Klubówna Anna - Cztery królowe Jagiełłowe
Szczegóły |
Tytuł |
Klubówna Anna - Cztery królowe Jagiełłowe |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Klubówna Anna - Cztery królowe Jagiełłowe PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Klubówna Anna - Cztery królowe Jagiełłowe PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Klubówna Anna - Cztery królowe Jagiełłowe - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anna Klubówna
Cztery królowe Jagiełłowe
Wstęp Gdy ktoś spojrzy na tytuł tej książki, a nie jest obeznany z historią,
może pomyśli, że chodzi tu o konkury, romanse, że królowie dobierali sobie żony
według potrzeby serca czy urody proponowanych kandydatek. Tymczasem nic bardziej
złudnego. Przez całe wieki małżeństwa królewskie miały inne cele. Uroczystości
te były wielce paradne, małżonkowie hojnie obdarowywali się, bywało mnóstwo
gości z odległych krajów, ale niezmiernie rzadko król żenił się z miłości.
Zwykle chodziło o sojusz przeciwko wspólnemu wrogowi, albo następstwo tronu,
wreszcie zakończenie sporu o ziemię pograniczną. Tak było i u nas. Królowa
Jadwiga została żoną wielkiego księcia litewskiego Władysława Jagiełły, gdyż oba
kraje miały nieustające zatargi z groźnym sąsiadem - krzyżakami. Po jej śmierci
Władysław Jagiełło właściwie nie miał prawa do tronu, chociaż mu nikt tego nie
kwestionował, wolał się jednak zabezpieczyć. Poślubił wnuczkę ostatniego z
wielkich Piastów, Kazimierza Wielkiego, hrabiankę celejską, Annę. Tylko trzecia
żona, Elżbieta z Pileckich Granowska, była jedyną miłością króla, co
przysporzyło mu mnóstwo kłopotów, gdyż nie pochodziła z rodu panującego. Każda z
nich spełniała rolę, jaką królowej przystało: przyjmowała posłów zagranicznych,
przysparzając królowi sprzymierzeńców, listownie lub ustnie kłóciła się z
wielkim mistrzem krzyżackim o zagrabione ziemie, urządzała przyjęcia na zamku,
uczestniczyła w sądach królewskich, utrzymywała na dworze kopistów, grajków,
śpiewaków, hafciarzy, dawała hojne jałmużny, słała bogate dary do świątyń.
Jadwiga przed śmiercią zapisała wszystko, co posiadała - szaty, klejnoty,
pieniądze - na cele uniwersytetu krakowskiego. I to przede wszystkim naród
polski zapamiętał królowej Jadwidze. Dlatego w tej książce starano się
przypomnieć mniej znane żony Władysława Jagiełły, zwłaszcza królową Annę, o
której kronikarz krzyżacki napisał, że wyrządziła wiele szkód, a uczyniłaby
więcej, gdyby młodo nie zmarła. Królewski małżonek Zaczniemy tę opowieść od
początku 1386 roku. "Synów było u wielkiego księcia Olgierda dwunastu - zapisał
kronikarz ruski - a u wielkiego księcia Kiejstuta było ich sześciu. A spośród
wszystkich synów wyróżniali: książę Olgierd Jagiełłę, a książę Kiejstut Witolda.
Postanowili więc, żeby po ich śmierci zajęli obaj stanowiska wielkoksiążęce..."
Tymczasem w styczniu owego 1386 roku wyruszył z Wilna wielki książę (Władysław)
Jagiełło w towarzystwie na razie jeszcze zależnego księcia Witolda tudzież kilku
innych książąt - braci rodzonych, przyrodnich lub stryjecznych - do odległego
Krakowa, żeby królować zgoła innemu, chociaż sąsiedniemu, lecz dotąd mało sobie
znanemu narodowi. Oprócz reprezentacyjnego orszaku wiódł także "wozy wyładowane
skarbami oraz rozlicznymi sprzętami i ozdobami". Pora do podróży była raczej
korzystna: mróz ściął bagna i rzeki, nie trzeba było objeżdżać rozlewisk czy
szukać brodu. 11 stycznia wielki książę spotkał się w Wołkowysku z panami
polskimi, którzy wyjechali na jego spotkanie. Tutaj też wręczyli mu dokument
gwarantujący tron polski oraz zaprosili na zjazd możnych do Lublina, gdzie 2
lutego potwierdzono gwarancję. Jako "opiekadlnik" królestwa polskiego jechał
teraz (Władysław) Jagiełło do Krakowa. Powoli, z postojami, aby się przyjrzeć
swemu nowemu królestwu i nowym poddanym, aby i oni mogli go ujrzeć. A ciekawi
byli bardzo, chodziły bowiem słuchy, że to niedźwiedź nieokrzesany, wielce
szpetny i "obyczajów grubych". "Książę jest wzrostu średniego - relacjonował
królowej Jadwidze jej zaufany, Zawisza Czerwony z Oleśnicy - szczupłej postawy.
Budowę ciała ma składną i przystojną, wejrzenie wesołe, twarz ściągłą,
bynajmniej nie szpetną, jak to niektórzy głoszą. Obyczaje jego są poważne i
godności książęcej odpowiednie." Sensacji więc dla poddanych nie było. A jeżeli
była, to w sensie przeciwnym, gdy się okazało, że "niedźwiedź litewski" goli się
co dzień, codziennie bierze kąpiel, wozi z sobą miedzianą miednicę do mycia i
używa chusteczek do nosa, czego wielu panów polskich nie robiło. Natomiast
istotną sensację stanowił fakt, że wielki książę litewski był poganinem, władcą
ostatniego państwa w Europie (jeśli pominiemy dość świeżych przybyszów z Azji -
Tatarów), gdzie oficjalnie czciło się dawnych bogów w świętych gajach, gdzie im
palono wieczne ognie, gdzie ciała zmarłych palono na stosie, a w domostwach
chowano węże. Panowie polscy powołali na tron Władysława Jagiełłę oczywiście nie
z tego powodu, żeby Litwę wprowadzić w krąg narodów chrześcijańskich, lecz ze
względów politycznych. Rdzenna Litwa to kraj niewielki, ziemia niezbyt
urodzajna, ogromne lasy, mnóstwo jezior. Osiadł tu lud pochodzenia
indoeuropejskiego z grupy Bałtów, w skład której oprócz Litwinów wchodzili
Łotysze, Kurowie, Prusowie i Jaćwingowie. Archeologowie nie odnotowali na
ziemiach zajmowanych przez Bałtów śladów przemieszczania się ludności, tak
zwanej wędrówki ludów. Przyroda odseparowała Litwę od reszty Europy poprzez
lasy, rzeki, jeziora i bagna, ale z biegiem czasu zapory te okazały się
niedostateczne. Zresztą sama Litwa musiała wyjść z izolacji wskutek niedostatku
żywności. Ziemia dawała skąpe plony, które uzupełniano łowami na dziką zwierzynę
i hodowlą. Hodowano przede wszystkim konie, a te niosły wojowników litewskich do
sąsiadów po żywność, po łupy wojenne i jeńców. Na początku XIII wieku pojawiło
się na widowni dziejów Europy silne, doskonale zorganizowane Wielkie Księstwo
Litewskie i zaczęło zdobywać rozbite, skłócone z sobą dzielnicowe księstwa
ruskie. Około połowy wieku XIII położenie ludów bałtyckich zmieniło się
radykalnie: Jaćwingowie, zamieszkali na Podlasiu, wyginęli w wojnach z sąsiadami
(krzyżakami, Polakami, Rusią), Prusowie zostali całkowicie opanowani przez
krzyżaków, Łotysze przez inny zakon niemiecki - kawalerów mieczowych, a Kurowie
- najmniej liczni z ludów bałtyckich - zasymilowali się z Litwinami. Jedyne
państwo Bałtów, jakie się ostało, to Litwa, jest jednak zewsząd otoczona
nieprzyjaciółmi, bo nawet z Polakami prowadzi wojny - o Podlasie, o Wołyń, o Ruś
Halicką. Co prawda Wielkie Księstwo sięga teraz granicami daleko poza teren
rdzennej Litwy, lecz ma to swoje dobre i złe strony. Dobre, bo jest gdzie
ulokować różnych bratanków, siostrzeńców, zięciów, szwagrów, a więc zmniejsza
się liczba pretendentów do tronu wielkoksiążęcego. Złe, bo książęta litewscy
osadzeni na ziemiach ruskich najczęściej żenią się z księżniczkami ruskimi,
przyjmują ich religię, język, obyczaj, a nieraz wprost odmawiają uznania nad
sobą zwierzchnictwa wielkiego księcia i z lenników stają się przeciwnikami.
Nawet wojownicy litewscy osadzeni w zdobytych twierdzach często wsiąkają w nowe
otoczenie. Miał już chyba wszystkie te kłopoty twórca potęgi Litwy, wielki
książę Mendog (Mindowe). Władał państwem obszernym, lecz rozbijanym wewnętrznie
przez niesfornych książąt lennych, tudzież przez różnice wśród poddanych -
religijne, językowe, obyczajowe. Dawni poddani, poganie, stanowili mniejszość,
nowi, Rusini, wyznawali chrześcijaństwo w obrządku prawosławnym. Ponadto z
sąsiedniej Łotwy, opanowanej przez niemiecki zakon kawalerów mieczowych,
zwłaszcza z Rygi, napływali kupcy niemieccy wyznania chrześcijańskiego w
obrządku rzymskim. Chrześcijanami w obrządku rzymskim byli także główni wrogowie
Litwy - dwa niemieckie zakony rycerskie, które się usadowiły na ziemiach Bałtów
- krzyżacy i kawalerowie mieczowi. Kawalerowie mieczowi, pobici przez Litwinów w
1236 roku, połączyli się z krzyżakami w jedno państwo. Lecz między terytoriami
obu zakonów leżała litewska Żmudź, narażona odtąd na bezustanne najazdy z dwóch
stron. W 1251 roku ówczesny wielki książę litewski Mendog przyjął chrzest, a dwa
lata później został ukoronowany przez arcybiskupa ryskiego na króla Litwy. Już
jednak w 1260 roku porzucił chrześcijaństwo, można więc przypuszczać, że nie
przyniosło ono władcy litewskiemu takich korzyści, jakich oczekiwał: zakony
rycerskie napadały dalej, książęta lenni nie ulegli czarowi korony, zabiegi o
miejsce na tronie jeszcze się wzmogły. Ciągle jednak obracamy się w sferze
niejasności i przypuszczeń, dopiero wraz ze wstąpieniem na tron wielkoksiążęcy
Giedymina wchodzimy na ścieżkę nieco już przetartą przez historyków, chociaż
jeszcze niecałkowicie. Był to władca dużej miary, rozszerzył znacznie granice
swego państwa. Nadal jednak nękały go te same problemy, co ongiś Mendoga,
zwłaszcza napór krzyżaków. Dlatego doszło do przymierza z Polską,
przypieczętowanego w 1325 roku małżeństwem królewicza polskiego Kazimierza z
córką wielkiego księcia Aldoną. I Giedymin myślał o chrystianizacji Litwy,
nawiązał kontakt z papieżem Janem XXII, popierał akcję misyjną przybyłych na
Litwę zakonów - franciszkanów i dominikanów. Działalność misyjna owych zakonów
nie przyniosła jednak widocznych rezultatów, przymierze z Polską też okazało się
nietrwałe. Oba bowiem kraje rywalizowały z sobą na Rusi. Używamy tu określenia:
Ruś, ruski, Rusini, gdyż we wschodniej Słowiańszczyźnie nie istniały jeszcze
trzy odrębne narody. Dopiero w drugiej połowie XV wieku wykrystalizowały się
różnice językowe i wyodrębniły narody: białoruski, rosyjski i ukraiński.
Niektórzy badacze historii Litwy pasjonują się sprawą, skąd właściwie wywodziła
się dynastia wielkich książąt, z której do najznaczniejszych przedstawicieli
zaliczał się Giedymin. Powstały na ten temat dość obszerne fantastyczne teorie.
Dlatego przyjmujemy założenie, że władcy litewscy, podobnie jak wszyscy inni
książęta, wywodzili się z ludu, z dawnych litewskich wodzów plemiennych. Według
"Genealogii" Włodzimierza Dworzaczka książęta litewscy od niepamiętnych czasów
szukali sobie żon wśród księżniczek ruskich. Ruską chyba księżniczką była żona
Giedymina Jewna. Z córek dwie wyszły także za książąt ruskich i przyjęły
prawosławie, trzy zaś obrządek łaciński (królowa polska Aldona Anna, Elżbieta
zamężna za księciem płockim i Eufemia - za halickim Bolesławem Jerzym II). A
jednak oficjalnie Litwa była nadal pogańska i Giedymin do końca pozostał w
wierze ojców. Czym się kierował wielki książę, gdy na swego następcę wyznaczył
czwartego z kolei syna, Jawnutę, trudno dociec. Zwykle następcą bywał
najstarszy, czasem najsprytniejszy, pozostali musieli się zadowolić księstwami
lennymi. Jawnuta, objąwszy tron w 1341 roku, już w 1345 roku musiał go ustąpić
braciom: starszemu Olgierdowi i młodszemu Kiejstutowi, sam objął wyznaczone
sobie księstwo zasławskie. Na Litwie wytworzyła się rzadko w dziejach spotykana
forma dwuwładzy: było jednocześnie dwóch wielkich książąt, każdy z własną
stolicą i odmiennymi uprawnieniami. Olgierd osiadł w Wilnie, zarządzał
księstwami ruskimi i zdobywał nowe tereny, Kiejstut zaś gospodarzył w
niedalekich Trokach i bronił granic przed krzyżakami. Krzyżacy corocznie
ściągali rycerstwo z Europy zachodniej do walki z poganami. Co najmniej dwa, a
czasem trzy razy w roku szły niszczące wyprawy "chrześcijan", którzy nie
szerzyli chrześcijaństwa, nie prowadzili nawet regularnej wojny, lecz napadali
niespodziewanie na wsie i osady, palili, grabili i zabierali ludzi w niewolę.
Kronikarz niemiecki, uczestnik jednej takiej wyprawy, na którą udał się wraz z
księciem Albrechtem Habsburgiem, opisuje jej przebieg: najeźdźcy wpadli do wsi,
gdzie odbywało się wesele, spalili domy, zabrali dobytek, ludzi starych i dzieci
wymordowali, a nowożeńców oraz całą młodzież powiązali i pędzili przed sobą jak
bydło w niewolę. Zgodne rządy dwu wielkich książąt trwały do śmierci Olgierda w
1377 roku. Obaj zresztą już wcześniej wyznaczyli następców: Olgierd najstarszego
syna z drugiego małżeństwa z księżniczką twerską Julianą (pierwsza - witebska
Maria - zmarła w 1346 roku) - Jagiełłę, Kiejstut zaś Witolda. Dlaczego wybrali
tych właśnie? Czy jako swych ulubieńców, czy też ze względu na zdolności?
Późniejsze wydarzenia pokazały, że wybór był trafny, nawet najtrafniejszy z
możliwych. Gdyby jednocześnie z Jagiełłą na tronie w Trokach zasiadł Witold,
może by zgodne współrządy trwały nadal. Lecz książę Kiejstut żył i nie miał
zamiaru oddawać władzy synowi, od początku zaczęło się więc niedobrze. Czy stary
książę lekceważył bratanka, czy Jagiełło sam chciał rządzić całym państwem?
Dość, że ten później tak niesłychanie przezorny monarcha postawił fałszywy krok:
zawarł tajny układ z krzyżakami. Oni mieli mu dopomóc usunąć stryja, a on im
odda Żmudź. Krzyżacy podpisali układ skwapliwie - Żmudź rozdzielała bowiem dwie
części krzyżackiego państwa: pruską od inflanckiej (dzisiejsza Łotwa i Estonia).
Ale - rzecz jasna - ich apetyty wcale się na tym nie kończyły, zależało im więc
na rozgrywkach pomiędzy książętami litewskimi. Toteż z treścią układu zapoznali
Kiejstuta. Nic dziwnego, że stary książę był wstrząśnięty - przez całe życie
bronił ziemi litewskiej przed krzyżakami! Z Trok do Wilna nie było daleko.
Kiejstut natychmiast najechał na nie spodziewającego się takiego obrotu sprawy
Jagiełłę, pozbawił go tronu wielkoksiążęcego i odesłał do odległego Witebska,
gdzie ongiś w młodości władzę sprawował Olgierd. Już po roku jednak sytuacja się
odmieniła: Jagiełło zdobył Wilno, stryja zaś uwięził w Krewie, tam też stary
książę wkrótce zmarł. Czy była to śmierć naturalna, nie wiadomo. Jagiełło nie
oddał Trok Witoldowi, lecz osadził tam swego młodszego brata Skirgiełłę, Witold
zbiegł do krzyżaków. Jagiełło był więc wielkim księciem bez współrządcy. Oprócz
Witolda, popieranego przez krzyżaków, miał jeszcze innych ewentualnych
kontrkandydatów do tronu: pięciu braci przyrodnich, sześciu rodzonych, trzech
Witoldowych (dwóch już nie żyło, Butawt był także u krzyżaków), stryja Lubarta,
co najmniej czterech synów stryja Narymunta, dwóch Jawnuty, jeżeli nie weźmiemy
już pod uwagę szwagrów. Bardzo szczegółowo sytuację tę omówił Marceli Kosman w
dwóch książkach: "Wielki książę Witold" i "Władysław Jagiełło". Już na początku
swego panowania w 1382 roku Jagiełło uświadomił sobie, że nie może iść sam
przeciwko wszystkiemu i wszystkim, a zwłaszcza przeciw zachłannym krzyżakom.
Należało zdobyć potężnego sprzymierzeńca, który by miał cele przynajmniej
częściowo zbieżne. Najprostsza droga do tego celu to małżeństwo. Jagiełło miał
lat około trzydziestu, dotąd nie był żonaty. Ale małżeństwo wiązało się z
przyjęciem chrześcijaństwa. Zastanawiające jest, dlaczego Litwa - jedyne państwo
w Europie - aż do XIV wieku broniła wiary swych przodków. Dlaczego wielcy
książęta, żeniąc się z chrześcijankami i pozostawiając im swobodę wyznania,
wydając córki za chrześcijańskich władców i godząc się na zmianę ich wyznania,
wreszcie tolerując taką zmianę nawet u swoich synów - wszystkie dzieci Olgierda
z pierwszego małżeństwa przyjęły prawosławie - sami trzymali się kurczowo
dawnych wierzeń? Przyczyn chyba należy wymienić kilka. Przede wszystkim każdy
władca, chociażby najbardziej absolutny, musiał się w jakimś stopniu liczyć z
poddanymi. O sile władców litewskich stanowili ich wojownicy, przywiązani do
wierzeń przodków, do zwyczajów, do tradycji. Chrześcijaństwo było dość popularne
wśród książąt nie jako wyznanie, lecz jako środek do celu: tron księstwa
zależnego dla młodszego syna, małżeństwo z panującym dla córki. Zwykły wojownik
w zmianie wyznania tego interesu dla siebie nie widział. Chrześcijaństwo
ówczesne przychodziło na Litwę najczęściej w postaci zbrojnych napadów, rabunku,
pożarów, niewoli, jakże mieli się do niego garnąć? Co prawda przybywali również
misjonarze, ale ich praca była mniej widoczna, a głoszonym przez nich zasadom:
miłości bliźniego, Boga miłującego ludzkość i poświęcającego się za nią,
wyrzeczeń rozkoszy życia, na każdym kroku przeczyli nie tylko krzyżacy. Przeczył
również niemal cały oficjalny kościół, tak łaciński, jak i prawosławny. Ofiarę
bóstwu na Litwie składał prawdopodobnie książę, w mniejszych zaś miejscowościach
bądź najstarszy z rodu, bądź człowiek najbardziej szanowany. Podobnie jak nasi
przodkowie kilka wieków wcześniej, Litwini również nie budowali świątyń swym
bóstwom, nie mieli też ich posągów. Były natomiast miejsca święte: gaje,
pobrzeża wód, miejsca wśród pól. Tam palono święty ogień i składano ofiary.
Zachował się opis - wprawdzie późny i niepewny - pogrzebu ciałopalnego, według
rytuału pogańskiego. Imienia księcia, którego w ten sposób grzebano, źródła nie
podają. Jak czytamy w pracy Marcelego Kosmana "Drogi zaniku pogaństwa u Bałtów",
syn wraz z możnymi miał zanieść zwłoki ojca "na stos przygotowany, przy nich
złożono broń, miecz, łuk, strzały, sokoły, dwie sfory psów, sługa najmilszy i
koń. To gdy płomień ogarnął, z wielkim płaczem i wrzaskiem rzucali poganie na
stos pazury rysie... Trwała ta ceremonia do Jagiełły". Jak wieść - równie
niepewna - niesie, wraz ze zwłokami Olgierda spalono osiemnaście
najpiękniejszych koni, mnóstwo kosztownej uprzęży, odzieży i klejnotów. Na tej
też podstawie Adam Mickiewicz w "Grażynie", opisując pogrzeb, wprowadza
krzyżackiego wodza, który jako jeniec miał spłonąć żywcem wraz z nieboszczykiem.
Może istotnie Litwini, wierząc w życie pozagrobowe, przeznaczali na stos
przedmioty, których zmarły używał za życia, palenie jednak żywych ludzi już w
owych czasach wydaje się anachronizmem. Jak już wspomniano, Jagiełło, chcąc
umocnić swoje państwo, musiał szukać odpowiedniej partii do małżeństwa. Księżna
matka doradzała córkę wielkiego księcia moskiewskiego Dymitra Dońskiego, rzecz
była jednak nie do przeprowadzenia. Przede wszystkim między obu panującymi -
moskiewskim i litewskim - istniał poważny spór. Księstwo moskiewskie rozpoczęło
bowiem łączenie ziem ruskich w jedno państwo, a przecież znaczne obszary
należały do Litwy. Po wtóre przyjęcie chrześcijaństwa w obrządku wschodnim nie
zabezpieczyłoby Litwy przed krzyżakami. Cały Zachód uważał prawosławie za
herezję niebezpieczną na równi z pogaństwem i wymagającą zwalczania mieczem. W
tymże 1382 roku - roku śmierci Kiejstuta - zmarł król węgierski i polski Ludwik,
a wyścig do tronu polskiego pomiędzy kandydatami na zięciów Ludwika jeszcze się
zaostrzył. Ponoć już w rok później, zanim najmłodsza z córek przybyła do
Krakowa, możnowładcy polscy porozumiewali się z Wilnem co do jej ewentualnego
małżeństwa. Potem nastąpił układ w Krewie, potwierdzony w Wilnie, i podróż
Jagiełły do Polski. Tu wraz z ręką młodziutkiej królowej czekała go korona.
Jakiż był ten Jagiełło - czy Jagel, bo i taka forma imienia występuje - a od 15
lutego 1386 roku Władysław? Zachowały się dwa opisy jego wyglądu zewnętrznego:
jeden sporządzony w chwili, gdy wielki książę przekroczył granicę w drodze do
Krakowa, drugi - późniejszy o pięćdziesiąt lat - Długoszowy. Na granicy państwa
w imieniu królowej witał Jagiełłę wojewoda krakowski, Spytko z Melsztyna, a
towarzyszył mu zaufany dworzanin Jadwigi, który miał jej donieść co rychlej, jak
też wygląda ten przyszły małżonek. Relację Zawiszy cytowaliśmy na początku.
Długosz w chwili śmierci króla miał lat dziewiętnaście, mógł go więc nieraz
widzieć, tyle że jako osiemdziesięcioletniego starca, i chyba nie z bliska. Nie
należał do możnych tego świata, którzy bywają u monarchów, jak chociażby
dziewiętnastoletni Spytko z Melsztyna. Oto relacja Długosza: "Wzrostu był
miernego, twarzy ściągłej, chudej, u brody nieco zwężonej. Głowę miał małą,
podłużną, prawie całkiem łysą (nie od urodzenia chyba!), oczy czarne i małe,
niestatecznego wejrzenia, ciągle latające (Zawisza stwierdził "wejrzenie
wesołe"), uszy duże, głos gruby, mowę prędką, kibić kształtną, lecz szczupłą,
szyję długą." Ujemne cechy, jakie dojrzał młody Długosz u starego króla, nie
były tylko objawami starości: to echo słów i poglądów jego dobroczyńcy i
długoletniego zwierzchnika, Zbigniewa Oleśnickiego. Niechęć zwierzchnika przejął
Długosz w takim stopniu, że w charakterystyce króla niejednokrotnie sam sobie
przeczy. "Na trudy, zimna, zawieje i kurzawy dziwnie był cierpliwy..." A w innym
miejscu: "Sypiać i wczasować się lubił aż do południa, toteż mszy świętej rzadko
o właściwym czasie słuchał". Jagiełło był zapalonym myśliwym, co i Długosz
przyznaje. W ogóle wielkie łowy były rozrywką królów, a sfora psów myśliwskich
czy sokoły to elegancki i ceniony prezent. Ale przecież nie polowało się wówczas
na zające czy kuropatwy! Przedmiotem królewskich łowów był zwierz królewski:
żubr, tur, niedźwiedź, dzik, wilk, jeleń, ostatecznie sarny, lisy. Fuzji
myśliwskiej jeszcze nie wynaleziono, chociaż broń palna była już w użyciu,
głównie armaty. Myśliwy zaś szedł z łukiem, oszczepem, toporem. Zwierz źle
trafiony często bywał niebezpieczny. Ileż więc trzeba było wykazać siły
fizycznej, zręczności, celnego oka i zdolności przewidywań, żeby mieć takie
trofea! A Jagiełło je miał! Rzadkie ptactwo - głuszce, cietrzewie - podchodziło
się nocą, nieraz przy mrozie. Na bobry wyczekiwano godzinami, są to bowiem
niesłychanie płochliwe i zwinne zwierzęta. Dziwnie co najmniej brzmi zarzut o
wylegiwaniu się w łożu króla, który już miał wówczas osiemdziesiąt lat.
"Nierozważną szczodrością i rozrzutnością więcej krajowi czynił uszczerbku niż
inni chciwością i łakomstwem." I znowu nieco dalej: "Ozdób powierzchownych i
szat wytwornych nie lubił; chodził zwykle w baranim kożuchu suknem pokrytym,
rzadko brał na siebie strój wykwintniejszy, na przykład płaszcz z szarego
aksamitu, bez ozdób i bez złotogłowiu, i to tylko na większe uroczystości." Więc
jak? Rozrzutny czy oszczędny? Niektórzy badacze twierdzą, że wprost skąpy, wśród
rachunków dworu znalazł się i taki: "za naprawę starych sukien królewskich", a
więc Jagiełło chodził w łatanej odzieży. Antoni Prochaska przytacza inne
wydarzenie: gdy król miał przyjąć hołd hospodara mołdawskiego, nie posiadał zaś
stosownego płaszcza, wziął więc taki od jednego ze swoich wojewodów, a zapłacił
mu, zapisując sto grzywien na dobrach królewskich. Ale jeśli spojrzymy na
postępowanie Jagiełły w dłuższym okresie, w różnych sytuacjach, musimy
stwierdzić, że było inaczej: oszczędny w życiu codziennym, tam, gdzie było można
i trzeba, umiał przecież błysnąć szczodrobliwością i przepychem, gdzie należało.
Królową Jadwigę zaraz na wstępie obsypał klejnotami, każdy z panów polskich
otrzymał cenny upominek, na przykład wojewoda Spytko z Melsztyna królewskie
sandały koronacyjne haftowane perłami. Na przygotowany zjazd z królewską parą
węgierską Jagiełło polecił zakupić trzydzieści łokci czarnego aksamitu na
kaftany dla siebie i dla księcia Witolda, oraz tyleż białego jedwabiu na
podbicie tych kaftanów. Do zjazdu nie doszło, lecz te kaftany gdzieś się chyba
nosiło, nie tylko ów powtarzany do znudzenia barani kożuszek. Na prezenty w
owych czasach wydawano krocie i Jagiełło - może mniej - ale też wydawał: a to
złoty pierścionek dla księżnej Witoldowej, zwłaszcza w okresach nieporozumienia
z księciem, a to kosztowne złote kolczyki dla księżnej Aleksandry i nieco
skromniejsze dla jej panien, a to tkaniny na dwanaście sukien w różnych kolorach
dla nie wymienionej z imienia księżnej, a to kilka szub podbitych kunami dla
wielkiego mistrza jako rewanż za srebrne misy - wymiana darów przy podpisywaniu
układu w Raciążu. Nie ma wątpliwości, że król Władysław wiedział, gdzie należy
zabłysnąć, i umiał to uczynić. Dowody? A chociażby ów wjazd w 1404 roku na
spotkanie z królem Wacławem we Wrocławiu z sześciotysięcznym orszakiem, który
tak zdumiał i zachwycił nieżyczliwych przecież mieszczan wrocławskich! Co
najmniej tak samo strojnie i wspaniale zapewne wyglądał orszak Jagiełłowy w
czasie podróży na Węgry w 1412 roku. "W prowadzeniu wojen niedbały i ciężki -
pisze Długosz - wszystko staranie na wodzów i zastępców składał." Otóż król
Władysław z zasady kierował sam każdą wyprawą wojenną. Sam osobiście dowodził
oblężeniem Bydgoszczy w 1409 roku, pod Grunwaldem i w czasie tak zwanej wojny
głodowej, w 1414 roku, i w następnych. Dopiero pod koniec życia godził się na
wysyłanie dowódcy. Nie będziemy tu wyliczać wszystkich walorów Jagiełły jako
wodza, czytelnik znajdzie je w innych książkach, podkreślamy tylko, że
charakterystyka Długosza - chociaż tak zasłużonego autora "Dziejów Polski" -
jest niesłuszna, krzywdząca, że król nie został doceniony jako wódz. Opinia ta
pokutowała długo, a zwycięstwa króla przypisywano księciu Witoldowi. Jak dowiódł
profesor Stefan Maria Kuczyński, nie był też Jagiełło takim prostakiem, za
jakiego uważali go dawniejsi historycy. Wbrew powszechnej opinii umiał na
przykład pisać. Życie Jagiełły trzeba podzielić na kilka etapów, dość od siebie
różnych. Pierwszy - do śmierci ojca. Jagiełło w chwili śmierci Olgierda miał
około dwudziestu sześciu lat, był więc człowiekiem dojrzałym, w pełni
ukształtowanym, lecz nie wiemy o nim absolutnie nic. Etap drugi, lata 1382_#1385
książę rozpoczął od następujących kroków, które trudno uznać za słuszne: układ z
krzyżakami kosztem Żmudzi; uwięzienie Kiejstuta; uwięzienie księcia Witolda.
Wynika z tego, że Jagiełło przejął kierunek polityki Olgierda - parcie na
wschód, na ziemie ruskie. Gdyby się nawet to wszystko udało, z całą pewnością
nie udałoby się jedno: zahamowanie apetytów krzyżackich. Kawałek Żmudzi na pewno
by ich nie zaspokoił, a wielki książę, zaabsorbowany opanowywaniem
niezmierzonych obszarów Rusi, byłby wobec nich bezsilny. Drugie
niebezpieczeństwo: nieliczny stosunkowo naród litewski mógł się rozpłynąć wśród
znacznie liczniejszych, górujących nad nim kulturalnie i gospodarczo narodów
ruskich. Były to przecież czasy istnienia bogatych i wpływowych republik
kupieckich Pskowa czy Nowogrodu, które nawet w dziedzinie sztuki pozostawiły
znaczny dorobek. Nielojalność krzyżacka wobec nowego partnera dopomogła Jagielle
dojrzeć niebezpieczeństwa dotychczasowego kierunku polityki i poszukać nowych
dróg. Już ponoć w 1383 roku, kiedy jeszcze nie zostało ustalone ostatecznie,
która z córek Ludwika zasiądzie na tronie polskim, miał przybyć wysłannik panów
polskich z propozycją do wielkiego księcia, aby został mężem królewny i królem
polskim, ale dopiero w 1385 w Krewie spisano pierwszą wersję układu. Od tego
momentu - wydaje się - Jagiełło zmienił radykalnie kierunek swej polityki: Za
najbardziej niebezpiecznych uznał agresywnych feudałów niemieckich, dla których
awangardę stanowiły zakony rycerskie. Odtąd będzie robił wszystko, aby tej
agresywności postawić tamę. Poświęci na to najlepszy okres swego życia -
trzydzieści pięć lat. Już od marca 1386 roku król polski najpierw stara się
zaspokoić pretensje swoich rywali do ręki królowej Jadwigi i tronu polskiego. A
więc wypłaca Habsburgom owe dwieście tysięcy dukatów, które zgodnie z układem
zawartym przez króla Ludwika z Habsburgami miała zapłacić strona zrywająca
stronie poszkodowanej. Oprócz Wilhelma Habsburga był jeszcze jeden pretendent:
książę mazowiecki Ziemowit. Ten ponoć zamierzał nawet porwać Jadwigę przy
wjeździe na Wawel, siłą poślubić i automatycznie uzyskać tron. Jest to chyba
jeszcze jedna z wielu legend, jakie wokół Jadwigi powstały. Gdy królewna
przybyła do Polski, miała dziesięć lat i osiem miesięcy, żadną miarą więc według
ówczesnych przepisów prawa kościelnego nie mogła nikogo poślubić. Książę
mazowiecki co prawda sam sobie wynagrodził stratę, bo zagarnął Kujawy, ale para
królewska doszła z nim do porozumienia: w zamian za zwrot Kujaw otrzymał
odszkodowanie w wysokości dziesięciu tysięcy kóp groszy praskich, a ponadto
zaproponowano mu małżeństwo z najmłodszą siostrą króla Władysława - Aleksandrą,
wszedł więc do najbliższej rodziny królewskiej. Ponieważ więcej zwolenników
Ziemowita było w Wielkopolsce, para królewska wyprawiła się w podróż po tej
części kraju. Kontakty osobiste, uczty, udział w sądach, wysłuchiwanie próśb i
żalów, drobne przywileje i dary - wszystko to musiało usposobić korzystnie
opinię powszechną. W kilka miesięcy po przyjęciu chrztu Jagiełło udał się na
Litwę. Królowa mu nie towarzyszyła, gdyż w tym samym czasie musiała wypełnić
inne zadanie. Udało się natomiast z królem mnóstwo panów polskich - duchownych i
świeckich - których odtąd często będziemy spotykać w jego otoczeniu. Długosz
szczególnie podkreśla osobisty udział króla Władysława w chrzcie Litwy: gasił
święte ognie, wycinał święte gaje, osobiście nauczał zasad nowej religii, gdyż
towarzyszący mu duchowni przeważnie nie znali języka litewskiego. Ponieważ
kandydatów do chrztu miało być bardzo dużo, chrzczono więc przez zanurzanie w
wodzie bieżącej - rzece, jeziorze - i całym grupom nadawano jedno imię. Można
sobie wyobrazić, jakby to wyglądało w praktyce, gdyby cała wieś na przykład
miała samych Piotrów, a inna Pawłów. Tylko że na pewno wszyscy nadal używali
starych imion litewskich. Przyjmowanie nowej religii odbywało się początkowo na
zasadzie dobrowolności, co nie znaczy, że nie było żadnych form nacisku. Możni,
których wyróżniono chrzcząc osobno, nie z prostym ludem, jednocześnie uzyskiwali
przywileje niedostępne nie tylko poganom, lecz nawet prawosławnym, na przykład
prawo dziedziczenia majątku po ojcu przez syna. 22 lutego 1387 roku Jagiełło
wydał rozporządzenie, że wszyscy Litwini muszą przyjąć obrządek łaciński, dwóch
opozycyjnych bojarów prawosławnych miał nawet ukarać śmiercią. Ludowi przy
chrzcie rozdawano szaty sukienne. Litwa była "lniana" i "skórzana", odzież
sukienna stanowiła znaczną pokusę. Zgorszony Długosz opowiada, że niektórzy
przyjmowali chrzest po kilkakroć, w różnych miejscowościach, chrzest bowiem nie
zostawiał śladu, a więcej szat nie zaszkodzi. A przecież nie dla szat książę
Witold chrzcił się trzykrotnie: dwa razy w obrządku łacińskim i raz w
prawosławnym. Nie obciąża to absolutnie Jagiełły, postępował jak inni, a nawet
jak na neofitę bardzo umiarkowanie. Niszczył miejsca starego kultu, zakładał
świątynie, dawał przywileje nowochrzczeńcom, wyznaczał biskupów i proboszczów,
lecz nie prześladował. Szeroka tolerancja to wielka cnota władców litewskich.
Nikt nie szukał po lasach i pustkowiach wyznawców starego kultu, mogli spokojnie
składać ofiary starym bogom. Na pewno jeszcze przez kilkadziesiąt lat kwitł kult
boga piorunów. Tak było wszędzie. Polska przyjęła chrześcijaństwo czterysta lat
wcześniej, a jeszcze w XIV wieku zachowała wiele obrzędów i praktyk pogańskich.
Mnich cysterski z Rud pod Raciborzem w poradniku dla spowiedników wymienia
takie: "W noc Bożego Narodzenia zastawiają stół dla królowej nieba... aby ich
wspomagała..." "W nowych domach... zakopują w kątach mieszkania albo za piecem
garnki z różnymi przedmiotami na cześć bogów domowych..." "Gdy się odbywa
wesele, odprawiają dziwne obrzędy..." "Odgryzają kawałek chleba i sera i rzucają
przez głowę, aby zawsze żyli w dostatku." "Chcąc znać przyszłość jak Bóg,
zważają na sny, wierzą w znaki, robią horoskopy z ognia, leją gorący ołów, aby
zbadać losy ludzi." Chłopi niemieccy mieli odprawiać obrzędy pogańskie do
początków Xv wieku, czyli około siedmiuset lat po przyjęciu chrześcijaństwa, a
na Rusi nawet do XVI wieku. Dość specyficzna była sytuacja kościoła wschodniego
w państwie polsko_litewskim. Już Kazimierz Wielki, przyłączywszy do Polski Ruś
Halicką, chociaż składał papieżowi obietnice, że zaprowadzi w niej obrządek
łaciński, nie popełnił błędu swego poprzednika Bolesława Jerzego II
Trojdenowicza, który został zamordowany. Król budował wprawdzie kościoły,
zakładał biskupstwa i parafie, ale dla ludności napływowej, dla miejscowej zaś,
wyznającej prawosławie postarał się o zwierzchnika za zgodą patriarchy
konstantynopolitańskiego. Chodziło bowiem o to, aby zwierzchnik kościoła
wschodniego z terenów należących do Polski nie podlegał komuś poza granicami
państwa. Metropolitą Rusi Halickiej został Antoni, a podlegały mu biskupstwa:
włodzimierskie, przemyskie, chełmskie i halickie, to ostatnie przeniesione
później do Lwowa. Podobnie stało się na ziemiach ruskich włączonych do wielkiego
Księstwa Litewskiego. Władcy z tych samych względów, co i król Kazimierz, żądali
odrębnej organizacji kościelnej. Na metropolitę patriarcha wyznaczył światłego
mnicha bułgarskiego Cypriana, który osiadł w Kijowie, a podlegały mu diecezje:
kijowska, czernihowska, połocka, smoleńska i turowska. Jagiełło zastał więc
kościół wschodni zorganizowany, a był on mu bliski, chociażby i z tego względu,
że to wyznanie jego matki, prawdopodobnie jego babki, a także jego starszych
przyrodnich braci i sióstr oraz niektórych rodzonych. Z metropolitą Cyprianem
przyjaźnił się i obaj, zapewne nie bez udziału królowej Jadwigi, postanowili w
1396 roku wszcząć sprawę unii obu kościołów chrześcijańskich. Król na
subtelnościach teologicznych się na pewno nie znał, chodziło mu o to, aby
ściślej zjednoczyć ludy, którym panował. Unia kościelna zaś mogła temu dopomóc.
Natomiast metropolita Cyprian był wybitnym teologiem. Jeżeli i on widział
możliwości unii, to znaczy, że pomysł miał całkowicie realne podstawy. A jakie
różnice między obu kościołami chrześcijańskimi istniały dla prostego człowieka?
Głównie były to dość nieistotne różnice zewnętrzne: układ świątyni, znaki
kultowe, na przykład kształt krzyża i najważniejsza - język liturgii - na
wschodzie narodowy, na zachodzie łacina. Tę jednak, która się rzucała w oczy
najbardziej, określił cynicznie król węgierski Zygmunt Luksemburczyk,
pretendujący do tytułu świeckiej głowy kościoła: - Różnica między Wschodem i
Zachodem jest taka, że tam duchowni żyją w związkach małżeńskich, u nas zaś w
konkubinatach. Niestety do unii kościelnej ani wówczas, ani później nie doszło.
Gdy metropolita Cyprian zmarł w 1406 roku, książę Witold zażądał nominacji dla
arcybiskupa połockiego Teodozego, ale pod warunkiem, "aby zasiadł w Kijowie po
staremu i rządził cerkwią po bożemu jako nasz, my bowiem za wolą bożą miastem
Kijowem rządzimy". Patriarcha jednak przysłał swojego człowieka, którego książę
Witold nie dopuścił do objęcia metropolii. Kilka lat ciągnął się spór, wreszcie
król Władysław i książę Witold zdecydowali się załatwić sprawę według własnego
uznania. Piętnastego listopada 1415 roku w Nowogródku zebrali się wszyscy
biskupi prawosławni z terenu całego zjednoczonego państwa polsko_litewskiego i
wybrali nowego metropolitę, także Bułgara, krewnego zmarłego Cypriana, Grzegorza
Camblaka. Patriarcha nie uznał wyboru, ale nikt się tym nie przejmował, a król
powrócił do pomysłu unii kościelnej. Był to okres soboru w Konstancji. Król
najpierw wysłał na sobór uczonego, Teodoryka z Konstantynopola, wikariusza
generalnego zakonu dominikanów, z odpowiednią propozycją, a następnie wyprawił
samego metropolitę. Dziewiętnastego lutego 1418 roku Grzegorz Camblak,
prowadzony przez arcybiskupa Mikołaja Trąbę i biskupa płockiego Jakuba
Kurdwanowskiego z orszakiem liczącym trzystu ludzi wkroczył do katedry w
Konstancji. W orszaku znajdowało się dziewiętnastu biskupów, książęta i bojarzy,
Rusini, Tatarzy, Wołosi i Mołdawianie, zakonnicy bazylianie, przedstawiciele
miast: Łańcuta, Przemyśla, Gródka, Lwowa, Kijowa, Wilna, Smoleńska, Brańska,
Staroduba i Nowogrodu Wielkiego. Camblak przemawiał po rusku, a profesor praski
Maurycy Rwaczka tłumaczył na łacinę. "Posłuchanie zakończono odczytaniem pism
wysłanych w sprawie unii przez Jagiełłę i Witolda, po czym metropolitę i jego
towarzyszy dopuszczono do ucałowania nóg, rąk, i twarzy ojca świętego." I na tym
się skończyło. Projekt unii zmarł wraz ze śmiercią metropolity. Coś się jednak
zmieniło. Gdy bowiem po śmierci Kazimierza Wielkiego wyszła na jaw jego
korespondencja z patriarchą w Konstantynopolu w sprawie wyboru metropolity
halickiego, na głowę zmarłego króla posypały się gromy. Jagielle ani Witoldowi
nikt tego nie wziął za złe. Rzecz ciekawa, jakim też chrześcijaninem był
Jagiełło? Co do niego dotarło z tej nowej religii? Spróbujmy przenieść się myślą
w tamte czasy i wczuć w sytuację tego człowieka. Oto czytają mu ewangelię o
narodzeniu Chrystusa: urodził się w ubogiej stajence, położono go w żłobie, jego
opiekun zarabiał na chleb pracą jako cieśla. A duchowny, który to czyta, ma na
sobie szatę kapiącą od złota, haftowaną perłami wielkości ziarn fasoli, na szyi
gruby złoty łańcuch, a na nim krzyż ze szlachetnych kamieni. Każdy z tych
kamieni kosztuje więcej niż wynosi majątek średnio zamożnego szlachcica. Oto
dostojnik blisko związany z dworem królewskim, przez pewien czas kanclerz
królowej Jadwigi, potem biskup krakowski Piotr Wysz, złożył przysięgę, że gdyby
nawet musiał iść na wygnanie, nie ustąpi ani grosza z dziesięcin ściąganych od
ludności wiejskiej dla duchowieństwa. Można by przytoczyć długą listę takich
przykładów. Co prawda i lista zasług nie byłaby krótsza, lecz to nie
usprawiedliwia tamtego. Uczono króla dziesięciorga przykazań, wśród nich: nie
zabijaj! Przez małżeństwo z królową Jadwigą wszedł do jednej z najświetniejszych
dynastii panujących w Europie zachodniej: we Francji, Neapolu, na Węgrzech.
Spójrzmy na dzieje tej dynastii pod kątem tego przykazania: 1. pradziadek
Jadwigi, królewicz neapolitański Karol Martel, został otruty przez własnego
brata; 2. jej stryja Andrzeja uduszono na rozkaz jego własnej żony, królowej
Neapolu Joanny I; 3. Joannę kazał zgładzić w ten sam sposób ojciec Jadwigi, król
Ludwik, kuzynowi księciu Durazzo, późniejszemu Karolowi III; 4. Karol III został
zamordowany z polecenia matki Jadwigi, Elżbiety Bośniaczki, w jej własnej
komnacie; 5. Elżbieta zginęła z ręki zwolenników Karola. A czy to tylko w
rodzinach panujących? Biskup wyspy Ozylii, Kubant, spisał wszystkie krzywdy,
jakie krzyżacy wyrządzili w jego diecezji, i zawiózł do Rzymu. Było tego aż 233
pozycje. "Że też nie uprzątnięto biskupa po drodze! - pisał z Rzymu poseł
krzyżacki do wielkiego mistrza. - Należało go wrzucić w morze, byłoby mniej
kłopotu! Zmarły mniej szkodzi!" Zapewne pouczano króla Władysława: nie cudzołóż!
A co widział wokół? Głośne przecież były romanse króla Kazimierza, a jego
ostatni nielegalny syn zmarł właśnie w 1386 roku. Najbliższy wieloletni
powiernik i doradca Jagiełły, Mikołaj Trąba, był synem księdza. Nielegalnych
synów miał mieć równie blisko tronu stojący kierownik kancelarii
(protonotariusz) Mikołaj Kurowski, kolejno biskup poznański, włocławski,
wreszcie arcybiskup. Janko z Czarnkowa wydaje opinię wyjątkowego rozpustnika
biskupowi krakowskiemu Zawiszy z Kurozwęk, nawet przyczynę śmierci miał stanowić
fakt, że biskupa wdrapującego się w nocy za dziewczyną na stóg siana ktoś
zrzucił wraz z drabiną. Co prawda kronikarz może przesadził, gdyż Zawisza był
jego zwycięskim rywalem, lecz takie sprawy zdarzały się często. Dowód: uchwały
synodów diecezjalnych zakazujące duchownym żyć z kobietami, utrzymywać kobiety
itp. Uchwały powtarzają się co kilka lat, więc widocznie nikt się nimi nie
przejmował. Głośna z romansów była wspomniana już królowa Neapolu Joanna I. W
1373 roku wracała przez Neapol z pielgrzymki do Ziemi Świętej szwedzka
prorokini, księżniczka Brygida, w towarzystwie córki Katarzyny i syna Karola. W
Neapolu podówczas panowała epidemia, lud więc błagał Brygidę, aby modłami
odwróciła klęskę. Tymczasem królowa poczęła romansować z synem szwedzkiej
świętej, co tak zirytowało Brygidę, że uznała epidemię jako karę boską za
grzechy królowej. Gdy z kolei Karol padł ofiarą epidemii, Brygida miała
dziękować Bogu, iż go uchronił od grzesznego romansu. Joanna jednak wspaniałymi
darami uspokoiła szwedzką świętą i ta wyjechała. Nawet matka królowej Jadwigi,
Elżbieta Bośniaczka miała faworyta w osobie swego cześnika Błażeja Forgacza, tak
przynajmniej uważają niektórzy historycy. Król Władysław wypełniał jednak
praktyki religijne dość skrupulatnie. Zbyt wiele oczu bowiem śledziło każdy jego
krok. Niektóre ówczesne obrzędy chrześcijańskie bliskie były praktyk pogańskich,
na przykład kult świętych miejsc, z czym wiązała się sprawa odpustów, kult
relikwii. W miejscu "świętym" znajdował się bądź grób człowieka, którego kościół
po śmierci kanonizował, bądź obraz lub krzyż "cudami słynący", czasem źródło.
Należało odprawić pielgrzymkę, ale nieraz już samo postanowienie pielgrzymki
miało przynosić rezultaty - głównie wyzdrowienie z choroby. W tych "cudownych"
uzdrowieniach mogła być część prawdy: źródła z zawartością minerałów, których
brak w organizmie, zmiana klimatu, wreszcie autosugestia, silne napięcia
emocjonalne powodujące zmiany organiczne. Znacznie bardziej kłopotliwa do
uznania jest sprawa odpustów. Papież przyznawał określonym miejscom - kościołom,
kaplicom, klasztorom - prawo do udzielania odpustów, czyli odpuszczania
grzechów. Zwykle stawiano petentowi jakieś warunki - spowiedź, wysłuchanie iluś
tam mszy, leżenie krzyżem, czasem nawet na progu kościoła, że wchodzący i
wychodzący musieli deptać leżącego pokutnika, obchodzenie świętego miejsca na
klęczkach itp. oraz złożenie pewnej ofiary pieniężnej. Papież pobierał za swoją
czynność jednorazową sumę, natomiast miejsce obdarzone prawem odpustu czerpało z
tego nieustające zyski. Z czasem udzielano również prawa do odpustów pojedynczym
duchownym. Wszystko to doprowadziło wkrótce do kolosalnych wypaczeń, a nawet
nadużyć. Rektor uniwersytetu praskiego, wybitny uczony Jan Hus, kpił, że już
nieomal każda stajnia ma prawo udzielania odpustów. Wędrowni mnisi, często
zwykli oszuści, za odpowiednio wysoką zapłatą odpuszczali grzechy przeszłe,
teraźniejsze, a nawet przyszłe. Każdy kraj miał oczywiście swoje "miejsce
święte", pewniejszą jednak drogą do nieba była pielgrzymka do Rzymu, a już
najpewniejszą - do Ziemi Świętej. Ale biedaka nie stać było na daleką i
kosztowną podróż. Wbrew więc tekstowi Ewangelii, że łatwiej wielbłądowi przejść
przez ucho igielne, niż bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego, bogaci byli
uprzywilejowani, mieli pieniądze, mogli się wybrać w podróż trwającą nieraz do
dwóch lat. A jeżeli coś im stawało na przeszkodzie - stan zdrowia, interesy -
mogli sobie wynająć zastępcę. Istnieli zawodowi pątnicy, którzy - wziąwszy
zaliczkę na koszt podróży - zjawiali się po wielu miesiącach, wracając rzekomo z
Jerozolimy, opowiadając widziane cuda, bo i tak nikt tego nie sprawdził,
przywożąc gałązki z oliwki, pod którą nastąpiło przemienienie pańskie, kwiatki z
łąk betlejemskich i tym podobne rzeczy, które za grube pieniądze sprzedawali.
Gałązki oliwne, gwóźdź z krzyża Chrystusowego, nitka z chustki Matki Boskiej
były to rzeczy błahe w zestawieniu z relikwiami sensu stricto, czyli szczątkami
zwłok ludzi uznanych przez kościół za świętych. Zwłoki człowieka, który zmarł
przed kilku lub kilkunastu laty, cięto na kawałki i rozwożono po całym
chrześcijańskim świecie. Miały posiadać cudowną moc, chronić od nieszczęść i
chorób, oprawiano je więc w złoto i srebro, dekorowano drogimi kamieniami i
uważano za niezwykłe wprost skarby. Namiętnym zbieraczem relikwii był cesarz
Karol IV, a także Ludwik Węgierski. Ludzie tak byli przekonani o nadzwyczajnej
mocy relikwii, że na wieść, jakoby pod Grunwald krzyżacy mieli przywieźć jakieś
zgoła niezwykłe cudowności, na wojska polskie padł strach. Relikwie więc miały
bronić nie sprawy słusznej, lecz posiadacza! Mimo wszelkich błędów i wypaczeń
Kościół ciągle stanowił potęgę, której nic nie można było przeciwstawić, z którą
należało się liczyć. W skład społeczności chrześcijańskiej obrządku łacińskiego
wchodziło wiele narodów, w owych czasach jednak każdy kraj był rozbity na drobne
słabe państewka, których władcy wydzierali sobie nawzajem ziemie, miasta, zamki.
Stosunkowo najbardziej agresywni, no i najliczniejsi byli Niemcy. Ich awangardę
zaś stanowiły zakony rycerskie, przede wszystkim zakon krzyżacki. Każda sprawa
pomiędzy krzyżakami a ich przeciwnikami znajdowała natychmiast gromki odzew na
wszystkich dworach mniejszych i większych feudałów niemieckich, każde hasło
propagandowe powtarzano w wielu tonacjach od Odry po Ren. Głównym hasłem była
obrona rzekomo zagrożonej religii. Długosz ocenia króla Władysława jako
człowieka słabego umysłu. Widocznie takie sprawiał wrażenie: niepozorny,
małomówny, wszystko wpierw musiał rozważyć, zanim powziął decyzję. "Słówko
niebaczne wyleci z ust ptaszkiem, a powróci wołem!" - miał mawiać. Jeżeli
natomiast osądzimy czyny, to ukaże się jako gracz nie lada, jako polityk dużego
kalibru. Chrześcijaństwo przyjął ze względów politycznych, a teraz musiał je
wykorzystać - wbrew krzyżakom i wbrew popierającym ich Niemcom. Należało więc
najpierw zdobyć stosowną pozycję w tym nowym świecie. Mówiliśmy już, że przez
małżeństwo z królową Jadwigą Jagiełło wszedł w pokrewieństwo z trzema znacznymi
dworami europejskimi. Jednocześnie przez to samo małżeństwo, a jeszcze bardziej
przez drugie - z Anną celejską - stał się krewnym Luksemburgów. Sprawa wygląda
nieco zabawnie, pomimo iż jest najprawdziwsza: pierwsza córka Jagiełły, Elżbieta
Bonifacja - była w najprostszej linii prawnuczką Władysława Łokietka, zupełnie
tak samo jak król czeski Wacław Luksemburczyk; druga zaś - Jadwiga, zrodzona z
królowej Anny - to prawnuczka samego Kazimierza Wielkiego, podobnie jak Zygmunt
Luksemburczyk, jego brat Jan Zgorzelecki oraz siostra Anna, która wyszła za mąż
za króla angielskiego Ryszarda II. Oczywiście dwie pierwsze żony Jagiełły były
również spokrewnione z wszystkimi Piastami - śląskimi, mazowieckimi, kujawskimi
oraz z książętami pomorskimi. Wkrótce jednak okazało się, że nie tylko poprzez
żony wchodzi się w grono panujących w Europie. Otóż wszystkie trzy księżne
mazowieckie były Litwinkami: siostra Jagiełły Aleksandra - Ziemowitowa, oraz
dwie siostry księcia Witolda: Danuta Anna - Jamuszowa i Ryngałła - Henrykowa.
Ryngałła wkrótce owdowiała i wyszła powtórnie za mąż za księcia mołdawskiego
Aleksandra, który się uznał lennikiem Jagiełły. Siostra królewska Jadwiga wyszła
za księcia oświęcimskiego Jana, a Katarzyna Wilhejda za księcia meklemburskiego.
Dwie bratanice: Helena Korybutówna została żoną księcia raciborskiego Jana, a
Jadwiga Towciwiłówna - pomorskiego Darnima V. Brat Jagiełły - Wigunt pojął za
żonę córkę księcia opolskiego W�