Guillou Jan - Krzyżowcy 1 - Droga do Jerozolimy

Szczegóły
Tytuł Guillou Jan - Krzyżowcy 1 - Droga do Jerozolimy
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Guillou Jan - Krzyżowcy 1 - Droga do Jerozolimy PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Guillou Jan - Krzyżowcy 1 - Droga do Jerozolimy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Guillou Jan - Krzyżowcy 1 - Droga do Jerozolimy - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Jan Guillou Krzyżowcy 1 Strona 3 Droga do Jerozolimy Z języka szwedzkiego przełożył Marian Leon Kalinowski Tytuł oryginału: Vagen till Jerusalem Drogę do piekla wybrukowano dobrymi chęciami. Jacula Prudentum, 1651, nr 170 Gocja Zachodnia* (Vastra Gotaland) 1150-1250 * W niniejszej książce na oznaczenie historycznego terytorium połu- dniowej Szwecji (w oryginale Gotland, co oznacza „kraina Gotów") przyjęli- śmy nazwę Gocja (Gocja Zachodnia - Vastra Gotaland i Gocja Wschodnia - Ostra Gotaland), od imienia Gotów -północnogermańskiego plemienia za- mieszkującego niegdyś te tereny (przyp. red.). 1 W roku Pańskim 1150, kiedy bezbożni Saraceni — owe męty, z któ- rych powstała forpoczta Antychrysta - zadali naszym wiele klęsk w Ziemi Świętej, ku pani Sigrid zstąpił Duch Święty i zwiastował coś, co odmieniło Strona 4 życie tej niewiasty. Można pewno dopowiedzieć, że tamto zwiastowanie stało się przyczyną skrócenia jej żywota. Ponad wszelką wątpliwość nigdy już nie była taką, jak przedtem. Mniej pewnym wydaje się to, co znacznie później zapisał brat Thi- baud: iż owo zwiastowanie, uczynione przez Ducha Świętego wobec Sigrid, było w istocie początkiem dziejów nowego królestwa na Północy, które już do końca świata zwać trzeba Szwecją. Działo się to w dniu świętego Tyburcjusza, uważanym podówczas za pierwszy dzień lata, w Zachodniej Gocji topniały bowiem ostatecznie lody. W Skarze nigdy nie zgromadziło się tyle ludzi, co tego właśnie dnia, bo też szło o mszę nie byle jaką. Wreszcie powinna była się dokonać konsekracja nowej katedry. Już drugą godzinę trwały ceremonie. Procesja trzykroć okrążyła świąty- nię, ale w straszliwie powolnym tempie, ponieważ biskup Odgrim był czło- wiekiem bardzo starym i tak człapał, jakby wypadło mu wędrować po raz ostatni. Co więcej, sprawiał on wrażenie cokolwiek zakłopotanego tym, iż pierwszą modlitwę w konsekrowanej świątyni odmówił w języku rodzimym, a nie po łacinie: Boże, co wszystkich ochraniasz, nie będąc widzialnym, a dla zbawienia ludzi widzialną czynisz Twą władzę, obejmij swoją siedzibę i władaj tą świą- tynią, iżby wszyscy zgromadzeni tu gwoli modlitwy mieli od Ciebie pociechę i wspomożenie. I Bóg uczynił swą władzę widzialną, już to dla zbawienia ludzi, już to z innej przyczyny. Takiego spektaklu nikt wcześniej nie oglądał w całej Za- chodniej Gocji, olśniewały barwy szat biskupich, jasny błękit i purpura prze- Strona 5 tykanego złotem jedwabiu, oszałamiała woń kadzideł obnoszonych przez ka- noników, słychać też było zaiste niebiańską muzykę, jaka pewno nigdy dotąd nie brzmiała w niczyich uszach - tu, w Zachodniej Gocji. A gdy kto uniósł wzrok, mniemał, iż ujrzał niebo tuż pod dachem świątyni. Nie sposób było pojąć, jak burgundzkim i angielskim budowniczym udawało się tworzyć tak wysokie sklepienia, nie rujnując całej budowli; niechybnie gniewali Boga but- nymi próbami wznoszenia gmachów aż ku Jego wyżynom. Pani Sigrid była praktyczną niewiastą. Właśnie dlatego niektórzy posą- dzali ją o hardość. Sigrid niechętnie podjęła uciążliwą podróż do Skary, lato bowiem nastało wcześnie i grzęzło się w drodze, a prócz tego odczuwała nie- pokój na myśl, że w stanie błogosławionym czekała ją jazda powozem, w któ- rym mogła się spodziewać nagłego unoszenia z miejsca, wstrząsów, podrzu- cania. Bardziej jednak, niż czegokolwiek innego w swym doczesnym żywo- cie, obawiała się pani Sigrid bliskich już narodzin jej drugiego dziecięcia. A dobrze wiedziała, że konsekracja katedry wymaga wielu godzin wystawania na zimnej kamiennej podłodze i co pewien czas klękania w modlitwie, co w jej stanie było udręką. Zapewne lepiej niźli większość wielmożów i magnac- kich córek wokół niej poznała Sigrid wiele kościelnych reguł. Nie nabyła wszakże tej wiedzy przez swą wiarę czy też dobrowolnie. Gdy liczyła sobie szesnaście lat, jej ojciec, który miał pewno dobre intencje, spostrzegł się, iż okazywała ona norweskiemu krewnemu nazbyt niskiego urodzenia nadmierne zainteresowanie, które mogłoby doprowadzić do czegoś, co powinno wystę- pować tylko w małżeństwie, jak sam cierpkim tonem wyjaśnił istotę proble- mu. Sigrid została na pięć lat posłana do jednego z norweskich klasztorów, skąd nigdy by się chyba nie wydostała, gdyby nie odziedziczyła majątku po Strona 6 bezdzietnym wuju ze Wschodniej Gocji, stając się przez to panną zasługującą raczej na wydanie za mąż niż na przetrzymywanie w klasztorze. Wiedziała więc Sigrid, kiedy stać i padać na klęczki, kiedy powtarzać rozpoczynane przez któregoś ze stojących na przedzie biskupów „Ojcze nasz" i „Zdrowaś Maryjo", kiedy zaś modlić się własnymi słowami. Za każdym ra- zem, gdy wypadło modlić się po swojemu, prosiła o zachowanie przy życiu. Trzy lata wcześniej obdarzył ją Bóg synem. Rodziła go przez dwie doby i dwakroć wzeszło i skryło się słońce, póki ona, w bólu, ociekała potem i strachem. Wiedziała wtedy, że czeka ją śmierć, i w końcu pojęły to wszystkie po- czciwe niewiasty, które jej pomagały. Posłały do Forshem po księdza i od nie- go otrzymała Sigrid absolucję oraz ostatnie namaszczenie. Nigdy więcej - taką miała wtedy nadzieję. Nigdy więcej bólu i śmiertel- nego przerażenia - o to modliła się teraz. Sigrid była w pełni świadoma tego, że myślała samolubnie. Tak przecież się działo, iż niewiasty umierały w poło- gu, i tak musi być, że narodzinom człowieka towarzyszy ból. A jednak Sigrid odważyła się prosić Najświętszą Panienkę o to, by właśnie ją zechciała oszczędzić, i swe obowiązki małżeńskie starała się wypełniać tak, iżby nie wynikł nowy połóg. Żył przecież ich syn, Eskil, chłopczyk zdrowy i krzepki, wyposażony we wszystkie umiejętności, jakie dzieci powinny posiadać. Najświętsza Panienka ukarała ją oczywiście. Człowiek winien zaludniać świat, jakże więc można oczekiwać wysłuchania modlitwy, w której prosi się o to właśnie, by móc się uchylić od odpowiedzialności za owo dzieło? Sigrid była pewna, że czekały ją nowe męki. Niejeden raz prosiła jednak teraz o to, żeby uszło jej płazem. Aby przynajmniej złagodzić znacznie mniejszą, błahą mękę, jaką było Strona 7 stanie i padanie na klęczki przez wiele godzin, podnoszenie się z klęczek i rychłe ponowne padanie na kolana, kazała Sigrid ochrzcić swą niewolnicę, Sot, by zabrać ją ze sobą do domu Bożego, mieć ją obok i wspierać się na niej, gdy trzeba będzie wstawać i klękać. Wielkie czarne oczy Sot były szero- ko otwarte, przypominały oczy przerażonego konia, bo też przeraziło ją wszystko, co ujrzała, i jeśli dotąd nie była prawdziwą chrześcijanką, to wła- śnie wówczas stała się nią zapewne. Trzy rzędy ludzi dzieliły Sigrid od króla Sverkera i królowej Ulvhild, którzy czuli brzemię swych lat i dlatego było im coraz ciężej wstawać i padać na klęczki bez nadmiernego stękania czy też niestosownych dźwięków z tyl- nej części ciała. Sigrid przybyła wszakże do katedry przez wzgląd na nich właśnie, mniej zaś przez wzgląd na Boga. Król Sverker niezbyt poważał jej koligacje norweskie i zachodniogockie czy też norweskie koneksje jej mał- żonka i tegoż spokrewnienie z dynastią Folkungów. I oto teraz, w podeszłym wieku zwątpił król i zaniepokoił się, czy po tym życiu doczesnym istotnie czekał go pomyślny żywot w zaświatach. Nieobecność na wielkim, miłym Bogu obrzędzie konsekracji katedry, z udziałem króla, mogłaby zostać opacznie zrozumiana. Jeśli mąż czy niewiasta poróżni się z Bogiem, to pewno zdoła się z nim pojednać. Czymś gorszym, jak sądziła Sigrid, byłoby poróż- nienie się z królem. Ale w trzeciej godzinie mszy zaczęła Sigrid odczuwać zawroty głowy i coraz trudniej przychodziło jej wciąż padać na klęczki i podnosić się z nich, a dziecię w jej łonie kopało i wierciło się coraz bardziej, jakby chciało zaprotestować. Sigrid odniosła wrażenie, że połyskliwa bladożółta podłoga z wapie- nia zakołysała się pod nią i zaczęła pękać, jak gdyby miała się rozstąpić i nagle ją pochłonąć. I wtedy pozwoliła sobie Sigrid na coś niesłychanego. Rezo- Strona 8 lutnie, szeleszcząc jedwabiem, podeszła do prostej bocznej ławki, która znaj- dowała się daleko od niej, i usiadła. Wszyscy to dostrzegli, król też. W tej samej chwili, gdy Sigrid z ulgą opadła na krótką ławkę przy ścia- nie świątyni, do bocznej nawy wkroczyli mnisi z Luró. Sigrid otarła lnianą chusteczką czoło i twarz, po czym skinęła na syna, który stał obok Sot, żeby dodać mu otuchy. I oto bracia zakonni zaintonowali jakąś pieśń. Wcześniej w milczeniu i z pochylonymi głowami, jakby pogrążeni w modlitwie, przeszli środkiem kate- dry i ustawili się na wprost ołtarza, od którego odstąpili zaraz biskupi i ich pomocnicy. Najpierw rozległ się tylko słaby, przytłumiony szmer, potem zaś rozbrzmiały nagle wysokie chłopięce głosy - cóż, niektórzy spośród braci z Luró mieli kaptury brunatne, a nie białe, i okazali się ponad wszelką wątpli- wość małymi chłopcami, których głosy unosiły się niczym jasne ptaki ku roz- ległemu sklepieniu, a gdy dotarły tak wysoko, że wypełniły całą tę ogromną przestrzeń świątyni, usłyszano przytłumione męskie głosy mnichów, którzy śpiewali to samo i nie to samo. Sigrid słyszała już kiedyś śpiew na dwa i trzy głosy, tu zaś było ich co najmniej osiem. Zakrawało to na cud, na coś, co nie mogłoby się wydarzyć, bo przecież już nawet trójgłos bardzo trudno było osiągnąć. Znużona Sigrid wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w miejsce owego cudu, słuchając całym swoim jestestwem, całym ciałem, w napięciu, które sprawiło, że zaczęła drżeć, a prócz tego zrobiło się jej ciemno przed oczyma i niczego już nie widziała, a tylko słyszała, co stawało się jednak możliwe także dzięki wysiłkowi oczu. Odnosiła wrażenie, że sama znika, że przemienia się w dźwięki, w cząstki owej świętej muzyki, piękniejszej niż Strona 9 jakakolwiek inna w jej doczesnym życiu. Po chwili Sigrid oprzytomniała, poczuła bowiem, że ktoś ujął jej dłoń, a gdy uniosła wzrok, zobaczyła przed sobą króla Sverkera we własnej osobie. Król przyjaznym gestem pogłaskał jej rękę i z ironią w głosie podzięko- wał za to, że on, który przecież faktycznie był starcem, potrzebował zachęty ze strony niewiasty w stanie odmiennym, na tyle śmiałej, by dać przykład i usiąść. Co wolno niewieście w błogosławionym stanie, to wolno i królowi - stwierdził. Choć odwrócenie kolejności nie zrobiło, ma się rozumieć, dobrego wrażenia. Sigrid powściągnęła chęć opowiedzenia o tym, że właśnie do niej prze- mówił Duch Święty. Uznała, iż taką opowieść poczytano by za puszenie się, a tego wszak jest dość w życiu królów, póki ich ktoś nie skróci o głowę. Opo- wiedziała natomiast, i to mocno przyciszonym głosem, z czym właściwie przybyła. Wynikł - co król pewno już wiedział - spór o jej sukcesję w Varnhem. Jej kuzynka Krystyna, która niedawno poślubiła wysoko mierzącego Eryka Jedvardssona, rości sobie prawo do połowy majątku. Tymczasem wszak za- konnikom z Luró potrzeba siedziby w okolicy, w której nie wiałyby tak silne wiatry. Wszystkim wiadomo, że tam, gdzie są, uprawiali dotąd ziemię w znacznej mierze daremnie, wszelako nic w tym złego, iż król Sverker wspa- niałomyślnie podarował im Luró. A gdyby teraz ona, Sigrid, przekazała cy- stersom w darze Varnhem, niechby król raczył pobłogosławić ten dar i uznać go za prawomocny, przez co cały problem zostałby rozwiązany. Na czymś ta- kim zyskaliby wszyscy. Strona 10 Sigrid mówiła szybko, cicho i nie bez trudu, jeszcze z sercem bijącym mocno po tym, co ujrzała pośród niebiańskiej muzyki, gdy mrok przemienił się w światłość. Król sprawiał w pierwszej chwili wrażenie cokolwiek zaskoczonego, bo raczej nie przywykł do tego, by mężczyźni w jego otoczeniu odzywali się doń w tak mało dworny sposób, bez ogródek. A co dopiero niewiasty... - Moja droga Sigrid, jesteś niewiastą błogosławioną pod niejednym względem - wyrzekł w końcu, mówiąc powoli i znów ujmując jej dłoń. - Ju- tro, gdy już wyśpimy się w pałacu po dzisiejszej uczcie, wezwę do siebie oj- ca Henri i wszystkiego dopełnimy. Jutro, a nie teraz. Nie przystoi wszak, by- śmy tu bardzo długo siedzieli i rozmawiali szeptem. Tak więc Sigrid jednym gestem wyzbyła się swojego dziedzictwa - Varnhem. Żaden mąż i żadna niewiasta nie złamie słowa danego królowi, tak jak ów nigdy nie złamie swojego słowa. Niepodobna było cofnąć tego, co uczyniła Sigrid. Ale świadczyło to także o praktycznym podejściu - przyznała to sama, kiedy nieco ochłonęła. Jak widać, Duch Święty potrafi być istotą praktyczną i wyroki Opatrzności nie zawsze są niepoznawalne. Varnhem i Arnas dzieliła odległość pokonywana konno w nie mniej niż dwa dni, przy czym ta pierwsza posiadłość znajdowała się w pobliżu Skary, niezbyt daleko od rezydencji biskupa, wzniesionej też obok góry Billingen. Arnas było zaś majątkiem położonym na wschodnim brzegu jeziora Wener, nieopodal góry Kinnekulle, gdzie kończyła się kraina Sunnanskog, a swój po- czątek brała kraina Tiveden. Varnhem stanowiło posiadłość nowszą, w stanie Strona 11 o wiele lepszym, i dlatego Sigrid chciała spędzić tam najzimniejszą porę, tym bardziej, że zbliżał się straszny czas porodu. Magnus, jej małżonek, pragnął, aby za swą siedzibę obrali jego ojcowiznę, Arnas, ona zaś wolała Varn-hem i nigdy nie umieli dojść do zgody co do tego. Zresztą nie udawało im się też rozmawiać o owej sprawie tak przyjaźnie i z taką cierpliwością, jak przystało na małżonków. Dwór w Arnas wymagał pewnych napraw i przebudowy. Posiadłość ta ciągnęła się wzdłuż lasu i graniczyła z ziemią niczyją, w sporej części wła- snością ogółu i po części królewszczyzną, z ziemią, którą można było wy- dzierżawić albo kupić. Wiele dałoby się poprawić w Arnas, zwłaszcza jeśliby Sigrid przeniosła tam całą niewolną służbę z Varnhem. Niezupełnie to właśnie miał na myśli Duch Święty, kiedy uczynił zwia- stowanie wobec niej. Wizja, jaka jej się ukazała, nie była jednoznaczna, uj- rzała ona bowiem stado bardzo pięknych koni o barwach, które swym lśnie- niem przypominały macicę perłową. Owe konie pędziły ku niej przez łąkę pełną kwiecia, ich grzywy były nieskazitelnie białe, a ogony uniesione butnie, ich ruchy zaś swawolne i sprężyste, jakby kocie. Przyjemnie było patrzeć na wszystkie te zwierzęta ani dzikie, ani wolne, bo przecież miała przed sobą własne konie. I skądś spoza owych koni swawolnych, narowistych, nieosio- dłanych, ukazał się młodzian na rumaku srebrzystej maści, również z białą grzywą i wysoko sterczącym ogonem, i Sigrid ni to znała owego młodzień ca, ni to jednak go nie znała. Jechał z tarczą, ale bez hełmu. Herbu na tarczy nie rozpoznała Sigrid, jako że nie należał do nikogo spośród krewnych jej samej czy też jej małżonka, a była to tarcza całkiem biała z wielkim krwawym krzy- żem pośrodku i z niczym ponadto. Strona 12 Młodzieniec zatrzymał konia tuż przed nią i przemówił do niej, i Sigrid usłyszała wszystkie słowa, zrozumiała je także, ale przecież nie pojęła ich. Wiedziała wszakże, iż to, co mówił młodzian, oznaczało, że winna była ofia- rować Bogu dar najbardziej podówczas potrzebny w kraju podległym władzy króla Sverkera - dobre miejsce na siedzibę braci zakonnych z Luró. Sigrid napatrzyła się na tych mnichów, kiedy truchtem wychodzili na zewnątrz po swym długim występie. Nie wydawali się bynajmniej przejęci cudem, który spowodowali, można by raczej sądzić, że mieli za sobą kolejną zmianę jako robotnicy w jakichś zachodniogockich kamieniołomach, że nade wszystko myśleli o wieczornym wypoczynku. Przedtem gawędzili trochę i drapali czerwoną wysypkę, którą niejeden miał na niedbale wygolonym cie- mieniu. U wielu spośród nich skóra na policzkach i karkach była obwisła. W Luró żyło im się niezbyt dostatnio, to mógł dostrzec każdy, kto chciał, i za- pewne zima nie była dla nich łaskawa. Nietrudno więc przychodziło pojąć wolę Bożą i ci, co potrafili wyśpiewać cud, musieli uzyskać lepszą siedzibę, gdzie mogliby mieszkać i pracować. A Varnhem było miejscem bardzo do- brym. Ledwo Sigrid znalazła się poza katedrą, na schodach, zimne, orzeźwiają- ce powietrze sprawiło, że zaczęła myśleć klarownie i nagle, jakby natchniona przez Ducha Świętego, uświadomiła sobie, w jakich słowach przedstawić wszystko małżonkowi, który szedł naprzeciw niej z płaszczami obojga na rę- ku, przedzierając się przez ciżbę. Sigrid przyglądała mu się z dyskretnym uśmiechem na twarzy, już całkiem ufna. Miała go za łagodnego małżonka i troskliwego ojca, choć, jej zdaniem, nie zasługiwał na głęboki szacunek czy Strona 13 podziw. Aż nie chciało się wierzyć, że faktycznie był wnukiem człowieka o zgoła przeciwnym usposobieniu, energicznego jarla, którego zwano Grubym Folke. Magnus był szczupłym mężczyzną i nie wyróżniałby się niczym w tłumie, jeśliby nie miał na sobie cudzoziemskiego odzienia. Gdy stanął przed nią, pokłonił się i poprosił, by sama poniosła odzienie, które należało do niej, a sam włożył na siebie swój błękitny płaszcz, podszyty futrem kuny, ze srebrną norweską sprzączką, którą spiął go pod szyją. Później pomógł małżonce, delikatnymi rękoma, które nie były rękami wojownika, dotknął - badawczym gestem - jej czoła i spytał, jak, pomimo błogosła- wionego stanu, zdołała wytrzymać tak długi hymn na chwałę Bożą. Odparła, iż nie sprawiło jej to trudności, bo zabrała ze sobą Sot, by mieć w niej opar- cie, a ponadto dane jej było dostąpić objawienia Ducha Świętego; opowie- działa o tym takim tonem, jakiego używała zazwyczaj, kiedy nie mówiła po- ważnie, a Magnus przyjął z uśmiechem to, co wydało mu się jednym z wielu żartów małżonki i rozejrzał się potem za sługą, który niósł z kruchty jego miecz. Kiedy Magnus wsunął miecz pod płaszcz i zaczął go tam mocować, oba jego łokcie wypięły płaszcz i sprawiły, że stał się szeroki w barach, że zyskał tak potężną posturę, jakiej - jej zdaniem - nie miał. Po chwili posłużył małżonce ramieniem i zapytał, czy nie zechciałaby pospacerować po rynku, który rozpościerał się przed nimi. Pani Sigrid pospieszyła odpowiedzieć, że chętnie cokolwiek rozprostuje kości, skoro już nie musi ciągle padać na kolana, a jej małżonek skwitował ten śmiały żart niepewnym uśmiechem, i dodała, że zabawiliby ją ci wszyscy kuglarze, których zaprosił król; pośrodku rynku występowali frankońscy Strona 14 akrobaci oraz połykacz ognia, grano na fujarkach i skrzypcach, a od jednego z wielkich namiotów docierał przytłumiony odgłos bicia w bębny. Magnus i Sigrid przecisnęli się ostrożnie przez ciżbę, w której szlachet- nie urodzeni uczestnicy mszy zmieszali się z pospólstwem i ludźmi niewol- nymi. Nieco później Sigrid zaczerpnęła powietrza i jednym tchem wypowie- działa wszystko bez ogródek. - Magnusie, mój drogi małżonku, ufam, że potrafisz zachować się po mę sku, spokojnie i godnie, gdy usłyszysz, com właśnie uczyniła - zaczęła i znów zaczerpnęła powietrza, po czym szybko podjęła temat, zanim on zdążył od powiedzieć. - Przyrzekłam królowi Sverkerowi, iż podaruję Varnhem cyster som z Luró. Słowa danego królowi nie mogę cofnąć, odwołać go nie sposób. Jutro spotkamy się z nim w pałacu, aby spisać to i przypieczętować. Jak oczekiwała, jej małżonek stanął nagle i najpierw przyjrzał się badaw- czo twarzy Sigrid, szukając uśmiechu, który towarzyszył zazwyczaj jej cał- kiem osobliwym żartom. Ale szybko pojął, że mówiła zupełnie poważnie i wtedy zapałał tak silnym gniewem, iż pewno po raz pierwszy uderzyłby ją, gdyby nie przebywali właśnie pośród krewnych, nieprzyjaciół i całego tego motłochu. - Czyś ty postradała zmysły, niewiasto? Gdybyś nie odziedziczyła Yarn- hem, dalej mieszkałabyś w klasztorze. Wszak Varnhem stało się przyczyną naszego ożenku. W ostatniej chwili zapanował nad sobą i mówił odtąd cicho, przez moc- no zaciśnięte zęby. - Tak, to zaiste słuszne słowa, mój drogi małżonku - odpowiedziała Si- Strona 15 grid, cnotliwie spuściwszy wzrok. - Gdybym nie odziedziczyła Varnhem, twoi rodzice wybraliby dla ciebie inną partię. To prawda, że w takim przy- padku byłabym teraz pokutnicą, ale prawdą jest też, iż Eskila i tego nowego dziecięcia, które noszę pod sercem, nie byłoby bez Varnhem. Magnus nie odpowiedział. Nazbyt pewno bił się z myślami, by móc składnie mówić. W tejże chwili podeszła do nich Sot z ich synem Eskilem, który zaraz podbiegł do matki, ujął jej dłoń i zaczął szybko i głośno opowia- dać o wszystkim, co zobaczył w katedrze. Przedtem musiał długo milczeć i zachowywać spokój, a teraz mówił tak, iż jego słowa płynęły jak woda po wiosennym otwarciu zapory, niepowstrzymanym potokiem. Magnus wziął syna na ręce i pełnym miłości gestem pogłaskał po gło- wie, zarazem przypatrując się swej ślubnej małżonce wzrokiem, który świad- czył o czymś innym niż miłość. Ale nagle postawił chłopca na ziemi i nie- omal opryskliwie polecił, by Sot zabrała ze sobą Eskila na występy wagan- tów, i oznajmił, że niebawem znowu się wszyscy spotkają. Zdziwiona Sot ujęła rękę chłopca i zabrała go, choć nie był z tego zadowolony i stawiał opór. Wiesz jednak także, mój drogi małżonku - nie omieszkała zaraz odezwać się Sigrid, aby samodzielnie pokierować przebiegiem rozmowy i nie dopuścić do tego, by Magnus zapałał niepotrzebnym, bezsensownym gniewem - iż pra- gnęłam otrzymać Varnhem w ślubnym prezencie, choć ja to odziedziczyłam, i został ów dar potwierdzony aktem z pieczęcią, tak więc otrzymałam właści- wie niewiele ponad ten płaszcz, który mam na sobie, i jakieś złote ozdoby. Tak, to prawda - markotnie odpowiedział Magnus. - Mimo wszystko Varnhem stanowi jedną trzecią naszego majątku, trzecią część, której oto po- Strona 16 zbawiłaś Eskila. Nie potrafię pojąć, dlaczegoś uczyniła coś takiego, choć oczywiście miałaś prawo tak postąpić. Idźmy z wolna ku wagantom i nie stójmy tutaj, abyśmy nie wyglądali na takich, co się na siebie pogniewali, a ja w drodze wszystko objaśnię - za- proponowała Sigrid i zachęciła go, żeby ujął jej ramię. Magnus, zakłopotany sytuacją, rozejrzał się, uznał, że Sigrid ma rację, zmusił się do uśmiechu i wziął ją pod rękę. - Tak - powiedziała po chwili Sigrid, cedząc słowa. - Zacznijmy od spraw doczesnych, od tego, co jest teraz w twych myślach najważniejszą kwestią. Ma się rozumieć, całą służbę i ludzi niewolnych zabiorę ze sobą do Ar- nas. Wprawdzie Varnhem ma najlepsze budynki, ale Arnas istnieje po to, by- śmy mogli budować od podstaw, tym bardziej teraz, gdy przybyło nam rąk do pracy. Uzyskamy w taki oto sposób lepszą siedzibę, zwłaszcza w zimie. Wię- cej służby oznacza większą liczbę beczek solonego mięsa i więcej skór, które będziemy mogli posyłać łodzią do Lódóse, wszak zależy ci na tym, żeby han- dlować z Lódóse, a będąc w Arnas, łatwo to czynić i zimą, i latem, w Varn- hem zaś nie byłoby raczej takiej możliwości. Magnus szedł obok niej w milczeniu, pochylony do przodu, Sigrid wi- działa jednak, że się uspokoił i zaczął słuchać z zainteresowaniem, i pojęła, iż obejdzie się bez ostrej wymiany słów; całą przyszłość widziała tak klarownie, jak gdyby wcześniej długo wszystko rozważała, choć ów pomysł zrodził się niespełna godzinę temu. Więcej skór i beczek z solonym mięsem, które wysyłaliby do Lódóse, oznaczało więcej srebra, to zaś oznaczało większe zasiewy. Większe zasiewy Strona 17 znaczyły, iż więcej ludzi niewolnych mogło uzyskać wyzwolenie przez upra- wę nowych pól, iż można było wypożyczać ziarno na siew, co zwracałoby się w dwójnasób żytem, które byłoby wysyłane do Lódóse i wymieniane na wię- cej srebra. I można by wtedy zadbać o umocnienia, o których Magnus myślał od dawna, bo przecież Arnas było miejscem trudnym do obrony, zwłaszcza zimą, w porze lodów. Skupiwszy siły w Arnas, zamiast rozpraszać je przez utrzymywanie w dwóch miejscach, mogli wkrótce się wzbogacić, dzięki tylu świeżo uprawionym polom wejść w posiadanie większych połaci ziemi, zy- skać cieplejszy i bezpieczniejszy dom i pozostawić Eskilowi większe dzie- dzictwo. Gdy już wydostali się oboje z tłumu (a przeciskali się z pewnością sie- bie, bez ceregieli), Magnus stał długo w milczeniu, pogrążony w myślach. Postękując, nadeszła Sot z małym Eskilem na ręku, którego niosła wysoko przed sobą, aby ludzie zobaczyli jego odzienie i pojęli, że i on miał prawo się przecisnąć, i oto chłopiec zeskoczył na ziemię i stanął przed matką, która łagodnym gestem dotknęła rękoma jego ramion, pogłaskała go po policzku i poprawiła czapkę z piórami. Oglądani przez nich waganci mieli na sobie zabawne, bardzo kolorowe stroje, zaś na nogach i przegubach rąk dzwoneczki, których dźwięk towarzy- szył wszystkim ruchom tych artystów. Właśnie w owym momencie wznieśli oni wysoką wieżę, złożoną tylko z ludzi, a najwyżej, samotny na jej szczycie, znalazł się bardzo mały chłopczyk, pewno ledwie z rok starszy od Eskila. Tłum krzyczał głośno, przejęty strachem i zachwycony, a Eskil wciąż wskazywał wagantów i zapewniał, że chciałby zostać jednym z nich, co jego ojciec skwitował zaskakująco serdecznym śmiechem. Sigrid przyjrzała mu się Strona 18 ostrożnie i pomyślała sobie, że ów śmiech oznaczał, iż niebezpieczeństwo minęło. Magnus wychwycił jej dyskretne spojrzenie i na jego twarzy pozostał już uśmiech, gdy on sam się pochylił i pocałował Sigrid w policzek. -Jesteś doprawdy niewiastą godną podziwu, Sigrid - wyszeptał bez gnie- wu. - Przemyślałem to, co mówiłaś, i we wszystkim przyznaję ci rację. Jeżeli skupimy wszystkie nasze siły w Arnas, to wzbogacimy się, i czy jakikolwiek kupiec mógłby mieć lepszą i wierniejszą małżonkę, niż ty nią jesteś? Sigrid nie omieszkała ze spuszczonym wzrokiem odpowiedzieć, że żad- nej niewieście nie mógłby się trafić lepszy i wyrozumialszy małżonek niż on. Ale po chwili uniosła wzrok, z powagą spojrzała mu w oczy i dodała, że fak- tycznie dostąpiła w katedrze objawienia i że wszystkie jej myśli pochodziły pewno od samego Ducha Świętego, także te rozsądniejsze, które dotyczyły gospodarstwa. Twarz Magnusa wyrażała niejakie niezadowolenie, jakby niedowierza- nie, można by prawie pomyśleć, że śmieszyła go świętość; oboje wiedzieli jednak, że jego wiara była o wiele głębsza niż wiara Sigrid. Lata spędzone w klasztorze bynajmniej nie uczyniły jej korniejszą. Gdy waganci zakończyli występy i odeszli ku namiotowi, w którym po- dawano piwo, aby za darmo raczyć się i tym trunkiem, i dobrze przyrządzoną pieczenia, na co sobie zasłużyli, Magnus wziął syna na ręce, po czym razem z Sigrid u swego boku i w towarzystwie Sot, która przez respekt szła o dziesięć kroków za nimi, udał się w kierunku bramy miejskiej; po tamtej stronie muru czekała przy powozie ich służba. W drodze mówiła Sigrid o objawieniu, któ- Strona 19 rego dostąpiła. Opowiadała rozumnie i w wielu słowach, gdyż chciała także wyjaśnić, jak należało pojmować treść świętego przesłania. Pierwszy poród byłby ją niemal pozbawił życia i Najświętsza Matka Bo- ska uratowała ją i Eskila już na progu śmierci. A wiadomo wszak, iż po jed- nym ciężkim połogu następuje drugi taki sam, i czas tego drugiego był już bliski. Ale przekazawszy w darze Varnhem, zapewniła sobie Sigrid niemało modlitw w swojej intencji, i to z ust ludzi, którzy niechybnie potrafili wiele ich odmawiać. I ona, i jej nowe dziecię powinni pozostać przy życiu. Ważniejsze jednak było, ma się rozumieć, to, iż połączone rody Magnu- sa i Sigrid staną się potężniejsze dzięki wzbogaceniu rozbudowanej i umocni nej po siadłości Arnas Sigrid nie miała tylko pewności co do tego, kim mógł być ów młodzian na koniu srebrzystej maści z obfitą białą grzywą i arogancko sterczącym, bardzo długim białym ogonem. Tamten młodzian nie mógł raczej nadjechać na narowistym koniu, dzierżąc tarczę przy ramieniu. Zaintrygował ten problem także Magnusa, który po chwili zastanowienia zaczął wypytywać Sigrid o wielkość owych koni i sposób, w jaki się porusza- ły. Stwierdził potem, że nie ma w ogóle takich koni i ze zdziwieniem w głosie spytał, co Sigrid miała na myśli, kiedy mówiła o krwawym krzyżu na tarczy. Musiał to pewno być czerwony krzyż, a skąd mogła wiedzieć, że znalazła się na nim krew, nie zaś po prostu czerwona farba. Sigrid odparła, że po prostu to wiedziała. Krzyż był czerwony, ale wła- śnie od krwi. Tarcza była całkiem biała. Odzienia młodzieńca nie widziała zbyt dobrze, bo jego tors przesłaniała tarcza, na pewno jednak miał na sobie białą szatę. Białą jak u cystersów, ale nie był to bynajmniej mnich, skoro Strona 20 dzierżył tarczę wojownika. I prawdopodobnie nosił kolczugę pod odzieniem. Zamyślony Magnus zapytał o kształt i wielkość tarczy, a gdy usłyszał, że była w kształcie serca i ledwo przykrywała pierś, pokręcił z niedowierzaniem głową i oświadczył, że nigdy nie widział podobnej. Tarcze bywają duże i okrągłe, jak te, z którymi dawniej ruszano w bój, albo wydłużone i trójkątne, aby wojom było łatwiej się poruszać, kiedy przychodziło stawać w ordynku. Tak mała tarcza jak ta, którą Sigrid widziała w czasie objawienia, raczej przeszkadzałaby niż chroniła, gdyby trzeba było używać jej w walce. Będąc zwyczajnym człowiekiem, niepodobna jednak pojąć wszystkiego, co zostało objawione. Wieczorem zaś mieli oboje modlitwą wyrazić Matce Bożej wdzięczność za to, iż okazała im swą łagodność i zrozumienie. Sigrid odetchnęła - poczuła wielką ulgę i uspokoiła się. Najgorsze miała za sobą, pozostawało tylko umiejętnie poprowadzić rozmowę ze starym kró- lem, aby ten nie zwiódł jej, przekazując dar tylko w swoim imieniu. Odkąd się postarzał, coraz usilniej dbał o wielką liczbę modlitw w swej intencji, a nawet ufundował już dwa klasztory, aby to sobie zapewnić. Wiedzieli o tym wszyscy, i przyjaciele, i wrogowie króla. *** Wypiwszy ponad miarę, król Sverker czuł się okropnie i był wściekły, kiedy Sigrid i Magnus weszli do wielkiej sali pałacu, gdzie monarchę czekało podjęcie niejednej decyzji w rozmaitych kwestiach: jak pojmanych w przed- dzień na rynku złodziei pozbawić życia - czy tylko ich powiesić, czy pierwej poddać także torturom - ale i co do sporów o ziemię i sukcesję, których nie potrafił rozstrzygnąć zwyczajny ting*.