Hewitt Kate - Milioner z Nowego Jorku
Szczegóły |
Tytuł |
Hewitt Kate - Milioner z Nowego Jorku |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Hewitt Kate - Milioner z Nowego Jorku PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Hewitt Kate - Milioner z Nowego Jorku PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Hewitt Kate - Milioner z Nowego Jorku - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Kate Hewitt
Milioner z Nowego Jorku
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sprawdzał telefon. W takim momencie! Zoe Parker drgnęła zirytowana, patrząc, jak drużba pana
młodego klika na swoim smartfonie. Dyskretnie, ale jednak. Jej siostra Millie i jej przyszły mąż Chase
wypowiadali właśnie słowa przysięgi, a Aaron Bryant w tym momencie esemesował! Był niemożliwy. I
był palantem. Przystojnym, ale palantem. Zoe chciała kopnąć go w goleń. Albo nieco wyżej. Gdyby mogła,
sięgnęłaby ponad trenem eleganckiej kremowej sukni swojej siostry i wyrwałaby mu telefon z dłoni.
Odwróciła się w stronę pastora, zdecydowana skupić się na nim całkowicie. Może Aaron Palant
pójdzie jej śladem i też to zrobi? To niesamowite, że ten przebogaty człowiek, zarządzający fortuną rodu
Bryantów, nie zna podstawowych dobrych manier. Już podczas próby, dzień wcześniej, spóźnił się
pięćdziesiąt pięć minut i sprawiał wrażenie znudzonego całą tą ceremonią.
Spojrzała na Millie, która na szczęście nie zauważyła telefonu. Wyglądała pięknie, promieniejąca
jak nigdy dotąd, z błyszczącymi oczami i zaróżowionymi policzkami. Wszystko w niej tryskało
szczęściem. Zoe zdusiła w dobie maleńki odruch zazdrości. Sama nie szukała już tego jedynego. Miała za
sobą kilka związków i każdy kończył się źle. Ale Millie się najwyraźniej udało - Chase Bryant był bliski
ideału: czarujący, sympatyczny i niezwykle atrakcyjny. Atrakcyjny jak jego brat.
Zoe instynktownie spojrzała na Aarona. Cały czas bawił się telefonem. Trudno go było nazwać
dobrze wychowanym, ale z całą pewnością był pociągający. Na jego czole pojawiła się nagle zmarszczka i
Aaron przygryzł wargę. Miał ładne usta, nawet z tym wiecznie do nich przypiętym grymasem irytacji.
Pełne, wyraźnie zarysowane, zmysłowe. Podobnie jak cała reszta - od barczystych ramion po uda...
- Mocą nadaną mi przez Boga ogłaszam was mężem i żoną.
Zoe oderwała wzrok od kształtnych pośladków Aarona Bryanta akurat w momencie, gdy Millie i
Chase pocałowali się. Aaron wsunął telefon do kieszeni garnituru.
Zgromadzeni zaczęli spontanicznie i radośnie klaskać, gdy Millie i Chase, trzymając się za ręce,
wychodzili z kościoła. Aaron i Zoe, świadkowie, ruszyli za nimi. Zoe ujęła Aarona pod rękę, zdając sobie
sprawę, że po raz pierwszy go dotyka; na próbie nie przećwiczyli przejścia wzdłuż ław kościelnych, bo się
spóźnił.
A teraz szła oparta o jego silne męskie ramię, z twarzą o centymetry od jego policzka i palcami o
milimetry od jego kieszeni. Z telefonem.
Pod pretekstem poprawienia sukni, ścisnęła mocniej ramię Aarona, a jej palce wślizgnęły się do
jego kieszeni, chwytając za telefon. Drugi brat Chase'a, Luke, i jego narzeczona, Aurelia, szli tuż za nimi i
tak, para za parą, wyszli na stopnie kościoła i słoneczny blask Piątej Alei. Aaron odsunął się od niej w
mgnieniu oka, całą uwagę poświęcając w tym momencie bratu. Zoe szybko ukryła jego telefon w fałdach
sukni, a następnie wsadziła go w kwiaty w swoim bukiecie. Poprawiła wstążki i koronki, tak że nikt by się
nie domyślił, że coś tam w środku jest. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Chciała go chyba ukarać za
Strona 3
aroganckie zachowanie. Chciała zobaczyć wyraz twarzy Aarona Bryanta, gdy uświadomi sobie, że nie ma
telefonu. Tymczasem ktoś do niego podszedł i Aaron zajął się rozmową z ważniakiem, pragnącym
zapewne dowiedzieć się czegoś o firmie Bryantów.
Pomyślała o Millie. Jej siostra weszła zatem do rodziny Bryantów, skupionej wokół trójki braci,
których zdjęcia regularnie znajdowały się w tabloidach i na plotkarskich stronach w internecie. Najczęściej
zresztą zdjęcia Aarona. Parę dni temu Zoe, przeglądając kolorowe magazyny w kawiarni, zobaczyła
zdjęcie Aarona z jakąś piękną blondynką. Sądząc po tym, jak bez entuzjazmu rzucił Zoe przelotne
spojrzenie, gdy przedstawiono ich sobie podczas wczorajszej próby, chude brunetki nie były w jego typie.
- Zoe, fotograf chce zrobić zdjęcie całej rodziny - ponaglała ją Amanda, matka Zoe. - A tren Millie
wymaga chyba poprawienia, kochanie.
- Tak, mamo, już się za to biorę.
Podeszła do młodej pary ustawiającej się u stóp schodów. Fotograf nalegał, by przemieścili się
jeszcze dwie przecznice dalej, do Central Parku, natomiast Chase wyglądał, jakby myślał tylko o tym, by
zrelaksować się w najbliższym barze z piwem.
- Chodź, Chase - powiedziała do szwagra. - Będziesz potem dumny z tych zdjęć.
R
Chase uśmiechnął się i pokornie ruszył za fotografem z żoną uwieszoną jego ramienia.
Godzinę później zdjęcia się zakończyły i Zoe krążyła po sali balowej hotelu Plaza z kieliszkiem
L
szampana w ręku. Wciąż miała na oku Aarona, bo wciąż chciała zobaczyć wyraz jego twarzy, gdy
zorientuje się, że nie ma telefonu. Podczas zdjęć wyjęła komórkę z bukietu i wsadziła ją sobie do
T
kopertówki. Mały podświetlany ekran błyszczał w jej stronę oskarżycielsko: jedenaście nieodebranych
połączeń i osiem nowych wiadomości. Najwyraźniej Aaron był bardzo ważną osobą. Czyżby to
zlekceważona kochanka błagała go, by wrócił? Czy też dzwonił jakiś jego partner w biznesie? W obu
przypadkach w takim dniu sprawa mogła poczekać kilka godzin.
Śledzenie Aarona w zatłoczonej sali nie było trudne - był o dobre pięć centymetrów wyższy od
innych mężczyzn, a poza tym przyciągał wszystkie spojrzenia kobiet spoglądających na niego tęsknie z
każdej strony. I pewnie o tym wiedział; szedł z arogancką pewnością siebie, jak mężczyzna, który wie, że
każda kobieta może być jego.
Może i każda, ale na pewno nie ja, powiedziała do siebie Zoe. Instynktownie nie polubiła tego aro-
ganckiego typa. Będą musieli jednak ze sobą rozmawiać podczas przyjęcia, bo usadzono ich przy jednym
stoliku. Choć niewykluczone, że Aaron zignoruje jej obecność - ktoś, kto pisze esemesa podczas ceremonii
ślubnej, zdolny jest przecież do wszystkiego. Uśmiechając się, poklepała torebkę. Nie mogła się doczekać
momentu, kiedy drużba zauważy zgubę.
Aaron Bryant zastanawiał się, jak długo będzie musiał tu zostać. To był ślub jego brata, a on był na
nim świadkiem, wypadało zatem zostać na weselu do samego końca. Z drugiej strony, jeden z europejskich
oddziałów Bryant Enterprises przeżywał właśnie bardzo ciężkie chwile i jeśli on nie zajmie się tą sprawą,
może to firmę wiele kosztować. Wsunął automatycznie rękę do kieszeni garnituru, ale nie znalazł tam tego,
Strona 4
czego szukał. Czyżby po drodze do Central Parku okradł go kieszonkowiec? Niesamowite! W takim
momencie...
Zdecydował się zostać na przyjęciu przynajmniej do kolacji. Jego komórka miała na szczęście
backup na służbowym telefonie i będzie miał dostęp do wszystkiego w biurze. Telefon był zabezpieczony
hasłem, więc nie musiał się martwić wyciekiem informacji. Nadal jednak czuł się nieswojo - nigdy nie
rozstawał się z telefonem i nigdy nie pozostawał bez kontaktu z klientami przez dłuższy czas. Dotarł do
stolika, postanawiając, że przecierpi jakoś godzinę czy dwie. Millie i Chase byli teraz rozrywani przez
wszystkich, więc z nimi dłużej raczej nie pogada. Natomiast jego stosunki z Aurelią, narzeczoną Luke'a,
były, delikatnie rzecz ujmując, nie najlepsze. Dwa lata temu próbował namówić ją, by dała spokój
Luke'owi, ale nic z tego nie wyszło. Próbował chronić brata, a zarazem Bryant Enterprises. Aurelia była
przebrzmiałą gwiazdą muzyki pop, z której niemal codziennie kpiły tabloidy; na pewno nie była kimś, z
kim Aaron chciałby, by kojarzono ich rodzinę i firmę. Co prawda przed rokiem wykonał coś w rodzaju
przeprosin, ale jego relacje z Luke'em i jego narzeczoną były wciąż raczej napięte.
Usiadł na swoim krześle i uśmiechnął się lekko do Luke'a i Aurelii. Na więcej nie mógł się zdobyć -
jego mózg buzował od stresu związanego pracą. Jeśli interesy w Europie pójdą źle, to może im grozić
R
katastrofa.
Ledwie zauważył dosiadającą się do stolika kobietę. Gdy się zorientował, że to Zoe Parker, siostra
L
Millie, uznał, że wypada się do niej odezwać. Była zresztą dość ładna, z dużymi szarymi oczami i długimi,
ciemnymi włosami, lecz jej chuda, drobna figura nie należała do jego ulubionych.
T
- Jak się masz, Aaron? - Zoe patrzyła na niego w jakiś dziwny, nieznany mu dotąd sposób. Jak
gdyby wiedziała o nim coś, czego on sam o sobie nie wiedział. - Mogę cię chyba tak nazywać?
- Jasne - odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. - Jesteśmy praktycznie rodziną.
- Praktycznie tak - powtórzyła, patrząc na niego nadal tym dziwnym, lekko drwiącym spojrzeniem.
Postanowił ją zignorować. Skupił się na sałatce z orzechami i kawałkami sera pleśniowego
artystycznie ułożonymi na talerzu. Wziął kęs i usłyszał znajome bzyczenie - przychodzący esemes lub
skrzynka głosowa. Instynktownie sięgnął do kieszeni, po czym przypomniał sobie, że zgubił czy też
skradziono mu komórkę, i zaklął cicho. Znów usłyszał znajomy dźwięk i zorientował się, że dochodzi on z
małej koronkowej kopertówki Zoe, którą położyła przy swoim nakryciu.
- Chyba dzwoni ci telefon - powiedział.
- Nie sądzę - odpowiedziała, starając się na niego nie patrzeć.
Aaron wpatrywał się w nią, kompletnie zaskoczony.
- Coś bzyczy w twojej torebce.
- Najwyraźniej... - odpowiedziała, cedząc poszczególne sylaby. - Ale to nie mój telefon.
Aarona zatkało. Ta kobieta, tak dziwnie z nim rozmawiająca, zaczęła go denerwować. Czy może...
intrygować. Nie żeby poczuł coś do niej, ale...
- A czyj? - zapytał.
Strona 5
Zoe nie zdążyła odpowiedzieć, bo ktoś uderzył widelcem o kieliszek, wzniósł toast młodej pary,
która starodawnym zwyczajem musiała się w tym momencie pocałować. Aaron zajął się swoją sałatką,
postanawiając zignorować sąsiadkę.
Ale telefon w jej torebce znów zawibrował.
- Ktoś dostaje mnóstwo wiadomości - powiedziała Zoe, wyjmując komórkę Aarona.
Jego wyraz twarzy był bezcenny. Otworzył usta i patrzył oszołomiony na swój telefon w jej rękach.
Zoe spojrzała na ekran.
- Czternaście nowych wiadomości i dziewięć nagranych - powiedziała, po czym schowała
urządzenie z powrotem do torebki. Spojrzała w bok, na Aarona, który nadal najwyraźniej nie mógł wyjść z
szoku.
- Skąd... - zapytał po chwili. - Skąd masz ten telefon?
Przełknęła kawałek pieczywa i uśmiechnęła się:
- A jak myślisz?
W jego oczach zapłonął ognik zrozumienia.
- Z mojej kieszeni?
R
- Bingo.
- Ukradłaś mi telefon! - syknął, starając się nie podnosić głosu.
L
W jego oczach zaczynała się malować wściekłość.
- Wolałabym określenie „pożyczyłam".
T
- Pożyczyłaś?
- Na czas trwania wesela mojej siostry i twojego brata. Ponieważ, niezależnie od tego, jak grubą
rybą biznesu jesteś, nie pisze się esemesów podczas ceremonii zaślubin. I nie chcę, żebyś zepsuł ten dzień
Millie i Chase'owi. Dostaniesz go z powrotem po weselu - dodała i poklepała torebkę, z której ponownie
odezwało się bzyczenie.
Aaron nachmurzył się i poczerwieniał na twarzy.
- Dostanę go teraz.
- Nie sądzę.
Zobaczyła, jak drużba sięga po torebkę, więc szybko chwyciła ją i położyła sobie na kolanach.
Aaron uniósł brwi w zdumieniu.
- Myślisz, że to mnie powstrzyma? - wyszeptał, przysuwając się do niej.
Zoe poczuła, jak dostaje gęsiej skórki na całym ciele. Zanim zdążyła odpowiedzieć, Aaron wsunął
dłoń pod stół. Zesztywniała, a po chwili poczuła dłoń Aarona sunącą po jej udzie. Był śmiały, trzeba mu to
było przyznać. Przez cienki jedwab sukienki czuła ciepło jego ręki. Ku swemu zirytowaniu nie mogła
powstrzymać zalewającego ją w tym momencie pożądania. Gdy jednak Aaron złapał za torebkę, zdążyła
przytomnie wysunąć z niej telefon.
Strona 6
- Oddaj mi go! - Jego ręka zacisnęła się na jej kolanie i nawet jeśli nie miał na celu uwodzenia, Zoe
poczuła, jak jej ciało pulsuje, a serce wali w piersi jak młotem. Musiała wziąć się w garść. W końcu chodzi
mu tylko o telefon.
- Nie - odpowiedziała, unosząc ponad stół dłoń zaciśniętą na komórce.
- Mogę ci go zabrać siłą - powiedział, nachylając się ku niej jeszcze bardziej.
- To by dopiero była scena.
- Myślisz, że mnie to obchodzi?
Nie, nie obchodzi go, zrobi to. Zoe wyobraziła sobie, jak chwyta ją za rękę, wykręca ją i wyjmuje
jej z dłoni telefon. Przecież nie będzie krzyczeć, bo zepsułaby wszystkim zabawę. Ale postanowiła nie
poddawać się tak szybko. Patrząc na Aarona z diabelskim uśmieszkiem w oczach, wsunęła telefon pod
dekolt sukienki. Aarona zamurowało. Wyprostował się na krześle i przez chwilę kiwał tylko głową ze
zdumienia.
- Niezłe z ciebie ziółko - powiedział wreszcie.
- Poczytam to sobie za komplement.
Zachichotał cicho, po czym przysunął się do niej ponownie.
R
- Myślisz - wyszeptał, przeszywając ją przyciszonym tembrem głosu - że tam nie sięgnę?
Zoe spojrzała na niego, za wszelką cenę próbując odpowiedzieć opanowanym głosem:
L
- W każdym razie nie będzie to łatwe.
- Nie wiesz, do czego jestem zdolny.
T
- Właściwie, biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe zachowanie, nie zdziwiłabym się, gdybyś i do
czegoś takiego się posunął. Ale chyba zepsułoby to przyjęcie twojemu bratu.
Aaron przez chwilę patrzył na nią, oceniając dostępne mu opcje. Najwyraźniej uznał się jednak za
pokonanego, bo po chwili powiedział głosem pełnym rezygnacji:
- Dobrze, oddasz mi go za parę godzin.
Aaron umiał być cierpliwy. Nauczył się tej sztuki przy ojcu, który często wzywał go do siebie i
młody Aaron musiał niejednokrotnie czekać godzinę lub dłużej pod drzwiami jego gabinetu, podczas gdy
ojciec załatwiał jakieś trywialne interesy. Ta lekcja przydała mu się później, piętnaście lat temu, gdy
musiał budować Bryant Enterprises od nowa, bo ojciec zostawił synom firmę na skraju bankructwa.
Zachowa się zatem cierpliwie i teraz. Poczeka na odpowiednią chwilę i odbierze telefon. Podziwiał
brawurę i upór Zoe, nawet jeśli cała ta sytuacja go irytowała. Świadkowa była inna niż większość kobiet,
jakie znał: zwykle wszystkie starały się być uległe, a ta się stawiała. I to najwyraźniej na niego działało.
Po godzinie Zoe wstała od stołu i poszła w stronę toalety. Odczekał parę sekund i podążył jej
śladem. Wślizgnął się do damskiej toalety, kładąc palec na ustach na widok przerażonej jego wejściem
starszawej matrony, która nakładała sobie przed lustrem koralową szminkę.
- Chcę zaskoczyć moją dziewczynę - wyszeptał i udawał, że przyklęka na jedno kolano w geście
oświadczyn.
Strona 7
Twarz kobiety dorównała kolorowi jej szminki, gdy kiwnęła ze zrozumieniem głową i pospiesznie
wyszła na zewnątrz.
Był sam z Zoe.
Usłyszał dźwięk spuszczanej wody i odsunął się w kąt pomieszczenia, tak by nie mogła go
zobaczyć, wychodząc z kabiny. Patrzył, jak podchodzi do zlewu i myje ręce. Przez chwilę przyglądał się
jej szczupłej figurze. Miała nawet, musiał przyznać, pewne krągłości, kształtne pośladki i długie, smukłe
nogi. Cichym ruchem podszedł i stanął za nią.
Zoe podniosła wzrok i otworzyła szeroko oczy, widząc Aarona w lustrze.
- Witaj, Zoe.
Opanowała się. Obróciła się bokiem i wsunęła dłonie pod suszarkę.
- To damska toaleta - zauważyła.
- Wiem.
- Co tu robisz?
Zrobił krok w jej stronę i ucieszył się, widząc, jak jej oczy otwierają się jeszcze szerzej z
przerażenia.
R
- A jak myślisz? Chcę mój telefon.
Skrzyżowała ręce na piersi.
L
- Wybacz. Musisz poczekać na koniec wesela.
- Nie wydaje mi się.
T
Otworzyła usta, a Bryant zobaczył w jej oczach nie tyle strach, co... ekscytację. Sam też ją czuł.
Dziewczyna nie była w jego typie, a jednak w tym momencie czuł, że jej pożąda.
- A jak niby - zapytała nieco przyciszonym głosem - myślisz, że go dostaniesz?
- Dość łatwo. - Zrobił krok w jej stronę i przyparł ją do zlewu.
Odruchowo pochyliła ku niemu głowę. Nie ruszała się, nawet nie próbowała uciekać. Zastanawiała
się, czy Aaron faktycznie się ośmieli. A może chciała, żeby to zrobił?
Jego wzrok napotkał jej oczy, coś zaczęło pulsować i iskrzyć między nimi. Aaron powolnym
ruchem sięgnął ręką pod gorset sukni. Jego palce dotykały teraz jej piersi. Zoe westchnęła. Aaron
uśmiechnął się, pomimo pożądania, które go teraz przepełniało.
- Dość ciasno dopasowana - zauważył.
- Owszem.
Czubkami palców mógł dotknąć telefonu, ale nie miał szans go wyjąć. Nie bez całkowitego
rozpięcia sukienki...
- Jesteś oburzający - wyszeptała Zoe.
Aaron zachichotał.
- Nie ja to zacząłem, słonko.
- Ty, kiedy zacząłeś esemesować.
Strona 8
Przesuwał palcami po bokach jej piersi, próbując dostać się do telefonu. Zobaczył, jak źrenice Zoe
rozszerzają się z podniecenia. Wsunął rękę głębiej.
- Nie dostaniesz go - powiedziała Zoe, dysząc ciężko.
- Dostanę.
- Wątpię - odpowiedziała.
Jego palce musnęły telefon, po czym, ku irytacji Aarona, urządzenie zsunęło się w dół po brzuchu
Zoe. Ręce Bryanta zamarły.
- Nawet się nie waż - wyszeptała Zoe wyraźnie bardziej zdenerwowanym tonem.
Aaron uśmiechnął się.
- Wydawało mi się, że cała ta zabawa na tym polega, nieprawdaż?
Wyjął dłoń spod jej sukni, muskając po drodze miękkie, małe piersi.
- Nie zrobisz tego - powiedziała.
- Chcesz się założyć?
I, wciąż na nią patrząc, wsunął dłoń pod fałd sukni, który uniósł w górę. Zoe stała cała skamieniała,
nie mogąc uwierzyć, że Aaron Bryant ośmielił się to zrobić. Całe jej ciało płonęło. Była bezbronna, a jed-
R
nocześnie... zauroczona tym aroganckim typem. Tak bardzo, że nawet nie drgnęła, gdy jego dłoń sunęła już
pod suknią w górę uda, a ciepłe palce prześlizgiwały się po nagiej skórze. Czuła straszliwe podniecenie i
L
wiedziała, że i on je czuje. Jego ręka posunęła się tymczasem wyżej, dotykając biodra, zanim w końcu
znalazł telefon i pociągnął go w dół. Nie opierała się.
T
- Nie wierzę, że to robisz - powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
- Uwierz - wyszeptał, wsuwając dłoń wraz z telefonem niżej, do miejsca złączenia jej ud.
Dyszała ciężko, gdy przycisnął do niej rękę, z zimnym urządzeniem przytkniętym do jej
rozpalonego ciała. Wstrząsnął nią dreszcz i by nie upaść, musiała się oprzeć o zlew.
- Jesteś... niemożliwy - powiedziała.
- Dziękuję - powiedział, po czym nagłym ruchem wyciągnął dłoń wraz z komórką spod jej
spódnicy. - Dzięki za telefon - dodał tonem wyjaśnienia.
I już go nie było.
Wyszedł z toalety, ale całe jego ciało płonęło z niezaspokojonej żądzy. Nie spodziewał się niczego
takiego. Przecież ta chuda, irytująca kobieta nie była w ogóle w jego guście. Teraz trudno mu będzie
skupić się na pracy. No, ale musi to zrobić. Przeklinając pod nosem, znalazł niewielką wnękę w sali
balowej, gdzie sprawdził połączenia i wiadomości. Tak jak myślał, rynek europejski się walił, a inwestorzy
panikowali, wyprzedając akcje firmy na prawo i lewo. Spędził trzydzieści minut, dzwoniąc do różnych
osób, po czym wsunął telefon do kieszeni. Zastanawiał się, jak wiele stracił przez tych parę godzin. Nie
mógł tego teraz oszacować, ale na pewno nie były to małe sumy.
Wrócił na przyjęcie i zauważył, że wszystko dobiegało już powoli końca. Chase i Millie, przebrani,
szykowali się do wyjazdu na lotnisko, skąd mieli się udać na tygodniowy pobyt na jednej z wysp na
Strona 9
Karaibach, której znaczna część była w rękach Bryantów. Zoe stała obok siostry, uśmiechając się do niej,
lecz Aaron łatwo zauważył w jej spojrzeniu smutek.
Poczekał, aż Chase i Millie wyjdą, a reszta gości zacznie się zbierać. Pożegnał się z Luke'em i
Aurelią, zmuszając się do paru minut pogawędki, po czym ruszył szukać Zoe. Stała obok ich stolika,
wyjmując bezwiednym ruchem z bukietu confetti. Włosy spływały jej na ramiona, a ciało miała gibkie i
smukłe i Aaron przypomniał sobie, jak jedwabista i ciepła była jej skóra w dotyku, jak bezbronne ciało
poddawało się jego woli.
- Czego teraz chcesz? - spytała, gdy stanął przed nią.
- Ciebie - powiedział wprost.
- Co? - zdumiała się.
- Limuzyna czeka na zewnątrz.
Patrzyła na niego niedowierzająco i Aaron zastanawiał się, czy odmówi. Wtedy, w toalecie, czuł, że
go pragnie, podobnie jak on pragnął jej. Ale co zrobi teraz?
Zoe bez słowa cisnęła bukiet na stół.
- Chodźmy - powiedziała, a Aaron, z uśmiechem tryumfu, wyprowadził ją z sali balowej.
R
T L
Strona 10
ROZDZIAŁ DRUGI
Nie robiła takich rzeczy; jednorazowe numery z przygodnie poznanymi mężczyznami nie były w jej
stylu. To było szalone. Zwariowałam, pomyślała, gdy podążała za Aaronem na ciepłe letnie powietrze i
dalej, do luksusowego, wykładanego skórą wnętrza limuzyny.
Dlaczego się zgodziła? Przecież go nie lubiła, uznała za aroganta. Musiała jednak przyznać, że
pociągał ją niesamowicie, nieodparcie. Poza tym powiedziała sobie, że fakt, że za nim nie przepada,
sprawiał, że przynajmniej emocjonalnie jest bezpieczna. Nie zakocha się w Aaronie Bryancie.
- Dokąd jedziemy? - zapytała, gdy limuzyna ruszyła.
- Do mnie.
Poczuła coś w rodzaju strachu. Mogła udawać brawurową, niczym się nieprzejmującą dziewczynę,
ale w relacjach damsko-męskich była zdecydowanie konserwatywna. W wyniku czego jej związki się
rozpadały.
- Zdenerwowana? - zapytał Aaron, a Zoe wzruszyła ramionami.
R
- Nie uwierzysz, ale nieczęsto udaję się z kimś ledwie znajomym do jego mieszkania. Nie
zachowałeś się wprawdzie wobec mnie jak dotąd zbyt rycersko, ale, biorąc pod uwagę, że jesteś bratem
L
Chase'a, choć trudno w to doprawdy uwierzyć, zakładam, że nie możesz być totalnym psychopatą.
- Dlaczego trudno uwierzyć, że jestem bratem Chase'a? - spytał, starając się spojrzeć jej w oczy.
T
Wzruszyła ramionami.
- Bo on jest miły...
- Rozumiem - odpowiedział.
Nie wydawał się obrażony, raczej rozbawiony.
Limuzyna zatrzymała się przed luksusowym apartamentowcem na West End Avenue, a mieszkanie
Aarona okazało się penthouse'em. Drzwi windy otwierały się wprost na salon i Zoe wkroczyła do świątyni
współczesnego designu z oknami od podłogi do sufitu, które wychodziły z trzech stron na miasto i rzekę
Hudson.
- Ładnie tu u ciebie - stwierdziła, oglądając czarne skórzane sofy, stolik kawowy ze szkła i chromu,
współczesną rzeźbę i biały, sztuczny futrzany dywan. Kuchnia w granicie i marmurze otwierała się na
jadalnię z hebanowym stołem i krzesłami dla dwunastu osób. Wszystko nieskazitelne, ale zarazem puste,
jałowe. Mieszkanie nie miało duszy, tak jak i jego właściciel.
Podeszła do okna wychodzącego na Hudson, atramentowoczarną rzekę lśniącą teraz od świateł.
Poczuła, jak Aaron podchodzi do niej od tyłu, a potem drgnęła, gdy odsunął jej włosy i przesunął ustami po
nagiej szyi. Jego dłonie zacisnęły się na jej biodrach, po czym powoli przeniosły się w górę, okalając jej
piersi. Zoe znów drgnęła, a potem się odsunęła.
Strona 11
- Nie wiem, jaką opinię sobie o mnie wyrobiłeś, ale oprócz seksu lubię czasem porozmawiać -
starała się mówić lekko, w głębi jednak czuła drżenie. Miała wielu chłopaków, ale nigdy wcześniej nie
zdarzyło jej się, by prosto z imprezy pojechać do kogoś do domu.
- Porozmawiać? - powtórzył Aaron zakłopotany.
- A o czym chcesz rozmawiać? O ostatnim filmie? O pogodzie?
- Myślę, że stać cię na więcej - powiedziała cierpko. - A właściwie to... chcę porozmawiać o
jedzeniu.
Aaron spojrzał na nią zdumiony.
- Jedzeniu?
- Jestem głodna. Umieram z głodu. Nigdy nie jadam na przyjęciach.
Patrzył na nią, jakby mówiła po chińsku.
- Nie mam tu nic do jedzenia - powiedział po chwili.
- Zawsze zamawiam coś i dowożą.
- Cudownie. Możemy coś zamówić.
Wciąż wyglądał na zakłopotanego.
R
- A co byś chciała?
- California roll - rzuciła pierwszą nazwę, która przyszła jej do głowy, choć nie bardzo wiedziała,
L
co to takiego.
- Dobrze. Mam w telefonie jedną japońską restaurację - powiedział, wyciągając z kieszeni komórkę.
T
Zoe uśmiechnęła się na jej widok.
Ta kobieta doprowadzała go do szału. Na wiele sposobów. Ręce świerzbiły go, by zacząć ją
rozbierać, ale ona nalegała, by zamówili sushi, jakby byli parą, która chce spędzić wieczór w domu.
Niemal spytał, czy nie chce wypożyczyć DVD, ale potem postanowił nie ryzykować. Mogłaby się zgodzić
i co wtedy? Kobiety, które znał, nie zachowywały się tak jak Zoe Parker, co nasuwało pytanie, czemu
przywiózł ją tutaj. Był przyzwyczajony do kobiet, które robiły to, co im kazał. A jednak dla tej zamawiał
właśnie sushi.
- Jedzenie będzie za piętnaście minut - powiedział, złożywszy zamówienie przez telefon.
Zalotny, koci uśmiech zaigrał na jej wargach.
- Co więc będziemy robić w tym czasie? - zapytała.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział niepewnym głosem.
Takiego scenariusza jeszcze nie przerabiał.
- To nic, ja mam mnóstwo pomysłów. - Podeszła do sofy i położyła się na niej, wyciągając przed
siebie długie, smukłe nogi, a ręce kładąc za głową. - Możemy porozmawiać o tym, czemu mieszkasz w tak
okropnym apartamencie.
- Okropnym? - powtórzył z niedowierzaniem.
Strona 12
- W kostnicach bywa przytulniej. Albo możemy pogadać też o tym, dlaczego nie dogadujesz się z
nikim ze swojej rodziny. Albo dlaczego jesteś tak opętany pracą?
- Albo - warknął - możemy się oboje zamknąć i zabrać za to, po co tu przyszliśmy.
- No, takiego podrywu jeszcze nie słyszałam! Urocze, doprawdy. Sprawia, że chce mi się
natychmiast zdjąć majtki.
Poczuł, jak wzbiera w nim furia. Podszedł do niej krok bliżej.
- Parę godzin temu topniałaś u moich stóp. Wątpię, żebyśmy mieli teraz problem z rozebraniem
ciebie, złotko.
Jej oczy zalśniły srebrzyście.
- Naprawdę, jesteś najbardziej zadufanym w sobie mężczyzną, jakiego spotkałam. Dziwię się, że w
tym pomieszczeniu jest miejsce dla ciebie, mnie i jeszcze twojego ego.
Patrzył na nią, nie mogąc uwierzyć, że słyszy to, co słyszy. Nikt tak do niego wcześniej nie mówił.
Nikt. Zoe uśmiechnęła się cukierkowo.
- Przypuszczam, że nikt się dotąd nie odważył tak do ciebie mówić? - powiedziała i nie czekając na
odpowiedź, kontynuowała: - Myślę, że Millie i Chase będą razem szczęśliwi. A ty? - Jej oczy tańczyły
R
niewinnie, gdy to mówiła i Aaron aż zacisnął zęby. Tak jakby przyszli tu, by rozmawiać o weselach,
ślubach i szczęśliwych parach.
L
- Ja póki co ślubu nie planuję - odpowiedział.
- Co za niespodzianka! - rzuciła drwiąco.
T
Był teraz na siebie zły. Nie powinien był zamawiać tego cholernego sushi. Nie powinien robić
żadnej z tych rzeczy, które tego wieczoru zrobił, choć ich nie planował. W momencie, w którym Zoe
wysunęła się z jego ramion i przestała grać na jego zasadach, powinien pokazać jej drzwi. Dlaczego więc
tego nie zrobił? Bo zbyt bardzo jej pragnął?
- Myślę - powiedział tajemniczym tonem, robiąc kolejny krok w jej stronę - że możemy lepiej zago-
spodarować czas oczekiwania.
Z satysfakcją dostrzegł w jej oczach zaniepokojenie.
- To znaczy? - spytała, krzyżując nogi.
- Przetrzymywanie przez ciebie mojego telefonu - zaczął tłumaczyć, jednocześnie poluzowując
węzeł ascota - naraziło mnie na niemałe straty. Jesteś mi zatem poniekąd dłużna.
Uniosła brwi, jak gdyby źle go zrozumiała.
- Dłużna?
- Właśnie. - Rozpiął górne guziki koszuli. - I mam parę pomysłów, jak możesz odkupić swoją winę.
Spojrzał na nią i zobaczył, że pierś dziewczyny szybko unosi się i opada. Wiedział, że na nią działa.
Tak jak ona na niego...
Strona 13
Zabzyczał interkom i napięcie, które między nimi narastało, na moment opadło. Aaron podszedł do
domofonu i wpuścił dostawcę. Zoe wstała z sofy i zaczęła przechadzać się po salonie, spoglądając na
nieliczne zdobiące ściany obrazy.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Aaron otworzył, odebrał jedzenie i rozliczył się z dostawcą. Poszedł
następnie do kuchni, zdjął z półek talerze, kieliszki i butelkę wina i zabrał do salonu. Położył wszystko na
stoliku do kawy, a sam wyciągnął się obok na dywanie.
Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie robił. Zapoznawał się z kobietami w jednym konkretnym
celu. A teraz... Zoe usiadła obok niego.
- Czego spróbujemy najpierw? - spytała.
- Proponuję futomaki.
- Czyli?
- Ogórek, pędy bambusa i tuńczyk.
Aaron podał jej kawałek, sam również wziął jeden. Potem otworzył wino i nalał im po kieliszku.
- Twoje zdrowie! - powiedział.
- I twoje! - Upiła łyk wina i zjadła maleńki kawałek sushi.
R
- I co?
- Jest w porządku, ale... mocno jedzie tuńczykiem.
L
Zaśmiał się.
- Nie lubisz ryb?
T
- Niezbyt.
Aaron ponownie spojrzał na nią zdumiony.
- Przecież sama chciałaś sushi? California roll... Nic z tego nie rozumiem - przyznał.
Uśmiechnęła się.
- Widzisz... - zaczęła po chwili. - Wydaje mi się, że nie czujesz się przy mnie najlepiej.
- Jak to?
- No, wszystkie kobiety, które tu przychodzą, chcą tylko jednego. Dostają to, ubierają się i
wychodzą. Zapewne nie piją przy tym wina i nie jedzą sushi. Przepraszam, że nie podążyłam ich śladem i
sprawiłam ci trochę kłopotu.
- Potrafię być elastyczny - zapewnił. - Spróbuj tej - dodał, podając kolejną porcję sushi.
Zoe patrzyła na nią z lekkim obrzydzeniem.
- Co to?
- Narezushi. Ryba w occie, marynowana przynajmniej sześć miesięcy.
- Żartujesz.
- Ależ skąd!
Przyjrzała się podanemu jej przez Aarona kawałkowi, ale w końcu odsunęła go.
Strona 14
Bezczelna, pomyślał. W co ona gra? Czas przejąć stery, zdecydował. Wkurzała go, wiedziała to.
Przez nią był zły. Szkoda, ponieważ chwilę temu sprawy miały się całkiem dobrze. Aaron wydawał się
niemal... normalny. No i lubiła z nim grać w kotka i myszkę. Właściwie to musiała to robić, ponieważ
intensywność żądzy, którą w niej wzbudził, przerażała ją. Nie chciała więcej uniesień. Drażnienie go nieco
to rozładowywało. Tyle że teraz powietrze aż zgęstniało od napięcia i pożądania. Zobaczyła, jak oczy
Aarona ciemnieją, gdy odstawia talerz i kieliszek na bok i zebrała się w sobie, wiedząc, że ten niewinny
przerywnik dobiega końca. Aaron Bryant był gotowy, by przejść do rzeczy. Napotkała jego spojrzenie,
zdeterminowana, by pozostać nieodgadnioną, nie ujawniać mu, jak na nią działa. Jak wielką ma nad nią
władzę.
- Koniec przyjęcia?
- Nie powiedziałbym. - Wyciągnął dłoń i złapał ją za nadgarstek, przyciągając nieubłaganie do
siebie.
Zoe nie opierała się. Nie była w stanie. Był dla niej zbyt pociągający. - Myślę, że to dopiero
początek.
Aaron posadził ją sobie na kolanach, trzymając ręce na jej biodrach. Całą siłą woli powstrzymała
R
się, by nie przyznać, jak bardzo go pragnie. Musiała zachować resztki dumy. Oporu.
Uniósł ręce z jej bioder, by na chwilę objąć piersi, a następnie twarz. Przysunął ją i delikatnie
L
dotknął ustami jej warg. Zoe jak obudzona ze snu uświadomiła sobie, że oto po raz pierwszy się całują.
Zaczęło się delikatnie, ale po dwóch czy trzech sekundach pocałunek zmienił się w coś zupełnie innego -
T
głębokiego, pierwotnego i naglącego. Jego język wślizgnął się do jej ciepłych ust, a jego biodra naparły na
jej łono. Duma Zoe prysła - przejęło nad nią kontrolę ciało desperacko poszukujące spełnienia.
Zsunął dłonie na jej talię, potem uda i podciągnął suknię, owijając ją wokół bioder. Miała na sobie
jedynie maleńkie stringi. Przesunął palcami po jedwabistym udzie.
- Nie ma tu telefonu - wyszeptał, udając zaskoczenie.
Zoe chciała się zaśmiać, ale zasłonił jej usta ponownym pocałunkiem. Jego palce pełzały po jej
ciele dokładnie tam i tak, jak tego chciała. Czy czytał w jej myślach?
Jednym płynnym ruchem Aaron położył ją na plecach, tak że leżała teraz rozciągnięta na futrzanym
dywanie, z suknią owiniętą wokół talii. Uniósł się nad nią - z zaróżowionymi policzkami i oczami
lśniącymi od pożądania, z ciężkim, rwącym się co chwila oddechem wyglądał pięknie i potężnie. Rozpiął
suwak sukni i niemal natychmiast się jej pozbył, odrzucając na bok. Zoe miała teraz na sobie jedynie stanik
bez ramiączek i pasujące do niego kolorem stringi. Uniosła bezradnie nogi, z których Aaron zsunął majtki.
Stanik znikł niedługo potem.
Leżała teraz na dywanie, naga i bezwolna, a każdy jej zmysł płonął z podniecenia. Pomyślała, że
powinna się czuć zawstydzona, ale tak nie było. Wszystko, co odczuwała, to oczekiwanie i pragnienie tego,
co miało nadejść. Aaron pochylił ku niej głowę i jego ręce, usta i język zdawały się być wszędzie naraz,
liżąc, smakując i dręcząc jej ciało. Wplotła palce w jego włosy, zaskoczona ich miękkością, bo wszystko
Strona 15
poza tym było w nim twarde: oczy, usta, ciało, charakter, serce. Ale włosy wyjątkowo były miękkie i
muskała je teraz palcami, zachwycając się nimi nawet w chwilach, gdy pod dotykiem jego ust czy rąk w
najmniej oczekiwanych miejscach jej ciało zaczynało unosić się i prężyć w rozkoszy.
Usłyszała szelest folii. Aaron założył prezerwatywę i wszedł w nią jednym szybkim ruchem,
wypełniając sobą szczelnie. Przez moment patrzył na nią płonącymi mrocznym ogniem oczami i Zoe
zobaczyła w nich tęsknotę za czymś głębszym i znaczącym więcej niż seks. Ale trwało to tylko chwilę, a
potem Aaron zaczął się rytmicznie poruszać. Oplotła go nogami, by być jeszcze bliżej niego.
Gdy było po wszystkim, Aaron obrócił się na plecy, a Zoe leżała zmęczona i bez tchu, podczas gdy
jej głowa wirowała. Ale wreszcie uspokoiła się i wróciła do brutalnej rzeczywistości. Występ się skończył,
Zoe odegrała swoją rolę i powinna teraz jak najszybciej zejść ze sceny. Tak przecież Aaron traktuje swoje
kobiety, nie miała co do tego wątpliwości. Usiadła i sięgnęła po rozrzuconą bieliznę; Aaron złapał ją za
ramię.
- Dokąd się wybierasz?
- Muszę się zbierać - powiedziała, starając się zachować lekki ton. - Sushi było wprawdzie pyszne...
- Nigdzie nie pójdziesz - odpowiedział, śmiejąc się i pociągnął ją ku sobie. Jej ciało instynktownie
R
dopasowało się do jego. - To znaczy, pójdziesz. Pójdziemy razem do mojego łóżka.
Poczuła podniecenie na te słowa, niedorzeczne, ale przejmujące. Chciał, żeby została? Zawahała
L
się, wiedząc, że lepiej, bezpieczniej byłoby, gdyby wyszła. Znała siebie i swoje słabości. Seks był seksem
dla mężczyzny pokroju Aarona, ale dla niej był czymś więcej. Nieważne, co mówiła jej głowa - nie mogła
T
powstrzymać serca przed przekonaniem, że to... miłość. Czuła, że jeśli zostanie, to zakocha się w Aaronie
głębiej i silniej niż w jakimkolwiek innym mężczyźnie. A przecież miało chodzić tylko o jednorazowe
zaspokojenie pożądania.
- Cóż, właściwie... - zaczęła i powiedziała tylko tyle.
Aaron dotykał jej pośladków tak, jakby głaskał rzadki jedwab, a potem jego palce wślizgnęły się
między jej uda i poddała mu się ponownie w walce, w której i tak nie miała szans.
- Więc masz tu i łóżko? - zapytała, chichocząc, gdy niósł ją w ramionach do sypialni i złożył na
swym iście królewskim łożu.
Kilka godzin później Zoe leżała, patrząc na pierwsze promienie świtu przenikające niebo nad
miastem i obserwując, jak Aaron oddycha. Była wycieńczona namiętnym seksem, który tej nocy
kilkakrotnie uprawiali, a zarazem nasycona. Nie żałowała niczego, ale... patrząc na twarz mężczyzny, która
we śnie stawała się łagodna i niemal chłopięca, na długie rzęsy zakrywające oczy, gładkie policzki i lekko
rozwarte usta, pomyślała, że szkoda, że... Aaron nie jest inny.
Nie, ostrzegła samą siebie. Nie rób tego znowu! Nie zakochuj się.
Zrobiła to wcześniej cztery razy. Millie zawsze wytykała jej, że trafia na same emocjonalne kaleki.
Była to zresztą prawda. Tyle że... co miała z tym zrobić?
Strona 16
Wyślizgnęła się cicho z łóżka i poszła poszukać swoich ubrań. Resztki księżycowej poświaty
oświetlały salon, zamieniając chrom i szkło w perłowe refleksy, nawet wtedy, gdy horyzont różowił się już
obietnicą nowego dnia. Ubrała się szybko, zerknęła tęsknie jeszcze raz w stronę sypialni i wyszła.
Trzy tygodnie później Zoe robiła co w jej mocy, by zapomnieć tę niesamowitą noc z Aaronem
Bryantem, chociaż nie mogła powstrzymać się przed ukradkowym lustrowaniem nagłówków tabloidów i
magazynów plotkarskich w poszukiwaniu jego nazwiska. Widziała jego zdjęcie z premiery filmowej z
piękną aktorką filmów klasy B i poczuła, jak coś się w niej w środku skręca. To chyba nie zazdrość? -
zapytała samą siebie. Aaron Bryant nic dla niej nie znaczył, najwyraźniej z wzajemnością. Ta jedna noc,
choć niesamowita, dobiegła końca.
Pewnego popołudnia na początku września, podczas pracy w kawiarni „Daisy" w Greenwich
Village, gdzie pracowała na pół etatu jako baristka, zapach ziaren kawy wywołał u niej odruch wymiotny.
- Musiałam się czymś zatruć - powiedziała Violet, swojej współpracownicy, dziewiętnastolatce,
która miała wiele kolczyków i włosy dobrane kolorem do swojego imienia1. - Od zapachu kawy chce mi
się wymiotować.
R
1
Violet - fioletowy (przyp. tłum).
L
Violet uniosła brwi.
- Może jesteś w ciąży? - zapytała.
T
Zoe popatrzyła na nią i cała krew odpłynęła jej z twarzy.
- O kurczę... - jęknęła. - Nie, to niemożliwe - powiedziała z przekonaniem.
Gdy tylko skończyła zmianę, kupiła test ciążowy, powtarzając sobie, że to głupie. W końcu Aaron
używał zabezpieczenia. Zoe ma pewnie grypę żołądkową, ale tak dla pewności... Zrobiła test w maleńkiej
łazience w swoim mieszkanku i siedząc na brzegu wanny, patrzyła, jak na ekraniku pojawiają się dwie
różowe kreski. Jest w ciąży.
Siedziała z testem w ręku, zszokowana. Gdy jednak otrząsnęła się trochę, poczuła, jak wykluwa się
w niej jakiś nowy, nieznany jej rodzaj emocji. Zaskakujące, ale nie był to strach. To było coś jak podekscy-
towanie. A może nawet... szczęście. Potrząsnęła głową, zdziwiona swoimi odczuciami. Będzie miała
dziecko. Dziecko mężczyzny, którego ledwo znała i nie za bardzo nawet lubiła. Ale tak czy inaczej to
dziecko. Jej dziecko, rosnące w jej wnętrzu. Przycisnęła jedną rękę do płaskiego jeszcze brzucha w
szczęśliwym niedowierzaniu. Chciała tego dziecka. Pomimo wszystkich wyzwań i trudności, jakie stały
przed samotną matką z małą pensją, od razu wiedziała, że chce urodzić to maleństwo. Miała trzydzieści
jeden lat i nic nie wskazywało na to, by w jej życiu miał się pojawić książę, który odmieni jej los na lepszy.
A tak zostanie mamą, odnajdzie własne szczęście.
Strona 17
Przez kilka kolejnych dni chciała z kimś o tym porozmawiać, ale żadne z jej przyjaciół nie intereso-
wało się ciążą czy dziećmi, a odkąd Millie straciła męża i córkę trzy lata temu w wypadku, Zoe nie chciała
obciążać jej własnymi problemami - a na pewno nie takim. Dzieci były wciąż tematem tabu dla jej siostry.
Była tylko jedna osoba, z którą Zoe musiała o tym porozmawiać - Aaron. Nieważne, że jest
ostatnim na tym świecie mężczyzną, który chciałaby narodzin tego dziecka, musiał się dowiedzieć, że
będzie ojcem.
Zoe nie cieszyła się na tę rozmowę, tym bardziej że zawsze, kiedy dzwoniła do Bryant Enterprises i
prosiła o połączenie z Aaronem, była rozłączana przez nadętą sekretarkę. Zostawiała wiadomość za wia-
domością z nazwiskiem i numerem, ale po tygodniu codziennych telefonów nie oddzwonił. Pozostawało
jej zatem jedno wyjście. Zdobycie telefonu Aarona od Chase'a nie wymagało wiele wysiłku, użyła
argumentu, że szuka sponsorów gali charytatywnej, którą niby to organizowała w centrum pomocy
społecznej, gdzie miała swoje drugie pół etatu. Ale gdy zadzwoniła na komórkę, również nie odebrał.
Drań, pomyślała. Dziesięć dni po tym, jak zrobiła test, wysłała mu esemesa:
Jestem w ciąży, palancie.
R
T L
Strona 18
ROZDZIAŁ TRZECI
Aaron patrzył niedowierzająco na esemesa. Wiedział, od kogo przyszedł, nawet jeśli nie miał zapi-
sanego numeru. W tym miesiącu spał tylko z jedną kobietą. Trochę to nie w jego stylu, ale ostatnio skupiał
się niemal wyłącznie na pracy.
Zoe.
W ciąży?
Niemożliwe. Używał zabezpieczenia. Aaron patrzył na esemesa, nie dowierzając. Nie myślał, że
Zoe Parker jest naciągaczką, ale wszystko było możliwe. Znał kobiety sięgające po tanie chwyty, by go
usidlić. Mógł to jednak łatwo zdusić w zarodku. Odłożył chłodno telefon na bok i sięgnął po swój laptop.
Znalezienie miejsca zamieszkania i pracy Zoe nie powinno być trudne.
W południe tego samego dnia Aaron stał na progu kawiarni „Daisy", skąd klienci wysypywali się
na wrześniowe słońce, trzymając w rękach swoje venti latte i chai tea. Aaron widział Zoe za ładą, stojącą
przy maszynie do espresso. Włosy związała w staranny kucyk i miała obcisły czarny podkoszulek, który,
R
chcąc nie chcąc, przypomniał mu chwile, gdy dotykał jej pod ubraniem.
Wszedł do środka i natychmiast zwrócił uwagę wszystkich. Przy metrze dziewięćdziesięciu wzrostu
L
i ramionach atlety Aaron przyciągał spojrzenia. Niektórzy go rozpoznali, a jakaś kobieta, której nie znał,
zaczęła się do niego umizgiwać z nadzieją w oczach. Podszedł do kontuaru.
T
- Zoe.
Spojrzała na niego. Jej szare oczy początkowo otworzyły się szerzej w zdumieniu, ale po chwili
opanowała się i wykrzywiła usta w sardonicznym uśmiechu, kładąc jednocześnie ręce na biodrach.
- Dostałeś w końcu moją wiadomość...
- W końcu?
- Próbowałam się do ciebie dodzwonić przez tydzień.
Aaron wzruszył ramionami. Dla niego ich przygoda skończyła się o świcie, gdy wymknęła się z
jego łóżka. Nie lubił powtórek.
- Czy jest tu miejsce, gdzie można spokojnie porozmawiać? - zapytał.
- Ja tu pracuję - odpowiedziała.
Aaron ponownie wzruszył ramionami.
- Próbujesz się ze mną skontaktować, więc jestem. Czego więcej chcesz?
Spojrzała na niego gniewnie, nie mogąc zrozumieć, że Aaron nie chce nawet próbować tłumaczyć
się z faktu, że przez tydzień nie odbierał jej telefonów. Odwróciła się do Violet i powiedziała do niej
szeptem parę słów. Potem wyszła z kawiarni, zmuszając zirytowanego Aarona, by poszedł za nią.
- Więc? - rzuciła z rękami na biodrach, gdy weszli w tłum ludzi mknących w różnych kierunkach.
Strona 19
- Nie zamierzam prowadzić tej konwersacji na środku ulicy - odpowiedział Aaron zdenerwowany. -
Ty pewnie też tego nie chcesz.
- Nie chcę. Ale muszę wrócić do pracy.
- Tak jak i ja - powiedział. - Moja limuzyna tu czeka, porozmawiajmy przynajmniej w zaciszu
samochodu.
Wzruszając ramionami, Zoe poszła za nim do smukłego auta zaparkowanego przy chodniku. Aaron
otworzył drzwi i wpuścił ją pierwszą, wsuwając się na siedzenie naprzeciwko niej. Nacisnął interkom i
powiedział do kierowcy:
- Brian, pojeździj trochę wokół tych budynków, dobrze?
- Oczywiście, sir.
Wziął głęboki oddech i spojrzał na Zoe.
- No dobra, przejdźmy do rzeczy. Dziecko nie jest moje.
Patrzyła na niego co najmniej trzydzieści sekund, nie mogąc uwierzyć, że mówi to serio. Potem
zaśmiała się krótko i odwróciła wzrok.
- Przecież używałem zabezpieczenia...
R
- No cóż, mój superogierze, znaleźliśmy się wśród dwóch procentach przypadków, w których
zabezpieczenie zawodzi.
L
- To niemożliwe.
- Owszem, możliwe. Czytałeś kiedyś ulotkę dołączaną do prezerwatywy?
T
Zamknął oczy, próbując zachować spokój.
- To... nieprawdopodobne.
- No, to już lepiej - uśmiechnęła się ponuro.
- Zatem... czego chcesz w tej sytuacji?
- Od ciebie? Niczego. Jeśli chcesz zaprzeczać, że jesteś ojcem, to też w porządku. Powiedziałam ci,
bo... po prostu uznałam, że powinieneś wiedzieć.
Ich spojrzenia na moment się spotkały. Aaron ponownie złapał się na myśli, że czuje podziw dla
odwagi tej dziewczyny.
- Chcesz urodzić to dziecko?
- Tak.
- Zażądam testu na ojcostwo.
- Proszę bardzo. Pierwszy będzie można zrobić za dziewięć tygodni, sprawdziłam już to. -
Uśmiechnęła się cierpko.
Jej pewność siebie wstrząsnęła nim. Blefowała czy naprawdę wierzyła, że to jego dziecko? Czy
mogło być jego? Ta myśl była przerażająca.
- Skąd wiesz, że to dziecko jest moje? - zapytał niskim głosem.
Zacisnęła usta i odwróciła wzrok.
Strona 20
- W przeciwieństwie do wrażenia, jakie o mnie masz, nie puszczam się na prawo i lewo. Jesteś jedy-
nym kandydatem.
Poczuł, że dociera do niego fakt nieodwracalności tego, co się stało. Chyba że...
- Ile mam ci zapłacić za aborcję?
Zoe odsunęła się na oparcie fotela, jakby została uderzona.
- Jesteś naprawdę dupkiem pierwszej wody - powiedziała, cedząc słowa. - Nic mi nie możesz
zapłacić. Chcę tego dziecka.
Przygryzł wargę.
- Twoje położenie ledwie na to pozwala, Zoe.
Jego słowa zabolały ją. Tym bardziej że były prawdziwe.
- Co ty wiesz o moim życiu?
- Pracujesz w kawiarni.
- I co z tego?
- Mieszkasz na piątym piętrze bez windy w złej okolicy.
- To dobra okolica - ucięła. - Wyobraź sobie, że wielu ludzi, którzy nie są milionerami, też ma
R
dzieci.
- Dlaczego chcesz tego dziecka?
L
- A dlaczego ty nie chcesz? - Zoe odpowiedziała atakiem.
Aaron milczał, ale zobaczyła, jak ucieka przed nią wzrokiem.
T
- Nie proszę cię o nic - dodała po chwili. - Nie chcę od ciebie pieniędzy ani nawet uznania dziecka
za swoje. Jesteś wolny. - Rozchyliła ramiona w kpiącym geście. - Odetchnij z ulgą, że nie musisz mieć w
ogóle cokolwiek do czynienia z tym dzieckiem. Ale urodzę je.
Aaron spojrzał na nią raz jeszcze beznamiętnym wzrokiem.
- Dwadzieścia tysięcy dolarów? - zapytał.
Usta Zoe rozchyliły się, ale nie odezwała się.
- Dwadzieścia tysięcy dolarów... - powtórzyła niemal bezdźwięcznie.
- Dobra, pięćdziesiąt tysięcy. Więcej, niż widziałaś przez całe swoje życie, jak mniemam.
- Za aborcję? - uściśliła.
Zamrugał powiekami, zacisnął zęby i odwrócił od niej wzrok. Patrzyła na niego długo,
zastanawiając się, czy naprawdę uważał, że rozważy jego ofertę choćby przez sekundę.
- Ty mówisz serio... - powiedziała w pełni zdumienia.
- Próbuję być rozsądny.
- To nazywasz rozsądkiem?
Przez krótką chwilę wyglądał na spanikowanego.
- Ja... nie mogę być ojcem.
Zaśmiała się krótko i ostro.