Magda Stachula - Pisarka

Szczegóły
Tytuł Magda Stachula - Pisarka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Magda Stachula - Pisarka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Magda Stachula - Pisarka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Magda Stachula - Pisarka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Spis tre­ści Strona tytułowa Karta re­dak­cyjna   De­dy­ka­cja   CZĘŚĆ PIERW­SZA Laura Jo­anna Ar­tur Se­ba­stian Jo­anna Ar­tur Laura Se­ba­stian Laura Se­ba­stian Jo­anna Laura Se­ba­stian Jo­anna Ar­tur Strona 5 Laura Se­ba­stian Jo­anna Ar­tur Laura Se­ba­stian Jo­anna Laura Se­ba­stian Jo­anna Laura Ar­tur Jo­anna Ar­tur Se­ba­stian Laura Se­ba­stian Laura Jo­anna Ar­tur Laura CZĘŚĆ DRUGA Jo­anna Ar­tur Se­ba­stian Ar­tur Strona 6 Se­ba­stian Jo­anna Se­ba­stian Jo­anna Ar­tur Se­ba­stian Ar­tur Se­ba­stian Jo­anna Se­ba­stian Jo­anna Se­ba­stian Jo­anna Se­ba­stian Ar­tur Se­ba­stian Laura Jo­anna Laura Jo­anna Laura Se­ba­stian Laura Se­ba­stian Laura Ar­tur Laura Strona 7 Ar­tur Laura Jo­anna Laura Ar­tur Laura CZĘŚĆ TRZE­CIA Laura Se­ba­stian Ar­tur Laura Se­ba­stian Ar­tur Jo­anna Ar­tur Laura Se­ba­stian Laura Ar­tur Se­ba­stian Laura Jo­anna Ar­tur PO­DZIĘ­KO­WA­NIA Strona 8   Co­py­ri­ght © by Mag­da­lena Sta­chula-Nie­ścio­ruk 2023 Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two Luna, im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy 2023   Wy­dawca: NA­TA­LIA GO­WIN Re­dak­cja: KA­RO­LINA MA­CIOS Ko­rekta: JO­LANTA KU­CHAR­SKA, JO­ANNA BŁA­KITA Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: ANNA SLO­TORSZ Zdję­cie na okładce: JILL HY­LAND / Ar­can­gel Skład i ła­ma­nie: Per­pe­tuum De­sign    War­szawa 2023 Wy­da­nie pierw­sze  ISBN 978-83-67790-74-1  Wy­daw­nic­two Luna Im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy Sp. z o.o. ul. Mie­ro­sław­skiego 11a 01-527 War­szawa www.wy­daw­nic­two­luna.pl  Kon­wer­sja: eLi­tera s.c. Strona 9         Mo­jemu Ta­cie Strona 10 CZĘŚĆ PIERW­SZA Strona 11 Laura – Nie boi się pani, że sama pad­nie ofiarą wła­snej wy­obraźni? – Przez jego twarz prze­biega lekki uśmiech. – A  wy­my­ślone przez pa­nią hi­sto­rie zisz­czą się w rze­czy­wi­sto­ści? – do­daje. W jego oczach do­strze­gam trudną do okre­śle­nia emo­cję. Czy to jest groźba? Czy on coś su­ge­ruje? Od­ry­wam od niego spoj­rze­nie i  prze­ły­kam ślinę, po czym zbli­żam mi­kro­fon do ust. – Nie. – Kręcę prze­cząco głową, spo­glą­da­jąc na salę po brzegi wy­peł­nioną ludźmi. – Ab­so­lut­nie o tym nie my­ślę. Moi czy­tel­nicy cze­kają, a  przede wszyst­kim za­słu­gują – po­pra‐­ wiam się – na ka­wa­łek do­brej i moc­nej li­te­ra­tury, a ja wła­śnie to im do­star­czam. – Ocie­ka­jącą krwią rze­czy­wi­stość, którą pani kreuje, na‐­ zywa pani ka­wał­kiem do­brej li­te­ra­tury? – drąży pro­wa­dzący. Koł­nie­rzyk jego bia­łej ko­szuli zdra­dza żółte za­bru­dze­nia od we­wnętrz­nej strony. Albo tak się de­ner­wuje i  nad­mier­nie poci, albo wło­żył nie­świeżą. Skry­wa­jąc obrzy­dze­nie, od­wra‐­ cam głowę i  znów spo­glą­dam na salę, w  któ­rej za­jęte są wszyst­kie krze­sła. Przy­zwy­cza­iłam się do nie­na­gan­nej fre‐­ kwen­cji pu­blicz­no­ści, ale nie za­wsze tak było – mu­sia­łam so‐­ bie na to za­pra­co­wać. Po­pra­wiam się na krze­śle, pró­bu­jąc ze‐­ brać my­śli, użyć ja­kiejś zna­nej mak­symy lub na­wet wpleść w wy­po­wiedź aneg­dotę. Lu­dzie to lu­bią, a ja po­tra­fię sy­pać jak z rę­kawa sen­ten­cjami, które po­tem cy­tują dzien­ni­ka­rze. W pierw­szym rzę­dzie sie­dzi mój mąż. Se­ba­stian jak za­wsze wpa­truje się we mnie z po­dzi­wem. Od czasu gdy za­czął no­sić kil­ku­dniowy za­rost, jest jesz­cze bar­dziej sek­sowny, co nie ucho­dzi uwa­dze dwóch dziew­czyn, które za­jęły miej­sca obok Strona 12 niego i za­miast pa­trzeć na mnie, co chwilę zer­kają to na swoje smart­fony, to na mo­jego męża – je­stem pewna, że wy­mie­niają wia­do­mo­ści mię­dzy sobą na te­mat sie­dzą­cego obok przy­stoj‐­ niaka. W ostat­nim rzę­dzie do­strze­gam mo­jego agenta. Ar­tur ma na so­bie gra­na­towy gar­ni­tur, a w kie­szonce na le­wej piersi chu­s‐­ teczkę z  mo­ty­wem li­te­rek, jak na mi­ło­śnika li­te­ra­tury przy‐­ stało. Gdy tylko skoń­czy się spo­tka­nie, z końca sali w bły­ska‐­ wicz­nym tem­pie prze­nie­sie się do ką­cika sprze­daży ksią­żek, nie po­zwa­la­jąc ni­komu wyjść bez za­opa­trze­nia się w mój naj‐­ now­szy na­tu­ra­li­styczny thril­ler. Stara się, na­prawdę robi wszystko, że­bym sprze­da­wała jak naj­wię­cej. Mój suk­ces to jego suk­ces, moje za­robki to jego za­robki, je­ste­śmy so­bie po‐­ trzebni i od sie­bie za­leżni, za­wsze po­wta­rza. Długo wzbra­nia­łam się przed de­cy­zją o współ­pracy z agen‐­ tem, nie chcia­łam dzie­lić się z  ni­kim do­cho­dami. Tak na‐­ prawdę po­cząt­kowo nie było na­wet czym się dzie­lić, ale gdy sta­łam się po­czyt­niej­sza, a  moja skrzynka mej­lowa pę­kała w  szwach od pro­po­zy­cji współ­pracy, spo­tkań li­te­rac­kich i udzia­łów w fe­sti­wa­lach, za­czę­łam po­waż­nie my­śleć nad czy‐­ jąś po­mocą. W za­sa­dzie chcia­łam wy­na­jąć ja­kąś ogar­niętą stu‐­ dentkę, która od­pi­sy­wa­łaby na mejle i za­jęła się opra­co­wy­wa‐­ niem tras au­tor­skich, ale wtedy moja ser­deczna przy­ja­ciółka po pió­rze Bar­bara Bo­jar­czuk skon­tak­to­wała mnie z  Ar­tu­rem. Sama ko­rzy­stała z jego usług, a kiedy wy­szła za mąż za Fran‐­ cuza, za­szła w ciążę i na stałe prze­nio­sła się do Pa­ryża, po­sta‐­ no­wiła od­stą­pić mi swo­jego agenta. – Fa­cet ma głowę na karku, jest naj­lep­szy w branży. Uwierz mi, nie bę­dziesz ża­ło­wać. Ja za­mie­rzam na ja­kiś czas za­wie­sić moją ak­tyw­ność pi­sar­ską – do­dała, gdy w je­den z wa­ka­cyj­nych week­en­dów wy­cią­gnęła mnie do SPA. – Chcę od­dać się wy‐­ cho­wa­niu dziecka i  sma­ko­wa­niu Pa­ryża, a  za­robki Ga­stona Strona 13 nam to umoż­li­wią. – Po­sła mi swój uwo­dzi­ciel­ski uśmiech, na który rok wcze­śniej zła­pała Ga­stona. Nie mó­wi­łam BiBi, że ja­kiś czas temu od­rzu­ci­łam pro­po­zy‐­ cję Ar­tura, i to dwu­krot­nie. Po­tem ża­ło­wa­łam, gdy dzięki jego za­an­ga­żo­wa­niu jej książki pięły się po li­ście be­st­sel­le­rów. Przy­zna­łam się przed sobą, że być może po­peł­ni­łam błąd i po‐­ win­nam była sko­rzy­stać z jego pro­po­zy­cji, więc gdy z po­le­ce‐­ nia BiBi po raz trzeci za­dzwo­nił do mnie Ar­tur Ko­nar­ski z ofertą współ­pracy, od razu zgo­dzi­łam się z nim spo­tkać. Po kilku ty­go­dniach pod­pi­sa­li­śmy umowę i jak do tej pory nie ża‐­ łuję. To spo­tka­nie to też jego za­sługa – jedno z wielu na mo­jej tra­sie au­tor­skiej pro­mu­ją­cej naj­now­szy thril­ler In­spi­ra­cja. – Każdy, kto sięga po thril­lery – mó­wię, od­po­wia­da­jąc na za‐­ dziorne py­ta­nie pro­wa­dzą­cego – ocze­kuje emo­cji i  moc­nych wra­żeń, a ta­kie są moje hi­sto­rie: praw­dziwe. Zer­kam na fa­ceta. Jego skon­cen­tro­wane na no­tat­kach spoj‐­ rze­nie zdra­dza mi, że wy­szu­kuje na swo­jej li­ście ko­lejne nie‐­ wy­godne py­ta­nie, ma ochotę za­pę­dzić mnie w  kozi róg. Naj‐­ wy­raź­niej nie przy­pa­dli­śmy so­bie do gu­stu. – A czy to nie ży­cie pi­sze naj­lep­sze sce­na­riu­sze? – wtrąca. – Oczy­wi­ście – przy­znaję. – Ja nie ry­wa­li­zuję z ży­ciem, ja je opi­suję, do­da­jąc coś od sie­bie. Moi bo­ha­te­ro­wie to zle­pek praw­dzi­wych lu­dzi. Od jed­nych za­po­ży­czam wy­gląd, od in‐­ nych oso­bo­wość czy spo­sób by­cia, a  hi­sto­rie, które opi­suję, zo­stały gdzieś za­sły­szane, po­dej­rzane, po­głę­bione o moje fan‐­ ta­zje i wy­obra­że­nia. – Oby nikt nie chciał ze­mścić się na pani, gdy doj­rzy w tych thril­le­rach sa­mego sie­bie – mówi pro­wa­dzący, pod­no­sząc się z  fo­tela. – Pa­nie i  pa­no­wie, go­ściem dzi­siej­szego wie­czoru była Laura Ruta. W sali sły­chać bu­rzę okla­sków. Wstaję, uśmie­cham się i kła‐­ niam. Ką­tem oka wi­dzę, jak Ar­tur prze­miesz­cza się w  stronę Strona 14 sto­iska z  książ­kami. Gdy brawa milkną, się­gam po to­rebkę i zmie­rzam w stronę sto­lika, przy któ­rym przez na­stępną go‐­ dzinę, jak nie dłu­żej, będę pod­pi­sy­wać książki. W  po­ło­wie drogi do­ga­nia mnie mój mąż. – Ko­cha­nie, po­cze­kam na ze­wnątrz – mówi. – Za­dzwoń, jak skoń­czysz. – Jedź do domu. – Ści­skam go za ra­mię. – We­zmę tak­sówkę. Nie ma sensu, że­byś cze­kał. Kiwa głową i  mo­men­tal­nie zo­staje po­chło­nięty przez tłum lu­dzi, który usta­wia się w gi­gan­tyczną ko­lejkę. Ar­tur wyj­muje te­le­fon i za­czyna pstry­kać zdję­cia, żeby było z czego wy­bie­rać przy wie­czor­nym wpi­sie na so­cial me­dia – dba o wszystko, ja wła­ści­wie tylko od­po­wia­dam na ko­men­ta­rze pod po­stami. Sia‐­ dam na krze­śle, wyj­muję z to­rebki wieczne pióro, pre­zent od mo­jego agenta, i  uśmie­cham się do pierw­szej ko­biety w  ko‐­ lejce, mło­dej blon­dynki z wło­sami ob­cię­tymi na long boba. Strona 15 Jo­anna Bie­rze do ręki moją książkę, to zna­czy książkę jej au­tor­stwa, która na­leży już do mnie, bo ją przed chwilą ku­pi­łam. Cie‐­ kawa je­stem tej no­wej hi­sto­rii. In­spi­ra­cja, cóż za obie­cu­jący ty‐­ tuł. Laura Ruta spo­gląda mi w oczy i pyta, dla kogo au­to­graf. – Dla Aśki – mó­wię, pa­trząc, jak jej ręka po­ru­sza się, wy­pi‐­ su­jąc de­dy­ka­cję. A  mo­gła­bym być na jej miej­scu, sie­dzieć na obi­tym we­lu‐­ rem krze­śle i trzy­mać dro­gie pióro w dłoni. Mój agent la­tałby wo­kół mnie, dba­jąc o to, że­bym czuła się jak kró­lowa. W czym ona jest lep­sza? W  ni­czym. Po pro­stu miała wię­cej szczę­ścia. Do­brze pi­sze, to trzeba jej przy­znać. Umie wzbu­dzić emo­cje, trzy­mać w  nie­pew­no­ści, wo­dzić za nos i  jest mi­strzy­nią su‐­ spensu, ale ja też to po­tra­fię. Tylko dla­czego od lat nie mogę zna­leźć wy­dawcy? Wy­sła­łam swoją książkę do wielu wy­daw‐­ nictw i nic. Od­po­wie­dzi nie nad­cho­dzą ty­go­dniami, a gdy na‐­ pi­szę mejla z  prośbą o  ko­men­tarz, otrzy­muję same od­mowy albo wy­dawcy w ogóle mnie ole­wają. Cóż za nie­wdzięczni i za‐­ du­fani w  so­bie lu­dzie. Ro­zu­miem, że są za­pra­co­wani, że ta‐­ kich jak moja pro­po­zy­cja pew­nie do­stają na pęczki, ale wcale ich to nie uspra­wie­dli­wia. Mam na­dzieję, że ich też ktoś kie‐­ dyś po­trak­tuje w tak podły spo­sób. Co prawda je­den z re­dak­to‐­ rów po­ku­sił się o  kilka słów ko­men­ta­rza do mo­jego tek­stu: „sama hi­sto­ria jest dość cie­kawa, ale po­winna pani po­pra­co‐­ wać nad sty­lem”. Wku­rzy­łam się. Nie wi­dzę róż­nicy w tym, jak pi­szę ja, a jak Laura Ruta – ta sama nar­ra­cja, ten sam czas, ten sam ga­tu­nek. Czy ją ko­piuję? Na­wet je­śli, to prze­cież każdy może być pi­sa­rzem; nikt nie ma na to mo­no­polu. Ruta łą­czy w  swo­ich książ­kach bru­tal­ność z  na­mięt­no­ścią. Emo­cje na dwóch prze­ciw­staw­nych bie­gu­nach, ale tak samo mocne Strona 16 w  prze­ka­zie. Sceny prze­mocy opi­suje z  nie­zwy­kłą do­kład­no‐­ ścią, po­dob­nie jak sceny seksu nie są po­zba­wione szcze­gó­łów. W tym tkwi jej se­kret, to wła­śnie lep na czy­tel­ni­ków. In­spi­ruje mnie, sama jed­nak na pewno też szuka na­tchnie­nia, czy­ta­jąc książki in­nych au­to­rów. Na­wet się z tym nie kryje – po­daje na spo­tka­niach na­zwi­ska swo­ich mi­strzów, Chris Car­ter, Jo Nesbø. Ostat­nio prze­czy­ta­łam w  jed­nym z  wy­wia­dów, że Laura Ruta to pol­ski Gu­il­laume Musso w spód­nicy. Roz­ba­wiło mnie to. Na­prawdę po­nio­sło tę dzien­ni­karkę, tym bar­dziej że w  ani jed­nej książce Ruty nie ma wąt­ków pa­ra­nor­mal­nych, w  prze­ci­wień­stwie do mo­jej pro­po­zy­cji li­te­rac­kiej, a  Musso robi mię­dzy­na­ro­dową ka­rierę, pod­czas gdy ona nie do­cze­kała się ani jed­nego tłu­ma­cze­nia na inny ję­zyk. Je­stem pierw­sza w ko­lejce – ce­lowo, nie mo­gła­bym prze­cież wyjść bez au­to­grafu, ale gdy­bym była ostat­nia, mo­gła­bym za‐­ dać kilka py­tań, a na­wet po­pro­sić, żeby prze­czy­tała mój tekst, po­le­ciła mnie tu czy tam. Kilka dni temu też mia­łam ku temu oka­zję, bo Laura Ruta zja­wiła się w  skle­pie me­blo­wym, w  któ­rym pra­cuję. Przy­je‐­ chała z  mę­żem, wy­bie­rali stół do ja­dalni – ona ob­stu­ki­wała każdy blat, py­tała o ro­dzaj drewna i kraj pro­duk­cji, a jej fa­cet nie był za­in­te­re­so­wany. Może gdyby wy­bie­rali łóżko do sy‐­ pialni, wy­ka­załby więk­sze za­an­ga­żo­wa­nie? Cho­dzi­łam za nią krok w  krok i  od­po­wia­da­łam na py­ta­nia, nie przy­zna­łam się jed­nak, że wiem, że jest znaną pi­sarką, a ja je­stem jej fanką. By­łam spięta i cze­ka­łam na od­po­wiedni mo­ment, żeby po­wie‐­ dzieć, że ją roz­po­zna­łam i chcia­ła­bym po­pro­sić o kilka wska‐­ zó­wek dla po­cząt­ku­ją­cej pi­sarki, ale się nie zło­żyło. Cały czas był obok jej mąż, a ona co chwilę od­bie­rała te­le­fony. Czu­łam, że je­śli za­cznę roz­mowę, spławi mnie. Dzi­siaj jest ku temu lep­sza oka­zja, w  końcu na spo­tka­nie au­tor­skie przy­szła dla nas, dla swo­ich czy­tel­ni­ków, jed­nak tłum za mo­imi ple­cami nie uła­twia za­da­nia. Laura wrę­cza mi książkę, uśmie­cha­jąc Strona 17 się, i  już wzro­kiem przy­wo­łuje na­stępną osobę w  ko­lejce. Dzię­kuję, przy­ci­skam eg­zem­plarz do piersi i  usu­wam się w  głąb sali. Sia­dam na wol­nym krze­śle i  drżą­cymi dłońmi otwie­ram na stro­nie z wpi­sem.   Trak­tuj prze­szkody jako oka­zje. Nie­chaj będą dla cie­bie źró­dłem in­spi­ra­cji. An­thony Do­err, Świa­tło, któ­rego nie wi­dać   Dla Jo­asi z ży­cze­niami uda­nej lek­tury In­spi­ra­cji Laura Ruta   Kręci mi się w gło­wie, po pro­stu brak mi tchu. Po raz drugi czy­tam de­dy­ka­cję, wiem, że te słowa na­wią­zują do In­spi­ra­cji, ale ja od­czy­tuję je jako prze­sła­nie. Skie­ro­wane do mnie se‐­ kretne za­klę­cie, które po­może speł­nić moje naj­skryt­sze ma‐­ rze­nia o  zo­sta­niu pi­sarką. To za­pro­sze­nie do pod­ję­cia walki, nie­usta­wa­nia w dro­dze do pu­bli­ka­cji mo­jego de­biutu. Prze­jeż‐­ dżam pal­cem po de­dy­ka­cji – tusz jesz­cze do­brze nie wy­sechł i słowa się roz­ma­zują, ga­nię sie­bie w my­ślach za ten po­śpiech. Na szczę­ście au­to­graf po­zo­staje bez skazy. „Trak­tuj prze­szkody jako oka­zje. Nie­chaj będą dla cie­bie źró­dłem in­spi­ra­cji”. Czy‐­ tam po­now­nie słowa z książki, któ­rej nie znam, obie­cu­jąc so‐­ bie, że od razu za­mó­wię ją w księ­garni in­ter­ne­to­wej. W mo­jej wy­obraźni ry­suje się li­sta prze­szkód: sy­tu­acji, osób i  wy­da‐­ rzeń, które utrud­niają mi zo­sta­nie pi­sarką, wręcz unie­moż­li‐­ wiają. Nie szko­dzi, po­ko­nam je, wy­ko­rzy­stam jako źró­dło in‐­ spi­ra­cji. To bę­dzie próba wy­obraźni – mogę dać się jej po‐­ nieść, na­pi­sać swoją hi­sto­rię. Naj­pierw na kar­tach po­wie­ści, a po­tem w ży­ciu. A może od­wrot­nie? Strona 18 Ar­tur – Kura zno­sząca złote jajka. – Sły­szę za ple­cami. Od­wra­cam się. Z  kie­lisz­kiem wina w  ręku stoi fa­cet, który roz­ma­wiał z  Laurą, Pan Wy­mą­drzal­ski. Działa mi na nerwy, ale ma ogromne za­sięgi w so­cial me­diach, dla­tego za­pro­po­no‐­ wa­łem mu pro­wa­dze­nie tego spo­tka­nia. Więk­szość lu­dzi w  sali to jego za­sługa, ścią­gnął mi­ło­śni­ków swo­jego pro­filu, któ­rzy te­raz ocho­czo ku­pują książki Laury. Taki wła­śnie był plan. – Wina? – pyta i  nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wrę­cza mi lampkę, a  sam sięga po ko­lejną sto­jącą na stole przy­kry­tym bia­łym ob­ru­sem. – Dzię­kuję – mó­wię bez słowa pro­te­stu, bo może być mi jesz­cze kie­dyś po­trzebny. – Jak to jest zło­wić taką gwiazdę? – pyta, ru­chem głowy wska­zu­jąc na Laurę. Nie mam ochoty z nim roz­ma­wiać. Uno­szę kie­li­szek i choć naj­chęt­niej wy­lał­bym za­war­tość na jego głowę, pla­miąc ko‐­ szulę czer­wo­nym wi­nem ni­czym krwią, tylko stu­kam nim w jego lampkę. – Za udane spo­tka­nie. Świet­nie je pan po­pro­wa­dził. Gość wy­pina klatkę pier­siową, ego do­słow­nie go roz­dyma. Mi­ro­sław Zna­niecki, bez­czelny, bez­kom­pro­mi­sowy, na­dęty du­pek, z  któ­rym raz na ja­kiś czas mu­szę mieć stycz­ność. Są‐­ dząc po ko­lejce do Laury, pod­pi­sy­wa­nie po­trwa około go­dziny, a nie mam za­miaru stra­cić jej z tą za­du­faną w so­bie kre­aturą. Jego vlog i  ka­nał na Tik­Toku cie­szą się ogromną po­pu­lar­no‐­ ścią – robi z sie­bie pa­jaca, a to po­doba się lu­dziom. Od­no­szę wra­że­nie, że słabo ra­dzi so­bie z  pi­sa­niem, może na­wet ma Strona 19 dys­lek­sję, tylko wsty­dzi się do tego przy­znać. W roz­mo­wie jest do­bry, po­trafi za­dać cie­kawe i  kon­tro­wer­syjne py­ta­nia, ale opa­trzony w zdję­cia je­dy­nie z hasz­ta­gami pro­fil na Fa­ce­bo­oku czy In­sta­gra­mie zdra­dza we­dług mnie nie­umie­jęt­ność pi­sem‐­ nego sfor­mu­ło­wa­nia my­śli. Może to pchnęło go do pracy z pi‐­ sa­rzami? Chce być bli­żej lu­dzi, któ­rzy są jego nie­do­ści­gnio‐­ nym wzo­rem? Po­trze­buje obok sie­bie ko­goś, kto bawi się sło‐­ wem, uwo­dzi, ma­ni­pu­luje, cza­ruje ma­gią wy­ra­zów za­mknię‐­ tych w zda­nia, wer­sety, roz­działy, cza­sem wręcz prze­ło­mowe, a nie­kiedy po­nad­cza­sowe dzieła? Wie­rzy, że prze­by­wa­jąc z ta‐­ kimi oso­bami, za­razi się ich swo­bodą pi­sa­nia? Nie zdzi­wił­bym się, gdyby oka­zało się to prawdą. – Tak, nie­skrom­nie przy­znam panu ra­cję – od­zywa się. W pierw­szej chwili nie wiem, o czym mówi, a gdy orien­tuję się, że dzię­kuje mi za słowa uzna­nia pod jego ad­re­sem, chce mi się śmiać, bo już dawno za­po­mnia­łem o po­win­szo­wa­niach. – A  przy oka­zji chciał­bym o  coś za­py­tać. – Na­chyla się w moją stronę i ści­sza głos. – Na ja­kim pro­cen­cie pan pra­cuje? – Nie­stety to ta­jem­nica za­wo­dowa. – Nie chce mi się wie‐­ rzyć, że jest tak bez­czelny. Mimo wszystko mia­łem o nim lep‐­ sze zda­nie. – Ta­jem­nica, ta­jem­nica – po­wta­rza, wy­dy­ma­jąc usta. – A w śro­do­wi­sku i tak wszy­scy wie­dzą. Skoro wie­dzą, po co mnie pyta. – Po­wiem prawdę. – Od­sta­wia kie­li­szek na stół i po­now­nie na­chyla się w  moją stronę. – Mam za­miar roz­sze­rzyć za­kres swo­jej dzia­łal­no­ści. Chciał­bym zo­stać tak jak pan agen­tem li‐­ te­rac­kim. O mało nie dła­wię się wi­nem. – O, pro­szę się nie bać – śmieje się, bez­błęd­nie od­czy­tu­jąc moją re­ak­cję. – Nie będę dla pana kon­ku­ren­cją, przy­naj­mniej Strona 20 nie na po­czątku – do­daje z uśmiesz­kiem i te­atral­nie kilka razy ude­rza mnie otwartą dło­nią w plecy. Mocno. Za mocno. Kaszlę. – A poza tym niech pan po­wie prawdę. – Znów wy­pina pierś i sięga po swój kie­li­szek. Jest nie­na­tu­ral­nie ni­ski i wą­tły, wręcz fi­li­gra­nowy. Jed­nak jego siła cha­rak­teru jest od­wrot­nie pro‐­ por­cjo­nalna do syl­wetki. Gdyby kie­dy­kol­wiek krę­cono pol­ską wer­sję kry­mi­na­łów Pierre'a Le­ma­itre'a, je­stem pe­wien, że bez ca­stingu do­stałby rolę ko­mi­sa­rza Ca­mille’a Ver­ho­evena. – Ilu au­to­rom pan od­ma­wia? No, tak szcze­rze. To prawda, nie mogę być agen­tem wszyst­kich, któ­rzy się do mnie zwra­cają. Mam pod swoją pie­czą cztery au­torki, sta­ram się spra­wie­dli­wie dzie­lić mię­dzy nie czas i  za­an­ga­żo­wa­nie, jed­nak sie­bie nie okła­mię: nu­me­rem je­den jest Laura Ruta i to jej po­świę­cam naj­wię­cej uwagi. – No wła­śnie – cią­gnie. – A au­to­rów po­trze­bu­ją­cych ko­goś, kto po­kie­ruje ich ka­rierą, po­może od­na­leźć się w świe­cie re­ki‐­ nów biz­nesu, jest wielu. To tacy nie­po­radni ży­ciowo lu­dzie, nie wszy­scy, rzecz ja­sna, ale więk­szość po­trze­buje wła­snego im­pre­sa­rio. Nie mam za­miaru do końca ży­cia pro­wa­dzić ka‐­ nału o  książ­kach czy spo­tkań au­tor­skich. Za­wsze kie­ro­wała mną am­bi­cja, lu­bię się roz­wi­jać, no i  za­ra­biać, rzecz ja­sna – uśmie­cha się. – A  są­dząc po pana au­cie, ra­czej pan nie bie‐­ duje, oj nie! Nie zno­szę wścib­stwa. Mam fa­ceta dość. Za­czy­nam ukła­dać w gło­wie plan, jak się od niego uwol­nić, gdy na­gle ra­tuje mnie ja­kaś dziew­czyna ści­ska­jąca w dłoni książkę Laury. Nie­śmiało pod­cho­dzi do nas i zwraca się do mnie, pa­trząc mi w oczy: – Prze­pra­szam, nie chcia­ła­bym prze­szka­dzać, ale czy mogę za­jąć panu chwilę? – Oczy­wi­ście! – re­aguję en­tu­zja­stycz­nie. – Prze­pra­szam naj‐­ moc­niej, za chwilę wra­cam – zwra­cam się w stronę Pana Wy‐­