Hazard - Kristen Ashley (Colorado Mountain I)

Szczegóły
Tytuł Hazard - Kristen Ashley (Colorado Mountain I)
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Hazard - Kristen Ashley (Colorado Mountain I) PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Hazard - Kristen Ashley (Colorado Mountain I) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Hazard - Kristen Ashley (Colorado Mountain I) - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Tłumaczenie monique.1.b / Strona 2 Rozdział 1 Przerwa Spojrzałam na zegar na desce rozdzielczej samochodu z wypożyczalni, a potem z powrotem w śnieżycę. Spóźniłam się już dwadzieścia minut na spotkanie z dozorcą. Nie tylko martwiłam się, że się spóźniłam, ale martwiłam się, że kiedy w końcu tam dotrę, będę musiała wracać do hotelu w tej burzy. Drogi pogarszały się z każdą sekundą; W niektórych miejscach śliską drogę pokrył czarny lód, w innych leżała na niej pokrywa śnieżna. Miałam tylko nadzieję, że A-Frame 1, w której miałam zamieszkać, jest blisko. Z drugiej strony prawdopodobnie on był do tego przyzwyczajony, mieszkając w małym górskim miasteczku w Kolorado. To prawdopodobnie nic dla niego nie znaczyło. Mnie to piekielnie wystraszyło. Oparłam się pokusie spojrzenia na wskazówki, które zapamiętałam w samolocie (a dokładniej, zanim jeszcze wsiadłam do samolotu), a które znajdowały się przy mojej torebce na siedzeniu pasażera. Nie było wiadomo, jak daleko się znajdowałam, a co gorsza, zrobiłam połowę drogi, co podejrzewałam, ale nie byłam pewna, bo jechałam z ograniczoną prędkością. Nie wspominając o tym, że byłam wyczerpana, zmęczona i oszołomiona lotem, będąc w drodze, w samolocie lub w sklepie spożywczym przez ostatnie siedemnaście godzin. I nie wspominając o tym, że wczoraj (a może dzień wcześniej? Nie mogłam się domyślić, skoro zmieniałam strefy czasowe), poczułam dziwne uczucie w zatokach, które albo oznaczało nadchodzące przeziębienie, albo coś gorszego i to uczucie nie odchodziło. Nie wspominając o kolejnym fakcie, że zapadała noc, a wraz z nią nadeszła burza śnieżna, która narastała w miarę upływu czasu, zaczynając od opadów, a teraz ledwo mogłam zobaczyć z dziesięć metrów przed samochodem. Sprawdziłam prognozy pogody i przez kilka następnych dni miało być bezchmurne niebo. Za dwa dni zbliżał się kwiecień. Jak mogło być tak dużo śniegu? Zastanawiałam się, o czym myślał Niles, chociaż prawdopodobnie nie myślał o niczym, ponieważ prawdopodobnie spał. Gdyby jednak on wyruszył sam na jakąś przygodę, a nawet gdyby był z przyjaciółmi, co było mało prawdopodobne, ponieważ Niles nie miał wielu przyjaciół, ja byłabym Strona 3 przytomna, zmartwiona i zastanawiałabym się, czy dotarł do celu żywy i zdrowy. Zwłaszcza jeśli miał to dokuczliwe uczucie w zatokach, o którym powiedziałam mu przed wyjazdem. Muszę przyznać, że nie powiedział mi, że chce, żebym zadzwoniła, kiedy cała i zdrowa dotrę do A-Frame. Nie powiedział wiele, nawet kiedy powiedziałam mu, zanim zdecydowaliśmy się na kościoły i daty, że potrzebuję dwutygodniowej przerwy. Mieć czas, żeby pomyśleć o naszym związku i naszej przyszłości. Czas dla siebie, żeby zebrać myśli. Czas na odrobinę przygody, trochę potrząsnąć swoim życiem, wyczyść pajęczyny z mojej głowy i te, które wydawały mi się przyczepione (i z dnia na dzień stawały się coraz grubsze) do każdego aspektu mojego nudnego, statecznego, przewidywalnego życia. Musiałam też przyznać, że bez względu na to, gdzie się udałam i co zrobiłam, Nilesowi nie przeszkadzało to, czy dotarłam cała i zdrowa. Nie meldowałam się, nawet jeśli podróżowałam do pracy i nie było mnie przez kilka dni. A kiedy się meldowałam, nie przejmował się faktem, że się meldowałam. Albo ostatnio (ponieważ testowałam to kilka razy), kiedy się nie meldowałam i wracałam bezpiecznie do domu, czasami dni później nie wydawał się zaniepokojony faktem, że się nie zameldowałam. Nieprzyjemny kierunek moich myśli zmienił się, gdy zobaczyłam swój skręt i byłam z tego zadowolona. Oznaczało to, że byłam teraz blisko, wcale nie daleko. Gdyby to była bezchmurna noc, wywnioskowałam z tego, co było napisane we wskazówkach, że byłabym tam za pięć minut. Ostrożnie skręciłam w prawo i skoncentrowałam się na coraz słabszej widoczności, skręcając w lewo, a potem w prawo, po czym ruszyłam prosto pod górę, czego obawiałam się, że nie pokona mój samochód. Ale widziałam to, lśnił jak latarnia morska, wszystko było dla mnie zapalone. A-Frame wyglądało tak jak w Internecie tylko bez sosnowych drzew dookoła, gór i jasnego świecącego słońca, oczywiście prawdopodobnie tam były (z wyjątkiem słońca, ponieważ była noc), po prostu nie mogłam ich zobaczyć. To było doskonałe. „Jedź kochanie, jedź, dasz radę” - zagruchałam do samochodu, przepełniona ulgą na myśl, że moja podróż dobiega końca. Pochyliłam się do przodu, jakby to wzmacniało pęd samochodu, aby podnieść go pod górę. Fortuna z opóźnieniem rozświeciła się dla mnie (i samochodu) i dotarliśmy do skrzynki pocztowej z częściowo pokrytymi śniegiem literami z napisem „Maxwell”, oznaczającym początek podjazdu, który biegł wzdłuż frontu domu. Znowu skręciłam w prawo i ostrożnie pojechałam w stronę Jeepa Cherokee, który stał zaparkowany przed domem. „Dzięki Bogu” - szepnęłam, kiedy zatrzymałam się i zaciągnęłam hamulec ręczny, mój umysł natychmiast przeszedł do tego, co było dalej. Strona 4 Spotkaj się z dozorcą, zdobądź klucze i instrukcje. Opróżnij samochód z walizek i obfitych toreb z dwutygodniowymi zakupami świątecznego jedzenia, czyli rzeczami, które były dla mnie dobre, jak zwykle, ale także rzeczy, które zdecydowanie nie były, jak zwykle nie bywało. Odłóż łatwo psujące się rzeczy. Pościel (jeśli to konieczne). Weź prysznic. Weź lekarstwo na przeziębienie, które kupiłam w sklepie spożywczym. Zadzwoń do Nilesa, nawet jeśli chcesz zostawić wiadomość głosową. Spać. Tym, na co nie mogłam się doczekać, był sen. Nie sądziłam, żebym kiedykolwiek była tak wyczerpana. Aby skrócić o jedną podróż w tę i z powrotem do samochodu, złapałam torebkę, wysiadłam z samochodu i zarzuciłam ją na ramię. Potem podeszłam do bagażnika, biorąc za uchwyt tyle toreb z zakupami, ile mogłam unieść. Byłam ostrożna, śnieg pokrył dywanem przedni podjazd i pięć stopni prowadzących na ganek biegnący wzdłuż A-Frame, a ja miałam na sobie buty na wysokich obcasach. Chociaż było już zdecydowanie za późno, chociaż sprawdziłam prognozę pogody i pomyślałam, że jestem bezpieczna, zastanawiałam się na nowo, czy dobrze wybrałam buty na wysokich obcasach, zanim trafiłam na werandę. Nie udało mi się przejść przez nie ani razu, zanim szklane drzwi frontowe się otworzyły i w ich framudze stanął mężczyzna, z przodu w cieniu nocy, a jego plecy zarysowały się w światłach od wewnątrz. „Och, witam, więc tak, bardzo przepraszam, spóźniałam się. Zatrzymała mnie burza.”- pośpiesznie wyjaśniłam moją łatwą do wytłumaczenia niegrzeczność (bo każdy mógł zobaczyć, że pada śnieg, który zmusiłby każdego inteligentnego kierowcę do zachowania ostrożności), kiedy szłam przez werandę. Mężczyzna poruszył się i zapaliło się zewnętrzne światło, oślepiając mnie na sekundę. Zatrzymałam się, żeby oczy się przyzwyczaiły i usłyszałam - „Co do cholery?” Zamrugałam i skupiłam się, a potem nie mogłam nic zrobić, tylko gapić się. Nie wyglądał tak, jak myślałam, że będzie wyglądał dozorca. Był wysoki, bardzo wysoki, z bardzo szerokimi ramionami. Jego włosy były ciemne, prawie czarne, pofalowane i było ich dużo, były odsunięte od jego twarzy, jakby stylista właśnie skończył czesać je do perfekcji. Miał na sobie Strona 5 kraciastą flanelową koszulę i białą koszulkę termiczną, rękawy podwinięte do łokci, aby odsłonić ciepło na jego nadgarstkach i przedramionach. Wyblakłe dżinsy, grube skarpetki na stopach i opaloną skórę rozciągniętą na twarzy o tak nieskazitelnej budowie kości, że niewidomy wpadałby w ekstazę, gdyby przyłożył do niego palce. Mocna szczęka i czoło, wyraźne kości policzkowe, niewiarygodne. Chociaż, moim zdaniem, dzieliło go kilka dni od dobrego golenia. „Pan Andrews?” - zapytałam. „Nie” - odpowiedział i nic więcej nie powiedział. „Ja…” - zaczęłam, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Moja głowa obracała się z boku na bok, potem spojrzałam za siebie na swój samochód i Cherokee, a potem z powrotem dookoła i do góry na A-Frame. To było zdjęcie ze strony internetowej, dokładnie to. Prawda? Spojrzałam na niego - „Przepraszam. Spodziewałam się dozorcy.” „Dozorca?” „Tak, pan Andrews.” „Masz na myśli Chudego?” Chudy? „Um…” - odpowiedziałam. „Chudego tu nie ma.” „Jesteś tutaj, aby dać mi klucze?” - zapytałam. „Klucze do czego?” „Domu.” Patrzył na mnie przez kilka sekund, a potem wymamrotał - „Cholera” - i zaraz po wypowiedzeniu tego przekleństwa wszedł do domu, zostawiając otwarte drzwi. Nie wiedziałam, co robić i stałam przez chwilę na zewnątrz, zanim zdecydowałam, że może otwarte drzwi są wskazówką, że powinnam wejść za nim. Zrobiłam to, zamykając drzwi stopą, tupiąc nogami po macie, aby pozbyć się śniegu, a potem rozejrzałam się dookoła. Całkowicie otwarta przestrzeń, cała w lśniącym drewnie, wspaniała. Zwykle strony internetowe przedstawiające wakacyjne kierunki sprawiały, że rzeczy wyglądały lepiej niż w rzeczywistości. Tu było odwrotnie. Żadne zdjęcie nie oddałby sprawiedliwości temu miejscu. Strona 6 Po lewej stronie część dzienna, duża, szeroka, długa wygodna kanapa z narzutami. Z boku kanapy, naprzeciw okien, stał ogromny fotel, w którym mogły usiąść szczęśliwie (choć przytulnie) dwie osoby, z otomaną przed nim. Kwadratowy, mocny, rustykalny stół między fotelem a kanapą, kolejny, niższy, większy kwadratowy, przed kanapą. Lampa na mniejszym stoliku, z podstawą z gałęzi, teraz oświetlała przestrzeń. Inna stojąca lampa w rogu pokoju przy oknach wykonana z innej, dłuższej, grubszej gałęzi z bawołami biegnącymi po abażurze, również była zapalona. Kominek, miał wspaniały kamienny komin, znikający w skośnym dachu A-Frame, a w jego ruszcie płonął radosny ogień. Wgłębiona wnęka z tyłu, gdzie znajdowało się otwierane biurko ze staromodnym obrotowym krzesłem przed nim, fotel bujany w rogu stał obok innej lampy podłogowej, z podstawą wyglądającą jak kłoda, która również oświetlała przestrzeń. Kręcone schody prowadzące na górę miały balustradę i wystawały nad główną częścią mieszkalną, a pod dachem było dwoje drzwi, z których jedne na pewno prowadziły do łazienki, a drugie, prawdopodobnie do magazynu. Zdjęcia strychu na stronie internetowej pokazały, że znajdowało się w nim łóżko typu queen-size, fantastyczna duża łazienka z wanną i małą sauną oraz garderobą. Po prawej stronie zobaczyłam kuchnię, być może nie z najwyższej półki i najnowocześniejszą, ale z dystansu oceniałam, że nie była nędzna. Blaty granitowe w kształcie litery U, jeden wzdłuż boku domu, drugi wcięty w otwartą przestrzeń podwójny: niski, szeroki blat z wyższym barem, a bar miał przed sobą dwa stołki. Mnóstwo sękatych sosnowych szafek, które lśniły. Urządzenia średniej klasy ze stali nierdzewnej. Kolejna wnęka z tyłu, gdzie stał zlew, po lewej stronie lodówka. I sześcioosobowy stół w jadalni na końcu przy podłodze do okien w kształcie litery A, również z sękatej sosny, z dużym szklanym świecznikiem w stylu lampy huraganu pośrodku wypełnionym szałwiowym zielonym piaskiem, w który utknęła gruba, kremowa świeca. Nad nim wisiał kandelabr również zrobiony z gałęzi i również zapalony. „Masz papiery?” - zapytał mężczyzna, a ja byłam tak pochłonięta badaniem przestrzeni i myśleniem, jaka jest piękna i jak przez wszystkie moje tygodnie zmartwień, czy postępuję właściwie, a moje siedemnaście godzin wyczerpującej podróży warte były dotarcia do tego bajecznego domu, że dopiero wtedy spojrzałam na niego. Był w kuchni i złapał bezprzewodowy telefon. Poszłam w jego kierunku, położyłam torby z zakupami na barze, a potem sięgnęłam do torebki, żeby znaleźć portfel podróżny. Wyciągnęłam go, otworzyłam i zlokalizowałam dokumenty potwierdzające wynajem. „Tutaj” - powiedziałam, wyszarpując je i podając mu. Wziął je, mimo że również kciukiem wybierał numer telefonu. Strona 7 „Czy jest jakiś problem?” - zapytałam, jego oczy spoczęły na mnie i zamknęłam się. Jego oczy były szare, jasne, jasnoszare. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Szczególnie nie oprawione grubymi, długimi, czarnymi rzęsami. „Chudy?” - powiedział do telefonu - „Tak, mam tu kobietę…” - spojrzał na papiery - „Panna Sheridan.” „Pani” - poprawiłam automatycznie i jego jasne, szare oczy wróciły do mnie. W tym momencie dotarło do mnie również, że ma dziwnie atrakcyjny głos. Był głęboki, bardzo głęboki, ale nie był gładki. Był szorstki, prawie żwirowy. „Pani Sheridan” - wtrącił się do moich myśli i podkreślił, „pani” w sposób, który wydawał mi się być może niezbyt miły - „Szuka kluczy”. Czekałam, aż ten Chudy, który jak podejrzewałam, że był nieobecnym dozorcą panem Andrews, wyjaśni temu niesamowicie wyglądającemu mężczyźnie, że mam potwierdzoną, dwutygodniową rezerwację, opłaconą z góry, z dość sporym depozytem w mało prawdopodobnym przypadku uszkodzeń. A także czekałam, aż ten Chudy powie temu niesamowicie wyglądającemu mężczyźnie, że najwyraźniej był jakiś błąd i może powinien opuścić lokal, abym mogła rozładować samochód, odstawić towary łatwo psujące się, wziąć prysznic, porozmawiać z Nilesem i, co najważniejsze, iść spać. „Tak, spieprzyłeś” - powiedział do telefonu niesamowicie wyglądający mężczyzna, po czym zakończył rozmowę - „Ja to rozwiążę” - Następnie nacisnął przycisk, rzucił telefon z brzękiem na blat i powiedział do mnie - „Chudy spieprzył”. „Hmmm, tak, zaczynam to rozumieć.” „Na dole jest hotel, około piętnastu mil stąd.” Myślę, że moje usta opadły, ale mój umysł był pusty, więc nie byłam pewna. Wtedy powiedziałam - „Co?” „Hotel w mieście, czysty, przyzwoite widoki, dobra restauracja, w dół góry, do której przyjechałaś. Docierasz do głównej drogi, skręcasz w lewo, to około dziesięciu mil.” Potem wręczył mi moje papiery, podszedł do drzwi frontowych, otworzył je i stał, trzymając je, patrząc na mnie. Strona 8 Stałam tam, gdzie byłem, potem spojrzałam przez podłogę na okna punktu A, na wirujący śnieg, a potem spojrzałam na niesamowitego, ale, jak się spóźniłam, uświadomiłam sobie, nieprzyjaznego mężczyznę. „Mam rezerwację” - powiedziałam mu. „Co?” „Rezerwacja” - powtórzyłam. „Tak, Chudy spieprzył.” Potrząsnęłam głową, potrząśnięcia były krótkie i zdezorientowane - „Ale zapłaciłam z góry dwa tygodnie.” „Jak powiedziałem, Chudy spieprzył.” „Z depozytem” - ciągnęłam. „Otrzymasz zwrot pieniędzy.” Zamrugałam do niego, a potem zapytałam - „Zwrot pieniędzy?” „Tak” - powiedział do mnie - „zwrot depozytu, ponieważ otrzymasz zwrot pieniędzy”. „Ale…” - zaczęłam, ale przestałam mówić, kiedy westchnął głośno. „Posłuchaj, panienko …” „Pani” – poprawiłam ponownie. „Nieważne” – powiedział krótko - „Był błąd. Jestem tutaj.” To nie wydarzyło się od jakiegoś czasu, ale myślałam, że się złoszczę. Z drugiej strony, właśnie podróżowałam ponad siedemnaście godzin; byłam w innym kraju; w innej strefie czasowej; było późno, ciemno, padał śnieg, drogi były zdradliwe; Miałam w samochodzie artykuły spożywcze warte setki dolarów, z których niektóre zepsułyby się, gdyby nie były chłodzone, a hotele nie miały lodówek, a przynajmniej nie dużych lodówek; Byłam zmęczona i dostałam kataru, więc wybaczono mi złość. „Cóż, ja też” – odpowiedziałam. „Tak, jesteś, ale to mój dom.” „Co?” „Jestem właścicielem.” Pokręciłam głową i znowu to były te krótkie, zdezorientowane potrząśnięcia. „Ale ten wynajem.” „To wtedy, gdy mnie tu nie ma. Nie wtedy, gdy jestem w domu.” Strona 9 To, co się wreszcie stało, w końcu dotarło do mnie w pełni. „Więc mówisz, że moja potwierdzona rezerwacja jest naprawdę niepotwierdzoną rezerwacją i anulujesz ją w ostatecznej definicji ostatniej chwili?” „To właśnie mówię”. „Nie rozumiem.” „Mówię po angielsku, mamy wspólny język. Rozumiem cię.” Znowu byłem zdezorientowana - „Co?” „Jesteś Angielką.” „Jestem Amerykanką.” Jego brwi zmarszczyły się, co sprawiło, że wyglądał trochę przerażająco, głównie dlatego, że w tym samym czasie jego twarz pociemniała - „Nie brzmisz dla mnie jak Amerykanka.” „Cóż, jestem.” „Nieważne” – mruknął, po czym machnął ręką w kierunku otwartych drzwi - „W poniedziałek rano otrzymasz zwrot pieniędzy”. „Nie możesz tego zrobić.” „Właśnie zrobiłem.” „To jest… ja nie… nie możesz…” „Posłuchaj, pani Sheridan, już późno. Im dłużej stoisz i rozmawiasz, tym dłużej zajmie ci dotarcie do hotelu.” Znów spojrzałam na śnieg, a potem z powrotem na niego. „Pada śnieg” – poinformowałam go o rzeczach oczywistych. „Dlatego właśnie ci mówię, najlepiej ruszaj w drogę.” Patrzyłam na niego przez sekundę, która zmieniła się w około dziesięciu z nich. Potem szepnęłam - „Nie mogę w to uwierzyć”. Wtedy nie musiałam się zastanawiać, czy się złoszczę. To dlatego, że wiedziałam, że jestem wściekła i byłam zbyt zmęczona, by myśleć o tym, co powiedziałam dalej. Wepchnęłam papiery do torebki, chwyciłam torby z zakupami, podeszłam prosto do niego, zatrzymałem się i odchyliłam głowę do tyłu, by na niego spojrzeć. „Więc kto zwróci pieniądze za paliwo?” - zapytałam. Strona 10 „Panno Sheridan …” „Pani” - syknęłam, pochylając się w jego stronę, a potem kontynuowałam - „A kto zwróci mi bilet lotniczy z Anglii, gdzie mieszkam, ale mój paszport jest amerykański?” - nie pozwoliłam mu odpowiedzieć, zanim poszłam dalej - „A kto zapłaci mi za moje wakacje w pięknym A-Frame w górach Kolorado, do którego podróżowałam ponad siedemnaście godzin, aby dotrzeć, do miejsca docelowego, dodam, za które zapłaciłam w całości, ale w ogóle się nim nie nacieszę?” - otworzył usta, ale ja dalej mówiłam - „Nie przeleciałam nad oceanem i większością kontynentu, żeby zatrzymać się w czystym hotelu z ładnymi widokami. Zrobiłam to, żeby tu zostać.” „Słuchaj …” „Nie, ty posłuchaj mnie. Jestem zmęczona, bolą mnie zatoki i pada śnieg. Nie jeździłam w śniegu od lat, nie w ten sposób.” - Wskazałam w ciemność, wyciągając ramię z torbą z zakupami - „A ty wysyłasz mnie w drogę dobrze po dziewiątej wieczorem, po zerwaniu kontraktu.” Kiedy mówiłam, jego twarz zmieniła się z rozdrażnionej na coś, czego nie potrafiłam rozszyfrować. Nagle uśmiechnął się i zirytował mnie widok, na jego idealne, białe, równe zęby. „Bolą cię zatoki?” - zapytał. „Tak” - warknęłam - „Bardzo bolą mnie zatoki” - powiedziałam mu, po czym ponownie pokręciłam głową, tym razem były to krótkie, gniewne potrząśnięcia - „Zapomnij o tym, co cię to obchodzi? Jestem na to zbyt zmęczona.” I byłam. Zbyt zmęczona. Jutro wymyśliłabym, co zrobić. Potem nieco dramatycznie wdepnęłam w noc (i byłem zdania, że mi też można wybaczyć), myśląc, że to moja odpowiedź. To był wszechświat mówiący mi, że powinnam grać ostrożnie. Poślubić Nilesa. Obejmowało to bezpieczeństwo, nawet jeśli było to głównie nudne i głęboko, jeśli przyznałam się do tego przed sobą, sprawiało, że czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek w życiu. Paraliżująco samotna. Kogo to obchodziło? Jeśli to była przygoda, było do bani. Wolałabym siedzieć przed telewizorem z Nilesem (w pewnym sensie). Otworzyłam bagażnik i włożyłam torby z powrotem, ale, kiedy próbowałam go zamknąć, nie ruszał się. To dlatego, że Nieprzyjazny, Niezwykle Wyglądający Mężczyzna był teraz na zewnątrz, stał przy moim samochodzie i mocno go trzymał. Strona 11 „Puść” - zażądałam. „Wróć do domu, coś wypracujemy, przynajmniej na dzisiejszy wieczór.” Czy był szalony? Coś wypracujemy? Tak jak on i ja mielibyśmy przebywać razem w A-Frame? Nawet nie znałam jego imienia, a ponadto był kretynem. „Dziękuję” - syknęłam złośliwie - „Nie. Puścić.” „Wejdź do domu” - powtórzył. „Puść” - powtórzyłam wprost do niego. Pochylił się blisko mnie - „Posłuchaj, Księżno, jest zimno, pada śnieg, oboje stoimy na zewnątrz jak idioci, kłócący się o to, czego w ogóle chciałaś. Wejdź do tego przeklętego domu. Możesz spać na kanapie.” „Nie zamierzam spać na kanapie” - wtedy moja głowa drgnęła i zapytałam - „Księżno?” „Moja kanapa jest wygodna, a żebracy nie mogą wybierać.” Zwolniłam to i powtórzyłam - „Księżna?” Wyrzucił drugą rękę, jego wzrok przesunął się po mnie, gdy powiedział: „Fantazyjne ciuchy, wymyślna torebka, wymyślne buty, wymyślny akcent” - jego oczy powędrowały na moją twarz i skończył stanowczo - „Księżna.” „Jestem Amerykanką!” - krzyknęłam. „Racja” - odpowiedział. „W Ameryce nie mają księżnych” - nauczyłam go. „Cóż, to prawda.” Dlaczego tłumaczyłam o arystokracji? Wróciłam do celu. „Puścić!” - krzyknęłam ponownie. Całkowicie zignorował moje krzyki i zajrzał do bagażnika. Potem zapytał, co według mnie było szalone - „Artykuły spożywcze?” „Tak” - warknęłam - „kupiłam je w Denver.” Spojrzał na mnie i kolejny raz uśmiechał się. Myślałam, że to szaleństwo, zanim wymamrotał - „Błąd debiutanta”. „Czy puściłbyś, abym mogła zamknąć kufer i ruszyć w drogę?” „Kufer?” Strona 12 „Bagażnik samochodowy!” „Angielski.” Myślę, że w tym momencie mogłam warknąć, ale ponieważ byłam zaniepokojona widzeniem tylko czerwieni, tak naprawdę nie zwróciłam uwagi. „Panie…” - zawahałam się, po czym powiedziałam - „kimkolwiek-jesteś…” „Max.” „Panie Max …” „Nie, tylko Max.” Pochyliłam się do niego i warknęłam - „Cokolwiek”, po czym zażądałam - „Puść samochód.” „Poważnie?” „Tak” - odgryzłam się - „Poważnie. Pozwól. Mi. Jechać. Samochodem.” Puścił samochód i powiedział - „Obsłuż się.” „Byłoby dla mnie odpowiednie, gdybym mogła cofnąć się w czasie i nie klikać zarezerwuj teraz na tej głupiej stronie” - mruknęłam, zatrzaskując bagażnik i tupiąc do drzwi po stronie kierowcy - „Idylliczna A-Frame w górach Kolorado, nawet nie cholernie blisko. Bardziej przypomina twój najgorszy koszmar śnieżny w górach Kolorado.” Byłam w samochodzie i zatrzasnęłam drzwi, ale byłam pewna, że zanim to zrobiłam, usłyszałam jego chichot. Nawet zła, nie byłam głupia i ostrożnie wycofałam się z jego podjazdu, prawdopodobnie wyglądając jak babcia kierowca i nie obchodziło mnie to. Chciałam zniknąć mu z oczu, z dala od wspaniałej, ale odrzuconej A- Frame i bliżej łóżka, w którym mogłabym spać, a nie chciałam, aby to łóżko było w szpitalu. Wyjechałam z jego podjazdu i jechałam dużo szybciej (ale nadal niezbyt szybko), i jechałam dalej, i ani razu nie spojrzałam w lusterka, żeby zobaczyć zgubioną A-Frame. Adrenalina wciąż pędziła przez mój system i nadal byłam zła, tak jak myślę, że nigdy nie byłam, kiedy na byłam tym, co sądziłam, że znajduje się blisko głównej drogi, ale nie byłam pewna i trafiłam na płat pokryty śniegiem, straciłam kontrolę nad samochodem i zsunął się do rowu. Kiedy moje serce przestało mi się zatykać, a gula w gardle przestała grozić uduszeniem, spojrzałam na śnieg przed moim samochodem i wymamrotałam - „Piękne”. Potem wymamrotałam - „Genialne”. Strona 13 Potem się rozpłakałam. ***** Obudziłam się lub przynajmniej myślałam, że się obudziłam. Widziałam jasność, dużo jej, i miękką, beżową poszewkę. Ale moje gałki oczne wydawały się trzy razy większe od normalnych. Powieki miałam rzeczywiście spuchnięte. Głowę miałam wypełnioną watą. Uszy wydawały mi się dziwne, jakby były tunelami dostatecznie dużymi, by zmieścić się w nich pociąg. Gardło mnie bolało piekielnie. I wreszcie, moje ciało wydawało się jak ołowiane, jakby każdy wysiłek mógł poruszyć je tylko o centymetr. Podjęłam ten wysiłek i udało mi się oprzeć na przedramieniu. Potem bardziej się postarałam i odgarnęłam włosy z oczu. To, co zobaczyłam, to jasny, lśniący od słońca dzień z górnej części okna w kształcie litery A przez balustradę. Widziałam śnieg i to dużo, a także sosny i wiele innych rzeczy. Gdybym nie czuła się tak okropnie, zdałabym sobie sprawę, jakie to było piękne. Ostrożnie, ponieważ moja wypchana głowa też płynęła, rozejrzałam się i zobaczyłam sypialnię na poddaszu ze strony internetowej A-Frame. „Śnię” - mruknęłam, mój głos był chrapliwy, a mówienie sprawiało, że bolało mnie gardło. Musiałam też skorzystać z łazienki, do której prowadzące drzwi mogłam zobaczyć przede mną. Wykorzystałam więcej słabnącej energii, aby przerzucić nogi nad łóżkiem, wstałam i kołysałam się głównie dlatego, że zdawałam sobie sprawę, że jestem chora jak pies. Potem znów się zachwiałam, gdy spojrzałam na siebie. Byłam w męskiej koszulce, ogromnej, czerwonej, albo będącej taką kiedyś w jej historii. Teraz była sprana czerwona. Na lewej piersi miała kreskówkową grafikę przedstawiającą mężczyznę o zwariowanych włosach, szaleńczo grającego na pianinie, nad którym łukiem napisane było „My Brother’s Bar”. Odsunęłam brzeg koszulki, zajrzałam i wpatrzyłam się w swoje nagie ciało, z wyjątkiem, wciąż na miejscu, majtek. Puściłam i szepnęłam - „O mój Boże”. Coś się stało. Ostatnią rzeczą, jaką sobie przypomniałam, było to, że położyłam się na tylnym siedzeniu samochodu z wypożyczalni, okryłam się swetrami i miałam nadzieję, że ktoś spotka mnie wcześnie rano. Strona 14 Bezskutecznie próbowałam wyciągnąć samochód z rowu i wyczerpana, i nie czując się najlepiej, poddałam się. Postanowiłam nie chodzić po nieznanym obszarze, aby znaleźć główną drogę lub natknąć się na kogoś, kto może być na tyle głupi, by jechać w oślepiającej śnieżycy. Zamiast tego miałam zamiar to przeczekać. Podejrzewałam też, że nigdy nie zasnę w samochodzie, w rowie, podczas śnieżycy po starciu z nieprzyjaznym, ale niesamowicie atrakcyjnym mężczyzną. Wzięłam więc na noc lekarstwo na kaszel, mając nadzieję, że złagodzę groźne przeziębienie, okryłam się swetrami i położyłam się na tylnym siedzeniu. Najwyraźniej bez problemu zasnęłam. Teraz byłam tutaj. Z powrotem na A-Frame. W samych majtkach i męskiej koszulce. Może to był Mój Najgorszy Koszmar Śnieżny w górach Kolorado. Dziwne rzeczy przydarzały się kobietom, które podróżowały samotnie, dziwne rzeczy, które oznaczały, że nigdy więcej ich nie widziano. I to była moja wina. Chciałam odpocząć od mojego życia. Chciałam przygody. Pomyślałam, że może powinnam uciec. Problem polegał na tym, że byłam chora jak pies i musiałam iść do łazienki. Najpierw zdecydowałam się na łazienkę, a potem stworzę strategię wyjścia z mojego osobistego horroru. Kiedy skorzystałam z udogodnień (łazienka, chorobcia, była bajeczna, tak jak na zdjęciach) i umyłam ręce, wyszłam, aby zobaczyć Nieprzyjaznego, Niezwykle Wyglądającego Mężczyznę, znanego również jako Max, wchodzącego po spiralnych schodach. Jak każda głupia, bezsensowna, idiotyczna bohaterka horroru, zamarłam i ślubowałam, że jeśli wyjdę stamtąd żywa, nigdy nie wyśmieję kolejnej głupiej, bezsensownej, idiotycznej bohaterki horroru, co robiłam za każdym razem gdy oglądałam horror. Wszedł do pokoju i spojrzał na mnie. „Nie śpisz” - zauważył. „Tak” - odpowiedziałam ostrożnie. Spojrzał na łóżko, a potem na mnie - „Wezwałem pomoc, przyjdą i wyciągną twój samochód”. „Okej.” Strona 15 Przechylając głowę na bok, przyjrzał się mojej twarzy i zapytał - „Wszystko w porządku?” „Tak” - skłamałam. „Nie wyglądasz za dobrze”. Natychmiast inna, głupia, bezsensowna, idiotyczna kobieca cecha podniosła swoją brzydką głowę i poczułam się znieważona. „Dzięki” - warknęłam sarkastycznie. Jego usta uniosły się na końcach i zrobił krok w moją stronę. Cofnęłam się o krok. Zatrzymał się, jego brwi uniosły się podczas mojego odwrotu, po czym powiedział - „To znaczy, nie wyglądasz na w porządku”. „Nic mi nie jest” - skłamałam. „I nie brzmisz, jakbyś się czuła dobrze.” „Tak normalnie brzmię” - skłamałam jeszcze raz. „To nie tak, jak brzmiałaś zeszłej nocy.” „Jest ranek, właśnie się obudziłam. To jest mój głos po obudzeniu się.” „Twój głos po obudzeniu się brzmi, jakby bolało cię gardło i miała zatkany nos?” Kłamałam - „Mam alergie.” Spojrzał przez okna, a potem na mnie - „W śniegu?” - Też wyjrzałam przez okna, a kiedy mówił dalej, spojrzałam na niego. „W lodzie nie ma nic żywego, co uruchomiło twoje alergie, Księżno.” Postanowiłam zmienić temat rozmowy, ale zaczęłam się trochę niepokoić, że dostaję zawrotów głowy. „Jak się tu dostałam?” - zapytałam. Jego głowa ponownie przechyliła się na bok i zapytał - „Co?” Wskazałam na siebie i powiedziałam - „Ja…” - a potem wskazałam na podłogę - „…tutaj. Jak się tu dostałam?” Spojrzał na podłogę, na którą wskazywałam, potrząsnął głową i wymamrotał - „Cholera” - Potem spojrzał na mnie i powiedział - „Odleciałaś. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Domyślałem się, że udajesz.” „Przepraszam?” Strona 16 Zrobił kolejny krok w moją stronę, a ja cofnęłam się. Znowu zatrzymał się, spojrzał na moje stopy, a potem z jakiegoś powodu uśmiechnął się. Potem spojrzał na mnie. „Czekałem trochę, a potem zadzwoniłem do hotelu, żeby sprawdzić, czy się zameldowałaś. Powiedzieli, że nie. Zadzwoniłem do kilku innych. Powiedzieli też nie. Więc pojechałem za tobą, myśląc, że może wpakowałaś się w kłopoty. Zrobiłaś to. Znalazłem twój samochód w rowie, ty spałaś z tyłu. Przyniosłem ciebie i twoje gówno do domu. Wydostałaś się jak lekka, jak martwy ciężar.” - Jego tors wykręcił się i wskazał na moją walizkę, która leżała na wygodnym fotelu po drugiej stronie pokoju, po czym odwrócił się z powrotem do mnie - „Położyłem cię do łóżka, spałem na kanapie.” Zdecydowanie robiłam się oszołomiona, nie tylko z powodu choroby, ale także z powodu tego, co właśnie powiedział. Dlatego, żeby nie upaść i nie zrobić z siebie porządnej kretynki, ominęłam go, podeszłam do łóżka i usiadłam lub, mówiąc szczerze, bardziej osunęłam się. Potem spojrzałam na niego i zapytałam - „Położyłeś mnie do łóżka?” Odwrócił się twarzą do mnie, jego brwi były ściągnięte i nie wyglądał już na rozbawionego. „Nie czujesz się dobrze” - stwierdził. „Położyłeś mnie do łóżka?” - powtórzyłam. Jego oczy powędrowały do mnie i powiedział - „Tak”. Pociągnęłam za koszulkę i zapytałam - „Czy włożyłeś to na mnie?” Powrócił uśmiech, tym razem był inny, zupełnie inny, a moje zawroty głowy znacznie wzrosły na ten widok. Potem powiedział - „Tak”. Zerwałam się na równe nogi, a potem zawirowało mi przed oczami, moja ręka powędrowała do czoła i opadłam z powrotem na łóżko. Nagle przykucnął przede mną, szepcząc - „Jezu, Księżno.” „Zdjąłeś moje ubranie” - oskarżyłam. „Połóż się” - rozkazał. „Zdjąłeś moje ubranie.” „Tak, teraz połóż się.” „Nie możesz mnie rozbierać!” - krzyknęłam, ale usłyszałam głośne słowa łomoczące w mojej czaszce, głowa zaczęła mi płynąć i upadłabym do tyłu, gdybym nie wyciągnęła ręki i nie podparła się na łóżku. Strona 17 „Mogę, zrobiłem to, nie było nic, czego wcześniej nie widziałem, teraz połóż się.” Zaczęłam naciskać, ogłaszając - „Wychodzę”. Wyprostował się i położył ręce na moich ramionach, przyciskając mnie z powrotem w dół. Uderzyłam tyłkiem w łóżko i spojrzałam na niego nagle tak zmęczona, że ledwo mogłam odchylić głowę do tyłu. „Nie wychodzisz” - oświadczył. „Nie powinieneś był zmieniać moich ubrań.” „Księżno, nie powiem tego więcej, połóż się.” „Muszę iść.” Ledwo wypowiedziałam słowo „iść”, kiedy moje łydki zostały zmiecione, a moje ciało skręcone w łóżku. Nie mogłam już utrzymać tułowia, więc też spadło na łóżko. Potem otoczyła mnie kołdra. „Miałaś lekarstwa w swoich zakupach spożywczych. Weźmiesz je i potrzebujesz trochę jedzenia.” „Muszę iść.” „Jedzenie, lekarstwo, wtedy porozmawiamy.” „Słuchaj …” „Zaraz wracam.” Potem go nie było, a ja nie miałam energii, by podnieść głowę, żeby dowiedzieć się, dokąd poszedł. Postanowiłam pójść do swojej walizki, ubrać się i stamtąd wyjść. Wtedy zdecydowałam, że zrobię to po tym, jak zamknę oczy tylko na chwilę. Bolało za bardzo i było zbyt jasno przez całe to słońce i śnieg, musiałam odpocząć. Wtedy chyba zemdlałam. ***** „Nina, jesteś ze mną?” - usłyszałam nieco znajomy, głęboki, chrapliwy głos wzywający skądś, co wydawało się bardzo odległe. „Skąd znasz moje imię?” - zapytałam, nie otwierając oczu, i byłabym bardzo zaniepokojona zgrzytliwym dźwiękiem mojego głosu, gdybym nie była tak bardzo zmęczona. „Jesteś ze mną” - mruknął nieco znajomy, głęboki, chrapliwy głos. „Boli mnie gardło.” Strona 18 „Brzmi jakby bolało.” „I bolą mnie oczy.” „Założę się.” „I boli mnie całe ciało.” „Masz gorączkę, Księżno.” „Domyśliłam się” - mruknęłam - „Jestem na wakacjach. Sprawna jak skrzypce w moim nudnym, cholernym życiu, jadę na wakacje, dostaję gorączki.” Usłyszałam nawet nie najmniej nieatrakcyjny chichot, a potem - „Słonko, muszę cię podnieść, dodać ci trochę ibuprofenu, trochę płynów.” „Nie.” „Nina”. „Skąd znasz moje imię?” „Prawo jazdy, karty kredytowe, paszport.” Moje oczy lekko się otworzyły, a to był zbyt duży wysiłek, więc ponownie je zamknęłam. „Przeszukałeś moją torebkę.” „Tak, chora kobieta w moim łóżku. Pomyślałem, że powinienem znać jej imię.” Próbowałam się przewrócić, ale to też wymagało zbyt dużego wysiłku, więc przestałam próbować i powiedziałam - „Odejdź”. „Pomóż mi z tym.” „Zmęczona” - wymamrotałam. „Słonko.” Dwukrotnie nazwał mnie „Słonko”. Niles nigdy nie nazywał mnie „Słonko” lub „Serce”, „Kochanie” czy cokolwiek, nawet przez większość czasu nie Nina, co było moim cholernym imieniem. W rzeczywistości Niles niewiele ze mną rozmawiał, kiedy o tym myślałam, na co w tej chwili nie miałam siły. Znowu prawie zasnęłam, zanim poczułam, jak moje ciało delikatnie się podciąga, a potem poczułam, że moje pośladki wślizgują się na kolana mężczyzny, a potem poczułam, jak szklanka dotyka moich ust. „Pij” - rozkazał nieco znajomy, głęboki, chrapliwy głos. Piłam. Szklanka zniknęła, a potem usłyszałam - „Otwórz usta, Księżno”. Strona 19 Zrobiłam, jak mi powiedziano i poczułam coś na języku. Szklanka wróciła, a potem - „Połknij to”. Przełknęłam i oderwałam głowę, pigułki przechodzące przez gardło bolały jak szalone. Skończyło się na czymś, co czułam, jakby moje czoło przycisnęło się do czyjejś szyi, miękką tkaniną na moim policzku. „Ała” - szepnęłam. „Przepraszam, kochanie.” Ponownie przeniesiono mnie między prześcieradła, z głową na poduszce i zanim kołdra całkowicie na mnie opadła, zasnęłam. ***** Obudziłam się, kiedy poczułam, że coś chłodnego, zbyt zimnego uderzyło mnie w szyję. „Nie” - wychrypiałam. „Jesteś rozpalona, mała.” Nie czułam się rozpalona. Byłam zimna, tak zimna, że drżałam, pełna ludzkiego trzęsienia ziemi. „Tak zimno.” - słowa przeszyły mi gardło i skrzywiłam się. Chłód opuścił moją szyję i został przyciśnięty do czoła. „Nina, czy masz ubezpieczenie podróżne?” Próbowałam się skupić, ale nie mogłam i zapytałam - „Co?” „To szybko się nie poprawi, muszę cię zabrać do szpitala.” Milczałam głównie dlatego, że starałam się skoncentrować na rozgrzaniu. Przyciągnęłam kołdrę bliżej siebie i wtuliłam się w nią. „Nina, słuchaj mnie, czy masz ubezpieczenie podróżne?” „Portfel” - powiedziałam - „torebka.” „Okej, Słonko, odpocznij.” Skinąłam głową i przysunęłam koc bliżej, ale nie mogłam się wystarczająco rozgrzać. „Potrzebuję kolejnego koca.” „Słonko.” „Proszę.” Strona 20 Chłodna szmatka pozostała na moim czole, ale poczułam, jak silne palce owijają się wokół mojej szyi, a potem opadły na moje ramię. Wtedy usłyszałam słowo - „Kurwa” - powiedziane cicho i kołdra została odsunięta. „Nie!” - płakałam, był to słaby, ale płacz. „Trzymaj się mocno, mała.” Łóżko się poruszyło, a ja upadłam, gdy pojawił się za mną znaczny ciężar. Wtedy jego ciało sięgnęło moich pleców, dopasowując się do moich krzywizn. Przytuliłam się do niego tyłem, głębiej w jego stabilnym cieple, podczas gdy wciąż dygotałam. Jego ramię otoczyło mnie, dłoń znalazła moją, a palce obu moich rąk owinęły się wokół niej mocno, mocno trzymając się. „Tak zimno, Max.” „Pokonaj to, Księżno”. Skinąłam głową na poduszce i powiedziałam - „Spróbuję”. Zajęło mi to trochę czasu, drżenie nie pozwalało mi zasnąć, a on trzymał mnie mocno, jego ciało było przyciśnięte do mojego. Po czasie, który czułam jak kilka godzin później, drgawki zaczęły ustępować i zawołałam cicho - „Max?” „Tutaj” - nadeszła chrapliwa, ale senna odpowiedź. „Dzięki” - szepnęłam. Potem zapadłam w sen, tak wyczerpana, że czułam, jakbym stoczyła epicką bitwę. ***** Chłodna szmatka znowu przylegała do mojego czoła, przesuwając się po linii włosów. „Max?” „Gorączka opadła.” „Mm” - wymamrotałam, ponownie zasypiając. Słowa - „Pracuj ze mną, Nina” - zatrzymały moje zejście. „Okej” - wyszeptałam i przesunęłam się na plecy, a potem podciągnęłam górną część ciała. „Podnieś ramiona.” Zrobiłam, jak mi kazano i koszulka odleciała. „Spociłaś się, Księżno, jesteś na ostatniej prostej.”