Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Lindstein Mariette - Biała krypta PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Strona 4
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Strona 5
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Strona 6
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Epilog
Wydarzenia i postacie
Dziękuję!
Okładka
Strona 7
Strona 8
TYTUŁ ORYGINAŁU: Vit krypta
Copyright © Mariette Lindstein, 2018 according to Agreement with BookLab
Agency, Poland and Enberg Agency, Sweden
All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone
Copyright © for the Polish edition and translation by Wydawnictwo Bukowy Las
Sp. z o.o., 2019
ISBN 978-83-8074-212-3
PROJEKT OKŁADKI: © Maria Sundberg / Art by Sundberg
FOTOGRAFIE NA OKŁADCE: Adobe Stock
REDAKCJA: Katarzyna Kondrat
KOREKTA: Urszula Włodarska
REDAKCJA TECHNICZNA: Adam Kolenda
WYDAWCA:
Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o.
ul. Sokolnicza 5/76, 53-676 Wrocław
www.bukowylas.pl, e-mail:
[email protected]
WYŁĄCZNY DYSTRYBUTOR:
Firma Księgarska Olesiejuk
Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki
tel. 22 721 30 11, fax 22 721 30 01
www.olesiejuk.pl, e-mail:
[email protected]
Skład wersji elektronicznej:
[email protected]
Strona 9
Wam, którym odebrano wolność.
Wam, którym odmówiono prawa do świeżego powietrza, słonecznego
ciepła, miłości.
Dla was napisałam tę książkę.
Strona 10
ARTYKUŁ PRASOWY: LOKALNA GAZETA WYCHODZĄCA
W ŚRODKOWEJ SKANII
Mimo deszczu i przenikliwie zimnego północnego wiatru około
pięćdziesięciu ekologów demonstrowało w piątek w centrum Höör
przeciwko renowacji kaplicy Backaskog nad jeziorem Syrkhulta.
Demonstrujący niepokoją się, że nowy właściciel będzie eksploatować
okolicę. Władze gminy natomiast deklarują zadowolenie, że ktoś chce
zająć się starą kaplicą.
Negocjacje z anonimowym nabywcą, zainteresowanym
zachowaniem kaplicy Backaskog, wydział nieruchomości rozpoczął
w grudniu zeszłego roku. Gmina ma zamiar wydać pozwolenie na jej
renowację i rozbudowę.
Niewielki kościółek, wznoszący się na jednym z pagórków w pobliżu
mokradeł nad jeziorem Syrkhulta, zbudował w 1920 hrabia Erik
Rosenborg i początkowo używał go w prywatnych celach modlitewnych.
Teren za budynkiem jest miejscem spoczynku rodziny Rosenborg.
Według naszego źródła to właśnie religijny charakter tego miejsca
stanowi atrakcję dla ewentualnego nabywcy. Kiedy rodzina Rosenborg
w roku 1970 sprzedała posiadłość, kaplica przestała być używana,
wskutek czego popadła w ruinę. Okolica objęta jest obecnie
programem ochrony przyrody.
Finansowe przeszkody w wyburzeniu
Władze regionu deklarują brak środków na zajęcie się kaplicą.
Według nich wyburzenie byłoby kosztowne, ponieważ budynek jest
wapienny i ma głęboko wkopaną kryptę. Demonstrujący natomiast
twierdzą, że wydając prywatnej osobie pozwolenie na budowę w okolicy
o szczególnej wartości przyrodniczej, władze gminy naruszają prawo
z zakresu ochrony przyrody. Przewodnicząca wydziału nieruchomości
w gminie Höör, Annika Berg, ma pozytywne nastawienie do sprawy:
Strona 11
– To prawdziwe błogosławieństwo, że ktoś chce się zaopiekować tą
starą ruderą. Zostawienie jej na pastwę rozpadu samo w sobie stanowi
przecież zagrożenie ekologiczne.
Ekolog-aktywista, Martin Svedman, twierdzi, że wszyscy
zaangażowani w tę kwestię mają na uwadze tylko jedno:
– Jak zawsze chodzi o pieniądze. Rezygnacja z wyburzenia i ochrony
przyrody wokół to brak odpowiedzialności. Prace przy renowacji
naruszą spokój zwierząt i ptaków w okolicy. Zresztą kto wie, co
zamierzają nabywcy. Boimy się, że to zaledwie początek eksploatacji
całej doliny.
Przyroda wokół jeziora
Tereny wokół jeziora Syrkhulta mają dużą wartość przyrodniczą, ale
leżą w oddaleniu i otacza je gęsty las gospodarczy. Jednak wiosną ci,
którzy zechcą wyprawić się w te okolice, będą mieli szansę zobaczyć
taniec żurawi na jeziorze i usłyszeć pieśń łabędzi, cietrzewi oraz
paszkotów. Na mokradłach otoczonych wrzosem bytuje także rzadko
spotykany motyl szlaczkoń torfowiec.
Zobaczymy, jakie będą dalsze losy tego projektu, ale Martin Svedman
nie ma złudzeń co do planów wydziału nieruchomości.
– Możemy krzyczeć, aż ochrypniemy, i co z tego, skoro wszyscy
zaangażowani mają znaczek dolara w oczach. Proponuję, żeby
przejrzeli na oczy i zanim podejmą jakiekolwiek decyzje, wybrali się na
spacer na te przyrodniczo piękne tereny.
Strona 12
Prolog
Mężczyzna w kominiarce wtapia się w cienie drzew. Stoi tam od
ponad godziny. Nie jest całkiem ciemno i nie będzie. Matowe
promienie słońca złożyły już na morskiej powierzchni pożegnalny
pocałunek. Obserwowany domek stoi na wzgórzu, ale i przed płotem
widok na morze jest ładny. On, niespokojny i rozedrgany, tkwi
w gęstej brzezinie tuż przy furtce, a krew pulsuje mu wyrzutami
adrenaliny. Wie, że niebawem pojawi się ona. Zawsze pierwsza wraca
do domu, na imprezie wytrzymuje najwyżej godzinę lub dwie. Ta
druga zazwyczaj dociera chwiejnie bliżej poranka.
Obserwuje je od dłuższego czasu, poznał ich charakterystyczne
cechy i zwyczaje. Wie, którą chce dopaść najpierw.
Nachodzi go wspomnienie długich, błyszczących włosów
omiatających jej plecy, kiedy szła w stronę plaży. Zapachu perfum
unoszącego się jej śladem. Wisiorka dyndającego na zgrabnej kostce,
zaokrąglenia piersi pod koronkową koszulką. Obietnicy wpisanej
w miękkie rozhuśtanie bioder. Wszystkich tych zachwycających
szczegółów. I przepowiedni, która wkrótce się spełni. Ta myśl sprawia,
że zaczyna drżeć z przejęcia.
Donośne głosy i przenikliwe wybuchy śmiechu od strony plaży
zakłócają mu przyjemny bieg myśli. Potrząsa głową i stwierdza, że noc
świętojańska jest najgorsza ze wszystkich świąt. Niesmaczna.
Pogańska. Ohydna.
Chrzęst kroków na żwirowej ścieżce, a wraz z nim dwa kształty, ale
to tylko idąca dokądś para wstawionych chłopaków. Zataczając się
i śmierdząc wódką, mijają jego kryjówkę.
Jeden z nich odwraca się w stronę morza i woła niewyraźnie:
– Dani! Idziemy do pubu, chodź z nami!
– Zapomnij – mówi drugi. – I tak się z tobą nie prześpi.
Strona 13
Mężczyzna w kominiarce czuje, jak puls mu przyspiesza. Oto
nadchodzi, jest już w stanie dostrzec jej sylwetkę daleko na drodze.
W myślach rozkazuje chłopakom zniknąć z pola widzenia, a oni – jak
na zawołanie – przyspieszają kroku.
Niedługo będzie jego własnością, ale to właśnie ta chwila, tuż przed
atakiem, jest najlepsza. No i żadne polowanie nie może się równać
z takim jak właśnie to, kiedy zwierzyna jest rzadka i trudna do
złapania. Przenika go ekscytacja tak silna, że poci się na linii włosów.
Jeden z mięśni twarzy drga spastycznie – tik, którego nie sposób
powstrzymać. Mężczyzna zamyka na moment oczy, oddycha głęboko
przez nos – wraca spokój i koncentracja. Polowanie. Zwierzyna.
Zamiera dźwięk męskich głosów, a na drodze pojawia się ona. Na
oko nie przeczuwa nic złego, nieświadoma, że jest obserwowana.
Wybrana. Mężczyzna musi cofnąć się parę kroków, ustawić we
właściwej pozycji – dźwięk jego ruchów każe jej się zatrzymać. To był
niemal bezgłośny szelest, ale w mroku wydaje się, jakby napięła całe
ciało. Znienacka z krzaka wyskakuje królik. Biel ogona lśni, gdy kica
przez drogę i znika na terenie ogrodu. Dziewczyna wzdryga się, przez
moment stoi bez ruchu, po czym oddycha z ulgą. Szybko podchodzi do
płotu otaczającego dom. Mężczyzna pozwala sobie na dodatkową
sekundę oczekiwania. Czuje spokój, spokój ducha. Dziewczyna kładzie
dłoń na furtce.
I to jest właśnie ten moment. Robi dwa kroki naprzód,
błyskawicznie wyciąga z kieszeni ścierkę. Przykłada ją do ust i nosa
dziewczyny, przyciska, ramieniem przytrzymując talię. Mimo że nie
jest w stanie zobaczyć wyrazu jej twarzy, wyczuwa, jak jej myśli
rozbiegają się w poszukiwaniu dróg wyjścia. Którego nie ma. Czuje,
jak pod jego dłonią otwiera usta, żeby krzyczeć. Ale się nie da.
W filmach i książkach kopią, wrzeszczą i walczą jak dzikie koty.
W prawdziwym życiu paraliżuje je strach. Przyciśnięte do jego piersi
ciało właśnie zaczęło się trząść. A teraz rozluźnienie, uległość i woń
uryny zmieszana ze słodkimi zapachami letniej nocy. Czuje ciężar jej
drętwiejących członków, życie wyciekające z mięśni, to samo
pulsujące życie, które znów się zacznie rodzić, raz za razem, gdy ona
będzie już w jego władzy.
Strona 14
Niesie ją do jeepa i kładzie na plecach – na podłodze, w otwartej
tylnej części pojazdu. Patrzy we wszystkich kierunkach, ale nikogo nie
ma. Na wszelki wypadek zakłada jej na szyję sznurek, zaczepia go
o hak, a ciało przykrywa plandeką.
Przygląda się przez chwilę plaży. Wiatr już ucichł. Na horyzoncie
majaczy światło poranka. Wdycha zapach morza – zapach, któremu
zawsze towarzyszy obietnica świetlanej przyszłości. Ta noc
świętojańska jest cudna jak rzadko.
Piękno, spokój z nutką nostalgii. A wszystko to na jego cześć.
Zamyśla się nad prawami natury i nad tym, że po serii
intelektualnych wybryków ludzie zawsze wracają do swoich
najpierwotniejszych instynktów. Polowanie, głód, pożądanie. Ludzkie
aspiracje niezmiennie ustępują brutalnym żądzom.
Mężczyzna wydaje długie, tęskne westchnienie i wsiada do
samochodu.
Strona 15
1
Mój świat zawalił się dopiero wtedy, gdy zrozumiałam, że nikt już nie
ma nadziei.
Na początku uparcie nie chciałam uwierzyć w najgorsze
i wypierałam wszystkie przeczytane w Internecie informacje.
Decydujące są dwie pierwsze doby. Ofiary porwania morduje się
najczęściej w ciągu jednego do trzech dni. Sprawca zazwyczaj jest
członkiem rodziny lub należy do grona znajomych porwanego.
To brzmiało przerażająco, oczywiście, ale mnie nie złamało. Byłam
dosłownie opętana przekonaniem, że Dani się odnajdzie, że pojawi się
i wszystko wytłumaczy. Bo przecież musi istnieć wytłumaczenie. Dani
zawsze działa w jakimś celu. Nic w jej życiu nie dzieje się przez
przypadek. Oczekiwałam więc, że znienacka pojawi się przede mną
w mieszkaniu i wyjaśni, że musiała wyjechać – że presja związana
z egzaminami była zbyt duża. Z drugiej strony, to się stało zaledwie
kilka dni przed naszymi dwudziestymi trzecimi urodzinami. Miałaby
zniknąć właśnie wtedy? – okrutne, nieprawdopodobne.
Później, kiedy się nie pojawiła, zaczęłam wierzyć, że tak naprawdę
to mnie chciano porwać. Przekonałam do tego samą siebie tak
skutecznie, że leżąc po nocach, w ciemności, szeptałam: Weź mnie.
Oddaj Dani. Możesz mieć mnie, tylko ją wypuść. O Boże, błagam,
wypuść ją! Leżałam na kołdrze jak baranek ofiarny i szeptałam do
zachrypnięcia. Czasem słyszałam szelesty w krzakach za oknem. Raz
widziałam cień mężczyzny znikającego w głębi trawnika. Nabrałam
przekonania, że przestępca czai się w mroku na zewnątrz, i zaczęłam
sypiać w łóżku Dani, żeby mnie znalazł. Ale jej wszechobecny zapach
– na poduszce, w pościeli, w powietrzu – sprawiał, że płakałam aż do
zaśnięcia.
Kiedy tamtego wieczoru wyszłyśmy na plażę, jej torebka została
Strona 16
w letnim domku. Często więc dzwoniłam do niej na komórkę,
słuchałam sygnałów w oczekiwaniu na automatyczną sekretarkę.
Żeby tylko usłyszeć jej głos. Wówczas widziałam ją przed sobą
całkiem wyraźnie, to było jak cios w brzuch. Nigdzie nie mogłam
uwolnić się od myśli o niej.
*
My, Alexandra i Daniella, stałyśmy się Alex i Dani, zanim jeszcze
nauczyłyśmy się mówić. Jestem wdzięczna, że nie ochrzczono nas
imionami typu „Promień Księżyca” albo „Szron”, a byłoby to w stylu
naszych rodziców.
W dzieciństwie byłyśmy z Dani identyczne z wyglądu, jak wszystkie
bliźnięta jednojajowe, ale różniłyśmy się temperamentem. Dani była
miła i posłuszna, ja byłam kłótliwa. Mama powiedziała kiedyś, że
pierwszym słowem Dani było „dziękuję”, a moim „nie”. Takie właśnie
byłyśmy.
W okresie nastoletnim różnica w naszych osobowościach się
umocniła – zwłaszcza kiedy straciłyśmy rodziców.
Większość opuszczonych dzieci traci rodziców w dramatycznych
okolicznościach: tragiczny wypadek, być może nałóg, rak lub jakaś
inna okropna choroba.
Nasi rodzice porzucili nas dla sekty.
Nigdy nie brałyśmy na poważnie ich religijnej paplaniny, tych
gadek o wierze, która miała prowadzić do życia wiecznego. Tych
nabożeństw, nakładania rąk, grup newage’owskich, horoskopów
i seansów w naszym salonie. Urlopów w podejrzanych miejscach.
Maniakalnego wyrazu ich oczu, kiedy mówili o reinkarnacji
i pozacielesnych doznaniach. Wszystko to wydawało się absurdalne,
nie wiadomo było, w co wierzyć. Zanim zdążyłyśmy się
zainteresować, dotychczasowe szaleństwo ustępowało miejsca
kolejnemu, jeszcze bardziej szalonemu. Gdyby nasi rodzice byli po
prostu religijni, my pewnie też byśmy były. Ale oni byli zbyt żarliwi,
żeby przywiązać się do jednej wiary, wciąż polowali na nowe
Strona 17
rozwiązania zagadek istnienia. Nigdy nie wolno zaprzestać
poszukiwań sensu życia. Ulubione motto mamy, jej mantra.
Zakładałyśmy, że to wszystko jest dla nich tylko sposobem
spędzania czasu. Czymś, czemu się oddają w wolnych chwilach, tak
jak inni rodzice grze w golfa lub kursom gotowania.
Nasze dorastanie miało też dobre strony. Duchowość rodziców
sprawiła, że odnosili się do nas z czułością i traktowali nas jak
niezależne jednostki. Rzadko się kłócili. I nigdy nie zmuszali nas do
uczestnictwa w czymkolwiek, jeśli tego nie chciałyśmy.
Ale kiedy pewnego razu po powrocie do domu opowiedzieli nam
o Ammata Kumar, od razu zrozumiałam, że tym razem wszystko
dzieje się na serio – coś było w spojrzeniu mamy. Już nas nie widziała.
Jej świadomość przeniosła się daleko poza nasz mały światek. Tata
wyglądał poważnie, wręcz podniośle, gdy tak siedział trochę z boku,
pozwalając mamie przemawiać. Kiwał głową potakująco, unikając
kontaktu wzrokowego z nami.
Miałyśmy z Dani piętnaście lat. Następne miesiące były
najokropniejszymi w naszym życiu. Mama i tata próbowali namówić
nas, żebyśmy zostawiły wszystko, pojechały z nimi do Indii
i zamieszkały w kwaterze głównej sekty, pod New Delhi. Stanowczo
odmówiłyśmy. Z naszego punktu widzenia to nie był odpowiedni
moment. Dojrzewałyśmy, targały nami wahania nastrojów. Znajomi
i młodzieńcze miłości trzymały nas w Szwecji. Z nas dwóch ja byłam
głośniejsza – i nie zamierzałam wyprowadzać się do jakiejś porąbanej
nory po drugiej stronie ziemskiego globu. Wywiązała się walka,
gorzka aż do ostatka.
Dwa dni przed naszymi szesnastymi urodzinami mama i tata
zniknęli. Zostawili list na stole kuchennym. Nie pamiętam
wszystkiego, co napisali, ale sens był taki, że mieli wyjechać na kilka
miesięcy, żeby pożyć zgodnie z wiarą Ammata Kumar, a nami zająć
się miała ciocia Anita. To miał być okres próbny. Gdyby im się nie
spodobało, zawsze mogli się wycofać. Akurat, pomyślałam.
W Ammata Kumar wolno było dzwonić do bliskich tylko
w sytuacjach krytycznych. W ciągu pierwszych miesięcy kontakt
z naszymi rodzicami ograniczał się do pisanych ręcznie agitacyjnych
Strona 18
listów, na które nie odpowiadałyśmy. W końcu zamieściłam wściekły
post na Facebooku, w którym napisałam, że nasi rodzice zostali
poddani praniu mózgu, i trochę innych rzeczy w tym stylu. Moi
znajomi masowo go udostępniali i post stał się viralem. Niemal
natychmiast skontaktował się ze mną przedstawiciel Ammata Kumar,
polecając usunąć post i zamieścić oficjalne przeprosiny dla moich
rodziców. Odmówiłam stanowczo, a Dani mnie poparła.
Po paru tygodniach przyszedł kolejny ręcznie pisany list od mamy
i taty, ale tym razem treść utrzymana była w zupełnie innym tonie.
Ponieważ stałyśmy się wrogami Ammata Kumar, zdecydowali się
zerwać z nami wszelkie kontakty.
To właśnie wtedy życie stało się straszne i smutne. Płakałyśmy
długo, Dani i ja, obsesyjnie przywołując dobre wspomnienia związane
z mamą i tatą.
Wzięli ze sobą tylko dwie torby podróżne, więc większość ich
rzeczy wciąż była w domu. Szczotka mamy wraz z kłębkami jej
włosów. Zniszczony szlafrok taty z pacyfką na plecach. Półki
wypełnione ziołowymi lekami i preparatami witaminowymi,
kremami i maściami pachnącymi jak dłonie mamy. Przechodziłyśmy
od jednej rzeczy do drugiej, ściskając je i wąchając.
– Wydaje się, jakby wciąż tu byli – szeptała Dani.
– Ale ich nie ma – mówiłam. – Już nie wrócą, trzeba się z tym
pogodzić.
Na naszym osiedlu plotkowano o zniknięciu mamy i taty.
Słyszałam, jak jakieś dwie ciotki rozmawiały o nich w pobliskim
sklepie. Czy zauważyły, że tam stałam, zaledwie parę metrów za nimi
w kolejce? Ho, ho, one cały czas wiedziały, że nasza rodzina jest jakaś
podejrzana.
Razem z Dani grałyśmy w pewną grę: ustawiałyśmy się
naprzeciwko siebie i udawałyśmy, że jesteśmy lustrzanym odbiciem
tej drugiej. Zwykle miałam wówczas wrażenie, że patrzę na siebie
samą. Ale od pewnego czasu to już nie działało. Rysy twarzy się
zgadzały, nasze długie, popielatoblond fale włosów, pełne wargi, usta
z lekko wystającymi górnymi zębami. Nosy, nieco za długie i za
wąskie. Piegi przechodzące od grzbietu nosa na kości policzkowe. Ale
Strona 19
oczy Dani już nie były moje. Wycofała się w pewnego rodzaju ciche
oddalenie.
To wtedy zrozumiałam, że się zmieniamy.
Zaczęłyśmy mieć zupełnie różne zainteresowania. Dani
postanowiła studiować medycynę. Ja poszłam w kierunku nie całkiem
zdrowego apetytu na chłopaków i ciuchy. Ale to nie miało znaczenia.
Kiedy Dani opowiadała mi o swoich studiach, używając
niezrozumiałych medycznych terminów, i tak czułam fascynację.
A ona chętnie słuchała mojej paplaniny o modzie i facetach.
Podniecałyśmy się wzajemnie naszymi marzeniami.
W obliczu zdrady rodziców byłyśmy dla siebie pociechą. A gdy
tęsknota za nimi stawała się nie do zniesienia, powtarzałam jak
mantrę: Są tacy, co nie mają rodziny. Ale ja mam Dani. Ja mam Dani. Ja
mam Dani.
Prawie do wszystkiego można się przyzwyczaić, a Anita starała się
zająć nami jak najlepiej. Lubiłyśmy ją z Dani. Mimo że była
bliźniaczką jednojajową mamy, nigdy nie było trudno ich rozróżnić.
Anita nosiła fajne ubrania i modne fryzury. Mama ubierała się
w dżinsy i wielkie swetry, zapuściła długie siwe włosy. Z Anitą
mogłyśmy rozmawiać o wszystkim: modzie, chłopakach, seksie. Była
ekscytująca. Ale nie zachowywała się jak mama, bardziej jak
koleżanka. Dużo podróżowała, często musiałyśmy radzić sobie same.
Kiedyś usłyszałam mamę mówiącą o Anicie, że „zachowuje się trochę
jak dziwka”. Strumień mężczyzn przepływał przez jej życie.
Z delikatności nigdy nie zapraszała ich do nas do domu, za to często
nie było jej wieczorami.
A potem odebrano nam również dom. Rodzice postanowili sprzedać
go na dużą darowiznę na rzecz Ammata Kumar. Był sporo wart ze
względu na położenie w centrum Lund i duży, zielony ogród. Połowę
pieniędzy przelano na nasze konta – nie wiedziałyśmy, czy to była
troska, czy zwykła przyzwoitość. Kupiłyśmy mieszkanie w centrum.
Zachowałyśmy też letni domek w Lomma, gdzie spędzałyśmy wakacje.
Codzienność była znośna, ale nie przestawałam myśleć o rodzicach.
Pojawiali się w moich myślach często i nieoczekiwanie – gdy brałam
prysznic, jadłam śniadanie lub siedziałam w jakimś barze. Nie
Strona 20
myślałam o nich świadomie, po prostu tam byli. Czasem próbowałam
wyobrazić sobie, jak tam jest, w Ammata Kumar. Na stronie
internetowej ludzie w kolorowych, jaskrawych ubraniach i kwietnych
wiankach szczerzyli się histerycznie. Ale w rzeczywistości tak nie
mogło być.
Coś poważnego zaczęło dziać się z Dani. Prawie się nie uśmiechała.
Najczęściej siedziała z nosem w podręcznikach lub nad jakąś pracą
pisemną. Czasem widziałam melancholię w jej oczach. Żyłyśmy
w coraz bardziej odrębnych rzeczywistościach, ale nigdy nie
oddaliłyśmy się od siebie. Niekiedy żartowałyśmy, że mamy
całkowicie różne mózgi, ale jedno wspólne serce.
W dniu, w którym zniknęła, wyrwano mi to serce z ciała.
*
Początkowo policja podejrzewała, że Dani porwali ci z Ammata
Kumar, ale funkcjonariusze z New Delhi przeszukali ich posiadłość
i nie znaleźli jej tam. A do mnie dotarło, że nasi rodzice zupełnie się
nami nie interesują, jakbym w środku tego chaosu nie była już
wystarczająco zestresowana i w histerii. Anita rozmawiała z mamą
przez telefon z włączonym trybem głośnomówiącym.
– Nie wierzymy, że Dani ktoś porwał – powiedziała mama. –
Prawdopodobnie po prostu wyjechała. Dani i Alex zawsze były
porywcze i nieposłuszne. Dla nas już nie istnieją. Dlaczego, na litość
losu, mielibyśmy którąkolwiek porywać? Wszystko, czego nam
potrzeba, jest tutaj.
Jej głos brzmiał, jakby była robotem, a nie mamą. Wrzasnęłam
naprawdę głośno, tak, żeby usłyszała:
– SPIERDALAJ, SPIERDALAJ, SPIERDALAJ!
Po czym popędziłam do toalety i pochyliłam się nad sedesem. Usta
wypełniły mi się gorzką żółcią, wymiotowałam aż do skurczów
żołądka.
Przyszła Anita, położyła mi dłoń na czole.
– Ona tak nie myśli – powiedziała. – Wyobraź sobie, że wykasowano