Moj Paryz moja milosc - Paulina Wnuk-Crepy
Szczegóły |
Tytuł |
Moj Paryz moja milosc - Paulina Wnuk-Crepy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Moj Paryz moja milosc - Paulina Wnuk-Crepy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Moj Paryz moja milosc - Paulina Wnuk-Crepy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Moj Paryz moja milosc - Paulina Wnuk-Crepy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Dla moich córeczek: Liliany i Ophelii, które powoli stają się
polskimi paryżankami
Strona 4
Strona 5
Wstęp
Paryż pokochałam od pierwszego wejrzenia, mimo że on nie
odwzajemniał mojego uczucia. Najpierw szydził ze mnie, młodej,
naiwnej i niedoświadczonej łodzianki, która przyjechała z pustym
portfelem i głową pełną marzeń. Później traktował mnie bezlitośnie,
skazując na łaskę i niełaskę nie zawsze miłych i uprzejmych paryżan.
Ostatecznie jednak mnie zaakceptował i wziął pod swoje skrzydła. Dziś
jak stare dobre małżeństwo czasami się kłócimy, często się nie
zgadzamy i wytykamy sobie słabe strony, jednak zawsze potrafimy dojść
do porozumienia. Bo Paryż bywa zmienny jak kobieta, raz zachwyca,
innym razem rozczarowuje. Czasami urzeka, a kiedy indziej zawodzi.
Skrywa wiele sekretów, ale dzieli się nimi tylko z wybranymi. Chociaż
ma wiele wad, potrafi oczarować i zawrócić w głowie. Brudne i tłoczne,
lecz także piękne, tajemnicze i magiczne – takie jest miasto, w którym
mieszkam już od kilkunastu lat. Bo Paryż, który kocham i o którym wam
opowiem, składa się z przeciwieństw i właśnie dlatego jest wyjątkowy.
Strona 6
Strona 7
Paryżanie
Wysiadając na lotnisku Charles’a de Gaulle’a z komfortowego
i prawie pustego samolotu Air France, po raz pierwszy stanęłam na
francuskiej ziemi. Od Paryża dzieliło mnie już tylko kilka kilometrów.
Miałam szesnaście lat, głowę pełną marzeń, serce wypełnione nadzieją,
wrażliwą duszę, uśmiech na twarzy i… najgorszy styl, jaki można sobie
wyobrazić. W dniu przylotu do światowej stolicy mody byłam ubrana
w jeansowe ogrodniczki, pomarańczowy podkoszulek i szare vansy.
Wyróżniałam się na tle otaczających mnie ludzi, bynajmniej nie
pozytywnie.
Przez kolejne tygodnie przekonywałam się, że nie tylko ubiór
odróżnia mnie od paryżan. Byłam ich przeciwieństwem pod prawie
każdym względem. Po wielu latach pobytu w tym wyjątkowym mieście
nauczyłam się tutejszych reguł gry. Po dokładnej analizie sposobu życia
paryżan zrozumiałam ich, zaakceptowałam, a ostatecznie sama stałam
się taka jak oni. W Paryżu, inaczej niż w Londynie czy Nowym Jorku,
nowo przybyli nie narzucają mieszkańcom swoich przyzwyczajeń.
Paryżanie od lat kroczą własną ścieżką, a reszta świata musi się do nich
dostosować. Dzięki temu każdy może się stać paryżaninem. Wystarczy
tylko chcieć.
A jacy naprawdę są mieszkańcy miasta nad Sekwaną? Przyjrzyjmy
się im z bliska.
Kolorowo mi
Podczas pobytu w Paryżu możecie być bardzo zaskoczeni tym, co
zobaczycie. Mieszkańcy stolicy Francji przypominają raczej ludzi
z reklamy włoskiego producenta odzieży United Colors of Benetton niż
postaci z obrazów Pissarra czy Sisleya.
Paryżanie, podobnie jak mieszkańcy całej Francji, to nie tylko
potomkowie Asteriksa i Obeliksa. To również dzieci, wnuki i prawnuki
imigrantów przybyłych do Francji w ciągu ostatnich dziesięcioleci za
sprawą polityki i bogatej historii francuskiego kolonializmu. Część
z nich doskonale się zaadaptowała i zaakceptowała tutejsze kulturę,
Strona 8
język i obyczaje. Dziś już tylko obco brzmiące nazwisko, ewentualnie
znajomość ojczystej mowy rodziców czy dziadków świadczą o ich
niefrancuskich korzeniach. Géraldine Nakache, popularna aktorka,
Żydówka algierskiego pochodzenia, paryżanka do szpiku kości, czy
Rama Yade, prawicowa polityk urodzona w Senegalu, mogą stanowić
przykład udanej asymilacji.
Niestety, nie wszystkim imigrantom się to udało. Część z nich
wolała pozostać w swoich enklawach. Niektórzy, mimo że mieszkają
pod francuskim niebem od wielu lat i mają francuskie dokumenty, nie są
w stanie porozumieć się w języku Moliera. Inni po prostu nie chcą się
dostosować. Dlatego spotkanie z kelnerem pracującym w chińskiej
restauracji, który posługuje się tylko dialektem kantońskim, krągłą
Afrykanką w barwnym turbanie i szerokiej sukni w kolorowe kwiaty czy
Arabką ukrytą za nikabem nie należy tutaj do rzadkości. Z reguły ci
mieszkańcy Paryża zajmują całe dzielnice metropolii lub jej obrzeża,
tworząc miasta w mieście i żyjąc w zgodzie ze zwyczajami swoich
przodków, a ignorując zasady obowiązujące we współczesnej Francji.
Najmniejszy sprzeciw rodowitych Francuzów wobec takiego stanu
rzeczy poprawna (do przesady!) lewica odbiera jako atak na mniejszości
etniczne i religijne.
Jeszcze kilka wieków temu Francuzi byli wyjątkowo dumnym
i walecznym narodem. Kochali swój kraj i afiszowali się ze swoim
pochodzeniem. Jednak prawie trzy wieki skrajnie lewicowego prania
mózgu niemal całkowicie wyrugowały takie postawy. Dziś
manifestującym swój patriotyzm Francuzom zarzuca się poglądy
rasistowskie oraz brak tolerancji. Wywieszanie flagi narodowej na
fasadzie domu czy oknie balkonowym jest dopuszczalne tylko podczas
rozgrywek piłkarskich lub innych ważnych wydarzeń sportowych. Na co
dzień Francuzi jak strusie chowają głowy w piasek i pozwalają narzucać
sobie reguły gry.
Jednak w stolicy kraju, będącej kwintesencją współczesnej
wielorasowej i wieloetnicznej Francji, znajdziemy grono ludzi, którzy są
prawdziwymi paryżanami bez względu na swe korzenie. Inès de la
Fressange, słynna paryska modelka, jest córką Argentynki.
A Jean-Charles de Castelbajac, jeden z największych francuskich
Strona 9
projektantów mody, urodził się w Casablance. Dlatego podkreślam, że
paryżaninem nie trzeba się urodzić. Paryżaninem trzeba się stać.
Il n’y as pas un Paris, mais des Paris. De même, le parisien type,
n’existe pas, nie ma jednego Paryża, ale jest ich kilka, tak samo, jak nie
istnieje jeden typ paryżanina, powiedziała kiedyś Virginie
Coupérie-Eiffel, wnuczka sławnego konstruktora. I myślę, że miała
rację, gdyż mieszkańcy Paryża są różni, tak jak różne oblicza ma ich
ukochane miasto.
Sami swoi
Aroganccy, bezczelni i opryskliwi – tacy wydają się paryżanie na
pierwszy rzut oka. Uważają siebie i swoje miasto za pępek świata.
Doskonale oddaje to typowe paryskie powiedzenie: „Paryż jest jeden,
a reszta to prowincja”. Cóż, po kilkunastu latach mieszkania w stolicy
przekonałam się, że to prawda. Paryż nie jest miniaturą Francji,
a paryżanie nie są typowymi Francuzami. Prawdziwi paryżanie żyją
według własnych zasad, często niezrozumiałych dla turystów,
mieszkańców dalekich przedmieść i reszty obywateli ich pięknego
państwa. Mają inny styl bycia i ubierania się. Ale zacznijmy od
początku.
Mój pierwszy kontakt z mieszkańcami Paryża był, delikatnie
mówiąc, mało zachęcający. Gdy zgubiłam się na ulicy, niechętnie
wskazywali mi drogę. Gdy pytałam o coś po angielsku, często odwracali
głowy i uciekali gdzie pieprz rośnie. Także przyjaciele mojego męża
Martina, wówczas narzeczonego, początkowo byli wobec mnie uprzejmi,
ale bardzo zdystansowani.
Paryżanie słyną ze swojego chłodnego podejścia do obcych.
Zresztą znani są nie tylko z tego. Według jednego z sondaży
przeprowadzonych całkiem niedawno przez gazetę „Le Figaro”
paryżanie uważają się za osoby eleganckie, inteligentne i błyskotliwe.
Pozostali mieszkańcy kraju zgadzają się z tym, lecz równocześnie
twierdzą, że paryżanie są także egzaltowani, nieuprzejmi i wyjątkowo
zarozumiali. Faktycznie, mieszkańcy stolicy mogą się wydawać
pretensjonalni i nadęci, jednak gdy pozna się ich bliżej, często okazuje
Strona 10
się, że to niezwykle sympatyczni i życzliwi ludzie. A ich wady,
o których się tyle mówi, wynikają z tego, że żyją w zupełnie innym
świecie.
W drodze
Paryżanie, jak większość mieszkańców wielkich miast, są wiecznie
zabiegani i notorycznie się spóźniają, co według tutejszych standardów
nie stanowi większego problemu. Jednak należy ich usprawiedliwić,
gdyż długie stanie w ulicznym korku, jazda metrem, w którym
pasażerowie są ściśnięci jak sardynki w puszce, a w końcu ciągły zgiełk
i zamęt u każdego wywołałyby lekkie podenerwowanie. W dodatku
w Paryżu często wybuchają strajki, także pracowników komunikacji,
a gdy ani kolejka podziemna, ani nawet autobusy nie kursują,
mieszkańcy stolicy nie są w stanie poruszać się po mieście.
Rozwiązaniem mogłyby być rowery miejskie, ale ich liczba jest
ograniczona i zwykle okazuje się, że wszystkie już dawno zostały
wypożyczone.
Tak źle i tak niedobrze
Paryżanie są bardzo marudni. Niezwykle często powodem ich
ubolewania jest pogoda: narzekają na upał latem, na chłód zimą, na
padający deszcz, na wiejący wiatr i tak dalej. Drugim tematem, nad
którym mogą się rozwodzić godzinami, jest działalność partii
politycznych – stale je krytykują. Czy rządzi lewica, czy prawica,
zawsze znajdą coś, co im się nie podoba.
Mała czarna
Paryżanie twierdzą, że najlepiej znają się na modzie, bo przecież
u nich odbywa się fashion week. Mimo że sami ubierają się mało
oryginalnie i tak naprawdę wszyscy są do siebie podobni, uważają się za
wyjątkowo stylowych. Robią zakupy w tych samych baaardzo paryskich
butikach oferujących dość zachowawcze stroje pozbawione choćby
Strona 11
grama szaleństwa. Bez względu na porę roku czy dnia czerń jest ich
faworytem. Zamiłowanie paryżan do tej barwy ma kilka przyczyn. Po
pierwsze, o czym wszyscy wiedzą, czarny wyszczupla. Po drugie, to
kolor bardzo elegancki i nadaje się na wszystkie okazje, no może
z wyjątkiem ślubu czy chrzcin. Po trzecie, bo tak jest po prostu łatwiej.
Wybierając czerń, trudno popełnić gafę stylistyczną. Czarny jest
bezpieczny. Czasami jednak paryżanie szaleją. Wiosną i latem pozwalają
sobie na włożenie czegoś białego, ewentualnie beżowego, a jesienią
i zimą szarego lub brązowego. Krzykliwe barwy dobrze wyglądają na
modelkach ze zdjęć w kolorowych czasopismach, ale nie na
stonowanych paryżanach.
Koneserzy
Paryżanie zwykle myślą, że doskonale znają się na sztuce, a to
dzięki licznym muzeom, galeriom i teatrom, które odwiedzają. Bardzo
chętnie wybierają się na wystawy twórców współczesnych, mimo że
absolutnie nie są zainteresowani dziełami artystów. Czują się jednak
zobowiązani do zobaczenia czegoś, o czym wszyscy mówią. Poza tym
sztuka to zawsze świetny temat do rozmowy z innym ambitnym
i obeznanym paryżaninem.
Za kółkiem
Paryżanie sądzą, że są świetnymi kierowcami, gdyż nie mają
problemów z prowadzeniem samochodu nawet po kilku kieliszkach
wina. Aby to udowodnić, jeżdżą, jak się im podoba, bez pasów,
z telefonem komórkowym przy uchu, nie respektując ani znaków
drogowych, ani świateł ulicznych.
Najlepszy dowód na to, że paryżanin w stolicy jest naprawdę
u siebie, to parkowanie. Mnie jakoś nigdy to nie zastanawiało, ale mój
tata za każdym razem nie może się nadziwić, jak bardzo bezproblemowi
są mieszkańcy stolicy Francji. Parkują, gdzie chcą, także na rondach,
skrzyżowaniach i przejściach dla pieszych, a auto stojące tuż pod
znakiem oznaczającym zakaz parkowania nikogo już nie dziwi. Jednak
Strona 12
to nie miejsca parkowania, ale metoda ustawiania pojazdu najbardziej
zaskoczyła mojego tatę, który stwierdził, że nigdy nie zostawi swojego
samochodu na ulicy. Mimo że większość aut ma wielkość pudełka od
zapałek, to zawsze brakuje miejsc parkingowych. Dlatego, parkując swój
samochód, paryżanin bez najmniejszego zażenowania popchnie pojazdy
z przodu i z tyłu, aby samemu mieć więcej miejsca. I absolutnie nikt tu
nie robi z tego problemu.
Kurka paryska
Paryżanie, choć na ogół nie są wulgarni, potrafią kląć jak szewc,
a francuskie słowo putain nabiera w ich ustach zupełnie nowego
wydźwięku. Putain, będące dokładnym odpowiednikiem najbardziej
popularnego polskiego przekleństwa, przez paryżan nie jest uważane ani
za zbyt śmiałe, ani ordynarne. Może wyrażać zachwyt, zaskoczenie,
niezadowolenie czy rozczarowanie. Stanowi wyjątkowo paryski synonim
wielu przymiotników całkowicie akceptowany zarówno w towarzystwie,
jak i w pracy. W Paryżu chyba tylko przedszkolaki nie mówią putain.
Na zdrowie
Paryżanie oprócz tego, że przeklinają i wcale się tego nie wstydzą,
piją również hektolitry wina. Spożywanie alkoholu w porze obiadowej
nikogo nie dziwi. Zimą czerwone wino podaje się do cięższych
mięsnych potraw. Francuzi uważają, że świetnie rozgrzewa i zapobiega
przeziębieniom. Latem, przy pięknej pogodzie, paryżanie chętniej piją
białe czy różowe wino do lekkich sałatek konsumowanych
w restauracyjnych ogródkach. Co ważne, alkohol musi być wytrawny.
Po lunchu i kilku lampkach wina paryżanie wracają do swoich
zajęć. Oczywiście, nie zawsze udaje im się spokojnie zjeść posiłek
w porze obiadowej, ponieważ jako ludzie wyjątkowo zabiegani
i zapracowani mają coraz mniej czasu na gastronomiczne przyjemności
w ciągu dnia. Dlatego często muszą poprzestać na kanapce.
Eksperci
Strona 13
Paryżanie charakteryzują się ogromnym tupetem i chętnie zabierają
głos we wszystkich sprawach, nawet takich, na których się nie znają.
Uważają jednak, że jako mieszkańcy metropolii mają prawo, a nawet
obowiązek wyrazić swoją opinię na każdy temat. Konflikt zbrojny na
Bliskim Wschodzie? Paryżanin wie, jak go rozwiązać. Problem
ekonomiczny w Grecji? Paryżanin może podsunąć kilka propozycji.
Brak spójności w Unii Europejskiej? Dlaczego nadal nikt tego nie
skonsultował z paryżaninem, przecież on wie, co robić!
Strona 14
Strona 15
Na walizkach
Mieszkańcy stolicy Francji kochają podróżować. Chętnie
wyruszają zarówno na długie wakacyjne wyjazdy w różne zakątki
świata, jak i na wycieczki weekendowe w okolice Paryża.
Latem często odwiedzają ekskluzywne i imprezowe Saint-Tropez,
filmowe Cannes czy popularną Niceę, słowem, paryżanie uwielbiają
Lazurowe Wybrzeże.
Leżąca na południu Francji Prowansja jest jednym z ulubionych
celów wakacyjnych wojaży mieszkańców stolicy. Mogą tu do woli
delektować się piękną pogodą i schłodzonym różowym winem. Będąc na
wakacjach w Prowansji, paryżanin chętnie spożywa lokalne produkty.
Kupuje je na cotygodniowych marché, targach, gdzie sprzedaje się
świeżą i zdrową żywność. Szczególną miłością darzy oliwę z oliwek,
oczywiście tę z pierwszego tłoczenia. Już dawno zapomniał o maśle,
oleju słonecznikowym i innych tłuszczach. Jedynym konkurentem oliwy
jest ocet balsamiczny, dla którego paryżanie również tracą głowę. Ich
zdaniem potrawa, w której skład wchodzi oliwa z oliwek i ocet
balsamiczny, musi być smaczna.
Mimo że paryżanie chętnie jeżdżą na południe kraju, to nigdy nie
spotkacie ich w Marsylii, gdyż mieszkańcy tych dwóch miast żywią do
siebie ogromną niechęć. Według paryżan powodów jest wiele,
zaczynając od głośnego, nieprzyjemnego sposobu wypowiadania się
mieszkańców Marsylii, a na ich zbytniej niefrasobliwości kończąc.
Na stoku
Paryżanie kochają mróz i śnieg. Ale oczywiście nie w Paryżu!
Zimą chętnie wybierają się na narty do drogich ośrodków narciarskich,
takich jak Chamonix, Méribel czy Courchevel. Mimo iż na nartach
szusują tylko raz w roku, robią to wspaniale. Najważniejsze dla
paryżanina jest to, aby z tygodniowego wyjazdu w Alpy przywieźć…
opaleniznę. I choć przed kolegami w pracy kryguje się potem, mówiąc,
że wygląda trochę głupkowato, to jednak w głębi duszy rozpiera go
duma. Opalenizna nabyta na tego typu wyjeździe jednoznacznie
Strona 16
wskazuje na wysoki status finansowy jej właściciela, gdyż pobyt na
nartach sporo kosztuje.
Pępek świata
Paryżanie wychodzą z założenia, że ponieważ mieszkają w stolicy
Francji, Europy, a nawet świata, mają prawo do bycia innymi niż
wszyscy. Od najmłodszych lat wmawia się im, że są lepsi, wyjątkowi.
Uważają się za kwiat narodu i jego przyszłość, bo przecież to w Paryżu
znajdują się firmy o największej renomie, siedziby międzynarodowych
koncernów i oczywiście najważniejsze urzędy decydujące o losach
państwa.
Całkiem niedawno na wielu profilach użytkowników Facebooka
można było zobaczyć mapę Francji widzianej oczami paryżanina.
Okręgiem zaznaczono stolicę i jej peryferie. Resztę kraju opisano
jednym słowem: prowincja. To dokładnie ilustruje nastawienie paryżan
do pozostałych Francuzów. Jeśli chcecie się przypodobać mieszkańcom
stolicy, oto kilka wskazówek:
Dziesięć rad, jak nie wkurzyć paryżanina
1. Odwiedzając paryżanina, nigdy, przenigdy nie pytajcie, jak
może mieszkać w takiej klitce i dlaczego: w budynku nie ma windy /
łazienka jest połączona z toaletą / nie ma pokoju gościnnego (to pytanie
kuzynki mojego męża mieszkającej na południu Francji, gdy po raz
pierwszy przyjechała do nas w odwiedziny).
2. Korzystając z metra, nie należy głośno się nim zachwycać. Nie
wolno również skarżyć się, że… cuchnie. Wchodząc na ruchome schody,
zawsze stawajcie po prawej stronie, inaczej zostaniecie stratowani.
I pozwólcie, aby paryżanin najpierw wysiadł z zatłoczonego wagonu,
zanim sami się do niego wepchniecie…
3. Idąc z paryżaninem na kolację lub drinka, nigdy nie informujcie
go, że w waszym mieście piwo kosztuje cztery razy mniej, a w cenie
paryskiej przystawki można zjeść cały obiad. Paryżanin wie, że jego
miasto jest drogie, nie musicie mu o tym przypominać.
4. Robiąc zakupy w supermarkecie, kupując bilet na metro czy
zaopatrując się w znaczki na poczcie, nie wdawajcie się w rozmowę
Strona 17
z kasjerką czy urzędniczką. Wy tu jesteście na wczasach, ale
paryżaninowi się spieszy, więc jeśli chcecie uniknąć nieprzyjemnych
komentarzy, załatwcie szybko, co macie do załatwienia, i jeszcze
szybciej opuśćcie kolejkę.
5. Nie umawiajcie się na spotkanie z paryżaninem w miejscu
typowo turystycznym, takim jak Champs Élysées czy plac przed katedrą
Notre Dame, gdzie będzie mnóstwo obcokrajowców i przybyszów
z prowincji. Po pierwsze, nie zgodzi się, a po drugie, uzna was za
nieznających miasta głupków.
6. Nigdy nie mówcie, że Paryż jest wspaniały i chcielibyście tu
zamieszkać, że miasto was zachwyca i że przecież nie można tu tak
szybko chodzić, bo nie da się podziwiać zabytków. Wy Paryża nie
znacie, a paryżanin tu żyje na co dzień i jeśliby gapił się na zabytki, to…
wszedłby w psią kupę!
7. W towarzystwie paryżanina nigdy nie kupujcie pamiątek od
wścibskich ulicznych handlarzy / róż od natrętnych kwiaciarzy w
restauracji / butelek wody od podejrzanych sprzedawców (podobno są
przechowywane nielegalnie w studzienkach kanalizacyjnych i chodzą po
nich szczury).
8. Nie proponujcie paryżaninowi obiadu lub kolacji w fast foodzie,
a tym bardziej kebaba u Turka czy sajgonek u Chińczyka, jeśli nie znacie
knajpki. Chyba że waszym celem jest otrucie mieszkańca stolicy.
Większość tych lokali już dawno powinna zostać zamknięta ze
względów sanitarnych. Co rusz wybucha kolejna afera dotycząca na
przykład podawania mięsa gołębi zamiast kurczaka.
9. Nigdy nie wymagajcie od paryżanina, aby zgasił papierosa,
nawet jeśli pali w miejscu niedozwolonym. Nie zwracajcie mu uwagi, że
właśnie rzucił papierek na podłogę lub nie sprzątnął po swoim psie. To
on jest u siebie, a wy jesteście tylko gośćmi.
10. Najważniejsze, aby nigdy nie porównywać paryżanina do
mieszkańców innych metropolii, a już na pewno nie do londyńczyków
i nowojorczyków (paryżanie mają wobec nich kompleksy, do których się
nie przyznają). Pamiętajcie, że największą obrazą dla mieszkańca stolicy
Francji jest powiedzenie mu, że… jest miły jak na paryżanina.
Paryska „dobra partia”
Strona 18
Paryska burżuazja nazywana potocznie les bourges to niezwykle
ciekawa grupa społeczna warta głębszej analizy. Jej reprezentanci
zamieszkują drogie dzielnice miasta: siódmą, ósmą, szesnastą i
siedemnastą. W większości pochodzą z rodziny od pokoleń dysponującej
sporym majątkiem, dlatego mają zupełnie inne podejście do pieniędzy
niż nowobogaccy. Les bourges kończą dobre i drogie prywatne szkoły,
aby w przyszłości zająć kierownicze stanowiska w największych
francuskich firmach, ewentualnie jako członkowie partii prawicowej
piastują ważne funkcje polityczne.
Można ich rozpoznać już na pierwszy rzut oka dzięki
specyficznemu stylowi bycia i ubierania. Kobiety wybierają białe
koszule, apaszki i perły, a mężczyźni niebieskie koszule, spodnie
z materiału, sweter zarzucony na ramiona i buty typu bateau1). Panowie
prowadzą zwykle duże błyszczące bmw, panie można zobaczyć za
kierownicą filigranowych mini. Ich dzieci na szczęście są nieco mniej
konserwatywne i bardziej inspirują się modą niż ich rodzice. Mimo to
młodzi mężczyźni z tej klasy zawsze ubierają się podobnie,
a mianowicie kochają polówki w krzykliwych kolorach od Ralpha
Laurena, koniecznie z postawionym kołnierzykiem, obcisłe jeansy,
okulary Ray-Ban i zamszowe mokasyny. Młode kobiety często zakładają
zwiewne tuniki od francuskich projektantów, skórzane kurtki i baleriny.
Preferują umalowane na wyrazisty kolor usta i fryzury „wiatrem
czesane”. Młodych przedstawicieli tej grupy można spotkać wieczorem
w ogródkach knajpek i restauracji, gdzie przy butelce szampana
rozmawiają o problemach trapiących świat dwudziestego pierwszego
wieku. Długie świąteczne weekendy spędzają poza miastem, udając się
do maison de campagne, wiejskich domów, należących do ich zamożnej
rodziny – te wspaniałe posiadłości rozsiane są na terenie całego kraju.
1) Bateau – obuwie przypominające mokasyny, pierwotnie
przeznaczone do noszenia na pokładzie statku.
Któregoś dnia mój mąż zaprosił do nas na kolację kolegę z biura
wraz z żoną. Ustaliliśmy, że kolacja odbędzie się w piątek. Martin mówił
Strona 19
mi, że to młodzi ludzie, niewiele starsi od nas, pochodzący z wyjątkowo
zamożnych rodzin typu vieille France, stara Francja. To wyższa klasa
społeczna często dysponująca dużymi zasobami finansowymi, w
większości wierząca i praktykująca. Jednak jej poglądy zdecydowanie
różnią się od obecnie najpopularniejszych w kraju norm. Wiedziałam
również, że małżonkowie przyjdą osobno, gdyż każde z nich przyjedzie
prosto z pracy.
W piątkowy wieczór Martin wrócił do domu, a chwilę później
w drzwiach pojawił się jego kolega. Jak na Francuza przystało, przyniósł
wspaniałe czerwone wino do kolacji. Przywitaliśmy się, po czym
powiedziałam, że jest mi go żal, bo w taki piękny letni dzień musi się
męczyć w garniturze. Mężczyzna z uśmiechem wzruszył ramionami
i odparł, że taki już los mężczyzn w garniakach. Niedługo potem
dołączyła do nas jego żona. Gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam młodą
kobietę w granatowej garsonce, białej koszuli, pomarańczowej apaszce,
perłowych kolczykach i naszyjniku. Na nogach miała cieliste rajstopy
i czółenka na kilkucentymetrowym słupku. Gdybym nie wiedziała, że
jest nauczycielką historii, to sądząc po jej stroju, pomyślałabym, że
pracuje jako stewardessa w jednej z wielu firm lotniczych.
Przywitałyśmy się, dostałam od niej piękny bukiet kwiatów
i zaprowadziłam ją do salonu. Po chwili rozmowy zapytałam, czy nie
czuje się niekomfortowo. Spojrzała na mnie zdziwiona, więc dodałam,
że podobnie jak nasi mężowie, nie miała czasu się przebrać po pracy.
W tym samym momencie otrzymałam znaczącego kopniaka pod stołem.
To mój mąż dawał mi do zrozumienia, że popełniłam wielką gafę.
Dziś się z tego śmiejemy. Nasi znajomi zostali wychowani
w typowo paryskich katolickich rodzinach. Oprócz konserwatywnych
poglądów mieli również dość staromodny sposób ubierania. On
opowiadał nam kiedyś, jak jego rodzice zabronili mu nosić jeansy,
mówiąc, że to strój roboczy i nie wypada w nich chodzić na co dzień.
Ona przez wiele lat uważała, że najlepszą ozdobą oprócz tradycyjnych
pereł jest welurowa przepaska we włosach, nawet jeśli się ma
pięćdziesiąt lat. Na szczęście, kiedy rozpoczęli pracę, poznali ludzi
z innych kręgów, dzięki czemu ich garderoba się zmieniła i dziś, mimo
że są dziesięć lat starsi, wyglądają młodziej, niż kiedy ich poznaliśmy.
Strona 20
Zachowali jednak swoje poglądy na temat rodziny i gdy niedawno
na świat przyszła moja druga córeczka, im urodził się już piąty potomek.
Pewnie jak inne dzieci z katolicko-burżuazyjnych rodzin, on również
otrzyma jedno z tradycyjnych francuskich imion, takich jak Jeanne
(Janina), Apolline (Apolonia) czy Eugénie (Eugienia) dla dziewczynki
albo Clément (Klemens), Paul (Paweł) lub Julien (Julian) dla chłopca.
Chłopaki z miasta
Całkowitym przeciwieństwem paryskiej burżuazji są les racailles,
czyli młodzi ludzie, zwykle typowa łobuzerka, zamieszkujący
podejrzane okolice i peryferie miasta. Niestety, zdecydowana większość
z nich to potomkowie dawnych imigrantów z Czarnego Lądu. I chociaż
ich rodzice mniej lub bardziej zintegrowali się z francuskim
społeczeństwem, zaakceptowali tutejszy sposób życia i kulturę, to
młodsze pokolenie nie ma ochoty żyć według „zasad systemu”, jak
określają panujące w kraju normy. Les racailles zawsze przemieszczają
się w grupach i tylko wtedy są odważni. Paryżanie na ich widok
spuszczają głowy lub przechodzą na drugą stronę ulicy. Les racailles nie
mają nic do stracenia, a przede wszystkim nic do zrobienia, dlatego dla
rozrywki i zabicia czasu imają się kradzieży, napaści czy rozbojów.
Sama miałam z nimi do czynienia i któregoś wieczoru
wylądowałam na komisariacie tylko dlatego, że odpyskowałam im, gdy
usłyszałam wulgarne komentarze na mój temat. A ponieważ jedną z cech
charakteryzujących tych chuliganów jest brak szacunku dla kobiet
(zwłaszcza tych, które mają odwagę wyrażać swoje zdanie), nasze
spotkanie zakończyło się bójką, interwencją policji i moim podbitym
okiem.
Les racailles nie należą do znawców mody. Mają wyjątkowy styl
i nie jest to bynajmniej komplement. Paryscy łobuzi noszą ortalionowe
dresowe spodnie z podwiniętą jedną nogawką. Kiedyś naiwnie
myślałam, że w ten sposób chronią spodnie przed ubrudzeniem od
łańcucha roweru, ale wkrótce się przekonałam, że oni nie jeżdżą na
rowerach, tylko na małych skuterach z celowo popsutymi tłumikami,
żeby robiły więcej hałasu. Ci młodzi mężczyźni wkładają też