Greenland Colin - Pani Otis żałuje
Szczegóły |
Tytuł |
Greenland Colin - Pani Otis żałuje |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Greenland Colin - Pani Otis żałuje PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Greenland Colin - Pani Otis żałuje PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Greenland Colin - Pani Otis żałuje - podejrzyj 20 pierwszych stron:
COLIN GREENLAND
pani Otis żałuje
1 I tak patrzymy na siebie przez okno: ona ze swojego pokoju, ja ze swojego.
Zakładam, że na mnie patrzy. Macha. Macham w odpowiedzi.
Nic tutaj nie jest takie, jakie się wydaje; chociaż z drugiej strony może jest.
Czemu nie.
Nie jest niema: przynajmniej tyle. Daje mi coś do roboty. Jej głos, każdy
wydawany dźwięk dochodzi do mnie przez głośniki. Kiedy ona mówi, wszystkie
instrumenty podrygują. Szpule taśmy wibrują; wskaźniki migoczą. Podobnie kiedy
ja mówię, mój głos przenosi się do jej pokoju. Zakładam, że ona mnie słyszy. To
jest komunikacja, ale tylko ja mam mikrofon z przełącznikiem. Niestety, taki
jest nasz związek. Postanawiam dać jej przełącznik również po tamtej stronie,
jak tylko się dowiemy, czym potrafi operować. Takie wczesne dobre chęci rzadko
się sprawdzają na dłuższą metę, sami zobaczycie, ale ich tłumienie wcale nie
jest lepsze. To jest nasz pierwszy dzień razem.
Pragnę zaznaczyć, że to nie jest moja specjalność. Nie jestem żadnym lingwistą
czy fonologiem ani niczym takim, chociaż moje wojskowe szkolenie obejmowało
naukę szyfrowania. Ale mamy tutaj całe wyposażenie i każdy z nas może biegle się
nim posługiwać dzięki taśmom instruktażowym, a ja jestem chyba najbardziej
wygadany ze wszystkich. Tak mi mówią. Na pewno teraz należę do najmniej zajętych
osób, odkąd utraciliśmy bezpośredni kontakt radiowy z Ziemią. Może dlatego
chciałem prowadzić jakiś zapis tego śledztwa, pomimo że wszystkie nasze
czynności są bezstronnie rejestrowane i zachowywane dla ogólnego dostępu.
Może pewnego dnia przedstawię jej te zapiski, żeby przestudiowała moje słowa
podczas tego okresu wymuszonej intymności. (Kolejne szlachetne postanowienie).
Oczywiście może ona już to robi.
2 Co jest warunkiem mowy? "Celowe wytwarzanie złożonych wzorców dźwiękowych o
wysokim stopniu organizacji i powtarzalności". Ta definicja nie na wiele się
przydaje. Wzorzec, organizacja i złożoność istnieją w uchu słuchacza, a "celowe"
to określenie co najmniej dyskusyjne. Pewnie powinienem odwołać się przynajmniej
do jakiegoś Chomsky'ego, ale obawiam się, że zbyt wiele metajęzyka ogłuszy mnie
na prawdziwą treść. Więc z obserwacji: Otisowie wydają liczne dźwięki, ze
statystycznie znaczącym wskaźnikiem powtarzalności. Najbardziej gadatliwe są
osobniki, które postanowiliśmy nazywać samicami.
To wygląda dziwacznie na papierze, więc zapytałem Gordona, jak by to ujął.
Powiedział, że Otisowie wykazują pewne zróżnicowanie anatomiczne, które można
uznać za płeć. Wszyscy Otisowie szybko się regenerują, lecz jedna "płeć" ponadto
wydaje się przechodzić otorbienie i regenerację bez uprzedniego zranienia. To są
te, które przywykliśmy nazywać "samicami"; są również, tak się składa, bardziej
wymowne od "samców".
Co zapewne jest równie dziwaczne i nie mniej analogiczne.
Gdyby przydzielono to zadanie Myrze, czy przejmowałaby się równie mocno jak ja?
Jak zwykle przewyższamy liczebnie żeńskich członków załogi w stosunku pięć czy
sześć do jednego. Nadal uważam, że to śmieszne, a także niebezpieczne, żeby na
domiar wszystkiego jeszcze walczyć z seksualnymi uprzedzeniami.
Ona jest naszym najbardziej wymownym okazem. Niewątpliwie najszybciej skieruje
nas na właściwy trop. Ćwir, ćwir, mówi.
3 Badam u niej: napięcie i przewodnictwo skóry, ciśnienie płynów i wewnętrzną
osmozę, temperaturę, aktywność elektryczną, rozszerzanie i kurczliwość,
wrażliwość. Mierzę tonus mięśniowy każdego zwieracza, odtwarzam do niej jej
własny głos i znowu robię pomiary. Gordon i Marco wymyślili specjalny przylepny
żel na moje elektrody, odpowiedni środek dezynfekujący na sondy waldo. Lecz
alergie i immunologia Otisów pozostają nie znane.
Z początku nastawiałem muzykę przy pracy, jak zawsze, ale teraz włączam ją tylko
przy wyłączonym mikrofonie. Tłumaczę to sobie i innym naukowo, jako redukcję
nadmiaru bodźców, lecz w gruncie rzeczy to absurd. Nadopiekuńczość z mojej
strony. Skąd mam wiedzieć, co jest muzyką dla pani Otis, a co nie jest? Może ona
mi śpiewa przez cały czas.
Czy rozpoznam jej krzyk, kiedy go usłyszę?
4 Pani Otis i ja mamy trzy rzeczy wspólne:
Życie.
Nasz wzajemny związek.
Okno.
Poza tym:
Pani Otis ma kształt postrzępionego sześcianu, wymiary cztery na cztery. Wygląda
jak niewymiarowa powłoczka na poduszkę, częściowo wypełniona lśniącą oleistą
galaretą. Zazwyczaj, kiedy stoi na jednym podwiniętym rogu, wzdłuż jej dolnej
prawej krawędzi widać rząd otworów, w sumie czterech, otoczonych przez
nieregularne mięśniowe wypustki. Dwa z tych otworów mogą wypuszczać powietrze w
kontrolowany sposób, tak jak ludzkie wargi podczas gwizdu. Kolor ma białawy,
wyraźnie fosforyzujący, tu i tam urozmaicony srebrnym marmurkiem lub delikatnym
porcelanowym błękitem. Jej skóra jest gładka i lepka, pozornie jednolita, w
rzeczywistości niezmiernie skomplikowana. Receptory dźwięku, światła i innych
porcji elektromagnetycznego spektrum, a także bodźców jeszcze nie znanych,
pokrywają ją od góry do dołu na obu powierzchniach, bez żadnego wyraźnego
porządku. Wije się i podskakuje, i wspina się na ściany z powolnym, giętkim
uporem, który zawsze jakby ignorował grawitację. Sporadycznie faluje i pulsuje.
Pohukuje i jęczy.
Otisowie rozkładają się na śluz w kilka sekund po śmierci. Jakikolwiek zabieg
chirurgiczny jest zabójczy w każdym przypadku, pomimo ich fenomenalnych
zdolności do samoleczenia. Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. Na zdjęciach
rentgenowskich niczego nie widać. Komputer zasymilował wszystkie pomiary i
reakcje pani Otis w jeden wielowymiarowy profil, niczym zęby jakiegoś
kosmicznego klucza. Pod żadnym względem nie przystaje do innego ludzkiego czy
zwierzęcego profilu; nie pasuje również do żadnego znanego czy ekstrapolowanego
zamka.
Pani Otis ćwierka. Jestem w rozpaczy z powodu pani Otis.
5 Clifford mówi:
- Naprawdę nie ma sensu tracić na to więcej czasu. Bez obrazy, Anton, ale wiesz,
że od początku byłem przeciwny temu projektowi. Każdy, kto siedział za tym
stołem w zeszłym miesiącu, pamięta... no, spójrzmy na sprawozdania za zeszły
miesiąc, miesiąc wcześniej, prawda? Zobaczycie, że sprzeciwiałem się projektowi
Antona i przepuściłem go tylko pod przymusem, z zastrzeżeniem, że to drugorzędny
projekt, nic wspólnego z ekspedycją. Gdyby Otisowie byli cywilizowani albo gdyby
byli dzikusami, nawet gdyby byli dzikimi zwierzętami, gdyby w jakikolwiek sposób
aktywnie nam pomagali czy przeszkadzali, oczywiście musielibyśmy nauczyć się z
nimi postępować, i to szybko. Ale w tej sytuacji Anton zużywa cenny czas
komputera i sprzęt, który jest potrzebny gdzie indziej, i do czego doszedł? Do
niczego! To zupełnie oczywiste, że powinniśmy obciąć wydatki na projekty, które
się nie opłacają, i skoncentrować środki na tych opłacalnych. Otisowie wolą
zostawić nas w spokoju. Świetnie, doskonale, my też zostawmy ich w spokoju, tak
będzie najlepiej.
Z ulgą zapisuję, że głosowanie znowu wypadło przeciwko niemu, a później
Bernadetta powiedziała:
- Och, Anton, czy ty nie rozumiesz, że on sra koprolitami? Jasne. Jeśli twój
słowniczek otiso-angielski udowodni, że ich świergoty to w rzeczywistości
protest songi przeciwko jego kopalniom odkrywkowym, on nieźle oberwie po
powrocie. Fakt, twoje zwierzątka nie wyglądają specjalnie hetero i nie robią
bara-bara po całych dniach, ale to nie znaczy, że nie są inteligentne i że nie
mają praw czy reguł, itd, itd... spodziewałam się, że będziesz forsował tę linię
na spotkaniu, ale w gruncie rzeczy nie było potrzeby, hę? Wszyscy i tak są po
twojej stronie, albo dlatego, że uważają się za humanistów, albo dlatego, że
uważają się za akademików, jak Niels. Ale wszyscy pójdą się bawić gdzie indziej,
jeśli szybko nie pokażesz im jakichś ciekawych rezultatów, skarbie.
Czasami trudno odgadnąć, co mówią nasi przyjaciele, mniejsza już o słodką panią
Otis.
6 Dzisiaj pani Otis w ogóle nic nie mówi. Ani jednego piśnięcia. Pod każdym
innym względem wydaje się normalna. Tao uczy nas, że bez ciszy nie ma dźwięku.
Pustka wyznacza granice egzystencji, jak białe miejsca pomiędzy tymi słowami na
papierze, oczywiście także pomiędzy literami. Zrozumienie to proces krytyczny,
rozróżnienie pomiędzy sygnałem a dźwiękiem, figurą a tłem, znaczeniem a brakiem
znaczenia.
Dzisiejsze milczenie wskazuje, że dźwięki wydawane przez panią Otis nie są
automatyczne, lecz świadome, celowo wytwarzane, o właśnie.
Czy mogę przyjąć takie założenie?
Czy przypuszczenie implikuje założenie?
Gdybym wysuwał więcej przypuszczeń, mógłbym wysnuć więcej wniosków.
Odkrywamy znaczenie tylko wtedy, kiedy zakładamy istnienie znaczenia.
Dostrzegamy wzór tylko wtedy, kiedy narzucamy wzór. Jutro (zakładając, że pani
Otis wróci do normy) zacznę ją uczyć angielskiego.
7 Jedzenie.
Najpierw opóźniłem o trzy godziny jej zwykłą porę karmienia. Nie okazała żadnej
reakcji, negatywnej czy innej. Jak zwykle pogwizduje niemelodyjnie.
- Jedzenie - mówię. Podkręciłem głośność interkomu. - Jedzenie - powtarzam wiele
razy, zwłaszcza kiedy zawędrowała w pobliże koryta, a najgłośniej, kiedy w nie
wdepnęła. - Jedzenie.
Otisowie prawdopodobnie żywią się kleistą glonowatą szumowiną, która szybko się
tworzy na powierzchni stojącej "wody" i w wilgotnych miejscach. Wchłaniają
szumowinę przez najniższy otwór i przez podeszwy "stóp".
Jedzenie. To nie zrobiło na niej żadnego widocznego wrażenia. Wreszcie wpuściłem
trochę szlamu do koryta. Pani Otis wessała go natychmiast.
- Jedzenie, jedzenie, jedzenie - zanuciłem.
Planowałem powtarzać tę częściową dostawę wiele razy, aż zużyję cały szlam, żeby
w ten sposób skierować uwagę pani Otis na lekcję. Niestety po pierwszej małej
porcji zignorowała resztę i nie chciała więcej jeść.
Wobec czego zacząłem się zastanawiać, czy jej nie przekarmiam. Może ona marnieje
z tęsknoty. Ziemskie stworzenia, przeniesione w nieznane środowisko albo
przytłoczone żalem, często tracą apetyt. Albo zakochane. Lecz dotychczas ona
zawsze jadła chętnie.
Zrobiłem pętlę na taśmie i zaprogramowałem maszynę, żeby retransmitowała to na
dużym wzmocnieniu, przetworzone na wyższy timbre i zakres częstotliwości mowy
Otisów, w dwuipółminutowych cyklach z dwuminutowymi interwałami. Zaciemniłem oba
nasze pokoje oprócz punktowego reflektora, skierowanego na glonowe koryto.
Podgrzałem lekko zupę, żeby wzmocnić jej smród. Kilka dni takiej intensywnej
ekspozycji powinno jakoś podziałać na panią Otis.
8 Jedzenie. Woda. Powietrze. Mężczyzna. Kobieta. Krzak. Kamień.
Dzisiaj pani Otis mieszka w skarbcu dźwięków, widoków i zapachów, podstawowych i
sztucznych. Przekupiłem i ubłagałem Marco, żeby rozszerzył obowiązkową chemię i
wyprodukował mój sensoryczny pokaz w jej obcej atmosferze. Clifford dowie się o
tym i ukamienuje mnie na następnym spotkaniu, ale nieważne, muszę je mieć,
wszystkie elementy i promieniowania dwóch światów i maszyny, żeby je
przetłumaczyły dla niej, dla niej. Filmy i przezrocza migają, hologramy wpełzają
i wypełzają znikąd, pustka rozkwita w słowach stworzenia. Jedzenie. Woda.
Powietrze. Mężczyzna. Kobieta. Krzak. Kamień.
Huu. Kche. Aach. Ooo. Auu. Pani Otis walcuje melodyjnie przez moje multimedia,
jej blada lśniąca skóra służy za ekran dla moich edukacyjnych ekstrawagancji.
Czy był kiedyś, od czasów "Dwunastu świątecznych dni", konkurent tak hojny?
Ponad, pod i poprzez to wszystko wije się ścieżka dźwiękowa, inkantacje nazw,
mój własny głos zniekształcony w ćwierkanie, żeby lepiej zrozumiała.
9 W nocy budzę się cały spocony z natrętnego snu do jeszcze bardziej natrętnej
myśli: czy gdzieś wśród tej obfitości światów może istnieć język bez
rzeczowników? Nasza tyrania rzeczy i nazw, własnego i wspólnego, figury i tła -
lecz jeśli Otisowie mówią w odcieniach czasowników, zawsze jeden czas
teraźniejszy ciągły, bezokolicznik, imiesłów? "Bycie..." A jeśli mój więzień
wyśpiewuje koniugacje, podczas gdy ja wbijam w nią materializm, podobnie jak moi
przodkowie wyrwali zaskoczoną Afrykankę z jej zielonych myśli i wcisnęli w szary
garnitur chrześcijaństwa? Ocierając czoło, wstaję, żeby zapisać to solenne
postanowienie. Od samego rana, jak tylko zdołam wywabić kilku programistów z
pokoju śniadaniowego, muszę zintensyfikować przekaz. Pierwotne wrażenia: zimno,
gorąco, mokro, sucho. Emocje: gniew, spokój, strach, tak, ale i miłość...
Muszę nałożyć aparat do oddychania i skafander ciśnieniowy i wejść do jej
komory, jak marynarz zakochany w syrenie. Muszę położyć urękawiczone palce na
każdej z jej słodkich sekretnych szczelin i pieścić je do uległości, do
śluzowatego podniecenia; muszę doprowadzić je od westchnień do dźwięków i od
dźwięków do znaczeń.
Pospiesznie wchodzę do pomieszczenia kontrolnego i widzę, że taśma, którą
zapomniałem wyłączyć wczoraj wieczorem, kręci się niezmordowanie na głowicach, a
pani Otis leży rozpłaszczona na kratce głośnika niczym kawał surowego ciasta,
blada i ledwie pulsująca. Czy moja mechaniczna reprezentacja zraniła jej
delikatność, zagłuszyła nerwową wrażliwość tej kremowej skóry? Czyżbym zagadał
ją na śmierć? Gwałtownie wyłączam dźwięk, włączam światło.
- Pani Otis! Przemów do mnie! Powiedz mi, że żyjesz i że wybaczasz!
Ona drży. Wołam jeszcze raz.
Na dźwięk mojego prawdziwego głosu w nagłej ciszy ona wzbija się w gęstą
atmosferę i płynie przez celę niczym ciężarny latawiec. Przyciskam wargi do
okna, naszego okna. Ona przywiera ciasno do szkła z niezręczną precyzją snu,
dygocząc w rozpoznaniu. Słyszę jej powitalne muczenie.
10 - Nie, oczywiście że nie są.
- No, nie możemy zdobyć pewności, dopóki tutaj nie pobędziemy jeszcze rok czy
dwa. Ale to się wydaje nieprawdopodobne, wysoce nieprawdopodobne.
- Anton nam powie. Anton! Chodź, opowiedz nam o twoich stworkach.
Gordon nie traktuje tego jako żart. Mówi dalej spokojnym, odpowiedzialnym tonem:
- Mogą mieć trzy płcie albo nawet więcej; naprawdę nie wiemy. Zróżnicowanie,
które odkryliśmy, nie musi być płciowe. Niewiele nad nimi pracowaliśmy i
szczerze mówiąc, opieramy się na bazowym modelu, zwłaszcza że nie odkryliśmy
żadnej innej fauny.
- No więc, Anton? - pyta Russ. - Mieszkasz z jedną z nich, prawda? Powiedz nam:
czy ona jest Prawdziwą Kobietą?
Przybieram obojętny ton głosu, zawstydzony, że obrażam panią Otis taką
szczeniacką rozmową.
- Tego nie mogę powiedzieć. Jak mówił Gordon, prawdopodobnie Otisowie nie
posiadają płci w naszym rozumieniu.
Russ szczerzy zęby, ale powstrzymuje się od sprośnych dowcipów, może ze względu
na obecność Nielsa. Próbuję wrócić do kulturalnego stylu Gordona.
- Oni chyba nie rozmnażają się w żaden ziemski sposób. Tylko się regenerują.
- Tak, słyszałem - odzywa się mężczyzna, którego nazwiska nie znam. - Czy to
znaczy, że są nieśmiertelni?
Spoglądam na Gordona. Mówi:
- Widocznie tak, chociaż widzieliśmy, jak kilku zmarło z różnych przyczyn.
Wszyscy należeli do odmiany, którą nazywamy samcami. Samice regenerują się
znacznie szybciej i skuteczniej; ale nie wiemy, ile razy. Właściwie niczego nie
wiemy, bez należytej długoterminowej obserwacji w naturalnym środowisku.
- Oczywiście można ich zabić - dodaję, widząc, że nie wystarczyło mu uczciwości,
żeby przypomnieć zgony pod jego własnym skalpelem.
Gordon mierzy mnie chłodnym wzrokiem.
- Widzę - mówi Niels - że nazwaliście samicami te, które się regenerują,
ponieważ myślicie, że nowy Otis może być potomkiem starego, czy tak? No cóż, to
bardzo interesujące. Czy zregenerowane to oddzielone osobniki, czy też dosłownie
zrodzone na nowo?
- Kto wie? - odpowiadam niedbale, pragnąc uniknąć teologicznej dyskusji. Jako
wielowyznaniowy padre ekspedycji Niels uważa, że został powołany do stworzenia
interfejsu pomiędzy nauką a wiarą. W jego wszechświecie nie ma obcych, tylko
jeszcze nie nawrócone owieczki.
- Czy twoja pieszczoszka narodziła się na nowo, Antonie? - uśmiecha się Myra.
- Jeszcze nie, odkąd ją schwytaliśmy.
Myra wznosi oczy w górę.
- Myślę, że to cudowne! Żyć wiecznie, jak ameba, tylko w tym samym ciele! -
Nawija na palec kosmyk włosów. - Wiecie, wszystkie matki dzielą świadomość
tożsamości z dziećmi, ale żeby naprawdę nim być!
Bernadetta wtrąca:
- Jeśli mnie pytacie, to jest kupa seksistowskich bzdetów, skarbie, i dziwię
się, że to łykasz. - (Wcale się nie dziwi). - Nikt by nie myślał, że te stwory
to samice, gdyby nie sugestia mężczyzny. Tylko się rozejrzyj, skarbie: jesteśmy
w mniejszości jeden do sześciu. Myślisz, że kim są obcy w tej misji? Mężczyźni
nie radzą sobie z nami tutaj, więc dokonują projekcji na zewnątrz. Powiem
ulubienicy Antona: "Poznaj swojego wroga". Tak jej powiem.
Obraźliwie kiwa do mnie głową. Często krępuje mnie brutalna szczerość
Bernadetty, dość nietypowa jak na psychiatrę.
- Tak, Myra - mówi Laszlo. - Równie dobrze możesz powiedzieć, że fizyczna
nieśmiertelność Otisów to klasyczna oznaka męskiej arogancji. To triumf ego nad
śmiercią!
Myra błyska swoim nieopisanym uśmiechem.
- O nie, Laszlo! Gdyby jego Otis był mężczyzną, Anton nie miałby co do tego
żadnych wątpliwości. Kobiety są znacznie bardziej subtelne, bardziej
tajemnicze...
Mężczyzna, którego nie znam, znowu się wtrąca:
- Zaraz, czekajcie: ta ich dziwaczna pieśń, właśnie ją badasz, tak?
Przytakuję zniecierpliwony, spieszno mi do niej wrócić.
- Czy to coś indywidualnego, no wiesz, jakie to było słowo, jak pieśń ptaka...
terytorialna?
- Raczej nie. Powtarzalne elementy są wspólne dla wszystkich Otisów, bez względu
na lokalizację czy płeć.
Russ odbiera to jako kolejny sygnał i pochyla się do przodu.
- Dalej uważam, że powinieneś dołączyć samca do swojej samicy, Antonie, i
obserwować ich bardzo uważnie. Nauczyłbyś się paru rzeczy.
Irytuje mnie jego ton.
- Uważaj, Russ - ostrzega Bernadetta. - Teraz go zdenerwowałeś, chłopcze.
- Przepraszm - replikuję - ale nie mogę pochwalać takiej lekkomyślności. Pani...
mój okaz to nie zabawka. To żywa istota, bardzo wrażliwa.
W wyobraźni widzę ją, jak zaćmiewa te prostackie, ordynarne twarze; naprawdę
wrażliwa, jej skóra naciągnięta mocno jak na bębnie, rezonująca od moich
wzmocnionych głosek zwartych i szczelinowych, drżąca pod moimi rękawicami.
11 Nie lubię, jak Bernadetta i Myra mówią w ten sposób. Wolę myśleć o sobie jak
o kimś racjonalnym, więc skoro pomiędzy płciami istnieją podstawowe różnice
fizjologiczne, zakładam, że występują również podstawowe różnice psychologiczne.
Lecz przypisywanie każdej płci cech ogólnych, na przykład mężczyźni bardziej
dynamiczni, kobiety bardziej stabilne, to właśnie Bernadetta nazywa stereotypem,
myleniem kultury z naturą. Uważam za nieprawdopodobne, że cała ludzka
psychologia jest uwarunkowana, jednak nie ufam jungowskiemu mistycyzmowi Myry.
Jeżeli pomiędzy płciami występują podstawowe różnice psychologiczne, czy to
możliwe, że właśnie te różnice opisuje jej dziwaczna mitologia? Czy to jest
takie proste, że musimy uznać autorytet starych bab? Jeśli tak, jak możemy
wówczas wykryć i wyplenić seksualną dyskryminację, która wciąż drąży nasze
społeczeństwo?
Na mikrofonie pani Otis nie ma przełącznika, po jej stronie śluzy nie ma klamki.
De Sade byłby zadowolony. Ona jest ofiarą mojej tyranii, jeńcem, przedmiotem
ciągłej obserwacji i arbitralnej ingerencji, nakłuwana moimi elektrodami,
cierpiąca surowy reżim, od którego może się wykupić tylko wtedy, jeśli nauczy
się posługiwać moim językiem. Znowu kazałem ją podłączyć do komputera. Ekrany
migoczą nieustannym konfetti znaków, rysunków i liter, kiedy maszyny usiłują
przekształcić jej krzyki i szepty na ludzkie słowa. To jest najbardziej intymny
gwałt. Przez cały czas taśma się obraca, biczuje ją głosem jej pana, każde
powtórzenie spada jak kolejny cios na jej drżącą skórę.
Kiedy wchodzę do pokoju, pani Otis wznosi się i przywiera do okna, w napięciu.
Jest chętną ofiarą; może pewnego dnia napisze własną wersję tego dziennika, nową
"Historię O".
12 Dziwne wrażenie. Przeczucie mnie nie zawiodło.
Może stary markiz miał rację, że pomiędzy katem a ofiarą powstaje wyjątkowa więź
porozumienia.
Pani Otis wymówiła swoje pierwsze słowo.
Na razie nie wykazuje skłonności do wyrażania się po angielsku, chociaż jej
zrozumienie jest oślepiająco wyraźne dla każdego, kto zna ją tak dobrze jak ja.
Lecz VDU, przetrząsając gargantuiczną słowną sieczkę ściągniętą z pamięci
wszystkich maszyn pod kopułą, zamarło na jednym migającym turkusowym koraliku.
Wyszukawszy w jej danych wyjściowych szeregi powtarzane częściej niż
przypadkowo, przetłumaczalne na angielski, współmierne do wskaźnika jej
hipotetycznych stanów fizycznych i mentalnych, komputer wyizolował pierwszy
element słownika pani Otis:
- Przepraszam.
13 Clifford patrzy na słowo pośrodku ekranu:
- "Przepraszam"? Jak ci się podoba, Anton? To bydlę przeprasza nas za marnowanie
naszego czasu!
- Qui s'excuse s'accuse, Clifford? - Bernadetta wzrusza ramionami. - Świetnie
się spisałeś, Anton; dobra robota. Będziesz sławny. Napiszą o tobie w magazynie
"Time". "Wina: warunkowanie Obcych". Papa Freud byłby dumny z was obojga.
Bierze geologa pod rękę i razem wychodzą. Wołam za nimi:
- Mam wyniki, więc czemu dalej twierdzisz, że to marnowanie czasu?
Jeden z cybernetycznych inżynierów podnosi wzrok znad mikroskopu.
- Ten komentarz Clifforda jest całkiem interesujący, nie uważasz? Ona wysyła
komunikat przepraszający za jej niezdolność do komunikacji. - Wskazuje na ekran.
- To oznaka samowyparcia.
- Moim zdaniem to zupełnie oczywiste - mówi Laszlo. - Ona żałuje, że tutaj jest,
to wszystko. Zamknięta w klatce jak lampart w zoo.
- Nie, nie - sprzeciwiam się. - Wyodrębniłem grupę dźwięków, które temu
odpowiadają i tutaj, widzicie? To jedna z najczęstszych grup Otisów, nawet na
wolności. I dlaczego mamy zakładać, że ona przeprasza za siebie? W tym
"przepraszam" jest współczucie, nie tylko żal. Prawda?
- Oni wszyscy żałują - stwierdza poważnie Myra. - Wszyscy żałują, że
przylecieliśmy. Niepomyślna koniunkcja.
Myra jest chyba jedynym gwiezdnym nawigatorem znającym zarówno astronomię, jak i
astrologię. Pochyla głowę.
Niels jest pod wrażeniem.
- Wiążący etos zbudowany na zasadzie nieadekwatności. Fascynujące. Absolutnie
fascynujące. Dialekt konfesjonału. - Uśmiecha się krzywo. - Dawni pisarze
"science fiction" wymarzyli sobie rajskie planety bez grzechu pierworodnego. My
chyba trafiliśmy na taką, której mieszkańcy wciąż odtwarzają Upadek.
Ostatni jest Gordon, który przez cały czas stoi z tyłu, z rękami w kieszeniach.
Podchodzi i patrzy ponuro na ekran, jakby potwierdzał swoje najgorsze obawy.
- C.n.d. - oznajmia dziwnie zgrubiałym głosem. Szturcha komputer czubkiem buta,
jakby wolał go kopnąć. - Okay, Ant, zamykaj to wszystko i sterylizujemy sprzęt.
Patrzę na niego ze zdumieniem.
- Otrzymałeś swój wynik, no nie? - burczy, idąc do drzwi. - Coś ci powiem, wcale
ci nie zazdroszczę, że będziesz musiał złożyć sprawozdanie.
14 Przepraszam.
Pani Otis.
Przepraszam.
Pani Otis.
Przepraszam.
Pani Otis, przebaczam ci.
Przepraszam.
Może Bernadetta miała rację, może naprawdę dzielimy swoje neurozy z tymi
zawodzącymi kobietami z innego świata. Może kobiece poczucie winy jest
seksualnym absolutem, wszechobecnym, tako w Niebie, jak i na Ziemi, gdzie
nadajemy mu społeczne potwierdzenie w Chinach i Japonii, wpisujemy je w "Ancrene
Riwle" i "Raj utracony".
Przepraszam.
A może sami je stworzyliśmy w tych książkach, a Otisowie są tylko następną
seksistowską rasą?
Przepraszam.
Pani Otis. Pani Otis, czy to moja wina? Czy sama się poniżasz, czy to ja cię
upokorzyłem?
15. Pani Otis pogrąża się w milczeniu. VDU miga pusto. Jej temperatura spada
gwałtownie. Na jej ciele zaczyna formować się twardy biały pancerz.
Pospiesznie przenosimy ją do jaskini, gdzie będzie musiała spędzić następne trzy
miesiące. Z trudem zawieszamy ją wśród innych, na stalaktytach. Opary podziemnej
rzeki jednocześnie konserwują je i odżywiają, według teorii Gordona. Przyniosłem
ze sobą wotywną świeczkę, ale on ostrzega mnie, że w obecnym stanie pani Otis i
jej towarzyszki są wysoce łatwopalne.
Będę czekał na ciebie, pani Otis, i powitam cię pierwszy, kiedy się wyłonisz.
Albo twoją córkę, kiedy się wyłoni.
Albo jakąś inną kobietę, boleśnie znajomą, lecz całkiem nieznaną, obcą o twojej
twarzy.
Ja też mogę się zmienić. Obiecuję.
Następnym razem będzie inaczej.