James Julia - Toskańska Przygoda
Szczegóły |
Tytuł |
James Julia - Toskańska Przygoda |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
James Julia - Toskańska Przygoda PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie James Julia - Toskańska Przygoda PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
James Julia - Toskańska Przygoda - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Julia James
Toskańska przygoda
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Co znaczy: nie podpiszesz?
Rafael di Viscenti spiorunował spojrzeniem kobiete˛
lez˙ a˛ca˛ w jego własnym ło´ z˙ ku.
Amanda Bonham, błe˛kitnooka blondynka o pone˛t-
nych kształtach, uniosła sie˛ z pos´ cieli.
– Intercyza... To obrzydliwe – mrukne˛ła i Rafael
zacisna˛ł usta.
– Zgodziłas´ sie˛ na wszystkie warunki. Two´ j pra-
wnik nie miał z˙ adnych zastrzez˙ en´ . Dlaczego teraz
raptem sie˛ wycofujesz?
– Raf, kochanie, po co nam intercyza? Z ´ le ci ze
mna˛? – Zniz˙ yła głos i us´ miechne˛ła sie˛ uwodzicielsko.
– Zrobie˛ wszystko, z˙ eby co noc było ci dobrze. – Od-
rzuciła przes´ cieradło kryja˛ce interesuja˛ce kształty.
– Nawet teraz...
Rafael niecierpliwie machna˛ł re˛ka˛. Wdzie˛ki Aman-
dy nie robiły na nim wraz˙ enia, zda˛z˙ ył sie˛ juz˙ nimi
nacieszyc´ : co za duz˙ o, to niezdrowo.
– Nie mam czasu na zabawy. Podpisz dokumen-
ty, jak sie˛ umawialis´ my. – W złos´ ci mo´ wił z silnym
włoskim akcentem.
Z błe˛kitnych oczu pie˛knej pani znikna˛ł uwodzicielski
Strona 3
6 JULIA JAMES
błysk, w jej spojrzeniu pojawiło sie˛ cos´ twardego,
nieuste˛pliwego.
– Nie – oznajmiła, podcia˛gaja˛c gwałtownie kołdre˛
pod brode˛. – Jes´ li chcesz sie˛ ze mna˛ oz˙ enic´ , oz˙ en´ sie˛
bez podpisywania intercyzy.
Zacisne˛ła usta, a Rafael zakla˛ł pod nosem: soczys´ -
cie, po włosku, słowami, kto´ rych nie uz˙ ywa sie˛ w to-
warzystwie.
Po co mu to zamieszanie?
Wpił spojrzenie w niedoszła˛ panne˛ młoda˛.
– Amanda, cara – zacza˛ł, sila˛c sie˛ na cierpliwos´ c´ .
– Tłumaczyłem ci juz˙ , to rodzaj tymczasowej umowy.
Wiedziałas´ przeciez˙ , na co sie˛ godzisz. Nie oszukiwa-
łem cie˛. Od pocza˛tku mo´ wiłem jasno, jaki to układ.
´ lub, a po po´ ł roku bezbolesny, szybki rozwo´ d. Nie za
S
darmo. W zamian za przysługe˛ otrzymałabys´ całkiem
pokaz´ na˛ sume˛. Kro´ tka małz˙ en´ ska wizyta we Wło-
szech, przekazanie pienie˛dzy na twoje konto i to
wszystko. Capisce?
– Owszem, capisce! – W głosie Amandy za-
brzmiała twarda nuta. – Teraz ty postaraj sie˛ zro-
zumiec´ mnie. Podpisze˛ intercyze˛, ale za dwukrotnie
wyz˙ sza˛ sume˛.
Rafael zesztywniał. A wie˛c o to chodziło. Po
prostu chciała podbic´ cene˛ usługi. Powinien był to
przewidziec´ . Amanda Bonham nie była zbyt rozgar-
nie˛ta, ale gdy szło o pienia˛dze, wykazywała nie-
zwykły spryt.
O nie, nikt nie be˛dzie nim manipulował, ani ta
pazerna panienka, ani jego perdittione tatus´ . Nikt.
Strona 4
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 7
Twarz Rafaela ste˛z˙ ała w kamienna˛ maske˛.
– Trudno – stwierdził kro´ tko.
Ci, co robili z nim interesy, znali ten ton głosu:
oznaczał definitywny koniec targo´ w oraz negocjacji.
Teraz moz˙ na sie˛ było tylko wycofac´ albo ugia˛c´ wo-
bec warunko´ w Rafaela di Viscenti. Amanda tego
nie wiedziała. Błe˛kitne oczy rozbłysły złym blas-
kiem.
– Nie masz wyboru – zauwaz˙ yła jadowicie. – Mu-
sisz sie˛ szybko oz˙ enic´ . Prosze˛ bardzo, ale za podwo´ jna˛
stawke˛.
Rafael wzruszył ramionami.
– Twoja decyzja. Wezwe˛ ci takso´ wke˛.
Sie˛gna˛ł po telefon komo´ rkowy lez˙ a˛cy na małym
stoliku pod s´ ciana˛. Amanda podniosła sie˛ z ło´ z˙ ka.
– Zaczekaj chwile˛...
Rafael juz˙ wystukał numer, jakby jej nie słyszał.
– Skon´ czylis´ my – rzucił kro´ tko. – Ubieraj sie˛.
Re˛ka Amandy zacisne˛ła sie˛ na jego ramieniu.
– Nie moz˙ esz sie˛ wycofac´ . Potrzebujesz mnie.
Odsuna˛ł ja˛ niczym natre˛tna˛ muche˛.
– Mylisz sie˛. – Twardy, nieuste˛pliwy ton. – Joe?
Wezwij takso´ wke˛. Na teraz.
Spojrzał na dziewczyne˛ stoja˛ca˛ nago na s´ rodku
sypialni, po czym wsuna˛ł telefon do kieszeni.
– Wez´ prysznic, ochłoniesz. Tylko pospiesz sie˛.
Takso´ wka be˛dzie za dziesie˛c´ minut. – Ruszył do
drzwi.
– A co z twoja˛ upragniona˛ z˙ ona˛? – sykne˛ła Aman-
da, ale Rafael nawet sie˛ nie odwro´ cił.
Strona 5
8 JULIA JAMES
– Oz˙ enie˛ sie˛ z pierwsza˛dziewczyna˛, kto´ ra˛zobacze˛
– rzucił jeszcze i wyszedł.
Magda wcia˛gne˛ła gumowe re˛kawiczki i zabrała sie˛
do sprza˛tania wyłoz˙ onej marmurem łazienki. Była
niewyspana, zme˛czona: Benji dwa razy budził sie˛
w nocy, cia˛gle robił jej takie niespodzianki, ale przy-
najmniej teraz spał, nadrabiaja˛c zarwana˛ noc.
Nachmurzyła sie˛. Nie podoła dłuz˙ ej tej pracy,
nie utrzyma jej po prostu. Dopo´ ki Benji był młod-
szy, mogła zabierac´ go ze soba˛. Lez˙ ał sobie w no-
sidełku, a ona sprza˛tała luksusowe apartamenty, ale
teraz zaczynał chodzic´ i coraz trudniej było go
spacyfikowac´ . Wkraczał w okres odkrywania s´ wia-
ta, a w cudzych mieszkaniach, gdzie kaz˙ dy przed-
miot był cenny i drogi, nie mogła mu na to po-
zwolic´ .
Odgarne˛ła wierzchem dłoni kosmyk z czoła i wes-
tchne˛ła. Co moz˙ na robic´ , kiedy człowiek musi sie˛
opiekowac´ rocznym dzieckiem? Przeciez˙ nie moz˙ e go
zostawiac´ u opiekunki, bo wtedy nie zarobi na z˙ ycie.
Gdyby miała w miare˛ porza˛dne mieszkanie, mogłaby
sie˛ zajmowac´ cudzymi dziec´ mi i pilnowac´ swojego,
ale jaka matka przyprowadzi dziecko do jej wilgotnej,
ciemnej nory? Sama starała sie˛, z˙ eby Benji spe˛dzał
tam jak najmniej czasu. Prowadzała go do parko´ w, do
ogro´ dko´ w dla dzieci, wolała nawet is´ c´ z nim do
supermarketu, niz˙ tkwic´ w swojej klitce.
Us´ miechne˛ła sie˛. Benji... jej promyczek, jej uko-
chany synek.
Strona 6
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 9
Zrobiłaby dla niego wszystko, absolutnie wszystko.
Nie było rzeczy, przed kto´ ra˛ cofne˛łaby sie˛, gdy szło
o jego dobro.
Rafael szedł ku schodom prowadza˛cym na niz˙ szy
poziom apartamentu. Był ws´ ciekły na Amande˛: bez-
czelnie usiłowała wykorzystac´ sytuacje˛, i był ws´ ciekły
na ojca, z˙ e postawił go w takiej sytuacji.
Dlaczego stary di Viscenti nie mo´ gł po prostu
pogodzic´ sie˛ z tym, z˙ e jego syn nie pos´ lubi szukaja˛cej
bogatego me˛z˙ a kuzynki Lucii? Owszem, była atrak-
cyjna, ale pro´ z˙ na, zła i łasa na pienia˛dze, ale wszystkie
te cechy udawało sie˛ jej ukrywac´ skutecznie przed
Viscentim, kto´ ry trwał w przekonaniu, z˙ e kuzyneczka
be˛dzie doskonała˛ partia˛ dla jego krna˛brnego syna.
Kiedy okazało sie˛, z˙ e nie pomagaja˛ groz´ by i pros´ by,
Viscenti uciekł sie˛ do szantaz˙ u: sprzeda firme˛, kłada˛c
kres rodzinnej tradycji.
Rafaelowi brzmiały jeszcze w uszach ostatnie sło-
wa ojca:
– Albo sie˛ oz˙ enisz, albo nie be˛dzie Viscenti AG.
Nie sprzedam firmy tylko w jednym wypadku... – tu
starszy pan sie˛ zawahał – o ile przed swoimi trzydzies-
tymi urodzinami stawisz mi sie˛ tu z z˙ ona˛. Wtedy tego
samego dnia przepisze˛ firme˛ na ciebie.
A jakz˙ e, stawi sie˛, mys´ lał Rafael ms´ ciwie, tylko nie
z ta˛, o kto´ rej mys´ lał tatus´ .
Skoro ma byc´ z˙ ona, be˛dzie z˙ ona.
Amanda nadawała sie˛ doskonale: co´ z˙ za kara dla
ojca za to, z˙ e zmusza go do takiego kroku.
Na jej widok di Viscenti pewnie dostałby zawału.
Strona 7
10 JULIA JAMES
Rozrywkowa panienka o włosach dłuz˙ szych niz˙ no-
szone przez nia˛ sukienki i absolutna pustka w głowie.
A i jeszcze zdolnos´ c´ do przepuszczania pienie˛dzy
kolejnych kochanko´ w.
Ale Amanda przedobrzyła i teraz Rafael znalazł sie˛
w punkcie wyjs´ cia. Musiał znowu szukac´ panny mło-
dej, kto´ ra wprawi ojca w szewska˛ pasje˛ i sprawi, z˙ e
Lucia przestanie sie˛ us´ miechac´ z wyz˙ szos´ cia˛ osoby
bliskiej swojego celu.
Rafael zachmurzył sie˛: znalezienie odpowiedniej
kandydatki w przecia˛gu kilku zaledwie tygodni nie
be˛dzie sprawa˛ łatwa˛, nawet dla niego.
Zszedł szybko po schodach i wro´ sł w ziemie˛: w ho-
lu stało nosidełko, a w nosidełku spało dziecko.
Magda skon´ czyła szorowac´ umywalke˛. Sprza˛tanie
łazienek u bogatych ludzi było w pewnym sensie
przyjemne. Człowieka otaczał zewsza˛d luksus, z dru-
giej strony w bogatych domach tych łazienek było po
kilka, kaz˙ da sypialnia miała własna˛ i zwykle jeszcze
na parterze znajdowała sie˛ toaleta dla gos´ ci, jak ta,
kto´ ra˛ włas´ nie kon´ czyła pucowac´ .
Ciekawe, jak to jest mieszkac´ w takim luksusowym,
dwupoziomowym apartamencie, wielkim jak willa,
z tarasem ogromnym jak ogro´ d i wspaniałym widokiem
na Tamize˛. Ci bogacze i ich kaprysy, pomys´ lała.
Rzadko ich widywała, włas´ ciwie wcale: sprza˛tacz-
ka przychodzi, kiedy pan´ stwa nie ma w domu.
– A pani co tu robi? – rozległ sie˛ za jej plecami
zagniewany głos.
Strona 8
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 11
Magda drgne˛ła wystraszona i płyn do mycia muszli
klozetowej wylał sie˛ na marmurowa˛ podłoge˛.
Je˛kna˛wszy, szybko zacze˛ła s´ cierac´ błe˛kitna˛ plame˛
ga˛bka˛.
– Mo´ wie˛ do ciebie. – Głos stał sie˛ jeszcze bardziej
zagniewany.
Magda odwro´ ciła sie˛, podniosła głowe˛, zamrugała
gwałtownie. W mieszkaniu nie powinno byc´ nikogo,
tak powiedział administrator budynku nadzoruja˛cy
sprza˛tanie, tymczasem w drzwiach stał me˛z˙ czyzna,
kto´ ry z pewnos´ cia˛ nie korzystał z wind dla słuz˙ by.
Był najwyraz´ niej ws´ ciekły.
– Bardzo przepraszam, sir – wykrztusiła w kon´ cu,
zdaja˛c sobie sprawe˛, z˙ e brzmi to z˙ ałos´ nie i słuz˙ alczo,
choc´ to nie jej wina, z˙ e ja˛ zastał, gdzie zastac´ sie˛ nie
spodziewał. – Powiedziano mi, z˙ e moge˛ posprza˛tac´ .
Me˛z˙ czyzna zacisna˛ł usta.
– W holu jest jakies´ dziecko – stwierdził.
Magda, choc´ zbita z tropu i zakłopotana, nie mogła
nie zauwaz˙ yc´ , z˙ e me˛z˙ czyzna nie był Anglikiem. Miał
smagła˛ cere˛ i mo´ wił z akcentem. Włoch, Hiszpan?
– No? – Me˛z˙ czyzna czekał na wyjas´ nienia.
Magda wreszcie wstała. Nie be˛dzie przeciez˙ roz-
mawiac´ z tym człowiekiem na kolanach.
– Mo´ j synek.
– Tyle sie˛ domys´ liłem – sarkna˛ł. – Chciałbym
wiedziec´ , co on tu robi?
– Bardzo przepraszam – powto´ rzyła z jeszcze wie˛-
ksza˛ pokora˛, pro´ buja˛c złagodzic´ irytacje˛ me˛z˙ czyzny,
i nachyliła sie˛, z˙ eby podnies´ c´ wiaderko ze s´ rodkami
Strona 9
12 JULIA JAMES
czystos´ ci. – Po´ jde˛ juz˙ , sir. Bardzo mi przykro, z˙ e mnie
pan tu zastał.
Podeszła do drzwi i me˛z˙ czyzna odsuna˛ł sie˛, ale i tak
musiała sie˛ prawie o niego otrzec´ . Był pachna˛cy i dos-
konale ubrany, a ona spocona po kilku godzinach
pracy. Czuła sie˛ fatalnie, brudna, upokorzona.
Pochyliła sie˛ nad Benjim. Na szcze˛s´ cie synek spał
spokojnie.
– Zaczekaj.
Zabrzmiało to jak rozkaz i Magda instynktownie sie˛
wyprostowała, odwro´ ciła z nosidełkiem w jednej re˛ce,
wiadrem w drugiej.
Me˛z˙ czyzna przewiercał ja˛ wzrokiem. Poczuła sie˛
jak kro´ lik pochwycony przez reflektory. Albo raczej
jak antylopa, kto´ ra dojrzała lamparta.
Rafael przygla˛dał sie˛ dziewczynie: szczupła, zanie-
dbana, mysie włosy, pozbawione wyrazu rysy. W do-
datku biła od niej przykra won´ potu zmieszana z inten-
sywnym zapachem s´ rodko´ w czystos´ ci.
Spojrzał na jej dłonie w z˙o´ łtych gumowych re˛kawicz-
kach, zmarszczył czoło, przenio´ sł ponownie wzrok na
wystraszona˛ twarz.
– Nie musisz uciekac´ jak spłoszony kro´ lik – powie-
dział juz˙ łagodniej, ale wyraz jego twarzy nie zmienił
sie˛ na jote˛.
Dziewczyna rzeczywis´ cie gotowa była czmychna˛c´
w kaz˙ dej sekundzie. Zrobił krok w jej strone˛.
– Me˛z˙ atka? – zagadna˛ł i znowu w jego głosie
zabrzmiała ostra nuta, chyba dlatego, z˙ e w głowie
zrodziła sie˛ szalona mys´ l.
Strona 10
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 13
Dziewczyna spojrzała na niego tak, jakby zadał
pytanie w obcym je˛zyku.
– Tak czy nie? – Udzielenie odpowiedzi na jego
proste pytanie zdawało sie˛ przekraczac´ jej moz˙ liwos´ ci
intelektualne.
W kon´ cu pokre˛ciła głowa˛ z tym samym pustym,
bezrozumnym wyrazem twarzy.
A wie˛c nie jest me˛z˙ atka˛. Tak tez˙ od razu pomys´ lał,
mimo z˙ e przyszła z dzieckiem.
Nie potrafił okres´ lac´ wieku dzieci, ale to tutaj
wygla˛dało na spore, zbyt duz˙ e na nosidełko, prawde˛
powiedziawszy.
Tak, dziecko to element, kto´ rego dota˛d nie brał pod
uwage˛. Bardzo dobry element. Nawet jes´ li matka zdaje
sie˛ kompletnie nieodpowiedzialna.
– Masz jakiegos´ przyjaciela? Chłopaka?
Zrobiła wielkie oczy i jeszcze głupsza˛ mine˛. Ponow-
nie pokre˛ciła głowa˛.
Zmarszczył czoło. Czemu jest taka spłoszona?
– Mam dla ciebie propozycje˛ – powiedział cierpko,
cia˛gle jeszcze nie moga˛c sie˛ pogodzic´ z sytuacja˛,
w kto´ rej postawił go ojciec.
Pchna˛ł drzwi do kuchni.
– Wejdz´ – polecił struchlałej dziewczynie.
Z jej gardła wydobył sie˛ ni to pisk, ni to je˛k i juz˙
wyraz´ nie ruszyła ku wyjs´ ciu.
– Musze˛ juz˙ is´ c´ . Bardzo przepraszam – wykrztusiła.
W tej samej chwili rozległy sie˛ kroki i u szczytu
schodo´ w stane˛ła Amanda w butach na bardzo wyso-
kich obcasach i w bardzo kro´ tkiej spo´ dniczce.
Strona 11
14 JULIA JAMES
Jedno spojrzenie na scene˛ w holu i na jej twarzy
pojawił sie˛ jadowity us´ miech.
– ,,Pierwsza kobieta, kto´ ra˛zobacze˛’’ – powiedziała
z triumfem w głosie i udanym włoskim akcentem.
– Gratuluje˛, Rafaelu. To sie˛ nazywa miec´ szcze˛s´ cie.
– Z˙ ebys´ wiedziała, cara – mrukna˛ł. – Ta dziew-
czyna jest wprost idealna.
Na twarzy Amandy odmalowała sie˛ ws´ ciekłos´ c´
pomieszana z absolutnym niedowierzaniem.
– Kpisz sobie chyba. Z ˙ artujesz.
Rafael w odpowiedzi unio´ sł tylko brew i posłał
Amandzie chłodny us´ miech.
– Twoja takso´ wka na pewno juz˙ czeka, cara. Czas
na ciebie.
Amanda przez moment stała bez ruchu, usiłuja˛c
opanowac´ narastaja˛ca˛ ws´ ciekłos´ c´ . W kon´ cu zeszła ze
schodo´ w, odsune˛ła Magde˛, jakby była rzecza˛, i ot-
worzyła drzwi.
– Prosze˛ zaczekac´ – pisne˛ła Magda i chciała wyjs´ c´
razem z Amanda˛.
Dlaczego włas´ ciciel mieszkania wypytywał ja˛
o me˛z˙ a, o przyjaciela? Nie mo´ gł miec´ czystych inten-
cji. Ro´ z˙ nych opowies´ ci nasłuchała sie˛ od innych sprza˛-
taczek na temat pano´ w wymuszaja˛cych inne – poza
sprza˛taniem – posługi.
– Zostaw mnie, brudna kobieto – warkne˛ła Aman-
da z pogarda˛, na jaka˛ tylko było ja˛ stac´ , i wybiegła.
Magda pro´ bowała biec za nia˛, ale Rafael zatrzasna˛ł
jej drzwi przed nosem.
– Mo´ wiłem, z˙ e mam dla ciebie oferte˛. Zechcesz
Strona 12
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 15
mnie łaskawie wysłuchac´ ? – zapytał z ironia˛. – Moz˙ esz
odnies´ c´ z tego korzys´ c´ finansowa˛.
Magda posłała mu kolejne struchlałe spojrzenie.
Ten człowiek chciał jej uczynic´ jaka˛s´ obles´ na˛, niemo-
ralna˛ propozycje˛.
– Nie, dzie˛kuje˛ – szepne˛ła. – Ja takich rzeczy nie
robie˛...
– Nie wiesz jakiego to rodzaju oferta – przerwał
jej.
– Wszystko jedno. Nie przyjme˛ z˙ adnej. Moja praca
to sprza˛tanie. Tylko tym sie˛ zajmuje˛.
Mina Rafaela raptownie sie˛ zmieniła, jakby wresz-
cie zrozumiał powody paniki dziewczyny.
– Z´ le mnie zrozumiałas´ – poinformował lodowa-
tym tonem. – Oferta, kto´ ra˛ chce˛ ci złoz˙ yc´ , nie ma nic
wspo´ lnego z seksem.
Magda wpatrywała sie˛ intensywnie w ten luk-
susowy okaz płci me˛skiej. Jasne, pomys´ lała, to
oczywiste, z˙ e ktos´ taki jak on nie be˛dzie składał
propozycji seksualnych komus´ takiemu jak ona.
Ujrzała sie˛ jego oczami, zobaczyła, z jakim lek-
cewaz˙ eniem musiał ja˛ traktowac´ , i poczuła sie˛ jak
robak.
Rafael wyja˛ł jej wiadro z re˛ki.
– Wejdz´ do kuchni – powiedział. – Wyjas´ nie˛ ci,
o co chodzi.
Siedziała sztywna i oniemiała na stołku przy ku-
chennym barze. Benji, o dziwo, w dalszym cia˛gu spał
spokojnie.
Strona 13
16 JULIA JAMES
– Moz˙ e pan powto´ rzyc´ ? – wykrztusiła w kon´ cu.
– Zapłace˛ sto tysie˛cy funto´ w. W zamian za to ty
przez po´ ł roku be˛dziesz, najzupełniej legalnie, moja˛
z˙ ona˛. Po tym okresie przeprowadzimy rozwo´ d bez
orzekania o winie. Zaraz po zawarciu s´ lubu pojedziesz
ze mna˛ do Włoch... Sprawy formalno-rodzinne. Po
powrocie z Włoch do kon´ ca trwania małz˙ en´ stwa be˛-
dziesz mieszkała tutaj, otrzymuja˛c pełne utrzymanie.
W dniu rozwodu otrzymasz sto tysie˛cy funto´ w, ani
centa mniej. Rozumiesz?
Nie, pomys´ lała, nic nie rozumiem poza tym, z˙ e
mam do czynienia z wariatem.
Na wszelki wypadek nie wyartykułowała na głos
swojej opinii. Chciała jak najszybciej wyjs´ c´ z tego
mieszkania. I to nie tylko dlatego, z˙ e nieznajomy
składał szalone oferty, ale przede wszystkim z tego
powodu, z˙ e był po prostu najbardziej atrakcyjnym
facetem, jakiego kiedykolwiek zdarzyło sie˛ jej wi-
dziec´ . Szczupły, przystojny, ale w jego urodzie nie
było nic lalkowatego.
– Nie wierzysz mi?
Pytanie padło znienacka, zaskoczyło ja˛. Otworzyła
usta i zaraz je zamkne˛ła, nie wypowiadaja˛c słowa.
Na jego twarzy pojawił sie˛ ironiczny us´ mieszek,
a z Magda˛ stało sie˛ cos´ dziwnego, tak dziwnego, z˙ e nie
potrafiła tego zanalizowac´ ani nazwac´ .
– Przyznam, to... dziwna oferta, niemniej... – Poło-
z˙ ył dłonie na barze i teraz ujrzała, jakie sa˛ pie˛kne.
– Z pewnych wzgle˛do´ w musze˛ sie˛ bardzo szybko
oz˙ enic´ . Powinienem jeszcze wyjas´ nic´ , z˙ e nasze mał-
Strona 14
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 17
z˙ en´ stwo be˛dzie istniało wyła˛cznie na papierze... Czys-
to formalny zwia˛zek. Masz paszport?
Magda pokre˛ciła głowa˛i na jego twarzy odmalowa-
ła sie˛ irytacja, po czym machna˛ł re˛ka˛.
– Niewaz˙ ne. To sprawa do załatwienia. Co z ojcem
twojego dziecka? Utrzymujesz z nim kontakt?
Magda zastanawiała sie˛, co odpowiedziec´ , i znowu
nie wykrztusiła słowa.
– Tak przypuszczałem – stwierdził z bezmierna˛
wzgarda˛ dla jej samotnego macierzyn´ stwa. – Tak
nawet lepiej. Nie be˛dzie nam przeszkadzał.
Zmierzył ja˛ jeszcze raz uwaz˙ nym spojrzeniem,
jakby chciał sie˛ upewnic´ w swojej decyzji.
– Zatem nie widze˛ z˙ adnych przeszko´ d dla zawar-
cia umowy. Wydajesz sie˛ w pełni odpowiednia˛ kan-
dydatka˛.
Magde˛ ogarne˛ła panika. Czynił jakies´ plany, wcia˛-
gał ja˛ w szalony wir swojego szalonego projektu. Musi
to przerwac´ . Sytuacja z kaz˙ da˛ chwila˛ stawała sie˛ coraz
bardziej absurdalna.
– Nie – powiedziała. – Z cała˛ pewnos´ cia˛ nie jestem
odpowiednia˛ kandydatka˛. Musze˛ juz˙ is´ c´ . Robi sie˛
po´ z´ no, a ja mam jeszcze inne mieszkania do posprza˛ta-
nia...
Nie miała. Apartament tego szalonego Włocha był
ostatnim na dzisiaj, ale on nie musiał o tym wiedziec´ .
Nieznajomy nie mys´ lał jednak rezygnowac´ .
– Jes´ li przyjmiesz oferte˛, juz˙ nigdy wie˛cej nie
be˛dziesz musiała sprza˛tac´ z˙ adnych mieszkan´ . Dla oso-
by w twojej sytuacji, z twoja˛ pozycja˛, sto tysie˛cy to
Strona 15
18 JULIA JAMES
dos´ c´ , z˙ eby urza˛dzic´ sobie skromne, ale wygodne
z˙ ycie.
W Magdzie zmagały sie˛ sprzeczne emocje: z jednej
strony obraz˙ ał ja˛, mo´ wia˛c z taka˛ wzgarda˛ o ,,jej
pozycji’’, jakby nalez˙ ała do jakiegos´ podgatunku lu-
dzi. Z drugiej – cos´ znacznie silniejszego.
Pokusa.
Wygodne z˙ ycie...
Sto tysie˛cy funto´ w...
Czy to moz˙ liwe? Nie była w stanie wyobrazic´ sobie
takiej sumy. Mogłaby wyjechac´ z Londynu, zamiesz-
kac´ na prowincji, zaja˛c´ sie˛ wreszcie Benjim, poczynic´
plany na przyszłos´ c´ .
Oczami duszy zobaczyła juz˙ mały domek, skrom-
ny, ale przyzwoity, w kto´ rym jej syn wreszcie znalazł-
by prawdziwy dom. Woko´ ł mili sa˛siedzi, niewielki
ogro´ dek... Miłe, proste z˙ ycie.
Ona w kuchni piecze ciasto, Benji na tro´ jko-
łowym rowerku jez´ dzi po patio, na parapecie wy-
grzewa sie˛ w słon´ cu kot, na sznurze suszy sie˛ pra-
nie...
Zate˛skniła za tym obrazem.
Rafael widział juz˙ , z˙ e chwyciła przyne˛te˛. Wreszcie.
Nie sa˛dził, z˙ e tak trudno be˛dzie ja˛ zane˛cic´ , ale koniec
kon´ co´ w sie˛ udało.
Im dłuz˙ ej jednak musiał ja˛ przekonywac´ , tym wie˛k-
szego nabierał przekonania, z˙ e nada sie˛ s´ wietnie do
odegrania swojej roli.
Ojca trafi chyba apopleksja! Synowa z nies´ lubnym
dzieckiem. Sprza˛taczka, kto´ ra zajmowała sie˛ szorowa-
Strona 16
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 19
niem toalet. Kopciuch. Pan di Viscenti dostanie raz na
zawsze nauczke˛, by nie wywierac´ presji na syna...
Magda dojrzała błysk triumfu w oczach tego sza-
len´ ca i zadrz˙ ała. Sama musiała byc´ szalona, skoro
choc´ by przez moment rozwaz˙ ała jego propozycje˛. Sto
tysie˛cy funto´ w. Czysty absurd! Ona jako z˙ ona kogos´
takiego jak on? Jeszcze wie˛kszy absurd.
– Naprawde˛ musze˛ is´ c´ – oznajmiła, wstaja˛c ze
stołka. Musiała przy okazji potra˛cic´ nosidełko, bo
chłopiec nieoczekiwanie sie˛ obudził i zapłakał. Na-
chyliła sie˛ i pogłaskała synka po policzku. – Wszystko
w porza˛dku, kochanie. Mama jest przy tobie. Zaraz
idziemy.
Rafael przygla˛dał sie˛ jej spod zmruz˙ onych powiek.
– Sto tysie˛cy funto´ w. Koniec z szorowaniem toa-
let. Koniec targania małego ze soba˛ do pracy. On tak
nie moz˙ e funkcjonowac´ .
– To jakies´ szalen´ stwo – rzuciła ostro. – Pan nie
jest przy zdrowych zmysłach.
Włoch us´ miechna˛ł sie˛.
– Jes´ li to dla ciebie jakas´ pociecha, powiem ci, z˙ e
mys´ le˛ podobnie, ale jes´ li nie oz˙ enie˛ sie˛ w cia˛gu naj-
bliz˙ szych dwo´ ch tygodni, wszystko, na co pracowałem
całe z˙ ycie, zostanie przekres´ lone. Nie moge˛ do tego
dopus´ cic´ .
Co mu miała powiedziec´ ?
Nic. Mogła tylko odwro´ cic´ sie˛ i wyjs´ c´ .
Nie dos´ c´ , z˙ e Magde˛ od samego ranka, od chwili
kiedy wyszła z mieszkania tego szalen´ ca, dre˛czył
Strona 17
20 JULIA JAMES
rozsadzaja˛cy czaszke˛ bo´ l głowy, to teraz jeszcze z sa˛-
siedniego mieszkania dochodziła dudnia˛ca muzyka.
Nie mogła zapomniec´ o zwariowanej ofercie. Sto
tysie˛cy funto´ w, sto tysie˛cy funto´ w... – słowa te dudniły
jej w uszach w rytm muzyki. Albo jak podzwonne,
wieszcza˛ce jej z˙ ycie w ne˛dzy, bez z˙ adnych perspek-
tyw, bez nadziei.
Czy kiedykolwiek be˛dzie ja˛ stac´ na własny ka˛t?
Czekac´ na mieszkanie komunalne mogła w nieskon´ -
czonos´ c´ , tak długie były kolejki che˛tnych i potrze-
buja˛cych, a z˙ ycie w jednoizbowej klitce, z łazienka˛
na korytarzu, stawało sie˛ coraz bardziej nieznos´ ne.
Kiedy Benji był mniejszy, jeszcze jakos´ dawało sie˛
wytrzymac´ , ale on ro´ sł i potrzebował prawdziwego
domu.
Nie, nie narzekała. W innym kraju mogłaby w ogo´ le
nie miec´ dachu nad głowa˛ i zdychac´ pod mostem.
Tutaj przynajmniej system socjalny, jakkolwiek nie-
doskonały, dawał jej jakies´ wsparcie. Acz kiedy Benji
sie˛ urodził, były naciski ze strony tego samego sys-
temu, z˙ eby oddała małego do adopcji.
– Egzystencja samotnej matki jest bardzo trudna,
panno Jones – przekonywała pani z opieki społecznej.
– Nawet jes´ li otrzyma pani zapomoge˛. Bez dziecka
be˛dzie pani miała wie˛ksze szanse˛ na ułoz˙ enie sobie
z˙ ycia.
,,Nie oddam go’’ – os´ wiadczyła wtedy z moca˛.
Sama kiedys´ była zawada˛. Tak wielka˛, z˙ e kobieta,
kto´ ra ja˛ urodziła, zostawiła po prostu co´ rke˛ w s´ miet-
niku.
Strona 18
´ SKA PRZYGODA
TOSKAN 21
Nikt, nikt nie zdoła jej odebrac´ Benjiego.
Zza s´ ciany dochodziła ogłuszaja˛ca muzyka, ale nikt
z sa˛siado´ w nie pro´ bował protestowac´ . Facet, kto´ ry
puszczał swo´ j radiomagnetofon na cały regulator, był
c´ punem, wszyscy o tym wiedzieli, i potrafił zareago-
wac´ agresja˛ na najdrobniejsza˛ uwage˛. W kon´ cu od-
twarzacz milkł, choc´ czasem dopiero nad ranem. Nic
dziwnego, z˙ e Benji budził sie˛ w nocy po kilka razy.
Teraz, mimo z˙ e była juz˙ dziesia˛ta, tez˙ nie spał
i Magda nawet nie pro´ bowała go usypiac´ . Siedział
obok niej na zapadnie˛tym ło´ z˙ ku i bawił sie˛ plastyko-
wymi klockami, wrzucaja˛c je do pojemnika przez
odpowiadaja˛ce poszczego´ lnym kształtom otwory.
Zmys´ lna zabawka, kto´ ra˛ kupiła w sklepie jednej z or-
ganizacji charytatywnych. Wszystkie zabawki i ciusz-
ki wynajdywała dla Benjiego w takich włas´ nie skle-
pach. Nie gdzie indziej zaopatrywała sie˛ w ubrania dla
siebie.
Obserwowała synka i cały czas wracała w mys´ lach
do dziwnego porannego spotkania.
Czy to zdarzyło sie˛ naprawde˛? Czy naprawde˛ za-
bo´ jczy włoski milioner zaproponował po´ łroczne mał-
z˙ en´ stwo oraz sto tysie˛cy w charakterze zapłaty za
usługe˛? Oferta była tak chora, tak szalona, z˙ e trudno
było uwierzyc´ w jej realnos´ c´ .
Niespodziewanie rozległo sie˛ pukanie do drzwi
i Benji, zaciekawiony, podnio´ sł gło´ wke˛ znad klocko´ w.
Pukanie rozległo sie˛ ponownie.
– Panno Jones?
Stłumiony głos, ledwie słyszalny przez ogłuszaja˛ce
Strona 19
22 JULIA JAMES
dz´ wie˛ki muzyki. Gospodarz domu? Czasami tu za-
gla˛dał, z˙ eby sprawdzic´ stan swojej nieruchomos´ ci.
Powoli podeszła do drzwi i uchyliła je ostroz˙ nie, nie
otwieraja˛c z łan´ cucha.
– Tak?
– To ja, Rafael di Viscenti – przedstawił sie˛ gos´ c´ .
– Rozmawialis´ my dzisiaj rano. Moge˛ wejs´ c´ ?
Strona 20
ROZDZIAŁ DRUGI
Była tak zdumiona, z˙ e otworzyła machinalnie.
Rafaela na jej widok ogarne˛ły wa˛tpliwos´ ci. Czyz˙ by
naprawde˛ zaproponował małz˙ en´ stwo temu... Jak to sie˛
mo´ wi po angielsku? Popychadłu?
W rozcia˛gnie˛tej, workowatej bluzie bawełnianej,
w znoszonych spodniach. Tłuste, pozbawione koloru
włosy zwia˛zane w kucyk, ziemista twarz, cienie pod
oczami. Najbardziej odpychaja˛ca kobieta, jaka˛ w z˙ y-
ciu zdarzyło mu sie˛ widziec´ .
I dlatego doskonała. Przeciwien´ stwo Amandy, pierw-
szej kandydatki. Dlaczego nie? Zamiast seksownej,
wyzywaja˛cej idiotki przedstawi tatusiowi tego kop-
ciucha obarczonego nies´ lubnym dzieckiem. Ro´ wnie
dobre rozwia˛zanie, jes´ li nie lepsze.
Poza tym, pomys´ lał nagle, ogarniaja˛c spojrzeniem
nore˛, w kto´ rej mieszkała, i spogla˛daja˛c na malca
o czekoladowych oczach, ona zrobi z tych stu tysie˛cy
znacznie lepszy uz˙ ytek niz˙ Amanda.
– Co... co pan tu robi? Jak mnie... jak mnie pan
znalazł? – ja˛kała sie˛, kompletnie zaszokowana.
Rafael wszedł, zamkna˛ł drzwi za soba˛i dziewczyna
odruchowo stane˛ła mie˛dzy nim a dzieckiem.