dziadka i winnicą
Esquivelów. Między rzędami winorośli podwiązanych
do wysokich podpór otwierał się widok na malownicze
wybrzeże północnej Hiszpanii. U stóp wzgórza do skał
przylądku wcinającego się w wody Zatoki Biskajskiej
tuliło się miasteczko Getaria, a dalej rozciągała się
morska toń mieniąca się wszelkimi odcieniami błękitu.
Ten widok był zupełnie niepodobny do wszystkiego, do
czego Simone przywykła w Australii, i za każdym
razem zapierał jej dech.
Wciągnęła w płuca słone powietrze. Widok
tarasowatych wzgórz pokrytych winnicami i starego
miasteczka na dole był zbyt piękny, by mógł być
prawdziwy. Wiedziała, że już wkrótce, gdy wróci do
domu i znów zamieszka w jakimś tanim studenckim
mieszkaniu na przedmieściu Melbourne, to wszystko
będzie jej się wydawało nierealne. Ale Melbourne
i studia musiały jeszcze trochę poczekać. Przyjechała tu
na przerwę semestralną i zamierzała pozostać tylko
kilka tygodni, ale potem Felipe zachorował i Simone
obiecała, że zostanie, dopóki jego stan się nie poprawi.
Jednak po ostatnich nowinach stało się jasne, że nie
wróci szybko do domu. Nie mogła go teraz zostawić.
Dość już miała śmierci w ostatnim czasie, a w dodatku
zaledwie zaczęła poznawać dziadka. Konflikt z córką
rozdzielił ich jeszcze w czasach dzieciństwa Simone.
Felipe mieszkał z żoną w Hiszpanii, a jego córka, razem
z jej wyklętym przez rodzinę kochankiem i wnuczką,
Strona 5
wyniosła się na drugi koniec świata, do Australii. Tyle
straconych lat! A teraz, gdy wreszcie zaczęła poznawać
dziadka, zostało im tylko kilka miesięcy. Co mogła
zrobić, by te miesiące stały się dla Felipego
szczęśliwsze? I jak mogła zmniejszyć własne cierpienie
po wszystkim, co straciła? Potrząsnęła głową. Patrząc
przez płot na rozległe winnice, które kiedyś należały do
dziadka, a teraz stały się własnością obcych ludzi,
poczuła ogrom jego straty, poczucia winy i wstydu.
Żałowała, że nie może nic zrobić, by mu ulżyć. Nie
mogła przywrócić do życia jego żony, córki ani zięcia,
nie miała pieniędzy, by odkupić tę ziemię. Zresztą
Esquivelowie od pokoleń rywalizowali z jej rodziną
i z pewnością nie zgodziliby się łatwo oddać tego, co tak
szczęśliwie wpadło im w ręce.
To wszystko oznaczało, że zostaje jej tylko jedna
szalona możliwość – tak szalona, że nie miała żadnych
szans powodzenia. Ale czy Simone była wystarczająco
szalona, by spróbować?
– Wyrzuciłaś ją?
Alesander Manuel Esquivel zapomniał o kawie
i patrzył z niedowierzaniem na matkę, która stała przed
nim ze splecionymi rękami, zupełnie niewzruszona jego
wybuchem. Spokojna i opanowana, wyglądała jak matka
przełożona. Złość Alesandra stała się jeszcze większa.
– Kto ci, do diabła, pozwolił wyrzucić Biankę?
– Nie było cię przez cały miesiąc – odrzekła Isobel
Esquivel. – Ale jeszcze przed wyjazdem mogłeś się
Strona 6
przekonać, że ona się zupełnie nie nadaje na
gospodynię. To mieszkanie wyglądało jak chlew.
Skorzystałam z okazji, że wyjechałeś, wyrzuciłam ją
i wynajęłam profesjonalną sprzątaczkę. Rozejrzyj się
tylko. – Zatoczyła ręką łuk, błyskając brylantami
w pierścionkach. – Nie rozumiem, dlaczego się tak
złościsz?
Po piętnastu godzinach lotu z Kalifornii Alesander nie
mógł się już doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł
wziąć gorący prysznic i wskoczyć do łóżka z chętną
kobietą. Podczas swojego krótkiego pobytu tutaj Bianka
okazała się więcej niż chętna. Te plany jednak spaliły na
panewce, gdy się okazało, że zamiast Bianki
w mieszkaniu czeka na niego matka. Stłumił
westchnienie i zmusił się do uśmiechu, by osłodzić
odpowiedź, która z pewnością nie miała przypaść matce
do gustu.
– Nie zatrudniłem Bianki dlatego, że potrafiła dobrze
sprzątać, i dobrze o tym wiesz, madre querida.
Matka westchnęła z niesmakiem i spojrzała przez
wielkie okno na Bahia de la Concha, słynną zatokę, nad
którą leżało San Sebastian.
– Nie musisz być wulgarny. Doskonale rozumiem,
dlaczego ją zatrudniłeś. Ale im dłużej tu była, tym mniej
interesowało cię szukanie żony.
– Zdawało mi się, że znalezienie mi żony to twój
obowiązek.
Tym razem udało mu się ją zirytować.
– Alesander, to nie jest żart! Musisz wreszcie przyjąć
Strona 7
na siebie obowiązki. Nosisz bardzo stare nazwisko. Czy
chcesz, żeby zginęło tylko dlatego, że ty zabawiasz się
z jakąś puta-del-dia?
– Mamo, mam trzydzieści dwa lata i jest nadzieja, że
jeszcze przez kilka lat pozostanę płodny.
– Możliwe, ale nie sądzę, żeby Ezmerelda de la Silva
chciała czekać na ciebie wiecznie.
– Wcale na to nie liczę. To byłoby zupełnie
nierozsądne z jej strony.
Matka z namysłem przymrużyła oczy i podeszła
o krok bliżej.
– Czy chcesz powiedzieć, że wreszcie odzyskałeś
rozsądek i postanowiłeś się ustatkować? – Zaśmiała się
lekko, ale ten śmiech brzmiał fałszywie. – Och, trzeba
mi było powiedzieć od razu!
Alesander tylko skrzywił się pogardliwie. Nadzieje
jego matki były zupełnie bezpodstawne.
– Nie ma sensu, żeby Ezmerelda na mnie czekała,
skoro ja i tak nigdy się z nią nie ożenię.
Twarz matki ściągnęła się. Znów spojrzała w okno.
– Wiesz, że umowa między naszymi rodzinami została
zawarta, kiedy obydwoje byliście jeszcze dziećmi.
Ezmerelda to dla ciebie oczywisty wybór.
– Twój wybór, a nie mój! – obruszył się Alesander.
Wolałby się ożenić z rekinem niż z kimś takim jak
Ezmerelda de la Silva. Owszem, była piękna i kiedyś
w przeszłości stanowiła dla niego pokusę, ale szybko się
przekonał, że nie ma w niej ognia ani ciepła – zupełnie
niczego poza wypielęgnowaną twarzą. Wychowano ją
Strona 8
tylko w jednym celu: żeby dobrze wyszła za mąż.
Natomiast Alesandra, w małżeństwie czy poza nim,
interesowały wyłącznie gorącokrwiste kobiety. Tylko
takie miały szansę trafić do jego łóżka.
– W takim razie co będzie z wnukami? – Isobel
błagalnym gestem przyłożyła dłoń do serca. – Skoro
nie zamierzasz się ożenić ze względu na rodowe
nazwisko, to może zrobisz to dla mnie? Kiedy wreszcie
dasz mi wnuki?
Tym razem to Alesander się roześmiał.
– Przeceniasz się, mamo. Dobrze wiem, że nie
przepadasz za dziećmi. Przynajmniej ja tak to pamiętam.
Matka pociągnęła nosem.
– Chciałam, żebyś zawsze był najlepszy, i tak cię
wychowywałam – stwierdziła bez cienia skruchy. – Na
silnego mężczyznę.
– To dlaczego się dziwisz, że chcę sam podejmować
decyzje?
W twarzy Isobel pojawiło się napięcie tak wielkie,
jakby miała za chwilę wybuchnąć.
– Alesander, nie możesz grać w tę grę wiecznie, choć
zdaje się, że sprawia ci to wielką przyjemność.
W przyszłym tygodniu Markel de la Silva będzie
świętował sześćdziesiąte urodziny. Obydwie z matką
Ezmereldy miałyśmy nadzieję, że będziesz jej
towarzyszył na przyjęciu. Czy ze względu na przyjaźń
między naszymi rodzinami możesz zrobić przynajmniej
tyle?
Po co miałby to robić? Czy po to, żeby usłyszeć
Strona 9
ogłoszenie ich zaręczyn? Nie byłby zdziwiony. Matka
bardzo lubiła snuć takie intrygi i chętnie postawiłaby go
pod ścianą.
– Niestety, zdaje się, że jestem tego wieczoru zajęty.
– Musisz pójść, bo w przeciwnym razie uznają, że ich
zlekceważyłeś.
Westchnął, znużony tą grą. Oczywiście wiedział, że
musi się tam pojawić. Markel de la Silva był dobrym
człowiekiem i Alesander miał dla niego wiele szacunku.
To nie była jego wina, że córka wdała się w matkę.
– Przyjdę, ale rozumiesz chyba, że w żaden sposób nie
zmusisz mnie do ślubu z Ezmereldą.
– Teraz tak mówisz, ale wiesz, że nie ma żadnej innej
odpowiedniej kandydatki i jako jedyny spadkobierca
majątku Esquivelów wcześniej czy później będziesz
musiał wypełnić obowiązek – odrzekła Isobel bez
owijania w bawełnę. – Kiedy to wreszcie do ciebie
dotrze?
– Nie mogę dać ci odpowiedzi, jaką chciałabyś
usłyszeć. Ale bądź pewna, madre, że jeśli postanowię się
ożenić, ty pierwsza się o tym dowiesz.
Matka wyszła, z oburzeniem zaciskając usta. Zapach
jej perfum jeszcze długo unosił się w powietrzu.
Alesander wyjrzał na zewnątrz przez to samo okno,
przez które ona patrzyła wcześniej. Pomiędzy górami
Igueldo i Urgull z wielkim błogosławiącym miasto
posągiem Chrystusa rozciągała się zalesiona Isla de
Santa Clara, wspaniałe tło dla najpiękniejszej miejskiej
plaży w Europie. Kupił ten apartament w ciemno przed
Strona 10
kilku laty, po kolejnej kłótni z matką. Wtedy po prostu
chciał mieć miejsce, dokąd mógłby uciec z rodzinnej
posiadłości w Getarii, położonej o dwadzieścia minut
jazdy stąd. Dopiero potem przekonał się, że jako bonus
dostał najpiękniejszy widok w całym mieście. Dzisiaj
biały półksiężyc zatoki był mniej zatłoczony niż przed
miesiącem. Upały już minęły i teraz większość turystów
wolała przechadzać się we wrześniowym słońcu
dookoła Concha niż pływać.
Napięcie w jego ciele narastało. Skupił wzrok na
plaży. Bianka potrafiła się opalać całymi dniami
i musiał przyznać, że efekty były bardzo dobre, choć
jego matka przedkładała wypolerowaną do czysta
podłogę nad długie, opalone kończyny. Przebiegł plażę
wzrokiem. Może Bianka gdzieś tam była? Wyciągnął
telefon z kieszeni i odnalazł jej numer. Isobel musiała
jej dobrze zapłacić za obietnicę, że nie zawiadomi go
o swoim zniknięciu. Ale jeśli wciąż była gdzieś
w pobliżu, to może…
Zaraz jednak znów wsunął telefon do kieszeni. Lepiej
było tego nie robić. Gdyby zaczął jej szukać, mogłaby
wyobrazić sobie zbyt wiele, a prawdę mówiąc, zaczynał
już mieć jej dość. Gdy ją zatrudniał, wyraźnie dał jej do
zrozumienia, że za trzy miesiące będzie musiała
poszukać sobie innej pracy. Zapewne dlatego zgodziła
się zniknąć bez protestu.
Mimo wszystko był niezadowolony. Ściągnął krawat
i odsunął się od okna. Musiał poszukać sobie nowej
sprzątaczki, a wieczorem zadowolić się zimnym
Strona 11
prysznicem.
Strona 12
ROZDZIAŁ DRUGI
To nie był po prostu szalony pomysł. To był
idiotyczny pomysł.
Simone stała zwrócona plecami do zatoki, patrząc na
budynek, w którym mieszkał Alesander Esquivel, i choć
jesienne słońce świeciło mocno, po plecach przebiegał
jej zimny dreszcz. Jego apartament zapewne znajdował
się na najwyższym piętrze, tak wysoko, że nie była
pewna, czy będzie miał ochotę zejść na dół i ją wpuścić,
nie wspominając już o tym, by zechciał jej wysłuchać.
I właściwie dlaczego miałby słuchać najgłupszego
pomysłu na świecie? Była pewna, że po prostu ją
wyśmieje. Niewiele brakowało, by się odwróciła
i uciekła przez Playa de la Concha na dworzec
autobusowy, a stamtąd do domu dziadka w Getarii. Ale
nie miała wyboru, wolała narazić się na śmieszność niż
bezczynnie patrzeć, jak z jej dziadka dzień po dniu coraz
bardziej ucieka życie. Musiała przynajmniej spróbować.
Poczuła zapach czosnku, pomidorów i smażonej ryby
z restauracji na plaży i zaburczało jej w brzuchu.
Musiała działać szybko. Trzeba było przygotować
dziadkowi kolację. Powiedziała mu, że wybiera się na
zakupy. Na pewno już się zastanawiał, dlaczego to trwa
tak długo.
W strumieniu samochodów sunących ulicą pojawiła
się luka i nogi same poniosły Simone na drugą stronę
ulicy. Z bliska budynek wydawał się jeszcze większy. Po
Strona 13
raz kolejny pomyślała, że musiała zupełnie zwariować.
Ledwie wyszedł spod prysznica, zadzwonił domofon.
Mruknął coś z niechęcią, owijając biodra ręcznikiem.
Może to jego matka czegoś zapomniała? Ale nie, Isobel
wkroczyłaby bez ostrzeżenia. Pożyczył jej kiedyś klucz
i od tamtej pory stale zapominała go zwrócić.
Pracował wyłącznie w miejskim biurze albo
w posiadłości Esquivelów w Getarii, a tutaj nikt nie
odwiedzał go bez zaproszenia, zignorował więc
dzwonek, sięgnął po drugi ręcznik i zaczął wycierać
włosy. Domofon jednak odezwał się jeszcze raz. Tym
razem sygnał był dłuższy, bardziej natarczywy. Opuścił
rękę z ręcznikiem i zastanowił się. Może to Bianka
czekała na jego powrót? Znała przecież jego plany
podróży i wiedziała, że dzisiaj powinien już być
w domu. Może to szczęśliwy traf? Gdyby to była ona,
nie miałby nic przeciwko jednej pożegnalnej nocy,
a jutro czy pojutrze mógłby jej powiedzieć, że już jej
nie potrzebuje.
– Bianka? Hola – powiedział do domofonu. Jak to
dobrze, że nie zdążył się jeszcze ubrać.
W słuchawce zapadła cisza, a potem nieznany mu głos
odpowiedział łamanym hiszpańskim:
– To nie Bianka. Nazywam się Simone Hamilton
i jestem wnuczką Felipego Oxtoi.
Przez chwilę milczał, zaskoczony. Nie miał pojęcia, że
Felipe ma wnuczkę. Byli sąsiadami, ale nie łączyły ich
bliskie stosunki. Potarł czoło i przypomniał sobie, że
Strona 14
Felipe rzeczywiście miał córkę, która wyszła za
Australijczyka, a jakiś czas temu zginęła w wypadku.
W takim razie to musi być jej córka. Pewnie dlatego tak
kiepsko mówi po hiszpańsku.
– Czego sobie życzysz? – zapytał po angielsku.
– Proszę, señor Esquivel, muszę z panem
porozmawiać – odrzekła i usłyszał, że odetchnęła
z ulgą. – Chodzi o Felipego.
– A co się dzieje z Felipem?
– Czy mogę wejść?
– Najpierw proszę mi powiedzieć, o co tu chodzi? Co
to za ważna sprawa, która sprowadziła panią do mojego
apartamentu?
– Felipe umiera.
Alesander zamrugał. Słyszał, że staruszek nie czuje
się najlepiej, ale w wieku Felipego takie rzeczy nie
mogły dziwić. Poza tym nie rozumiał, co to może mieć
z nim wspólnego.
– Przykro mi to słyszeć, ale co ja mogę z tym zrobić?
Usłyszał przez domofon głosy rodziny wracającej
z plaży. Matka krzyczała na dzieci, które naniosły piasku
do jednego z niżej położonych apartamentów, ojciec
mruczał coś niechętnie, znużony wakacjami. Zapewne
marzył już o powrocie do biura. Dziewczyna próbowała
coś powiedzieć, ale jej słowa utonęły w zgiełku.
Westchnęła i powtórzyła nieco głośniej:
– Czy mogę wejść na górę? Nie potrafię wyjaśnić tego
przez domofon.
– Wciąż nie wiem, co mógłbym dla pani zrobić?
Strona 15
– Proszę. Nie zostanę długo, ale to ważne.
Może to było ważne dla niej, ale dla niego? Felipe był
kłótliwym staruszkiem i choć Alesander nie wiedział
dokładnie, jakie były pierwotne przyczyny wrogości
między ich rodzinami, Felipe w ciągu kilkudziesięciu lat
swojego życia nie zrobił nic, by załagodzić ten konflikt.
Ale z drugiej strony jego ojciec również nic w tym celu
nie zrobił. Swoją drogą szkoda, że ojciec już nie żył,
gdy pewnego dnia jakiś gracz, któremu dopisało
szczęście w kartach, zastukał do drzwi Alesandra
i zaproponował mu kupno winnic wygranych od
Felipego. Ojciec przez wiele lat próbował kupić tę
ziemię.
Alesander przesunął dłonią po włosach. Winnice. Na
pewno o to chodziło. Czyżby Felipe przysłał do niego tę
spłoszoną mysz, żeby zmiękczyła go jakąś łzawą
historyjką i namówiła do odsprzedaży ziemi? Felipe na
pewno wiedział, że gdyby przyszedł tu sam, Alesander
nie chciałby z nim rozmawiać. Może powinien wpuścić
tę dziewczynę i wyjaśnić jej wszystko w kilku krótkich
słowach? Popatrzył na swój ręcznik.
– Nie jestem odpowiednio ubrany do przyjmowania
gości. Proszę przyjść do biura.
– Señor Esquivel, mój dziadek umiera – powiedziała,
zanim zdążył odłożyć słuchawkę. – Naprawdę pan
myśli, że obchodzi mnie, co pan ma na sobie?
W tych słowach zadźwięczał charakter i naraz
dziewczyna wzbudziła jego zainteresowanie. Dlaczego
właściwie nie miałby poświęcić pięciu minut swego
Strona 16
cennego czasu wnuczce sąsiada? Nic go to nie
kosztowało, a przynajmniej będzie mógł się przekonać,
czy jej wygląd jest równie atrakcyjny jak niski,
zmysłowy głos.
– W takim razie proszę wejść – uśmiechnął się
i nacisnął guzik.
Serce Simone przestało bić, gdy drzwi windy
otworzyły się i zobaczyła przed sobą niewielki hol
prowadzący do apartamentu na ostatnim piętrze. Wciąż
nie mogła uwierzyć, że udało jej się dotrzeć tak daleko.
Zmysły wciąż miała podrażnione brzmieniem głosu
Alesandra. Wiedziała, że jest on najlepszą partią w San
Sebastian, ale nie miała pojęcia, że ma tak piękny,
głęboki głos. Ten głos zapadał w pamięć i poruszał
wszystkie zmysły.
Mimo wszystko udało jej się jakoś wziąć w garść.
Alesander Esquivel, przystojny dziedzic rodzinnego
majątku, był jedynym człowiekiem na świecie, który
mógł jej teraz pomóc. Bardziej jednak niż jego uroda
i majątek interesowało ją to, że w wieku trzydziestu
dwóch lat wciąż był kawalerem i nie miał żadnej
oficjalnej narzeczonej. Wzięła głęboki oddech. Teraz
tylko trzeba go przekonać, żeby wysłuchał tego, co
miała mu do powiedzenia.
Wytarła wilgotne dłonie w spódnicę i przycisnęła
guzik dzwonka, próbując zdobyć się na uśmiech. Ten
uśmiech jednak zgasł, gdy drzwi się uchyliły
i zobaczyła przed sobą mężczyznę, który miał na sobie
tylko dwa śnieżnobiałe ręczniki – jeden na szyi, a drugi
Strona 17
na biodrach. Przełknęła ślinę i znów ogarnęła ją chęć
ucieczki.
– Simone Hamilton, jak rozumiem – powiedział
mężczyzna. Jej imię w jego ustach zabrzmiało jak
pieszczota. Zamrugała i zmusiła się, by podnieść wzrok
na jego twarz. – Miło mi cię poznać.
Na widok uśmiechu w ciemnych oczach przeniknął ją
dreszcz.
– Przeszkodziłam panu – wykrztusiła. – Może wrócę
później?
– Ostrzegałem, że nie jestem odpowiednio ubrany do
przyjmowania gości, ale mówiła pani, że jest pani
wszystko jedno, co mam na sobie.
Skinęła głową. Owszem powiedziała coś takiego, ale
nie przyszło jej do głowy, że otworzy jej drzwi ubrany
tylko w ręcznik.
– Ale pan… To znaczy… Może przyjdę kiedy indziej.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wyraźnie doskonale
się bawił jej kosztem.
– Mówiła pani, że to coś ważnego? Coś, co dotyczy
Felipego?
Zamrugała i przypomniała sobie, po co tu przyszła,
choć straciła już wszelką nadzieję, że jej plan się
powiedzie. Zdjęcia, które znalazła w internecie, w żadnej
mierze nie oddawały mu sprawiedliwości. Mężczyźni
tacy jak on żenili się z supermodelkami, dziedziczkami
wielkich fortun i księżniczkami, a nie z kobietami, które
stukały do ich drzwi, prosząc o przysługę.
– Przepraszam. – Potrząsnęła głową. – Nie powinnam
Strona 18
tu przychodzić. To był błąd.
Próbowała odwrócić się i odejść, ale on przytrzymał
ją za ramię, wciągnął do środka i zamknął za nią drzwi.
– Proszę usiąść. – Wskazał na skórzaną sofę, dwa razy
dłuższą niż całe jej australijskie mieszkanie. Mimo to
sofa wydawała się niewielka w olbrzymim, wysokim
pomieszczeniu ze szklaną ścianą, przez którą widać było
całą zatokę. – I proszę mi wreszcie powiedzieć, o co tu
chodzi.
Posłusznie usiadła, rozcierając ramię. Jak miała mu to
wszystko wyjaśnić?
– No dobrze, skoro pan nalega. Ale może dam panu
chwilę, żeby mógł się pan ubrać?
– Nie ma pośpiechu – mruknął, rozwiewając jej
nadzieje, i zajął się ekspresem do kawy. Nawet jej nie
zapytał, jaką kawę pije, tylko od razu dodał cukier
i mleko. Przyjęła filiżankę, starannie unikając jego
wzroku.
– Powiedz mi, co się dzieje z Felipem.
Skoro już tu dotarła, to powinna przeprowadzić swój
plan do końca. Winna to była dziadkowi. Upokorzenie
nie będzie trwało wiecznie, a gdy już będzie po
wszystkim, wróci do Melbourne.
Patrzyła bezmyślnie na trzymaną w dłoniach filiżankę.
Wyglądała na zagubioną. Szaroniebieskie oczy zdawały
się zbyt wielkie w drobnej twarzy, bawełniana sukienka
luźno marszczyła się wokół szczupłej sylwetki.
Wydawała się bardzo drobna. Tak właśnie wyobraził ją
sobie w pierwszej chwili, gdy usłyszał jej głos przez
Strona 19
domofon.
– Mówiła pani, że Felipe umiera – podpowiedział.
Dziewczyna podniosła głowę i w jej głosie znów
pojawił się charakterystyczny, mocny ton.
– Lekarz powiedział, że zostało mu sześć miesięcy
życia, może rok. – Głos jej się załamał. Odstawiła
filiżankę i wzięła głęboki oddech. – Ale nie sądzę, by
miał przeżyć tak długo.
Odgarnęła z twarzy pasma miodowych włosów, które
wymknęły się z końskiego ogona, i podniosła na niego
puste, szkliste oczy.
– Przepraszam – westchnęła, ocierając spływającą po
policzku łzę. – To pana nie interesuje. Nie o tym
chciałam mówić.
Miała rację, ale interesowało go, dlaczego zastukała
do jego drzwi i przyszła prosić go o pomoc. Oczywiście
miał swoje podejrzenia, ale musiał przyznać, że cała ta
sytuacja była bardzo niespodziewana.
– Dlaczego sądzi pani, że Felipe nie przeżyje roku?
Niecierpliwie wzruszyła ramionami, jakby to było
oczywiste.
– Bo on już się poddał. Uważa, że zasłużył na śmierć.
– Z powodu tej ziemi?
– Naturalnie, że z powodu ziemi. Również przez to, że
stracił żonę i córkę. Ale po tym wszystkim utrata jeszcze
i ziemi zabija go szybciej niż choroba.
– Wiedziałem, że tak będzie. – Alesander podszedł
boso do okna, owładnięty dziwnym rozczarowaniem.
W tej chwili żałował, że ją wpuścił. Nie pomylił się:
Strona 20
rzeczywiście chodziło o ziemię. Miał rację, ale ta myśl
nie przyniosła mu żadnej satysfakcji.
Wiedział, co nastąpi za chwilę i po co ta dziewczyna tu
przyszła. Na pewno poprosi go, żeby oddał ziemię
z dobroci serca albo żeby pożyczył jej pieniądze na
odkupienie winnicy. Niepotrzebnie ją wpuszczał. Felipe
nie powinien jej tu przysyłać. Co ten staruszek,
odwieczny wróg jego ojca, właściwie sobie myślał,
wykorzystując wnuczkę? Czy miał nadzieję, że na jej
widok Alesander zgodzi się na wszystko, że tak łatwo
będzie nim manipulować? Na tę myśl poczuł złość.
– I dlatego cię tu przysłał? Żebyś poprosiła o zwrot tej
ziemi?
W jego głosie chyba pojawił się ton oskarżenia, bo
twarz dziewczyny napięła się i przybrała obronny
wyraz.
– Felipe mnie tu nie przysyłał. W ogóle nie wie, że tu
jestem. – Zawahała się, zerknęła na zegarek i podniosła
się z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie podjęła jakąś
decyzję. – Chyba powinnam już iść.
Zatrzymał ją spojrzeniem.
– Rozumie pani chyba, że to nie moja wina, że pani
dziadek przegrał tę ziemię. Ja kupiłem ją uczciwie
i uczciwie za nią zapłaciłem.
– Wiem o tym.
– W takim razie chyba nie oczekuje pani, że spokojnie
ją zwrócę, choćby Felipe był najbardziej chory?
Jej niebieskie oczy przybrały lodowaty wyraz.
– Czy sądzi pan, że jestem taka głupia? Może jestem tu