Field Sandra - Milioner i artystka

Szczegóły
Tytuł Field Sandra - Milioner i artystka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Field Sandra - Milioner i artystka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Field Sandra - Milioner i artystka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Field Sandra - Milioner i artystka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Sandra Field Milioner i artystka Strona 2 ROZDZIAŁ PIERWSZY Najgorsze, mys´ lała potem Jenessa Strathern, z˙ e nic jej nie ostrzegło, kiedy zadzwonił telefon tamtego po- godnego majowego wieczoru. Nic nie kazało jej zig- norowac´ dzwonka, nie podpowiedziało, by uciekła z do- mu i ukryła sie˛ ws´ ro´ d hortensji. To tyle, jes´ li chodzi o kobieca˛ intuicje˛. Włas´ nie skon´ czyła prace˛, bo s´ wiatło słabło, a kon´ czyła juz˙ obraz i nie chciała ryzykowac´ błe˛do´ w. Starła plamy szkarłatu alizarynowego z palco´ w poplamiona˛ szmatka˛ i podniosła słuchawke˛. – Halo? – Czes´ c´ , Jen – odezwał sie˛ głos jej brata. – Masz chwile˛? Us´ miechne˛ła sie˛ i opadła na najbliz˙ sze krzesło. Travis Strathern, starszy od niej o szes´ c´ lat, mieszkał w Maine z z˙ ona˛ Julie i trzytygodniowa˛ co´ reczka˛ Samantha˛. – Jasne – zapewniła. – Co u ciebie? Czy raczej co u Samanthy? – Chcesz powiedziec´ , z˙ e ja sie˛ nie licze˛? – Ona jest milsza. – Fakt. Wiesz, z˙ e potrafi mnie trzymac´ za palec i us´ miechac´ sie˛ ro´ wnoczes´ nie? Niewiarygodne, co? Travis był lekarzem z całym mno´ stwem tytuło´ w, spec- jalista˛ od choro´ b tropikalnych. – Włas´ nie z jej powodu dzwonie˛. Za trzy tygodnie Strona 3 6 SANDRA FIELD wyprawiamy chrzciny i chcemy, z˙ ebys´ została matka˛ chrzestna˛. – To słodkie – odparła Jenessa wzruszona. – Ale wiesz, z˙ e zupełnie sie˛ nie znam na niemowle˛tach? W szpi- talu bałam sie˛ wzia˛c´ Samanthe˛ na re˛ce. – Nauczysz sie˛ – zapewnił brat. – Zreszta˛ szybko uros´ nie. Wie˛c przyjedziesz? Jenessa zawahała sie˛. – Gdzie wyprawiacie uroczystos´ c´ ? – Wiedziałem, z˙ e spytasz. W Manatuck, u taty i Co- rinne. Ale przyjedz´ , Jen... najwyz˙ szy czas zakopac´ topo´ r wojenny, nie sa˛dzisz? Powinna sie˛ zgodzic´ i nie ranic´ uczuc´ Travisa. W dzie- cin´ stwie go uwielbiała, teraz – kochała i szanowała zara- zem. Poza tym wiele mu zawdzie˛czała i naprawde˛ lubiła Samanthe˛. Co z tego, z˙ e chrzciny be˛da˛ na wyspie Mana- tuck? Przez pare˛ godzin z pewnos´ cia˛ da rade˛ traktowac´ przyzwoicie Charlesa Stratherna, nawet jes´ li zwykle uni- ka go jak zarazy. Lecz gdy otwierała usta, by sie˛ zgodzic´ , brat dodał: – Jest jeszcze jeden powo´ d, z˙ ebys´ przyjechała. Na ojca chrzestnego zaprosilis´ my Bryce’a Laribee, mojego kumpla ze szkoły. Pamie˛tasz go? Kolory odpłyne˛ły z twarzy Jenessy, serce zacze˛ło jej walic´ jak młotem. Mrukne˛ła cos´ niewyraz´ nie, zaciskaja˛c palce na gładkim plastiku. Travis, nies´ wiadomy jej reak- cji, mo´ wił dalej: – Chyba nigdy sie˛ nie poznalis´ cie, chociaz˙ przyjaz´ - nimy sie˛ od dziecin´ stwa. S ´ wietny facet, na pewno go polubisz. Travis sie˛ mylił: Jenessa poznała Bryce’a. Kiedys´ , Strona 4 MILIONER I ARTYSTKA 7 wiele lat temu. A uczucie, jakim go darzyła, trudno byłoby nazwac´ sympatia˛. O tym nie zamierzała jednak mo´ wic´ bratu. Niekto´ re sprawy lepiej trzymac´ w tajemnicy, a wieczo´ r w ło´ z˙ ku z Bryce’em Laribee z pewnos´ cia˛ do takich nalez˙ ał. Mu- siała wie˛c skłamac´ . Nie zamierzała nigdy wie˛cej ogla˛dac´ Bryce’a, lecz o tym ro´ wniez˙ nie mogła powiedziec´ Travi- sowi. – Jen? Jestes´ tam? Rozpaczliwie zebrała mys´ li. Musi sie˛ jakos´ z tego wypla˛tac´ . – Travis, strasznie mi przykro... – zacze˛ła najbardziej przekonuja˛cym tonem – ale nie dam rady. Do Maine jest kawał drogi, a ja mam w Bostonie wernisaz˙ na pocza˛tku czerwca. W Morden Gallery, wie˛c wiesz, co to znaczy. – U Mordena? Robisz kariere˛. Nie była tego taka pewna, lecz odparła tylko: – Chca˛ miec´ dwadzies´ cia obrazo´ w. Jes´ li pojade˛ do Maine, strace˛ trzy czy cztery dni, a na to nie moge˛ sobie pozwolic´ . Zapadła cisza, po czym Travis odezwał sie˛ tonem, kto´ ry rzadko u niego słyszała: – Nie bujasz, siostro? Na pewno nie chodzi o Char- lesa? Wiesz, z˙ ebym to zrozumiał, trudno go nazwac´ idealnym ojcem. – Na pewno – odparła szybko, zadowolona, z˙ e moz˙ e powiedziec´ prawde˛. – Dwanas´ cie lat pracowałam na taka˛ szanse˛ jak ta wystawa i nie chce˛ jej stracic´ . Bryce’a poznała takz˙ e przed dwunastoma laty, na pierwszym roku w Columbia School of the Arts, przypo- mniała sobie z nagłym dreszczem. Miała wtedy siedem- Strona 5 8 SANDRA FIELD nas´ cie lat. Z wypraktykowana˛ łatwos´ cia˛ odsune˛ła od siebie mys´ li o tamtym spotkaniu i jego konsekwen- cjach. – Wiesz, jak bardzo lubie˛ Samanthe˛, a to najwaz˙ niej- sze, prawda? – Julie be˛dzie rozczarowana. Na naszym s´ lubie tez˙ sie˛ nie zjawiłas´ . Bryce pełnił wtedy honory druz˙ by. Przeklinaja˛c dzien´ , kiedy zobaczyła w Columbii zaproszenie na jego wykład, zapewniła: – Obiecuje˛, z˙ e po wernisaz˙ u przyjade˛ was odwiedzic´ . To znaczy, jes´ li nie zerwiecie ze mna˛ stosunko´ w. – Daj spoko´ j, wiesz, z˙ e tego nie zrobimy. A moz˙ e opłace˛ ci bilet na samolot? W ten sposo´ b załatwiłabys´ wszystko w cia˛gu jednego dnia. – Jestem wam juz˙ winna zbyt wiele pienie˛dzy. Nie ma mowy. – To prezent, Jen. Bez z˙ adnych zobowia˛zan´ . – Nie moge˛, Travis. Po prostu nie moge˛. Zapadła długa cisza. – W takim razie musisz przyja˛c´ tytuł matki chrzestnej in absentia. Bo nie chcemy nikogo innego – stwierdził Travis. Łzy zapiekły ja˛pod powiekami. Matka Jenessy uciekła do Francji wkro´ tce po jej urodzeniu, a ojciec robił, co w jego mocy, by wykorzenic´ u co´ rki niezalez˙ nos´ c´ . Ro´ w- noczes´ nie faworyzował jej brata bliz´ niaka, Brenta. Do dzis´ dnia Jenessa i Brent byli sobie niemal obcy. Jedyne oparcie znajdowała w Travisie, wie˛c cierpiała, z˙ e musi go teraz zawies´ c´ . Lecz wtedy, w pokoju hotelowym, Bryce upokorzył ja˛ Strona 6 MILIONER I ARTYSTKA 9 jak nikt w z˙ yciu. Nie ma mowy, by stane˛ła z nim twarza˛ w twarz. – Samantha duz˙ o przybrała na wadze? A Julie nie zarywa nocy? Travis zacza˛ł opowiadac´ . Jenessa opisała mu ze swej strony szczego´ ły kontraktu z galeria˛; z ulga˛ odkładała słuchawke˛. Kolejny raz unikne˛ła spotkania z Bryce’em Laribee, lecz cena była wysoka: w głe˛bi czuła narastaja˛cy gniew. Na niego? Czy na te˛ młoda˛ kobiete˛, kto´ ra˛ była dwanas´ cie lat temu – tak wraz˙ liwa˛ i tak bardzo podatna˛na zranienie? Po´ z´ nym popołudniem naste˛pnego dnia pracowała w warzywniku. Ukryty na tyłach jej niewielkiego domu, stanowił spokojne miejsce, ska˛pane w słon´ cu i pełne brze˛czenia pszczo´ ł. Wiatr szeles´ cił ws´ ro´ d wysokich klo- no´ w wyznaczaja˛cych granice jej posiadłos´ ci. Rano skon´ czyła obraz. Był doskonały technicznie, podobnie jak wszystkie – słoneczna scena, kryja˛ca w so- bie atmosfere˛ nieokres´ lonego zagroz˙ enia. Tej nocy spała z´ le, s´ nia˛c o dzieciach krzycza˛cych na klifach Manatuck i bracie odwracaja˛cym sie˛ do niej plecami w pustej galerii. I, naturalnie, o Brysie. Gdyby tylko nie zauwaz˙ yła tamtego zaproszenia na wykład... Pierwsze rzuciło sie˛ jej w oczy nazwisko: Bryce Lari- bee. Najlepszy przyjaciel jej uwielbianego brata, geniusz komputerowy, kto´ ry dorobił sie˛ miliono´ w. Tytuł wykładu niewiele jej mo´ wił – cos´ o programowaniu; za to jego zdje˛cie sprawiło, z˙ e stane˛ła jak wryta. Ge˛ste blond włosy, szare przeszywaja˛ce oczy, wyraziste rysy. Palce az˙ ja˛ Strona 7 10 SANDRA FIELD swe˛działy, z˙ eby naszkicowac´ ten zdecydowany podbro´ - dek, mocno zarysowane szcze˛ki i szerokie kos´ ci poli- czkowe. Nieprzyste˛pna twarz przycia˛gała ja˛ jak magnes; in- stynkt malarki podszeptywał, z˙ e musi go zobaczyc´ w na- turze. Portret olejny, pomys´ lała nagle. Głowa i ramiona. Chociaz˙ niewiele miała dos´ wiadczenia w tej technice, była prawie pewna, z˙ e jej sie˛ uda. Nagle us´ wiadomiła sobie, z˙ e gapi sie˛ na zdje˛cie ni- czym zakochana nastolatka. Naste˛pnego dnia, nic nikomu nie mo´ wia˛c, poszła na wykład i zaje˛ła miejsce daleko w głe˛bi, ska˛d mogła go obserwowac´ , sama nie be˛da˛c widziana. Stał w pełnym s´ wietle przy pulpicie; wygla˛dał znacznie lepiej niz˙ na fotografii. Musiała go przynajmniej naszkicowac´ . Musiała. Lecz pocia˛gał ja˛ nie tylko jego wygla˛d. Jego dz´ wie˛cz- ny baryton sprawiał, z˙ e dreszcz przebiegał jej po plecach; bawiło ja˛ jego poczucie humoru, a obrazowe poro´ wnania sprawiały, z˙ e niemal rozumiała, o czym mo´ wi. Po wy- kładzie odbywało sie˛ skromne przyje˛cie. Ukryła sie˛ w tłu- mie i czekała, az˙ zrobi sie˛ luz´ niej. Od pierwszej chwili postanowiła nie przyznawac´ sie˛, z˙ e jest siostra˛ Travisa: gdyby me˛z˙ czyzna wiedział, z˙ e Jenessa ma dopiero sie- demnas´ cie lat, nie traktowałby jej powaz˙ nie. Kiedy Bryce podszedł do baru po kolejnego drinka, zbliz˙ yła sie˛ i choc´ serce biło jej mocno, rzuciła z pozorna˛ swoboda˛: – Nazywam sie˛ Jan Struthers, studiuje˛ malarstwo. Moge˛ panu postawic´ naste˛pnego drinka? Chciałam pana naszkicowac´ . Zmierzył ja˛ nieprzeniknionym spojrzeniem. Przełkne˛- Strona 8 MILIONER I ARTYSTKA 11 ła z trudem s´ line˛. Lecz było juz˙ za po´ z´ no, by sie˛ wycofac´ , a ona nigdy nie nalez˙ ała do tcho´ rzy. Przyjrzał sie˛ jej bez pos´ piechu. Wiedziała, co widzi: postawione na z˙ el włosy o kon´ cach zafarbowanych na pomaran´ czowo, ostry makijaz˙ , fioletowe szkła kontak- towe i wyzywaja˛cy sko´ rzany stro´ j, sugeruja˛cy wie˛ksze dos´ wiadczenie w sprawach seksu, niz˙ w rzeczywistos´ ci posiadała. Pierwszy raz poz˙ ałowała, z˙ e tak bardzo uległa modzie. Powinna była sie˛ ubrac´ bardziej konwencjonal- nie. Jakby na potwierdzenie Bryce us´ miechna˛ł sie˛ roz- bawiony. – Sama wygla˛dasz jak dzieło sztuki. Spojrzała znacza˛co na jego szyty na miare˛ garnitur i idealnie dobrany krawat. – Pan włoz˙ ył swo´ j mundurek, a ja swo´ j. – Two´ j jest zabawniejszy. – Oba ukrywaja˛, kim jestes´ my naprawde˛. – Wie˛c jestes´ my do siebie podobni? Zagryzła warge˛, nie wiedza˛c, do czego on zmierza. – Tego nie powiedziałam. – A jaka˛ konkretnie cze˛s´ c´ mnie chciałabys´ naszki- cowac´ ? Zarumieniła sie˛ i natychmiast poczuła gniew. – Dobry artysta idzie za głosem instynktu – rzuciła lekko. – Pozostaje otwarty na okolicznos´ ci? – Włas´ nie. Błysk w jego oczach sprawił, z˙ e zmie˛kły jej kolana. Choc´ była jeszcze dziewica˛ – rzadkos´ c´ ws´ ro´ d studentek – s´ wietnie zdawała sobie sprawe˛, do czego zmierza rozmowa. Strona 9 12 SANDRA FIELD – Musze˛ sie˛ poz˙ egnac´ z organizatorami – odparł. – Moz˙ esz zaczekac´ pare˛ minut? – Zatemperuje˛ oło´ wki – rzuciła bezczelnie. Rozes´ miał sie˛, błyskaja˛c ze˛bami. – Zaraz wracam – obiecał. Dopiła duszkiem wino. Zasugeruje kawe˛ w jakiejs´ restauracji albo barze, ws´ ro´ d innych ludzi. Be˛dzie bez- pieczna. Nie czuła sie˛ bezpieczna. Widziała w wyobraz´ ni kaz˙ dy szczego´ ł jego twarzy: ciemne z´ renice, stanowcza˛ linie˛ szcze˛ki, pełne, zmysłowe usta. Go´ rował nad nia˛ wzros- tem, sprawiaja˛c, z˙ e czuła sie˛ krucha i kobieca. Co sie˛ ze mna˛ dzieje? – pomys´ lała bezradnie. W tym momencie Bryce ruszył w jej strone˛ i nagle zdała sobie sprawe˛, z˙ e powinna uciekac´ gdzie pieprz ros´ nie. Nigdy nie be˛dzie bezpieczna w jego towarzystwie. Lecz zaledwie pare˛ miesie˛cy wczes´ niej uciekła z do- mu, ida˛c za głosem instynktu, kto´ ry kazał jej samej wykuwac´ swo´ j los. Czemu miałaby teraz unikac´ ryzyka? Opanowała sie˛ i spytała: – Jest pan goto´ w? – Mam wynaje˛ty samocho´ d. Chodz´ my. – Nie obawia sie˛ pan, z˙ e zobacza˛ nas wychodza˛cych razem? Unio´ sł brwi. – Nie obchodzi mnie, co mys´ la˛ inni. Uja˛ł ja˛ pod ramie˛; poczuła fale gora˛ca rozchodza˛ce sie˛ od jego dłoni po całym jej ciele. – Doka˛d po´ jdziemy? – spytała niepewnie. – Moz˙ e do jakiegos´ baru, pod warunkiem z˙ e nie be˛dzie tam zbyt ciemno. Strona 10 MILIONER I ARTYSTKA 13 – Sa˛dziłem, z˙ e pojedziemy do mojego hotelu – odparł. – W ten sposo´ b nikt nam nie be˛dzie przeszkadzał. – Chce˛ pana narysowac´ , to wszystko! – Naprawde˛, Jan? Znajdowali sie˛ na pustym korytarzu; unio´ sł re˛ke˛ i deli- katnie przesuna˛ł palcami po jej wargach, po aksamitnym podbro´ dku. Otwarła szerzej oczy, kiedy kaz˙ dy nerw w jej ciele przebudził sie˛ do z˙ ycia. – Pod ta˛ tapeta˛ jestes´ zdumiewaja˛co ładna – powie- dział cicho. On naprawde˛ tak mys´ li, us´ wiadomiła sobie. To wy- kraczało daleko poza flirt. Pragna˛ł jej. Bryce Laribee, geniusz i milioner, pragna˛ł jej, Jenessy Strathern, siedem- nastoletniej dziewczyny. Uciekaj, Jenessa. – Zostawiłam szkicownik w sali – powiedziała szy- bko. Rozes´ miał sie˛. – Musze˛ przyznac´ , z˙ e takiej wymo´ wki jeszcze nie słyszałem. Wie˛c sa˛dził, z˙ e kłamała od samego pocza˛tku... jak on s´ mie? – Opowiedz mi o sobie – cia˛gna˛ł tymczasem. Z energia˛, kto´ ra ja˛ zaskoczyła, odpowiedziała: – Chce˛ malowac´ to, co dla mnie waz˙ ne. Is´ c´ za głosem własnego instynktu, mojego wne˛trza. Niewaz˙ ne, jes´ li to niemodne i sie˛ nie spodoba. Umilkła nagle, z˙ ałuja˛c, z˙ e sie˛ w ogo´ le odezwała. – Interesuja˛ce – stwierdził. – Stosujesz te same zasady w z˙ yciu uczuciowym? Nie miała z˙ adnego z˙ ycia uczuciowego – do dnia gdy Strona 11 14 SANDRA FIELD poznała najlepszego przyjaciela swojego brata. Bryce stał stanowczo zbyt blisko. A moz˙ e oszukiwała sama˛ siebie, wmawiaja˛c sobie, z˙ e chodzi jej o obraz? Moz˙ e naprawde˛ chodziło o seks? Zaschło jej w ustach. – Mys´ le˛, z˙ e zapragne˛łam cie˛ w chwili, kiedy zobaczy- łam twoje zdje˛cie. – Jestem bardzo bogaty – rzucił ironicznie. Oburzona, cofne˛ła sie˛ o krok. – Nie chodzi mi o twoje pienia˛dze! Nawet o nich nie pomys´ lałam. Długa˛ chwile˛ przygla˛dał sie˛ jej zwe˛z˙ onymi oczami. – Nie kłamiesz. Przyjechała winda; drzwi sie˛ rozsune˛ły. – Zdziwiłabys´ sie˛, jak wiele kobiet widzi tylko moje pienia˛dze. – Ja do nich nie nalez˙ e˛ – odparła nieuste˛pliwie. – W takim razie przepraszam. – Naprawde˛? – spytała. – Czy tylko tak mo´ wisz? – Jakie to ma znaczenie? To ma byc´ przygoda na jeden wieczo´ r, a nie zwia˛zek na reszte˛ z˙ ycia – odparł z irytacja˛. Przygoda na jeden wieczo´ r. Jakz˙ e tanio to zabrzmiało. – Nigdzie z toba˛nie ide˛ – rzuciła gniewnie. – Napraw- de˛ chciałam cie˛ narysowac´ ... to nie był podryw. – Przeprosiłem. – Uja˛ł ja˛ za ramie˛ i wyprowadził z windy. – Czego chcesz wie˛cej? Z nagła˛ niecierpliwos´ cia˛ obja˛ł ja˛, przycisna˛ł do siebie i pocałował. Jego pragnienie, bezwzgle˛dne i władcze, sprawiło, z˙ e jej gniew gdzies´ znikna˛ł, zasta˛piony przez zupełnie nowe dla niej odczucie – pierwotna˛ namie˛tnos´ c´ . Zatone˛ła w niej, przywarła do me˛z˙ czyzny całym ciałem, Strona 12 MILIONER I ARTYSTKA 15 odwzajemniaja˛c pieszczote˛. Z mieszanina˛ zaskoczenia i rozkoszy us´ wiadomiła sobie, z˙ e pragnie dac´ mu to, czego on od niej z˙ a˛da. Bryce wypus´ cił ja˛ nagle i mrukna˛ł: – Samocho´ d czeka. Chodz´ my. Jenessa chwiejnie poda˛z˙ yła za nim, czuja˛c, z˙ e ten jeden pocałunek nauczył ja˛wie˛cej o władzy, jaka˛ma nad nia˛ten me˛z˙ czyzna, niz˙ mogłaby sobie wyobrazic´ . Oszołomiona, oczarowana, porwana namie˛tnos´ cia˛. Jeszcze dziesie˛c´ mi- nut temu nie uwierzyłaby, z˙ e cos´ takiego jest moz˙ liwe. Bryce otworzył jej drzwi srebrnego mercedesa i bez słowa wyjechał z parkingu. Zre˛cznie manewruja˛c w ru- chu ulicznym, jak gdyby nigdy nic podja˛ł rozmowe˛: – Jest cos´ , co powinnas´ wiedziec´ . Jutro rano lece˛ na wschodnie wybrzez˙ e, a potem do Singapuru. Nie an- gaz˙ uje˛ sie˛ uczuciowo i zawsze uz˙ ywam zabezpieczenia. Cos´ w tonie jego głosu rozzłos´ ciło Jenesse˛. – Celowo starasz sie˛ byc´ nieromantyczny? – Wyjas´ niam, jak sie˛ sprawy maja˛. Jes´ li ci sie˛ nie podoba, moz˙ esz sie˛ jeszcze wycofac´ . Postawie˛ ci drinka i rozstaniemy sie˛ bez urazy. Mimochodem podsuna˛ł jej wymo´ wke˛ pozwalaja˛ca˛ wybrna˛c´ z sytuacji. Potem jednak przypomniała sobie pocałunek, kto´ ry obudził w niej kobiete˛ s´ wiadoma˛ włas- nej mocy. Jak mogłaby od tego uciekac´ ? – Bezpieczen´ stwo to moja pierwsza zasada – rzuciła lekko tylko drz˙ a˛cym głosem. – Doskonale. A druga? Tym razem nie musiała kłamac´ . – Z ˙ e nikt, absolutnie nikt, nie ma prawa kontrolowac´ mojego z˙ ycia. Strona 13 16 SANDRA FIELD – Wie˛c nadajemy na podobnych falach. Wyprostowała sie˛ na fotelu, staraja˛c sie˛ opanowac´ dreszcze. Pro´ bowała przekonac´ sama˛siebie, z˙ e uda sie˛ jej chociaz˙ w pewnym stopniu kontrolowac´ to, co nasta˛pi w pokoju hotelowym Bryce’a. A jes´ li sie˛ myli? Strona 14 ROZDZIAŁ DRUGI Drgne˛ła nerwowo na dz´ wie˛k klaksonu. W pracowni polegała w pełni na intuicji. A intuicja podpowiadała jej, z˙ e najbliz˙ szych pare˛ godzin zmieni jej z˙ ycie na zawsze. Włas´ nie wybiera sie˛ do ło´ z˙ ka z najlepszym przyjacie- lem własnego brata. Szalony pomysł. Lecz nigdy wczes´ - niej nie czuła ro´ wnie silnego, bezwzgle˛dnego poz˙ a˛dania. Pozwoli sie˛ uwies´ c´ Bryce’owi, a potem odejdzie. Gdyby kiedykolwiek odkrył, z˙ e spał z siostra˛ Travisa, z pewnos´ - cia˛ sie˛ do tego nie przyzna. Pod tym wzgle˛dem przynaj- mniej była bezpieczna. Poza tym znacznie lepiej stracic´ dziewictwo z dos´ wiadczonym me˛z˙ czyzna˛, o kto´ rym wie- le słyszała, niz˙ z jakims´ niezdarnym kolega˛ z roku. – Wro´ ce˛ takso´ wka˛ – rzuciła swobodnie. Nie odrywaja˛c oczu od ulicy, spytał: – Ile masz lat, Jan? – Dwadzies´ cia jeden. – Kon´ czysz studia w przyszłym roku? – Nie... po´ z´ niej zacze˛łam. – Nie potrafie˛ cie˛ przejrzec´ – rzucił niecierpliwie. – Zwykle czytam w kobietach jak w otwartej ksie˛dze. Ale nie w tobie. Jestes´ tajemnicza, nieodgadniona. – Skrzywił sie˛. – Za pare˛ miesie˛cy be˛de˛ w Nowym Jorku. Dasz mi swo´ j numer telefonu? – Nie. Strona 15 18 SANDRA FIELD Odpowiedz´ , jak wszystkie jej reakcje tego wieczoru, była instynktowna. – Naprawde˛ lubisz miec´ kontrole˛. Podniecona sama˛ jego obecnos´ cia˛, rzuciła prowoka- cyjnie: – A nie powinnam? Zdja˛ł re˛ke˛ z kierownicy i połoz˙ ył jej na udzie. – Mam nadzieje˛, z˙ e z˙ adne z nas nie be˛dzie tego z˙ ałowac´ . – Nie ma powodu – powiedziała w ro´ wnym stopniu do niego jak do siebie. Dziesie˛c´ minut po´ z´ niej wprowadził ja˛ przez dwu- skrzydłowe drzwi do swego apartamentu w jednym z naj- droz˙ szych hoteli w mies´ cie. – Chcesz cos´ do jedzenia albo do picia? – spytał z tłumiona˛ niecierpliwos´ cia˛. Odwaga, kto´ ra nie raz ratowała ja˛ w dziecin´ stwie, i tym razem przyszła jej z pomoca˛. Jenessa zsune˛ła buty i pocałowała go, staja˛c na palcach. – Ciebie i ciebie – szepne˛ła. Wzia˛ł ja˛ na re˛ce i ponio´ sł przez bogato umeblowany salon. Czuła dotyk jego napie˛tych mie˛s´ ni, bicie jego serca, budza˛ce w niej pragnienie. Otworzył drzwi sypia- lni, podszedł do ło´ z˙ ka i połoz˙ ył ja˛ delikatnie. Potem zacza˛ł sie˛ rozbierac´ . Jenessa zafascynowana obserwowała, jak zdejmuje krawat, marynarke˛ i koszule˛. Kiedy został jedynie w czar- nych bokserkach, powiedział cicho: – Kolej na ciebie, Jan. Jan, pomys´ lała. Inna, nieistnieja˛ca kobieta. Tak bardzo pragne˛ła byc´ teraz soba˛. Strona 16 MILIONER I ARTYSTKA 19 Rozpie˛ła czarna˛kurtke˛, zdje˛ła obcisły sweterek i spo´ d- niczke˛, przygla˛daja˛c mu sie˛ wyzywaja˛co, zsune˛ła pon´ - czochy. – Ty zdejmij reszte˛ – rzuciła cicho. Przez chwile˛ pies´ cił spojrzeniem jej ciało. – Jestes´ taka pie˛kna... Wycia˛gne˛ła do niego ramiona. Połoz˙ ył sie˛ obok, roz- pia˛ł jej biustonosz i zacza˛ł pies´ cic´ piersi. Westchne˛ła z rozkoszy. Obja˛ł ja˛ w pasie i przycisna˛ł do siebie, po czym zacza˛ł całowac´ , gładza˛c ro´ wnoczes´ nie jej ciało. Czuła, jakby kaz˙ dy nerw topniał z rozkoszy. Przywarła do niego mocniej. Zawołała jego imie˛, poruszaja˛c sie˛ pod nim, zatracaja˛c sie˛ w rytmie, kto´ ry był czysta˛ na- mie˛tnos´ cia˛. Bryce sie˛gna˛ł po paczuszke˛ lez˙ a˛ca˛ obok ło´ z˙ ka. – Poczekaj chwile˛... Czekam na ciebie od zawsze, pomys´ lała; czekała na miłos´ c´ , kto´ ra odkryje w niej pokłady poz˙ a˛dania, o jakim tylko marzyła. Obje˛ła go udami. Poczuła, jak w nia˛ wchodzi, a potem lekki opo´ r i nagły bo´ l. Drgne˛ła mimo woli. Bryce odsuna˛ł sie˛ od niej z gwałtownos´ cia˛, kto´ ra ja˛ przestraszyła. – Jestes´ dziewica˛ – rzucił ostro. Wydawał sie˛ przeraz˙ ony. – Nie robiłas´ tego jeszcze nigdy? – A co to za ro´ z˙ nica? – Mo´ wiłas´ , z˙ e masz dos´ wiadczenie. – Nie mo´ wiłam! – Takie sprawiałas´ wraz˙ enie. Nie sypiam z dziewica- mi, to nie w moim stylu. Sypiam z kobietami, kto´ re wiedza˛, co i jak. Strona 17 20 SANDRA FIELD Jenessie zrobiło sie˛ nagle zimno; zadrz˙ ała jak zmokły kociak. – Pragna˛łes´ mnie, nie moz˙ esz temu zaprzeczyc´ . Pro- sze˛... czekałam cały semestr, z˙ eby spotkac´ kogos´ takiego jak ty. Chce˛, z˙ ebys´ to był ty... Wstał z ło´ z˙ ka i zacza˛ł zbierac´ rzeczy. – Ubieraj sie˛. Odwioze˛ cie˛ do domu. Poszedł do łazienki; drzwi zamkne˛ły sie˛ za nim ze stanowczym szcze˛knie˛ciem. Jenessa podniosła sie˛ wolno. Wszystko skon´ czone. Juz˙ jej nie chce. Drz˙ a˛cymi z pos´ piechu palcami włoz˙ yła poszczego´ lne cze˛s´ ci stroju. Koronkowa bielizna szydziła z niej, tak samo obcisły sweter i kro´ ciutka spo´ dniczka. Nie nadaje sie˛ nawet na kochanke˛. S ´ miechu warta kobieta. Dopinała zamek przy spo´ dnicy, kiedy Bryce wszedł do sypialni całkowicie ubrany. – Wie˛c o co chodziło naprawde˛? – spytał zimno. – Planowałas´ szantaz˙ ? Milioner gwałci dziewice˛? Zbladła. Zachowywał sie˛ jak jej ojciec, zawsze oskar- z˙ aja˛cy ja˛o najgorsze intencje. Czy wszyscy me˛z˙ czyz´ ni sa˛ tacy? Co powinna zrobic´ , wybuchna˛c´ łzami? Nie zamierzała przed nim płakac´ . – Moz˙ e tak poste˛puja˛ inne twoje kobiety – odcie˛ła sie˛. – Wie˛c czemu to zrobiłas´ ? – Skoro nie rozumiesz, nie ma sensu wyjas´ niac´ – bur- kne˛ła, wkładaja˛c re˛ce do kieszeni. – Nigdy wie˛cej o mnie nie usłyszysz. Z ˙ egnaj, Bryce. To było bardzo pouczaja˛ce. – Fakt. Wie˛c ile naprawde˛ masz lat? Uniosła podbro´ dek i spojrzała wyzywaja˛co. – Siedemnas´ cie. Strona 18 MILIONER I ARTYSTKA 21 – Siedemnas´ cie? A ja wierzyłem w kaz˙ de twoje sło- wo... Powinnas´ byc´ aktorka˛, nie malarka˛. – Jes´ li sa˛dzisz, z˙ e be˛de˛ tu sterczec´ cała˛ noc, wy- słuchuja˛c twoich ma˛dros´ ci, to sie˛ mylisz. Złapał ja˛ za łokiec´ . – Powiedziałem, z˙ e cie˛ odwioze˛. – Be˛de˛ kopac´ i wrzeszczec´ cała˛ droge˛. Tego chcesz? – Ty mała diablico – mrukna˛ł z nieche˛tnym podzi- wem. – Zrobiłabys´ tak, prawda? Masz pienia˛dze na takso´ wke˛? – Nie ty jeden na s´ wiecie jestes´ bogaty. – To prawda, z˙ e zachowujesz sie˛ jak rozpieszczony bachor z bogatego domu. Nie mo´ głby jej bardziej zranic´ : kiedy była mała, ojciec nazywał ja˛ tak w gniewie. Odpowiedziała spokojnie, wiedza˛c, z˙ e musi sie˛ sta˛d jakos´ wydostac´ : – Trzymaj sie˛ swojej ligi, Bryce: kobiet, kto´ re nie stanowia˛ dla ciebie wyzwania. – Nie ty mnie be˛dziesz pouczac´ . Le˛k niczym lodowata woda spływał jej po kre˛gosłupie. Z wysoko uniesiona˛ głowa˛ mine˛ła go i wyszła z sypialni, nasłuchuja˛c z napie˛tymi nerwami, czy za nia˛ nie po´ jdzie. Salon wydawał sie˛ nie miec´ kon´ ca, zielony dywan był wielki jak boisko. Wreszcie drzwi wejs´ ciowe zamkne˛ły sie˛ za nia˛. Zjechała winda˛ do holu i pozwoliła sobie wezwac´ takso´ wke˛. Dopiero kiedy znalazła sie˛ w swoim wynaje˛- tym pokoiku w zupełnie innej cze˛s´ ci miasta i zamkne˛ła drzwi na łan´ cuch, odsune˛ła dume˛ na bok i rozpłakała sie˛ z poniz˙ enia i bo´ lu. Strona 19 22 SANDRA FIELD Wolno wro´ ciła do teraz´ niejszos´ ci. Drozd pogwizdy- wał ws´ ro´ d sosen u sa˛siada; srebrzyste nuty niosły sie˛ w powietrzu. Nie zdaja˛c sobie sprawy z tego, co robi, wyrwała cały rza˛d zielonej fasoli. Od tamtych wydarzen´ mine˛ło dwanas´ cie lat, lecz rana była tak s´ wiez˙ a, jakby spotkało ja˛ to wczoraj. Podniosła sie˛ z miejsca, zebrała zwie˛dłe chwasty do wiadra i wyrzuciła je na kompost. Majowe słon´ ce grzało mocno. Powinna była włoz˙ yc´ szorty i podkoszulek, za- miast tych workowatych spodni i koszuli. Rozejrzała sie˛ dokoła, pro´ buja˛c sie˛ podnies´ c´ na duchu. Niewielki dom, dziki ogro´ d kwiatowy i porza˛dny warzy- wnik: oto jej przystan´ i inspiracja, jej miejsce na ziemi. Pie˛c´ lat temu Travis poz˙ yczył jej pienia˛dze na zakup; za pare˛ miesie˛cy, kiedy Jenessa skon´ czy trzydzies´ ci lat, otrzyma swoje udziały w funduszu powierniczym i to miejsce stanie sie˛ naprawde˛ jej. Spojrzała na zegarek. Jeszcze pie˛tnas´ cie minut piele- nia, a potem po´ jdzie zrobic´ cos´ na kolacje˛. Ukle˛kła na ziemi. Jutro musi zacza˛c´ nowy obraz; zrobiła juz˙ pare˛ szkico´ w. Pozwoliła, by obrazy przepływały swobodnie przez jej umysł... – Przepraszam – usłyszała za plecami me˛ski głos. – Szukam Jenessy Strathern. Tamten głos. Głe˛boki baryton. Poznałaby go wsze˛- dzie. Bledna˛c, podniosła sie˛ z kolan i zwro´ ciła w strone˛ intruza. Bryce Laribee stał na ogrodowej s´ ciez˙ ce niecałe trzy metry od niej. Ciemne okulary zsuna˛ł na czoło; szare oczy były ro´ wnie nieprzeniknione jak wtedy, kiedy go poznała. Czuja˛c suchos´ c´ w ustach, zapytała: Strona 20 MILIONER I ARTYSTKA 23 – Kogo? – Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyc´ . Woła- łem od ganku, ale mnie pani nie słyszała. Szukam Jenessy Strathern. Przez moment chciała skłamac´ ; powiedziec´ , z˙ e nie ma poje˛cia, o kogo chodzi, z˙ e nikt taki tu nie mieszka. Lecz Wellspring było niewielka˛ miejscowos´ cia˛ i wszyscy sie˛ znali, wie˛c kłamstwo szybko by sie˛ wydało. – To ja. Czym moge˛ słuz˙ yc´ ? Z us´ miechem spojrzał na jej ubrudzone ziemia˛ re˛ce. – Mam nadzieje˛, z˙ e nie obrazi sie˛ pani, jes´ li nie wymienimy us´ cisku dłoni. Jestem Bryce Laribee, przyja- ciel pani brata Travisa. Przemkne˛ło jej przez mys´ l, z˙ e to dobrze, iz˙ jest w naj- gorszym ubraniu, z włosami ukrytymi pod czapka˛ i bez makijaz˙ u. Nie mogłaby sie˛ bardziej ro´ z˙ nic´ od wymalowa- nej, pomaran´ czowowłosej dziewoi, jaka˛ była w wieku lat siedemnastu. – Miło mi pana poznac´ – odrzekła i us´ miechne˛ła sie˛ sztucznie. Miał na sobie spłowiałe dz˙ insy i kraciasta˛ koszule˛ z re˛kawami podwinie˛tymi do łokcia. Poczuła, jak fala poz˙ a˛dania wzbiera w jej brzuchu – tak niepowstrzymana i pote˛z˙ na, z˙ e Jenessa obawiała sie˛, by me˛z˙ czyzna nie domys´ lił sie˛ jej reakcji. Nadal go pragne˛, pomys´ lała ze s´ cis´ nie˛tym sercem. Tak samo jak dwanas´ cie lat temu. Dzie˛ki Bogu, z˙ e ma brudne re˛ce; gdyby dotkna˛ł jej dłoni, byłaby zgubiona. – Widze˛, z˙ e pani przeszkodziłem – rzucił uprzejmie. – Och, nie szkodzi – wyja˛kała. – I tak miałam zaraz kon´ czyc´ .