Marinelli Carol - Zauroczenie
Szczegóły |
Tytuł |
Marinelli Carol - Zauroczenie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Marinelli Carol - Zauroczenie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Marinelli Carol - Zauroczenie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Marinelli Carol - Zauroczenie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Carol Marinelli
Zauroczenie
Strona 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Meg zdje˛ła identyfikator i stetoskop i wrzuciła je do
szafki, po czym, korzystaja˛c z tego, z˙ e w przebieralni nie
było nikogo, głos´ no zatrzasne˛ła drzwi, aby wyładowac´
chociaz˙ cze˛s´ c´ frustracji, a naste˛pnie, dla wzmocnienia
efektu, zrobiła to ponownie.
Nie pomogło.
Włas´ ciwie nawet tego nie oczekiwała.
– Witaj, Meg! – Jess zdyszana wpadła do pokoju
i w błyskawicznym tempie zacze˛ła sie˛ rozbierac´ . – Od
trzydziestu lat jestem piele˛gniarka˛ i po raz pierwszy sie˛
spo´ z´ niłam. Dasz wiare˛?
Gdyby chodziło o kogos´ innego, Meg z pewnos´ cia˛ by
nie uwierzyła. Dla Jess, kto´ ra uczyła sie˛ zawodu w cza-
sach sztywnych sio´ str przełoz˙ onych i wykrochmalonych
uniformo´ w, punktualnos´ c´ była kwestia˛ honoru, a nie-
odła˛cznym atrybutem noszony w widocznym miejscu
mały kieszonkowy zegarek.
– Powiedz mi, czy to Carla, wiesz, ta, kto´ ra studiu-
je piele˛ gniarstwo, wybiegła sta˛d przed chwila˛ zalana
łzami?
Meg skine˛ła głowa˛, ale ku wyraz´ nemu rozczarowa-
niu Jess nie podje˛ła tematu.
– Sa˛dziłam, z˙ e zupełnie dobrze sobie radzi, przynaj-
mniej podczas dziennych dyz˙ uro´ w. – Irlandzki akcent
Strona 4
4 CAROL MARINELLI
Jess był tak wyraz´ ny jak u matki Meg. Byc´ moz˙ e
dlatego, ilekroc´ Jess sie˛ zbliz˙ ała, Meg czuła sie˛, jakby za
chwile˛ miała byc´ przez nia˛ skarcona. – Pewnie niez´ le jej
nagadałas´ .
– Wcale jej nie nagadałam. – Meg wcia˛gne˛ła szorty
i T-shirt i zacze˛ła rozczesywac´ swoje długie, ciemne
włosy, spie˛te pod piele˛gniarskim czepkiem przez cała˛
noc, po czym zwia˛zała je w kon´ ski ogon. – Była po
prostu roztrze˛siona z powodu pacjenta, kto´ rego nam
w nocy przywieziono.
– A wie˛c miałys´ cie duz˙ o pracy?
– Nie, włas´ ciwie nie. – Meg zamilkła na chwile˛,
rozpus´ ciła włosy i ponownie je rozczesuja˛c, dodała:
– Stracilis´ my w nocy dziecko.
Jess przerwała napełnianie kieszeni noz˙ yczkami,
szczypczykami i innymi przyborami niezbe˛dnymi piele˛-
gniarkom z oddziału nagłych wypadko´ w, i po chwili
milczenia zapytała:
– Ile miało lat?
– Dwa.
Wie˛kszos´ c´ piele˛gniarek w takiej sytuacji zacze˛łaby
szczego´ łowo opowiadac´ o tym, jak małe dziecko pozo-
stawiono w ka˛pieli bez opieki, i jak sanitariusze wbiegli
do szpitala z nie daja˛cym z˙ adnych oznak z˙ ycia bezwład-
nym ciałkiem. Wszyscy zdawali sobie sprawe˛, z˙ e kon-
tynuowanie reanimacji nie ma sensu, ale nikt nie chciał
tego głos´ no powiedziec´ .
A potem ta straszna rozmowa z rodzicami dziecka
i s´ wiadomos´ c´ bezsensownos´ ci tej s´ mierci.
Meg nie chciała o tym mo´ wic´ . Uporała sie˛ wreszcie
z włosami i odwro´ ciła sie˛ do Jess.
Strona 5
ZAUROCZENIE 5
– Uwaz˙ ałam, z˙ e powinnam pomo´ c jej przez to
przejs´ c´ . To była jej pierwsza s´ mierc´ – oznajmiła.
– Biedna Carla – westchne˛ła Jess. – Pierwsza s´ mierc´
jest zawsze duz˙ ym przez˙ yciem, szczego´ lnie wtedy, gdy
odchodzi dziecko. Czy chcesz, z˙ ebym z nia˛ o tym
porozmawiała?
Intencje Jess były z pewnos´ cia˛ dobre, ale Meg
pokre˛ciła głowa˛.
– Wzie˛ła kilka dni wolnego, ta przerwa dobrze jej
zrobi. Ale moge˛ do niej zadzwonic´ i zapytac´ , czy nie
chciałaby wpas´ c´ na kawe˛ i jeszcze raz o tym porozmawiac´ .
– A ty, Meg? – Jess spojrzała na nia˛ niepewnie. – Ty
nie chcesz o tym pogadac´ ? – Czekała na odpowiedz´ , ale
Meg milczała. – Jes´ li nie czujesz sie˛ dobrze...
– Nic mi nie jest, taka jest ta nasza praca. Zda˛z˙ yłam
sie˛ juz˙ do tego przyzwyczaic´ .
– Wiem. Tylko z˙ e... – Jess z trudem przełkne˛ła s´ line˛
– takie rzeczy zawsze na nas działaja˛ i jes´ li potrzebujesz
z kims´ pogadac´ , to jestem do dyspozycji.
Meg us´ miechne˛ła sie˛ uspokajaja˛co.
– Nic mi nie jest, Jess. Naprawde˛.
Jess bywała troche˛ irytuja˛ca, czasami nieco zanadto
dramatyzowała, ale intencje z pewnos´ cia˛ miała dobre.
Gdyby siedziały przy filiz˙ ance kawy, Meg byc´ moz˙ e
otworzyłaby sie˛ nawet przed nia˛. Jednak sytuacja, gdy
Jess miała za chwile˛ obja˛c´ dyz˙ ur, a Meg włas´ nie go
skon´ czyła, nie zdawała sie˛ temu sprzyjac´ .
Jess wiedziała, z˙ e rozmowa jest skon´ czona, przestała
wie˛c naciskac´ .
– Zostaniesz, z˙ eby poznac´ nowego konsultanta?
– zapytała, zmieniaja˛c temat.
Strona 6
6 CAROL MARINELLI
– Zupełnie o tym zapomniałam. On dzis´ zaczyna?
– Włas´ nie. Bufet przygotował nawet z tej okazji
s´ niadanie dla personelu. Chyba nie masz zamiaru zrezy-
gnowac´ z pocze˛stunku i z okazji poznania nowego
i podobno wielce obiecuja˛cego nabytku?
Meg us´ miechne˛ła sie˛ sceptycznie.
– Mam na ten temat inne zdanie. Z tego, co słysza-
łam, doktor Flynn Kelsey przez ostatnie dwa lata
prowadził w instytucie jakies´ prace badawcze.
– To prawda, ale dotyczyły one urazo´ w i reanimacji.
Tak czy inaczej dobrze, z˙ e kogos´ przyje˛li. Doktor
Campbell nie mo´ gł juz˙ dłuz˙ ej pracowac´ sam. Kto wie?
Moz˙ e od razu przypadna˛ sobie do gustu i wkro´ tce okaz˙ e
sie˛, z˙ e ten nowy to rzeczywis´ cie fantastyczny lekarz.
– Jes´ li jest taki dobry, to po co na dwa lata zagrzebał
sie˛ w ksia˛z˙ kach po uszy? Praktyka ma o wiele wie˛ksze
znaczenie – stwierdziła stanowczo Meg.
– A wie˛c nie zostaniesz, z˙ eby go powitac´ ?
– Co sie˛ odwlecze, to nie uciecze.
– Nie daj sie˛ prosic´ – nalegała Jess. – Skus´ sie˛
chociaz˙ na szybka˛ kawe˛.
Meg ziewne˛ła ostentacyjnie.
– Naprawde˛, Jess, jestem wykon´ czona. W tej chwili
ło´ z˙ ko jest dla mnie najwie˛ksza˛atrakcja˛. – Wzie˛ła do re˛ki
torbe˛ i przerzuciła ja˛ przez ramie˛. – Trzymaj sie˛.
– W progu zatrzymała sie˛ na chwile˛. – Och, jeszcze
jedno, Jess. Zostawiłam wszystkie papiery dotycza˛ce
Luke’a, tego zmarłego dziecka, w biurze szefa oddziału.
Doktor Leighton powinien wpisac´ wszystkie leki, kto´ re
zostały podane. Ich wykaz przypie˛łam do karty wypad-
kowej.
Strona 7
ZAUROCZENIE 7
– Oczywis´ cie.
Kiedy Meg odwro´ ciła sie˛ do drzwi, z jej ust wyrwało
sie˛ ciche westchnienie:
– Biedne dziecko. – Po czym szybko sie˛ zreflek-
towała i zdusiła emocje w kolejnym, pote˛z˙ nym ziew-
nie˛ciu. – Padam z no´ g. Lepiej be˛dzie, jak juz˙ po´ jde˛ do
domu.
W istocie Meg nie była zme˛czona ani troche˛. Kiedy
wyjez˙ dz˙ ała z parkingu, zastanawiała sie˛ nawet, czy nie
zrobic´ po drodze zakupo´ w. Natychmiast jednak uznała
ten pomysł za zbyt trywialny w obliczu tamtej tragedii.
Biedne dziecko.
Jada˛c wzdłuz˙ wybrzez˙ a, przez chwile˛ wahała sie˛, czy
nie wpas´ c´ po drodze do rodzico´ w. I chociaz˙ mys´ l
o herbacie, grzankach i wspo´ łczuciu matki była bardzo
pocia˛gaja˛ca, to jednak szybko sie˛ rozmys´ liła i skierowa-
ła w strone˛ wioda˛cej pod go´ re˛ drogi, gdzie stał jej dom.
Krzywia˛c sie˛ przy zmianie biego´ w, uzmysłowiła
sobie, dlaczego boli ja˛re˛ka. Przypomniała sobie doktora
Leightona wpatruja˛cego sie˛ w płaska˛linie˛ na monitorze.
– Cia˛gniemy to juz˙ od czterdziestu pie˛ciu minut. Bez
powodzenia. Uwaz˙ am, z˙ e powinnis´ my to przerwac´ . Czy
sa˛ jakies´ wa˛tpliwos´ ci?
Ampułka z adrenalina˛, kto´ ra˛ trzymała w re˛ku, pe˛kła
nagle, ale Meg nawet nie drgne˛ła.
– Moz˙ e jeszcze nie przerywajmy, przynajmniej nie
wtedy, kiedy be˛de˛ rozmawiała z jego rodzicami. Moz˙ e
to przyniesie im ulge˛, z˙ e wcia˛z˙ go ratujemy. – Wyrzuciła
zgnieciona˛ ampułke˛ do kosza i nalepiła plaster na
mała˛, lecz głe˛boka˛ ranke˛, po czym odetchne˛ła głe˛boko
Strona 8
8 CAROL MARINELLI
i skierowała sie˛ do poczekalni, aby przekazac´ rodzicom
tragiczna˛ wiadomos´ c´ . A potem ten wyraz rozpaczy na
ich twarzach, gdy weszli, aby poz˙ egnac´ sie˛ ze swoim
dzieckiem.
Pie˛kny widok na lez˙ a˛ca˛ w dole zatoke˛ tym razem nie
przynio´ sł Meg ukojenia. W uszach wcia˛z˙ dz´ wie˛czała jej
rozmowa z rodzicami chłopca.
Pokonywała te˛ droge˛ setki, a moz˙ e nawet tysia˛ce
razy. Pamie˛tała kaz˙ dy, najmniejszy nawet zakre˛t, kaz˙ da˛
zmiane˛ biego´ w, kto´ ra zapewniała bezpieczna˛ jazde˛ do
domu. Tym razem jednak wstrza˛saja˛cy obraz małego
Luke’a i jego matki, kto´ ry jej nie opuszczał, łzy, kto´ re
napłyne˛ły jej do oczu, szloch, kto´ ry nagle wyrwał sie˛
z jej ust – wszystko to w znacznym stopniu osłabiło jej
koncentracje˛. I włas´ nie wtedy, w ułamku sekundy
zakre˛t, kto´ ry tyle razy brała niemal z zamknie˛tymi
oczami, niespodziewanie ja˛ zaskoczył.
Z przeraz˙ eniem us´ wiadomiła sobie, z˙ e jedzie za
szybko. Zanim jednak zdołała nacisna˛c´ na hamulec,
auto wypadło z drogi. Nie miała czasu na nic – była tylko
poraz˙ aja˛ca bezradnos´ c´ , gdy usłyszała krzyk, huk metalu
i trzask rozsypuja˛cego sie˛ dookoła szkła.
Poraz˙ aja˛cy uszy krzyk zdawał sie˛ trwac´ bez kon´ ca.
Pomys´ lała o matce Luke’a. Dopiero wtedy, gdy auto
przekoziołkowało i gdy Meg poczuła, jak kierownica
wbija sie˛ jej w klatke˛ piersiowa˛, krzyk nagle zamarł
i w ostatnim przebłysku s´ wiadomos´ ci zdała sobie spra-
we˛, z˙ e tym kims´ , kto tak głos´ no krzyczał, była ona sama.
Strona 9
ROZDZIAŁ DRUGI
– Juz˙ dobrze, Meg. Wydostaniemy cie˛ sta˛d, jak tylko
to be˛dzie moz˙ liwe. – Znajomy głos Kena Holmesa,
jednego z paramedyko´ w, kto´ rego Meg poznała w pogo-
towiu, przywołał ja˛ do z˙ ycia.
Wszystko było znajome: unieruchamiaja˛cy szyje˛
kołnierz, sonda do ucha kontroluja˛ca poziom nasycenia
organizmu tlenem. Meg cze˛sto wyjez˙ dz˙ ała do wypad-
ko´ w z zespołem ratunkowym i znała procedure˛ oraz cały
ekwipunek az˙ do najmniejszego szczego´ łu. Ale to wcale
nie poprawiało jej samopoczucia. Ani troche˛.
Poranne słon´ ce s´ wieciło jaskrawo i dopiero teraz
Meg zdała sobie sprawe˛, w jakiej znalazła sie˛ sytuacji.
Jej samocho´ d, lub raczej to, co z niego zostało, wbił sie˛
w pien´ pote˛z˙ nego drzewa. Dochodza˛ce do jej uszu
trzaski nie zapowiadały niczego dobrego.
Siedziała z głowa˛ odrzucona˛ do tyłu, obserwuja˛c, jak
masywny stalowy łan´ cuch powoli opasuje drzewo. Po
chwili poczuła silne szarpnie˛cie, gdy pe˛tla zacisne˛ła sie˛
woko´ ł pnia. Bolała ja˛ kaz˙ da cze˛s´ c´ ciała, jej je˛zyk był
opuchnie˛ty i czuła smak spływaja˛cej do gardła krwi.
– Ile czasu trzeba, aby ja˛ sta˛d uwolnic´ ? – usłyszała
tuz˙ za soba˛ głe˛boki me˛ski głos.
Nie znała go. Dopiero teraz zorientowała sie˛, z˙ e ktos´
jest w samochodzie razem z nia˛.
Strona 10
10 CAROL MARINELLI
– Staraja˛ sie˛ zabezpieczyc´ drzewo. Dodatkowy
sprze˛t jest juz˙ w drodze.
– Jak długo to potrwa? – W głosie nieznajomego
słychac´ było zniecierpliwienie.
– Dwadzies´ cia minut, najwyz˙ ej po´ ł godziny.
– Chce˛ jej podła˛czyc´ jeszcze jedna˛ kroplo´ wke˛ i zba-
dac´ obraz˙ enia. Ken, przyjdz´ tu i przytrzymaj jej głowe˛.
Ja musze˛ przejs´ c´ do przodu.
– Nie poczekasz do przybycia reszty sprze˛tu?
– Nie. A ty? – W głosie nieznajomego tym razem nie
było nawet s´ ladu zniecierpliwienia, a tylko pełne napie˛-
cia wyczekiwanie.
Ale Ken sie˛ nie wahał.
– Spro´ buje˛ wejs´ c´ z drugiej strony.
– Doskonale.
Przytłumiony umysł Meg usiłował rozpoznac´ me˛ski
głos, kto´ ry spokojnie wydawał polecenia, gdy Ken
ws´ lizna˛ł sie˛ do s´ rodka i teraz to on podtrzymywał jej
głowe˛, podczas gdy jego tajemniczy towarzysz usiłował
przedostac´ sie˛ go´ ra˛ na połamane siedzenie obok niej.
Niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu Meg
mogła jedynie słuchac´ jego cie˛z˙ kiego oddechu i rzuca-
nych od czasu do czasu przeklen´ stw, gdy jakas´ gała˛z´
albo kawałek pogie˛tego z˙ elastwa stawały mu na drodze.
– Masz na imie˛ Meg, prawda?
Usiłowała skina˛c´ głowa˛, ale kołnierz nie pozwalał na
najdrobniejszy nawet ruch. Usiłowała odpowiedziec´ , ale
wargi po prostu jej nie słuchały.
– Juz˙ dobrze – rzekł nieznajomy, widza˛c, jak Meg
zmaga sie˛ ze soba˛. – Nie musisz nic mo´ wic´ . Nazywam
sie˛ Flynn Kelsey. Jestem lekarzem i za chwile˛ mam
Strona 11
ZAUROCZENIE 11
zamiar wprowadzic´ ci igłe˛ w z˙ yłe˛ re˛ki, z˙ eby dostarczyc´
organizmowi troche˛ wie˛cej płyno´ w, zanim cie˛ sta˛d
wydobe˛dziemy.
Najwyraz´ niej nie miał poje˛cia, z˙ e Meg jest piele˛g-
niarka˛. Prawdopodobnie doszedł do wniosku, z˙ e para-
medycy poznali jej imie˛ z prawa jazdy albo z dowodu
rejestracyjnego. To niesamowite, jak jej umysł usiłował
skoncentrowac´ sie˛ na najdrobniejszych i nie maja˛cych
z˙ adnego znaczenia detalach, jak starał sie˛ nie dopus´ cic´ ,
aby dotarło do niej, w jak niebezpiecznej znalazła sie˛
sytuacji.
Z niepokojem obserwowała, jak Flynn Kelsey zabie-
ra sie˛ do pracy. Był dobrze zbudowany i niewielka
przestrzen´ , jaka˛ miał do dyspozycji, nie ułatwiała mu
zadania, chociaz˙ zdawał sie˛ tego nie dostrzegac´ . Zdja˛ł
jedynie cie˛z˙ ki pomaran´ czowy kask i spokojnie przy-
sta˛pił do pracy. Zauwaz˙ yła, z˙ e ma szare oczy, wysokie
kos´ ci policzkowe i dobrze ostrzyz˙ one, ciemne włosy.
Mimo iz˙ był starannie ogolony, na jego twarzy moz˙ na
było dostrzec cien´ zarostu.
Od czasu do czasu traciła go z oczu. Unieruchomiona
głowa uniemoz˙ liwiała jej poda˛z˙ anie za nim wzrokiem,
mimo to przez cały czas wiedziała, z˙ e jest przy niej.
Czuła jego dotyk i spokojny oddech. Ponownie pojawił
sie˛ w jej polu widzenia i gdy na sekunde˛ jego chłodne,
szare oczy zetkne˛ły sie˛ z jej badawczym wzrokiem,
us´ miechna˛ł sie˛, jakby chciał dodac´ jej odwagi.
– Wszystko wskazuje na to, z˙ e zostaniemy tu jeszcze
przez jakis´ czas – oznajmił.
– Dlaczego nie moz˙ na mnie sta˛d wycia˛gna˛c´ ? – To
były pierwsze wypowiedziane przez nia˛ słowa, ale jej
Strona 12
12 CAROL MARINELLI
głos był tak ochrypły i cichy, z˙ e Flynn musiał pochylic´
sie˛ jeszcze niz˙ ej, aby ja˛ zrozumiec´ .
– Gdy tylko samocho´ d be˛dzie troche˛ bardziej bez-
pieczny, zrobimy to natychmiast.
Ta wymijaja˛ca odpowiedz´ zaniepokoiła ja˛ jeszcze
bardziej. Wcia˛gne˛ła głe˛boko powietrze i mocno zacis-
ne˛ła powieki. Flynn domys´ lił sie˛, z˙ e jest przeraz˙ ona.
– Nalez˙ ysz do kobiet, kto´ re lubia˛ znac´ prawde˛, tak?
– Umilkł na chwile˛, po czym dodał: – Two´ j samocho´ d
wypadł z drogi na Elbow’s Bend. Znasz to miejsce?
Meg znała je doskonale. Sta˛d moz˙ na było podziwiac´
wspaniały widok na lez˙ a˛ca˛ sto metro´ w niz˙ ej zatoke˛.
– Na szcze˛s´ cie grupa drzew uchroniła cie˛ przed
stoczeniem sie˛ w do´ ł. I oto teraz jestes´ my na wa˛skiej
skalnej po´ łce, dzie˛ki kto´ rej mamy troche˛ miejsca do pracy.
Meg usłyszała szcze˛kanie własnych ze˛bo´ w, gdy
Flynn spokojnym głosem cia˛gna˛ł:
– Samocho´ d zatrzymał sie˛ na drzewach, a straz˙ acy
wszystko zabezpieczyli i na razie nic nam nie grozi.
Jednak zanim przyjedzie reszta sprze˛tu, lepiej nie
zaczynac´ akcji na własna˛ re˛ke˛.
Nie powiedział, jak niebezpieczna jest jej sytuacja,
zanim przybyły ekipy ratunkowe. Ani słowem nie
wspomniał tez˙ , jak bardzo obaj z Kenem ryzykowali, by
znalez´ c´ sie˛ razem z nia˛ w tym samochodzie.
Nie musiał. Meg zbyt cze˛sto wyjez˙ dz˙ ała do wypad-
ko´ w, aby sobie z tego nie zdawac´ sprawy.
– Wkro´ tce be˛dziesz zupełnie bezpieczna.
– Nie odchodz´ ! – zachrypiała, nie otwieraja˛c oczu.
– Och, nie mam takiego zamiaru. Spe˛dzimy tu razem
jeszcze troche˛ czasu. Czy wiesz, gdzie jestes´ ?
Strona 13
ZAUROCZENIE 13
Pytanie na pozo´ r zdawało sie˛ bezsensowne, ale
Meg wiedziała, z˙ e Flynn bada jej stan pod ka˛tem
neurologicznym.
– W moim samochodzie, lub raczej w jego sme˛tnych
resztkach.
– Zgadza sie˛. – S´ cisna˛ł jej re˛ke˛, gdy zacze˛ła płakac´ .
– Ale to tylko samocho´ d; ty z˙ yjesz i to jest najwaz˙ niej-
sze. Pamie˛tasz, co sie˛ stało? Czy moz˙ esz sobie przypo-
mniec´ , co spowodowało ten wypadek? – Patrza˛c na jej
zapłakana˛ twarz, postanowił zmienic´ taktyke˛. – Wro´ ci-
my do tego po´ z´ niej, kiedy znajdziemy sie˛ w szpitalu.
Porozmawiajmy teraz o przyjemniejszych rzeczach.
Opowiedz mi cos´ o sobie, Meg.
Chciała pokre˛cic´ głowa˛, ale nic z tego nie wyszło.
– Jestem zme˛czona.
– Nie zgadzam sie˛, Meg! Jes´ li ja moge˛ zostac´ z toba˛,
to ty moz˙ esz przynajmniej ze mna˛ porozmawiac´ . – Mo´ -
wił stanowczym głosem, staraja˛c sie˛ nie dopus´ cic´ , by
zasne˛ła. – Masz me˛z˙ a? Chłopaka? Opowiesz mi o nim?
– Rozstalis´ my sie˛. – Otworzyła lekko oczy i natych-
miast je zmruz˙ yła, gdy ostre promienie słon´ ca przedarły
sie˛ przez gałe˛zie drzew. Miała złotobra˛zowe oczy,
prawie bursztynowe w słon´ cu, obramowane ge˛stymi,
ciemnymi rze˛sami, na kto´ rych ls´ niły krople łez. – Oszu-
kał mnie.
Tak łatwo było to powiedziec´ , czuła sie˛ jednak zbyt
zme˛czona, a sprawa wydawała sie˛ zbyt skomplikowana,
by ja˛ teraz wyjas´ niac´ .
– A wie˛c jest głupi! – zdecydował Flynn. – Zapomnij
o nim.
– Włas´ nie nad tym pracuje˛.
Strona 14
14 CAROL MARINELLI
Flynn rozes´ miał sie˛. S ´ wiecił jej teraz w oczy malen´ ka˛
latareczka˛.
– Zapomnij o nim przynajmniej na chwile˛. Pomys´ l
o czyms´ , co naprawde˛ lubisz. Niczego nie be˛de˛ ci
sugerował. A wie˛c co najlepiej poprawia ci nastro´ j?
Milczała. Pragne˛ła po prostu, aby nikt jej nie prze-
szkadzał. Przymkne˛ła oczy, marza˛c, by Flynn sobie
poszedł i zostawił ja˛ w spokoju.
– Meg!
Z trudem podniosła powieki.
– Jestem zme˛czona.
– A ja znudzony. Meg, pogadaj ze mna˛. Jes´ li mam tu
z toba˛ siedziec´ , to przynajmniej mnie zabawiaj.
– Plaz˙ a. – Odkaszlne˛ła i przesune˛ła je˛zykiem po
zaschnie˛tych wargach. – Lubie˛ chodzic´ na plaz˙ e˛.
– Mieszkasz blisko plaz˙ y?
– Niezupełnie.
Była juz˙ naprawde˛ zme˛czona. Powieki cia˛z˙ yły jej
coraz bardziej i coraz trudniejsza była walka ze snem.
– To zbyt kosztowne, prawda? Meg, nie zasypiaj!
Opowiedz mi o tej plaz˙ y.
– Mama i tata...
– Czy oni mieszkaja˛ w pobliz˙ u plaz˙ y?
– Na plaz˙ y – poprawiła go.
– I pewnie cze˛sto tam wpadasz?
Us´ miechne˛ła sie˛ leciutko.
– Mama mo´ wi, z˙ e traktuje˛ hotel... – Wszystko jej sie˛
pomieszało. – Traktuje˛ dom jak... – Przymkne˛ła oczy, na
pro´ z˙ no usiłuja˛c znalez´ c´ włas´ ciwe słowo.
– Jak hotel? – S ´ wiatło latarki ponownie zaatakowało
jej oczy. – I pewnie tak jest. No wie˛c co robisz na tej
Strona 15
ZAUROCZENIE 15
plaz˙ y? Uprawiasz surfing? Narciarstwo wodne? – docie-
kał uparcie. – Otwo´ rz oczy i powiedz mi, co robisz na tej
plaz˙ y, Meg?!
Promienie słon´ ca były takie jasne, ciepłe i przyjem-
ne. Kiedy zamkne˛ła oczy, usłyszała szum oceanu i nieja-
sno wyobraziła sobie, z˙ e lez˙ y na mie˛kkim piasku.
– Meg! – To był znowu on. Znowu nie pozwalał jej
s´ nic´ . – Co robisz na plaz˙ y?
– S ´ pie˛.
Słyszała, jak Flynn jednoczes´ nie s´ mieje sie˛ i dob-
rodusznie złorzeczy.
– Na dobra˛ sprawe˛, Ken, ona sama sie˛ zahipnotyzo-
wała. Powiedz im, z˙ e moga˛ sie˛ brac´ do roboty.
Meg nie wiedziała, czy to na skutek nalegania
Flynna, czy tez˙ drzewo było dostatecznie zabezpieczo-
ne, ale nagle ,,szcze˛ki z˙ ycia’’ zacze˛ły odcinac´ dach
samochodu z taka˛ łatwos´ cia˛, jakby miały do czynienia
z kartonowym pudełkiem. Hałas był ogłuszaja˛cy,
a wszystko dookoła trze˛sło sie˛ tak, jakby za chwile˛
miało sie˛ rozleciec´ .
Przez cały czas jednak Flynn był przy niej i trzymał ja˛
za re˛ke˛, az˙ w kon´ cu pojawił sie˛ nad nimi straz˙ ak. Przez
ostatnia˛ godzine˛ Meg marzyła tylko o tym, aby wydo-
stac´ sie˛ z tego wraka; kiedy jednak ta chwila nadeszła,
znowu ogarna˛ł ja˛strach. Chwyciła mocniej re˛ke˛ Flynna.
– Be˛dzie mnie bolało.
– Wytrzymasz. W karetce dam ci cos´ przeciwbo´ lo-
wego.
– Obiecujesz?
Us´ miechna˛ł sie˛ do niej.
– Zaufaj mi. – Uwolnił palce z jej us´ cisku. – Przejde˛
Strona 16
16 CAROL MARINELLI
dookoła, z˙ eby ci podtrzymac´ głowe˛, kiedy be˛da˛ cie˛
wycia˛gac´ . W karetce znowu be˛de˛ do ciebie mo´ wił.
Musiała sie˛ tym zadowolic´ .
Podtrzymywał jej głowe˛, gdy ratownicy podnosili ja˛
do go´ ry, a takz˙ e po´ z´ niej, gdy powoli szli w kierunku
drogi. Chciał miec´ pewnos´ c´ , z˙ e jej szyja be˛dzie w od-
powiedniej pozycji az˙ do chwili, gdy przes´ wietlenie
pokaz˙ e, czy kre˛gi szyjne nie uległy jakiemus´ uszkodze-
niu. I chociaz˙ Meg nigdy w z˙ yciu tak nie cierpiała, to
jednak czuła sie˛ bezpiecznie. Wiedziała, z˙ e jest w dob-
rych re˛kach – dosłownie i w przenos´ ni.
Silne dłonie ułoz˙ yły ja˛ delikatnie na noszach i po
chwili poczuła wstrza˛s, gdy ratownicy ruszyli z nia˛
w kierunku czekaja˛cej w pobliz˙ u karetki. Przez cały czas
docierały do niej fragmenty rozmo´ w mie˛dzy policja˛
a straz˙ akami.
– ...z˙ adnego s´ ladu pos´ lizgu.
– S ´ wiadkowie twierdza˛, z˙e zjechała od razu w do´ ł.
– Włas´ nie skon´ czyła nocny dyz˙ ur...
To była typowa wymiana zdan´ , jaka˛ Meg słyszała
prawie kaz˙ dego dnia, malen´ kie kawałki układanki,
kto´ re, pracowicie poskładane, utworza˛ łan´ cuch prowa-
dza˛cy do wypadku. Tylko z˙ e tym razem to chodziło
o nia˛.
Kiedy umieszczono ja˛w karetce, przesune˛ła koniusz-
kiem je˛zyka po wyschnie˛tych wargach.
– Gdzie jest Flynn?
Ken pogłaskał ja˛ po ramieniu.
– Zaraz przyjdzie.
– Obiecał, z˙ e tu be˛dzie.
– Daj mu jeszcze chwile˛, Meg. Miał cie˛z˙ ki ranek.
Strona 17
ZAUROCZENIE 17
Słowa Kena zdawały sie˛ nie miec´ sensu. W kon´ cu to
ona cierpi, a nie Flynn.
– Na co tym razem narzeka? – To był ponownie
Flynn, troche˛ bledszy, ale us´ miech miał wcia˛z˙ ten sam
i to samo łobuzerskie spojrzenie.
– Dobrze sie˛ czujesz?
Meg juz˙ otwierała usta, by mu odpowiedziec´ , gdy
zorientowała sie˛, z˙ e pytanie Ken skierował do Flynna.
Flynn mrukna˛ł cos´ pod nosem o ,,wrednej szarlotce’’
i po przyje˛ciu od Kena mie˛tusa wzia˛ł do re˛ki malen´ ka˛
latarke˛ i zas´ wiecił nia˛ w oczy Meg.
– Ona bardzo cierpi, Flynn, ale podstawowe funkcje
z˙ yciowe pozostaja˛w normie. Czy moz˙ emy juz˙ jechac´ do
szpitala?
– Musze˛ ja˛ przedtem zbadac´ . – Szybko wycia˛gna˛ł
stetoskop i zacza˛ł nim delikatnie wodzic´ po obolałej
i posiniaczonej klatce piersiowej Meg. – Drogi od-
dechowe w porza˛dku – mrukna˛ł. – Czy bardzo boli?
– Ja nie... – zachrypiała.
Flynn wyja˛ł stetoskop z uszu i nachylił sie˛ nad nia˛.
– O co chodzi, Meg?
– Ja nie... – Ale nie mogła dokon´ czyc´ zdania. Łzy
napłyne˛ły jej do oczu, a z ust wyrwało sie˛ łkanie.
– W porza˛dku, Meg. Nic nie mo´ w. Jestes´ juz˙ bez-
pieczna. Zaraz dam ci cos´ przeciwbo´ lowego. – Zacisna˛ł
wargi i Meg zauwaz˙ yła, z˙ e na jego czole pojawiły sie˛
krople potu, ale głos wcia˛z˙ brzmiał pewnie. – Najwaz˙ -
niejsze, z˙ e juz˙ cie˛ z tego wycia˛gne˛lis´ my – powto´ rzył.
Jego szare oczy zdawały sie˛ przenikac´ ja˛ na wylot
i Meg ze zdumieniem stwierdziła, z˙ e nie jest w stanie
oderwac´ od niego wzroku, nawet wtedy, gdy odezwała
Strona 18
18 CAROL MARINELLI
sie˛ syrena i karetka ruszyła. Zrobiony przez Flynna
zastrzyk najwyraz´ niej zacza˛ł działac´ . Czuła, jak jej
powieki staja˛sie˛ coraz cie˛z˙ sze i po chwili zapadła w sen.
– Meg O’Sullivan! Nie spodziewalis´ my sie˛ ciebie
tak szybko i nie mo´ w czasem, z˙ e jestes´ tu z te˛sknoty za
nami – z˙ artowała Jess, gdy załoga karetki przenosiła
Meg na wo´ zek.
– A moz˙ e ona po prostu cie˛ sprawdza – rozes´ miał sie˛
Ken Holmes, gdy personel oddziału nagłych wypadko´ w
zamieniał nalez˙ a˛ce do ratowniko´ w monitory i ekwipu-
nek na własny sprze˛t.
– Lub... – Jess us´ miechne˛ła sie˛, zakładaja˛c mankiet
do mierzenia cis´ nienia krwi na obolałe ramie˛ Meg
– zdecydowała, z˙ e chce poznac´ nowego konsultanta.
– To ona tu pracuje?
– Ona tu pracuje – zauwaz˙ yła nieco sarkastycznie
Meg.
Brwi Flynna uniosły sie˛ odrobine˛, podczas gdy jego
palce z wielka˛ wprawa˛ badały jej brzuch.
– A co konkretnie robisz, Meg?
– To samo co Jess.
– A co robi Jess?
O Chryste, po co te wszystkie pytania? Jedyne, czego
naprawde˛ pragne˛ła, to zasna˛c´ . Zamkne˛ła oczy, usiłuja˛c
ignorowac´ Flynna, kto´ ry cia˛gna˛ł dochodzenie.
– Meg, jaka˛ prace˛ tu wykonujesz? – Jego ostry głos
nie pozwalał jej zasna˛c´ .
– Jestem piele˛gniarka˛ – odparła nieche˛tnie.
Moz˙ e teraz zostawi ja˛ w spokoju.
– Jaki mamy dzis´ dzien´ ?
Strona 19
ZAUROCZENIE 19
Badanie najwyraz´ niej nie było jeszcze skon´ czone.
Teraz przyszła kolej na kontrole˛ odrucho´ w. Podnosza˛c
lekko jej nogi i pukaja˛c w kolana, Flynn powto´ rzył
pytanie.
– A wie˛c, Meg, jaki mamy dzis´ dzien´ ?
– Dzien´ wypłaty.
Jess rozes´ miała sie˛.
– To tez˙ , dzie˛ki Bogu – dodała. – Debet na mojej
karcie kredytowej uro´ sł juz˙ pewnie niebotycznie. Ale
teraz, Meg, ba˛dz´ grzeczna i powiedz panu doktorowi,
jaki mamy dzien´ , z˙ eby mo´ gł wreszcie po´ js´ c´ na dobrze
zasłuz˙ one s´ niadanie.
– Wtorek. – Nie, wtorek był wczoraj. Meg zawsze
sie˛ wszystko pla˛tało po nocnym dyz˙ urze. – S ´ roda
– powiedziała stanowczo. – Dzisiaj jest s´ roda.
– Pamie˛tasz, co sie˛ stało?
– Miałam wypadek.
– To prawda. Chodzi mi jednak o to, co sie˛
wydarzyło przed wypadkiem. Pamie˛tasz, jak do niego
doszło?
Otworzyła usta, by mu wyjas´ nic´ , jak doszło do tej
katastrofy, w nadziei, z˙ e w kon´ cu da jej spoko´ j, kiedy
jednak postanowiła to zrobic´ , poczuła sie˛ tak, jakby
chciała odtworzyc´ sen. Drobne fragmenty sekwencji
zdarzen´ przebiegały jej przez głowe˛, lecz chociaz˙
bardzo chciała je zatrzymac´ , szybko umykały.
– Moz˙ esz sobie przypomniec´ ? – powto´ rzył łagodnie.
– Nie – odparła i to słowo nagle ja˛ przeraziło.
– Przypomnisz sobie. Potrzebujesz tylko nieco wie˛-
cej czasu. Musimy zrobic´ jej tomografie˛ komputerowa˛
kre˛go´ w szyjnych, głowy i brzucha – dodał, zwracaja˛c sie˛
Strona 20
20 CAROL MARINELLI
do Jess. – Potrzebny tez˙ be˛dzie rentgen klatki piersiowej
i brzucha, no i zapas krwi na wypadek, gdyby konieczna
była transfuzja. Poza tym mys´ le˛, z˙ e dobrze byłoby
załoz˙ yc´ cewnik.
– Nie. – Tym razem głos Meg zabrzmiał o wiele
bardziej stanowczo, i Flynn i Jess odwro´ cili sie˛ do niej
ro´ wnoczes´ nie. – Nie – powto´ rzyła. – Nie chce˛ cewnika.
– W porza˛dku – zgodził sie˛ Flynn. – Jes´ li jednak nie
oddasz moczu w cia˛gu najbliz˙ szej godziny, nie be˛dzie
wyjs´ cia. – Ponownie zwro´ cił sie˛ do Jess. – Oczywis´ cie,
na razie nie wolno jej przyjmowac´ niczego doustnie.
Musze˛ teraz odbyc´ pewna˛ rozmowe˛, ale zaraz potem tu
wro´ ce˛ i sprawdze˛, co sie˛ dzieje. Dzwon´ do mnie, jes´ li
zauwaz˙ ysz cos´ niepokoja˛cego. I staraj sie˛ nie podawac´
jej wie˛cej s´ rodko´ w przeciwbo´ lowych. Musze˛ sporza˛dzic´
pełna˛ ocene˛ neurologiczna˛.
Podszedł do ło´ z˙ ka i przez chwile˛ patrzył na pacjent-
ke˛. Jej rozsypane na poduszce włosy były zmierzwione
i pełne szkła, na policzkach miała smugi zaschnie˛tej
krwi, a usta rozbite i opuchnie˛te. Mimo to woko´ ł niej
panowała jakas´ dziwna aura dostojen´ stwa, kto´ ra poła˛-
czona z nieufnym, ale nieco wyniosłym spojrzeniem,
sprawiła, z˙ e ka˛ciki jego ust leciutko zadrz˙ ały.
– Odchodzisz? – Pytanie było dziwne i Meg nie
mogła uwierzyc´ , z˙ e je zadała.
– Tylko na chwile˛. Niedługo wro´ ce˛ sprawdzic´ , jak
sie˛ czujesz. – Wyraz´ nie uspokojona opadła na poduszke˛.
– Jes´ li be˛dziesz grzeczna, przyniesiemy ci droz˙ dz˙ o´ wke˛.
Zamkne˛ła oczy i, maja˛c jego obraz pod powiekami,
zapadła w sen.