Magda Stachula - Pisarka
Szczegóły |
Tytuł |
Magda Stachula - Pisarka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Magda Stachula - Pisarka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Magda Stachula - Pisarka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Magda Stachula - Pisarka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
CZĘŚĆ PIERWSZA
Laura
Joanna
Artur
Sebastian
Joanna
Artur
Laura
Sebastian
Laura
Sebastian
Joanna
Laura
Sebastian
Joanna
Artur
Strona 5
Laura
Sebastian
Joanna
Artur
Laura
Sebastian
Joanna
Laura
Sebastian
Joanna
Laura
Artur
Joanna
Artur
Sebastian
Laura
Sebastian
Laura
Joanna
Artur
Laura
CZĘŚĆ DRUGA
Joanna
Artur
Sebastian
Artur
Strona 6
Sebastian
Joanna
Sebastian
Joanna
Artur
Sebastian
Artur
Sebastian
Joanna
Sebastian
Joanna
Sebastian
Joanna
Sebastian
Artur
Sebastian
Laura
Joanna
Laura
Joanna
Laura
Sebastian
Laura
Sebastian
Laura
Artur
Laura
Strona 7
Artur
Laura
Joanna
Laura
Artur
Laura
CZĘŚĆ TRZECIA
Laura
Sebastian
Artur
Laura
Sebastian
Artur
Joanna
Artur
Laura
Sebastian
Laura
Artur
Sebastian
Laura
Joanna
Artur
PODZIĘKOWANIA
Strona 8
Copyright © by Magdalena Stachula-Nieścioruk 2023
Copyright © by Wydawnictwo Luna, imprint Wydawnictwa Marginesy 2023
Wydawca: NATALIA GOWIN
Redakcja: KAROLINA MACIOS
Korekta: JOLANTA KUCHARSKA, JOANNA BŁAKITA
Projekt okładki i stron tytułowych: ANNA SLOTORSZ
Zdjęcie na okładce: JILL HYLAND / Arcangel
Skład i łamanie: Perpetuum Design
Warszawa 2023
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67790-74-1
Wydawnictwo Luna
Imprint Wydawnictwa Marginesy Sp. z o.o.
ul. Mierosławskiego 11a
01-527 Warszawa
www.wydawnictwoluna.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Strona 9
Mojemu Tacie
Strona 10
CZĘŚĆ PIERWSZA
Strona 11
Laura
– Nie boi się pani, że sama padnie ofiarą własnej wyobraźni? –
Przez jego twarz przebiega lekki uśmiech. – A wymyślone
przez panią historie ziszczą się w rzeczywistości? – dodaje.
W jego oczach dostrzegam trudną do określenia emocję.
Czy to jest groźba? Czy on coś sugeruje? Odrywam od niego
spojrzenie i przełykam ślinę, po czym zbliżam mikrofon do
ust.
– Nie. – Kręcę przecząco głową, spoglądając na salę po
brzegi wypełnioną ludźmi. – Absolutnie o tym nie myślę. Moi
czytelnicy czekają, a przede wszystkim zasługują – popra‐
wiam się – na kawałek dobrej i mocnej literatury, a ja właśnie
to im dostarczam.
– Ociekającą krwią rzeczywistość, którą pani kreuje, na‐
zywa pani kawałkiem dobrej literatury? – drąży prowadzący.
Kołnierzyk jego białej koszuli zdradza żółte zabrudzenia od
wewnętrznej strony. Albo tak się denerwuje i nadmiernie
poci, albo włożył nieświeżą. Skrywając obrzydzenie, odwra‐
cam głowę i znów spoglądam na salę, w której zajęte są
wszystkie krzesła. Przyzwyczaiłam się do nienagannej fre‐
kwencji publiczności, ale nie zawsze tak było – musiałam so‐
bie na to zapracować. Poprawiam się na krześle, próbując ze‐
brać myśli, użyć jakiejś znanej maksymy lub nawet wpleść
w wypowiedź anegdotę. Ludzie to lubią, a ja potrafię sypać jak
z rękawa sentencjami, które potem cytują dziennikarze.
W pierwszym rzędzie siedzi mój mąż. Sebastian jak zawsze
wpatruje się we mnie z podziwem. Od czasu gdy zaczął nosić
kilkudniowy zarost, jest jeszcze bardziej seksowny, co nie
uchodzi uwadze dwóch dziewczyn, które zajęły miejsca obok
Strona 12
niego i zamiast patrzeć na mnie, co chwilę zerkają to na swoje
smartfony, to na mojego męża – jestem pewna, że wymieniają
wiadomości między sobą na temat siedzącego obok przystoj‐
niaka.
W ostatnim rzędzie dostrzegam mojego agenta. Artur ma na
sobie granatowy garnitur, a w kieszonce na lewej piersi chus‐
teczkę z motywem literek, jak na miłośnika literatury przy‐
stało. Gdy tylko skończy się spotkanie, z końca sali w błyska‐
wicznym tempie przeniesie się do kącika sprzedaży książek,
nie pozwalając nikomu wyjść bez zaopatrzenia się w mój naj‐
nowszy naturalistyczny thriller. Stara się, naprawdę robi
wszystko, żebym sprzedawała jak najwięcej. Mój sukces to
jego sukces, moje zarobki to jego zarobki, jesteśmy sobie po‐
trzebni i od siebie zależni, zawsze powtarza.
Długo wzbraniałam się przed decyzją o współpracy z agen‐
tem, nie chciałam dzielić się z nikim dochodami. Tak na‐
prawdę początkowo nie było nawet czym się dzielić, ale gdy
stałam się poczytniejsza, a moja skrzynka mejlowa pękała
w szwach od propozycji współpracy, spotkań literackich
i udziałów w festiwalach, zaczęłam poważnie myśleć nad czy‐
jąś pomocą. W zasadzie chciałam wynająć jakąś ogarniętą stu‐
dentkę, która odpisywałaby na mejle i zajęła się opracowywa‐
niem tras autorskich, ale wtedy moja serdeczna przyjaciółka
po piórze Barbara Bojarczuk skontaktowała mnie z Arturem.
Sama korzystała z jego usług, a kiedy wyszła za mąż za Fran‐
cuza, zaszła w ciążę i na stałe przeniosła się do Paryża, posta‐
nowiła odstąpić mi swojego agenta.
– Facet ma głowę na karku, jest najlepszy w branży. Uwierz
mi, nie będziesz żałować. Ja zamierzam na jakiś czas zawiesić
moją aktywność pisarską – dodała, gdy w jeden z wakacyjnych
weekendów wyciągnęła mnie do SPA. – Chcę oddać się wy‐
chowaniu dziecka i smakowaniu Paryża, a zarobki Gastona
Strona 13
nam to umożliwią. – Posła mi swój uwodzicielski uśmiech, na
który rok wcześniej złapała Gastona.
Nie mówiłam BiBi, że jakiś czas temu odrzuciłam propozy‐
cję Artura, i to dwukrotnie. Potem żałowałam, gdy dzięki jego
zaangażowaniu jej książki pięły się po liście bestsellerów.
Przyznałam się przed sobą, że być może popełniłam błąd i po‐
winnam była skorzystać z jego propozycji, więc gdy z polece‐
nia BiBi po raz trzeci zadzwonił do mnie Artur Konarski
z ofertą współpracy, od razu zgodziłam się z nim spotkać. Po
kilku tygodniach podpisaliśmy umowę i jak do tej pory nie ża‐
łuję. To spotkanie to też jego zasługa – jedno z wielu na mojej
trasie autorskiej promującej najnowszy thriller Inspiracja.
– Każdy, kto sięga po thrillery – mówię, odpowiadając na za‐
dziorne pytanie prowadzącego – oczekuje emocji i mocnych
wrażeń, a takie są moje historie: prawdziwe.
Zerkam na faceta. Jego skoncentrowane na notatkach spoj‐
rzenie zdradza mi, że wyszukuje na swojej liście kolejne nie‐
wygodne pytanie, ma ochotę zapędzić mnie w kozi róg. Naj‐
wyraźniej nie przypadliśmy sobie do gustu.
– A czy to nie życie pisze najlepsze scenariusze? – wtrąca.
– Oczywiście – przyznaję. – Ja nie rywalizuję z życiem, ja je
opisuję, dodając coś od siebie. Moi bohaterowie to zlepek
prawdziwych ludzi. Od jednych zapożyczam wygląd, od in‐
nych osobowość czy sposób bycia, a historie, które opisuję,
zostały gdzieś zasłyszane, podejrzane, pogłębione o moje fan‐
tazje i wyobrażenia.
– Oby nikt nie chciał zemścić się na pani, gdy dojrzy w tych
thrillerach samego siebie – mówi prowadzący, podnosząc się
z fotela. – Panie i panowie, gościem dzisiejszego wieczoru
była Laura Ruta.
W sali słychać burzę oklasków. Wstaję, uśmiecham się i kła‐
niam. Kątem oka widzę, jak Artur przemieszcza się w stronę
Strona 14
stoiska z książkami. Gdy brawa milkną, sięgam po torebkę
i zmierzam w stronę stolika, przy którym przez następną go‐
dzinę, jak nie dłużej, będę podpisywać książki. W połowie
drogi dogania mnie mój mąż.
– Kochanie, poczekam na zewnątrz – mówi. – Zadzwoń, jak
skończysz.
– Jedź do domu. – Ściskam go za ramię. – Wezmę taksówkę.
Nie ma sensu, żebyś czekał.
Kiwa głową i momentalnie zostaje pochłonięty przez tłum
ludzi, który ustawia się w gigantyczną kolejkę. Artur wyjmuje
telefon i zaczyna pstrykać zdjęcia, żeby było z czego wybierać
przy wieczornym wpisie na social media – dba o wszystko, ja
właściwie tylko odpowiadam na komentarze pod postami. Sia‐
dam na krześle, wyjmuję z torebki wieczne pióro, prezent od
mojego agenta, i uśmiecham się do pierwszej kobiety w ko‐
lejce, młodej blondynki z włosami obciętymi na long boba.
Strona 15
Joanna
Bierze do ręki moją książkę, to znaczy książkę jej autorstwa,
która należy już do mnie, bo ją przed chwilą kupiłam. Cie‐
kawa jestem tej nowej historii. Inspiracja, cóż za obiecujący ty‐
tuł. Laura Ruta spogląda mi w oczy i pyta, dla kogo autograf.
– Dla Aśki – mówię, patrząc, jak jej ręka porusza się, wypi‐
sując dedykację.
A mogłabym być na jej miejscu, siedzieć na obitym welu‐
rem krześle i trzymać drogie pióro w dłoni. Mój agent latałby
wokół mnie, dbając o to, żebym czuła się jak królowa. W czym
ona jest lepsza? W niczym. Po prostu miała więcej szczęścia.
Dobrze pisze, to trzeba jej przyznać. Umie wzbudzić emocje,
trzymać w niepewności, wodzić za nos i jest mistrzynią su‐
spensu, ale ja też to potrafię. Tylko dlaczego od lat nie mogę
znaleźć wydawcy? Wysłałam swoją książkę do wielu wydaw‐
nictw i nic. Odpowiedzi nie nadchodzą tygodniami, a gdy na‐
piszę mejla z prośbą o komentarz, otrzymuję same odmowy
albo wydawcy w ogóle mnie olewają. Cóż za niewdzięczni i za‐
dufani w sobie ludzie. Rozumiem, że są zapracowani, że ta‐
kich jak moja propozycja pewnie dostają na pęczki, ale wcale
ich to nie usprawiedliwia. Mam nadzieję, że ich też ktoś kie‐
dyś potraktuje w tak podły sposób. Co prawda jeden z redakto‐
rów pokusił się o kilka słów komentarza do mojego tekstu:
„sama historia jest dość ciekawa, ale powinna pani popraco‐
wać nad stylem”. Wkurzyłam się. Nie widzę różnicy w tym, jak
piszę ja, a jak Laura Ruta – ta sama narracja, ten sam czas, ten
sam gatunek. Czy ją kopiuję? Nawet jeśli, to przecież każdy
może być pisarzem; nikt nie ma na to monopolu. Ruta łączy
w swoich książkach brutalność z namiętnością. Emocje na
dwóch przeciwstawnych biegunach, ale tak samo mocne
Strona 16
w przekazie. Sceny przemocy opisuje z niezwykłą dokładno‐
ścią, podobnie jak sceny seksu nie są pozbawione szczegółów.
W tym tkwi jej sekret, to właśnie lep na czytelników. Inspiruje
mnie, sama jednak na pewno też szuka natchnienia, czytając
książki innych autorów. Nawet się z tym nie kryje – podaje na
spotkaniach nazwiska swoich mistrzów, Chris Carter, Jo
Nesbø. Ostatnio przeczytałam w jednym z wywiadów, że
Laura Ruta to polski Guillaume Musso w spódnicy. Rozbawiło
mnie to. Naprawdę poniosło tę dziennikarkę, tym bardziej że
w ani jednej książce Ruty nie ma wątków paranormalnych,
w przeciwieństwie do mojej propozycji literackiej, a Musso
robi międzynarodową karierę, podczas gdy ona nie doczekała
się ani jednego tłumaczenia na inny język.
Jestem pierwsza w kolejce – celowo, nie mogłabym przecież
wyjść bez autografu, ale gdybym była ostatnia, mogłabym za‐
dać kilka pytań, a nawet poprosić, żeby przeczytała mój tekst,
poleciła mnie tu czy tam.
Kilka dni temu też miałam ku temu okazję, bo Laura Ruta
zjawiła się w sklepie meblowym, w którym pracuję. Przyje‐
chała z mężem, wybierali stół do jadalni – ona obstukiwała
każdy blat, pytała o rodzaj drewna i kraj produkcji, a jej facet
nie był zainteresowany. Może gdyby wybierali łóżko do sy‐
pialni, wykazałby większe zaangażowanie? Chodziłam za nią
krok w krok i odpowiadałam na pytania, nie przyznałam się
jednak, że wiem, że jest znaną pisarką, a ja jestem jej fanką.
Byłam spięta i czekałam na odpowiedni moment, żeby powie‐
dzieć, że ją rozpoznałam i chciałabym poprosić o kilka wska‐
zówek dla początkującej pisarki, ale się nie złożyło. Cały czas
był obok jej mąż, a ona co chwilę odbierała telefony. Czułam,
że jeśli zacznę rozmowę, spławi mnie. Dzisiaj jest ku temu
lepsza okazja, w końcu na spotkanie autorskie przyszła dla
nas, dla swoich czytelników, jednak tłum za moimi plecami
nie ułatwia zadania. Laura wręcza mi książkę, uśmiechając
Strona 17
się, i już wzrokiem przywołuje następną osobę w kolejce.
Dziękuję, przyciskam egzemplarz do piersi i usuwam się
w głąb sali. Siadam na wolnym krześle i drżącymi dłońmi
otwieram na stronie z wpisem.
Traktuj przeszkody jako okazje. Niechaj będą dla ciebie źródłem
inspiracji.
Anthony Doerr, Światło, którego nie widać
Dla Joasi z życzeniami udanej lektury Inspiracji
Laura Ruta
Kręci mi się w głowie, po prostu brak mi tchu. Po raz drugi
czytam dedykację, wiem, że te słowa nawiązują do Inspiracji,
ale ja odczytuję je jako przesłanie. Skierowane do mnie se‐
kretne zaklęcie, które pomoże spełnić moje najskrytsze ma‐
rzenia o zostaniu pisarką. To zaproszenie do podjęcia walki,
nieustawania w drodze do publikacji mojego debiutu. Przejeż‐
dżam palcem po dedykacji – tusz jeszcze dobrze nie wysechł
i słowa się rozmazują, ganię siebie w myślach za ten pośpiech.
Na szczęście autograf pozostaje bez skazy. „Traktuj przeszkody
jako okazje. Niechaj będą dla ciebie źródłem inspiracji”. Czy‐
tam ponownie słowa z książki, której nie znam, obiecując so‐
bie, że od razu zamówię ją w księgarni internetowej. W mojej
wyobraźni rysuje się lista przeszkód: sytuacji, osób i wyda‐
rzeń, które utrudniają mi zostanie pisarką, wręcz uniemożli‐
wiają. Nie szkodzi, pokonam je, wykorzystam jako źródło in‐
spiracji. To będzie próba wyobraźni – mogę dać się jej po‐
nieść, napisać swoją historię. Najpierw na kartach powieści,
a potem w życiu. A może odwrotnie?
Strona 18
Artur
– Kura znosząca złote jajka. – Słyszę za plecami.
Odwracam się. Z kieliszkiem wina w ręku stoi facet, który
rozmawiał z Laurą, Pan Wymądrzalski. Działa mi na nerwy,
ale ma ogromne zasięgi w social mediach, dlatego zapropono‐
wałem mu prowadzenie tego spotkania. Większość ludzi
w sali to jego zasługa, ściągnął miłośników swojego profilu,
którzy teraz ochoczo kupują książki Laury. Taki właśnie był
plan.
– Wina? – pyta i nie czekając na odpowiedź, wręcza mi
lampkę, a sam sięga po kolejną stojącą na stole przykrytym
białym obrusem.
– Dziękuję – mówię bez słowa protestu, bo może być mi
jeszcze kiedyś potrzebny.
– Jak to jest złowić taką gwiazdę? – pyta, ruchem głowy
wskazując na Laurę.
Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Unoszę kieliszek i choć
najchętniej wylałbym zawartość na jego głowę, plamiąc ko‐
szulę czerwonym winem niczym krwią, tylko stukam nim
w jego lampkę.
– Za udane spotkanie. Świetnie je pan poprowadził.
Gość wypina klatkę piersiową, ego dosłownie go rozdyma.
Mirosław Znaniecki, bezczelny, bezkompromisowy, nadęty
dupek, z którym raz na jakiś czas muszę mieć styczność. Są‐
dząc po kolejce do Laury, podpisywanie potrwa około godziny,
a nie mam zamiaru stracić jej z tą zadufaną w sobie kreaturą.
Jego vlog i kanał na TikToku cieszą się ogromną popularno‐
ścią – robi z siebie pajaca, a to podoba się ludziom. Odnoszę
wrażenie, że słabo radzi sobie z pisaniem, może nawet ma
Strona 19
dysleksję, tylko wstydzi się do tego przyznać. W rozmowie jest
dobry, potrafi zadać ciekawe i kontrowersyjne pytania, ale
opatrzony w zdjęcia jedynie z hasztagami profil na Facebooku
czy Instagramie zdradza według mnie nieumiejętność pisem‐
nego sformułowania myśli. Może to pchnęło go do pracy z pi‐
sarzami? Chce być bliżej ludzi, którzy są jego niedoścignio‐
nym wzorem? Potrzebuje obok siebie kogoś, kto bawi się sło‐
wem, uwodzi, manipuluje, czaruje magią wyrazów zamknię‐
tych w zdania, wersety, rozdziały, czasem wręcz przełomowe,
a niekiedy ponadczasowe dzieła? Wierzy, że przebywając z ta‐
kimi osobami, zarazi się ich swobodą pisania? Nie zdziwiłbym
się, gdyby okazało się to prawdą.
– Tak, nieskromnie przyznam panu rację – odzywa się.
W pierwszej chwili nie wiem, o czym mówi, a gdy orientuję
się, że dziękuje mi za słowa uznania pod jego adresem, chce
mi się śmiać, bo już dawno zapomniałem o powinszowaniach.
– A przy okazji chciałbym o coś zapytać. – Nachyla się
w moją stronę i ścisza głos. – Na jakim procencie pan pracuje?
– Niestety to tajemnica zawodowa. – Nie chce mi się wie‐
rzyć, że jest tak bezczelny. Mimo wszystko miałem o nim lep‐
sze zdanie.
– Tajemnica, tajemnica – powtarza, wydymając usta. –
A w środowisku i tak wszyscy wiedzą.
Skoro wiedzą, po co mnie pyta.
– Powiem prawdę. – Odstawia kieliszek na stół i ponownie
nachyla się w moją stronę. – Mam zamiar rozszerzyć zakres
swojej działalności. Chciałbym zostać tak jak pan agentem li‐
terackim.
O mało nie dławię się winem.
– O, proszę się nie bać – śmieje się, bezbłędnie odczytując
moją reakcję. – Nie będę dla pana konkurencją, przynajmniej
Strona 20
nie na początku – dodaje z uśmieszkiem i teatralnie kilka razy
uderza mnie otwartą dłonią w plecy.
Mocno. Za mocno. Kaszlę.
– A poza tym niech pan powie prawdę. – Znów wypina pierś
i sięga po swój kieliszek. Jest nienaturalnie niski i wątły, wręcz
filigranowy. Jednak jego siła charakteru jest odwrotnie pro‐
porcjonalna do sylwetki. Gdyby kiedykolwiek kręcono polską
wersję kryminałów Pierre'a Lemaitre'a, jestem pewien, że bez
castingu dostałby rolę komisarza Camille’a Verhoevena. – Ilu
autorom pan odmawia? No, tak szczerze.
To prawda, nie mogę być agentem wszystkich, którzy się do
mnie zwracają. Mam pod swoją pieczą cztery autorki, staram
się sprawiedliwie dzielić między nie czas i zaangażowanie,
jednak siebie nie okłamię: numerem jeden jest Laura Ruta i to
jej poświęcam najwięcej uwagi.
– No właśnie – ciągnie. – A autorów potrzebujących kogoś,
kto pokieruje ich karierą, pomoże odnaleźć się w świecie reki‐
nów biznesu, jest wielu. To tacy nieporadni życiowo ludzie,
nie wszyscy, rzecz jasna, ale większość potrzebuje własnego
impresario. Nie mam zamiaru do końca życia prowadzić ka‐
nału o książkach czy spotkań autorskich. Zawsze kierowała
mną ambicja, lubię się rozwijać, no i zarabiać, rzecz jasna –
uśmiecha się. – A sądząc po pana aucie, raczej pan nie bie‐
duje, oj nie!
Nie znoszę wścibstwa. Mam faceta dość. Zaczynam układać
w głowie plan, jak się od niego uwolnić, gdy nagle ratuje mnie
jakaś dziewczyna ściskająca w dłoni książkę Laury. Nieśmiało
podchodzi do nas i zwraca się do mnie, patrząc mi w oczy:
– Przepraszam, nie chciałabym przeszkadzać, ale czy mogę
zająć panu chwilę?
– Oczywiście! – reaguję entuzjastycznie. – Przepraszam naj‐
mocniej, za chwilę wracam – zwracam się w stronę Pana Wy‐