Józefowicz Adam - Gwiezdna dziewczyna
Szczegóły |
Tytuł |
Józefowicz Adam - Gwiezdna dziewczyna |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Józefowicz Adam - Gwiezdna dziewczyna PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Józefowicz Adam - Gwiezdna dziewczyna PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Józefowicz Adam - Gwiezdna dziewczyna - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Adam Józefowicz
Gwiezdna dziewczyna
1
Tego dnia jak zwykle po pracy wracałem do domu. Swoją drogę przebywałem
pieszo, bo Instytut biochemii odległy był od mojego domu jakieś piętnaście minut
drogi. Rano świeciło słońce. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Był piękny
letni dzień. Teraz lało no może z tym laniem to lekka przesada, więc by za
bardzo nie mijać się z prawdą po prostu padało dość mocno. Dzień nie był zbyt
uciążliwy. Profesor Koret polecił mi wykonanie kilku prostych analiz
potwierdzających poprzednie badania i założenia jakiejś większej pracy, o której
jako zwykły analityk nie musiałem mieć większego pojęcia. Moje czynności w sumie
zajęły mi nie wiele więcej niż cztery godziny. Potem praktycznie się nudziłem.
Do domu wracałem w dość dobrym nastroju mimo, że trochę już przemokłem.
Skręciłem w ulicę graniczącą z parkiem. Jej chodnik był właściwie wyłożoną
tartanem alejką parkową. Co kilkadziesiąt metrów przy chodniku stały ławeczki.
Wtedy zobaczyłem ją . Była średniego wzrostu, szczupła choć bardzo
proporcjonalnie zbudowana o włosach prostych, długich, czarnych, sięgających
prawie do pasa. Jej uroda nie była czymś nadzwyczajnym, nie porażała pięknem
czy uwodzicielską kokieterią. Była jakaś taka wymodelowana, wyjątkowo poprawna.
Kiedy się do niej zbliżyłem jeszcze jedno uderzyło mnie na pierwszy rzut oka.
Niesamowity spokój bijący od dziewczyny. Siedziała ubrana w lekką, lśniącą
turkusową sukienkę z krótkimi rękawami. Delikatnie uśmiechnięta jakby
zażenowana. Nie zwracała uwagi ani na deszcz, ani na podmuchy wiatru, ani na
mijających ją trochę zdziwionych przechodniów.
Dziewczynę mijałem o jakieś pół metra i wtedy wyczułem od niej zapach
delikatnych perfum. Były to niesamowite, bardzo dziwne, egzotyczne perfumy.
Takiego zapachu nigdy dotąd jeszcze nie spotkałem. Był na tyle
charakterystyczny, że zwrócił moją uwagę. Pod wpływem tych dziwacznych perfum
zakręciło mi się nawet lekko w głowie. Mijając dziewczynę zauważyłem, że jej
turkusowa sukienka zmienia kolor. staje się bardziej żółta. a następnie
pomarańczowa. Zatrzymałem się w pewnej odległości od dziewczyny jakieś
pięćdziesiąt może sześćdziesiąt metrów. Sukienka w tym momencie przeszła w
żółto-zielony kolor. Zacząłem zbliżać się do ławki.. Sukienka stała się
turkusowa. Znów minąłem dziewczynę i znów żółty przechodzący w pomarańcz.
Niesamowite!
Zjawisko dooplera przy tak małych różnicach prędkości? O co tu chodzi? Kim ona
jest i co tu robi?
Te i inne pytania zaczęły cisnąć mi się do głowy. Podejdę do niej i zapytam po
prostu. Może nie potraktuje mnie jak intruza. Nie wygląda na zbyt pewną siebie,
zarozumiałą kokietkę. Trochę jednak przestraszyłem się swojego zuchwałego
pomysłu. Z kobietami jakoś nigdy nie umiałem rozmawiać. Zawsze mnie
onieśmielały. Tym razem było tak samo, ale ciekawość zwyciężyła. Jeszcze jeden
zwrot i po chwili stanąłem przed dziewczyną
- Przepraszam powiedz jakiego koloru jest twoja sukienka? - wyrzuciłem z siebie
jednym tchem czując jednocześnie jak zaczynają mnie palić czubki uszu.
Dziewczyna bardzo powoli podniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej ciemne bardzo
ciepłe oczy miały w sobie jakiś dziwny wyraz. Chwilę milczała jakby
zastanawiając się nad czymś po czym z lekkim uśmiechem odpowiedziała.
- A jaki kolor widziałeś?
- Kilka kolorów.
- Więc jest chyba wielobarwna.
- No nie Ona zmienia barwy raz jest turkusowa raz... - no chyba sama wiesz o co
tu chodzi. to przecież niemożliwe. A tak w ogóle to przepraszam. Podszedłem do
ciebie nawet się nie przedstawiłem, ale wiesz to co zobaczyłem .Jarek jestem.
Jarosław Skorski.
- Akenaris - Dziewczyna wyciągnęła rękę w moim kierunku
- I co takiego widziałeś? - zapytała
- Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem takiego imienia. Wiesz wybacz, że to
mówię, ale ty jesteś bardzo zagadkowa. Twoje imię, barwa sukni czy te twoje
perfumy. Wiem, że nie powinienem tego wszystkiego mówić, ale to jest jakieś
takie niesamowite.
- Czy naprawdę tak się rzucam w oczy?
- Myślę, że jednak tak.
Dziewczyna chwilę trwała w bezruchu po czym powoli, ale dobitnie powiedziała:
- Wydaje mi się, że chyba uległeś jakiejś halucynacji. Pytałeś o kolor mojej
sukienki. Jaki widzisz?
- Teraz kiedy przed tobą stoję jest żółto-zielona.
- Doskonale zrób mały spacerek w prawo i w lewo i sprawdź czy sukienka zmienia
kolor. Stałem niezdecydowany.
- No idź zachęciła mnie jeszcze raz.
- Poszedłem prosto przed siebie. Spojrzałem na Akenaris. Sukienka nie zmieniła
koloru. Odwróciłem się w kierunku dziewczyny i podszedłem do ławki. Nic.
Wszystko bez zmian. Teraz dopiero naprawdę poczułem, że zaczynam się czerwienić.
Ładnie wyglądam kiepski sposób podrywania a może wzięła mnie za wariatuńcia.
- Tak masz rację bąknąłem pod nosem zupełnie już zbity z tropu.
- Nie martw się - powiedziała Akenaris - czasem wyobraźnia płata nam różne figle
Zresztą może to nie tylko wyobraźnia?
- Co masz na myśli?
- Wiesz czasem niektórych zjawisk tak po prostu nie da się wyjaśnić. Nie
wszystko jesteśmy w stanie pojąć. Świat jest wielki i tajemniczy. Czy ktoś
potrafi ogarnąć to wszystko swoim rozumem. - Dziewczyna nie traktowała mnie jak
czubka. Ona starała się usprawiedliwić mnie przed samym sobą. Wiedziała chyba
dobrze o co chodzi, ale z jakichś powodów nie chciała mówić. Dlaczego właściwie
miała by coś mówić obcemu facetowi, który raptem pyta ją o kolor sukni. To chyba
od samego początku nie miało sensu, ale spróbowałem jeszcze podtrzymać
konwersację.
- Deszcz ci nie przeszkadza? Siedzisz na tej ławce i mokniesz-
- A ty chodzisz po tym samym deszczu i jakoś nikt się temu nie dziwi. Ci ludzie
na chodnikach krążący to w jedną to w drugą stronę też mokną.
- Ja wracam z pracy do domu i muszę tędy przejść, ale do głowy by mi nie
przyszło, by ot tak sobie siedzieć na parkowej ławce po to tylko aby moknąć.
- Czy naprawdę pewny jesteś, że "po to tylko, żeby moknąć"? - Ta rozmowa
Właściwie do niczego nie prowadziła. Akenaris cierpliwie odpowiadała na moje
pytania chociaż odpowiadać wcale nie musiała. Z drugiej strony jej odpowiedzi
niczego nie wyjaśniały. Traktowała mnie trochę jak cierpliwa nauczycielka
tłumacząca uczniowi jakąś trudną kwestię. Tłumaczyła bardzo niedokładnie, ale na
tyle prostym językiem, by uczeń mógł choć trochę zrozumieć temat. Była na pewno
dziwna i tajemnicza, ale co się pod tym kryło tego niestety nie wiedziałem.
Zapanowało milczenie. Każde z nas zajęte było swoimi myślami. O czym myślała
Akenaris? - to kolejna zagadka, ale chyba coś ją zaczęło dręczyć, bo stała się
dziwnie niespokojna. Zaczęła się rozglądać. Po chwili uspokoiła się i znów
odezwała się do mnie swoim spokojnym i opanowanym głosem.
- Posłuchaj mam do ciebie prośbę. Ja muszę tu jeszcze chwilę zostać. Nie mogę
opuścić tego miejsca, ale bardzo potrzebna jest mi w tej chwili bateria taka jak
do zegarka czy możesz przynieść mi ją z kiosku. O ile się nie mylę najbliższy...
- Wiem gdzie jest najbliższy kiosk to zaraz za zakrętem za tym wieżowcem. Zaraz
będę z powrotem. - ruszyłem w stronę kiosku.
- Zaczekaj a pieniądze!
- Mam przy sobie. Rozliczymy się później.
- Nie! Zaczekaj! Weź teraz.
- Jaka to w końcu różnica. - Zatrzymałem się.
- Dla mnie jest.
- Dobrze - wzruszyłem ramionami i podszedłem do dziewczyny. Podała mi monetę i
opuściła głowę w dół.
- Za chwilę będę. - odwróciłem się i ruszyłem w stronę kiosku. Akenaris nie
odezwała się już ani słowem. Ulica za zakrętem była bardziej ruchliwa. Zgiełk
samochodów, przechodnie potrącający się wzajemnie. Przed kioskiem stała
niewielka kolejka ludzi kupujących gazety i papierosy. Po dwóch minutach
dostałem baterię i udałem się w powrotną drogę. Minąłem skrzyżowanie i wszedłem
na parkową alejkę. Spojrzałem przed siebie. Ławka, na której kilka minut temu
siedziała dziwna dziewczyna była pusta. Akenaris odeszła tak po prostu bez
słowa. Dlaczego nie powiedziała bym sobie poszedł? Czemu uciekła się do takiego
wybiegu? Przecież to dziecinada. Ta dziewczyna tak naprawdę chyba sama nie
wiedziała o co jej chodzi. No cóż bywają i takie egzemplarze. To prawda byłem
zły. Była ładną zagadkową dziewczyną. Chciałem ją jeszcze zobaczyć, porozmawiać
z nią, dowiedzieć się czegoś o niej, ale znikła tak bez słowa. Trudno trzeba
wracać do mojej samotnej nory. Może w telewizorze będzie jakiś program.
2
Chmury rozrzedziły się nieco. Zachodni horyzont jaśniał jeszcze, ale
słońce już zaszło. Siedziałem przed ekranem telewizora pstrykając bezmyślnie
pilotem. Sto kanałów i sto razy nic. Krew, Przemoc, gwałt, narkotyki, gwałt,
gwałt, krew i znowu przemoc i tak każdego dnia. Zegar tykał na ścianie. Tyka tak
już od trzech lat. Od czasu śmierci ojca, kiedy zaszyłem się w tej betonowej
klatce. Wyjechałem z domu ze wsi pod Lublinem bo dostałem pracę we Wrocławskim
instytucie. Pomogła mi w tym Anka - koleżanka ze szkolnej ławy. Na emeryturę
odchodził dziadek Władek jak nazywano starszego analityka. Był kierownikiem
pracowni analitycznej instytutu biochemii Polskiej Akademii nauk a właściwie
jego warszawskiej filii. Na jego miejsce wskoczył doktor Koguciński, z którym
Anka miała dobre układy. Oczywiście nie zastanawiałem się ani przez chwilę. W
czasie kiedy bezrobocie jest tak duże, każda praca to dar od samego Boga. Ance
jestem wdzięczny, bo zrobiła dla mnie dużo, Teraz jednak nie wiem - czy aż tyle,
czy tylko tyle, bo od tej pory właśnie pędzę życie pustelnicze. Sprzedaliśmy z
Magdą moją siostrą odziedziczone po rodzicach podupadające gospodarstwo rolne,
które prowadziliśmy wspólnie. Ona
wyjechała wraz z mężem do Kanady. Mieszka teraz jakieś 80 kilometrów od
Toronto. Ja za swoją działkę ze sprzedaży gospodarstwa kupiłem m 4 we
Wrocławiu licząc na to, że kiedyś kiedyś będzie to moje gniazdko rodzinne. Życie
jednak rządzi się swoimi zasadami. Moje gniazdko stało się moim utrapieniem.
Coś, co miało być oazą ciepła miłości i spokoju stało się ostoją chłodu, pustki
i samotności. Krąg moich znajomych we Wrocławiu ograniczony był do zaledwie
kilku osób ściśle związanych z pracą. Anka, Kaśka i Wojtek - laboranci
analitycy. Takie same pionki jak ja. Kierownik pracowni- doktor Koguciński oraz
człowiek widmo czyli postrach laboratorium profesor Koryt.. Niezły człowiek ale
dziwak i ekscentryk jakich dość dużo w środowisku naukowym. Najbliżej byłem z
Wojtkiem. Samotnik prawie taki jak ja. Prawie, bo w przeciwieństwie do mnie
bardzo lubił towarzystwo panienek i pod tym względem był raczej dość
niewybredny. Wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka jak sam był zwykł
mawiać. Spotykaliśmy się czasem w wolnych chwilach czyli wtedy, kiedy Wojtek
akurat rozstał się ze swoją wielką miłością, ale jeszcze tak naprawdę nie
wiedział czy następna będzie Mariolka czy ruda Iwonka, bo obie były całkiem
całkiem. W takie dni spotykaliśmy się u mnie, albo u niego, albo w knajpce tej,
w której klezmer pogrywał na białym salonowym fortepianie mało wyszukane kawałki
pod kotleta. Takie wieczory należały jednak do rzadkości. Wojtek przeważnie był
zakochany więc "wybacz Jarek, ale".. Nie umiałem go zrozumieć. Byłem chyba
niepoprawnym idealistą wierzącym w prawdziwą, wielką romantyczną miłość. Kobiety
traktowałem poważnie. Nie mogłem zrozumieć jak mogą służyć tylko do zabawy.
Wojtek oczywiście pokpiwał ze mnie, ale mimo to traktował mnie z dużą dozą
sympatii, Anka i Kaśka były statecznymi mężatkami. Kaśka miała bardzo ładną małą
córeczkę. O jej wyczynach wiedziało całe laboratorium. Była szczęśliwą
uśmiechniętą zadowoloną z siebie kobietą. Anka była poważniejsza, bardziej
zamknięta w sobie. Nie wiele mówiła, ale na mój rozum jej życie małżeńskie do
sielankowych raczej nie należało. Bywało, że pod warstwą pudru dostrzec można
było jakiś siniak świadczący o ostrzejszej wymianie zdań. Anka nigdy nie
dopuszczała jednak do najmniejszych podejrzeń a dyskretne uwagi Kaśki tępiła w
sposób brutalny i bardzo ordynarny. Z czasem wiedzieliśmy już, że sprawy Anki -
to temat tabu Nikt nie ośmielał się wychylić. Doktor Koguciński oraz profesor
Koryt byli oczywiście poza moim towarzyskim zasięgiem.
Wyłączyłem telewizor. Kolejna paskudna noc czeka na mnie. Ciemność, cisza i
jakiś lęk przed samotnością. To samo co zawsze. Coś dzisiaj mogło się zmienić. -
Nie zmieniło się nic. Mogłem kogoś ciekawego poznać. - Nie poznałem nikogo.
Nikogo! A Akenaris? Przecież nawet nie wiem, gdzie mogę ją znaleźć, a jeśli
nawet - to po co? Przecież ona mnie zwyczajnie wykiwała. I po co to zrobiła?
Jaki to miało sens? Halucynacje? Skąd wiedziała, że mój ruch wpływa na zmianę
barwy przecież nic jej o zależnościach nie mówiłem, a ona kazała mi chodzić w
lewo i w prawo. Skąd wiedziała że tak to widziałem? A te jej uwagi "Wiesz czasem
niektórych zjawisk tak po prostu nie da się wyjaśnić. Nie wszystko jesteśmy w
stanie pojąć. Świat jest wielki i tajemniczy. Czy ktoś potrafi ogarnąć to
wszystko swoim rozumem."? Jakby na to nie patrzeć: coś co mogło być dla mnie
ważne - odeszło bezpowrotnie. Uświadomiłem sobie, że jedna z istot godnych
szacunku i uwielbienia po prostu zadrwiła ze mnie. Tak moja męska duma została
urażona. Może to jednak Wojtek ma rację. Zamiast kisić się w samotności czy nie
lepiej jest się po prostu zabawić. Przecież ja nawet nie muszę się wysilać. Duże
ładne mieszkanie zawsze mam wyłącznie do swojej dyspozycji. Mogę sprowadzić
sobie jakąś laleczkę choćby po to, żeby chociaż było do kogo zagadać. Kobiety to
istoty, które trudno zrozumieć. Wstałem z krzesła i podszedłem do apteczki.
Sięgnąłem po Oxazepam. Wziąłem dwie tabletki. Za kilkanaście minut wszystko
wróci do normy. Za godzinę zasnę a rano obudzę się z bólem głowy. Na ulicy
robiło się coraz ciszej. Tapczanu nie rozebrałem. Ostatnio prawie nigdy go nie
rozbieram. Położyłem się i bezmyślnie zacząłem wsłuchiwać się w odgłosy nocy.
Dobrze mi tak! Czego spodziewałem się po idiotycznie zawartej znajomości, że co?
Że rzuci mi się na szyję i zacznie wszystko o sobie opowiadać. Miała
przynajmniej tyle taktu, że mnie o nic nie wypytywała. Będę miał nauczkę, by nie
pchać palca między drzwi. Noże jeszcze uda mi się odmienić swoje życie? Może
jeszcze? Może...
3
Wczorajszą uciekinierkę zobaczyłem zaraz za zakrętem. Najwyraźniej czekała
na mnie, bo wzrok dziewczyny zwrócony był w moją stronę. Kiedy do niej
podszedłem wstała. O Akenaris nie myślałem dzisiaj. Nie było czasu. Rano jak
zwykle wstałem trochę za późno więc trzeba było się spieszyć. Potem praca. W
przerwach rozmowy o wszystkim i o niczym. Właściwie to ucieszyłem się z widoku
tajemniczej nieznajomej. Ona najwyraźniej też. Z jej twarzy znikało powoli
napięcie. Dzisiaj ubrana była w granatowy żakiet z czarnymi opalizującymi
plamkami. Ona chyba kochała się w niesamowitych strojach. Dzisiaj kolory jej
ubioru nie robiły głupich kawałów, ale te czarne plamki w promieniach
popołudniowego słońca mieniły się tysiącem barw.
- Witaj Jarek. Przepraszam za wczoraj, ale musiałam . Proszę nie pytaj dlaczego
w każdym razie nie teraz. - Te słowa najwyraźniej przyniosły jej ulgę.
Widziałem, że coś jest nie tak z jej nastrojem, że czegoś się wstydzi, może
czegoś boi, może nawet nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego co się z nią dzieje.
A jednak przyszła. Po co?
- Daj spokój. Zapomnijmy o tym. Może usiądziemy na ławeczce. Coś mi się wydaje,
że masz problemy. Ja tak naprawdę nie wiem jak mam z tobą rozmawiać, czy chcesz
rozmawiać, a może potrzebujesz pomocy.
- Siądźmy na chwilę i opowiedz mi coś o sobie. - zaproponowała nagle
- Jej propozycja trochę mnie zaskoczyła. Z drugiej jednak strony. Ja pytałem
wczoraj ona dzisiaj. Na pewno nie chce mówić o sobie, ale z jakiegoś powodu
zamierza utrzymywać nadal ze mną znajomość.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko to co chcesz i możesz powiedzieć.- zastanowiłem się co chcę
powiedzieć tej ładnej tajemniczej dziewczynie. Przecież nie powiem jej co
myślę, co czuję, nie powiem jej, ale słowa jakoś tak same zaczęły wypływać z
mojego wnętrza najpierw nieśmiałą strużką, potem potokiem a potem wielką
szumiącą rzeką. Przecież Akenaris była nikim. Była obcą osobą. Przed obcymi
najlepiej czasem się wygadać a potem każde z nas pójdzie w swoją stronę i nie
będę musiał wstydzić się chwili słabości. Opowiedziałem jej o swoim
dzieciństwie, o technikum chemicznym o studiach, pracy. Pustce i samotności. O
śmierci rodziców i rozstaniu z jedyną siostrą. Dziewczyna słuchała w milczeniu.
Nie zadała ani jednego pytania. Patrzyła tylko na mnie swoim łagodnym spokojnym
wzrokiem. W Pewnym momencie zrozumiałem, że powiedziałem już o sobie wszystko.
Znacznie więcej niż chciałem i niż wypadało na tak krótką znajomość. Przecież
Akenaris o nic nie pytała. Nie wymuszała żadnych zwierzeń. Zakończyłem opowieść.
Zapadło krótkie milczenie. Wreszcie dziewczyna odezwała się pierwsza.
- Ja też jestem sama. Nie mam żadnej rodziny. Nie znam tu nikogo. We Wrocławiu
jestem od wczoraj i nie wiem co mam robić. Wiem , że muszę tu być, ale nie wiem
po co. Równie dobrze mogę mieszkać na innej półkuli albo w Chinach. Tak jak ty
trafiłam tutaj przypadkiem. Miałam mieszkać w wynajętym mieszkaniu, ale w
ostatniej chwili właściciel lokalu zerwał umowę. Ostatnią noc spędziłam w
obskurnym hoteliku w brudnym dwuosobowym pokoju z jakąś straszną kobietą. Czy
nie słyszałeś coś o mieszkaniu do wynajęcia. Małym, ale przytulnym? -
Zastanowiłem się chwilę. Jej wypowiedź krótka, lakoniczna, niewiele mówiąca
informuje właściwie tylko o tym, że dziewczyna poszukuje mieszkania i tak
naprawdę tylko o to jej chodzi. No dobrze, ale jeśli nawet to przecież chyba
mogę jej pomóc?
- Posłuchaj nie chciałbym być źle przez ciebie zrozumiany, ale tu w środku
miasta o mieszkanie nie jest tak łatwo. Jeśli nawet coś się trafi to kosztuje
majątek. Przypuszczam że do najbogatszych nie należysz, bo inaczej nie
gnieździłabyś się w jakiejś dziurze. Jeżeli chcesz mogę zaproponować ci pokój u
siebie. Będziesz miała do wyłącznej dyspozycji małe pomieszczenie, ale własne
czyli takie, w którym nikt nie będzie cię niepokoił. Ja i tak snuję się do tej
pory po mieszkaniu, które powinno zamieszkiwać kilka osób. - Skończyłem swoje
wywody zdając sobie sprawę z pewnej niezręczności. Młoda kobieta miała by
mieszkać z obcym, samotnym mężczyzną. A czy ja mogę z kolei wiedzieć kogo tak
naprawdę chcę wpuścić pod swój dach. Może to jakaś narkomanka czy członkini
obłędnej sekty. Teraz nagle dopiero zdałem sobie sprawę z faktu, że o
dziewczynie nic nie wiem. Ona właściwie jeszcze nic mi o sobie nie powiedziała,
a to co powiedziała wcale nie musi być prawdą zważywszy, że znika nie wiadomo
jak i pojawia się nie wiadomo skąd. Czy dlatego tylko, że była ładna, cicha i
pełna jakiegoś niesamowitego spokoju? Czy to wystarczy? Akenaris podniosła na
mnie swój wzrok i spojrzała mi uważnie w oczy.
- Dlaczego mi to proponujesz? Przecież ty nic o mnie nie wiesz. Jarek zrozum!
Ja wiem co myślisz. Wiem, że nie tak powinnam z tobą rozmawiać, ale ja nie mogę,
nie umiem inaczej. Wiem, że masz więcej powodów do obaw niż ja. - Spuściła
głowę a jej ramiona leciutko zadrgały w bezradnym geście. Siedziałem obok niej
zupełnie zbity z tropu. Nie wiedziałem co powiedzieć i jak się zachować. W końcu
zdobyłem się tylko na krótkie pytanie
- I co? - Dziewczyna milczała dłuższą chwilę wreszcie powtórzyła pytanie
- Dlaczego mi to proponujesz?
- Dlaczego jej to zaproponowałem. Żebym ja to wiedział. Nie umiałem znaleźć
odpowiedzi. Ona widocznie też nie widziała logicznego uzasadnienia mojej
propozycji skoro pytanie powtórzyła.
- Teraz ty nie pytaj. - powiedziałem -To nie takie proste. Sam tak naprawdę nie
wiem.
Pokiwała lekko ze zrozumieniem głową.
- No to chodź pokażesz mi mój nowy pokoik. Muszę wiedzieć czy mi się spodoba. -
Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę grupy widocznych w dali wieżowców. Milczeliśmy
prawie całą drogę. Właściwie to jeszcze było kilka spraw do omówienia, ale czasu
też było sporo. Za parkiem chodnik lekko skręcił w prawo i przeciął dwie
przecznice. Skręciliśmy w trzecią.
- To tutaj odezwałem się pokazując stojący po lewej stronie ulicy ośmiopiętrowy
blok.- Moje słowa wyrwały dziewczynę z letargu.
- Na którym piętrze mieszkasz?
- Pod samym niebem - odpowiedziałem. Akenaris wyraźnie się ożywiła.
- Nad twoim mieszkaniem są już tylko gwiazdy - oświadczyła.
- Nie koniecznie. Nad mieszkaniem jest strych, ale nad balkonem są tylko
gwiazdy. - Weszliśmy do budynku i do windy. Znów wyczułem te dziwne perfumy.
Były jednak słabsze jakby świadomie ukrywane.. Wysiedliśmy na ostatnim piętrze.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem je po czym wskazałem drogę dziewczynie.
- Proszę! Wejdź tylko się nie przestrasz, bo życie samotnego faceta zawsze musi
być związane z mniejszym lub większym bałaganem. Ja wcale nie zamierzam łamać
tej tradycji. - Dziewczyna weszła do środka a ja mówiłem dalej
- Dostaniesz do wyłącznej dyspozycji mały pokoik. Będziesz w nim miała
zapewnioną całkowitą swobodę i niczym nie skrępowany spokój Moje mieszkanie
składa się z trzech pokoi, kuchni, łazienki, toalety i balkonu. - Po kolei
otwierałem pomieszczenia pokazując jej wszystko.
- Ten pokój będzie należał do ciebie jest mały, ale jak widzisz jasny z oknami
wychodzącymi na zachód. Moja twierdza to ten po drugiej stronie korytarza. Tu
jest moje królestwo i oczywiście największy bałagan. Z dużego pokoju i
pozostałych pomieszczeń będziemy korzystać na równych prawach.
- Jak podoba ci się taki podział? Akenaris uśmiechnęła się tym razem całą sobą.
Nie ukrywała swego zachwytu.
- Bardzo - powiedziała- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- No to do pracy. Myślę, że nim przygotuję twój pokój zobaczysz co jest w
lodówce i zrobisz nam coś do jedzenia a potem pójdziemy po twoje rzeczy. A który
to hotel?
- Nie daj spokój sama to potem załatwię. Zresztą może jutro, bo to co będzie mi
dzisiaj potrzebne mam przy sobie.
Co ona miała przy sobie? Niewielką damską torebkę i malutkie szczelnie zamknięte
drewniane pudełeczko. Nie pytałem jednak o nic. przecież to nie miało sensu.
Tymczasem moja współlokatorka weszła do kuchni i zaczęła krzątać się przy
posiłku. Ja wziąłem się za doprowadzanie do porządku jej nowego pokoiku. Wiele
pracy nie miałem: Zamieść podłogę , zetrzeć kurze i wywietrzyć panujący zaduch.
Pomieszczenie umeblowane było bardziej niż skromnie. Jednoosobowy tapczan, stół,
krzesło i regał. W pokoju nie było nawet przyzwoitej szafy. Musiał więc
dziewczynie wystarczyć regał za szafę, szafkę nocną, biblioteczkę i co tam
jeszcze. Kiedy wszystko z grubsza było gotowe poszedłem do kuchni. Akenaris
jeszcze krzątała się przy posiłku. Popatrzyłem jak się porusza: zgrabnie, lekko
i bezszelestnie i chyba wtedy właśnie uświadomiłem sobie dlaczego zaproponowałem
dziewczynie wspólne mieszkanie. W tym samym momencie odwróciła się w moją stronę
w jej oczach zobaczyłem zdziwienie.
- Co się stało? - spytałem
- Nie wiem. - odpowiedziała. - jakoś dziwnie zakręciło mi się w głowie, ale już
przeszło. Po chwili zasiedliśmy do obiado-kolacji. Wytworzył się całkiem
sympatyczny nastrój. Rozmawialiśmy właściwie o niczym trochę o pogodzie. Trochę
o mieszkaniu. Po posiłku Akenaris poszła do swojej kanciapy a ja zająłem się
robieniem porządków w innych pomieszczeniach. W pewnym momencie z za drzwi
pokoju, w którym przebywała dziewczyna dobiegły mnie jakieś melodyjne dźwięki.
Były ciche, ale bardzo wyraźne. Te dźwięki przypominały trochę brzmienie harfy,
ale znacznie silniej wibrowały. Trwało to jakieś dziesięć minut potem wszystko
ucichło. W kilka minut później dziewczyna wyszła ze swojego pokoju.
- Co to było? - spytałem
- Chodzi ci o te dźwięki?
- To taki przyrząd - relaksator służy do relaksu. Kiedy jestem zmęczona używam
go i po jakimś czasie moje siły psychiczne regenerują się.
Pierwsza rzecz na którą odpowiedziała mi bez zbędnych wykrętów. A swoją drogą te
dźwięki miały jakieś działanie i jak wszystko co związane było z dziewczyną były
dziwne. Reszta dnia przeszła bez żadnych sensacji.
4
Minął prawie miesiąc odkąd Akenaris ze mną zamieszkała. Przez tem czas trochę ją
poznałem, ale im więcej o niej wiedziałem tym mniej mogłem to wszystko
zrozumieć. Bardzo szybko na przykład zorientowałem się, że dziewczyna potrafi
czytać w moich myślach. Często sama zaczynała mówić o czymś, o czym właśnie
zamierzałem z nią porozmawiać. Z początku jej wypowiedzi na różne tematy, o
których właśnie myślałem traktowałem jako przypadkowe. Zdarza się czasem, że
myśli dwóch osób w tym samym momencie krążą wokół jednej sprawy. Potem jednak
zacząłem to obserwować i coraz mniej widziałem w zachowaniu dziewczyny zwykłego
przypadku a co raz więcej świadomego działania. Ta jej cecha najbardziej mi
przeszkadzała była wręcz krępująca zwłaszcza wtedy, gdy zatopiony we własnych
myślach snułem szaleńcze plany na przyszłość, w których ona zajmowała doniosłe
miejsce. Wiedziałem wtedy, że mnie "podsłuchuje, bo jej twarz wyrażała
zdziwienie niepewność lub coś nieokreślonego, ale to coś pozwalało mi
przypuszczać, że ona wie. Któregoś dnia jak zwykle po południami bywało
przechadzaliśmy się alejkami parku. Mijaliśmy właśnie ogromny świerk. Ciekawe -
pomyślałem - czy takie drzewo myśli? Czy nas widzi? Czy rozróżnia dobro od zła?
- Widzi, czuje a także rozróżnia dobro od zła. Cywilizacji nie rozwinęło tylko
dlatego, że nie może chodzić, że nie ma chwytnych kończyn, że jego budowa nie
jest nastawiona na rozwój ekspansywnej cywilizacji. - najspokojniej w świecie
odezwała się Akenaris.
- Skąd wiesz co myślałem? Przecież nie odezwałem się ani jednym słowem.
- A po co miałeś się odzywać.
- Ty potrafisz odczytywać moje myśli
- Tak, ale czy widzisz w tym coś złego?
- Ja nie mam takich możliwości. Nie wiem i nie chcę wiedzieć co myślisz a
wchodzenie do czyjejś głowy to ograniczanie jego prywatności. Ja już wcześniej
zauważyłem, że ty to robisz nic nie mówiłem, bo nie miałem pewności, ale teraz
już wiem. Nie rób tego więcej. A tak w ogóle powiedz mi przynajmniej jak to się
dzieje, że możesz odczytywać myśli.?
- Zawsze to robiłam. Zawsze odczytywałam myśli innych . Jeżeli nie chcesz to nie
będę tego więcej robiła, ale prawdę mówiąc - nie widzę w tym nic złego.
Przecież u nas... - zamilkła jakby się nad czymś zastanawiała.
- Co u was? - zapytałem
- eee nic! Tak mi się jakoś powiedziało.
- Nie dziw się - powiedziałem, ale musimy mieć równe szanse. Teraz o czymś
myślisz. Nie wiem o czym. Ty możesz wiedzieć o mnie wszystko. Ja o tobie nic.
Jak - myślisz - czy to jest uczciwe?
- Jarek ty się chyba czegoś boisz. To dziwne, bo z twoich myśli nie zawsze wiele
rozumie. Ale nie martw się. Będziemy mieli równe szansę. Nauczę cię tego,
chociaż jeszcze nie teraz. Jeszcze nie jesteś do tego przygotowany. Do tej pory
nie będę czytała w twoich myślach a jeśli czasem się zapomnę Będziesz o tym
wiedział. Dostaniesz ode mnie sygnał. Wtedy możesz przestać myśleć, albo zwrócić
mi uwagę. A teraz popatrz na mnie.
- Przystanąłem i spojrzałem na dziewczynę. Wśród tych drzew, w promieniach
popołudniowego słońca kiedy tak na mnie patrzyła, była prześliczna. Jedna myśl
przeszła mi teraz przez głowę. Objąć ją i przytulić do siebie. W tym momencie
usłyszałem w uszach coś jakby cichy dzwonek telefonu. Momentalnie przestałem
myśleć na jej temat, ale na twarzy dziewczyny dostrzegłem znów ten dziwny wyraz.
- Akenaris teraz znów podsłuchiwałaś?
- A widzisz to działa
W kilka godzin później staliśmy na balkonie. Było już ciemno . Włosy Akenaris
rozwiewał lekki ciepły wieczorny wiatr. Miasto szykowało się do snu. To chyba
jeden z ostatnich letnich wieczorów.. W powietrzu czuć już zapach nieuchronnie
zbliżającej się jesieni. Patrzyłem na miasto rozświetlone tysiącem latarni.
Patrzyłem na bloki rozbłyskujące gwiazdkami żarówek swoich małych słońc. Pod
każdą z takich gwiazd był odrębny świat. W jednych mieszkaniach, było przyjemnie
i ciepło w innych źle i smutno. Te światy mieszkania dla mnie są tak samo
odległe jak gwiazdy, w które właśnie patrzyła Akenaris. W pewnym momencie
wyciągnęła rękę przed siebie i cicho jakby ze smutkiem odezwała się.
- Popatrz tam na północnym wschodzie te trzy gwiazdy Deneb, Gienah i Sadir. Są
wielkie, dobrze widoczne. Stanowią trzon konstelacji Łabędzia. Są one otoczone
gwiezdnym pyłem Tysiące bezimiennych gwiazd oznaczonych jedynie numerami
katalogowymi obojętnie błyszczy na niebie dodając jedynie urody tym trzem
przewodniczkom. Wśród tego pyłu jest jednak jedna najpiękniejsza ze wszystkich
gwiazd. - dziewczyna na moment zamilkła a po chwili zaczęła mówić dalej. Jest
odległa o 86 lat świetlnych. Bardzo podobna do słońca choć nieco większa od
niego i nieco starsza. Wokół niej krąży jedenaście planet. Czwartą licząc od
gwiazdy jest zielono-błękitna kula. Jest przepiękna. Cała pokryta lasami i
płytkimi morzami o ciepłym umiarkowanie wilgotnym i łagodnym klimacie. Nie ma tu
huraganowych wiatrów ni śnieżyc. Nie ma na jej powierzchni czap lodowych. Nie
ma też pustyń. Kiedy zbliżysz się do powierzchni planety zobaczysz, że w
zwartym zielonym lesie ukryte są budowle. Rozrzucone pozornie bezładnie.
Harmonizują jednak z otoczeniem wtapiając się w zieleń drzew. Czarne opsydianowe
walce, kopuły z kryształu górskiego stożki z różowego agatu ponacinane
spiralnie. Budowle ze sztucznych diamentów i rubinów misternie szlifowane
załamujące promienie tamtego słońca inaczej o każdej porze dnia. Inaczej nocą
oświetlane przez dwa księżyce jeden naturalny a drugi sztuczny. Mieszkańcy tej
planety kochają się w barwach, w grze świateł, kształtach i harmonii. Od wielu
lat nie znają wojen. Nie znają nienawiści i zawiści, Szanują się nawzajem. Każdy
z mieszkańców planety stara się zrozumieć drugiego. Zrozumieć i pomóc mu jeśli
trzeba. Nie obawiają się siebie, bo znają swoje myśli. Mogą być sami kiedy chcą,
ale mogą być ze wszystkimi. Jeden mają tylko paragraf prawny: Żyj tak ,abyś mógł
jak najwięcej przeżyć nie szkodząc innym. Popatrz jakie to proste. Ich
społeczeństwo jest czymś w rodzaju wielkiej wspólnoty. Wszystkie grupy jednakowo
ważne i szanowane mają swoje ściśle określone obowiązki. Są więc matki, lotnicy,
lekarze czy naukowcy. To oni stworzyli wspólnotę galaktyczną, w której trzysta
równych sobie ras z obrębu drogi mlecznej rozwija cywilizację galaktyczną. Dla
nich jednakowo ważny jest pojedynczy osobnik jak i cała populacja. Spytasz
pewnie jak to możliwe? - Możliwe, bo pojedynczy przedstawiciele rasy mają
poczucie odpowiedzialności a swoje decyzje podejmują o to co wiedzą od innych.
Pozostali członkowie rasy znają myśli tego jednego, który aktualnie nie wie co
począć potrafią odczuwać to co on odczuwa przez co na tyle znają wszystkie za i
przeciw, by pomóc A musisz wiedzieć, że nigdzie nie ma absolutnego szczęścia i
nawet najwyżej rozwinięte cywilizacje nie są wolne od troski, obaw i problemów
trudnych do rozwiązania. zdezorientowanemu pełnemu rozterek osobnikowi w
podjęciu właściwej decyzji mogą pomóc inni.
Akenaris umilkła i zapadło milczenie. Kiedy dziewczyna mówiła patrzyłem w punkt
nieba, który mi pokazała. Ona też tam patrzyła. Odezwałem się pierwszy.
- Piękny świat wymyśliłaś i trzeba przyznać, że potrafisz sugestywnie
opowiadać. Nawet pokazałaś mi na niebie gdzie to jest. Myślę, że możesz pokusić
się o napisanie czegoś z dziedziny fantastyki naukowej. Ja też chciałbym, aby
ziemia taka była, ale sama wiesz, że taki świat tutaj to jeszcze odległa
przyszłość i my na pewno tego nie doczekamy. Sama widzisz, że nasz świat to
wojny, przemoc strach i nienawiść. Niszczenie słabych, przemoc w rodzinach, głód
i choroby. Przecież o tej porze bała byś się sama pokazać na jakiejś mniej
oświetlonej ulicy.
Spuściła oczy powoli kierując wzrok w moim kierunku.
- Tak niestety masz rację a szkoda.
Oprócz romantycznej duszy zaskakiwała mnie Akenaris niesamowitą wręcz wiedzą
Właściwie dyskutować potrafiła na każdy temat. Trudno było na ogół stwierdzić
czy jej uwagi i teorie na różne tematy były wynikiem rzetelnej wiedzy, czy też
nieco wybujałej fantazji. Faktem jest, że do pewnego momentu wszystko się
zgadzało, ale następne wywody wchodzące głębiej w jakieś zagadnienie przeważnie
były dla mnie niezrozumiałe, albo nawet jeżeli zrozumiałe były nigdzie takich
teorii nie mogłem znaleźć. Któregoś jednak dnia siedziałem przed komputerem
przeglądając biuletyn instytutu biochemii. Sprawa była dla mnie o tyle ciekawa,
że do głównej omawianej w tym numerze pracy sam wykonywałem wiele analiz.
Chodziło o ustalenie struktury bardzo skomplikowanego białka. Była to końska
globulina o masie cząsteczkowej przekraczającej dwa miliony Ustawienie ponad stu
tysięcy atomów najpierw w aminokwasach a następnie w układzie aminokwasów przy
uwzględnieniu wzajemnego położenia przestrzennego było zadaniem wyjątkowo
skomplikowanym. Tysiące wykonanych analiz nie dały odpowiedzi na nurtujące
naukowców pytania. Jedne wyniki zaprzeczały drugim. Kolejne symulacje
komputerowe nie przybliżyły nawet o krok rozwiązania. Siedziałem więc i
przeglądałem te struktury. W pewnym momencie Akenaris stanęła nade mną
zaglądając przez moje ramię w ekran komputera. Stała tak kilkanaście minut
obserwując zmieniające się sekwencje. W pewnym momencie powiedziała.
- Chyba przyjęliście błędne założenie! Te trzy spirale skręcone w lewo powinny
raczej utworzyć strukturę zamkniętą a wy przyjmujecie, że tworzą liniową.
Pierwsze i ostatnie aminokwasy powinny być połączone tak, by przy odpowiednim
ich skręceniu utworzyły kulę. Łańcuchy boczne muszą naprzemianlegle rozchodzić
się do wewnątrz i na zewnątrz kuli. Pozostałe atomy nie związane z aminokwasami
oraz mostki łączące spirale potwierdzą wykonane analizy. Nie da się od razu
ustalić pełnej struktury białka, ale myślę, że jeżeli pójdziecie w tym kierunku,
to dość szybko rozwiążecie problem. Pochyliła się nade mną i wpisała kilka
danych z klawiatury. Podała punkty początkowe i końcowe zarazem poszczególnych
spirali, kąty ich skręcenia i założenia dotyczące łańcuchów bocznych. Pracowała
tak dłuższą chwilę po czym nacisnęła enter po raz ostatni. Na ekranie komputera
pojawił się napis "proszę czekać ". Czekaliśmy więc kilkanaście minut.
Spoglądałem to na ekran monitora to na Akenaris. Czułem się trochę jak przed
losowaniem totolotka. Dziewczyna jak zwykle była spokojna i opanowana. Po
jakimś kwadransie, który mnie wydawał się wiecznością na ekranie pokazała się
wymodelowana cząsteczka białka. Tak jak przewidywała Akenaris ogólne założenia
były poprawne i zgadzały się z przeprowadzonymi do tej pory analizami. Żadnych
sprzeczności. Trzeba będzie teraz tylko iść w wyznaczonym kierunku. Problem,
który od miesięcy spędzał sen z oczu najtęższym umysłom instytutu został
rozwiązany. Zrobiła to drobna niepozorna dziewczyna. Cicha i skromna zawsze
taktowna Akenaris Patrzyłem w ekran szeroko otworzywszy usta. Wreszcie po
długiej chwili kiedy już nie miałem wątpliwości odezwałem się
- Skąd to wiedziałaś
- Tak jakoś przyszło mi to do głowy. gdy patrzyłam na ekran.
- Ale ty musisz mieć ogromną wiedzę z biochemii
- No nie! Coś tam oczywiście kiedyś się uczyłam, ale z tą ogromną wiedzą to już
na pewno przesadzasz. - Uśmiechnęła się figlarnie prawie kokieteryjnie i prawie
zaraz spoważniała.
- Jarek, ale nie powiesz im o mnie! Prawda? przyrzeknij, że nie.
- Dziewczyno uspokój się. Czego ty się boisz. Dobrze nie chcesz to nie powiem,
ale szkoda cię. No i tego twojego odkrycia.
- Powiedz, że sam do tego doszedłeś. W ten sposób pomożesz im i chyba sobie.
Rozumiesz przecież o co w tej cząsteczce chodzi.
- Myślę, że nie do końca, ale na tyle, żeby się w tym nie pogubić.
- To wystarczy. Macie mądrych uczonych do reszty dojdą sami.
- Następnego dnia okazało się, że Akenaris miała rację. Kopię symulacji
przekazałem doktorowi Kogucińskiemu. Już w dwie godziny później wezwał mnie do
siebie sam szef programu profesor Markiewicz.
- No cóż panie magistrze. Śmiała teoria. Oczywiście jeszcze wymaga sprawdzenia,
ale widać, że jest pan bardzo zdolnym młodym człowiekiem. Czy nie myślał pan o
otwarciu przewodu doktorskiego? Oczywiście w tej sytuacji może pan liczyć na
moją pomoc. W jaki sposób doszedł pan do tego odkrycia. Myślę, że razem jakoś to
usystematyzujemy. Była kawa, kieliszek koniaku, protekcjonalny uścisk dłoni. Po
powrocie do laboratorium nawet sam borsuk czyli profesor Koret uśmiechnął się do
mnie i co absolutnie nie było w jego zwyczaju podał mi swoją tłustą oślizgłą
dłoń..
- Do domu wróciłem zły. Jak miałem tłumaczyć tym tam rzeczy, o których sam nie
wiele wiedziałem? Akenaris od razu zauważyła moją niewyraźną minę.
- Co się stało - dziewczyna jak zwykle stała przede mną spokojna i oczywiście
zupełnie opanowana.
- Profesor chce znać wszystkie szczegóły symulacji nie chodzi mu o ogólniki. On
chce znać mechanizm, który ja podobno odkryłem. A Ja tak naprawdę wiem na ten
temat bardzo mało a właściwie to prawie nic. Jak mam z nim rozmawiać. Stanęłaś z
boku a ja mam do wyboru: albo coś tam kręcić, albo zgonić na przypadkowe
wpisanie danych prosto z sufitu co w sumie i tak jest raczej
nieprawdopodobieństwem, albo opowiedzieć o tobie. Żadna z tych możliwości jak
pewno sama wiesz nie jest do przyjęcia.
Dziewczyna uśmiechnęła się - Jarek Nie martw się! Chodź siądź obok mnie zaraz
ci wszystko wytłumaczę. Powoli, spokojnie. Na pewno zrozumiesz. Zaczęła
tłumaczyć. I tu wyszła następna jej cecha charakteru.. Była wspaniałym
Nauczycielem. Bardzo szybko wszystko zrozumiałem. Najdziwniejsze było jednak
to, że następnego dnia rano, kiedy wstałem wiedziałem wiele więcej na temat.
Budowy białek. Wiedziałem znacznie więcej o aminokwasach, ich wzajemnych
zależnościach czy możliwościach wystąpienia w cząsteczkach białka przypadkowych
metali lub innych pierwiastków śladowych. To co do tej pory uważałem za
przypadek było całkiem zgrabną i logiczną regułą. Znałem wzory przekształceń
takich o których chyba poprzedniego dnia nie mówiłem z dziewczyną. A może tylko
tak mi się wydawało? Po tej całej historii z białkiem wiedziałem już, że
Akenaris nie jest zwykłą dziewczyną. Obdarzona ogromną wiedzą i jakąś
nadprzyrodzoną siłą ma tu w moim mieszkaniu swoją misję do wykonania. Ale jaką?
Kiedy próbowałem czegoś się od niej dowiedzieć: albo dyskretnie zmieniała temat
rozmowy, albo obracała moje uwagi w żart
5
Był szary listopadowy wieczór. Wiatr z dziką furią uderzał o parapety i szyby
okienne kroplami deszczu zmieszanego z mokrym śniegiem. Pod naporem żywiołu gwar
ulicy przycichł. Jedynie przejeżdżające samochody w przerwach między kolejnymi
atakami wiatru przedzierały się szumem kół przez zawodzenia wichru i świst
siekącego deszczu. Zapóźnieni przechodnie opatuleni w peleryny cichaczem
przemykali pod murami domów osłonięci parasolkami, skuleni i zmęczeni
targającym nimi wiatrem. Pełna zwykle o tej porze przechodniów ulica była prawie
pusta. Jedynie samochody jak widma sunęły bardzo wolno długim szeregiem jadąc
nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Stałem przed oknem w dużym pokoju patrząc
na to przygnębiające smutkiem i beznadziejną szarością miasto. Mój nastrój
doskonale harmonizował z tym jaki panował za szybą. Z Akenaris właściwie nic się
nie zmieniło. Chciałem, żeby coś pękło, chciałem być blisko niej. Rozmawialiśmy
ostatnio bardzo dużo, ale były to pogawędki jakby służbowe. Właściwie to
przeważnie mówiliśmy o moich sprawach zawodowych. Tego typu dyskusje stały się z
czasem dość monotonne, bo ileż można żyć pracą, Próbowałem kilka razy
porozmawiać z nią o nas. Przestała się już nawet temu dziwić, ale zawsze kiedy
zaczynałem snuć swoje plany na przyszłość próbując wciągnąć ją do takiej rozmowy
robiła się smutna. Zaczynała milczeć a po chwili pod byle pretekstem uciekała do
swojego pokoju. Doszedłem w końcu do wniosku, że po prostu nie jestem mężczyzną,
na którego ona może zwrócić uwagę jak kobieta. Taki chyba już muj los. Było mi
przykro, bo teraz wiedziałem, że ją kocham. Stałem przed tym szarym oknem. W
gardle czułem ucisk. A może ona nie wie nic o mojej miłości? Ale czemu ucieka od
tego tematu? Jeśli jest tak jak myślę to przynajmniej niech mi to powie. Nie
chcę żyć w niepewności. Muszę jasno postawić sprawę a potem niech się dzieje jej
wola. Nagle w głowie usłyszałem telefoniczny dzwonek. Akenaris się włączyła
Dawno tego nie było I nagle wpadłem na pomysł> Tak będzie łatwiej.
- Akenaris nie wyłączaj się! - pomyślałem. Wysłuchaj tego co mam ci do
powiedzenia. Przycisz tylko ten dzwonek bym się mógł dokładnie skoncentrować a
poza tym chcę nieć pewność, że mnie wysłuchasz. Na chwilę przerwałem budowanie
zdań w myślach. Czekałem z niepokojem na jej reakcję. Po kilku sekundach sygnał
osłabł prawie do zera, ale mimo to był słyszalny. Dziewczyna zrozumiała mnie i
przystała na moją prośbę. Zacząłem znowu w myślach budować zdania.
- To chyba zaczęło się już pierwszego dnia kiedy zobaczyłem cię na ławeczce w
strugach deszczu. Zaintrygowałaś mnie najpierw swoim strojem i
niekonwencjonalnym zachowaniem. Urzekł mnie twój wdzięk i jakaś nieuchwytna
subtelność. Kiedy zaproponowałem ci mieszkanie naprawdę jeszcze nie wiedziałem
dlaczego. Wtedy odczuwałem tylko niejasny niepokój. Wtedy patrzyłem na ciebie
jak na śliczną dziewczynę. Ot tak jak patrzy się na interesujące kobiety. Od tej
pory minęło pięć miesięcy. Dzisiaj wiem, że po prostu cię kocham. Kocham za
piękno, kocham za mądrość i dobroć, kocham za subtelny romantyzm i umiłowanie
piękna., Kocham za to że jesteś. Wiem, że starałaś się jak mogłaś unikać tego
tematu rozmowy. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę ci się nie podobać, że ty
myślisz o innym typie mężczyzny, ale dopóki nie będę pewny, dopóty podświadomie
będę miał nadzieję na zdobycie twoich względów. Akenaris! Ja wolę znać nawet
smutną prawdę, ale prawdę. Nie trzymaj mnie w niepewności. To najgorszy z
możliwych stanów.
Nagle usłyszałem jakiś szelest tuż za sobą. Obróciłem się i oniemiałem. Po raz
pierwszy to ja nie mogłem wyjść ze zdumienia. Nie miałem pojęcia co robić ani
jak się zachować. Za mną o kilka kroków stała Akenaris. Stała w milczeniu, ale
po jej twarzy spływały łzy. Dziewczyna płakała. Po jej twarzy spływały wielkie
łzy znacząc bruzdy na jej zwykle pogodnym i spokojnym obliczu. Stałem jak
zaklęty. Co właściwie miałem robić? W pierwszym momencie chciałem podejść do
dziewczyny, chciałem ją objąć przytulić, osuszyć jej łzy, ale gdzieś tam w
środku moje drugie Ja przestrzegło mnie przed tym gestem. Dlaczego tak
zareagowała? Czy naprawdę popełniłem jakiś nietakt? Stałem tak bezradnie a ona
płakała. Po jakimś czasie, który mnie wydawał się nieskończenie długi uspokoiła
się i pierwsza odezwała się.
- Odebrałam twoje myśli i odczucia. Rozumiem twój stan, ale to nie takie proste.
Ja też, ale nie mogę. Ty nic jeszcze nie rozumiesz - podeszła do stołu i wzięła
stojącą na nim szklankę z wodą mineralną. Kiedy tu zamieszkałam nie myślałam, że
to będzie takie trudne, takie inne i zupełnie niezrozumiałe. To przerosło moje
możliwości, moje przygotowanie do tego, moją wiedzę o was o tobie, o sobie, o
tym wszystkim co tutaj wyznacza granice życia. ale ja nie chciałam, nie
wiedziałam a teraz wiem, że nie mogę.
O czym ona mówi? Przecież to są jakieś nieskoordynowane słowa, jakiś
niezrozumiały bełkot. Coś chciała powiedzieć, ale nie wiedziała jak a może to
jedna z kolejnych jej zagadek. Po chwili milczenia dziewczyna opanowała się
nieco i spokojniejszym już głosem mówiła dalej..
- Muszę wytłumaczyć ci to wszystko, ale nie wiem jak, bo przecież ty nie jesteś
niczemu winny. - Zmów zapadło kłopotliwe milczenie. Szklanka w ręku Akenaris
drżała delikatnie przez chwilę a potem nagle pękła .Odłamki szkła wbiły się w
jej rękę. Dziewczyna syknęła z bulu i rozluźniła palce. Na jej dłoniach ukazały
się strużki krwi. Podbiegłem do niej, ale była szybsza. Odskoczyła w tył.
- Zostaw! Zaraz to zatamuję
- Może jednak ci pomogę?
- Nie! Zrobię to sama. - Ruszyła w stronę swojego pokoju. Łamiąc naszą
dotychczasową umowę ruszyłem jej śladem. I w tym momencie w głowie przebiegła mi
myśl. Myśl wyraźna wypowiedziana głosem Akenaris
- Jarek zostań. Nic mi nie jest. Muszę być sama. I tak nie da się od tego uciec,
ale proszę daj mi chwilę czasu.
- Zatrzymałem się prawie przy drzwiach jej pokoju Spojrzała na mnie przelotnie w
momencie, gdy wchodziła do swojego pokoju a na jej twarzy pojawił się ledwie
dostrzegalny uśmiech. Tak odebrałem jej myśli. Pierwszy raz. Może teraz coś się
zmieni. Drzwi za Akenaris zamknęły się bezszelestnie. Chwilę jeszcze stałem
niezdecydowany. - Nie ma rady. Trzeba posprzątać szkło. Na dywanie leżały
odłamki zgniecionej szklanki. Poszedłem do kuchni po zmiotkę i szufelkę. Po
- chwili byłem już pochylony nad dywanem. Na jednym z kawałków rozbitej szklanki
zobaczyłem kroplę krwi dziewczyny. Była prawie normalna, ale tylko prawie. Miała
wyraźnie różowy odcień. - Co u diabła- czyżby była chora. Ten kawałek szkła
szybko wyniosłem do swojego pokoju a potem posprzątałem pozostałe odłamki.
Wtedy dopiero zająłem się bliżej znaleziskiem. Przygotowałem preparat
mikroskopowy i starannie zabezpieczyłem go przed przypadkowym zniszczeniem.
Kopertę włożyłem do kieszeni marynarki. Jutro zobaczę co tak właściwie dzieje
się z dziewczyną. Może niczego się nie domyśli, bo przez cały ten czas nie
wchodziła do moich myśli. Chyba bardziej zaabsorbowana była sobą
Ze swojego pokoju wyszła po dobrej godzinie. Zachowywała się tak jakby nic
się nie stało, ale nie odzywała się do mnie. Po dłuższym milczeniu sam nieśmiało
zacząłem rozmowę.
- Jak twoja ręka. Pokaż.
- Daj spokój. - Nic mi nie jest Drobne draśnięcia. Zdezynfekowałam i prawie
śladu nie ma.
- To była cała rozmowa tego wieczoru. Nie pytałem już więcej o nic. Do
poprzedniego tematu nie wracałem. Bałem się łez, jej bezradności i swoich
reakcji. Zresztą Akenaris powiedziała, że od tego tematu nie da się uciec.
Trzeba po prostu czekać. Niepokoiło mnie coś innego.