Holt Anne - Vik i Stubo 1 - To co moje

Szczegóły
Tytuł Holt Anne - Vik i Stubo 1 - To co moje
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Holt Anne - Vik i Stubo 1 - To co moje PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Holt Anne - Vik i Stubo 1 - To co moje PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Holt Anne - Vik i Stubo 1 - To co moje - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Annę HOLT TO CO MOJE PRZEŁOŻYŁA ELŻBIETA HYGEN Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza Warszawa 2008 Tytuł oryginału DET SOM ER MITT Redakcja Ewa Jastrun Projekt okładki Sławomir Kawka Skład i łamanie Maria Kowalewska Korekta Elwira Wyszyńska Copyright © 2001 by Annę Holt Published in arrangement with SALMONSSON AGENCY, Stockholm Copyright © for the Polish edition by Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza, 2008 Wydanie I Strona 3 Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza Sp. z o.o. ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa e-mail: [email protected] Dział handlowy: tel. (022) 616 29 36, 616 29 28 faks (022) 433 51 51 Zapraszamy do naszego sklepu internetowego: www.jsantorski.pl Druk i oprawa Wojskowa Drukarnia w Łodzi Wydrukowano na papierze eeco book cream70g/m2, vol 2,0 ISBN 978-83-7554-031-4 Moim rodzicom poświęcam Sufit stał się niebieski. Mężczyzna w sklepie twierdził, że ciemna farba spowoduje, iż pokój będzie wydawał się mniejszy. Pomylił się. Zamiast tego sufit się podniósł, niemal znikając. Kiedy byłem mały, chciałem, żeby tak właśnie było. Sklepienie ciemnej nocy, gwiazdy i cienki sierp księżyca nad oknem. Wtedy babcia i mama wybrały dla mnie chłopięcy pokój w żółtych i białych kolorach. Uczucie szczęścia jest tym, co zaledwie pamiętam, jak- by lekkie dotknięcie wśród obcych ludzi; znikające, zanim zdążysz się obrócić. Kiedy pokój był już gotów i pozostało dwa dni do jego przybycia, poczułem się zadowolony. Szczęście jest dziecięcą sprawą, a ja przecież niedługo Strona 4 skończę 34 lata. Ale oczywiście byłem wtedy szczęśliwy. Cieszyłem się. Pokój był gotów. Na sierpie księżyca siedział chłopiec. Jasnowłosy, z bambusową wędką, z przyczepioną żyłką i spławikiem. W dole, nasadzona na róg: Gwiazda. Kropla złotej farby spływała cienką strugą w stronę ramy okna, tak jakby niebo za chwilę miało się roztopić. Nareszcie przyjedzie mój syn. 9 1 Wracała ze szkoły do domu. Zbliżało się święto 17 Ma- ja. Po raz pierwszy święto narodowe bez mamy, a trady- cyjna sukienka, bunaden, za krótka. Mama przedłużała ją już dwa razy. W nocy Emilię obudził zły sen. Tata spał, słyszała przez ścianę jego lekkie chrapanie. Przyłożyła do sie- bie sukienkę. Czerwona taśma sięgała ledwie do kolan. Zbyt szybko urosła. Tata często mówił: Rośniesz jak na drożdżach, skarbie. Emilia pogłaskała wełniany mate- riał, uginając kolana i ściągając ramiona. Babcia często powtarzała: Greta wyglądała jak tyczka, nic więc dziwnego, że dziecko tak rośnie. Od kurczenia się zdrętwiało jej ciało. To wina mamy, że jest taka wysoka. Czerwona taśma na pewno nie sięg- Strona 5 nie dalej niż do kolan. A może mogłaby poprosić o nową sukienkę. Tornister był za ciężki. Zaczęła zbierać kwiaty podbia- łu. Bukiet zrobił się tak duży, że tata będzie musiał wyjąć wazon. Gdy była mała, zrywała same główki i wkładała je potem do kieliszka do jajek. Tym razem łodygi były długie. Nie lubiła chodzić sama. Ale Martę i Silje zabrała matka Marty. Nie mówiły dlaczego, pomachały tylko do Emilii zza szyby samochodu. 10 Kwiaty potrzebowały wody. Niektóre z nich już smętnie zwisały nad jej palcami. Emilia próbowała nie ściskać tak mocno bukietu. Jeden z kwiatków upadł na ziemię. Pochyliła się, żeby go podnieść. - Nazywasz się Emilia? Mężczyzna uśmiechał się. Spojrzała do tyłu. Teraz, na tej ścieżce, biegnącej między dwiema pełnymi ruchu drogami i skracającej drogę do domu o ponad dziesięć minut, nikogo nie było widać. Odpowiedziała coś niewyraźnie i cofnęła się. - Emilia Selbu? To ty, prawda. Nigdy nie rozmawiaj z obcymi mężczyznami. Nigdy nie idź z kimś, kogo nie znasz. Bądź miła dla każdego. Strona 6 - Tak - szepnęła, próbując przejść obok. But, nowy adidas z różowym paskiem, zanurzył się w błocie i liściach. Emilia niemal straciła równowagę. Mężczyzna chwycił ją za rękę. Potem przyłożył jej coś do twarzy. Półtorej godziny później wpłynął na policję meldu- nek o zaginięciu dziewczynki. ii 2 - Nigdy nie udało mi się odłożyć tej sprawy na bok. Może wyrzuty sumienia? Z drugiej strony w czasie, kie dy matki małych dzieci powinny zajmować się domem, ja byłam młodym prawnikiem. Niewiele miałam do powiedzenia. W śmiechu czaiła się prośba o pozostawienie jej sa- mej. Rozmowa trwała już prawie dwie godziny. Leżąca w łóżku kobieta ciężko oddychała; wyraźnie dokuczały jej mocne promienie słoneczne. Pałce zaciskały się wo- kół pościeli. - Mam tylko siedemdziesiąt lat - wyszeptała. - Czuję się jednak wiekową staruszką. Proszę mi wy baczyć. Inger Johanne Vik wstała i zasłoniła okno. Nie od- wróciła się. Strona 7 - Lepiej? - zapytała po chwili. Starsza kobieta zamknęła oczy. - Wszystko zapisałam. Trzy lata temu. Kiedy ode szłam na emeryturę i myślałam, że teraz będę miała... - powiedziała i podniosła szczupłą dłoń - ...dużo cza su. Podniosła szczupłą dłoń - .. .dużo czasu. Inger Johanne Vik wpatrywała się w teczkę, leżącą koło góry książek na nocnym stoliku. Chora kiwnęła słabo głową. 12 - Proszę to wziąć. Niewiele już teraz mogę zrobić. Nie wiem nawet, czy on jeszcze żyje. Miałby teraz... sześćdziesiąt pięć lat. Coś koło tego. Zamknęła oczy. Głowa osunęła się na bok. Usta uchyliły się lekko i kiedy Inger Johanne Vik pochyliła się, aby zabrać czerwoną teczkę, poczuła niezdrowy oddech. Bezszelestnie włożyła dokumenty do torby i skierowała się do drzwi. - Na koniec jeszcze jedna rzecz. Drgnęła i odwróciła się w stronę chorej. - Pytano mnie, dlaczego jestem tak przekonana do swej racji. Pewnie niektórzy myślą, że są to urojenia kobiety, której nikt już więcej nie Strona 8 potrzebuje. Przecież przez wszystkie te lata nic z tym nie zrobiłam... Kiedy już pani wszystko przeczyta, chciałabym wiedzieć... - zakasłała słabo. Powieki opadły i zapadła cisza. - Dowiedzieć się czego? Powiedziała to szeptem, nie będąc pewna, czy starsza kobieta nie zasnęła. - Ja wiem, że był niewinny. Jednak dobrze byłoby wiedzieć, czy pani myśli podobnie. - Ale przecież ja nie tym mam się zająć... Staruszka uderzyła lekko dłonią o poręcz łóżka. - Ja wiem, czym pani będzie się zajmować. Panią nie interesuje problem winy czy niewinności. Ale mnie to interesuje. W tej jednej sprawie. Mam nadzieję, że panią to też zainteresuje. Jak Pani już to wszystko przeczyta. Czy może mi pani przyrzec, że przyjdzie ponownie? Inger Johanne Vik uśmiechnęła się nieznacznie. Był to właściwie niezobowiązujący grymas. 13 3 Emilia gubiła się już wcześniej kilka razy. Zwykle nie trwało to długo, ale raz, było to zaraz po śmierci Grety, nie mógł jej znaleźć przez trzy godziny. Szukał jej wszę- dzie. Najpierw irytujące wydzwanianie: do przyjaciół, Strona 9 do siostry Grety, mieszkającej dziesięć minut drogi od nich ulubionej cioci Emilii, do dziadków, którzy prze- cież od wielu dni nie widzieli dziecka. Dzwonił pod co- raz to nowe numery, podczas gdy niepokój zamienił się w strach, a palce nie trafiały w cyfry. Później zaczął bie- gać po sąsiadach, zataczając coraz większe kręgi. Strach zmienił się w panikę, czuł, że zaraz się rozpłacze. A ona siedziała na drzewie i pisała list do mamy, list rysunek, który jako papierowy samolocik miał po- lecieć do nieba. Zdjął ją ostrożnie z gałęzi, po czym ze stromego zbocza puścił samolocik łukiem w dół. Ten poszybował i zniknął za dwiema dużymi brzozami. Miejsce to nazwali później Drogą do Nieba. Przez dwa tygodnie nie spuszczał jej z oczu. Kiedy jednak skończyły się ferie i rozpoczęła szkoła, musiał puścić ją wolno. Tym razem sytuacja wyglądała inaczej. Nigdy wcześniej nie dzwonił na policję. Z takimi krótszymi i dłuższymi epizodami musiał się liczyć. Tym razem było jednak inaczej. Panika pojawiła się nagle, niczym fala. Nie wiedział dlaczego, ale kiedy Emilia nie 14 wróciła na czas do domu, pobiegł do szkoły, nie zauwa- żając, że po drodze zgubił kapeć. Plecak i duży bukiet Strona 10 podbiału leżały na ścieżce, biegnącej miedzy dwiema głównymi drogami, ścieżce na skróty, którą nigdy nie miała odwagi iść sama. Greta kupiła plecak miesiąc przed swoją śmiercią. Emilia nigdy nie zostawiłaby go w ten sposób. Podniósł go do góry, jakby z niechęcią. Mógł przecież się pomy- lić, to mógł być plecak kogoś innego, jakiegoś bardziej nieporządnego dziecka, nic nie było pewne, dopóki, wstrzymując oddech, nie otworzył go i nie zobaczył inicjałów ES. Duże, kanciaste litery pisane ręką Emilii. To był jej plecak, którego nigdy z własnej woli tak by nie zostawiła. 15 4 Mężczyzna, o którym była mowa w dokumentach należących do Alvhild Sofienberg, nazywał się Aksel Seier i urodził się w 1935 roku. W wieku piętnastu lat rozpoczął naukę jako czeladnik stolarza. Dokumenty niewiele mówiły o dzieciństwie Aksela. Wynikało z nich jedynie, że w wieku dziesięciu lat przeprowadził się z Trondheim do Oslo. Jego ojciec dostał po wojnie pracę w Warsztacie Mechanicznym Aker. Chłopak, zanim stał się pełnoletni, miał już na swoim koncie trzy wykroczenia. Nie były to jednak poważne sprawy. Strona 11 Przynajmniej nie według obecnej miary, mruknęła do siebie Inger Johanne Vik, przeglądając dokumenty. Kartki były łamliwe i pożółkłe od starości. W wyroku sądowym była mowa o dwóch włamaniach do kiosku i kradzieży samochodu, zakończonej na drodze Mosseveien, kiedy to w starym fordzie zabrakło benzy- ny. Ale gdy Aksel Seier ukończył dwadzieścia jeden lat, został aresztowany za gwałt i morderstwo. Dziewczynka miała na imię Hedvig i w chwili śmier- ci skończyła zaledwie osiem lat. Płócienny worek z jej nagim i zmaltretowanym ciałem znalazł przy magazynach portowych w Oslo pewien celnik. Po niecałych dwóch tygodniach in- tensywnego dochodzenia aresztowano Aksela Seier a. Nie było mocnych dowodów. Żadnych śladów krwi, 16 żadnych odcisków palców. Żadnych śladów butów lub innych poszlak, które wskazywałyby na sprawcę czynu. Ale na miejscu zbrodni widziało go dwóch wiarygod- nych świadków, załatwiających późną nocą swe legalne interesy. Początkowo młody człowiek kategorycznie wszyst- kiemu zaprzeczył. Po pewnym czasie musiał jednak potwierdzić, że tej nocy, kiedy Hedvig została zabita, Strona 12 znajdował się w rejonie między Pipervika a Vippetangen. Przyznał się jedynie do pokątnego handlu alkoholem. Nie chciał jednak podać nazwiska klienta. Kilka godzin po aresztowaniu policji udało się od- szukać stare doniesienie o publicznym obnażeniu się. Miał wtedy osiemnaście lat. Twierdził, że w tamten letni wieczór wysikał się tylko po pijanemu. Mijały go w tym czasie trzy dziewczyny. Chciał trochę się z nimi zabawić. Takie tam głupoty. Bo przecież nie był taki. Nie obnażał się publicznie, po prostu chciał się powygłupiać z trze- ma dziewczynami. Sprawę umorzono, ale nigdy nie zniknęła z kartoteki. I wynurzyła się z zapomnienia, niczym grożący palec, piętno, o którym myślał, że zostało wymazane z pa- mięci. Kiedy nazwisko Aksela pojawiło się na pierwszych stronach gazet, co doprowadziło jego matkę do sa- mobójstwa w przeddzień wigilii 1956 roku, do policji dotarły trzy nowe doniesienia. Jedno z nich zostało dys- kretnie odłożone na bok, kiedy prokurator stwierdził, iż jego autorka, kobieta w średnim wieku, miała zwyczaj co pół roku donosić o nowym gwałcie. Dwa pozostałe zostały wykorzystane w sprawie. 17 Strona 13 Dziewiętnastoletnia Margrete Solli chodziła z Akse- lem trzy miesiące. Miała mocne zasady. Jak twierdziła, zaczerwieniona i ze spuszczonymi oczami, nie podoba- ło się to Akselowi. Przy kilku okazjach zmusił ją do tego, co jest dozwolone po ślubie. Sam Aksel miał inną wersję tej historii. Pamiętał słodkie noce nad jeziorem Sognsvann, chichot, protesty i klapsy po rękach, kiedy dotykał jej ciała. Pamiętał ciepłe pocałunki na pożegnanie i swoje dość letnie zapewnienia o ślubie, jak tylko zda egzamin na czeladnika. Opowiedział na przesłuchaniu i przed sądem o młodej dziewczynie, którą wprawdzie trzeba było przekonywać, ale nie inaczej, jak to się robi w takiej sytuacji. Przecież chyba wszystkie tak robią, zanim nie dostaną pierścionka na palec. Trzecie doniesienie było od kobiety, której Aksel, jak cały czas twierdził, nigdy nie spotkał. Do gwałtu miało dojść wiele lat wcześniej, kiedy dziewczyna miała czter- naście lat. Aksel energicznie zaprzeczał. Nigdy jej na oczy nie widział. Uporczywie obstawał przy tym przez dziewięć tygodni pobytu w areszcie i w czasie długiej i niszczącej rozprawy sądowej. Nigdy tej kobiety nie spotkał. Nigdy o niej nie słyszał. Ale przecież wiele razy kłamał. Strona 14 Kiedy przedstawiono akt oskarżenia, Aksel podał w końcu nazwisko klienta, który mógł mu zapewnić alibi. Klient nazywał się Arne Frigaard i kupił od Aksela dwadzieścia butelek dobrego bimbru za dwadzieścia pięć koron. Policja zjawiła się u zdumiongo pułkow- nika Frigaarda, mieszkającego w eleganckiej dzielnicy Frogner. Pułkownik, słysząc te skandaliczne pomówię- 18 nia, wzniósł oczy do góry, po czym wskazał dwóm przy- byłym posterunkowym swój barek. Wyłącznie szlachetne trunki. Żona niewiele się odzywała, jedynie kiwała pota- kująco głową, gdy jej cokolwiek hałaśliwie zachowujący się mąż zapewniał, że tamtego wieczoru był w domu, kurując migrenę. Wcześnie położył się do łóżka. Inger Johanne potarła grzbiet nosa i wypiła łyk zim- nej herbaty. Wyglądało na to, że nikt nie przyjrzał się dokładniej opowieści pułkownika. Jednak mogła wyczuć ironię, a raczej sarkastyczny dystans sędziego, przytaczającego sucho i rzeczowo relację policjantów. Pułkownik w ogóle nie zeznawał przed sądem. Lekarz stwierdził, że świadek cierpi na migrenę, dlatego też musi zaosz- czędzić swemu wieloletnimu pacjentowi nieprzyjemno- ści, które przyniosłaby konfrontacja z pomówieniami o Strona 15 kupnie bimbru. Inger Johanne drgnęła na odgłos z sypialni. Nawet teraz, po pięciu latach, kiedy zaczęło układać się lepiej - dziecko z reguły spało głęboko i zdrowo przez całą noc, a teraz pewnie było trochę przeziębione - na dźwięk najmniejszego chrząknięcia, najsłabszego kaszlu przez sen przebiegał po jej plecach lodowaty dreszcz. Ponownie zapadła cisza. Jeden ze świadków wyróżniał się szczególnie. Był nim siedemnastoletni Evander Jakobsen, sam siedzący w więzieniu. W chwili zamordowania małej Hedvig przebywał jednak na wolności. Twierdził później, że otrzymał od Aksela Seiera pieniądze za przeniesienie jakiegoś worka z dzielnicy Gamlebyen do portu. W pierwszym zezaniu utrzymywał, iż Seier szedł tej 19 nocy razem z nim, ale nie chciał nieść worka, ponieważ wzbudzałoby to podejrzenia. Później historia uległa /mianie. To nie Seier kazał mu nieść worek, ale ktoś inny, jakiś mężczyzna, którego nazwiska nie podał. W nowej wersji zeznania Seier spotkał go w porcie, gdzie odebrał worek, nie mówiąc zbyt wiele. Worek zawierał prawdopodobnie rozkładające się świńskie głowy i nogi. I'vander Jakobsen nie wiedział tego na pewno, gdyż nie Strona 16 zaglądał do środka, ale świadczył o tym wydobywający się smród. Ciężar worka mógł zgadzać się z ciężarem ciała ośmioletniej dziewczynki. W tak oczywisty sposób nieprawdziwa historia wzbu- dziła wątpliwości u dziennikarza gazety „Dagbladet", zajmującego się sprawami kryminalnymi. Nazwał zeznania Evandera Jakobsena nieprawdopodobnymi i zyskał wsparcie ze strony gazety „Morgenbladet", której reporter otwarcie kpił z pełnych sprzeczności zeznań młodego niebieskiego ptaszka. Jednak dziennikarskie wątpliwości niewiele po- mogły. Aksel Seier został skazany za zgwałcenie małej ośmioletniej Hedvig Gasoy. Skazany został również za zamordowanie jej z zamiarem ukrycia poprzedniego przestępstwa. Dostał dożywocie. Inger Johanne Vik położyła papiery ostrożnie na jednej kupce. Ten niewielki stos składał się z odpisu wyroku i wycinków z gazet. Żadnych dokumentów z policji. Żadnych przesłuchań. Żadnych raportów biegłych, mimo - iż jak wynikało ze źródeł - takowe istniały. 20 Strona 17 Kiedy zapadł wyrok, gazety przestały zajmować się sprawą. Dla Inger Johanne Vik wyrok na Aksela Seiera był jednym z wielu. Dopiero zakończenie historii czyniło ją szczególną i nie pozwalało spać. Dochodziło wpół do pierwszej, ale nie czuła się senna. Ponownie przeczytała dokumenty. Pod wyrokiem leżała, przypięta spinaczem do wycinków z gazet, bu- dząca niepokój opowieść starszej pani. W końcu Inger Johanne się podniosła. Za oknem się rozjaśniało. Za kilka godzin będzie musiała wstać. Dziecko zamruczało przez sen, kiedy przesuwała je na drugą stronę łóżka. Pozostawiła córkę na miejscu. I tak by nie zasnęła. 2] 5 - To właściwie niewiarygodna historia. - Czy rozumie to pani dosłownie? Po prostu nie wie- rzy mi pani? Pokój był niedawno wywietrzony. Chora wyglądała na bardziej ożywioną. Siedziała w łóżku, a w rogu poko- ju stał włączony bezgłośnie telewizor. Inger Johanne Vik uśmiechnęła się i pogładziła nieznacznie koc wiszący na poręczy łóżka. Strona 18 - Oczywiście, że pani wierzę. Dlaczego miałabym nie wierzyć. Alvhild Sofienberg nie odpowiedziała. Spojrzenie powędrowało od młodej kobiety w kierunku niemego telewizora. Obrazy na ekranie migały niespokojnie i bez sensu. Starsza kobieta miała niebieskie oczy. Twarz była owalna, a usta jakby się ukryły w grymasach znikające- go i pojawiającego się bólu. Kosmyki włosów przylegały do wąskiej głowy. Dawniej mogła być ładną kobietą. Trudno było to teraz powiedzieć. Inger Johanne przyjrzała się bacznie zniszczonym rysom twarzy, próbując wyobrazić sobie ją taką, jaką mogła być w 1965 roku. Alvhild Sofienberg miała wtedy trzydzieści pięć lat. - Urodziłam się w 1965 roku - powiedziała nagle 22 Inger Johanne i odłożyła teczkę na bok. - 22 listopada. Dokładnie dwa lata po zamachu na Kennedy'ego. - Moje dzieci zaczynały już dorastać. A ja zrobiłam absolutorium. Starsza kobieta uśmiechnęła się prawdziwym uśmie- chem. Zęby przeświecały szaro w wąskim otworze mię- dzy nosem i brodą. Spółgłoski były twarde, samogłoski zniknęły. Sięgnęła po szklankę i napiła się wody. Strona 19 Pierwszą pracą Alvhild Sofienberg było stanowisko referenta w Zarządzie Więzień. Jej zadaniem było przygotowanie podań o ułaskawienie, przekazywanych do rozpatrzenia królowi. Inger Johanne wiedziała już o tym. Z dokumentów, z przypiętej do wyroku relacji tej starszej kobiety i z kilku pożółkłych wycinków prasowych, mówiących o Akselu Seierze, skazanym za morderstwo dziecka. - Nudna praca. Właściwie. Najbardziej nudna, kiedy wracam do niej wspomnieniami. Bo nie przypominam sobie, żebym była z niej niezadowolona. Raczej odwrot nie. Zdobyłam wyższe wykształcenie. Zdałam egzamin ukończenia studiów wyższych, ogromne osiągnięcie. W tamtych czasach. Przynajmniej w mojej rodzinie. Ponownie ukazała zęby, próbując zwilżyć końcem języka wąskie usta. - Jak pani zdobyła te wszystkie dokumenty? - spytała Inger Johanne, nalewając wody z karafki do szklanki. Kostki lodu roztopiły się, woda pachniała lekko cebulą. - Sądzę, że nigdy tak nie było, iż do podań o uła skawienie dołączano wszystkie dokumenty sprawy. Przesłuchania na policji i tym podobne papiery. Nie rozumiem, w jaki sposób mogła pani... 23 Strona 20 Alvhild próbowała wyprostować plecy. Kiedy Inger Johanne nachyliła się, aby jej pomóc, ponownie poczuła zapach starej cebuli. Zapach nasilał się, woń przeszła w smród gnicia, który napełnił jej jamę nosową i spowodował odruch wymiotny. Odruch ten pokryła kaszlem. - Śmierdzę cebulą - powiedziała krótko chora. - Nikt nie wie, skąd to się bierze. - Może to jest... Inger Johanne wskazała palcem na karafkę z wodą. - Czułam lekki... - Odwrotnie - zakasłała chora. - Woda przejmuje zapach ode mnie. Proszę wytrzymać. Wskazała na teczkę, która spadła na ziemię. - Tak jak tam napisałam, nie umiem powiedzieć, co wzbudziło moje zainteresowanie. Może prostota poda nia. Skazany siedział osiem lat w więzieniu i nigdy przez ten czas nie przyznał się do winy. Już wcześniej wystę pował o ułaskawienie trzy razy i cały czas otrzymywał odmowę. Mimo to nigdy się nie odwoływał od decyzji. Nigdy też nie twierdził, tak jak inni, że jest chory. Nie zapełniał kartek informacjami o słabym zdrowiu, o rodzinie pozostałej w domu, o tęskniących dzieciach i tym podobnych rzeczach. Podanie zawierało jedną linię. Dwa zdania: „Jestem niewinnie skazany. Dlatego