Anna Klubówna Cztery królowe Jagiełłowe Wstęp Gdy ktoś spojrzy na tytuł tej książki, a nie jest obeznany z historią, może pomyśli, że chodzi tu o konkury, romanse, że królowie dobierali sobie żony według potrzeby serca czy urody proponowanych kandydatek. Tymczasem nic bardziej złudnego. Przez całe wieki małżeństwa królewskie miały inne cele. Uroczystości te były wielce paradne, małżonkowie hojnie obdarowywali się, bywało mnóstwo gości z odległych krajów, ale niezmiernie rzadko król żenił się z miłości. Zwykle chodziło o sojusz przeciwko wspólnemu wrogowi, albo następstwo tronu, wreszcie zakończenie sporu o ziemię pograniczną. Tak było i u nas. Królowa Jadwiga została żoną wielkiego księcia litewskiego Władysława Jagiełły, gdyż oba kraje miały nieustające zatargi z groźnym sąsiadem - krzyżakami. Po jej śmierci Władysław Jagiełło właściwie nie miał prawa do tronu, chociaż mu nikt tego nie kwestionował, wolał się jednak zabezpieczyć. Poślubił wnuczkę ostatniego z wielkich Piastów, Kazimierza Wielkiego, hrabiankę celejską, Annę. Tylko trzecia żona, Elżbieta z Pileckich Granowska, była jedyną miłością króla, co przysporzyło mu mnóstwo kłopotów, gdyż nie pochodziła z rodu panującego. Każda z nich spełniała rolę, jaką królowej przystało: przyjmowała posłów zagranicznych, przysparzając królowi sprzymierzeńców, listownie lub ustnie kłóciła się z wielkim mistrzem krzyżackim o zagrabione ziemie, urządzała przyjęcia na zamku, uczestniczyła w sądach królewskich, utrzymywała na dworze kopistów, grajków, śpiewaków, hafciarzy, dawała hojne jałmużny, słała bogate dary do świątyń. Jadwiga przed śmiercią zapisała wszystko, co posiadała - szaty, klejnoty, pieniądze - na cele uniwersytetu krakowskiego. I to przede wszystkim naród polski zapamiętał królowej Jadwidze. Dlatego w tej książce starano się przypomnieć mniej znane żony Władysława Jagiełły, zwłaszcza królową Annę, o której kronikarz krzyżacki napisał, że wyrządziła wiele szkód, a uczyniłaby więcej, gdyby młodo nie zmarła. Królewski małżonek Zaczniemy tę opowieść od początku 1386 roku. "Synów było u wielkiego księcia Olgierda dwunastu - zapisał kronikarz ruski - a u wielkiego księcia Kiejstuta było ich sześciu. A spośród wszystkich synów wyróżniali: książę Olgierd Jagiełłę, a książę Kiejstut Witolda. Postanowili więc, żeby po ich śmierci zajęli obaj stanowiska wielkoksiążęce..." Tymczasem w styczniu owego 1386 roku wyruszył z Wilna wielki książę (Władysław) Jagiełło w towarzystwie na razie jeszcze zależnego księcia Witolda tudzież kilku innych książąt - braci rodzonych, przyrodnich lub stryjecznych - do odległego Krakowa, żeby królować zgoła innemu, chociaż sąsiedniemu, lecz dotąd mało sobie znanemu narodowi. Oprócz reprezentacyjnego orszaku wiódł także "wozy wyładowane skarbami oraz rozlicznymi sprzętami i ozdobami". Pora do podróży była raczej korzystna: mróz ściął bagna i rzeki, nie trzeba było objeżdżać rozlewisk czy szukać brodu. 11 stycznia wielki książę spotkał się w Wołkowysku z panami polskimi, którzy wyjechali na jego spotkanie. Tutaj też wręczyli mu dokument gwarantujący tron polski oraz zaprosili na zjazd możnych do Lublina, gdzie 2 lutego potwierdzono gwarancję. Jako "opiekadlnik" królestwa polskiego jechał teraz (Władysław) Jagiełło do Krakowa. Powoli, z postojami, aby się przyjrzeć swemu nowemu królestwu i nowym poddanym, aby i oni mogli go ujrzeć. A ciekawi byli bardzo, chodziły bowiem słuchy, że to niedźwiedź nieokrzesany, wielce szpetny i "obyczajów grubych". "Książę jest wzrostu średniego - relacjonował królowej Jadwidze jej zaufany, Zawisza Czerwony z Oleśnicy - szczupłej postawy. Budowę ciała ma składną i przystojną, wejrzenie wesołe, twarz ściągłą, bynajmniej nie szpetną, jak to niektórzy głoszą. Obyczaje jego są poważne i godności książęcej odpowiednie." Sensacji więc dla poddanych nie było. A jeżeli była, to w sensie przeciwnym, gdy się okazało, że "niedźwiedź litewski" goli się co dzień, codziennie bierze kąpiel, wozi z sobą miedzianą miednicę do mycia i używa chusteczek do nosa, czego wielu panów polskich nie robiło. Natomiast istotną sensację stanowił fakt, że wielki książę litewski był poganinem, władcą ostatniego państwa w Europie (jeśli pominiemy dość świeżych przybyszów z Azji - Tatarów), gdzie oficjalnie czciło się dawnych bogów w świętych gajach, gdzie im palono wieczne ognie, gdzie ciała zmarłych palono na stosie, a w domostwach chowano węże. Panowie polscy powołali na tron Władysława Jagiełłę oczywiście nie z tego powodu, żeby Litwę wprowadzić w krąg narodów chrześcijańskich, lecz ze względów politycznych. Rdzenna Litwa to kraj niewielki, ziemia niezbyt urodzajna, ogromne lasy, mnóstwo jezior. Osiadł tu lud pochodzenia indoeuropejskiego z grupy Bałtów, w skład której oprócz Litwinów wchodzili Łotysze, Kurowie, Prusowie i Jaćwingowie. Archeologowie nie odnotowali na ziemiach zajmowanych przez Bałtów śladów przemieszczania się ludności, tak zwanej wędrówki ludów. Przyroda odseparowała Litwę od reszty Europy poprzez lasy, rzeki, jeziora i bagna, ale z biegiem czasu zapory te okazały się niedostateczne. Zresztą sama Litwa musiała wyjść z izolacji wskutek niedostatku żywności. Ziemia dawała skąpe plony, które uzupełniano łowami na dziką zwierzynę i hodowlą. Hodowano przede wszystkim konie, a te niosły wojowników litewskich do sąsiadów po żywność, po łupy wojenne i jeńców. Na początku XIII wieku pojawiło się na widowni dziejów Europy silne, doskonale zorganizowane Wielkie Księstwo Litewskie i zaczęło zdobywać rozbite, skłócone z sobą dzielnicowe księstwa ruskie. Około połowy wieku XIII położenie ludów bałtyckich zmieniło się radykalnie: Jaćwingowie, zamieszkali na Podlasiu, wyginęli w wojnach z sąsiadami (krzyżakami, Polakami, Rusią), Prusowie zostali całkowicie opanowani przez krzyżaków, Łotysze przez inny zakon niemiecki - kawalerów mieczowych, a Kurowie - najmniej liczni z ludów bałtyckich - zasymilowali się z Litwinami. Jedyne państwo Bałtów, jakie się ostało, to Litwa, jest jednak zewsząd otoczona nieprzyjaciółmi, bo nawet z Polakami prowadzi wojny - o Podlasie, o Wołyń, o Ruś Halicką. Co prawda Wielkie Księstwo sięga teraz granicami daleko poza teren rdzennej Litwy, lecz ma to swoje dobre i złe strony. Dobre, bo jest gdzie ulokować różnych bratanków, siostrzeńców, zięciów, szwagrów, a więc zmniejsza się liczba pretendentów do tronu wielkoksiążęcego. Złe, bo książęta litewscy osadzeni na ziemiach ruskich najczęściej żenią się z księżniczkami ruskimi, przyjmują ich religię, język, obyczaj, a nieraz wprost odmawiają uznania nad sobą zwierzchnictwa wielkiego księcia i z lenników stają się przeciwnikami. Nawet wojownicy litewscy osadzeni w zdobytych twierdzach często wsiąkają w nowe otoczenie. Miał już chyba wszystkie te kłopoty twórca potęgi Litwy, wielki książę Mendog (Mindowe). Władał państwem obszernym, lecz rozbijanym wewnętrznie przez niesfornych książąt lennych, tudzież przez różnice wśród poddanych - religijne, językowe, obyczajowe. Dawni poddani, poganie, stanowili mniejszość, nowi, Rusini, wyznawali chrześcijaństwo w obrządku prawosławnym. Ponadto z sąsiedniej Łotwy, opanowanej przez niemiecki zakon kawalerów mieczowych, zwłaszcza z Rygi, napływali kupcy niemieccy wyznania chrześcijańskiego w obrządku rzymskim. Chrześcijanami w obrządku rzymskim byli także główni wrogowie Litwy - dwa niemieckie zakony rycerskie, które się usadowiły na ziemiach Bałtów - krzyżacy i kawalerowie mieczowi. Kawalerowie mieczowi, pobici przez Litwinów w 1236 roku, połączyli się z krzyżakami w jedno państwo. Lecz między terytoriami obu zakonów leżała litewska Żmudź, narażona odtąd na bezustanne najazdy z dwóch stron. W 1251 roku ówczesny wielki książę litewski Mendog przyjął chrzest, a dwa lata później został ukoronowany przez arcybiskupa ryskiego na króla Litwy. Już jednak w 1260 roku porzucił chrześcijaństwo, można więc przypuszczać, że nie przyniosło ono władcy litewskiemu takich korzyści, jakich oczekiwał: zakony rycerskie napadały dalej, książęta lenni nie ulegli czarowi korony, zabiegi o miejsce na tronie jeszcze się wzmogły. Ciągle jednak obracamy się w sferze niejasności i przypuszczeń, dopiero wraz ze wstąpieniem na tron wielkoksiążęcy Giedymina wchodzimy na ścieżkę nieco już przetartą przez historyków, chociaż jeszcze niecałkowicie. Był to władca dużej miary, rozszerzył znacznie granice swego państwa. Nadal jednak nękały go te same problemy, co ongiś Mendoga, zwłaszcza napór krzyżaków. Dlatego doszło do przymierza z Polską, przypieczętowanego w 1325 roku małżeństwem królewicza polskiego Kazimierza z córką wielkiego księcia Aldoną. I Giedymin myślał o chrystianizacji Litwy, nawiązał kontakt z papieżem Janem XXII, popierał akcję misyjną przybyłych na Litwę zakonów - franciszkanów i dominikanów. Działalność misyjna owych zakonów nie przyniosła jednak widocznych rezultatów, przymierze z Polską też okazało się nietrwałe. Oba bowiem kraje rywalizowały z sobą na Rusi. Używamy tu określenia: Ruś, ruski, Rusini, gdyż we wschodniej Słowiańszczyźnie nie istniały jeszcze trzy odrębne narody. Dopiero w drugiej połowie XV wieku wykrystalizowały się różnice językowe i wyodrębniły narody: białoruski, rosyjski i ukraiński. Niektórzy badacze historii Litwy pasjonują się sprawą, skąd właściwie wywodziła się dynastia wielkich książąt, z której do najznaczniejszych przedstawicieli zaliczał się Giedymin. Powstały na ten temat dość obszerne fantastyczne teorie. Dlatego przyjmujemy założenie, że władcy litewscy, podobnie jak wszyscy inni książęta, wywodzili się z ludu, z dawnych litewskich wodzów plemiennych. Według "Genealogii" Włodzimierza Dworzaczka książęta litewscy od niepamiętnych czasów szukali sobie żon wśród księżniczek ruskich. Ruską chyba księżniczką była żona Giedymina Jewna. Z córek dwie wyszły także za książąt ruskich i przyjęły prawosławie, trzy zaś obrządek łaciński (królowa polska Aldona Anna, Elżbieta zamężna za księciem płockim i Eufemia - za halickim Bolesławem Jerzym II). A jednak oficjalnie Litwa była nadal pogańska i Giedymin do końca pozostał w wierze ojców. Czym się kierował wielki książę, gdy na swego następcę wyznaczył czwartego z kolei syna, Jawnutę, trudno dociec. Zwykle następcą bywał najstarszy, czasem najsprytniejszy, pozostali musieli się zadowolić księstwami lennymi. Jawnuta, objąwszy tron w 1341 roku, już w 1345 roku musiał go ustąpić braciom: starszemu Olgierdowi i młodszemu Kiejstutowi, sam objął wyznaczone sobie księstwo zasławskie. Na Litwie wytworzyła się rzadko w dziejach spotykana forma dwuwładzy: było jednocześnie dwóch wielkich książąt, każdy z własną stolicą i odmiennymi uprawnieniami. Olgierd osiadł w Wilnie, zarządzał księstwami ruskimi i zdobywał nowe tereny, Kiejstut zaś gospodarzył w niedalekich Trokach i bronił granic przed krzyżakami. Krzyżacy corocznie ściągali rycerstwo z Europy zachodniej do walki z poganami. Co najmniej dwa, a czasem trzy razy w roku szły niszczące wyprawy "chrześcijan", którzy nie szerzyli chrześcijaństwa, nie prowadzili nawet regularnej wojny, lecz napadali niespodziewanie na wsie i osady, palili, grabili i zabierali ludzi w niewolę. Kronikarz niemiecki, uczestnik jednej takiej wyprawy, na którą udał się wraz z księciem Albrechtem Habsburgiem, opisuje jej przebieg: najeźdźcy wpadli do wsi, gdzie odbywało się wesele, spalili domy, zabrali dobytek, ludzi starych i dzieci wymordowali, a nowożeńców oraz całą młodzież powiązali i pędzili przed sobą jak bydło w niewolę. Zgodne rządy dwu wielkich książąt trwały do śmierci Olgierda w 1377 roku. Obaj zresztą już wcześniej wyznaczyli następców: Olgierd najstarszego syna z drugiego małżeństwa z księżniczką twerską Julianą (pierwsza - witebska Maria - zmarła w 1346 roku) - Jagiełłę, Kiejstut zaś Witolda. Dlaczego wybrali tych właśnie? Czy jako swych ulubieńców, czy też ze względu na zdolności? Późniejsze wydarzenia pokazały, że wybór był trafny, nawet najtrafniejszy z możliwych. Gdyby jednocześnie z Jagiełłą na tronie w Trokach zasiadł Witold, może by zgodne współrządy trwały nadal. Lecz książę Kiejstut żył i nie miał zamiaru oddawać władzy synowi, od początku zaczęło się więc niedobrze. Czy stary książę lekceważył bratanka, czy Jagiełło sam chciał rządzić całym państwem? Dość, że ten później tak niesłychanie przezorny monarcha postawił fałszywy krok: zawarł tajny układ z krzyżakami. Oni mieli mu dopomóc usunąć stryja, a on im odda Żmudź. Krzyżacy podpisali układ skwapliwie - Żmudź rozdzielała bowiem dwie części krzyżackiego państwa: pruską od inflanckiej (dzisiejsza Łotwa i Estonia). Ale - rzecz jasna - ich apetyty wcale się na tym nie kończyły, zależało im więc na rozgrywkach pomiędzy książętami litewskimi. Toteż z treścią układu zapoznali Kiejstuta. Nic dziwnego, że stary książę był wstrząśnięty - przez całe życie bronił ziemi litewskiej przed krzyżakami! Z Trok do Wilna nie było daleko. Kiejstut natychmiast najechał na nie spodziewającego się takiego obrotu sprawy Jagiełłę, pozbawił go tronu wielkoksiążęcego i odesłał do odległego Witebska, gdzie ongiś w młodości władzę sprawował Olgierd. Już po roku jednak sytuacja się odmieniła: Jagiełło zdobył Wilno, stryja zaś uwięził w Krewie, tam też stary książę wkrótce zmarł. Czy była to śmierć naturalna, nie wiadomo. Jagiełło nie oddał Trok Witoldowi, lecz osadził tam swego młodszego brata Skirgiełłę, Witold zbiegł do krzyżaków. Jagiełło był więc wielkim księciem bez współrządcy. Oprócz Witolda, popieranego przez krzyżaków, miał jeszcze innych ewentualnych kontrkandydatów do tronu: pięciu braci przyrodnich, sześciu rodzonych, trzech Witoldowych (dwóch już nie żyło, Butawt był także u krzyżaków), stryja Lubarta, co najmniej czterech synów stryja Narymunta, dwóch Jawnuty, jeżeli nie weźmiemy już pod uwagę szwagrów. Bardzo szczegółowo sytuację tę omówił Marceli Kosman w dwóch książkach: "Wielki książę Witold" i "Władysław Jagiełło". Już na początku swego panowania w 1382 roku Jagiełło uświadomił sobie, że nie może iść sam przeciwko wszystkiemu i wszystkim, a zwłaszcza przeciw zachłannym krzyżakom. Należało zdobyć potężnego sprzymierzeńca, który by miał cele przynajmniej częściowo zbieżne. Najprostsza droga do tego celu to małżeństwo. Jagiełło miał lat około trzydziestu, dotąd nie był żonaty. Ale małżeństwo wiązało się z przyjęciem chrześcijaństwa. Zastanawiające jest, dlaczego Litwa - jedyne państwo w Europie - aż do XIV wieku broniła wiary swych przodków. Dlaczego wielcy książęta, żeniąc się z chrześcijankami i pozostawiając im swobodę wyznania, wydając córki za chrześcijańskich władców i godząc się na zmianę ich wyznania, wreszcie tolerując taką zmianę nawet u swoich synów - wszystkie dzieci Olgierda z pierwszego małżeństwa przyjęły prawosławie - sami trzymali się kurczowo dawnych wierzeń? Przyczyn chyba należy wymienić kilka. Przede wszystkim każdy władca, chociażby najbardziej absolutny, musiał się w jakimś stopniu liczyć z poddanymi. O sile władców litewskich stanowili ich wojownicy, przywiązani do wierzeń przodków, do zwyczajów, do tradycji. Chrześcijaństwo było dość popularne wśród książąt nie jako wyznanie, lecz jako środek do celu: tron księstwa zależnego dla młodszego syna, małżeństwo z panującym dla córki. Zwykły wojownik w zmianie wyznania tego interesu dla siebie nie widział. Chrześcijaństwo ówczesne przychodziło na Litwę najczęściej w postaci zbrojnych napadów, rabunku, pożarów, niewoli, jakże mieli się do niego garnąć? Co prawda przybywali również misjonarze, ale ich praca była mniej widoczna, a głoszonym przez nich zasadom: miłości bliźniego, Boga miłującego ludzkość i poświęcającego się za nią, wyrzeczeń rozkoszy życia, na każdym kroku przeczyli nie tylko krzyżacy. Przeczył również niemal cały oficjalny kościół, tak łaciński, jak i prawosławny. Ofiarę bóstwu na Litwie składał prawdopodobnie książę, w mniejszych zaś miejscowościach bądź najstarszy z rodu, bądź człowiek najbardziej szanowany. Podobnie jak nasi przodkowie kilka wieków wcześniej, Litwini również nie budowali świątyń swym bóstwom, nie mieli też ich posągów. Były natomiast miejsca święte: gaje, pobrzeża wód, miejsca wśród pól. Tam palono święty ogień i składano ofiary. Zachował się opis - wprawdzie późny i niepewny - pogrzebu ciałopalnego, według rytuału pogańskiego. Imienia księcia, którego w ten sposób grzebano, źródła nie podają. Jak czytamy w pracy Marcelego Kosmana "Drogi zaniku pogaństwa u Bałtów", syn wraz z możnymi miał zanieść zwłoki ojca "na stos przygotowany, przy nich złożono broń, miecz, łuk, strzały, sokoły, dwie sfory psów, sługa najmilszy i koń. To gdy płomień ogarnął, z wielkim płaczem i wrzaskiem rzucali poganie na stos pazury rysie... Trwała ta ceremonia do Jagiełły". Jak wieść - równie niepewna - niesie, wraz ze zwłokami Olgierda spalono osiemnaście najpiękniejszych koni, mnóstwo kosztownej uprzęży, odzieży i klejnotów. Na tej też podstawie Adam Mickiewicz w "Grażynie", opisując pogrzeb, wprowadza krzyżackiego wodza, który jako jeniec miał spłonąć żywcem wraz z nieboszczykiem. Może istotnie Litwini, wierząc w życie pozagrobowe, przeznaczali na stos przedmioty, których zmarły używał za życia, palenie jednak żywych ludzi już w owych czasach wydaje się anachronizmem. Jak już wspomniano, Jagiełło, chcąc umocnić swoje państwo, musiał szukać odpowiedniej partii do małżeństwa. Księżna matka doradzała córkę wielkiego księcia moskiewskiego Dymitra Dońskiego, rzecz była jednak nie do przeprowadzenia. Przede wszystkim między obu panującymi - moskiewskim i litewskim - istniał poważny spór. Księstwo moskiewskie rozpoczęło bowiem łączenie ziem ruskich w jedno państwo, a przecież znaczne obszary należały do Litwy. Po wtóre przyjęcie chrześcijaństwa w obrządku wschodnim nie zabezpieczyłoby Litwy przed krzyżakami. Cały Zachód uważał prawosławie za herezję niebezpieczną na równi z pogaństwem i wymagającą zwalczania mieczem. W tymże 1382 roku - roku śmierci Kiejstuta - zmarł król węgierski i polski Ludwik, a wyścig do tronu polskiego pomiędzy kandydatami na zięciów Ludwika jeszcze się zaostrzył. Ponoć już w rok później, zanim najmłodsza z córek przybyła do Krakowa, możnowładcy polscy porozumiewali się z Wilnem co do jej ewentualnego małżeństwa. Potem nastąpił układ w Krewie, potwierdzony w Wilnie, i podróż Jagiełły do Polski. Tu wraz z ręką młodziutkiej królowej czekała go korona. Jakiż był ten Jagiełło - czy Jagel, bo i taka forma imienia występuje - a od 15 lutego 1386 roku Władysław? Zachowały się dwa opisy jego wyglądu zewnętrznego: jeden sporządzony w chwili, gdy wielki książę przekroczył granicę w drodze do Krakowa, drugi - późniejszy o pięćdziesiąt lat - Długoszowy. Na granicy państwa w imieniu królowej witał Jagiełłę wojewoda krakowski, Spytko z Melsztyna, a towarzyszył mu zaufany dworzanin Jadwigi, który miał jej donieść co rychlej, jak też wygląda ten przyszły małżonek. Relację Zawiszy cytowaliśmy na początku. Długosz w chwili śmierci króla miał lat dziewiętnaście, mógł go więc nieraz widzieć, tyle że jako osiemdziesięcioletniego starca, i chyba nie z bliska. Nie należał do możnych tego świata, którzy bywają u monarchów, jak chociażby dziewiętnastoletni Spytko z Melsztyna. Oto relacja Długosza: "Wzrostu był miernego, twarzy ściągłej, chudej, u brody nieco zwężonej. Głowę miał małą, podłużną, prawie całkiem łysą (nie od urodzenia chyba!), oczy czarne i małe, niestatecznego wejrzenia, ciągle latające (Zawisza stwierdził "wejrzenie wesołe"), uszy duże, głos gruby, mowę prędką, kibić kształtną, lecz szczupłą, szyję długą." Ujemne cechy, jakie dojrzał młody Długosz u starego króla, nie były tylko objawami starości: to echo słów i poglądów jego dobroczyńcy i długoletniego zwierzchnika, Zbigniewa Oleśnickiego. Niechęć zwierzchnika przejął Długosz w takim stopniu, że w charakterystyce króla niejednokrotnie sam sobie przeczy. "Na trudy, zimna, zawieje i kurzawy dziwnie był cierpliwy..." A w innym miejscu: "Sypiać i wczasować się lubił aż do południa, toteż mszy świętej rzadko o właściwym czasie słuchał". Jagiełło był zapalonym myśliwym, co i Długosz przyznaje. W ogóle wielkie łowy były rozrywką królów, a sfora psów myśliwskich czy sokoły to elegancki i ceniony prezent. Ale przecież nie polowało się wówczas na zające czy kuropatwy! Przedmiotem królewskich łowów był zwierz królewski: żubr, tur, niedźwiedź, dzik, wilk, jeleń, ostatecznie sarny, lisy. Fuzji myśliwskiej jeszcze nie wynaleziono, chociaż broń palna była już w użyciu, głównie armaty. Myśliwy zaś szedł z łukiem, oszczepem, toporem. Zwierz źle trafiony często bywał niebezpieczny. Ileż więc trzeba było wykazać siły fizycznej, zręczności, celnego oka i zdolności przewidywań, żeby mieć takie trofea! A Jagiełło je miał! Rzadkie ptactwo - głuszce, cietrzewie - podchodziło się nocą, nieraz przy mrozie. Na bobry wyczekiwano godzinami, są to bowiem niesłychanie płochliwe i zwinne zwierzęta. Dziwnie co najmniej brzmi zarzut o wylegiwaniu się w łożu króla, który już miał wówczas osiemdziesiąt lat. "Nierozważną szczodrością i rozrzutnością więcej krajowi czynił uszczerbku niż inni chciwością i łakomstwem." I znowu nieco dalej: "Ozdób powierzchownych i szat wytwornych nie lubił; chodził zwykle w baranim kożuchu suknem pokrytym, rzadko brał na siebie strój wykwintniejszy, na przykład płaszcz z szarego aksamitu, bez ozdób i bez złotogłowiu, i to tylko na większe uroczystości." Więc jak? Rozrzutny czy oszczędny? Niektórzy badacze twierdzą, że wprost skąpy, wśród rachunków dworu znalazł się i taki: "za naprawę starych sukien królewskich", a więc Jagiełło chodził w łatanej odzieży. Antoni Prochaska przytacza inne wydarzenie: gdy król miał przyjąć hołd hospodara mołdawskiego, nie posiadał zaś stosownego płaszcza, wziął więc taki od jednego ze swoich wojewodów, a zapłacił mu, zapisując sto grzywien na dobrach królewskich. Ale jeśli spojrzymy na postępowanie Jagiełły w dłuższym okresie, w różnych sytuacjach, musimy stwierdzić, że było inaczej: oszczędny w życiu codziennym, tam, gdzie było można i trzeba, umiał przecież błysnąć szczodrobliwością i przepychem, gdzie należało. Królową Jadwigę zaraz na wstępie obsypał klejnotami, każdy z panów polskich otrzymał cenny upominek, na przykład wojewoda Spytko z Melsztyna królewskie sandały koronacyjne haftowane perłami. Na przygotowany zjazd z królewską parą węgierską Jagiełło polecił zakupić trzydzieści łokci czarnego aksamitu na kaftany dla siebie i dla księcia Witolda, oraz tyleż białego jedwabiu na podbicie tych kaftanów. Do zjazdu nie doszło, lecz te kaftany gdzieś się chyba nosiło, nie tylko ów powtarzany do znudzenia barani kożuszek. Na prezenty w owych czasach wydawano krocie i Jagiełło - może mniej - ale też wydawał: a to złoty pierścionek dla księżnej Witoldowej, zwłaszcza w okresach nieporozumienia z księciem, a to kosztowne złote kolczyki dla księżnej Aleksandry i nieco skromniejsze dla jej panien, a to tkaniny na dwanaście sukien w różnych kolorach dla nie wymienionej z imienia księżnej, a to kilka szub podbitych kunami dla wielkiego mistrza jako rewanż za srebrne misy - wymiana darów przy podpisywaniu układu w Raciążu. Nie ma wątpliwości, że król Władysław wiedział, gdzie należy zabłysnąć, i umiał to uczynić. Dowody? A chociażby ów wjazd w 1404 roku na spotkanie z królem Wacławem we Wrocławiu z sześciotysięcznym orszakiem, który tak zdumiał i zachwycił nieżyczliwych przecież mieszczan wrocławskich! Co najmniej tak samo strojnie i wspaniale zapewne wyglądał orszak Jagiełłowy w czasie podróży na Węgry w 1412 roku. "W prowadzeniu wojen niedbały i ciężki - pisze Długosz - wszystko staranie na wodzów i zastępców składał." Otóż król Władysław z zasady kierował sam każdą wyprawą wojenną. Sam osobiście dowodził oblężeniem Bydgoszczy w 1409 roku, pod Grunwaldem i w czasie tak zwanej wojny głodowej, w 1414 roku, i w następnych. Dopiero pod koniec życia godził się na wysyłanie dowódcy. Nie będziemy tu wyliczać wszystkich walorów Jagiełły jako wodza, czytelnik znajdzie je w innych książkach, podkreślamy tylko, że charakterystyka Długosza - chociaż tak zasłużonego autora "Dziejów Polski" - jest niesłuszna, krzywdząca, że król nie został doceniony jako wódz. Opinia ta pokutowała długo, a zwycięstwa króla przypisywano księciu Witoldowi. Jak dowiódł profesor Stefan Maria Kuczyński, nie był też Jagiełło takim prostakiem, za jakiego uważali go dawniejsi historycy. Wbrew powszechnej opinii umiał na przykład pisać. Życie Jagiełły trzeba podzielić na kilka etapów, dość od siebie różnych. Pierwszy - do śmierci ojca. Jagiełło w chwili śmierci Olgierda miał około dwudziestu sześciu lat, był więc człowiekiem dojrzałym, w pełni ukształtowanym, lecz nie wiemy o nim absolutnie nic. Etap drugi, lata 1382_#1385 książę rozpoczął od następujących kroków, które trudno uznać za słuszne: układ z krzyżakami kosztem Żmudzi; uwięzienie Kiejstuta; uwięzienie księcia Witolda. Wynika z tego, że Jagiełło przejął kierunek polityki Olgierda - parcie na wschód, na ziemie ruskie. Gdyby się nawet to wszystko udało, z całą pewnością nie udałoby się jedno: zahamowanie apetytów krzyżackich. Kawałek Żmudzi na pewno by ich nie zaspokoił, a wielki książę, zaabsorbowany opanowywaniem niezmierzonych obszarów Rusi, byłby wobec nich bezsilny. Drugie niebezpieczeństwo: nieliczny stosunkowo naród litewski mógł się rozpłynąć wśród znacznie liczniejszych, górujących nad nim kulturalnie i gospodarczo narodów ruskich. Były to przecież czasy istnienia bogatych i wpływowych republik kupieckich Pskowa czy Nowogrodu, które nawet w dziedzinie sztuki pozostawiły znaczny dorobek. Nielojalność krzyżacka wobec nowego partnera dopomogła Jagielle dojrzeć niebezpieczeństwa dotychczasowego kierunku polityki i poszukać nowych dróg. Już ponoć w 1383 roku, kiedy jeszcze nie zostało ustalone ostatecznie, która z córek Ludwika zasiądzie na tronie polskim, miał przybyć wysłannik panów polskich z propozycją do wielkiego księcia, aby został mężem królewny i królem polskim, ale dopiero w 1385 w Krewie spisano pierwszą wersję układu. Od tego momentu - wydaje się - Jagiełło zmienił radykalnie kierunek swej polityki: Za najbardziej niebezpiecznych uznał agresywnych feudałów niemieckich, dla których awangardę stanowiły zakony rycerskie. Odtąd będzie robił wszystko, aby tej agresywności postawić tamę. Poświęci na to najlepszy okres swego życia - trzydzieści pięć lat. Już od marca 1386 roku król polski najpierw stara się zaspokoić pretensje swoich rywali do ręki królowej Jadwigi i tronu polskiego. A więc wypłaca Habsburgom owe dwieście tysięcy dukatów, które zgodnie z układem zawartym przez króla Ludwika z Habsburgami miała zapłacić strona zrywająca stronie poszkodowanej. Oprócz Wilhelma Habsburga był jeszcze jeden pretendent: książę mazowiecki Ziemowit. Ten ponoć zamierzał nawet porwać Jadwigę przy wjeździe na Wawel, siłą poślubić i automatycznie uzyskać tron. Jest to chyba jeszcze jedna z wielu legend, jakie wokół Jadwigi powstały. Gdy królewna przybyła do Polski, miała dziesięć lat i osiem miesięcy, żadną miarą więc według ówczesnych przepisów prawa kościelnego nie mogła nikogo poślubić. Książę mazowiecki co prawda sam sobie wynagrodził stratę, bo zagarnął Kujawy, ale para królewska doszła z nim do porozumienia: w zamian za zwrot Kujaw otrzymał odszkodowanie w wysokości dziesięciu tysięcy kóp groszy praskich, a ponadto zaproponowano mu małżeństwo z najmłodszą siostrą króla Władysława - Aleksandrą, wszedł więc do najbliższej rodziny królewskiej. Ponieważ więcej zwolenników Ziemowita było w Wielkopolsce, para królewska wyprawiła się w podróż po tej części kraju. Kontakty osobiste, uczty, udział w sądach, wysłuchiwanie próśb i żalów, drobne przywileje i dary - wszystko to musiało usposobić korzystnie opinię powszechną. W kilka miesięcy po przyjęciu chrztu Jagiełło udał się na Litwę. Królowa mu nie towarzyszyła, gdyż w tym samym czasie musiała wypełnić inne zadanie. Udało się natomiast z królem mnóstwo panów polskich - duchownych i świeckich - których odtąd często będziemy spotykać w jego otoczeniu. Długosz szczególnie podkreśla osobisty udział króla Władysława w chrzcie Litwy: gasił święte ognie, wycinał święte gaje, osobiście nauczał zasad nowej religii, gdyż towarzyszący mu duchowni przeważnie nie znali języka litewskiego. Ponieważ kandydatów do chrztu miało być bardzo dużo, chrzczono więc przez zanurzanie w wodzie bieżącej - rzece, jeziorze - i całym grupom nadawano jedno imię. Można sobie wyobrazić, jakby to wyglądało w praktyce, gdyby cała wieś na przykład miała samych Piotrów, a inna Pawłów. Tylko że na pewno wszyscy nadal używali starych imion litewskich. Przyjmowanie nowej religii odbywało się początkowo na zasadzie dobrowolności, co nie znaczy, że nie było żadnych form nacisku. Możni, których wyróżniono chrzcząc osobno, nie z prostym ludem, jednocześnie uzyskiwali przywileje niedostępne nie tylko poganom, lecz nawet prawosławnym, na przykład prawo dziedziczenia majątku po ojcu przez syna. 22 lutego 1387 roku Jagiełło wydał rozporządzenie, że wszyscy Litwini muszą przyjąć obrządek łaciński, dwóch opozycyjnych bojarów prawosławnych miał nawet ukarać śmiercią. Ludowi przy chrzcie rozdawano szaty sukienne. Litwa była "lniana" i "skórzana", odzież sukienna stanowiła znaczną pokusę. Zgorszony Długosz opowiada, że niektórzy przyjmowali chrzest po kilkakroć, w różnych miejscowościach, chrzest bowiem nie zostawiał śladu, a więcej szat nie zaszkodzi. A przecież nie dla szat książę Witold chrzcił się trzykrotnie: dwa razy w obrządku łacińskim i raz w prawosławnym. Nie obciąża to absolutnie Jagiełły, postępował jak inni, a nawet jak na neofitę bardzo umiarkowanie. Niszczył miejsca starego kultu, zakładał świątynie, dawał przywileje nowochrzczeńcom, wyznaczał biskupów i proboszczów, lecz nie prześladował. Szeroka tolerancja to wielka cnota władców litewskich. Nikt nie szukał po lasach i pustkowiach wyznawców starego kultu, mogli spokojnie składać ofiary starym bogom. Na pewno jeszcze przez kilkadziesiąt lat kwitł kult boga piorunów. Tak było wszędzie. Polska przyjęła chrześcijaństwo czterysta lat wcześniej, a jeszcze w XIV wieku zachowała wiele obrzędów i praktyk pogańskich. Mnich cysterski z Rud pod Raciborzem w poradniku dla spowiedników wymienia takie: "W noc Bożego Narodzenia zastawiają stół dla królowej nieba... aby ich wspomagała..." "W nowych domach... zakopują w kątach mieszkania albo za piecem garnki z różnymi przedmiotami na cześć bogów domowych..." "Gdy się odbywa wesele, odprawiają dziwne obrzędy..." "Odgryzają kawałek chleba i sera i rzucają przez głowę, aby zawsze żyli w dostatku." "Chcąc znać przyszłość jak Bóg, zważają na sny, wierzą w znaki, robią horoskopy z ognia, leją gorący ołów, aby zbadać losy ludzi." Chłopi niemieccy mieli odprawiać obrzędy pogańskie do początków Xv wieku, czyli około siedmiuset lat po przyjęciu chrześcijaństwa, a na Rusi nawet do XVI wieku. Dość specyficzna była sytuacja kościoła wschodniego w państwie polsko_litewskim. Już Kazimierz Wielki, przyłączywszy do Polski Ruś Halicką, chociaż składał papieżowi obietnice, że zaprowadzi w niej obrządek łaciński, nie popełnił błędu swego poprzednika Bolesława Jerzego II Trojdenowicza, który został zamordowany. Król budował wprawdzie kościoły, zakładał biskupstwa i parafie, ale dla ludności napływowej, dla miejscowej zaś, wyznającej prawosławie postarał się o zwierzchnika za zgodą patriarchy konstantynopolitańskiego. Chodziło bowiem o to, aby zwierzchnik kościoła wschodniego z terenów należących do Polski nie podlegał komuś poza granicami państwa. Metropolitą Rusi Halickiej został Antoni, a podlegały mu biskupstwa: włodzimierskie, przemyskie, chełmskie i halickie, to ostatnie przeniesione później do Lwowa. Podobnie stało się na ziemiach ruskich włączonych do wielkiego Księstwa Litewskiego. Władcy z tych samych względów, co i król Kazimierz, żądali odrębnej organizacji kościelnej. Na metropolitę patriarcha wyznaczył światłego mnicha bułgarskiego Cypriana, który osiadł w Kijowie, a podlegały mu diecezje: kijowska, czernihowska, połocka, smoleńska i turowska. Jagiełło zastał więc kościół wschodni zorganizowany, a był on mu bliski, chociażby i z tego względu, że to wyznanie jego matki, prawdopodobnie jego babki, a także jego starszych przyrodnich braci i sióstr oraz niektórych rodzonych. Z metropolitą Cyprianem przyjaźnił się i obaj, zapewne nie bez udziału królowej Jadwigi, postanowili w 1396 roku wszcząć sprawę unii obu kościołów chrześcijańskich. Król na subtelnościach teologicznych się na pewno nie znał, chodziło mu o to, aby ściślej zjednoczyć ludy, którym panował. Unia kościelna zaś mogła temu dopomóc. Natomiast metropolita Cyprian był wybitnym teologiem. Jeżeli i on widział możliwości unii, to znaczy, że pomysł miał całkowicie realne podstawy. A jakie różnice między obu kościołami chrześcijańskimi istniały dla prostego człowieka? Głównie były to dość nieistotne różnice zewnętrzne: układ świątyni, znaki kultowe, na przykład kształt krzyża i najważniejsza - język liturgii - na wschodzie narodowy, na zachodzie łacina. Tę jednak, która się rzucała w oczy najbardziej, określił cynicznie król węgierski Zygmunt Luksemburczyk, pretendujący do tytułu świeckiej głowy kościoła: - Różnica między Wschodem i Zachodem jest taka, że tam duchowni żyją w związkach małżeńskich, u nas zaś w konkubinatach. Niestety do unii kościelnej ani wówczas, ani później nie doszło. Gdy metropolita Cyprian zmarł w 1406 roku, książę Witold zażądał nominacji dla arcybiskupa połockiego Teodozego, ale pod warunkiem, "aby zasiadł w Kijowie po staremu i rządził cerkwią po bożemu jako nasz, my bowiem za wolą bożą miastem Kijowem rządzimy". Patriarcha jednak przysłał swojego człowieka, którego książę Witold nie dopuścił do objęcia metropolii. Kilka lat ciągnął się spór, wreszcie król Władysław i książę Witold zdecydowali się załatwić sprawę według własnego uznania. Piętnastego listopada 1415 roku w Nowogródku zebrali się wszyscy biskupi prawosławni z terenu całego zjednoczonego państwa polsko_litewskiego i wybrali nowego metropolitę, także Bułgara, krewnego zmarłego Cypriana, Grzegorza Camblaka. Patriarcha nie uznał wyboru, ale nikt się tym nie przejmował, a król powrócił do pomysłu unii kościelnej. Był to okres soboru w Konstancji. Król najpierw wysłał na sobór uczonego, Teodoryka z Konstantynopola, wikariusza generalnego zakonu dominikanów, z odpowiednią propozycją, a następnie wyprawił samego metropolitę. Dziewiętnastego lutego 1418 roku Grzegorz Camblak, prowadzony przez arcybiskupa Mikołaja Trąbę i biskupa płockiego Jakuba Kurdwanowskiego z orszakiem liczącym trzystu ludzi wkroczył do katedry w Konstancji. W orszaku znajdowało się dziewiętnastu biskupów, książęta i bojarzy, Rusini, Tatarzy, Wołosi i Mołdawianie, zakonnicy bazylianie, przedstawiciele miast: Łańcuta, Przemyśla, Gródka, Lwowa, Kijowa, Wilna, Smoleńska, Brańska, Staroduba i Nowogrodu Wielkiego. Camblak przemawiał po rusku, a profesor praski Maurycy Rwaczka tłumaczył na łacinę. "Posłuchanie zakończono odczytaniem pism wysłanych w sprawie unii przez Jagiełłę i Witolda, po czym metropolitę i jego towarzyszy dopuszczono do ucałowania nóg, rąk, i twarzy ojca świętego." I na tym się skończyło. Projekt unii zmarł wraz ze śmiercią metropolity. Coś się jednak zmieniło. Gdy bowiem po śmierci Kazimierza Wielkiego wyszła na jaw jego korespondencja z patriarchą w Konstantynopolu w sprawie wyboru metropolity halickiego, na głowę zmarłego króla posypały się gromy. Jagielle ani Witoldowi nikt tego nie wziął za złe. Rzecz ciekawa, jakim też chrześcijaninem był Jagiełło? Co do niego dotarło z tej nowej religii? Spróbujmy przenieść się myślą w tamte czasy i wczuć w sytuację tego człowieka. Oto czytają mu ewangelię o narodzeniu Chrystusa: urodził się w ubogiej stajence, położono go w żłobie, jego opiekun zarabiał na chleb pracą jako cieśla. A duchowny, który to czyta, ma na sobie szatę kapiącą od złota, haftowaną perłami wielkości ziarn fasoli, na szyi gruby złoty łańcuch, a na nim krzyż ze szlachetnych kamieni. Każdy z tych kamieni kosztuje więcej niż wynosi majątek średnio zamożnego szlachcica. Oto dostojnik blisko związany z dworem królewskim, przez pewien czas kanclerz królowej Jadwigi, potem biskup krakowski Piotr Wysz, złożył przysięgę, że gdyby nawet musiał iść na wygnanie, nie ustąpi ani grosza z dziesięcin ściąganych od ludności wiejskiej dla duchowieństwa. Można by przytoczyć długą listę takich przykładów. Co prawda i lista zasług nie byłaby krótsza, lecz to nie usprawiedliwia tamtego. Uczono króla dziesięciorga przykazań, wśród nich: nie zabijaj! Przez małżeństwo z królową Jadwigą wszedł do jednej z najświetniejszych dynastii panujących w Europie zachodniej: we Francji, Neapolu, na Węgrzech. Spójrzmy na dzieje tej dynastii pod kątem tego przykazania: 1. pradziadek Jadwigi, królewicz neapolitański Karol Martel, został otruty przez własnego brata; 2. jej stryja Andrzeja uduszono na rozkaz jego własnej żony, królowej Neapolu Joanny I; 3. Joannę kazał zgładzić w ten sam sposób ojciec Jadwigi, król Ludwik, kuzynowi księciu Durazzo, późniejszemu Karolowi III; 4. Karol III został zamordowany z polecenia matki Jadwigi, Elżbiety Bośniaczki, w jej własnej komnacie; 5. Elżbieta zginęła z ręki zwolenników Karola. A czy to tylko w rodzinach panujących? Biskup wyspy Ozylii, Kubant, spisał wszystkie krzywdy, jakie krzyżacy wyrządzili w jego diecezji, i zawiózł do Rzymu. Było tego aż 233 pozycje. "Że też nie uprzątnięto biskupa po drodze! - pisał z Rzymu poseł krzyżacki do wielkiego mistrza. - Należało go wrzucić w morze, byłoby mniej kłopotu! Zmarły mniej szkodzi!" Zapewne pouczano króla Władysława: nie cudzołóż! A co widział wokół? Głośne przecież były romanse króla Kazimierza, a jego ostatni nielegalny syn zmarł właśnie w 1386 roku. Najbliższy wieloletni powiernik i doradca Jagiełły, Mikołaj Trąba, był synem księdza. Nielegalnych synów miał mieć równie blisko tronu stojący kierownik kancelarii (protonotariusz) Mikołaj Kurowski, kolejno biskup poznański, włocławski, wreszcie arcybiskup. Janko z Czarnkowa wydaje opinię wyjątkowego rozpustnika biskupowi krakowskiemu Zawiszy z Kurozwęk, nawet przyczynę śmierci miał stanowić fakt, że biskupa wdrapującego się w nocy za dziewczyną na stóg siana ktoś zrzucił wraz z drabiną. Co prawda kronikarz może przesadził, gdyż Zawisza był jego zwycięskim rywalem, lecz takie sprawy zdarzały się często. Dowód: uchwały synodów diecezjalnych zakazujące duchownym żyć z kobietami, utrzymywać kobiety itp. Uchwały powtarzają się co kilka lat, więc widocznie nikt się nimi nie przejmował. Głośna z romansów była wspomniana już królowa Neapolu Joanna I. W 1373 roku wracała przez Neapol z pielgrzymki do Ziemi Świętej szwedzka prorokini, księżniczka Brygida, w towarzystwie córki Katarzyny i syna Karola. W Neapolu podówczas panowała epidemia, lud więc błagał Brygidę, aby modłami odwróciła klęskę. Tymczasem królowa poczęła romansować z synem szwedzkiej świętej, co tak zirytowało Brygidę, że uznała epidemię jako karę boską za grzechy królowej. Gdy z kolei Karol padł ofiarą epidemii, Brygida miała dziękować Bogu, iż go uchronił od grzesznego romansu. Joanna jednak wspaniałymi darami uspokoiła szwedzką świętą i ta wyjechała. Nawet matka królowej Jadwigi, Elżbieta Bośniaczka miała faworyta w osobie swego cześnika Błażeja Forgacza, tak przynajmniej uważają niektórzy historycy. Król Władysław wypełniał jednak praktyki religijne dość skrupulatnie. Zbyt wiele oczu bowiem śledziło każdy jego krok. Niektóre ówczesne obrzędy chrześcijańskie bliskie były praktyk pogańskich, na przykład kult świętych miejsc, z czym wiązała się sprawa odpustów, kult relikwii. W miejscu "świętym" znajdował się bądź grób człowieka, którego kościół po śmierci kanonizował, bądź obraz lub krzyż "cudami słynący", czasem źródło. Należało odprawić pielgrzymkę, ale nieraz już samo postanowienie pielgrzymki miało przynosić rezultaty - głównie wyzdrowienie z choroby. W tych "cudownych" uzdrowieniach mogła być część prawdy: źródła z zawartością minerałów, których brak w organizmie, zmiana klimatu, wreszcie autosugestia, silne napięcia emocjonalne powodujące zmiany organiczne. Znacznie bardziej kłopotliwa do uznania jest sprawa odpustów. Papież przyznawał określonym miejscom - kościołom, kaplicom, klasztorom - prawo do udzielania odpustów, czyli odpuszczania grzechów. Zwykle stawiano petentowi jakieś warunki - spowiedź, wysłuchanie iluś tam mszy, leżenie krzyżem, czasem nawet na progu kościoła, że wchodzący i wychodzący musieli deptać leżącego pokutnika, obchodzenie świętego miejsca na klęczkach itp. oraz złożenie pewnej ofiary pieniężnej. Papież pobierał za swoją czynność jednorazową sumę, natomiast miejsce obdarzone prawem odpustu czerpało z tego nieustające zyski. Z czasem udzielano również prawa do odpustów pojedynczym duchownym. Wszystko to doprowadziło wkrótce do kolosalnych wypaczeń, a nawet nadużyć. Rektor uniwersytetu praskiego, wybitny uczony Jan Hus, kpił, że już nieomal każda stajnia ma prawo udzielania odpustów. Wędrowni mnisi, często zwykli oszuści, za odpowiednio wysoką zapłatą odpuszczali grzechy przeszłe, teraźniejsze, a nawet przyszłe. Każdy kraj miał oczywiście swoje "miejsce święte", pewniejszą jednak drogą do nieba była pielgrzymka do Rzymu, a już najpewniejszą - do Ziemi Świętej. Ale biedaka nie stać było na daleką i kosztowną podróż. Wbrew więc tekstowi Ewangelii, że łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego, bogaci byli uprzywilejowani, mieli pieniądze, mogli się wybrać w podróż trwającą nieraz do dwóch lat. A jeżeli coś im stawało na przeszkodzie - stan zdrowia, interesy - mogli sobie wynająć zastępcę. Istnieli zawodowi pątnicy, którzy - wziąwszy zaliczkę na koszt podróży - zjawiali się po wielu miesiącach, wracając rzekomo z Jerozolimy, opowiadając widziane cuda, bo i tak nikt tego nie sprawdził, przywożąc gałązki z oliwki, pod którą nastąpiło przemienienie pańskie, kwiatki z łąk betlejemskich i tym podobne rzeczy, które za grube pieniądze sprzedawali. Gałązki oliwne, gwóźdź z krzyża Chrystusowego, nitka z chustki Matki Boskiej były to rzeczy błahe w zestawieniu z relikwiami sensu stricto, czyli szczątkami zwłok ludzi uznanych przez kościół za świętych. Zwłoki człowieka, który zmarł przed kilku lub kilkunastu laty, cięto na kawałki i rozwożono po całym chrześcijańskim świecie. Miały posiadać cudowną moc, chronić od nieszczęść i chorób, oprawiano je więc w złoto i srebro, dekorowano drogimi kamieniami i uważano za niezwykłe wprost skarby. Namiętnym zbieraczem relikwii był cesarz Karol IV, a także Ludwik Węgierski. Ludzie tak byli przekonani o nadzwyczajnej mocy relikwii, że na wieść, jakoby pod Grunwald krzyżacy mieli przywieźć jakieś zgoła niezwykłe cudowności, na wojska polskie padł strach. Relikwie więc miały bronić nie sprawy słusznej, lecz posiadacza! Mimo wszelkich błędów i wypaczeń Kościół ciągle stanowił potęgę, której nic nie można było przeciwstawić, z którą należało się liczyć. W skład społeczności chrześcijańskiej obrządku łacińskiego wchodziło wiele narodów, w owych czasach jednak każdy kraj był rozbity na drobne słabe państewka, których władcy wydzierali sobie nawzajem ziemie, miasta, zamki. Stosunkowo najbardziej agresywni, no i najliczniejsi byli Niemcy. Ich awangardę zaś stanowiły zakony rycerskie, przede wszystkim zakon krzyżacki. Każda sprawa pomiędzy krzyżakami a ich przeciwnikami znajdowała natychmiast gromki odzew na wszystkich dworach mniejszych i większych feudałów niemieckich, każde hasło propagandowe powtarzano w wielu tonacjach od Odry po Ren. Głównym hasłem była obrona rzekomo zagrożonej religii. Długosz ocenia króla Władysława jako człowieka słabego umysłu. Widocznie takie sprawiał wrażenie: niepozorny, małomówny, wszystko wpierw musiał rozważyć, zanim powziął decyzję. "Słówko niebaczne wyleci z ust ptaszkiem, a powróci wołem!" - miał mawiać. Jeżeli natomiast osądzimy czyny, to ukaże się jako gracz nie lada, jako polityk dużego kalibru. Chrześcijaństwo przyjął ze względów politycznych, a teraz musiał je wykorzystać - wbrew krzyżakom i wbrew popierającym ich Niemcom. Należało więc najpierw zdobyć stosowną pozycję w tym nowym świecie. Mówiliśmy już, że przez małżeństwo z królową Jadwigą Jagiełło wszedł w pokrewieństwo z trzema znacznymi dworami europejskimi. Jednocześnie przez to samo małżeństwo, a jeszcze bardziej przez drugie - z Anną celejską - stał się krewnym Luksemburgów. Sprawa wygląda nieco zabawnie, pomimo iż jest najprawdziwsza: pierwsza córka Jagiełły, Elżbieta Bonifacja - była w najprostszej linii prawnuczką Władysława Łokietka, zupełnie tak samo jak król czeski Wacław Luksemburczyk; druga zaś - Jadwiga, zrodzona z królowej Anny - to prawnuczka samego Kazimierza Wielkiego, podobnie jak Zygmunt Luksemburczyk, jego brat Jan Zgorzelecki oraz siostra Anna, która wyszła za mąż za króla angielskiego Ryszarda II. Oczywiście dwie pierwsze żony Jagiełły były również spokrewnione z wszystkimi Piastami - śląskimi, mazowieckimi, kujawskimi oraz z książętami pomorskimi. Wkrótce jednak okazało się, że nie tylko poprzez żony wchodzi się w grono panujących w Europie. Otóż wszystkie trzy księżne mazowieckie były Litwinkami: siostra Jagiełły Aleksandra - Ziemowitowa, oraz dwie siostry księcia Witolda: Danuta Anna - Jamuszowa i Ryngałła - Henrykowa. Ryngałła wkrótce owdowiała i wyszła powtórnie za mąż za księcia mołdawskiego Aleksandra, który się uznał lennikiem Jagiełły. Siostra królewska Jadwiga wyszła za księcia oświęcimskiego Jana, a Katarzyna Wilhejda za księcia meklemburskiego. Dwie bratanice: Helena Korybutówna została żoną księcia raciborskiego Jana, a Jadwiga Towciwiłówna - pomorskiego Darnima V. Brat Jagiełły - Wigunt pojął za żonę córkę księcia opolskiego Władysława, Elżbietę. Gdy wreszcie Cymbarka, córka Aleksandry i Ziemowita, a więc siostrzenica królewska, została księżną austriacką jako żona Ernesta Habsburga, okazało się, że Olgierdowicze i Kiejstutowicze bądź Olgierdówny i Kiejstutówny obsiadły trony połowy Europy. Nie była to rodzina zgodna. Podobnie jak brat Jagiełły, książę połocki Andrzej, później drugi - Świdrygiełło, wreszcie dwukrotnie Witold zwracali się do krzyżaków o pomoc przeciwko Jagielle, w tej wielkiej rodzinie panujących nie było inaczej. Luksemburczycy walczyli między sobą i zawiązywali sojusze za i przeciw. Częściej szkodzili królowi polskiemu, niż mu pomagali, ale wskutek tych różnorodnych powiązań rodzinnych miał Jagiełło o wiele więcej możliwości działania, a przede wszystkim dopływ wiadomości. Jagiełło miał świetnie zorganizowany wywiad, zwłaszcza w Malborku i Budzie, lecz chyba także w Pradze, Wrocławiu, i innych ważniejszych miejscach, Co prawda i on był pilnowany nie najgorzej, widocznie jednak gorzej, skoro krzyżacy nie zdawali sobie sprawy z rozmiarów przygotowań króla polskiego do wojny. Od początku panowania Jagiełło za pomocą pertraktacji usiłuje odzyskać ziemie polskie i zapobiec najazdom na Litwę. Idą listy i poselstwa w obie strony, organizuje się spotkania i zjazdy, pośredniczą legaci papiescy i Luksemburgowie, niestrudzenie działa królowa Jadwiga - ustnie i pisemnie, prośbą i groźbą - wszystko bez rezultatu. Polska nie może rezygnować, a krzyżacy nie chcą. Jednocześnie więc trwają przygotowania do wojny. Muszą trwać długo, gdyż potencjał militarny i gospodarczy krzyżaków nie ma sobie równego. Przykładem mogą być owe zawrotnie wysokie sumy, którymi się przepłaca króla węgierskiego, czeskiego, królową Barbarę, książąt pomorskich, Władysława Opolczyka, wreszcie niektórych zdrajców sprawy polskiej, jak chociażby Ścibora ze Ściborzyc. W 1409 roku król jest gotów do wojny. Ale dopóki krzyżacy zaczynają od napadu na Litwę, zawsze się zdołają zasłonić przed opinią światową, że działają dla dobra religii. Wiadomo przecież, że na Litwie nikogo nie nawracano siłą, że tu i ówdzie mogły się jeszcze tlić ogniska starych bogów. Należało tak poprowadzić sprawy, aby zakon najechał na Polskę, kraj chrześcijański od czterystu lat, gdzie na tronie zasiadała córka króla Ludwika, którego krzyżacy uważali za swego dobrodzieja, kraj, ongiś oddany w opiekę papiestwa i z tego tytułu płacący specjalną daninę - świętopietrze. I król dopiął celu. Co prawda miał znakomitych dyplomatów, umiał sobie dobierać ludzi. Główni doradcy w zakresie polityki zagranicznej, arcybiskup Mikołaj Kurowski i podkanclerzy Mikołaj Trąba, nieomal na krok nie odstępowali króla. Jak widać z rachunków dworu w Nowym Korczynie, podkanclerzy towarzyszył Jagielle we wszystkich polowaniach z sokołami i bez sokołów, z psami i bez. Bo i na polowaniach przyjmowano obcych posłów i własnych wysłanych w określonych celach. Na czele poselstwa do Malborka pojechał arcybiskup Mikołaj Kurowski i spisał się znakomicie. Chodziło o zwrot twierdz, które krzyżacy bezprawnie zagarnęli Polsce po zakupie od Zygmunta tak zwanej Nowej Marchii. Wielki mistrz chciał wybadać arcybiskupa, czy król wyśle pomoc wojskową księciu Witoldowi, gdyby z nim rozpoczął wojnę. Arcybiskup niby się speszył i odpowiedział w taki sposób, jakby się nieopatrznie "wygadał". Tuż po wyjeździe poselstwa wielki mistrz wysłał do Krakowa wypowiedzenie wojny nie Litwie, lecz Polsce, i natychmiast rozpoczął atak. Zanim pismo doszło do króla, płonęły już wsie i miasta, padła Bydgoszcz, wyrżnięto ludność Złotoryi. Z kancelarii królewskiej poszły w świat pisma donoszące o postępowaniu północnych sąsiadów Polski, o gwałtach, bezprawiu, o zniszczeniu miast, kościołów, o masowych morderstwach niewinnej ludności. A jednocześnie szybkim marszem wojsko pod wodzą samego króla dotarło na Pomorze, w osiem dni odzyskano obwarowaną Bydgoszcz, po czym rozproszono armię krzyżacką zbierającą się pod Świeciem. Następne dowody zdolności dyplomatycznych i talentu wojskowego dał król Władysław przed bitwą i w bitwie grunwaldzkiej. Wielki mistrz nie przewidział, skąd nadejdzie nieprzyjaciel, dał się sprowokować i rozpoczął walkę w niesprzyjającej dla siebie chwili, niewłaściwie ocenił taktykę przeciwnika. To wszystko zaś uczynił Jagiełło. Jeden moment szczególnie zasługuje na podkreślenie. Wojska polsko_litewsko_ruskie stały w zaroślach i nie miały korzystnego terenu do działania, król więc postanowił tak pokierować walką, by zniecierpliwiony wielki mistrz zaczął przesuwać swoje oddziały. Ale trzeba pamiętać, że król miał przy boku trzydzieści tysięcy ludzi, z których wielu bywało wielekroć w boju i którzy pragnęli wreszcie zmierzyć się ze znienawidzonym wrogiem! Utrzymać tych ludzi na wodzy do stosownego momentu było nie mniej ważną sprawą, jak wyprowadzić z równowagi dowództwo krzyżackie. Król Władysław wiedział, że tu nawet najsurowszy rozkaz może nie wystarczyć, wobec czego zdecydował: przed bitwą należy wysłuchać mszy. Nikt nie ośmielił się protestować. Ustawiono przed namiotem polowy ołtarz, król słucha mszy. Ale msza się skończyła, a zastępy krzyżackie ani drgnęły, wobec tego król słucha drugiej mszy. Rycerze kipią z niecierpliwości, uderzają dłońmi po rękojeści miecza, a król słucha mszy. Zaczynają nadbiegać posłańcy, którzy tu i ówdzie widzieli oddziałki nieprzyjacielskie, król przyjmuje wieści i pyta za każdym razem: ilu ich było? Nie sposób słuchać trzeciej mszy, więc król przypomniał sobie, że powinien kilkuset młodych ludzi ze znacznych rodzin pasować na rycerzy. Już nawet jego doradcy zaczynają się niecierpliwić, ale wreszcie i wielki mistrz ma dosyć tej zabawy: przysyła znane poselstwo z dwoma mieczami i w sposób niegrzeczny, nie przyjęty nawet wobec wojujących z sobą stron, oznajmia, że cofnie wojsko, aby król mógł swoich rycerzy wyprowadzić z zarośli i stanąć do boju. Po czym rzeczywiście oddziały krzyżackie łamią szyki i zaczynają się cofać. W tym momencie król daje rozkaz do boju. Dalszy ciąg już znamy. Od bitwy pod Grunwaldem zaczyna się szczytowy okres autorytetu Władysława Jagiełły, który trwa około dziesięciu lat. Zresztą i przedtem król miał decydujący głos w wielu sprawach, na przykład w obsadzaniu stanowisk biskupich. Wiadomo, że biskup to duchowny wysokiej rangi, ale w wiekach średnich był to jednocześnie wysoki dostojnik państwowy, czasem nawet udzielny władca, jak arcybiskupi Trewiru, Kolonii i Moguncji, którzy byli książętami Rzeszy i elektorami cesarza. Ponadto każde biskupstwo posiadało ogromne majątki ziemskie obdarzone szczególnymi przywilejami, na przykład dobra kościelne nie ponosiły żadnych ciężarów na rzecz państwa, nawet w czasie wojny były obowiązane tylko do obrony swoich posiadłości, mogły jedynie złożyć dobrowolne datki. Do tego dochodziła tak zwana dziesięcina od ludności wiejskiej w dobrach świeckich. Nic dziwnego, że gdy zawakowało jakieś stanowisko, rozpoczynała się istna wojna między kandydatami i ich protektorami. W zasadzie w sprawie wyboru biskupa decydujący głos mieli: papież, kapituła i władca. Papież z reguły obsadzał cudzoziemca, najczęściej Włocha, który był już biskupem nominalnym w jakimś kraju, gdzie nie było chrześcijan bądź gdzie władzę państwową sprawowali innowiercy, na przykład Turcy. Takiego biskupa obchodziły zwykle tylko dochody z diecezji, mógł się w niej w ogóle nie zjawiać. W Polsce była to sprawa niezwykle drażliwa. Król chciał mieć na stanowiskach ludzi, którzy by mu dopomagali w trudnościach państwowych, tymczasem większość stanowisk biskupich została zarezerwowana do dyspozycji papieskiej. Jeszcze Kazimierz Wielki, chcąc przeforsować swego kandydata na biskupa, musiał się układać z kapitułą, aby go wybrała, po czym kandydat udawał się do papieża z błagalnym listem królewskim o zatwierdzenie. Papież albo unieważniał wybór kapituły, a następnie tego samego kandydata mianował od siebie, albo też zatwierdzał wybór z wyjaśnieniem, że kapituła nie wiedziała o rezerwacji i działała w dobrej wierze. Ludwik Węgierski, nie chcąc dopuścić Dobrogosta do tronu arcybiskupiego w Gnieźnie, po śmierci Janusza Suchegowilka, kazał go ścigać w drodze do Rzymu i zaaresztować. Jagiełło nic takiego nie czynił. Gdy w 1388 roku zmarł arcybiskup Bodzanta, na jego miejsce postarał się o nominację papieską biskup włocławski Jan Kropidło, bratanek niesłychanie szkodliwego dla Polski Władysława Opolczyka. Król więc, w obawie, że bratanek może pójść w ślady stryja, nie wpuścił go do Gniezna. Ale książę opolski działał dalej: usiłował opanować Wawel - nie wiadomo dla kogo, zastawił krzyżakom gród kujawski Złotoryję, potem ziemię dobrzyńską, projektował rozbiór Polski. Wówczas król usunął Jana Kropidłę z biskupstwa włocławskiego. Dopiero po wielu latach, po śmierci stryja_warchoła, udało się Janowi przebłagać króla. Powrócił do Włocławka i pozostał tam do końca życia. Biskupem krakowskim po Janie Radlicy został były kanclerz królowej Jadwigi Piotr Wysz, ponoć dzięki jej protekcji. Jednakże stosunki jego z królową dość szybko się pogorszyły, gdyż biskup ponad wszystko stawiał dochody kościoła oraz ambicje osobiste: chciał zostać kardynałem. Kardynałem nie został, lecz przy wznowieniu działalności uniwersytetu zdołał przeforsować u papieża, że kanclerzem uczelni będzie każdorazowo biskup krakowski wbrew stanowisku króla, który życzył sobie, by kanclerzem był człowiek świecki, najchętniej kanclerz państwa. Gdy szlachta wszczęła z duchowieństwem wielką batalię o zniżkę dziesięcin, kapituła krakowska pod kierunkiem swego biskupa złożyła przysięgę, że gdyby nawet musiała iść na wygnanie, nie ustąpi ani grosza. Piotr Wysz, wysłany na sobór do Pizy, zamiast reprezentować interesy kraju, imponował bogactwem i hojnością, aby uzyskać wreszcie godność kardynalską. W czasie bitwy pod Grunwaldem nie było go w kraju, podróżował po Włoszech i głosił, że wypełnia testament królowej Jadwigi, która była wojnie przeciwna. Nic więc dziwnego, że kiedy po śmierci arcybiskupa Kurowskiego jego miejsce zajął Mikołaj Trąba, król przeniósł Wojciecha Jastrzębca z biskupstwa poznańskiego na krakowskie, Wysza zaś z Krakowa do Poznania. Jastrzębiec był kanclerzem i król chciał go mieć blisko (biskupstwo poznańskie było najuboższe w Polsce). Po śmierci kolejnego biskupa, Andrzeja Łaskarza, król zamierzał powołać na biskupa swego podkanclerzego Stanisława Ciołka, papież zaś mianował kanonika gnieźnieńskiego Miroszka (Mirosława), który stale przebywał w Rzymie i bezpośrednio załatwił sobie nominację. Oczywiście król go do Poznania nie wpuścił, a rok później Miroszek zmarł i podkanclerzy nie miał już konkurenta. Jacyż byli ci ludzie? Ano, jak to zwykle bywa, różni. Dwaj z nich, najbliżsi i najdłużej z królem współpracujący, jakkolwiek niezamożni - Mikołaj Trąba i Wojciech Jastrzębiec - ze swych jeszcze wówczas niewielkich dochodów wystawili każdy chorągiew wojska najemnego pod Grunwald. Toż samo w następnej wojnie - w 1414 roku - tyle, że wtedy jeden był już arcybiskupem gnieźnieńskim, a drugi biskupem krakowskim. Również na własny koszt wystawił chorągiew wojska arcybiskup Mikołaj Kurowski, chociaż Długosz pomawia go, iż zbierał majątki dla swych nielegalnych synów oraz brata. Nawet wspomniany już biskup włocławski Jan Kropidło, którego król posądzał o konszachty z krzyżakami i który mógł żywić żal, że go przeganiano z diecezji na diecezję (gdy postradał Włocławek, papież dał mu ubogi Kamień Pomorski, a potem diecezję chełmińską na ziemi krzyżaków, ci go jednak także nie wpuścili), wydał zarządzenie, aby wojskom królewskim wielokrotnie przechodzącym przez majątki należące do jego diecezji dawano bezpłatnie i w żądanej ilości wszelką żywność dla ludzi i paszę dla koni. Dowiedziawszy się o klęsce krzyżaków, biskup wsiadł do łodzi i pojechał do Malborka. Spostrzegłszy panikę w stolicy zakonu, natychmiast pchnął gońca z wieścią do króla. Gdy po pokoju Toruńskim krzyżacy zaczęli prześladować ludzi, którzy pomagali królowi lub walczyli po stronie polskiej, Jan Kropidło dawał schronienie każdemu zgłaszającemu się do niego zbiegowi. Biskup płocki, Stanisław Pawłowski, który również zawdzięczał stanowisko królowi, przyczynił się do wykrycia zdradzieckich zamiarów księcia mazowieckiego Ziemowita. Ziemowit przy pomocy Zygmunta Luksemburczyka i jego zięcia Albrechta Habsburga chciał się uwolnić z zależności lennej od Jagiełły. Wówczas biskup ujawnił dokument, w którym Ziemowit zobowiązał się dostarczyć Zygmuntowi trzysta kopii (rycerz z orszakiem co najmniej trzech zbrojnych) przeciwko Jagielle, a dla krzyżaków przygotować jeszcze osiemset kopii. Nie dał ani grosza na obronę ojczyzny najbogatszy w okresie Grunwaldu biskup krakowski Piotr Wysz. Największym chyba osiągnięciem dyplomacji królewskiej było utrzymanie na wodzy niesłychanie ambitnego, żądnego władzy księcia Witolda. Dwa razy uciekał do krzyżaków, a Jagiełło zdołał go stamtąd wyciągnąć. Dopiero po klęsce w bitwie z Tatarami nad rzeką Worsklą książę zrozumiał, że tylko w unii z Jagiełłą i z Polską może osiągnąć rezultaty na miarę swoich ambicji. Mniej więcej od 1400 roku przez dwadzieścia lat obaj władcy współdziałają zgodnie, jak zgodnie współdziałali ich ojcowie. Podzielili się nawet tytułami: Witold był wielkim księciem, a Jagiełło księciem najwyższym. Co prawda interesy państwa rozumieli nieco inaczej. Jagiełło przede wszystkim budował zaporę przeciwko agresji krzyżackiej, i w ogóle niemieckiej, Witold parł na wschód, na ziemie ruskie, co rozpraszało siły i prowadziło do zatargów z Wielkim Księstwem Moskiewskim, lecz zadowalało jego ambicje. "Wyruszyłem do najdalszych mych krajów ruskich - pisał w 1427 roku do wielkiego mistrza - więcej aniżeli sto mil poza Smoleńsk na wschód słońca. Tam mnie spotkali książęta riazańscy, następnie perejasławscy, dalej prońscy, nowosielscy kniaziowie z dziećmi, kniaziowie z Odojewa, a także kniaziowie i księżna wdowa Worotyńscy, poddając się nam ze swoimi krajami, złożyli hołd wierności i posłuszeństwa, potwierdzając go osobnymi zapisami. Każdy z nich osobno prosił nas o przyjęcie, każdy na granicy swego kraju. W powrocie mieliśmy Moskwę po prawej ręce o trzy dni drogi." A jednak mimo wszystko Jagielle udało się utrzymać unię. Zastanówmy się teraz, jakim człowiekiem i jakim mężem był ten król polski i najwyższy książę litewski. Autorka jednej z książek o królowej Jadwidze przypisuje mu dwie niczym nie udokumentowane wady: mąż "w cuchnącym, wyłojonym kożuchu" oraz "niedawno ochrzczony poganin mógł rozłąkę z żoną wykorzystać na szukanie postronnych miłostek". Nawet Długosz, który chętnie przytacza nie tylko szczegóły negatywne świadczące o Jagielle, ale nawet plotki, nic takiego nie pisze. A mamy przecież mnóstwo dowodów pośrednich, że był to człowiek niezmiernie schludny. Naprawa pieca w łaźni królewskiej, naprawa okien i drzwi, zakup wiader do łaźni, płótna na ręczniki - ciągle się takie rachunki powtarzają. Łaźnia musiała być w każdym zamku, gdzie król częściej przebywał. Kożuch "cuchnący, wyłojony" (chyba zatłuszczony) pewnie dlatego, że skromny, barani, nie z popielic, nie sobolowy. Istotnie Jagiełło nie był elegantem strojnym w aksamity i jedwabie, obwieszonym złotem i klejnotami, bo tego nie lubił, a ponadto nie miał czasu. Jeżeli tylko mógł się oderwać od trudnych spraw państwowych, pędził do lasu na łowy. Tam odpoczywał, nabierał sił do nowych zmagań. Jego skromny strój nie świadczy bynajmniej o jego prymitywizmie. Autorka, która tak surowo oceniła Jagiełłę, sądziła zapewne, że książę wychowany na Litwie nie mógł mieć takich wymogów życiowych jak "wychuchana, wydmuchana" królewna węgierska. Tymczasem rzecz ciekawa: wychowany w zupełnie podobnych jak Jagiełło warunkach książę Witold nie tylko używał wykwintnych strojów, ale nawet ręczników haftowanych złotem, a jego żona miała posiadać klejnoty najpiękniejsze w Europie - taka przynajmniej krążyła opinia. Czy Jagiełło, przebywając z dala od Wawelu zdradzał swoje kolejne żony? O romansach królów wiedział od razu cały kraj, w przypadku Jagiełły nawet kroniki krzyżackie nic nie insynuują. Niesłychane trudy rządzenia, niesłychanie pracowity tryb życia, męskie rozrywki, a ponadto królowe, z których pierwsza była młodsza około 23 lat, druga i trzecia około 30, a czwarta o 50, chyba nie suponują, że król szukał jeszcze dodatkowych powabów życia. Ale nawet gdyby się coś takiego zdarzyło, to kto z ówczesnych ludzi miałby prawo rzucić w niego kamieniem? Czy powszechnie znany rozpustnik Zygmunt Luksemburczyk, czy jego żona królowa Barbara? A może hrabia celejski Herman II - stryj królowej Anny, którego syn był biskupem trydenckim? Wiadomo, że król nie był ani szczególnie urodziwy, ani szpetny, ani szczególnie strojny, ani zaniedbany, był za to skromny, małomówny, ale bystry, inteligentny, a więc i w życiu towarzyskim chyba ciekawy. Niektórzy pomawiają go o skąpstwo. No oczywiście, przez Wawel nie płynęły strugi złota, które trwonił Zygmunt Luksemburczyk, ale gdy była istotna potrzeba, nie żałowano pieniędzy. Na pewno okazałe prezenty szły do zagranicznych monarchów, chociaż niewiele o nich wiemy: cztery ogiery dla króla angielskiego tuż przed bitwą grunwaldzką, niezwykle oryginalny prezent dla Zygmunta Luksemburczyka na sobór w Konstancji - beczka wina i własnoręcznie przez króla upolowany tur. Pewnie, że gdy zestawimy te prezenty z tym, co na przykład otrzymał Zygmunt Luksemburczyk w czasie swej podróży po Europie zachodniej w przerwie obrad soborowych w Konstancji, to istotnie różnica będzie szokująca. Oto wykaz sporządzony przez kronikarza Eberhardta Windeckego: 2 złote dzbany, złoty kielich i takiż dzbanuszek, 125 szafirów, 300 pereł, naszyjnik króla angielskiego ozdobiony diamentami wartości 9 tysięcy guldenów, rubinem wartości 11 tysięcy guldenów i perłami wielkości fasoli, Order św. Jerzego, noszony w Anglii, wartości 6 tysięcy koron (3 tys. guldenów), złota flasza ozdobiona perłami i drogimi kamieniami. A jaki był los tych kosztownych prezentów? Otóż Windecke musiał je zawieźć do Brugge, gdzie zastawił kupcowi norymberskiemu za osiemnaście tysięcy guldenów. Ale po kilku tygodniach Windecke znowu jedzie do Brugge zastawić inne kosztowności, między innymi złoty obraz Matki Boskiej, bo z tamtych pieniędzy już nie pozostało śladu. Jagiełło, może zbyt mało efektowny władca, był dobrym, troskliwym mężem, otaczał swoje kolejne żony opieką (Jadwigę przed porodem), dbał o ich powagę i autorytet. Wszystkie plotki na temat zdrad jego żon są znacznie późniejsze, z wyjątkiem jednej - dotyczącej królowej Sonki, a ukutej bądź w Płocku, bądź w Malborku. Królowe brały udział w zajęciach króla, towarzyszyły mu w podróżach, przyjmowały wraz z nim hołdy książąt lennych i wizyty obcych posłów, uczestniczyły w rozrywkach, w łowach, dotrzymywały towarzystwa jego krewnym i reprezentacyjnym gościom. Były zawsze otoczone mnóstwem ludzi, respektowane, ubiegano się o ich względy, o pośrednictwo u władcy. Tak więc chociażby z przytoczonych wyżej sytuacji wyłania się sylwetka króla niezmiernie pozytywna. A zatem Długoszowa charakterystyka Jagiełły nie odpowiada faktom. Znawcy epoki bardzo krytycznie odnoszą się do wypowiedzi Długosza. Ludwik Kolankowski wyraźnie pokpiwa sobie z jego zabiegów, aby kosztem króla dodać blasku postaci swego dobroczyńcy Zbigniewa Oleśnickiego. Bardzo surowo ocenia go Stefan Maria Kuczyński ("Rzeczywistość historyczna w "Krzyżakach" Henryka Sienkiewicza", Warszawa 1963 r.): "Inni królowie polscy więcej mieli szczęścia do dziejopisów niż Jagiełło. Gall Anonim pod niebiosa wynosił Bolesława Krzywoustego, mistrz Wincenty w swej "Kronice" wystawił pomnik Kazimierzowi Sprawiedliwemu, Janko z Czarnkowa zachwycał się Kazimierzem Wielkim, Miechowita chwalił Olbrachta, Decjusz - Zygmunta Starego, Reinhold Heidenstein opiewał czyny Batorego - jeden tylko Jagiełło we współczesnym sobie kronikarzu znalazł nie bezstronnego świadka, nie chwalcę, nie piewcę, lecz zajadłego przeciwnika, którego niechęć do króla zmieniała się miejscami w nienawiść i obraźliwą karykaturę, nie wahającego się nawet przed oszczerstwem i przyjmowaniem za dobrą monetę każdej dworskiej plotki czy krzyżackiego wymysłu." A współcześni? Oto profesor uniwersytetu krakowskiego Mikołaj z Kozłowa, który wygłosił kazanie w czasie uroczystości żałobnych za króla na soborze w Bazylei: - To bowiem mogę rzec o nim: jedyny jest i drugiego nie ma sobie równego, zarówno w życiu jak i w nawróceniu! Jadwiga Siedemnastego lutego 1386 roku Jadwiga, córka króla polskiego i węgierskiego Ludwika od 15 listopada 1384 roku królowa polska, zerwała swoje dziecięce małżeństwo z Wilhelmem Habsburgiem. Zawarto je, gdy miała lat cztery, on zaś siedem. Wówczas modne były takie małżeństwa. Ułożone przez władców, miały znaczenie czysto polityczne, a formalnego nabierały wówczas, kiedy młoda para doszła "wieku sprawnego": dla dziewcząt lat dwanaście, dla chłopców czternaście. Jeżeli zaś sytuacja się zmieniła i jedna ze stron chciała związek zerwać, musiała to uczynić przynajmniej na dzień przed dojściem do "wieku sprawnego". Na tej podstawie badacze dziejów Jadwigi sądzą, że urodziła się 18 lutego 1374 roku, bo wówczas termin zerwania poprzedniego związku byłby zgodny z prawem kanonicznym. Datę powyższą potwierdzają i dokumenty: 3 października 1373 roku Ludwik wymienia swoje córki oraz zastrzega prawo do dziedziczenia dla tych, które się narodzą, a więc Jadwigi jeszcze na świecie nie było. Papież w liście z 13 stycznia 1374 roku także wyraża dopiero nadzieję, że królowi urodzi się syn. Pierwsze "małżeństwo" Jadwigi zawarte zostało w zamku Haimburgu, położonym na wysokiej górze tuż nad Dunajem. Zachowały się do dziś szczątki potężnego zamczyska. Tutaj właśnie 15 czerwca 1378 roku w obecności rodziców arcybiskup ostrzyhomski Dymitr pobłogosławił ów związek, po czym państwa młodych zaprowadzono nawet do łożnicy. Stanisław Smolka, autor książeczki o królowej Jadwidze, wydanej w Paryżu w 1907 roku, twierdzi, że była to najładniejsza królewna w owym czasie w całej Europie. Być może, lecz nie w owym 1378 roku, a nawet nie wówczas, kiedy została królową Polski czy gdy zawierała swe prawdziwe już małżeństwo. Tenże autor ubolewa, iż tę przepiękną królewnę panowie polscy "sprzedali" potem jak niewolnicę za dwieście tysięcy dukatów, tyle bowiem Jagiełło wypłacił ze swej szkatuły Habsburgom jako odszkodowanie za zerwany kontrakt małżeński. Ale to przecież nie Jagiełło ją kupił i nie panowie polscy ją sprzedali, lecz jej własny ojciec, król polski i węgierski Ludwik, który taki właśnie kontrakt ślubny z Habsburgami zawarł. Młody Habsburg, jak pisze Smolka, był wzorem doskonałości rycerskiej, a przez całe życie towarzyszyły mu trzy określenia: "Uroczy", "wspaniały" i "żądny sławy". Mimo tych superlatywów Wilhelm niczym się szczególnie nie odznaczył, a w żadnym wypadku nie można odnieść tych określeń ani do roku ślubu haimburskiego, ani do okresu, kiedy usiłował utrzymywać związki z Jadwigą i uzyskać koronę polską. W ciągu tych kilku lat sytuacja zresztą diametralnie się zmieniła. Przede wszystkim autor przytoczonych określeń zdaje się nie wiedzieć, a w każdym razie nie wspomina o dość interesującym fakcie, że stryj Wilhelma, Albrecht Habsburg, brał udział w wyprawach krzyżackich na Litwę, a może i na Polskę, że na dworze wiedeńskim żył i tworzył jego towarzysz, poeta niemiecki, który bez słowa potępienia, a nawet w formie pochwały opisywał taką wyprawę. Panowie polscy dobrze wiedzieli, jakiego, z jakimi tradycjami, z jakimi poglądami potrzeba im pana. Dlaczego jednak król Ludwik począł montować związki małżeńskie swoich córek, zaczynając od najmłodszej? Ostatni król polski z dynastii Piastów z pierwszego małżeństwa z Aldoną Giedyminówną miał dwie córki. Starsza, Elżbieta, została żoną księcia słupskiego Bogusława V i matką czwartej żony cesarza Karola IV, także Elżbiety, oraz ukochanego wnuka Kazimierzowego - Kaźka. Druga - Kunegunda - miała być żoną margrabiego brandenburskiego Ludwika Wittelsbacha, zwanego Rzymskim, syna cesarza Ludwika IV. O jej losach właściwie nic nie wiadomo: czy rzeczywiście doszło do tego małżeństwa? Co się stało z królewną? Kiedy zmarła? Po śmierci królowej Aldony w 1339 roku Luksemburgowie - król czeski Jan oraz jego syn i następca Karol - wszelkimi sposobami zabiegali, aby ożenić Kazimierza zgodnie z własnymi interesami. I dopięli swego. Najpierw proponowano mu świeżo owdowiałą córkę Jana, Małgorzatę, a gdy ta niespodziewanie wkrótce zmarła, podsunięto mu córkę ubogiego i mało znanego księcia Hesji, Adelajdę. Księżniczka miała być wyjątkowo nieładna i niesympatyczna, dość, że Kazimierz kilka lat po ślubie oddalił ją z dworu i umieścił na zamku w Żarnowcu, gdzie w smutku i zapomnieniu pędziła żywot. Z takiego związku nie mogło być oczywiście ani następcy tronu, ani córek. Adelajda była ponoć zresztą bezpłodna. Król starał się usilnie o unieważnienie tego małżeństwa, ale gdy papież nie kwapił się do takiej decyzji, pocieszał się kolejnymi romansami. Były to czasy Cudki, mitycznej Esterki - zachowało się tylko imię, wcale nie jest pewne, czy w ogóle istniała - wreszcie równie dość zagadkowej Krystyny Rokiczańskiej. Krystyna była Czeszką, pochodziła z mieszczańskiej rodziny, ale wysoko postawionej w ówczesnej hierarchii społecznej, i na ogół uważa się, że król zawarł z nią formalne małżeństwo. Jeżeli istotnie tak było, to popełnił bigamię, w Żarnowcu bowiem ciągle żyła Adelajda, a związek z nią nie został jeszcze unieważniony. Kiedy doszło do ostatniego małżeństwa Kazimierza, historycy nie są zgodni. Jedni twierdzą, że w lutym 1363 roku, inni - że dopiero w 1365 roku. Nie jest to zresztą tutaj istotne. Ważne jest, że nowa królowa pochodziła z rodziny panujących - była to księżniczka żagańska Jadwiga, córka Henryka Żelaznego, którego uważano za najpotężniejszego z książąt śląskich. Jej dzieci mogły się stać naturalnymi sukcesorami tronu i przekreślić układy z Węgrami. Wbrew oczekiwaniom króla, który pragnął syna, w 1366 roku urodziła się pierwsza córka - Anna, po niej jeszcze dwie - Kunegunda i Jadwiga. Kunegunda zmarła w dzieciństwie, Anna i Jadwiga chowały się zdrowo. W 1368 roku nastąpiły dwa ważne wydarzenia: papież Urban V nareszcie unieważnił małżeństwo z Adelajdą, która zresztą już wcześniej powróciła do ojczyzny, gdzie wkrótce zmarła, cesarz Karol IV zaś doczekał się drugiego syna. Zapyta może ktoś: co nas obchodzi syn króla czeskiego i cesarza? Otóż obchodzi. W owych czasach dzieci królewskie stanowiły poważne atuty w rozgrywkach politycznych, ich małżeństwa wiązały się z dziedziczeniem tronu, sukcesją, posagiem, spadkiem. Karol IV miał podstawy, żeby żywić nadzieje na tron polski dla któregoś ze swych synów: trzecia jego żona, matka najstarszego syna Wacława, była wnuczką Kunegundy Łokietkówny - siostry króla Kazimierza, czwarta zaś - Elżbieta, matka Zygmunta - wnuczką samego Kazimierza. Co prawda już wcześniej, bo w 1365 roku, Karol zawarł z Ludwikiem Węgierskim układ, według którego czteroletni wówczas Wacław miał zostać w przyszłości mężem dwunastoletniej Elżbiety, bratanicy króla węgierskiego, a ten własnych dzieci jeszcze nie miał. Tuż po śmierci Kazimierza Karol zaczął zabiegać o uznanie przez papieża za legalne córek Kazimierza i Jadwigi, urodziły się bowiem przed unieważnieniem małżeństwa z Adelajdą, oraz o uznanie praw do tronu polskiego dla swej czwartej żony, Elżbiety Bogusławówny. W pierwszym wypadku myślał o małżeństwie syna Wacława z jedną z Kazimierzówien i osadzeniu tej pary na tronie polskim, w drugim chciał go zapewnić Zygmuntowi. Nie uda się starszemu, to może młodszemu. Król węgierski jednak także nie zaniedbywał tych spraw. Zdołał więc storpedować poczynania Karola w kurii papieskiej: papież wprawdzie uznał legalność córek króla polskiego, lecz bez prawa do tronu, nie uznał natomiast następstwa cesarzowej Elżbiety. Jak odnosił się do tych zabiegów sam król Kazimierz, nie wiadomo, raczej wolałby chyba widzieć jako swego następcę księcia Kaźka, aniżeli któregoś z Luksemburczyków, chociażby jako zięcia. Tymczasem niespodziewanie zmarł Kazimierz Wielki. Był w pełni sił, nie chorował, złamał nogę na łowach w pogoni za jeleniem, do tego przyplątały się jakieś inne sprawy, prawdopodobnie zapalenie płuc. Córka Anna miała wówczas cztery lata, ewentualny kandydat na zięcia, Wacław Luksemburczyk, lat dziesięć. Zresztą koncepcja ta nigdy nie wyszła poza sferę luźnych projektów. Kaźko słupski, stosowny wiekiem, przygotowywany przez Kazimierza nie posiadał ani dość sił, ani talentu, aby sprostać zadaniu, to znaczy, aby wbrew oficjalnie obowiązującym układom przechwycić władzę w Polsce przed Ludwikiem Węgierskim. Natomiast Ludwik przeprowadził to sprawnie i szybko, dzięki zresztą pomocy życzliwych sobie panów polskich, zwłaszcza małopolskich. Czteroletnia Anna i dwuletnia Jadwiga miały ponoć uczestniczyć w koronacji swego kuzyna na króla Polski, mało jednak wydaje się prawdopodobne, by brały udział w uroczystościach, najwyżej przebywały w przeznaczonych dla siebie komnatach na Wawelu. Następnie matka podzieliła się z nimi zapisanymi testamentem kosztownościami, a miały tam być srebra wartości tysiąca grzywien, "osiem wielkich mis szczerozłotych, trzydzieści sześć rożków złotych i srebrnych dziwnie ozdobnej roboty, flaszki jaspisowe i kryształowe, pierścienie z drogimi kamieniami, opony z purpury (tkaniny dekoracyjne), na których orły i inne herby królewskie wyszywane były złotem, perłami i drogimi kamieniami". Wczesną wiosną 1371 roku obie dziewczynki wywieziono do stolicy Węgier, gdzie się odtąd wychowywały. Matka zaś wyszła powtórnie za mąż za księcia legnickiego Ruprechta i na losy córek wpływu nie miała. W 1370 roku królowi węgierskiemu urodziła się córka Katarzyna, w 1371 - Maria, a w 1374 - Jadwiga. Oczywiście córki króla Kazimierza trzeba było usunąć w cień. Ale we wszystkich układach polsko_węgierskich w sprawach następstwa tronu istniał punkt, że córki od sukcesji są wykluczone, Ludwik więc zaczął kokietować panów polskich przywilejami, żeby się zgodzili usunąć ten warunek. Natychmiast w szranki stanął Karol IV z propozycją, aby jedna z córek Ludwika została żoną jego najmłodszego syna, Zygmunta. Chodziło oczywiście o tę, która obejmie tron polski, Karol bowiem montował w północno_środkowej Europie wielkie państwo luksemburskie. Odziedziczył Czechy, omotał Wittelsbachów, którzy mu oddali Marchię Brandenburską, potrzebna była tylko Polska. Ludwik jednak się wzbraniał. Pochodząc z rodziny królów francuskich, wprawdzie z ich bocznej linii panującej w Neapolu, zwracał oczy raczej na Zachód. Dla swej najstarszej córki Katarzyny (miała w tym momencie niespełna dwa lata) upatrzył na męża królewicza francuskiego. Wówczas cesarz Karol IV chwycił się metody szantażu: jeżeli dopuszczalna jest sukcesja tronu polskiego w linii żeńskiej, to któż ma do niej większe prawa niż córki Kazimierza? Chcąc nie chcąc, Ludwik musiał ustąpić. Już w 1372 roku zawarto układ, na mocy którego jedna z córek króla węgierskiego miała zostać żoną Zygmunta Luksemburczyka. Układ potwierdzono w Wyszehradzie w 1373 roku i w Brnie w 1375 roku, z tym, że w dokumencie brneńskim już wymieniono Marię, młodszą córkę Ludwika. Dokument przypieczętowali dwaj czołowi panowie polscy: Sędziwój z Szubina i Bartosz z Odolanowa. Świadczy to chyba, iż Maria i Zygmunt mieli objąć tron polski. A ponieważ obaj wielmoże polscy związani byli z Wielkopolską, można również sądzić, że taka kombinacja polityczna nawet im odpowiadała. Wielkopolska graniczyła z Marchią Brandenburską, przypuszczalnie miał ją otrzymać Zygmunt, ponadto może liczyli na to, że uda się odzyskać Nową Marchię - szmat ziemi polskiej na prawym brzegu Odry, który okresowo zagarnęła Brandenburgia, a o który trwały spory przez cały wiek XIV i dużą część wieku XV. Ale przecież panowie polscy już przed rokiem złożyli w Koszycach hołd starszej córce Ludwika, Katarzynie, i jej przypuszczalnemu mężowi Ludwikowi orleańskiemu. Dowodzi to, że sam król węgierski nie wiedział jeszcze, jak te korony podzielić, zwłaszcza że od lutego 1374 roku miał już trzy córki. Panowie polscy postępowali sobie dość hardo, zwłaszcza Wielkopolanie. Zamierzali nawet pod osłoną nocy zbiec z Koszyc, żeby nie podpisywać aktu hołdowniczego. Ponadto cesarz Karol w 1378 roku udał się z wizytą na dwór francuski wraz z synem Wacławem. O czym tam radzono? Czy nie o tym, aby królewicz Ludwik po ślubie z Katarzyną osiadł na Węgrzech, a pozostawił Polskę Marii i Zygmuntowi? Nie jest dobrze, gdy obcy mieszają się w sprawy kraju czy dynastii. I najgorsze, że przy pierwszym starciu interesów może znowu wypłynąć sprawa córek Kazimierzowych. One tymczasem, nieświadome, że stanowią atut w rozgrywkach monarszych, pędziły życie na dworze królewskim w Budzie. Nic o tym okresie ich życia nie wiemy, sądząc jednak z faktu, że ciotka królewien polskich była osobą jak na owe czasy światłą, że córki Ludwika były również wychowywane starannie, że uczono je języków obcych, między innymi łaciny, możemy założyć, że i córki Kazimierza otrzymały staranne wychowanie. Król polski i węgierski Ludwik był przecież mimo różnicy wieku ich ciotecznym bratem. Trzeba jednak było coś zrobić, aby w przyszłości nie mogły myśleć o powrocie na tron polski. Należało zatem odpowiednio wydać je za mąż. Jedno tylko można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa: żadna z nich nie mówiła po polsku. Wywieziono je jako małe dzieci, dwór węgierski był różnojęzyczny, chociaż górował język węgierski. Wprawdzie w otoczeniu Elżbiety Łokietkówny przebywało wielu Polaków, ale wątpić należy, czy córki Kazimierza miały z nimi kontakt. Raczej nie. Opinię taką potwierdza fakt, że Elżbieta nie nauczyła swojego języka ojczystego własnego syna, który przecież od dzieciństwa przewidywany był na tron polski. Ludwik porozumiewał się ze swoimi polskimi poddanymi po łacinie. Ponadto Elżbieta z tych dziesięciu lat, jakie upłynęły od śmierci Kazimierza do jej śmierci, osiem spędziła, zastępując Ludwika, w Polsce, nie miała więc kontaktu z bratanicami. Co się stało z młodszą królewną, Jadwigą, nie wiadomo, do ręki starszej natomiast zgłosił się wkrótce stosowny konkurent: hrabia celejski Wilhelm. A co zastała w Celiu? Ród hrabiów celejskich wywodził się - jak już wiemy - z wielmożów słoweńskich. Lecz Żownekowie byli książętami Rzeszy Niemieckiej, wzór życiowy stanowiły dla nich czołowe rody władców niemieckich - Luksemburgowie, Habsburgowie, Wittelsbachowie, podobnie jak tamci chcieli zdobywać księstwa, chcieli błyszczeć, i zapewne - jeśli nie byli Niemcami - udawali Niemców. Tylko co innego ród, a co innego jego otoczenie. Powróćmy jednak do "małżeństwa" haimburskiego najmłodszej córki króla Ludwika. Zostało ono pomyślane w pierwszym rzędzie jako akt polityczny przeciwko cesarzowi Karolowi - rzecz zabawna, że akt zawarli: były zięć cesarza (pierwsza żona Ludwika to córka Karola IV) oraz bracia drugiego zięcia - Rudolfa Habsburga, który już nie żył. Druga przyczyna: rachuby na dziedzictwo neapolitańskie były kruche, a więc Jadwiga nie wnosiła mężowi w posagu nadziei na jeden z tronów ojcowskich jak starsze siostry. Miała zostać tylko księżną austriacką. Wkrótce wszystkie rachuby polityczne zmieniła śmierć najstarszej córki, ośmioletniej Katarzyny. Tym samym wzrosły szanse Jadwigi na tron węgierski, a Marii na polski. Ruszyli więc do ataku Luksemburgowie. Cesarz Karol na żądanie Ludwika pozbawił innych synów prawa do Marchii Brandenburskiej, odtąd margrabią był tylko Zygmunt. Uroczyste zaręczyny nastąpiły w Tyrawie, cesarz już ich nie doczekał. Asystowała natomiast cesarzowa_matka, Elżbieta Bogusławówna, szczęśliwa, że jej syn będzie zasiadał na tronie jej dziadka. Wnuczka Kazimierza Wielkiego, wychowana na Wawelu, marzyła ponoć o tym tronie dla syna. Jednakże Ludwik węgierski postanowił powrócić do sprawy Neapolu i wesołej kuzynki, królowej Joanny. Był to już okres wielkiej schizmy w kościele: jeden papież urzędował w Rzymie, drugi w Awinionie. Ludwik uznał papieża rzymskiego i żądał, aby ten rzucił klątwę na królową Neapolu i pozbawił ją tronu. Na to Joanna ogłosiła, że uznaje papieża awiniońskiego za prawowitego, ten więc przysłał jej rozgrzeszenie i w prezencie złotą różę. Ludwik postanowił wszcząć wojnę, na czele armii postawił swego kuzyna, księcia Durazzo, Karola. Karol istotnie pobił wojska neapolitańskie, uwięził królową i zgodnie z poleceniem Ludwika kazał ją stracić w tym samym miejscu i w ten sam sposób, w jaki zamordowany został jej pierwszy mąż, Andrzej. Karol zajął Neapol, lecz nie dla Ludwika, tylko dla siebie: ogłosił się królem neapolitańskim jako Karol III. Ludwikowi pozostała tylko satysfakcja zemsty za brata. Dość niewiele. Rzecz ciekawa: dwie równoległe latorośle rodu Andegawenów neapolitańskich, Ludwik i Joanna, urodziły się w tym samym 1326 roku i zmarły w 1382, po 56 latach niesłychanie bujnego życia - ona co prawda nie z wyroków natury, on natomiast śmiercią naturalną. Co się działo w Polsce i na Węgrzech w tych kilku latach po śmierci Ludwika (1382_#13868#1387, nie będziemy tu omawiać szczegółowo, a żądnych wiedzy czytelników odsyłamy do książki poświęconej królowej Jadwidze. Tutaj rozpatrzymy tylko jeden aspekt - rolę kobiety na tronie. Wbrew wszelkim układom Ludwika co do przyszłości córek Maria została powołana na tron króla Węgier, Jadwiga zaś - Polski. Powtórzyła się więc historia z 1343 roku - kobieta została królem. Tylko że Joanna neapolitańska miała lat szesnaście, a taki wiek uważano wówczas za całkowicie wystarczający do sprawowania rządów. Ale jedenastoletnia Maria nie mogła nawet zgodnie z układem wyjść za mąż za Zygmunta Luksemburczyka, chociaż ten był już w wieku "sprawnym" (14 lat). Rządy miała sprawować królowa matka, Elżbieta Bośniaczka. Jako żona Ludwika, Elżbieta przez całe życie pozostawała w cieniu swej energicznej teściowej, Elżbiety Łokietkówny. Ludwik ubóstwiał matkę i chociaż nie była oficjalnie regentką, bo w chwili objęcia tronu miał szesnaście lat, słuchał jej rad, a często matka zastępowała go w różnych sprawach państwowych, sprawowała też regencję w Polsce, dokąd Ludwik zaglądał rzadko i na krótko. Co prawda Polska nie ma szczególnych powodów do podkreślania zalet czy zasług Elżbiety Łokietkówny, wszystko bowiem, co robiła, robiła z myślą o zapewnieniu świetnego losu najpierw swoim synom, potem wnuczkom. Polska, jej ojczyzna, nie była jej obojętna tylko jako sukcesja dla rodziny. Ale to, co robiła dla tej rodziny, umiała robić. Posiadała talenty dyplomatyczne i energię. Elżbieta Łokietkówna dożyła siedemdziesięciu pięciu lat i tylko dwa lata wcześniej od swego ostatniego już syna. Synowa musiała więc czekać na "swój dzień" długo, bardzo długo. Gdy się jednak doczekała, okazało się, że nie posiada ani zdolności, ani sprytu, ani przebiegłości swej długowiecznej teściowej. Wprawdzie i sytuacja była pogmatwana, a królowa jeszcze ją pogarszała nieoczekiwanymi decyzjami, które zmieniała raz po raz pod naciskiem okoliczności. Przez pięć lat regencji 1382_#1387 przeżyła: najazd Zygmunta Luksemburczyka na Budę, gwałtowną interwencję Leopolda Habsburga, najazd Karola neapolitańskiego i detronizację, koronację Karola na króla węgierskiego, zamach na niego, do którego się przyczyniła, ucieczkę ze stolicy, więzienie i śmierć z ręki zwolenników Karola. Maria została żoną Zygmunta Luksemburczyka, ale nic nie świadczy, żeby kiedykolwiek występowała jako król. Kontaktowała się z siostrą w Krakowie, przesyłały sobie listy i upominki, ponoć spotykały się na pograniczu, choć nie ma na to dowodów. Zmarła w 1395 roku, miała wówczas dwadzieścia cztery lata. Niewiele uczyniła dla dobra swych poddanych, ale było to w dużej mierze wynikiem tego małżeństwa. Zygmunt według niektórych historyków był wybitnym dyplomatą, ale niepodobna się z tym zgodzić. Co prawda miał bardzo dużo wdzięku i talentów towarzyskich, umiał być czarujący i zdobywał sobie sympatię ludzką wstępnym bojem. Ale jednocześnie intrygant, obłudnik, kłamca, wyzbyty wszelkich hamulców moralnych, nie dotrzymywał nigdy i nigdzie żadnych układów, przyrzeczeń czy obietnic. Jego ambicja odegrania wielkiej roli politycznej przekraczała jego możliwości, a jeżeli mimo wszystko zajął tyle miejsca w historii przy tak znikomych efektach, to tylko i wyłącznie drogą przekupstwa. Sam był przekupny i kupował innych, żył wiecznie w długach, wiecznie zabiegał o nowe pożyczki, rzadko je oddawał. Urodzony aktor, grał nieustającą komedię obrony chrześcijaństwa, reformatora kościoła, głowy całego świata chrześcijańskiego. W Polsce, jakkolwiek działo się też nie najlepiej, sytuacja wyklarowała się prędzej niż na Węgrzech. Przede wszystkim Węgrzy, wybierając królewnę Marię na tron, nie dali Polakom swobody wyboru. Polacy musieli więc zgodzić się na Jadwigę, lecz zastrzegli, że nie będą respektować żadnych zobowiązań króla Ludwika dotyczących małżeństwa córki. Sami o tym zadecydują. I zadecydowali. Jak już wspomniano, 17 lutego 1386 roku Jadwiga unieważniła swoje dziecięce "małżeństwo" haimburskie z księciem austriackim Wilhelmem Habsburgiem. Następnego dnia zawarła związek małżeński ze świeżo ochrzczonym wielkim księciem litewskim Jagiełłą, noszącym odtąd imię Władysław. Ale ukoronowana została półtora roku wcześniej, 15 października 1384 roku. Czym zatem była - królem czy królową, czyli żoną króla? Czym był Jagiełło - królem polskim czy księciem_małżonkiem? Otóż formalnie i on był królem, i ona królem. Na razie jednak faktycznie władzę sprawowali miejscowi wielmoże, którzy poprzednio stanowili stronnictwo węgierskie, a obecnie zajmowali najwyższe stanowiska: starosta krakowski Sędziwój z Szubina, podskarbi Dymitr z Goraja, wojewoda krakowski Spytko z Melsztyna, kanclerz Zaklika z Międzygórza, marszałek Zbigniew z Brzezia. Głównie Małopolanie, chociaż bywali wśród nich i Wielkopolanie. Co zatem robiła królowa Jadwiga na Wawelu? Gdzie jej mamy szukać? - pyta historyk Stanisław Smolka. Czy pod wyniosłym sklepieniem katedry? Czy u stóp czarnego krucyfiksu, gdzie opłakuje swoje stracone szczęście i decyduje się poświęcić dla dobra obu narodów? I sam sobie odpowiada: ani tu, ani tam, lecz w pięknie malowanych i złoconych komnatach na Wawelu, gdzie słońce, przedzierając się przez szybki okienne, wydobywa blaski ze złotych naszyjników, diademów, bransolet, pierścieni, broszek, bogato zdobionych drogimi kamieniami. Biała ręka królowej gładzi je z rozkoszą, oko zachwyca się tęczą barw i szlachetnym połyskiem. Tak jest. Jadwiga lubiła klejnoty, lubiła się stroić. Na obcisłej powłóczystej sukni z bardzo długimi niemal do ziemi rękawami i dużym dekoltem nosiła nisko na biodrach, ówczesną modą, drogocenny pas ze złotych ciężkich ogniw, wysadzany także szlachetnymi kamieniami, spięty kosztowną klamrą. Sama naprawa takiego pasa kosztowała trzydzieści grzywien. Na projektowany zjazd z królewską parą węgierską zamówiła sobie trzy futra, z tego dwa sobolowe. Zresztą musiała się stroić. Stała przecież na świeczniku, reprezentowała królestwo, przyjmowała posłów zagranicznych i podległych książąt, mężczyzn i kobiety. Przywykła do tego od dzieciństwa. Dwór węgierski był szczególnie wspaniały za czasów jej dziadka, Karola Roberta, i szczególną też rolę na nim odgrywała jej babka, Elżbieta Łokietkówna. Sam dwór królowej - osoby do towarzystwa, urzędnicy, służba, lektorzy, duchowni, śpiewacy - liczył sto osób. Co prawda za Ludwika bywało tu nieco skromniej, król był oszczędniejszy, a ponadto przesadnie religijny, mniej więc było uczt, zabaw, zjazdów. Ale i tak chyba dwór węgierski przewyższał wystawnością Wawel. Dopiero teraz, właśnie za czasów Jadwigi i Jagiełły, gdy Kraków stał się stolicą ogromnego zjednoczonego państwa, gdy wskutek unii z Litwą zwrócił na siebie oczy nie tylko całej Europy, ale i nieco poza nią, i na Wawelu musiało się rozwinąć życie dworskie na szerszą skalę. Od pierwszych dni wspólnego pożycia po koronacji króla Władysława rozpoczął się długi szereg uroczystości związanych z przyjmowaniem hołdów od książąt zależnych. Składali hołd królowej Jadwidze bracia i kuzynowie króla, bratankowie, szwagrowie, osadzeni na księstwach ruskich. Rozpoczęli ci, którzy przybyli wraz z Jagiełłą, potem przybywali coraz dalsi, wreszcie książęta mołdawscy i wołoscy. Nie zawsze się to odbywało w Krakowie, czasem król się znajdował w dłuższej podróży i przybyły książę podążał za nim, a uroczystość następowała na przykład w Radomiu. Każdy taki akt hołdu musiał mieć szczególną oprawę, było na co popatrzeć: rycerze w pełnej zbroi, chorągwie wszystkich ziem, muzyka, dzwony, król i królowa w majestatycznym stroju z oznakami władzy. Miasta wręczały upominki, czasem pełną sakiewkę. Jagiełło po ślubie z Jadwigą w czasie hołdu mieszczan krakowskich otrzymał dwadzieścia grzywien, przy następnym małżeństwie już dwieście grzywien. Król prowadził bardzo ruchliwy tryb życia, jeździł po całym kraju bez względu na porę roku. Królowa czasem mu towarzyszyła, czasem - jeżeli wracał z dalszej podróży - wyjeżdżała naprzeciw. Sama, oczywiście ze swoim dworem, bywała raczej w pobliskich zamkach - w Wiślicy, Korczynie, Sandomierzu, Opatowcu. Niewiele da się powiedzieć o usposobieniu królowej Jadwigi. Dziś już nikt nie będzie się upierał przy twierdzeniu, że zrezygnowała z miłości i szczęścia osobistego, że się poświęciła, aby ochrzcić Litwę. Nie ona podjęła taką decyzję, nikt jej o zgodę nie pytał. Ale kiedy już decyzja zapadła, jakże naturalna jest reakcja młodziutkiej dziewczyny, nieomal jeszcze dziecka: jak też wygląda ten starszy pan, którego jej przeznaczono? Czy bardzo stary i brzydki? Czyż inaczej postąpiłaby każda inna dziewczyna w takiej sytuacji? Pan okazał się co prawda trzykrotnie starszy od niej, ale nie taki znowu stary: miał trzydzieści pięć lat, był szczupły, schludny, o wesołym spojrzeniu, przyzwyczajony do ruchu na świeżym powietrzu. Współżycie Jadwigi i Jagiełły wydaje się całkowicie poprawne mimo różnicy wieku, wychowania, otoczenia. Niewątpliwie duża w tym zasługa króla, który był niezwykle roztropny w postępowaniu, dbał o autorytet królowej, wysuwał ją na pierwsze miejsce, gdzie było można. Jadwiga miała okazję nieustannie błyszczeć i być adorowaną. Wszystko to, co się dawniej pisało o "męczennicy na tronie", o złamanym sercu, o próbach zdrady małżeńskiej, już dwie autorki książek o Jadwidze, Anna Strzelecka i Wanda Maciejewska, dawno włożyły między bajki. W czasie "spektaklu" haimburskiego, bo tak to można nazwać, Jadwiga miała cztery lata i jeżeli nawet była wyjątkowo rozgarniętym dzieckiem, nic z tego nie rozumiała. Następnie przebywała w Wiedniu kilka miesięcy, no, najwyżej rok, a więc do lat pięciu. Od śmierci króla Ludwika do przyjazdu do Polski w ogóle się z Wilhelmem nie widziała, wystarczająco długo, aby wszystko zapomnieć. Oczywiście, że kiedy osiadła na tronie, młody Habsburg zjawił się natychmiast. Tylko czy z miłości do królowej, czy do tronu? Na nieszczęście dla niego, a na szczęście dla dalszych losów Polski Jadwiga ciągle jeszcze była dzieckiem, nie miała lat dwunastu. A ponadto panowie polscy czuwali i doprowadzili do tego, co uważali za najsłuszniejsze - do unii polsko_litewskiej poprzez małżeństwo królewskie. Dużo się też pisało dawniej o wyjątkowo czułym sercu królowej na ludzką niedolę. O tym, kto pokrzywdzonym wieśniakom łzy powróci, o płaszczu, którym okryła biedaka itd. Od królowej jednak oczekujemy czegoś więcej aniżeli doraźnego wsparcia napotkanej nędzy. Jakiejś próby poprawy losu, jeżeli nie wszystkim, to w każdym razie większej grupie. Za taką próbę możemy uważać inicjatywę, zachętę, wreszcie pomoc finansową Jadwigi w budowie tak zwanych szpitali, czyli przytułków dla starych, chorych, ubogich ludzi. Najbardziej znany jest szpital z Biecza, ale wiadomo, że i w innych miastach nakłaniała królowa mieszczan do tworzenia takich ośrodków. Były to jednak zabiegi pojedyncze, nie zaś próba objęcia obowiązkiem opieki społecznej wszystkich miast, chociażby tylko królewskich. A przecież miała już przykład takiego aktu: statut dla żup solnych Kazimierza Wielkiego. Rzecz jasna, że największą część czasu, zwłaszcza w pierwszych latach, pochłaniały królowej funkcje reprezentacyjne. Do politycznych jeszcze się nie nadawała. Już w kwietniu 1386 roku widzimy parę królewską w Wielkopolsce. Istotnie taka wizyta była tutaj potrzebna. Wielkopolanie mieli szczególnie dużo zastrzeżeń do rządów króla Ludwika i regencji jego matki: narzucano im na najwyższe stanowiska Małopolan z pominięciem miejscowych, a gdy jeszcze król pozbawił funkcji starosty kujawskiego Bartosza z Odolanowa, doszło do otwartego buntu. W czasie bezkrólewia powstały dwa zwalczające się obozy dwóch najliczniejszych rodów, Grzymalitów i Nałęczów. Podróż królewska trwała mniej więcej miesiąc i objęła Poznań, Gniezno, Strzemeszno i Pyzdry. Ponieważ wkrótce zmarł wojewoda poznański Wincenty z Kępy, jego miejsce zajął Bartosz z Odolanowa, do niedawna przywódca stronnictwa antywęgierskiego, a starostą generalnym po znienawidzonym Domaracie z Pierzchna został Krzesław z Chodowa. Wielkopolska się uspokoiła. W październiku tego roku król udał się na Litwę, gdzie zabawił kilka miesięcy - była to owa słynna akcja misyjna. Do Krakowa powrócił dopiero w lipcu następnego roku, tak przynajmniej można stwierdzić na podstawie wystawianych dokumentów. Teraz z kolei Jadwiga miała odegrać swoją pierwszą poważną rolę polityczną: odebrać Ruś. Już na zjeździe w Sieradzu w 1383 roku, kiedy szlachta zgodziła się przyjąć Jadwigę, postawiono jej taki warunek. Powtórzono go również w układach z Jagiełłą. Ruś Halicką przyłączył do Polski Kazimierz Wielki, trochę na zasadzie pokrewieństwa z księciem halickim Bolesławem Jerzym II, a właściwie siłą, przy pomocy wojsk węgierskich. W układzie sukcesyjnym określono, że w wypadku objęcia tronu po Kazimierzu przez Ludwika Ruś pozostanie przy Polsce, jeżeli zaś kto inny będzie następcą, Polska zobowiązuje się zwrócić Węgrom Ruś za cenę stu tysięcy florenów. Początkowo wszystko szło zgodnie z układem, Rusią zarządzali starostowie polscy, potem mianowany przez Ludwika książę opolski Władysław. W 1379 roku Ludwik musiał odwołać swoją matkę Elżbietę Łokietkównę z Polski, gdzie już zbyt wrzało, a na jej miejsce wysłał Władysława Opolczyka. Ruś otrzymała starostę węgierskiego Emeryka Bebeka i została wcielona do korony węgierskiej. W Polsce jednak Władysława nie dopuszczono do władzy i odtąd zaczęła się jego rola zdrajcy interesów polskich. W lutym, kiedy drogi jeszcze nie rozmokły, Jadwiga w asyście kilkunastu wysokich dostojników państwowych oraz kilkuset rycerzy udała się na wschód. Jechała wprawdzie z wojskiem, liczono jednak, że będzie ono stanowiło tylko orszak reprezentacyjny, że się obejdzie bez użycia broni: występowała jako prawowita dziedziczka ziemi, która do jej królestwa należała. Istotnie już 18 lutego otworzył przed nią bramy Jarosław, 1 marca Gródek, 8 - Lwów. Wszędzie potwierdzała nadane przez poprzedników przywileje, gdzieniegdzie nadawała nowe, na przykład Lwów uzyskał prawo składu, przyjmowała przysięgę na wierność i obsadzała urzędy. Zygmunt Luksemburczyk, który jeszcze niezbyt pewnie siedział na tronie węgierskim, nie protestował. W połowie sierpnia królowa powróciła do Krakowa, ale już 26 września tym razem oboje królestwo przebywali we Lwowie i tu przyjęli hołd księcia mołdawskiego Piotra. Lata płynęły, królowa z podlotka przekształciła się w młodą kobietę, pełną werwy, temperamentu, ale i rozsądku. Stały przed nią dwa niezmiernie trudne i nigdy nie kończące się zadania. Jedno z nich to pośrednictwo pomiędzy wiecznie skłóconymi braćmi i kuzynami Jagiełły. Najwięcej kłopotu sprawiał najbardziej ambitny Witold. Do końca życia królowa ciągle zabiegała o zgodę Witolda na różne decyzje króla, słała bogate upominki jego żonie Annie, aby jej dopomogła, pośredniczyła w sporach z księciem Skirgiełłą, wreszcie doprowadziła do tego, że obaj przysięgli we wszelkich nieporozumieniach zdać się na jej osąd. Uspokoiła Witolda dopiero klęska nad rzeką Worsklą, ale to już po śmierci Jadwigi. Natomiast za jej życia przyczyniał królowej nieustannie kłopotu. Chodzi wieść, że mu przepowiedziała tę klęskę. Brat królewski Skirgiełło, mniej ambitny, ale i mniej zdolny, został w tym układzie rodzinnym skrzywdzony. Zajmując najpierw stanowisko zastępcy Jagiełły na Litwie oraz dziedziczne księstwo Witoldowe, potem pozbawiony wszystkiego, przez długi czas był gościem na Wawelu, Jadwiga serdecznie się nim opiekowała. Drugie ważne zadanie, w którym musiała odegrać rolę czołową, to spór polsko_krzyżacki o zagrabione ziemie. Spór, jak wiadomo, ciągnął się od czasów króla Łokietka, ale za rządów Jadwigi i Jagiełły doszły do niego elementy nowe. Nie dość, że krzyżacy nie zwrócili zagrabionego podstępnie Pomorza, to jeszcze Władysław Opolczyk, który uzyskał na pograniczu z krzyżakami pewne terytoria jako lenno od Ludwika, w 1391 roku najpierw zastawił im gród Złotoryję, potem ziemię dobrzyńską. Co ciekawsze, przygotowywał ponoć rozbiór Polski: tereny na północ od Kalisza mieli zająć Krzyżacy, na południe zaś Zygmunt Luksemburczyk. Oczywiście nic takiego Polsce nie groziło, ale ziemi dobrzyńskiej ocalić nie zdołano. Królowa pisała listy do wielkiego mistrza, uzasadniając, że Władysław popełnił bezprawie, ale i krzyżacy tyle mieli na sumieniu, że nie mogło ich to przekonać. Słano posłów do Malborka, próbowano doprowadzić do zjazdu z wielkim mistrzem, wszystko na próżno. Wszystkie te zabiegi obciążały w pierwszym rzędzie królową, ona bowiem była dziedziczką tronu. Krzyżacy ostentacyjnie nie przyjmowali do wiadomości unii polsko_litewskiej i nie uznawali Jagiełły jako króla polskiego. Byli wówczas u szczytu potęgi militarnej, gospodarczej, administracyjnej. Bałtyk miał się stać wewnętrznym morzem krzyżackim. Zagrażali wszystkim wokół. Najeżdżali dobra arcybiskupa ryskiego, bo chcieli tam postawić swojego człowieka, prześladowali biskupa Dorpatu (Tartu), zagarnęli szwedzką wyspę Gotlandię i wymordowali mieszkających tam tak zwanych braci witalijskich. Ale świetność zakonu krzyżackiego zaczęła się już nieco załamywać. Przede wszystkim król Władysław postanowił rozprawić się z ich sprzymierzeńcem Władysławem Opolczykiem. W trzech kolejnych wyprawach zbrojnych rozebrano księstwo opolskie. Władysław Opolczyk zmarł na wygnaniu, a część ziem dziedzicznych księstwa król później zwrócił jego bratankom pod warunkiem absolutnej lojalności. W 1395 roku zmarła bezpotomnie siostra Jadwigi, królowa węgierska Maria. Zgodnie z układami Jadwiga miała prawo do dziedziczenia tronu po siostrze. Wobec tego Jadwiga i Jagiełło przyjęli tytuł królów węgierskich. Strach zajrzał w oczy głównemu protektorowi krzyżaków, Zygmuntowi Luksemburczykowi, który panował na Węgrzech tylko jako mąż Marii. W tymże roku król czeski, a jednocześnie rzymski, Wacław Luksemburczyk zwrócił się z apelem do wszystkich władców państw nadbałtyckich, aby stanęli w obronie kościoła inflanckiego przeciwko krzyżakom. Powstała wielka liga antykrzyżacka z udziałem książąt pomorskich, meklemburskich, królowej państw skandynawskich Małgorzaty oraz Jagiełły i Witolda. Papież rzucił na zakon klątwę. Krzyżakom zaczęło być ciasno. W tym zamęcie wydarzeń w Krakowie rozpoczęto przygotowania do wielkiej uroczystości: oto upływało dziesięć lat od zawarcia unii polsko_litewskiej, dziesięć lat ciężkich, pełnych zmagań, powodzeń i niepowodzeń. Sam fakt jednak, że unia przetrwała dziesięć lat, że państwo zwracało na siebie coraz większą uwagę, że się z nim liczono, już stanowił pewne zwycięstwo, chociaż sukcesów widocznych jeszcze nie było. Do Krakowa zjechało mnóstwo gości. Przybyli w komplecie książęta pomorscy, chociaż od śmierci księcia Kaźka raczej tu nie bywali, oczywiście jak zwykle wszyscy mazowieccy, śląscy, posłowie krajów ościennych, najsympatyczniejszy z Luksemburczyków, młodszy margrabia morawski Prokop - bardzo częsty gość na Wawelu. Zjechali się możni z całego kraju. Rada miejska podejmowała wielce uroczyście księcia szczecińskiego Świętobora, wdzięczna za przywileje, które nadał kupcom krakowskim u siebie. Najmłodszemu z książąt słupskich, Barnimowi, wyprawiono huczne gody weselne z bratanicą księcia Witolda, Jadwigą Towciwiłówną. Od dziesięciu lat zresztą wszystkie wesela i wszystkie chrzciny w ogromnej rodzinie Piastowsko_Giedyminowskiej odbywały się na Wawelu, a młodzież nieomal się tu wychowywała. Na przykład syn księcia mazowieckiego Ziemowita i siostry królewskiej Aleksandry, popularnie zwany Siemiszkiem, całymi tygodniami przebywał bądź w Krakowie, bądź w pobliskich zamkach - Korczynie czy Wiślicy, nawet jeżeli nie było tam ani króla, ani królowej. Na uroczystości dziesięciolecia unii bawiono się wszędzie - na zamku i na dziedzińcu, w kamienicach mieszczańskich i na rynku. Na ulicach stały beczki z piwem i obrok dla koni. Możni panowie wynajmowali mieszkania u zamożniejszych mieszczan i tam wydawali uczty dla wybranych. Może na jednej z takich mniej wytwornych uczt, a może na kilku, porobił obserwacje Słota, autor wiersza "O zachowaniu się przy stole". Wprawdzie wyprzedził go o kilkadziesiąt lat kanonik krakowski Frowinus, ale napisał swój utwór po łacinie. Słota zaś - co cenniejsze - po polsku. Przytoczmy fragment. Zjutra * wiesół nikt nie będzie,@ aliż gdy za stołem siędzie,@ toż wszego myślenia zbędzie.@ A ma z pokojem sieść,@ a przy tym się ma najeść.@ A mnogi idzie za stół,@ siędzie za nim jako wół,@ jakoby w ziemię wetknął kół!@ Nie ma talerza karmieniu swemu,@ eżby ji ukroił drugiemu...@ * A je z mnogą twarzą cudną,@ * a będzie mieć rękę brudną!@ Ana też ma k~niemu rzecz * obłudną!@ Z rana. Żeby go ukradł. Z panami. Rozmowę. Wiersz powstał prawdopodobnie na przełomie XIV i XV wieku, odpis pochodzi z około 1410 roku. Jak wynika z treści, zdarzało się, że goście jedli rękami, nie zawsze czystymi, na ogół jednak tak źle nie bywało. Na co dzień talerze dawano cynowe lub gliniane, w dni paradne - srebrne, czasem pozłacane. Nieraz i królom w podróży zabrakło naczyń, wówczas posługiwano się kromką chleba, z której wykrajano miąższ. Rękami na wystawnych ucztach już nie jadano. Łyżki i noże były na pewno, pomagano sobie też skórką chleba, ale czy używano widelców? Rodzina królowej Jadwigi wywodziła się z Włoch, w Budzie przestrzegano manier towarzyskich. A przecież w Wenecji już w XI wieku dogaressa Selvo posługiwała się złotym widelczykiem. Co prawda budziła wówczas powszechne zdumienie, lecz od tego czasu upłynęło trzysta lat. Autor zresztą przestrzega przed tym, czego nie należy czynić, co nie musi znaczyć, że tak wszyscy czynili. Huczny zjazd krakowski z udziałem zwłaszcza książąt pomorskich był w znacznym stopniu sukcesem Jadwigi. Osobiście na przykład brała udział w wytyczeniu szlaku handlowego dla kupców polskich drogą wzdłuż Warty i Noteci, przez Pomorze Zachodnie do Szczecina, aby ominąć trasę przez ziemie krzyżackie, na co się skarżyli szczególnie kupcy toruńscy. Następny sukces: 28 maja 1396 roku nowy książę wołoski Wład złożył hołd lenny Jadwidze i Jagielle jako królom węgierskim. Zygmunt Luksemburczyk nawet nie mógł przeciwdziałać, bo w tymże roku walczył z Turkami i poniósł bezprzykładną klęskę pod Nikopolem. I wreszcie działalność królowej Jadwigi jako przykład dla innych władców. Mówiliśmy już, że krzyżacy zaczęli zagrażać wszystkim państwom i narodom położonym nad Bałtykiem. Nie tylko oni, lecz i inni mniejsi i więksi władcy niemieccy. Poza tym w wiekach XII i XIII szeroko rozwinęła się kolonizacja w krajach przyległych. Niemcy emigrowali w poszukiwaniu lepszych warunków bytu. Osiedlali się najczęściej w większych miastach o rozwiniętym handlu lub rzemiośle. Danii i Polski nie łączyły żadne więzy bezpośrednie, ale łączyli je wspólni wrogowie. Dlatego już w 1364 roku na słynnym krakowskim zjeździe królów gościem Kazimierza Wielkiego był król duński Waldemar Atterdag. Waldemar nie miał syna. Jedna z jego córek, Adelajda, została drugą żoną księcia słupskiego Bogusława V (pierwszą była najstarsza córka Kazimierza Wielkiego), druga zaś, Małgorzata, wyszła za norweskiego Haakona VI z tej samej dynastii Folkungów, co królowie szwedzcy. Po śmierci ojca w 1375 roku, męża w 1380 roku i wreszcie jedynego syna Olafa w 1387 roku, Małgorzata została najpierw regentką, a później królową obu tych krajów - Danii i Norwegii. Tymczasem w Szwecji po Folkungach uzyskał tron zniemczony książę meklemburski Albrecht III. Natychmiast podnieśli głowę licznie osiedleni w krajach skandynawskich kupcy niemieccy: w Wisby na Gotlandii, w Oslo i w Bergen. Wówczas królowa Małgorzata postanowiła za wzorem unii jagiellońskiej połączyć kraje skandynawskie w jedno państwo. Zdobyła znaczną część Szwecji, usunęła Albrechta, odebrała Niemcom Szlezwig, a w chwili powstania ligi antykrzyżackiej przyłączyła się do niej. Wreszcie powołała przedstawicieli wszystkich trzech krajów i na zjeździe w Kalmarze w 1397 roku zawarto formalną unię, która przetrwała do 1523 roku. Następcą Małgorzaty na tronie państw skandynawskich został wnuk jej siostry, książę słupski Eryk. Królowa Małgorzata miała znacznie większe sukcesy w rządach niż nasza Jadwiga, ale i sytuację dogodniejszą. Między krajami skandynawskimi istniały także różnice, lecz mniejsze niż w unii polsko_litewskiej, podobne były języki, obyczaje, sytuacja gospodarcza. Pomimo wszystko królowa Jadwiga nie rezygnowała, nadal próbowała rokowań. Już po rozbiciu ligi antykrzyżackiej zaproponowała wielkiemu mistrzowi spotkanie we Włocławku. Krzyżak zwlekał, wykręcał się, wreszcie przybył. Od 11 do 19 czerwca 1397 roku, a więc przez osiem dni, królowa starała się przekonać wielkiego mistrza, że ona, nie Zygmunt Luksemburczyk, jest spadkobierczynią Ludwika, że ona ma prawo do ziemi dobrzyńskiej, nie Władysław Opolczyk, który w żadnym wypadku nie powinien był dysponować nie swoją własnością. Osiągnęła tylko tyle, że wielki mistrz zażądał od Opolczyka aktu nadania lenna, a takiego dokumentu nie było. Nie znaczyło to jednak, że krzyżacy ziemię dobrzyńską zwrócą. Jeszcze raz w roku następnym królowa zaproponowała wielkiemu mistrzowi spotkanie osobiste, tym razem w Toruniu, butny krzyżak jednak już ją zaczął lekceważyć. Tłumacząc się nawałem zajęć, przysłał mało znaczącego komtura Seyna, bez żadnego upoważnienia do jakiejkolwiek decyzji. Rozgniewana królowa opuściła Toruń, a wyjeżdżając miała zapowiedzieć, że dopóki żyje, będzie powstrzymywała wybuch wojny, lecz po jej śmierci klęska krzyżaków nie minie. Krzyżacy zinterpretowali te słowa na swój sposób - jeżeli w ogóle zostały wypowiedziane. Według nich pomiędzy parą królewską istniał rozdźwięk co do sposobu rozstrzygnięć sporu z zakonem: król miał dążyć do wojny, królowa zaś ochraniała przed nią zakon. Wydaje się jednak, że królowa raczej w gniewie powtórzyła to, co już od wielu lat mówiono w Polsce, mianowicie słowa szwedzkiej księżniczki Brygidy. To ona już przed wielu laty przepowiadała krzyżakom klęskę, gdyż sprzeniewierzyli się swemu posłannictwu. A właśnie niedawno dzięki zabiegom królowej Małgorzaty Brygida została kanonizowana i jej przepowiednie ożyły. Na temat stosunku do krzyżaków nie było wśród pary królewskiej nieporozumienia: oboje pragnęli odzyskać zagrabione ziemie, ochronić kraj od najazdów, przemocy, grabieży, morderstw. Gdyby król tak bardzo chciał wojny, to dlaczego po śmierci Jadwigi czekał aż dziesięć lat z jej rozpoczęciem? Oboje próbowali przede wszystkim wszelkich środków pokojowych, a ponieważ nie dawały one rezultatów, powoli, krok za krokiem, przygotowywano się do wojny. Przezorny monarcha czynił te przygotowania dwadzieścia pięć lat. Potem nastąpił Grunwald. Czy jednak nigdy nie dochodziło do nieporozumień między Jadwigą i Władysławem Jagiełłą? Owszem, są ślady takich nieporozumień. Wiemy, że królowa osobiście przyłączyła Ruś Halicką, którą jej ojciec związał z koroną węgierską. Odzyskanie tej ziemi leżało w sferze interesów przede wszystkim panów małopolskich. Tędy prowadziła droga nad Morze Czarne, tędy szedł słynny handel lewantyński - przywożono korzenie i przyprawy, tkaniny jedwabne i złotogłów, klejnoty i ozdobną broń. Ziemia ta była żyzna, zagospodarowana, liczono na stanowiska przynoszące dochody. Tymczasem król Władysław wyłączył z Rusi Halickiej ziemię bełską i nie uzgadniając sprawy z nikim, nadał ją swemu szwagrowi Ziemowitowi mazowieckiemu. Był to pierwszy duży zgrzyt. Stronnictwo węgierskie w Polsce za Ludwika opierało się głównie na możnych Małopolanach, oni wprowadzili Jadwigę na tron, oni za nią sprawowali rządy przez pierwsze lata, nic dziwnego, że ich oczami patrzyła na wiele spraw. Ziemowit tymczasem w okresie bezkrólewia zagarnął Kujawy, które król musiał od niego wykupić za dużą sumę. Ponadto uważa się, że lojalność młodszego księcia mazowieckiego wobec korony polskiej, pomimo że był szwagrem króla, pozostawiała dużo do życzenia: oboje z Aleksandrą utrzymywali niezwykle ożywione stosunki z Malborkiem, stamtąd szły bogate prezenty i pożyczki. Jadwiga nie potwierdziła nadania. Dopiero w 1396 roku, kiedy to po dłuższych rokowaniach Zygmunt Luksemburczyk zrzekł się ostatecznie wszelkich pretensji do Rusi, a polska para królewska zrezygnowała z używania tytułu króla Węgier, królowa podpisała akt nadania ziemi bełskiej Ziemowitowi. Podobnie miała się rzecz z Podolem. Księciem Podola był stryjeczny brat Jagiełły Fedor Koriatowicz, który raptem, zwabiony przez Zygmunta Luksemburczyka jakimiś atrakcyjnymi obietnicami, zbiegł na Węgry. Tym razem król nadał Podole na prawach lenna wojewodzie krakowskiemu Spytkowi z Melsztyna. Sprawa była bez precedensu. Spytko wprawdzie, stały zawsze stronnik i Jadwigi i Jagiełły, witał go w imieniu królowej na granicy w chwili, kiedy jechał po raz pierwszy do Polski, był magnatem małopolskim. Ale tylko magnatem, nie księciem panującym. Od razu wyrastał ponad wszystkich swoich współczesnych. W tej sprawie chyba uczestniczył książę Witold. Małopolanie, a więc i królowa, chcieli włączenia Podola bezpośrednio do Korony, król, nadając je Spytkowi, uzależnił od Litwy, wszystkie bowiem księstwa ruskie podlegały Witoldowi, a on dopiero Koronie. Chcąc więc podkreślić swoje prawo do Podola, królowa poczęła potwierdzać przywileje, darowizny, posiadłości. Wówczas to nadała Fedorowi Ostrogskiemu posiadłość Ostróg. I wreszcie sprawa najmniej oczekiwana, która nie wiadomo czemu miała służyć: królowa Jadwiga wystosowała do księcia Witolda dość ostry list, zażądała w nim, aby Litwa wypłaciła jej sumy zapisane w układzie małżeńskim - rodzaj daniny lennej. Sprawa nie jest dostatecznie jasna. Wiemy już, że Witold był drażliwy i ambitny, mniejsze sprawy wyprowadzały go z równowagi, cóż dopiero taka? Zwołał więc bojarów i postawił im pytanie sformułowane dość drastycznie: czy chcecie być poddanymi Polaków i płacić im daninę? Oczywiście nie chcieli. Jedność z takim trudem złączonego państwa zawisła na bardzo cienkim włosku. Do rozłamu nie doszło, sama królowa wycofała się z niezręcznej sytuacji, uznając ją za nieporozumienie, posłano księciu w prezencie przepiękny egzemplarz "Złotej Legendy" Jakuba de Voragine. Egzemplarz ten Witold złożył w katedrze wileńskiej. Były jeszcze różnice zdań na temat wyprawy na Tatarów - królowa nie chciała tej wyprawy, ale i król nie bardzo jej pragnął, ostatecznie uległ Witoldowi, dla którego była to sprawa ambicjonalna. Dostał od losu tęgą nauczkę, ale królowa już tego nie zobaczyła. Co jeszcze wykonywała Jadwiga jako król polski? Wiele czynności, i to dość różnych. Podróżując często po kraju, sprawowała sądy. Był to zwyczaj powszechny, że sprawy trudne lub apelacyjne odkładano do przyjazdu króla, który wówczas osobiście przewodniczył sądowi. Oto taki przykład z życia królowej: będąc w Wielkopolsce w 1397 roku w oczekiwaniu na spotkanie z wielkim mistrzem krzyżackim, rozsądziła sprawę wniesioną przez kmiecia Stanisława z Kuczkowa przeciwko szlachcicowi Mikołajowi Czeczaradzie, który zabrał chłopu majątek za dwadzieścia cztery grzywny. Królowa przyznała słuszność Stanisławowi i wyrokiem nakazała Mikołajowi zwrócić zabrane przedmioty. Przytaczamy ten przykład jako dowód, że za czasów królowej Jadwigi chłop nie tylko miał prawo oskarżyć szlachcica, który go skrzywdził, ale odwołać się do sądu królewskiego i sprawę wygrać. Wkrótce sytuacja zmieniła się, zresztą i w okresie stosunkowo najkorzystniejszym dla wsi - w czasach króla Kazimierza - zdarzały się niepomyślne wypadki. Zdumiewająca jest ocena sytuacji chłopów w omawianym okresie przez skądinąd zasłużonego historyka z przełomu XIX_XX wieku, Antoniego Prochaskę: "Na Kujawach - pisze - spotyka się przykłady zdrożnej buty włościańskiej, oczywiście wskutek dobrobytu i pewnej niezawisłości i swobody." I podaje takie dowody: w 1423 roku szlachta na rokach (sądach) w Brześciu zabrania chłopom wchodzić do miast z bronią - mieczem, pałką żelazną, gdyż na jarmarkach zdarzały się bójki. Albo: przy wytyczaniu granicy spornej między wsiami Górką i Cieszkowem kmieć chwycił woźnego za rękaw i krzyknął: - Idź, woźny, za opolem (starszyzna opola - dawnej jednostki terytorialnej - wzywana była na świadków w sporach granicznych), albo będziesz zabit! Czy rzeczywiście dobrobyt i swoboda rozpiera chłopów? Czy może raczej są to próby samoobrony? Wiemy przecież, że nawet tam, gdzie sytuacja była dość uporządkowana, we wsiach na prawie czynszowym, chłop miał rozliczne obowiązki wobec dziedzica, a przede wszystkim nie mógł opuścić gospodarstwa, nie zapłaciwszy wprzód czynszu za wszystkie lata tak zwanej wolnizny, bez względu na to, ile pracy i pieniędzy w to włożył, i jeszcze musiał dać następcę. Spory między chłopami rozstrzygał sołtys i ławnicy (zwano ich przysiężnikami), ale tylko w zastępstwie dziedzica i w sprawach mniejszej wagi. Zasadniczo chłopa w swoich majątkach sądził dziedzic, który zjeżdżał co pewien czas, a wieś musiała go wtedy utrzymywać. Spór chłopa z własnym panem był nie do wygrania. Majątek chłopa oceniano przeciętnie na trzydzieści grzywien, podczas gdy pas rycerski kosztował do dwudziestu grzywien, a posag szlachcianki wynosił od czterdziestu do pięćdziesięciu grzywien. Zresztą szlachcic szlachcicowi też nie był równy. Na przykład Spytko z Melsztyna odziedziczył po ojcu trzy miasta i trzydzieści wsi, do tego doszło uposażenie wojewody krakowskiego, a potem jeszcze nadanie Podola. Natomiast jego sekretarz, Klemens z Moskorzewa, odziedziczył czwartą część Moskorzewa, a słynny Zawisza Czarny jedną trzecią Garbowa. Najłatwiej jeszcze można się było dorobić w mieście, zwłaszcza obrotnemu kupcowi czy bankierowi, i to nie tylko w dużym mieście. Mieszczanie krakowscy pożyczali pieniędzy królowej Jadwidze, królowi, cesarzowi Karolowi, głośnym magnatom. Ale również małe miasta miały swoich potentatów. Moszko z Pyzdr nosił przydomek Bogacz, a jakiś Barankowicz z Zakroczymia pożyczył mnóstwo pieniędzy krzyżakom i uchodził za poważnego wierzyciela. Poziom umysłowy społeczeństwa był oczywiście tak samo różny, jak i zamożność. W latach 1364_#1432, a więc od uruchomienia uniwersytetu do końcowych lat życia Jagiełły, było w Polsce około dwustu szkół, w tym sześćdziesiąt trzy w samej diecezji krakowskiej. Uczono czytać, pisać, nieco łaciny, pieśni kościelnych, w szkołach klasztornych cystersów i benedyktynów także ogrodnictwa i pszczelarstwa. Oprócz klasztornych istniały szkoły katedralne, kolegiackie, czasem miejskie, jak w Krakowie. Powszechnie w piśmie posługiwano się łaciną, na przykład w sądach przewód spisywano po polsku, ale wyrok po łacinie. Wielkopolanie ponoć byli światlejsi od Małopolan, gdyż pozwy do sądu dostarczano im na piśmie, a w Małopolsce woźny wzywał ustnie. Królowa Jadwiga umiała czytać i pisać, ale czy po polsku? Powszechne jest mniemanie, że znała łacinę, lecz była to chyba bardzo powierzchowna znajomość: modlitwy, pieśni, psalmy, żywoty świętych tłumaczono jej na język polski, tudzież pieśni łacińskie i czeskie. Zachowały się różne wersje najpopularniejszych pieśni z różnych czasów i w różnych przekładach. Taka na przykład pieśń o narodzeniu Chrystusa rozpoczyna się dziwnie współcześnie: "August»* kiedy królował,@ wszystkiemu światu panował,@ świat wszystek popisać kazał,@ a czynsz od każdej głowy brał."@ Cesarz rzymski Oktawian August. Języka polskiego, podobnie jak król Jagiełło, uczyła się dopiero w Polsce, mówiła natomiast po węgiersku i po niemiecku - chyba nie nazbyt dobrze, ale w takim stopniu, aby się porozumieć z posłami krzyżackimi bądź margrabią Prokopem Luksemburskim. Dwór musiał być oczywiście wielojęzyczny, skoro królowa pochodziła z Węgier, król z Litwy, utrzymywano ruskich sokolników, malarzy, muzyków, przybywali goście i posłańcy ze wszystkich krajów Europy, a nawet z Bizancjum i od Tatarów. Jaka była ta królowa polska? Łagodna czy gwałtowna, mądra czy przeciętna, religijna ascetka czy kobieta używająca życia? Rzecz ciekawa, że natychmiast po śmierci zaczęła obrastać legendą, nawet ludzie, którzy ją znali, poczęli jej przypisywać cechy, których nie posiadała lub była ich przeciwstawieniem. Na jej płycie nagrobnej miał być wyryty łaciński napis, który znamy z późniejszego przekazu w języku francuskim. Oto niektóre znamienne określenia. "Tutaj śpi Jadwiga, gwiazda Polski..., która poskromiła swe serce przez rozum i zwyciężyła samą siebie z siłą olbrzymią. Była podporą kościoła, bogactwem duchownych, rosą ubogich, honorem szlachty, pobożną opiekunką biedaków... Wolała być słodką niż potężną, nie było w niej cienia dumy i gniewu... Oto tu leży królewska gwiazda..." itd. O poskromieniu serca i zwycięstwie nad sobą już wiemy - nie było ku temu okazji. Rozdawała jałmużnę, bo tak czyniła każda królowa, stać ją było na to. Wychowana na dworze węgierskim, gdzie król Ludwik z zapałem gromadził kości świętych, wstawał o świcie i pędził na mszę swych dostojników, a może i córki, nie odznaczała się dewocją, ani ona, ani król, co nie znaczy, że nie byli religijni i nie doceniali znaczenia i religii, i kościoła. Jadwiga miała wysokie poczucie swej godności królewskiej, była dumna i umiała się gniewać. Nieco przykładów podano już powyżej: pogróżki pod adresem krzyżaków, sprawa Podola. Kiedy biskup krakowski Piotr Wysz, który jej zawdzięczał infułę, na wakujące stanowisko zamianował nie jej kandydata, napisała do niego list w tak ostrej formie, jakiego chyba nigdy nie otrzymał. Nawet gdy spowiednik zrobił jej jakąś uwagę, zerwała się z klęczek i kazała mu milczeć! Nie miała żadnych zadatków na pobożną ascetkę, lubiła tańczyć, stroić się, prowadziła życie ruchliwe, zresztą nie tylko z osobistej chęci, ale i z obowiązku. Piętnaście lat wspólnie z Jagiełłą spędzonego życia to niezmiernie skomplikowana nieustanna gra dyplomatyczna, której głównym celem było odzyskanie ziem zagrabionych i poskromienie buty krzyżackiej. Nie była więc słodka i łagodna, lecz dumna i gniewna. A w każdym razie nieprzeciętna. Ale sprawa najważniejsza to owo "bogactwo duchownych". Właśnie wówczas rozpoczął się na uniwersytecie polskim ruch reformacyjny, którego głównym celem ataku było bogactwo duchowieństwa i Kościoła, niski poziom umysłowy i moralny ludzi na wysokich stanowiskach kościelnych, przekupstwa w całej organizacji kościelnej, a przede wszystkim w kurii papieskiej, ściąganie nadmiernych danin pod groźbą klątwy kościelnej, sprzedaż odpustów. Początek swój ruch ten wywodzi właściwie z Anglii, jego twórcą był uczony i kanclerz królewski John Wiklef w Pradze jednak doszły nowe czynniki, które i w Polsce stały się niezmiernie popularne: walka z naporem niemczyzny, walka o język ojczysty w Kościele. Nic dziwnego. W Czechach od stu lat panowała niemiecka dynastia Luksemburgów. Dzisiejsi historycy wprawdzie zaczynają podkreślać, że najznaczniejszy z Luksemburczyków, cesarz Karol IV, popierał język i kulturę swych czeskich poddanych, ale najlepiej płatne stanowiska zarówno na uniwersytecie, jak i w kościele, obsadzili Niemcy, język niemiecki rozbrzmiewał na ulicach i w szkołach, w kościołach i na dworze królewskim. Chociaż poziom naukowy uczelni był wysoki, stan ten nie mógł zadowolić myślących Czechów. W Krakowie, jak wiemy, istniał uniwersytet od 1364 roku, lecz po śmierci króla_założyciela wegetował na poziomie najwyżej szkoły średniej. Królowa Jadwiga utrzymywała z Pragą ożywione kontakty. Spowiednikiem jej był Czech, Jan Szczekna, który wygłaszał w Krakowie kazania w języku polskim. Już ten fakt stanowił nowość, gdyż kazania zwykle wygłaszano bądź po łacinie, bądź po niemiecku, a w Krakowie mieszczan mówiących po niemiecku żyło jeszcze dużo, co wcale nie świadczy, że nie byli dobrymi obywatelami Polski. Szczekna jednak wzburzył opinię publiczną treścią swych kazań, głosił bowiem, że mąż zdradzający żonę popełnia grzech cięższy aniżeli kobieta lekkich obyczajów, gdyż ta grzeszy dla chleba. Rajcy krakowscy byli tak wzburzeni, że prosili królową o usunięcie radykalnego kaznodziei, czego jednak nie uczyniła. Szczekna zresztą nie był pierwszy w swych poglądach, przed nim podobne zdanie głosił czeski duchowny Jan Milicz z Kromieryża. Ponieważ uniwersytet nie dawał ambitniejszej młodzieży możności wyższego wykształcenia ani stopni uniwersyteckich, musiała więc ona dawnym zwyczajem iść za granicę. Niektórzy jechali do Włoch, lecz bliżej i wygodniej było do Pragi. W czasach królowej Jadwigi bardzo wielu Polaków kształciło się w Pradze, a kilku było nawet wykładowcami. Oni to pośredniczyli w szerzeniu się idei reformy kościoła i odrodzenia narodowego w Polsce. Oni też nawiązali kontakt z królową albo raczej odwrotnie - królowa nawiązała kontakt z nimi. Jednym z profesorów na wydziale teologii w Pradze był Henryk Bitterfeld z Brzegu. Brzeg nad Odrą od połowy XIV wieku, za rządów księcia Ludwika I i Ludwika II, odgrywał znaczną rolę w kulturze polskiej. Tu istniała szkoła na wysokim poziomie, którą zapewne ukończył Henryk, zanim udał się do Pragi. Tu powstała słynna "Legenda obrazkowa" o świętej Jadwidze, tu spisano kronikę królów polskich, wreszcie ozdobiono wejście do bramy zamkowej rzeźbionymi w kamieniu głowami królów polskich i książąt śląskich. Henryk Bitterfeld opracował traktat, który zatytułował "De contemplatione et vita activa" i zadedykował go królowej Jadwidze. Przez długi czas znana była tylko część pierwsza traktatu, ta właśnie "De contemplatatione" i na tej podstawie snuto domysły, że królowa miała wielkie zamiłowanie do ascezy, do unikania czynnego życia, do modłów. Tymczasem okazuje się, że druga część traktatu omawia owo życie czynne, a jest po prostu podręcznikiem wychowania, według którego królowa powinna wychować swego przyszłego syna. Główną tezę traktatu można streścić w słowach: dla króla najważniejsze jest szczęście jego poddanych i powinien umieć im je zapewnić. Troska o zbawienie własnej duszy - ideał życia każdego człowieka w średniowieczu - dla króla byłaby egoizmem. Jemu nie wolno myśleć o sobie. I tak królowa polska powinna wychować swego syna. Profesorem teologii w Pradze był również Polak, Mateusz z Krakowa. Ojciec jego pełnił funkcję pisarza miejskiego w Krakowie. Mateusz należał do tej grupy uczonych, która najgoręcej żądała reform. Ich działalność ożywiła się znacznie, gdy bogaty kupiec praski Krzyż wybudował tak zwaną kaplicę betlejemską, a na jej kaznodzieję powołał Jana Husa. Odtąd tłumy ludu słuchały kazań Husa w języku czeskim, a chętnych było tak wielu, że Hus przemawiał dwa razy dziennie. Królowa Jadwiga od dawna zastanawiała się nad potrzebą odnowienia uniwersytetu krakowskiego. Państwo unii jagiellońskiej było ogromne, a więc i zapotrzebowanie na światłych ludzi duże. Już poprzednio sprowadzono z Pragi zakon benedyktynów słowiańskich, którzy odprawiali nabożeństwa i wygłaszali kazania po polsku. Następnie sprowadzono do Krakowa Mateusza. Nic niestety nie wiemy o jego działalności w Krakowie, zakłada się jednak, że przebywał tu mniej więcej trzy lata, że wykładał na niezupełnie jeszcze czynnym uniwersytecie, że wygłaszał kazania po polsku. Rada miasta Krakowa wypłacała mu pensję w wysokości czterdziestu grzywien rocznie. Po śmierci królowej nie usiłowano go zatrzymać - przypuszczalnie z powodu różnicy poglądów między nim a biskupem krakowskim Piotrem Wyszem, któremu udało się zagarnąć urząd kanclerza uniwersytetu. Mateusz został zaproszony do nowo otwartego uniwersytetu w Heidelbergu, został kapelanem palatyna reńskiego Ruprechta II i biskupem wormackim. Zmarł w Wormacji i tam został pochowany, a na płycie nagrobnej wyryto mu: Polak. Co głosił? O jakie różnice w poglądach chodziło? Po wyjeździe z Krakowa Mateusz wydał traktat pod tytułem "O praktykach kurii rzymskiej", w którym zwalczał głównie jedną bolączkę ówczesnego Kościoła: przekupstwo. Potępiał ściąganie ogromnych sum od nowo mianowanych biskupów, nie ten otrzymywał infułę, który był jej godzien, lecz ten, kto więcej zapłacił. Potępiał wydawanie pozwoleń nieznanym przybywającym do Rzymu duchownym, często zwykłym oszustom, którzy za odpowiednią sumę uzyskiwali prawo słuchania spowiedzi, a z kolei za odpowiednią sumę dawali rozgrzeszenie. Nietrudno stwierdzić, że Mateusz w niczym nie atakuje dogmatów religijnych, nawet praktyk, same tylko nadużycia. Pomimo to natychmiast oskarżono go o herezję, i to dominikanie krakowscy, nie udało im się jednak osiągnąć celu. Królowa musiała znać zapatrywania Mateusza, skoro tak pragnęła widzieć go w Krakowie. Można sądzić, że całkowicie popierała jego punkt widzenia. Chyba i król Władysław także. Sprawa wznowienia pełnej działalności uniwersytetu nie była prosta. Należało zdobyć zezwolenie papieskie, aby uruchomić wydział teologiczny, nie było profesorów, nie było pomieszczeń, a nade wszystko nie było pieniędzy. Zanim przezwyciężono wszystkie trudności, królowa za pośrednictwem swego czeskiego spowiednika i wymienionego już kupca Krzyża nabyła dom w Pradze i przeznaczyła znaczną sumę pieniędzy na utrzymanie dwunastu studentów Litwinów. W ten sposób chciała się przyczynić do podniesienia poziomu umysłowego duchowieństwa na Litwie. W dniu 22 czerwca 1399 roku królowa urodziła córkę. A naród tak oczekiwał syna! Pisarz miejski Jerzy napisał nawet wiersz gratulacyjny, w którym nazywa spodziewanego syna Jadwigi spadkobiercą korony polskiej i węgierskiej. Dziecku dano po matce królowej imię Elżbieta, a po ojcu chrzestnym - papieżu Bonifacym IX - Bonifacja. Elżbieta Bonifacja żyła zaledwie trzy tygodnie, a kilka dni później zmarła matka. Miała wówczas dwadzieścia pięć lat. Przed śmiercią zapisała wszystko, co posiadała - klejnoty, szaty, pieniądze - na cele uniwersytetu. Wykonawcami testamentu byli: kasztelan krakowski Jan Tęczyński i biskup Piotr Wysz. Tęczyński sprzedał wszystkie wartościowe przedmioty i zakupił za to dwa domy w Krakowie oraz szyb solny w Wieliczce, z którego dochody miały pokrywać koszty utrzymania uczelni. W rok po śmierci królowej otwarto oficjalnie uniwersytet krakowski, zwany odtąd jagiellońskim. Pierwszym rektorem został Stanisław ze Skalbmierza, a pierwszym honorowym studentem król Władysław Jagiełło. `tc Hrabianka celejska Drugi już rok upływał, jak Wawel nie miał pani. Komnaty, niegdyś rozbrzmiewające gwarem, śpiewem, muzyką, stały puste i posępne. Nie było słychać dźwięków lutni, nie czytywano głośno żywotów świętych, rozproszyli się kopiści przepisujący ongiś księgi dla królowej, "haftarz" Jaśko, który "samoczwart" zdobił jej suknie oraz zamawiane przez nią szaty kościelne na dary dla różnych świątyń, musiał gdzie indziej poszukać sobie pracy. Król ustawicznie podróżował po rozległym państwie, a gdy miał chwilę przerwy w podróżach, wolał odpocząć w Korczynie, w Wiślicy czy Niepołomicach, gdzie i łowów można było użyć. Tam też przybywali do niego panowie z ważnymi sprawami państwowymi oraz goście. Najbardziej cierpiał na tym Kraków: pustkami świeciły gospody, kupcy nie mieli komu sprzedawać droższych towarów, złotnicy klejnotów, gdyż możni panowie nie przywozili swych żon i córek na dworskie przyjęcia. Zresztą i panowie z rady królewskiej także nie byli zadowoleni. Kto miał zabawiać obcych posłów, kiedy przybyli niespodziewanie, a król znajdował się w odległym zakątku kraju i nie zawsze chciał, aby tam w ślad za nim jechali? Królowe reprezentowały monarszą łaskawość, czasem hojność, były więc bardzo potrzebne, zwłaszcza w momentach trudnych, kłopotliwych. Kto wysunął projekt ponownego małżeństwa króla, i to tego właśnie małżeństwa? Istnieją dwie wersje. Według jednej to już przed swą śmiercią sama królowa Jadwiga, według drugiej - biskup krakowski Piotr Wysz. W pewnym stopniu obie się zbiegają, lecz Wysz - ongiś kanclerz zmarłej królowej, potem jeden z wykonawców jej testamentu - po roku 1400 był jednak w niezbyt zgodnych stosunkach z królem, wątpliwe więc, czy by mógł pod tym względem odegrać jakąś rolę. Natomiast bardzo prawdopodobne, że na wybór miał jakiś wpływ inny dostojnik, kasztelan krakowski Jaśko z Tęczyna, były ochmistrz królowej Jadwigi i drugi wykonawca jej testamentu, a teraz postawiony na czele poselstwa królewskiego, które udało się po nową panią. Wybór zatem padł chyba zgodnie z sugestią królowej Jadwigi na hrabiankę celejską Annę, wnuczkę Kazimierza Wielkiego. Wiemy już, że jego córka, również nosząca imię Anna, została wydana za mąż za hrabiego celejskiego Wilhelma, gdyż nie był to kandydat, który mógł zagrozić córkom Ludwika w drodze do tronu polskiego. W dotychczasowej literaturze historycznej przywykło się używać nazwy "Cilli" lub "Cylli" i "cylejski", chyba jednak nie ma powodu honorować niemiecką formę nazwy miejscowości słowiańskiej, która leży w sercu Słowenii i nazywa się Celie. Druga nieścisłość: przywykło się uważać hrabiów celejskich za Niemców i kandydatkę na królową polską także. Tak nie było. Aby to uzasadnić, musimy sięgnąć do historii tej ziemi. Nazwa została zapisana po raz pierwszy już w I wieku naszej ery jako Claudia Celeia, a nadał ją cesarz rzymski Klaudiusz (41_#54) osadzie, która stanowiła ośrodek administracyjny rzymskiej prowincji Noricum. Jak świadczą wykopaliska, życie na tym terenie rozwijało się intensywnie, dochowały się nagrobki, napisy, ozdoby, lampki oliwne, monety. Historycy zgodnie twierdzą, że dość wcześnie tereny dzisiejszej Słowenii zostały opanowane przez ludność iliryjską, której potomkami są Albańczycy, potem dopiero przybyli Rzymianie. Już po upadku cesarstwa zachodniorzymskiego, w VI wieku, dotarli na te ziemie Słowianie. Cesarstwo wschodniorzymskie, czyli bizantyjskie, kurczyło się również pod wpływem najazdów różnych ludów, które bądź uznawały zwierzchnictwo Bizancjum, bądź tworzyły niezależne państwa. Najeźdźcy usuwali ludność miejscową lub też łączyli się z nią, tworząc zgoła nowe narody. Bizancjum, nie mając dość siły, aby obronić swoje posiadłości, musiało tolerować powstające na nich nowe państewka, czasem uznające jego zwierzchnictwo, częściej nie. Tak więc w VIII i IX wieku u historyków greckich pojawiają się obok łącznej nazwy Słowianie także szczegółowe: Rasza (Serbia), Chorwacja, Słowenia, Dalmacja, Bośnia i inne. Słowianie, osiadłszy na Półwyspie Bałkańskim, nie mieli rajskiego żywota. Od północy napierały na nich ludy mongolskie, od zachodu zaś Germanie. Niemiecki historyk hrabstwa Celie Gerhard May pisze, że przybysze słowiańscy, zajmując się pasterstwem, nie garnęli się do miast, dlatego w miastach osiedlali się Germanie. A nieco dalej: "Niemcy przyszli tu jako panowie, obrońcy i nosiciele kultury". Większość ludności słowiańskiej istotnie zajmowała się pasterstwem i rolnictwem, ale byli również rzemieślnicy i kupcy, egzystowały osady targowe, powstawały prężne ośrodki władzy państwowej, jak chociażby potężne państwo chorwackie króla Tomisława (ok. 910_#930), które oprócz właściwej Chorwacji obejmowało również nieomal całą Słowenię, a granica z Niemcami biegła podobnie jak dziś. Osady słowiańskie sięgały zresztą dużo głębiej i na przykład nazwa księstwa Karyntia jest również słowiańskiego pochodzenia. Nie będziemy się jednak zajmować całą słowiańszczyzną południową, temat to zbyt obszerny i wykraczający poza nasze potrzeby; nas interesuje hrabstwo celejskie jako ojczyzna jednej z polskich królowych. Dlaczego Słowenia, a wraz z nią i hrabstwo celejskie, przez tyle wieków podlegała Rzeszy Niemieckiej? Sprawa nie jest łatwa do rozwiązania, trzeba się będzie uciekać do hipotez. Niewątpliwie na losy krajów południowosłowiańskich wpłynął fakt rozbicia kościoła chrześcijańskiego na wschodni, czyli prawosławny, z siedzibą w Bizancjum (Konstantynopolu), i zachodni - katolicki z siedzibą w Rzymie. Narody południowosłowiańskie znalazły się po jednej i po drugiej stronie barykady. Te, które miały bliższy kontakt lub pewien stan zależności od Bizancjum, uznały prawosławie, te, których położenie geograficzne lub stosunki gospodarcze wiązały bardziej z zachodem, uznały Rzym. Słowenia i Chorwacja, a zwłaszcza jej część nadmorska - Dalmacja - leżały na szlaku handlowym z Austrii, Węgier, Polski do portów adriatyckich i dalej za pośrednictwem Wenecji do Rzymu lub na Wschód. O wybrzeże dalmatyńskie przez całe średniowiecze wiodły spory: Austria, Węgry i Wenecja. Druga przyczyna uzależnienia się Słowenii i Chorwacji od Rzeszy to średniowieczny system feudalny. Nie uznawano wówczas prawa narodów do własnego państwa, dlatego powstawały przedziwne twory państwowe złożone z różnych ludów, a utrzymywane bądź siłą oręża, bądź tradycją, bądź słabym uświadomieniem narodowym. Państwo uchodziło za własność panującego, mógł z nim zrobić, co chciał, jeżeli oczywiście był dość silny. Typowym takim państwem_zlepkiem różnych narodów, o różnych językach, różnej kulturze i obyczaju, były ówczesne Węgry. I przeciwnie: naród jednolity etnicznie, językowo, kulturalnie, pod względem politycznym był rozbity na drobne, słabe państewka, niezdolne się oprzeć agresywnemu najeźdźcy. Tak było chociażby we Włoszech. Państwa różnojęzyczne i różnonarodowe powstawały najczęściej w ten sposób, że słabszy władca szukał opieki możniejszego. W zamian za nią stawał się jego lennikiem, czyli wasalem, obowiązany był złożyć mu hołd, stawać zbrojnie ze swym rycerstwem na jego wezwanie, składać daniny. Senior zaś miał go bronić przed ościennymi władcami. Zdarzało się jednak, że wasal umierał bezpotomnie, wówczas senior nadawał jego lenno innemu swemu sojusznikowi i tu właśnie kryje się tajemnica pochodzenia owych przedziwnych zlepków państwowych oprócz - oczywiście - terenów zdobytych orężem. Czy taka była droga historyczna Słowenii, a z nią i okręgu celejskiego, nie wiadomo, ale wykluczyć jej nie podobna. W każdym jednak razie Niemcy nie przyszli tu jako panowie, skoro ten sam Gerhard May pisze, że napływ Niemców nastąpił w XII wieku, a więc o całe sześć wieków później od Słowian, nie zdobyli tej ziemi orężem, bo postaraliby się tym pochwalić w kronikach, nie przybyli tu jako obrońcy, bo przed kim mieliby bronić? Nie jako nosiciele kultury, skoro odrębna kultura Słowenii pomimo tylu wieków niewoli przetrwała i jest żywotna do dziś. Po śmierci króla chorwackiego Tomisława w 930 roku państwo jego się rozpadło. Niektóre ziemie zachowały nadal niepodległość, chociaż pod różnymi władcami, inne zostały zagarnięte przez potężnych sąsiadów, na przykład jedna z ziem słoweńskich, Kraina, granicząca ze stanowiącą peryferyjne księstwo niemieckie Karyntią, została do niej włączona. Zresztą ten sam los spotkał nieco później całą Słowenię. Karyntia podlegała wówczas książętom austriackim Babenbergom, którzy tu rządzili około dwustu lat, a po wygaśnięciu tego rodu, dostała się Habsburgom. Większy napływ Niemców do Słowenii, a więc i do hrabstwa celejskiego, przypada na wiek XII. Kolonizacja niemiecka, podobnie jak w Polsce, miała podłoże społeczne i gospodarcze. Rycerze niemieccy, jeżeli nie było wojny, nie mieli z czego żyć. Wypadali więc ze swoich zameczków i rabowali, kogo się dało: najchętniej karawany kupieckie. Ale możniejsi kupcy podróżowali pod osłoną zbrojnej drużyny, a ponadto miasta zawierały związki i ochraniały swoich mieszkańców tak w domu, jak i w podróży. Wobec tego napadano bezbronnych wieśniaków należących do sąsiada. Praca rolnika i rzemieślnika wymaga spokoju, dlatego lud niemiecki zaczął się przenosić na spokojniejsze ziemie słowiańskie. Nie należy jednak sądzić, że była to emigracja masowa, zwłaszcza chłopów. Niewielu Niemców osiadało na wsiach, nieco więcej w miastach. Rzemieślnicy wytwarzający przedmioty kosztowniejsze chętniej szukali większych skupisk, gdzie łatwiej było o nabywców, na przykład płatnerze, złotnicy, hafciarze. Celie nie stanowiło znowu aż tak atrakcyjnego ośrodka, aby sądzić, że raptem stało się niemieckie. Raczej była to cieniutka warstewka piany na szerokiej fali Słowiańszczyzny. Celie, położone w Krainie, wraz z nią nieomal automatycznie weszło w obręb posiadłości Habsburgów. Miejscowy zarządca w 1308 roku złożył im hołd. Według źródeł niemieckich był to Fryderyk von Sannegg - Sann to zniekształcona nazwa rzeki Sawinii, nad którą leży Celie, a od tego utworzono nazwisko. Według źródeł jugosłowiańskich ów zarządzający nazywał się Żowneka, był więc wielmożą miejscowym. Zarządca ośrodka miejskiego na ziemiach południowosłowiańskich nosił prastarą nazwę słowiańską "żupan". W okresie ustroju plemiennego oznaczał funkcjonariusza wojskowego niższej rangi (setnik), potem dopiero nazwa przeszła na zarządcę miasta. Rzecz ciekawa jednak, że zarówno nazwy urzędów, jak i sposób przejmowania władzy przez nowo mianowanych pozostały słowiańskie w dalszym ciągu, co potwierdza tezę, że nalot niemieckości musiał być bardzo powierzchowny pomimo formalnej przynależności do Austrii. Żupan celejski musiał oddać swym seniorom znaczne usługi, skoro wkrótce otrzymał w zarząd całą Krainę, czyli został wojewodą, i ta nazwa bowiem, pochodząc od obieralnego naczelnika plemiennego wojsk słowiańskich, utrzymała się potem w administracji. Stolicą Krainy był Celowiec - obecny Klagenfurt w Austrii. Oto w jaki sposób przejmował władzę nowy wojewoda w Krainie. Lud zbierał się za miastem, na wzgórzu, gdzie znajdował się kamień - prawdopodobnie starożytny nagrobek. Do kamienia zbliżał się nowy namiestnik i tutaj zmieniał ubranie na używany w okolicy strój ludowy. Jednocześnie na kamień wchodził najznaczniejszy człowiek w okolicy: w jednej ręce trzymał znak władzy - buławę, w drugiej postronki, na których były uwiązane: wyleniały wół i kulawa szkapa, objuczone płodami tej okolicy. Przedstawiciel społeczeństwa wskazywał zbliżającego się w nowym odzieniu namiestnika i pytał po słowiańsku: - Kto to jest? - To jest pan tej ziemi! - odpowiadał lud. - Czy ma prawo sądzić? Czy będzie się starał o dobro tej ziemi? - Na pewno! - Czy może mnie pozbawić domu i mienia? - Wykupisz się za 60 groszy oraz konia i wołu, a twój dom będzie bezpieczny. Wówczas Słoweniec przywiązywał postronki ze zwierzętami do kamienia, kłaniał się nisko nowemu wojewodzie, a ten wchodził na kamień, machał buławą w cztery strony świata na znak, że ma prawo sądzić, napił się wody ze skórzanego bukłaka na znak, że jest zadowolony z płodów tej ziemi. Uroczystość kończyła się chóralną pieśnią zebranych. Tak zapewne przejmował władzę i Fryderyk I. Zarząd Krainą musiał przynosić dość znaczne dochody, skoro Fryderyk zaczął kupować okoliczne dobra, nie tylko w pobliżu Celia, ale i w znacznej odległości. Sanneggowie w ten sposób weszli do grupy zamożnych właścicieli ziemskich, chociaż dobra ich były rozrzucone na dużej przestrzeni, a więc Celie nie bardzo nadawało się na ich ośrodek administracyjny. Mimo to Fryderyk podtrzymywał rolę miasta jako stolicy okręgu, jako miejsce targów, rozbudowano tak zwaną wieżę Grasela, która miała powstać około 1200 roku, na siedzibę właścicieli. Tymczasem kolejnym cesarzem został Ludwik IV z bawarskich Wittelsbachów. Nowy cesarz znalazł się od razu w trudnej sytuacji, gdyż wybór nie był jednomyślny. Część elektorów wypowiedziała się po stronie jego kuzyna, Fryderyka Habsburga, którego również poparł papież. Ludwik utrzymał się jednak na tronie, synom swoim oddał w lenno Marchię Brandenburską, wolną właśnie po śmierci ostatniego margrabiego z dynastii askańskiej, a chcąc osłabić swego rywala Habsburga, Celie podniósł do rangi hrabstwa zależnego bezpośrednio od Rzeszy. Pierwszym hrabią celejskim był ten sam Fryderyk von Sannegg, który poprzednio składał hołd Habsburgom. Hrabstwo otrzymało nowy herb: trzy złote gwiazdy w błękitnym polu. Mimo jednak wzrostu zamożności i znaczenia hrabiom celejskim daleko było jeszcze do wielkich rodów panujących. Dwaj synowie Fryderyka, Ulryk i Herman, szukali nawet szczęścia jako rycerze na dworach innych władców: w Rzymie, w Hiszpanii, u krzyżaków, u sąsiednich książąt bałkańskich. Nie wiemy, co przynieśli oprócz wrażeń i znajomości świata, ale po przewrocie pożenili się i osiedli w dziedzicznym Celiu. Z kim żonaty był Ulryk, nie wiemy, natomiast Herman (zm. 1385 r.) przez swój ożenek zapoczątkował okres świetności rodu hrabiów celejskich. Żoną jego została księżniczka z domu panującego, córka władcy Bośni Twartka I, Katarzyna. O córce wiemy tylko, że była jedenastym dzieckiem w rodzinie, natomiast nie od rzeczy będzie wnieść trochę wiadomości o Bośni i jej władcach. Gdy Elżbieta Łokietkówna została królową węgierską przez małżeństwo z Karolem Robertem, ściągnęła do stolicy Węgier cały legion krewniaczek z Polski: księżniczek śląskich, kujawskich, mazowieckich. Stamtąd wychodziły za mąż bądź za magnatów węgierskich, bądź za okolicznych książąt słowiańskich, niemieckich, naddunajskich, lub osiadały w klasztorach jako przełożone. Jedna z nich, księżniczka kujawska Elżbieta, została żoną pana Bośni - tak nazywano tutejszych władców - Stefana II Kotromanicia. Córką tej pary była żona króla Ludwika, Elżbieta, która również wychowała się na dworze węgierskim. Następca Stefana II, Twartko I, był bratankiem Stefana, a więc kuzynem królowej Elżbiety Bośniaczki. Bośnia stanowi, i zawsze stanowiła, jedną z podstawowych krain Jugosławii. Stefan Kotromanić usiłował rozszerzyć swą władzę na sąsiednie ziemie południowosłowiańskie, a dopomagał mu w tym zięć, król węgierski Ludwik. Wysiłki jednak nie mogły dać zbyt widocznych rezultatów, gdyż zbiegły się w czasie z panowaniem innego władcy o podobnych dążeniach, najwybitniejszego wśród władców południowosłowiańskich, serbskiego Stefana Duszana. Ten niewątpliwie znakomity organizator i wojownik miał jednak typowo średniowieczny pogląd na istotę państwa: nie dążył do zjednoczenia ziem słowiańskich, natomiast pragnął stworzyć wielkie imperium światowe na wzór dawnego cesarstwa rzymskiego czy istniejącego jeszcze, choć dogorywającego, cesarstwa bizantyjskiego. Jego nawet kosztem przyłączył do Serbii Albanię i kilka krain greckich: Epir, Tesalię, Akarnanię. Czasem i tego rodzaju państwa trwały wieki, najczęściej jednak rozpadały się z chwilą śmierci swego twórcy. Łączenie ziem południowosłowiańskich nie było łatwe i z tej przyczyny, którą już powyżej przytaczaliśmy, rozbicia chrześcijaństwa na dwa wrogie obozy, a linia podziału przebiegała właśnie tutaj. Po śmierci obu Stefanów - Kotromanicia (1353 r.) Duszana (1355 r.), następny władca Bośni wrócił do próby utworzenia jednego potężnego państwa południowosłowiańskiego, ale dopiero w 1377 roku, a więc po dwudziestu latach walki, mógł użyć tytułu: "po milosti bożjoj slavni kralj Raske, Bosne, Dalmacije, Hrvatska, Primorja i tako dalje", co po polsku brzmiałoby: my, z łaski bożej sławny król Serbii, Bośni, Dalmacji, Chorwacji, Pomorza itd. Ponieważ imieniem niejako narodowym królów południowosłowiańskich, a zwłaszcza serbskich z dynastii Nemaniciów, było imię Stefan, Twartko przyjął je również i odtąd zwał się: Stefan Twartko I Kotromanić. Ale pomimo uroczystego tytułu faktyczny stan rzeczy nie uległ zmianie, prawosławni Serbowie i Bośniacy nie mogli znaleźć wspólnego języka z katolikami Chorwatami. Nie przyjęła się też forma rządów wprowadzona przez Kotromaniciów, oparta na systemie rycersko_feudalnym. Gdyby nie pomoc Węgrów, król Twartko niedługo mógłby używać swego efektownego tytułu. W gruncie rzeczy Bośnia stała się lennem węgierskim, Serbia zaś osobnym, samodzielnym państwem aż do owej strasznej klęski w bitwie z Turkami na Kosowym Polu w 1389 roku. Niepodobna sobie wyobrazić, żeby nowa hrabina celejska, Katarzyna Kotromaniciówna, nie utrzymywała stosunków z dworem węgierskim, skoro tam królową była jej ciotka. I chociaż Elżbieta Łokietkówna już nie żyła, kandydatek na żony dla książąt było ciągle w Budzie niemało, a wśród nich dwie córki ostatniego króla polskiego z rodu Piastów. I to zapewne ta droga wiodła bratanka hrabiego Hermana, a syna nieżyjącego już Ulryka, Wilhelma, który udał się na dwór węgierski jako kandydat do ręki córki Kazimierza, Anny. Można przypuścić, że król Ludwik przyjął propozycję bez wahania. Ród był niepośledni i wyraźnie rósł w hierarchii społecznej. Do posiadanych już tytułów i zaszczytów cesarz Karol IV dodał nowe: prawo bicia monety, używanie insygniów książęcych, dochodów z kopalń. A jednocześnie dość mało znany, zwłaszcza w Polsce, hrabia celejski żadną miarą nie mógł zagrozić interesom dynastii węgierskiej. Skoro sam król Bośni, Serbii itd. wydał córkę za hrabiego celejskiego, nikt nie powinien takiego małżeństwa poczytać za ujmę dla Kazimierzówny. Wilhelm został więc przyjęty w Budzie chętnie, zawarto zapewne najpierw kontrakt małżeński, potem 6 kwietnia 1380 roku nastąpił ślub. Anna otrzymała w posagu dwadzieścia tysięcy dukatów i chyba tę część kosztowności, która jej przypadła po ojcu, owe szczerozłote misy, srebra stołowe, w srebro i złoto oprawne rogi służące jako kielichy, klejnoty, materiały dekoracyjne przetykane złotem, haftowane perłami i drogimi kamieniami. Prawdopodobnie doszły do tego prezenty od królowej_ciotki i od innych krewnych, po czym hrabina celejska udała się do swej nowej ojczyzny. Małe Kazimierzówny, wyjeżdżając z Krakowa, miały zapewne polskie ochmistrzynie, opiekunki, służebne, ale czy przez tyle lat i to się nie zmieniło? Anna przebywała w Budzie około dziesięciu lat, wychowywała się - choć nieco starsza - wraz z córkami Ludwika, pod okiem tych samych nauczycieli uczyła się łaciny i języka niemieckiego, śpiewała te same pieśni czy słuchała wędrownych gawędziarzy. Wychodząc za mąż, miała około czternastu lat, co w owych czasach było sprawą normalną. Czy pamiętała rodziców? Na pewno nie. Czy mówiła po polsku? Także nie. W Budzie językiem oficjalnym był węgierski, ale co najmniej równie często używano niemieckiego. Ze znajomości języka polskiego mogło jej pozostać kilka luźnych wyrazów, z sentymentu do kraju ojczystego może nic. Cała służba, a szczególnie żeńska, oraz wszyscy zatrudnieni przy zajęciach gospodarskich - koniuchowie, woźnice, sokolnicy, psiarkowie, stajenni, tragarze, posłańcy i mnóstwo innych, których posiadał każdy możniejszy dwór, byli Słoweńcami. Słoweńcy paśli hrabiowskie stada, uprawiali ziemię, ścinali drzewo w lesie i dostarczali na opał, łowili ryby, wyprawiali skóry. Jedynie kilku wyższych urzędników dworskich mogło być Niemcami: pisarz, skarbnik, niektórzy dostawcy. Nawet wśród fraucymeru krain celejskich bywały żony i córki możnych słoweńskich. W takim otoczeniu córka Kazimierza Wielkiego przeżyła dwanaście lat, chyba więc musiała się języka słoweńskiego nauczyć. Niepodobna przecież, aby z panną łaziebną czy szatną rozmawiała po niemiecku. Wkrótce - dokładnej daty nie znamy - urodziła się córka, której także dano imię Anna. O mężu polskiej królewny, hrabim Wilhelmie, nic nie wiemy. Przyćmił go całkowicie niezmiernie obrotny kuzyn, syn Hermana I, Herman II, o którym jeszcze będzie mowa. Wilhelm zmarł w 1392 roku, kiedy Anna miała lat dwadzieścia sześć, trudno się więc dziwić, że wyszła powtórnie za mąż za wdowca, krewnego hrabiów celejskich, Ulryka, księcia Tecku w Wirtenbergii. Jedyną córkę, trzynastoletnią wówczas Annę, pozostawiła na opiece krewnych pierwszego męża w Celiu, nie zabrała jej z sobą. Nie należy sądzić, że wnuczce Kazimierzowej źle było w tym domu. Wszystkie możne rody w owych czasach miały domieszkę obcej krwi, ale to nikomu nie przeszkadzało, a w tym wypadku nawet przynosiło zaszczyt: była przecież w prostej linii wnuczką panującego w dużym kraju, powszechnie znanego i szanowanego władcy. Co robiła? To co wówczas robiły wszystkie młode dziewczęta z jej sfery: szyła, haftowała, śpiewała, tańczyła, jeździła na łowy zwłaszcza z sokołami. Herman II miał sporo dzieci: dwie córki - Annę i Barbarę (trzecia, Małgorzata, urodziła się prawdopodobnie już po wyjeździe Anny), trzech synów legalnych oraz czwartego nielegalnego, dwór więc pełen był młodzieży i zabaw. Właśnie Herman II, stryjeczny brat Wilhelma, doprowadził ród hrabiów celejskich do szczytu świetności. Objąwszy władzę w hrabstwie w roku 1385, związał swe losy z nowym królem węgierskim Zygmuntem Luksemburczykiem, tym samym, który jako mąż królewny węgierskiej Marii miał panować w Polsce, używał już nawet tytułu dziedzica tronu polskiego - w staroniemieckim "Herr des Konigreich tzu Polann" lub po łacinie "dominus regni Poloniae". Tymczasem z chwilą śmierci króla Ludwika Węgierskiego oba kraje, którym panował, zgotowały Zygmuntowi przykrą niespodziankę: Polska w ogóle go nie przyjęła, a Węgry wprawdzie obrały na tron Marię, ale królowa_matka, Elżbieta Bośniaczka, zgoła nie okazywała chęci, aby dotrzymać układów małżeńskich swoich córek. Na męża Marii pragnęła królewicza francuskiego, który przed laty proponowany był jako mąż jej starszej nieżyjącej już córki Katarzyny. W dodatku duża część panów węgierskich powołała na tron kuzyna króla Ludwika, króla Neapolu, Karola III. Gdy Karol został wkrótce zamordowany w Budzie, oponenci opowiedzieli się po stronie jego syna, Władysława. Tak więc i druga korona wymykała się z rąk Zygmunta. Z pomocą brata Wacława, króla czeskiego, z pomocą wojsk najemnych, udało się wreszcie Zygmuntowi opanować sytuację, którą ułatwiła mu śmierć królowej Elżbiety. Zajął stolicę Węgier, zmusił Marię do małżeństwa i ukoronował się, ale warunki w kraju nadal nie były łatwe, zwłaszcza że Zygmunt sam dolewał oliwy do ognia: pozbawiał dóbr zwolenników zamordowanego Karola, opornych karał śmiercią. Jednocześnie był to uroczy, lekkomyślny, rozrzutny człowiek, który wśród otoczenia budził wielkie nadzieje. Gdy Herman II uzyskał funkcję hrabiego celejskiego, Zygmunt miał siedemnaście lat. W tym samym czasie Polacy zawierali unię z Wielkim Księciem Litewskim i przygotowywali jego małżeństwo z królową Jadwigą, która już od roku przebywała w Krakowie. Oprócz niepewnej sytuacji wewnętrznej niezbyt przyjazne były także stosunki na rubieżach: królowa polska przyłączyła Ruś, gdy jej ojciec związał ją z koroną węgierską, władcy krajów naddunajskich, Mołdawii i Wołoszczyzny pośpieszyli z hołdem do Polski, chociaż król węgierski uważał ich za swych wasali, Wenecja usiłowała odebrać Dalmację, buntowali się Bośniacy, którzy się uważali za niezależnych od korony węgierskiej. Zagrażało niebezpieczeństwo tureckie. Młody władca węgierski szafował dobrami zagrabionymi opozycyjnym magnatom, prowadził dwór świetny, gdzie ściągało rycerstwo z całej Europy, gdzie się odbywały przesławne turnieje, wspaniałe uczty, gdzie wino płynęło strugami, a złoto workami. związać się z takim władcą znaczyło albo wiele ryzykować, albo mieć niesłychanie wyrobiony zmysł przewidywania. Dość, że hrabia celejski stał się jednym z głównych współpracowników Zygmunta Luksemburczyka. Może i umiał przewidywać, ale na pewno miał też dużo szczęścia, potrafił korzystać z niespodziewanych okazji. Do 1396 roku niewiele słyszymy o roli Hermana celejskiego przy boku Zygmunta. Ale w 1396 roku doszło do słynnej bitwy z Turkami pod Nikopolem w Bułgarii. Wojska Zygmuntowe wspomagało rycerstwo nieomal z całej Europy, byli tam Polacy, Czesi, Włosi, Niemcy, Francuzi, chociaż nie w takiej liczbie, jak to podają niektórzy ówcześni kronikarze. Cała zachodnia Europa zachłystywała się podziwem dla młodego króla węgierskiego, wyprawę jego głoszono jako krucjatę przeciw muzułmańskim Turkom. A przecież w armii sułtana byli także chrześcijanie, tyle że wschodni. Po słynnej klęsce na Kosowym Polu w 1389 roku, gdzie padł król serbski Łazarz, jego następca Stefan Łazarowić musiał się uznać wasalem tureckim i stanąć do walki po stronie Turków, "ako i ne s voljm, a ono po nuzdi" (chociaż nie z własnej chęci, tylko z musu) - usprawiedliwiał go kronikarz. Podobnie było z Bułgarami. Mimo tego rozgłosu wojska Zygmunta poniosły bezprzykładną klęskę. Kto nie zginął, dostał się do niewoli. A Zygmunt? Zygmunt - jak pisze historyk niemiecki - bywał bohaterem romansów, ale nie bohaterem na polu bitwy. Po prostu uciekał. Uciekać też jednak trzeba umiejętnie. Ucieczka Luksemburczyka spod Nikopola to zaiste temat do sensacyjnej powieści, tyle że jej bohaterem nie byłby król węgierski, lecz hrabia celejski Herman. Otóż zamiast uciekać na Węgry, a w tamtym kierunku należało się spodziewać pogoni zwycięzców, Herman wsadził Zygmunta na łódź, oczywiście w przebraniu, i powiózł go w dół Dunaju na Morze Czarne, czyli niejako "w paszczę lwa". Jak się należało spodziewać, "lew" takiego manewru nie przewidział i łódź szczęśliwie prześliznęła się wśród licznie tu pływających okrętów wojennych tureckich do Konstantynopola, który ciągle jeszcze był stolicą cesarstwa bizantyjskiego, co prawda już bardzo okrojonego. Cieśniny Bosfor i Dardanele były także bezpieczne, nowe niebezpieczeństwo natomiast zajrzało w oczy uciekinierom na Morzu Egejskim i Adriatyku, tu bowiem grasowały okręty weneckie. Wenecja zaś pretendowała do wybrzeża dalmatyńskiego (Chorwacja) i była jednym z głównych wrogów najpierw Ludwika Węgierskiego, potem jego następcy. Hrabia Herman zdołał szczęśliwie przewieźć swego podopiecznego zarówno morzem, jak i następnie lądem (w Dalmacji żyło jeszcze wielu stronników neapolitańskiego Władysława - rywala Zygmuntowego do korony węgierskiej). Była to zaiste "podróż Odyssa". Nic dziwnego zatem, że Zygmunt nie tylko zachował swego zbawcę we wdzięcznej pamięci, lecz i hojnie wynagrodził. Hrabia celejski otrzymał sto tysięcy guldenów. Zastanówmy się, jakim sposobem Herman dawał sobie radę w tak długiej i niebezpiecznej podróży, nie zwracając uwagi wrogów i docierając ostatecznie do szczęśliwego końca. Musiał niewątpliwie korzystać po drodze z pomocy zamieszkałych tam ludów - Bułgarów, Macedończyków, Serbów, Chorwatów, a więc potrafił chyba dość swobodnie posługiwać się językiem, który mogli zrozumieć, nie przyznając się oczywiście, kogo wiezie. Potwierdza to poprzednio postawioną tezę: wbrew pozorom na zamku celejskim posługiwano się językiem słoweńskim, niemieckiego używając tylko w okolicznościach wyjątkowych. Nawet ten najbardziej związany karierą z niemieckim dynastą Herman u siebie w domu, w życiu codziennym, był Słoweńcem. I w tym domu wychowywała się wnuczka Kazimierza Wielkiego. Jak już wspomniano, w 1401 roku wyruszyło uroczyste poselstwo króla polskiego z prośbą o rękę hrabianki celejskiej, a chociaż hrabia Herman miał kilka córek, nie o jedną z nich chodziło, lecz o wnuczkę Kazimierza Wielkiego. Najstarsza zresztą córka Hermana była już żoną palatyna węgierskiego Mikołaja Gary (węg. Garai - z Gary). Kasztelanowi krakowskiemu, stojącemu na czele poselstwa, towarzyszyło mnóstwo rycerzy, wśród nich podskarbi koronny Hincza z Rogowa oraz Iwan z Obichowa, który niezadługo miał zostać starostą kujawskim - zapewne w nagrodę za udział w poselstwie. Ile osób mógł liczyć tak uroczysty orszak, nie wiemy, ale możemy sobie wyobrazić przez porównanie: rok wcześniej (1400 r.) księżna Anna Witoldowa wybrała się do Kwidzynia, leżącego wówczas w obrębie państwa krzyżackiego, w pielgrzymkę do relikwii świętej Barbary, które tam się miały znajdować. Pielgrzymka - cel religijny - zakłada chyba raczej nie nadmierną okazałość. Otóż orszak księżnej Anny wraz z towarzyszącymi jej osobami, służbą, wozami podróżnymi liczył trzysta pięćdziesiąt koni, czyli ciągnął się na przestrzeni co najmniej kilometra. Gdy w 1412 roku, a więc nieco później, siostrzenica króla Jagiełły, księżniczka mazowiecka Cymbarka wyszła za mąż za księcia austriackiego Ernesta, w drodze z Krakowa do Wiednia towarzyszyło jej sześciuset rycerzy. Takie bywały orszaki, które miały rangę szczególnie uroczystą. Załóżmy jednak, że Jagiełło był mniej rozrzutny niż jego stryjeczny brat, no i zbierał skrzętnie zasoby na wielką wojnę z krzyżakami. Mimo wszystko jednak królewska narzeczona nie mogła podróżować poniżej swego stanu, musiała mieć w orszaku co najmniej dwieście koni. Gdy poselstwo polskie przybyło do Celia i przekazało prośbę swego króla, hrabia Herman ponoć, "wysłuchawszy, z wielkiej radości łzami zalany, bratankę swoją bez żadnego namysłu posłom królewskim oddał, mieniąc i siebie, i dom swój nader szczęśliwym, że go tak wysokie spotkało powinowactwo". Chociaż panna młoda według Długosza nie była ładna, niebogata i z rodziny jeszcze nie tak bardzo na świeczniku stojącej, to ciekawe, że znaleźli się i przeciwnicy tego małżeństwa. A więc tuż po śmierci królowej Jadwigi wielki mistrz krzyżacki, chcąc pokrzyżować plany Jagiełły, namawiał Wilhelma Habsburga, aby wystąpił z pretensjami do korony polskiej. Krzyżacy z reguły starali się skłócić między sobą obu braci - Jagiełłę i Witolda. Kto wie, czy ta "pobożna" pielgrzymka księżnej Anny w trzysta pięćdziesiąt koni do Kwidzynia nie miała związku z projektowanym małżeństwem Jagiełły, gdyż krzyżacy podejmowali panią Witoldową z ogromnymi honorami i obsypali ją prezentami. Wilhelm Habsburg może by i posłuchał podszeptów wielkiego mistrza, ale nie miał żadnej możliwości, aby urzeczywistnić swoje marzenia. Zresztą wkrótce na Żmudzi, prawnie należącej do Litwy, ciągle jednak okupowanej przez krzyżaków, wybuchło powstanie, a wiadomo było, że każde powstanie żmudzkie wypływa z poduszczenia Witolda. Krzyżacy ochłodli w przyjaźni dla dworu trockiego, przestali bruździć w sprawie małżeństwa królewskiego. Znając pasję Jagiełły do myślistwa przysłali mu w darze najlepszego sokoła i zaproponowali spotkanie w Murzynowie. Chodziło o wybadanie, jakie panują stosunki. Czy gdyby zaatakowali Witolda, król polski podąży z pomocą? Tymczasem narzeczona Jagiełły w otoczeniu panów polskich 16 lipca 1401 roku przybyła do Krakowa. Król w otoczeniu książąt i najprzedniejszych panów wyszedł na jej spotkanie przed bramy miasta, towarzyszyły mu tłumy rozradowanego ludu. Anna oczekiwana była z radością i nadzieją jako wnuczka dobrze wspominanego wielkiego króla. Według opinii Długosza, któremu nie zawsze należy wierzyć, Anna była cicha, bierna i nieładna. Nie podobała się Jagielle tak bardzo, że robił gorzkie wyrzuty swoim posłom, którzy ją przywieźli, a nawet podobno chciał zerwać umowę. Nie wiemy nic bliższego o urodzie i usposobieniu Anny, wiemy natomiast, a jeszcze bardziej wiedział o tym Jagiełło, że kandydatki na żony królów wybierano nie według urody. To Jadwiga wysłała przed ślubem z Jagiełłą swego zaufanego dworzanina, aby jej doniósł, jak wygląda. Ale czy ona mu się podobała? Wprawdzie jeden z ówczesnych historyków włoskich opisuje z zachwytem jej urodę, ale inny, węgierski, podobnie zachwyca się urodą jej ojca, Ludwika. Tymczasem z wielu źródeł - z miniatur, z malowideł - wiemy, że Ludwik miał postać nader nikłą, był zgoła chuderlawy i urodą się w ogóle nie odznaczał. To po prostu komplementy poddanych dla władców. Jagiełło zdecydował się na małżeństwo z hrabianką celejską na pewno ze względów politycznych: była wnuczką Kazimierza Wielkiego, którego cała Polska wspominała z rozrzewnieniem, jako że jego następca, Ludwik, traktował ją po macoszemu, przyjeżdżał rzadko i na krótko, pozostawiwszy w zastępstwie swą matkę z grupą panów węgierskich, których postępowanie tak drażniło ludność, że doszło do rozruchów. Małżeństwo z wnuczką Kazimierza w opinii Polaków poprawiało sytuację Jagiełły na tronie polskim. Co prawda nie od razu po przyjeździe hrabianki celejskiej do Krakowa doszło do zaślubin, ponoć pod pozorem, że Anna nie zna języka polskiego, że musi się go nauczyć. A przecież ani Jadwiga, ani Jagiełło nie znali również języka polskiego, a przyczyny zwłoki mogły być różne. Przede wszystkim sytuacja na Węgrzech. Już w 1395 roku, po śmierci córki Ludwika, Marii, Węgrzy usiłowali pozbyć się Zygmunta Luksemburczyka, a Jadwiga i Jagiełło zaczęli używać tytułu królów węgierskich. Zrezygnowali z niego zapewne pod warunkiem, że Zygmunt przestanie rościć pretensje do Rusi i do hołdu książąt naddunajskich - Mołdawii i Wołoszczyzny. W 1401 roku sytuacja jeszcze się zaostrzyła: Zygmunt został przez własnych poddanych zamknięty w więzieniu, ale na jego miejsce nie zdołano ustalić wspólnego kandydata. Jedni zapraszali Jagiełłę, inni - Władysława neapolitańskiego, bliskiego krewniaka Ludwika. W takiej sytuacji król polski, chcąc nie chcąc, musiał się ustosunkować do tych spraw - rodzinne mogły poczekać. Na tron węgierski wprawdzie nie reflektował, poparł jednak - podobnie jak i papież - Władysława neapolitańskiego. Na pomoc Zygmuntowi pospieszyli trzej jego zaufani współpracownicy: Herman Celejski, Mikołaj Gara i Polak Ścibor ze Ściborzyc - człowiek zaprzedany Luksemburczykowi. Zygmunt wydostał się z więzienia, rozprawił się z przeciwnikami, pomimo ogłoszonej amnestii tylko niewielu zdołało unieść głowy, a zwłaszcza majątki. Hrabia Herman był już nie tylko obrońcą życia, ale i tronu królewskiego Zygmunta Luksemburczyka, który dla podniesienia splendoru rodu zaręczył się z jego drugą córką, piękną, rudowłosą Barbarą. Według historyków niemieckich Barbara odznaczała się siłą i pięknością, bystrością i sprytem, energią i zdolnościami do intryg. W rozrzutności dorównywała swemu królewskiemu narzeczonemu, a romansów miała tyle, że ją nazwano drugą Messaliną (głośna z romansów cesarzowa rzymska). Gdyby się Anna Celejska nawet nie podobała Jagielle, nigdy by tego nie okazał. Był to władca niezmiernie rozważny i dbały o autorytet, zarówno własny, jak i królowej. A ta miała mu przecież pomagać w trudnej sztuce rządzenia, a także odebrania zagrabionych Polsce ziem, czyli wypełniania testamentu króla Kazimierza, którego była wnuczką. Po ośmiu miesiącach nauki języka polskiego zawarto 4 listopada układ małżeński w Bieczu, ale małżeństwo znowu trzeba było odłożyć. Oto do Krakowa przybył wymieniony już powyżej jeden z zaufanych ludzi Zygmunta z propozycją sprzedaży tak zwanej Nowej Marchii - ziemi położonej na prawym brzegu Odry, należącej oczywiście do Polski, ale zagrabionej ongiś przez Brandenburczyków. Do 1396 roku Nowa Marchia należała do młodszego brata Zygmunta Luksemburczyka, Jana, który zmarł w tymże 1396 roku. Zygmunt potrzebował pieniędzy na zaciąg wojsk najemnych, ciągle bowiem jego tron na Węgrzech stał na bardzo chwiejnych podstawach. Jagiełło przyjął propozycję, chociaż miał pełne prawo do tej ziemi bez żadnego wykupu, ale musiałby ją odebrać siłą. W dodatku cena była dziwnie niska: dziesięć tysięcy grzywien. Wkrótce miało się okazać, że była to cyniczna gra polityczna. Władze polskie, wziąwszy sprawę na serio, nie zwracały baczniejszej uwagi na Zygmuntowego wysłannika, który wprost z Krakowa udał się do Malborka i sprzedał Nową Marchię krzyżakom za bajońskie sumy, które przez wiele lat płynęły do Budy, w tym i znaczne sumy dla Ścibora. Dla Polski był to cios, nie jedyny zresztą w tym fatalnym 1402 roku. Zygmunt Luksemburczyk, wydobywszy się z opresji, nie próżnował. Pomimo że Jagiełło nie reflektował na tron węgierski po ewentualnej detronizacji, Zygmunt nie zapomniał mu, że popierał jego rywala Władysława neapolitańskiego. Nie skończyło się więc na sprzedaży Nowej Marchii. Kość niezgody pomiędzy Polską a Węgrami stanowiło również Podole. Za Jagiełły otrzymał tę ziemię w lenno jeden z najznaczniejszych panów polskich Spytko z Melsztyna, lecz jako wasal księcia Witolda, z czego panowie polscy byli bardzo niezadowoleni. Po śmierci Spytka w bitwie z Tatarami nad rzeką Worsklą Podole otrzymał najmłodszy brat królewski Świdrygiełło, wieczny malkontent, człowiek o nienasyconej ambicji. Przekupiony nie tyle pieniędzmi, ile obietnicami, którymi Zygmunt Luksemburczyk szafował arcyhojnie, za jego namową zamiast na zaślubiny królewskie do Krakowa udał się do Malborka i zawarł przymierze z krzyżakami przeciwko bratu i przeciwko państwu polsko_litewskiemu na następujących warunkach: oni go osadzą na tronie Wielkiego Księstwa Litewskiego, on im w zamian odda Żmudź. Jeżeli się przyjrzymy faktom, to musimy stwierdzić, że układ miał takie same podstawy, na jakich Sienkiewiczowski Zagłoba darował królowi szwedzkiemu Niderlandy. Krzyżacy nie byli panami Litwy, gdzie formalnie rządził Jagiełło, a faktycznie - jako jego zastępca - książę Witold, nie mogli więc w niezależnym od siebie kraju zmieniać władcy. Świdrygiełło zaś nie dysponował Żmudzią, która prawnie należała do Litwy, ale była okupowana przez krzyżaków, tylko że właśnie Żmudzini burzyli krzyżackie zamki, wyrzynali załogi, nie wypełniali poleceń. Ale jak zwykle krzyżacy korzystali z każdej okazji, aby napaść na sąsiadów, i tym razem już w lutym 1402 roku wpadli w okolice Grodna, zniszczyli i spalili co się dało i zagarnęli czterystu jeńców. Druga wyprawa - pod Troki - na początku następnego roku przyniosła najeźdźcom jeszcze większy plon: 2500 jeńców, w tym 172 bojarów, czyli możnych litewskich. Książę Witold musiał co tchu wprost z królewskich godów weselnych z Krakowa udać się na wojnę. Uderzył tam, gdzie się go nie spodziewano: na krzyżackie Inflanty. Anna W dniu 29 stycznia 1402 roku w Krakowie król Władysław Jagiełło zawarł uroczyście związek małżeński z hrabianką celejską, a rok później Anna została ukoronowana na królową. Obie uroczystości obchodzono bardzo hucznie, z udziałem zaproszonych książąt i posłów możniejszych władców. Przybyła królowa_matka, Anna Kazimierzówna, obecna księżna Tecku, która nie była w Polsce od ponad 30 lat. Przyjęto ją z wielkimi honorami i hojnie obdarowano. Uroczystości i zabawy weselne trwały wiele dni, wśród rozrywek "przez dni kilka książęta, panowie i rycerze harcowali z kopijami i gonili na ostre". A i w czasie obchodów koronacyjnych "przez dni kilka odbywały się gonitwy rycerskie i igrzyska szermierzy". Oczywiście sytuacja Anny jako królowej różniła się od sytuacji jej poprzedniczki Jadwigi. To Jadwiga była dziedziczką korony polskiej, Jagiełło zaś został królem poprzez małżeństwo, tutaj sytuacja jakby się odwróciła. Ponadto Jadwigę powołano na tron nie jako żonę króla, lecz jako króla, i chociaż faktycznie królem był potem Jagiełło, ona również nim być nie przestała. Jako król Jadwiga pełniła różne funkcje, które Annie nie przysługiwały: przewodniczyła w sądzie królewskim, jeżeli, objeżdżając kraj, akurat na taki moment trafiła. Potwierdzała dokumenty, które wydawał król, przewodniczyła komisji, wytyczała szlak dla kupców wzdłuż Noteci do granic Pomorza zachodniego i do Bałtyku w momencie, gdy stosunki z krzyżakami zbyt się zaogniły, aby handel polski mógł iść Wisłą do Gdańska itp. Jakie zatem funkcje pełniła królowa Anna w Polsce? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, postawmy inne: jaka była? Więc ponoć nieładna, cicha i bierna. Ładna czy nie, dziś nas to niewiele obchodzi. Ale cicha! Jakaż miała być ta dziewczyna, której ojciec zmarł, gdy miała lat jedenaście, a matka wyszła powtórnie za mąż, pozostawiwszy trzynastoletnią córkę na łasce krewnych? I to jakich krewnych: chciwych i bezwzględnych. Niektórzy nazywają ich wprost rodziną rozbójniczo_zbrodniczą. Właśnie w tym czasie, gdy Annie włożono na głowę koronę jej prababek, Zygmunt Luksemburczyk przy pomocy swych trzech nieodstępnych satelitów wydostał się z więzienia, pokonał przeciwników, a nawet uwięził swego brata, króla czeskiego Wacława, który był wówczas sojusznikiem Jagiełły. Poszły głowy pod topór katowski, a majątki zmieniły swych właścicieli, biskup egerski musiał uchodzić do Polski, a dobra arcybiskupa ostrzyhomskiego Ścibor tak zniszczył, że aż legat papieski musiał stawać w ich obronie. W Słowacji, która wówczas wchodziła w skład państwa węgierskiego, wykonawcą represji był głównie Ścibor, tu bowiem otrzymał najwięcej dóbr skonfiskowanych oponentom. W samych Węgrzech podobną robotę wykonywał chyba Mikołaj Gara, a w Chorwacji i na wybrzeżu dalmatyńskim - hrabia celejski. Zaraz też został banem (księciem) całej Chorwacji. Anna była cicha i bierna w zestawieniu z rozhukaną, żądną zabaw i uciech kuzynką Barbarą. Już jako królowa polska, podejmując Barbarę w Krakowie, musiała być jej poręczycielką, gdyż królowa węgierska tyle narobiła długów, że kupcy i bankierzy odmówili kredytów. Można sobie wyobrazić, co się działo w samym Celiu, kiedy jeszcze nie trzeba było dbać o godność królewską i o autorytet korony! Jeżeli mimo to Anna pozostała "cicha i bierna", to raczej dobrze o niej świadczy. Co zatem robiła w Krakowie? Zasadniczym obowiązkiem każdej królowej było urodzić syna - następcę tronu. A jeszcze lepiej kilku synów, aby i do sąsiednich tronów mogli pretendować. Mogły być i córki, lecz mniej pożądane. Jeżeli przyjrzymy się tablicom genealogicznym rodów panujących w Europie w owym czasie, łatwo dostrzeżemy, że każdy król miał kolejno kilka żon: Karol Robert węgierski - trzy, Ludwik - dwie, Kazimierz Wielki - cztery, Karol IV - cztery, jego syn Wacław - dwie, Zygmunt - dwie. Dlaczego umierały tylko królowe? Dlaczego rzadko która zostawała wdową? W średniowieczu śmiertelność była w ogóle duża, a największa wśród niemowląt i rodzących kobiet. Złe warunki sanitarne, niewłaściwa pielęgnacja, niewłaściwe żywienie dawały smutne plony. Wymieniliśmy kilka przedwcześnie zmarłych królowych, ale nie tylko one. Z pięciu synów, których urodziła Elżbieta Łokietkówna, jeden, Ludwik, przeżył ją, i to zaledwie o dwa lata. Cóż dopiero kiedy przyszła epidemia! Nowa królowa polska na razie więc także nie urodziła syna, na którego naród z utęsknieniem czekał już... od 1325 roku, czyli od pierwszego małżeństwa Kazimierza Wielkiego. Kazimierz miał tylko córki, Ludwik - córki, Jadwiga także córkę, która żyła zaledwie trzy tygodnie. Anna w chwili koronacji miała dwadzieścia dwa lata, była więc w pełni rozkwitu, oczekiwanego syna jednak nie urodziła. Ale wypełniała wszystkie te obowiązki, jakie na nią z racji stanowiska spadały: towarzyszyła Jagielle w podróżach po kraju i na zjazdy dyplomatyczne, przyjmowała obcych posłów, uczestniczyła w turniejach i balach, ukazywała się ludowi obok małżonka na tronie w czasie przyjęcia szczególnie ważnych posłów lub hołdu zależnego księcia. Dotrzymywała towarzystwa żonom przybyłych lub przejeżdżających przez Polskę władców. Zapewne, jak wszystkie królowe, szyła szaty na dary dla kościołów, haftowała, słuchała pieśni lub sama śpiewała wraz z pannami dworskimi, czytywano jej żywoty świętych - może te, które dla królowej Jadwigi tłumaczono i przepisywano po polsku? Jagiełło prowadził ogromnie ruchliwy tryb życia, jeździł po całym kraju, mnóstwo spraw załatwiał osobiście lub załatwiano w jego obecności. Tak było za życia Jadwigi, tak było i teraz. Dwukrotnie królowa Anna jeździła na Litwę, bywała również na Węgrzech. Pomimo że pomiędzy państwem polsko_litewskim a krzyżakami trwała właściwie nieustająca wojna - już w okresie ślubu Jagiełły z Anną krzyżacy wraz ze Świdrygiełłą napadli na Grodno, w tymże roku książę Witold pobił mistrza inflanckiego, zdobył Dynaburg (Daugavpils), Jurbork (Jurbarkas) i pięciuset jeńców, w tym jednego komtura - jednocześnie trwały rokowania pokojowe. Zresztą już w drugiej połowie 1403 roku sytuacja zaczęła się poprawiać: papież zabronił krzyżakom napadać na Litwę. Co prawda niewiele oni sobie z takiego zakazu robili, ale oficjalnie nie mogli nawoływać rycerzy z krajów zachodnich do walki z poganami. Król czeski Wacław, uwięziony przez brata Zygmunta, zdołał ujść z więzienia i natychmiast zawarł przymierze z Jagiełłą: za pomoc wojskową czterystu rycerzy obiecał zwrócić mu Śląsk. Rokowania z krzyżakami dotyczyły wykupu ziemi dobrzyńskiej. Krzyżacy godzili się ją oddać, jeżeli otrzymają sumę, którą przed laty wypłacili Władysławowi Opolczykowi: pięćdziesiąt cztery tysiące dukatów. Król zwrócił się więc do szlachty, zwolnionej - jak wiadomo - przez Ludwika Węgierskiego z wszelkich podatków na rzecz państwa, aby złożyła dobrowolnie jednorazowo tę sumę. Szlachta nie tylko taki podatek uchwaliła, ale i wypłaciła go co do grosza, tak że zamiast pięćdziesięciu czterech tysięcy dukatów Jagiełło otrzymał sto tysięcy. Zatrzymajmy się jeszcze chwilę nad trybem życia dworu królewskiego. Otóż w sobotę 10 listopada 1403 roku król w towarzystwie "pani królowej" - tak ją zwykle pisarz nazywa - oraz siostrzeńca swego Siemiszka, czyli syna siostry królewskiej Aleksandry i księcia Ziemowita Mazowieckiego, przybył do Nowego Korczyna na obiad. Następnego dnia zjawili się jeszcze: książę cieszyński Janusz (raczej chyba oświęcimski - szwagier królewski), marszałek koronny Zbigniew z Brzezia, podskarbi Hincza z Rogowa i podkanclerzy Mikołaj Trąba. Dla tak nielicznego - wydawałoby się - grona: para królewska, dwóch krewnych książąt i trzech wysokich urzędników, na obiad zakupiono: dla wszystkich ryby (podano tylko ilość wydanych pieniędzy, więc nie wiemy, ile tych ryb) oraz dla króla 600 jaj, 4 faski masła, 2 kopy serów, mleko, śmietanę i 5 beczułek piwa (achteli); dla królowej 400 jaj, 3 faski masła, kopę serów i 3 beczułki piwa; dla księcia Siemiszka 200 jaj, 30 serów, masła za 4 skojce i beczułkę piwa; dla marszałka 100 jaj, 20 serów, masła za 4 grosze i beczułkę piwa; dla podkanclerzego 100 jaj, 12 serów i beczułkę piwa. Wszystko to razem kosztowało 5 grzywien 6 skojców i 1 grosz. Za jeden tylko obiad dla 6 osób, bo reszta wymienionych przybyła nazajutrz. Samych jaj 1400! Wynika z tego, że wydatki rozkładano proporcjonalnie do rangi osobistości, natomiast produkty były przeznaczone nie tylko dla wymienionych osób - musieliby to jeść tygodniami - lecz dla przybyłych z nimi dworzan, służby, różnego rodzaju funkcjonariuszy, osób do towarzystwa itp. A jeszcze osobno zakupiono dla Rusinów (zapewne grajkowie królewscy) mięso za 14 skojców, 40 kurcząt, 2 barany i 2 beczułki piwa. Sobota była dniem postnym, Rusinów jako prawosławnych ten przepis nie obowiązywał. Podobny przydział produktów otrzymali także sokolnicy. Nieco mniejsze ilości wydano tegoż dnia na wieczerzę, natomiast w niedzielę i poniedziałek już wszyscy jedli mięso, znowu w zawrotnych ilościach: pół wołu, wieprz, 50 kurcząt, 2 barany itp. Przede wszystkim musiało zjechać do Korczyna masę ludzi. Po co? Skoro są grajkowie, są sokolnicy, a więc rozrywka: łowy z sokołami, a może i z nagonką, muzyka, może tańce. Wśród przybyłych w niedzielę wymieniony jest jakiś zaufany sługa królewski zwany Krupką, którego umieszczono nie na zamku, lecz u mieszczanina korczyńskiego Skody i osobno mu za to zapłacono 12 skojców. To bardzo dużo, jeżeli porównać z cenami żywności: beczka piwa =6 skojców, 40 kurcząt =10 skojców. A więc jakiś człowiek do specjalnych poruczeń. Również po 12 skojców zapłacono mieszczaninowi Michałkowi za podejmowanie jakiegoś Ostaszka z Moskwy. Nie był to żaden poseł, boby go nie lokowano w gospodzie, lecz albo specjalny wysłaniec, albo po prostu zwiadowca. W Nowym Korczynie więc w dniach 10_#12 listopada spędzano czas nie tylko na rozrywkach. W dodatku z rozkazu królewskiego starosta sandomierski ściga rozbójników, podkoniuszemu królewskiemu kupuje się specjalnego konia i wyprawia z końmi królewskimi na Ruś, dwa konie dla bębnistów. Ptasznik Piotr otrzymuje pieniądze, za które ma kupić materiał na siatki, zarządca musi kazać wstawić szyby w łaźni królewskiej i zapłacić pani Skodzinie, żonie Skody, za pranie obrusów królewskich. A królowa? Królowa zabawia gości, przygląda się łowom, organizuje rozrywki, zwłaszcza wówczas, gdy król gdzieś na uboczu rozmawia ze swymi zaufanymi współpracownikami lub wydaje im polecenia. Podobnie było w dniach 17_#29 lutego 1404 roku, tylko gości więcej, bo i księżna Aleksandra ze swoim wesołym dworem, synem, bratankiem i dwiema córkami, oficjalne poselstwo z Moskwy od wielkiego księcia Wasyla oraz "goście z Czech, Prokop i Niesporek". Tym razem nie ma wątpliwości, że zjazd w Korczynie miał charakter polityczny, Jagiełło bowiem po zajęciu Nowej Marchii przez krzyżaków, i to wraz z terenami, które za Kazimierza Wielkiego powróciły do Polski - Drezdenkiem i Santokiem, okręgiem Wałcza z Czaplinkiem i Drahimem - zmontował koalicję tak przeciw krzyżakom, jak i ich protektorowi Zygmuntowi Luksemburskiemu. W skład koalicji wchodził król czeski Wacław, jego dwaj kuzynowie, margrabiowie morawscy Jost i Prokop, margrabia Miśni Wilhelm, książę słupski Bogusław VIII i królowa trzech państw skandynawskich Małgorzata. Spotkania w Korczynie miały w części charakter rozrywkowy, ale w dużej części także roboczy, zwłaszcza chyba to lutowe. Kilka tygodni później bowiem, 22 maja tegoż roku, doszło wreszcie do zakończenia ciągnącej się od kilkunastu lat sprawy wykupu ziemi dobrzyńskiej. Po ustaleniu wszelkich formalności nastąpiło spotkanie króla polskiego z wielkim mistrzem krzyżackim w Raciążu nad Wisłą pomiędzy Ciechocinkiem i Nieszawą. Jagielle towarzyszył książę Witold, wszyscy najwyżsi dostojnicy państwowi oraz mnóstwo rycerzy. Nie wiemy - niestety - czy i królowa Anna, ale trudno byłoby wytłumaczyć fakt, gdyby jej tam nie było. Sam zjazd bowiem miał już charakter czysto reprezentacyjny, gdzie w obecności władców oraz zaproszonych gości wymieniono dokumenty i dary, a potem nastąpiła część widowiskowa. Część widowiskowa to przede wszystkim turniej rycerski. Jak pisze Długosz, ze strony polskiej wystąpił jeden tylko rycerz - Dobko z Oleśnicy, stryj późniejszego kardynała Zbigniewa, i wyzywał do boju rycerzy ze strony przeciwnej, a gdy znalazł się śmiałek, rycerz polski po kilku starciach zwalał go z konia (rycerz w ciężkiej zbroi zwalony z konia był zwykle tak potłuczony, że się do dalszej potyczki nie nadawał) i wyzywał następnego. Początkowo ze strony krzyżackiej nie brakło chętnych, ale zabawa ta trwała do godziny trzeciej w nocy i Dobko został panem sytuacji. Krzyżacy nie mieli mu już kogo przeciwstawić. Przykładem krętych ścieżek polityki krzyżackiej wobec Polski może być właśnie zjazd w Raciążu i jego następstwa. Spędziwszy kilka dni w atmosferze rzekomo pokojowej i rzekomo przyjaznej, wymieniwszy oficjalne na ten temat dokumenty, po wzajemnych odwiedzinach, wspólnych ucztach i turniejach, po wymianie kosztownych darów, kilka dni później mistrz krzyżacki spotkał się z księciem Witoldem i wręczył mu dokument, że w razie śmierci Witolda, on, wielki mistrz krzyżacki, zobowiązuje się roztoczyć opiekę nad jego żoną, księżną Anną Witoldową, a szczególnie bronić jej praw do spadku po mężu. Miało to chyba znaczyć, że krzyżacy znają jakieś nieprzyjazne zamierzenia króla polskiego w stosunku do żony swego stryjecznego brata. A jeszcze tak niedawno najeżdżali wraz ze Świdrygiełłą właśnie dziedziczne ziemie Witoldowe! Król Jagiełło miał jednak doskonałe i bardzo szybkie informacje o wszystkim, co wymyślono w Malborku. Zażądał więc od Witolda ponownej przysięgi na wierność. Zresztą książę sześciokrotnie składał Jagielle przysięgę na wierność i zawsze ją łamał. I tym razem zapewne król, znając aż nazbyt dobrze charakter księcia, nie dlatego żądał ponownej przysięgi, aby nie dopuścić do zdrady, lecz aby ostrzec wielkiego mistrza, że intryga jest mu znana. Nie znamy, niestety, rachunków z Raciąża, nie wiemy, kto tam był, jakie uczty urządzano, co podawano i ile to kosztowało. Jedno jest pewne: wielki mistrz chciał niewątpliwie przepychem i obfitością wszelakiego dobra oraz wielkością orszaku, wspaniałością nakryć i namiotów olśnić swego polskiego przeciwnika, który mu z kolei nie pozostał dłużny. Był oszczędny, gdzie było można, a hojny, gdzie należało. W przeświadczeniu takim upewnia nas następny fakt. Nieomal wprost z Raciąża Jagiełło udał się do Wrocławia na zjazd z królem Wacławem, gdzie miało być sfinalizowane przymierze: pomoc Polski dla Wacława przeciwko Zygmuntowi i zwrot Śląska Polsce. Otóż król polski przybył do Wrocławia 25 lipca w asyście sześciu tysięcy rycerzy i dworzan, a wygląd całego orszaku był tak wspaniały, że bogaci mieszczanie wrocławscy nie mogli wyjść ze zdumienia. I tutaj nie mogło zabraknąć królowej Anny. Dwór niewieści zawsze dodawał każdej imprezie okazałości: piękne stroje, cenne klejnoty, okazja do zaprezentowania manier rycerskich itd. Poza tym w Czechach królowe z dawna towarzyszyły swym mężom nawet na zjazdy o charakterze politycznym, na przykład czwarta żona Karola IV Elżbieta Bogusławówna na zjazd z książętami pomorskimi w Gubinie. Zresztą i polskie królowe także. A już księżna Anna Witoldowa nie odstępowała swego małżonka nawet w czasach zdrady kraju czy ucieczki z więzienia. Przed wyjazdem do Wrocławia król z królową i panami z rady królewskiej oraz posłami z Moskwy spędził wraz z całym dworem ponad tydzień w Nowym Korczynie. Osób musiało być mnóstwo, gdyż rachunki dzienne łącznie dochodzą do dwudziestu grzywien. Po czym zapewne wszyscy na jakieś dziesięć dni przed spotkaniem udali się do Wrocławia. Mężczyźni, nawet biskupi, podróżowali zazwyczaj konno, ale i tak szły za nimi ładowne wozy, w tamtych czasach bowiem trzeba było wozić z sobą wszystko, nie tylko odzież i przedmioty osobistego użytku, lecz również pościel, garnki, nakrycia stołowe, worki z mąką, kaszą, przyprawy. Szczególnie cenne, jak cukier, ryż, cynamon, rodzynki, wożono w specjalnych skrzynkach, mocno okutych, zamykanych na wymyślne zamki i strzeżonych pilnie. Kobiety czasem także podróżowały konno, ale raczej na niewielkie odległości, na przykład po obiedzie w Nowym Korczynie całe towarzystwo jechało konno na kolację do Wiślicy lub na odwrót (ok. 107km). Tak na przykład zapisał zarządca zamku w Wiślicy 18 grudnia 1414 roku: "Królowa pani pojechała konno z Wiślicy do Podolan i tam przekąsiła cokolwiek". Ale już z Krakowa do Nowego Korczyna królowa, jej damy i goszczące na dworze księżne jechały w wozach z "przykoszkami", kolebkach, pałubach. Cóż dopiero gdy chodziło o taką odległość, jak z Krakowa do Wrocławia! W dodatku był to jeszcze jeden element dekoracyjny: powozy kryte jedwabiem lub wytłaczaną skórą, ozdobione frędzlami, malowane, złocone. Orszak rycerski też musiał być arcyokazały: piękne konie, kosztowne zbroje i broń. Mężczyźni ubierali się bardzo barwnie, a klejnotów używali więcej niż kobiety. Niestety, pomimo ogromnych wydatków na wyprawę reprezentacyjną do Wrocławia król nie uzyskał spodziewanego rezultatu. Dlaczego? Różni badacze różnie to wyjaśniają. Ponieważ jednak król czeski Wacław znany jest w dziejach z nie najlepszej strony, można przypuszczać, że wabił obietnicami króla polskiego, gdy potrzebował jego pomocy, chociażby tylko w postaci autorytetu, natomiast gdy przyszło do spełnienia obietnicy, zawiódł. Rok 1405 również obfitował w podróże i wydarzenia, chociaż może nieco mniejszej wagi. Król z królową bywają w Nowym Korczynie, ale częściej teraz miejscem wyjazdu jest Wiślica, zdarza się też, że na przykład sama para królewska jedzie na noc z Wiślicy do Stobnicy, a nazajutrz wraca do Wiślicy. Poza tym zwykle towarzyszy wszędzie królowi podkanclerzy Mikołaj Trąba, inni dostojnicy rzadziej. W Wiślicy też przebywa pogodzony już z królem Świdrygiełło oraz Miklosz Węgier. Krzyżacy zawarli pokój z królem Władysławem i księciem Witoldem. Jeszcze nie czuli się dostatecznie przygotowani do wielkiej wojny, woleli chwilowo zrezygnować z odzyskania Żmudzi, Świdrygiełło więc już im był niepotrzebny. Miklosz Węgier to palatyn węgierski Mikołaj Gara. Zabiega tu zapewne o rękę siostrzenicy królewskiej, księżniczki mazowieckiej Jadwigi, córki Aleksandry i Ziemowita, dla swego syna Jana. W tymże 1405 roku pokazuje się też na dworze królewskim Ścibor ze Ściborzyc, zaufany Zygmunta Luksemburczyka. Jego mocodawca musiał jakoś szczególnie zawarować bezpieczeństwo swego wysłannika, skoro po sprzedaży krzyżakom Nowej Marchii z krzywdą dla Polski w ogóle go do kraju wpuszczono. Liczba osób towarzyszącej parze królewskiej w podróżach chyba wzrasta, treść zakupów nie ulega szczególnej zmianie: mięso wołowe, wieprzowe, barany, kurczęta, kapłony, ryby - bardzo często ryby, świeże i solone, ogromne ilości jaj i serów, zwłaszcza w dni postne, olej, masło, śmietana, ogromne ilości piwa. Inne produkty - chleb, groch, kasza, jarzyny - zapisuje się rzadziej i często z dodatkiem, że z własnych zasobów zamkowych, nie kupowane za pieniądze. Wśród nabywanych przedmiotów zanotowano także koryta do pojenia bydła, sita, naczynia do łaźni, olej i łój na świece i kaganki. Czyli że od przyjazdu Jagiełły do Polski w ciągu blisko dwudziestu lat zmieniła się królowa, zmienili się niektórzy dostojnicy, reszta pozostała po staremu. Na 1405 roku niestety urywają się rachunki dworu królewskiego i kosztów podróży, natomiast mamy do dyspozycji tylko rejestr wydatków na utrzymanie obsady zamku, na sokolników, którzy tu stale przebywają, na wyżywienie urzędników, zatrzymujących się na nocleg w przejeździe, różnych posłów jadących do Krakowa czy z Krakowa. Czasem zatrzyma się na odpoczynek dwór któregoś z książąt litewsko_ruskich. I tak aż do 1408 roku włącznie. Czy w tym czasie para królewska nie jeździła po kraju? To niemożliwe. Rachunki bądź uległy zniszczeniu - w pożarze, wskutek wojny - bądź nie zostały jeszcze odkryte. A przecież są to lata obfite w wydarzenia, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach. W Polsce 8 kwietnia 1408 roku królowa Anna urodziła córkę. Wprawdzie kraj oczekiwał królewskiego syna, ale wszyscy dobrze pamiętali, że żywot i działalność poprzedniej, zmarłej przed dziewięciu laty królowej Jadwigi, przyniosły Polsce widoczne owoce. Może więc i ta królewna okaże się wybrana przez los dla dobra kraju? Zaraz też panowie z rady królewskiej zaczęli się uważnie rozglądać wśród okolicznych rodów, upatrując stosownego małżonka dla przyszłej pani. Dano jej na imię Jadwiga, a więc znowu przykład, że teraźniejszość wiązano z przeszłością: w ciągu stu lat była to piąta Jadwiga w polskiej rodzinie królewskiej: Jadwiga Łokietkowa, Jadwiga - ostatnia żona Kazimierza Wielkiego, Jadwiga - córka z tego małżeństwa, Jadwiga - pierwsza żona Jagiełły i ta - piąta. O dzieciach królewskich w owych czasach dowiadujemy się zwykle, gdy się rodzą, gdy je zaręczają, gdy zawierają małżeństwo i gdy umierają - chociaż i to nie zawsze. Mała Jagiełłówna chowała się dobrze, a usłyszymy o niej niebawem w zgoła osobliwej sytuacji. Życie królowej Anny wiąże się, pośrednio, z wydarzeniami u naszych południowych sąsiadów, a raczej ich króla Zygmunta Luksemburczyka. Był on co prawda dość bliskim jej krewnym - ona wnuczka króla Kazimierza - on prawnuk, a więc była niejako jego ciotką, chociaż o kilka lat młodsza, lecz stosunki układały się inaczej. Wiemy już, że stryj, hrabia Herman, to prawa ręka Zygmunta. A w owym 1401 roku, na który przypadły urodziny Jadwigi Jagiełłówny, wybucha bunt w Bośni, od lat uzależnionej od korony węgierskiej. Zygmunt mobilizuje wobec tego z pomocą papieża rzymskiego (było wówczas dwóch papieży: rzymski i awinioński) rycerstwo europejskie na krucjatę. Pod pozorem wyprawy na Turków zgromadzono znowu sporo rycerstwa, poszli i Polacy, wśród nich Zawisza Czarny. Bitwa rozegrała się pod twierdzą Dobor, Bośniacy ulegli, państwo ich poćwiartowano, pozostawiając dotychczasowemu władcy Twartkowi II tylko niewielką część terytorium. Wśród tych, którzy otrzymali połacie podzielonej Bośni, znalazł się hrabia Herman. A przecież Twartko II był bliskim kuzynem jego matki. Tak, lecz Herman, chociaż formalnie książę Rzeszy, ale pan bardzo niewielkiego skrawka ziemi, zamiast wiązać się z krewnym, od którego nie mógł się spodziewać korzyści, wolał jego hojnego wroga. Królowa Anna nie była krewną władcy Bośni - jej ojciec Wilhelm i Herman to bracia stryjeczni, nie rodzeni - jednak serdecznie współczuła pokonanym Bośniakom. Miała okazję zamanifestować to kilka lat później, na zjeździe w Budzie. Stryj Herman, już wówczas książę Chorwacji, osiągnął jeszcze jedną korzyść: oto jego druga córka, Barbara, od 1401 roku narzeczona Zygmunta Luksemburczyka, została nareszcie królową węgierską. Tak więc dwie hrabianki z maleńkiego słoweńskiego miasteczka zasiadły na tronach dwóch najbardziej okazałych państw w Europie. Ród hrabiów celejskich stanął u szczytu. Królowej Annie wyniesienie kuzynki nie przyniosło korzyści, raczej szkodę. Obok przebiegłego i zachłannego syna ciotecznej siostry oraz równie przebiegłego i zachłannego stryja Hermana stanęła teraz przebiegła i zachłanna Barbara. Rozrzutna, a pozbawiona wszelkich skrupułów, brała podarki, skąd się dało - najczęściej od krzyżaków, i dopomagała im, jak się dało. W roku następnym rzymski świat chrześcijański postanowił rozwiązać spór o zwierzchnictwo duchowne. Sobór powszechny zwołany do Pizy we Włoszech złożył z tronu obu rezydujących papieży - rzymskiego i awiniońskiego - a na ich miejsce wybrał nowego. Był to kardynał mediolański Piotr Philargi, który jako papież przyjął imię Aleksandra V. Ów papież, będąc jeszcze mnichem franciszkańskim, przed laty przebywał na Litwie i zaprzyjaźnił się z Jagiełłą. Niestety, żaden z poprzednich papieży nie podporządkował się uchwałom soboru, a każdy miał swoich protektorów i zwolenników. Od soboru pizańskiego było więc już trzech papieży, a każdy na swój sposób starał się o uznanie powszechne. W Polsce pod wpływem króla, który rad był z wyboru dawnego przyjaciela, zjazd szlachty, a więc nie tylko duchowieństwo, w Niepołomicach opowiedział się po stronie nowo wybranego Aleksandra, który natychmiast zabronił Krzyżakom napadać na Polskę. Tymczasem i krzyżacy, i Polska kończyły przygotowania do ostatecznej walnej rozprawy. Zygmunt Luksemburczyk, jak zawsze dwulicowy, ale sprzyjający krzyżakom, wziął od nich czterdzieści tysięcy guldenów jako ostatnią ratę za Nową Marchię, musiał ich więc bronić. Rozpoczął nieprzyjazne kroki od szykanowania kupców polskich na Węgrzech. Królowa Anna dwukrotnie pisała listy, aby uwolnił mieszczanina krakowskiego Rogera Rudłę, który się udał do Koszyc odebrać pieniądze od jednego ze swoich dłużników i został tam uwięziony. Ponieważ stosunki handlowe między obu krajami poprzez ziemie słowackie należące wówczas do Węgier były bardzo ożywione i podobne trudności mogły spotkać wielu innych przybyszów, królowa była zaniepokojona. Oczywiście nie chodziło tu o Rudłę, lecz o akt nieprzyjaźni wobec Polski. Właśnie Zygmunt zawarł nowy układ z krzyżakami: mieli jednocześnie uderzyć na Polskę - Zygmunt z południa, krzyżacy z północy, wojskom najemnym Zygmunta zapłacą krzyżacy, on sam zaś otrzyma zawrotną sumę trzystu tysięcy guldenów, a zdobytą ziemią polską się podzielą. Czy Jagiełło wiedział o tym układzie? Na pewno. Ćwierć wieku poświęcił na przygotowanie wojny z krzyżakami, nie mógł więc nie wiedzieć, co się przeciwko niemu knuje, a wywiad miał znakomity. Obie strony jednak zwlekały z rozpoczęciem wojny, gdyż napastnik ponosił moralną odpowiedzialność za przelew krwi. W tej grze nerwów zwycięzcą okazał się król polski. 6 sierpnia 1409 roku mistrz wysłał wypowiedzenie wojny. Zanim jednak list dotarł do Krakowa, krzyżacy zdobyli Lipno, Rypin, Złotoryję, Kamień Krajeński, Sępólno i Bydgoszcz. Jagiełło miał prawo bronić kraju. Natychmiast z datą 10 sierpnia - poszły listy do wszystkich krajów Europy: do królów, książąt, biskupów, znaczniejszych miast. "Mieli krzyżacy Żmudź przez pięć lat - czytamy w piśmie - niechaj wskażą tam chociażby jednego chrześcijanina!" Zgromadzone uprzednio w Wolborzu wojska szybko udały się pod Bydgoszcz, którą odzyskano w ciągu tygodnia. Tego się nikt nie spodziewał, zwłaszcza węgierski Zygmunt. Ten zaś nie uderzył z południa, chociaż złoto pobrane z tego tytułu zdążył już wydać. Tym bardziej nie mogła dopomóc sprzymierzeńcom królowa Barbara, mimo że również otrzymała niemało. Przerażony mistrz krzyżacki przekupił z kolei dotychczasowego, acz chwiejnego, sprzymierzeńca Polski, króla czeskiego Wacława. Ten za sześćdziesiąt tysięcy dukatów podjął się roli rozjemcy w sporze polsko_krzyżackim. Król Władysław na pewno nie wierzył w dobrą wolę tego "rozjemcy", zresztą już się niejednokrotnie o jego dwulicowości przekonał. Ale szła zima, wojna w terenie musiała ulec zwłoce, zdobywanie twierdz dla rycerzy konnych było niemożliwe. Zawarto więc rozejm do 24 czerwca następnego roku. W lutym Wacław miał rozsądzić spór i wydać wyrok. I wydał. Był to nie wyrok, lecz rewanż za owe sześćdziesiąt tysięcy dukatów, które przyjął. Poselstwo polskie z Wojciechem Jastrzębcem na czele nie wysłuchało decyzji do końca, lecz ostentacyjnie opuściło salę, a na ogłoszenie oficjalne wyroku, które zapowiedziano na 15 lutego 1410 roku we Wrocławiu, z Polski nie zjawił się nikt. Król kończył przygotowania do wojny. Urządzano wielkie łowy, mięso wędzono i suszono, a wszelkie zapasy wysyłano do Płocka, gdzie założono główny magazyn. Tymczasem odrzuceniem wyroku Wacława uczuł się dotknięty jego brat Zygmunt. Znowu na Węgrzech szykanowano kupców polskich, znów królowa Anna pisała błagalne listy do Zygmunta i do stryja - hrabiego Hermana. Ponadto król węgierski miał jeszcze inny powód, aby zabiegać o popularność w owym obfitym w niezwykłe wydarzenia 1410 roku. Oto wiosną zmarł jeden z trzech urzędujących papieży - Aleksander V - i jeden z dwóch "królów rzymskich" - Ruprecht reński. Ponieważ formalnie detronizacja Wacława była ważna, zanosiło się na elekcję nowego "króla rzymskiego". Zygmunt szykował się do wspinaczki na następny szczebel drabiny społecznej. Na razie dopiął tyle, że Wacław zamianował go wikariuszem generalnym Rzeszy (wicekrólem). Nielegalny, bo zdetronizowany król mianował nielegalnego zastępcę. Dyplomacja polska nie lekceważyła żadnych, nawet pozornych wydarzeń. Żeby rozluźnić przymierze luksembursko_krzyżackie, zorganizowano zjazd monarchów w Kieżmarku w Słowacji, tuż za granicą polską. Przybyć miały obie pary królewskie oraz wielki książę Witold z księżną Anną. Przygotowano ogromną listę rzadkich i kosztownych prezentów, zarówno dla Zygmunta, jak i dla jego żony. Polska para królewska zawróciła jednakże z Sącza, a do Kieżmarku pojechał Witold i księżna Anna. Królewska para węgierska prezenty przyjęła, lecz usiłowała wyzyskać to spotkanie: Zygmunt wysunął propozycję, aby Witold ogłosił się królem litewskim, co oznaczałoby zerwanie unii z Polską. Znając ambicję Witolda, sądził, że "ryba połknie przynętę". Istotnie, książę Witold był ambitny i łasy na zaszczyty, ale tym razem "ryba przynęty nie połknęła". Po czym w nocy na kwaterę księcia grupa zbrojnych ludzi urządziła napad. Książę jednak zdołał w porę ujść z zasadzki i pośpiesznie podążył ku polskiej granicy, a za nim równie szybko jechał król Zygmunt, który jakoby dowiedział się po niewczasie o napadzie i chciał księcia przeprosić. Sprawa na pozór wyglądała zagadkowo, taka jednak nie była. Sprzymierzeńcy usiłowali rozbić unię polsko_litewską w sposób ostentacyjny - przez koronację Witolda. Nie udało się tego dokonać. A ponieważ książę Witold, ruchliwszy i utrzymujący szersze kontakty z ościennymi władcami, wydawał się groźniejszym rywalem w tej unii - w istocie było przeciwnie - na Witolda przygotowano zamach. A może na obu? Bo dlaczego Jagiełło pojechał aż do Sącza, lecz zawrócił, by dalej polować, pilnować naprawy zamków na granicy z krzyżakami oraz zabawiać teściową, księżna Tecku bowiem zjechała właśnie do Krakowa odwiedzić córkę, zięcia i zobaczyć wnuczkę. Została kilka tygodni, razem spędzili Zielone Świątki w Nowym Korczynie, wreszcie hojnie obdarowana i żegnana serdecznie powróciła do męża. Żyła jeszcze do 1425 roku, a więc dłużej od córki, i spoczywa w Mindelheim wraz z księciem Wilhelmem i poprzednią jego żoną. Nie znaczy to, że król zaniedbywał politykę. Przede wszystkim przypomniał Zygmuntowi Luksemburskiemu, że przymierze, jakie zawarli w 1397 roku na lat szesnaście, nadal jest ważne, nie zostało bowiem rozwiązane ani też nie upłynął okres obowiązujący. Znowu szły listy na dwory zachodnie ze skargami na krzyżaków i dary dla możnych. Skutki wkrótce stały się widoczne: do krzyżaków przybywało znacznie mniej ochotników niż w czasie dawniejszych wojen, a niektóre państwa, na przykład rzeczpospolita wenecka, wręcz głosiły, że Jagiełło to jedyny władca, który powinien stanąć na czele wyprawy krzyżowej przeciwko Turkom i tylko on podoła temu zadaniu. Były też inne owoce propagandy polskiej: oto z różnych bliższych i dalszych krajów zaczęli napływać rycerze polscy, którzy kiedyś wybrali się w podróż i od lat nie byli w ojczyźnie. Jak pisze kronikarz Marcin Bielski, powrócił Jarosław Grzymalita, "mąż sławny, który z Hiszpanijej przyjechał, a mężnie tam sobie z Saraceny (muzułmańscy arabowie) poczynał". Według Prochaski przybyć miał Jakub Bobola, rycerz "in regno Hispaniae ordinis celeberimi Hierosolimitani" (członek zakonu przesławnych jerozolimczyków w królestwie Hiszpanii - prawdopodobnie odpowiednik naszych bożogrobców). A przede wszystkim wracali ci, którzy szukali kariery na dworze węgierskim, nie wszyscy oczywiście, lecz większość. Przygotowaniom do ostatecznej rozprawy orężnej, na którą Polacy czekali od bitwy pod Płowcami, towarzyszyła atmosfera patriotyzmu. Dlatego rycerze wracali z Węgier, chociaż Zygmunt gotów był im płacić złotem za zdradę, dlatego posłowie polscy nie wysłuchali wyroku Wacława Luksemburczyka w Pradze, bo go czytano po niemiecku, dlatego Janusz Brzozogłowy, jako starosta odzyskanej Bydgoszczy, na list komtura toruńskiego pisany po niemiecku odpowiedział, żeby na przyszłość był uprzejmy używać w listach języka światowego, to jest łaciny, dlatego w sporach granicznych, gdy oskarżyciele krzyżaccy przedłożyli listę zarzutów po niemiecku, sędziowie polscy odpowiedzieli: - Dajcie nam te winy (krzywdy) wypisane łaciną, bo nie rozumiemy! Budziło się poczucie wspólnoty narodowej, mimo że i nasz kraj nie był jednolity narodowo, jak każdy inny na świecie. A poczucie tej wspólnoty budzili Niemcy przez swoją napastliwość, zachłanność, zaborczość. Powiew szedł z Pragi. A potem nastąpiło "wielkie pobicie", czyli bitwa pod Grunwaldem. Nie wdając się w opis bitwy ani w dokładniejsze informacje, wysuniemy tylko niektóre istotne punkty: 1. król Władysław, dobrawszy sobie grono współpracowników, nie tylko rycerzy, ale i duchownych, opracował dokładny plan bitwy na wiele miesięcy wcześniej, 2. mimo że wojna trwała już rok, zaskoczył przeciwnika, 3. przez cały czas bitwy dowodził sam, co w owych czasach nie było praktykowane, 4. śmiertelnie zmęczony najpierw całonocnym marszem na pole bitwy, potem dowodzeniem - zachrypł tak od krzyku, że kilka dni mówił szeptem - nie zaniedbał niezmiernie ważnych zarządzeń: kazał ustawić warty wokół obozu, aby jakiś ocalały oddział wroga nie zaskoczył go we śnie, oraz porozbijać beczki z winem w zdobycznym obozie krzyżackim, aby spragnieni rycerze nie popili się, co również mogło spowodować zaskoczenie. Potem dopiero udał się na spoczynek. Tymczasem królowa z niepokojem oczekiwała na Wawelu wieści z pola bitwy. I król, i królowa wiedzieli dostatecznie dużo o konszachtach południowego sąsiada Polski z krzyżakami. Spokrewniony i spowinowacony z parą królewską Zygmunt bardziej pamiętał, że Jagiełło kilkakrotnie znalazł się w roli jego rywala, niż te wszystkie pokrewieństwa. Dlatego na wszelki wypadek i Kraków, i cała granica południowa zostały zabezpieczone. Niepokój królowej byłby jeszcze bardziej uzasadniony, gdyby doszła ją wieść, że Zygmunt Luksemburczyk właśnie w przededniu bitwy grunwaldzkiej wypowiedział Jagielle wojnę. Przezorny król Władysław jednak nie tylko nie doniósł o tym do Krakowa, lecz nawet nie powiadomił swojej armii. I słusznie, cała sprawa bowiem wyczerpała się w drobnym stosunkowo incydencie pogranicznym, z którym Polska łatwo się uporała. "Prześwietna Księżno, znakomita a nam wielce miła Małżonko nasza!" - pisał następnego dnia na rozkaz króla podkanclerzy Mikołaj Trąba. Król donosił o swoim zdrowiu i krótko omawiał przebieg bitwy - o wojnie z sąsiadem węgierskim ani słowa. Poszły także listy do arcybiskupa Kurowskiego, który na czas wojny zastępował króla, i do Wojciecha Jastrzębca. Kancelaria słała radosne wieści na wsze strony. Wojna trwała nadal. Król zajmował kolejno zamki krzyżackie, oblegał Malbork, wygrano jeszcze znaczną bitwę pod Koronowem i rozpoczęto pertraktacje pokojowe - na razie bezskuteczne. Wieści do Krakowa docierały teraz częściej: rycerstwo wracało na zimę do domów, przywożono jeńców spod Grunwaldu i rozmieszczano w pobliskich zamkach, zaczęli też ściągać ci, których zwolniono na słowo rycerskie z obowiązkiem stawienia się w Krakowie w określonym terminie. Moment trwogi może przeżyła królowa na wieść, że jednak wojsko węgierskie pod wodzą zdrajcy Ścibora ze Ściborzyc wtargnęło w granice Polski i spaliło Sącz, wkrótce jednak napastnicy zostali wypędzeni, a nawet odebrano im łupy. Pod koniec grudnia dwór zaczął się szybko zbierać do podróży, dotarła bowiem wieść, że zawarto z krzyżakami krótki rozejm - do 11 stycznia - król więc postanowił wreszcie odpocząć, nie mógł jednak zbytnio oddalać się od terenu wojny. Polując trochę po drodze, dotarł do Jedlni pod Radomiem, gdzie spędził święta Bożego Narodzenia. Spotkanie z królową nastąpiło w Opatowie, już po świętach. Przybyła w licznym orszaku, towarzyszyli jej panowie pełniący funkcje urzędowe w Krakowie bądź ci, którzy się znaleźli na trasie przejazdu, oraz ogromna liczba jeńców. Jak przebiegało samo spotkanie, nie wiemy, lecz zapewne tak, jak inne podobne spotkania. Król na wieść o zbliżaniu się orszaku królowej wyjechał naprzeciw konno, a na widok pojazdu zsiadł z konia i ruszył pieszo. Mieszkańcy pobliskich okolic prawdopodobnie zadbali, aby się znaleźli grajkowie, a w miejscu spotkania rozłożono barwne sukno. Czy towarzyszyło temu spotkaniu jakieś wzruszenie? Na pewno. Oto Jagiełło widzi, jak wnuczka Kazimierza Wielkiego pochyla się do jego kolan i wita wykonawcę testamentu swego wielkiego dziada. Była to chwila równa tej, gdy królowi rzucano do stóp zdobyczne krzyżackie chorągwie lub gdy ujrzał zwłoki wielkiego mistrza na pobojowisku. Wjazd do zamku odbywał się przy akompaniamencie wiwatów zebranej ludności, biciu w dzwony i dźwiękach muzyki. Następnego dnia para królewska udała się do ustronnego zameczku w Radoszycach, gdzie spędzili święto Trzech Króli, po czym królowa powróciła do stolicy, a król udał się do Włocławka. Pod koniec stycznia podpisano pokój. Polska otrzymała ziemię dobrzyńską, a Litwa Żmudź, krzyżacy zobowiązali się zapłacić ogromne odszkodowanie - sto tysięcy kup groszy praskich w złocie - i nie prześladować swoich poddanych, którzy powypędzali załogi krzyżackie z wielu zamków - "za brody panów zakonnych wywłóczyli". Jak należało się spodziewać, krzyżacy większości zobowiązań nie wykonali. Nie chcieli na przykład wpuścić biskupa warmińskiego Henryka Vogelsanga, którego sympatie dla Polski były znane, do jego diecezji. Dopiero na interwencję Zygmunta Luksemburczyka musieli ustąpić. Wielki mistrz pisał do Zygmunta: "Bóg świadkiem, że jakkolwiek to rzecz dla mnie wielce przykra żywić węża u swych piersi, jednak uczynię to, by okazać wszelką powolność wyrokowi waszej królewskiej mości." Drugiego lutego 1411 roku w Toruniu wymieniono dokumenty zatwierdzające pokój, tym razem chyba mniej hucznie, aniżeli w Raciążu, jako że zwycięzcą był król polski, a zwyciężonym wielki mistrz, nie było się więc czym popisywać. Na sumę trzystu tysięcy dukatów, które krzyżacy mieli zapłacić tytułem odszkodowania i wykupu jeńców, wielki mistrz wystawił skrypt dłużny, zobowiązując się spłacić dług w trzech ratach i ściśle oznaczonych terminach oraz w walucie złotej. W lecie para królewska i wielki książę Witold z księżną Anną w asyście pięciu tysięcy rycerzy wybrali się na wielki zjazd ziem ruskich nie tylko uznających zwierzchnictwo polsko_litewskie, lecz utrzymujących z nimi stosunki sąsiedzkie lub usiłujących takie stosunki nawiązać. Podróż rozpoczęła się od Połocka, gdzie przybyli również posłowie Pskowa, przez Witebsk, Smoleńsk, do którego znowu przysłał swoich posłów książę riazański żonaty z Giedyminówną. W Smoleńsku posłowie Nowogrodu Wielkiego prosili, aby im dano jako władcę brata królewskiego Lingwena. Potem kolejno wizyty objęły Krzyczew, Zasław, Kijów, Czerkasy, Zwinogródek, Sokolec, Karawuł, Bracław i Kamieniec. Przez Lwów powrócono do Krakowa. Była to podróż triumfalna, wszędzie podejmowano orszak królewski wspaniale, z ogromnymi honorami, zwłaszcza w krajach białoruskich i w ogóle północnoruskich. Od ponad stu lat przecież wisiał nad nimi miecz zagłady bądź ze strony krzyżaków, bądź połączonych z nimi inflanckich kawalerów mieczowych. Wprawdzie klęska krzyżacka nie była tak głęboka, jak by się należało spodziewać po tak wielkim zwycięstwie orężnym wojsk polsko_litewsko_ruskich, dostateczna jednak, aby napełnić otuchą wiecznie zatrwożonych sąsiadujących z nimi ludzi. Pod koniec tego 1411 roku król, królowa i ich otoczenie bawiło w Wiślicy, potem na początku grudnia w Opatowcu, skąd królowa Anna już tylko z własnym dworem wróciła do Wiślicy 5 grudnia na obiad, a w poniedziałek wyjechała do Proszowic. Ta ruchliwość dworu, która nie ustała i w początkach następnego roku, nie była bez znaczenia. Coś się znacznego przygotowywało. W styczniu bawili u króla posłowie książąt ruskich i wielkiego księcia moskiewskiego. Na przełomie stycznia i lutego nastąpiło wydarzenie rodzinne, nie pozbawione wszakże znaczenia politycznego. Oto w Krakowie zawarty został związek małżeński pomiędzy księciem austriackim Ernestem Habsburgiem i córką księcia mazowieckiego Ziemowita oraz siostry królewskiej Aleksandry, Cymbarką. Zaślubiny odbyły się w Krakowie, po czym młoda para w asyście sześciuset rycerzy udała się do Austrii, gdzie 24 lutego nastąpił dalszy ciąg uroczystości weselnych w Wiener Neustadt. Tam też obaj książęta austriaccy, Fryderyk i Ernest, potwierdzili przymierze z Polską. Habsburgowie mieli odwieczne porachunki z królem węgierskim o Krainę i Dalmację, o Styrię i Karyntię, chętnie więc łączyli się z przeciwnikami Luksemburczyka. Jedyny przeciwnik Jagiełły w tej rodzinie, eks_narzeczony królowej Jadwigi, Wilhelm, już nie żył, a zresztą i on był ożeniony z siostrą głównego wroga Zygmuntowego, rywala do korony węgierskiej, Władysława neapolitańskiego, Joanną. Wsparci nowym sojuszem Polacy, a zaniepokojeni Węgrzy, postanowili zawrzeć pokój. Przecież to jeszcze przed Grunwaldem Zygmunt jako sprzymierzeniec krzyżaków wypowiedział Jagielle wojnę. Z inicjatywą - zapewne na polecenie króla polskiego - wystąpił Zawisza Czarny, rycerz na obu dworach bywały, a rokowania prowadzili w Lubowli na Spiszu słowackim ze strony węgierskiej hrabia Herman, palatyn Mikołaj Gara i Ścibor ze Ściborzyc, a ze strony polskiej podkanclerzy, a od 1411 roku arcybiskup halicki Mikołaj Trąba, Andrzej Łaskarz i Paweł Włodkowic. Król widocznie czuwał nad przebiegiem obrad w Lubowli, tuż bowiem po ślubie Cymbarki, 14 lutego, był już w Sączu z królową, księciem mazowieckim wraz z całą rodziną, księżną raciborską - bratanicą królewską, mnóstwem innych książąt oraz dostojników państwowych i urzędników dworskich. 26 lutego do Sącza przybyła delegacja węgierska - widocznie dla uzgodnienia jakichś spornych szczegółów: hrabia Herman i Mikołaj Gara, a dla większego splendoru towarzyszył im legat papieski, kardynał Placencji Branda Castiglione. Był to przedstawiciel następcy Aleksandra V, Jana XXIII, w dalszym ciągu jednego z trzech papieży. Kilka dni później, bo 6 marca, po raz drugi taż sama delegacja węgierska przybyła - co prawda tylko na jeden dzień - do Sącza, po czym 9 marca królowa Anna udała się na Węgry, a król Władysław wyruszył dnia następnego. Droga powrotna prowadziła z Sącza wzdłuż Popradu, król Zygmunt witał polską parę królewską już na granicy, po spotkaniu królowie udali się na naradę do Lubowli tuż za granicą, a królowa Anna nieco dalej, do Kieżmarku, gdzie ją podejmowała królowa Barbara. Niektórzy historycy uważają, że układ w Lubowli stanowi ustępstwo Polski wobec przebiegłego Luksemburczyka, bo co ostatecznie przyniósł? Potwierdzenie pokoju toruńskiego z krzyżakami, który jak na rezultat wielkiego zwycięstwa grunwaldzkiego tak znowu dużo Polsce nie dawał: wręcz nawet twierdzą, że Jagiełło w Lubowli przeszedł do obozu swego odwiecznego wroga, Zygmunta Luksemburczyka. Wydaje się jednak, że ocena tego układu powinna być inna. Może to Jagiełło w Lubowli rozluźnił sojusz luksembursko_krzyżacki, dotąd nieomal niewzruszony? Bo oto w układzie znalazł się punkt - wprawdzie tajny - że Zygmunt będzie odtąd dopomagał królowi polskiemu do odzyskania całego Pomorza. Dalej: na mocy pokoju toruńskiego krzyżacy zobowiązali się zapłacić Polsce odszkodowania wojenne w wysokości trzystu tysięcy dukatów w trzech ratach, z których pierwsza miała wpłynąć w styczniu 1413 roku. Otóż Zygmunt dodał warunek, że gdyby krzyżacy nie dotrzymali terminu, król polski może tytułem zastawu zająć Nową Marchię. Co się stało? Co skłoniło wrogiego Polsce Luksemburczyka do takiego zwrotu? Oczywiście, z pewnością nie interes Polski. Żeby to wyjaśnić, musimy się trochę cofnąć w czasie. Wiemy już, że w 1410 roku zmarli: papież soborowy Aleksander V i palatyn reński Ruprecht, król rzymski. Elektorowie rozbili się na dwie grupy i jedna z nich wybrała na następcę margrabiego morawskiego Josta Luksemburczyka, dość obrotnego i ambitnego kuzyna Wacława czeskiego i Zygmunta, druga grupa zaś samego Zygmunta. Było zatem nie tylko trzech papieży, ale i trzech królów "rzymskich", bo Wacław - jak wiemy - nie przyjął detronizacji do wiadomości. Jakim sposobem król węgierski mógł zostać władcą ogólnoniemieckim? Otóż na czas obioru występował jako margrabia brandenburski. Trzeba przyznać, że Zygmunt obok sprytu i obrotności miał także dużo szczęścia, wkrótce bowiem margrabia Jost zmarł. A z bratem Wacławem doszło do porozumienia: starszy Luksemburczyk miał być cesarzem, młodszy królem. Co prawda nigdy tych dwóch tytułów nie nosiły dwie różne osoby, ale też i Wacław nigdy cesarzem nie został, bo na to trzeba było sakry papieskiej w Rzymie, a wobec rozbicia w kościele trudno by było nawet do niej doprowadzić. Luksemburgowie znali papieża soborowego - pizańskiego, nie rzymskiego. Ale przecież wszystko to obracało się wokół czczego tytułu i Zygmunt odtąd takiego tytułu używał. Nie musiał już teraz zabiegać o popularność i poparcie krzyżaków, a pieniędzy sami pożyczali. Wobec tego Zygmunt oddał w zastaw Marchię Brandenburską burgrabiemu norymberskiemu Fryderykowi Hohenzollernowi, który ponoć odegrał jakąś rolę w jego elekcji, a uzyskane sto tysięcy dukatów natychmiast wydał na wojnę z Wenecją o Dalmację (część Dalmacji z miastem Zadarem zdołała opanować Wenecja jeszcze za czasów Ludwika). Gdy dukaty za Brandenburgię zostały już wydane, a skutku nie przyniosły, Zygmunt zaczął szukać nowego źródła. Ponieważ król polski posiadał skrypt dłużny wielkiego mistrza na kontrybucję wojenną, Zygmunt postanowił zdobyć ten skrypt, w zamian oddając Polsce w zastaw szesnaście miast spiskich. Stąd ta zmiana frontu w stosunku do Polski i do krzyżaków oraz warunek, że gdyby krzyżacy w terminie nie wpłacili pierwszej raty kontrybucji, Polska może zająć Nową Marchię. Powiadomiony o tym wielki mistrz w lot zrozumiał sytuację: - można wpaść z deszczu pod rynnę! - miał rzec. Pożyczył, gdzie się dało i ile się dało, i w styczniu 1413 roku, a więc w terminie, król polski otrzymał pierwszą ratę. Jednak przezornie skryptu Zygmuntowi nie dał. Dopiero po powrocie do kraju, gdy otrzymał odpowiedni dokument zastawny miast spiskich, polecił wypłacić Zygmuntowi trzydzieści siedem tysięcy kóp groszy praskich. Ten ich oczywiście nigdy nie zwrócił i miasta spiskie pozostały przy Polsce aż do pierwszego rozbioru. Jak już wspomniano, obie królowe podczas obrad w Lubowli przebywały w Kieżmarku. Wbrew pozorom nie była to wizyta czysto kurtuazyjna. Królowa Barbara była przekupna, podobnie jak jej królewski małżonek. Polityka jej nie interesowała, ale dary krzyżackie w postaci klejnotów, a jeszcze chętniej gotówki przyjmowała bez skrupułów, no i wywdzięczała się, jak umiała. O królowej Annie zaś sami krzyżacy zapisali: "zakonowi była niechętna i byłaby więcej nieszczęść sprowadziła, gdyby wkrótce nie zmarła". Niestety, nie znamy szczegółów, do jakich to nieszczęść krzyżackich przyczyniła się wnuczka Kazimierza Wielkiego, ale zapis musiał powstać na podstawie rzeczowej. Można więc sądzić, że i obie królowe miały jakieś poważne sprawy do rozstrzygnięcia, chociażby tylko, jak pomóc królom lub skłonić ich do takich czy innych posunięć. Piętnastego marca w Lubowli podpisano porozumienie, po czym wszyscy udali się do Koszyc, gdzie rozpoczęła się część rozrywkowa wielkiej wizyty: uczty, widowiska, bale, turnieje rycerskie z udziałem najsławniejszych zawodników. Podróż trwała długo, gdyż Zygmunt, znając zamiłowanie Jagiełły do łowów, dawał okazję swemu gościowi do tej rozrywki. Kronikarz niemiecki Windecke zapisał - co prawda pod koniec życia z pamięci - że w czasie tych łowów zabito 612 sztuk różnej dużej zwierzyny - jeleni, sarn, dzików, wilków, lisów - oraz 1500 zajęcy. Wszystko to poszło do stolicy Węgier na przyjęcie gości. Węgierska para królewska zapewne tylko początkowo towarzyszyła parze polskiej w owych łowach, w każdym razie królowa Barbara wyjechała wcześniej, bo gdy goście zbliżali się do Budy, przybyła na spotkanie swojej kuzynki na przedmieście Budy, zwane Ofen. Stolica Węgier dość często była miejscem wielkich zjazdów monarszych, tym razem jednak wspaniałość i wielkość przewyższały wszystkie poprzednie. Według kronikarzy przybyło tu wówczas trzech królów - Zygmunt, Jagiełło i Stefan Łazarowić - despota serbski (grecki tytuł "despota" stosowali władcy południowosłowiańscy w znaczeniu czegoś wyższego od króla - "król królów"), czternastu książąt panujących, wśród nich pan Bośni Twartko II i dwaj habsburgowie. Królowa Anna widocznie czuła się związana z krajami południowosłowiańskimi, skoro tutaj właśnie polska para królewska zawarła przyjaźń z Twartkiem i jego żoną. Odtąd na Wawelu często spotyka się poselstwo z Bośni. Jeżeli chodzi o Habsburgów, to sytuacja wydaje się aż groteskowa. Ponieważ od kilku tygodni księżną austriacką była siostrzenica króla Władysława, Cymbarka, a król miał w kieszeni przymierze podpisane przez Habsburgów w lutym w Wiener Neustadt, Zygmunt dla zrównoważenia szans zdążył już zaręczyć swoją dwuletnią córkę Elżbietę z jedenastoletnim Albrechtem Habsburgiem. W zjeździe uczestniczyło także dwudziestu hrabiów, legat papieski, trzech arcybiskupów, jedenastu biskupów oraz tysiąc pięciuset rycerzy i trzy tysiące ich giermków. Słowem cała armia ludzi i koni. I znowu uczty, turnieje, widowiska, bale - cały miesiąc (24 V - 24 VI). Król Władysław powrócił do kraju odprowadzony aż do granicy przez gospodarza dopiero w lipcu, zapewne wraz z królową. Nieco wcześniej miał wyjechać książę Witold. Czy wizyta na Węgrzech była przegraną króla polskiego? Jeżeli się weźmie pod uwagę, że gospodarzem był nie tyle wielki, ile głośny w świecie władca węgierski, należący bądź co bądź do rodu przodującego w ówczesnej Europie - trzech kolejnych królów czeskich, dwóch cesarzy, margrabiowie morawscy, brandenburscy, książę tyrolsko_karyncki - że co prawda nie był to władca o walorach moralnych, lecz zręczny spekulant mieszający się we wszystko i przynoszący Polsce i jej królowi bardzo dużo szkody, gościem zaś stosunkowo świeży chrześcijanin, którego dotąd ośmieszano i obmawiano w całej Europie, który długo i cierpliwie wyrabiał sobie miejsce w tym świecie intryg i zdrad, przemocy i przekupstwa, wreszcie często i zbrodni; jeżeli tego władcę sadzano teraz na pierwszym miejscu, starano się zaspokoić jego gust i upodobania, witano go na granicy z honorami i odprowadzano podobnie, to chyba jest to dalszy ciąg sukcesów spod Grunwaldu i Koronowa. Jeżeli książęta niemieccy, nie tylko austriaccy, lecz bawarscy, sascy, miśnieńscy, którzy do niedawna dostarczali krzyżakom posiłków na wojnę z "poganami", teraz starali się dotrzymać towarzystwa ich pogromcy, jeżeli musieli uznać polską rację stanu, czyli wojnę z krzyżakami za sprawiedliwą, jeżeli wspierał Jagiełłę i autorytet dostojników kościelnych, to był to niewątpliwy sukces. A przy boku tego człowieka zasiadała do niedawna uboga krewna hrabiów celejskich, która umiała również włączyć się do spraw kraju, potrafiła działać w jego interesie na "nieszczęście" dla krzyżaków. Był to okres szczytowy panowania Jagiełły i jego autorytetu. Po powrocie z Węgier znowu obserwujemy ruchliwy i pracowity żywot pary królewskiej; zjawiają się w Korczynie i Wiślicy, Stobnicy i Pacanowie, Opatowie i Sandomierzu, zawsze w otoczeniu grona książąt, dostojników, pełno też cudzoziemców - Sasów, Austriaków, posłów francuskich, moskiewskich, różnych krewnych książąt ruskich, jakiś Tomasz ze Słowenii. Ponadto towarzyszy dworowi grupa grajków - flecistów, cytrzystów, bębnistów - a także łowczych, koniuchów, psiarzy, wreszcie przekupniów ii dostawców. Odnosi się wrażenie, że przewija się ich teraz więcej niż za czasów Jadwigi. Osiemnastego września po raz pierwszy, przynajmniej po raz pierwszy tak zapisano w rachunkach dworu, przybyła do Wiślicy na noc osoba nowa: "domina regina iuvenis" - młoda pani królowa, czyli czteroletnia wówczas córka królewska Jadwiga. Odtąd będzie występowała w rachunkach dworu coraz częściej. W styczniu 1413 roku król przebywał w Wilnie, stamtąd udał się do Kowna, a więc na pogranicze odzyskanej Żmudzi i zapewne na samą Żmudź. To wówczas rozpoczęła się chyba jego działalność "misyjna" - nauczanie Żmudzinów zasad nowej religii w języku ojczystym oraz początki organizacji kościoła. Królowa Anna ze względu na zimową porę i trudy szybkiej i długiej podróży chyba mu nie towarzyszyła. Po powrocie króla ze Żmudzi znowu wokół pary królewskiej panuje niezwykły ruch. Przebywają nadal "goście z Francji, z Austrii, z Czech, posłowie z Bośni, a ponadto Grodnianie, Smoleńszczanie i Kijowianie". Zanosi się na wydarzenia dużej wagi. "We środę 30 sierpnia król jegomość z panią królową bardzo rano wyjechali na Ruś." We wrześniu 1413 roku byli już w Horodle nad Bugiem: para królewska w otoczeniu najwyższych dostojników państwowych oraz książę Witold wraz z księżną Anną i możnymi litewskimi. Obradowano blisko miesiąc, a rezultat obrad był następujący: oba kraje stanowią jedno państwo na równych prawach (dotąd była mowa o wcieleniu Litwy do Polski); najwyższym władcą nad całością jest król Władysław Jagiełło, a na Litwie bezpośrednią władzę sprawuje książę Witold; w razie śmierci któregoś z nich powołanie następcy musi być uzgodnione z drugim krajem; dziedziczką tronu zostaje oficjalnie mianowana córka króla Władysława i Anny, licząca pięć i pół roku Jadwiga. Otóż i młoda pani królowa! Już nie królewna, lecz młoda królowa, następczyni tronu. Utworzono jej osobny liczny dwór, na którego czele stał ochmistrz, występujący odtąd w rachunkach zamków królewskich w Korczynie, Wiślicy i innych. Królowa Anna nie jest wprawdzie królową rządzącą, jedynie żoną króla, jednocześnie od tej chwili jest także matką następczyni tronu. Wspomnijmy jeszcze o jednej dość dziwnej sprawie. Otóż królowa Anna dwukrotnie ponoć była oskarżona o złamanie wierności małżeńskiej. Pierwszy raz miało to nastąpić w 1408 roku, oskarżycielem rzekomo był Klemens z Moskorzewa, a obwinionymi Jakub z Kobylan i Mikołaj z Chrząstowa, potem jeszcze Jędrzej Tęczyński. Pierwszy podobno przesiedział nawet trzy lata w więzieniu lwowskim, drugi zbiegł, o ukaraniu trzeciego nic nie wiemy. Klemens z Moskorzewa musiał odwołać zarzuty, a za karę stracił zajmowane stanowisko: podkanclerzego, kasztelana wiślickiego i starosty krakowskiego, a prawdopodobnie i życie. Rozpatrzmy bliżej tę dziwną sprawę. Wieść została oczywiście powtórzona za Długoszem, który dość często przytacza anegdotki nieprawdziwe, sprostowane już przez historyków w naszych czasach, a szczególnie chętnie czyni to w odniesieniu do króla Władysława, oceniając go często niesłusznie. To wpływ jego zwierzchnika Oleśnickiego, o czym jeszcze będzie mowa. W 1408 roku urodziła się córka królewska, kiedyż więc mogłoby dojść do "romansu"? Przed czy po urodzeniu królewny? Kiedy cały naród nie spuszczał królowej z oka, najpierw z nadzieją, że urodzi syna, a potem z troską o zdrowie jej i dziecka! Jakże często według przytoczonych już słów Jadwigi "czas macierzyństwa bywał także czasem śmierci"! Klemens z Moskorzewa, ongiś człowiek bardzo dla króla zasłużony, w służbie dla niego zrobił majątek, już od 1402 roku nie był podkanclerzym, a miejsce jego zajął Mikołaj Trąba, nie mógł więc stracić tej funkcji z powodu oszczerstwa. Nie był też wówczas starostą krakowskim, lecz znacznie skromniejszym - sanockim oraz kasztelanem wiślickim. Prawdopodobnie zmarł w owym 1408 roku, lecz nie miało to żadnego związku ani z oszczerstwem, ani z karą za nie. A owi rzekomi partnerzy królowej. Przyjrzyjmy się im, zaczynając od Jakuba. Panowie na Kobylanach - to ongiś ród nader możny, niestety synów przybywało więcej niż majętności i w czasie, o którym mowa, byli już dość ubodzy. Kobylany, a właściwie Kobyle pod Bieczem, zakupił przed laty arcybiskup Janusz Suchywilk i podarował swoim bratankom. Jakub był właśnie synem najmłodszego z tych bratanków, Cztana. Kiedy się urodził, nie wiemy, prawdopodobnie jednak gdzieś około 1380 roku lub krótko potem, miał więc w 1408 roku nieco ponad dwadzieścia lat - w sam raz wiek odpowiedni na uwodziciela. Wiemy, że brat Jakuba, związany blisko z dworem Jagiełły w latach nieco późniejszych, szukał fortuny w oddziałach najemnych Zygmunta Luksemburczyka, przebywał na Węgrzech w latach 1406_#1408, a bardzo możliwe, że powrócił dopiero na wieść o wojnie z krzyżakami. Jest rzeczą nieprawdopodobną, aby w czasie, gdy starszy brat, służąc obcym jako rycerz najemny usiłował poprawić stan fortuny rodowej, młodszy plątał się przy dworze królewskim i wdał się w niebezpieczną awanturę, jaką byłby romans z królową. Jakub miał siedzieć w więzieniu lwowskim trzy lata, a więc do 1411 roku, tymczasem widzimy go wraz z bratem Domaratem pod Grunwaldem i pod Koronowem, gdzie się wsławił. Nie bądźmy zresztą drobiazgowi: mógł nie siedzieć pełnych trzech lat, mógł wyjść akurat przed kampanią grunwaldzką, a że stanął do boju, nic w tym dziwnego. Lecz po odebraniu dowództwa chorągwi krakowskiej Zyndramowi z Maszkowic powierzono je... właśnie Jakubowi z Kobylan, co by chyba nie było możliwe, gdyby tylko co wyszedł z więzienia, i to pod takim ciężkim zarzutem. Bardziej natomiast prawdopodobne jest przypuszczenie, że świeżo wrócił z Węgier z opinią nie tylko sprawnego rycerza, lecz i zręcznego dowódcy. W 1412 roku obaj bracia towarzyszą parze królewskiej na Węgry i wyróżniają się tam w turnieju rycerskim, potem w 1413 obaj podpisują unię w Horodle, a więc biorą udział już nie tylko w wojnie, lecz również w akcjach politycznych, muszą się więc cieszyć dobrą opinią. Domarat w 1410 roku zostaje kasztelanem bieckim - nie jest to urząd bardzo reprezentacyjny, ale już się liczy. Mikołaj z Chrząstowa zdołał jakoby zbiec przed karą za granicę, powrócił również na bitwę grunwaldzką, również wsławił się pod Koronowem, więc król miał mu darować winę. Może i zbiegł za granicę, może miał coś na sumieniu, lecz nie romans z królową. Z dalszych jego losów wynika, że to jeszcze mniej znaczny szlachcic, aniżeli panowie z Kobylan, i ten zapewne także szukał fortuny w oddziałach najemnego rycerstwa. Wrócił na generalną rozprawę z krzyżakami jak tylu innych. W 1422 roku uzyskał skromny urząd miecznika krakowskiego, a w 1431 starosty sanockiego. Prawdopodobnie zginął pod Warną. Jędrzej Tęczyński, syn kasztelana krakowskiego, który w 1401 roku posłował po królową Annę, miał zapewne dostęp do Wawelu. Schwytano go ponoć w niejasnych okolicznościach i stąd podejrzenie o romans z królową. Tylko że w tymże 1408 roku Jędrzej otrzymał urząd podstolego krakowskiego. Stanowisko mało reprezentacyjne, lecz jego poprzednikiem był Piotr Szafraniec, współpracownik króla przez cały czas jego panowania w Polsce. W wyprawie grunwaldzkiej Tęczyński dowodził własną chorągwią, z którą brał udział w oblężeniu Malborka. Tu zaś miał odegrać dość specyficzną rolę, mianowicie nakłonił króla, aby odstąpił od oblężenia, gdyż spieszył do świeżo poślubionej żony, Anny z Goraja. Być może, że Tęczyński był wyjątkowo kochliwy, lecz dziwne, że ten niezwykle przezorny król dawał posłuch człowiekowi, którego niedawno oskarżano o tak daleko idącą nielojalność. Wszyscy trzej mieli być stronnikami Zygmunta Luksemburczyka; autorka niniejszej książki uważa, że żaden. Trudno uznać za stronników politycznych rycerzy najemnych służących za pieniądze, Tęczyński zaś zmarł wcześnie - w 1414 roku - i szerszej działalności nie rozwinął. Powtórnie padło na królową posądzenie w 1411 roku. Tym razem partnerem miał być arcybiskup Mikołaj Kurowski. "Królowa była młoda - pisze Marceli Kosman - arcybiskup znacznie młodszy od monarchy, sprawa wyglądała dość prawdopodobnie." Patrzymy zwykle na Mikołaja Kurowskiego przez mocno przydymione okulary Długosza, który - jak wiadomo - często mija się z prawdą, raczej zresztą nieświadomie. A więc owe statki z mięsem i mąką do Flandrii, owe zamki dla nielegalnych synów. Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Współczesna badaczka Jadwiga Krzyżaniakowa w sumiennej pracy źródłowej poświęconej kancelarii królewskiej przedstawia go jako światłego, wytrawnego dyplomatę, który nie tylko zorganizował doskonale samą kancelarię, lecz faktycznie kierował polityką zagraniczną. Były to ciężkie czasy: nieustanna batalia dyplomatyczna z krzyżakami, którzy wprawdzie według Andrzeja Łaskarza byli prostakami nie znającymi nie tylko Pisma Świętego, ale i gramatyki, mieli jednak pieniądze, aby kupić zdolne pióra i giętkie sumienia, a ponadto możnych protektorów. Król był bardzo zadowolony z Kurowskiego i obmyślał dla niego nowe godności. Nie było to łatwe. Stanowisko kanclerza zostało objęte przez Zaklikę z Międzygórza, zanim Jagiełło przybył do Polski. Zaklika zajmował się kancelarią niewiele, a potem wcale, usunąć go jednak nie było można. Zmarł dopiero w 1412 roku, jego miejsce zajął Wojciech Jastrzębiec - Kurowski już nie żył. Podkanclerzym był Klemens z Moskorzewa - ten już z nominacji Jagiełły, lecz za inne zgoła usługi i także w zarządzaniu kancelarią mało przydatny. Kurowski otrzymał więc pierwsze wakujące stanowisko biskupie - poznańskie - w 1395 roku, wkrótce przeszedł na lepiej uposażone - kujawskie, nadal jednak kierował kancelarią. Dopiero gdy w 1402 roku Klemens z Moskorzewa zrezygnował z podkanclerstwa, a miejsce jego zajął równie wykształcony i wytrawny dyplomata, Mikołaj Trąba, Kurowski - już wówczas arcybiskup gnieźnieński, a więc pierwszy w kraju dostojnik po królu - mniej się interesował kancelarią, nadal natomiast był doradcą królewskim, sprawował poselstwa, towarzyszył w zjazdach. Król miał do niego pełne zaufanie i w okresie wojny z krzyżakami 1409_#1411 zamianował go swoim zastępcą, powierzył rządy i opiekę nad królową. W 1411 roku krzyżacy, pobici na głowę, gorączkowo zbierali pieniądze na kontrybucję. Zatrwożony Zygmunt Luksemburczyk szukał drogi do układów. Król spędził karnawał wraz z królową w Sandomierzu, potem oboje udali się do Krakowa, a stamtąd na Litwę i Ruś. W towarzystwie księcia Witolda odbyli wielką tryumfalną podróż, zbierali hołdy i gratulacje. Rozstali się w Kijowie, by się niebawem spotkać w Glinianach. I tu, w Glinianach, miał nastąpić sąd nad arcybiskupem, który jakoby - zastępując króla w rządach w czasie ostatniej wojny - chciał go także zastąpić przy boku królowej. Arcybiskup ponoć wybrał się w podróż na ów sąd z workami złota przeznaczonymi dla sędziów. Z pomocą przyszedł mu los: spadł z konia i tak się potłukł, że wkrótce zmarł. "Do skandalu nie doszło" - pisze jeden z biografów Jagiełły. Co w takim razie byłoby skandalem? Nie fakt, tylko sąd nad sprawcą? Już samo zwołanie sądu stałoby się skandalem, rzuciłoby cień nie tylko na arcybiskupa, na królową, ale i na króla, na legalność jego córki. Można sobie wyobrazić, jak by to wykorzystali krzyżacy, aby zniesławić swego pogromcę! Dlatego powtórzmy za Krasickim: "wszystko to być może! To prawda, lecz ja to między bajki włożę". Wróćmy zatem do Horodła. Zebrani sporządzili jeszcze listę skarg na krzyżaków, że łamią traktat pokojowy, że już po jego zawarciu zburzyli dwa polskie zamki za Nakłem, a okolicę spustoszyli, że wysłannika marszałka koronnego kołem łamali. Od chrztu Jagiełły wyrządzili szkód Litwie na 500000 grzywien, 300000 ludzi wzięli w niewolę, a i nadal trzymają jeszcze 764 - załączono wykaz imienny. Listę rozesłano do wszystkich znaczniejszych monarchów europejskich. Na koniec panowie polscy przyjęli do swych herbów 47 rodów litewskich, co znaczyło, że odtąd możni w Wielkim Księstwie mają te same prawa i przywileje co w Polsce, dotąd bowiem wielki książę miał prawo mieszać się nawet w sprawy rodzinne swych poddanych. Rzecz znamienna, że wśród wielmożów polskich brała udział jedna kobieta: Jadwiga z Leżenicy i Zbąszynia herbu Leliwa. Przyjęła do swego herbu ród Moniwidów, gdyż wojewoda wileński Wojciech Moniwid był jej drugim mężem. Pierwszy, wojewoda mazowiecki Jan Głowacz z Leżenicy i Zbąszynia, zginął pod Worsklą, a dzieci z tego małżeństwa Jan Kębłowski i słynny później protektor husytów Abraham ze Zbąszynia, córka Jadwiga zaś została żoną jednego z pierwszych panów polskich w latach 1431_#1458, Jana Czyżowskiego. Unia horodelska natychmiast znalazła odbicie w Malborku: rycerze zakonni zrzucili ze stanowiska wielkiego mistrza, niezwykle buńczucznego Henryka Plauena, i zawiadomili o tym króla, prosząc o dalsze rokowania. Rokowania zresztą toczyły się nadal w Wilnie. Jeszcze w Lubowli ustalono, że król węgierski wyznaczy rozjemcę w sprawach spornych. Rokowania prowadził przysłany przez Zygmunta wykształcony prawnik Benedykt Makrai, delegacji polskiej przewodniczył Andrzej Łaskarz, Litwę reprezentowali: augustianin Andrzej z Bystrzycy, kanonik sandomierski Mikołaj i Konrad Frankenberg, Żmudź natomiast trzej bojarzy - Minimunt, Butawt i Golykunt, którzy uczestniczyli również w zjeździe horodelskim i zostali przyjęci do herbów. W zasadzie Jagiełło i Witold pokojem toruńskim zastrzegli sobie zwrot Żmudzi, ale tylko do końca swego życia, teraz więc ustalono szczegóły. Posłowie polscy żądali zwrotu Kłajpedy, gdzie krzyżacy nadal trzymali załogę, a przede wszystkim Wielony, którą odbudował książę Witold, a której również krzyżacy nie chcieli zwrócić. Litwini oddali wielkiemu mistrzowi zagarnięte łupy wojenne, wśród których - rzecz znamienna - były książki. Tymczasem w rokowaniach zaszły nieprzewidziane przez krzyżaków, a zgoła zaskakujące wypadki: oto przed wręczeniem dokumentów złożono cały szereg protestów: protest złożyli pełnomocnicy księżnej Anny Witoldowej i jej córki Zofii, wielkiej księżnej moskiewskiej - nie bardzo wiadomo na jakiej podstawie - również złożył protest pełnomocnik następczyni tronu królewny Jadwigi, Mikołaj Wiśliczka! Dziecko miało pięć i pół roku, i już występowało jako narzędzie wielkiej polityki. Tym razem najzupełniej prawnie i formalnie: Jadwiga przecież została w Horodle uznana następczynią tronu i spadkobierczynią całego połączonego państwa polsko_litewsko_ruskiego. Wreszcie zaprotestowali trzej panowie żmudzcy: nikt ich o zgodę nie pytał. Jeżeli król i książę Witold nie chcą nimi rządzić, to oni poszukają sobie innego władcy, ale nie mogą się zgodzić, aby decydowano o nich bez nich. A więc głos społeczeństwa. Przewodniczący rokowań Makrai miał wówczas rzec: - Niech królowie i książęta ziemie te posiadają, zakonowi wystarczy kawałek chleba! Gdy się to działo w Wilnie, król Władysław, królowa, książę Witold z żoną udali się do Kowna. Tutaj panie pozostały, król zaś łodzią popłynął Niemnem na Żmudź. Podobnie jak w 1387 roku w Wilnie, tak teraz na Żmudzi uczył swych poddanych zasad nowej religii w ich ojczystym języku, był obecny przy niszczeniu przedmiotów kultu pogańskiego: zalewania świętych ognisk, wycinania świętych dębów. Tydzień przebywał wśród ludu, potem z księciem Witoldem wybrali miejsce na katedrę - w Miednikach, założyli kilka parafii (liczba waha się 7_#12), obsadzili proboszczów. Pierwszym biskupem żmudzkim został Maciej, Inflantczyk, ale urodzony i wychowany w Wilnie, znający język ludu, którym miał kierować, i, jak widać, posiadający zaufanie władców. Dlaczego sam król wykonywał prace, które z powodzeniem mogli pełnić księża? Było już sporo duchownych litewskich, chociażby tych, którzy dzięki fundacji królowej Jadwigi kończyli studia teologiczne w Pradze. Oczywiście chodziło tu nie tyle o szerzenie nowego kultu, co o rozgłos poczynań królewskich. Gdy później na soborze w Konstancji krzyżacy znowu zaczęli oczerniać Jagiełłę, że jego chrześcijaństwo jest tylko pozorne, że w gruncie rzeczy nadal jest poganinem, królowa Anna, która tuż w pobliskim Kownie nieomal asystowała całej działalności, pisała do ojców soborowych: "Król Władysław zbudował świątynie boże i ustanowił przy nich duchownych, podczas gdy krzyżacy okrutnie mordowali nowo nawróconych". Oprócz katedry w Miednikach król miał ustanowić parafie w Ejragole, Rosienicach, Krożach, Widuktach, Wielonie i Kołtynianach, po czym powrócił do Krakowa, a dalsze czynności, jak budowa świątyń, ich uposażenie, prowadził już książę Witold. Jak się należało spodziewać, rokowania z krzyżakami w Wilnie nie przyniosły rezultatów. Nowy wielki mistrz Michał K~uchmeister, do niedawna jeniec polski po klęsce grunwaldzkiej, okazał się nie mniej agresywny od swego poprzednika. Powtarzały się napady na pograniczu, nie zwrócono wszystkich ziem, jakich Polska żądała, podburzano Żmudzinów przeciwko chrześcijaństwu, chociaż podstawę istnienia zakonu stanowiło przecież szerzenie chrześcijaństwa. Zanosiło się na nową wojnę. Król werbował wojska najemne (w Czechach i na Morawach czynił to z jego polecenia sławny rycerz Zawisza Czarny z Garbowa). Dwór nadal pędził żywot ruchliwy między Krakowem a Korczynem, Wiślicą, Opatowcem, przybywali zaprzyjaźnieni książęta, sekretarz księcia Witolda Mikołaj Sepieński, Czesi, Węgrzy, Francuzi, Austriacy. Często królowa sama podejmowała gości pod nieobecność króla. Coraz częściej też zabierała z sobą córkę, która figuruje w rachunkach dworu osobno jako "młoda pani królowa". Osiemnastego lipca 1414 roku wielki mistrz otrzymał wypowiedzenie wojny nie tylko od króla polskiego, ale również od najwyższych dostojników państwowych, a nawet rycerzy, wśród nich od Zawiszy Czarnego. Krzyżacy pamiętali jeszcze zbyt dobrze cięgi spod Grunwaldu, dlatego nie stanęli do walnej bitwy w polu, tylko bronili się w silnie umocnionych zamkach, niszcząc wszystko wokół, aby wojsko polskie nie miało skąd brać żywności i musiało ustąpić. Dlatego wojnę nazwano głodową. Jagiełło jednak umiał prowadzić wojnę. W otoczonej potężnym murem i basztami Brodnicy kazał podkopać jedną z wież, która runęła i zagrodziła płynącą obok murów rzekę Drwęcę. Wtedy zjawił się przed królem legat papieski. Na klęczkach błagał o przerwanie wojny i oddanie sprawy do rozpatrzenia najbliższemu soborowi. Król ustąpił: zawarł rozejm na dwa lata, Polska, która żądała już więcej, bo również ziemi michałowskiej, strat nie odzyskała. Działo się to we wrześniu 1414 roku. 1 listopada miał się rozpocząć wielki sobór powszechny w Konstancji - niedużym mieście w południowych Niemczech u podnóży Alp. Zwykle sobory zajmowały się sprawami czysto kościelnymi, tym razem jednak zanosiło się na coś znacznie ważniejszego: miał to być rodzaj parlamentu całego świata chrześcijańskiego, taka sesja średniowiecznej organizacji narodów - jeżeli użyjemy terminologii nowoczesnej. Polska przywiązywała do soboru dużą wagę, skoro miała tam być rozpatrzona sprawa stosunków z krzyżakami. Należało się więc przygotować starannie. I przygotowano się starannie. Na czele poselstwa polskiego stanął wytrawny dyplomata, długoletni podkanclerzy, arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Trąba, współtwórca wszystkich traktatów, jakie Polska zawierała z kimkolwiek od początków panowania Jagiełły, autor listów i orędzi do wszystkich władców Europy w sporze polsko_krzyżackim. Ponadto w skład poselstwa wchodził biskup płocki Jakub z Korzkwi Kurdwanowski - ten sam, który wygłosił płomienne kazanie w Czerwińsku przed wyruszeniem wojska pod Grunwald, dalej biskup poznański, złotousty Andrzej Łaskarz i najwybitniejszy prawnik, profesor, a potem rektor uniwersytetu krakowskiego Paweł Włodkowic, wreszcie dwaj panowie świeccy: kasztelan kaliski Janusz z Tuliszkowa i Zawisza Czarny. Osobno wysłał swą reprezentację uniwersytet, kapituły, niektóre miasta, jak Lwów, na własną rękę udał się biskup włocławski Jan Kropidło. Oficjalne poselstwo królewskie, wybrano starannie spośród najlepszych dyplomatów, musiało jednak ponieść koszt wyprawy, który był niemały. Jedynie Zawisza Czarny otrzymał od króla krótko przed wyjazdem osiemset grzywien. Sądząc z uwag na temat wyglądu poselstwa polskiego w Konstancji, cały orszak był ubrany jednakowo, w purpurowe płaszcze i czarne kapelusze, każdy z członków poselstwa miał po kilka, a nawet kilkanaście osób orszaku (Zawisza Czarny miał własnego sekretarza), wszyscy jechali na doborowych koniach, a za nimi podążała ogromna masa wozów z prowiantem i rzeczami osobistymi. Biskup włocławski wiózł nawet kilka beczek piwa, bo mu miejscowe w Konstancji nie smakowało. Król Władysław wręczył w Bieczu arcybiskupowi upoważnienie do reprezentacji interesów królestwa, a następnie w Niepołomicach nastąpiło oficjalne pożegnanie posłów w obecności królowej. Po czym para królewska udała się na zaproszenie księcia Witolda do Wilna, by tam spędzić święta Bożego Narodzenia, posłowie zaś przez Miśnię i Saksonię wyruszyli do Konstancji. Ponieważ sobór rozpoczął obrady 5 listopada, a posłowie polscy przybyli dopiero 29 stycznia, spóźnili się więc blisko trzy miesiące. Zanim jednak do soboru doszło, musiało go poprzedzić wiele innych spraw. Przede wszystkim ktoś musiał go zwołać. Kto? Oczywiście papież, ale który? Było ich ciągle trzech, wszyscy trzej czuli się zagrożeni, i to podwójnie. Pierwszym i najważniejszym zadaniem soboru miało przecież być ustanowienie w końcu jednej głowy kościoła, a więc co najmniej dwom, jeśli nie wszystkim trzem groziła utrata tiary. Po wtóre sprawa prestiżu - kto ma głos decydujący w sprawach religijnych: papież czy sobór? W Konstancji miała to być sprawa nr 2. Uniwersytet krakowski, a za nim cały Kościół polski wypowiedział się po stronie koncyliarystów, czyli po stronie wyższości soboru nad papieżem. Gdyby koncyliaryzm zwyciężył, rola papieża zostałaby ograniczona. Takie chyba więc było i stanowisko pary królewskiej. Trzecia wreszcie sprawa to sąd nad Janem Husem. Ten wybitny teolog, rektor uniwersytetu praskiego ośmielił się żądać, żeby duchowni zrezygnowali z majętności, dostatków, przepychu, żeby żyli wzorem Chrystusa w ubóstwie, żeby wzrósł ich poziom moralny i umysłowy. Ponadto żądał pewnych zmian liturgicznych: komunii pod dwiema postaciami, chleba i wina, zniesienia nabożeństw za zmarłych, likwidacji sprzedaży odpustów. Ten kielich i te nabożeństwa może by mu i wybaczono, ale majątki? Ale dziesięciny? To dopiero zapachniało ówczesnym potentatom kościelnym herezją! Spośród trzech papieży najodważniejszy okazał się następca wybranego w Pizie Aleksandra V, Jan XXIII. Zwołał sobór, przybył do Konstancji i 5 listopada w miejscowej katedrze otworzył uroczyście obrady. Na razie nic się osobliwego nie działo: czekano na Zygmunta Luksemburczyka. Dlaczego? Otóż Zygmunt nareszcie doczekał się korony "króla rzymskiego". Była to oczywiście absolutna fikcja, gdyż nie tylko jego brat Wacław nie zrzekł się tego tytułu, ale Zygmunt nie był przecież księciem Rzeszy. Kandydował jako margrabia brandenburski, po czym natychmiast w 1411 roku zastawił Brandenburgię młodszemu burgrabiemu norymberskiemu Fryderykowi Hohenzollernowi za sto tysięcy guldenów, a następnie sprzedał ją za czterysta tysięcy guldenów. Odtąd Fryderyk Hohenzollern, biedny, ale niezmiernie obrotny i gospodarny, stał się pierwszym dygnitarzem na dworze Zygmunta, usuwając w cień nawet królewskiego teścia, hrabiego Hermana. Tutaj właśnie, w Konstancji, 15 kwietnia 1415 roku Fryderyk uzyskał od Zygmunta Brandenburgię z wszelkimi prawami, a więc i prawem elektorskim, Zygmunt więc - król węgierski - nie miał już żadnego prawa do korony "rzymskiej". Wszystko to jednak nastąpiło z zachowaniem pozorów, w czym Zygmunt był niedoścignionym mistrzem. Rozpoczęły się obrady soboru. Pierwszą ofiarą jego stał się papież Jan XXIII, jedyny, który sobór zwołał i który na niego przybył. Pozbawiono go tronu papieskiego i uznano za heretyka. (Po skończeniu soboru nowy papież Marcin V zmienił wyrok i Jan pozostał kardynałem florenckim.) Husa również uznano za heretyka i spalono żywcem na stosie 6 lipca 1415 roku, a prochy wrzucono do Renu. Oprócz spraw dotyczących całego świata rzymsko_chrześcijańskiego na soborze miały być poruszone sprawy poszczególnych krajów, wśród nich spór polsko_krzyżacki. Wielki mistrz jeszcze przed rozpoczęciem soboru słał do wszystkich władców europejskich listy, w których oskarżał króla polskiego, że popiera pogan, błagał o pomoc. Takie samo stanowisko zajęła delegacja krzyżacka na soborze. Poselstwo polskie wystąpiło po raz pierwszy 29 stycznia 1415 roku. Złotousty kaznodzieja, biskup poznański Andrzej Łaskarz, od razu w przemówieniu powitalnym przypomniał zasługi swego władcy dla chrześcijaństwa. Ponieważ krzyżacy nie ustawali w napaści, posłowie polscy bronili się tak w dysputach, jak i słowie pisanym, rozlepiając w miejscach publicznych afisze demaskujące oszczerstwa i wyjaśniające sytuację. Para królewska utrzymywała z poselstwem w Konstancji bardzo żywy kontakt, informacje napływały szybko, posłowie przybywali ze sprawozdaniem i po instrukcje. W okresie najgorętszym zabrała głos i królowa. W obszernym liście do ojców soborowych wymieniała zasługi Jagiełły: organizował diecezje i parafie na Litwie i Żmudzi, budował świątynie, osadzał duchownych, sam nauczał zasad religii, gdyż nie wszyscy duchowni znali język nawracanego ludu. Jej głos nie mógł budzić wątpliwości. Pochodziła z rodziny od wieków chrześcijańskiej, z ziemi słowiańskiej, lecz wchodzącej w obręb Rzeszy, była spokrewniona z wszystkimi rodami panującymi: Habsburgami, Luksemburgami, Wittelsbachami, książętami meklemburskimi, śląskimi, pomorskimi, mazowieckimi, pośrednio nawet z dworem neapolitańskim (jeden Habsburg miał za żonę księżniczkę mazowiecką, drugi - wprawdzie już nieżyjący - królewnę neapolitańską), a nawet angielskim (siostra Zygmunta Luksemburczyka Anna wyszła za króla angielskiego Ryszarda II). Sobór trwa, walka toczy się nie tylko w Konstancji, lecz w całej Europie. Ponieważ król od marca do sierpnia przebywa najpierw na Rusi Halickiej, w tym kilkakrotnie we Lwowie, potem na Wołyniu, na Litwie i Żmudzi, a w jesieni powtórnie udaje się do Lwowa na kilka tygodni, królowa więc przyjmuje obcych przyjaznych książąt lub ich posłów. W 1415 roku przebywał w towarzystwie któregoś z książąt żagańskich, prawdopodobnie bratanek jej babki - ostatniej żony Kazimierza Wielkiego, a więc wuj. Gości książę meklemburski z synem - jeden z książąt meklemburskich pojął za żonę siostrę Jagiełły, Wilhejdę Katarzynę. Częstym gościem jest księżna raciborska Helena Korybutówna - bratanica królewska, równie często przebywa na dworze książę niemodliński Bernard - mąż córki nieżyjącego już wojewody krakowskiego Spytka z Melsztyna, czy też któryś z licznych Konradów oleśnickich, nie mówiąc już o księżnej mazowieckiej, która wpierw z córkami, potem z synami, nieomal stale dotrzymuje towarzystwa królowej Annie. Dłuższy czas gościem królewskim jest hrabia Holandii z synem, nieomal bez przerwy przebywają posłowie francuscy. Punktem centralnym sporu polsko_krzyżackiego w Konstancji było ogłoszenie przez posła polskiego, rektora uniwersytetu Pawła Włodkowica, traktatu na temat władzy papieża i cesarza wobec niewiernych, czyli niechrześcijan. Uczony polski głosił w nim poglądy niesłychanie nowoczesne, jakkolwiek argumentacja pozostała całkowicie średniowieczna. Dowiódł niezbicie, że każdy naród ma prawo do własnego niepodległego państwa bez względu na wyznanie, "gdyż słońce jednakowo świeci dla wszystkich", że król polski ma prawo bronić swego kraju nawet przy pomocy niechrześcijan, że nikogo nie wolno nawracać mieczem. Czy królowa znała poglądy Pawła Włodkowica wcześniej, przed wyjazdem posłów na sobór? Na pewno tak, treść ich bowiem powtarzała się w różnej formie i stanowiła w ogóle podstawę polityki polskiej, nie mogła więc nie znać spraw dotyczących narodu. Obce jej były natomiast sposoby średniowiecznej argumentacji naukowej, która nie opierała się na faktach, lecz na cytatach z Biblii, z ojców kościoła, z prawa kanonicznego. Nie była przecież wykształconym prawnikiem ze stopniem uniwersyteckim, kontakt jednak ze światem naukowym utrzymywała. Funkcje kanclerzy królowych sprawowali zwykle profesorowie uniwersytetu, również i spowiedników. W otoczeniu Jagiełły dyskutowało się zagadnienia prawne i moralne, zwłaszcza w związku z wystąpieniami Jana Husa, ten reformator czeski bowiem podjął niesłychanie ważną podówczas sprawę - opór przeciwko agresywnej niemczyźnie. Wprawdzie w Polsce sprawa ta wyglądała nieco inaczej, nie było zagrożenia języka, gdyż nie było władcy Niemca, lecz agresywność niemczyzny utożsamiano z agresywnością krzyżacką i dlatego poglądy Husa cieszyły się dużą popularnością. Już królowa Jadwiga kontaktowała się z uczonymi, którzy wyznawali zasady, jak na owe czasy, bardzo radykalne. Rok po jej śmierci wznowiono działalność uniwersytetu, co prawda jeszcze na dość szczupłą skalę, lecz z roku na rok ją rozwijano. Na akcie elekcyjnym obok króla i kilku dygnitarzy z jego otoczenia wpisały się na jego honorowych studentów także kobiety: księżna mazowiecka Aleksandra, wdowa po wojewodzie sandomierskim Jadwiga Pilecka, wdowa po wojewodzie krakowskim Spytku z Melsztyna i kilka innych. Był to zaszczyt, ale i zobowiązanie do konkretnej pomocy materialnej dla uczelni. Odtąd kontakt z uczonymi stał się dla możnych pań modą, a dla królowych obowiązkiem. Bywali na dworze chętnie widziani uczeni krakowscy i zagraniczni, na przykład wielokrotnie zapisany jest jakiś Tomasz ze Słowenii. Nie mógł to być Niemiec, bo by chyba nie podkreślano nazwy: Słowenia. Listy do króla i królowej pisał stęskniony za krajem profesor paryskiej Sorbony, Tomasz z Krakowa. Profesor Ewa Maleczyńska w swym obszernym dziele "Ruch husycki w Czechach i w Polsce" napisała rzecz zdumiewającą. Jej zdaniem dwie kolejne żony Jagiełły, a szwagierki Zygmunta Luksemburczyka, przez swoje kontakty i powiązania rodzinne wzmocniły w wydatny sposób obóz luksembursko_krzyżacki w Polsce na niekorzyść kierunku, jaki reprezentował Jagiełło i jego współpracownicy. Chyba nic bardziej niesłusznego nie można przypisać tym kobietom. Wróćmy do Jadwigi, chociaż o niej już mówiliśmy wcześniej. Jadwiga istotnie kontaktowała się z siostrą Marią dość często, w większości jednak były to kontakty raczej rodzinno_towarzyskie niż polityczne. Gdyby tak było, jak pisze profesor Maleczyńska, to jak wytłumaczyć fakt, że natychmiast po śmierci siostry Jadwiga z Jagiełłą przybierają tytuł królów węgierskich? Czy to także miało posłużyć wzmocnieniu obozu luksembursko_krzyżackiego w Polsce wbrew tendencjom króla? Anna utrzymywała stosunki z dworem węgierskim mało ożywione, kuzynka Barbara była od niej znacznie młodsza, ponadto różniły się usposobieniem - pierwsza była spokojna, poważna, druga żywiołowa, żądna rozrywek. Każda z nich zresztą popierała politykę męża, a ci - jak wiemy - dążyli do zupełnie przeciwstawnych celów. Mówiliśmy już o wielkiej wizycie polskiej pary królewskiej na Węgrzech oraz wyjaśnialiśmy przyczyny, dla których tak ją tam honorowano. Lecz znowu rzecz charakterystyczna: i król, i królowa przyjaźnili się nie z gospodarzami, lecz oboje powzięli sympatię do obecnego tamże władcy Bośni Twartka II i jego żony, właśnie tego, który został skrzywdzony przez Zygmunta, z czego skorzystał Herman celejski. Chyba jest rzeczą jasną, że przyjaźń została zadzierzgnięta na obustronnej niechęci do pary węgierskiej oraz na współczuciu, jakie ongiś Anna żywiła dla swoich południowych pobratymców. Odtąd posłowie bośniaccy bardzo często pojawiali się na Wawelu. W czymże więc królowa Anna tak wspomagała obóz luksemburski w Polsce? Bo jeżeli chodzi o krzyżaków, sami wystawili jej świadectwo przeciwne. Cały 1415 rok był dla królowej rokiem ruchliwym i pracowitym, wszelkie wiadomości urwały się natomiast 26 listopada 1415 roku. Długosz podaje tylko, że zmarła po długiej chorobie. Śmierć nastąpiła w Krakowie 20 marca 1416 roku. Pochowano ją w katedrze wawelskiej w kaplicy świętokrzyskiej, a grób nakryto płytą, która jest obecnie niewidoczna, w tym miejscu bowiem stoi posąg Włodzimierza Potockiego dłuta słynnego rzeźbiarza duńskiego Thorvaldsena. Pozostawiła córkę Jadwigę, "młodą panią królową", liczącą wówczas osiem lat. Matka królowej Anny przeżyła ją o dziewięć lat, zmarła bowiem dopiero w 1425 roku. Anna w chwili śmierci miała lat trzydzieści pięć, z tego panowania Polakom piętnaście, czyli akurat tyle, co jej poprzedniczka królowa Jadwiga. Śladów jej działalności pozostało znacznie mniej. Porównajmy na przykład stosunek obu królowych do krzyżaków. Jadwiga pisała listy do wielkiego mistrza z żądaniem zwrotu ziemi dobrzyńskiej, spotykała się z nim osobiście lub z jego wysłannikiem, nie wahała się grozić wojną, jeżeli Polska nie otrzyma przynajmniej tego skrawka zagrabionego jej terytorium, a mimo to krzyżacy uważali ją za swoją sojuszniczkę, twierdzili, że to ona powstrzymuje od wojny Jagiełłę, który jakoby bardziej się do niej palił. Królowa Anna nie pisała listów do wielkiego mistrza, jeżeli go widziała, to najwyżej raz - w Raciążu w czasie uroczystej wymiany dokumentów po wykupie ziemi dobrzyńskiej, nie była pod Grunwaldem ani pod Brodnicą, chociaż na przykład królowa Barbara towarzyszyła ponoć Zygmuntowi w wojnach. Natomiast brała udział we wszystkich wielkich wydarzeniach o charakterze prestiżowym: jeździła na Litwę i Ruś, była nawet o krok od Żmudzi. Uczestniczyła w wielkiej wizycie Jagiełły na Węgrzech i tu mogło dojść do ostrzejszego starcia między kuzynkami, z których jedna była protektorką krzyżaków, druga ich wrogiem. Ale pewności nie mamy. Kronikarz krzyżacki jednak musiał być dobrze poinformowany, skoro zapisał, że królowa Anna przyczyniła krzyżakom mnóstwo nieszczęść, a zrobiłaby jeszcze więcej, gdyby młodo nie umarła. Z trzech określeń przydawanych królowej Annie jedno jest na pewno nieprawdziwe: że była bierna. Należy jej się chyba ocena bardziej pozytywna. Nic też nie wiemy o jej innych zainteresowaniach, o jej życiu osobistym. Rachunki dworu królewskiego z lat 1403_#1416 obejmują tylko wyżywienie w zamkach, dokąd jechało się odpocząć lub na łowy: Nowy Korczyn, Nowy Sącz, Wiślica, Niepołomice, Opatów. Co prawda kupuje się konie, przybory do łaźni, wozy, koryta dla bydła, postronki dla sokolników czy rybaków. Natomiast trudno sobie wyobrazić, żeby królowa polska przez piętnaście lat nie kupiła żadnej sukni, futra czy klejnotów. Te rzeczy kupowano w Krakowie i gdzie indziej rejestrowano. Nie ma też w rachunkach wydatków na prezenty, na słodycze. Jedyny luksus to zespół grajków ruskich, który służył zresztą całemu dworowi. Także dość dziwne się wydaje, że przy boku królowej rzadko przebywają kobiety. Z wymienionych po imieniu są tylko: księżna Aleksandra Mazowiecka, najpierw z córkami, potem sama, księżna raciborska Helena, no i "młoda pani królowa" - córka. Jeżeli chodzi o obcych posłów, a tych przyjmowała nader często, to panie im chyba nie towarzyszyły, ale książęta litewsko_ruscy oraz krajowi wielmoże na pewno przybywali z żonami i córkami. Wytłumaczyć to trzeba sposobem zapisywania wydatków: na głowę rodziny. Ogólnie można stwierdzić, iż dwór za życia królowej Anny wydaje się być i liczniejszy niż za Jadwigi, i więcej przyjmuje gości z obcych, nawet odległych krajów: z Francji, Holandii, Włoch, no i ze wszystkich pogranicznych. Z niektórych krajów goście płyną dwoma strumieniami, na przykład z Czech jedni reprezentują króla Wacława, drudzy nurt społeczno_reformacyjny i naukowy - husytyzm. Oprócz grajków ruskich - lutnistów, cytrzystów, flecistów, bębnistów - niewiele też wiemy o życiu umysłowym i artystycznym na dworze w czasie tych piętnastu lat panowania Anny. Nie znamy żadnego wiersza, żadnej pieśni, nawet epitafium na jej cześć. Nie wiemy, czy izba kopistów królowej Jadwigi istniała nadal, czy przepisywano księgi. Chyba jednak tak. Przepisuje się traktaty, jak na przykład pisma czeskiego reformatora Milicza z Kromieryża, znamy nawet kopistę - był nim rycerz małopolski Piotr Strasz z Wysokiej, a rękopis pochodzi z około 1403 roku. Najstarszy znany odpis utworu Słoty "O zachowaniu się przy stole" powstał około 1410 roku, choć sam utwór jest wcześniejszy. Obszerny poemat został poświęcony bitwie pod Grunwaldem, nieznanego autora. Tłumaczono lub przerabiano pieśni religijne z łaciny i języka czeskiego. Sądzić też można, że już wówczas pisał wiersze Stanisław Ciołek, pracujący w kancelarii królewskiej od 1401 roku, ale głośny dopiero z powodu satyry na następną królową. Chyba nie od tego zaczął. Niektórzy badacze twierdzą, że Ciołek najpierw pisywał pieśni sławiące bohaterskie dzieje Polaków, niestety, nic z tego nie odnaleziono. Wspominaliśmy już kilkakrotnie o szwedzkiej księżniczce Brygidzie, do której Chrystus miał przemawiać z krzyża i przepowiadać krzyżakom klęskę za ich niezgodne z założeniami zakonu postępki w stosunku do Prusów i ludów sąsiednich. Po kanonizacji Brygidy w 1391 roku jej przepowiednie spisano po łacinie, a potem przetłumaczono na język szwedzki. W Polsce były one niezmiernie popularne i uważano, że klęska krzyżaków pod Grunwaldem stanowi najlepsze potwierdzenie ich słuszności. Dlatego król sprowadził zakon Brygidek (Brygida założyła klasztor w swoim majątku w Wadstenie) i wybudował im klasztor i kościół w Lublinie, ozdobiony następnie malowidłami, które przedstawiają króla na czele wojsk spieszących pod Grunwald. Dla życia umysłowego i artystycznego były to jednak ciężkie czasy: "Gdy grzmią działa, milkną muzy". `tc Elżbieta Rok po śmierci królowej Anny, 2 maja 1417 roku, król zawarł w Sanoku trzecie małżeństwo z Elżbietą Granowską, z domu Pilecką. Koronacja nastąpiła po kilku miesiącach, w listopadzie, w Krakowie. Ślub pobłogosławił i ukoronował Elżbietę arcybiskup lwowski Jan Rzeszowski. Dotąd wszelkie koronacje królów i królowych stanowiły przywilej arcybiskupów gnieźnieńskich, a sama czynność już od Łokietka odbywała się w Krakowie. W 1417 roku jednak arcybiskup gnieźnieński znajdował się o setki mil od kraju - na soborze w Konstancji. Elżbieta była królową zaledwie trzy lata, lecz mimo to na jej temat obiega tyle plotek, a nauka daje tak skąpe informacje, że dość trudno wyłuskać źdźbło prawdy. Oprócz krótkich notatek w "Polskim słowniku biograficznym" i w niektórych opracowaniach istnieje tylko jedna książka niewielkich rozmiarów, której autor stara się z grzęzawiska plotek i oszczerstw wydobyć istotę sprawy. Jest to Klemensa Kanteckiego "Elżbieta, trzecia żona Jagiełły", wydana we Lwowie 1874 roku. Co spowodowało tyle szumu wokół trzeciego małżeństwa Jagiełły? Otóż Elżbieta nie pochodziła z rodu panującego i była wdową nie pierwszej młodości. Późniejszy o sto lat tłumacz "Kroniki" Kromera, Marcin Błażewski, tak wyjaśnia naturę swych rodaków: "jeśli Pan Bóg domowi któremu pobłogosławi i obdarzy go wielkim dostojeństwem, zaraz na to drugi i dziesiąty z nienawiścią się oburza, a że się to nie z nim tak rozrzutnie szczęście obeszło, usilnie zajrzy (zazdrości) i jak czego sam dostąpić nie może, tak też tego drugiemu nie życzy, za czym według nienawiści rzeczy szkaluje, nowiny trzęsie i wszelkim sposobem zbić takie szczęście usiłuje..." Przyjrzyjmy się więc najpierw rodzinie trzeciej pani Jagiełłowej. Była córką wojewody sandomierskiego "Ottona z Pilicy" (wówczas pisano: "z Pilczy") i jego żony Jadwigi z Melsztyna. Pileccy należeli do rodu Starżów_toporczyków. Wprawdzie herbu Topór używało bardzo wiele rodzin, ale Toporczyk Toporczykowi nierówny. Tego herbu używali Ossolińscy, podówczas zaledwie średnia szlachta, a rozgłos i majątek zdobył dopiero Jędrzej Ossoliński z Balic przy boku Zygmunta Luksemburczyka. Toporem pieczętowali się również Płazowie - właściciele jednej wsi, którym Kazimierz potwierdza przywilej, że w majątku swoim mają bezwzględne prawo ścinania, wieszania i w ogóle karania swoich poddanych. Toporczyków było wielu, najlepszy dowód, że w razie potrzeby wojennej mogli przyprowadzić siedem chorągwi rodowych. Ale naprawdę liczyli się ci, którzy stali na szczycie: Pileccy, Tęczyńscy, Lanckorońscy, a więc najwyższe urzędy państwowe, największe majętności, celowo rozproszone po różnych ziemiach, gdyż z reguły awanse były zastrzeżone dla obywateli miejscowych. Otton Pilecki pełnił znaczne funkcje już za czasów Kazimierza Wielkiego. W sprawie wielkiego sporu pomiędzy królem i biskupem krakowskim o dziesięciny miał je ściągać od poddanych biskupa tak energicznie (1349), że biskup zagroził królowi klątwą kościelną. Po zajęciu Rusi Halickiej Pilecki został jej starostą generalnym (1352_#1366). Chyba to wówczas zbudował sobie reprezentacyjną siedzibę w Łańcucie. Od roku 1366 widzimy go na stanowisku wojewody sandomierskiego, a od 1371, a więc już za rządów Ludwika i regencji Elżbiety Łokietkówny - starosty generalnego wielkopolskiego. Była to arcytrudna funkcja, chodziło zaś głównie o sprawy finansowe. Już Kazimierz, zbierając fundusze na wojny o przyłączenie ziem polskich, które jeszcze do jego królestwa nie należały, rozpoczął niebezpieczny proceder: kupowano pełnowartościowe monety srebrne i przebijano je na znacznie lichsze przy tej samej nominalnej wartości. Do szczytu doszła ta akcja, kiedy starostą generalnym Wielkopolski był Przecław z Gułtów, "gdy za grosz czeski równy przedtem dwom czwartakom trzeba było płacić cztery". Otton z Pilicy też sobie nie dał rady, a w dodatku drażnił Wielkopolan, że był z Pilicy, a więc z Małopolski, ustąpił zatem miejsca Sędziwojowi z Szubina. Nie znamy ani daty urodzenia Ottona, ani śmierci, chociaż tę ostatnią datę możemy w przybliżeniu określić: żył jeszcze 23 listopada 1381 roku, a nie żył 2 grudnia 1382, można więc chyba przyjąć 1382 rok. Jadwiga Pilecka została z córką Elżbietą, urodzoną około 1382 roku, a więc niemowlęciem. Biograf Elżbiety biada teraz nad losem tej sieroty, po którą wyciągają się ręce kilkudziesięciu Toporczyków, żądnych jej ogromnego posagu. Istotnie bardzo zamożne panny miewały kłopoty z kandydatami na mężów, bywały i zabójstwa, i porwania, Elżbieta jednak nie była taka znowu bezbronna. Przede wszystkim miała mądrą, energiczną matkę, która utrzymywała żywy kontakt nawet z dworem królewskim i pełniła nie byle jakie funkcje: w roku 1386 została matką chrzestną samego króla. Ojcem chrzestnym był książę opolski Władysław, po którym Jagiełło przyjął imię. Potem wpisała się na listę honorowych studentów uniwersytetu, a więc zapewne złożyła na jego cele hojny dar. Zmarła po 1404 roku, kiedy córka miała już dwadzieścia dwa lata i dawno była zamężna. Zresztą nawet sam dwór królewski musiał się opiekować młodą dziewczyną, gdyby jej groziło jakieś niebezpieczeństwo. A ponadto chyba do opieki poczuwali się również możni stryjowie, wujowie i inni. Tymczasem Długosz opowiada o dziejach Elżbiety Pileckiej niestworzone bajdy. Najpierw miał ją porwać - dla posagu oczywiście - Ślązak czy Morawianin Wisło Czambor, potem odbił ją inny Morawianin, wreszcie pozabijali się wzajemnie i Elżbieta została żoną kasztelana nakielskiego Wincentego Granowskiego. Kantecki przypisuje te wszystkie wymysły Długoszowi, który chciał zohydzić królową w oczach potomnych: wdowa po trzech mężach i raptem królowa! Wisło Czambor rzeczywiście istniał, tylko że nie miał nic wspólnego z Elżbietą Pilecką. Wziąwszy w zastaw Kruszwicę od nielojalnego lennika polskiego, Ziemowita mazowieckiego, zawarł tajemny układ z krzyżakami, że przyjdzie im z pomocą zbrojną w czasie wojny z Polską, za co otrzyma pięćset kóp groszy praskich, a jeśli mu się uda wziąć króla do niewoli, dodatkowo krzyżacy zapłacą mu tysiąc marek pruskich. Wobec tego Bartosz z Odolanowa zdobył Kruszwicę i uwięził Czambora. Zwolnił go za opłatą czterech tysięcy kóp groszy praskich i wydalił z kraju. Drugi, jakiś Jenczyk Hiczyński, jest postacią fikcyjną. Elżbieta wyszła za mąż około 1398 roku za pośrednictwem swego wuja, wojewody krakowskiego Spytka z Melsztyna, Leliwity, za Wincentego Granowskiego, także Leliwitę, zapewne krewnego. Daty podajemy nie za Kanteckim, lecz za "Polskim słownikiem biograficznym", jako bardziej prawdopodobne. Pierwsza wzmianka o ojcu Granowskiego, także Wincentym, zapisana jest pod 1344 rokiem. Wbrew Kanteckiemu, który wywodzi Granowskich spod Bracławia, uważamy, że chodzi tu o Granów pod Nowym Tomyślem, wszystkie bowiem funkcje Granowskich są związane z Wielkopolską. Wincenty urodził się około 1370 roku. Już 15 listopada 1386 roku został podstolim kaliskim, z czego wynika, że rodzina musiała mieć duże wpływy, skoro piętnastoletni chłopiec otrzymał, wprawdzie niepozorny, tytuł urzędnika ziemskiego. Zresztą 15 stycznia następnego roku został kasztelanem nakielskim, a to już było stanowisko stopnia senatorskiego, chociaż prerogatywy dawało niewielkie. Aktem datowanym w Inowłodziu w styczniu 1393 roku król nadał Wincentemu wieś królewską Krzywogórę w Wielkopolsce jako nagrodę "za mnogie objawy wierności i niestrudzone prace" oraz jako zachętę "do większych jeszcze zasług", dwa lata później otrzymał jeszcze od króla dom i posiadłość we Wschowie, a od królowej Jadwigi miasto Śrem. Kiedy i gdzie poznał Wincenty Granowski Elżbietę Pilecką, nie wiadomo. Pileckie mieszkały chyba nadal w Łańcucie, lecz bywały na dworze królewskim, mogło to więc nastąpić bądź w czasie obchodu dziesięciolecia unii, bądź w roku następnym, kiedy w Krakowie miał bawić Zygmunt Luksemburczyk, co nie jest takie pewne. Zresztą możni poddani zjeżdżali do Krakowa i bywali na Wawelu z różnych okazji: imienin króla i królowej, Nowego Roku, różnych świąt. Że Jadwiga Pilecka była tu dobrze widziana, nie ma żadnych wątpliwości, a że chciała zaprezentować dorastającą córkę, też chyba zrozumiałe. Zakładamy, że małżeństwo nastąpiło w 1398 roku - po obchodach dziesięciolecia unii. Bardzo możliwe, że stryjowie Toporczycy nie byli tym zachwyceni, gdyż Wincenty nie dorównywał majątkiem wojewodzinie sandomierskiej, a ponadto był już wdowcem i ojcem trzech synów: Mikołaja, Andrzeja i Blizbora. Dalsze ich losy nie są nam znane. Małżeństwo zamieszkało zapewne w Pilicy, gdyż Łańcut leżał daleko od Krakowa, a ponadto Wincenty, związany rozlicznymi czynnościami z Wielkopolską, miałby za daleko. Potwierdza to w pewnym stopniu fakt, że nawet w 1400 roku sprzedał, jako zbyt odległy, Granów oraz drugą posiadłość - Kamieniec koło Kościana, a nabył dobra Rudna koło Wiślicy. Granowscy doczekali się czworga dzieci: byli to dwaj synowie - Jan i Otton, oraz dwie córki - Jadwiga i Elżbieta. Wincenty współpracował z królem i posłował w różnych sprawach w jego imieniu. W 1408 roku był w Malborku w sprawie zatrzymanych przez wielkiego mistrza statków ze zbożem, które Jagiełło posłał Wisłą dla głodującej Litwy. Po śmierci starosty generalnego Wielkopolski, Tomasza z Węgleszyna, w sierpniu 1409 roku Granowski uzyskał nominację na jego miejsce. Było to już bardzo wysokie stanowisko, w Wielkopolsce najwyższe. Jak wiemy, ongiś piastował je Otton Pilecki. Ponieważ krzyżacy wypowiedzieli wojnę Polsce w sierpniu 1409 roku, możemy przypuszczać, że król chciał mieć odpowiedniego człowieka na zagrożonym odcinku, stąd nominacja Granowskiego. Po odzyskaniu straconej na krótko Bydgoszczy i po bitwie pod Świeciem na mediatora narzucił się król czeski Wacław, który za to otrzymał od krzyżaków sześćdziesiąt tysięcy dukatów. Granowski wszedł w skład poselstwa wyprawionego do Pragi, gdzie Wacław miał rozstrzygnąć spór. Rozstrzygnął, tyle że wbrew najoczywistszym prawom i racjom Polski. Jak już wspomniano, posłowie, usłyszawszy pierwsze zdania werdyktu, ostentacyjnie opuścili salę. Na początku lipca 1410 roku zebrało się wojsko pod Czerwińskiem pod dowództwem samego króla. Kto mógł, kogo tylko było stać, zbierał rycerzy i formował chorągiew na własny koszt, nawet biskupi. Wincenty Granowski przywiódł także własnym kosztem wystawioną chorągiew rycerzy pod swoim znakiem herbowym Leliwa: księżyc dwurożny z gwiazdą pośrodku w polu błękitnym. Gdy po zwycięstwie grunwaldzkim zamki i miasta krzyżackie zaczęły się poddawać królowi, trzeba było obsadzić w nich własnych starostów. Granowskiemu nadano Toruń. Tam też po kilku tygodniach zmarł nagle. Elżbieta została wdową z czworgiem dzieci własnych i trojgiem pasierbów. Zapewne wróciła do Łańcuta, gdyż spotykała się z księżną mazowiecką Aleksandrą najczęściej w Lubomli koło Chełmna, w niezbyt dla obu wielkiej odległości. Kiedy i gdzie mógł król Władysław ujrzeć wdowę po staroście generalnym wielkopolskim, chociaż powszechnie nazywa się ją kasztelanową nakielską? Zapewne na Wawelu, jeszcze za życia królowej Jadwigi, tylko że wówczas była za młoda, aby zwrócić na siebie uwagę. Może w czasie uroczystości ślubnych i koronacyjnych królowej Anny u boku męża? A może dopiero w czasach wdowieństwa na dworze księżnej mazowieckiej, z którą się miała przyjaźnić? Co prawda król w tych latach często jeździł na Ruś, a trasa podróży zwykle prowadziła przez Łańcut, chyba więc pośrednictwo nie było potrzebne. Przyjmijmy jednak, że małżeństwo skojarzyła Aleksandra. Zastanówmy się zatem, jaki by miała w tym cel księżna mazowiecka? Kantecki sądzi, że w obawie, aby który z jej synów nie zechciał poślubić bogatej wdowy. Taka argumentacja nie wydaje się przekonująca. Elżbieta była istotnie bardzo posażną jedynaczką, ale przed swoim zamążpójściem. Teraz zaś posiadłości trzeba było podzielić między czworo własnych dzieci i trzech pasierbów. Przestała więc być kasztelanowa nakielska już tak świetną partią, nawet nie dla książęcego syna. Chodziło raczej o co innego. Wiadomo, że Ziemowit mazowiecki niedwuznacznie konkurował do tronu polskiego przed Jagiełłą. Wiadomo też, że jedyną dziedziczką tronu była córka królewska Jadwiga. A gdyby ta jedyna kandydatka nie dożyła chwili objęcia tronu? Lepiej więc, aby owdowiały król przypadkiem nie ożenił się z księżniczką z rodu panującego. Elżbieta była poddaną, jej dzieci nie miałyby nigdy prawa zasiąść na tronie. Może udałoby się to młodszemu księciu mazowieckiemu? Nie darmo Siemiszko miesiącami przesiadywał na Wawelu. Aleksandra, umówiwszy się z bratem, który, jak zwykle, wybierał się na Boże Narodzenie na Litwę, gdzie kilka tygodni polował, przybyła do Lubomli około 15 stycznia i tu nastąpiło spotkanie. Elżbieta miała wówczas lat około 35, król blisko 66, ale nie wyglądał na tyle. Zawsze był czerstwy, zdrowy, silny, nie miał skłonności do tuszy, tyle tylko, że łysy. A Elżbieta? Jeżeli poczytamy kroniki, to dostaniemy zawrotu głowy: Bartosz Paprocki: "Helżbieta, córka Ottona, była za Granowskim; ta potem będąc wdową, dla pięknej urody, acz w leciech podeszła, szła za Jagiełłą..." Marcin Bielski: "...ta białogłowa musiała być subtelna i cudna..." Tenże Bielski: "Taż białogłowa potem królowi nie wiedzieć z czego się podobała, iż ją pojął, bo była już stara i wyschła od suchot..." Bernard Wapowski: "Pilecka, oczarowawszy króla, jak powszechna wieść niosła, rękę jego osiągnęła". Bielski: "Ludzie rozumieli, iż go kasztelanowa zaczarowała, czym król bardzo się ohydził". Marcin Kromer: "Lub to tedy zalotną miłością i cielesnym obcowaniem niewiasty tamtej zachwycony, lub też trunkiem przyprawnej miłości napojony i czarowniczym rzemiosłem zmamiony Władysław, tak różnym i nieprzystojnym małżeństwem opętał się był..." Rzecz ciekawa, że im późniejszy autor, tym opinia bardziej negatywna. Więc "cudna"? Czy "brzydka", "stara", "wyschła" i w dodatku czarownica? Kantecki usiłuje oczyścić Elżbietę z tych epitetów. Pójdźmy za jego rozumowaniem. Oczywiście w czasach, kiedy się za mąż wydawało dwunastolatki, trzydziestopięcioletnia kobieta uchodziła za starą. Kronikarze ponadto powtarzają określenia: "wyschła", "suchotnica", z czego by wynikało, że Elżbieta chorowała na gruźlicę. Słusznie zauważa Kantecki, że właśnie niektóre gruźliczki wyglądają bardzo korzystnie. Zwłaszcza pod wieczór, przy podniesionej temperaturze, twarz nabiera rumieńców, a oczy blasku. Tak mogło być i z Granowską. A "w podeszłych leciech" też się kobiety różnie czuły i różnie zachowywały. Królowa Elżbieta Łokietkówna ponoć uwielbiała taniec, "choć babie było pod siedemdziesiąt" - jak twierdzi nieżyczliwy późniejszy kronikarz. Głośna ze swobodnego trybu życia była znana nam już królowa neapolitańska Joanna I, gromiona przez świętą Brygidę zarówno za romans, jak i za "brzydki u kobiet zwyczaj malowania twarzy i nieprzyzwoite stroje". Joanna nie żyła już blisko czterdzieści lat, ale pamięć o niej trwała. W roku 1391 Brygida została kanonizowana, a jej sny i "objawienia" spisano i uznano za proroctwa. Wreszcie gdy wybrany w Konstancji papież Marcin V potwierdził kanonizację (nastąpiła w okresie wielkiej schizmy), przypomniano sobie gromkie słowa szwedzkiej prorokini. A królowa Neapolu miała w czasie gromów Brygidy lat 46, czyli o 10 więcej od Elżbiety Granowskiej, i bez porównania bujniejsze życie. Zresztą historycy uważają opinię Brygidy za przesadzoną: rządy Joanny w Neapolu miały i jasne strony. Elżbieta podobała się królowi Władysławowi. Otrzymała wiele cennych upominków, wśród nich kilka futer. Na 1 maja król zwołał do Sanoka radę koronną, którą powiadomił o projekcie swego nowego małżeństwa, a następnego dnia arcybiskup lwowski Jan Rzeszowski pobłogosławił związek. Obecni przy obrzędzie byli: kanclerz i biskup krakowski Wojciech Jastrzębiec, biskup chełmski Jan z Opatowic, kasztelan krakowski Krystyn z Ostrowa, wojewoda krakowski Jan Tarnowski, marszałek koronny Zbigniew z Brzezia i podkomorzy krakowski Piotr Szafraniec. Byli to ludzie od dawna z królem związani, pełniący swe funkcje od wielu lat, krewni lub przyjaciele jeżeli nie Granowskich, to w każdym razie Pileckich. Ale Długosz, który tak niepochlebnie pisał o Elżbiecie, wiernie powtarzał opinie i wrażenia swego zwierzchnika, Zbigniewa Oleśnickiego, mszczącego się za takie czy inne swoje znacznie późniejsze niepowodzenia. Nawet Kantecki, próbujący w swej pracy oczyścić pamięć królowej Elżbiety, uległ niektórym poglądom Długosza, czyli Oleśnickiego. Na przykład wielokrotnie powtarza, że król był słaby, chwiejny, że ulegał panom z rady królewskiej. Nic bardziej fałszywego. Król nie podejmował decyzji zbyt szybko, potrzebował czasu do namysłu, ale gdy coś postanowił, nikt go nie zdołał odwieść od postanowienia. Opis Długosza zaczyna się jak w objawieniach Brygidy: ślub nastąpił w godzinach przedpołudniowych przy pięknej pogodzie, ale zaraz po południu ściemniło się, lunął deszcz, grad i straszna zrobiła się zawieja. W dodatku u powozu, którym jechała królowa, złamało się koło, tak że w największym błocie i deszczu resztę drogi musiała odbyć pieszo. To pierwsza kara niebios. Za co? Przecież Elżbieta Granowska to nie frywolna, rozbawiona Joanna neapolitańska! Otóż ponoć "małżeństwo, które król Władysław zawarł, niemiłe było Bogu i ludziom, albowiem królowa przez matkę swoją Jadwigę, matkę zaś chrzestną Jagiełły, była z nim złączona duchowym powinowactwem i powinna się była uważać za jego siostrę". Król, przestrzegający wszelkich przepisów, wysłał natychmiast profesora uniwersytetu krakowskiego Andrzeja z Kokorzyna po dyspensę. Ponieważ dawnych papieży już nie było, a nowego jeszcze nie było, sobór dyspensę przysłał. Po uroczystościach weselnych para królewska udała się na objazd kraju, przede wszystkim Rusi. Kolejne miejsca pobytu to: Lwów, Gliniany, Sokołów, Trembowla, Buczacz, Halicz, Drohobycz, Sambor, Medyka, Sośnica, Łańcut, Ropczyce, a potem powrót przez Pilzno, Biecz, Grybów, Nowy Sącz. W Krakowie znaleźli się dopiero w listopadzie. Kantecki twierdzi, że w odwiedzanych miejscowościach para królewska nie była przyjmowana zbyt entuzjastycznie z racji tego "nierównego stanem" ożenku królewskiego. Chyba nie jest to całkiem słuszne. Małżeństwo królewskie mogło drażnić najwyżej kilku czy kilkunastu możnych panów, którzy raptem osobę ze swego grona ujrzeli ponad sobą. Ogół narodu jednak, nawet ogół szlachty, przyjął to chyba spokojnie, zwłaszcza na Rusi. Jak pisze Prochaska "błogosławiły tutaj jego [Jagiełły] rządy wszystkie wyznania i narodowości". Co prawda król znalazł się w sytuacji arcytrudnej, lecz nie z racji swego małżeństwa. To nie niebo karało nierówny związek, tylko źli ludzie, nie mogąc przeprowadzić swych bezecnych planów, szarpali go bezustannie. Wiadomość przywiózł chyba z Konstancji Andrzej z Kokorzyna wraz z dyspensą. Powróćmy więc do soboru w momencie, gdy w połowie lipca 1415 roku król Zygmunt w towarzystwie królowej Barbary tudzież ogromnego orszaku wybierał się na objazd krajów Europy zachodniej. Pretekst stanowił papież awinioński - ostatni, który nie chciał zrezygnować ze stanowiska, a Zygmunt miał nadzieję go do tej rezygnacji nakłonić. Faktycznie jednak chodziło wyłącznie o cele reprezentacyjne: pierwszy władca Europy, za jakiego się uważał, chciał zaimponować władcom, którzy go za zwierzchnika nie uważali, wspaniałością orszaku, darami, różnymi aktami formalnymi: tu podniósł hrabstwo do rangi księstwa, tam zaofiarował się na pośrednika w sporze. Z posłów polskich w Konstancji pozostali Paweł Włodkowic i Andrzej Łaskarz, by pilnować interesów kraju. Z Zygmuntem udali się: Mikołaj Trąba i Zawisza Czarny, później przyłączył się Janusz z Tuliszkowa. Zygmunt w swym triumfalnym pochodzie po Europie dotarł również do Francji, a spotkanie z królem nastąpiło w Saint_Denis. Dwór francuski utrzymywał przyjazne stosunki z Polską, posłowie francuscy niejednokrotnie gościli w Krakowie. A właśnie kończył się dwuletni rozejm polsko_krzyżacki, zawarty na prośbę legata papieskiego pod Brodnicą. Tutaj, w Saint_Denis, za pośrednictwem króla francuskiego przedłużono go o rok, pod warunkiem jednak, że krzyżacy oddadzą to, do czego się uprzednio zobowiązali, oraz zwrócą świeżo zagarnięte wsie. Król węgierski nie tylko poparł warunki stawiane przez stronę polską, lecz dodał nowe. Wyprawił do wielkiego mistrza dwóch swoich ludzi - Fryderyka Hohenzollerna i arcybiskupa ryskiego - z żądaniem, aby krzyżacy oddali Polsce Nową Marchię, którą im sam sprzedał, i to bez zwrotu pobranej sumy, oraz - rzecz zgoła nie do pojęcia - by zwrócili królowi polskiemu sumę zastawną, którą wziął za miasta spiskie. W Paryżu Zygmunt wyprawił wiele uczt, w tym jedną dla stu dwudziestu najznakomitszych dam. Jednocześnie Mikołaj Trąba urządził ucztę dla profesorów Sorbony. Stosunki pomiędzy Sorboną a uniwersytetem krakowskim były dość ożywione: w Sorbonie studiował ongiś biskup krakowski Jan Radlica, a teraz wykładał Tomasz z Krakowa. Atmosfera na przyjęciu była pogodna i przyjacielska. I wówczas ktoś wręczył arcybiskupowi pismo łacińskie pod tytułem (w przekładzie): "Satyra na herezje i inne nikczemności Polaków oraz ich króla Jagiełły". Autorem okazał się dominikanin Jan Falkenberg. Natychmiast arcybiskup opuścił Paryż i pospieszył do Konstancji. Tu złożył skargę na Falkenberga z zarzutem herezji. Co zatem było treścią pisma? Otóż Falkenberg uznał, że Polacy wraz z królem nie są wcale chrześcijanami, tylko udają chrześcijan, że istnienie Polski jako państwa stanowi obrazę boską, że należy cały naród z królem_tyranem włącznie wymordować. Kto tego nie uczyni, pójdzie do piekła, na morderców zaś czeka nagroda w niebie. Na dobrą sprawę wobec tego steku absurdów delegacja polska powinna była zlekceważyć owo pismo, a w najlepszym razie zażądać od zakonu dominikanów, aby ukarał swego członka za nawoływania do morderstw. Ale sprawa miała różnorodne aspekty. Autor paszkwilu, który przez czas jakiś przebywał w Polsce, zapewne wiedział, co może Polaków rozdrażnić, w jego piśmie znalazły się więc takie określenia, jak "bezwstydne psy", "psubraty" itp. W prawie polskim określenia takie, jak "psi syn", "psia morda", były karalne, i to surowo. I na odwrót, przestępca mógł zostać skazany na "połajanie", wówczas na drzwiach kościoła czy ratusza wywieszano wyrok, w którym wymienionego z imienia nazywano "psim synem" czy "psubratem". Stąd taka drażliwość wobec paszkwilu Falkenberga. Drugi aspekt tej sprawy był poważniejszy. W 1407 roku książę burgundzki nasłał siepaczy na swego bratanka, królewicza francuskiego Ludwika, którego zamordowano. Wówczas to sekretarz księcia, franciszkanin Jan Parvus (Petit, czyli Mały) napisał traktat. Dowodził w nim, że zabójstwo tyrana nie jest zbrodnią, lecz zasługą. Profesorowie Sorbony ocenili traktat Parvusa jako heretycki, a ponieważ autor już nie żył, traktat spalono na stosie. Wówczas książę burgundzki odwołał się do papieża Jana XXIII, który przekazał sprawę soborowi. Do komisji powołano tych samych ludzi, którzy mieli rozpatrywać spór polsko_krzyżacki. Tak więc w tym jednym wspólnym określeniu "zabójstwo króla_tyrana" połączyły się problemy polityczne kilku państw Europy. Sobór rozbił się na dwa zwalczające się gwałtownie obozy. Na posiedzeniach nacji padały nie tylko ciężkie słowa, ale również poszły w ruch pięści, stołki, kije, nawet kamienie. Posłowie polscy rozwinęli nader ożywioną działalność, nawet z dość dobrymi skutkami: na posiedzeniach nacji niemieckiej, gdzie przecież byli również krzyżacy, oraz francuskiej potępiono paszkwil jako herezję. Nie doprowadzono dyskusji do końca w nacji włoskiej i hiszpańskiej, a potem jeszcze miało być głosowanie na forum. Ale wówczas namiętności poszły w innym kierunku - wyboru papieża. Jedynie zwierzchnicy zakonni Falkenberga postąpili rzeczowo: satyrę potępili, autora zaś wsadzili do więzienia. Takie to wieści wraz z dyspensą przywiózł parze królewskiej Andrzej z Kokorzyna. A przecież jeszcze przed paru miesiącami z tejże Konstancji po zaprezentowaniu tam delegacji żmudzkiej pisał do króla Paweł Włodkowic: "Bogu dzięki, wypadło to ku szczególnej chwale waszej królewskiej mości! Wziąłeś cześć, mości królu, ponad wszystkich królów na soborze!" Termin wyboru nowego papieża zbiegł się z terminem wyznaczonym na koronację królowej Elżbiety. Według Długosza, a za nim i innych historyków późniejszych, cała szlachta była przeciwna i temu małżeństwu, i tej koronacji w imię "równości szlacheckiej", szczególnie Wielkopolanie. Niewątpliwie Elżbieta miała przeciwników. Przypuszczalnie nie byli nimi ani Toporczycy, ani Leliwici - ci raczej byli dumni z pokrewieństwa z królem. Przypuszczać należy, że Elżbieta nie zamierzała sięgać po władzę, nawet w przypadku śmierci króla, sprawa ta zresztą została ustalona pomiędzy królem i księciem Witoldem, który miał objąć wówczas regencję. Zresztą tak już postanowiono w Horodle. Wielu magnatów ponoć ostentacyjnie nie przybyło na koronację, lecz wiadomość zaczerpnięta ze źródła krzyżackiego nie daje się potwierdzić wskutek wadliwej pisowni imion owych dostojników. Potem miało dojść do starcia o miejsce koronacji - Wielkopolanie chcieli w Gnieźnie - znowu nieprawdopodobne, gdyż od Łokietka żadna koronacja w Gnieźnie się nie odbyła. Koronacji z powodu nieobecności metropolity gnieźnieńskiego dokonał arcybiskup lwowski Jan Rzeszowski, który ślub dawał. Po koronacji obecni na uroczystości złożyli hołd nowej królowej, a przedstawiciele miast także dary. Pierwszy uczynił to Lwów, wręczając królowej 300 cytryn, 8 kamieni (kamień = 25 funtów, czyli około 12,57kg) wyziny (gatunek cennej ryby - jesiotr) za trzy kopy groszy praskich, 9 par tebinek (skórzane ozdoby do uprzęży końskiej), z których 7 par po trzy kopy, a dwie pary po 100 groszy, kobierców i adamaszku za 10 kóp i jedwabiu za 10 fertonów (czwartak, 1/4 grzywny). Jeszcze przed koronacją, gdy para królewska zmierzała do Krakowa, naprzeciw niej do Nowego Sącza wyjechała córka Jagiełły z poprzedniego małżeństwa, dziewięcioletnia wówczas Jadwiga. Dzieci królewskie na ogół nie miały najprzyjemniejszego życia. Rodzice pochłonięci ważniejszymi sprawami rzadko się nimi zajmowali. Wyznaczeni opiekunowie nie zawsze umieli stworzyć im prawdziwy dom. Cóż dopiero dziecko, które nie miało matki! Król, jak wiemy, bywał w nieustannej podróży. Otóż wydaje się, że mała królewna od razu przylgnęła do swej macochy, gdyż odtąd ciągle przebywały razem, ochmistrz dworu królowej łącznie je zaopatrywał i razem wystawiał rachunki. Elżbieta musiała być dobra i miła, otoczyła dziewczynkę serdeczną opieką, zwłaszcza że jej własne dzieci były nieomal dorosłe. Poza tym królowa żyła życiem dworu i uczestniczyła we wszystkim, co się wówczas działo. Tuż po koronacji król Władysław w liście do wielkiego mistrza krzyżackiego donosił, że ma prośbę "miłościwej i przesławnej księżniczki Elżbiety, królowej polskiej, małżonki naszej najdroższej", nakazywał uwolnić kupców toruńskich, których uwięził starosta dobrzyński, oraz zwrócić im towary. Ale nie sądźmy, że Elżbieta wstawiała się za krzyżakami dla ich dobra. W dalszym ciągu listu król bowiem zażądał, aby wielki mistrz również wyswobodził poddanych polskich, "których razem z mieniem od tak dawna już pojmanych, w ciężkim więzieniu trzyma", a ponadto aby poskromił komturów twierdz nadgranicznych - Torunia, Golubia, Brodnicy i Świecia, na których się mieszkańcy pobliskich miejscowości polskich ciągle uskarżają. Król nie zmienił swego trybu życia. Tydzień po koronacji wyjechał na Litwę, święta spędził w Grodnie, potem polował, na zapusty przybył do Jedlni "i razem je z królową Elżbietą najweselej spędzał". Następnie królowa wróciła do Krakowa, a król udał się do Kalisza. Spotkali się ponownie w połowie kwietnia, razem zwiedzali Kujawy i ziemię dobrzyńską. 19 czerwca w Pobiedziskach pod Poznaniem król "posłów swoich, wracających z soboru w Konstancji, wyszedłszy naprzeciwko nim, razem z królową, przyjmował z wielką czcią, łaskawością i pociechą ze szczęśliwego powrotu..." Orszak prezentował się okazale: pięciuset ludzi na dorodnych koniach, wszyscy w purpurowych płaszczach i czarnych kapeluszach. A przecież nie było wśród nich biskupa poznańskiego i włocławskiego, wrócili bowiem wcześniej, oraz Zawiszy Czarnego, który towarzyszył królowi Zygmuntowi. Kronikarz soboru Ulryk z Richentalu określił poselstwo polskie na osiemset osób. Istotnie w pewnych momentach mogło tyle liczyć, na przykład w czasie obecności metropolity Camblaka z delegacją prawosławną. Co przywozili z Konstancji? Arcybiskup przywiózł sobie z Konstancji tytuł prymasa; biskup poznański - opinię "świętego biskupa Polaków"; włocławski - pięć tysięcy grzywien z zaległych dziesięcin z dekanatu gdańskiego (należało mu się 12 tysięcy) oraz kilka baryłek starego miodu; Janusz z Tuliszkowa order Kolii Sabaudzkiej. A co przywieziono królowi i krajowi? Paszkwil Falkenberga nawołujący do wymordowania narodu, którego "samo istnienie stanowi obrazę boską", oraz ponowne przedłużenie rozejmu o rok (po Saint_Denis następne w Konstancji), chociaż krzyżacy nie wykonali warunków pokoju. Nic więc dziwnego, że posłowie spotkali się z atakami już na zjeździe w Łęczycy na początku sierpnia 1418 roku. Następnego roku od 2 do 4 marca w Jedlni gwałtownie zaatakował posłów prepozyt łęczycki Piotr Bolesta, za którym ukrywał się prawdopodobnie kanclerz Wojciech Jastrzębiec. Czy zarzuty były słuszne? Arcybiskup Mikołaj Trąba spędził przy boku króla trzydzieści lat na działalności niewątpliwie pożytecznej dla kraju. Wysyłał orędzia do władców europejskich w momentach, kiedy krzyżacy napadali na ziemie polsko_litewskie, brał udział we wszystkich układach i traktatach, jakie Polska zawierała. Do Konstancji nie pojechał po tytuł prymasa. Do niedawna Polska miała tylko jednego arcybiskupa, który automatycznie był głową kościoła polskiego. W 1409 roku na ziemiach ruskich stworzono drugie - najpierw w Haliczu, potem przeniesione do Lwowa. Arcybiskupstwo gnieźnieńskie było o czterysta lat starsze, automatycznie więc jego zwierzchnik stał się głową całego kościoła polskiego, czyli prymasem. Atak kanclerza Jastrzębca, również bardzo zasłużonego dla kraju, nie był jednak tak bardzo bezinteresowny, on to bowiem został wybrany przez kapitułę gnieźnieńską, nie Trąba, lecz odstąpił infułę gnieźnieńską za obietnicę dochodów z miasta Grzegorzewa i okolicznych wsi przez określoną liczbę lat. Prawdopodobnie Mikołaj Trąba, który był dość biedny - objąwszy archidiecezję, nie miał z czego zapłacić annatów, czyli sumy, którą każdy nowy biskup wnosił do kasy papieskiej, i kapituła musiała mu dopomóc - nie wypłacał Jastrzębcowi przyrzeczonych sum. Biskup włocławski Jan Kropidło nie był członkiem poselstwa polskiego, pojechał z własnej inicjatywy. W skład jego diecezji wchodził dekanat gdański położony w granicach państwa krzyżackiego i krzyżacy nie pozwalali przesyłać biskupowi do Włocławka dziesięcin. Jan Kropidło nie mógł z taką marginesową sprawą wystąpić na forum soboru, skoro nawet nie był posłem, ale znalazł sposób. Był to człowiek wykształcony, obyty, niesłychanie dowcipny. Znał Europę i ona go znała. Składał więc wizyty różnym wybitnym osobistościom, a że był dobrym kompanem do stołu i kielicha, wszędzie dobrze go widziano. Korzystał więc z okazji, aby obmówić i ośmieszyć zakon, gdzie się tylko dało. To oczywiście obniżało autorytet zakonu, walnie zaś pomagało delegacji polskiej. Sposób ten okazał się skuteczny, wielki mistrz przysłał mu aż do Konstancji część należności, aby zaprzestał swej metody. Biskup poznański Andrzej Łaskarz, wykształcony prawnik i złotousty mówca, podobnie jak Trąba i Jastrzębiec współautor wielu traktatów i układów, w Polsce nie doszedł do wielkich zaszczytów. Po wielu latach został wybrany biskupem poznańskim - jak wiadomo - najuboższym, i na tym stanowisku pozostał do końca życia. Przemawiał w sposób porywający, a opinię "świętego biskupa" zawdzięcza zapewne kazaniom, które w Konstancji wygłaszał również po niemiecku dla ludu. Janusz z Tuliszkowa otrzymał order od księcia sabaudzkiego przypadkiem. Zaprezentowawszy w Konstancji delegację żmudzką, którą przywiózł z kraju, przyłączył się do orszaku króla Zygmunta w Chamb~erry - ówczesnej stolicy Sabaudii, świeżo podniesionej z hrabstwa do godności księstwa. Nowy książę chciał uczcić posłów głośnego już króla odległego kraju - Polski. Za poradą Zygmunta nadał Kolię Sabaudzką Januszowi z Tuliszkowa, od którego Zygmunt świeżo przed wyjazdem pożyczył znaczną sumę pieniędzy. Pozostali posłowie nie przywieźli żadnych widocznych zdobyczy lub honorów. Czy jednak mogli dla kraju zrobić więcej, niż zrobili? Musimy się cofnąć do momentu, kiedy w Krakowie panowała gorączkowa atmosfera z powodu koronacji królowej, a w Konstancji jeszcze gorętsza z powodu wyboru papieża. Po raz pierwszy w dziejach Polak - Mikołaj Trąba - był jednym z wyborców. W czasie wyborów wśród dwudziestu czterech "stróżów porządku i bezpieczeństwa" było trzech Polaków: Zawisza Czarny, Janusz z Tuliszkowa i Stanisław Merski, a więc delegacja polska coś tutaj znaczyła. Wybrany papieżem Włoch, Otton Colonna, przyjął imię Marcina V i jako papież: potwierdził krzyżakom wszystkie nadania ziem, unieważnione poprzednio przez Jana XXIII; nie dopuścił do określenia paszkwilu Falkenberga jako herezji; w dniu zamknięcia soboru, gdy Paweł Włodkowic chciał w sprawie paszkwilu złożyć apelację do przyszłego soboru, papież odebrał mu głos i zagroził klątwą kościelną, jeśli się nie podporządkuje. Gdyby się na tym skończyło, zarówno król, jak i kraj, mieliby prawo uznać, że poselstwo do Konstancji nie wywiązało się z zadania. Ale tak nie było. Następnego dnia cała delegacja udała się do pałacu papieskiego. Ponieważ strażnicy nie chcieli im otworzyć bramy, rycerze wyłamali ją i cały zespół wtargnął do wnętrza. Papież schronił się w najdalszych komnatach, ale go znaleziono. Arcybiskup powtórzył mu, że delegacja składa apelację do przyszłego soboru, natomiast rycerze oświadczyli, że gotowi są bronić czci swego króla "słowem i ręką", czyli zbrojnie. Ponieważ sobór już został zamknięty, Marcin V prosił delegację, aby jeszcze przez kilka dni pozostała w Konstancji, po czym powołał trzech kardynałów, polecił im ocenić paszkwil, a wyrok podał do wiadomości Polakom nie w imieniu soboru, lecz własnym jako papież. Paszkwil określono jako fałszywy, niecny, przeciwny dobrym obyczajom itp., określenia jednak "heretycki" nie użyto. Egzemplarze zostały zniszczone, a papież przyrzekł autora odpowiednio ukarać. (Ostatnio odnaleziony tekst satyry opublikowała Zofia Włodek w "Studiach historycznych" t. XIV, 1971). Czy posłowie polscy mogli zrobić jeszcze coś więcej? Mogli oczywiście nie uznać wyroku, narazić się sami na zarzut heretyków, od czego byli o krok (powtórzenie apelacji pomimo groźby klątwy, pogróżka, że będą bronić czci króla słowem i mieczem), i pozwolić się spalić na stosie, jak to uczyniono z dwoma wybitnymi uczonymi czeskimi - Janem Husem i Hieronimem z Pragi, co by Polsce przyniosło korzyści wątpliwe. Wyrok jednak przyjęli, a teraz dostawali cięgi w kraju. Epilog nastąpił po kilku latach w Rzymie. Marcin V "in pontificaliter", czyli z całym wspaniałym ceremoniałem papieskim, w obecności posłów polskich, kazał przyprowadzić z więzienia Jana Falkenberga, który na klęczkach odwołał wszystko, co ongiś napisał w paszkwilu, przepraszał też króla Władysława i cały naród poprzez obecnych jego posłów. Ponadto w czasie trwania soboru król dwukrotnie otrzymał pismo, w którym zebrani reprezentanci wielu krajów dziękowali mu nie tylko za akcję chrystianizacyjną, lecz i za to, że tylu tak zacnych i mądrych posłów przysłał na sobór. Pisma podpisali przewodniczący wszystkich nacji soborowych oraz opatrzyli je swymi pieczęciami. Czy królowa Elżbieta włączała się do spraw polityki? Trudno dać pewną odpowiedź. Według Kanteckiego - tak. To ona miała być inicjatorką zjazdu króla i księcia Witolda z wielkim mistrzem krzyżackim 17 października 1418 roku, a więc już po sprawozdaniu poselstwa z Konstancji w Łęczycy. Królowa miała im towarzyszyć do Kowna i tam oczekiwać na powrót. Król i królowa byli w owym czasie w Grodnie na ślubie księcia Witolda z Julianą Koraczewską. "Itinerarium" potwierdza dalszą podróż króla do Kowna i Wielony, następnie powrót do Wilna, Trok i Grodna, gdzie się zapewne rozstali, bo królowa już 10 grudnia była w Krakowie, król zaś dopiero w początkach następnego roku. Oczywiście i ta nowa próba nie dała rezultatu, ani następna - dwóch legatów papieskich, którzy według kronikarza Bielskiego dali się mistrzowi "przepchnąć złotą szwajcą", czyli przekupić. Wydaje się, że tryb życia królowej Elżbiety nie różnił się w sposób szczególny od tego, jaki prowadziły jej poprzedniczki na tronie. Czasem towarzyszyła królowi w podróżach, częściej król jeździł sam. W wigilię Nowego Roku, to jest 31 grudnia 1418 roku, przyjęła mnóstwo osób, które przybyły z życzeniami: biskupów, prałatów, kanoników, profesorów uniwersytetu, delegacje miast. W każdą następną niedzielę od 7 do 11 lutego to samo, a wszystkich traktowała mniej lub bardziej okazałym poczęstunkiem, zależnie od ich stanowiska. W styczniu przebywał na Wawelu syn królowej z pierwszego małżeństwa, Jan Granowski, oraz żona księcia niemodlińskiego Bernarda, Jadwiga z Melsztyńskich. Bernard w owych latach bywał częstym gościem królowej i on to zapewne skojarzył małżeństwo swego bratanka Bolka V, księcia na Głogówku i Prudniku, z Elżbietą Granowską, córką królowej. Król, spędziwszy święta w Mereczu i używszy do woli łowów w puszczy nad Wigrami, zdążył przybyć do Jedlni na dalszy ciąg ataków na poselstwo polskie z Konstancji. Ataki były gwałtowne, gdyż właśnie dotarła do Krakowa bulla papieska datowana 20 stycznia 1419 roku zakazująca tak królowi, jak i księciu Witoldowi akcji przeciw krzyżakom. Spór mieli rozsądzić legaci papiescy, o których już mówiliśmy. Prymas musiał złożyć przysięgę, że nie zaniedbał niczego, co sam uważał za słuszne lub co uznali inni członkowie poselstwa. Szkoda, że panowie polscy nie zestawili wyników działalności swego prymasa z aktualną na soborze sprawą traktatu Parvusa w sprawie zabójstwa królewicza francuskiego. Otóż Marcin V, żeby sobie nie zrazić księcia burgundzkiego, bo uznanie traktatu za heretycki, jak to uczynili profesorowie Sorbony, uderzałoby w niego, skazał rektora Sorbony Jana Gersona na dożywotnie wygnanie. Tym samym papież stanął w obronie zabójstwa politycznego. Oto jak sobór tym wyborem "uzdrowił kościół "in capite")! Los jednak w jakiś sposób wynagrodził obrońcę słusznej sprawy, Jana Gersona: książę burgundzki został w 1419 roku skrytobójczo zamordowany. Król po zjeździe w Jedlni przez kilkanaście dni odpoczywał wraz z żoną i córką Jadwigą w Krakowie, w Proszowicach i Niepołomicach. Legatów papieskich w ogóle nie przyjął, ale spotkali się z nimi panowie polscy, oburzeni, że nie tylko nie wzięto pod uwagę ich nowych żądań, lecz całkowicie poparto stronę krzyżacką. Wobec tego król z kolei wybrał się na Ruś, potem na Spisz - królowa dotąd mu towarzyszyła, następnie już tylko w towarzystwie doradców udał się do Koszyc na spotkanie z Zygmuntem Luksemburczykiem. Tu zawarto nowe przymierze antykrzyżackie. Król węgierski obiecywał nie tylko pomoc zbrojną w czasie wojny z krzyżakami, lecz nawet przedstawił projekt podziału ziem zdobytych. Król Władysław zbyt dobrze znał swojego świeżego sprzymierzeńca, aby w cokolwiek wierzyć. Był to jedynie akt protestu przeciwko ostatnim antypolskim posunięciom papieża. Następnie obaj z księciem Witoldem zawarli układ z obecnym w Koszycach władcą unii kalmarskiej, królem Erykiem - królowa Małgorzata już nie żyła - który miał zaatakować krzyżaków od strony morza. Wtedy też padła propozycja, aby połączyć małżeństwem stryjecznego brata Eryka, księcia słupskiego Bogusława, z królewną Jadwigą. W lipcu 1419 roku znowu wojska stanęły pod Czerwińskiem, przybył ze swymi książę Witold, razem osiemnaście tysięcy doborowego rycerstwa, i ruszyli na ziemie krzyżackie. Przerażeni krzyżacy rozpoczęli zabiegi na wsze strony z prośbą o ratunek. I ratunek przyszedł, znowu od papieża. Tym razem papież przysłał sprytnego arcybiskupa mediolańskiego Bartłomieja Saprę. Ten zdążył objechać wszystkich zainteresowanych: króla Zygmunta, krzyżaków, złożył nawet wizytę królowej Elżbiecie w Krakowie, która na tę okazję poleciła zakupić francuskie wino, wreszcie stanąwszy przed królem Władysławem i księciem Witoldem, mając do pomocy obu poprzednio przybyłych biskupów tudzież dwóch posłów angielskich, błagał, aby król i wielki książę powstrzymali się od działań wojennych i zgodzili się na sąd polubowny Zygmunta Luksemburczyka. Zapomniał tylko dodać, że już zdołał przerobić niedawnego sprzymierzeńca Jagiełłowego na swoją stronę. Król ustąpił. Wyrok miał zostać ogłoszony we Wrocławiu 6 stycznia następnego roku. Rycerstwo wracało rozgoryczone. Wojna wlokła się z niewielkimi przerwami, które wypełniały rokowania i szarpały nerwy, od dziesięciu lat. Zwycięstwo było o krok, gdyż przez te dziesięć lat państwo polsko_litewskie rosło w siłę, a krzyżackie upadało. Król również nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wracał w złym nastroju. 2 sierpnia stanął w Poznaniu, gdzie zabawił tydzień, a stąd, "po wypełnieniu pobożnego ślubu w klasztorze Bożego Ciała - cytujemy za Długoszem - w sobotę o późnej już godzinie, w powozie urządzonym na kształt kolebki, jechał dalej ku Środzie..." Powóz był zaprzężony w cztery konie, a po bokach szli pieszo dwaj służący, aby podtrzymywać go na wybojach. Za powozem inny sługa jechał na wierzchowcu królewskim. Towarzyszyli królowi konno wojewodowie: poznański, Sędziwój z Ostroroga, sandomierski Mikołaj, Jan Mężyk z Dąbrowy, podskarbi Hincza z Rogowa. "Alić - pisze dalej Długosz - gdy pod wsią Tulce wjeżdżał do lasu wśród pięknej pogody, nagle zachmurzyło się niebo i gwałtowna powstała burza z błyskawicami i piorunami..." Piorun miał pozabijać wszystkie konie królewskie oraz wojewodów i siedmiu rycerzy. Ludziom na zabitych koniach nic się nie stało, zginęli natomiast ci dwaj, którzy szli pieszo przy powozie. Król stracił przytomność, na jakiś czas ogłuchł, a gdy oprzytomniał, czuł ból w prawej ręce i "odzież jego wszystka cuchnęła siarką". Wówczas wystąpił sekretarz królewski Zbigniew Oleśnicki i tak przemówił: - Masz dowód i świadectwo, królu, w tych żywiołach, które się na ciebie oburzyły, jak wielki popełniłeś występek, łącząc się z siostrą chrzestną, jej bowiem matka trzymała cię do chrztu. Widzisz, że i mur najsilniejszy pod tobą się łamie, niebo grzmotem i błyskawicą ci grozi! Jeśli przeto pokutować nie będziesz, lękaj się, aby cię te przygody nie zgniotły i ziemia nie pochłonęła! Wręcz zdumiewające! Po wypełnieniu pobożnego ślubu w Poznaniu i po dwóch latach zgodnego pożycia małżeńskiego raptem niebo przypomniało sobie o rzekomym grzechu króla i dało mu porządną nauczkę! A ofiarą padło kilkanaście koni i dwóch niewinnych pachołków! Rzecz byłaby trudna do wyjaśnienia, gdyby nie ta reprymenda, którą miał rzekomo wygłosić królowi Zbigniew Oleśnicki. Burza się mogła królowi w drodze przytrafić, na to nie potrzeba żadnego grzechu. Ludzie w owych czasach nie znali praw przyrody, nie wiedzieli zapewne, że nie wolno chronić się pod drzewami, bo tam najczęściej następują wyładowania, dlaczego zginęła służba piesza. Ale żeby w takim momencie strofował króla jeden z jego urzędników kancelaryjnych, to już źle świadczy o Długoszu, że pozwolił sobie takie brednie narzucić. Kantecki twierdzi, że Oleśnicki nienawidził królowej Elżbiety i dlatego posuwał się do takich "nieszlachetnych" chwytów, że cała w ogóle kancelaria koronna nienawidziła królowej. To oczywiście nieprawda, nawet jeżeli chodzi o samego Oleśnickiego. "Nieszlachetność" jednak polegała na tym, że zwierzchnik Długosza opowiadał mu historie nieprawdziwe, rzucając cień na króla, nieżyjącego już od trzydziestu lat, i na jego żonę w odwet za upokorzenia, jakich doznał od syna królewskiego Kazimierza Jagiellończyka. Biskup krakowski był już stary, ale nadal żądny władzy i pragnący ją narzucać, król zaś młody, ambitny i nie pozwalający sobie nic narzucić. Stąd to tendencyjne przedstawienie wydarzeń. Najbardziej znamiennym tego przykładem jest opis powszechnie znanego wydarzenia spod Grunwaldu, kiedy to rycerz niemiecki Dypold z Kiekierzyc uderzył na króla, a wówczas Oleśnicki rzekomo strącił go z konia złamaną kopią, po czym król miał go sam dobić. Zabiegi Długosza, aby uhonorować Oleśnickiego, tak przedstawia wybitny historyk Ludwik Kolankowski: "Ile przy opisie tej sceny udało się Długoszowi, względnie Oleśnickiemu, spraw załatwić! Króla osławił (znaczy zniesławił), otoczył aureolą bohaterską swego protektora i równocześnie obronił jego sukienkę kapłańską, bo każe mu Kikeritza tylko strącić z konia i to złamanym drzewcem". Napisana w rok po Grunwaldzie "Cronica conflictus" podaje, że to król zranił napastnika, który spadł z konia, a ktoś z otoczenia królewskiego go dobił. Czy kancelaria cała była wrogo nastawiona do królowej Elżbiety? Chyba nie, miała tam nawet przyjaciół. Należał do nich podkanclerzy Jan Szafraniec, a jego poprzednik Dunin ze Skrzynna, był, zdaje się, jej krewnym. Do nieprzyjaciół zalicza się Wojciecha Jastrzębca, gdyż odmówił przyłożenia pieczęci do aktu nadającego synowi królowej, Janowi Granowskiemu, tytuł hrabiowski. Według Kanteckiego tytuł taki w dawnej Polsce istniał, lecz ostatnio zniknął i kanclerz nie chciał robić wyłomu w równości szlacheckiej. Otóż tytuł taki w Polsce nie istniał, a wyrazem "come, comite" określano możnych, nie znajdując odpowiednika łacińskiego na polskie urzędy i stanowiska. Co ciekawsze, że nie tylko kanclerz, ale i bliscy krewni byli przeciwni hrabiowskiemu tytułowi dla młodego Granowskiego, widocznie aby nie wyrastał ponad nich. Dlatego to Jan, przyjąwszy nazwisko Pilecki, zatrzymał herb ojcowski Leliwa. Jeden tylko człowiek z kancelarii koronnej wprawia w zdumienie, jego postępku nie można łatwo ani zrozumieć, ani wytłumaczyć. To Stanisław Ciołek. Syn wojewody mazowieckiego Andrzeja Ciołka, a brat cioteczny Zawiszy Czarnego, Stanisław kończył studia w Pradze i podjął pracę w kancelarii około 1400 roku. Niesłychanie zdolny stylista, błyskotliwy, umiał przedstawić najbardziej zawiłe sprawy w sposób przekonywający, cieszył się więc doskonałą opinią. Król obsypywał go łaskami i zamianował sekretarzem do spraw poufnych, obdarzył też kilku dobrze płatnymi stanowiskami, które nie pociągały za sobą dodatkowych obowiązków. Dowodem pozytywnej oceny Ciołka może być fakt, że polecano mu sporządzić dokument unii horodelskiej. Oprócz listów i dokumentów Ciołek pisywał wiersze, miał również jakoby pisać pieśni historyczne, w których przedstawiał sławne czyny Polaków. Stanisław Ciołek, który nie miał powodu ani do nienawiści, ani do żalu, tak do króla, jak i królowej, nie mógł też być pod wpływem Oleśnickiego - ten w owym czasie raczej garnął się do dworu niż go krytykował - napisał niesłychanie złośliwy paszkwil w formie bajki na królewskie małżeństwo. W bajce król zwierząt lew prosi orła, by mu dał córkę za żonę. Orzeł chce wybrać cud_dziewicę, lecz lew nie czeka, tylko spotkawszy starą, brzydką świnię, poślubia ją, gdyż obiecała mu oddać skarby, jakie posiada, ponadto rzuciła na niego czary. Zdziecinniały już ze starości lew, trochę z chciwości, a trochę wskutek czarów zawarł to małżeństwo. Bajka była zbyt przejrzysta, aby się nie odbiła głośnym echem, zwłaszcza wśród tych, którym istotnie królewskie małżeństwo nie odpowiadało. Król Władysław, na ogół łagodnego usposobienia, skłonny do przebaczeń raczej niż do kar, tym razem tak się rozgniewał, że usunął Ciołka zarówno z kancelarii, jak i z zajmowanych prebend. Upłynęło kilka lat, zanim pozwolił się przebłagać. Kiedy paszkwil został napisany, kiedy dotarł do wiadomości króla i królowej, nie wiadomo. Może Oleśnicki miał w tym swój udział, skoro będąc od 1416 roku protonotariuszem, w 1418 roku przegrał walkę o podkanclerstwo z Szafrańcem i jako protonotariusz też już nie występował. Po tak nieszczególnie zakończonej wyprawie przeciw krzyżakom nie pozostało nic innego, jak czekać na decyzję Zygmunta Luksemburczyka. Z Poznania król przybył do Wiślicy, gdzie kilka dni odpoczywał, zapewne była tam i królowa. Następnie udał się w ponowny objazd: Nowy Sącz, Lwów, Sanok i z powrotem. W połowie listopada był już w Niepołomicach wraz z królową, królewną Jadwigą oraz gronem gości. Mieli być też: księżna cieszyńska z całą rodziną, co jest raczej wątpliwe, gdyż książęta cieszyńscy utrzymywali kontakt z Luksemburczykiem, ochmistrzyni królewny Katarzyna Mężykowa, książę raciborski Janusz, niemodliński Bernard, księżna mazowiecka, arcybiskup, nowy od niedawna podkanclerzy Jan Szafraniec i inni. Wszyscy przebywali tu do końca listopada, potem udali się do Krakowa. Ten liczny zjazd i wyjątkowo długi pobyt króla w Krakowie miał nie tylko przyczyny towarzyskie. Jeszcze w czasie "wojny odwrotowej", zanim Jagiełło dotarł do Poznania przyszła wieść, że 30 lipca zmarł nagle król czeski Wacław. Żaden kraj nie żyje na pustyni, wydarzenia u sąsiadów znajdują zwykle oddźwięk znacznie szerszy. Po spaleniu w Konstancji na stosie Jana Husa, a w rok później jego przyjaciela i współwyznawcy Hieronima z Pragi, w Czechach nie było spokoju. Liczba wyznawców rosła z dnia na dzień, chociaż król usiłował temu zapobiegać: tylko w trzech praskich kościołach pozwolił odprawiać nabożeństwa zgodnie z zaleceniami Husa - bez szat liturgicznych, bez kosztownych naczyń, zabronił też wszelkich procesji. Ale nikt go nie słuchał. Popularność nauk Husa miała u różnych ludzi różne przyczyny. Rycerstwo głównie podejmowało hasła narodowe: Czesi w Czechach, a więc język narodowy w słowie i piśmie, obsada stanowisk, zwłaszcza kościelnych, przez miejscowych. Lud zaś wyłuskał treści społeczne z nauk Husa: bezpłatne posługi religijne, odebranie dóbr kościołowi, równość wszystkich ludzi bez podziału na stany. Trzydziestego lipca 1419 roku po nabożeństwie jeden z najsłynniejszych kaznodziejów husyckich, Jan Żeliwski, szedł na czele ogromnej procesji w stronę ratusza praskiego, aby żądać zwolnienia kilku ludzi uwięzionych pod zarzutem herezji. Wtem ktoś rzucił z okna kamieniem w kaznodzieję. Tłum w odpowiedzi runął na ratusz, zdobył go, burmistrza i rajców wyrzucono oknem, a tam ich rozszarpano. Na wieść o tym król Wacław zmarł na apopleksję. W całych Czechach wszczęły się rozruchy, codziennie dochodziło do samosądów i zabójstw. Korona czeska od 1306 roku pozostawała w dziedzicznym posiadaniu Luksemburgów, z których żył już tylko jeden: Zygmunt, król węgierski i rzymski. Ale on to właśnie wydał list żelazny Husowi na sobór w Konstancji, potem wyparł się, jakoby mu gwarantował również bezpieczeństwo i powrót. List miał tylko dawać bezpieczny przejazd, na co Hus żadnego listu nie potrzebował. Ogłoszony przez niemieckich profesorów i duchownych za wroga Niemców, przez lud już jednak był uważany za obrońcę biednych i uciśnionych. Przejechał całe Niemcy w towarzystwie jednego tylko rycerza, a wszędzie przyjmowano go z sympatią i szacunkiem. W takiej sytuacji Zygmunt nie mógł liczyć, że Czesi oddadzą mu koronę, którą nosił jego dziadek, ojciec i brat. I wtedy to właśnie miał ogłosić wyrok w sporze polsko_krzyżackim po zawartym w maju przymierzu z królem Władysławem w Koszycach. Dlatego święta upłynęły w Krakowie pod znakiem niepokoju. Król, jak zwykle, udał się na Litwę, królowa wraz z córką królewską pozostała w Krakowie. Towarzyszyły jej obie księżne opolskie i syn Jan. Wyrok Zygmunta miał zostać ogłoszony we Wrocławiu, poselstwo polskie szykowało się więc do wyjazdu. Było bardzo liczne. Oprócz posłów, którzy byli w Konstancji, do Wrocławia udali się i inni, wioząc dokumenty i skargi na nowe wybryki krzyżackich komturów. Zygmunt wraz z królową Barbarą, podejmowany najpierw wystawną ucztą w Opolu przez najstarszego z książąt opolskich, biskupa włocławskiego Jana Kropidłę, zjechał do Wrocławia w święto Trzech Króli. Od posłów polskich żadnych dokumentów nie przyjął, żadnych relacji nie wysłuchał, a wyrok przywiózł gotowy: wszystkie ziemie sporne należą bezapelacyjnie do krzyżaków. A ponieważ w układzie koszyckim Polacy zobowiązali się przyjąć wyrok bez zastrzeżeń, wobec tego dodał warunek, że kto się nie podporządkuje, zapłaci wysokie kary pieniężne. Posłowie polscy znaleźli się w pułapce. Znowu wyjechali ostentacyjnie. Zygmunt ogłaszając tak niekorzystny dla Polski wyrok, miał w tym swój cel, chciał być królem czeskim. na Polaków nie liczył, że mu pomogą w zdobyciu korony. To przecież ci sami panowie, którzy teraz przybyli do Wrocławia, w Konstancji bronili profesora praskiego! Trzeba więc było zabiegać o sympatię papieża, no i krzyżaków. Według Długosza Jagiełło i Witold na wieść o decyzji Zygmunta ze złości "ryczeli jak lwy". Może książę Witold, gdyż był skłonny do wybuchu, ulegał emocjom. Ale nie król. Ten naturalnie zastanawiał się, co dalej. Wrócił z Litwy, w marcu był w Krakowie, potem udał się na Kujawy i do ziemi dobrzyńskiej, aby dopilnować wykonywania warunków pokoju. Chciał mianowicie przyłapać krzyżaków na jakiejś drobnej niezgodności z decyzją wrocławską, aby móc uznać to za złamanie pokoju i odrzucić cały wyrok Zygmunta. W Brześciu Kujawskim doszła go wieść o śmierci królowej Elżbiety. Zmarła w Krakowie 12 maja 1420 roku. Były przy niej księżne opolskie - córka Elżbieta i Jadwiga Bernardowa - oraz syn Jan. Czy król był na pogrzebie w Krakowie, nie wiadomo. Wprawdzie jeśli wieść o zgonie dotarła do Brześcia 15 maja, a następna data pobytu króla na Kujawach - w Inowrocławiu - jest z 26 maja, czyli po jedenastu dniach, to możliwe, że zdążył przybyć. Kazanie na pogrzebie wygłosić miał Stanisław ze Skalbmierza, pierwszy rektor uniwersytetu. Królowa bowiem figurowała na liście dobroczyńców uniwersytetu, podobnie jak jej matka, "domina Ottonissa" - Jadwiga Pilecka. Zaraz w 1417 roku, już po ślubie, ale przed koronacją, Jagiełło zakupił w Krakowie dwa domy za trzysta grzywien i podarował je uniwersytetowi, który się w dotychczasowej siedzibie nie mieścił. W akcie darowizny datowanym w Korczynie król oświadczył, że uczynił to "na usilne prośby najjaśniejszej księżniczki Elżbiety, królowej polskiej, opiekunki wszechnicy krakowskiej". Ciernistą drogę miała królowa Elżbieta na tronie za życia, nie pozostawiono jej spokoju również po śmierci. W lipcu 1421 roku na zjeździe w Łęczycy rozpętała się burza z powodu wyroku wrocławskiego. Gromy posypały się głównie na kanclerza Wojciecha Jastrzębca, który przyłożył pieczęć do układu koszyckiego. Kanclerz wyjaśnił, że nic nie uczynił bez wiedzy króla, który jednak ani nie potwierdził swego udziału, ani nie bronił kanclerza. Długosz oczywiście znalazł winowajcę - po trzydziestu latach: królowa Elżbieta! Ona to nakłoniła małżonka, aby winą obarczył kanclerza! Nie żyła już od kilku miesięcy, a jeszcze działała! Długie ręce miał Zbigniew Oleśnicki: jako biskup krakowski z urzędu był również kanclerzem uniwersytetu, dlatego po pewnym czasie z listy dobroczyńców uniwersytetu usunięto królową, pozostawiając określenie: "niejaka Elżbieta", potem i to zniknęło. Po blisko dwustu latach od śmierci usunięto również jej szczątki z kaplicy misjonarskiej w katedrze, żeby zrobić miejsce dla Stefana Batorego. Nie wiadomo, gdzie je złożono. Dzieciom także jej małżeństwo z królem nie przyniosło szczęścia. Córka Elżbieta, która w 1418 roku wyszła za mąż za księcia opolskiego Bolka V i otrzymała dobra pileckie, po śmierci jedynego syna Wacława została porzucona przez męża w 1431 roku dla Jadwigi Beszówny, córki Hinczy z Kujaw pod Prudnikiem (Prudnik i Głogówek stanowiły posiadłość Bolka). O drugiej córce, Jadwidze, wiemy tylko tyle, że istniała, zapewne zmarła w dzieciństwie. Z dwóch synów młodszy Otton zmarł około 1420 roku, w wieku chyba jeszcze chłopięcym. najstarszy Jan, zatrzymawszy herb ojca Leliwę, przyjął nazwisko dziadka - Pilecki i stał się spadkobiercą wszystkich posiadłości Pileckich z siedzibą w Łańcucie. Co prawda ówczesny Łańcut, jakkolwiek okazały i obronny, nie odznaczał się późniejszą wspaniałością - był drewniany. Mimo ogromnego majątku i wysokich koligacji Jan Pilecki długo nie uzyskał żadnego reprezentacyjnego stanowiska. Król nie miał zastrzeżeń do swego pasierba, lecz stanowisk senatorskich w Polsce nie było wiele, a nominacje dożywotnie, należało więc czekać. Dwaj bracia Tarnowscy - Jan był wojewodą krakowskim blisko trzydzieści lat, a jego brat Spytko - sandomierskim tylko dwa lata, otrzymał bowiem nominację, gdy dobrze przekroczył sześćdziesiątkę. Jeśli chodzi o Pileckiego, to później doszły inne sprawy, o których będzie mowa: bliski krewny Spytka z Melsztyna stanął w szeregach opozycji, musiał więc pozostać w cieniu. Dopiero za Kazimierza Jagiellończyka znalazł się na świeczniku. Ród jednak wkrótce podupadł, Łańcut przeszedł w inne ręce, majętności uległy rozproszeniu. W XIX wieku żyli wprawdzie w tamtej okolicy jacyś Pileccy, lecz dobra posiadali nieznaczne. Córka królewska - następczyni tronu "Domina regina iuvenis" - młoda pani królowa - tak kronikarze oraz zarządcy zamków królewskich prowadzący rachunki dworu zapisują córkę Jagiełłową, w języku łacińskim nie ma bowiem wyrazu odróżniającego królewnę od królowej. Urodziła się 8 kwietnia 1408 roku. Narodziny w domu królewskim zawsze i wszędzie stanowiły wydarzenie dużej wagi, cóż dopiero te, skoro król nie był już pierwszej młodości i nie miał następcy. Oczywiście zainteresowanie kraju byłoby znacznie większe, gdyby urodził się syn. Ale kraj miał w tym czasie ważniejsze wydarzenia przed sobą, bo już przygotowania do wielkiej wojny z krzyżakami szły pełną parą. Królewna miała dwa lata, gdy z głębi Niemiec przybyła ją zobaczyć babka, Anna, księżna Tecku, rodzona córka Kazimierza Wielkiego. Królewna Jadwiga żyła gdzieś w głębi komnat wawelskich pod opieką piastunek. Zapewne przywożono ją co pewien czas do bliżej Krakowa położonych zamków. Dopiero gdy skończyła pięć lat, od 15 sierpnia 1413 roku, "młoda pani królowa" przebywała w Korczynie przez dwa tygodnie, a ochmistrz jej dworu pobierał od zarządcy prowiant: mięso, kurczęta, ryby, raki, olej, masło, sery, jaja oraz pół achtela piwa dziennie (ok. 4 litrów). Trzeba pamiętać, że były to prowianty na dwór królewny: ochmistrz, służba, jakaś ochrona. Dzienne utrzymanie wynosiło od trzech i pół do czterech skojców, do tego dochodziły produkty, którymi dysponował zarządca z majątków królewskich, nie płacono pieniędzmi za chleb, mleko itp. Trzydziestego sierpnia królewna zapewne powróciła do Krakowa, a para królewska udała się w dalszą podróż - do Lwowa, następnie na zjazd do Horodła. W Horodle, jak wspomniano, 2 października córka Jagiełły została uznana oficjalnie następczynią tronu po ojcu, a na wypadek jego wcześniejszej śmierci regencję mieli sprawować: matka, królowa Anna, oraz wielki książę Witold. Tuż po zjeździe horodelskim w Kownie nastąpiło spotkanie posłów polsko_litewskich i krzyżackich w sprawie wykonania toruńskiego traktatu pokojowego, zatwierdzonego następnie przez Zygmunta Luksemburczyka. Przewodniczył jego wysłannik Benedykt Macrai. Jeden z punktów traktatu brzmiał: Żmudź wraca do Litwy, lecz do końca życia Jagiełły i Witolda, potem mają ją otrzymać na powrót krzyżacy. Otóż przy wymianie dokumentów pełnomocnik następczyni tronu, królewny Jadwigi, założył stanowczy protest: ona nie zgadza się na powrót Żmudzi. Jadwiga miała pięć i pół roku, protest był dziełem doradców królewny i księcia Witolda. Fakt jednak, że w ten sposób wkraczała w życie polityczne swych krajów, jest wymowny. Potem znowu niewiele słyszymy o życiu królewny. Miała osiem lat, kiedy zmarła matka. Król, w nieustannych podróżach, obarczony tysiącznymi sprawami, widywał córkę rzadko, pozostawała pod opieką powołanych do tego dam dworu. Ale już w rok później, po zawarciu przez Jagiełłę małżeństwa z Elżbietą, Jadwiga wyjechała do Nowego Sącza, by powitać macochę. Odtąd większość czasu spędzały razem. Jedynie wówczas, kiedy królowa towarzyszyła królowi w jakiejś większej podróży - na Litwę czy na Ruś - Jadwiga zostawała w Krakowie. Wielkorządca krakowski Wątróbka wystawiał nawet wspólne rachunki na koszty utrzymania królowej Elżbiety i jej pasierbicy, chociaż za życia matki wystawiano je osobno. Ulubione miejsce krótkich wypadów to już nie Wiślica i Nowy Korczyn, lecz Proszowice i Niepołomice. Na ochmistrzynię królewny powołano Katarzynę Mężykową, żonę powiernika Jagiełły, Jana. Zajrzyjmy do rachunków. 28 sierpnia 1418 roku na obiad dla obu królowych w Proszowicach zakupiono: jednego wieprza, jednego barana, trzydzieści sześć kurcząt, chleb biały, oliwę, kaszę jaglaną, piwo; mleko i śmietanę z majątków królewskich. Następnego dnia obiad w Krakowie: jedna krowa, jeden baran, trzydzieści sześć kurcząt itd. Przytaczamy te ciekawostki, aby czytelnicy mieli wyobrażenie, ile osób otaczało te dwie kobiety, skoro takie ilości zjadano na jeden obiad. A cóż dopiero, kiedy na przykład święta wielkanocne 1419 roku obchodzono hucznie przez dwa tygodnie, od 12 do 29 kwietnia. W lipcu tego roku - 1, 8 i 15 - królewna urządzała jakieś uczty ze swoimi pannami. W tym samym czasie, 15 lipca w obozie pod Czerwińskiem, gdzie zgromadziło się rycerstwo na kolejną wojnę z krzyżakami, król Władysław zawarł przymierze z królem trzech państw skandynawskich Erykiem, następcą twórczyni unii kalmarskiej, królowej Małgorzaty. Król zamierzał uderzyć na zakon od strony lądu, Eryk od morza. Do pomocy zaś mieli mu stanąć bracia stryjeczni, książęta zachodniopomorscy. Układ przypieczętowano projektem małżeństwa jedenastoletniej królewny Jadwigi z księciem słupskim Bogusławem. Wiemy już, że wojna nie doszła do skutku z powodu interwencji legatów papieskich, że potem nastąpił niesprawiedliwy, wręcz nieuczciwy, wyrok wrocławski Zygmunta Luksemburczyka. Układ jednak jeszcze obowiązywał. Gdy w następnym roku książęta pomorscy wypowiedzieli wojnę Brandenburgii, Polacy, zwłaszcza rycerze wielkopolscy, pospieszyli na pomoc. Margrabia brandenburski Fryderyk Hohenzollern pobił ich jednak pod Angerm~unde. Mnóstwo rycerzy zginęło, mnóstwo dostało się do niewoli. Hohenzollernowie pełnili dziedziczne funkcje burgrabiów norymberskich. Ponieważ Norymberga była wolnym miastem w Rzeszy, rola burgrabiego, w ogóle niewysoka, ograniczała się do zarządu zamkiem i najbliższą okolicą. Na szczęście mieli tam trochę posiadłości własnych. Ale burgrabią był ojciec Fryderyka, potem jego starszy brat, Jan. Jemu zaś przypadły w udziale dwie niewielkie posiadłości dziedziczne: Ansbach i Bayereuth. Był więc biedny i szukał drogi, żeby się wybić. Starszy brat, mimo swej niepozornej funkcji w Rzeszy, zdołał pozyskać rękę siostry czeskiego Wacława i z nim wiązał nadzieję na awans, młodszy zaś, pozostawiwszy żonę, zwaną piękną Elzą, pod opieką brata, udał się do Ruprechta reńskiego. Wkrótce mogło się wydawać, że zrobił trafniejszy wybór, gdyż Wacław został zdetronizowany jako król rzymski, a na jego miejsce wybrano Ruprechta. Fryderyk miał pośredniczyć między palatynem reńskim a Luksemburgami i wtedy zetknął się z Zygmuntem. Wiadomo, że Zygmunt wstępnym bojem zdobywał sobie zwolenników, a ponadto sypał pieniędzmi, dlatego Fryderyk natychmiast do niego przystał. Gdy Ruprecht w 1410 roku zmarł, na następnej elekcji Hohenzollern zdobył dla Zygmunta poparcie nowego palatyna oraz jednego z elektorów duchownych, biskupa Trewiru, a po śmierci kontrkandydata Josta także pozostałe głosy. Trochę z wdzięczności, a trochę dla pieniędzy Zygmunt Luksemburczyk zamianował Fryderyka swoim zastępcą w Marchii Brandenburskiej aktem z 8 lipca 1411 roku, za co ten musiał mu zapłacić sto tysięcy guldenów. Skąd je wziął ubogi, młodszy syn burgrabiego, nie wiadomo, lecz zdobył i zapłacił. A to już był duży krok naprzód w jego karierze życiowej. Odtąd towarzyszy Zygmuntowi wszędzie: na koronacji w Akwizgranie i na soborze w Konstancji. Z wolna odchodzą w cień dotychczasowi satelici: w 1414 roku zmarł Ścibor ze Ściborzyc, a jego syn, tegoż samego imienia, i spadkobierca nie odegrał już żadnej roli. Żyją dalej, ale już w cieniu Fryderyka: teść - hrabia celejski Herman II i szwagier Mikołaj Gara. Do Konstancji przyprowadził Fryderyk do dyspozycji Zygmunta trzystu zbrojnych, którzy potem aresztowali Jana XXIII, nie pozwolili wyjechać jego kardynałom, zamknęli salę przed kardynałami francuskimi i pełnili różne inne czynności niezgodne z zasadami soboru. Również w Konstancji, w ogrodzie klasztoru augustianów, 30 kwietnia 1415 roku Zygmunt Luksemburczyk jako król rzymski oddał w dziedziczne lenno Marchię Brandenburską Fryderykowi Hohenzollernowi wraz z tytułem margrabiego oraz głosem elektorskim. Fryderyk musiał tylko do owych stu tysięcy guldenów dołożyć jeszcze trzysta tysięcy. Czy Zygmunt, rezygnując z Brandenburgii, nie zdawał sobie sprawy, że przestał być księciem Rzeszy i nie miał już prawa ani do tytułu króla rzymskiego, ani do korony cesarskiej? Był teraz tylko królem węgierskim! Ale Zygmunt mógł wszystko! Jeżeli nie wprost, to klucząc. Gdy w czasie koronacji nowy papież Marcin V w listopadzie 1417 roku jechał na wyznaczone miejsce na białym koniu, pod baldachimem z purpurowego aksamitu ze złotymi frędzlami, poprzedzało go pieszo dwóch panujących: z prawej strony Zygmunt Luksemburczyk - król węgierski i rzymski, z lewej zaś młody syn burgrabiego norymberskiego, teraz już margrabia brandenburski, elektor, Fryderyk I Hohenzollern. W kwietniu następnego roku elektor wyprawił jeszcze w Konstancji ogromnie huczne wesele swej córki z księciem brzeskim Ludwikiem, a po przybyciu do Brandenburgii zaręczył najstarszego syna, Jana, z jedyną córką elektora saskiego. Miał teraz nadzieję na tron saski z drugim głosem elektorskim. Mniej zachwyceni nowym władcą byli panowie brandenburscy. Zygmunt do niczego się nie mieszał, Fryderyk zaś przede wszystkim musiał odzyskać owe czterysta tysięcy guldenów. Ponadto miał pretensje do krzyżaków o Nową Marchię, a do książąt pomorskich o tak zwaną Marchię Wkrzańską. Pierwsze lata więc na stolcu margrabiego nie były łatwe. Gdy Pomorzanie na początku 1420 roku ruszyli na Brandenburgię, Fryderyk, którego wówczas nie było w Marchii, przybył natychmiast i zwyciężył pod Angerm~unde. Miało tam paść około pięciu tysięcy rycerzy, a mnóstwo dostało się do niewoli. Żeby ich uwolnić, król polski wysłał do Berlina wojewodę poznańskiego Sędziwoja z Ostroroga. Margrabia podjął pertraktacje, lecz zaproponował coś zgoła nowego, co wojewodę niesłychanie zainteresowało: małżeństwo swego młodszego syna Fryderyka z królewną Jadwigą. Sędziwój natychmiast udał się z propozycją do króla, król zaś zawiadomił księcia Witolda. Margrabiego zaproszono na naradę do Krakowa. Zygmunt Luksemburczyk tymczasem po zakończeniu sejmu Rzeszy we Wrocławiu, na którym to ogłosił znany nam już niesprawiedliwy dla Polski wyrok, wybrał się do Czech, aby objąć tron po zmarłym bracie. Ale Czesi nie zamierzali go przyjąć. Wprawdzie społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy: skrajny, ludowy, którego ośrodek stanowiło miasteczko Tabor, oraz bardziej umiarkowany, złożony z zamożniejszej ludności. Jedni i drudzy jednak uznali Zygmunta odpowiedzialnego za śmierć Husa w Konstancji i nie chcieli takiego króla. Uchwalono tak zwane cztery artykuły praskie, których miał bronić cały kraj: 1. swoboda wierzeń - nieoskarżanie o herezję; 2. dla wiernych komunia pod dwiema postaciami - chleba i wina ("sub qutraque specie"); 3. konfiskata dóbr kościelnych i duchownych; 4. "grzechy śmiertelne", czyli przestępstwa, podlegają jednakowej karze bez względu na przynależność stanową; prawo do języka czeskiego. Na czele sił zbrojnych stanął zdolny dowódca Jan Żiżka z Trocnowa, który uczestniczył wśród czeskich ochotników pod Grunwaldem. Wojsko czeskie składało się głównie z piechoty, zbrojnej w cepy bojowe, topory, nawet maczugi nabijane żelazem. W wojsku walczyły również kobiety. Zygmunt liczył się z oporem, szedł więc zbrojnie, zdobyte mniejsze miejscowości wycinał w pień. Zdobył nawet zamek królewski w Pradze i tu pospiesznie ukoronował się na króla czeskiego - bez Czechów i przeciw Czechom. Ale na tym się powodzenie skończyło. Praga zdołała się obronić, a następnie Jan Żiżka rozbił wojsko Zygmuntowe pod Witkowem. Trzeba było zarządzić odwrót. W takiej to chwili stanął przed Zygmuntem jego dotychczasowy najwierniejszy sojusznik, margrabia Fryderyk, aby mu oznajmić, że pragnie swego syna ożenić z córką króla polskiego. Wiadomość została ponoć przyjęta "kwaśno", ale na razie bez protestu. Wkrótce jednak Czesi zdetronizowali swego samozwańczego króla, a koronę zaproponowali... Jagielle. Wówczas to dopiero Zygmunt począł żądać, aby Fryderyk natychmiast wycofał swoją propozycję. Ale margrabia nie dał się zastraszyć, w końcu marca 1421 roku przybył do Krakowa, spędził tu dwa tygodnie i zawarł dwa traktaty. Pierwszy - tajny - to przymierze przeciwko "zuchwałym grabieżom krzyżaków", którzy zarówno Polsce, jak i Brandenburgii wydarli znaczne ziemie. Obie strony zobowiązały się wspomagać wszelkimi siłami zbrojnymi pod osobistym dowództwem monarchów, byle tylko jeden sprzymierzeniec uprzedził drugiego na trzy - cztery miesiące przed wyprawą. Margrabia nawet Nową Marchię decydował się oddać Polsce, a przecież tak mu na niej zależało. Treść drugiego traktatu stanowiły zaręczyny, a w przyszłości małżeństwo syna margrabiego, również Fryderyka, który miał lat siedem, ze starszą od niego o lat pięć córką Jagiełły. Fryderykowi przyrzekano koronę połączonego królestwa, którą miał objąć pięć lat po spełnieniu małżeństwa, czyli jako dziewiętnastoletni młodzieniec. I to nawet wówczas, gdyby Jadwiga, już jako jego żona, zmarła bezpotomnie lub gdyby żyły inne córki królewskie. Tylko w takim wypadku, jeżeli król Władysław doczeka się syna, Fryderyk musi mu ustąpić pierwszeństwa. Jadwiga otrzyma wówczas sto tysięcy dukatów posagu. Król był wdowcem trzykrotnym i kończył siedemdziesiąt lat. Mimo że czuł się rześki i zdrowy, zastrzeżenie praw dla ewentualnych potomków było nieco zaskakujące. Dlatego historycy przypuszczają, że sprawa czwartego małżeństwa już wówczas była nie tylko projektowana, ale i głośna. Istotnie 25 lutego 1422 roku w Nowogródku król Władysław zawarł czwarty związek małżeński z księżniczką Sonką Holszańską, a w marcu nowa królowa była już w Krakowie. Gdy w kwietniu przybyło do Krakowa poselstwo margrabiego brandenburskiego pod przewodnictwem biskupa lubuskiego, wiodąc młodszego Fryderyka Hohenzollerna, który się odtąd miał wychowywać wśród swoich przyszłych poddanych, sytuacja już się nieco zmieniła. Nowa pani na Wawelu liczyła sobie zaledwie o trzy - cztery lata więcej niż jej pasierbica, a każda miała swoich zwolenników i przeciwników. Sytuację mógłby łagodzić król, cóż, kiedy go nie było w stolicy. W każdym razie młodego Hohenzollerna otoczono opieką. Jego kształceniem zajął się wybitny profesor uniwersytetu krakowskiego Eliasz z Wąwolnicy, a sprawnością rycerską Piotr Chełmski. Fryderyk przebywał nie tylko w Krakowie, czasem towarzyszył królowi w objazdach po kraju, często też przebywał w otoczeniu księcia Witolda, poznawał język, ludzi, obyczaje. Król Władysław zaraz po wyroku wrocławskim Zygmunta zwrócił się do papieża o unieważnienie tego wyroku. Papież przysłał wówczas nowego legata, Antoniego Zena - pierwszego chyba, od czasów Galharda z Chartres sprzed blisko stu lat, jeżeli nie życzliwego, to w każdym razie obiektywnego, który nie przyjął darów i zabrał się rzeczowo do zbadania sprawy. W tym też czasie przybyło poselstwo czeskie, ofiarowując koronę Władysławowi. Król stanął wobec bardzo trudnej sprawy. Wyznawców Husa nie potępiał, jak i nie potępiało ich bardzo wielu Polaków, a byli też i gorący ich zwolennicy. Jakiś zażarty antyhusyta napisał nawet na nich satyrę: "Jeśli ktoś schizmę podnosi, sprzymierzają się z nim Polacy.@ Jeśli ktoś gardzi chrześcijanami, patrz, czy to Polak nie będzie?@ Jeśli mordują gdzieś księży, czy to znów nie są Polacy?@ Łający zasię papieża pewnie Polakiem też będzie."@ Autor satyry zapomniał lub nie wiedział, że w samej Pradze w czasie najgorętszych walk w kościele świętego Galla odprawiano husyckie nabożeństwa po niemiecku. Jeżeli zaś przyjrzymy się artykułom praskim, to dostrzeżemy, że w wywodach Husa nie było różnic dogmatycznych, tylko obrzędowe i społeczne. Nie Hus ustanowił komunię pod dwiema postaciami, tylko Chrystus. Nie Hus zalecał ubóstwo, tylko Chrystus. W ówczesnych jednak warunkach husytyzm miał wiele elementów utopijnych, których nie dałoby się żadną miarą wprowadzić w życie. Królowi Władysławowi marzyło się jakieś ogromne państwo słowiańskie z Polską, Rusią i Czechami włącznie, jako zapora przeciwko agresywnym panom niemieckim. Ale przyjąć koronę czeską to przejąć na siebie ciężar jeszcze jednej wojny. Odmówił więc. Poselstwo czeskie wobec tego udało się do księcia Witolda i ten przyjął. Na razie wysłał do Pragi królewskiego bratanka, Zygmunta Korybutowicza, jako swego namiestnika. Król nie zaprotestował. Ponieważ jednak legat papieski został odwołany, Jagiełło przygotowywał się do nowej wojny z krzyżakami. W lipcu 1422 roku stał z wojskiem pod Czerwińskiem, zupełnie tak samo jak w 1410 roku. Zażądał też pomocy od margrabiego zgodnie z zeszłorocznym układem krakowskim. W tym samym czasie Zygmunt Luksemburczyk zwołał nową krucjatę przeciw Czechom, a dowódcą naczelnym wyprawy zamianował właśnie Fryderyka Hohenzollerna, przez co postawił go złośliwie w sytuacji kłopotliwej, zwłaszcza że po przyjęciu korony czeskiej przez księcia Witolda papież krucjatę poparł. Jagiełło chyba się jednak bezpośredniej pomocy margrabiego nie spodziewał, uzyskał tylko tyle, że posiłki z Zachodu nie miały dostępu do ziem krzyżackich, nie przepuszczano ich przez marchię. Tymczasem wódz husytów Jan Żiżka rozbił armię Zygmuntową pod Taborem, a potem gnał ją dalej, aby ostateczny cios zadać pod Niemieckim Brodem (obecnie Hawliczków Bród). Władcy państwa polsko_litewskiego byli lepszymi wodzami niż Zygmunt. Ruszywszy z Czerwińska, po tygodniu już oblegali Lubawę, potem Prabuty, Golub, Kowalewo, Papowo. Przerażeni krzyżacy zaczęli błagać o pokój, który też zawarto nad jeziorem Mełno 27 września. Polska odzyskiwała Orłowo, Murzynowo i Nieszawę, Litwa - Żmudź, już bez warunków, że do końca życia władców. Niepowodzenia natomiast waliły się na margrabiego Fryderyka. Nie dość, że naraził się królowi Władysławowi, nie dając pomocy przeciw krzyżakom, to jeszcze Zygmunt, tym bardziej wściekły po klęsce w Czechach, zemścił się na nim w inny sposób. Wiadomo, że najstarszy syn Fryderyka był ożeniony z jedyną córką elektora saskiego, który zmarł 27 listopada 1422 roku. Saksonia powinna była przypaść jego zięciowi, Janowi Hohenzollernowi. Zygmunt jednak nadał ją margrabiemu Miśni. Tak więc jeszcze daleko było Hohenzollernom do koligacji z dynastią jagiellońską, a już ich za to spotykały ciosy. W tymże 1422 roku zmarł arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Trąba. Fakt ten miał duże znaczenie zarówno dla dalszych losów królewny, jak i nowej małżonki króla. Na stolec prymasowski w Gnieźnie przesiadł się bowiem Wojciech Jastrzębiec, zwalniając dwa ważne stanowiska: kanclerza koronnego i biskupa krakowskiego. Było niezmiernie istotną sprawą, kto je zajmie i po czyjej stronie się opowie. Na Wawelu przebywały nadal dwie kobiety: królewna Jadwiga i czwarta pani Jagiełłowa. Był to dla niej ciężki rok: król daleko, o koronacji dotąd ani mowy, stronnictwo królewny aktywne i zadowolone z takiego stanu rzeczy. Długosz napisał o Sonce, że była bardziej ładna niż mądra. Nie wiemy, czy była mądra, ale że obrotna, że umiała chodzić około swoich spraw, to pewne. Wiedząc, że może liczyć tylko na siebie, zaczęła sobie zdobywać stronników. Stanisław Ciołek pisał już o niej wiersze pochwalne - usunięty z kancelarii przez rozgniewanego króla, miał teraz nadzieję na powrót. Dwaj główni poplecznicy króla - późniejszy wojewoda sandomierski Piotr Szafraniec i jego brat, podkanclerzy Jan - nie byli jej przeciwni. Ale to nie wystarczyło. Musiała zdobyć człowieka silnego, ambitnego i umiejącego dojść do celu. Znalazł się taki. Dotąd był pierwszym notariuszem kancelarii królewskiej, teraz otworzyła się przed nim szansa. To Zbigniew Oleśnicki. Rok 1423 obfitował więc w interesujące wydarzenia. Oleśnicki został biskupem krakowskim, Jan Szafraniec - kanclerzem, a Ciołek podkanclerzym. W jesieni rozpoczęły się przygotowania do koronacji królowej. Tak okazałej uroczystości Kraków nie oglądał chyba od czasu słynnego kongresu królów za Kazimierza Wielkiego w 1364 roku. Koronacja Sonki odbyła się w marcu 1424 roku. Zygmunt przybył w towarzystwie królowej Barbary, stawili się książęta mazowieccy, śląscy, nawet jeden bawarski, oczywiście margrabia Fryderyk, a co najdziwniejsze - król skandynawski Eryk XIII, który przed kilku miesiącami zawarł wraz ze swoimi krewnymi pomorskimi sojusz z krzyżakami przeciwko Jagielle. Ale też i nie chodziło tu o uświetnienie koronacji, lecz o zerwanie zaręczyn królewny Jadwigi z młodszym Hohenzollernem. Natomiast nie przybył książę Witold. Trudno przypuścić, że był przeciwny koronacji Sonki. Raczej to zgoda króla Władysława z Zygmuntem i odwołanie Korybutowicza z Czech, które nie zostało z nim całkowicie uzgodnione, były przyczyną jego nieobecności. Wśród uczt, turniejów i widowisk jednocześnie trwała zażarta batalia. Jak pisze Prochaska, Zygmunt i Eryk intrygą, agitacją i kruszcem starali się rozerwać przymierze jagiellońsko_brandenburskie, aby Jadwigę mógł poślubić Bogusław Słupski. Zygmunt dowodził, że Fryderyk w ogóle nie jest margrabią, gdyż otrzymał Brandenburgię tylko w zastaw i z chwilą, gdy zwróci mu sumę zastawną, będzie musiał wracać do Norymbergi. Ba! Ale zwrócić czterysta tysięcy dukatów! Znamy już dostatecznie Luksemburczyka, aby stwierdzić, że to czcza mrzonka. W dodatku ów zastaw Brandenburgii był wymysłem Zygmunta. Dokumentem wystawionym w Konstancji zrzekł się przecież zarówno Marchii, jak i głosu elektorskiego na rzecz Hohenzollerna, czego Fryderyk nie omieszkał mu przypomnieć, udowadniając, że nie tylko Zygmunt nie ma prawa do Brandenburgii, ale i do tytułu króla rzymskiego, jest jedynie królem węgierskim! Fryderyk jako elektor zwołał zjazd książąt niemieckich do Bingen, gdzie oskarżył Zygmunta, że łączy się z wrogami Rzeszy. Tym wrogiem był król skandynawski Eryk, który istotnie pobił Niemców w Holsztynie. Mimo wszelkich usiłowań przeciwników margrabia nie wycofał się z układów dotyczących małżeństwa swego syna z królewną polską, dostatecznie atrakcyjnego dla bądź co bądź dorobkiewiczowskiej dynastii Hohenzollernów, nawet gdyby nie było nadziei na sukcesję tronu. Król Władysław był w nie mniejszych opałach, zwlekał jednak z decyzją. Ostatecznie odłożono sprawę do uzgodnienia z księciem Witoldem. Margrabia pogodził się z Zygmuntem Luksemburskim w 1426 roku, syn jednak pozostał w Polsce. Wiemy, że już w 1424 roku Jagiełło doczekał się pierwszego syna, potem drugiego i trzeciego. O królewnie Jadwidze w następnych latach dokumenty nie podają żadnych wiadomości. Dlaczego jednak małżeństwo nie zostało zawarte w 1427 roku kiedy Fryderyk ukończył czternaście lat, nie wiadomo. Miał przebywać nadal w państwie jagiellońskim i wyjechał dopiero po pogrzebie narzeczonej. Zmarła w grudniu 1431 roku, miała lat dwadzieścia trzy, on zaś osiemnaście. Informując o tej śmierci, Długosz podkreśla, że chodziły wieści, jakoby królewna została otruta przez macochę, która w ten sposób chciała zapewnić synom dostęp do tronu. Wprawdzie - powiada dalej - na wezwanie spowiednika złożyła przysięgę w obecności biskupa Oleśnickiego, że to nieprawda, lecz sformułowanie Długoszowe jest tak niewyraźne, iż jedni historycy odczytali to jako przysięgę królowej, inni zaś - królewny. Kanonik krakowski Adam Świnka, który bardzo napuszonym wierszem żegnał poległego pod Gołąbcem Zawiszę Czarnego, teraz z kolei napisał epitafium na śmierć królewny Jadwigi. Oba wiersze przytacza Długosz. Oto początek: "O wzorze panien! O ozdobo sławnego królestwa,@ którego klejnotem orzeł białopióry w purpurowym polu!@ niegdyś opiewałem, radosny, pieryjskim»* pieniem twoje,@ zacna panno, pochwały, gdym cię oglądał z podziwem,@ jaśniejącą złotem, perłami, i uwieńczoną kwieciem,@ z obliczem niebiańskim..."@ Poetyckim (Pierydy - muzy). Potem opisuje poeta piękność królewny: cudna jak szmaragd, wonny fiołek, lilia itp. A pod koniec: "...płacz napełnia kraj cały,@ gdy zwłoki twoje z żalem prowadząc przez miasto,@ ojciec, zwycięzca sławny, martwe żegna szczątki,@ z rozpaczy włos z sędziwej wyrywa skroni,@ z piersi dobywa westchnienia, a twarz poważną@ oblewa łzami i na swój długi wiek narzeka..."@ Przytoczywszy słowa bądź co bądź naocznego świadka, Długosz natychmiast dodaje, że król Władysław na pogrzebie córki nie uronił ani jednej łzy, a nawet mówiono, że był rad ze względu na dobro synów, po czym jeszcze raz powtarza plotkę o otruciu, chociaż już poprzednio informował, że to nieprawda. Zwłoki Jadwigi pochowano w katedrze na Wawelu, w grobie jej zmarłej przed piętnastu laty matki, królowej Anny. Sprawa zajęcia tronu przez Fryderyka Hohenzollerna wypłynęła jeszcze raz, po śmierci Władysława pod Warną, w chwili gdy jego brat Kazimierz nie chciał potwierdzić przywilejów, jakie mu przedkładano jako warunek wyboru na tron. Kazimierz jednak się ugiął. Jednym z argumentów, jakich używał margrabia brandenburski, zalecając swego syna na tron polski, był ten, że wśród ludności Marchii Brandenburskiej jest jeszcze bardzo dużo elementu słowiańskiego, który się łatwo spolonizuje, a królowie z dynastii Hohenzollernów będą polskimi Hohenzollernami, czyli Polska "połknie" Brandenburgię. Znając dalsze dzieje, nie możemy tego być tacy pewni. Była to dynastia silna i zaborcza. W końcu jednak nie są to sprawy, które się dadzą rozstrzygnąć. Królowie z obcych dynastii panowali w różnych krajach i różne były ich zasługi. Andegawenowie nie byli Węgrami, a zarówno Karol Robert, jak i Ludwik bardzo wiele uczynili dla rozwoju kraju. Zygmunt Luksemburczyk, nie dopuszczony do tronu w Polsce, dwa razy więziony przez własnych poddanych na Węgrzech, wielokrotnie pobity w Czechach, wszędzie pozostawił jak najgorszą pamięć. Eryk skandynawski, adoptowany przez królową Małgorzatę, która odebrała Niemcom Szlezwik, krzyżakom Gotlandię i zdobyła Finlandię, nie mógł sprostać rządom tak wielkiego państwa. Jego nieco awanturnicza polityka doprowadziła do upadku handlu na Bałtyku, na czym ucierpiały nie tylko miasta niemieckie, o co mu chodziło, ale i wszystkie inne. Odpadły też od niego po kolei wszystkie korony i zmarł, podobnie jak się urodził, jako książę słupski. Jagiełło też nie był ani Polakiem, ani Słowianinem, a uczynił dla Polski i dla Słowiańszczyzny więcej, aniżeli wielu królów rodzimego pochodzenia. Zofia O czwartej żonie króla Władysława, Zofii Holszańskiej, zwanej popularnie Sonką, zwykło się pisać, że była księżniczką ruską, niektórzy nawet wywodzą ją od Rurykowiczów, a więc z rodu książąt moskiewskich i kijowskich. Tymczasem według "Polskiego słownika biograficznego", a jest to chyba dostatecznie poważny informator, rzecz się ma zgoła inaczej. Jeden z synów Olgierda z pierwszego małżeństwa, Dymitr zwany starszym, bo później również Korybut przyjął imię Dymitra, książę briański, trubczewski, starodubowski, miał aż ośmiu synów i jeszcze kilka córek. Gdy zmarł w 1399 roku, spuściznę podzielili synowie, a że nie bardzo było co dzielić, jeden z młodszych, Semen, uzyskał tylko maleńki Druck nad rzeczką Drucią, już właściwie w księstwie witebskim. Z tego to Drucka Semen złożył Jagielle i Witoldowi hołd lenny w 1401 roku w Birsztanach. Z córek księcia Dymitra najstarszą była prawdopodobnie księżna Anna Witoldowa, czego dotąd raczej nie podkreślano, druga zaś - Agrypina - wyszła za bliskiego współpracownika księcia Witolda, wielmożę litewskiego Iwana Holszańskiego (Holszany - posiadłość w pobliżu Wilna). Po śmierci brata Jagiełłowego Skirgiełły, który był namiestnikiem Kijowa, następcą jego w roku 1400 został właśnie Iwan Holszański, a po nim z kolei jego syn Michał. Holszańscy mieli jeszcze trzech synów - Semena, późniejszego namiestnika Nowogrodu Wielkiego, Iwana i Andrzeja, oraz córkę Julianę. Ta wyszła za mąż za księcia Iwana Koraczewskiego, lecz w 1418 roku zmarła księżna Anna Witoldowa i książę upatrzył sobie na jej następczynię właśnie Julianę. Gdy dotychczasowy mąż nie zgodził się ustąpić, książę kazał go ściąć i ożenił się z "wdową". Nie tak drastycznie układały się losy innego z synów Holszańskich: Andrzeja. Ożenił się z jedną z młodszych córek księcia Dymitra Olgierdowicza, czyli z siostrą swej matki, a więc własną ciotką. Widocznie zmarł młodo i Aleksandra Holszańska pozostała z trzema córkami na łasce losu. Te córki to: Wasylisa - późniejsza żona księcia bielskiego Iwana, Sonka i Mańka - księżna mołdawska. Sonka była zatem wnuczką przyrodniego brata Jagiełły, licząc ze strony matki, a prawnuczką ze strony ojca. Rzecz dość zabawna, że gdy Jagiełło zawierał swoje trzecie małżeństwo z Granowską, z którą nie łączyły go żadne więzy krwi, musiał uzyskiwać dyspensę kościelną. Gdy zaś Andrzej Holszański żenił się z własną ciotką lub Witold z siostrzenicą swego brata, żadna dyspensa nie była potrzebna. Przy tak skomplikowanym pokrewieństwie zapewne i o nieporozumienia było łatwo, dlatego chyba wdowa z córkami osiadła u najuboższego z braci, Semena, w Drucku, z dala od stolicy. Jak doszło do małżeństwa króla z Sonką? Kto odegrał rolę pośrednika? Wydaje się, że żadne pośrednictwo nie było potrzebne, król dobrze znał rodziny swych braci, co roku kilka tygodni bawił na Litwie. Zdania na ten temat są jednak podzielone. Jedni badacze twierdzą, że pośredniczył Witold, aby sparaliżować propozycję Zygmunta Luksemburczyka, mianowicie małżeństwo z wdową po czeskim Wacławie i w posagu Śląsk; Witold pragnął korony czeskiej dla siebie. Jagiełło jednak znał dobrze i Zygmunta, i sytuację: książęta śląscy nie pragnęli połączenia z Polską, gdyż zależność od korony czeskiej była raczej formalna, natomiast królowie polscy starali się księstwa lenne włączyć bezpośrednio do korony. Jagiełło nie dał się zatem zwieść obietnicom Luksemburczyka. Zygmunt zresztą, chociaż ukoronował się na króla czeskiego, wcale nim nie był, do Pragi nawet go nie wpuszczono. Inni twierdzą, że książę Witold był przeciwnikiem Jagiełły. Dlaczego, nie wiadomo. Sprawa musiała być omawiana wcześniej, skoro współczesna kronika ruska Bychowca, przekazała słowa, jakie król miał wypowiedzieć pod adresem siostry Sonki, Wasylisy: - "Dziewka jest mocnaja, a ja czełowik stary, nie smeju onoje pokusitsja!" A pokusił się o młodszą. Może zresztą o to właśnie chodziło, istniał bowiem zwyczaj wydawania córek kolejno według wieku. W każdym razie doszło do jakiegoś nieporozumienia, gdyż Witold nie przybył ani na ślub, ani na koronację, chociaż miał obowiązek nie tylko jako krewny, lecz i wasal. Ślub nastąpił w Nowogródku, gody weselne odprawiono w Lidzie, obrzędu dokonał powiernik księcia Witolda, biskup żmudzki, potem wileński, Maciej. Nie znaczy to, że uzgodnił sprawę z księciem, biskup bowiem bywał powiernikiem i doradcą, lecz nie zausznikiem i miał odwagę się przeciwstawić. Na przykład po ścięciu Iwana Korczewskiego odmówił Witoldowi ślubu kościelnego. Książę oczywiście znalazł sobie biskupa o bardziej giętkim sumieniu - włocławskiego Jana Kropidłę - i ceremonia się odbyła. Pod koniec marca 1422 roku para królewska zjechała do Krakowa. Jak tu powitano nową królową, nie wiemy, nie należy jednak sądzić, że źle. Wjazd nastąpił zapewne z całą paradą, przy muzyce, w asyście przedstawicieli miasta, duchowieństwa, uniwersytetu, z chorągwiami, król pozostał na Wawelu zaledwie kilka dni, już 29 marca był w Miechowie, skąd udał się do Wielkopolski i nad granicę z krzyżakami. W lipcu wrócił do Wolborza - stałego miejsca zbiórki rycerstwa polskiego. Młoda królowa została na Wawelu sama. Sama? Przecież dwór królewski roił się od urzędników, dostojników, posłów zagranicznych, wreszcie przebywało tu bądź stale, bądź okresowo mnóstwo bliższych i dalszych krewniaków. Tu wychowywały się dzieci zmarłego w 1404 roku brata królewskiego Dymitra Korybuta, Zygmunt i Helena. Sonka, urodzona około 1405 roku, była zaledwie około trzech lat starsza od swojej pasierbicy, córki Jagiełłowej, Jadwigi, uznanej już formalnie następczynią tronu, ona zaś dotąd była tylko żoną króla, nie królową. Oficjalne osobistości składały wizyty przede wszystkim Jadwidze. Helena Korybutówna, zamężna już z księciem raciborskim Januszem II, przyjeżdżała dość często, czy jednak z sentymentu rodzinnego? Janusz był zagorzałym sprzymierzeńcem Zygmunta Luksemburczyka, miał nawet uczestniczyć w planach rozbioru Polski. Równie często gościli na Wawelu młodzi książęta mazowieccy, zwłaszcza najstarszy, Ziemowit (Siemko). Zarówno Zygmunt, jak i Ziemowit, młodzi mężczyźni dwudziestokilkuletni, sądząc z dalszego ich postępowania, mogli żywić cichą nadzieję na koronę po stryju. Czy mieli powody, aby się cieszyć z przybycia jakiejś tam zaściankowej księżniczki, chociaż krewnej, która w przyszłości mogła zagrozić ich ambitnym nadziejom? Z tego czasu pochodzi żałosny list Sonki do nieobecnego króla: "Zaprawdę żałośliwy i gorzki to dzień, który was od mego oddzielił widoku! Obrócił mi się w długą i nużącą noc, odkąd znikło sprzed mego wzroku wasze oblicze i wszystko jest przeciwko mnie!" Jak widać młoda pani była dostatecznie mądra, a przynajmniej obrotna, skoro wkrótce zdołała sobie stworzyć w tym nieprzychylnym światku zespół stronników i oddanych dworzan. Pierwszym marszałkiem jej dworu był pozostały na tym stanowisku z lat dawnych Piotr Ryterski, kanclerza jednak - Hinczę Rogowskiego - powołała sama. Następny był już zgoła reprezentatywny: profesor uniwersytetu Andrzej z Kokorzyna. Zjednała sobie również kilka znakomitych dam. Król 9 lipca ruszył z Wolborza do Czerwińska, a stamtąd na czele całej już armii ku granicy z krzyżakami. 30 lipca rozpoczął oblężenie Lubawy, niewielkiego grodu nad Drwęcą. Była to odpowiedź zarówno na niesprawiedliwy wyrok wrocławski Zygmunta z 1420 roku, jak i na odwołanie legata papieskiego Antoniego Zena pod naciskiem tegoż Zygmunta. Nadeszła więc chwila, kiedy można było wyciągnąć miecz z pochwy, nie licząc się z żadnymi poprzednimi wyrokami i decyzjami. Około sześciu tygodni rycerstwo polskie i księcia Witolda oblegało różne zamki, krzyżacy bowiem - nauczeni doświadczeniem - do walki w polu nie stanęli. Chociaż rezultaty nie były wielkie, wystarczyły jednak, żeby nieprzyjaciela zatrwożyć. 27 września nad jeziorem Mełno pod szkarłatnym namiotem, darem dla króla polskiego od hrabiego celejskiego Hermana, podpisano pokój, który miał być "wieczysty". Polska otrzymywała niewiele, bo tylko Nieszawę, Orłowo i Murzynowo, natomiast Litwa Żmudź na stałe. Mimo wszystko traktat mełneński należy uważać za Jagiełłowe zwycięstwo nad krzyżakami. Król wracał powoli, zatrzymując się kolejno w miejscowościach, przez które prowadziła droga, i załatwiając sprawy bieżące. Dopiero 11 listopada dotarł do Niepołomic, gdzie zapewne oczekiwała go królowa, po czym oboje udali się do Krakowa. Odpoczynek trwał około dwóch tygodni, pod koniec miesiąca król - jak od lat - udał się na Litwę. Powrócił w ostatnich dniach lutego i zatrzymał się w Korczynie, tu przybyła też królowa. Mniej więcej po tygodniu Sonka powróciła do Krakowa, Jagiełło udał się przez Nowy Sącz, Czorsztyn, Sromowce do Spiskiej Wsi pod Kieżmarkiem na zjazd z Zygmuntem Luksemburczykiem. Może wydać się dziwne, że władca polsko_litewski po świeżych sukcesach, zarówno wojennych, jak i dyplomatycznych, zgodził się na zjazd ze swoim odwiecznym wrogiem, zjazd, na którym w dodatku musiał pójść na ustępstwa. Trzeba sobie jednak uświadomić, czym była zgoda na przyjęcie korony czeskiej przez Witolda: jego namiestnik po przybyciu do Pragi podpisał cztery artykuły praskie i przyjął komunię pod dwiema postaciami. A więc "herezja"! Natychmiast podniósł się krzyk w Europie, zwłaszcza w Niemczech! Papież kategorycznie zażądał odwołania Zygmunta Korybutowicza z Pragi! W tych warunkach odwołano królewskiego bratanka, który zresztą wcale się nie podporządkował, licząc - i słusznie - na milczącą zgodę i pomoc tak króla, jak i księcia Witolda. W Spiskiej Wsi ponadto król Władysław obiecał dać Zygmuntowi Luksemburczykowi pomoc zbrojną przeciwko Czechom. Znowu dziwne? Nie tak bardzo, bo wkrótce król żali się w listach, że rycerstwo wcale nie chce iść na tę wojnę (co królowi oczywiście jest na rękę), a wielu nawet ucieka do armii czeskiej. Co jeszcze istotniejsze - i Zygmunt Luksemburczyk nie chce tej pomocy, gdyż obawia się, że rycerze polscy w czasie bitwy mogą przejść na stronę przeciwnika! Oto i arkana polityki: co innego się mówi głośno, a co innego po cichu, co innego podpisuje, a co innego robi. Gdy król układa się z Zygmuntem na Spiszu, królowa robi przygotowania do swojej pierwszej podróży po kraju. W połowie kwietnia spotyka się z królem w Bieczu i towarzyszy mu przez dwa miesiące na Rusi - piękna, strojna, wesoła. Wiozą za nią suknie i futra, klejnoty i pachnidła. Odwiedzają razem Krosno, Łańcut, Przeworsk, Medykę, Trembowlę, Halicz, Drohobycz, Sambor i Przemyśl. Pod koniec tego roku w ponownej podróży król prosi miasta na Rusi, aby mu dopomogły finansowo do koronacji królowej. Jak już wspomniano, po śmierci prymasa Mikołaja Trąby i nominacji na jego miejsce Wojciecha Jastrzębca podkanclerzym został Stanisław Ciołek, a biskupem krakowskim Zbigniew Oleśnicki. Królowa, przyczyniając się do wyboru tych właśnie ludzi, oczekiwała od nich w zamian, aby doprowadzili do jej koronacji. Wielkie kariery przy boku króla nie były nowością. Można uważać, że zmarły arcybiskup też był tego przykładem, ale szedł do niej z wielkim trudem i przez długie lata. Spędził przy boku króla trzydzieści pięć lat, był we wszystkich trudnych sytuacjach, pod Grunwaldem nawet wchodził w skład rady wojennej, chociaż duchowny, a mimo to, prowadząc przez kilka lat kancelarię królewską jako podkanclerzy, nie mógł uzyskać stopnia kanclerza. Dopiero stolec prymasowski dał mu pełną satysfakcję. Karierę także zrobił jego następca, Wojciech Jastrzębiec, syn tak ubogiego szlachcica, że gdy ojciec przyprowadził go do szkoły, chłopiec był bosy. Ten również położył duże zasługi dla królestwa. Nie bardzo jest zrozumiałe, dlaczego określenie "karierowicz" tak mocno przylgnęło do Stanisława Ciołka. Syn wojewody mazowieckiego, wykształcony w Pradze, bardzo zdolny pracownik kancelarii królewskiej już od 1400 roku, zrobił tylko jedno głupstwo, które przypłacił kilku latami dymisji: napisał paszkwil na trzecie małżeństwo króla z Elżbietą Granowską. Wreszcie król dał się przebłagać i Ciołek powrócił do kancelarii. A ponieważ dotychczasowy podkanclerzy, Jan Szafraniec, został kanclerzem, Ciołek zajął jego miejsce. Będzie z kolei wypisywał hymny pochwalne na cześć nowej królowej i jej synów. Po kilku latach z wielkim trudem, przy protekcji króla i królowej, zostanie biskupem poznańskim - najuboższym z biskupów w kraju - i na tym koniec. Kariera nie tak znowu olśniewająca w zestawieniu z ludźmi jego stanu i poziomu. Historycy mają mu za złe, że za ostro zabiegał o infułę poznańską. A czy inni byli lepsi? Chociażby jego kontrkandydat, który pilnował swoich interesów na miejscu w Rzymie. Po Ciołku przynajmniej pozostało kilka dobrych wierszy - szkoda, że po łacinie. Co innego Oleśnicki! Przytaczaliśmy już anegdotki, które opowiadał Długoszowi, a ten je wiernie zapisywał, inni zaś jeszcze upiększali. Autor biografii Oleśnickiego, Maurycy Dzieduszycki, snuje dalej opowieść - trochę według Długosza, a trochę na własną rękę. Jest tak malownicza, że nie sposób jej nie podać, chociażby w streszczeniu. Otóż król z wdzięczności za uratowanie życia pod Grunwaldem chciał natychmiast pasować Zbigniewa na rycerza, on jednak na kolanach prosił, aby tego nie czynił, gdyż pragnie zostać duchownym. Po skończonej bitwie, gdy zapadła noc, pachołkowie zaś nie zdążyli rozstawić namiotu, sporządzono królowi posłanie z liści platanu pod krzakiem kwitnącego błękitnego bzu. Błękitne kiście zwieszały się nad śpiącym, a pilnował go tylko jeden smukły młodzieniec - Zbigniew Oleśnicki. Rzecz nie do uwierzenia: autor, który przecież nie pisze powiastki, powołuje się często nie tylko na kronikarzy czy herbarze, ale na listy i dokumenty, a więc ma ambicje badacza, podaje takie brednie! Platany to zły przekład tekstu Długosza ("pseudoplatanus" to jawor), lecz co to za gatunek bzu kwitnie 15 lipca? Potem naturalnie autor wywodzi Zbigniewa z wielce możnego rodu, którego członkowie przez wieki sprawowali najwyższe urzędy, oraz przypisuje mu dobra, należące wprawdzie do Oleśnickich, lecz czterdzieści lat później. Tenże sam autor, który przedstawił swego bohatera, jak na kolanach oświadcza, że chce zostać duchownym, kilkanaście stron dalej pisze, iż Oleśnicki uzyskał święcenia kapłańskie wówczas, kiedy już miał nominację papieską na biskupa krakowskiego w garści, pierwszą mszę zaś odprawił na Boże Narodzenie 1423 roku. Po trzynastu latach od Grunwaldu! Wolno Dzieduszyckiemu, pozwólmy sobie także: ta pierwsza msza była zapewne jedyną, podobnie jak sto lat później, gdy wojewoda poznański Łukasz Górka, wdowiec i ojciec trzech dorastających synów, został biskupem włocławskim. Tę jedyną mszę odprawił w asyście całego grona diakonów, bo przecież nie umiał. Znany nam już Jan Kropidło w ogóle święceń nie miał, a był biskupem trzydzieści osiem lat. Takie rzeczy się zdarzały. Dlaczego - pytamy - Oleśnicki nie starał się wobec tego o kanclerstwo? Byłby je równie łatwo otrzymał, miałby dostęp do wszelkich arkanów polityki państwa. Ba! Uposażenie kanclerza było skromne, natomiast dochody biskupstwa krakowskiego przewyższały niejednokrotnie królewskie! Do polityki zaś mógł się mieszać każdy, kto stał dostatecznie wysoko. Król ustąpił, ale nie był zadowolony. Na czas ingresu biskupa ostentacyjnie wyjechał z Krakowa. Zresztą i królowa wkrótce się zorientowała, że stała się rzecz niepożądana. Sama potem przeszła do opozycji wobec Oleśnickiego. Ale było już za późno. Tak pragnęła zostać królową, nie tylko żoną króla, że jeszcze nieraz zdarzało się jej postąpić niesłusznie. Gdy na początku 1424 roku przejeżdżał przez Polskę świeży sojusznik krzyżaków, król skandynawski Eryk, Jagiełło znowu ostentacyjnie wyjechał z Krakowa. Królowa przyjęła go sama i zaprosiła na uroczystości koronacyjne. Przybył potem wraz z Zygmuntem Luksemburczykiem, a król Władysław witał ich już w Myślenicach. Sonka wyjechała naprzeciw królowej Barbary przed miasto na górę Lasoty, którą zasłano kobiercami. Po uroczystym powitaniu obie panie wsiadły do jednej kolasy i podążyły na Wawel wśród tłumu ciekawych mieszczan. W piątek 5 marca prymas Wojciech Jastrzębiec w katedrze wawelskiej włożył na skronie czwartej żony Jagiełły królewską koronę. To prawda, że reprezentacyjny zjazd na koronację miał inne przyczyny: polityczne, ale uroczystość uświetnił znakomicie. Przez dwa tygodnie Kraków rozbrzmiewał dźwiękami muzyki i śpiewu, oglądał popisy wędrownych żonglerów, słuchał pieśni i opowieści o sławnych czynach. Może śpiewano o zwycięstwie grunwaldzkim! Na zamku trwały nieustanne uczty, bale, turnieje. Mieniły się barwami stroje, błyszczały klejnoty. Jak wyglądały kobiety, dowiadujemy się z ust zgorszonych kaznodziei. Oto fragment kazania wikarego z Kcyni pod Nakłem, który miał głosić je po polsku, lecz zapisywał po łacinie: "Ogonem sukni pani wznieca kurz w kościele. Wychodząc w deszcz, podnosi suknię. Widzi to diabeł i śmieje się. - Czemu się śmiejesz? - pyta święty. - Mój towarzysz, który się na ogonie woził, upadł w błoto, gdy pani suknię podniosła." Widać jednak gromy z ambon nie skutkowały, skoro niewiele później Jan ze Słupcy tak przedstawia strojnisie swoich czasów. "Patrzmy w naszych czasach na panny, jak przed matkami do kościołów idą: w złoconych trzewikach, z perłami w manelach (bransoletach), z wieńcem pod puszem albo ze złotymi strzępkami (frędzlami). Pacierz (naszyjnik) z korali aż do ziemi zwieszając, w jedwabnej koszulce wyciętej na plecach, płaszcz zwieszony na ziemię na dwa łokcie za nią służący niesie, jak pies ogon szyję wyciąga w górę, jakoby właśnie w niebo wejść chciała, podnosząc przeciw Bogu twarz barwami pokoszczoną, a maściami pomazaną." Jak widać, kosmetyki nie są wynalazkiem naszych czasów. Jeżeli się tak chodziło do kościoła, to cóż dopiero na ucztę koronacyjną królowej lub na tańce! Jeszcze dosadniej gromi elegantki swoich czasów Maciej z Książa: "Cóż mamy rzec o tych, które dbają, aby ich suknie dobrze pachły (pachniały); by ich pośladki widziano, chodzą jak żurawie i pawie; by włosy żegadłem (gorące żelazo) zakręcano; jedzą wonności, by z ust im pachło; ściskają szyje i nogi, a szaty ich wszystkich z krwi i potu ubogich." Ten kaznodzieja zapewne miał na myśli również mężczyzn, gdyż w pierwszej połowie XV wieku modne były krótkie z tyłu rozcięte kaftany, a włosy zakręcone w misterne loki, kobiety nosiły raczej strojne nakrycia głowy. Inny oburza się, że mężczyźni farbują sobie brody, aby ukryć siwiznę, a kobiety perfumują rękawiczki i "dla ozdobienia oka brwi targają!" Z ustaw synodów z czasów Piotra Wysza, Mikołaja Trąby i Wojciecha Jastrzębca dowiadujemy się, że również księża nosili "ubiory świeckie, z tyłu wysoko rozcięte, z rękawami aż do łokci wiszącymi i w takich bufiastych sukniach nawet nabożeństwa odprawiają". Na uroczystościach wawelskich niewątpliwie prym wiodła w strojach królowa Barbara, która nawet na procesji w czasie soboru w Konstancji występowała w sukni z trenem wlokącym się po ziemi. Podobno ubierała się na czarno, nazywano ją nawet "czarną królową". Lecz czarny aksamit czy atłas z dodatkiem klejnotów wyglądał niesłychanie strojnie. Starała się jej zapewne dorównać królowa Sonka, a jeszcze bardziej słynna z zamiłowania do przepychu księżna Aleksandra. Nie wiemy, jakie jeszcze panie zjechały na koronację do Krakowa, możemy się jedynie domyśleć. Żony skandynawskiego Eryka, królewny angielskiej Filipiny, chyba nie było. Natomiast Barbara mogła przywieźć swą piętnastoletnią córkę Elżbietę, od trzech lat zamężną za Albrechtem Habsburgiem, mogła też przybyć jej młodsza siostra, późniejsza księżna cieszyńska, Małgorzata. Aleksandra Mazowiecka zjechała zapewne z niezamężnymi jeszcze córkami, z zamężnych mogła przybyć sławna ówczesna piękność, Cymbarka, żona Ernesta Habsburga. Najbliżej do Krakowa miała księżna Opolska Elżbieta, córka niedawno zmarłej królowej, lecz chyba nie chciała zobaczyć nowej pani na wawelskim tronie. Może natomiast przybyła druga pani na Opolu, żona księcia Bernarda, a córka Spytka z Melsztyna, i jej siostra Katarzyna, do niedawna księżna mazowiecka, a od 1423 roku żona wojewody sandomierskiego Mikołaja z Kurozwęk. Siostry Melsztyńskie odziedziczyły po matce klejnoty, które oceniano na cztery tysiące grzywien, zapewne z dużą przesadą, sprawa bowiem oparła się o sąd. Miał się więc kto pokazać i czym popisać. Nie przybył książę Witold ze swą drugą żoną Julianą, chociaż była rodzoną siostrą ojca królowej, ani żaden ze stryjów. Zapewne stawiło się sześciu synów wuja Semena Druckiego, ci jednakże nie mieli czym imponować: byli ubodzy. Nazajutrz głośny z czynów rycerskich Zawisza Czarny zaprosił całe prześwietne zgromadzenie na wspaniałą ucztę, którą urządził w domu wynajętym od jednego z mieszczan krakowskich, gdyż własnej dostatecznie reprezentacyjnej siedziby jeszcze nie posiadał. Można zatem przypuszczać, że koszt owej uczty poniósł również skarb królewski. A w przerwach między ucztami, balami, widowiskami, turniejami, czasem zaś i w trakcie ich trwania rozgrywała się walka dyplomatyczna. O co chodziło? Oczywiście, każdemu o co innego. Eryk skandynawski usiłował rozbić układ Jagiełły z Hohenzollernem o małżeństwie córki królewskiej na korzyść swego stryjecznego brata Bogusława. Mądra królowa Małgorzata zaadoptowała wnuka swej siostry w nadziei, że poprowadzi dalej jej linię polityczną: antykrzyżacką i antyniemiecką. Eryk jednak nie dorósł do zadania, które mu Małgorzata przekazała wraz z tronem. Co prawda wojował z sąsiadami, głównie z Hanzą, lecz jego zwycięstwa przyniosły krajom skandynawskim problematyczne owoce: przyczyniły się do upadku handlu. Natomiast żeby doprowadzić do małżeństwa swego stryjecznego brata z królewną polską, sprzymierzył się z krzyżakami - wrogami i Polski, i krajów skandynawskich. Co chciał w Krakowie załatwić Zygmunt Luksemburczyk, trudno dociec. Nie przyjechał przecież, żeby dopomóc Erykowi, ale również usiłował rozbić układ Jagiełły z Hohenzollernem. Jagiełło nie przyjął ofiarowanej sobie korony czeskiej, książę Witold najpierw przyjął, potem się wycofał i odwołał swego namiestnika. Król węgierski jednak na pewno wiedział, że już w 1423 roku bawiło w Krakowie kilkakrotnie poselstwo czeskie i mimo oporu, jaki wszelkimi siłami organizował Oleśnicki, przyjęte zostało przez króla, przez księcia Witolda i kanclerza Jana Szafrańca. A ponadto Zygmunt Korybutowicz, który wreszcie powrócił, ponownie wybierał się do Pragi, tym razem już nie jako namiestnik, tylko jako kandydat do korony czeskiej. Król i książę Witold wyparli się kategorycznie udziału w tej nowej imprezie bratanka. Ale z Krakowa przez Śląsk szła do Czech broń, ołów, żywność, konie, nawet buty. I nie tylko z Krakowa. Jagiełło, wbrew oficjalnym zaprzeczeniom darzył sympatią czeskich husytów, gdyż jednym z najważniejszych punktów ich programu była walka o godność narodową, o język ojczysty, walka z przewagą agresywnych feudałów niemieckich, której król poświęcił wszystkie siły. Nie był ich przeciwnikiem i książę Witold; zapewne chętnie by włożył ofiarowaną sobie koronę czeską, gdyby nie ingerencja papieża. Również królowa Sonka, wychowana w prawosławiu, świeża katoliczka, była tolerancyjna. Jeden z poważnych historyków współczesnych dzieli górną warstwę ówczesnego społeczeństwa polskiego na dwa obozy: koncyliarno_luksemburski i kurialno_narodowy. Jest to chyba jednak większe nieporozumienie. Za koncyliaryzmem, czyli wyższością soboru nad papieżem, opowiadał się stale uniwersytet krakowski. To by znaczyło, że jednocześnie za Zygmuntem. Tymczasem nic podobnego. Zygmunt na przykład zabraniał swoim poddanym odwoływać się w sprawach sądowych do uniwersytetu krakowskiego, a rektor Paweł Włodkowic wręcz odmawiał królowi rzymskiemu - takiego tytułu używał Zygmunt - prawa do decydowania o losach narodów, nawet pogan. Nie był stronnikiem Zygmunta Andrzej Łaskarz ani tylekroć wymieniany Zawisza Czarny, który bardzo ostro wystąpił przeciwko niemu w Konstancji w obronie Husa, a przeciwko papieżowi w obronie czci swego króla. Owe sześćset florenów, które Zawisza otrzymał od króla węgierskiego kilka tygodni po koronacji królowej, był to zapewne zwrot pożyczki. Wiadomo, że Zygmunt chętnie i często pożyczał pieniędzy, gdzie się dało. I przeciwnie, nie byli kurialistami, czyli zwolennikami wyższości papieża nad soborem, przywódcy obozu narodowego, bracia Szafrańcowie. Nie mogli być, gdyż od początku swych rządów Marcin V zajmował w sprawach polskich stanowisko bądź nieprzychylne, bądź chwiejne. Jego legat na koronacji w Krakowie, kardynał Branda Castiglione, miał trudne zadanie. Przybył w orszaku Zygmunta, powinien był się więc z nim solidaryzować, tymczasem papież popierał projekt małżeństwa królewny Jadwigi z Hohenzollernem. Co do husytyzmu, to papież często zmieniał zdanie: raz głosił krucjatę pod dowództwem Zygmunta, to znów zwracał się do obu władców polsko_litewskich, aby przejęli sprawę w swe ręce i zastosowali środki, jakie uważają za skuteczne. Chwiejność papieża wynikała z obawy przed Zygmuntem, ten bowiem groził, że zrobi wyprawę zbrojną na Rzym i ukoronuje się wreszcie na cesarza. Pogróżka jednak nie była realna, gdyż wyprawa zbrojna pochłaniała mnóstwo pieniędzy, których Zygmunt nie miał. O tym kardynał Branda wiedział, ale wiedział i co innego: oto w Zameczku Penniscola w Hiszpanii dożywał reszty swego żywota nieugięty papież awinioński Benedykt XIII. Niebezpieczeństwo sprowadzenia nowej schizmy było całkiem realne. Mógł wydobyć Benedykta z zapomnienia Zygmunt, mógł to zrobić także król aragoński. Właśnie rozgrywała się walka o tron neapolitański który Marcin V chciał oddać swym krewnym. Czy Zbigniewa Oleśnickiego można uznać za stronnika Zygmunta Luksemburczyka? Chyba także nie, choć w niejednej sprawie się zgadzali. Biskup krakowski chciał wyniesienia kościoła ponad władzę świecką, król węgierski - przeciwnie - chciał sobie podporządkować papieża. Biskup dążył do przewagi możnowładztwa nad królem, Zygmunt opozycję węgierską skrócił o głowę. Biskup usiłował podważyć dziedziczność tronu - król węgierski właśnie wszelkimi sposobami dążył do tronu czeskiego jako dziedzicznego, potem i czeski, i węgierski oddał swemu zięciowi. Obaj nienawidzili husytów, lecz z innego powodu: biskup dlatego, że żądali konfiskaty dóbr kościelnych, Zygmunt - że go nie chcieli jako króla. Czy któryś z przybyłych załatwił dla siebie cokolwiek w czasie tej szumnej uroczystości koronacyjnej? Chyba nikt i nic. Jedynie książęta mazowieccy starali się o możliwie bliskie kontakty z Luksemburczykiem, krzyżacy bowiem już nie dawali pieniędzy. Królowa jednak była bardzo rada: oto jej koronacja wypadła tak, jak żadna inna od wielu lat. Ostatni podobnie huczny zjazd był chyba na dziesięciolecie unii polsko_litewskiej, to znaczy bardzo dawno. Pierwszego listopada, gdy król Władysław modlił się w katedrze w Przemyślu, zawiadomiono go, że urodził mu się syn. natychmiast podążył do Krakowa. Królowa pragnęła, aby chrzest nastąpił z równą paradą jak jej koronacja, zaproszono więc na ojców chrzestnych: papieża Marcina V, króla Zygmunta Luksemburczyka, księcia Mediolanu Filipa Marię Viscontiego i dożę weneckiego Franciszka Foscariego. Papież przysłał serdeczne gratulacje i prosił prymasa, aby go zastąpił w charakterze ojca chrzestnego. Zygmunta posłowie dogonili w Wiedniu. Był wściekły, gdyż jednocześnie przyjmował grożące mu detronizacją poselstwo elektorów z Bingen, gdzie go oskarżył Fryderyk Hohenzollern. Żeby zachować pozory, prosił Oleśnickiego o zastępstwo przy chrzcie. Ostatecznie więc 18 lutego 1425 roku w katedrze wawelskiej Wojciech Jastrzębiec ochrzcił małego królewicza, dając mu imię ojca - Władysław, a wszystkich ojców chrzestnych łącznie reprezentował Oleśnicki. Książę Witold przysłał w darze srebrną kołyskę, znak, że nie miał do nikogo żalu. Stanisław Ciołek napisał hymn na cześć królewicza i jego rodziców, a Mikołaj z Radomia dorobił do niego muzykę. Był na pewno wielokrotnie śpiewany przy różnych okazjach. Od tego czasu król i królowa mieli jedno pragnienie: zapewnić synowi dziedzictwo tronu. A wszyscy wrogowie - nie tylko osobiście pary królewskiej, lecz monarchii jagiellońskiej - nie dopuścić do tego: wprowadzić w kraju chaos, zamieszanie, niezgodę, niepokój. Jeszcze w 1420 roku żyjący wówczas arcybiskup Mikołaj Trąba wydał statut potępiający wyznawców husytyzmu. A przecież w Konstancji stawał w obronie Husa - co prawda tylko do wyroku uznającego go za heretyka. Biskup krakowski poszedł dalej: zdołał doprowadzić króla do wydania edyktu wieluńskiego, który uznawał husytyzm za herezję podlegającą karze, a wyznawców nakazywał starostom ścigać i karać. Było to zwycięstwo Oleśnickiego nie tyle nad husytami, bo w Polsce nikt lub prawie nikt edyktu nie przestrzegał, lecz nad królem. Jednowioskowy szlachcic, dysponujący teraz dochodami ogromnej diecezji - sześćset parafii, dziesięć kolegiat, sześćdziesiąt dwa klasztory, dziesięciny z obszaru około pięćdziesięciu mil wzdłuż i wszerz, a majętności rozsypane po całym kraju - szybko zdobył sobie wpływ na bezkrytyczną część magnatów. Lecz chyba i sytuacja sprzyjała wzrostowi pozycji możnych. Już w 1422 roku, gdy rycerstwo zbierało się pod Czerwińskiem na krzyżaków, król musiał się zobowiązać, że nie będzie konfiskował majątków szlacheckich ani więził bez sądu ("neminem capitivabimus nisi iure victum"). W roku następnym szlachta uzyskała przywilej niezmiernej wagi - prawo wykupu stanowiska sołtysa, chociaż przywilejem lokacyjnym sołtys otrzymywał je dziedzicznie (przywilej warecki). W 1425 roku po raz pierwszy wypłynęła sprawa następstwa tronu syna królewskiego Władysława. Król uważał, że syn jego automatycznie dziedziczy tron w Polsce, popierała go w tym część możnych, zwłaszcza obaj Szafrańcowie. Strona przeciwna pod przewodem Oleśnickiego twierdziła, że tron polski jest elekcyjny, że otrzyma go ten kandydat, który zatwierdzi przywileje, że Litwa nie stanowi odrębnego państwa, lecz część Polski. Taki stan rzeczy odpowiadał Zygmuntowi Luksemburczykowi: spory o tron wiązały ręce Jagielle, Oleśnicki wciągał Polskę w anarchię, dając okazję sąsiadom do mieszania się w sprawy wewnętrzne. Nie tylko on. Znaleźli się i inni. Wówczas też wybuchła sprawa Pawłowskiego. Stanisław Pawłowski pełnił funkcję kanclerza księcia mazowieckiego Ziemowita. Raptem został oskarżony o przygotowywanie zamachu na króla Władysława. Król zażądał pociągnięcia go do odpowiedzialności. Ponieważ był duchownym, Ziemowit oddał Pawłowskiego arcybiskupowi, który kazał go uwięzić w zamku łowickim. Pawłowski przesiedział w Łowiczu półtora roku, po czym zdołał się oczyścić z zarzutu i powrócił na dawną funkcję. W 1425 roku papież pozwolił królowi pobrać od duchowieństwa daninę na wojnę - przypuszczalnie z czeskimi husytami. Na synodzie w Łęczycy ku zdumieniu obecnych Pawłowski oświadczył, że decyzja papieża nie obowiązuje Mazowsza, które ma swoich władców i do Polski nie należy. Warto dodać, że duchowieństwo w ogóle tej daniny odmówiło. Oświadczenie kanclerza mazowieckiego stanowiło dowód, że książęta mazowieccy coś knują. Król zażądał od Ziemowita hołdu lennego, ten zaś oświadczył, że nie może się stawić z powodu choroby. Przyjrzyjmy się więc bliżej postępowaniu królewskiego szwagra, męża ukochanej, najmłodszej siostry królewskiej Aleksandry. Ziemowit kandydował do tronu polskiego przed Jagiełłą, a gdy mu się to nie udało, zagarnął Kujawy, za które mu potem królowa Jadwiga zapłaciła 10 tysięcy groszy praskich. Jednocześnie jeszcze w czasie bezkrólewia w Polsce zastawił krzyżakom Wiznę za 7 tysięcy grzywien, potem w 1384 roku wziął od nich 3600 kóp groszy, a w 1386 roku jeszcze tysiąc. Otrzymawszy za Aleksandrę duży posag, a potem od króla ziemię bełską, nie tylko nic nie zwrócił, lecz brał dalej: w latach 1399_#1404 najpierw 965 grzywien, potem 630 dukatów, 5494 grzywny, 4 tysiące grzywien i ponownie 4 tysiące. Jeszcze w roku 1408, a więc przed samą wojną polsko_krzyżacką, wypłacono mu 2 tysiące, a potem tysiąc grzywien. Pobrawszy tak ogromne sumy, raz zwrócił 4649 dukatów i drugi raz 347 grzywien. Wiadomo, że krzyżacy nie płacili za darmo, a jeszcze do Płocka szły prezenty. Pod Grunwald Ziemowit się nie stawił, przysłał tylko oddział rycerzy i najstarszego syna. Zupełnie inaczej, aniżeli jego starszy brat Janusz, który był wiernym sojusznikiem, pod Grunwaldem walczył osobiście, a po bitwie na klęczkach dziękował Jagielle za zwycięstwo. Dwukrotnie też Ziemowit mazowiecki był oskarżony o fałszowanie monety: pierwszy raz w 1413, drugi w 1422 roku. W obu wypadkach król uniewinnił "drogiego szwagra", ale teraz przebrała się miarka, zaczął więc odbierać poszczególne majętności, zwłaszcza w ziemi bełskiej, i wcielać je do dóbr królewskich. W 1425 roku zmarł biskup płocki Jakub Kurdwanowski, znany nam z poselstwa w Konstancji. Następcą jego przy poparciu króla został Stanisław Pawłowski. Papież w chwili nominacji wystosował pismo do Ziemowita, aby nie przeszkadzał nowemu biskupowi oraz był posłuszny królowi, poprzednik bowiem miał ciągle zatargi z księciem o zabieranie dochodów kościelnych. Równocześnie król kilkakrotnie wyznaczał terminy księciu mazowieckiemu i proponował nowe miejscowości, gdzie powinien złożyć hołd. Ziemowit ciągle usprawiedliwiał się chorobą, wreszcie w Brześciu Kujawskim nastąpił hołd. Najpierw złożył go tuż przed zjazdem starszy książę, Janusz, z synem Bolkiem, potem dwaj synowie Ziemowita IV - Ziemowit V i Władysław. Jednocześnie książęta przedstawili długą listę skarg na krzywdy, jakie rzekomo spotykały ich ojca ze strony króla Władysława, dowodzili też, że nie mają obowiązku składać hołdu i będą się bronić. O co w tym wszystkim chodziło? Otóż młodszy książę mazowiecki, żonaty z siostrą królewską, miał z nią dwanaścioro dzieci: pięciu synów i siedem córek, a jeszcze na dodatek jednego syna nielegalnego z czasów przedmałżeńskich. Córki udało mu się powydawać za mąż nawet dość reprezentacyjnie: Jadwiga wyszła za Jana Garę, syna palatyna węgierskiego Mikołaja (palatyn to zastępca króla); Cymbarka - za Ernesta Habsburga, a więc do domu panującego; Ofka (Eufemia) - za księcia cieszyńskiego Bolesława; Amelia - za margrabiego Miśni i Turyngii, Wilhelma II, zwanego Bogatym; Anna - za bratanka księcia Witolda, Michała Bolesława; Maria - za pomorskiego Bogusława IX, który starał się poprzednio o rękę królewny Jadwigi; Katarzyna - trzecia żona Michała Bolesława, gdyż po śmierci Anny książę ożenił się z córką Janusza Mazowieckiego, Ofką, która wprędce zmarła. Wszystkie chrzciny i prawie wszystkie wesela urządzano na Wawelu na koszt królewski. Jedynie wesele Marii z Bogusławem odbyło się w Poznaniu w 1422 roku, ale i tam król był obecny. Księżna Aleksandra lubiła przepych, podróżowała zawsze z wielkim orszakiem, zabierała nawet grajków. Została także wpisana na listę dobroczyńców uniwersytetu krakowskiego, gdzie zapewne złożyła hojny datek, miała opinię "matki biednych i sierot", a więc musiała mieć otwartą kieskę. Krzyżacy po klęsce grunwaldzkiej przestali dawać pożyczki, sami je zaciągali. A dochody szczupłego księstwa też były szczupłe, nie wystarczyły nawet dary królewskie. Jak więc urządzić tę gromadkę synów? Gdzie i kiedy książęca para mazowiecka zetknęła się z Zygmuntem Luksemburczykiem? Zapewne w Krakowie, i to jeszcze za życia Jadwigi. Ale to nie było ważne. Ważniejsze i owocniejsze chyba stało się spotkanie na słynnym zjeździe budzińskim w 1412 roku, na którym oczywiście Ziemowit i Aleksandra byli obecni. Ponieważ pierwsza córka Jagiełły żyła tylko trzy tygodnie, druga w chwili zjazdu miała lat cztery, można chyba postawić hipotezę, że parze mazowieckiej marzył się dla Ziemowita tron polski. Nie udało się Ziemowitowi IV, może uda się V? Dlatego tak często widzimy Siemka na Wawelu, w Korczynie, w Wiślicy, nawet buty kupuje mu się z funduszów królewskich. Co prawda młody książę zaczyna bywać również w Malborku i w Budzie. Trzeba wcześnie zdobywać możnych sprzymierzeńców. Wiemy, że księżna Aleksandra miała skojarzyć trzecie małżeństwo Jagiełłowe. Być może zdawała sobie sprawę, że niemłoda, chorowita królowa nie przysporzy Polsce następców tronu. Furtka - jeżeli nie otwarta - była nieco uchylona: tak często małe dzieci umierały niespodziewanie, nie tylko w rodzinach królewskich! Pierwszy ślad bliższego kontaktu z Zygmuntem Luksemburczykiem pochodzi z 1417 roku. Jest to akt legitymacji nieślubnego syna Ziemowitowego, wymienionego pod węgierskim imieniem Miklosz, zapewne więc otrzymał jakąś posiadłość na Węgrzech. Dlaczego z taką sprawą Ziemowit zwrócił się do Zygmunta? Może dlatego, że była to sprawa nieco kłopotliwa tak dla książęcej małżonki, jak i jej królewskiego brata. Powtórne spotkanie, na koronacji królowej Sonki, było - jak wiadomo - niesłychanie burzliwe. Nie ma wątpliwości, że Ziemowit i Aleksandra sprzeciwiali się zaręczynom królewny Jadwigi ze stosunkowo mocnym partnerem - Fryderykiem Hohenzollernem. Bogusław stanowił mniejsze niebezpieczeństwo, zresztą został potem zięciem Ziemowitowym. Krótko przed koronacją jeden z młodszych synów Ziemowita, Aleksander, w 1422 roku rektor uniwersytetu krakowskiego - miał lat dwadzieścia dwa i chyba stanowisko zawdzięczał protekcji, wątpliwe bowiem w tym wieku były jego walory naukowe - został biskupem trydenckim. Trydent leżał na terenie księstwa Habsburgów, a poprzednikiem Aleksandra był nielegalny syn hrabiego celejskiego. Tu już zagrały powiązania rodzinne: siostra Cymbarka, żona Ernesta Habsburga, córka Zygmunta Luksemburczyka - Albrechta, hrabia celejski - teść Zygmunta. Zostało jeszcze czterech, a raczej trzech synów, gdyż Trojden zmarł młodo (1427). Ziemowit, Kazimierz i Władysław. Wówczas to wybuchł spór o hołd mazowiecki, a jednocześnie cała wielka batalia o następstwo tronu dla małego królewicza Władysława. Król żądał uznania dziedzicznego następstwa tronu dla syna, a w razie swej śmierci, zanim Władysław dorośnie - regencji dla królowej Sonki i księcia Witolda. Tymczasem grupa możnych z Oleśnickim na czele przygotowała dokument, z którego wynikało, że król ma być obieralny, i to pod warunkiem, że potwierdzi nadane przywileje oraz wcieli Litwę do Korony. O regencji nie było mowy. Król warunków nie przyjął, na następnym zjeździe w Łęczycy szlachta miała pociąć pergamin szablami, ale w ogóle nic dokładnie nie wiadomo. Co zaś przeżywano na zamku płockim, można sobie wyobrazić: syn ubogiej krewnej Sonki Holszańskiej, wychowanej gdzieś w peryferyjnym Drucku, ma być dziedzicznym królem, a ona sama regentką? Czyż nie stosowniejszy byłby syn Piasta mazowieckiego i Aleksandry Olgierdówny? Tego jednak nikt się nie ośmielił wysunąć. Tuż po zjeździe brzeskim młodzi książęta mazowieccy udali się do Zygmunta Luksemburczyka, którego zastali w Wiedniu i który wraz ze swym zięciem Albrechtem Habsburgiem wydał im dokument. Wynikało z niego, że jeden z ich przodków, książę płocki Wańko, w 1329 roku oddał Mazowsze na prawach lenna królowi czeskiemu Janowi Luksemburczykowi, czyli że Polska nie ma do tej ziemi żadnego prawa. Oczywiście nikt nie wspomniał, że Karol IV, ojciec Zygmunta, zrzekł się tego lenna już w 1353 roku na rzecz Kazimierza Wielkiego. Jednocześnie zawarto układ wojskowy: książęta mieli dostarczyć Zygmuntowi trzysta kopii (kopia - jednostka wojskowa - jeden rycerz konny i przynajmniej dwóch piechurów lub lekkozbrojnych), osiemset zaś przygotują dla krzyżaków. Wynik wojny: rozbiór Polski pomiędzy krzyżaków, Mazowsze i Zygmunta. Wkrótce zmarł książę Ziemowit. Księżna urządziła mu tak wspaniały pogrzeb, że duchowieństwo było zgorszone. Biskup Pawłowski kazał po pogrzebie otworzyć grobowiec, zdjąć z księcia wszelkie kosztowności, sprzedać i pieniądze rozdzielić między ubogich. Król natomiast zmienił nieco system zapewnienia synowi tronu: objeżdżał kraj i odbierał akty hołdownicze od miast, od szlachty, zdarzało się, że składali je i wielmoże, chociaż mniej licznie. Wieść o konszachtach w Wiedniu doszła go szybko, zażądał więc od Zygmunta wyjaśnień. Ten oczywiście wyparł się wszystkiego. Młodzi książęta, pozostawieni sobie, musieli pospiesznie złożyć hołd królowi bez zastrzeżeń, w obawie, aby ich w ogóle nie pozbawiono ojcowizny. Wiadomo było, że na pomoc Zygmunta nikt nigdy liczyć nie mógł, zresztą miał on własnych kłopotów niemało. Husyci czescy nie tylko nie uznawali go jako króla, lecz stawiali warunek, że nogą pertraktować z papiestwem, jeśli pośredniczyć będzie Jagiełło lub Witold. Turcy szykowali się do następnej wojny. W takiej atmosferze rozgorzałych emocji przyszedł na świat drugi syn królewski, Kazimierz. Obecna przy narodzinach była matka królowej, księżna Aleksandra Holszańska, która wkrótce w drodze do Kijowa zmarła w Glinianach. Stanisław Ciołek napisał nowy hymn na cześć królewicza. Otrzymał też niebawem biskupstwo poznańskie po zmarłym Andrzeju Łaskarzu i stał się jednym z ruchliwszych stronników królowej. Młodszy królewicz żył tylko osiem miesięcy, w 1427 roku urodził się trzeci syn, któremu także dano imię Kazimierz. Zapowiadało się więc utrwalenie dynastii. Wówczas rozeszła się plotka, iż królowa dopuściła się zdrady małżeńskiej, innymi słowy, że synowie nie są legalnymi dziećmi króla Władysława. Długosz twierdzi, że plotka powstała w Wilnie, tymczasem to właśnie książę Witold pisał z oburzeniem do panów koronnych, żeby nie słuchali oszczerstw i dali królowej okazję do obrony swej niewinności. Sam dowiedział się o plotce z Malborka. A Malbork skąd? Komu mogło zależeć na tym, aby skompromitować królową, a w każdym razie utrudnić królowi zapewnienie synom dziedzictwa tronu? Dwie są możliwości: albo krąg Oleśnickiego - z królem był w otwartej wojnie, a nawet królowa wymknęła się całkowicie spod jego wpływów i zjednywała sobie coraz szersze poparcie stronnictwa narodowego - albo dwór płocki. Zapewne też maczał w tym palce Zygmunt Luksemburczyk, chociażby z zazdrości, że nawet w tej dziedzinie Jagiełło nad nim góruje, on bowiem miał tylko jedną córkę. Długosz znowu mija się z faktami, wymienia bowiem jako oskarżonych partnerów królowej ludzi, którzy nie zostali pociągnięci do żadnej odpowiedzialności, pozostali nadal w kręgach dworskich i pełnili swoje funkcje lub nawet awansowali. Natomiast staje w obronie oskarżyciela królowej, Strasza z Białaczowa, który jakiś czas siedział w więzieniu w Sandomierzu, a potem złożył przysięgę, że nigdy nic takiego nie powiedział, co by królowej ujmę przyniosło. Królowa jednak zażądała, aby przyjęto również od niej przysięgę oczyszczającą. Złożyła ją przed biskupem krakowskim, a wraz z nią siedem znakomitych pań, jak wojewodzina wileńska, Jadwiga z Leżenicy i Zbąszynia, Dorota Mężykowa, wdowa po marszałku koronnym Zbigniewie z Brzezia, Anna z Tęczyna, wojewodzina sieradzka Kachna Koniecpolska i inne. Niektórzy historycy sugerują, że do przysięgi wciągnięto celowo Oleśnickiego, jego bratową i ludzi z nim związanych, gdyż podejrzewano ich o udział w całej sprawie. Jedno jest pewne: nikt z wysokich dostojników państwowych, którzy by tu mieli coś do powiedzenia, nie kwestionował legalności synów królewskich. A kogo mógł mieć na względzie Oleśnicki, gdyby w plotkę uwierzono i trzeba było postawić kandydata na tron? Zapewne nie Fryderyka Hohenzollerna, bo tym by sobie naraził Zygmunta Luksemburczyka. Więc Piast mazowiecki? Ten byłby chyba najbardziej potulny. `tc Zofia (c.d.) Królowa wyszła z opresji zwycięsko, nie w takim jednak stopniu, aby autorytet monarszy nie poniósł szwanku. W dalszym ciągu los synów nie był pewny, walka więc trwała dalej. Jesienią 1428 roku królowa w towarzystwie najwyższych dostojników, prymasa Wojciecha Jastrzębca i obu Szafrańców, udała się na Litwę - pierwszy raz od wstąpienia na tron. Wkrótce pojechał tam i król, a na początku następnego roku również węgierska para królewska. Zjazd nastąpił w Łucku w styczniu 1429 roku. Kto był inicjatorem projektu koronacji księcia Witolda na króla Litwy? Gdzie i kiedy taki projekt powstał? Pomysł - oczywiście - nowy nie był, kusili Witolda nieraz krzyżacy, kusił i Zygmunt Luksemburczyk tuż przed bitwą grunwaldzką, ale okoliczności były nowe. Czy to nie sam król Władysław wystąpił z propozycją koronacji Witolda? A może królowa? To by się zgadzało z faktem, że ona pierwsza udała się na Litwę - może, aby uzgodnić sprawę z księciem. Według kroniki ruskiej Bychowca koncepcja tym razem wyszła z Wawelu. Dalsze jednak sugestie niektórych historyków są chyba krzywdzące, a w każdym razie idą za daleko: oto stary, zdziecinniały już król oraz niezbyt roztropna matka przerzucają się na stronę odwiecznego wroga Zygmunta Luksemburczyka, byle tylko zapewnić przyszłość synom. Wiadomo, że książę Witold syna nie miał, że państwo Jagiellonów było dziedziczne, że więc po Witoldzie tylko synowie króla Władysława będą dziedziczyć tron litewski, a przy nim może i polski. Koronacja Witolda jednak byłaby równoznaczna z zerwaniem unii polsko_litewskiej, korona bowiem koronie podlegać nie mogła. Jasne jest, że taki obrót sprawy był na rękę Zygmuntowi Luksemburczykowi, zwłaszcza w ówczesnej jego sytuacji. Miejsce genialnego wodza husytów Jana Żiżki, który zmarł od zarazy, zajął nie mniej zdolny Prokop Łysy, nazwany wkrótce Wielkim. Już w 1426 roku odniósł znaczne zwycięstwo pod Usti nad wojskiem margrabiego Miśni, w roku następnym pod Tachowem zadał klęskę wielkiej wyprawie krzyżowej, wojska husyckie znalazły się w Słowacji, na Śląsku, w Austrii, w Brandenburgii. Wkrótce husyci zajęli znaczną część Śląska, gdzie przyłączył się do nich książę opolski Bolko V, mąż pasierbicy królewskiej Elżbiety Granowskiej. Przywódcy husytów skłonni byli do pertraktacji z Rzymem pod warunkiem, że poprowadzą je władcy polsko_litewscy, nie zaś król Zygmunt. A Zygmunt w maju 1428 roku poniósł klęskę od Turków przy oblężeniu twierdzy w Gołąbcu (Golubac). Wówczas to zginął Zawisza Czarny. Papież przestał się więc liczyć z Zygmuntem i wysłał bullę do władców polsko_litewskich, aby nawiązali porozumienie z Czechami. Poseł papieski przybył do Łucka w momencie, kiedy rozgorzał spór o koronację Witolda. Książę początkowo się bronił, król dość niejasno - popierał. Wśród panów polskich zahuczało. Powstało pytanie, kto miał tę koronę przyznać? Zygmunt Luksemburczyk odwołał się do uniwersytetu wileńskiego, żeby potwierdził, że on jako król rzymski takie prawo posiada, prawnicy krakowscy zaprzeczyli temu. Istotnie, dotąd się nie zdarzało - oprócz symbolicznej koronacji Bolesława Chrobrego - żeby nie tylko król rzymski, ale nawet koronowany cesarz komukolwiek koronę przyznawał, wiemy jednak, że Zygmunt Luksemburczyk robił mnóstwo takich rzeczy, których nikt inny nigdy nie robił. Oczywiście w Łucku znalazła się i opozycja polska ze Zbigniewem Oleśnickim i jego oddanym współpracownikiem, wojewodą krakowskim Janem Tarnowskim na czele. Zwłaszcza Oleśnicki przemawiał do księcia Witolda w tak arogancki sposób, że ten zirytowany postanowił się ukoronować. Sprawa unii polsko_litewskiej zawisła więc na włosku. Ostatecznie żaden decydujący fakt nie nastąpił. Wszyscy się rozjechali w rozdrażnieniu. Opozycja magnacka z Oleśnickim i Tarnowskim na czele miała wyjechać pierwsza, a wróciwszy do kraju, podjąć decyzję nieprawdopodobną, mianowicie na zjeździe w Sandomierzu pod nieobecność króla ponoć postanowiono: jeżeli już książę Witold koniecznie musi uzyskać koronę, należy mu ją dać, lecz polską, czyli zdetronizować Jagiełłę. Z taką propozycją możnowładcy polscy rzekomo wysłali do księcia tychże samych wielmożów: biskupa krakowskiego i wojewodę krakowskiego. Witold oczywiście się nie zgodził. Zygmunt Luksemburczyk, który według jednych historyków był autorem projektu koronacji księcia, według innych - tylko podchwycił projekt, gdyż doskonale pasował i do jego usposobienia intryganta, i do jego ówczesnej sytuacji politycznej, chociaż zdawał sobie sprawę, że rzecz jest nie do przeprowadzenia, w drodze powrotnej miał się zatrzymać w Łańcucie i tutaj wypłacić swoim sprzymierzeńcom sute pensje: księciu mazowieckiemu Ziemowitowi cztery tysiące grzywien, Spytkowi z Melsztyna i jego krewniakowi Spytkowi z Tarnowa po dwa tysiące grzywien. Tak przynajmniej twierdzi Antoni Prochaska, cała jednak sprawa wydaje się nieprawdopodobna. Dlaczego Zygmunt miał się zatrzymać w Łańcucie - posiadłości syna królowej Elżbiety, Jana Pileckiego, który do opozycji nie należał? Dlaczego by wypłacał tak ogromne sumy magnatom, którzy w danej chwili nic nie reprezentowali, nie piastowali żadnych urzędów, nie mieli żadnego wpływu na bieżące wydarzenia? Jeżeli chodzi o Spytka z Tarnowa, to można by było sądzić, że chciał go poróżnić z bratem Janem, obok Oleśnickiego głównym przywódcą opozycji. Jednak wcale nie widać, aby doszło między braćmi do jakichś nieporozumień, a za nic Zygmunt nie zwykł był płacić. Najprawdopodobniej jeszcze wygląda wypłata dla księcia Ziemowita, chociaż w tym momencie też nie jest jasne, jaką miał spełnić rolę wobec swego protektora. Sprawa projektu koronacji księcia Witolda na króla Litwy i zapewnienia tronu po nim synowi króla Władysława jest tak niejasna, że każdy z historyków inaczej na nią patrzy i ocenia. Według jednych był to pomysł Zygmunta Luksemburczyka, wobec czego Zbigniew Oleśnicki, który omal nie doprowadził do katastrofy, urasta do roli bohatera narodowego, gdyż koronacji tej zapobiegł. Według innych król i królowa nieomal rzucili się na kolana przed Zygmuntem Luksemburczykiem, depcąc rezultaty unii, byle tylko zapewnić koronę litewską synowi w nadziei, że tym samym uzyska i polską. Jeszcze inni twierdzą, że dla możnych litewskich sprawa unii z Polską nie miała znaczenia, gdyż niebezpieczeństwo krzyżackie już nie zagrażało, dlatego dążyli do koronacji. Zagrażało, zagrażało, i jeszcze długo, bo aż do pokoju toruńskiego! Spróbujmy wobec tego spojrzeć na całą sprawę z własnego punktu widzenia. Pierwsza udała się na Litwę królowa Sonka, zapewne, aby uprzedzić księcia Witolda; pomysł więc wyszedł z Krakowa, nie z Budy ani z Wilna. Towarzyszyli jej ludzie związani od początku z królem i dynastią, którzy interesy państwa mieli na względzie. Co do tego nie ma żadnej różnicy zdań. Ani obaj Szafrańcowie, ani Wojciech Jastrzębiec nie działali z podszeptów zagranicy ani w cudzym interesie. Pragnęli zachować unię, która postawiła Polskę w rzędzie pierwszych państw Europy, pragnęli zapewnić królewiczowi Władysławowi tron dziedziczny po ojcu. O cóż więc chodziło? Dlaczego wystąpiono z tym projektem koronacji wielkiego księcia? Sprawa będzie chyba jasna, jeżeli założymy, że ani para królewska, ani panowie ze stronnictwa narodowego nie traktowali projektu koronacji Witolda na serio, mógł to być jedynie straszak na Oleśnickiego i jego popleczników, którzy domagali się inkorporacji Litwy i elekcji tronu. Litwa z 1429 roku to już nie ta sprzed blisko pół wieku. To już nie własność panującego, lecz kraj i naród o poczuciu odrębności narodowej, z czym należało się liczyć! Inna sprawa, że autorzy projektu nie bardzo wzięli pod uwagę, jak gwałtowną reakcję wywoła taki projekt, a ponadto, że dadzą okazję sąsiadom do mieszania się w wewnętrzne sprawy państwa. Czego mógł się spodziewać po tej koronacji na przykład Zygmunt? Przecież nie wyniesienia Witolda ani zapewnienia tronu synowi króla polskiego! Jedynie może chciał przeszkodzić władcom Polski i Litwy w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji dotyczących Czech, bo przecież pomocy od nich nie oczekiwał. Raczej przeciwnie - bał jej się. Przyszłość miała pokazać, że się nie mylił. Czy zjazd w Łucku świadczył o przejściu do obozu luksemburskiego, rezygnacji z własnej samodzielnej polityki międzynarodowej? Oczywiście nie! Król Władysław znał aż nadto arkana polityki w ogóle, a luksemburskiej w szczególności. Przecież tych zjazdów było bez liku, a jakoś w końcu, pomimo różnych niespodzianek ze strony przebiegłego partnera, Polska wychodziła na ogół obronną ręką. Tym razem się nie udało! Nie wobec Luksemburczyka, lecz wobec opozycji magnackiej w Polsce, głównie Oleśnickiego. W marcu następnego roku król przyjął akt, od miejsca podpisania nazwany przywilejem jedlneńskim: następcą na tronie polskim miał być ten z synów królewskich, który potwierdzi przywileje. Wszystko to spisano już w 1425 roku w Brześciu Kujawskim, ale król zwlekał z przyjęciem, wobec czego, jak pisze Długosz, zebrana szlachta (oczywiście nie szlachta, tylko grupa możnowładców) miała powierzyć dokument na przechowanie Zbigniewowi Oleśnickiemu, który go przedstawił w Łęczycy w roku następnym. Król odmówił akceptu, wówczas, jak już wspomniano, zgromadzeni pocięli pergamin szablami. Jeżeli to prawda - wersja Długosza we wszystkim, co dotyczy biskupa krakowskiego, jest stronnicza - to znaczy, że Oleśnicki już wtedy popełniał samowolę. Z jakiego tytułu przechowywał dokument o charakterze państwowym, skoro na zjeździe musiał być kanclerz Jan Szafraniec lub podkanclerzy Stanisław Ciołek? I znowu historycy oceniają akt w Jedlni bardzo różnie. Jedni twierdzą, że było to zwycięstwo królowej Sonki - zapewniła synom tron polski (Marceli Kosman), inni - że kompletna klęska: tron elekcyjny, inkorporacja Litwy (Ewa Maleczyńska). Przypomnijmy stanowisko pośrednie: był to jeden z etapów walki, która trwała. Układu w Jedlni niepodobna nazwać zwycięstwem królowej, gdyż nie zastrzeżono dla niej regencji na wypadek śmierci króla wobec niepełnoletności synów, chociaż taki punkt figurował w wielu aktach hołdowniczych wystawionych przez miasta, przez szlachtę z poszczególnych ziem, nawet przez niektórych magnatów. W układzie jedlneńskim można by się dopatrzeć cech klęski, gdyby nie wziąć pod uwagę faktu, że ustępstwa króla były chwilowe, że nie miał zamiaru bezwzględnie ich dotrzymywać, co pokażą dalsze wypadki. Nie znamy dokładnie roku urodzenia ani króla, ani księcia Witolda. Ponieważ jednak król we wszystkich dokumentach dotyczących synów uwzględnia księcia jako ich opiekuna na wypadek swej śmierci, musiał być chyba nieco starszy. Tymczasem kilka miesięcy po zjeździe w Jedlni książę Witold zmarł. Los więc rozstrzygnął sprawę jego koronacji na króla Litwy. Zresztą chodziło już o koronację z ręki papieża i w porozumieniu z Polską, tylko wbrew Oleśnickiemu. Dla króla Władysława ta śmierć, według niektórych historyków, była ciosem: stary, schorowany, zagrożony ślepotą, miał się zupełnie załamać. Tymczasem kolejne wydarzenia wcale tego nie potwierdzają. Śmierć Witolda nastąpiła 27 października 1430 roku. Król przybył do Wilna około dwóch tygodni wcześniej, był więc przy śmierci i na uroczystościach pogrzebowych, królowa pozostała w Krakowie. I oto prawie natychmiast po śmierci księcia zaszło wydarzenie, które można by było według dzisiejszej nomenklatury nazwać zamachem stanu: najmłodszy brat króla, Świdrygiełło, ogłosił się wielkim księciem. Rzecz charakterystyczna, że król, przebywający ciągle na Litwie, nie tylko nie zaprotestował, ale wręcz poparł Świdrygiełłę, przy jego boku znaleźli się także wszyscy krewni królowej Sonki, tak Holszańscy, jak i Druccy. Ponieważ Świdrygiełło od 1429 roku utrzymywał kontakty z Krakowem, sprawa wyglądała na z góry ukartowaną. Najmłodszy brat królewski nie budził zaufania: kilkakrotnie wszczynał bunty, siedział u króla w więzieniu, wiązał się z krzyżakami i z Zygmuntem Luksemburczykiem. Dlaczego król Władysław mu zaufał? Ale czyż z tymi samymi wrogami nie wiązał się i książę Witold, a zawsze jakoś udało się królowi przeciągnąć stryjecznego brata na swoją stronę ku obopólnemu pożytkowi. Współdziałali przecież - choć nie bez zgrzytów - ponad trzydzieści lat. Świdrygiełło dobiegał sześćdziesiątki, dotąd nie był żonaty, para królewska uległa więc złudzeniu, że z dziedzictwem dla królewiczów nie będzie kłopotu. Tymczasem Świdrygiełło zaczął od serii niespodzianek: postanowił się ożenić i założyć własną dynastię, usiłował utartym już śladem sięgnąć po koronę, nie dał się odciągnąć od przymierzy i rozpoczął walkę o Podole. Za Witolda Podole wchodziło w skład posiadłości litewskich. Panowie polscy, korzystając ze zmiany na tronie wielkoksiążęcym, obsadzili podolskie zamki. Świdrygiełło zażądał zwrotu zamków, zanim przystąpi do jakichkolwiek rokowań, wobec czego król listownie nakazał ich zwrot, a z poleceniem tym udali się do Kamieńca krewny królowej Iwan Drucki i Zaklika Tarło. Wojewoda podolski Michał Buczacki posłów uwięził. Król znalazł się w pułapce. Królowa początkowo nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji i wobec braku wiadomości od króla postanowiła wyprawić się do Wilna. Gdy jednak dotarła wieść, że król jest uwięziony, poczęła zabiegać o wszczęcie wyprawy zbrojnej. Wreszcie przyszła wieść uspokajająca, a potem powrócił sam król. Uradowana królowa wyjechała mu naprzeciw aż do Chełmna. Sytuacja jednak nie była prosta. Wkrótce na Podolu doszło do starć zbrojnych. Tak król, jak i królowa nie chcieli wojny. Chyba nie chciał jej również Świdrygiełło, skoro na odjezdnym obdarował króla mnóstwem kosztowności oraz wręczył mu 1100 rubli srebrem. Ale wojny chcieli panowie polscy, zwłaszcza ci, którzy mieli na Podolu majętności lub którzy na nie liczyli. W dodatku Świdrygiełło zbyt ostentacyjnie zawierał przymierza z wrogami państwa Jagiełłowego, przede wszystkim z królem węgierskim, a pod jego naciskiem i mistrz krzyżacki zawarł układ wojenny - wbrew obowiązującemu układowi z Polską podpisanemu nad jeziorem Mełno. Należało szukać sprzymierzeńców. W marcu 1431 roku przebywało właśnie w stolicy poselstwo czeskich husytów. Był to okres szczytowy w dziejach husytyzmu. Nie tylko zdołali odeprzeć wszystkie dotychczasowe krucjaty, nie tylko nie wpuścili do kraju Zygmunta Luksemburczyka, lecz jeszcze rozpoczęli ekspansję na inne tereny: do Słowacji, na Węgry, do Brandenburgii, ale największe powodzenie osiągnęli na Śląsku. Od 1428 roku stale posuwali się naprzód i zdobyli niemal cały Górny Śląsk oraz część Dolnego. W bitwie z husytami padł wierny poplecznik Zygmunta, książę ziębicki Janusz, drugi mąż Elżbiety Melsztyńskiej, Węgierki, przybyłej do Polski wraz z królową Jadwigą. Co prawda Elżbieta już nie żyła (zm. 1424), lecz i za jej życia książę ziębicki łączył się z wrogami Jagiełły: pod Grunwaldem na przykład wspomagał krzyżaków. Obóz husycki był bardzo różnorodny, tak pod względem ideowym, jak i narodowościowym. Jednym z najgorliwszych propagatorów idei husyckich był Anglik, Piotr Payne, który wchodził w skład poselstwa do Krakowa. Ale chyba inne nadzieje wiązał z ruchem husyckim bratanek króla Władysława, Zygmunt Korybutowicz, lub książę Fedko Ostrogski, który nawet brał udział w napadzie na Klasztor Paulinów w Częstochowie. Napad ten spowodował wiele wrzawy, nie należy jednak sądzić, że chodziło o "pokalanie" świętego miejsca, o względy religijne. Napastnicy mieli raczej nadzieję na znaczne zdobycze materialne, zwłaszcza że sam obraz - nie takiej znowu wielkiej wagi artystycznej - miał bardzo kosztowną ramę: złotą czy srebrną pozłacaną, wysadzaną drogimi kamieniami, ze złotymi herbami króla Ludwika Węgierskiego. Tak przynajmniej sądzą znawcy sztuki, porównując go z innymi obrazami darowanymi w tym samym czasie innym świątyniom. Odarty z kosztownej ramy obraz porzucono, a może przypadek zdarzył, że płótno zostało przecięte i twarz Madonny ma szramy. Rycerzy polskich wśród husytów było sporo, i to znacznych. Książę Zygmunt Korybutowicz miał siedzibę w Gliwicach, skąd słał zaopatrzenie naczelnemu dowódcy, Prokopowi, w Kluczborku rezydował Dobko Puchała, w Niemczy Piotr Polak z Wilfina, który zagrażał biskupowi wrocławskiemu i palił przedmieścia Wrocławia. Piastowicze śląscy znaleźli się po obu stronach. Książę opolski Bolko V podpisał umowę z dowódcami husyckimi i przystąpił do ruchu. Sam ruch nie był mu obcy jako absolwentowi uniwersytetu praskiego, lecz niewątpliwie inne wiązał z nim nadzieje, aniżeli biedota miejska i chłopi, którzy tłumnie wstępowali w szeregi Prokopa. Bosi, obdarci, często głodni, licho uzbrojeni, nieśli w świat niesłychaną żarliwość, która tworzyła z nich armię niezwyciężoną ku przerażeniu możnych. Stosunki pomiędzy Krakowem a ośrodkami husyckimi nie były w zasadzie wrogie. Nie tylko prosty lud, ale i wielu możnych sympatyzowało z ruchem. Gdy w marcu 1431 roku przybyło poselstwo husyckie pod przewodem Prokopa i Zygmunta Korybutowicza, jedynie Zbigniew Oleśnicki rozpętał burzę i stosował sankcje natury religijnej: zakazał odprawiania nabożeństw i udzielania sakramentów. Para królewska posłów przyjęła, najwybitniejsi profesorowie w obecności dworu przeprowadzili z nimi dysputę. Na razie na tym się skończyło, gdyż właśnie papież Eugeniusz IV (Marcin V zmarł w lutym 1431 roku) pod naciskiem Luksemburczyka ogłosił nową krucjatę, król więc nie mógł zawierać żadnych układów. Natomiast rycerze napływali dalej. Zygmunt Korybutowicz miał ich przywieść Prokopowi pięć tysięcy. Wreszcie król ruszył na czele rycerstwa małopolskiego na Świdrygiełłę. Dotarłszy do granicy, którą stanowiła rzeka Bug, zatrzymał się, aby poczekać na Wielkopolan. To czekanie trwało aż dwadzieścia dni ku zniecierpliwieniu tych, którym pilno było do wojny. Zapewne król liczył, że sam fakt wyruszenia skłoni Świdrygiełłę do większej elastyczności w rokowaniach, on tymczasem istotnie się zatrwożył, ale ustępować nie myślał. Alarmował jedynie swoich sprzymierzeńców, by atakowali Polskę. W końcu Wielkopolanie przybyli i wojsko przekroczyło Bug. Wielkich bitew w czasie tej wojny nie stoczono. Ponoć tylko cztery polskie chorągwie czołowe starły się z wojskami Świdrygiełły i rozproszyły je, on sam zaś uciekał co sił z pola bitwy, pozostawiwszy swemu losowi oblężony przez króla zamek w Łucku. A zamek się bronił. Co prawda i oblegający nie bardzo nacierali, podobno niektórzy panowie polscy pod osłoną nocy dostarczali oblężonym żywności. Zapewne ci bliscy królowi, którzy także uważali wyprawę jedynie za postrach. W takiej sytuacji, bez szczególnych sukcesów, podpisano pod koniec sierpnia rozejm na dwa lata, pozostawiając sprawy sporne, wśród nich i losy Podola, do dalszych pertraktacji. Gdy król oblegał Łuck, nastąpiły dwa niezmiernie ważne dla dalszych dziejów Polski wydarzenia. W sierpniu przywódca husytów czeskich Prokop Wielki zadał wyprawie krzyżowej, jaka się zwaliła na Czechy, pod Domażlicami taką klęskę, jakiej jeszcze nie zanotowano w dziejach husytyzmu. Piętnaście tysięcy rycerzy zachodnich miało polec na placu boju. Jednocześnie wielki mistrz krzyżacki Paweł Russdorf, monitowany przez Świdrygiełłę o pomoc, uznał, że moment jest korzystny, i zaatakował Polskę. Książę litewski był - jak widać - równie lichym politykiem jak wodzem, skoro w takim momencie właśnie podpisał z królem rozejm. Moment istotnie był korzystny: granica ogołocona z rycerstwa, które jeszcze tkwiło pod Łuckiem, w dodatku starosta inowrocławski jakoby dopuścił się zdrady. Wypowiedzenie wojny wysłano jednocześnie z najazdem. Krzyżacy szli czterema szlakami: na ziemię dobrzyńską, na Kujawy, Wielkopolskę i Krajnę, niszcząc i paląc wszystko. Mistrz podobno wypłacał podpalaczom jedną grzywnę za wieś, a trzy za miasto. Spalono dwadzieścia cztery miasta i około tysiąca wsi. Poprzednio oczywiście zrabowano, co się dało, a ludność - jak potem oskarżali najeźdźców Polacy przed papieżem - mężczyzn kastrowano, aby "wytępić polskie plemię", kobiety nagie pędzono jak bydło, a dzieci rozdzierano na strzępy. Każda wojna była i jest okrutna, ta była jednak szczególnie okrutna. A w dodatku wielki mistrz się przeliczył: złamał "wieczysty pokój", chociaż jeszcze kilka dni wcześniej zapewniał króla i prymasa, wreszcie nieomal w przeddzień napadu, kanclerza Jana Szafrańca, że go dotrzyma, wszystko po to, żeby dopomóc sojusznikowi, który w tym samym czasie zawarł rozejm. Przeliczył się też sądząc, że ujdzie mu to bezkarnie, pomimo że krzyżacy otrzymali już niejedną nauczkę - pod Grunwaldem, pod Brodnicą, pod Golubiem. Tym razem trzy grupy wróciły z łupami bez przeszkód, czwarta natomiast, z Krajny, została zaatakowana w drodze powrotnej przez uzbrojonych chłopów oraz niewielką grupę rycerzy, którzy zdołali powrócić spod Łucka. Po tym, co się tutaj działo przed niewielu dniami w czasie najazdu, nie można się dziwić, że nie brano jeńców. Król Władysław nie miał już żadnych skrupułów co do wyboru sprzymierzeńców. Zaproszono ponownie poselstwo czeskie, nie bez cichej zgody papieża. Ten wprawdzie musiał wskutek nacisku króla Zygmunta zwołać sobór powszechny do Bazylei i przekazać mu do rozwiązania sprawę husycką, bardziej jednak liczył na pośrednictwo króla polskiego niż na rezultaty poczynań soboru, z którym od początku miał zatargi. Zanim jednak król zdołał zawrzeć jakieś przymierze, krzyżacy przygotowywali się do pomocy Świdrygielle i do nowej wojny tak wojskowo, jak i psychicznie: w Kwidzyniu jakaś "święta pustelnica" Elżbieta miała widzenie, że Chrystus groził królowi polskiemu swym gniewem i zgubą za prześladowanie zakonu, a krzyżakom przepowiadał zwycięstwo i zbawienie. Jak widać, zwyczajna kopia proroctwa świętej Brygidy, tyle że odwrócona. W Polsce nikt się tym proroctwem oczywiście nie przejął, oczekiwano na posłów czeskich, lecz nie bezczynnie. W kwietniu 1432 roku na zjeździe możnowładców w Sieradzu, w obecności króla, królowej i obu królewiczów, zażądano zmiany układu jedlneńskiego: zamiast elekcji dziedziczny tron dla starszego królewicza bez żadnych warunków. Zjazd takie żądanie króla przyjął. "Gorące dzięki składali Zofia i król - pisze Długosz - za te postanowienia zgromadzonym dostojnikom." Wówczas to chyba w odwet ze strony opozycji Oleśnickiego gruchnęła pogłoska o otruciu królewny Jadwigi, co już przedstawiono powyżej. Poselstwo czeskie przybyło w lipcu. Aby je uchronić przed ewentualnymi przykrościami ze strony biskupa krakowskiego, spotkanie nastąpiło w Pabianicach. Tam też miał się udać cały dwór królewski. Król rzeczywiście był w Pabianicach, lecz krótko, dwa - trzy dni, bo 15 lipca widzimy go w Łęczycy, a 19 już w Wolborzu, co zresztą wystarczyło, jeśli zważymy, kto tam reprezentował interesy korony. Oprócz prymasa Jastrzębca - ciągle przecież jeszcze jednej z czołowych postaci życia politycznego w kraju - byli: kanclerz koronny i jednocześnie biskup włocławski, mądry, światły Jan Szafraniec, biskup chełmski Jan Biskupiec z Opatowic, były podkanclerzy, a od roku 1428 biskup poznański Stanisław Ciołek. Kto ze świeckich polityków przybył do Pabianic, nie bardzo wiadomo, sądząc jednak z późniejszych wydarzeń, możemy przypuszczać, że znaleźli się tam: wojewoda sandomierski Piotr Szafraniec, wojewoda poznański Sędziwój z Ostroroga, a także kasztelan krakowski Mikołaj z Michałowa i Kurozwęk, z rodu wielce zasłużonego dla dynastii. Czy królowa Sonka również udała się do Pabianic? Nie wiadomo, ale chyba nie, co wcale nie znaczy, że nie brała udziału w całej sprawie. Zresztą zawsze uchodziła za protektorkę husytów, a mogła to okazywać bardziej niż król, który musiał się liczyć z opinią papieża. W Pabianicach nie było nastroju histerii, jaką wytworzył w Krakowie Zbigniew Oleśnicki, odprawiano nabożeństwa, w których uczestniczyli husyci, toczyły się obrady. Najważniejsze osiągnięcie to wspólny front przeciw krzyżakom. Od rozejmu łuckiego ze Świdrygiełłą upłynęło blisko rok, a do układu ciągle jeszcze było daleko. Jeżeli król istotnie miał kiedyś złudzenia co do lojalności najmłodszego brata, to chyba teraz już się ich pozbył. Świdrygiełło bowiem związał się zbyt mocno z krzyżakami, jego stałym warunkiem był udział poselstwa krzyżackiego w rokowaniach, na co nie mogła się zgodzić Polska. Ustępstwa ze strony polskiej poszły już bardzo daleko: nie tylko zobowiązywano się zatwierdzić księcia dożywotnio na stanowisku niemal samodzielnego władcy Litwy, jedynie formalnie zależnego od króla, nie tylko zrzekano się dużej części Podola, ale propozycje szły jeszcze dalej. Ponieważ król był stary i chory, a synowie nieletni, czołowy polityk obozu narodowego, wojewoda sandomierski Piotr Szafraniec, w liście do Świdrygiełły proponował mu stanowisko regenta całej monarchii jagiellońskiej. Ten jednak zgody nie wyraził. W takim układzie stosunków jesienią tego 1432 roku w Oszmianie doszło do zbrojnego napadu na księcia. On sam z małym orszakiem zdołał zbiec do Połocka, natomiast zakładniczką została jego niedawno poślubiona żona, księżniczka twerska Anna, która była brzemienna. Sprawcą napadu okazał się młodszy brat zmarłego księcia Witolda, Zygmunt, a pomagali mu rycerze polscy, wśród nich coraz częściej się pojawiający kasztelan sieradzki, a wkrótce wojewoda, Wawrzyniec Zaremba. Zygmunt Kiejstutowicz ogłosił się wielkim księciem. Świdrygiełło opierał się przede wszystkim na bojarach ruskich i tych litewskich, którzy wyznawali prawosławie, oficjalnie zrównał z sobą wszystkich możnych bez różnicy wyznania. Miał więc przeciwko sobie uprzywilejowanych dotąd katolików. Zygmunt cofnął przywileje prawosławnym, poparli go więc katolicy, lecz protestowali prawosławni. Duża część zresztą poszła za Świdrygiełłą. Odtąd na ziemiach litewsko_ruskich bez przerwy lała się krew. Świdrygiełło, wspierany wojskiem przez inflanckiego mistrza krzyżackiego oraz obietnicami Tatarów i Wołochów, docierał coraz głębiej, spalił Wilno i Troki, lecz zamków nie zdobył, nawet żony nie oswobodził, której ponoć miało strzec dziesięć tysięcy rycerzy, co wydaje się mało prawdopodobne, jako że Zygmunt w ogóle dziesięciu tysięcy rycerzy nie miał. Gdyby nie rycerstwo polskie, nie utrzymałby się długo. Zastanówmy się, kto mógł popierać zamach. Ponieważ niewiele wiadomo na ten temat, snują się domysły. Jedni badacze twierdzą, że zdziecinniały król i troskliwa o los swych synów jego czwarta małżonka. "Sprytnie pozbyto się Świdrygiełły" - pisze Włodzimierz Dworzaczek, bo nowy wielki książę zgodził się na zależność Litwy od Polski (nie tak znów sprytnie, skoro polała się krew). Mógł popierać zamach tylko Oleśnicki - twierdzi Ewa Maleczyńska - gdyż w zatwierdzeniu Zygmunta jako wielkiego księcia podstawę stanowił przywilej jedlneński: elekcja króla, inkorporacja Litwy. Przyjrzyjmy się zatem warunkom, na których Jagiełło zatwierdził na stanowisko wielkiego księcia litewskiego Witoldowego bratanka. A więc Zygmunt został mianowany dożywotnio wielkim księciem i uznawał nad sobą władzę księcia najwyższego, czyli Jagiełły, mieli ją także uznawać wszyscy następni książęta po nim. Skoro przewidziano następnych wielkich książąt, należy chyba rozumieć, że o inkorporacji Litwy nie mogło być mowy. To już nie Oleśnicki. Następnie: w dokumencie określono ściśle granicę państw, czego dotąd nie czyniono, a co oznaczało dużą samodzielność wielkiego księstwa. To też nie Oleśnicki. Po przykrym doświadczeniu z uprzywilejowaniem bojarów_katolików trzeba było zrównać z nimi prawosławnych. Tego by nie zrobił Oleśnicki. Załóżmy więc, że zamach był dziełem stronnictwa dworskiego z parą królewską na czele. Dlaczego wybrano Zygmunta, który się dotąd niczym nie odznaczył? Po prostu nie było wyboru. W dodatku to nieprawda, że wszyscy krewni królowej pozostali po stronie Świdrygiełły, z czego by wynikało, że król zatwierdził Zygmunta, bo musiał, w gruncie rzeczy jednak wolałby zwycięstwo tamtego. Otóż Świdrygiełło w walkach o tron wielkoksiążęcy wziął do niewoli żonę stryjecznego brata królowej, Iwana Holszańskiego, wraz z dziećmi, dostawszy zaś przypadkiem w ręce jej stryja Michała Holszańskiego, ongiś namiestnika Kijowa, odesłał go do Witebska i tam kazał utopić w Dźwinie. Nie topi się sprzymierzeńców. Ponadto Świdrygiełło oczerniał Jagiełłę, gdzie się dało, w sposób zgoła niewybredny, zwłaszcza przed soborem w Bazylei. O soborze już wspomnieliśmy: zwołany przez papieża na żądanie Zygmunta Luksemburczyka dla rozwiązania konfliktu kościoła z husytami, nie husytami się zajął na początku, lecz papieżem. Podjęto mianowicie uchwałę o wniesieniu tak zwanych rezerwacji. Papież rezerwował sobie w każdym kraju kilka stanowisk biskupich, które obsadzał potem swoimi ludźmi nie znającymi stosunków, zwykle przebywającymi z dala od swojej diecezji. Papież, oburzony, sobór rozwiązał, zebrani jednak nie uznali jego decyzji i, ufni w opiekę Zygmunta, obradowali nadal. Podjęli uchwałę o wyższości soboru nad papieżem i zażądali, aby Eugeniusz IV zjawił się osobiście lub przysłał zastępcę. Papież ugiął się i zastępcę przysłał. Był nim kardynał Juliusz Cesarini, który odtąd przewodniczył obradom i, jak na tak trudną sytuację, nieźle sobie radził. Żeby jednak ograniczyć wagę decyzji soborowych, papież żądał od władców, z którymi był w kontakcie, aby nie pozwalali duchownym ze swoich krajów udawać się do Bazylei. Polska utrzymywała dobre stosunki z Rzymem i delegacji nie wysłała, kiedy jednak sobór zaczął na króla nalegać, ten tłumaczył się wojną domową i innymi trudnościami, ale naturalnie chodziło o co innego: nie chciał wspierać instytucji, która uzależniła się od głównego wroga Polski - Luksemburczyka i gdzie oczerniano kraj i króla. Tym bardziej król nie chciał się tłumaczyć z przymierza z Czechami. Mając więc już wojnę wewnętrzną: Zygmunt - Świdrygiełło, król w przymierzu z czeskimi husytami przygotowywał się do drugiej: wojny odwetowej z krzyżakami. W czerwcu 1432 roku armia husycka pod dowództwem Jana Czapka - około pięciuset jezdnych, blisko siedem tysięcy pieszych i trzysta pięćdziesiąt wozów bojowych - ruszyła ze Śląska do Wielkopolski, gdzie przyłączył się do niej wojewoda Piotr Szafraniec z dwustu rycerzami, następnie Sędziwój z Ostroroga z czterema tysiącami. Naczelny dowódca wojsk polskich Mikołaj Michałowski przywiódł resztę. Miało być szesnaście tysięcy ludzi, liczba jednak wydaje się przesadzona, dobrze, jeżeli całego wojska razem było szesnaście tysięcy. Połączone wojska wkroczyły do Nowej Marchii, gdzie zdobyły dwanaście miast. Ku przerażeniu krzyżaków miasta nie stawiały większego oporu, gdyż husyci mieli wszędzie zwolenników, jedynie ze zdrajcami własnego narodu rozprawiali się srogo. Jeżeli w zdobytym mieście czy zamku znalazł się uchodźca z Czech, który stanął po stronie wroga, palono go na stosie żywcem. Połączone wojska, zdobywszy Nową Marchię, skierowały się na Pomorze. Teraz przyłączył się książę słupski Bogusław IX ze swoimi rycerzami. Słabą stronę wojsk stanowiła artyleria, którą zamki krzyżackie dysponowały w wyższym stopniu. Dlatego nie udało się zdobyć Chojnic, padł natomiast Tczew, a w Oliwie spalono klasztor cystersów. Wojownicy Czapka ujrzeli Bałtyk, a z Góry Biskupiej mogli podziwiać ludny i bogaty Gdańsk. Niestety, nie można się było pokusić o zdobycie miasta. Wojsko czeskie musiało powracać na skutek rozdwojenia wewnątrz kraju, rycerstwo polskie, niepokonane w otwartym boju, do zdobywania twierdzy mniej się nadawało. W zasadzie jednak cel wyprawy został osiągnięty: odwet za ubiegłoroczny najazd krzyżaków na Kujawy, ostrzeżenie przed podobnymi poczynaniami na przyszłość, zgodna współpraca z czeskimi husytami, którzy siali postrach wśród możnych całej Europy, jakkolwiek nawet u siebie nie zlikwidowali ani nierówności społecznej, ani wyzysku. Samo ich pojawienie się jednak podnosiło na duchu lud zależny, który nabierał pewności siebie. Długosz, aby podważyć znaczenie wspólnej wyprawy, podkreśla ciągle, że król wypłacał husytom żołd, że Polska ich zaopatrywała. Istotnie, wojsko, złożone głównie z biedoty, musiało z czegoś żyć i mieć jakieś wyposażenie. Na zlecenie króla Gniezno i kilka innych miast dostarczyły czterysta par obuwia, a Poznań, Kościan i Słupca - sukna i broni wartości ponad 725 grzywien. Nie było to jednak w żadnym wypadku wojsko najemne, służące dla żołdu i łupów. W drodze powrotnej w Jasieńcu pod Bydgoszczą do obozu polskiego zgłosiło się poselstwo krzyżackie złożone z przedstawicieli zakonu, szlachty z ziemi chełmińskiej i Pomorza oraz miast - Gdańska, Torunia i Chełmna. W imieniu nieobecnego króla polskiego pertraktowali: Mikołaj z Michałowa, dowódca czeski Jan Czapek i książę mazowiecki Ziemowit V. Rzecz ciekawa, że wśród dowódców przeciw krzyżakom, jak i przeciw Świdrygielle znalazł się książę mazowiecki, chociaż było wiadomo, że ma powiązania z tamtą stroną. Był to zapewne sposób na zneutralizowanie niepewnego wasala. 13 września nastąpiło zawieszenie broni, a rokowania pokojowe miały się rozpocząć 3 listopada w Brześciu Kujawskim. Ze strony polskiej akt obejmował również Zygmunta Kiejstutowicza, mazowieckiego Ziemowita i słupskiego Bogusława, ze strony krzyżackiej oprócz wielkiego mistrza także mistrza inflanckiego i Świdrygiełłę. Król przyjął w Krakowie powracających dowódców czeskich, wypłacił im resztę żołdu i wręczył hojne dary: srebrne i złote naczynia, drogie szaty, wspaniałe konie oraz dar zgoła egzotyczny: żywego wielbłąda. Powiedli go z sobą do kraju, gdzie Prokop Wielki oblegał załogę Zygmunta Luksemburczyka w Pilznie. Obleganym udało się zdobyć wielbłąda, dzięki czemu ten drobny epizod znalazł miejsce w historii: po upadku ruchu husyckiego Zygmunt dodał do herbu miasta, w którym widniała charcica, owego zdobycznego wielbłąda. W ten sposób uwiecznił udział husytów w wyprawie skierowanej przeciwko swoim najgorętszym sprzymierzeńcom, a więc pośrednio przeciwko sobie. Jak się należało spodziewać, w Brześciu krzyżacy nie przyjęli warunków, stawianych przez Polaków, i do pokoju nie doszło. Wkrótce więc król zwołał pospolite ruszenie, które na granicy polsko_krzyżackiej zademonstrowało gotowość do wojny. Sam król przebywał w pobliżu: w Poznaniu, Kole, Koninie, Pyzdrach. Wielki mistrz może by i teraz jeszcze zwlekał, został jednak zmuszony do ustępstw. Tuż po najeździe polsko_czeskim społeczeństwo ziemi podległej krzyżakom wyciągnęło wnioski z sytuacji: o losie kraju nie mogą decydować tylko władcy, muszą się liczyć z poddanymi. Zażądano więc zwołania przedstawicieli rycerstwa i miast. Na wieść, że znowu grozi wojna, przedstawiciele społeczeństwa zjechali się w Toruniu, gdzie właśnie bawił wielki mistrz. W ich imieniu burmistrz Torunia przedłożył mu żądanie: albo zawrze z Polską pokój, albo poddani "poszukają sobie innych panów", nie mogą bowiem żyć w ustawicznej wojnie. Russdorf się przestraszył. Nie były to czasy, kiedy do krzyżaków ciągnęło rycerstwo z całej Europy zachodniej. W owym okresie albo nikt się nie kwapił, albo musiał zawrócić, gdyż chętnych nie przepuszczali sprzymierzeńcy Polski: margrabia brandenburski, książę słupski, niektórzy książęta śląscy. Samych krzyżaków było niewielu i w razie buntu w kraju ich los nie byłby do pozazdroszczenia. A przecież był to głos ostrzegawczy możniejszej części społeczeństwa, cóż dopiero powiedzieć o ujarzmionej ludności pruskiej, która także zapewne miała oczy otwarte i uszy nastawione na propagandę husycką. Natychmiast wysłano posłów do króla polskiego, który bawił w Łęczycy, i tu zawarto wprawdzie jeszcze nie pokój, lecz rozejm na dwanaście lat, na następujących warunkach: 1. obie strony zostają przy swoim stanie posiadania (Polska straciła Nieszawę, lecz zyskała Choszczno); 2. krzyżacy przyrzekają nie pomagać nadal Świdrygielle w żadnej formie; 3. obie strony zobowiązują się przestrzegać pokoju za siebie i za swoich następców, a gdyby która złamała, poddani mają prawo wypowiedzieć swemu rządowi posłuszeństwo. Nie złamią go również na żądanie, namowę lub rozkaz kogokolwiek, "chociażby jaśniał najwyższym dostojeństwem, czy to papieskim, czy cesarskim, czy królewskim..." W tym właśnie czasie Zygmunt Luksemburczyk zdołał nakłonić papieża, żeby włożył mu na skronie koronę cesarską. Zabiegał o nią wszelkimi godziwymi i niegodziwymi środkami od 1411 roku, czyli dwadzieścia dwa lata. Zdołał także doprowadzić do zgody papieża z soborem i sam w blasku świeżej korony przybył do Bazylei. Tu wygłosił wielce napastliwe przemówienie pod adresem Jagiełły, według niego "król polski, jego żona, synowie i dostojnicy zaczynają wojnę z całą nacją teutońską" (niemiecką), zapowiedział też, że wytoczy proces królowi polskiemu o herezję. Ale Jagiełło już się nie przeląkł. Królowa Zofia na wojnie oczywiście nie była, układy podpisywał jej pełnomocnik. Lecz z odległego Krakowa pilnie śledziła wydarzenia, które musiały przecież zaważyć na losach jej i jej synów. Co prawda miała teraz częściej informacje bezpośrednie, król bowiem więcej czasu spędzał w Krakowie lub w pobliskich zamkach, odkąd zaprzestał jeździć na Litwę. Miała także swoich własnych bezpośrednich informatorów. Niektórzy historycy mniemają, że królowa wychowaniem synów zbytnio się nie przejmowała. Chyba niesłusznie. Gdy byli malcami, opiekę nad nimi zlecono osobie blisko z dworem związanej, wojewodzinie sieradzkiej Kachnie Koniecpolskiej. Nie była to - wbrew twierdzeniom niektórych - stryjeczna siostra biskupa krakowskiego, gdyż tamta to Dorota z Sienna, synowa wojewodziny, wychowawczyni córek Kazimierza Jagiellończyka. Koniecpolska musiała się z powierzonego zadania wywiązać znakomicie, skoro w nagrodę otrzymała w 1428 roku miasto Lelów z przyległymi wsiami. Gdy królewicze podrośli, umysł ich kształcił późniejszy prymas Wincenty Kot, w umiejętności rycerskie zaś wprowadzał ochmistrz dworu królowej Piotr Ryterski. Królowa Sonka podobnie jak wszystkie inne królowe żyła życiem dworu: przyjmowała obcych posłów, którzy jej składali uszanowanie, podejmowała żony i córki dygnitarzy państwowych i książąt sąsiednich, fundowała kaplice, odwiedzała szpitale i dawała jałmużnę. Zawdzięczamy jej jednak coś więcej, bo rozwój języka polskiego. Obie pierwsze panie Jagiełłowe znały również język niemiecki i łacinę. Na Wawelu i w otoczeniu królowych mówiło się w zasadzie po polsku, ale można było równie dobrze mówić nie po polsku. Od czasów królowej Elżbiety językiem dworu był już tylko polski i ruski, językiem urzędowym oczywiście nadal łacina, chociaż już i tu zaczęto robić wyłomy. Gdy po owym krzywdzącym wyroku wrocławskim Zygmunta Luksemburczyka oskarżono kanclerza Wojciecha Jastrzębca o przekroczenie kompetencji, wielkorządca krakowski Klemens Wątróbka odczytał oskarżenie częściowo po polsku. Oto fragment: - Tego na tę żałujemy (oskarżamy) od króla i ode wszej korony pospólstwa: gdy król jechał do Koszyc sejmować się z królem węgierskim z Sanoka, tegdy wszytcy panowie, którzy byli tamo, przykazali rzekąc, aczby król węgierski, którego zapisu żądał od naszego króla, aby czego na jedną stronę nie czynili przez widzenia (bez wiedzy) panów wojewod, a najme (przynajmniej) krakowskiego i sandomierskiego. Tuś ty jechał i odpisał jeś czterdzieści tysiąc kop, coś je krzyżewnicy dawali na wojnie w Brodnicy i inne granice królestwa, jegożeś nie miał uczynić i uszkodził króla i wszytkę koronę pospólstwa. Z oskarżenia wynika, że kanclerz miał odpowiadać nie tylko za pochopne przyjęcie wyroku, lecz także za zmniejszenie pod naciskiem Zygmunta kontrybucji krzyżackiej, którą się zobowiązali wypłacić pod Brodnicą. Co na to odpowiedział kanclerz, nie wiemy, natomiast w sprawie przyjęcia z góry wyroku złożył taką przysięgę: - To, co mi dali panowie od króla i od korony pospólstwa, tegom wszego od pirwego do pośledniego praw, a nijako tego zapisa albo kompromisam nie wydał, jedno jakomż z minuty (z brulionu) przed królem czedł (czytał) i oprawił. Tako mi Bóg pomoży, Matka Boża, święty krzyż i święci. Królowa Sonka nie znała łaciny ani żadnego języka obcego, polskiego chyba nauczyła się już na Wawelu, a jej królowanie zbiegło się w czasie ze szczytowym okresem rozwoju i znaczenia husytyzmu. Z Pragi, z Taboru, szła swoista fala, która mobilizowała wszystkie narody słowiańskie. Nie o religię chodziło, lecz o poczucie odrębności narodowej wobec agresywnego feudalizmu niemieckiego, o godność narodową, a prawo dla języka. Pierwszy rektor uniwersytetu krakowskiego Stanisław ze Skarbimierza, przeciwnik ideowy husytów, nawet inkwizytor, kazanie na pogrzebie królowej Jadwigi wygłosił po polsku, z husytami w Krakowie dyskutował również po polsku. Kazania wygłaszano w języku polskim już wcześniej, lecz były to raczej rzadkie wypadki, teraz nadszedł okres stałej praktyki. Jakiś wykładowca teologii w Krakowie w swoich rękopisach wydrapywał niektóre terminy łacińskie i wstawiał polskie, przygotowywał przecież przyszłych kaznodziei "in vulgari" (w języku ludu). Niejeden kaznodzieja w odległym zakątku, nie umiejąc sobie ułożyć kazania, a mając pod ręką jakiś zbiór łaciński, usiłował go udostępnić swoim słuchaczom. Co z tego czasem wynikało, pokażemy na przykładzie ilustrowanej historii literatury: ""Iste" stawek "fuit" pod górą Syjon, :"ubi de illo monte" ciekło źrzódło, a tamo płókano owies, potem je "offerebant in templo..."", co znaczy: oto pod górą Syjon był stawek, gdzie z tej góry ciekło źródło, a tam płukano owies, potem go ofiarowano w świątyni. Królowa z teologią prawie nic, a z uniwersytetem niewiele miała wspólnego. Wszelako wpisano ją na listę dobroczyńców uniwersytetu, musiała go więc wesprzeć finansowo. Przysłuchiwała się dyspucie z husytami, na pewno słuchała kazań po polsku, a jeszcze pewniej pieśni religijnych i świeckich. Powstało ich wówczas sporo, bądź tłumaczonych z języka czeskiego lub łaciny, bądź oryginalnych. Niektóre dziwaczne, inne bardzo piękne. Oto fragment pieśni o zwiastowaniu, autorstwa jakiegoś Macieja z Raciąża, który opisuje piękność Panny Marii na modłę zgoła barokową: "Ani lilija białością,@ czyrwona róża krasnością,@ ani nardus swą wonnością,@ zamorski kwiat swą drogością@ Maryjej się równa."@ W zbiorze tak zwanych "Pieśni łysogórskich", gdzie wśród "składaczy", czyli autorów, był jakiś Słopuchowski, jedna pod tytułem "Skarga Matki Boskiej pod krzyżem" tchnie prawdziwie głębokim uczuciem, jest rzewna i prosta. Oto fragment, który się wydaje najpiękniejszy: "Synku, bych cię nisko miała,@ niecoÍć bych cię wspomagała.@ Twoja główka krzywo wisa - toć bych ją podparła!@ Krew po tobie płynie - toć bych ją utarła!@ Picia wołasz - picia bych ci dała,@ ale nielza dosiąc twego świętego ciała!"@ Piętnastowieczni Polacy nie tylko się modlili, ale także bawili się i kochali. Najstarszy list miłosny pochodzi z 1428 roku. Zakochany młodzieniec pisze do panny czuły list, a na końcu dodaje: "A proszę twej miłości, abyś się mej matuchnie pokłoniła. Dano w Szamotulech we środę". Język polski był już na tyle giętkim narzędziem, że autorzy pisali zgrabne fraszki i żarty. Na końcu dzieła kanonicznego autor, Piotr z Bydgoszczy, zapisał taki wiersz: "Ach, miły Boże! toć boli,@ kiedy chłop kijem głowę goli,@ ale bardziej boli,@ kiedy miła inszego woli."@ O najważniejszym wydarzeniu z tej dziedziny - o "Biblii królowej Zofii" - powiemy później, jako że czekać na nią trzeba było jeszcze ponad dwadzieścia lat. Początek 1434 roku był równie obfity w wydarzenia jak poprzednie. Pod koniec 1433 roku zaszły też ważne zmiany w obsadzie najwyższych stanowisk państwowych. Po śmierci kanclerza Jana Szafrańca udało się Oleśnickiemu obsadzić na tym ważnym stanowisku męża swej stryjecznej siostry Jana Koniecpolskiego. Miejsce zmarłego wojewody Jana Tarnowskiego zajął wprawdzie Piotr Szafraniec, lecz zwolnione województwo sandomierskie zdołano znowu przechwycić dla brata biskupa krakowskiego, Jana Głowacza, chociaż był już od 1431 roku marszałkiem. W ten sposób mimo śmierci Tarnowskiego stronnictwo Oleśnickiego znowu się wzmocniło. W styczniu król udał się na Litwę, nie dotarł jednak nawet do Grodna. W Hrynkach pod Grodnem podejmował go z wielką paradą Zygmunt Kiejstutowicz, któremu potwierdził stanowisko wielkiego księcia, a także przyjął do wiadomości zamach stanu w lennej Mołdawii. Dotychczasowy książę Eliasz, szwagier królowej, znalazł schronienie w Polsce, lecz pomocy nie uzyskał. -Po powrocie król usiłował jeszcze nawiązać kontakt ze Świdrygiełłą - bez skutku. Dotarło też już pismo papieża, że się pogodził z soborem, należało więc wysłać do Bazylei oficjalne poselstwo. Wybrano je na zjeździe w Korczynie w składzie: Oleśnicki, kanclerz Koniecpolski, biskup poznański Stanisław Ciołek i dziekan Mikołaj Lasocki. Teraz nieomal już wszechwładny biskup miał wygłosić przemówienie pożegnalne przed udaniem się w podróż. Jeżeli przyjmiemy relację Długosza, to biskup w niesłychanie drastyczny sposób strofował starego króla, straszył go bliską śmiercią i karami piekielnymi za to, że po najeździe krzyżackim w 1431 roku pozwolił poszkodowanym korzystać przez jakiś czas z dóbr kościelnych. Gdy król usiłował się tłumaczyć, zdaniem Długosza, wszyscy obecni panowie powstali i poparli biskupa, a król głośno płacząc, wyszedł z sali. Tym ostatnim stwierdzeniem Długosz podważył prawdziwość swej relacji. W żadnym wypadku wszyscy panowie nie stanęliby po stronie Oleśnickiego, gdyż wśród obecnych byli i zdecydowani jego wrogowie, i tacy, którzy z tej decyzji króla skorzystali, nie mogli mu więc robić z tego wyrzutu. A gdyby już rzeczywiście takie przemówienie zostało wygłoszone, to szkoda, że obrońca majątków kościelnych nie powiedział, na co on sam używał dochodów biskupstwa krakowskiego: brat jego, odziedziczywszy po ojcu jedną wieś, miał ich później pięćdziesiąt dziewięć, Oleśniccy wybudowali okazały zamek rodowy w Pińczowie, a kosztowności i klejnoty w ogromnej ilości przechowywali w zamku biskupim w Iłży, skąd je złupił krewniak Krzyżanowski. Wydaje się, że takiego przemówienia Oleśnicki nie mógł wygłosić, otoczenie bowiem znało postępki i zachłanność biskupa, a król cieszył się powszechnym szacunkiem. Poselstwo na sobór zbierało się w Poznaniu, król zaś w połowie kwietnia - sam, bez królowej - udał się do Halicza, aby odebrać hołd od samozwańczego księcia mołdawskiego Stefana. Król jechał bardzo wolno, zatrzymywał się po kilka dni w Łańcucie, w Medyce, w Przemyślu. 15 maja był w Gródku i tu pozostał dwa tygodnie. Według legendy słuchał późnym wieczorem śpiewu słowików i zaziębił się. Zmarł w nocy z 31 maja na 1 czerwca w Gródku, który później nazwano Jagiellońskim. Wieść dotarła do Krakowa w początkach czerwca i królowa wyruszyła naprzeciw zwłok męża. Potem przez wiele dni uczestniczyła w ceremoniach pogrzebowych, słuchała polskich kazań profesora uniwersytetu krakowskiego Pawła z Zatora, który sławił zasługi zmarłego. Zapewne dotarła do niej wieść, że na soborze w Bazylei odprawiono również uroczyste egzekwie za zmarłego, a inny profesor krakowski, Mikołaj z Kozłowa, równie dobitnie podkreślił zasługi króla dla chrześcijaństwa i kościoła. Królowa nie miała jeszcze lat trzydziestu, starszy syn liczył sobie dziewięć i pół, młodszy zaledwie sześć. Poselstwo do Bazylei zastała wieść o śmierci króla w Poznaniu. Oleśnicki i Koniecpolski natychmiast powrócili do Krakowa, na sobór udał się Stanisław Ciołek i Mikołaj Lasocki. Królowa matka "A gdyby za wolą bożą przyszedł na króla zwykły ludzki kres, wtedy synom jego, Władysławowi i Kazimierzowi, lub też Zofii, królowej Polski, małżonce jego jako sprawującej opiekę, wspomniane zamki i ziemie bez podstępu i oszustwa, pod wiarą, honorem i mocą złożonej przysięgi oddam, ustąpię i zwrócę." Tak Piotr Szafraniec, Wincenty z Szamotuł i wielu innych panów przyrzekało uznać regencję królowej. Lecz nic takiego nie nastąpiło. Oleśnicki po powrocie z Poznania zmobilizował swoich stronników i pomimo oporu niektórych magnatów już 25 lipca 1434 roku ukoronowany został starszy królewicz jako Władysław III. Stronnicy Oleśnickiego złożyli porękę, że król, doszedłszy lat piętnastu, potwierdzi wszystkie przywileje możnych. Wezwano książąt lennych, aby nowemu panu złożyli hołd. Zygmunt Kiejstutowicz wymówił się chorobą, lecz przysłał pełnomocników, Świdrygiełło, który trzymał dużą czÍęść Rusi z Łuckiem i Kijowem, ani myślał o złożeniu hołdu. Pierwszy akt nowego króla to pełnomocnictwo dla poselstwa polskiego na soborze w Bazylei. Królowa Sonka, nie dopuszczona do regencji, usiłowała jednak brać udział w wydarzeniach, między innymi wystawiła także swoje pełnomocnictwo. Zawiózł je Jan Lutkowicz z Brzezia, który został jednym z posłów. Na czele postawiono biskupa Ciołka. W Bazylei w dalszym ciągu Zygmunt, już cesarz, oraz krzyżacy i Świdrygiełło oskarżali Polskę i jej władcę, pertraktowano z husytami, papież ścierał się - pomimo okresowej zgody - ze zwolennikami zwierzchnictwa soboru nad kościołem. Lecz nie był to już ten "parlament świata chrześcijańskiego", co w Konstancji, nie miał tego autorytetu i korona cesarska Zygmunta nic tu nie pomogła. Najlepszy dowód, że biskup poznański powrócił do kraju już w następnym roku, a jedynym poważniejszym delegatem polskim był Mikołaj Lasocki. Czwarty rok zebrani na soborze pertraktowali z husytami, wreszcie się dogadano, lecz tylko ze skrzydłem umiarkowanym, tak zwanymi utrakwistami. Obiecano im zachować nabożeństwa w języku ojczystym, bez szat liturgicznych i sprzętów, oraz komunię pod dwiema postaciami pod warunkiem, że uznają ważność także pod jedną postacią, zatwierdzono też osobnego arcybiskupa husyckiego w Pradze. W zamian utrakwiści mieli zwrócić dobra kościelne i przyjąć Zygmunta Luksemburczyka jako króla czeskiego. Były to tak zwane kompaktaty praskie. Nietrudno zrozumieć, że na takie ustępstwa mogli pójść tylko ludzie, którym nie chodziło ani o religię, ani o samodzielność narodową, lecz o zachowanie stosunków feudalnych. Wkrótce też doszło do konfrontacji orężnej: pod Lipanami rozegrała się krwawa bitwa, w której utrakwiści zwyciężyli odłam radykalny - taborytów. Zginął w walce Prokop Wielki, zginęło wielu radykalnych przywódców i duszpasterzy. Wziętych do niewoli palono żywcem. Tak więc przy pomocy ojców soborowych Zygmunt Luksemburczyk, który przegrał z husytami trzynaście bitew, ugniótł teraz czeski ruch narodowy czeskimi rękami. Jeszcze przez dwa lata jednak nie odważył się wjechać do Pragi. Ale gdy wjechał, cieszył się nią zaledwie rok. Zanim ten wjazd nastąpił, młody król polski miał prosić cesarza o rękę jego wnuczki, córki Albrechta Habsburga, Anny. Zygmunt jakoby się zgodził, lecz z powodu zbyt młodego wieku obojga mogło chodzić chyba tylko o zaręczyny: on nie skończył lat dziesięciu, ona miała cztery. Jednakże do zaręczyn nie doszło ani wówczas, ani później. Tymczasem na Litwie trwały walki między książętami, w połowie 1435 roku doszło do walnej rozprawy pod Wiłkomierzem nad rzeką Świętą. Świdrygiełło, pomimo znacznej pomocy zakonu inflanckiego, pomimo wielu obietnic cesarza - ten zwykł poprzestawać na obietnicach - poniósł kompletną klęskę. W jego szeregach został ciężko ranny i zmarł w niewoli do niedawna jeden z przywódców husyckich, bratanek królewski, Zygmunt Korybutowicz. Zdradziwszy Czechów, udał się do krzyżaków, a ci go wysłali do Inflant. Tam miał uczyć husyckiego systemu walki - za ochroną z wozów. Jak widać, nie w systemie tkwiła moc husytów. W 1437 roku w Znojmie zmarł Zygmunt Luksemburczyk. Urodzony aktor, grał komedię przez całe życie, ostatni akt zaś zagrał po śmierci: nakazał, aby jego zwłoki ubrano w ceremonialne szaty, włożono koronę, wręczono odznaki władzy cesarskiej i posadzono na tronie. W takim stanie poddani mogli go jeszcze oglądać przez trzy dni. Jego królestwa przypadały zięciowi, Albrechtowi Habsburgowi. Ale jeszcze za życia Zygmunta cesarzowa Barbara miała proponować tron czeski synowi Jagiełły. Czy to wskutek jej zabiegów, czy raczej wskutek zabiegów królowej Sonki, dość, że pozostali przy życiu po krwawej rozprawie pod Lipanami radykalni husyci na zjeździe w Kutnej Horze w 1438 roku powołali na tron młodszego królewicza polskiego. Oto jak relacjonuje to Albrecht: "Czterej baronowie i część szlachty, wszyscy jednak miernego stanu, nienawiścią i chciwością rozpaleni, aby cudze zagarnąć dostatki, pociągnąwszy za sobą niektóre miasta, których nigdy wspomniany imperator (Zygmunt) nie zdołał doprowadzić do posłuszeństwa kościołowi, i połączywszy się z taborytami, którzy do dziś nie zachowują ani wiary, ani obrządków kościoła, zebrali jakieś zgromadzenie w Kutnej Horze, miejscu po temu niezwykłym, i unieważniając nasze prawo i naszą przesławną elekcję, pod wpływem jakiegoś szaleństwa obrali brata króla polskiego". Los bywa przekorny. Albrecht Habsburg nie mógł przewidzieć, że tak gorąco przez niego zwalczany brat króla polskiego zostanie z czasem jego zięciem. Wbrew Oleśnickiemu rada królewska przyjęła wybór królewicza Kazimierza na tron czeski, wysłano nawet wojsko pod dowództwem Jana Tęczyńskiego i Sędziwoja Ostroroga, następnie miał ruszyć z całą armią sam król. Opozycja jednak działała również, ludzie związani z Oleśnickim donosili Albrechtowi o każdym kroku. Niektórzy magnaci, zatrwożeni nową perspektywą kontaktu z husytami i ich wpływu na poddanych, nie przybyli. Do Czech wyprawiono niewiele rycerstwa i znacznie później niż należało. Albrecht zdołał się ukoronować w Pradze i rozbił siły polskie. Królowa jednak nie zrezygnowała. W Polsce, mimo klęski taborytów, ruch husycki miał nadal wielu zwolenników. Od czasu słynnej wyprawy nad Bałtyk przebywał w kraju Dobko Puchała. Jako starosta bydgoski nieźle dawał się we znaki krzyżakom, którzy się ciągle na niego skarżyli. Na Rusi żył, powróciwszy z Czech, inny przywódca husytów - książę Fedko Ostrogski. W Wielkopolsce jeden z tamtejszych wielmożów, Abraham ze Zbąszynia, skupił wokół siebie wielu współwyznawców. Do husytów zaliczał się także starosta będziński Mikołaj Kornicz Siestrzeniec, chociaż ten raczej wyprawy łupieskie miał na sumieniu. Zwolenników nie zabrakło i na uniwersytecie, wśród nich głośny Andrzej Gałka z Dobczyna, który - ścigany przez Oleśnickiego - schronił się u księcia opolskiego Bolka V. Lecz najbardziej sztandarowym człowiekiem tego obozu był Spytko z Melsztyna, syn znanego nam wojewody krakowskiego i pana Podola, tego samego imienia. Gdy ojciec zginął pod Worsklą, Spytko był jeszcze dzieckiem. Matka wyszła powtórnie za mąż za księcia ziębickiego, opiekun - stryj Spytko z Tarnowa - powydawał za mąż siostry. Obie już znamy: Jadwiga, księżna niemodlińska, i Katarzyna - najpierw księżna mazowiecka, potem kasztelanowa krakowska. Spytko dobiegał czterdziestki, kiedy wreszcie został kasztelanem bieckim - stanowisko niewspółmierne do rodu i majątku, chociaż i tego majątku uszczknięto w czasie jego małoletności. Nic dziwnego, że dumny magnat czuł się skrzywdzony i nienawidził biskupa krakowskiego zagarniającego wszelkie opróżnione stanowiska dla swoich krewnych i zaufanych. Według Długosza królowa Sonka miała nakłaniać Spytka, aby zorganizował bunt zbrojny przeciwko wszechwładnemu biskupowi. Ponieważ w roku poprzednim Zbigniew i jego stronnicy zawiązali konfederację antyhusycką, w odpowiedzi w 1439 roku powołano husycką pod przewodnictwem Spytka. Podpisało ją 168 możnych, w tym mąż bratanicy Spytka, Andrzej Tęczyński, bratanek niedawno zmarłego prymasa Wojciecha Jastrzębca Dziersław Rytwiański, syn królowej Elżbiety Jan Pilecki, synowie poległego pod Gołąbcem Zawiszy Czarnego, a nadto bratanek Oleśnickiego, Mikołaj Czaja, oraz młode pokolenie zaprzysięgłych ongiś stronników biskupa krakowskiego, Buczaccy. W akcie konfederacji podkreślono, że zostaje zawarta przy królu, lecz przeciw biskupowi. Nietrudno zgadnąć, że sojusznicy Spytka nie kierowali się pobudkami religijnymi, a tym bardziej husyckim radykalizmem społecznym, w pewnym stopniu może wchodziły w grę interesy państwa, ale w znaczniejszym chyba poczucie krzywdy osobistej lub po prostu dezaprobata polityki Oleśnickiego. Dlatego był to sprzymierzeniec niepewny. Ponieważ właśnie zwołano zjazd do Korczyna, skonfederowani wybrali ten moment do akcji. Spytko, uzbroiwszy chłopów ze swoich dóbr, wspomagany przez jakieś oddziały taborytów (według Długosza obcych najemników), wraz ze swymi sojusznikami udał się na miejsce zjazdu. Ktoś jednak ostrzegł już biskupa krakowskiego, Oleśnicki nie przybył. Znajdowali się za to w Korczynie dwaj główni jego krewni i pomocnicy: kanclerz Koniecpolski i marszałek Jan Głowacz Oleśnicki, ci jednak także zdołali ujść. Spytko wycofał się wobec tego pod Grotniki i tam systemem husyckim zaczął formować tabor obronny. Biskup opanował już sytuację. Pod jego naciskiem król powołał sąd, który ogłosił Spytka wrogiem królestwa. Skierowano na obóz wojsko królewskie pod dowództwem dwóch niedawnych jego sprzymierzeńców - Dobiesława ze Szczekocin i Hinczy z Rogowa. Spytko poniósł klęskę i zginął w bitwie. Odarty z odzieży, przez trzy dni leżał na pobojowisku, a mściwy biskup nie pozwolił go pogrzebać. Wojsko wymordowano. Na prośbę żony, Beaty, córki Dobrogosta z Szamotuł, król wreszcie zgodził się na pogrzeb, a wkrótce unieważnił wyrok sądowy, aby wdowa i sieroty mogły odziedziczyć dobra po ojcu. Królowa Sonka, jeżeli istotnie brała udział w montowaniu konfederacji, nie mogła się do tego przyznać. Niespodziewanie w końcu tego 1439 roku zmarł nagle Albrecht Habsburg i korona czeska znowu była wolna, jednocześnie zawakował tron węgierski. O ile Oleśnicki nie cofnął się przed żadnym krokiem, aby królewicza Kazimierza do tronu czeskiego nie dopuścić, o tyle teraz użył wszelkich środków, aby Węgrzy powołali na tron króla Władysława. Ponoć jeszcze za życia Zygmunta taki pomysł miał wypłynąć od cesarzowej Barbary. Pragnąc utrzymać się na tronie, by nie dopuścić do niego zięcia, Albrechta Habsburga, chciała oddać koronę węgierską młodocianemu królowi polskiemu i zawrzeć z nim małżeństwo. Sprawa - jeżeli istotnie wypłynęła - wyglądała humorystycznie. Nie znamy daty urodzenia Barbary, jedni - w tym większość - podają rok 1381, inni lata 1390_#1395. Przyjmijmy więc najkorzystniejszą datę: 1395. A więc w roku śmierci Zygmunta liczyła sobie czterdzieści dwa lata, była o dziesięć lat starsza od królowej Sonki, miała zamężną córkę i dwie wnuczki, trzeciego wnuka się spodziewała. Władysław zaś skończył lat czternaście i to jego przecież usiłowano zaręczyć ze starszą wnuczką Barbary, która miała sześć lat. Zamiary cesarzowej pozostały w sferze zamiarów. Uwięziona przez Zygmunta w Bratysławie, pozbawiona wszelkich posiadłości, przetrzymywana nadal w więzieniu przez zięcia, zdołała jednak ujść do Polski, o małżeństwie z królem już nie było mowy. Po rychłej śmierci Albrechta pogodziła się z córką i powróciła do Czech, gdzie zwrócono jej majątki. Osiadła w Mielniku nad Łabą w pobliżu Pragi. Zmarła w 1450 roku, pochowano ją w grobach królewskich w Pradze. Druga kandydatka do władzy na Węgrzech to córka Barbary i Zygmunta, wdowa po Albrechcie, Elżbieta. Gdy po śmierci ojca ukoronowano ją na królową, była oburzona na arcybiskupa ostrzyhomskiego, że włożył jej na skronie nie koronę królów, lecz królowych, czyli żon królewskich. Uważała się za spadkobierczynię tronów ojcowskich! I chciała władać! Po śmierci męża usiłowała pochwycić władzę najpierw jako samodzielna władczyni, potem ewentualnie jako regentka urodzonego na początku 1440 roku syna Władysława, zwanego Pogrobowcem. Miała pewną liczbę zwolenników wśród możnych, ale szanse niewielkie. Lecz była przecież córką Zygmunta, jak on nie przebierającą w środkach! Jedna z jej zaufanych, Helena Kottannerin, wykradła koronę, Elżbieta kazała nią ukoronować swego kilkutygodniowego syna, siebie zaś ogłosiła regentką. Na opiekuna poprosiła stryjecznego brata męża, Fryderyka Habsburga, późniejszego cesarza Fryderyka III. Węgrzy jednak dość już mieli rządów niemieckich, dość Niemców na najwyższych stanowiskach państwowych, Zygmunt nie był lubiany, Albrecht znienawidzony. Zresztą zagrażali Turcy, kraj potrzebował króla z prawdziwego zdarzenia. Zwolennicy Elżbiety wobec tego zaproponowali z kolei jej małżeństwo z synem Jagiełły. Istny kontredans: najpierw wnuczka, potem babka, wreszcie matka. Elżbieta odrzuciła projekt. Jan Dąbrowski opisuje, jakie to nadzwyczaj okazałe poselstwo przybyło prosić młodocianego króla polskiego, aby przyjął koronę węgierską - miało liczyć tysiąc koni. Długosz rozpływa się w opisach wspaniałego wjazdu do Budy, w którym osobiście uczestniczył, lecz tak naprawdę trzeba było tę koronę zdobywać zbrojnie. Wreszcie najstarszy syn Jagiełły, piętnastoletni Władysław, dzięki zabiegom Zbigniewa Oleśnickiego, został królem Węgier. Jego doradca wjeżdżał teraz do Budy przy jego boku, niesłychanie dumny ze swego dzieła. Dlaczego - zapyta ktoś - biskup krakowski przeszkadzał w zdobyciu przez Jagiellonów korony czeskiej, a dopomagał do zdobycia węgierskiej? W odpowiedzi zacytujemy fragment jego listu do kardynała Cesariniego z 1431 roku: "...należy się obawiać nie tylko heretyków bezpośrednio z Czech, ale jeszcze bardziej heretyków i sekciarzy ruskich, wyznawców wiary greckiej, którzy podobno zgadzają się z Czechami w wielu artykułach, a mianowicie w przyjmowaniu komunii pod dwiema postaciami, w ubóstwie kościoła i wielu innych zabobonach, oraz mają wspólny język ludowy". Otóż to! W połączeniu z Czechami monarchia jagiellońska mogła się stać światową potęgą słowiańską, lecz nie było pewne, czy tacy Oleśniccy na przykład mogliby z tego ciągnąć zyski dla siebie, skoro głośno podkreślano potrzebę ubóstwa Kościoła. Węgry zaś stały w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa tureckiego, biskupowi krakowskiemu marzyła się więc rola "zbawcy świata chrześcijańskiego" - oczywiście cudzymi rękami, a raczej cudzymi głowami, jak to przyszłość miała pokazać. Historyk niemiecki, Jakub Caro, określił działalność Oleśnickiego na Węgrzech już nie jako błąd, lecz zbrodnię! Na razie więc Węgry miały dwóch królów: w Budzie rezydował Władysław, w Bratysławie kilkumiesięczny syn Albrechta Habsburga, wspierany nie tyle przez Habsburgów - Albrecht nie wykazywał szczególnych zdolności, Fryderyk zaś zabiegał o koronę niemiecką - ile przez krewnego matki, hrabiego celejskiego Ulryka II. Był to syn Fryderyka II, a więc bratanek cesarzowej Barbary. Ulryk to człowiek niezmiernie przedsiębiorczy. Nie chodziło mu na pewno o utrzymanie tronu węgierskiego dla syna kuzynki, lecz bądź o zajęcie jego miejsca, bądź chociaż o to miejsce następne - o regencję. O ile ojciec jego nie pchał się do rodów panujących, o tyle Ulryk, śladem swego przedsiębiorczego dziada, hrabiego Hermana, chciał być pierwszym wśród pierwszych. Ożenił się z córką księcia serbskiego Jerzego Brankowicia, Katarzyną (królestwo serbskie już nie istniało, a większość jego ziem opanowali Turcy). Jak niezwykłe były to koligacje, niech świadczy fakt, że druga córka Brankowicia, Mara, została żoną sułtana tureckiego Murada II. W tymże 1440 roku, kiedy król Władysław z taką paradą wjeżdżał do Budy, w Wilnie wielki książę Zygmunt Kiejstutowicz padł ofiarą zamachu. Nie zdołał zająć jego miejsca syn Michajłuszka (Michał Bolesław) ani Świdrygiełło, możni litewscy powołali bowiem królewicza Kazimierza. Jeden syn królowej Sonki był więc w odległej Budzie, drugi w nie mniej odległym Wilnie, ona pozostała na Wawelu. Po śmierci Jagiełły wydatki osobiste królowej tudzież jej dworu pokrywał skarb królewski, czyli skarb państwa, nie było bowiem rozdziału. Teraz pozostała jej tylko zapisana jako oprawa ziemia sanocka. Królowa objęła ją nie na prawach właścicielki dóbr, lecz na prawach władczyni: mianowała urzędników ziemskich i sądowych, sama nieraz przewodniczyła sądowi, czyli - jak się to wówczas określało - sprawowała roki, w Sanoku lub Krośnie. Troszczyła się o stan fortecy w Sanoku, pośredniczyła w sporach lokalnych i rodzinnych, na przykład w sporze Dobiesława z Wiśnicza z rajcami miasta Krosna, Anny Zahutyńskiej z synami Marcinem i Pełką, wójta i rajców sanockich. Gdy spaliła się Tyrawa, dopomogła finansowo tamtejszym mieszkańcom do odbudowy. Korespondowała z papieżem, który jej pozwolił mianować duchownych na opróżnione stanowiska kościelne. Dochody z ziemi sanockiej były jednak za skąpe wobec potrzeb królowej, pożyczała więc pieniędzy od własnych poddanych. Zapisy co prawda pochodzą z lat późniejszych, chyba jednak można założyć, że i wcześniej korzystała z tych źródeł. I tak w 1444 roku pożyczyła od sędziego Mikołaja Burzyńskiego pięćdziesiąt grzywien, w 1455 od kasztelana sanockiego Piotra Smolickiego pięćset florenów, a w roku następnym od Marcina Zahutyńskiego, którego przed dziesięciu laty pogodziła z matką, dwieście grzywien. Przy mniejszych pożyczkach wystarczyło słowo królewskie i podanie ręki, przy większych musieli być poręczyciele. Oto ich nazwiska: sędzia sandomierski Piotr z Weszmuntowa, podkomorzy przemyski Jerzy Humnicki oraz jej poddani - starosta Michał Pieniążek z Witowic, podkomorzy Piotr Ryterski, wojski Wilam z Grabownicy. Królowa była niezmiernie popularna, nie tylko więc ratowano ją pożyczkami, lecz i darami. Pisarz miejski sanocki, zagniewany na swego zięcia, wójta sanockiego Jana, że nie chciał za niego iść na wojnę trzynastoletnią z krzyżakami, zapisał królowej swoje mienie w wysokości dwustu grzywien na wsi Zabłotce. Nazywano ją panią najłaskawszą - "domina graciosissima". Tymczasem król Władysław toczył walki z Turkami na ziemi serbskiej i bułgarskiej, początkowo nawet dość szczęśliwie. Towarzyszyli mu młodzi magnaci polscy, niektórzy niedawni konfederaci Spytka z Melsztyna. Wyróżniających się w walkach król uczcił w ten sposób, że ich proporce herbowe kazał zawiesić w kościele w Budzie. Znalazł się wśród nich i proporzec synów Zawiszy Czarnego, piszących się już nie z Garbowa, lecz z Różnowa, który teraz stanowił ich magnacką rezydencję. Naczelnym dowódcą wojsk królewskich był magnat węgierski Jan Hunyady, główny poplecznik Władysława i główny przeciwnik małego Habsburga na tronie węgierskim. Jednocześnie trwały pertraktacje, jako że kraj był rozbity między kontrkandydatów, a niebezpieczeństwo tureckie wzrastało. W 1442 roku nastąpił wreszcie układ między Władysławem a wdową po Albrechcie. Syn Jagiełły miał poślubić córkę Elżbiety, Annę - liczyła sobie osiem lat, a więc jeszcze trzeba było poczekać, prawa zaś dwuletniego na razie Władysława Pogrobowca uległy zawieszeniu. Kilka tygodni po zawarciu układu Elżbieta nagle zmarła. A w niespełna dwa lata później nadszedł nieszczęsny 1444 rok i klęska pod Warną. "Bili nasi Turków nieraz,@ a cóż z tego, gdy nie teraz?@" napisał nieznany "składacz", jak nazywano poetów. Zginął król - miał wówczas dwadzieścia lat, zginął starszy Zawiszyc - Stanisław, młodszy - Marcin - dwa lata przebywał w niewoli. Ocalał Jan Hunyady i zdołał zabezpieczyć Węgry przed niewolą turecką. Uznano prawa Władysława Pogrobowca do tronu, a regentem wybrano Hunyadiego. To samo uczynili Czesi, regencję w Czechach sprawował Jerzy z Podiebradu, wyznawca husytyzmu. Ulryk Celejski doczekał się jednak swej kolei. Po jednej z bitew z Turkami powracającego Jana Hunyadiego wziął do niewoli teść Ulryka, Jerzy Brankowić. Hunyady wprawdzie uszedł z niewoli, lecz regentem na Węgrzech został hrabia celejski. Pełnił tę funkcję nadal po ogłoszeniu pełnoletności króla w 1453 roku, lecz w 1456 roku i ostatni hrabia celejski zginął w bitwie z Turkami, którymi zapewne dowodzili siostrzeńcy jego żony, synowie Mary Brankowiciówny, Murad II bowiem już nie żył. W Polsce po klęsce warneńskiej długi czas żywiono nadzieję, że król dostał się do niewoli, gdy jednak wyszła na jaw straszna prawda, powszechnie odpowiedzialnością obciążono biskupa Oleśnickiego. Co prawda Oleśnicki był przeciwny wyprawie warneńskiej po pokoju segiedyńskim, a do nowej wyprawy parł legat papieski kardynał Cesarini oraz doradca króla Mikołaj Lasocki, który z tego powodu miał się nawet poróżnić z Oleśnickim. Lecz to Oleśnicki postawił młodziutkiego, niedoświadczonego króla w roli "obrońcy chrześcijaństwa", moralna więc odpowiedzialność spada na niego. Wolny tron polski zaproponowano młodszemu królewiczowi - Kazimierzowi. Od czasu jednak, kiedy dziesięcioletni chłopiec przejmował z rąk steranego życiem ojca berło królewskie, co dawało despotycznemu biskupowi okazję do samowolnego działania, wiele się zmieniło. Kazimierz miał lat siedemnaście, był chowany w dzieciństwie przez matkę w opozycji do biskupa, zapewne też miał żal o pokrzyżowanie planów na koronę czeską. Teraz nie przyjmował warunków, lecz stawiał swoje. Zirytowany niespodziewanym obrotem spraw Oleśnicki wysunął propozycję, aby powołać na tron polski przygotowywanego już ongiś do tej roli młodszego syna margrabiego brandenburskiego, Fryderyka. Targi trwały trzy lata, wreszcie Kazimierz przybył do Polski, zatwierdził przywileje magnackie, lecz bez inkorporacji Litwy, a nawet przyłączył do niej z powrotem Wołyń. Królowa_matka stała się teraz główną doradczynią syna. Oleśnicki musiał się usunąć. Jak się okazuje, i król Władysław nie dał się tak całkowicie prowadzić za rękę, co możemy stwierdzić na podstawie stosunku do papieża i soboru bazylejskiego. Wiemy, że papież Eugeniusz IV wiódł nieustanne boje z soborem, który usiłował ograniczyć jego kompetencje: zniósł annaty (obowiązkowe opłaty przy obejmowaniu stanowisk biskupich w wysokości rocznych dochodów), zniósł rezerwacje. W 1437 roku rozpoczęto rokowania z cesarzem bizantyjskim Janem Paleologiem na temat unii kościoła wschodniego i zachodniego. Papież, aby ułatwić Bizantyjczykom podróże, przeniósł sobór do Ferrary, potem do Florencji, gdzie też unia została zawarta. Bazylejczycy jednak się nie przenieśli i w unii udziału nie wzięli, natomiast zdetronizowali Eugeniusza IV i wybrali nowego - Feliksa V. Było więc znowu dwóch papieży, a każdy starał się o zwolenników. Eugeniusz przysłał Oleśnickiemu kapelusz kardynalski, ten go jednak nie przyjął, gdyż uznawał wyższość soboru. Ale sobór i Feliks V poparli na Węgrzech królową wdowę przeciwko Władysławowi, król więc uznał papieża rzymskiego, duchownym zaś nakazał neutralność. W kraju kilkakrotnie zwoływano synody prowincjonalne i krajowe, zawsze jednak uchwalano neutralność. Gdy z kolei Feliks V przysłał kapelusze kardynalskie nie tylko Oleśnickiemu, lecz i prymasowi Wincentemu Kotowi, żaden nie ośmielił się go przyjąć wobec decyzji króla. Neutralność przetrwała również okres bezkrólewia po bitwie pod Warną. W roku wstąpienia na tron polski Kazimierza Jagiellończyka zmarł Eugeniusz IV, nie doczekawszy końca sporu. Dopiero następca, Mikołaj V, opanował sytuację: Feliks sam zrezygnował, a sobór się rozwiązał. Był to chyba jeden z najdłuższych soborów w dziejach. Zwołany w 1431 przetrwał do 1449 roku. Wreszcie nowy papież w 1451 roku potwierdził godność kardynalską Oleśnickiemu, który cieszył się nią zaledwie cztery lata, gdyż w 1455 roku zmarł. Przed śmiercią było mu jeszcze dane zażyć goryczy porażki. Młody król, zdążający do wzmocnienia władzy monarszej, nie tylko nie słuchał despotycznego kardynała, lecz postępował zgoła wbrew jego zdaniu. Mianował biskupów, zagarniał dochody papieskie na potrzeby państwa, a gdy kolektor papieski Uriel Górka sprzeciwił się temu, król zagroził, że go pozbawi biskupstwa. Gdy w 1454 roku przybyło do Krakowa poselstwo stanów pruskich z prośbą, aby król włączył ziemie pruskie do Polski, Oleśnicki ostro zaprotestował. Nic to nie pomogło, król przyjął posłów oficjalnie, uznał słuszność ich wywodów i rozpoczął wojnę trzynastoletnią, zakończoną - jak wiadomo - klęską zakonu oraz przyłączeniem Pomorza i części Prus do macierzy. Żądny władzy i znaczenia biskup krakowski znalazł sposób, by wywrzeć zemstę na swoich przeciwnikach. Przy jego boku wiele lat spędził jako sekretarz i powiernik Jan Długosz. To Oleśnicki miał go namówić, by spisał dzieje Polski, sam też podobno prowadził zapiski, z których Długosz korzystał. I stąd źródło takich wiadomości: Jagiełło - stary, niedołężny, podatny na wpływy doradców, chwiejny w decyzjach, przesądny itd. Królowe młode, wrażliwe na adorację innych mężczyzn, stąd pogłoski o zdradach małżeńskich. Badacze dawno już udowodnili, że ani w pogłoskach o posądzeniu królowej Jadwigi, ani o odszczekiwaniu spod ławy oszczerstw nie ma źdźbła prawdy. Staraliśmy się wykazać, jak równie mało prawdopodobne są pogłoski na temat zdrady królowej Anny, jedynie ostatnia pani Jagiełłłowa musiała się bronić. Ludzie rzekomo zamieszani w te sprawy piastowali potem wysokie stanowiska państwowe lub dworskie, awansowali, chodziło więc o zniesławienie tych, którzy się narazili Oleśnickiemu, większość bowiem podpisała akt konfederacji Spytka z Melsztyna w 1439 roku, wymierzonej przecież w biskupa, nie w Jagiellonów. O Jakubie z Kobylan pisaliśmy uprzednio, lecz imię to występuje ponownie w związku z królową Sonką. Tym razem chodziło o bratanka, który w 1428 roku poszedł z księciem Witoldem na Nowogród, w 1430 roku był jego marszałkiem dworu, w 1435 roku dowodził rycerstwem polskim pod Wiłkomierzem, a w 1444 roku mianowany kasztelanem wojnickim pokłócił się z Oleśnickim i kasztelanię mu odebrano. Oto powód zniesławienia, bo gdy zmarł w 1454 roku, jako kasztelan gnieźnieński i starosta brzeski, w księdze grodzkiej brzeskiej tak go scharakteryzowano: "mąż co się zowie dzielny, waleczny, wielkiego ducha, skromny, szczodry, uprzejmy i niepospolitym w obejściu jaśniejący wdziękiem..." Oleśniccy weszli do grona magnatów poprzez Zbigniewa, byli więc niejako dorobkiewiczami, dlatego na żony dla młodszych członków rodu szukano panien z rodzin najmożniejszych, jak na przykład bratanica Spytka Jadwiga z Książa i Rabsztyna. Walka między obu rodami nie nabrała jeszcze takiej ostrości, Spytko się zgodził (ojciec Jadwigi już nie żył) i młoda dziewczyna zamieszkała pod opieką rodziny przyszłego męża w zamku biskupim w Iłży. Gdy Oleśniccy z dumą wjeżdżali przy boku młodego króla Władysława do stolicy Węgier, ich cioteczny brat, Jan Krzyżanowski, zdobył Iłżę, zrabował, co się dało, a pannę uprowadził. Widzimy ją później jako żonę Jędrzeja Tęczyńskiego. Dalejże więc Tęczyńskiego na listę cudzołożników! Lecz chyba ojca, o tym samym imieniu. Arcybiskup Mikołaj Kurowski zatargów z Oleśnickimi nie miał, do konfederacji Spytka nie mógł przystąpić, gdyż od osiemnastu lat nie żył. Natomiast przystąpił jego brat, Piotr Kurowski, w dodatku teść drugiego wroga - Jana Pileckiego, a ten - jak wiemy - to bliski krewny Spytka. Piotr był zapewne młodszym bratem arcybiskupa, lecz w 1427 roku musiał mieć chyba pod sześćdziesiątkę! W sam raz amant dla osiemnastoletniej królowej! Zapewne wszystkie wiadomości tyle samo warte, i te o zalotach arcybiskupa, i te o jego nielegalnych synach, i te o jego bracie. Hincza z Rogowa, pierwszy kanclerz królowej Sonki, i Dobiesław ze Szczekocin najpierw podpisali akt konfederacji, potem zdradzili i przyczynili się do jej klęski. Biskup winien im wdzięczność, tymczasem znaleźli się na "czarnej liście". Byli to po prostu karierowicze: gdy gwiazda Oleśnickiego błyszczała na firmamencie, poszli na lep jego obietnic, gdy po śmierci Władysława pod Warną zbladła - przeszli na stronę młodego, energicznego króla Kazimierza. Zdaje się, że żadna z pań, które wraz z królową Sonką złożyły przysięgę oczyszczającą, nie miała nic wspólnego z Oleśnickimi. Anna Tęczyńska to nie bratowa biskupa, lecz wdowa po marszałku Zbigniewie z Brzezia. Wychowawczyni synów królewskich, wojewodzina sieradzka Konstancja Koniecpolska, nie była siostrą stryjeczną biskupa. Jakub Koniecpolski pełnił funkcję marszałka dworu królowej i oboje z żoną byli jak najściślej związani z dynastią. Natomiast już po śmierci wojewody, syn Jan, notariusz w kancelarii królewskiej, zwabiony obietnicami Oleśnickiego, ożenił się z jego siostrą stryjeczną Dorotą z Sienna i zapewne dzięki temu uzyskał stanowisko kanclerza po śmierci Jana Szafrańca, chociaż należało się ono podkanclerzemu Władysławowi Oporowskiemu. Po latach jednak Jan Koniecpolski zdradził swego protektora i przeszedł na stronę króla Kazimierza. Dlatego znalazł się wśród uwodzicieli królowej Sonki, a jego żona istotnie była wychowawczynią dzieci królewskich, lecz nie Jagiełłowych, tylko córek Kazimierza Jagiellończyka, i nie ona składała przysięgę w obronie czci królowej_matki. Jednym z najbliższych i wiernych Zbigniewowi do końca życia był wojewoda krakowski Jan Tarnowski. A i z rodzin Tarnowskich wyłamała się owa dzielna Jadwiga z Leżenicy i Zbąszynia, która już w Horodle, mimo że wojewoda był tam obecny, przyjęła do herbu Leliwitów ród litewski. Teraz zaprzysięgła niewinność królowej Sonki. Jej syn Abraham ze Zbąszynia stanął potem przy boku Spytka. Miała również uczestniczyć w przysiędze wojewodzina lwowska Katarzyna Mężykowa, która już od 1422 roku nie żyła. Udział natomiast brała druga żona Mężyka, Dorota Rytwiańska, bratanica arcybiskupa Wojciecha Jastrzębca, lecz wojewodziną została dopiero po dziesięciu latach. Mężyk nie znalazł się wśród "cudzołożników", gdyż nie dożył konfederacji. W końcu nikt w plotkę nie uwierzył, nikt w więzieniu nie siedział, lecz mściwy biskup swoje osobiste porachunki z ludźmi załatwił po wieczne czasy. Rzadko kto dojdzie, jakie zasługi położył dla kraju arcybiskup Kurowski, lecz znacznie więcej osób wie i pisze o jego rzekomych intymnych propozycjach wobec królowej. Jeszcze mniej prześledzi dalsze zasługi Kobylańskich, Zarembów czy Krasków. A Długosza się czyta! Rok 1454 - rok decyzji króla Kazimierza Jagiellończyka o przyłączeniu Pomorza - był równie ważny w życiu królowej Sonki. Od koronacji młodszego syna zajmowała na dworze pierwsze miejsce, podobnie jak niegdyś w okresie własnej koronacji i narodzin synów. Ale w 1454 roku przybyła synowa. Jasnowłosa, pulchna, dobrodusznie wyglądająca Niemka okazała się wkrótce nie tak znowu dobroduszna. Ona teraz zajmowała pierwsze miejsce, ona była głównym doradcą króla. Niedługo też przybyły na świat wnuki. Królowa_matka mogła jeszcze podziwiać czworo najstarszych: Władysława, Kazimierza, Jadwigę i Jana Olbrachta, w sumie było ich trzynaścioro, w tym jedenaścioro doszło wieku dojrzałego. Żona Kazimierza Jagiellończyka, Elżbieta, była córką Albrechta Habsburga i Elżbiety, a wnuczką Zygmunta Luksemburczyka i Barbary. Nie udało się Zygmuntowi zasiąść na tronie polskim, nie doszło do skutku małżeństwo starszej córki Albrechta z Władysławem III, za to Elżbieta została matką królów polskich. Sytuacja jednak uległa zmianie. Kiedy starszy syn Sonki prosił o rękę wnuczki Zygmunta, ten właśnie świeżo uzyskał koronę cesarską, zięć zaś liczył na spadek po nim. Córki Albrechta więc stanowiły najznakomitszą parantelę w Europie. Lecz gdy młodsza, Elżbieta, miała niespełna rok, zmarł dziadek, gdy kończyła trzy lata - zmarł ojciec, a około pięciu - matka. Dzieci pozostały na opiece krewnych, którzy woleli dbać o własne. W tych warunkach małżeństwo z królem polskim stanowiło dla niej doskonałą partię. W żyłach Elżbiety jednak płynęła krew dwóch agresywnych rodów władców niemieckich - Luksemburgów i Habsburgów, toteż rościła sobie pretensje do spadku po nich, zwłaszcza do Węgier, ale i Czech. Po latach ujrzy swego najstarszego syna na tych obu tronach. Ale przyszłość miała je oddać dalszym jej krewnym, potomkom Ernesta Habsburga i księżniczki mazowieckiej Cymbarki. Natomiast córki Elżbiety i Kazimierza obsiadły trony niemal połowy Europy. Spokrewniły się lub spowinowaciły z wszystkimi rodami panującymi. Nawet współczesna nam królowa angielska ma pochodzić w prostej linii od którejś z Jagiellonek. Usuwana w cień przez synową, królowa Sonka zajmowała się swoją ziemią sanocką, utrzymywała kontakty z różnymi osobistościami, brała też udział w wydarzeniach kulturalnych. Niegdyś Stanisław Ciołek pisał wiersze na jej cześć i jej synów, a wybitny muzyk Mikołaj z Radomia dorabiał do nich melodię. Nie na tym zakończyła się twórczość Mikołaja, był autorem muzyki kościelnej, utworów, które i dziś wzbudzają zachwyt. Ponieważ pisał dla królowej, można zakładać, że bywał na dworze, że jego dzieła znała, a może i finansowała. Imię królowej zostało wszakże na zawsze związane z okazałym zabytkiem języka polskiego - "Biblią królowej Zofii", albo inaczej zwaną "Biblią szaroszpatacką". Na karcie przyklejonej do okładki nieznana ręka po stu latach napisała: "Przełożone są tu księgi "ex hieronimi translatione" za króla polskiego Kazimierza, ojca Zygmunta króla, na żądanie matki Kazimierza Zofijej, królowej polskiej, roku od narodzenia pana Chrysta 1455, przez ślachetnego księdza Jędrzeja z Jaszowic, kapelana tej królowej, a pisane w Nowym Mieście, dziesięć mil od Krakowa". "Biblię" przetłumaczono nie z łaciny, lecz z języka czeskiego, co świadczy, że kontakty z Czechami i kulturą czeską utrzymywały się nadal. Przekład jest dość nieudolny, lecz i tak stanowi prawdziwy skarb piętnastowiecznej polszczyzny. Dochował się tom pierwszy w bibliotece szkolnej w Szaroszpatak na Węgrzech i stąd nazwa, z drugiego tomu, rozproszonego, istnieją tylko luźne kartki w Królewcu i Hamburgu. "Biblia" nie została ukończona, pozostawiono na przykład puste miejsca na ozdobne inicjały, jedynie strona tytułowa jest kompletna, z herbami Polski i Litwy, lecz chyba ozdobiona później. Być może, podobnie jak królowa Jadwiga nie doczekała się przeznaczonego dla siebie "Psałterza Floriańskiego", tak i królowa Zofia swej "Biblii", a po jej śmierci w 1461 roku dzieła nie dokończono. Zofia Holszańska, wychowana w małym prowincjonalnym światku na Białorusi, ani szczególnie mądra, ani wykształcona, jako królowa pozostawiła trwały ślad tak w dziejach, jak i w kulturze polskiej. Postępowy ruch społeczno_religijny, w którym prawie wszystkie żony Jagiełły brały udział, a już szczególnie Jadwiga i Zofia, mimo potężnych ciosów zewnętrznych i wewnętrznych trwał nadal. Po śmierci Władysława Pogrobowca królem czeskim został taboryta Jerzy z Podiebradu, który odwołał kompaktaty praskie (ugodę z soborem bazylejskim). Z królem Kazimierzem był w dobrych stosunkach. I w Polsce ogniska husytyzmu tliły nadal. Po klęsce Spytka pod Grotnikami zwolennikami husytyzmu opiekował się magnat wielkopolski Abraham ze Zbąszynia, dopiero po jego śmierci następca Ciołka na diecezji poznańskiej, Andrzej Bniński, zlikwidował środowisko zbąszyńskie, procesy husytów jednak trwały do końca stulecia, a inkwizytorzy tak byli znienawidzeni, że zdarzały się wypadki straszliwych samosądów. Jeszcze w 1431 roku w Boniewie na Kujawach schwytano inkwizytora, wyłupiono mu oczy, ucięto nos i wargi. W Polsce ze zmiennym szczęściem toczyła się wojna z krzyżakami, nie było dane królowej doczekać jej pomyślnego zakończenia. Natomiast poza granicami rozgrywały się równie ważne dla niej wydarzenia. W 1453 roku Turcy zdobyli Konstantynopol, cesarstwo bizantyjskie padło, unia florencka nic mu nie pomogła. Przez Europę szedł już nowy prąd, który miał wiele zmienić w umysłach, poglądach, układzie sił: humanizm. Daty ważniejszych wydarzeń ok. 1350 - urodził się Jagiełło. 1363 - małżeństwo cesarza Karola z wnuczką Kazimierza Wielkiego Elżbietą Bogusławówną. ok. 1366 - urodziła się Anna, córka Kazimierza Wielkiego i Jadwigi. 1368 - urodził się Zygmunt, syn Karola IV i Elżbiety Bogusławówny. 1370 - zmarł król Kazimierz Wielki. 1370 - projekt małżeństwa syna cesarskiego Wacława z córką Kazimierza Wielkiego. 1374 - urodziła się Jadwiga, późniejsza królowa polska. 1377 - zmarł wielki książę litewski Olgierd, Jagiełło został wielkim księciem. 1378 - dziecięce małżeństwo Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem. 1380 - małżeństwo córki Kazimierza Wielkiego Anny z hrabią celejskim Wilhelmem. 1381 - urodziła się córka hrabiego Wilhelma Anna, druga żona Jagiełły. 1382 - zmarł Kiejstut, ucieczka Witolda do krzyżaków. ok. 1382 - urodziła się Elżbieta Pilecka, trzecia żona Jagiełły. 1382 - zmarł król węgierski i polski Ludwik. 1383 - wybór królewny Jadwigi na tron polski. 1384 - koronacja Jadwigi. 1384 - ugoda Jagiełły z Witoldem. 1385 - układ w Krewie w sprawie małżeństwa Jagiełły z Jadwigą i unii polsko_litewskiej. 1386 - małżeństwo Jagiełły z Jadwigą i koronacja Jagiełły na króla polskiego. 1387 - Zygmunt Luksemburczyk królem węgierskim. 1387 - chrzest Litwy i odzyskanie Rusi Czerwonej dla Polski. 1389 - Witold ponownie u krzyżaków. 1391 - Władysław Opolczyk zastawił krzyżakom Złotoryję. 1392 - Witold namiestnikiem Jagiełły na Litwie. 1392 - Fundacja kolegium psałterzystów w Krakowie. 1395 - liga antykrzyżacka Jagiełły, Wacława Luksemburczyka, Małgorzaty duńskiej i książąt pomorskich w obronie arcybiskupa ryskiego. 1395 - śmierć królowej węgierskiej Marii, Jadwiga i Jagiełło przyjmują tytuł królów węgierskich. 1395 - sprowadzenie benedyktynów słowiańskich. 1396 - obchody dziesięciolecia unii polsko_litewskiej. 1396 - klęska Zygmunta Luksemburczyka w bitwie z Turkami pod Nikopolem. 1397 - unia kalmarska państw skandynawskich. 1397 - zjazd królowej Jadwigi z wielkim mistrzem we Włocławku. 1397 - pozwolenie papieskie na otwarcie wydziału teologicznego na uniwersytecie krakowskim, otwarcie bursy jerozolimskiej w Pradze. 1397_#1399 - pobyt Mateusza w Krakowie. 1399 - narodziny córki królewskiej Elżbiety Bonifacji, śmierć królowej Jadwigi. 1399 - klęska Witolda nad Worsklą. 1400 - wznowienie działalności uniwersytetu w Krakowie. 1400 - detronizacja Wacława Luksemburczyka jako króla rzymskiego. 1401 - detronizacja Zygmunta Luksemburczyka na Węgrzech. 1401 - przybycie wnuczki Kazimierza Wielkiego, hrabianki celejskiej Anny, do Krakowa. 1401 - unia wileńska. 1402 - ucieczka Świdrygiełły do krzyżaków. 1402 - Zygmunt Luksemburczyk sprzedał krzyżakom Nową Marchię. 1402 - małżeństwo Władysława Jagiełły z Anną. 1404 - traktat z krzyżakami w Raciążu, wykup ziemi dobrzyńskiej. 1404 - zjazd z Wacławem czeskim we Wrocławiu. 1404 - traktat Mateusza z Krakowa "O praktykach kurii rzymskiej". 1408 - wyprawa Zygmunta Luksemburczyka na Bośnię. 1408 - narodziny córki królewskiej Jadwigi. 1408 - małżeństwo Zygmunta Luksemburczyka z Barbarą celejską. 1409 - sobór powszechny w Pizie. 1409 - powstanie na Żmudzi, krzyżacy wypowiadają Polsce wojnę, zwycięstwo króla pod Bydgoszczą i Świeciem. 1410 - niesprawiedliwy wyrok króla Wacława w konflikcie polsko_krzyżackim. 1410 - bitwa pod Grunwaldem. 1411 - pokój toruński. 1411 - papieżem soborowym zostaje Jan XXIII. 1411 - Zygmunt Luksemburczyk zostaje królem rzymskim. 1412 - układ w Lubowli, zjazd królów w Budzie. 1413 - unia horodelska, uznanie królewny Jadwigi następczynią tronu. 1414 - wojna "głodowa" z krzyżakami, zdobycie Brodnicy. 1414_#1418 - sobór w Konstancji. 1415 - papież unieważnił przywileje krzyżackie wobec Litwy. 1415 - traktat Pawła Włodkowica "O władzy cesarskiej i papieskiej w stosunku do pogan". 1415 - spalenie Jana Husa na stosie jako heretyka. 1415 - delegacja żmudzka na soborze. 1415 - Fryderyk Hohenzollern zostaje margrabią brandenburskim. 1416 - śmierć królowej Anny. 1416 - paszkwil Falkenberga na króla i Polskę. 1417 - małżeństwo Jagiełły z Elżbietą Granowską. 1417 - wybór papieża Marcina V. 1418 - delegacja prawosławna z metropolitą Camblakiem w Konstancji. 1419 - śmierć króla czeskiego Wacława. 1419 - wojna "odwrotowa" z krzyżakami. 1420 - wyrok wrocławski Zygmunta Luksemburczyka. 1420 - śmierć królowej Elżbiety. 1421 - układ z margrabią brandenburskim w sprawie małżeństwa królewny Jadwigi. 1422 - małżeństwo króla Władysława z Zofią Holszańską. 1422 - wysłanie Zygmunta Korybutowicza jako namiestnika do Czech. 1422 - przywilej czerwiński. 1422 - wojna "golubska" z krzyżakami, pokój mełneński. 1422 - klęska Zygmunta Luksemburczyka w wojnie z husytami pod Taborem i Niemieckim Brodem. 1423 - zjazd królów w Kieżmarku, odwołanie Korybutowicza z Pragi. 1423 - Oleśnicki biskupem krakowskim. 1424 - koronacja królowej Zofii. 1424 - edykt wieluński przeciw husytom. 1424 - narodziny królewicza Władysława. 1425 - przywilej brzeski. 1427 - narodziny królewicza Kazimierza. 1427 - proces królowej o niewierność małżeńską. 1428 - husyci zajmują Śląsk. 1429 - zjazd w Łucku i projekt koronacji Witolda. 1430 - przywilej jedlneński. 1430 - śmierć Witolda. 1430 - Świdrygiełło wielkim księciem na Litwie. 1431 - śmierć papieża Marcina V, wybór Eugeniusza IV, początek soboru bazylejskiego. 1431 - śmierć królewny Jadwigi. 1431 - dysputa z poselstwem husyckim w Krakowie. 1431 - wojna ze Świdrygiełłą, najazd krzyżaków na Kujawy. 1431 - klęska wyprawy antyhusyckiej pod Domażlicami. 1432 - zamach stanu na Litwie, Zygmunt Kiejstutowicz wielkim księciem. 1432 - poselstwo husyckie w Pabianicach, układ antykrzyżacki. 1433 - polsko_husycka wyprawa odwetowa przeciw krzyżakom. 1433 - kontaktaty praskie pomiędzy utrakwistami i soborem bazylejskim. 1433 - koronacja Zygmunta Luksemburczyka na cesarza. 1434 - dwunastoletni rozejm z krzyżakami. 1434 - śmierć króla Władysława Jagiełły i koronacja królewicza Władysława. 1434 - bratobójcza bitwa pod Lipanami między dwoma odłamami husytów. 1435 - bitwa między Zygmuntem Kiejstutowiczem a Świdrygiełłą pod Wiłkomierzem. 1437 - śmierć Zygmunta Luksemburczyka. 1437 - przeniesienie soboru do Ferrary, detronizacja papieża w Bazylei i wybór Feliksa V. 1438 - powołanie królewicza Kazimierza na króla czeskiego, walki o tron z zięciem Zygmunta, Albrechtem Habsburgiem. 1439 - konfederacja husytów polskich pod dowództwem Spytka z Melsztyna przeciwko Oleśnickiemu. 1439 - śmierć Albrechta Habsburga. 1440 - walka o tron węgierski Elżbiety, jako regentki kilkutygodniowego Władysława Pogrobowca, i króla polskiego Władysława III. 1440 - śmierć Zygmunta Kiejstutowicza, Kazimierz Jagiellończyk wielkim księciem litewskim. 1442 - układ Władysława III z Elżbietą w sprawie małżeństwa z jej córką Anną. 1442 - śmierć Elżbiety. 1442 - Władysław III królem Węgier. 1444 - klęska pod Warną. 1447 - Kazimierz Jagiellończyk królem polskim. 1447 - śmierć papieża Eugeniusza IV. 1449 - rezygnacja Feliksa V i rozwiązanie się soboru. 1450 - śmierć cesarzowej Barbary. 1453 - Turcy zdobywają Konstantynopol. 1454 - Kazimierz Jagiellończyk wciela Prusy do Korony i rozpoczyna wojnę trzynastoletnią. 1454 - małżeństwo króla Kazimierza z Elżbietą Habsburżanką. 1455 - śmierć Zbigniewa Oleśnickiego. 1455 - "Biblia królowej Zofii". 1456 - narodziny królewicza Władysława Jagiellończyka. 1457 - narodziny królewny Jadwigi Jagiellonki. 1458 - narodziny królewicza Kazimierza - świętego. 1459 - narodziny Jana Olbrachta. 1461 - śmierć królowej Zofii. Spis osób występujących w książce Abraham ze Zbąszynia (zm. 1442), husyta, wielmoża wielkopolski, sędzia poznański 1432_#1440, uczestnik konfederacji Spytka z Melsztyna 1439. Adelajda (1324_#1371), księżniczka heska, druga żona Kazimierza Wielkiego, 1367 unieważniono małżeństwo. Adelajda (zm, po 1399), córka króla duńskiego Waldemara, druga żona Bogusława V od 1362. Albrecht Habsburg (1397_#1439), zięć Zygmunta Luksemburczyka, 1437 król węgierski i 1438 niemiecki. Aldona Anna (1309_#1339), córka Giedymina, 1325 żona Kazimierza Wielkiego. Aleksander V (zm. 1410), kardynał mediolański Piotr Philargi, papież 1409. Aleksander (1400_#1444), syn Ziemowita IV, rektor uniwersytetu krakowskiego 1422, biskup trydencki 1423, kardynał 1440. Aleksander (1400_#1432), książę mołdawski, lennik króla Jagiełły. Aleksandra (zm. 1434), siostra Jagiełły, 1387 żona księcia mazowieckiego Ziemowita IV. Amelia (13988#1399 - po 1424), córka Aleksandry i Ziemowita IV, żona margrabiego Miśni, Wilhelma II Brodatego. Andrzej (1327_#1345), brat króla węgierskiego Ludwika, król Neapolu jako mąż Joanny I, zamordowany. Andrzej (ok. 1320_#1399), przyrodni brat Jagiełły, książę połocki, zginął w bitwie nad Worsklą. Andrzej z Kokorzyna (zm. ok. 1435), profesor uniwersytetu krakowskiego, trzykrotny rektor, kanclerz królowej Sonki 1424, uczestnik dysputy krakowskiej 1431. Anna Danuta (ok. 1362_#1448), córka Kiejstuta, ok. 1376 żona księcia mazowieckiego Janusza I. Anna (1366_#1425), córka Kazimierza Wielkiego, żona hrabiego Celie, Wilhelma, potem księcia Tecku, Ulryka. Anna (1366_#1394), córka cesarza Karola IV, żona króla angielskiego Ryszarda II. Anna (ok. 1380_#1416), hrabianka celejska, wnuczka Kazimierza Wielkiego, druga żona Jagiełły 1402. Anna (zm. 1418), żona księcia Witolda, córka Dymitra Olgierdowicza starszego. Anna (1407_#1435), córka Aleksandry i Ziemowita IV, żona Michała Bolesława Zygmuntowicza - bratanka księcia Witolda. Anna, starsza córka Hermana II, siostra królowej Barbary, żona Mikołaja Gary ok. 1400. Anna (1432_#1462), córka Albrechta Habsburga, proponowana na żonę Władysława III, żona margrabiego Turyngii, Wilhelma. Antonios (zm. przed 1396), prawosławny metropolita halicki, wyświęcony w 1371 r. Augustyn z Pizy, adwokat polski w procesie z krzyżakami na soborze w Konstancji 1414_#1418. Bajezyd I (1354_#1403), sułtan turecki pobity przez chana mongolskiego Tamerlana pod Ankarą 1402, zmarł w niewoli. Barbara (ok. 1395_#1450), 1408 królowa węgierska jako żona Zygmunta Luksemburczyka, 1433 cesarzowa, po 1437 zamieszkała w Polsce. Barnim V (1369_#1403), książę słupski, przyrodni brat Kaźka. Bartosz z Konina, 1434 kanclerz królowej Sonki. Bartosz z Odolanowa (zm. 1393), starosta kujawski, wojewoda poznański 1387. Benedykt XIII (zm. 1424), Piotr de Luna, 1394 papież awinioński po Klemensie VII, pozbawiony tronu przez sobór w Konstancji 1416. Bernard (1378_#1455), książę niemodliński, brat biskupa Jana Kropidły. Beszówna Jadwiga (zm. po 1461), córka Hinczy z Kujaw, od 1431 druga żona księcia opolskiego Bolka V. Bielski Marcin (1495_#1575), autor utworów satyrycznych oraz "Kroniki wszystkiego świata". Biruta (zm. 1385), żona Kiejstuta, matka księcia Witolda. Bitterfeld Henryk (zm. 1406) z Brzegu, profesor praski, autor traktatów teologicznych, prekursor Husa. Błażewski Marcin (XVI8XVII w.), tłumacz "Kroniki" Kromera 1611. Bniński Andrzej, biskup poznański 1437_#1479, prześladowca husytów. Bogusław V (131881319_#1373), książę zachodniopomorski, zięć Kazimierza Wielkiego. Bogusław VIII (1364_#1418), książę zachodniopomorski, przyrodni brat Kaźka. Bogusław IX (po 1410_#1446), książę słupski, bratanek króla skandynawskiego Eryka XIII. Bolesław I (ok. 1360_#1433), książę cieszyński, mąż Ofki, córki Aleksandry i Ziemowita IV. Bolesta Piotr, prepozyt łęczycki, oskarżyciel kanclerza Wojciecha Jastrzębca 1420 na zjeździe w Łęczycy. Bolko (zm. 1428), syn księcia płockiego Janusza. Bolko V opolski (ok. 1400_#1460), książę na Prudniku i Głogówku, husyta ożeniony z córką królowej, Elżbietą Granowską. Bonifacy IX (zm. 1404), kardynał Piotr Tomacelli, 1389 papież rzymski. Branda Castiglione (1350_#1443) kardynał Placencji, legat papieski na Węgrzech 1412_#1424. Brankowić Katarzyna, córka księcia serbskiego Jerzego, 1427 żona hrabiego celejskiego Ulryka II. Brankowić Mara, córka księcia serbskiego Jerzego, żona sułtana Murada II 1421. Brygida (1303_#1373), krewna królów szwedzkich z dynastii Felkungów, założycielka Zakonu Brygidek, kanonizowana w 1391. Brzozogłowy Janusz (zm. ok. 1425), starosta bydgoski 1410, kasztelan lądzki 1423, santocki 1424. Buczacki Michał, wojewoda podolski w 1431 r. Burzyński Mikołaj, sędzia sanocki, 1444 wierzyciel królowej Sonki. Butawt (zm. 1381), syn Kiejstuta, książę drohiczyński, zbiegł do krzyżaków, gdzie przyjął chrzest. Camblak Grzegorz (ok. 1364 - po 1420), prawosławny metropolita kijowski od 1415. Capra Bartłomiej (ok. 1360_#1433), arcybiskup mediolański, legat papieski 1419 w Polsce w sprawie wojny z krzyżakami. Cesarini Julian (1398_#1444), kardynał, przewodniczący soboru w Bazylei, potem w Ferrarze i Florencji, legat papieski na Węgrzech od 1432; nakłonił króla Władysława do wyprawy pod Warnę; zginął w bitwie. Chełmski Piotr (zm. ok. 1446), wychowawca Fryderyka Hohenzollerna młodszego 1422_#1431, 1430 starosta korczyński, 1435 kasztelan połaniecki, 1437 marszałek dworu królowej. Chrząstowski Mikołaj (zm. ok. 1444), uczestnik bitwy pod Grunwaldem, 1422 miecznik krakowski, 1431 starosta sanocki. Ciołek Stanisław (1382_#1437), podkanclerzy 1423, poeta, biskup poznański 1428. Cudka, córka kasztelana sieciechowskiego Pełki, żona Niemierzy z Gołczy, 1347_#1352 faworyta Kazimierza Wielkiego. Cymbarka (ok. 1395_#1429), córka Ziemowita mazowieckiego i Aleksandry, żona Ernesta Habsburga, babka cesarza Maksymiliana I. Cyprian (zm. 1406), metropolita prawosławny kijowski, 1396 zamierzał wraz z królem Jagiełłą doprowadzić do unii kościołów. Czapek Jan z Sanu, dowódca wojsk husyckich we wspólnej wyprawie z Polakami przeciw krzyżakom 1433. Czyżowski Jan (zm. ok. 1458), starosta sandomierski 1431, kasztelan - 1433, wojewoda - 1435, wojewoda krakowski 1437, kasztelan - 1438, starosta 1440_#1457, namiestnik króla 1439_#1448. Długosz Jan (1415_#1480), sekretarz biskupa Zbigniewa Oleśnickiego, autor "Dziejów Polski". Domarat z Kobylan (ok. 1380_ ok. 1440", kasztelan biecki, 1428 marszałek dworu królewskiego, 1433 kasztelan wojnicki, 1434 lubelski. Domarat z Pierzchna (zm. przed 1400), 1377_#1383 starosta generalny wielkopolski, kasztelan poznański 1382_#1399. Donin Andrzej (Dunin, zm. 1418), ze Skrzynna, podkanclerzy 1411. Dorota z Sienna, żona Jana Koniecpolskiego, wychowawczyni córek Kazimierza Jagiellończyka. Drucki Iwan, kuzyn królowej Sonki, poseł Świdrygiełły do Kamieńca 1431, uwięziony przez Michała Buczackiego. Drucki Semen (zm. po 1422), syn Dymitra Olgierdowicza starszego, wój królowej Zofii Holszańskiej, bratanek Jagiełły. Dymitr Doński (1350_#1389), 1359 książę moskiewski, 1380 rozbił Tatarów na Kulikowym Polu nad Donem. Dymitr z Goraja (ok. 1340_#1400), 1364 podskarbi koronny, 1390 marszałek. Dymitr Olgierdowicz (zm. 1399), przyrodni brat Jagiełły, książę witebski, zginął w bitwie nad Worsklą. Eliasz z Wąwolnicy (zm. po 1446), wybitny profesor uniwersytetu krakowskiego, 1422_#1431 wychowawca Fryderyka Hohenzollerna. Elżbieta (zm. 1364), córka Giedymina, żona księcia płockiego Wacława. Elżbieta Łokietkówna (1305_#1380), siostra Kazimierza Wielkiego, żona króla węgierskiego Karola Roberta, matka Ludwika. Elżbieta (1310_#1343), księżniczka kujawska, żona bana Bośni Stefana Kotromanicia, babka Jadwigi. Elżbieta Bośniaczka (1339_#1387), córka Stefana Kotromanicia, żona Ludwika Węgierskiego i matka królowej Jadwigi. Elżbieta Bogusławówna (1345_#1393), córka księcia słupskiego Bogusława V, czwarta żona cesarza Karola IV, matka Zygmunta Luksemburczyka. Elżbieta Bonifacja (dwadzieścia dwa VI_#13 Vii 1399), jedyne dziecko Władysława Jagiełły i Jadwigi. Elżbieta (ok. 1382_#1420), trzecia żona Władysława Jagiełły 1417, córka wojewody sandomierskiego Ottona z Pilicy, wdowa po Kasztelanie nakielskim Wincentym z Granowa. Elżbieta (zm. ok. 1452), żona księcia opolskiego Bolka V, córka Wincentego i Elżbiety Granowskich, pasierbica Jagiełły. Elżbieta (1409_#1442), córka Zygmunta Luksemburczyka, żona Albrechta Habsburga, księcia austriackiego, potem króla węgierskiego i niemieckiego. Elżbieta (14368#1437_#1505), wnuczka Zygmunta Luksemburczyka, córka Albrechta Habsburga, żona Kazimierza Jagiellończyka. Elżbieta (zm. ok. 1374), córka Władysława Opolczyka, żona margrabiego morawskiego Josta (Jodoka) Luksemburczyka. Ernest I Żelazny Habsburg (1377_#1424), książę austriacki, 1412 mąż Cymbarki mazowieckiej. Eryk (1382_#1459), wnuk Bogusława V, książę słupski, król państw skandynawskich. Esterka (ok. 1362), legendarna faworyta króla Kazimierza Wielkiego. Eufemia (Ofka, zm. 1342), córka Giedymina, żona księcia halickiego Jerzego II, siostra królowej Aldony. Eugeniusz IV (1383_#1447), Gabriel Comdulmer, 1431 papież, zwoołał sobór do Bazylei, potem do Ferrary i Florencji, gdzie zawarto unię z kościołem wschodnim. Falkenberg Jan (zm. 1430), dominikanin, autor paszkwilu na króla Jagiełłę i Polskę na soborze w Konstancji 1416. Fedor Koriatowicz (zm. po 1416), książę podolski 13928#1393, stryjeczny brat Jagiełły. Feliks V, książę sabaudzki Amadeusz VIII, wybrany w Bazylei jako antypapież 1431, zrezygnował 1448. Filipina, królewna angielska, 1406 żona skandynawskiego Eryka XIII. Forgacz Błażej (zm. 1387), cześnik królowej Elżbiety Bośniaczki, zabójca Karola III Małego. Frankenberg Konrad (zm. 1418), sekretarz i doradca księcia Witolda. Frebach Jan z Bambergi, prawnik, na zamówienie krzyżaków napisał odpowiedź na konkluzje Pawła Włodkowica 14158#1416. Frovinus, kanonik krakowski, ok. 1320 napisał poemat łaciński "Antigameratus". Fryderyk III Habsburg (1415_#1493), książę austriacki, od 1440 cesarz. Fryderyk I von Sannegg (słoweński Żowneka, zm. 1360), pierwszy hrabia celejski. Fryderyk II (zm. 1454), hrabia celejski, syn Hermana II. Galhard z Chartres (de Carceribus), legat papieski w Polsce w latach 1334_#1343, dopomagał Kazimierzowi w zabiegach o przyłączenie ziem, które odpadły od Polski. Gałka Andrzej z Dobczyna (ok. 1400_ po 1451), poeta, wyznawca Wiklefa. Gara Jan (Janosz z Gary, 1386_#1435), mąż księżniczki mazowieckiej Jadwigi po 1393. Gara Mikołaj (ok. 1369_#1387), palatyn węgierski za Ludwika i Elżbiety Bośniaczki, zabójca Karola III Małego. Gara Mikołaj (1386_#1433), żonaty z hrabianką celejską Anną, siostrą królowej Barbary. Gerson Jan (1363_#1429), wybitny profesor i kanclerz paryskiej Sorbony, zmarł na wygnaniu. Giedymin (ok. 1275_#1341), syn Pukuwera, 1316 wielki książę litewski. Golykunt, przedstawiciel Żmudzi na rokowania w Wilnie 1420. Górka Łukasz (1428_#1542), wojewoda poznański, 1537 biskup włocławski. Górka Uriel (1435_#1498), 1474 kolektor papieski, 1479 biskup poznański. Granowska Jadwiga, córka Elżbiety Pileckiej i Wincentego, losy jej nie są znane. Granowski Andrzej, syn kasztelana nakielskiego Wincentego z pierwszego małżeństwa. Granowski Blizbor, syn kasztelana nakielskiego Wincentego z pierwszego małżeństwa, zmarł zapewne w dzieciństwie. Granowski Jan, zob. Pilecki Jan. Granowski Otton (zm. ok. 1420), syn kasztelana nakielskiego i Elżbiety z Pileckich. Granowski Wincenty, ojciec kasztelana nakielskiego, wspomniany w 1344. Granowski Wincenty (1370_#1410), kasztelan nakielski 1387, starosta generalny wielkopolski 1409. Grzegorz XII (ok. 1335_#1417), papież rzymski 1406, zgłosił rezygnację w czasie soboru w Konstancji 1416. Haakon VI Folkung (zm. 1380), król norweski. Helena Korybutówna (zm. po 1449), bratanica Jagiełły, żona księcia raciborskiego Janusza II. Henryk V Żelazny (przed 1321_#1369), książę głogowski_żagański, ojciec ostatniej żony Kazimierza Wielkiego. Henryk (1366_#1393), książę mazowiecki, niedoszły biskup płocki. Henryk (ok. 1355_#1398), książę legnicki, biskup włocławski. Herman I (1332_#1375), hrabia celejski, syn Fryderyka I, mąż Katarzyny Kotromaniciówny. Herman II (zm. 1435), hrabia celejski, teść Zygmunta Luksemburczyka, posłował wielokrotnie w jego imieniu do Polski. Herman (zm. 1420), nieślubny syn Hermana II, biskup Fryzyngi i Trydentu. Hieronim z Pragi (ok. 1378_#1416), czeski reformator religijny, przyjaciel i zwolennik Husa, spalony na stosie w Konstancji. Hincza z Rogowa (zm. przed 1415), podskarbi koronny, 1401 poseł Jagiełły po Annę celejską. Hincza z Rogowa (zm. 1423), syn poprzedniego, podskarbi koronny 1421. Hincza z Rogowa (zm. ok. 1472), brat poprzedniego, starosta radomski 1442, kasztelan rozpierski od 1443, sieradzki 1453, sandomierski 1461, podskarbi koronny 1448_#1460. Hohenzollern Fryderyk I (1371_#1440), burgrabia norymberski, 1411 namiestnik Brandenburgii, 1415 elektor. Hohenzollern Fryderyk II (1413_#1471), syn margrabiego, kandydat do ręki córki Jagiełłowej Jadwigi i tronu polskiego. Hohenzollern Jan (1369_#1420), burgrabia norymberski, starszy brat Fryderyka I. Holszańska Aleksandra (zm. 1426), matka królowej Sonki. Holszański Andrzej, ojciec królowej Sonki, czwartej żony Jagiełły. Holszański Iwan, 1400 namiestnik Kijowa po śmierci Skirgiełły, dziadek czwartej żony Jagiełły. Holszański Iwan, stryjeczny brat królowej Sonki. Holszański Michał, namiestnik Kijowa po śmierci Iwana 1422, stryj królowej Sonki. Holszański Semen, stryj królowej Sonki, namiestnik Nowogrodu Wielkiego. Humnicki Jerzy, podkomorzy przemyski, ok. 1456 poręczyciel długów królowej Sonki. Hunyady Jan (1388_#1456), magnat węgierski, dopomógł uzyskać tron Władysławowi, pobił Turków 1442, uratował się pod Warną, ale zrezygnował z funkcji regenta na korzyść hrabiego Ulryka. Hus Jan (1370_#1415), rektor uniwersytetu praskiego, wybitny teolog i reformator, spalony na stosie wyrokiem soboru w Konstancji. Ewan z Obichowa (zm. po 1422), 1401 poseł Jagiełły po Annę celejską, starosta kujawski 1405, kasztelan śremski 1410, starosta lwowski 1411_#1421. Jadwiga (po 1340_#1390), księżniczka żagańska, żona Kazimierza Wielkiego. Jadwiga (1374_#1399), córka Ludwika Węgierskiego, 1384 królowa polska, 1386 żona Władysława Jagiełły. Jadwiga (zm. 1424), córka Spytka z Melsztyna, 1401 żona księcia niemodlińskiego Bernarda. Jadwiga (1368_#1407), najmłodsza córka Kazimierza Wielkiego. Jadwiga (zm. po 1405), córka Konrada Towciwiła, 1396 żona księcia słupskiego Barnima V. Jadwiga (1408_#1431), córka Jagiełły i Anny celejskiej, 1413 dziedziczka tronu. Jadwiga (po 1393 - po 1439), księżniczka mazowiecka, córka Aleksandry i Ziemowita, żona Jana Gary. Jadwiga z Leżenicy i Zbąszynia (zm. ok. 1430), może córka Rafała Tarnowskiego, żona wojewody mazowieckiego Jana Głowacza, potem wileńskiego Wojciecha Moniwida, matka Abrahama ze Zbąszynia. Jagiełło, zob. Władysław Jagiełło. Jakub z Kobylan (ok. 1380 - po 1419), brat Domarata, słynny rycerz turniejowy, wyróżnił się w bitwach pod Grunwaldem i Koronowem. Jakub z Kobylan (zm. 1454), bratanek poprzedniego, 1424 uczestnik wyprawy Witolda na Nowogród Wielki, 1430 marszałek jego dworu, 1435 dowodził Polakami pod Wiłkomierzem, 1444 kasztelan biecki, 1452 wojnicki. Jan XXIII (zm. 1419), Baltazar Cossa, 1402 kardynał, 1410 papież, 1415 pozbawiony tronu na soborze w Konstancji. Jan VIII Paleolog (1390_#1448), 1425 cesarz bizantyjski, zawarł unię kościelną 14388#1439 we Florencji z papieżem Eugeniuszem IV. Jan Luksemburczyk (1296_#1346), 1310 król czeski, protektor krzyżaków, ojciec cesarza Karola IV. Jan Zgorzelecki (1370_#1396), najmłodszy syn cesarza Karola IV i Elżbiety Bogusławówny. Jan Kropidło (1360_#1421), bratanek Władysława Opolczyka, biskup kujawski. Jan Wajdut (1364_#1402), bratanek księcia Witolda, 1381 zbiegł do krzyżaków, ukończył studia w Pradze, 1389 kanonik krakowski, 1401 drugi rektor uniwersytetu. Jan III (po 1366_#1405), książę oświęcimski, ożeniony z siostrą Jagiełły, Jadwigą. Jan (zm. 1428), książę ziębicki, drugi mąż Elżbiety Melsztyńskiej, pod Grunwaldem wspomagał krzyżaków, potem w sojuszu z Zygmuntem Luksemburczykiem. Jan Śmiały (1371_#1419), uczestnik bitwy pod Nikopolem, 1404 książę burgundzki, zamordowany. Jan Biskupiec z Opatowic (1376_#1452), dominikanin, biskup chełmski, przeciwnik Jana Falkenberga. Jan Lutkowicz z Brzezia k. Pleszewa (ok. 1405_#1471), poseł królowej Sonki na sobór bazylejski, 1455 podkanclerzy, 1453 biskup kujawski, 1464 krakowski. Janusz I (1340_#1429), syn Ziemowita III, książę mazowiecki. Janusz II (zm. 1422), książę mazowiecki, syn Janusza I, mąż Katarzyny Melsztyńskiej. Janusz II (1375_#1424), książę raciborski, żonaty z bratanicą Jagiełły, Heleną Korybutówną, sprzymierzeniec Zygmunta Luksemburczyka. Janusz z Tuliszkowa (zm. 1426), 1403 kasztelan kaliski, dyplomata Jagiełły, wielokrotny poseł do krzyżaków, na dwór węgierski, na sobór w Konstancji. Jarosław z Iwna herbu Grzymała (zm. 1423), uczestnik wojen hiszpańskich z Maurami, powrócił na wyprawę grunwaldzką do kraju. Jastrzębiec Wojciech (1362_#1436), 1397 kanclerz królowej Jadwigi, 1399 biskup poznański, 1412 krakowski i kanclerz, 1422 prymas, wybitny dyplomata Jagiełły. Jawnuta Iwan (zm. po 1366), syn Giedymina, 1341_#1345 wielki książę litewski, po 1345 książę zasławski. Jewna (Ewa? zm. 1344), księżniczka ruska, żona Giedymina. Jerzy z Podiebradu (1420_#1471), król czeski 1458_#1471 po śmierci Władysława Pogrobowca. Jerzy II (Bolesław Trojdenowicz, ok. 1305_#1340), ostatni książę halicko_włodzimierski, otruty przez bojarów. Jerzy Brankowić (zm. 1456), książę serbski 1427 po śmierci stryja Stefana Łazarowicia. Jerzy (zm. 1415), pisarz grodzki krakowski, autor utworu na cześć przyszłego syna królowej Jadwigi. Jędrzej z Jaszowic, kapelan królewski Sonki, tłumacz "Biblii" ok. 1455. Joanna I (ok. 1326_#1382), królowa Neapolu, żona królewicza węgierskiego Andrzeja. Jost (Jodok, 1351_#1411), margrabia morawski, bratanek cesarza Karola Iv, 1410 wybrany jednocześnie z Zygmuntem królem rzymskim. Juliana (zm. 1392), córka księcia twerskiego Aleksandra, 1347 druga żona Olgierda, matka Jagiełły. Juliana Koraczewska z domu Holszańska (ok. 1378_#1448), od 1418 druga żona Witolda. Karol Martel (1271_#1295), najstarszy syn Karola II i Marii Arpadówny, otruty przez brata, Roberta. Karol (zm. przed 1343), syn Roberta neapolitańskiego, książę Kalabrii, ojciec Joanny I. Karol Robert (1288_#1342), syn Karola Martela, król węgierski. Karol III Mały (zm. 1386), książę Durazzo, potem król Neapolu i Węgier, zamordowany. Karol IV Luksemburczyk (1316_#1378), król czeski 1346, cesarz 1355. Karol VI (1368_#1422), król francuski 1380. Katarzyna (1370_#1378), najstarsza córka Ludwika Węgierskiego. Katarzyna Kotromaniciówna, córka bana Bośni, hrabina celejska - żona Hermana I ok. poł. XIV w. Katarzyna (zm. po 1468), księżniczka mazowiecka, trzecia żona księcia trockiego Michała Bolesława. Katarzyna (po 1395 - po 1465), córka Spytka z Melsztyna, żona księcia mazowieckiego Janusza II, 1413 wojewody sandomierskiego Mikołaja z Michałowa. Katarzyna św. (1331_#1381), córka św. Brygidy, przełożona Klasztoru Brygidek w Wadstenie. Kazimierz Jagiellończyk (1426), zmarł w niemowlęctwie drugi syn Jagiełły. Kazimierz Jagiellończyk (1427_#1492), syn Jagiełły i Zofii, król polski 1447. Kazimierz (zm. 1442), syn Ziemowita IV i Aleksandry. Kaźko IV (ok. 1344_#1377), książę słupski, syn Bogusława V, wnuk króla Kazimierza Wielkiego. Kenna Joanna (ok. 1350_#1368), córka Olgierda, żona Kaźka słupskiego. Kiejstut (1297_#1382), syn Giedymina, brat Olgierda, od 1345 współrządził Litwą. Klemens z Moskorzewa (zm. 1408), podkanclerzy 1387_#1402, komendant zamku wileńskiego 1390, kasztelan wiślicki 1403. Kikeritz (Kikierzyc) Dypold von Dieber (zm. 1410), zaatakował pod Grunwaldem króla polskiego. Koniecpolska Kachna (Konstancja, zm. 1439), wojewodzina sieradzka, 1425 wychowawczyni synów królewskich, w nagrodę otrzymała miasto Lelów. Koniecpolski Jakub (zm. 1430), 1394 wojewoda sieradzki, 1425 marszałek dworu królowej. Koniecpolski Jan (zm. 1455), kanclerz po śmierci Jana Szafrańca 1433. Konrad IV (po 1384_#1447), książę oleśnicki, biskup wrocławski, spiskował z Zygmuntem Luksemburczykiem na temat rozbioru Polski. Koriat Michał (zm. po 1358), syn Giedymina, książę nowogródzki po śmierci Narmunta. Kot Wincenty (zm. 1448), ok. 1430 nauczyciel królewicza Władysława, 1434 podkanclerzy, 1437 prymas. Kottannerin Helena, zaufana Elżbiety, córki Zygmunta Luksemburczyka, 1440 wykradła koronę węgierską dla Władysława Pogrobowca. Kraska Jan (zm. 1460), dworzanin królewski, 1423 towarzyszył Jagielle do Kieżmarku, 1431 na Ruś, 1432 starosta koniński. Krystyn z Ostrowa (zm. 1430), ochmistrz dworu królowej Jadwigi, 1410 kasztelan krakowski, 1411 starosta krakowski. Krzesław z Kurozwęk (zm. po 1443), kasztelan wiślicki, (1440_#1443) starosta generalny wielkopolski. Krzyż, kupiec praski, opiekun Bursy Jerozolimskiej królowej Jadwigi 1398, fundator Kaplicy Betlejemskiej 1399, wypędzony z Pragi przez arcybiskupa za sprzyjanie Husowi 1410. Krzyżanowski Jan (zm. po 1457), krewny Oleśnickiego, 1439 marszałek dworu, 1440 napadł na zamek biskupa Oleśnickiego z Iłży. K~uchmeister Michał, wielki mistrz krzyżacki 1414_#1422. Kunegunda (1298_#1331), córka Władysława Łokietka, żona księcia świdnickiego Bernarda. Kunegunda (1335_#1357), córka Kazimierza Wielkiego i Aldony, żona Ludwika Wittelsbacha. Kurdwanowski Jakub (przed 1350_#1425) z Korzkwi, biskup płocki, uczestnik soboru w Konstancji. Kurowski Mikołaj (zm. 1411), 1393_#1399 protonotariusz kancelarii, 1395 biskup poznański, 1399 włocławski, 1402 arcybiskup gnieźnieński, 1409_#1411 zastępca króla. Kurowski Piotr (zm. 1463), brat arcybiskupa, 1440 kasztelan sądecki, 1459 lubelski. Lasocki Mikołaj (zm. 1450), dyplomata, poseł na sobór bazylejski, 1449 mianowany biskupem włocławskim. Leopold III Habsburg (1351_#1386), książę austriacki, ojciec Wilhelma, zginął w bitwie ze Szwajcarami pod Sempach. Lingwen Szymon (zm. 1431), brat Jagiełły, namiestnik Nowogrodu Wielkiego, potem książę mścisławski. Lubart Dymitr młodszy (zm. ok. 1384), brat Jagiełły, książę włodzimiersko_łucki. Ludwik IV (1287_#1347) Wittelsbach, cesarz niemiecki, dążył do ograniczenia wpływu papieża na władzę świecką. Ludwik Wittelsbach, zwany rzymskim (1328_#1365), margrabia brandenburski, mąż córki Kazimierza Wielkiego Kunegundy. Ludwik (1326_#1382), syn Karola Roberta i Elżbiety Łokietkówny, 1342 król węgierski, 1370 polski. Ludwik (zm. 1407), książę orleański, brat króla francuskiego Karola VI, zamordowany przez siepaczy księcia burgundzkiego Jana. Ludwik I (1311_#1398), książę legnicko_brzeski, zasłużony protektor sztuki i oświaty. Ludwik II (zm. 1436), książę brzeski, obchodził zaślubiny z córką Fryderyka Hohenzollerna na soborze w Konstancji 1418. Łaskarz Andrzej (Laskaris, 1362_#1426), kanclerz królowej Jadwigi 1397, 1414 biskup poznański, wybitny mówca i dyplomata, poseł na sobór w Konstancji. Łazarz (1329_#1389), car serbski, zginął w bitwie z Turkami na Kosowym Polu. Maciej (ok. 1370_#1453), Inflantczyk, 1417 biskup żmudzki, 1422 wileński, doradca księcia Witolda. Makrai Benedykt (z Makry), prawnik, z ramienia Zygmunta Luksemburczyka prowadził rokowania 1413 w sporze polsko_krzyżackim. Małgorzata (1353_#1412), królowa krajów skandynawskich, twórczyni unii kalmarskiej 1397, swoim następcą mianowała księcia słupskiego Eryka. Małgorzata (zm. 1480), córka hrabiego celejskiego Hermana II, ok. 1445 żona księcia cieszyńsko_głogowskiego Włodka. Marcin V (1368_#1431), kardynał Otton Colonna, 1417 papież. Maria (zm. 1346), pierwsza żona Olgierda, księżniczka witebska. Maria (zm. 1349), córka Giedymina, żona księcia twerskiego Dymitra. Maria (1371_#1395), córka króla węgierskiego Ludwika, żona Zygmunta Luksemburczyka. Maria (ok. 1410 - ok. 1455), księżniczka mazowiecka, 1432 żona księcia stargardzkiego Bogusława IX. Mateusz z Krakowa (1345_#1410), profesor teologii w Pradze, Krakowie, Heidelbergu, kapelan Ruprechta II, biskup wormacki, pisarz. Melsztyńska Beata, córka starosty generalnego wielkopolskiego Dobrogosta z Szamotuł, żona Spytka poległego 1439. Melsztyńska Elżbieta (ok. 1373_#1424), żona wojewody Krakowskiego Spytka, potem księcia ziębickiego Jana, prawdopodobnie córka zarządcy Rusi Halickiej Emeryka Bebeka. Melsztyński Jan (ok. 1398_#1429), właściciel Rabsztyna i Książa, starszy syn wojewody krakowskiego. Melsztyński Spytko (przed 1362_#1399), 1390 wojewoda krakowski, 1387 pan Podola, zginął nad Worsklą. Melsztyński Spytko (ok. 1398_#1439), kasztelan biecki, przywódca konfederacji 1439, zginął pod Grotnikami. Mendog (Mindowe, zm. 1263), książę litewski, 1251 przyjął chrzest i koronę litewską, potem wrócił do religii poprzedniej, zamordowany. Merski Stanisław, członek poselstwa polskiego w Konstancji (1414_#1418, jeden z 24 "stróżów porządku" przy wyborze papieża. Mężyk Jan (zm. 1437) z Dąbrowy, sekretarz osobisty Jagiełły, tłumacz z niemieckiego i ruskiego, 1424 starosta krzepicki, 1426 ostrzeszowski, 1421 generalny ruski, 1437 wojewoda lwowski. Mężykowa Dorota z Rytwian, bratanica prymasa Wojciecha Jastrzębca, druga żona wojewody Jana Mężyka. Mężykowa Katarzyna (zm. po 1420), pierwsza żona Jana, 1418 ochmistrzyni królewny Jadwigi, 1420 zapisała 200 grzywien uniwersytetowi. Michał Bolesław (przed 1390_#1452), syn Zygmunta Kiejstutowicza, 1440 książę trocki. Miklosz (Mikołaj), nieślubny syn Ziemowita IV, legitymowany 1417 przez Zygmunta Luksemburczyka. Mikołaj z Kozłowa (zm. 1443), rektor uniwersytetu krakowskiego 1410 i 1434, wygłosił kazanie po śmierci Jagiełły na soborze w Bazylei. Mikołaj z Michałowa i Kurozwęk (ok. 1370_#1438), wojewoda sandomierski 1410, starosta krakowski 1418 i 1432_#1438, kasztelan krakowski 1431. Mikołaj z Radomia (1 poł. XV w.), wybitny kompozytor utworów religijnych i świeckich, m.in. melodii do hymnów na urodziny synów Jagiełłowych. Minimunt, przedstawiciel Żmudzi na rokowaniach w Wilnie w 1413. Miroszek (Mirosław, zm. 1428), proboszcz gnieźnieński, uczestnik soboru w Konstancji, 1426 biskup poznański. Moniwid (zm. ok. 1342), najstarszy syn Giedymina, książę na Kiernowie i Słonimie. Moniwid Wojciech, starosta i wojewoda wileński 1413_#1423. Narymunt Gleb (zm. ok. 1348), syn Giedymina, książę nowogródzki. Ofka (Eufemia, 13978#1398_#1442), córka Aleksandry i Ziemowita IV, żona księcia cieszyńskiego Bolesława. Ofka (zm. ok. 1450), córka księcia mazowieckiego Janusza, ok. 1435 druga żona księcia trockiego Michała Bolesława. Olaf (zm. 1387), syn królowej duńskiej Małgorzaty. Oleśnicki Dobiesław (zm. 1440), 1411 kasztelan wojnicki, 1434 lubelski, 1438 sandomierski, 1439 wojewoda sandomierski, stryj biskupa Zbigniewa. Oleśnicki Jan (Jaśko, zm. 1413), wielkorządca Litwy 1390_#1392, stryj biskupa Zbigniewa. Oleśnicki Jan Głowacz (zm. 1460), brat biskupa krakowskiego, 1431 marszałek, 1440 starosta krakowski, 1441 wojewoda sandomierski. Oleśnicki Mikołaj Czajka, bratanek biskupa Zbigniewa, uczestnik konfederacji Spytka z Melsztyna 1439. Oleśnicki Zawisza Czerwony (zm. ok. 1433), dworzanin królowej Jadwigi, 1422 starosta biecki, stryj biskupa Zbigniewa. Oleśnicki Zbigniew (1389_#1455), biskup krakowski, 1449 kardynał. Olgierd (ok. 1296_#1377), syn Giedymina, ojciec Władysława Jagiełły, 1345 wielki książę litewski, podbił Ruś. Ossoliński Jędrzej z Balic (zm. 1420), dowódca oddziałów najemnych na Węgrzech 1413, uczestnik poselstwa polskiego w Konstancji, zginął w bitwie z husytami czeskimi po stronie Zygmunta Luksemburczyka. Ostrogski Fedor )zm. ok. 1416), otrzymał od królowej Jadwigi dokument potwierdzający posiadłości. Ostrogski Fedor (Fryderyk, zm. ok. 1438), jeden z przywódców husyckich, uczestnik najazdu na Jasną Górę 1430 i bitwy pod Domażlicami 1431. Otton z Pilczy (z Pilicy, zm. 1382), 1352 starosta ruski, 1366 wojewoda sandomierski, 1371 starosta generalny wielkopolski, ojciec Elżbiety Granowskiej. Paweł z Zatora (zm. 1462), od 1422 kaznodzieja polski na Wawelu. Pawłowski Stanisław (zm. 1439), kanclerz księcia mazowieckiego Ziemowita IV, 1425 biskup płocki. Payne Piotr Anglik, propagator idei husyckich, uczestnik dysputy 1431 w Krakowie. Petit Jan (Joannes Parvus, Jan Mały, zm. 1411), sekretarz księcia burgundzkiego, usprawiedliwiał morderstwo polityczne, potępiony przez Sorbonę jako heretyk. Pieniążek Michał z Witowic (zm. 1474), 1443 starosta biecki, 1450 sanocki, poręczyciel królowej Zofii. Pilecka Jadwiga (zm. po 1404), z Melsztyńskich, wojewodziny sandomierska, chrzestna matka Jagiełły, matka królowej Elżbiety. Pilecki Jan (zm. 1476), syn Wincentego Granowskiego, przyjął nazwisko po matce; uczestnik konfederacji Spytka z Melsztyna, 1440 starosta krakowski, 1459 wojewoda i 1472 kasztelan krakowski. Piotr z Ornety, prokurator krzyżacki na soborze w Konstancji 1414_#1418. Piotr Polak z Wilfina, uczestnik wypraw husyckich 1428 i konfederacji Spytka z Melsztyna. Piotr z Weszmuntowa (zm. 1462), sędzia sandomierski, poręczyciel królowej Zofii. Prokop Luksemburczyk (zm. 1405), margrabia morawski. Prokop Łysy, zwany Wielkim (zm. 1434), wybitny wódz husycki po śmierci Żiżki, zginął pod Lipanami. Przecław z Gułtów (zm. 1370), kasztelan poznański 1348_#1359, wojewoda kaliski 1360_#1370, starosta generalny wielkopolski 1369_#1370. Puchała Dobiesław z Węgrów herbu Wieniawa, dowódca Czechów pod Grunwaldem, wsławił się wzięciem do niewoli oddziału rycerzy inflanckich, 1428 jeden z wodzów husyckich, 1433 starosta bydgoski. Radlica Jan (zm. 1392), kanclerz koronny 1381, biskup krakowski 1382, jeden z wielkorządców Polski 1380_#1384. Rudła Roger, mieszczanin krakowski uwięziony w 1403 przez Zygmunta Luksemburczyka w Koszycach. Rudolf IV Habsburg (1339_#1365), książę austriacki, zięć i przeciwnik cesarza Karola IV. Ruprecht II (zm. 1410), palatyn reński, 1400 król niemiecki. Ruprecht I (Rupert, ok. 1347_#1409), książę legnicki, drugi mąż Jadwigi - ostatniej żony Kazimierza Wielkiego. Russdorf Paweł (zm. 1441), wielki mistrz krzyżacki, buntował przeciw Polsce Witolda, potem Świdrygiełłę. Rwaczka Maurycy (ok. 1365_#1418), profesor praski, uczestnik soboru w Konstancji. Ryngałła (zm. 1433), najmłodsza siostra księcia Witolda, żona płockiego Henryka, potem mołdawskiego Aleksandra. Ryszard II (1367_#1400), król angielski, żonaty z córką cesarza Karola IV, Anną. Ryterski Piotr (zm. 1458), 1420_#1434 ochmistrz dworu królowej, 1438_#1457 - dworu króla. Rytwiański Dziersław (zm. 1477), bratanek prymasa Wojciecha Jastrzębca, uczestnik konfederacji Spytka z Melsztyna, 1456 wojewoda sieradzki, 1463 wojewoda sandomierski, 1472 krakowski, 1477 kasztelan krakowski. Rzeszowski Jan (zm. po 1423), arcybiskup lwowski, koronował królową Elżbietę 1417. Sepieński Mikołaj (zm. ok. 1430), ok. 1411 sekretarz i powiernik księcia Witolda, starosta łukowski, 1426 sędzia poznański. Sędziwój z Ostroroga (zm. 1441), 1406 wojewoda poznański, 1411 starosta generalny wielkopolski, 1433 dowodził rycerstwem wielkopolskim w wyprawie polsko_czeskiej na krzyżaków. Sędziwój z Szubina (ok. 1340_#1406), 1372_#1377 i 1389_#1397 starosta generalny wielkopolski, 1377 krakowski, wojewoda kaliski 1381. Siemion (zm. 1353), zwany Dumnym, książę moskiewski ok. 1340. Siestrzeniec Mikołaj Kornicz, burgrabia będziński 1417_#1443, uczestnik konfederacji Spytka 1439. Skirgiełło Iwan (zmk 1396), syn Olgierda, brat Jagiełły, 1386_#1392 namiestnik królewski na Litwie. Słopuchowski (XV w.), jeden z autorów "Pieśni łysogórskich". Słota (Złota?), autor wiersza w języku polskim "O zachowaniu się przy stole", najstarszy odpis z 1410 r. Smolicki Piotr (zm. 1461), sędzia sanocki 1432, kasztelan 1450, poręczyciel królowej Sonki. Sokół Jaśko (zm. 1411), jeden z dowódców oddziałów czeskich pod Grunwaldem, otruty przez krzyżaków. Sonka (Zofia Holszańska, 1405_#1461), czwarta żona Jagiełły, matka Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka. Stanisław ze Skalbmierza (1360_#1431), pierwszy rektor odnowionego uniwersytetu krakowskiego, autor wielu kazań i traktatów m. in. "O wojnie sprawiedliwej". Stefan II Kotromanić (1322_#1353), książę Bośni, ojciec królowej Elżbiety Bośniaczki, dziadek Jadwigi. Stefan (1322_#1354), piąty syn króla węgierskiego Karola Roberta i Elżbiety Łokietkówny. Stefan Duszan (1308_#1355), król serbski, twórca potęgi Serbii. Stefan Łazarowić (1370_#1427), ostatni władca serbski. Suchywilk Janusz (1310_#1382), kanclerz, potem arcybiskup gnieźnieński. Szafraniec Jan (zm. 1433), podkanclerzy 1418, kanclerz 1423, biskup włocławski 1428, przywódca stronnictwa narodowego. Szafraniec Piotr (zm. 1437), brat Jana, podkomorzy krakowski 1406, wojewoda sandomierski 1431, krakowski 1433. Szamotólski Dobrogost Świdwa (zm. 14648#1465), starosta generalny wielkopolski 1430, jego córka Beata była żoną Spytka z Melsztyna. Szczekna Jan (zm. 1407), Czech, kapelan królowej Jadwigi. Szczekocki Dobiesław, 1439 podpisał akt konfederacji Spytka z Melsztyna, po czym dowodził wojskami, które go pobiły. Szczekocki Jan (1370_#1433), ojciec Dobiesława, kasztelan lubelski 1410_#1432, starosta generalny wielkopolski 1415_#1418. Ścibor ze Ściborzyc (ok. 1347_#1414), renegat w służbie Zygmunta Luksemburczyka, wojewoda siedmiogrodzki, potem bratysławski, w 1410 napadł na Stary Sącz. Świdrygiełło Bolesław (ok. 1370_#1452), najmłodszy brat Jagiełły intrygant i wichrzyciel, sprzymierzeniec krzyżaków, 1431 wielki książę litewski. Świętobór (1351_#1413), książę szczeciński. Świnka Adam (zm. ok. 1433), kanonik krakowski, autor łacińskich wierszy na śmierć Zawiszy Czarnego i królewny Jadwigi. Tarnowski Jan (zm. 1409), 1373 marszałek koronny, 1387 starosta ruski, 1401 wojewoda krakowski, 1406 kasztelan. Tarnowski Jan (ok. 1367_#14328#1433), 1406 wojewoda krakowski, współpracownik Zbigniewa Oleśnickiego. Tarnowski Spytko (po 1377_#14348#1435), 1421 starosta generalny ruski, 1433 wojewoda sandomierski. Teodor z Konstantynopola, dominikanin, poseł Jagiełły do Konstancji w sprawie unii z kościołem wschodnim. Tęczyńska Anna (zm. ok. 1443), żona marszałka koronnego Zbigniewa z Brzezia. Tęczyński Jan (zm. 1405), 1398 kasztelan krakowski, ochmistrz królowej Jadwigi. Tęczyński Jędrzej (zm. 1414), syn Jana, ożeniony z Anną z Goraja 1410, podstoli krakowski 1408, kasztelan wojnicki 1412, dowodził własną chorągwią pod Grunwaldem. Tęczyński Jędrzej (zm. 1461), ożeniony z bratanicą Spytka z Melsztyna, Jadwigą z Książa, po awanturze z płatnerzem zamordowany przez mieszczan krakowskich. Tomasz z Krakowa (zm. po 1416), profesor studium biblijnego w Sorbonie, uczestnik dysputy, która potępiła traktat Petita 1413. Tomasz ze Słowenii, uczony, bywał na dworze polskim. Tomasz z Węgleszyna (zm. 1409), 1398 starosta generalny wielkopolski. Tomisław (ok. 910_#930), król horwacki. Towciwił Konrad (zm. 1390), książę nowogródzki, brat Witolda. Trąba Mikołaj (ok. 1358_#1422), sekretarz królewski, 1404 podkanclerzy, 1411 arcybiskup halicki, 1412 gnieźnieński, pierwszy prymas Polski. Trojden (zm. 1427), książę mazowiecki. Twartko I Kotromanić (ok. 1338_#1391), król Bośni i Serbii 1391. Twartko II Twartkowić (zm. 1443), król Bośni, zaprzyjaźniony z Jagiełłą na zjeździe w Budzie 1412. Ulryk I (zm. 1368), hrabia celejski, syn Fryderyka I, teść córki Kazimierza Wielkiego, Anny. Ulryk II (1406_#1445), ostatni hrabia celejski, regent Węgier w zastępstwie małoletniego syna ciotecznej siostry, Władysława Pogrobowca, zginął w bitwie z Turkami. Ulryk książę Tecku w Wirtembergii (zm. 1432), drugi mąż córki Kazimierza Wielkiego, Anny, 1394. Ulryk z Richentalu, autor kroniki soboru w Konstancji 1414_#1418, w której sporo miejsca poświęcił Polakom. Urban V, papież w latach 1362_#1370. Urban VI (zm. 1389), 1378 papież rzymski. Vogelfang Henryk (zm. 1415", wykształcony w Pradze 1382_#1386, biskup warmiński 1401, zaufany króla Jagiełły. Voragine Jakub (1230_#1398", arcybiskup Genui, autor "Złotej legendy". Wacław (Wańko, zm. 1336), książę płocki. Wacław (1361_#1419), syn cesarza Karola IV, brat Zygmunta Luksemburczyka, 1378 król czeski i niemiecki, 1400 złożony z tronu niemieckiego. Wacław (po 1420 - ok. 1450), książę opolski, syn Elżbiety Granowskiej i Bolka V. Waldemar IV Atterdag (1317_#1375), król duński, obecny na zjeździe królów w Krakowie 1364. Wallenrod Jan, arcybiskup ryski, przewodniczący delegacji krzyżackiej na soborze w Konstancji. Wasyl I (1371_#1425), wielki książę moskiewski, zięć księcia Witolda. Wątróbka Klemens ze Strzelec (1388_#1440), wielkorządca krakowski 1417_#1434, kasztelan biecki 1435, wojnicki 1437, sandomierski 1438. Wigunt Aleksander (zm. 1392), książę kiernowski, ożeniony z córką Władysława Opolczyka. Wiklef John (Wiclif, 1320_#1384), uczony angielski, reformator religijny i społeczny. Wilam z Grabownicy, wojski sanocki, poręczyciel królowej Sonki. Wilhejda Katarzyna (zm. 1422), księżna meklemburska, siostra Jagiełły. Wilhelm Habsburg (1370_#1406), książę Karyntii i Styrii, narzeczony królowej Jadwigi. Wilhelm (zm. 1392), hrabia Celia, pierwszy mąż córki Kazimierza Wielkiego, Anny, ojciec drugiej żony Jagiełły. Wilhelm II Bogaty, margrabia Miśni i Turyngii, mąż Amelii, córki Aleksandry i Ziemowita IV mazowieckiego. Wincenty z Kępy (zm. 1386), wojewoda poznański. Wincenty z Szamotuł (zm. 1444), kasztelan międzyrzecki, 1431 starosta generalny ruski. Windecke Eberhard (ok. 1390 - ok. 1440), kronikarz niemiecki. Witenes (zm. 1315), syn Pukuwera, 1295 wielki książę litewski. Witold (1352_#1430), stryjeczny brat Jagiełły, wielki książę litewski. Władysław III (1424_#1444), syn Władysława Jagiełły, król polski 1434 i węgierski 1440. Władysław (1377_#1414), z Andegawenów, książę Durazzo, król Neapolu, kontrkandydat Zygmunta Luksemburczyka do korony węgierskiej. Władysław (1327_#1401), książę opolski, palatyn węgierski 1367_#1372, starosta Rusi 1372_#1379. Władysław I (zm. 1455), książę płocki. Władysław Jagiełło (ok. 1350_#1434), 1373 wielki książę litewski, 1386 król polski. Władysław Pogrobowiec (1440_#1457), syn Albrechta Habsburga i Elżbiety - córki Zygmunta Luksemburczyka, król węgierski 1450 i czeski 1453. Włodkowic Paweł (1370_ po 1435), wybitny prawnik, rektor uniwersytetu 1415, jeden z oficjalnych posłów polskich w Konstancji. Włodzimierz (zm. 1398), syn Olgierda, książę kijowski 1362_#1395, następnie kopylski 1395 i słucki. Wojdat (zm. po 1362), syn Kiejstuta, książę Nowogródka. Wojszwił (zm. po 1387), syn Kiejstuta. Wysz Piotr (ok. 1350_#1414), kanclerz królowej Jadwigi, biskup krakowski 1392, poznański 1412. Zabarella Franciszek (1360_#1417), profesor prawa w Pradze, kardynał florencki, jeden z najpoważniejszych uczestników soboru w Konstancji. Zaklika z Międzygórza (Lanckoroński, zm. 1412), kanclerz koronny 1384_#1409, od 1404 tylko nominalny, 1406 starosta kujawski. Zaremba Wawrzyniec z Kalinowy (zm. po 1453), marszałek dworu 1421, marszałek koronny 1427_#1430, kasztelan sieradzki 1431, wojewoda 1453. Zawisza z Kurozwęk (zm. 1382), podkanclerzy 1371, kanclerz 1374, biskup krakowski 1380, jeden z wielkorządców Polski. Zawisza Czarny z Garbowa (po 1370_#1428), syn kasztelana konarskiego Mikołaja, 1417 starosta kruszwicki, 1420 spiski, poseł na sobór w Konstancji. Zawiszyc Marcin z Rożnowa (zm. 1450), drugi syn Zawiszy Czarnego, uczestnik bitwy pod Warną i konfederacji Spytka z Melsztyna 1439. Zawiszyc Stanisław z Rożnowa (zm. 1444), najstarszy syn Zawiszy Czarnego, zginął w bitwie z Turkami pod Warną. Zbigniew z Brzezia (zm. 1425), marszałek dworu 1399, starosta krakowski 1409, marszałek koronny 1409_#1425. Zeno Antoni, legat papieski w Polsce do spraw sporu polsko_krzyżackiego 1422. Ziemowit IV (Siemko, 1352_#14258#1426), książę mazowiecki, kandydat do tronu polskiego 1380. Ziemowit V (zm. 1452), książę mazowiecki. Zofia (zm. 1453), córka Witolda, księżna moskiewska. Zygmunt (zm. 1440), syn Kiejstuta, brat Witolda, 1432 wielki książę litewski, zamordowany. Zygmunt Korybutowicz (zm. 1435), bratanek Jagiełły, 1422 wysłany do Czech jako namiestnik Witolda, przyjął husytyzm, śmiertelnie ranny nad rzeką Świętą w szeregach Świdrygiełły przeciw Polsce. Zygmunt Luksemburczyk (1368_#1437), syn cesarza Karola IV i wnuczki Kazimierza Wielkiego Elżbiety, król węgierski 1387, niemiecki 1411, czeski 1422, cesarz 1433. Żeliwski Jan (zm. 1422), wybitny kaznodzieja husycki. Żiżka Jan (zm. 1424), uczestnik bitwy pod Grunwaldem, wybitny wódz husytów czeskich, pobił krucjatę pod wodzą Zygmunta Luksemburczyka pod Taborem i Niemieckim Brodem 1422.