§ Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | § Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie |
Rozszerzenie: |
§ Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd § Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. § Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
§ Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
WILLIAM KIRK
KILPATRICK
Psychologiczne uwiedzenie
tł
umaczyłRadosł
aw Lewandowski
Wydawnictwo „W drodze" Poznań1997
PRZEDMOWA
ę
Psychologia to rzeka o licznych odgałzieniach i dopł ż
ywach. Celem tej ksiąki nie
jest badanie każ ęzień, lecz okreś
dego z odgał lenie ogólnego kierunku oraz sił
y prądu
rzeki. Krytyczne uwagi, które zamieszczam na nastę
pnych stronach dotyczą
psychologii jako sił
y społ
ecznej: innymi sł
owy, psychologii mają
cej wpł
yw na nasze
codzienne myś
lenie i postę
powanie. Psychologia jako nauka ma do odegrania w
naszym społ
eczeństwie w peł
ni uzasadnionąrolę. Co innego jednak, gdy chce ona
odgrywaćkażdąrolę
, a jednocześ
nie byćreżyserem sztuki. To, co mam do
powiedzenia w kolejnych rozdział żki nie dotyczy wszystkich dział
ach ksią ów
psychologii w jednakowym stopniu; zamiast jednak za każdym razem zastrzegaćsię
co mam na myś
li („chodzi mi o to, nie o tamto"), w wię
kszoś
ci wypadków wolał
em
posł owem psychologia.
ugiwaćsięprostym sł
ROZDZIAŁI
Wilk w zagrodzie
Poczucie wł
asnej wartoś
ci
Powab psychologii: imitacja chrześ
cijaństwa
Sprawa każ
dego z nas
ę
Głbokąwiarę, jakąpokł
adamy w psychologii najlepiej ukazał
a mi sytuacja, której był
em
ś
wiadkiem kilka lat temu w Szkocji podczas nabożeństwa w koś
ciele. Wprawdzie
wypadek ten nie byłdramatyczny, zapadłmi jednak na dobre w pamię
ci. Wygł
aszają
cy
kazanie ksią ywałsiędo takich ś
dz, aby wesprzećczymśswój wywód, odwoł wiadectw jak
Ewangelia ś
w. Jana, Listy ś a, pisma ś
w. Pawł w. Augustyna itd. Wydawał , że na
o się
zebranych wiernych nie robi to wię żczyzna na lewo ode mnie zaczą
kszego wrażenia. Mę ł
ziewać
. Kobieta siedzą
ca w nastę
pnym rzę
dzie sprawdzał ćportmonetki.
a zawartoś
gnąłksią
— Jak powiada Erich Fromm... — cią dz. Momentalnie dał
o sięzauważyćpeł
ne
Strona 2
zainteresowania poruszenie, które faląprzebiegł
o po tł
umie. Ludzie zaczęli nasł
uchiwać,
aby nie uronićchoćby najdrobniejszego niuansu. Męż
czyzna po lewej przestałziewać
,
ł
kobieta zamknęa portmonetkę ć
; oboje wzmogli czujnoś. Erich Fromm. Ależoczywiś
cie!
Jeś , kto zna odpowiedźna zagadki życia, jest to z pewnoś
li istnieje ktoś ciąErich Fromm.
Wydawał , ż
o się e zgromadzeni wierni wyznajądwa rodzaje wiary: wiaręw Boga oraz
wiaręw psychologię. Trudno był
o powiedzieć, która wiara jest silniejsza. Wą
tpięjednak,
by ktośze zgromadzonych dostrzegałw tym dwie różne wiary. Prawdziwy problem
polega na samym odróż
nieniu jednej od drugiej.
Mał
o tego, gdy ktośdowiaduje sięo moich zwią
zkach zarówno z psychologią
, jak i
chrześ ada, ż
cijaństwem, zwykle zakł śsyntezę, która zbliży je ku sobie i
e opracowujęjaką
usunie ewentualne róż
nice, istniejące mię
dzy nimi. Często sł
yszępytanie: „Czyżpsy-
chologia i religia to nie sąpo prostu dwie różne drogi wiodące do tego samego celu?"
Prawdąjest, ż
e psychologia popularna ma wiele elementów wspólnych z religią
Wschodu; trwa wrę ączenia. Jeś
cz proces ich wzajemnego poł li jednak mówimy o
chrześ dzie stwierdzenie, ż
cijaństwie, to znacznie prawdziwsze bę e psychologia i religia to
dwie rywalizują
ce ze sobąwiary. Jeś
li poważ
nie traktujemy jeden system wartoś
ci, logika
nakazuje odrzucićdrugi.
POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI
Na razie jednak wszystko wydaje siębardzo pogmatwane. Wiem na przykł
ad o pewnym
katolickim księdzu, który mówi swym wiernym: „Chrystus przyszedłpo to, by powiedzieć
«Wy jesteś
cie w porządku i Ja jestem w porzą
dku»". W innych koś
cioł
ach rodzice sł
yszą,
ż
e dzieci nie sązdolne do grzeszenia, ponieważ„tak twierdząpsychologowie". Wydaje
, że w wielu koś
się cioł
ach protestanckich pozytywne myś ł
lenie zajęo miejsce wiary.
Niemal wszędzie stawia sięznak równoś
ci pomię
dzy zbawieniem a rozwojem wł
asnym
lub poczuciem, ż
e sięjest w porzą
dku. Krótko mówią
c, chrześ
cijanie pozwolili, by ich
wiara zaplą
tał
a sięw siećpopularnych poglą
dów na temat poczucia wł
asnej wartoś
ci oraz
samospeł
nienia, nie mających nic wspólnego z chrześ
cijaństwem.
Obecna sytuacja przywodzi mi na myś
l radędotyczą
cąkuszenia, której stary diabeł
udzieliłswemu bratankowi, mł
odemu diabł żce C. S. Lewisa
u. W klasycznej ksią
owanej Listy starego diabla do mł
zatytuł odego Krę
tacz każe Pioł
unowi wywoł
aćzamę
tw
gł
owie pacjenta: „Rób tak, aby jego umysłnie dojrzałtej prostej antytezy, jaka istnieje
pomię
dzy Prawdąa Fał
szem" . Musisz go „utrzymywaćw takim stanie ducha, który ja
nazywam «chrześ
cijaństwo i...». Wiesz, o co chodzi, chrześ
cijaństwo i kryzys, chrześ
ci-
cijaństwo i nowy ł
jaństwo i nowa psychologia, chrześ ad (...)"
Chrześ
cijaństwo i nowa psychologia... Lewis okazałsiętu lepszym prorokiem niż
Strona 3
przypuszczał
. To, co w roku 1941 był
o zaledwie drobnym zamę
tem, przerodził
o sięw
zamę
t na skalęmasową
. Trudno jużdziśpowiedzieć, gdzie kończy siępsychologia a
zaczyna chrześ
cijaństwo.
Dla niechrześ , ż
cijan psychologia popularna stanowi nie mniejsząpokusę. Wydaje się e
wielu z nich zwraca sięku niej jako substytutowi tradycyjnej wiary. Moż
e nawet widząw
niej bardziej zaawansowanąformęreligii, bardziej skuteczny i współ
czują
cy sposób
czynienia dobra niżchrześ
cijaństwo. Psychologia usuwa wszelkie niepokoje, a krę
tądrogę
czyni prostą
. Jest ona tąmagicznąróż
dżką
, która ich pociesza.
POWAB PSYCHOLOGII: IMITACJA CHRZEŚCIJAŃSTWA
Powab, jaki w psychologii dostrzegajązarówno chrześ
cijanie, jak i niechrześ
cijanie jest
ćzł
rzecządoś ożoną ć, jeś
. Trudno go w ogóle poją li sięnie zrozumie, że jest to przede
wszystkim powab o charakterze religijnym. Bo prawdąjest, że na pierwszy rzut oka
psychologia przypomina chrześ
cijaństwo.
Ma sięrozumieć
, nie doktrynalne chrześ ćpsychologów
cijaństwo, wobec którego większoś
jest wrogo nastawiona. Podobnie niechrześ ćnaturalne. Niemniej, w tym co
cijanie, co doś
gł
osi i robi psychologia pobrzmiewa pewna chrześ
cijańska nuta: echo mił
ości bliź
niego
jak siebie samego, obietnica osiągnię
cia peł
ni, unikanie osą
dzania innych. Większoś
ci z
nas idee te trafiajądo przekonania, niezależ
nie od wyznawanej przez nas wiary.
ćimitacji, nie jest jednak w stanie wywią
Psychologia popularna, jak większoś zaćsięze
swoich obietnic. Zamiast tego odwodzi zarówno chrześ
cijan, jak i niechrześ
cijan od ich
powinnoś
ci oraz wł
aściwego postę
powania. Jest to uwodzenie w prawdziwym tego sł
owa
znaczeniu.
żki jest zatem wytyczenie wyraźnej granicy pomię
Jednym z celów tej ksią dzy
chrześ , że gdy sięnam to uda, będziemy mogli
cijaństwem a religiąpsychologii. Sądzę
,ż
stwierdzić e chrześ
cijaństwo jest i zawsze był
o lepszym sposobem zaspokajania naszych
potrzeb — nawet tych, które zwykle uważ
a sięza potrzeby czysto ludzkie. Krótko
mówią
c, choćchrześ
cijaństwo to coświęcej niżpsychologia, jest ono wł
aściwie lepszą
psychologiąniżsama psychologia.
KILKA UWAG OSOBISTYCH
Zanim jednak bę
dękontynuował , ż
, powinienem najpierw przyznać e równieżja padł
em
ofiarąmylenia psychologii z chrześ
cijaństwem. Moje wł
asne doś
wiadczenie pokazuje, jak
ćdo czegośtakiego.
może dojś
cijańskązaczął
Zainteresowanie wiarąchrześ em tracićw czasie studiów. Wł
aśnie wtedy
odkrył
em psychologię em sobie sprawy, ż
. Nie zdawał e chrześ
cijaństwo przestaje mnie
interesować o mi siętylko, ż
; wydawał e cośdo niego dodaję
. Szybko jednak przeniosł
em
Strona 4
swąwiaręz jednego na drugie.
Nie widział
em powodów, by tak sięnie miał
o stać. Z tego, co widział
em, pomię
dzy
chrześ
cijaństwem a psychologiąnie był
o zasadniczej różnicy. Miał
em jużza sobąlekturę
tekstów najbardziej liberalnych — to znaczy najbardziej psychologizują
cych — teologów i
z tego, co w nich wyczytał o, że w religii najważniejsza jest nie Biblia lub
em, wynikał
wiara, lecz po prostu kochanie innych ludzi. Wydawał ,ż
o mi się ćł
e doś atwo dam sobie z
tym radę
, bez pomocy Koś
cioł em, że to dobre dla tych, którzy nie
a i modlitwy. Uważał
osią li odpowiedniego stanu ś
gnę wiadomoś
ci.
Freuda wprawiał
o w zdumienie biblijne przykazanie: „Będziesz mił
owałbliź
niego
swego". „Jak to moż
liwe?" — pytał
. Ja uważ
ałem, że to ł o się, że mam po
atwe. Wydawał
swojej stronie współ
czesnych psychologów. Mał
o tego, wydawali sięoni zgodni ze
czesnymi teologami —jedni i drudzy z aprobatącytowali ś
współ w. Augustyna: „Kochaj i
czyń, co chcesz".
W dodatku psychologia potrafił
a w interesujący sposób wytł
umaczyćprawie każde
ludzkie zachowanie, ja zaśnie widział
em powodu, by kwestionowaćsł ćtych
usznoś
, ż
interpretacji. Erich Fromm powiedział e aby kochaćinnych, trzeba najpierw pokochać
samego siebie. Czyżnie był
o to zgodne z tym, czego nauczałJezus? Bez wą
tpienia,
wszystko mi sięwspaniale zgadzał
o; jak wię ćdwudziestodwulatków, do cna
kszoś
kochał
em samego siebie. MojąnowąBibliąstał żka On Becoming a Person (O
a sięksią
stawaniu się osobą
) psychologa Carla Rogersa. Dawałon w niej delikatnie do
zrozumienia, ż ębi duszy dobre i przyzwoite stworzenia, których naturalna
e ludzie to w gł
skł ćdo nienawiś
onnoś ci jest nie wię
ksza niżu pąka róży. Wejrzał ąb siebie i nie
em w gł
em ż
znalazł adnej nienawiś
ci. Stwierdził c, że nie ma zł
em wię ych ludzi, zł
e jest tylko
otoczenie.
Peł
na optymizmu doktryna Rogersa był
a zbieżna z ówczesnymi trendami religijnymi.
Koś
cielni intelektualiś
ci banalizowali grzech, jak gdyby mieli do czynienia z jakimś
przypadkowym reliktem ś
redniowiecza. Ksią
dz-paleontolog Pierre Teilhard de Chardin,
wyjaś
niają ż
c dlaczego w ksiące The Divine Milieu (Boskie Środowisko) tak niewiele
uwagi poś
wię
ciłproblemowi moralnego zł
a, zauważ
ył, iż„należ
y zał , ż
ożyć e dusza, z
którąmamy do czynienia zeszł
a jużze zł
ej drogi". W mniej podniosł
y sposób wyraziłsię
pewien znajomy ksią
dz, który oznajmił
, iżdzieci nie powinno sięuczyćDziesię
ciu
, że to zł
Przykazań. Stwierdził a psychologia.
Nie miał
em powodu kwestionowaćinnych obowią
zują
cych koncepcji psychologicznych.
żki zdawał
Abraham Maslow, którego fotografia i ksią y siępromieniowaćżyczliwą
mą
droś
cią , ż
, powiedział e „mił
ość
-B" (pł
ynąca z peł
ni jestestwa) jest czymśdobrym,
Strona 5
natomiast „mił
ość
-D" (biorąca sięz jakiejśpotrzeby lub braku czegoś
) jest czymśzł
ym.
Nie zdawał
em sobie wówczas sprawy, jak bardzo jestem w potrzebie oraz jak wielki jest
em jużna wpółprzekonany, ż
mój wewnętrzny niedostatek. Był e w gruncie rzeczy zdrowy
czł
owiek nie potrzebuje nikogo innego.
Zdrowi ludzie nigdy teżnie czuli chę
ci odwetu. Erich Fromm tł ,ż
umaczył e ktoś
, kto jest
produktywny, nie pragnie sięmś
cić
. Robiąto tylko osoby kalekie lub nieudolne — ludzie
tacy jak Hitler. Bardzo im współ
czuł
em, tym mś
ciwym kalekom i nieudacznikom. Gdyby
ćzemsty
tylko nauczyli siękochać— tak jak Erich Fromm i ja. Dotychczas moja chę
ograniczał
a siędo kilku sytuacji z okresu dzieciństwa, kiedy to moja uraza trwał
a zwykle
nie dł em sobie sprawy, że zemsta jest w stanie obrócić
użej niżjeden dzień. Nie zdawał
produktywne ż
ycie w proch i pył em, ż
. Nie wiedział e czł ćtak, jak
owiek może jej pragną
wampir pragnie krwi. Pogląd, ż
e zemsta moż
e sięwydawaćw gruncie rzeczy sł
odka —
ca, że biblijni prorocy musieli cią
tak zniewalają gle przed niąprzestrzegać— byłdla mnie
zupeł
nie niezrozumiał
y. Oczywiś
cie, tak byćnie powinno. Jużwcześ
niej czytał
em z
wypiekami na twarzy o zemś
cie Odysa, poza tym wprost przepadał
em za filmami, w
których ktośsięna kimśmś
cił
. Podobnie jak w wielu innych sprawach, tak i tu pozosta-
wał
em w bł
ogiej nieś
wiadomoś
ci istnienia rozdź
więku pomiędzy moimi zasadami,
ukształ
towanymi przez psychologięa faktycznymi doś
wiadczeniami.
Nie zdawał
em sobie równieżsprawy z narastają
cego rozdź
wię
ku pomię
dzy moimi
przekonaniami psychologicznymi a religijnymi. Fakt istnienia takiej rozbież
noś łwe
ci giną
wrzawie wywoł
ywanej przez wielu duchownych, gł
oszą ępsychologii. Jakiś
cych chwał
ksią
dz zapoznałmnie z tekstami Carla Rogersa, jakiśpastor zaproponowałlekturę
ż
Maslowa i Fromma. Inni księa i pastorzy zaczę
li wprowadzaćdo naboż
eństw koś
cielnych
dział
ania typu wspólnotowego.
em w ś
Ja sam wkroczył wiat wspólnot oraz innych tworów psychologii humanistycznej
ć
za sprawąpewnego pastora. Zaprosiłmnie on kiedyśna przyjęcie wydane na jego cześ
przez studentów, którzy brali udziałw jego warsztatach poś
wię
conych seksualnoś
ci
czł
owieka. Kiedy przybył
em na miejsce, zastał
em uczestników przyjęcia stojących w
sześ
cio-, siedmioosobowych krę
gach. Ledwo przekroczył
em próg domu, z jednego kręgu
ł
wysunęa sięręka i wcią ł
gnęa mnie pomię
dzy innych.
— Jak sięnazywasz? — ktośspytał
. Odpowiedział
em.
— Kochamy cię— powiedział
, a pozostali dodali, pomrukując — kochamy cię— w
miaręjak koł
ysaliś
my siędelikatnie w przód i w tył
, trzymają
c sięza ramiona. Niczego nie
odczuwał
em — są em, że to jakaśuł
dził ćmojej natury — ale mimo to opuś
omnoś cił
em
gł ł
owęi zacząem mruczećjak inni.
Strona 6
W tym samym czasie wyrobił
em sobie myś
lowy nawyk, polegają
cy na dostrzeganiu we
wszystkim harmonii. Znalazł
em upodobanie w powiedzeniu „wszelka wiedza jest jedna".
Wszędzie szukał
em syntezy. Idee religijne, filozoficzne, psychologiczne i socjologiczne
ł
atwo i wygodnie mieszał
y się ze sobą
. Myś
li Maslowa zlewał
y się z myś
lami
ż
ydowskiego teologa, Martina Bubera, tworzą
c jeden dopł
yw zasilają
cy mój umysł
;
y wrota wszelkich napotkanych ś
pokonywał luz, i ł
ączył
y sięz wieloma innymi dopł
ywami
po to, by wspólnie wirują
c, pł ćku oceanicznej jednoś
yną ci.
Wkrótce zaczął
em zacieraćinne linie — te, które rozgraniczał
y dobro i zł
o. Przekonał
em
, że dobro moż
się na przemienićw zł
o, a zł
o w dobro, jeś
li wprowadzi siędrobne poprawki
c spręż
do ich definicji, tu poluzowują ynkę
, tam dokręcają
c nakrę
tkę. Był
o to jednak
a moja ś
prawie w ogóle niepotrzebne. Zanikał ćistnienia grzechu — był
wiadomoś o to bez
wątpienia konsekwencjąnawyku niemal cał
kowitej akceptacji samego siebie. Nauczył
em
ł
sięufaćswoim instynktom; skoro czegośpragnąem, musiał
o to byćdobre. Trudno był
o
sobie wyobrazić ą
, jak mogęzbłdzić
, skoro jestem wierny swym pragnieniom i szukam
samospeł
nienia.
Pomimo że przez lata chrześ
cijańskiego wychowania wpajano mi coś zupeł
nie
przeciwnego, nabrał
em przekonania, iżzł
o nie tkwi w ludziach, lecz jest tworem
niesprawiedliwoś
ci społ
ecznej oraz zł
ego otoczenia. Wydawał , ż
o mi się e moje wł
asne
podstawowe odruchy sąszlachetne i przyzwoite. Pragnął
em, by wszyscy ludzie wspólnie
wzrastali w pokoju, braterstwie i mił
ości bliź
niego. Jeś
li społ
eczeństwo nie zdoł
ało
osią ćtakiej harmonii, to przede wszystkim dlatego, że poszczególni ludzie nie nauczyli
gną
siękochaćsamych siebie. Bę
dąc nauczycielem, widział
em moż ćzaradzenia temu
liwoś
brakowi poczucia wł
asnej wartoś
ci. Postanowił
em okazaćmoim uczniom zrozumienie
oraz bezwarunkową akceptację
, czego — jak zakł
adał
em — nie czynili ich
em pewien, ż
psychologicznie niewyrobieni rodzice. Był e na moich zaję
ciach nie
wychowam ż
adnego Hitlera czy Stalina.
W cał
ym tym procesie „dojrzewania" nie widział
em jakiejkolwiek potrzeby poś
wię
cania
em żadnej potrzeby wyrzekania się
sięczy dokonywania trudnych wyborów. Nie czuł
wyznawanych przekonań. One po prostu stopniał
y jak bał
wany w marcu. Proces topnienia
ś
byłnajczęciej podsycany przez teologów, oż
ywionych pragnieniem usunię
cia z wiary jej
trudnych elementów. Wszystko, co mogł owieka od ś
o oderwaćczł wiata, uważano za
dobry obiekt krytyki. Jednak jużwkrótce tylko ś
wiatu był
em wierny. Kiedy był
em
dzieckiem, bardzo mnie poruszał
a i zachwycał
a przynależ ćdo Koś
noś cioł
a. Lecz
podobnie jak dziecko imigrantów, które wstydzi sięakcentu swoich rodziców i pragnie się
jak najszybciej asymilować em sięna takim etapie życia, kiedy jakiekolwiek skoja-
, znalazł
Strona 7
rzenie mojej osoby z Koś
cioł
em wywoł
ał ę
oby u mnie głbokie zmieszanie. Sytuacja był
aby
dla mnie bardzo żenująca. Był
em teraz odpowiednio przygotowany do tego, by wię
kszą
ś
częćswego chrześ
cijańskiego dziedzictwa pozostawićw sferze mitologii i ś
wiata
starożytnego i zastą
pićje nowymi, ugł
adzonymi przekonaniami, które niewiele mówił
yo
czymkolwiek innym prócz mił
ości.
bym byćź
Nie chciał le zrozumiany. Wiara chrześ ę
cijańska ma w sobie olbrzymiąsił. Nie
da sięjej tak ł
atwo porzucić
. Kilka najważniejszych elementów wiary pozostał
o we mnie.
Był
y obszary, poza które nie mogł
em, wrę
cz nie chciał
em sięwycofać
. Niektóre z moich
przekonańpozostał
y w ogóle nienaruszone. Jednak w takich wypadkach po prostu nie
dopuszczał
em myś
li o istnieniu jakiejkolwiek niezgodnoś
ci z moimi nowymi
przekonaniami. Podobał
o mi sięA i podobał em pewien, ż
o mi sięB; i był e kiedy się
poznają
, przypadnąsobie do gustu. Psychologów podziwiał
em za ich uduchowienie,
teologów — za ich ś ćpsychologiczną. Jakakolwiek kł
wiadomoś ótnia mię
dzy nimi był
a
niemoż
liwa.
Kiedy jednak udawał
o mi siępogodzićpsychologięz chrześ
cijaństwem, zawsze odbywał
o
sięto kosztem chrześ cijańska wizja życia, niegdyśtak silnie dominują
cijaństwa. Chrześ ca
w moim sposobie myś
lenia, systematycznie kruszył
a sięna krawędziach, pozostawiają
c
coraz mniejszy ś
rodek.
W miaręjak kurczył
a sięsfera chrześ
cijaństwa, sfera humanizmu stawał
a sięcoraz
wię
ksza. Mówiąc współ
czesnym językiem, „wiele sięwówczas uczył
em na swój temat".
em, ż
Odkrył e mogępozwolićsobie na więcej, niżmi sięwcześ
niej wydawał
o. Obecnie
każdąwewnętrznąskł ć, nad którąwcześ
onnoś niej umiał
bym zapanować, witał
em z
otwartymi ramionami niczym dobrąznajomą. Uczył
em sięakceptowaćsamego siebie. A
pobł ćwobec siebie, w pozytywnym nadmiarze tolerancji, rozciągną
ażliwoś łem także na
em, że wraz z cał
innych. Wierzył ąresztąludzkoś ę
ci znajdujęsięu progu głbszych i
wspanialszych odkryćdotyczą
cych wł
asnego „ja". Należał
o siętylko wyluzować
, daćsię
ćprzez strumieńinstynktu.
unieś
To był
y ekscytują
ce czasy. Obracał
em sięwś
ród ludzi, którzy nie tylko czuli to samo, co
ja, lecz równieżzdawali sięmiećznacznie lepiej niżja opanowanąsztukężycia; wś
ród
ug wszelkich kryteriów byli ekscytujący. Nasze rozmowy był
ludzi, którzy wedł y czymś
oż
ywczym, wyzywającym, wyrastają ć
cym ponad pospolitoś. Tak mi sięprzynajmniej
wydawał
o. Przebywają
c w tamtym towarzystwie, czuł
em sięjak gdybyś
my tworzyli jakieś
tajne stowarzyszenie, ś
wiecą
cąblaskiem sektęgnostyczną, otoczonąmorzem szarej
ortodoksji.
my żadnego motta, lecz gdybyś
Nie mieliś my takowe mieli, z pewnoś
ciąbrzmiał
oby ono:
Strona 8
„Czemu nie?"
Jednak nie. Nigdy nie posunął
em sięażdo takiej skrajnoś
ci, by z psychologii uczynićw
peł
ni rozwinię
tą religię. Coś z mego dawnego chrześ
cijańskiego wychowania
o mnie przed tym. Na dodatek ż
powstrzymał ycie zaczynał
o podkopywaćmojął
atwą
ćw moż
ufnoś ćsamozbawienia.
liwoś
Wcześ em powodu, by kwestionować psychologiczną wizję życia,
niej nie widział
ł
ponieważ— dopóki nie zaczą aćsiędo trzydziestki — żył
em zbliż o mi sięjak u Pana
Boga za piecem. Póź
niej miał
y miejsce wydarzenia, do których nie przygotował
a mnie
moja wiedza psychologiczna. Choćproblemy, z którymi miał
em do czynienia nie róż
nił
y
ćdorosł
sięzbytnio od tych, z którymi boryka sięwiększoś ych ludzi, przyszł
o mi do
owy, że nie przytrafił
gł yby sięone samourzeczywistniającej sięosobie. Psychologowie,
których najbardziej podziwiał dzy wierszami, że
em, dawali jakby do zrozumienia, mię
cierpienie nie jest powszechnądoląludzkoś
ci, lecz jakimśgł ę
upim błdem, którego dał
oby
ćdzię
sięunikną ki lepszemu rozumieniu ludzkiej dynamiki.
Popeł
niał
em masę gł ę
upich błdów. Moje najlepsze intencje rodził
y fatalne skutki.
Najwię
ksze starania kończył
y sięniepowodzeniem — nie zawsze, ale wystarczają
co
czę o się, ż
sto, by popsućmi plany samorealizacji. Wydawał e jedno marzenie można kupić
tylko za cenędrugiego. Mał em, że choćpoś
o tego, odkrył więcenie i wysił
ek nie był
y mi w
smak, był dego, kto pragnąłzachować choćby minimum
y one wymagane od każ
odpowiedzialnoś
ci. Jednocześ
nie moje eksperymenty z autoekspresjąwpę
dzał
y mnie w
niemił
e sytuacje, co kazał
o mi ponownie przyjrzećsięwierze w swojązasadniczą
ć
niewinnoś.
Życie wymykał
o mi sięz rą
k, a jedynąrzeczą, jakąmogli mi doradzićprzyjaciele
psychologowie był
o jeszcze wię
ksze otwarcie się. Na tym etapie nie miał
em jużnic do
otwarcia. Wszystko wokółmnie był
o wielką, otwartąjamą
.
łsięproces odwrotny. Moja wiara w psychologięzaczęł
Rozpoczą a — wprawdzie powoli,
ale jednak — sł ć
abną. Psychologiczne rusztowanie zawalił
o siępo tym, gdy je lekko
obciąż
yłem. Wciążpowtarzał
em utarte formuł
ki (uczył
em jużwówczas psychologii), ale
o sięjasne, że w wię
szybko stawał kszoś
ci nie miał
y one zastosowania w moim wł
asnym
ż asnego rozwoju moje życie mogł
yciu. Wedle powszechnie przyjętych standardów wł o się
tylko wydawaćś
mieszne. W kategoriach wł
asnego rozwoju, jak go wówczas potocznie
pojmowano, znajdował
em sięna drodze wiodą
cej wstecz. Był
a to gł
upota, a w systemie
psychologicznym na gł
upotęmiejsca nie ma.
Lecz był
o gdzie indziej — w wierze, którąignorował ćlat, kiedy
em przez ponad dziesię
doszukiwał
em sięsensu we wszystkim innym. Wedł
ug starej tradycji chrześ
cijańskiej, to,
Strona 9
co w oczach ludzkich jawił
o sięjako gł
upota, nie musiał
o niąbyćw oczach Boga. Pewnie
ta dawna nadzieja dawał
a podstawędo tego, by jeszcze raz sięwszystkiemu przyjrzeć.
Powrócił
em do chrześ
cijaństwa — prawdziwego chrześ
cijaństwa, nie zaś jego
rozcieńczonej odmiany. Byłto powolny powrót, tak powolny i niechętny, ż
e gł
upio by
był
o stawiaćsięza jakiśwzór do naś
ladowania. Chciał
bym tu podkreś , że religia i
lić
psychologia stał
y siędla mnie prawie niemoż
liwe do odróżnienia. Freud i Ojcowie
Koś
cioł
a, wiara w Boga i wiara w ludzkie moż
liwoś
ci, objawienie i samoobjawienie —
wszystko to bez problemu ł
ączył
o sięze sobą
. Jeś łOn sięstawać
li chodzi o Boga, to zaczą
le kimśw rodzaju życzliwego psychologa ze szkoł
w moim umyś y o partnerskim podejś
ciu
do ucznia. Nigdy nie uchylił
em sięprzed wypeł
nieniem Jego woli. Jego wola był
a zawsze
zbież
na z mojąwł
asną
.
WILK W OWCZEJ SKÓRZE
Prawdziwemu chrześ
cijaństwu nie jest po drodze z psychologią
. Kiedy próbuje sięje
ł
ą , kończy sięto najczęś
czyć ciej rozwodnieniem chrześ
cijaństwa, nie zaśchrystianizacją
psychologii. Jednak proces ten jest subtelny i rzadko zauważ
any. Nie zdawał
em sobie
sprawy, ż
e mylęz sobądwie różne rzeczy. A inni czł
onkowie Koś
cioł
a, po których moż
na
,ż
by sięspodziewać ę
e wyprowadząmnie z błdu, byli tak samo zauroczeni jak ja. Nie był
cijaństwo — jestem pewien, ż
to frontalny atak na chrześ e temu umiał
bym sięoprzeć
. Nie
o tak, ż
był e wilk stału drzwi; wilk jużsięznajdowałw zagrodzie, przebrany w owczą
skórę. Widzą
c, w jaki sposób byłon pieszczony i karmiony przez niektórych pasterzy,
można był
o pomyś ,ż
leć e jest to owca-rekordzistka.
To, co mi sięprzytrafił
o, nie był
o niczym niezwykł
ym. Od poł ćdziesią
owy lat sześ tych do
tych w ś
końca lat siedemdziesią rodowiskach katolików oraz liberalnych protestantów
panowałnowy klimat, zdominowany przez idee psychologiczne. Liczni duchowni, siostry
acze ś
zakonne i dział wieccy zaczęli — w dobrej wierze — ł
ączyćreligięz socjologią,
psychologiąoraz przedsię ciami o charakterze ś
wzię wieckim. Jednocześ
nie wielu z nich
ł
zaczęo nadawaćrozwojowi osobowoś
ci nieproporcjonalnie duż
e znaczenie w stosunku do
y rozmaite domieszki, że nie
rozwoju duchowego. W końcu ich wiarętak bardzo rozrzedził
był
a jużona na tyle silna, by byćdla nich podporąw razie osobistego lub społ
ecznego
kryzysu. Tysiące ludzi odeszł
o od Koś
cioł
a. Kiedy grupębył
ych zakonnic zapytano w
ankiecie, dlaczego odeszł
y od Koś
cioł
a, jako gł
ówny powód wybrał
y one odpowiedź
„brak moż
liwoś
ci bycia sobą
". Równieżwiara przecię
tnego czł
owieka został
a zachwiana.
Niektórzy nadal trwali w wierze. Inni cał
kiem sięod niej odwrócili. Jeszcze inni stali się
czł
onkami Koś
cioł
ów chrześ
cijańskich, w których zdawał
o siępanowaćmniej zwą
tpienia
i nieporozumień.
Strona 10
ny? Ależnie! Wydaje się, ż
Czy problem jest dziśmniej poważ e nowa hybrydalna
religia staje sięcoraz silniejsza.
Pewien mój znajomy spytałniedawno katechetkę, na co kł
adzie ona najwię
kszy nacisk w
programie nauczania. W odpowiedzi usł
yszał
:
„Uczymy dzieci rozwijaćsię, stawaćsięw peł
ni osobami, kwestionowaćróż
ne rzeczy,
wybieraćwartoś
ci". Inna — siostra zakonna — powiedział
a po prostu: „Pokazujemy im
jak stawaćsięw peł
ni osobami". Pierwsząkobietę
, która w Koś
ciele episkopalnym
aś
otrzymał więcenia kapł
ańskie, dziennikarz zapytał
, czy uważ
a sięona za osobęo silnej
a, ż
wierze religijnej. Odpowiedział e nie, „ale wierzęw troskęo drugiego czł
owieka, a o to
wł
aśnie chodzi w religii, prawda?" W trakcie zgromadzenia naukowców z Harvard
Divinity School rozmawiał
em z profesorem, który przedkł
adałnowoodkryte „ewangelie
gnostyczne" nad Ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, ponieważ „męskie"
Ewangelie „nie zaspokajająpotrzeb kobiet".
Nie jest to zjawisko czysto katolickie lub liberalne. Chrześ
cijańskie wspólnoty
protestanckie i charyzmatyczne osł y granice, przez które ł
abił atwo prześ
lizgująsięidee
psychologiczne. Niektórzy telewizyjni kaznodzieje gł
oszą ewangelię osobistej
doskonał
ości oraz sukcesu, która ma niewiele wspólnego z Pismem ś
więtym, za to ma
wiele wspólnego z pozytywnym myś , ż
leniem — choćsądzę e obecnie nazywa sięto
„myś
leniem w kategoriach moż ci". Stoi za tym przekonanie, ż
liwoś e wiara zapewni nam
ć
zdrowąosobowoś, która jest lekarstwem na choroby, a nawet stabilizacjęfinansową
.W
takich wypadkach czasami w ogóle nie wiadomo, czy mamy wierzyćw Boga czy teżw
samych siebie.
Zamiast wyciągnąćwnioski ze smutnych doś
wiadczeńkatolików, niektórzy protestanci
zdająsięz uporem popeł ę
niaćte same błdy. Znany protestancki pastor w swej niedawno
żce nawoł
wydanej ksią uje do „nowego nawrócenia" opartego na poczuciu wł
asnej
wartoś
ci, które okreś
la mianem „najwyż
szej wartoś
ci". Jak stwierdza autor, w tym
„procesie nawrócenia" psychologia i teologia „bę
dąwspół
pracowaćramięw ramięjako
silni sojusznicy".
Żaden z czytelników nie może wątpićw jego dobre intencje i promienne nadzieje. Ten
jednak, kto potrafi wł
aściwie odczytaćniedawnąprzeszł
ośći dostrzec konsekwencje tego
typu sojuszy, nie bę
dzie ażtak optymistyczny.
CHRZEŚCIJAŃSTWO I...
Owe próby uczynienia z psychologii sojusznika we wspólnej sprawie sąprzykł
adem
zjawiska nazwanego „chrześ
cijaństwo i..." Stanowi ono silnąpokusędla tych, którzy
, że samo chrześ
obawiająsię cijaństwo jest czymśniewystarczają
cym. Problem polega na
Strona 11
tym, że „chrześ
cijaństwo i..." marginalizuje prawdziwe chrześ
cijaństwo i nie pozwala mu
w peł
ni zapanować.
Lewis zaproponowałkiedyś
, byś cijaństwo jako pożą
my wyobrazili sobie chrześ daną
chorobę
: coś
, czym chcemy sięzarazić
. W tej sytuacji „chrześ
cijaństwo i..." to cośw
rodzaju szczepionki. Skł
ada sięona z niewielkiej dozy czynników chorobotwórczych,
zmieszanej z innymi surowicami. Może wywoł
aćopuchnię
cie ręki lub niewysoką
gorą , lecz chroni przed pożą
czkę danąinfekcją
, którąnależ
y sięzarazić
. Rzecz jasna,
zabieg ten będzie miałnajbardziej szkodliwy wpł
yw na ludzi mł
odych, którzy z niczym
innym sięjeszcze nie zetknę
li.
SPRAWA KAŻDEGO Z NAS
Oczywiste jest zatem, dlaczego chrześ
cijan powinien niepokoićczar roztaczany przez
psychologię. Dlaczego jednak mieliby siętym przejmowaćniechrześ
cijanie?
Tylko dlatego, ż
e oni i ich dzieci równieżżyjąw społ
eczeństwie psychologicznym. I
li prawdąjest, ż
jeś e psychologia pozbawił
a chrześ
cijan ich wiary, to równie prawdziwe
wydaje mi siętwierdzenie, że wszyscy daliś
my siępozbawićszlachetnych odruchów oraz
zdrowego rozsądku. W przypadku pewnych twierdzeń, formuł
owanych przez psychologię,
możemy zadaćsobie pytanie: „Czy sąone bezbożne?" Równie dobrze możemy też
zapytać
: „Czy sąone realistyczne?" Jeś
li system zawiera jakieśbraki, ujawniąsięone w
kwestiach praktycznych, a wówczas bę
dąobraząnie tylko dla bogów, lecz takż
e dla
naszego poczucia logiki.
W ten sposób przechodzimy do ostatniego zagadnienia. Przecię
tny czł
owiek nie lę
ka się
yszy, że jego postę
już, kiedy sł powanie moż
e go zaprowadzićdo piekł
a, natomiast
poważ yszy, że zaprowadzi go do państwowego szpitala. Nie
nie sięzastanowi, gdy usł
,ż
twierdzę e wszyscy jesteś
my na drodze do domu wariatów — choći taki poglą
d dał
oby
sięuzasadnić— wydaje mi sięjednak, ż
e wszyscy dajemy sobie narzucićposę
pny i
bezbarwny styl ż
ycia, którego symbolem jest państwowy szpital. Zbyt poważny stosunek
do wł
asnego „ja" jest podejś
ciem niezdrowym i nie przynoszą
cym powodzenia. Prowadzi
on nie do społ
eczeństwa zł
ożonego z róż
nych i interesujących jednostek, lecz do ponurego
ula peł
nego jednakowo wyglą
dają
cych i jednakowo mówiących istot, bzyczących te same
historie i brzę
czą
cych z przeję
cia samymi sobą
.
Chodzi mi o rzecz nastę
pują
cą: Nawet jeś
li zastosowaćkryteria czysto doczesne, nie ma
pewnoś
ci, czy idee psychologiczne poprawiąnasząsytuację
. Dysponujemy tysią
cami
fachowych porad oraz cał
ymi stosami rewelacji dotyczą
cych wł
asnego „ja". Czy dzię
ki
ejszym krokiem lub serdeczniej sięś
temu poruszamy sięlż miejemy?
Nie trzeba zatem byćchrześ
cijaninem, aby zrozumiećargumenty zaprezentowane w tej
Strona 12
żce. Krytyka, której dokonujęma podł
ksią oże intelektualne, jak i duchowe. Psychologia
chce, byś
my danąideęoceniali na podstawie nie tego, czy ocali ona duszęczł
owieka, lecz
tego, czy ocali ona jego zdrowie psychiczne. Jej cel to uczynienie życia bardziej ludzkim.
Uważam, ż
e moż
na udowodnić
, iżpsychologia czyni w tym kierunku znacznie mniej, niż
siępowszechnie są
dzi, natomiast chrześ
cijaństwo — znacznie wię
cej.
Strona 13
ROZDZIAŁII
W dobrej wierze
Czy psychologowie wiedzą
, jak nam pomóc?
Klę
ska wiary psychologicznej
Badania i zdrowy rozsą
dek
li oddamy samochód do naprawy, a następnie stwierdzimy, ż
Jeś e nie tylko dalej nie jeździ
tak, jak powinien, lecz pojawił
y sięw nim dodatkowe usterki — skł
oni to nas do
rozmaitych podejrzeń. Jeś
li sytuacja bę
dzie siępowtarzać, zrezygnujemy z usł
ug danego
warsztatu. Nie musimy od razu podejrzewaćmechanika o to, że postę
puje nieetycznie.
Moż
emy go uważaćza uczciwego czł
owieka. Niemniej jednak zaczniemy sięzastanawiać
nad jego kompetencjami.
Nie mamy równieżpowodu nie wierzyćw szczere chęci wł
ożone w pracęzawodowych
psychologów i specjalistów w dziedzinie nauk społ
ecznych. Wię ćfachowców,
kszoś
którzy w społ
eczeństwie psychologicznym peł
niąrolęprzewodników, dział
a w dobrej
ćjeszcze dalej i powiedzieć, ż
wierze. Możemy pójś e wielu z nich to ludzie oddani i peł
ni
poś
wię
cenia. Psychologowie i psychoterapeuci często okazujątroskęi zainteresowanie,
których zdesperowane jednostki na próż
no szukajągdzie indziej. A celem wię
kszoś
ci
badańpsychologicznych jest definitywne ulepszenie rodzaju ludzkiego.
Mogąjednak istniećpowody pozwalają
ce kwestionowaćkompetencje psychologicznych
ćniesienia pomocy nie gwarantuje uzyskania poż
doradców. Chę ądanych efektów.
Niekiedy, jak z ironiązauważyłHenry D. Thoreau, efekty te sąodwrotne do
zamierzonych. „Gdybym byłprzekonany, ż owiek zmierza do mnie w ś
e jakiśczł wia-
domym celu czynienia mi dobrze, uciekł
bym co siłw nogach".
CZY PSYCHOLOGOWIE WIEDZĄ, JAK NAM POMÓC?
Fakt, ż
e psychologowie próbująnam pomóc, czę
sto nie pozwala nam zapytać
, czy oni
, jak to sięrobi. Uważamy, ż
wiedzą e kogoś
, kto próbuje nam pomóc, nie wypada pytać,
czy wie, co robi. Oczywiś
cie, nie tylko dobre obyczaje powstrzymująnas przed kwestio-
nowaniem psychologii. Także zaufanie — takie zaufanie, które każ ,ż
e nam wierzyć e
nauczyciele w szkole robiąto, co jest dla naszych dzieci najlepsze. Albo takie zaufanie,
ki któremu wiemy, ż
dzię e czł
owiek w sutannie nie pobije nas na ulicy ani nie ukradnie
nam portfela. Mimo to powinniś
my pytać, czy psychologowie rzeczywiś
cie wiedzą
, w jaki
na pomóc innym ludziom. Wiele badańwskazuje na to, że psychologia jest
sposób moż
o skuteczna. Istniejąteżdowody prowadzące do wniosku, że psychologia jest wrę
mał cz
Strona 14
szkodliwa.
Pierwsza oznaka tego, ż
e psychologia moż
e byćnieskuteczna pojawił
a sięw 1952 roku,
,ż
kiedy to Hans Eysenck z Instytutu Psychiatrii Uniwersytetu Londyńskiego odkrył e
osoby neurotyczne nie poddane terapii majątakie same szansęwyzdrowienia jak te, które
. Stwierdziłon, że psychoterapia nie przynosi lepszych skutków niż
z terapii korzystają
zwykł
y upł
yw czasu. Dodatkowe badania przeprowadzone przez innych naukowców dał
y
podobne wyniki. Następnie dr Eugene Levitt ze Szkoł
y Medycyny Uniwersytetu stanu
, że dzieci z zaburzeniami, nie poddane leczeniu wracajądo zdrowia tak
Indiana stwierdził
samo szybko jak dzieci z zaburzeniami, które sąleczone. Problem ten ujawnił
y takż
e
wyniki obszernych badańnad mł ąw Cambridge-Somerville. Prowadzą
odzież cy badania
odkryli, że mł
odociani przestę
pcy, nie korzystają
cy z poradnictwa, wchodząw konflikt z
prawem rzadziej niżci, którzy takąpomoc otrzymują y, że
. Inne badania wykazał
niewykwalifikowani laicy potrafiąleczyćpacjentów nie gorzej niżpsychiatrzy czy psy-
y, że
chologowie kliniczni. Z kolei badania przeprowadzone w Rosen-ham pokazał
personel szpitali psychiatrycznych nie potrafi nawet odróżnićludzi normalnych od ludzi z
gnąćjeszcze dalej. Jest ona doś
prawdziwymi zaburzeniami. Można by tęlistęcią ćdł
uga.
,ż
Mam jednak nadzieję e wystarczy to, by móc stwierdzić, ż
e kiedy psychologowie usił
ują
nam pomóc, nieszczególnie im to wychodzi.
WARTOŚCI PROPONOWANE PRZEZ PSYCHOLOGIE I WARTOŚCI
TRADYCYJNE
Jest jeszcze jedna kwestia, zarzut bardziej poważ
ny. Psychologia oraz inne nauki
społ
eczne mogąprzynosićprawdziwąszkodęnaszemu społ
eczeństwu. Nie chodzi o to, co
robi ten lub tamten psychoterapeuta. Może on akurat byćdla swoich klientów
prawdziwym darem niebios. Chodzi o to, że na wię
ksząskalęwartoś
ci proponowane przez
psychologięobeszł ćbezceremonialnie z wartoś
y siędoś ciami tradycyjnymi. Nie bez
powodu moż dzić, ż
na są e nowe wartoś
ci mająw sobie cośniszczą
cego.
Nie trzeba byćwielkim uczonym, aby to zauważyć
. Prawdępowiedziawszy, erudycja
czę
sto jest przeszkodąuniemoż
liwiającązrozumienie tego, co sięnaprawdędzieje. Jest
bardzo prawdopodobne, ż
e gdy ze społ
eczeństwem dzieje sięcośniedobrego, przecię
tny
rodzic lub robotnik z fabryki prę
dzej sięzorientuje, o co chodzi niżprofesor uniwersytetu.
Obecnie wielu rodziców ma poczucie, że znajdująsięoni w sytuacji obserwatorów
spoglą
dają aiś
cych bezradnie na to, jak szkoł rodki masowego przekazu karmiąich dzieci
obcymi im wartoś
ciami. Dawne opowieś
ci o wróżkach i czarownicach podmieniają
cych w
nocy dzieci wydająsiędziwnie aktualne.
ćjaskrawy przykł
Doś ad takiego procederu pochodzi ze Szwecji, z kraju, w którym
Strona 15
psychoterapia jest najbardziej popularna na ś
wiecie, gdzie uchwalono ustawęzakazującą
rodzicom dawaćdzieciom klapsa. Co więcej, kryminalnym przestę
pstwem jest straszenie,
ostracyzm, wyś
miewanie lub jakiekolwiek inne „psychologiczne znęcanie się
" nad
dzieckiem. Przypuszczalnie oznacza to, że rodzicom nie wolno jużpodnieś
ćgł
osu na
wł aćich do kąta. Brak jednak dowodów na to, ż
asne dzieci, ani wysł e wskutek tego
oś a. Wszystko wskazuje na to, ż
wiecenia melancholia Szwedów choćodrobinęzmalał e
uczucie znudzenia i niepokoju u mł
odych Szwedów jest wię
ksze niżkiedykolwiek.
KLĘSKA WIARY PSYCHOLOGICZNEJ
W ogóle nie jest jasne, czy psychologiczny establishment, bez wzglę
du na to, jak dobrymi
intencjami siękieruje i jak mił
e wywiera wraż
enie, wie, w jaki sposób moż
na czł
owiekowi
pomóc. Zewszą
d dochodząniepokoją
ce sygnał ce na to, że wiara ta sięnie
y, wskazują
sprawdza. Pomimo stworzenia prawdziwej armii psychiatrów, psychologów,
psychometrów, doradców i pracowników opieki społ
ecznej, nie zmniejszył
a sięliczba
zachorowańna choroby psychiczne, samobójstw, przypadków alkoholizmu, narkomanii,
znęcania sięnad dziećmi, rozwodów, morderstw itp. Wbrew temu, czego moż
na by
oczekiwaćw społ ę
eczeństwie, które tak starannie analizująi którym tak dogłbnie zajmują
sięeksperci w dziedzinie zdrowia psychicznego, mamy do czynienia ze wzrostem w
,ż
każdej z tych kategorii. Czasami wydaje się e istnieje bezpoś ćpomię
rednia zależnoś dzy
rosnącąliczbąosób, niosą
cych pomoc a rosnącąliczbątych, którzy pomocy potrzebują.
Im wię ś
cej mamy psychologów, tym częciej cierpimy na choroby psychiczne; im wię
cej
pracowników opieki społ
ecznej oraz opiekunów, zajmujących sięwarunkowo
zwolnionymi przestę
pcami, tym wyż
sza przestę ć
pczoś; im więcej nauczycieli, tym
wię
ksza niewiedza.
Wszystko to musi zastanawiać. Mówiąc otwarcie, wygląda to podejrzanie. Zmuszeni
jesteś ćpod uwagętakąewentualnoś
my wzią ć, że oto psychologia oraz pokrewne profesje
usił
ująrozwiązywaćproblemy, do powstania których same sięprzyczynił
y. Psycho-
logowie rozbudzajądo niewiarygodnych rozmiarów ludzkie nadzieje na osią
gnię
cie w tym
ż ś
yciu szczę niej udzielaćporad w kwestiach kryzysu wieku ś
cia po to, by póź redniego
oraz umierania. Psychologowie z zaabsorbowania wł
asnąosobączyniącnotępo to, by
póź
niej dziwićsięzwię
kszonąliczbąprzypadków narcyzmu. Psychologowie pouczają
dy, ż
są e nie ma czegośtakiego, jak zł
e dziecko czy nawet zł
y dorosł
y tylko po to, aby
póź
niej formuł
owaćteorie w celu wytł
umaczenia wzrostu przestę
pczoś
ci. Psychologowie
zi ż
zrywająwię ycia rodzinnego, aby później prowadzićterapie dla rozbitych rodzin.
OCZEKIWANIA I REZULTATY
Istnieje zbyt wiele róż
nych „jeś
li", „i" oraz „ale", by móc udowodnićistnienie zwią
zku
Strona 16
przyczynowego pomiędzy wzrostem znaczenia psychologii, a osł
abieniem więzi
społ
ecznych. Z pewnoś
ciąjednak dowody sąna tyle wystarczające, by móc podaćw
ćtwierdzenie o pożytkach pł
wątpliwoś cych z psychologii. Spodziewamy się, ż
yną ew
dziedzinach, w których fachowcy rzeczywiś
cie wiedzą
, co czynią, bę
dzie to wyraźnie
widoczne. Dokł
adnie wyjaś
nia to brytyjski socjolog, Stanislav Andreski, porównują
c
a on, że jeś
psychologięi socjologięz innymi profesjami. Zauważ li dana profesja oparta
jest na dobrze ugruntowanej wiedzy, to powinien istniećzwią
zek pomię
dzy liczbąosób
uprawiają
cych dany zawód a osią
gniętymi rezultatami:
Zatem w kraju, posiadają ćusł
cym mnóstwo inżynierów telekomunikacji, dostępnoś ug telefonicznych będzie
zwykle wyższa niżw kraju, który posiada niewielkąliczbętego typu specjalistów. W krajach lub regionach
gniarek ś
o dużej liczbie lekarzy i pielę ćbę
miertelnoś ądo
dzie niższa niżtam, gdzie zawody te należ
rzadkoś
ci. Prowadzenie rachunków finansowych bę
dzie sprawniejsze i bardziej powszechne w krajach
posiadających wielu wykwalifikowanych księgowych niżtam, gdzie sąoni nieliczni.
A jakie korzyś
ci pł
ynąz psychologii i socjologii? Prof. Andreski mówi dalej:
Powinno sięwięc okazać, ż
e w krajach, regionach, instytucjach lub sektorach, w których szeroko korzysta
sięz usł
ug psychologów, rodziny sąbardziej trwał
e; wię
zy pomię ż
dzy małonkami, rodzeństwem, rodzicami
i dzieć
mi sąsilniejsze i bardziej serdeczne, stosunki w pracy sąbardziej harmonijne, traktowanie
korzystających z pomocy jest lepsze; wandali, przestę
pców i narkomanów jest mniej niżw miejscach lub
ś
rodowiskach, które nie korzystająz umiejętnoś
ci psychologów. Na tej podstawie moglibyś ćdo
my dojś
wniosku, ż
e tym bł
ogosł cie Stany Zjednoczone; i że w coraz
awionym krajem zgody i pokoju sąoczywiś
wię
kszym stopniu stawał
y siętakie w ciągu ostatnich dwudziestu pię
ciu lat, w miaręjak rosł
a liczba
socjologów, psychologów i politologów.
Tak sięjednak nie stał ,ż
o. Wręcz przeciwnie, wydaje się e jest coraz gorzej. Ulice są
odzi ludzie odbierająsobie ż
niebezpieczne. Rodziny sąw rozsypce. Mł ycie. A gdy
społ
eczeństwo psychologiczne usił
uje sięz tymi problemami uporać, często zdaje sieje
ę
tylko pogłbiać
. Na przykł
ad, otwieraniu w miastach oś
rodków zapobiegania
żeńskie nierzadko
samobójstwom towarzyszy wzrost liczby samobójstw. Poradnictwo mał
doprowadza do rozwodu. A dzię
ki trzeź ci widzimy, ż
wej obserwacji rzeczywistoś e
wprowadzenie na szerokąskalępublicznej edukacji seksualnej nie zdoł
ało, choćby w
najmniejszym stopniu, powstrzymaćwzrostu liczby przypadków niechcianej ciąż
y,
rozwią
zł ci i chorób wenerycznych. Istniejąraczej dowody, ż
oś e tego rodzaju inicjatywy
życia seksualnego i zwią
skutkująprzedwczesnym podejmowaniem współ zanymi z tym
problemami.
Strona 17
Trudno oprzećsiętwierdzeniu, że przepisane lekarstwo moż
e byćprzyczynąchoroby.
my zauważyli, że kiedy tylko przyjeżdż
Andreski pisze: „Gdybyś ająstrażacy, pł
omienie
stająsięwię
ksze, pewnie zaczę
libyś
my sięzastanawiać
, co takiego lejąna ogień— czy
czasami to nie jest oliwa".
BADANIA I ZDROWY ROZSĄDEK
Tu potrzebna jest przestroga. Pomimo istnienia silnych argumentów przemawiają
cych
przeciwko psychologii, nie chcę
, aby wyglą o na to, że porażka psychologii został
dał a
niezbicie dowiedziona. Opieranie sięna statystykach zawsze wiąż
e sięz pewnymi
problemami. To, że dwie rzeczy wystę
pująrazem nie dowodzi jeszcze, że jedna z nich jest
przyczynądrugiej. Jeś
li wzrostowi przestę
pczoś
ci akurat towarzyszy wzrost na gieł
dzie,
emy na tej podstawie wnioskować, ż
nie moż e wzrost na rynku jest przyczynąprzestępstw.
Moż , że rozwój psychologii i odpowiadają
na sobie wyobrazić ce mu nasilenie się
problemów społ
ecznych to tylko zbieg okolicznoś ,ż
ci. Można nawet twierdzić e problemy
te był
yby znacznie poważ
niejsze, gdyby nie pomoc ze strony psychologii. Moż
na wreszcie
przyjąćdo wiadomoś
ci dotychczasowe poraż ,ż
ki, lecz mimo to twierdzić e podstawowe
idee sąsł li ź
uszne, nawet jeś le wprowadzono je w życie.
Moim zdaniem, sytuacja stanie sięo wiele prostsza, gdy idee te skonfrontujemy z naszymi
doś
wiadczeniami lub poczuciem zdrowego rozsą
dku.
Weź
my na przykł
ad dwie uparcie gł d, ż
oszone tezy psychologii popularnej: poglą e
odgrywanie ról krę d, że dawanie upustu wł
puje autoekspresjęoraz poglą asnej zł
ości
dobrze nam robi. Jeś
li choćprzez chwilęzastanowimy sięnad którymkolwiek z tych
twierdzeń, znajdziemy bardzo wiele przypadków ś cych o tym, ż
wiadczą e jest dokł
adnie na
odwrót.
ćmy na przykł
Przypuś ad, ż
e w szkole podstawowej nauczycielka czyta swojej klasie
ć
opowiadanie. Przypuś , że historia ta jest bardzo sugestywna, peł
my też na emocji i
ćmy teraz, że nauczycielka jest tak wzruszona, że chce jej się
szlachetnych uczuć. Przypuś
pł
akać ć
. Czy powinna ulec swym emocjom? Czy może sobie pozwolićna to, by wybuchną
szlochem? W tym momencie wł
aśnie to był
oby rzecząnajbardziej „naturalną". Są
dzę
jednak, ż
e wszyscy zgodzimy sięco do tego, iżlepiej był ł
oby, gdyby kobieta wzięa sięw
ći kontynuował
garś a opowiadanie, starają
c sięnadaćmu jak najbardziej dramatyczny
wyraz. W przeciwnym wypadku uczniowie straciliby to, co w opowiadaniu jest
najcenniejsze. W końcu nauczycielka jużje czytał
a, przyszł
a zatem pora, by uczniowie
ęoddział
mogli poznaćjego sił ywania. Teraz niech o n i pł
aczą
. Mał
o tego, niech ronią
ce ł
gorą zy, lecz nie stawiajmy ich w niejasnej i kł
opotliwej sytuacji, kiedy musieliby
ąosobę, nie potrafiącąwł
pocieszaćdorosł aściwie odegraćswojej roli.
Strona 18
Czy odgrywanie ról utrudnia autoekspresję
? Może czasami tak.
Czasami jednak autoekspresja moż ę
e przeszkadzaćgłbszej, silniejszej ekspresji. A w
takich wypadkach dobre odgrywanie naszych ról jest najbardziej ludzkąi autentyczną
rzeczą
, jakąmoż
emy zrobić.
Jeś
li chodzi o pogląd, jakoby ujawnianie gniewu był
o uwalnianiem sięod niego,
pomyś
lmy o znanych nam osobach, które najł
atwiej ulegajązł
ości. Czyżnie jest zwykle
tak, że ich wrogoś
ćnajzwyczajniej narasta? Wyrażanie wrogoś na ł
ci, jak moż atwo zaob-
serwować, często utrwala i wzmaga gniew.
Sami psychologowie dochodząobecnie do takiego przekonania. Wydana niedawno
żka, poś
ksią wię
cona zł
ości, kończy sięstwierdzeniem, że wył
adowywanie sięjest dla nas
ż
na ogółszkodliwe. Ksiąka peł
na jest naukowych dowodów na poparcie owej tezy. Lecz
dzićżycie, czekając na naukowy werdykt dotyczą
czy mamy spę cy tego, co i tak widać
goł
ym okiem?
Przed nami rozdział
, w którym bę
dziemy mogli przyjrzećsięjednemu z bardziej
popularnych współ ć
czesnych poję, analizują
c je z punktu widzenia zarówno wiary, jak i
zdrowego rozsą
dku.
Strona 19
ROZDZIAŁIII
Poczucie wł
asnej wartoś
ci
Z czego byćzadowolonym?
Sł
aboś
ćstanowiska psychologicznego
Obsesja na punkcie samego siebie
„Waż
ne, by lubićsiebie samego". „Jeś
li nie polubisz sam siebie, nikt inny cię
opot Jimmy'ego polega na tym, ż
nie polubi". „Kł e ma o sobie zł
e mniemanie".
Ile razy sł
yszeliś
my takie wł
aśnie lub podobne frazesy? Gotów jest je
wypowiedziećzarówno taksówkarz, jak i nauczyciel, hydraulik, jak i psycholog.
Mał my ś
o tego, wszyscy jesteś cie przekonani, że poczucie wł
wię asnej wartoś
ci to
klucz do rozwią
zania wszelkich problemów.
Lubienie samego siebie stał
o siędla nas niemal pierwszorzędnązasadą. Wydaje
ę
sięono równie oczywiste jak zdanie: ...niebo jest błkitne". Nikt nie jest skł
onny
go kwestionować
. Psychologia, rzecz jasna, nie wymyś
lił
a tego poję
cia, choć
wykorzystał , ż
a je do swoich potrzeb. Można by powiedzieć e jest ono „dobrą
nowiną
" psychologicznej ewangelii.
Kiedy wię
c poddajękrytyce poję
cie poczucia wł
asnej wartoś
ci, czynięto z
pewnym lękiem. To tak, jakby krytykowaćtwierdzenie:
„dzieci sąrozkoszne". Niemniej poję
ciu temu trzeba sięnaprawdęuważnie
przyjrzeć
, ponieważidee, podobnie jak zastawa stoł
owa, zwykle występująw
kompletach, a niektóre z poglą
dów, towarzyszą
cych wierze w poczucie wł
asnej
wartoś
ci, nie sąażtak urocze jak malutkie dzieci.
Na przykł żkowe poradniki najczę
ad, ksią ściej rozpoczynająsięod propozycji,
my pokochali samych siebie, zaraz jednak informująnas, że nie jesteś
byś my
odpowiedzialni za innych ludzi, i że nie powinniś
my marnowaćczasu, starając się
sprostać oczekiwaniom innych. Wię ć z nas wie również
kszoś , ż
e „bycie
zadowolonym z siebie" stanowi czasami wygodne usprawiedliwienie
egocentrycznego czy wrę
cz samolubnego postę
powania. Mówimy: „Nie bę
dę
dobry dla innych, jeś
li nie bę
dędobry dla siebie", po czym wysył
amy naszego
trzylatka do przedszkola na pięć
dziesią
t godzin tygodniowo lub się
gamy do
rodzinnej kasy, by móc spędzićdzieńna wyś
cigach.
Nasząreakcjęna pytanie: „Czy mamy lubićsamych siebie?", musi tonować
zdrowy rozsądek. Odpowiedźpowinna brzmieć
: „To zależ
y" lub „W jakich
Strona 20
ciach?" Rozumiem, ż
okolicznoś e każdy z nas chciał
by byćś
wiadkiem tego, jak
nie tolerują
ca wł
asnej osoby, martwią ćnastolatka zaczyna
ca sięo swąpopularnoś
nabieraćswobody i akceptowaćsamąsiebie. Podstawowąkwestiąjest, jak przy-
puszczam to, czy nadal ma byćz siebie zadowolona, jeś
li rozsiewa zł
ośliwe plotki
lub z okrucieństwem manipuluje innymi ludźmi po to, by polepszyćswoją
pozycjęw towarzystwie. Innymi sł
owy: czy mamy lubićsiebie samych bez
wzglę
du na to, jak postę
pujemy?
NA CZYM POLEGA ODMIENNOŚĆSTANOWISKA
CHRZEŚCIJAŃSKIEGO
, jakiej na to pytanie udziela psychologia, jest taka, że jeś
Otóżodpowiedź li
szczerze polubimy samych siebie, to cał
a reszta nie bę
dzie nam grozić—
przynajmniej nie ażw takim stopniu. Zgodnie z tym poglądem, osoby mają
ce
poczucie wł
asnej wartoś niania rzeczy
ci nie odczuwają potrzeby popeł
odraż
ają
cych lub zł , że w tym wł
ych. Proszęzwrócićuwagę aśnie miejscu
rozchodząsiędrogi chrześ cijanin powie, ż
cijaństwa i psychologii. Chrześ e ludzie
nadal bę
dąźle postę
pować
, ponieważnatura ludzka jest wypaczona, natomiast
fakt, że ktoślubi samego siebie, wypaczenia tego nie eliminuje. Jednak teoria
owieka; stoi na stanowisku, ż
psychologii nie bierze pod uwagęupadku czł e nie
ma czegośtakiego, jak zł
e skł
onnoś
ci. W konsekwencji nie ma powodu, byś
my
nie mogli zaakceptowaćsiebie takimi, jakimi jesteś
my.
Pomimo ż
e, jak mówię
, jest to przedmiotem konfliktu pomię
dzy
chrześ
cijaństwem a psychologią
, niektórzy chrześ
cijanie nie patrząna to w ten
sposób, ponieważ — na pierwszy rzut oka — stanowiska psychologii i
chrześ
cijaństwa zdająsiębyćze sobązgodne. Chrześ
cijaństwo teżnam każ
e
kochaćsiebie samych, lecz z cał
kiem innego powodu: ponieważBóg nas kocha.
Dobro i doskonał
ośćskupiająsięw nas nie tylko za nasząsprawą
. Przedstawiamy
ć
sobąnieskończonąwartoś, ponieważjesteś
my oczkiem w gł
owie Pana Boga,
który kocha nas tak, jak matka kocha swoje dziecko.
Choćpewnie bardziej precyzyjne bę
dzie stwierdzenie: „który kocha nas tak, jak
matka kocha swoje niesforne dziecko", ponieważw takim wypadku mił
ość
wymagaćbę
dzie odpowiednich korekt. O tym wł
aśnie nie pamiętająniektórzy
chrześ
cijanie. Dostrzegają oni tylko podobieństwa: I chrześ
cijaństwo, i
,ż
psychologia twierdzą ć. Stą
e stanowimy wielkąwartoś d wycią
gająoni wniosek,
ż
e, wsł
uchują
c sięw bardziej aktualne spostrzeżenia psychologii, dotyczą
ce