Marsh Nicola - Błyskawiczna randka

Szczegóły
Tytuł Marsh Nicola - Błyskawiczna randka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Marsh Nicola - Błyskawiczna randka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Marsh Nicola - Błyskawiczna randka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Marsh Nicola - Błyskawiczna randka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 NICOLA MARSH Błyskawiczna randka The Tycoon’s Dating Deal Tłumaczyła: Adela Drakowska Strona 2 ROZDZIAŁ PIERWSZY – Co chcesz, bym zrobiła? – Kara Roberts z niedowierzaniem patrzyła na swoją najlepszą przyjaciółkę. Choć bardzo lubiła Sally, uznała, że tym razem posunęła się zbyt daleko. – Proszę cię, Karo. Proszę, kochanie. Wiesz, że nadstawiam karku, nie wspominając już o moim biznesie. – W oczach Sally czaił się strach. Kara wiedziała, że została pokonana. Nigdy nie widziała Sally tak zdesperowanej. Agencja musiała mieć większe kłopoty, niż starsza kobieta chciała przyznać. Kara opadła na krzesło, skrzyżowała ramiona i odchyliła się do tyłu. – Zgoda, zrobię to. Ale tylko ten jeden raz. I zapewnię ci sukces, Sal. Zobaczysz. Sally przeleciała przez pokój w takim tempie, że jej siwe loki zafalowały wokół okrągłej twarzy. – Dzięki, słoneczko. – Mocno ją uściskała. – Jesteś wspaniała. – Odsuwając się od Kary, miała łzy w oczach. Serce Kary napełniło się miłością do tej zadziwiającej kobiety, która po śmierci jej rodziców bez wahania ją przygarnęła. Miała dwanaście lat, gdy dwoje najważniejszych w jej życiu ludzi zginęło w wypadku samochodowym. Wtedy Sally, najlepsza przyjaciółka matki, zapewniła jej dom. I nie tylko dom. Podczas trudnego okresu dorastania i później zawsze ją kochała, wspierała, dodawała jej odwagi. – W porządku, nadstawię karku – powiedziała z uśmiechem. – A więc co mam robić? Sally zaczęła przerzucać papiery na biurku. – Wypełnij to. Wszystko musi być zrobione jak trzeba. Wypełnij dokładnie formularz i podpisz na wykropkowanej linii. Kara przerzuciła kartki. – Chyba żartujesz, Sal? – Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. – Kolor oczu partnera? Wymarzona romantyczna kolacja? Najbardziej erotyczne miejsce do całowania? Skąd to wzięłaś? Sally skrzyżowała ramiona, wydęła policzki i wolno powiedziała: – Muszę wprowadzić twoje dane do komputera. Wiesz o tym. Śmiałaś się z tego od lat, ale byłaś świadoma, jak to działa. Dlaczego tak się dziwisz? Kara zachichotała. – To jest śmieszne, gdy dotyczy innych, ale gdy dotyczy mnie... Czy nie można umówić się na randkę z pominięciem tej biurokracji? Sally pokręciła głową. – Jeśli mam wygrać nagrodę roku dla najlepszej agencji samotnych serc w Strona 3 Sydney, musisz wypełnić wszystko. Twoje zgłoszenie zostanie rozpatrzone wraz z innymi. Karo, nie prosiłabym cię o to, gdybym nie była w tak rozpaczliwej sytuacji. Gdy Maggie dziś rano się wycofała, znalazłam się w trudnym położeniu. Musisz dziś wieczorem wziąć udział w błyskawicznej randce. – Łatwo ci mówić. A jeśli spotkam tam kogoś znajomego? Co sobie o mnie pomyśli? – W oczach Sally pojawiła się uraza, więc Kara poprawiła się szybko: – Przepraszam, Sal. Po prostu nie jestem do tego przyzwyczajona. Wolę umawiać się na randki w tradycyjny sposób... Sally uniosła wysoko brwi. – Czyżby? Od przeszło roku nie byłaś na żadnej randce! Prawda bywa bolesna. Przez ostatnie dwanaście miesięcy, rozczarowana do mężczyzn, Kara obywała się bez nich. Większości z tych, z którymi się umawiała, chodziło tylko o seks. Miała tego dosyć. – Trochę przesadzasz. W ostatnich latach umawiałam się z wieloma mężczyznami. – Zignorowała uczucie pustki, którego doznawała zawsze, gdy w rozmowie pojawiał się ten temat. W jej życiu właściwie był tylko jeden mężczyzna. Ale on jej nie chciał. Dawno temu. – No jasne, kochanie, dlatego spędzasz większość wolnego czasu z taką starą babą jak ja. – Ty, stara? Oczywiście, masz trochę siwych włosów, ale zaraz stara? Czyż nie wolisz osobiście prześwietlać męskich klientów? Widziałam, jak promieniejesz po spotkaniach z niektórymi seksownymi kandydatami! Żarty na nic się nie zdały. Sally zaczęła szeleścić papierami, nagle przyjmując urzędową pozę. – Dzięki za komplementy. Zapomniałaś wspomnieć o dodatkowych dwudziestu kilogramach, które obecnie noszę. Dość tego paplania. Wypełnij formularz. A potem idź do domu i przygotuj się. Mam dziś spotkanie z jeszcze jednym mężczyzną, dopiero wtedy wszystko będzie gotowe. Jeśli wyswatam tysięczną parę, nagroda DATY będzie moja! Kara ledwie zerknęła na formularze, ponieważ ściskało ją w żołądku na widok zaniepokojenia na twarzy Sally. – Czy twoja agencja ma aż tak duże kłopoty, Sal? Chociaż sama borykała się z problemami finansowymi – wszystko, co miała, zainwestowała w Inner Sanctum, pracownię dekoracji wnętrz – wzięłaby kredyt, aby pomóc Sally. – Jeśli nie wygram DATY, będę musiała zamknąć Swatkę. Ale jeśli wygram... – Sally rozmarzyła się. – Unowocześnię system komputerowy, a prestiż nada agencji rozgłosu. – Westchnęła, wracając do rzeczywistości. – Tak, można powiedzieć, że mam kłopoty. – Jak to się stało? – naciskała Kara, chociaż przeczuwała, że odpowiedź jej się nie spodoba. Zżerało ją poczucie winy. Właściwie miała pewność, co Sally teraz powie. Strona 4 – Wiesz, kochanie, że nigdy nie byłam bogata. Wszystkie pieniądze poświeciłam na stworzenie nam domu, a potem na otwarcie tego interesu. – Rozpostarła ramiona, pokazując biuro, będące kwaterą główną Swatki. – Przypuszczam, że niezbyt trafnie oceniłam swoje dochody. Kara wiedziała, że było w tym coś więcej. Sally nie wspomniała, ile pieniędzy jej pożyczyła, aby mogła rozkręcić Inner Sanctum. Nie umiała zapanować nad ogarniającym ją poczuciem winy, chwyciła długopis i zaczęła wypełniać formularz. – Jeśli mogłabym zrobić dla ciebie coś więcej, Sal, powiedz szczerze. – Pisz, kochanie, a ja zajmę się resztą. Kara szybko wypełniła formularz. Za kilka godzin będzie popijała drinki w towarzystwie obcych mężczyzn, by znaleźć odpowiedniego partnera. Gdyby nie Sally, natychmiast podarłaby ten absurdalny kwestionariusz! Marzyła o chwili, gdy znajdzie się w domu, wskoczy do gorącej kąpieli i będzie słuchać ulubionej muzyki soul. Nie miała dziś dobrego dnia. Smithsonowie, którzy byli właścicielami połowy ekskluzywnej Double Bay, poprosili ją o projekt nowego ogrodu zimowego. Niestety podczas dwugodzinnej dyskusji na ten temat, zmuszona była znosić zawodzenie skrzypiec ich niezwykle utalentowanej wnuczki. Gdy Sally zadzwoniła na jej komórkę, odebrała to jak wybawienie. Chwilowe. Gdyby mogła wybierać pomiędzy wieczorem na błyskawicznej randce a spędzeniem następnych godzin przy jęku skrzypiec, skłaniałaby się ku temu drugiemu. – A więc do zobaczenia wieczorem. – Tak, chyba tak – odparła Kara z westchnieniem. Sally roześmiała się. – Wyglądasz tak, jak wtedy, gdy ciągnęłam cię do dentysty. – Masz rację, Sally. Tak się czuję, że naprawdę wolałabym, aby mi wyrwano ząb. Sally z uczuciem miłości promieniującym z jej brązowych oczu poklepała ją w policzek. – Pojedź do domu i odpocznij. Wieczór minie, zanim się zorientujesz. – Tak – wymamrotała, nie przestając myśleć o tym, że będzie musiała prowadzić błahe rozmowy z tłumem dziwnych facetów. Kara zamknęła drzwi do gabinetu Sally i z dumą rozejrzała się po recepcji. Nieźle, jak na nowicjuszkę, pomyślała. To był jeden z jej pierwszych projektów. Kochała swoją pracę, zwłaszcza artystyczną część polegającą na łączeniu w wyobraźni kolorów, kształtów oraz płaszczyzn w jedną całość. Szkoda, że jej klienci nie myśleli tak samo. Po wypełnionych pracą miesiącach, które nastąpiły tuż po otwarciu, przyszła stagnacja. Nie tylko Sal rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy. Karze również przydałby się zastrzyk gotówki. I to szybko. Strona 5 Gdy otwierała drzwi, jednocześnie ktoś nacisnął klamkę od zewnątrz z takim impetem, że niemal straciła równowagę. – Przepraszam... Wszystko w porządku? – Niezupełnie... – Wpatrywała się w twarz mężczyzny, którego nie spodziewała się już nigdy w życiu zobaczyć. W dodatku tutaj – w agencji samotnych serc! – Kara! Co za niespodzianka! Potężne ramiona Matthew Byrne’a objęły ją mocnym uściskiem. Gwałtowną falą wróciły stare uczucia: tęsknota i pożądanie oraz uraza z powodu odrzucenia. Jej emocje nie zmieniły się ani na jotę. Nadal w jego towarzystwie czuła się jak skończona idiotka. Oczywiście, nie da tego po sobie poznać. – Miło cię widzieć, Matt. – Prawie się zakrztusiła tymi słowami, wyzwalając się z jego objęć. W głowie czuła zamęt; tętno niebezpiecznie przyspieszyło. Ścinał ją tak mocno, że prawdopodobnie odciął jej dopływ tlenu. – No, no, aleś urosła! Gdy omiatał ją spojrzeniem, o sekundę za długo zatrzymując się na jej piersiach, dostała gęsiej skórki. Skrzyżowała ramiona, próbując wyglądać normalnie, choć wiedziała, że całkiem jej to nie wychodzi. Ku rozpaczy Kary uśmiechnął tym samym demonicznym uśmiechem, który prześladował ją od lat. Spostrzegł jej reakcję i prawdopodobnie doskonale się tym bawił. Uniosła podbródek i popatrzyła na niego ze złością. – To się zdarza małym dziewczynkom – odcięła się. Zastanawiała się, czy pamiętał bolesne słowa, które wypowiedział w dzień jej osiemnastych urodzin. Tego wieczoru złamał jej serce. W głębi jego niebieskich oczu pojawił się błysk niepokoju. – Już dawno przestałaś być małą dziewczynką. Wyglądasz cudownie. Szkoda, że przez tyle lat się nie kontaktowaliśmy. Znów utonęła w bezkresnej, niebieskiej głębi jego oczu. Nie znała nikogo, kto by miał taki kolor oczu jak Matt Byrne. Były fiołkowo-szafirowe z lekkim odcieniem szmaragdu. To chyba najlepsze określenie. Poczuła ciepło na skórze, ponieważ na jej policzki wolno wypełzł rumieniec. Domyślała się, o jaki kontakt Mattowi chodziło. Dłonie, które lekko pieściły jej skórę, usta błądzące po jej ciele... Jakby czytając w myślach Kary, wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. – Wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz. Taka sama Kara, jak dawniej... Niski, zduszony głos drażnił zakończenia jej nerwów. Jakże pragnęła przytulić się do jego dłoni, poczuć przyjemność, którą tylko on mógł jej dać. Ale przypomniała sobie tamten gwałtowny pocałunek, a potem odrzucenie, które trwało przez całe życie. Matt Byrne odepchnął ją, w okrutny Strona 6 sposób poniżył. Nie potrafiła z nim nawet spokojnie rozmawiać. A teraz znów się pojawił, wkroczył w jej życie jak bohater filmowego romansu: napięte mięśnie, szeroka klatka piersiowa, rzeźbione rysy twarzy, zabójczy, pewny siebie uśmiech. Potrzebował jeszcze tylko pelerynki i bielizny wystającej spod markowego garnituru. Roześmiała się lekko na myśl o jego bieliźnie. – Z czego się śmiejesz? – Promienny uśmiech Matta nieco przygasł. – Przepraszam. Stare wspomnienia. Wiesz, jak to jest... – Wytarła łzy z oczu, mając nadzieję, że tusz się nie rozmazał. – Nie sądziłem, że nasze wspomnienia są dla ciebie takie zabawne. – Powiódł dłońmi po jej ramionach, potem wsunął je pod rękawy jej podkoszulka. Intymna, podniecająca pieszczota wystraszyła ją. Cofnęła się, by nie zrobić czegoś naprawdę głupiego. Gotowa stać bezradnie i pozwolić się pocałować! A wyglądało na to, że naprawdę chciał to zrobić... Ale dlaczego? – To już historia. Ale w twoim życiu wielkiego prawnika, a zarazem playboya, na pewno dzieje się tyle ekscytujących rzeczy, że stare wspomnienia straciły blask. Zmrużył oczy. – Nie wierz we wszystko, co czytasz. Media żerują na plotkach. – Chyba masz w nich udziały, ponieważ dzięki tobie sprzedają się w milionach egzemplarzy. Zabrzmiało to uszczypliwie, ale nie mogła powstrzymać rozdrażnienia z powodu jego wygłupów, oczywiście jeśli gazety pisały prawdę. Matt prawie co tydzień był bohaterem tabloidów, zawsze w towarzystwie pięknej, poprawionej silikonem kobiety u swego boku. Miał w Sydney reputację czołowego playboya. Na szczęście jej to już nie obchodziło... Dlaczego więc zwijała gazetę w kulkę i ciskała nią przez pokój za każdym razem, gdy widziała w niej Matta Byrne’a i jego ostatnią zdobycz? – Co tutaj robisz? – zmieniła zręcznie temat. – Jesteś ostatnim facetem, którego należałoby się spodziewać w biurze matrymonialnym. Masz problemy z kobietami? Mimo że w oczywisty sposób żartowała, jego uśmiech przygasł. Matt nie był tak opanowany i pewny siebie, jak udawał. Musiała trafić w jakieś czułe miejsce. Jego śmiech zabrzmiał sztucznie. – Nic złego się pod tym względem nie dzieje, Karo. Powinnaś to wiedzieć. Trudno jej było się z tym nie zgodzić, gdy tak stał przed nią, pobudzając wspomnienia. Tłumiła je. Aż do dzisiaj. – A więc co tutaj robisz? Odpowiedź była krótka, ostra i zabrzmiała złowieszczo. Strona 7 – Biznes. Do diabła, jeśli prawnicy już deptali Sally po piętach, musiała mieć nie lada kłopoty. – Potraktuj ją łagodnie, dobrze? – powiedziała odruchowo. Nie mogła rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Była to intrygująca kombinacja płaszczyzn łagodnych, a jednocześnie zakrzywionych. Na szczęce widniał ślad ciemnego zarostu, typowego dla końca dnia. O Boże, oddałaby wiele, aby go choć dotknąć... – Karo? Wszystko w porządku? Zarumieniłaś się... Z wysiłkiem wróciła do rzeczywistości. Zrozumiała, że musi uciec. Natychmiast. Nadal posiadał nad nią dziwną, hipnotyczną moc. Od dawna fantazjowała na jego temat. Jak widać, nic się nie zmieniło. Przez dziewięć lat nie udało jej się zapanować nad uczuciami do tego mężczyzny. Ta świadomość była przerażająca. Upływ czasu i randki z innymi nie zdołały wymazać Matta Byrne’a z jej umysłu. Wrył się w jej duszę na zawsze. To było naprawdę przerażające. Wybierając pomiędzy walką a ucieczką – zdecydowała się na to ostatnie. – W porządku, Matt. Wspaniale znów cię zobaczyć. Mam nadzieję, że załatwisz swoje sprawy pomyślnie... Zawahała się na chwilę, by zapamiętać każdy szczegół jego twarzy. Stare przyzwyczajenia trudno wyplenić. – Dzięki. Też miło cię widzieć. Może wkrótce spotkamy się na drinku? Zignorowała gwałtowne bicie serca. – Nie sądzę. Tym niemniej dzięki. Cześć. Zanim zdążył odpowiedzieć, wyszła. Nie oglądaj się. Pomyśli, że nadal ci na nim zależy. Ale ponieważ rzadko słuchała głosu rozsądku, zaryzykowała rzut oka przez ramię. Przyglądał jej się przez szybę w drzwiach. Śmieszne, że stanął dokładnie pod czerwonymi literami szyldu. To się nigdy nie zdarzy. Matt Byrne, zdeklarowany playboy, szuka doskonałej partnerki, by się ustatkować? Nie było na to szans. Matt, patrząc na plecy Kary, starał się odgonić erotyczne wizje. Dorosła. I coś jeszcze. Teraz była piękną, posągową blondynką, o ponętnych zaokrągleniach i dużych zielonych oczach. Do licha! Przywykł do pięknych kobiet. W jego świecie było ich pełno. Inteligentne, porywające kobiety, zawsze chętne spędzić z nim trochę czasu. Prawniczki, sekretarki, urzędniczki bankowe. Lista ciągnęła się bez końca. Jednak od dłuższego czasu żadna z nich nie przykuła jego uwagi. Dopiero dziś Kara. Była fantastyczna, począwszy od kocich oczu po lśniące rudoblond włosy, Strona 8 opadające jak kurtyna na jej plecy. Kiedyś była ładnym dzieckiem, potem rozkwitła w wieku szesnastu lat. Nadal pamiętał ich niekończące się rozmowy, dzielenie się sekretami, naturalną przyjaźń. A potem Kara dorosła. Uświadomił to sobie w ciągu jednej nocy i następne noce myślał już tylko o niej. Zapragnął jej z gwałtownością, która go przeraziła. Powinien lepiej wiedzieć, co robić. Był starszy, mądrzejszy, był dla niej jak starszy brat. Nawet teraz po latach nie mógł zapomnieć niewinnej namiętności pocałunku Kary, w dzień jej osiemnastych urodzin. Na jedną krótką chwilę zatracił się, jego fantazje stały się prawdą, aż zdał sobie sprawę, kogo całuje. Zareagował wówczas zbyt gwałtownie, odepchnął ją, zasypał gradem cierpkich słów, które ostudziłyby rozżarzone węgle. Nie chciał, by historia się powtórzyła. Wystarczy, że w rodzinie Byrne’ów był jeden amator młodych dziewcząt. Czasami miał ochotę zabić swego ojca. Zachował się w jedyny możliwy przyzwoity sposób: unikał Kary, jak mógł. Aż do dzisiejszego dnia. Do diabła, nadal mu się podobała! Odniósł wrażenie, że okazała mu zainteresowanie, ale potem nagle rzuciła się do ucieczki. Nic by nie szkodziło spotkać się na drinku... Pewnie przypomniała sobie, jak wtedy przed laty ją potraktował. Nic dziwnego, że się przestraszyła. Ale co robiła w agencji matrymonialnej? Taka kobieta jak ona na pewno nie cierpiała na brak męskiego towarzystwa. Och, dużo by dał, by spędzić z nią trochę czasu sam na sam. Odsuwając na bok niesforne myśli, nacisnął dzwonek w recepcji. – Już idę – usłyszał czyjś głos. Matt rozejrzał się wokół okiem czujnego prawnika. Wystrój biura był doskonały, wszystko w kolorach czerni, chromu, z akcentami czerwieni dla rozjaśnienia. Na ścianach nie wisiały różowe serduszka, tylko nowoczesne grafiki dobrego artysty. Co prawda, nie był ekspertem od biur matrymonialnych. To było pierwsze, w którym jego noga postała, i miał nadzieję, że ostatnie. – Przepraszam, że pan czekał. Odwrócił się, ponieważ odniósł wrażenie, że głos kobiety zabrzmiał znajomo. – Sally? Do diabła, co za dzień! Najpierw Kara, a teraz ty! Sally go uściskała. – Wspaniale cię widzieć, Matt! Wyglądasz rewelacyjnie, jak zawsze. Wyciągnęła z jego marynarki wyimaginowaną nitkę, przywołując wspomnienia jego pierwszego balu, gdy dumnie stała na progu domu jego rodziców i machała mu, jakby był jej dzieckiem. W rzeczywistości była mu Strona 9 bliższa niż własny ojciec. – Ty też wyglądasz wspaniale, Sally. – Uśmiechnął się na widok jej zarumienionych policzków. – Daj spokój! – Żartobliwie uderzyła go w ramię. – Co takiego sprowadza cię do Swatki? Nie sądziłam, że potrzebna ci będzie pomoc w tym względzie. – To twoja agencja? Poczuł ulgę. Jeśli biuro należało do Sally, Kara najprawdopodobniej przyszła ją odwiedzić, nie zaś szukać partnera. – Tak. – Skinęła głową. – Otworzyłam ją kilka lat temu, gdy Kara się wyprowadziła i założyła własny biznes. Zawsze chciałam pomagać ludziom samotnym i w końcu się zdecydowałam. – To wspaniale. – Nie spytał Sally, jaki biznes otworzyła Kara, by się przedwcześnie nie zdradzić. Przyjdzie na to czas. – Potrzebuję twojej pomocy. Udał się za Sally do małego, przytulnie urządzonego gabinetu. – O co chodzi, przystojniaku? – spytała Sally. Odchylił się na wygodnym fotelu i założył nogę na nogę. – Muszę zmienić swój wizerunek. Ojciec uważa, że moja reputacja ujemnie wpływa na interesy naszej firmy. – Ciągle w gazetach opisują twoje wygłupy. Jesteś prawdziwym uwodzicielem. – Nie wierz we wszystko, co czytasz. – Pokręcił głową. – Moje życie nawet w połowie nie jest tak ekscytujące, jak przedstawiają to dziennikarze. W każdym razie ojciec twierdzi, że dopóki moje zachowanie nie ulegnie poprawie, nie mam widoków na partnerstwo w kancelarii. Przeczesał palcami włosy. Tego gestu, mimo wysiłków, nie udawało mu się pokonać poza salą sądową. – Znasz ojca. Firma to jego ukochane dziecko. Nie ma żadnej nadziei, że zrobi mnie partnerem, dopóki nie wykażę się: „bardziej odpowiedzialnym stosunkiem do swego osobistego życia”. Koniec cytatu. – Długo byłam waszą sąsiadką. – Sally westchnęła. – On jest z ciebie naprawdę dumny. Czy nie za bardzo się denerwujesz? On cię kocha, niezależnie, czy zrobi cię swoim partnerem, czy nie. Kocha? Jego ojciec nie znał znaczenia tego słowa. Matt poprawił zaprasowany kant spodni. – Muszę udowodnić kolegom w firmie, że jestem bardzo dobrym prawnikiem. Oni uważają, że wszystko zawdzięczam tatusiowi. Chcę zostać wspólnikiem. Im szybciej, tym lepiej. Za każdym razem, gdy pomyślał o niekończących się insynuacjach na temat jego pozycji w firmie, wzrastało mu ciśnienie. Był pierwszorzędnym prawnikiem bez pomocy ojca. Zresztą ojciec nigdy go nie faworyzował. – jak mogę ci pomóc? Strona 10 To było najtrudniejsze do wyznania. Matt czuł zażenowanie, ponieważ musiał przyznać, że umawiał się już z wieloma kobietami. I każdej miał coś do zarzucenia. – Muszę zmienić swój wizerunek. Muszę poznać kobietę, i to szybko, która zrozumie mój tok myślenia. Chodzi mi o układ biznesowy. Występowałaby u mojego boku jako stała dziewczyna na imprezach oficjalnych. W zamian może określić swoją cenę. – Aha. – Sally skrzywiła się z dezaprobatą. – To brzmi chłodno i wyrachowanie. Ja pracuję w romantycznym biznesie, nie pośredniczę w zawieraniu kontraktów. A poza tym, czy ty przypadkiem nie chcesz oszukać swego ojca, by szybciej uczynił cię partnerem? Czy naprawdę nie ma innego sposobu? – Wszystko przemyślałem. – Pokręcił głową. – Impreza typu „błyskawiczna randka” to najskuteczniejszy i najłatwiejszy sposób poznania kobiety, która odpowiada moim potrzebom. Wiem, że obowiązuje cię tajemnica, a więc mój ojciec się nie dowie. A zresztą, kim on jest, by mnie osądzać? Spójrz na jego osobiste życie. – Nadal sądzę, że to nie jest w porządku. Sally zawsze broniła jego ojca. Nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego. Jeff Byrne bywał bardzo surowym ojcem, ale Sally zawsze znajdowała dla niego usprawiedliwienie. Problem polegał na tym, że jego ojciec w ogóle nie wiedział, co to znaczy być ojcem. I tyle. Teraz wyłożył karty na stół. Na szczęście Sally go nie wyśmiała. W jej ciemnych oczach pojawił się szelmowski błysk. – W porządku. Wypełnij ten formularz. Wprowadzę twoje dane do komputera. Dziś wieczorem o ósmej pojaw się w Blue Lounge. Na miejscu ci wszystko wyjaśnię. Zgoda? Zastanawiał się, dlaczego Sally miała taki dziwny wyraz twarzy. Ale skoro już zabrnął tak daleko, musiał podjąć ryzyko. – Mam jeszcze jedno pytanie. Jak mogę skontaktować się z Karą? Sally ze śmiechem pogroziła mu palcem. – Załatwię ci spotkanie, drogi chłopcze. Szybciej niż myślisz. Strona 11 ROZDZIAŁ DRUGI Na chwilę przed ósmą Kara wkroczyła do Blue Lounge. Miała bzika na punkcie punktualności, przyjechała więc nawet wcześniej i zrobiła kilka kółek, żeby nie wyglądało na to, że tak bardzo jej się spieszy. Dzięki Bogu, że robiła to wyłącznie dla Sally i nie była emocjonalnie zaangażowana, tak jak inni klienci biura, którzy przyszli na tę imprezę, aby znaleźć prawdziwą miłość. Spełni swój obowiązek, a potem spokojnie wróci do domu. Tak planowała. Rozejrzała się po słabo oświetlonej sali. Zauważyła dwuosobowe stoliki ustawione pod ścianami. Puls jej przyspieszył na myśl, że za chwilę przy jednym z tych stolików pozna po kolei siedmiu mężczyzn. Przez siedem minut będzie z nimi kolejno rozmawiała, a potem pospiesznie wyjdzie. Do diabła, ogarniał ją niepokój! Miała nadzieję, że nie było tego po niej widać. Ubrała się na ten wieczór w wystrzałową, czarną minisukienkę, jedwabne pończochy i pantofle z cekinami. Do tego lekki makijaż, podkreślający oczy i usta, oraz włosy zwinięte w stylowy węzeł. Ale pod tą maską trzęsła się jak galareta. Ledwie usiadła, zauważyła Sally, która z promiennym uśmiechem przeciskała się między stolikami, machając do każdego ręką jak łaskawa królowa. – Cześć, kochanie, wyglądasz fantastycznie! Kara wzruszyła ramionami. – Och, stare ciuchy... – Znam cię, moja droga! Odlotowy strój i makijaż. Musisz być trochę zdenerwowana. – Skąd ci to przyszło do głowy? Roześmiały się jednocześnie. Sally znała Karę dobrze. Wiedziała, że woli spokojne, eleganckie stroje. Musiała więc być zdenerwowana. – Nieważne. Gdy zabawa się zacznie, nie będziesz miała czasu na nerwy. Pamiętasz zasady? – Znam zasady od lat. Kto wysłuchiwał twoich monologów na temat agencji przez te wszystkie lata? Sally z uśmiechem złapała ją za nos. – To ty zachęciłaś mnie do zorganizowania tej imprezy, nie pamiętasz? – Och! – Kara pomasowała nos. – Ale to było, zanim zapragnęłaś mnie wyswatać. I teraz tracę tu czas... Sally uśmiechnęła się szerzej. – Na twoim miejscu nie byłabym taka pewna. Wiesz, że mam szczęśliwą rękę. Osiągnęłam sukces, osiem małżeństw w dwa lata! Kto wie, może spotkasz tu mężczyznę swoich marzeń? A wtedy, zamiast napadać na starą Sally, będziesz jej dziękować. Strona 12 – Daj spokój. Nie potrzebuję mężczyzny. Mam swoją pracę. W tej chwili nie mam czasu na nic innego. A jeśli chodzi o spotkanie mężczyzny moich marzeń, cóż, chyba szybciej wygram milion na loterii. Ciemne oczy Sally zabłysły. – Tylko mi nie mów, że cię nie ostrzegałam! Niezależnie od biegu wypadków, dziękuję, kochanie, że mi dziś zechciałaś pomóc. Karę ogarnęło poczucie winy. Mogła się zdobyć na odrobinę entuzjazmu. W końcu Swatka to była duma i radość Sally. Uściskała starszą kobietę. – Będzie dobrze, Sal. Dziś wieczorem wyswatasz swoją tysięczną parę i agencja będzie kwitnąć przez następne dziesięć lat. Zapamiętaj moje słowa. Cieszę się, że mogę ci pomóc. W końcu po co ma się córkę? Sally poklepała ją po policzku i odpłynęła majestatycznie wolnym krokiem. Karze brakowało rodziców, chociaż dojmujący ból z powodu ich straty z czasem złagodniał. Sally opiekowała się nią jak matka, dała jej poczucie bezpieczeństwa. Ale nigdy nie zapomni tych niekończących się, bezsennych nocy, gdy płakała w poduszkę. Matt był dla niej również podporą. Wysłuchiwał jej sekretów, żartował z nią, pomagał w lekcjach. Była zrozpaczona, gdy wyjechał na studia i widywali się tylko w wakacje. Gdy po pierwszym roku przyjechał do domu, coś jednak się zmieniło. Dotąd szczere, naturalne relacje stały się pełne napięcia, jakby coś wisiało w powietrzu. Wiedziała, że to jej wina. Zakochała się w Matcie. Usiłowała ukryć swe uczucia, ale on z pewnością czegoś się domyślał, ponieważ nagle usztywnił się. Żadnych żartów, żadnych uścisków pod wpływem nagłego impulsu. Trzymał ją na dystans, doprowadzając stopniowo do szaleństwa. Panowała nad sobą, aż do dnia swych osiemnastych urodzin... Och, wspomnienie odrzucenia nadal wykręcało jej żołądek. Nawet dzisiaj, gdy pojawił się tak niespodziewanie, niemal zemdlała. Nie wspominając o burzy hormonów. – Przepraszam, mogę się przysiąść? – Głęboki męski głos wyrwał ją ze wspomnień. – Właściwie, czekam na... – Kara zaniemówiła, wpatrując się w niego. – Co za szczęśliwy dzień. Spotkać cię dwukrotnie w ciągu kilku godzin... Czy mógłbym na to postawić...? Spojrzała na uderzająco przystojną twarz Matta, napawając się każdym szczegółem: zmarszczkami mimicznymi w kącikach oczu i ust, śladami ciemnego zarostu na szczęce. O, Boże, jak on pięknie wyglądał! Serce jej waliło, a całe ciało przeszywało pożądanie. Zacisnęła dłonie pod stołem, pragnąc skoncentrować myśli. Strona 13 – Nie wiem, Matt, to ty jesteś hazardzistą... Oczywiście, o ile twoje wypady do Randwick Racecourse, które opisują w gazetach, są prawdziwe. Uśmiechnął się, jej żarty zdawały się nie robić na nim wrażenia. – Szansa jak jeden na milion, ale przecież my zawsze ciążyliśmy ku sobie, czyż nie? A przy okazji miło wiedzieć, że śledziłaś moje życie. Brakowało ci mnie? Nie miała szansy odpowiedzieć. Ku jej zdziwieniu usiadł i wsunął nogi pod niski stoliczek, lekko muskając jej kolano. Poczuła dreszcz podniecenia biegnący wzdłuż całego ciała. – Wypijemy drinka, o którym wspominałem dziś po południu? – Pochylił się ku Karze, przyciągając ją jak magnes. – Jeśli dobrze pamiętam, odmówiłam. Hipnotyczne spojrzenie przeszywało ją na wskroś, do głębi duszy. – Wiem, że wcale nie miałaś tego na myśli. W każdym razie możesz to nazwać zrządzeniem losu. Przeznaczeniem. A więc skoro obydwoje tu jesteśmy, cóż by się stało, gdybyśmy poszli na drinka, jak dwoje starych przyjaciół? Utonęła w niebieskich jeziorach jego oczu. Nie była w stanie stawić mu oporu. Zawsze tak się działo, gdy był obok niej. Odczuwała słabość, pożądanie, miała zamęt w głowie. – Jestem tu umówiona z jeszcze kilkoma mężczyznami – powiedziała. – Może pójdziemy na drinka kiedy indziej? – Jestem jednym z tych, na których czekasz. – Uśmiechnął się z dużą pewnością siebie, pokazując rząd równych zębów, które we fluorescencyjnym oświetleniu lśniły nienaturalną bielą. Te słowa przygwoździły ją do krzesła. Stopniowo odtwarzała sytuację. Matt wchodził do biura Sal... Sal wspomniała o jeszcze jednym kliencie... Nie, to niemożliwe. Na pewno przyszedł do Sally z innego powodu. – Żartujesz? Wielki Matt Byrne, ozdoba towarzystwa, nie może sobie znaleźć odpowiedniej dziewczyny? Powiedz mi, jaki jest prawdziwy powód twojej tutaj obecności? Czy Sal cię do tego namówiła? – Starała się powstrzymać sarkazm, ale jej się nie udało. Skrzyżował ramiona i odchylił się na krześle. Wyglądał w tej pozycji jak cyniczny prawnik przesłuchujący świadka. – Nie bądź śmieszna. Przypadkowo trafiłem do biura Sally. Dziś po południu wypełniłem stosowny formularz. Nie muszę ci więcej wyjaśniać. Moje życie nie jest jak otwarta książka, nie wyciągaj więc pochopnych wniosków. – Ale agencja samotnych serc? – nalegała. – Taki facet jak ty potrzebuje pomocy w umówieniu się z dziewczyną? Wypowiedziała te słowa, zanim zdążyła pomyśleć. Do diabła, teraz będzie musiała wyjaśnić, co miała na myśli. – Taki facet jak ja? – Zniżył głos, a Kara poczuła dreszcz biegnący Strona 14 wzdłuż kręgosłupa. – No, wiesz... Odniosłeś sukces. Jesteś bogaty. – Nie wytrzymując jego spojrzenia, odwróciła wzrok. – Zapomniałaś dodać, że jestem przystojny – zażartował. – Tak, to również. – Zarumieniła się. – A więc, co chcesz mi powiedzieć? – Wysiliła się na beztroski ton w nadziei, że go oszuka. – Nie tak szybko! – zaśmiał się triumfalnie. – Mamy dla siebie siedem minut. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, będziesz musiała mnie wybrać do następnej rundy. – Szantaż prowadzi donikąd – skwitowała. – A komplementy? – Pochylił się do przodu. – Czy one mnie gdzieś zaprowadzą? – Będziesz musiał spróbować. – Kokieteryjnie zamrugała wymalowanymi rzęsami. Uwodzicielski uśmiech, który wykrzywił jego usta, roztopił resztki jej oporu. – Zgoda. Odchyliła się i założyła nogę na nogę, pokazując kolano w cienkich pończochach. Odkąd wszedł do restauracji, prawie nie mógł oderwać od niej oczu. Teraz musiał przekonać ręce, by leżały spokojnie na stoliku. – Znasz scenariusz na dzisiejszy wieczór? Jej głęboki głos naładowany był seksualną obietnicą. Przez najbliższe siedem minut, jeśli jego myśli będą podążać tym torem, będzie mu trudno skoncentrować się na rozmowie. Z ogromnym wysiłkiem wrócił do rzeczywistości. – Tak, Sally wszystko mi wyjaśniła. Spędzę siedem minut z siedmioma wspaniałymi kobietami, a na koniec wybiorę idealną partnerkę. Żadnych bezsensownych randek w ciemno i tracenia czasu na próżną gadaninę. Tak właśnie chciałem. Kara popatrzyła na niego ze złością. – Jest coś, o czym mi nie mówisz. Wiadomo, że spotykasz się z wieloma kobietami. Twoim życiowym mottem jest zabawa. Dlaczego więc uciekasz się do czegoś takiego? Myślałam, że należysz do tych facetów, którzy uwielbiają dreszczyk emocji przy zdobywaniu kobiety. – Oczywiście. Ale teraz moje priorytety się zmieniły. Miał nadzieję, że ta odpowiedź ją zadowoli. Nie był gotowy na wyznanie prawdy. Ledwie sam mógł się z nią pogodzić. Podniosła ręce w geście poddania. Patrzył na jej smukłe, zadbane dłonie i wyobrażał je sobie w miłosnej pieszczocie. Z każdą minutą siedzenie obok niej i zachowanie spokoju stawało się trudniejsze. – Nadal uważam, że coś knujesz, Matt. – Roześmiała się słodkim, Strona 15 dźwięcznym śmiechem, który przywołał wspomnienie gorących letnich popołudni, podczas których dzielili się sekretami i marzeniami. – Zamierzam wyciągnąć od ciebie twoje sekrety, niezależnie od tego, czy ci się to podoba czy nie. Chwycił jej dłoń i zaczął głaskać kciukiem. – Łatwiej coś ode mnie wyciągnąć pochlebstwami. Chcesz spróbować? Kara desperacko przełknęła ślinę. Pieszczota Matta mąciła jej zmysły; koliste, koncentryczne kółka, które zakreślał na jej skórze, wysyłały fale przyjemności po całym jej ciele. Pod działaniem tej pieszczoty traciła zdolność logicznego myślenia. Gdy spojrzała mu w oczy, jej żołądek wykonał salto. Pragnęła go. Naprawdę go pragnęła. Bardziej niż czegokolwiek w życiu. Dzięki Bogu, że ten wieczór już się nie powtórzy. Matt Byrne był niebezpieczny. W ciągu jednego dnia udało mu się wzbudzić w niej uczucia, które już dawno pogrzebała. Cofnęła rękę. Musiała ustalić między nimi granice. – Nie zamierzam wyciągać od ciebie niczego pochlebstwami. W końcu sam mi powiesz, co cię dręczy. A jeśli nie, trudno. Nasza przyjaźń skończyła się dawno temu. Załatwmy sprawę, zgodnie z regułami dzisiejszej gry i rozejdźmy się w swoją stronę, zgoda? Skrzyżował ramiona i przywarł do niej tak intensywnym spojrzeniem, że poczuła się jak robak pod mikroskopem. – Dlaczego uważasz, że na dzisiejszym wieczorze się skończy? – Uśmiechnął się. Do diabła, ten uśmiech zawsze ją rozbrajał. – To nie ja zerwałam naszą przyjaźń, Matt. – Starała się ukryć uczucia pod maską obojętności. – O ile dobrze pamiętam, to ty mnie odepchnąłeś. Wspomnienie tego odrzucenia nadal bolało. Taki ból trwa przez całe życie. Był jej pierwszą miłością. Jedyną miłością, jeśli miała być szczera. A teraz udawał, że nic się nie stało. O nie, ona mu tego nie ułatwi! – Czy możemy zostawić przeszłość i pomyśleć o przyszłości? Byłaś wtedy dzieckiem. Czego oczekiwałaś? Rozzłościła się tak, że łzy napłynęły jej do oczu. Łzy złości, wstydu i niewątpliwego żalu. – Dzieckiem? Miałam osiemnaście lat. Dość dużo, aby wiedzieć, czego chcę. Ale ciebie to nie obchodziło! Miałeś mnie gdzieś, dla ciebie byłam małą dziewczynką, która się do ciebie przyczepiła i udawała wampa. Czy coś ci już świta? – Zamrugała powiekami, by powstrzymać łzy. Przeczesał palcami włosy. Był poruszony. – Przepraszam cię, Karo. Skończyłem wtedy prawo, dostałem się na aplikację. Miałem mnóstwo spraw na głowie i nie chciałem takiego eksperymentu jak romans z uczennicą... – Przerwał, ponieważ skoczyła na Strona 16 równe nogi. – Co ty sobie, u diabła, myślisz? Że kim jesteś? Ja nie eksperymentowałam, ja... – Hej, wy dwoje! Zaczynamy! Co to za kłótnie? – Sally wyrosła przy nich jak spod ziemi. Podpierała się pod boki i groźnie marszczyła brwi. – Sal, muszę z tobą porozmawiać. – Kara chwyciła ją za ramię i odciągnęła od stolika. – Nie mogę tego zrobić – syknęła. – Matt doprowadza mnie do szaleństwa. Nie możesz oczekiwać po mnie, że spędzę z nim kolejną sekundę, nie mówiąc już o siedmiu minutach. Sally uśmiechnęła się uspokajająco, ale to nie na wiele się zdało. Kara nadal kipiała furią. – Uspokój się, kochanie. Wiem, że to dla ciebie ciężka próba. Ale zrób to dla mnie, proszę. Kara głęboko wciągnęła powietrze w płuca i westchnęła. Nie mogła oprzeć się błagalnemu spojrzeniu Sally. – Zrobię to wyłącznie dla ciebie. Ale przysięgam, gdy tylko porozmawiam z ostatnim z tych durniów, wynoszę się stąd! – Rozumiem. A teraz usiądź i uśmiechnij się do Matta. Pogadajcie. Zanim się obejrzysz, tortury się skończą. Kara odwróciła się i spojrzała na Matta. Nawet się nie poruszył, ale z rozbawionego wyrazu jego twarzy zorientowała się, że wszystko słyszał. – Załatwione? – spytał cicho. – Musimy zaczynać – wymamrotała. – Mam nadzieję, że znajdziesz kobietę, której szukasz. – A jeśli już znalazłem? – Jej również życzę szczęścia. Będzie jej potrzebne. Chwała Bogu, że nie jestem w twoim typie. W jego oczach pojawił się cień niepewności. – Czyżby? Kto wie, co by się stało, gdybym cię wtedy nie odepchnął. Kara dobrze wiedziała i wcale nie była z tego powodu szczęśliwa. Godzinę później jej męczarnie się skończyły. Ledwie mogła sobie przypomnieć rozmowy z różnymi mężczyznami, ponieważ tylko słowa jednego z nich utrwaliły się w jej umyśle. Matt przez siedem minut flirtował z nią z wprawą mężczyzny, który ma w tym dużą praktykę. Oczywiście stawiała mu opór. Jednak przypominało to powstrzymywanie powodzi kilkoma workami piasku. Żadna kobieta nie była w stanie oprzeć się Mattowi Byrne’owi, gdy się tak starał. Jego błyszczącemu bielą zębów uśmiechowi, przykuwającemu spojrzeniu, błyskotliwej konwersacji. Kusił ją i zwodził jak pająk zachęcający muchę, by wpadła do pajęczyny. Wciągał w pułapkę, czy tego chciała, czy nie. Siedem minut minęło jak jedna chwila. W towarzystwie Matta czas płynął niezauważenie, jego uwodzicielski głos otaczał Strona 17 ją ze wszystkich stron. Była zauroczona. Na jego de reszta mężczyzn wypadła blado. Chociaż byli uprzejmi, inteligentni, potrafili interesująco rozmawiać, nie mogła sobie przypomnieć ani jednego słowa. Czyżby dlatego, że przez cały czas kątem oka obserwowała Matta, jak czaruje inne kobiety? Widząc, że każda z nich ulega jego urokowi, zaczęła odczuwać nieprzyjemny ucisk w żołądku. Oczywiście, nie mogła ich obwiniać. Ona zachowała się tak samo, choć przysięgała sobie, że zachowa spokój. Która z nich dostąpi tego szczęścia? – zastanawiała się. Chyba ta brunetka z dużym biustem, która chłonęła każde jego słowo i co chwila klepała go po ramieniu... Kara chciała oderwać od nich wzrok. Brunetka była dokładnie w typie Matta; wyglądała jak modelka, miała wystające kości policzkowe i powiększone silikonem usta. Na zdjęciach w gazetach widziała go z wieloma podobnymi kobietami uwieszonymi jego ramienia. Zawsze wtedy wpadała w złość. Mężczyźni byli tacy przewidywalni... Kara wpatrywała się w formularz leżący na stoliku. Po chwili trzęsącą się ręką postawiła krzyżyk przy imieniu Matta. Po ich wcześniejszej potyczce słownej nie było szansy, by ją wybrał, tak więc bez wahania zaznaczyła jego nazwisko. Obawiała się, że pechowo zaznaczy jakiegoś innego faceta, który też wybierze ją i będzie musiała się z nim ponownie umówić. A tego już nie zrobi. Nawet dla Sal. Brunetka na pewno wybierze Matta i vice versa. Im prędzej zostanie wybrana tysięczna para, tym szybciej będzie mogła uciec. Matt i ta brunetka... W żołądku ścisnęło ją na samą myśl, że... Sally zabrała jej formularz i dołączyła do pozostałych. Puściła do niej oczko. – Już niedługo będziesz mogła wrócić do domu. Dziękuję ci bardzo. Kocham cię. – Ja też cię kocham – wymamrotała Kara, rozglądając się za Mattem. Był zatopiony w rozmowie z brunetką. Nadal! Czy nikt mu nie zwrócił uwagi, że siedem minut dawno minęło? Chciała, by ten wieczór już się skończył. W pewnym sensie spotkanie z Mattem było miłą niespodzianką. Ale jego widok w towarzystwie innych kobiet już nie był taki miły. – Panie i panowie, proszę o uwagę. Agencja Swatka przez ostatnie kilka lat połączyła dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć par. Błyskawiczna randka jest ekscytującym, szybkim, niezobowiązującym sposobem na poznanie samotnej osoby o podobnych zainteresowaniach. Jeśli więc dziś wieczorem wam się nie udało, proszę, spróbujcie ponownie! – Sally przerwała, skinęła głową i uśmiechając się do klaszczącego tłumu, dodała: – A teraz, bez dalszych wstępów, agencja Swatka ogłasza, że połączyła tysięczną parę. Strona 18 Kara odczuła dziwne zawirowanie w żołądku. Nie chciała obserwować szczęścia na twarzy wybranej kobiety, ponieważ nie miała wątpliwości, że dziś wieczorem wybranym mężczyzną będzie Matt. – Proszę na środek Matta Byrne’a i Karę Roberts! Kara kompletnie oszołomiona siedziała przykuta do krzesła. Mogłaby przysiąc, że Sally wypowiedziała jej imię. Ale to musiał być błąd! Ucisk w żołądku zwiększył się dziesięciokrotnie, gdy zobaczyła Matta zmierzającego w jej stronę. Wpatrywała się w jego wyciągniętą rękę, jakby była to kobra. Jeśli poda mu dłoń, będzie stracona. Poruszyła ustami, ale mięśnie twarzy miała tak zdrętwiałe, że ledwie zdołała się krzywo uśmiechnąć. – Oto moja dziewczyna – wyszeptał, ściskając ją za rękę i prowadząc na parkiet. Poruszała się mechanicznie, nie słysząc okrzyków i gratulacji dobiegających ze wszystkich stron. Gdy wystąpiła na środek sali, Sally poklepała ją po ramieniu i szepnęła jej do ucha: – Nie sfałszowałam wyników. Zresztą nigdy tego nie robię, wiesz o tym. Kara z mocnym pulsowaniem w głowie wpatrywała się w Sally. To dziwne, ale Sal wcale nie wyglądała na zmartwioną. Przeciwnie, na jej twarzy malowała się radość. Do licha, jak zakończyć tę farsę, nie narażając biznesu Sally? Jakby czytając w jej myślach, Matt wyszeptał: – Odpręż się. Poddaj się biegowi wypadków. Kara spojrzała na niego w zamyśleniu. W jego oczach malowało się dziwne napięcie... Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Strona 19 ROZDZIAŁ TRZECI Gdy skończyła się część oficjalna, w barze zrobiło się pusto. Kara, którą Matt cały czas trzymał za rękę, z uśmiechem przyjmowała gratulacje od pozostałych uczestników imprezy. Zanim ostatnia osoba wyszła, twarz rozbolała ją od udawania, że jest niezmiernie szczęśliwa. Szczęśliwa? Nic nie było dalsze od prawdy. Nadeszła pora przeciąć ten koszmar. – Matt, musimy porozmawiać. Czy możesz puścić moją rękę? Farsa się skończyła. Spostrzegła, że gdy puścił jej rękę, czuły wyraz zniknął z jego oczu. – Może się czegoś napijesz? Wydaje mi się, że potrzebujesz drinka. Nie podobał jej się twardy ton jego głosu, chociaż łatwiej sobie z nim radziła niż z poprzednim, aksamitnie zmysłowym. – Poproszę kieliszek białego wina. Usiądźmy przy stoliku w kącie. – Wybrałaś najbardziej ustronny stolik. Chcesz mi powiedzieć, jak bardzo jesteś zachwycona, że cię wybrałem, czy raczej dać mi kosza? Zesztywniała, przerażona, że tak łatwo czytał w jej myślach. Niedobrze... – Tak, tak myślałem – ciągnął. – Chcesz, bym zapłacił za to, co stało się dziewięć lat temu, prawda? – Zwrócił się do barmana: – Dla pani białe wino, dla mnie sok pomarańczowy. Nie, przepraszam, szkocką. Kara nie poszła do stolika. Czekała. Obserwowała, jak Matt przeczesuje palcami włosy, zerka na zegarek i stuka butem w lśniącą podłogę. Był zniecierpliwiony. Najwyraźniej nie mógł doczekać się, aż stąd wyjdzie. Znała to uczucie. Ale dlaczego ją wybrał...? Oczywiście, pochlebiało jej to. Której kobiecie by nie pochlebiało? Dominująca osobowość Matta przyciągała kobiety, a ona nie była wyjątkiem. Nawet teraz ubrany w elegancki granatowym garnitur i kremową, jedwabną koszulę, emanował męską siłą. Wytworne ubranie nie zamaskowało szerokiej klatki piersiowej, smukłej talii i długich nóg. Odgadła, że koszula skrywała również płaski jak deska brzuch. Bez wątpienia Matt w ubraniu robił tak samo imponujące wrażenie jak bez. Puściła wodze wyobraźni. Jak Matt wyglądał bez ubrania...? Na pewno... – Planujesz nową strategię ataku? Pytanie sprowadziło ją na ziemię. Ale nie uspokoiło jej galopującego pulsu. Jeśli chciała zrealizować swój plan, musiała odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. – Nie jestem klientką Sally – wyjaśniła. – Nie planuję żadnego ataku. Po prostu chcę porozmawiać – dodała ostro, podchodząc do stolika, bardziej zła na irracjonalną reakcję swego ciała niż na niego. Matt patrzył, jak idzie do przodu z podniesioną głową. Co się stało z Strona 20 cichą, nieśmiałą Karą, którą znał? Myślał, że będzie szczęśliwa, bo ją wybrał. Podejrzewał, że ma ochotę odnowić z nim znajomość, tak samo jak on. Ale tym razem prawniczy instynkt go zawiódł. Pomylił się i ta myśl nim wstrząsnęła. – Twoje wino, proszę. Wpatrywał się w jej biodra, gdy siadała na krześle. O rany, były naprawdę fantastyczne! Czarna, obcisła sukienka podkreślała kształty we właściwych miejscach. Przy jej wydatnym biuście talia wydawała się bardzo wąska, a nogi bardzo, bardzo długie. Raz jeszcze stanęły mu przed oczami erotyczne wizje. Do licha, musi pamiętać, że to miał być układ biznesowy. – Powiedz to mojemu libido – wymamrotał, pociągając łyk whisky. – Słucham? Teraz ona wpatrywała się w niego błyszczącymi, zielonymi oczami. Przekonanie swego libido będzie trudniejsze, niż myślał. – Nic takiego. O czym chciałabyś porozmawiać? Odetchnęła głęboko. Matt patrzył na nią łakomie, jakby miała być jego następnym posiłkiem. Trudno jej było skoncentrować się na zadaniu, które sobie postawiła. – Musimy rozwiązać tę sytuację. Nie interesuje mnie spotykanie się z kimkolwiek. Dziś wieczorem przyszłam tu tylko po to, aby pomóc Sally. – Wygładziła niewidzialne fałdy na sukience. – Wolałabym, abyś porozmawiał z Sal, by dobrała ci inną partnerkę. – Nie, dziękuję. Pod jego badawczym spojrzeniem poczuła zakłopotanie. – Wybrałem cię świadomie, Karo. Jesteś taką kobietą, jakiej szukam. – A jakiej kobiety szukasz? Złączył czubki palców, oparł łokcie na stole i patrzył jej prosto w oczy. – Inteligentnej, niezależnej, bez złudzeń. Z naszej rozmowy wynika, że nie interesuję cię... pod względem romantycznym. Odrzuciłaś nawet zaproszenie na drinka dziś po południu. A więc jesteś dla mnie idealnym wyborem. – Nie rozumiem... – Ostrzegawczy dzwonek zadźwięczał w jej umyśle. Uśmiechnął się, chociaż uśmiech nie dotarł do jego oczu. Właściwie nawet pociemniały, były teraz chłodne, lodowato-niebieskie. – Twoja wyraźna niechęć do mnie odpowiada moim celom. Dokładnie tego szukam. Nie będziesz sobie nic wyobrażać czy pielęgnować złudzeń. Nie zakochasz się we mnie i nie zerwiesz układu. O to właśnie mi chodzi. To będzie układ. Swego rodzaju umowa biznesowa. Nic więcej. Przez następne pół roku będziesz udawać moją stałą dziewczynę, dopóki ojciec nie zrobi mnie swoim wspólnikiem. Zimne spojrzenie dodatkowo wzmocniło ponury ton głosu. Miał to doskonale wyćwiczone. Wiedziała teraz, co czuje jego przeciwnik na sali sądowej. Jakże była głupia, myśląc, że może żywić do niej jakieś uczucia!