§ Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie

Szczegóły
Tytuł § Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

§ Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie § Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

§ Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 WILLIAM KIRK KILPATRICK Psychologiczne uwiedzenie tł umaczyłRadosł aw Lewandowski Wydawnictwo „W drodze" Poznań1997 PRZEDMOWA ę Psychologia to rzeka o licznych odgałzieniach i dopł ż ywach. Celem tej ksiąki nie jest badanie każ ęzień, lecz okreś dego z odgał lenie ogólnego kierunku oraz sił y prądu rzeki. Krytyczne uwagi, które zamieszczam na nastę pnych stronach dotyczą psychologii jako sił y społ ecznej: innymi sł owy, psychologii mają cej wpł yw na nasze codzienne myś lenie i postę powanie. Psychologia jako nauka ma do odegrania w naszym społ eczeństwie w peł ni uzasadnionąrolę. Co innego jednak, gdy chce ona odgrywaćkażdąrolę , a jednocześ nie byćreżyserem sztuki. To, co mam do powiedzenia w kolejnych rozdział żki nie dotyczy wszystkich dział ach ksią ów psychologii w jednakowym stopniu; zamiast jednak za każdym razem zastrzegaćsię co mam na myś li („chodzi mi o to, nie o tamto"), w wię kszoś ci wypadków wolał em posł owem psychologia. ugiwaćsięprostym sł ROZDZIAŁI Wilk w zagrodzie Poczucie wł asnej wartoś ci Powab psychologii: imitacja chrześ cijaństwa Sprawa każ dego z nas ę Głbokąwiarę, jakąpokł adamy w psychologii najlepiej ukazał a mi sytuacja, której był em ś wiadkiem kilka lat temu w Szkocji podczas nabożeństwa w koś ciele. Wprawdzie wypadek ten nie byłdramatyczny, zapadłmi jednak na dobre w pamię ci. Wygł aszają cy kazanie ksią ywałsiędo takich ś dz, aby wesprzećczymśswój wywód, odwoł wiadectw jak Ewangelia ś w. Jana, Listy ś a, pisma ś w. Pawł w. Augustyna itd. Wydawał , że na o się zebranych wiernych nie robi to wię żczyzna na lewo ode mnie zaczą kszego wrażenia. Mę ł ziewać . Kobieta siedzą ca w nastę pnym rzę dzie sprawdzał ćportmonetki. a zawartoś gnąłksią — Jak powiada Erich Fromm... — cią dz. Momentalnie dał o sięzauważyćpeł ne Strona 2 zainteresowania poruszenie, które faląprzebiegł o po tł umie. Ludzie zaczęli nasł uchiwać, aby nie uronićchoćby najdrobniejszego niuansu. Męż czyzna po lewej przestałziewać , ł kobieta zamknęa portmonetkę ć ; oboje wzmogli czujnoś. Erich Fromm. Ależoczywiś cie! Jeś , kto zna odpowiedźna zagadki życia, jest to z pewnoś li istnieje ktoś ciąErich Fromm. Wydawał , ż o się e zgromadzeni wierni wyznajądwa rodzaje wiary: wiaręw Boga oraz wiaręw psychologię. Trudno był o powiedzieć, która wiara jest silniejsza. Wą tpięjednak, by ktośze zgromadzonych dostrzegałw tym dwie różne wiary. Prawdziwy problem polega na samym odróż nieniu jednej od drugiej. Mał o tego, gdy ktośdowiaduje sięo moich zwią zkach zarówno z psychologią , jak i chrześ ada, ż cijaństwem, zwykle zakł śsyntezę, która zbliży je ku sobie i e opracowujęjaką usunie ewentualne róż nice, istniejące mię dzy nimi. Często sł yszępytanie: „Czyżpsy- chologia i religia to nie sąpo prostu dwie różne drogi wiodące do tego samego celu?" Prawdąjest, ż e psychologia popularna ma wiele elementów wspólnych z religią Wschodu; trwa wrę ączenia. Jeś cz proces ich wzajemnego poł li jednak mówimy o chrześ dzie stwierdzenie, ż cijaństwie, to znacznie prawdziwsze bę e psychologia i religia to dwie rywalizują ce ze sobąwiary. Jeś li poważ nie traktujemy jeden system wartoś ci, logika nakazuje odrzucićdrugi. POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI Na razie jednak wszystko wydaje siębardzo pogmatwane. Wiem na przykł ad o pewnym katolickim księdzu, który mówi swym wiernym: „Chrystus przyszedłpo to, by powiedzieć «Wy jesteś cie w porządku i Ja jestem w porzą dku»". W innych koś cioł ach rodzice sł yszą, ż e dzieci nie sązdolne do grzeszenia, ponieważ„tak twierdząpsychologowie". Wydaje , że w wielu koś się cioł ach protestanckich pozytywne myś ł lenie zajęo miejsce wiary. Niemal wszędzie stawia sięznak równoś ci pomię dzy zbawieniem a rozwojem wł asnym lub poczuciem, ż e sięjest w porzą dku. Krótko mówią c, chrześ cijanie pozwolili, by ich wiara zaplą tał a sięw siećpopularnych poglą dów na temat poczucia wł asnej wartoś ci oraz samospeł nienia, nie mających nic wspólnego z chrześ cijaństwem. Obecna sytuacja przywodzi mi na myś l radędotyczą cąkuszenia, której stary diabeł udzieliłswemu bratankowi, mł odemu diabł żce C. S. Lewisa u. W klasycznej ksią owanej Listy starego diabla do mł zatytuł odego Krę tacz każe Pioł unowi wywoł aćzamę tw gł owie pacjenta: „Rób tak, aby jego umysłnie dojrzałtej prostej antytezy, jaka istnieje pomię dzy Prawdąa Fał szem" . Musisz go „utrzymywaćw takim stanie ducha, który ja nazywam «chrześ cijaństwo i...». Wiesz, o co chodzi, chrześ cijaństwo i kryzys, chrześ ci- cijaństwo i nowy ł jaństwo i nowa psychologia, chrześ ad (...)" Chrześ cijaństwo i nowa psychologia... Lewis okazałsiętu lepszym prorokiem niż Strona 3 przypuszczał . To, co w roku 1941 był o zaledwie drobnym zamę tem, przerodził o sięw zamę t na skalęmasową . Trudno jużdziśpowiedzieć, gdzie kończy siępsychologia a zaczyna chrześ cijaństwo. Dla niechrześ , ż cijan psychologia popularna stanowi nie mniejsząpokusę. Wydaje się e wielu z nich zwraca sięku niej jako substytutowi tradycyjnej wiary. Moż e nawet widząw niej bardziej zaawansowanąformęreligii, bardziej skuteczny i współ czują cy sposób czynienia dobra niżchrześ cijaństwo. Psychologia usuwa wszelkie niepokoje, a krę tądrogę czyni prostą . Jest ona tąmagicznąróż dżką , która ich pociesza. POWAB PSYCHOLOGII: IMITACJA CHRZEŚCIJAŃSTWA Powab, jaki w psychologii dostrzegajązarówno chrześ cijanie, jak i niechrześ cijanie jest ćzł rzecządoś ożoną ć, jeś . Trudno go w ogóle poją li sięnie zrozumie, że jest to przede wszystkim powab o charakterze religijnym. Bo prawdąjest, że na pierwszy rzut oka psychologia przypomina chrześ cijaństwo. Ma sięrozumieć , nie doktrynalne chrześ ćpsychologów cijaństwo, wobec którego większoś jest wrogo nastawiona. Podobnie niechrześ ćnaturalne. Niemniej, w tym co cijanie, co doś gł osi i robi psychologia pobrzmiewa pewna chrześ cijańska nuta: echo mił ości bliź niego jak siebie samego, obietnica osiągnię cia peł ni, unikanie osą dzania innych. Większoś ci z nas idee te trafiajądo przekonania, niezależ nie od wyznawanej przez nas wiary. ćimitacji, nie jest jednak w stanie wywią Psychologia popularna, jak większoś zaćsięze swoich obietnic. Zamiast tego odwodzi zarówno chrześ cijan, jak i niechrześ cijan od ich powinnoś ci oraz wł aściwego postę powania. Jest to uwodzenie w prawdziwym tego sł owa znaczeniu. żki jest zatem wytyczenie wyraźnej granicy pomię Jednym z celów tej ksią dzy chrześ , że gdy sięnam to uda, będziemy mogli cijaństwem a religiąpsychologii. Sądzę ,ż stwierdzić e chrześ cijaństwo jest i zawsze był o lepszym sposobem zaspokajania naszych potrzeb — nawet tych, które zwykle uważ a sięza potrzeby czysto ludzkie. Krótko mówią c, choćchrześ cijaństwo to coświęcej niżpsychologia, jest ono wł aściwie lepszą psychologiąniżsama psychologia. KILKA UWAG OSOBISTYCH Zanim jednak bę dękontynuował , ż , powinienem najpierw przyznać e równieżja padł em ofiarąmylenia psychologii z chrześ cijaństwem. Moje wł asne doś wiadczenie pokazuje, jak ćdo czegośtakiego. może dojś cijańskązaczął Zainteresowanie wiarąchrześ em tracićw czasie studiów. Wł aśnie wtedy odkrył em psychologię em sobie sprawy, ż . Nie zdawał e chrześ cijaństwo przestaje mnie interesować o mi siętylko, ż ; wydawał e cośdo niego dodaję . Szybko jednak przeniosł em Strona 4 swąwiaręz jednego na drugie. Nie widział em powodów, by tak sięnie miał o stać. Z tego, co widział em, pomię dzy chrześ cijaństwem a psychologiąnie był o zasadniczej różnicy. Miał em jużza sobąlekturę tekstów najbardziej liberalnych — to znaczy najbardziej psychologizują cych — teologów i z tego, co w nich wyczytał o, że w religii najważniejsza jest nie Biblia lub em, wynikał wiara, lecz po prostu kochanie innych ludzi. Wydawał ,ż o mi się ćł e doś atwo dam sobie z tym radę , bez pomocy Koś cioł em, że to dobre dla tych, którzy nie a i modlitwy. Uważał osią li odpowiedniego stanu ś gnę wiadomoś ci. Freuda wprawiał o w zdumienie biblijne przykazanie: „Będziesz mił owałbliź niego swego". „Jak to moż liwe?" — pytał . Ja uważ ałem, że to ł o się, że mam po atwe. Wydawał swojej stronie współ czesnych psychologów. Mał o tego, wydawali sięoni zgodni ze czesnymi teologami —jedni i drudzy z aprobatącytowali ś współ w. Augustyna: „Kochaj i czyń, co chcesz". W dodatku psychologia potrafił a w interesujący sposób wytł umaczyćprawie każde ludzkie zachowanie, ja zaśnie widział em powodu, by kwestionowaćsł ćtych usznoś , ż interpretacji. Erich Fromm powiedział e aby kochaćinnych, trzeba najpierw pokochać samego siebie. Czyżnie był o to zgodne z tym, czego nauczałJezus? Bez wą tpienia, wszystko mi sięwspaniale zgadzał o; jak wię ćdwudziestodwulatków, do cna kszoś kochał em samego siebie. MojąnowąBibliąstał żka On Becoming a Person (O a sięksią stawaniu się osobą ) psychologa Carla Rogersa. Dawałon w niej delikatnie do zrozumienia, ż ębi duszy dobre i przyzwoite stworzenia, których naturalna e ludzie to w gł skł ćdo nienawiś onnoś ci jest nie wię ksza niżu pąka róży. Wejrzał ąb siebie i nie em w gł em ż znalazł adnej nienawiś ci. Stwierdził c, że nie ma zł em wię ych ludzi, zł e jest tylko otoczenie. Peł na optymizmu doktryna Rogersa był a zbieżna z ówczesnymi trendami religijnymi. Koś cielni intelektualiś ci banalizowali grzech, jak gdyby mieli do czynienia z jakimś przypadkowym reliktem ś redniowiecza. Ksią dz-paleontolog Pierre Teilhard de Chardin, wyjaś niają ż c dlaczego w ksiące The Divine Milieu (Boskie Środowisko) tak niewiele uwagi poś wię ciłproblemowi moralnego zł a, zauważ ył, iż„należ y zał , ż ożyć e dusza, z którąmamy do czynienia zeszł a jużze zł ej drogi". W mniej podniosł y sposób wyraziłsię pewien znajomy ksią dz, który oznajmił , iżdzieci nie powinno sięuczyćDziesię ciu , że to zł Przykazań. Stwierdził a psychologia. Nie miał em powodu kwestionowaćinnych obowią zują cych koncepcji psychologicznych. żki zdawał Abraham Maslow, którego fotografia i ksią y siępromieniowaćżyczliwą mą droś cią , ż , powiedział e „mił ość -B" (pł ynąca z peł ni jestestwa) jest czymśdobrym, Strona 5 natomiast „mił ość -D" (biorąca sięz jakiejśpotrzeby lub braku czegoś ) jest czymśzł ym. Nie zdawał em sobie wówczas sprawy, jak bardzo jestem w potrzebie oraz jak wielki jest em jużna wpółprzekonany, ż mój wewnętrzny niedostatek. Był e w gruncie rzeczy zdrowy czł owiek nie potrzebuje nikogo innego. Zdrowi ludzie nigdy teżnie czuli chę ci odwetu. Erich Fromm tł ,ż umaczył e ktoś , kto jest produktywny, nie pragnie sięmś cić . Robiąto tylko osoby kalekie lub nieudolne — ludzie tacy jak Hitler. Bardzo im współ czuł em, tym mś ciwym kalekom i nieudacznikom. Gdyby ćzemsty tylko nauczyli siękochać— tak jak Erich Fromm i ja. Dotychczas moja chę ograniczał a siędo kilku sytuacji z okresu dzieciństwa, kiedy to moja uraza trwał a zwykle nie dł em sobie sprawy, że zemsta jest w stanie obrócić użej niżjeden dzień. Nie zdawał produktywne ż ycie w proch i pył em, ż . Nie wiedział e czł ćtak, jak owiek może jej pragną wampir pragnie krwi. Pogląd, ż e zemsta moż e sięwydawaćw gruncie rzeczy sł odka — ca, że biblijni prorocy musieli cią tak zniewalają gle przed niąprzestrzegać— byłdla mnie zupeł nie niezrozumiał y. Oczywiś cie, tak byćnie powinno. Jużwcześ niej czytał em z wypiekami na twarzy o zemś cie Odysa, poza tym wprost przepadał em za filmami, w których ktośsięna kimśmś cił . Podobnie jak w wielu innych sprawach, tak i tu pozosta- wał em w bł ogiej nieś wiadomoś ci istnienia rozdź więku pomiędzy moimi zasadami, ukształ towanymi przez psychologięa faktycznymi doś wiadczeniami. Nie zdawał em sobie równieżsprawy z narastają cego rozdź wię ku pomię dzy moimi przekonaniami psychologicznymi a religijnymi. Fakt istnienia takiej rozbież noś łwe ci giną wrzawie wywoł ywanej przez wielu duchownych, gł oszą ępsychologii. Jakiś cych chwał ksią dz zapoznałmnie z tekstami Carla Rogersa, jakiśpastor zaproponowałlekturę ż Maslowa i Fromma. Inni księa i pastorzy zaczę li wprowadzaćdo naboż eństw koś cielnych dział ania typu wspólnotowego. em w ś Ja sam wkroczył wiat wspólnot oraz innych tworów psychologii humanistycznej ć za sprawąpewnego pastora. Zaprosiłmnie on kiedyśna przyjęcie wydane na jego cześ przez studentów, którzy brali udziałw jego warsztatach poś wię conych seksualnoś ci czł owieka. Kiedy przybył em na miejsce, zastał em uczestników przyjęcia stojących w sześ cio-, siedmioosobowych krę gach. Ledwo przekroczył em próg domu, z jednego kręgu ł wysunęa sięręka i wcią ł gnęa mnie pomię dzy innych. — Jak sięnazywasz? — ktośspytał . Odpowiedział em. — Kochamy cię— powiedział , a pozostali dodali, pomrukując — kochamy cię— w miaręjak koł ysaliś my siędelikatnie w przód i w tył , trzymają c sięza ramiona. Niczego nie odczuwał em — są em, że to jakaśuł dził ćmojej natury — ale mimo to opuś omnoś cił em gł ł owęi zacząem mruczećjak inni. Strona 6 W tym samym czasie wyrobił em sobie myś lowy nawyk, polegają cy na dostrzeganiu we wszystkim harmonii. Znalazł em upodobanie w powiedzeniu „wszelka wiedza jest jedna". Wszędzie szukał em syntezy. Idee religijne, filozoficzne, psychologiczne i socjologiczne ł atwo i wygodnie mieszał y się ze sobą . Myś li Maslowa zlewał y się z myś lami ż ydowskiego teologa, Martina Bubera, tworzą c jeden dopł yw zasilają cy mój umysł ; y wrota wszelkich napotkanych ś pokonywał luz, i ł ączył y sięz wieloma innymi dopł ywami po to, by wspólnie wirują c, pł ćku oceanicznej jednoś yną ci. Wkrótce zaczął em zacieraćinne linie — te, które rozgraniczał y dobro i zł o. Przekonał em , że dobro moż się na przemienićw zł o, a zł o w dobro, jeś li wprowadzi siędrobne poprawki c spręż do ich definicji, tu poluzowują ynkę , tam dokręcają c nakrę tkę. Był o to jednak a moja ś prawie w ogóle niepotrzebne. Zanikał ćistnienia grzechu — był wiadomoś o to bez wątpienia konsekwencjąnawyku niemal cał kowitej akceptacji samego siebie. Nauczył em ł sięufaćswoim instynktom; skoro czegośpragnąem, musiał o to byćdobre. Trudno był o sobie wyobrazić ą , jak mogęzbłdzić , skoro jestem wierny swym pragnieniom i szukam samospeł nienia. Pomimo że przez lata chrześ cijańskiego wychowania wpajano mi coś zupeł nie przeciwnego, nabrał em przekonania, iżzł o nie tkwi w ludziach, lecz jest tworem niesprawiedliwoś ci społ ecznej oraz zł ego otoczenia. Wydawał , ż o mi się e moje wł asne podstawowe odruchy sąszlachetne i przyzwoite. Pragnął em, by wszyscy ludzie wspólnie wzrastali w pokoju, braterstwie i mił ości bliź niego. Jeś li społ eczeństwo nie zdoł ało osią ćtakiej harmonii, to przede wszystkim dlatego, że poszczególni ludzie nie nauczyli gną siękochaćsamych siebie. Bę dąc nauczycielem, widział em moż ćzaradzenia temu liwoś brakowi poczucia wł asnej wartoś ci. Postanowił em okazaćmoim uczniom zrozumienie oraz bezwarunkową akceptację , czego — jak zakł adał em — nie czynili ich em pewien, ż psychologicznie niewyrobieni rodzice. Był e na moich zaję ciach nie wychowam ż adnego Hitlera czy Stalina. W cał ym tym procesie „dojrzewania" nie widział em jakiejkolwiek potrzeby poś wię cania em żadnej potrzeby wyrzekania się sięczy dokonywania trudnych wyborów. Nie czuł wyznawanych przekonań. One po prostu stopniał y jak bał wany w marcu. Proces topnienia ś byłnajczęciej podsycany przez teologów, oż ywionych pragnieniem usunię cia z wiary jej trudnych elementów. Wszystko, co mogł owieka od ś o oderwaćczł wiata, uważano za dobry obiekt krytyki. Jednak jużwkrótce tylko ś wiatu był em wierny. Kiedy był em dzieckiem, bardzo mnie poruszał a i zachwycał a przynależ ćdo Koś noś cioł a. Lecz podobnie jak dziecko imigrantów, które wstydzi sięakcentu swoich rodziców i pragnie się jak najszybciej asymilować em sięna takim etapie życia, kiedy jakiekolwiek skoja- , znalazł Strona 7 rzenie mojej osoby z Koś cioł em wywoł ał ę oby u mnie głbokie zmieszanie. Sytuacja był aby dla mnie bardzo żenująca. Był em teraz odpowiednio przygotowany do tego, by wię kszą ś częćswego chrześ cijańskiego dziedzictwa pozostawićw sferze mitologii i ś wiata starożytnego i zastą pićje nowymi, ugł adzonymi przekonaniami, które niewiele mówił yo czymkolwiek innym prócz mił ości. bym byćź Nie chciał le zrozumiany. Wiara chrześ ę cijańska ma w sobie olbrzymiąsił. Nie da sięjej tak ł atwo porzucić . Kilka najważniejszych elementów wiary pozostał o we mnie. Był y obszary, poza które nie mogł em, wrę cz nie chciał em sięwycofać . Niektóre z moich przekonańpozostał y w ogóle nienaruszone. Jednak w takich wypadkach po prostu nie dopuszczał em myś li o istnieniu jakiejkolwiek niezgodnoś ci z moimi nowymi przekonaniami. Podobał o mi sięA i podobał em pewien, ż o mi sięB; i był e kiedy się poznają , przypadnąsobie do gustu. Psychologów podziwiał em za ich uduchowienie, teologów — za ich ś ćpsychologiczną. Jakakolwiek kł wiadomoś ótnia mię dzy nimi był a niemoż liwa. Kiedy jednak udawał o mi siępogodzićpsychologięz chrześ cijaństwem, zawsze odbywał o sięto kosztem chrześ cijańska wizja życia, niegdyśtak silnie dominują cijaństwa. Chrześ ca w moim sposobie myś lenia, systematycznie kruszył a sięna krawędziach, pozostawiają c coraz mniejszy ś rodek. W miaręjak kurczył a sięsfera chrześ cijaństwa, sfera humanizmu stawał a sięcoraz wię ksza. Mówiąc współ czesnym językiem, „wiele sięwówczas uczył em na swój temat". em, ż Odkrył e mogępozwolićsobie na więcej, niżmi sięwcześ niej wydawał o. Obecnie każdąwewnętrznąskł ć, nad którąwcześ onnoś niej umiał bym zapanować, witał em z otwartymi ramionami niczym dobrąznajomą. Uczył em sięakceptowaćsamego siebie. A pobł ćwobec siebie, w pozytywnym nadmiarze tolerancji, rozciągną ażliwoś łem także na em, że wraz z cał innych. Wierzył ąresztąludzkoś ę ci znajdujęsięu progu głbszych i wspanialszych odkryćdotyczą cych wł asnego „ja". Należał o siętylko wyluzować , daćsię ćprzez strumieńinstynktu. unieś To był y ekscytują ce czasy. Obracał em sięwś ród ludzi, którzy nie tylko czuli to samo, co ja, lecz równieżzdawali sięmiećznacznie lepiej niżja opanowanąsztukężycia; wś ród ug wszelkich kryteriów byli ekscytujący. Nasze rozmowy był ludzi, którzy wedł y czymś oż ywczym, wyzywającym, wyrastają ć cym ponad pospolitoś. Tak mi sięprzynajmniej wydawał o. Przebywają c w tamtym towarzystwie, czuł em sięjak gdybyś my tworzyli jakieś tajne stowarzyszenie, ś wiecą cąblaskiem sektęgnostyczną, otoczonąmorzem szarej ortodoksji. my żadnego motta, lecz gdybyś Nie mieliś my takowe mieli, z pewnoś ciąbrzmiał oby ono: Strona 8 „Czemu nie?" Jednak nie. Nigdy nie posunął em sięażdo takiej skrajnoś ci, by z psychologii uczynićw peł ni rozwinię tą religię. Coś z mego dawnego chrześ cijańskiego wychowania o mnie przed tym. Na dodatek ż powstrzymał ycie zaczynał o podkopywaćmojął atwą ćw moż ufnoś ćsamozbawienia. liwoś Wcześ em powodu, by kwestionować psychologiczną wizję życia, niej nie widział ł ponieważ— dopóki nie zaczą aćsiędo trzydziestki — żył em zbliż o mi sięjak u Pana Boga za piecem. Póź niej miał y miejsce wydarzenia, do których nie przygotował a mnie moja wiedza psychologiczna. Choćproblemy, z którymi miał em do czynienia nie róż nił y ćdorosł sięzbytnio od tych, z którymi boryka sięwiększoś ych ludzi, przyszł o mi do owy, że nie przytrafił gł yby sięone samourzeczywistniającej sięosobie. Psychologowie, których najbardziej podziwiał dzy wierszami, że em, dawali jakby do zrozumienia, mię cierpienie nie jest powszechnądoląludzkoś ci, lecz jakimśgł ę upim błdem, którego dał oby ćdzię sięunikną ki lepszemu rozumieniu ludzkiej dynamiki. Popeł niał em masę gł ę upich błdów. Moje najlepsze intencje rodził y fatalne skutki. Najwię ksze starania kończył y sięniepowodzeniem — nie zawsze, ale wystarczają co czę o się, ż sto, by popsućmi plany samorealizacji. Wydawał e jedno marzenie można kupić tylko za cenędrugiego. Mał em, że choćpoś o tego, odkrył więcenie i wysił ek nie był y mi w smak, był dego, kto pragnąłzachować choćby minimum y one wymagane od każ odpowiedzialnoś ci. Jednocześ nie moje eksperymenty z autoekspresjąwpę dzał y mnie w niemił e sytuacje, co kazał o mi ponownie przyjrzećsięwierze w swojązasadniczą ć niewinnoś. Życie wymykał o mi sięz rą k, a jedynąrzeczą, jakąmogli mi doradzićprzyjaciele psychologowie był o jeszcze wię ksze otwarcie się. Na tym etapie nie miał em jużnic do otwarcia. Wszystko wokółmnie był o wielką, otwartąjamą . łsięproces odwrotny. Moja wiara w psychologięzaczęł Rozpoczą a — wprawdzie powoli, ale jednak — sł ć abną. Psychologiczne rusztowanie zawalił o siępo tym, gdy je lekko obciąż yłem. Wciążpowtarzał em utarte formuł ki (uczył em jużwówczas psychologii), ale o sięjasne, że w wię szybko stawał kszoś ci nie miał y one zastosowania w moim wł asnym ż asnego rozwoju moje życie mogł yciu. Wedle powszechnie przyjętych standardów wł o się tylko wydawaćś mieszne. W kategoriach wł asnego rozwoju, jak go wówczas potocznie pojmowano, znajdował em sięna drodze wiodą cej wstecz. Był a to gł upota, a w systemie psychologicznym na gł upotęmiejsca nie ma. Lecz był o gdzie indziej — w wierze, którąignorował ćlat, kiedy em przez ponad dziesię doszukiwał em sięsensu we wszystkim innym. Wedł ug starej tradycji chrześ cijańskiej, to, Strona 9 co w oczach ludzkich jawił o sięjako gł upota, nie musiał o niąbyćw oczach Boga. Pewnie ta dawna nadzieja dawał a podstawędo tego, by jeszcze raz sięwszystkiemu przyjrzeć. Powrócił em do chrześ cijaństwa — prawdziwego chrześ cijaństwa, nie zaś jego rozcieńczonej odmiany. Byłto powolny powrót, tak powolny i niechętny, ż e gł upio by był o stawiaćsięza jakiśwzór do naś ladowania. Chciał bym tu podkreś , że religia i lić psychologia stał y siędla mnie prawie niemoż liwe do odróżnienia. Freud i Ojcowie Koś cioł a, wiara w Boga i wiara w ludzkie moż liwoś ci, objawienie i samoobjawienie — wszystko to bez problemu ł ączył o sięze sobą . Jeś łOn sięstawać li chodzi o Boga, to zaczą le kimśw rodzaju życzliwego psychologa ze szkoł w moim umyś y o partnerskim podejś ciu do ucznia. Nigdy nie uchylił em sięprzed wypeł nieniem Jego woli. Jego wola był a zawsze zbież na z mojąwł asną . WILK W OWCZEJ SKÓRZE Prawdziwemu chrześ cijaństwu nie jest po drodze z psychologią . Kiedy próbuje sięje ł ą , kończy sięto najczęś czyć ciej rozwodnieniem chrześ cijaństwa, nie zaśchrystianizacją psychologii. Jednak proces ten jest subtelny i rzadko zauważ any. Nie zdawał em sobie sprawy, ż e mylęz sobądwie różne rzeczy. A inni czł onkowie Koś cioł a, po których moż na ,ż by sięspodziewać ę e wyprowadząmnie z błdu, byli tak samo zauroczeni jak ja. Nie był cijaństwo — jestem pewien, ż to frontalny atak na chrześ e temu umiał bym sięoprzeć . Nie o tak, ż był e wilk stału drzwi; wilk jużsięznajdowałw zagrodzie, przebrany w owczą skórę. Widzą c, w jaki sposób byłon pieszczony i karmiony przez niektórych pasterzy, można był o pomyś ,ż leć e jest to owca-rekordzistka. To, co mi sięprzytrafił o, nie był o niczym niezwykł ym. Od poł ćdziesią owy lat sześ tych do tych w ś końca lat siedemdziesią rodowiskach katolików oraz liberalnych protestantów panowałnowy klimat, zdominowany przez idee psychologiczne. Liczni duchowni, siostry acze ś zakonne i dział wieccy zaczęli — w dobrej wierze — ł ączyćreligięz socjologią, psychologiąoraz przedsię ciami o charakterze ś wzię wieckim. Jednocześ nie wielu z nich ł zaczęo nadawaćrozwojowi osobowoś ci nieproporcjonalnie duż e znaczenie w stosunku do y rozmaite domieszki, że nie rozwoju duchowego. W końcu ich wiarętak bardzo rozrzedził był a jużona na tyle silna, by byćdla nich podporąw razie osobistego lub społ ecznego kryzysu. Tysiące ludzi odeszł o od Koś cioł a. Kiedy grupębył ych zakonnic zapytano w ankiecie, dlaczego odeszł y od Koś cioł a, jako gł ówny powód wybrał y one odpowiedź „brak moż liwoś ci bycia sobą ". Równieżwiara przecię tnego czł owieka został a zachwiana. Niektórzy nadal trwali w wierze. Inni cał kiem sięod niej odwrócili. Jeszcze inni stali się czł onkami Koś cioł ów chrześ cijańskich, w których zdawał o siępanowaćmniej zwą tpienia i nieporozumień. Strona 10 ny? Ależnie! Wydaje się, ż Czy problem jest dziśmniej poważ e nowa hybrydalna religia staje sięcoraz silniejsza. Pewien mój znajomy spytałniedawno katechetkę, na co kł adzie ona najwię kszy nacisk w programie nauczania. W odpowiedzi usł yszał : „Uczymy dzieci rozwijaćsię, stawaćsięw peł ni osobami, kwestionowaćróż ne rzeczy, wybieraćwartoś ci". Inna — siostra zakonna — powiedział a po prostu: „Pokazujemy im jak stawaćsięw peł ni osobami". Pierwsząkobietę , która w Koś ciele episkopalnym aś otrzymał więcenia kapł ańskie, dziennikarz zapytał , czy uważ a sięona za osobęo silnej a, ż wierze religijnej. Odpowiedział e nie, „ale wierzęw troskęo drugiego czł owieka, a o to wł aśnie chodzi w religii, prawda?" W trakcie zgromadzenia naukowców z Harvard Divinity School rozmawiał em z profesorem, który przedkł adałnowoodkryte „ewangelie gnostyczne" nad Ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, ponieważ „męskie" Ewangelie „nie zaspokajająpotrzeb kobiet". Nie jest to zjawisko czysto katolickie lub liberalne. Chrześ cijańskie wspólnoty protestanckie i charyzmatyczne osł y granice, przez które ł abił atwo prześ lizgująsięidee psychologiczne. Niektórzy telewizyjni kaznodzieje gł oszą ewangelię osobistej doskonał ości oraz sukcesu, która ma niewiele wspólnego z Pismem ś więtym, za to ma wiele wspólnego z pozytywnym myś , ż leniem — choćsądzę e obecnie nazywa sięto „myś leniem w kategoriach moż ci". Stoi za tym przekonanie, ż liwoś e wiara zapewni nam ć zdrowąosobowoś, która jest lekarstwem na choroby, a nawet stabilizacjęfinansową .W takich wypadkach czasami w ogóle nie wiadomo, czy mamy wierzyćw Boga czy teżw samych siebie. Zamiast wyciągnąćwnioski ze smutnych doś wiadczeńkatolików, niektórzy protestanci zdająsięz uporem popeł ę niaćte same błdy. Znany protestancki pastor w swej niedawno żce nawoł wydanej ksią uje do „nowego nawrócenia" opartego na poczuciu wł asnej wartoś ci, które okreś la mianem „najwyż szej wartoś ci". Jak stwierdza autor, w tym „procesie nawrócenia" psychologia i teologia „bę dąwspół pracowaćramięw ramięjako silni sojusznicy". Żaden z czytelników nie może wątpićw jego dobre intencje i promienne nadzieje. Ten jednak, kto potrafi wł aściwie odczytaćniedawnąprzeszł ośći dostrzec konsekwencje tego typu sojuszy, nie bę dzie ażtak optymistyczny. CHRZEŚCIJAŃSTWO I... Owe próby uczynienia z psychologii sojusznika we wspólnej sprawie sąprzykł adem zjawiska nazwanego „chrześ cijaństwo i..." Stanowi ono silnąpokusędla tych, którzy , że samo chrześ obawiająsię cijaństwo jest czymśniewystarczają cym. Problem polega na Strona 11 tym, że „chrześ cijaństwo i..." marginalizuje prawdziwe chrześ cijaństwo i nie pozwala mu w peł ni zapanować. Lewis zaproponowałkiedyś , byś cijaństwo jako pożą my wyobrazili sobie chrześ daną chorobę : coś , czym chcemy sięzarazić . W tej sytuacji „chrześ cijaństwo i..." to cośw rodzaju szczepionki. Skł ada sięona z niewielkiej dozy czynników chorobotwórczych, zmieszanej z innymi surowicami. Może wywoł aćopuchnię cie ręki lub niewysoką gorą , lecz chroni przed pożą czkę danąinfekcją , którąnależ y sięzarazić . Rzecz jasna, zabieg ten będzie miałnajbardziej szkodliwy wpł yw na ludzi mł odych, którzy z niczym innym sięjeszcze nie zetknę li. SPRAWA KAŻDEGO Z NAS Oczywiste jest zatem, dlaczego chrześ cijan powinien niepokoićczar roztaczany przez psychologię. Dlaczego jednak mieliby siętym przejmowaćniechrześ cijanie? Tylko dlatego, ż e oni i ich dzieci równieżżyjąw społ eczeństwie psychologicznym. I li prawdąjest, ż jeś e psychologia pozbawił a chrześ cijan ich wiary, to równie prawdziwe wydaje mi siętwierdzenie, że wszyscy daliś my siępozbawićszlachetnych odruchów oraz zdrowego rozsądku. W przypadku pewnych twierdzeń, formuł owanych przez psychologię, możemy zadaćsobie pytanie: „Czy sąone bezbożne?" Równie dobrze możemy też zapytać : „Czy sąone realistyczne?" Jeś li system zawiera jakieśbraki, ujawniąsięone w kwestiach praktycznych, a wówczas bę dąobraząnie tylko dla bogów, lecz takż e dla naszego poczucia logiki. W ten sposób przechodzimy do ostatniego zagadnienia. Przecię tny czł owiek nie lę ka się yszy, że jego postę już, kiedy sł powanie moż e go zaprowadzićdo piekł a, natomiast poważ yszy, że zaprowadzi go do państwowego szpitala. Nie nie sięzastanowi, gdy usł ,ż twierdzę e wszyscy jesteś my na drodze do domu wariatów — choći taki poglą d dał oby sięuzasadnić— wydaje mi sięjednak, ż e wszyscy dajemy sobie narzucićposę pny i bezbarwny styl ż ycia, którego symbolem jest państwowy szpital. Zbyt poważny stosunek do wł asnego „ja" jest podejś ciem niezdrowym i nie przynoszą cym powodzenia. Prowadzi on nie do społ eczeństwa zł ożonego z róż nych i interesujących jednostek, lecz do ponurego ula peł nego jednakowo wyglą dają cych i jednakowo mówiących istot, bzyczących te same historie i brzę czą cych z przeję cia samymi sobą . Chodzi mi o rzecz nastę pują cą: Nawet jeś li zastosowaćkryteria czysto doczesne, nie ma pewnoś ci, czy idee psychologiczne poprawiąnasząsytuację . Dysponujemy tysią cami fachowych porad oraz cał ymi stosami rewelacji dotyczą cych wł asnego „ja". Czy dzię ki ejszym krokiem lub serdeczniej sięś temu poruszamy sięlż miejemy? Nie trzeba zatem byćchrześ cijaninem, aby zrozumiećargumenty zaprezentowane w tej Strona 12 żce. Krytyka, której dokonujęma podł ksią oże intelektualne, jak i duchowe. Psychologia chce, byś my danąideęoceniali na podstawie nie tego, czy ocali ona duszęczł owieka, lecz tego, czy ocali ona jego zdrowie psychiczne. Jej cel to uczynienie życia bardziej ludzkim. Uważam, ż e moż na udowodnić , iżpsychologia czyni w tym kierunku znacznie mniej, niż siępowszechnie są dzi, natomiast chrześ cijaństwo — znacznie wię cej. Strona 13 ROZDZIAŁII W dobrej wierze Czy psychologowie wiedzą , jak nam pomóc? Klę ska wiary psychologicznej Badania i zdrowy rozsą dek li oddamy samochód do naprawy, a następnie stwierdzimy, ż Jeś e nie tylko dalej nie jeździ tak, jak powinien, lecz pojawił y sięw nim dodatkowe usterki — skł oni to nas do rozmaitych podejrzeń. Jeś li sytuacja bę dzie siępowtarzać, zrezygnujemy z usł ug danego warsztatu. Nie musimy od razu podejrzewaćmechanika o to, że postę puje nieetycznie. Moż emy go uważaćza uczciwego czł owieka. Niemniej jednak zaczniemy sięzastanawiać nad jego kompetencjami. Nie mamy równieżpowodu nie wierzyćw szczere chęci wł ożone w pracęzawodowych psychologów i specjalistów w dziedzinie nauk społ ecznych. Wię ćfachowców, kszoś którzy w społ eczeństwie psychologicznym peł niąrolęprzewodników, dział a w dobrej ćjeszcze dalej i powiedzieć, ż wierze. Możemy pójś e wielu z nich to ludzie oddani i peł ni poś wię cenia. Psychologowie i psychoterapeuci często okazujątroskęi zainteresowanie, których zdesperowane jednostki na próż no szukajągdzie indziej. A celem wię kszoś ci badańpsychologicznych jest definitywne ulepszenie rodzaju ludzkiego. Mogąjednak istniećpowody pozwalają ce kwestionowaćkompetencje psychologicznych ćniesienia pomocy nie gwarantuje uzyskania poż doradców. Chę ądanych efektów. Niekiedy, jak z ironiązauważyłHenry D. Thoreau, efekty te sąodwrotne do zamierzonych. „Gdybym byłprzekonany, ż owiek zmierza do mnie w ś e jakiśczł wia- domym celu czynienia mi dobrze, uciekł bym co siłw nogach". CZY PSYCHOLOGOWIE WIEDZĄ, JAK NAM POMÓC? Fakt, ż e psychologowie próbująnam pomóc, czę sto nie pozwala nam zapytać , czy oni , jak to sięrobi. Uważamy, ż wiedzą e kogoś , kto próbuje nam pomóc, nie wypada pytać, czy wie, co robi. Oczywiś cie, nie tylko dobre obyczaje powstrzymująnas przed kwestio- nowaniem psychologii. Także zaufanie — takie zaufanie, które każ ,ż e nam wierzyć e nauczyciele w szkole robiąto, co jest dla naszych dzieci najlepsze. Albo takie zaufanie, ki któremu wiemy, ż dzię e czł owiek w sutannie nie pobije nas na ulicy ani nie ukradnie nam portfela. Mimo to powinniś my pytać, czy psychologowie rzeczywiś cie wiedzą , w jaki na pomóc innym ludziom. Wiele badańwskazuje na to, że psychologia jest sposób moż o skuteczna. Istniejąteżdowody prowadzące do wniosku, że psychologia jest wrę mał cz Strona 14 szkodliwa. Pierwsza oznaka tego, ż e psychologia moż e byćnieskuteczna pojawił a sięw 1952 roku, ,ż kiedy to Hans Eysenck z Instytutu Psychiatrii Uniwersytetu Londyńskiego odkrył e osoby neurotyczne nie poddane terapii majątakie same szansęwyzdrowienia jak te, które . Stwierdziłon, że psychoterapia nie przynosi lepszych skutków niż z terapii korzystają zwykł y upł yw czasu. Dodatkowe badania przeprowadzone przez innych naukowców dał y podobne wyniki. Następnie dr Eugene Levitt ze Szkoł y Medycyny Uniwersytetu stanu , że dzieci z zaburzeniami, nie poddane leczeniu wracajądo zdrowia tak Indiana stwierdził samo szybko jak dzieci z zaburzeniami, które sąleczone. Problem ten ujawnił y takż e wyniki obszernych badańnad mł ąw Cambridge-Somerville. Prowadzą odzież cy badania odkryli, że mł odociani przestę pcy, nie korzystają cy z poradnictwa, wchodząw konflikt z prawem rzadziej niżci, którzy takąpomoc otrzymują y, że . Inne badania wykazał niewykwalifikowani laicy potrafiąleczyćpacjentów nie gorzej niżpsychiatrzy czy psy- y, że chologowie kliniczni. Z kolei badania przeprowadzone w Rosen-ham pokazał personel szpitali psychiatrycznych nie potrafi nawet odróżnićludzi normalnych od ludzi z gnąćjeszcze dalej. Jest ona doś prawdziwymi zaburzeniami. Można by tęlistęcią ćdł uga. ,ż Mam jednak nadzieję e wystarczy to, by móc stwierdzić, ż e kiedy psychologowie usił ują nam pomóc, nieszczególnie im to wychodzi. WARTOŚCI PROPONOWANE PRZEZ PSYCHOLOGIE I WARTOŚCI TRADYCYJNE Jest jeszcze jedna kwestia, zarzut bardziej poważ ny. Psychologia oraz inne nauki społ eczne mogąprzynosićprawdziwąszkodęnaszemu społ eczeństwu. Nie chodzi o to, co robi ten lub tamten psychoterapeuta. Może on akurat byćdla swoich klientów prawdziwym darem niebios. Chodzi o to, że na wię ksząskalęwartoś ci proponowane przez psychologięobeszł ćbezceremonialnie z wartoś y siędoś ciami tradycyjnymi. Nie bez powodu moż dzić, ż na są e nowe wartoś ci mająw sobie cośniszczą cego. Nie trzeba byćwielkim uczonym, aby to zauważyć . Prawdępowiedziawszy, erudycja czę sto jest przeszkodąuniemoż liwiającązrozumienie tego, co sięnaprawdędzieje. Jest bardzo prawdopodobne, ż e gdy ze społ eczeństwem dzieje sięcośniedobrego, przecię tny rodzic lub robotnik z fabryki prę dzej sięzorientuje, o co chodzi niżprofesor uniwersytetu. Obecnie wielu rodziców ma poczucie, że znajdująsięoni w sytuacji obserwatorów spoglą dają aiś cych bezradnie na to, jak szkoł rodki masowego przekazu karmiąich dzieci obcymi im wartoś ciami. Dawne opowieś ci o wróżkach i czarownicach podmieniają cych w nocy dzieci wydająsiędziwnie aktualne. ćjaskrawy przykł Doś ad takiego procederu pochodzi ze Szwecji, z kraju, w którym Strona 15 psychoterapia jest najbardziej popularna na ś wiecie, gdzie uchwalono ustawęzakazującą rodzicom dawaćdzieciom klapsa. Co więcej, kryminalnym przestę pstwem jest straszenie, ostracyzm, wyś miewanie lub jakiekolwiek inne „psychologiczne znęcanie się " nad dzieckiem. Przypuszczalnie oznacza to, że rodzicom nie wolno jużpodnieś ćgł osu na wł aćich do kąta. Brak jednak dowodów na to, ż asne dzieci, ani wysł e wskutek tego oś a. Wszystko wskazuje na to, ż wiecenia melancholia Szwedów choćodrobinęzmalał e uczucie znudzenia i niepokoju u mł odych Szwedów jest wię ksze niżkiedykolwiek. KLĘSKA WIARY PSYCHOLOGICZNEJ W ogóle nie jest jasne, czy psychologiczny establishment, bez wzglę du na to, jak dobrymi intencjami siękieruje i jak mił e wywiera wraż enie, wie, w jaki sposób moż na czł owiekowi pomóc. Zewszą d dochodząniepokoją ce sygnał ce na to, że wiara ta sięnie y, wskazują sprawdza. Pomimo stworzenia prawdziwej armii psychiatrów, psychologów, psychometrów, doradców i pracowników opieki społ ecznej, nie zmniejszył a sięliczba zachorowańna choroby psychiczne, samobójstw, przypadków alkoholizmu, narkomanii, znęcania sięnad dziećmi, rozwodów, morderstw itp. Wbrew temu, czego moż na by oczekiwaćw społ ę eczeństwie, które tak starannie analizująi którym tak dogłbnie zajmują sięeksperci w dziedzinie zdrowia psychicznego, mamy do czynienia ze wzrostem w ,ż każdej z tych kategorii. Czasami wydaje się e istnieje bezpoś ćpomię rednia zależnoś dzy rosnącąliczbąosób, niosą cych pomoc a rosnącąliczbątych, którzy pomocy potrzebują. Im wię ś cej mamy psychologów, tym częciej cierpimy na choroby psychiczne; im wię cej pracowników opieki społ ecznej oraz opiekunów, zajmujących sięwarunkowo zwolnionymi przestę pcami, tym wyż sza przestę ć pczoś; im więcej nauczycieli, tym wię ksza niewiedza. Wszystko to musi zastanawiać. Mówiąc otwarcie, wygląda to podejrzanie. Zmuszeni jesteś ćpod uwagętakąewentualnoś my wzią ć, że oto psychologia oraz pokrewne profesje usił ująrozwiązywaćproblemy, do powstania których same sięprzyczynił y. Psycho- logowie rozbudzajądo niewiarygodnych rozmiarów ludzkie nadzieje na osią gnię cie w tym ż ś yciu szczę niej udzielaćporad w kwestiach kryzysu wieku ś cia po to, by póź redniego oraz umierania. Psychologowie z zaabsorbowania wł asnąosobączyniącnotępo to, by póź niej dziwićsięzwię kszonąliczbąprzypadków narcyzmu. Psychologowie pouczają dy, ż są e nie ma czegośtakiego, jak zł e dziecko czy nawet zł y dorosł y tylko po to, aby póź niej formuł owaćteorie w celu wytł umaczenia wzrostu przestę pczoś ci. Psychologowie zi ż zrywająwię ycia rodzinnego, aby później prowadzićterapie dla rozbitych rodzin. OCZEKIWANIA I REZULTATY Istnieje zbyt wiele róż nych „jeś li", „i" oraz „ale", by móc udowodnićistnienie zwią zku Strona 16 przyczynowego pomiędzy wzrostem znaczenia psychologii, a osł abieniem więzi społ ecznych. Z pewnoś ciąjednak dowody sąna tyle wystarczające, by móc podaćw ćtwierdzenie o pożytkach pł wątpliwoś cych z psychologii. Spodziewamy się, ż yną ew dziedzinach, w których fachowcy rzeczywiś cie wiedzą , co czynią, bę dzie to wyraźnie widoczne. Dokł adnie wyjaś nia to brytyjski socjolog, Stanislav Andreski, porównują c a on, że jeś psychologięi socjologięz innymi profesjami. Zauważ li dana profesja oparta jest na dobrze ugruntowanej wiedzy, to powinien istniećzwią zek pomię dzy liczbąosób uprawiają cych dany zawód a osią gniętymi rezultatami: Zatem w kraju, posiadają ćusł cym mnóstwo inżynierów telekomunikacji, dostępnoś ug telefonicznych będzie zwykle wyższa niżw kraju, który posiada niewielkąliczbętego typu specjalistów. W krajach lub regionach gniarek ś o dużej liczbie lekarzy i pielę ćbę miertelnoś ądo dzie niższa niżtam, gdzie zawody te należ rzadkoś ci. Prowadzenie rachunków finansowych bę dzie sprawniejsze i bardziej powszechne w krajach posiadających wielu wykwalifikowanych księgowych niżtam, gdzie sąoni nieliczni. A jakie korzyś ci pł ynąz psychologii i socjologii? Prof. Andreski mówi dalej: Powinno sięwięc okazać, ż e w krajach, regionach, instytucjach lub sektorach, w których szeroko korzysta sięz usł ug psychologów, rodziny sąbardziej trwał e; wię zy pomię ż dzy małonkami, rodzeństwem, rodzicami i dzieć mi sąsilniejsze i bardziej serdeczne, stosunki w pracy sąbardziej harmonijne, traktowanie korzystających z pomocy jest lepsze; wandali, przestę pców i narkomanów jest mniej niżw miejscach lub ś rodowiskach, które nie korzystająz umiejętnoś ci psychologów. Na tej podstawie moglibyś ćdo my dojś wniosku, ż e tym bł ogosł cie Stany Zjednoczone; i że w coraz awionym krajem zgody i pokoju sąoczywiś wię kszym stopniu stawał y siętakie w ciągu ostatnich dwudziestu pię ciu lat, w miaręjak rosł a liczba socjologów, psychologów i politologów. Tak sięjednak nie stał ,ż o. Wręcz przeciwnie, wydaje się e jest coraz gorzej. Ulice są odzi ludzie odbierająsobie ż niebezpieczne. Rodziny sąw rozsypce. Mł ycie. A gdy społ eczeństwo psychologiczne usił uje sięz tymi problemami uporać, często zdaje sieje ę tylko pogłbiać . Na przykł ad, otwieraniu w miastach oś rodków zapobiegania żeńskie nierzadko samobójstwom towarzyszy wzrost liczby samobójstw. Poradnictwo mał doprowadza do rozwodu. A dzię ki trzeź ci widzimy, ż wej obserwacji rzeczywistoś e wprowadzenie na szerokąskalępublicznej edukacji seksualnej nie zdoł ało, choćby w najmniejszym stopniu, powstrzymaćwzrostu liczby przypadków niechcianej ciąż y, rozwią zł ci i chorób wenerycznych. Istniejąraczej dowody, ż oś e tego rodzaju inicjatywy życia seksualnego i zwią skutkująprzedwczesnym podejmowaniem współ zanymi z tym problemami. Strona 17 Trudno oprzećsiętwierdzeniu, że przepisane lekarstwo moż e byćprzyczynąchoroby. my zauważyli, że kiedy tylko przyjeżdż Andreski pisze: „Gdybyś ająstrażacy, pł omienie stająsięwię ksze, pewnie zaczę libyś my sięzastanawiać , co takiego lejąna ogień— czy czasami to nie jest oliwa". BADANIA I ZDROWY ROZSĄDEK Tu potrzebna jest przestroga. Pomimo istnienia silnych argumentów przemawiają cych przeciwko psychologii, nie chcę , aby wyglą o na to, że porażka psychologii został dał a niezbicie dowiedziona. Opieranie sięna statystykach zawsze wiąż e sięz pewnymi problemami. To, że dwie rzeczy wystę pująrazem nie dowodzi jeszcze, że jedna z nich jest przyczynądrugiej. Jeś li wzrostowi przestę pczoś ci akurat towarzyszy wzrost na gieł dzie, emy na tej podstawie wnioskować, ż nie moż e wzrost na rynku jest przyczynąprzestępstw. Moż , że rozwój psychologii i odpowiadają na sobie wyobrazić ce mu nasilenie się problemów społ ecznych to tylko zbieg okolicznoś ,ż ci. Można nawet twierdzić e problemy te był yby znacznie poważ niejsze, gdyby nie pomoc ze strony psychologii. Moż na wreszcie przyjąćdo wiadomoś ci dotychczasowe poraż ,ż ki, lecz mimo to twierdzić e podstawowe idee sąsł li ź uszne, nawet jeś le wprowadzono je w życie. Moim zdaniem, sytuacja stanie sięo wiele prostsza, gdy idee te skonfrontujemy z naszymi doś wiadczeniami lub poczuciem zdrowego rozsą dku. Weź my na przykł ad dwie uparcie gł d, ż oszone tezy psychologii popularnej: poglą e odgrywanie ról krę d, że dawanie upustu wł puje autoekspresjęoraz poglą asnej zł ości dobrze nam robi. Jeś li choćprzez chwilęzastanowimy sięnad którymkolwiek z tych twierdzeń, znajdziemy bardzo wiele przypadków ś cych o tym, ż wiadczą e jest dokł adnie na odwrót. ćmy na przykł Przypuś ad, ż e w szkole podstawowej nauczycielka czyta swojej klasie ć opowiadanie. Przypuś , że historia ta jest bardzo sugestywna, peł my też na emocji i ćmy teraz, że nauczycielka jest tak wzruszona, że chce jej się szlachetnych uczuć. Przypuś pł akać ć . Czy powinna ulec swym emocjom? Czy może sobie pozwolićna to, by wybuchną szlochem? W tym momencie wł aśnie to był oby rzecząnajbardziej „naturalną". Są dzę jednak, ż e wszyscy zgodzimy sięco do tego, iżlepiej był ł oby, gdyby kobieta wzięa sięw ći kontynuował garś a opowiadanie, starają c sięnadaćmu jak najbardziej dramatyczny wyraz. W przeciwnym wypadku uczniowie straciliby to, co w opowiadaniu jest najcenniejsze. W końcu nauczycielka jużje czytał a, przyszł a zatem pora, by uczniowie ęoddział mogli poznaćjego sił ywania. Teraz niech o n i pł aczą . Mał o tego, niech ronią ce ł gorą zy, lecz nie stawiajmy ich w niejasnej i kł opotliwej sytuacji, kiedy musieliby ąosobę, nie potrafiącąwł pocieszaćdorosł aściwie odegraćswojej roli. Strona 18 Czy odgrywanie ról utrudnia autoekspresję ? Może czasami tak. Czasami jednak autoekspresja moż ę e przeszkadzaćgłbszej, silniejszej ekspresji. A w takich wypadkach dobre odgrywanie naszych ról jest najbardziej ludzkąi autentyczną rzeczą , jakąmoż emy zrobić. Jeś li chodzi o pogląd, jakoby ujawnianie gniewu był o uwalnianiem sięod niego, pomyś lmy o znanych nam osobach, które najł atwiej ulegajązł ości. Czyżnie jest zwykle tak, że ich wrogoś ćnajzwyczajniej narasta? Wyrażanie wrogoś na ł ci, jak moż atwo zaob- serwować, często utrwala i wzmaga gniew. Sami psychologowie dochodząobecnie do takiego przekonania. Wydana niedawno żka, poś ksią wię cona zł ości, kończy sięstwierdzeniem, że wył adowywanie sięjest dla nas ż na ogółszkodliwe. Ksiąka peł na jest naukowych dowodów na poparcie owej tezy. Lecz dzićżycie, czekając na naukowy werdykt dotyczą czy mamy spę cy tego, co i tak widać goł ym okiem? Przed nami rozdział , w którym bę dziemy mogli przyjrzećsięjednemu z bardziej popularnych współ ć czesnych poję, analizują c je z punktu widzenia zarówno wiary, jak i zdrowego rozsą dku. Strona 19 ROZDZIAŁIII Poczucie wł asnej wartoś ci Z czego byćzadowolonym? Sł aboś ćstanowiska psychologicznego Obsesja na punkcie samego siebie „Waż ne, by lubićsiebie samego". „Jeś li nie polubisz sam siebie, nikt inny cię opot Jimmy'ego polega na tym, ż nie polubi". „Kł e ma o sobie zł e mniemanie". Ile razy sł yszeliś my takie wł aśnie lub podobne frazesy? Gotów jest je wypowiedziećzarówno taksówkarz, jak i nauczyciel, hydraulik, jak i psycholog. Mał my ś o tego, wszyscy jesteś cie przekonani, że poczucie wł wię asnej wartoś ci to klucz do rozwią zania wszelkich problemów. Lubienie samego siebie stał o siędla nas niemal pierwszorzędnązasadą. Wydaje ę sięono równie oczywiste jak zdanie: ...niebo jest błkitne". Nikt nie jest skł onny go kwestionować . Psychologia, rzecz jasna, nie wymyś lił a tego poję cia, choć wykorzystał , ż a je do swoich potrzeb. Można by powiedzieć e jest ono „dobrą nowiną " psychologicznej ewangelii. Kiedy wię c poddajękrytyce poję cie poczucia wł asnej wartoś ci, czynięto z pewnym lękiem. To tak, jakby krytykowaćtwierdzenie: „dzieci sąrozkoszne". Niemniej poję ciu temu trzeba sięnaprawdęuważnie przyjrzeć , ponieważidee, podobnie jak zastawa stoł owa, zwykle występująw kompletach, a niektóre z poglą dów, towarzyszą cych wierze w poczucie wł asnej wartoś ci, nie sąażtak urocze jak malutkie dzieci. Na przykł żkowe poradniki najczę ad, ksią ściej rozpoczynająsięod propozycji, my pokochali samych siebie, zaraz jednak informująnas, że nie jesteś byś my odpowiedzialni za innych ludzi, i że nie powinniś my marnowaćczasu, starając się sprostać oczekiwaniom innych. Wię ć z nas wie również kszoś , ż e „bycie zadowolonym z siebie" stanowi czasami wygodne usprawiedliwienie egocentrycznego czy wrę cz samolubnego postę powania. Mówimy: „Nie bę dę dobry dla innych, jeś li nie bę dędobry dla siebie", po czym wysył amy naszego trzylatka do przedszkola na pięć dziesią t godzin tygodniowo lub się gamy do rodzinnej kasy, by móc spędzićdzieńna wyś cigach. Nasząreakcjęna pytanie: „Czy mamy lubićsamych siebie?", musi tonować zdrowy rozsądek. Odpowiedźpowinna brzmieć : „To zależ y" lub „W jakich Strona 20 ciach?" Rozumiem, ż okolicznoś e każdy z nas chciał by byćś wiadkiem tego, jak nie tolerują ca wł asnej osoby, martwią ćnastolatka zaczyna ca sięo swąpopularnoś nabieraćswobody i akceptowaćsamąsiebie. Podstawowąkwestiąjest, jak przy- puszczam to, czy nadal ma byćz siebie zadowolona, jeś li rozsiewa zł ośliwe plotki lub z okrucieństwem manipuluje innymi ludźmi po to, by polepszyćswoją pozycjęw towarzystwie. Innymi sł owy: czy mamy lubićsiebie samych bez wzglę du na to, jak postę pujemy? NA CZYM POLEGA ODMIENNOŚĆSTANOWISKA CHRZEŚCIJAŃSKIEGO , jakiej na to pytanie udziela psychologia, jest taka, że jeś Otóżodpowiedź li szczerze polubimy samych siebie, to cał a reszta nie bę dzie nam grozić— przynajmniej nie ażw takim stopniu. Zgodnie z tym poglądem, osoby mają ce poczucie wł asnej wartoś niania rzeczy ci nie odczuwają potrzeby popeł odraż ają cych lub zł , że w tym wł ych. Proszęzwrócićuwagę aśnie miejscu rozchodząsiędrogi chrześ cijanin powie, ż cijaństwa i psychologii. Chrześ e ludzie nadal bę dąźle postę pować , ponieważnatura ludzka jest wypaczona, natomiast fakt, że ktoślubi samego siebie, wypaczenia tego nie eliminuje. Jednak teoria owieka; stoi na stanowisku, ż psychologii nie bierze pod uwagęupadku czł e nie ma czegośtakiego, jak zł e skł onnoś ci. W konsekwencji nie ma powodu, byś my nie mogli zaakceptowaćsiebie takimi, jakimi jesteś my. Pomimo ż e, jak mówię , jest to przedmiotem konfliktu pomię dzy chrześ cijaństwem a psychologią , niektórzy chrześ cijanie nie patrząna to w ten sposób, ponieważ — na pierwszy rzut oka — stanowiska psychologii i chrześ cijaństwa zdająsiębyćze sobązgodne. Chrześ cijaństwo teżnam każ e kochaćsiebie samych, lecz z cał kiem innego powodu: ponieważBóg nas kocha. Dobro i doskonał ośćskupiająsięw nas nie tylko za nasząsprawą . Przedstawiamy ć sobąnieskończonąwartoś, ponieważjesteś my oczkiem w gł owie Pana Boga, który kocha nas tak, jak matka kocha swoje dziecko. Choćpewnie bardziej precyzyjne bę dzie stwierdzenie: „który kocha nas tak, jak matka kocha swoje niesforne dziecko", ponieważw takim wypadku mił ość wymagaćbę dzie odpowiednich korekt. O tym wł aśnie nie pamiętająniektórzy chrześ cijanie. Dostrzegają oni tylko podobieństwa: I chrześ cijaństwo, i ,ż psychologia twierdzą ć. Stą e stanowimy wielkąwartoś d wycią gająoni wniosek, ż e, wsł uchują c sięw bardziej aktualne spostrzeżenia psychologii, dotyczą ce