Kurylewicz Gabriela - Wiersze

Szczegóły
Tytuł Kurylewicz Gabriela - Wiersze
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Kurylewicz Gabriela - Wiersze PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Kurylewicz Gabriela - Wiersze PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Kurylewicz Gabriela - Wiersze - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. Strona 2 0 Strona 3 Gabriela Kurylewicz Wiersze Strona 4 2 Strona 5 Gabriela Kurylewicz Wiersze Oficyna Literacka Kraków 1997 3 Strona 6 © Copyright by Gabriela Kurylewicz, Kraków 1992 Publikacja ukaza³a siê dziêki wsparciu finansowemu Fundacji Piwnicy Projekt ok³adki Dmitrij Szewionkow-Kismie³ow Wydanie II ISBN 83-7124-069-4 4 Strona 7 *** Nie ma ca³oœci, s¹ tylko u³amki. A, prawda, na bia³ym murze cienie Œpi¹cych drzew coœ opowiadaj¹ na ucho Ale kto powtórzy to ksi¹¿êtom planety? Mur jest bia³y od farby, cienie ¯ywe od œwiat³a — — Ptaki dziobi¹ suchy chleb. Kruszyny s³oñca œwiec¹ w kryszta³ Dnia. ¯ó³ty py³ ulatuje. Kiedy „teraz” dzwoni na mrozie, „Przesz³y czas” ci¹gnie krzyw¹ mojego ¯ywota: od lewego rogu do góry, Przerwa i z powrotem w dó³ — — Po drodze liczne spêkania, ubytki, Zacieki. Zbójcy chodz¹ po drogach. 12.XII.91 5 Strona 8 *** Po bielonym murze wejdê na dach z dachu na komin. Komin jest wysoki wy¿szy od domu wy¿szy od modrzewia rosn¹cego obok w ogrodzie. A je¿eli i to za nisko bêdzie — to znajdê drabinê bukow¹ (bo mocna) i po drabinie bêdê sz³a jeszcze wy¿ej ni¿ komin — — ¿eby ponad szczytami drzew niewiele ni¿ej ob³oków na pó³nocnym krañcu wioski dopatrzyæ siê morza. 19.VII.90 6 Strona 9 *** Bogu sk³adam po trzykroæ dziêkczynienie za to, ¿e widzê niebo z chmur albo ze œladów chmur, albo czyste zupe³nie ¿e widzê kulist¹ Ziemiê, i ¿e j¹ mam przed oczami w górze, chocia¿ po niej chodzê w butach a tak¿e — ¿e niekiedy widzê dŸwiêki po dr¿eniu powietrza jakoby barwy to jaœniej to ciemniej lewym okiem trochê s³abiej ni¿ prawym ale obydwoma — nieŸle nie najgorzej. Jednak¿e — z niepokornoœci — chcia³abym jeszcze ujrzeæ trzy rzeczy (nie wiêcej) ale tak dok³adnie jak by mi nasuwa³y siê we mnie w wyobraŸni — — nie ¿ebym s¹dzi³a, ¿e rzeczy zewnêtrzne zawsze takie s¹, jakimi siê jawi¹ przeciwnie — ¿e, je¿eli zdarz¹ siê przejrzyœcie, to raz, dwa razy i nigdy po raz trzeci. 27.VII.90 7 Strona 10 *** Matce Dzieñ co przeszed³ by³ jak skrzypce. Prawie jak skrzypce co sk³adane wypuk³o z ró¿nego drewna jedne s¹, maj¹ strojny mostek z wierzchu i w pude³ku w œrodku duszê. Chcia³bym tê skrzypcow¹ jasnoœæ i otok zatrzymaæ i w futerale zamkn¹æ na kluczyk. ¯eby siê nie rozstroi³a. A gdyby nawet — to ¿ebym umia³a wszystko brzmienie nastroiæ jak by³o pocz¹wszy od struny A. ¯al mi tego dnia co przeszed³. Nie chcê ¿eby œciemnia³. Chcê by jak skrzypce — 8 Strona 11 kiedy na nich dobrze graæ — gra³ dobrze gra³ bardzo dobrze, i z orkiestr¹ koncert podwójny Brahmsa — dla mnie we mnie i w tobie dla ciebie dla ob³oków. 13.XI.90 kartka papieru kartka papieru 9 Strona 12 Kartka papieru Tylko jedna kartka papieru Morza brzeg i wygl¹d brzegu Dzieli od otch³ani. Albo to moja gor¹czka Albo ni¿ w powietrzu — — Mnie ten bia³y papier Nie os³oni. Nie starczy Na ¿adn¹ d³ugoœæ drogi. Wiara, ¿e co wydaje siê, nie jest Opuœci³a mnie. Nie wiem — co jest, co nie jest. S³yszê — niebo siê szkli Od burzy, co wsta³a i idzie. 20.XII.90 10 Strona 13 *** Niebo siê szkli od zachodu Od rozognionego S³oñca. Jaka¿ to si³a dŸwiêki i postacie Morza jasne miesza I zamienia z cz¹steczkami Ciemnej farby nocy Jaka¿ w³adza w locie zatrzymuje Ptaki, na wydmie drzewa W drzewach wiatr graj¹cy I powleka w g³uche cia³o snu — — ¯e nie widaæ. ¯e nie ma. I deszcz spada bez znaku I bez znaku przechodzi Jak stra¿ nocna z goñczymi Psami i sinym œwiat³em lamp. A Ksiê¿yc gdzieœ daleko, za gór¹ Umyka niby z³odziej Drogich kamieni i pere³. 28.XII.90 11 Strona 14 Ko³omyjka Chcia³abym w s³oñcu wczesnym, Z psem chodz¹c od drzewa Do drzewa, bez fa³szu, wolno Sobie œpiewaæ: ¯e podo³am przemianom Ducha Najœmielszym, przyp³ywom I odp³ywom si³. A œcie¿ki wypadków mroczne Przejaœniê I, niby dŸwiêki równo Brzmi¹ce instrumentu, Zmieszczê w rezonansowym Pudle gitary albo lutni. Noœnie, ale bez ha³asu Graj¹c — wygram Choæby i to, ¿e Bóg Ka¿dego osobno uhaftowa³, Ale po coœ wszystko w nas Zmiesza³ i zostawi³ — Jak ró¿nych wygl¹dów Ubrania. 1.I.91 12 Strona 15 Styczeñ Przep³ywaj¹ niebem ob³oki Ró¿owe i bia³e jak stateczki. I œmia³o sobie bujaj¹ — Tam i z powrotem. Wiatr bawi siê ob³okami: Raz odgarnia je z nieba I otwiera jezioro, Raz gromadzi spójnie W wyspê têtni¹c¹ od powietrza Drobnych drgniêæ jakie by Tylko ze strun smyczkiem Obudziæ móg³ ¯yd-skrzypek. Czy te ob³oki, gdy p³yn¹, Wiedz¹, czy nie wiedz¹? Czy wie, czy nie wie wiatr — Jak utrudzone mrokiem Oko ciesz¹ — kiedy do nich siêga z ziemi I bez b³êdu znajduje. Zagubiony w³asny sen O ob³okach, ¿e spokojnie Niebem przep³ywaj¹. P³yn¹ I nie gasn¹ — istnienia, Mocy pe³ne. 25.I.91 13 Strona 16 Wiersz po „nic” Dzieñ, co œwieci³ jeszcze tu dopiero — Odszed³. Jak? Nie pojmujê Bo, kiedy przechodzi³ pod oknem (wyraŸnie szed³), o jego „dok¹d” „Sk¹d” i „przez co” — nie dba³am. A przecie¿ nie móg³ dzieñ Przede dniem ot tak zbiec Bez œladu, niby zaj¹c Przed dwójk¹ oczu œlepych jak sko³owane Nocnym biegiem psy. Doœæ, ¿e nie ma. Ni kreski — Spru³ siê we „wczoraj”, swoje t³o, ¯e i szwa nie znajdê i nie znajdzie Krawiec miejsca, gdzie by³ I po nim ni koñca szpilki nie wetknie. Okno, gdy zjawia siê, nici snu przecina. A co œwiat³o z okna gasi? Lampy na ulicy? Lampy w parku? Czy znowu sen — moja lampa? 28.I.91 14 Strona 17 Sen dobry i sen z³y Dobry sen jest ojcem dobrej opowieœci Z³y z³ej — — Sen przybywa I jak krewny ktoœ wchodzi Do œrodka, miêdzy ciemne i jasne Pierwsze i drugie W myœli w której mam mieszkanie. Dobry sen w pe³nych zdaniach Powtarza jakieœ dobro co by³o. Z³y — wierzyæ siê nie chce — ¿e powtarza Cokolwiek. ¯e to w ogóle jest Skoro nie jest, nie brzmi, nie wygl¹da — W mieœcie Ÿle z³o¿onym Kryszta³ki dnia co dzieñ Przede dniem gdzieœ Zapodziewaj¹ siê — Py³ wargi mi przepala — Co s³yszê — nie wiem, nie widzê Œwiat³o z oczu miesza siê. 17.III.91 15 Strona 18 Pos³uchaj co œni³am: Ma³y rynek nad morzem. Brzask. Zza rogu od strony portu Wychodzi obcy przybysz — rapsod Sk¹d przyby³ — nie wiem Statek przywióz³ go tu. Ach tam ¿wir chrzêœci — — Idzie drugi, a za drugim trzeci Zeszli siê. I — uwierz mi Bo s³yszê — œpiewaj¹ canzzonety Oni, a w koñcu i on z nimi — — Trzy g³osy Pod ob³oki iskierki ducha lec¹ Spl¹tane cia³o œwiata ³adzi siê. Co by³o mroczne — przezroczyœcieje Powoli. Co by³o g³uche — gra I w grze siê na nowo Zbiera i podnosi. 31.III.91 16 Strona 19 Piwonie „Bóg sobie wzi¹³ prawo za miarê i mi³oœæ za pion.” Kiedy Bóg œwiat budowa³ Œwiat stawa³ siê bez szmeru Bez fa³szu — coraz bardziej Znaczny. Od wieczora do rana Przez siedem dni, wed³ug Obrotów planet, s³oñc i œwiate³. Dlatego jak Bóg jest Stwórc¹ w jasnoœci, tak cz³owiek Twórc¹ bywa po ciemku Gdy œpi i we œnie zapoznaje. Pomyœleæ ¿e w wiedzy Boga Mieszcz¹ siê prócz dokonañ Tak¿e wszystkie moje zamys³y Proste i krzywe. I mój krêgos³up Równie dobrze krzywy W rzeczywistoœci, co prosty W którymœ ze œwiatów mo¿liwych. Tam rosn¹ piwonie. Rosn¹ i nie s³abn¹. S¹ bez wahania takie same czyste. 17 Strona 20 Ja, chc¹c je daæ Matce Nie muszê ich zrywaæ — — Bo, kiedy chcê Ona ju¿ je ma W zielonym ogrodzie na stole s³owa tañcz¹. 10.VI.91 18