FontenayCharles_porozumienie
Szczegóły |
Tytuł |
FontenayCharles_porozumienie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
FontenayCharles_porozumienie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie FontenayCharles_porozumienie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
FontenayCharles_porozumienie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Charles Fontenay
Porozumienie
(Communication)
If, October 1956
Tłumaczenie Witold Bartkiewicz © Public Domain
Public Domain
This text is translation of the short story "Communication" by
Charles Fontenay.
This etext was produced from If, October 1956. Extensive
research did not uncover any evidence that the U.S. copyright
on this publication was renewed.
It is assumed that this copyright notice explains the legal
situation in the United States. Copyright laws in most
countries are in a constant state of change. If you are
outside the United States, check the laws of the appropriate
country.
Copyright for the translation is transferred by the translator
to the Public Domain.
This eBook is for the use of anyone anywhere at no cost and
with no restrictions whatsoever.
1
Strona 2
Pierwsza ziemska ekspedycja na Marsa, nie odnalazła żadnych
Marsjan. Podobnie zresztą druga. Ponieważ Marsjan pozostało już tak
niewielu, te dwa fakty są znacznie mniej zaskakujące niż to, że trzecia
wyprawa pod tym względem zakończyła się sukcesem.
Już od wielu lat, zanim jeszcze pojawiły się możliwości lotów
kosmicznych, dyskutowano i snuto rozważania teoretyczne na temat tego
jak porozumieć się z Marsjanami, jeżeli tacy będą istnieć. Jednak,
oczywiście, kiedy przyszło co do czego, nikt nie był na to przygotowany.
Musieli zdać się na tak antyczne rozwiązanie.
Von Frisch, Riley i Smith obserwowali podchodzących kilku Marsjan, i
widok ten nie był pozbawiony pewnego dreszczyku niepokoju. Gdyby nie
to, że znajdowali się mniej więcej dwadzieścia mil od swojej G-łodzi –
pojazdu lądownika planetarnego – pewnie mogliby uciec. Podobnie, gdyby
nie to, że mieli jasne i precyzyjne rozkazy, pewnie mogliby najpierw
strzelać, a pytania zadawać potem.
— Panie kapitanie, tu mówi Von Frisch — zameldował inżynier do
mikrofonu swego hełmu. Kiedy to mówił, brakowało mu nieco tchu w
piersiach. — Zbliżają się do nas Marsjanie!
— Jak się zachowują? — natychmiast spytał kapitan Powers, z pokładu
G-łodzi.
— Nie zachowują się wrogo, panie kapitanie.
— A więc czekać w gotowości, ale nie podejmować ryzyka. Jak oni
wyglądają?
— Są nieco wyżsi od nas, ale tułowia mają zaokrąglone i tylko
nieznacznie większe od dziecięcych. Mają naprawdę długie nogi i ręce oraz
duże głowy z wielkimi oczami i uszami.
— Czy są inteligentni? Czy są cywilizowani? W jaki sposób oddychają?
— Chwileczkę, panie kapitanie — zaprotestował Von Frisch. — Jest pan
trochę za szybki. Oni właśnie do nas przyszli. Nie wiem nawet, czy to co
mają na sobie to ich futro, czy też jakiś rodzaj ubrania.
— No dobrze, spróbuj się jakoś z nimi porozumieć, człowieku! — z
podnieceniem zawołał kapitan Powers.
Von Frisch zrobił co tylko mógł. Marsjanie okazali się być dosyć
przyjaźni i ciekawscy. Von Frisch usiłował się z nimi porozumieć jedyną
metodą jaką znał.
Podczas gdy jego towarzysze przyglądali mu się z zainteresowaniem,
wyrzucił z głowy nieustanną lawinę pytań od Powersa, pochylił się i
narysował na czerwonym pustynnym piasku trójkąt prostokątny. Przy
jednej z przyprostokątnych narysował trzy kreski, przy innej cztery.
Potem zrobił krok do tyłu i popatrzył pytająco na Marsjan.
Jeden z Marsjan przykucnął w plątaninie patykowatych rąk i nóg, i
długim palcem narysował pięć kresek obok przeciwprostokątnej trójkąta.
— Panie kapitanie, oni znają twierdzenie Pitagorasa! — zawołał Von
Frisch.
2
Strona 3
— Doskonale! A więc bez wątpienia wiedzą coś o astronomii. Proszę
kontynuować.
Von Frisch zawahał się przez chwilę, a potem starł trójkąt. Narysował
małe kółko, z wychodzącymi z niego promykami, oznaczające Słońce.
Narysował wokół niego cztery coraz większe, koncentryczne koła, na
okręgu każdego rysując małe kółka oznaczające planety.
Wskazał na trzecią planetę, a następnie na siebie samego i po kolei na
swoich towarzyszy. Potem wskazał na czwartą planetę i po kolei na
Marsjan. Aby dokończyć dzieła, wskazał na niebo.
— My jesteśmy Ziemianami — powiedział. — Wy jesteście Marsjanami.
Problem polegał na tym, że Ziemianie nie mieli pojęcia, iż przedmioty
trzymane przez Marsjan, była to broń, dopóki ci jej nie użyli. Prawdę
mówiąc, później także nie mieli o tym pojęcia, ponieważ Ziemianie byli
martwi, cała trójka.
Marsjańska wyprawa łowiecka wróciła z pustyni z wieściami o dziwnych
stworzeniach, które przybyły, ewidentnie, z innej planety.
— Nie wiemy, czy mieli broń — oznajmił dowódca wyprawy łowieckiej.
— Ale chcieli skrzywdzić nasz lud, a więc wszystkich ich zabiliśmy.
— To jest ostateczny środek — stwierdził patriarcha wioski. — W jaki
sposób byli dla nas niebezpieczni?
— W głupi sposób ujawnili nam swoje zamiary — odparł dowódca
wyprawy łowieckiej. — Poinformowali nas, że planują zabrać nam naszą
planetę i odepchnąć nasz lud dalej od słońca, na ogromną planetę Jowisz.
— A więc, słusznie uczyniliście — oświadczył patriarcha, mrugając
swoimi wielkimi oczyma.
Biggs i Golden pracowali w pobliżu G-łodzi. Radia w ich hełmach
ustawione były na inny kanał, niż ten wykorzystywany przez zespół
eksploracyjny, a więc nie słyszeli kapitana Powersa wykrzykującego
szaleńczo do mikrofonu, bez odpowiedzi. Właśnie zaszło słońce i Biggs
spoglądał na zachód.
— Powinniśmy go teraz widzieć, ale tam nic nie ma — stwierdził Biggs.
— Czego niby tam nie ma? — dopytywał się Golden.
— Merkurego — odparł Biggs, który z dumą uważał się za amatora
astronomii. — Myślę, że z Marsa nie da się go zobaczyć bez teleskopu.
Jest za blisko Słońca.
Zachichotał.
— Jeśli istnieją jacyś Marsjanie — dodał jeszcze, — to według mnie
uważają oni, że żyją na trzeciej planecie. Zabawne, co?
KONIEC
3