Krantz Judith - Dom mody 02 - Dom mody II

Szczegóły
Tytuł Krantz Judith - Dom mody 02 - Dom mody II
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Krantz Judith - Dom mody 02 - Dom mody II PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Krantz Judith - Dom mody 02 - Dom mody II PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Krantz Judith - Dom mody 02 - Dom mody II - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 JUDITH KRANTZ DOM MODY 2 Scruples Two Przełożyła Agnieszka Dorota Gostwanowicz Mojej wnuczce, Kate Mattie Krantz, mojej najmłodszej, najcudowniejszej i najbardziej obiecującej bohaterce Steve’owi, mojemu pierwszemu, ostatniemu i na zawsze jedynemu - bez niego nigdy nie napisałabym „Domu Mody” i bez niego z pewnością nie powstałby w czternaście lat później „Dom Mody 2” Mam szczególny dług wdzięczności wobec dwojga przyjaciół, którzy Strona 2 pomogli mi, służąc swą głęboką wiedzą zawodową: Emily Woods, dyrektorki firmy J. Crew Gordona Davidsona, dyrektora artystycznego i producenta firmy Mark Taper Forum z Los Angeles, oraz wobec Edwiny Lloyd, mojej cudownej, obdarzonej niewzruszonym spokojem asystentki Strona 3 Po chwilowej przerwie, podczas której oscarowa gorączka dosięga zenitu, prezenterzy wyszli zza kulis i zaczęli kroczyć w kierunku środka estrady, by odczytać listę kandydatur do miana Najlepszego Filmu Roku. Vito zaczął się pocić w fotelu. A jeśli informacja Maggie MacGregor nie jest prawdziwa? Chryste Panie! Zgodnie z warunkami zakładu z Curtem Arveyem musiałby wtedy kupić prawa do Białego Amerykanina. Nawet jeśli tak, co tam! Vito wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Czy się pomylił, czy nie, i tak musi zdobyć tę książkę. Napisano ją po to, by Vito Orsini mógł z niej zrobić film, czyż nie? Billy Orsini, która mocno ściskała go za rękę, nie czuła najmniejszego niepokoju. Jeszcze rano zadzwoniła do niej Dolly Moon, która nie umiała zatrzymać dobrej nowiny dla siebie. Billy nie chciała jednak powtarzać tego mężowi obawiając się, że świadomość, iż tajemnica koperty została ujawniona przed oficjalnym przyznaniem nagród, zepsułaby mu całą radość z Oscara. Z podobnych przyczyn odkładała wiadomość o dziecku do jutra, kiedy zatrze się już nieco wieczorna chwała. Taka wiadomość dla jej męża, w wieku czterdziestu dwóch lat jeszcze bezdzietnego, przesłoniłaby wszystko, nawet najwyższy zaszczyt w branży filmowej. Kiedy Billy poczuła w swojej dłoni napiętą jak nigdy dłoń Vita, skarciła się w myślach za brak szczerości wobec siebie samej. Prawda była taka, że Wilhelmina Hunnenwell Winthrop Ikehorn Orsini nie miała najmniejszego zamiaru dzielić się względami męża z pozłacaną statuetką, którą w swej niezgłębionej mądrości zechciała mu przyznać Akademia. Strona 4 1 Billy z niechęcią obudziła się ze snu tak przeszywająco szczęśliwego, że próbowała zatrzymać go jak najdłużej. We śnie owym bez wysiłku wbiegała po kręconych schodach na szczyt wieży, z której miała ujrzeć promienną jak wiosna, zalesioną przestrzeń sięgającą aż do pełnego obietnic turkusowego morza. Z westchnieniem otworzyła oczy i czekała, aż opadną emocje wywołane snem, lecz radość jej nie opuszczała. Błogo zdezorientowana, nieświadoma nawet daty ani miejsca, zamglonym wzrokiem patrzyła na wysoki sufit, aż wróciła jej cała pamięć. Leżała we własnym łóżku, w swym własnym domu w Kalifornii. Był kwiecień roku 1978. Zeszłego wieczora Vito zdobył Oscara w kategorii Najlepszego Filmu Roku, a Dolly Moon, jej serdeczna przyjaciółka, została najlepszą aktorką drugoplanową. W cztery godziny później Dolly błyskawicznie i spokojnie urodziła wspaniałą dziewczynkę. Billy i Vito oraz Lester Weinstock, agent prasowy Dolly, zrezygnowali z przyjęcia po rozdaniu Oscarów i razem czekali w szpitalu. Następnie wszyscy wrócili tutaj, aby uczcić wydarzenie jajecznicą, angielskimi bułeczkami i szampanem. Billy pamiętała, że robiła jajecznicę i wyraźnie widziała Vita otwierającego szampana, ale potem wszystko zlało się w jedną kakofonię toastów i śmiechu. Może obaj byli z nią w łóżku? Rzut oka upewnił ją, że jest sama, a po stronie Vita kołdra była odrzucona. Ziewając, przeciągając się i pomrukując z przyjemności Billy ostrożnie usiadła. Zegarek przy łóżku wskazywał, że minęło już południe, ale wcale nie czuła wyrzutów sumienia. Jeśli kobieta nie może sobie pospać do późna po ogromnym napięciu nerwowym poprzedniego dnia, to kiedy w ogóle ma to robić? Szczególnie w jej stanie, w niewiarygodnym Strona 5 stanie, w niebywale interesującym, świeżo odkrytym stanie, nadal stanowiącym tajemnicę. Teraz jednak nadszedł czas, by ją ujawnić. Usłyszała głos Vita, który rozmawiał przez telefon w salonie przylegającym do ich sypialni. To dobrze, zanim zda sobie sprawę, że Billy już nie śpi, ona zdąży spryskać sobie wodą twarz i umyć zęby. Szczotkując włosy i jak zawsze ignorując swą niezwykłą urodę, nawet ona sama nie mogła nie zauważyć żywej świeżości cery, naturalnego blasku oczu, błyszczącej obfitości ciemnobrązowych włosów. Mając trzydzieści pięć lat wyglądała o dziesięć lat młodziej. Pomyślała, że to pewnie hormony wyprawiają swoje osławione sztuczki. Kiedy wyszła z łazienki, Vito nadal rozmawiał, więc postanowiła wziąć szybki prysznic. Kiedy powie mężowi o dziecku, będzie tak podekscytowany, tak poruszony, tak ślepy na wszystko inne, że będą spędzać całe godziny na rozmowach i planowaniu, więc równie dobrze może wykorzystać tę okazję. W kilka minut później Billy jeszcze wilgotna po błyskawicznym prysznicu, na bosaka i nieomal tańcząc z niecierpliwości narzuciła na siebie peniuar z prawie przezroczystego krep- deszynu i z rozmachem otworzyła drzwi do salonu. Odruchowo natychmiast cofnęła się do sypialni. Co, u diabła, robi tu sekretarka Vita, Sandy Stringfellow, rozparta w ulubionym fotelu Billy, w jej własnym, osobistym saloniku, do którego nie miał wstępu nikt inny, cicho coś mrucząca do prywatnego telefonu Billy, który przeniosła z jej biurka? Vito i Sandy tak byli zajęci swoimi rozmowami, że nawet jej nie zauważyli. Billy zrzuciła swój śmiały peniuar i włożyła pantofle oraz gruby szlafrok frotte. - Dzień dobry - powiedziała z promiennym uśmiechem. Sandy Strona 6 skrzywiła się i rozmawiała dalej. Vito szybko podniósł wzrok, pomachał do niej ręką, uśmiechnął się, posłał w roztargnieniu całusa i dalej uważnie słuchał swego rozmówcy. - Tak, panie Arvey, pan Orsini podejdzie do telefonu, gdy tylko skończy rozmowę z drugiego aparatu - usłyszała Billy słowa Sandy. - Tak, wiem, jak długo pan czeka. Może woli pan, żeby pan Orsini zadzwonił do pana później? Nie, problem w tym, że nie mogę powiedzieć, kiedy. Nie mamy tu centralki, a telefon dzwoni cały ranek. Pan Orsini nie ma nawet czasu, żeby się ubrać i pójść do biura. To już chyba niedługo, panie Arvey, ale nie mogę przełączyć pana na oczekiwanie. Tak, wiem, że to śmieszne, ale rozmawiam z prywatnego telefonu pani Orsini. Billy napisała na kartce z notesu znak zapytania i podsunęła go Vito. Potrząsnął głową i pokazał na Sandy. - Z kim on rozmawia? - zapytała Billy. - Z Lwem Wassermanem o filmie Biały Amerykanin - odparła Sandy zakrywając dłonią słuchawkę. Obie kobiety spojrzały na siebie szeroko otwartymi oczyma wyrażającymi wzajemne gratulacje. Kombinacja najbardziej wpływowego i najpotężniejszego człowieka w Hollywood oraz wymarzonego nowego zamierzenia Vita, w którym miał nadzieję obsadzić Roberta Redforda i Jacka Nicholsona, całkowicie wyjaśniała jego skupienie. - Gdzie jest Josie? - spytała Billy. Przecież wszystkiego powinna tu doglądać Josie Speilberg, jej osobista sekretarka. - Zadzwoniła, że jest chora. Ma straszną grypę, jelitową - odpowiedziała Sandy. - Wspaniale - odezwał się Vito - wspaniale, Lew. Tak… tak… nno… Strona 7 Rozumiem cię… Dobrze. Jeszcze raz dzięki za radę, Lew. Śniadanie jutro? Już cię zapisałem. Siódma trzydzieści? Nie ma sprawy. Do zobaczenia, Lew. - Odłożył słuchawkę. Szybko, mocno uścisnął Billy i szybko, mocno ją pocałował. Poczucie tryumfu i zwycięstwa powodowało, że poruszał się dwa razy szybciej niż zwykle. - Dobrze spałaś, kochanie? Nie mam czasu pogadać, muszę odebrać drugi telefon i porozmawiać z Curtem Arveyem. Ten tępy frajer nie powinien się ze mną zakładać, że Zwierciadła przegrają. Teraz wybuli półtora miliona za prawa do Białego, a ja chcę się upewnić, czy zawarł umowę z tym agentem literackim z Nowego Jorku. Jeśli kiedykolwiek istniał jakiś gorący towar… - Wziął już do ręki słuchawkę prywatnego telefonu Billy i pogrążył się w rozmowie z Arveyem, podczas gdy Sandy rzuciła się odebrać następny telefon, który zaczął dzwonić, w chwili gdy Vito odłożył słuchawkę. Billy spojrzała na nich oboje i zdała sobie sprawę, że już o niej zapomnieli. No cóż, jej wiadomość może poczekać, a jej samej przydałoby się śniadanie. Zbiegła tanecznym krokiem po schodach i przebiegła przez podwójny salon swego ogromnego, nadzwyczaj wygodnego domu. Jak na kalifornijskie warunki, był już stary, bo wybudowano go w latach trzydziestych, i mimo jego rozmiarów udało się w nim zachować przytulność. Był to dom pełen osobistych, niemodnych przedmiotów. Każdy pokój przyciągał asymetrycznie umieszczonymi malowniczymi grupami mebli o interesujących choć lekko zblakłych obiciach z kwiecistego angielskiego lnu i pasiastej francuskiej bawełny. Na nierównych, wypastowanych deskach podłóg leżały piękne, stare dywany igłowe, a w każdym pokoju był przynajmniej jeden czynny kominek ze świeżo ułożonym drewnem. W niszach, kątach i w pobliżu przeszklonych Strona 8 drzwi stały grupki kwitnących kwiatów doniczkowych, paproci i małych drzewek, regały uginały się pod ciężarem książek, a na ścianach wisiało mnóstwo obrazów. Na blatach stołów i stolików stały wspaniałe figurki z brązu, wysłużone srebrne lichtarze, inkrustowane pudełka na herbatę i puste klatki dla ptaków, obok krzeseł ustawiono koszyki wypełnione po brzegi czasopismami, a wszędzie znajdowały się cenne antyki, kupione z powodu ich uroku i obfitości ornamentów. Nie było złoceń, żadnych wspaniałości czy demonstracyjnego bogactwa, wśród setek niepotrzebnych przedmiotów nie było ani jednej, wysadzanej klejnotami tabakierki, a jednak było oczywiste, że Billy ani razu nie odmówiła sobie niczego, co jej się spodobało. Pokoje były tak duże, iż mimo fascynującego nagromadzenia różnych przedmiotów czuło się przestrzeń. Nie był to dom kobiety, która musiała sprawiać przyjemność lub imponować komuś oprócz siebie samej, a jednak utrzymanie tego ogromnego domu w nieskazitelnej doskonałości wystudiowanego nieładu, który Billy tak lubiła, kosztowało majątek. Przeszła przez bibliotekę, pokój do muzyki, jadalnię i spiżarnię, gdzie radośnie uśmiechnęła się do swych trzech pokojówek zajętych pracą. Dwie z nich trzymały naręcza właśnie dostarczonych kwiatów, a trzecia ściskała plik telegramów. W kuchni kuchmistrz Billy Jean-Luc ukrył zaskoczenie na widok swej pracodawczyni. Dwa razy w tygodniu uzgadniał z panną Speilberg jadłospis. Pani Orsini rzadko odwiedzała kuchnię, a już nigdy w płaszczu kąpielowym. Billy poprosiła go, żeby przygotował dla Vita i Sandy talerz podwójnych kanapek, a dla niej zrobił danie, jakie rezerwowała sobie na specjalne okazje: trzy grzanki z białego pieczywa grubo posmarowane Strona 9 dżemem truskawkowym, ze starannie ułożonymi plasterkami bardzo kruchego bekonu. Ta kombinacja smakowała jak słodko-kwaśne danie chińskiej kuchni dla dzieci i zawierała głównie puste kalorie. Czekając w pokoju śniadaniowym, aż bekon będzie niemal przypalony, Billy z lubością wyliczała sobie: cukier, sól, biała mąka i tłuszcz zwierzęcy. To będzie jej ostatnie szaleństwo przed rozpoczęciem diety ciążowej, brawurowy gest pożegnalny, który mogła docenić jedynie kobieta tak zdyscyplinowana jak ona, kobieta, która znała wartość każdej kalorii, jaką pochłonęła od chwili ukończenia osiemnastu lat, kiedy to pozbyła się nagromadzonego przez całe życie tłuszczu i postanowiła na zawsze zostać szczupła. Sącząc sok pomarańczowy Billy pomyślała bez żalu, że na kolację zje tylko melona, pieczone pomidory i ugotowaną na parze rybę, po czym wróciła myślą do sceny, jaką zastała w swoim salonie. Telefoniczny maraton nie może trwać wiecznie. Prawdopodobnie zaczął się przed kilkoma godzinami, bo Vito, który zawsze wstawał bardzo wcześnie, nie miał czasu ogolić się i ubrać. Niedługo telefony się skończą, większość ludzi wyjdzie na lunch, a Sandy i Vito pojadą do jego biura, gdzie będą wszystko załatwiać znacznie sprawniej. Oczywiście będą jeszcze telefony do domu, kwiaty i telegramy, ale to pooscarowe szaleństwo nie potrwa dłużej niż kilka godzin. Przecież świat ma na głowie milion naprawdę ważnych spraw, bez względu na to, ile znaczy to wielkie zwycięstwo dla Vita i dla niej. Biegnąc z powrotem na górę do prywatnej części domu Billy zdała sobie sprawę, że zjadła swe grzeszne śniadanie nie czując jego smaku. Miała nadzieję, że usłyszy, jak Vito krząta się po garderobie, i spodziewała Strona 10 się, że jej salon będzie już pusty. Ale i Vito, i Sandy byli dokładnie tam, gdzie ich zostawiła. Co jest, do diabła? napisała Billy i podetknęła kartkę pod nos Sandy. Sekretarka zrobiła żałosną minę i odpisała: Rozmawia z Redfordem, a tutaj czeka Nicholson. - A niech to! - rzuciła Billy w powietrze, czując jednocześnie zdumienie i irytację. Boże, przecież ci aktorzy mają zupełnie dobrych agentów. Dlaczego Vito rozmawia z nimi bezpośrednio? A może to oni zadzwonili do niego? Biały Amerykanin od siedmiu miesięcy jest na szczycie listy bestsellerów, to książka dziesięciolecia, każdy chce mieć z nią do czynienia, ale o takim wykroczeniu wobec hollywoodzkiego protokołu jeszcze nie słyszała. Usiadła, żeby się przysłuchać rozmowom, ale Sandy podsunęła jej jeszcze jedną kartkę. Jedzie tu Maggie z kamerzystami… specjalny program przeglądowy w dzień po rozdaniu Oscarów dla wieczornych wiadomości. Może byś się ubrała? Billy ze zdumienia otworzyła usta. To już jest cholerne naruszenie prywatnego spokoju. Kiedy chodziło o zmontowanie i udźwiękowienie Zwierciadeł bez ingerencji wytwórni, bez zastanowienia oddała na pół roku swój dom Vito i jego zespołowi. Pracowała jako sekretarka planu po osiemnaście godzin na dobę, słowa nie powiedziała na temat zniszczenia lśniących podłóg czy rozbicia jej najcenniejszych bibelotów podczas tego całego szalonego i gorączkowego przedsięwzięcia. Ale Maggie MacGregor i jej stuknięci kamerzyści to już co innego. Guzik ją obchodziło, że program telewizyjny Maggie o Hollywood jest co tydzień jednym z pięciu najbardziej oglądanych programów w Ameryce. Nie Strona 11 obchodzi jej także to, że Maggie powiedziała Vitowi o Oscarze. Maggie była przyjaciółką Vita, a nie jej. Każde spotkanie z Maggie pogłębiało ich wzajemną nieufność. Nie mogły sobie pozwolić na otwartą wrogość - miasto i branża były na to za małe - ale nigdy nie będą sobie ufały. Na litość boską, jej dom to nie hala do zdjęć dźwiękowych, nie chce w nim obcych, nigdy nie pozwoliła żadnemu czasopismu na robienie zdjęć i Maggie doskonale o tym wie. Przez ostatnie trzy lata, od czasu kiedy kupiła posiadłość Holmby Hills leżącą przy Charing Cross Road, po cenionej południowej stronie Bulwaru Zachodzącego Słońca tuż za Beverly Hills, własność Billy była dyskretnie patrolowana przez dwadzieścia cztery godziny na dobę przez uzbrojonych mężczyzn z dobermanami. Gęsty żywopłot otaczający jedenastoakrowy teren ukrywał w środku ogrodzenie z drutu kolczastego, a na początku podjazdu znajdowała się wysoka żelazna brama oraz stróżówka z dwoma umundurowanymi mężczyznami, którzy gestem nakazywali jechać dalej wszystkim, którzy zatrzymywali tu swój samochód, żeby się pogapić. Wszystkie te zabezpieczenia wiązały się z tym, że Billy była jedną z najbogatszych kobiet na świecie; były one dla niej tak samo konieczne jak dla każdego szefa w świecie zorganizowanej przestępczości, a teraz oto Maggie MacGregor wpycha się tu z kamerzystami, nie pytając jej nawet o zgodę. Dlaczego Maggie nie może przeprowadzić wywiadu z Vitem w jego biurze? Nadal nie chcąc przeszkadzać Vitowi, Billy nabazgrała to pytanie i podetknęła je pod nos Sandy, która na sekundę przestała flirtować z Jackiem Nicholsonem i mruknęła: - Zainteresowanie ludźmi - nagrywa u każdego w domu. Strona 12 Billy wycofała się do swego sanktuarium - stumetrowej garderoby z siedziskiem w głębokim wykuszu okna. Tu wczoraj siedziała skulona, kiedy zdała sobie sprawę, że jest w ciąży, kiedy kilka godzin zaglądania we własną duszę odkryło jej uparcie nie dowierzającemu umysłowi, że właściwie, sama o tym nie wiedząc, zawsze chciała mieć dziecko. Była druga po południu, od tamtego czasu upłynęło ponad dwadzieścia cztery godziny, a ona jeszcze nie powiedziała mężowi. Nikt nie wiedział. Drżała od rozsadzającej ją wspaniałej wiadomości, a Vita nie można było oderwać od telefonu, żeby powiedzieć jemu pierwszemu, przed wszystkimi innymi, co było słuszne i właściwe. Dopóki on się o tym nie dowie, będzie musiała milczeć. Billy zdała sobie sprawę, że trochę trudno jej będzie zatrzymać tę nieziemską szczęśliwość, którą przeniosła nietkniętą z marzeń do życia, ale po chwili się rozjaśniła. Następnych kilka godzin spędzi w „Scruples”. Jeśli nie będzie widziała inwazji telewizji na jej dom, to tak jakby jej w ogóle nie było. Szybko się ubrała. Udało się jej wyjść tak niepostrzeżenie, że ani Vito, ani Sandy nie podnieśli głów znad telefonów. W czasie ośmiominutowej jazdy samochodem do swego okazałego sklepu przy Rodeo Drive w Beverly Hills Billy zdała sobie sprawę, że wczesnowiosenna, podniecająca pogoda doskonale pasuje do jej nastroju. Na pogodzie oscarowej zawsze można było polegać. Podczas tych dwóch szczególnych dni w Kalifornii aura była zawsze wspaniała, jakby na zamówienie widowni telewizyjnej z całego świata. Nikt nigdy nie widział tych ponurych, nie kończących się mglistych czerwcowych poranków, kiedy słońcu udaje się przedrzeć przez chmury dopiero po południu, nikt nie widział ciemnych, chłodnych i przerażających styczniowych ulew czy, Strona 13 co jeszcze gorsze, niebezpiecznego, płaskiego, białego blasku słońca w późnoletniej porze pożarów lasów… nie, kiedy świat patrzył, Hollywood zawsze się głupio stroiło i pokazywało swą najlepszą twarz. To takie typowe, pomyślała Billy, takie typowe. Zachowała w sobie jeszcze tyle bostońskiego ducha, żeby umieć lekko szydzić z miasta, któremu zawsze udawało się oszukać publiczność. Przejechała wzdłuż Rodeo Drive i skręciła na podziemny parking „Scruples”, czując znane, pełne dumy poczuci własności. Dom Mody „Scruples” był ekstrawagancką fantazją, którą powołała do życia przed czterema laty, najzasobniejszym i odnoszącym największe sukcesy sklepem specjalistycznym, jaki kiedykolwiek istniał. Zeszłego wieczoru podczas uroczystości rozdania Oscarów Billy postanowiła otworzyć filie „Scruples” na całym świecie, w wielkich stolicach, gdzie mieszkały zamożne kobiety, których życie obracało się wokół zakupów i rozrywek, tworzące maleńką, lecz nieskończenie zachłanną kastę, jakby urodzone po to, by stać się klientelą „Scruples”. Billy pamiętała, że postanowiła nie rzucać się na oślep w budowę nowych filii, nie zrobić ani jednego ważnego kroku bez zasięgnięcia rady Spidera Elliotta i Valentine O’Neill. Planowała zrobić z nich swoich wspólników w nowej firmie „Scruples”, którą stworzy jej prawnik Josh Hillman. Spider, były fotograf mody, zarządzający teraz sklepem, był autorem kluczowego pomysłu, który przyczynił się do powstania specyficznej, niefrasobliwej atmosfery będącej atutem sklepu, a Bóg jeden wiedział, że nie potrafiłaby funkcjonować bez wychowanej w Paryżu Valentine, głównego zaopatrzeniowca i projektantki wspaniałych strojów szytych na zamówienie, nadających „Scruples” niepowtarzalny styl. Gdy Strona 14 winda dojeżdżała do trzeciego piętra, gdzie znajdowały się gabinety kierownictwa, Billy pomyślała, że nie może się już doczekać, kiedy im opowie o swoich planach. O dziwo jednak, nie można było znaleźć ani Spidera, ani Valentine. Jego sekretarka przypuszczała, że poszli po zakupy. Co za dziwaczny pomysł, pomyślała Billy, a gdzież to mogli robić zakupy, skoro „Scruples” jest Mekką kupujących? Po raz kolejny zniechęcona, lecz uparcie zachowując dobry humor - prawdopodobnie poszli kupić prezent dla Vita z okazji zwycięstwa, coś, czego nie da się znaleźć w sklepie dla kobiet - Billy postanowiła obejść swoje królestwo, co często robiła, udając że przyjechała spoza Hollywood i widzi sklep po raz pierwszy. Ledwo jednak zaczęła dyskretnie kręcić się po parterze „Scruples”, wyobrażając sobie, że jest turystką z Pittsburgha, opadło ją z pół tuzina kobiet, z których kilka znała. Wszystkie chciały niejako zastępczo uczestniczyć w tryumfie Vita, składając jej gratulacje, żeby móc potem pójść do domu i powiedzieć jak największej liczbie znajomych: „Powiedziałam dzisiaj Billy Orsini, jak bardzo się cieszę z sukcesu jej i Vita”. Rozdając na prawo i lewo uprzejme uśmiechy, Billy instynktownie uciekła do swego gabinetu i zamknęła za sobą drzwi na klucz. Usiadła za biurkiem i zastanowiła się nad sytuacją. Jeszcze przez kilka godzin nie mogła wrócić do domu. Nie miała też ochoty udawać Joan Didion i jechać donikąd autostradą swoim bentleyem, a zatem musiała zostać tu w odosobnieniu, bo nie potrafiła stawić czoła atakom kobiet na dole. Czy inne kobiety w podobnym zwycięskim dniu nie zostałyby tam, by rozkoszować się przychylnym skądinąd trajkotem, od Strona 15 którego właśnie uciekła? Do jasnej cholery, czy kiedykolwiek przestanę być nieśmiała? - zadała sobie pytanie Billy, przyznając się w końcu, że nie potrafi cieszyć się komplementami i gratulacjami, nie czując jednocześnie bolesnego zażenowania. Kiedy dorastała, miała powody, żeby być nieśmiałą: pulchna, źle ubrana, osierocona przez matkę uboga krewna wszystkich tych arystokratycznych i finansowo niezależnych Winthropów z Bostonu, skazana na towarzystwo dwudziestki doskonale przystosowanych kuzynów i kuzynek, którzy w najlepszym wypadku ją ignorowali, a w najgorszym, co zdarzało się bardzo często, wyśmiewali się z niej. Nic więc dziwnego, że kiedy wysłano ją do Emery Academy, ekskluzywnej szkoły z internatem dla panienek z towarzystwa, była nieśmiała. W szkole spędziła sześć nieprawdopodobnie trudnych, rozpaczliwie samotnych lat jako programowy wyrzutek, cel żarcików i klasowe dziwadło, dziewczynka o wzroście 178 centymetrów i wadze 98 kilogramów. Potem jednak wyjechała na rok do Paryża, skąd wróciła szczupła i wreszcie dorosła do swej mrocznej, władczej urody. Z kolei udała się do Nowego Jorku, gdzie pracowała jako sekretarka Ellisa Ikehorna, tajemniczego multimilionera, którego firma Ikehorn Enterprises prowadziła interesy na całym świecie. Zawarła też pierwszą w życiu przyjaźń, z Jessiką Thorpe, z którą dzieliła mieszkanie. Jessica mieszkała teraz w Nowym Jorku, ale dwa razy w tygodniu rozmawiały ze sobą przez telefon. Drugą prawdziwą przyjaciółką była Dolly Moon. Dwie bliskie przyjaciółki, pomyślała Billy, to nie tak dużo jak na trzydzieści pięć lat. W wieku dwudziestu jeden lat wyszła za Ellisa Ikehorna i od tego dnia aż do jego wylewu w siedem lat później wiodła Strona 16 życie składające się z międzynarodowych podróży, podczas których dzięki swemu doskonałemu wyczuciu stylu i książęcym klejnotom była stale umieszczana na liście najlepiej ubranych kobiet świata. Kiedy nie podróżowali w interesach, mieszkali w uroczej willi w Cap-Ferrat, odwiedzali ranczo w Brazylii, całymi tygodniami gościli w swym apartamencie w londyńskim hotelu Claridge, a potem lecieli do nadmorskiego domu na Barbadosie czy do posiadłości w winnicy w dolinie Napa. Ich główna kwatera mieściła się w nowojorskim mieszkaniu w wieżowcu Sherry Netherland, ich fotografie stale pojawiały się w dziesiątkach czasopism, zaliczali się do wąskiego grona mającego wstęp do ogólnoświatowego towarzyskiego panteonu i wydawałoby się, że mają dziesiątki przyjaciół. Nikt jednak poza Ellisem i Billy nie przedarł się do najważniejszej prawdy skrywanej za parawanem przywilejów. Jedyną rzeczą, która miała dla nich jakiekolwiek znaczenie, była bliskość ich stosunków. Podczas licznych przyjęć nie zawarli ani jednej znaczącej przyjaźni, bo poza nimi samymi nikt tak naprawdę nie zwrócił na siebie ich uwagi. Zaczarowany krąg, jakim otoczyli swe życie, doskonale ich osłaniał i równie skutecznie nie pozwalał nikomu przeniknąć do jego wnętrza. Kiedy w roku 1970 Ellis dostał wylewu krwi do mózgu, który go sparaliżował, Billy skończyła właśnie dwadzieścia osiem lat. Przez następne pięć lat, aż do jego śmierci, mieszkała niemal jak pustelnica w ich fortecy w Bel Air, gdzie całe życie obracało się wokół męża. Jej kontakty z innymi kobietami ograniczały się do uczestniczek grupy gimnastyki, kobiet, których źle skrywana ciekawość odstraszyła ją od jakiejkolwiek możliwości głębszej przyjaźni. Billy uważała jednak, że była Strona 17 to ciekawość naturalna, bo czyż nadal nie była dziwadłem? Nieskazitelnie ubranym, szczupłym i pięknym dziwadłem, którego istotę tworzyło bogactwo? Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: jest urodzonym wyrzutkiem, po prostu nie pasuje do żadnej z grup tworzących się wśród kobiet tego miasta żyjącego z jednego przemysłu. Była zbyt zajęta swym umierającym mężem, by stroić się i chodzić z nimi na plotkarskie lunchy, do których częstym pretekstem było planowanie balu charytatywnego. Nie należała do grupy, którą utworzyły żony mężczyzn zajmujących kierownicze stanowiska w wytwórniach filmowych. Pozycja każdej z tych kobiet była całkowicie uzależniona od władzy, jaką miał jej mąż w przemyśle filmowym, co stanowiło drapieżną, hollywoodzką odmianę waszyngtońskiej hierarchii żon polityków. Pod żadnym pozorem nie mogła zostać jedną z „żon-partyzantek”. Były to trzydziestokilkuletnie kobiety o twardym ciele, rozpaczliwie kalkulujące piękności, które poślubiały dwa razy starszych od siebie, bogatych rozwodników, podpisawszy kontrakty przedmałżeńskie, które wykluczały podział wspólnej własności. Głównym celem ich życia było zajście w ciążę, żeby zdobyć zakładników, kiedy ich mężowie zaczną przemyśliwać o porzuceniu ich dla młodszych panienek. Billy nie mogłaby też zaprzyjaźnić się z którąś z pisarek, producentek czy gwiazd przemysłu filmowego, które szanowały jedynie równe sobie pracujące kobiety i nie miały czasu dla innych. Potencjalne przyjaciółki mogłabym odkryć w Hancock Park czy Pasadenie, pomyślała Billy. Mieszkały tam spokojnie eleganckie dziedziczki starych fortun, rzadko zniżające się do przejścia na „zachodnią Strona 18 stronę”, gdzie osiedliły się wszystkie filmowe pieniądze, ale nawet nie znając ich była pewna, że byłyby one kalifornijskimi odpowiednikami tych konserwatywnych kuzynek Winthropów, które przysporzyły jej w dzieciństwie tyle cierpień. Kiedy Ellis umarł i Billy mogła porzucić samotność, zamiast odegrać rolę nowej wdowy i „dodatkowej” kobiety, poświęciła się stworzeniu „Scruples”. Po dwóch latach wyszła za Vita i natychmiast pochłonęła ją realizacja Zwierciadeł. Kiedy na planie spotkała Dolly Moon, nie była względem niej nieśmiała, bo Dolly nie miała pojęcia, kim jest Billy, a kiedy się dowiedziała, nie sprawiło jej to żadnej różnicy. Dolly i Jessica. Dwie prawdziwe, niezawodne przyjaciółki. Może to nie jest tak mało. Może taka jest przeciętna, może większość kobiet oszukuje się co do wierności swoich oddanych przyjaciółek? Billy położyła stopy na biurku i objęła dłońmi kolana. Czuła się jak wyrzutek po prostu dlatego, że dzień, który miał się zacząć od przekazania mężowi nowiny o dziecku, tak nagle i gwałtownie zboczył ze swego kursu. Głupio zrobiła przypominając sobie upiory tak wielu straconych i samotnych lat, pozwalając im wkroczyć w cud jej nowego życia. To, że nie czuje się swobodnie wśród kobiet, nie oznacza, że nie potrafi przeżywać przyjaźni. Opuszczając nogi na podłogę Billy powiedziała sobie, że ciotka Kornelia kazałaby jej podciągnąć skarpetki. Pochyliła się nad biurkiem i spojrzała na stertę papierów, które nie pozwolą jej wrócić do domu, dopóki wszystko się tam nie wyklaruje. Cieszyła się, że praca trochę przytłumi w niej bolesne, gorączkowe, rosnące pragnienie bycia z Vitem, pragnienie, by skupić na sobie jego uwagę, znaleźć się w jego ramionach, powiedzieć mu nowinę i obserwować wyraz szczęścia na jego twarzy, pragnienie Strona 19 oderwania go od tego pieprzonego telefonu! *** Kiedy o wpół do szóstej podjeżdżała do stróżówki, jeden ze strażników zapewnił Billy, że ludzie z telewizji właśnie wyszli. Dodał jednak, że przybyli inni goście, których pan Orsini kazał wpuścić. Któż to, u diabła, może być, zastanawiała się Billy odczuwając rozczarowanie i irytację. Nastał wieczór, nie było jej kilka godzin, dzień pracy skończył się nawet dla zdobywców Oscara! Goście! Wyrzuci ich wszystkich, nieważne, kto to jest, w szybkim tempie! Nie obchodzi ją, czy to Wasserman, Nicholson i Redford z duchami Louisa B. Mayera, Irvinga Thalberga i Jean Hersholt, nawet gdyby byli w towarzystwie Harryego Cohna i braci Warnerów. Wyprosi ich z domu! Z niedowierzaniem i wściekłością popatrzyła na dwadzieścia samochodów zaparkowanych przed domem, zamaszyście otworzyła drzwi i osłupiała na widok przynajmniej czterdziestu ludzi rozprawiających i śmiejących się na całe gardło, którzy wypełniali podwójny salon. Nie wierzyła własnym oczom. Przyjęcie w apogeum, sprawiające wrażenie, że zamieni się w pandemonium, a w jego centrum znajdował się Vito. W tłumie dojrzała Fifiego Hilla, reżysera Zwierciadeł, gwiazdy, montażystów, kompozytora i dziesiątki innych, którzy od początku byli związani z realizacją filmu. A za nią, przepychając się przez drzwi, wchodzili następni, członkowie ekipy i obsady; wszyscy szybko ją całowali i ściskali, a potem śpieszyli do Vita. Billy przepchnęła się przez tłum do męża. - Jak… dlaczego… Vito, co u diabła…? - Kochanie! W samą porę! Zastanawiałem się, co się z tobą dzieje. Strona 20 Mamy przyjęcie na zakończenie filmu - pamiętasz, pierwsze przyjęcie zostało przerwane, więc postanowiłem zacząć je od nowa. Wszyscy są nadal nabuzowani. Nie martw się o jedzenie, Sandy zadzwoniła do Chasena i kazała przysłać wszystko, co mają. Czy to nie świetny pomysł? Posłuchaj, muszę znaleźć Fifiego, jeszcze nie zdążyłem mu pogratulować Oscara za reżyserię. - Zrób to koniecznie - powiedziała Billy do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stał Vito. Czy Aleksander Wielki był kiedykolwiek po którymś ze swoich zwycięstw tak pewny siebie, tak tryumfujący, tak płonący energią i podnieceniem? - zastanawiała się wiodąc wzrokiem za swym zuchwałym, opalonym Cezarem. Poślubiła Vita powodowana wielką, namiętną miłością, prawie wcale go nie znając. Dopiero po ślubie zdała sobie sprawę, ile pasji zachowywał dla swej pracy, jaką obsesją było dla niego kręcenie filmów. Teraz, po dziesięciu trudnych miesiącach kompromisów i dostosowywania się, Billy myślała, że już się z tym pogodziła. Tak, z pewnością się pogodziła, zapewniała siebie samą, przemykając wśród tłumu do schodów. Przyjmowała go dokładnie takim, jakim był, a dzisiejszy wieczór jest taki, jaki powinien być: głośna, rozbrykana uroczystość na cześć wyjątkowego osiągnięcia, za jakie Vito uważał nagrodę dla niskobudżetowego filmu. Przechodząc przez salon, Billy zauważyła sterty nie otwartych telegramów rzuconych między kosze kwiatów, które zajmowały każde wolne miejsce, z podłogą włącznie. Jutro wszystkie telegramy zostaną odesłane do biura Vita, jutro Josie otworzy wszystkie karneciki na kwiatach i zrobi listę osób, którym trzeba będzie podziękować. Teraz jednak Billy włoży coś odświętnego i włączy się do przyjęcia. Prędzej czy