Eddings David - Belgarath 4 - Polgara Czarodziejka
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Eddings David - Belgarath 4 - Polgara Czarodziejka |
Rozszerzenie: |
Eddings David - Belgarath 4 - Polgara Czarodziejka PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Eddings David - Belgarath 4 - Polgara Czarodziejka pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Eddings David - Belgarath 4 - Polgara Czarodziejka Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Eddings David - Belgarath 4 - Polgara Czarodziejka Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
David Eddings
Polgara Czarodziejka
Strona 2
Dotychczas ukazały się następujące książki Davida Eddingsa:
„Belgarath Czarodziej”
„Czas niedoli”
„Tajemnica Kopuły ognia”
„Świetliści”
„Ukryte miasto”
Strona 3
PROLOG
Kail, Strażnik Rivy, zawzięcie protestował, gdy król Belgarion powiedział, że zamierza
wyprawić się na północny kraniec Doliny Aldura jedynie w towarzystwie królowej. Jednakże
Garion w nietypowy dla siebie sposób twardo obstawał przy swoim.
- To spotkanie rodzinne, Kail. Ce'Nedra i ja nie potrzebujemy kręcącej się pod nogami
służby. Będą nam tylko zawadzać.
- Ale to niebezpieczne, wasza wysokość.
- Wątpię, aby przytrafiło nam się coś, z czym sobie nie poradzę, stary przyjacielu -
odparł Garion. - Jedziemy sami.
Rivańską Królową nieco zaskoczyła stanowczość w głosie Gariona.
Potem posprzeczali się o futra. Królowa Ce'Nedra była z urodzenia Tolnedranką, ale w
jej żyłach płynęła także krew Driad. Pochodziła z południa i na samą myśl o noszeniu
zwierzęcego futra cierpła jej skóra. W żyłach Gariona jednak płynęła alornska krew i wiele
podróżował zimą po północy.
- Włożysz futro, Ce'Nedro - oświadczył stanowczo żonie -w przeciwnym razie nigdzie
nie pojedziemy, dopóki się nie ociepli.
Garion rzadko stawiał jej ultimatum i Ce'Nedra była na tyle rozsądna, aby nie kłócić się
dłużej. Posłusznie ubrała się w futrzane odzienie Alornów, przeprowadziła rozmowę z
piastunką, która miała opiekować się królewskimi dziećmi podczas jej nieobecności, po czym
wraz z mężem opuściła Wyspę Wiatrów na pokładzie podejrzanie zdezelowanego okrętu
kapitana Greldika.
W Camaar kupili konie i zapasy, a potem ruszyli na wschód. Tolnedrańskie zajazdy,
regularnie rozmieszczone wzdłuż traktu do Mu-ros, zapewniały im godziwe kwatery każdej
nocy, ale za Muros byli już zdani prawie wyłącznie na siebie. Rivańskiemu Królowi jednak
nieraz już przychodziło spać pod gołym niebem i jego żona zmuszona była przyznać, że znał
się na rzeczy, gdy przychodziło do rozbicia obozu.
Rivańska Królowa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak śmiesznie wygląda,
zbierając chrust. W obszernym futrzanym odzieniu, z płomiennie rudymi włosami
spływającymi na plecy wyglądała z pewnością jak rudy niedźwiedź, mozolnie brnący przez
zaspy.
W górach Sendarii leżał głęboki śnieg. Ce'Nedrze wydawało się, że jej stopy na zawsze
już zamieniły się w kawałki lodu. Nie mogła jednakże dać satysfakcji mężowi, skarżąc się na
Strona 4
zimno. Ta wyprawa była w końcu jej pomysłem i prędzej by umarła, niż przyznała, iż być
może, nie był najtrafniejszy. Ce'Nedra taka już czasami była.
Po zejściu z gór pojechali na południe przez równiny Algarii. Śnieg lekko prószył i było
mroźno. Choć zdecydowanie wbrew jej naturze było przyznanie tego, nawet w myślach, to
Ce'Nedra była zadowolona, że jej mąż tak nalegał, by się ciepło ubrała.
A potem, gdy zimny wieczór zaczął zapadać nad południową Algarią, a niskie chmury
wypluwały drobniutkie płatki śniegu, wjechali na wzniesienie i ujrzeli dolinkę na północnym
krańcu Doliny Aldura. Stała w niej chatka Poledry i otaczające ją zabudowania. Chatka była
tam od tysiącleci, ale stodoły i szopy wzniósł Durnik, czym upodobnił to gospodarstwo do
sendarskiej farmy.
Ce'Nedra jednak nie była w tym momencie zbytnio zainteresowana architekturą
porównawczą. Chciała jedynie jak najprędzej schronić się przed zimnem.
- Czy wiedzą, że przyjeżdżamy? - zapytała męża. Jej oddech parował na przejmującym
chłodzie.
- Tak - odparł Garion. - Kilka dni temu powiedziałem cioci Poi, że jesteśmy w drodze.
- Użyteczny czasem gość z waszej wysokości - uśmiechnęła się Ce'Nedra.
- Wasza wysokość jest aż nazbyt uprzejma - odparł z lekką nonszalancją.
- Och, Garionie - westchnęła Ce'Nedra i oboje roześmieli się. A tymczasem ich znużone
wierzchowce z trudem brnęły w dół zbocza.
Chatka - jak ją zawsze nazywali, choć w istocie urosła do całkiem pokaźnego domu -
przycupnęła na brzegu skutego lodem strumyczka. Śnieg przysypał ją aż po parapety okien.
Miękkie światło lampy zapraszająco złociło się na śniegu, a kolumna niebieskiego dymu
wznosiła się z komina prosto ku groźnemu niebu. Rivańskiej Królowej zdecydowanie
spodobał się ten zwiastun ciepła i wygody, odległych o nie więcej niż ćwierć mili.
Wtem niskie drzwi otworzyły się i na podwórze wyszedł Durnik.
- Co was zatrzymało?! - zawołał ku nim. - Spodziewaliśmy się was około południa.
- Trafiliśmy na głęboki śnieg - odpowiedział Garion. - Przez jakiś czas posuwaliśmy się
powoli.
- Pospiesz się, Garionie. Ce'Nedra marznie. Jakiż on był kochany! Ce'Nedra i jej mąż
wjechali na zaśnieżone podwórze i zeskoczyli z siodeł.
- Idźcie do środka, oboje - polecił Durnik. - Ja zajmę się waszymi końmi.
- Pomogę ci - zaproponował Garion. - Potrafię rozsiedlać konia prawie tak dobrze jak
ty, a poza tym muszę rozprostować nogi. - Ujął Ce'Nedrę pod ramię i zaprowadził do drzwi. -
Zaraz wrócę, ciociu Pol! - zawołał do środka. - Chcę pomóc Durnikowi przy koniach.
Strona 5
- Jak sobie życzysz, kochanie - odparła lady Polgara. Jej głęboki głos przepełniała
miłość. - Wejdź, Ce'Nedro. Ogrzej się.
Rivańska Królowa niemal wbiegła do środka, rzuciła się w ramiona czarodziejki i
ucałowała ją serdecznie.
- Masz zimny nos, Ce'Nedro - zauważyła Polgara.
- Powinnaś dotknąć moich stóp, ciociu Poi - odparła Ce'Nedra z lekkim śmiechem. - Jak
potrafisz wytrzymać tutejsze zimy?
- Wyrosłam tutaj, kochana, nie pamiętasz? Przyzwyczajona jestem do takiej pogody.
Ce'Nedra rozejrzała się.
- A gdzie bliźnięta?
- Ucinają sobie popołudniową drzemkę. Obudzę je na kolację. Wydostańmy cię z tych
futer, a potem siądziesz przy kominku. Gdy tylko się nieco ogrzejesz, będziesz mogła wziąć
gorącą kąpiel, nagrzałam wody.
- O tak! - zawołała gorliwie Rivańska Królowa.
Kłopot z alornską futrzaną odzieżą był również taki, że nie miała guzików. Zwyczajowo
ją się sznurowało. Odwiązanie zamarzniętych węzłów potrafi sprawić nie lada udrękę,
szczególnie gdy się ma palce zgrabiałe z zimna. Tak więc Ce'Nedra po prostu stała na środku
pokoju z rozłożonymi ramionami, podczas gdy Polgara ją rozbierała. Potem, już bez futer,
podeszła do paleniska i wyciągnęła ręce nad płomieniami.
- Nie za blisko, kochanie - ostrzegła Polgara. - Nie przypal się. Miałabyś ochotę na
filiżankę gorącej herbaty?
- Nieziemską!
Po wypiciu herbaty i półgodzinnym moczeniu się w wannie pełnej parującej wody
Ce'Nedra w końcu ponownie poczuła się rozgrzana. Potem ubrała się w prostą suknię i
wróciła do kuchni, by pomóc nakarmić bliźnięta. Dzieci Polgary miały już roczek i zaczynały
chodzić, choć nie szło im to jeszcze zbyt dobrze. Nie radziły sobie też zbyt sprawnie z
łyżkami i spora część kolacji znalazła się na podłodze. Bliźnięta miały jasne kręcone włosy i
były absolutnie rozkoszne. Z wielkim ożywieniem rozmawiały między sobą w jakimiś
dziwnym języku.
- One mówią w „bliźniaczym" - wyjaśniła Polgara. -To nic nadzwyczajnego. Każda
para bliźniąt rozwija swój własny język. Ja z Beldaran rozmawiałam w „bliźniaczym" do
pięciu lat. To doprowadzało biednego wujka Beldina do szału.
Ce'Nedra rozejrzała się.
- A gdzie Garion i Durnik?
Strona 6
- Durnik znowu dokonał kilku ulepszeń - odparła Polgara. -Pewnie się nimi chwali.
Dodał kilka pokoi na tyłach chatki, więc nie będziesz musiała z Garionem spać na stryszku. -
Delikatnie otarła policzek jednego z bliźniąt. - Brudasek - strofowała go łagodnie. Dziecko
zachichotało. - A zatem, Ce'Nedro, czemu wybrałaś się w tę podróż w środku zimy?
- Przeczytałaś już opowieść Belgaratha? - zapytała Ce'Nedra.
- Tak. Uważam, że była rozwlekła.
- W tej kwestii nie usłyszysz ode mnie słowa sprzeciwu. Jakim cudem mógł napisać tyle
w ciągu roku?
- Ojciec ma pewne talenty, Ce'Nedro. Gdyby rzeczywiście miał wszystko spisać,
zajęłoby mu to dużo więcej czasu.
- Może dlatego tak wiele spraw pominął.
- Nie rozumiem, skarbie. - Polgara delikatnie otarła twarz drugiemu z bliźniąt, po czym
posadziła je na podłodze.
- Jak na kogoś, kto uważa się za zawodowego bajarza, zdecydowanie odwalił fuchę.
- Wydaje mi się, że w zasadzie opowiedział o wszystkim, co się wydarzyło.
- W tej opowieści są paskudne dziury, ciociu Poi.
- Ojciec ma siedem tysięcy lat, Ce'Nedro. W tak długim czasie musiały być okresy, w
których nic się nie działo.
- Nie rozwodził się jednak zbytnio nad tym, co tobie się przydarzyło. Niewiele
powiedział o tych latach, które spędziłaś w Vo Wacune, i o tym, co robiłaś choćby w Gar og
Nadrak. Chcę wiedzieć, co robiłaś.
- Po co, u licha?
- Chcę znać całą historię, ciociu Poi. On tak wiele pominął.
- Jesteś równie nieznośna jak Garion. Ciągle zadręczał ojca prośbami o więcej
szczegółów, gdy Stary Wilk opowiadał mu jakąś historię. - Polgara przerwała nagle. -
Uciekać od kominka! - powiedziała ostro do bliźniąt.
Zachichotały, ale zrobiły, jak im kazano. Ce'Nedra domyśliła się, że był to rodzaj
zabawy.
- Belgarath razem z ostatnimi rozdziałami przysłał do Rivy pewne listy. List, który
skierował do mnie, podsunął mi właśnie pomysł przyjechania i porozmawiania z tobą.
Wypominał nam, że wspólnie zmusiliśmy go do napisania tej opowieści. Pisał, że zdaje sobie
sprawę, iż ta historia ma luki, ale zasugerował, że ty możesz je wypełnić.
- Jakież to dla niego typowe - mruknęła Polgara. - Mój ojciec jest ekspertem w
zaczynaniu spraw, a potem spychaniu ich zakończenia na innych. No cóż, tym razem nie miał
Strona 7
szczęścia. Zapomnij o tym, Ce'Nedro. Nie pretenduję do miana bajarza i mam ciekawsze
zajęcie.
- Ale...
- Żadnych ale, skarbie. Zawołaj Gariona i Durnika na kolację.
Ce'Nedra była na tyle roztropna, by dalej nie dyskutować na ten temat. W jej główce
zaczął się jednak już rodzić sposób poradzenia sobie z odmową Polgary.
- Garionie, skarbie - powiedziała, gdy później tego wieczoru leżeli w łóżku w ciepłej i
przytulnej ciemności.
- Słucham, Ce'Nedro?
- Potrafisz sięgnąć myślą i porozumieć się z dziadkiem, prawda?
- Pewnie tak. Dlaczego?
- Nie chciałbyś zobaczyć się z nim... i babcią? W końcu nie jesteśmy tak daleko od
wieży Belgaratha. Pewnie poczuliby się bardzo rozczarowani, gdybyśmy przepuścili okazję
do odwiedzin, prawda?
- Co ty knujesz, Ce'Nedro?
- Czemu miałabym zaraz coś knuć?
- Bo zwykle tak jest.
- To niezbyt miłe, Garionie. Czy nie mogę po prostu pragnąć rodzinnego spotkania?
- Przepraszam. Może źle cię oceniłem.
- Prawdę powiedziawszy, twoja ciocia Pol jest nieco uparta. Będę potrzebowała
wsparcia w przekonaniu jej do spisania swej historii.
- Dziadek ci nie pomoże. Już powiedział o tym w liście.
- Nie mówię o pomocy z jego strony. Chcę porozmawiać z Poledrą. Ciocia Pol posłucha
matki. Proszę, Garionie. - Powiedziała to swym najbardziej ujmującym i błagalnym tonem.
- No dobrze. Porozmawiam o tym z Durnikiem i zapytam, co o tym myśli.
- Czemu nie pozwolisz mi porozmawiać z Durnikiem? Jestem pewna, że potrafiłabym
przekonać go do tego pomysłu. - Pogłaskała czule kark męża. - Jestem już milutko ciepła,
Garionie - powiedziała zachęcająco.
- Tak, zauważyłem.
- Czy naprawdę jesteś tak bardzo śpiący?
- Nie aż tak, kochanie - odparł i odwrócił się, by ją objąć.
To nie będzie szczególnie trudne, uznała Ce'Nedra. Była ekspertem w stawianiu na
swoim. Z pewnością potrafi przekonać Gariona i Durnika do swego planu. Tylko Poledra
może wymagać trochę więcej pracy...
Strona 8
Garion, tak jak zwykle, cicho wstał z łóżka, nim jeszcze się rozwidniło. Rivański Król
wyrósł na farmie, a farmerzy z przyzwyczajenia wcześnie wstają. Ce'Nedra uznała, że dobrze
byłoby śledzić go przez następne kilka dni. Przypadkowa rozmowa męża z Durnikiem mogła
pokrzyżować jej plan - Ce'Nedra z rozmysłem unikała słowa „spisek". Dotknęła więc palcami
prawej dłoni amuletu Beldaran i poszukała myślami Gariona.
- Och, cicho - rozległ się głos Durnika, osobliwie delikatny. - To tylko ja. Śpijcie dalej.
Później was nakarmię.
Odpowiedział mu szmer i ciche gderliwe dźwięki - jakieś ptaki. Potem rozćwierkały się
i uspokoiły ponownie. Ce'Nedra usłyszała głos Gariona:
- Czy zawsze tak z nimi rozmawiasz?
- To je uspokaja, dzięki temu nie odlatują w ciemności, gdzie mogłyby sobie zrobić
krzywdę - odparł Durnik. - Uparły się nocować na tym drzewie na podwórzu, a ja muszę
każdego dnia pod nim przechodzić. Znają mnie, więc zwykle udaje mi się je przekonać, by się
uspokoiły. Ptaki szybko się uczą. Z jeleniem trwa to trochę dłużej, a zające wymagają
mnóstwo cierpliwości. Są płochliwe i bardzo kapryśne.
- Karmisz je wszystkie, prawda, Durniku?
- One też tu żyją, Garionie, a ta farma daje więcej pożywienia niż Pol, ja i dzieci
moglibyśmy zjeść. Poza tym to jeden z powodów, dla których tu jesteśmy, prawda? Ptaki,
jelenie i zające potrafią zatroszczyć się o siebie latem, ale zima to chudy czas, więc trochę im
pomagam.
Był taki dobry! Ce'Nedrze niemal napłynęły do oczu łzy. Polgarda mogła wybrać
dowolnego rycerza czy władcę na męża i żyć w pałacu. Wybrała prostego wiejskiego kowala i
żyła na tej odległej farmie. Ce'Nedra wiedziała, dlaczego.
Jak się okazało, Durnikiem łatwo było manipulować. Sugestią o „małym rodzinnym
spotkaniu, skoro już tu wszyscy jesteśmy Ce'Nedra prawie natychmiast przeciągnęła go na
swoją stronę. Durnik był zbyt prostoduszny, by podejrzewać innych o ukryte zamiary. To
było tak łatwe, że Ce'Nedra niemal się za siebie wstydziła.
Garion nie był tak prostoduszny. W końcu już dość długo znał swoją przebiegłą małą
Driadę. Nie miał jednak żadnego wyboru, gdy Durnik i Ce'Nedra wspólnie zaczęli obstawać
przy spotkaniu. Choć, co prawda, rzucił kilka podejrzliwych spojrzeń na Ce'Nedrę, nim posłał
swe myśli ku dziadkowi.
Belgarath i Poledra przybyli dzień później. Starzec, gdy witał się z Rivańską Królową,
jasno dawał do zrozumienia, że wie, iż ona coś knuje. Ce'Nedra nie przejęła się tym jednak
zbytnio. To, co knuła, nie dotyczyło Belgaratha. Skupiła się więc na Poledrze.
Strona 9
Minęło kilka dni, nim Ce'Nedra miała okazję na poważniejszą rozmowę z babką swego
męża. Spotkania rodzinne już to do siebie mają. Oczywiście w centrum uwagi wszystkich
były bliźnięta Polgary. Dzieci to uszczęśliwiło, a Ce'Nedra była cierpliwa. Stosowny moment
nadejdzie, była o tym przekonana, więc po prostu, uzbrojona w cierpliwość, cieszyła się
bliskością tej osobliwej rodziny, w którą weszła dzięki małżeństwu.
Niezwykłość cechująca brązowowłosą Poledrę sprawiała, że Ce'Nedra czuła się trochę
niepewnie w jej pobliżu. Kilkakrotnie przeczytała opowieść Belgaratha i w pełni zdawała
sobie sprawę z osobliwego pochodzenia Poledry. Często łapała się na przyglądaniu się żonie
Belgaratha, doszukiwaniu się w niej wilczych cech. Pewnie je miała, ale Ce'Nedra była
Tolnedranką, a wilki nie są w Tolnedrze na tyle powszechne, by mogła rozpoznać ich cechy,
nawet gdyby były bardziej widoczne. Najbardziej jednak zbijał ją z tropu sposób, w jaki
Poledra patrzyła na ludzi. Cyradis nazwały Poledrę „Kobietą, Która Obserwuje" i Wyrocznia
z Kell miała w tym względzie rację. Wydawało się, że złociste oczy Poledry potrafiły przebić
się przez wszystkie kamuflaże i zajrzeć wprost do sekretnego miejsca, w którym Riviańska
Królowa ukrywała swe pragnienia. Ce'Nedra naprawdę nie chciała, by ktokolwiek tam
myszkował.
W końcu któregoś ranka zebrała się na odwagę i podeszła do złotookiej matki Polgary.
Garion, Belgarath i Durnik przeprowadzali niekończącą się lustrację farmy, a Polgarda kąpała
bliźnięta.
- Chciałabym cię prosić o przysługę, lady Poledro. - Ce'Nedra nie była pewna, w jakiej
formie ma się do niej zwracać, więc ratowała się jak najmniej niewłaściwym zwrotem.
- Tak podejrzewałam - odparła całkiem spokojnie Poledra. - Zadałaś sobie wiele trudu,
aby zorganizować to spotkanie, i bacznie mnie obserwowałaś przez ostatnie kilka dni. Byłam
pewna, że w końcu przejdziesz do rzeczy. Co cię gnębi, dziecko?
- Cóż... „gnębi" może nie jest najlepszym określeniem - sprostowała Ce'Nedra.
Spojrzenie tych przenikliwych złocistych oczu ją krępowało. - Chciałabym coś od Polgary,
ale ona z uporem mi odmawia. Wiesz, jaka potrafi czasami być.
- Tak. To cecha rodzinna.
- Tego nie powiedziałam - zastrzegła się Ce'Nedra. - Oczywiście ją kocham, ale...
- Czego od niej chcesz? Nie czaruj, Ce'Nedro. Przejdź do rzeczy.
Ce'Nedra nie była przyzwyczajona do tak bezceremonialnego traktowania, ale
postanowiła nie reagować. Zaczęła więc z nieco innej beczki.
- Czy przeczytałaś tę historyczną książkę, którą napisał twój mąż? - zapytała.
Strona 10
- Nie czytam wiele - odparła Poledra. - To męczy oczy. A poza tym on jej wcale nie
napisał. On opowiadał, a słowa po prostu pojawiały się na papierze, gdy mówił. Słyszałam
większość, gdy opowiadał. Była to dość dokładna opowieść.
- O to mi właśnie chodzi. Sporo opuścił, prawda?
- Miejscami tak.
- Ale twoja córka potrafiłaby te miejsca zapełnić, prawda?
- Czemu miałaby to zrobić?
- Aby opowieść była kompletna.
- Opowieści nie są naprawdę tak ważne, Ce'Nedro. Zauważyłam, że ludzie opowiadają
historie nad kuflami piwa, by wypełnić czas pomiędzy kolacją i udaniem się na spoczynek. -
Spojrzenie Poledry było rozbawione. - Naprawdę przebyłaś całą tę drogę, by zdobyć
opowieść? Nie mogłaś znaleźć nic lepszego do roboty... na przykład urodzić jeszcze jedno
dziecko?
Ce'Nedra ponownie zmieniła front.
- Ta opowieść nie jest dla mnie - skłamała - ale dla mojego syna. Pewnego dnia on
będzie Rivańskim Królem.
- Tak, jest to mi wiadome. Powiedziano mi o tym zwyczaju. Jednakże i osobliwych
zwyczajów powinno się przestrzegać. Ce'Nedra wykorzystała okazję.
- Mój syn, Geran, pewnego dnia zostanie przywódcą i musi wiedzieć, gdzie się znajduje
i jak się tam dostał. Ta historia mu to powie. Poledra wzruszyła ramionami.
- Czemu to takie ważne? To, co wydarzyło się wczoraj... czy tysiąc lat temu... nie
zmieni tego, co wydarzy się jutro, prawda?
- Może. W opowieści Belgaratha są aluzje do wydarzeń, o których nie miałam pojęcia.
Tam są dwa światy, biegnące obok siebie. Jeśli Geran nie będzie znał ich obu, popełni błędy.
Dlatego potrzebna mi opowieść Polgary, dla dobra moich dzieci i jej... - Ce'Nedra w ostatniej
chwili ugryzła się w język przed użyciem określenia „szczenięta". - Czyż troska o nasze
potomstwo nie jest sprawą najważniejszą? - Wtem przyszła jej do głowy myśl. - Ty mogłabyś
opowiedzieć historię, wiesz.
- Wilki nie opowiadają historii, Ce'Nedro. Jesteśmy zbyt zajęte wilczymi sprawami.
- A zatem pozostaje Polgarda. Mojemu synowi będzie potrzebna reszta opowieści.
Dobro jego ludu może zależeć od jego wiedzy. Nie wiem, co Aldur zaplanował dla dzieci
Polgardy, ale jest bardzo prawdopodobne, że i im także będzie potrzebna ta opowieść. -
Ce'Nedra była z siebie dumna. Odwołanie się do wrodzonego poczucia lojalności Poledry
Strona 11
względem sfory gwarantowało powodzenie podstępu. -Czy pomożesz mi przekonać
Polgardę?
- Pomyślę nad tym - powiedziała Poledra.
Nie było to zdecydowane przyrzeczenie, na jakie Ce'Nedra liczyła, ale Polgarda wniosła
właśnie bliźnięta, więc Rivańska Królowa nie mogła dłużej drążyć tego tematu.
Gdy Ce'Nedra obudziła się następnego ranka, Gariona już nie było, jak zwykle. Jak
zwykle również zapomniał dołożyć drew do ognia i w pokoju było bardzo zimno. Trzęsąc się,
Ce'Nedra wstała z łóżka i ruszyła w poszukiwaniu ciepła. Uznała, że skoro Garion wstał, to i
Durnik jest już na nogach, więc skierowała się prosto do sypialni Polgardy i cicho zapukała.
- Słucham, Ce'Nedro - odpowiedziała ciocia Pol. Zawsze wiedziała, kto stoi za
drzwiami.
- Czy mogę wejść? - zapytała Ce'Nedra. - Garion pozwolił wygasnąć ogniowi i w
naszym pokoju jest lodownia.
- Oczywiście, skarbie - odparła ciocia Poi. Ce'Nedra otworzyła drzwi, pobiegła do łóżka
i schowała się pod kołdrę obok cioci Pol i jej dzieci.
- Zawsze tak robi - skarżyła się. - Nawet nie pomyśli o dołożeniu do ognia.
- Nie chce cię obudzić, skarbie.
- Przecież mogę znowu zasnąć, jeśli zechcę, a nie cierpię budzić się w zimnym pokoju. -
Przytuliła jedno z bliźniąt. Była matką, więc potrafiła bardzo dobrze tulić. Zdała sobie
sprawę, jak bardzo tęskniła za własnymi dziećmi. Zaczynała mieć wątpliwości, czy mądrze
było ruszać w tę podróż w środku zimy, jedynie dla zachcianki.
Riviańska Królowa i ciocia jej męża rozmawiały jakiś czas o różnych nieważnych
sprawach, a potem weszła matka Polgardy, niosąc tacę z trzema kubkami parującej herbaty.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała Polgarda.
- Nie najgorszy, choć trochę chłodny. - Poledra była czasami taka dosłowna.
- Co porabiają nasi mężczyźni? - zapytała ciocia Poi.
- Garion i Durnik karmią zwierzęta - odrzekła Poledra. - On nadal śpi. - Poledra prawie
nigdy nie wymawiała imienia swego męża. Postawiła tacę na małym stoliku przy kominku. -
Musimy porozmawiać - stwierdziła. Podeszła do łóżka, wzięła bliźnięta i odniosła je z
powrotem do osobliwie skonstruowanej kołyski, którą Durnik zbudował dla swych dzieci.
Potem podała Polgadrze i Ce'Nedrze kubki z herbatą, ostatni zostawiając dla siebie, i usiadła
na krześle przy ogniu.
- Co to za ważna sprawa, mamo? - zapytała Polgadra. Poledra wskazała na Ce'Nedrę.
Strona 12
- Rozmawiała wczoraj ze mną i myślę, że postawiła problem, który powinnyśmy
przemyśleć.
- Jaki?
- Powiedziała, że jej syn i jego synowie pewnego dnia będą przewodzić Rivanom, a są
pewne sprawy, o których powinni wiedzieć. Dobro Rivan może zależeć od ich wiedzy. To
pierwsza powinność przywódców, bez względu na to, czy przewodzą ludziom, czy wilkom.
Ce'Nedra w duchu nie posiadała się z radości. Jej argumenty z minionego ranka
najwyraźniej przekonały Poledrę.
- Do czego zmierzamy, mamo? - zapytała Polgara.
- Ty również masz swoje powinności, Polgadro, wobec młodych - odparła matka. - To
nasz pierwszy obowiązek. Mistrz powierzył ci zadanie i jeszcze go nie wykonałaś do końca.
Polgadra rzuciła Ce'Nedrze twarde spojrzenie.
- Ja nic nie zrobiłam, ciociu Pol - zaszczebiotała Ce'Nedra z udawaną niewinnością. -
Poprosiłam tylko twoją matkę o radę, to wszystko.
Dwie pary oczu - jedne brązowożółte, drugie błękitne - utkwiły w niej swoje spojrzenie.
Ce'Nedra poczerwieniała.
- Ona czegoś chce, Polgadro - powiedziała Poledra. - Daj jej to. To ci nie zaszkodzi, a
do tego jest częścią zadania, które dobrowolnie na siebie wzięłaś. My, wilki, naprawdę
troszczymy się o młode. Po prostu spisz, co naprawdę się wydarzyło, i miej to za sobą.
- Z pewnością nie wszystko mogę opisać! - Polgara wydawała się wstrząśnięta. -
Niektóre z tych spraw są zbyt prywatne. Poledra roześmiała się.
- Nadal musisz się jeszcze wiele nauczyć, moja córko. Czyż nie wiesz jeszcze, że coś
takiego jak prywatność pomiędzy wilkami nie istnieje? Dzielimy wszystko. Te informacje
mogą być któregoś dnia użyteczne dla przywódcy Rivan, a także dla twoich dzieci. Zrób to,
Polgadro. Jesteś za mądra, żeby ze mną dyskutować. Polgadra westchnęła. - Tak, mamo -
zgodziła się posłusznie.
Ce'Nedrę olśniła myśl, która wcale jej się nie podobała. Polgadra Czarodziejka była
wybitną kobietą tego świata. Miała niezliczone tytuły i cały świat u swych stóp, a jednak
jakimś tajemniczym sposobem pozostała wilkiem i gdy dominująca wilczyca - w tym
wypadku jej matka - wyda polecenie, ona się nigdy nie sprzeciwi. Ce'Nedra, sama
mieszanego pochodzenia - wywodziła się z Borunów i z Driad - kłóciła się zawzięcie ze
swym ojcem, imperatorem Tolnedry, ale gdy Xantha, królowa Driad, przemówiła, Ce'Nedra
ponarzekała, lecz instynktownie była jej posłuszna. Miała to już wrodzone. Zaczęła patrzeć na
Polgadrę w nieco inny sposób, a co za tym szło, i siebie zobaczyła w innym świetle.
Strona 13
- To początek - powiedziała tajemniczo Poledra. - A zatem, córko - zwróciła się do
Polgadry - to nie będzie wcale takie trudne. Porozmawiam z nim. Niech ci pokaże, jak to
zrobić bez pióra i atramentu. To twoja powinność, więc przestań narzekać.
- Będzie tak, jak życzy sobie moja matka - odparła Polgadra.
- A zatem dobrze - powiedziała Poledra - skoro to już ustaliliśmy, czy nie miałyby panie
ochoty na jeszcze jeden kubek herbaty? Polgadra i Ce'Nedra wymieniły szybkie spojrzenia.
- Czemu nie - westchnęła Polgadra.
CZĘŚĆ PIERWSZA
BELDARAN
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To nie był mój pomysł. Chcę, aby to było jasne od samego początku. Pogląd, iż
ktokolwiek potrafi opisać, „co się naprawdę wydarzyło", jest zupełnie niedorzeczny. Jeśli
dziesięciu, czy stu, ludzi będzie świadkami jakiegoś zdarzenia, to będzie dziesięć, czy sto,
różnych wersji tego, co zaszło. To, co widzimy i jak to interpretujemy, całkowicie zależy od
naszego indywidualnego doświadczenia. Matka nalegała jednak, abym podjęła się tego
absurdalnego zadania, a ja, jak zawsze, jestem jej posłuszna.
Im więcej jednak o tym myślę, tym bardziej rozumiem, że w przewrotnej argumentacji
Ce'Nedry o „dobru potomstwa", której użyła podczas pierwszej rozmowy ze mną, a potem z
moją matką na ten temat, było więcej słuszności, niż ta dziewczyna mogła sobie wyobrażać.
Pewnego dnia Geran zostanie Riviańskim Królem i Strażnikiem Klejnotu. Przez te wszystkie
stulecia przekonałam się, że lepszymi władcami są ludzie, którzy choć trochę znają historię.
Przynajmniej nie powtarzają błędów z przeszłości.
Gdyby Geranowi i jego synom w sprawowaniu władzy miało pomóc jedynie
monotonne wyliczenie dokonań poszczególnych władców na przestrzeni wieków, to nudne
wyliczanie „a potem... a potem...", które tak zachwyca napuszonych członków
Tolnedrańskiego Towarzystwa Historycznego, wystarczyłoby w zupełności.
Jednakże, jak małżonka mego siostrzeńca sprytnie zauważyła, „a potem" owych
tolnedrańskich uczonych dotyczy jedynie części świata. A przecież jest jeszcze inny świat, w
którym dzieją się rzeczy, jakich Tolnedranie nie są w stanie pojąć. Ten świat Rivański Król
musi poznać, jeśli ma właściwie wypełnić swe zadanie.
Bardzo jednak pragnęłam przekonać samą siebie, że ojciec swą rozwlekłą historią
naszego osobliwego świata już wypełnił tę oczywista lukę. Posunęłam się nawet do tego, że
ponownie przeczytałam jego nudną opowieść, usilnie próbując udowodnić sobie, i matce, iż
Strona 14
istotnie nie mam nic do dodania. Szybko jednak uwagę moją zwróciły rażące przemilczenia.
Stary szalbierz nie opowiedział całej historii i matka o tym wiedziała.
Na usprawiedliwienie ojca muszę jednak przyznać, że pewne wydarzenia zaszły pod
jego nieobecność, a w trakcie innych nie rozumiał w pełni, co się naprawdę działo. Ponadto
niektóre z pominięć, które tak mnie irytowały w trakcie czytania, wzięły się z pragnienia
ściśnięcia siedmiu tysięcy lat historii do dających się ogarnąć rozmiarów. Mogę wybaczyć mu
te luki, ale czy nie mógł przynajmniej podać poprawnych imion i dat? Dla zachowania
spokoju w rodzinie podam swoją wersję pewnych rozmów. Ludzka pamięć - przyjmując, że
mój ojciec jest człowiekiem - nigdy nie była zbyt doskonała. Mówiąc wprost, ojciec i ja
pamiętamy wydarzenia trochę inaczej i niech tak już zostanie. Pamiętajcie o tym, gdy
będziecie czytać moją opowieść. Nie traćcie swojego - i mojego - czasu na doszukiwanie się
różnic.
Im dłużej czytam, tym mocniej zaczynam sobie uświadamiać, że sprawy, o których ja
wiem, a ojciec nie, będą istotną częścią edukacji Gerana. Ponadto zaczął mnie ogarniać chyba
rodzinny zapał do uzupełniania luk w historii. Próbowałam z nim walczyć, ale wkrótce mnie
zwyciężył. Odkryłam, że naprawdę pragnę opowiedzieć swoją wersję tej historii.
Mam pewne podejrzenia co do natury zmian mego nastawienia, ale nie sądzę, by to było
odpowiednie miejsce na ich omawianie.
We wczesnym okresie całe moje życie koncentrowało się wokół mej siostry, Beldaran.
Byłyśmy bliźniaczkami, a pod pewnymi względami byłyśmy sobie nawet bliższe niż
bliźniaczki. Po dziś dzień nadal jesteśmy razem. Beldaran, choć umarła ponad trzy tysiące lat
temu, wciąż jest we mnie. Każdego dnia boleję nad jej odejściem. To dlatego bywam czasami
taka smutna i zamknięta w sobie. Ojciec wspominał w swej opowieści, że rzadko się
uśmiecham. A z czego tu się śmiać, Stary Wilku?
Jak już ojciec pisał, wiele czytałam, toteż zauważyłam, że biografie normalnie
zaczynają się od momentu przyjścia na świat. Jednakże biografia Beldaran i moja powinna
zacząć się nieco wcześniej. Postarała się o to nasza matka, z sobie tylko znanych powodów. A
zatem możemy chyba zaczynać.
Było ciepło i ciemno. Pływałyśmy w absolutnej błogości, przysłuchując się biciu
matczynego serca i pulsowaniu krwi w jej żyłach. To moje pierwsze wspomnienia - i myśl
matki, delikatnie nakazująca nam: „Obudźcie się".
Pochodzenie naszej matki nie jest tajemnicą. Jednak nie wszyscy wiedzą, że Mistrz
wezwał ją do siebie, podobnie jak pozostałych z nas. Ona jest uczniem Aldura, tak jak
pozostali z nas. Wszyscy mu służymy na swój sposób. Matka jednakże nie urodziła się jak
Strona 15
człowiek i już we wczesnym okresie ciąży spostrzegła, że nie mamy z Beldaran żadnych
wrodzonych wilkom instynktów. Wzbudziło to jej niepokój, więc poradziła się Mistrza, a
właściwie zaproponowała mu, iż mogłaby rozpocząć naszą edukację jeszcze w swoim łonie.
Propozycja pewnie zaskoczyła Aldura, ale szybko dostrzegł jej zalety. Tak więc matka
zadbała, abyśmy posiadły potrzebną wiedzę jeszcze przed przyjściem na świat.
W trakcie ciąży nienarodzone dzieci żyją w świecie wyłącznie fizycznych doznań.
Beldaran i mnie poprowadzono ostrożnie nieco dalej. Ojciec butnie utrzymuje, że to on, po
ślubie Beldaran, zaczął moją naukę, ale niewiele w tym prawdy. Czy jemu naprawdę się
zdaje, że przedtem byłam warzywem? Moja - i Beldaran - edukacja rozpoczęła się, nim
jeszcze ujrzałyśmy światło dnia.
Nauczanie ojca polega na dyskusjach. Jako pierwszy uczeń musiał pokierować wstępną
edukacją moich wujków. Dyskutując z nimi, zmuszał ich do myślenia, prowadząc ciernistą
ścieżką ku samodzielnemu rozumowaniu - choć czasami imał się bardzo skrajnych metod.
Matka urodziła się jako wilk i miała bardziej zasadnicze podejście do wszystkiego. Wilki są
zwierzętami stadnymi, nie myślą niezależnie. Matka po prostu powiedziała nam: „W taki
sposób to się dzieje. W taki sposób zawsze się działo i zawsze będzie się dziać". Ojciec uczył
zadawania pytań; matka - akceptacji. To interesująca różnica.
Początkowo byłyśmy z Beldaran tak identyczne, jak tylko bliźnięta potrafią być. Matka
jednak, po obudzeniu nas myślą, zaczęła nas ostrożnie rozdzielać. Mnie udzieliła pewnych
nauk, których Beldaran nie pobrała, a jej udzielono lekcji, których ja nie otrzymałam. Myślę,
że ja bardziej boleśnie odczułam to rozstanie niż Beldaran. Ona poznała swe przeznaczenie, ja
zaś całe lata musiałam szukać po omacku. Rozdzielenie było dla mnie bardzo bolesne.
Wydaje mi się, że pamiętam, jak wyciągałam ręce do mej siostry i mówiłam w języku, który
stał się naszą prywatną mową: „Jesteś teraz tak daleko". Oczywiście tak naprawdę wcale nie
byłyśmy daleko; nadal obie byłyśmy zamknięte w małym, ciepłym miejscu pod matczynym
sercem. Ale zaczęłyśmy nieubłaganie oddalać się od siebie. Zastanówcie się chwilę, a na
pewno zrozumiecie, o co chodzi.
Po naszym przebudzeniu myśli matki stale nam towarzyszyły. Ich brzmienie było ciepłe
i kojące, podobnie jak miejsce, w którym się unosiłyśmy. Ono jednak dostarczało pożywki
tylko naszym ciałom. Myśli matki zaś były pożywką dla naszych umysłów - z tymi
subtelnymi różnicami, o których już wcześniej wspominałam. Podejrzewam, że to, kim byłam
i kim się stałam, było wynikiem owego spowitego ciemnościami okresu mego życia, gdy
wraz z Beldaran dryfowałyśmy w idealnej siostrzanej więzi - dopóki myśl matki nas nie
rozdzieliła. Potem pojawiła się jeszcze jedna myśl. Matka przygotowała nas na jej wtargnięcie
Strona 16
w nasz mały świat. Gdy byłyśmy już bardziej świadome swej separacji i pewnych jej
powodów, do myśli matki dołączył myśli Aldur, by pomagać w naszej edukacji. Na początku
cierpliwie tłumaczył nam konieczność pewnych zmian. Byłyśmy z siostrą identyczne. Aldur
to zmienił, a większość tych zmian była moim udziałem. Niektóre zmiany były natury
fizycznej - na przykład przyciemnienie moich włosów - a inne mentalnej. Matka rozpoczęła
nasz mentalny rozdział, Aldur go pogłębił. Nie stanowiłyśmy już z Beldaran jedności.
Byłyśmy dwiema różnymi osobami. Beldaran przyjęła naszą dalszą separację z lekkim żalem.
Ja z gniewem.
Podejrzewam, że mój gniew był odbiciem reakcji matki na wyprawę ojca z paroma
Alornami do Mallorei po Klejnot, który Torak ukradł Aldurowi. Teraz doskonale rozumiem,
czemu to było konieczne i dlaczego mój ojciec nie miał wyboru. Matka też rozumie, wówczas
jednak rozwścieczyło ją to porzucenie, które w społeczności wilków uważane jest za
niezgodne z naturą. Być może mój szczególny stosunek do ojca w dzieciństwie wynikał ze
świadomości matczynej wściekłości. Beldaran nie była nią dotknięta, ponieważ matka mądrze
postanowiła osłonić ją przed tym uczuciem.
Właśnie przyszła mi do głowy pewna niepokojąca myśl. Jak już wcześniej
wspominałam, metody nauczania mego ojca wiązały się z zadawaniem pytań i dyskusją, a ja
byłam pewnie jego najlepszym uczniem. Beldaran była córką matki tak jak ja byłam córką
ojca.
Pewne powody wymagały, abym urodziła się pierwsza. Poza tym zmiany, których
Aldur dokonał w mym umyśle i osobowości, czyniły mnie bardziej żądną przygód niż
Beldaran, więc było naturalne, że przejęłam przewodnictwo.
To był łatwy poród, ale światło mnie oślepiło, a separacja z siostrą była bardzo bolesna.
Beldaran po chwili jednak znalazła się obok mnie i wszystko znowu było dobrze. Myśli matki
- i Aldura - nadal były z nami, więc zasnęłyśmy w poczuciu całkowitej błogości.
Zakładam, że większość z was czytała „Historię świata" mojego ojca. W tym chwilami
nadętym monologu często wspominał o barwnym staruszku na rozklekotanym wozie".
Wkrótce po naszych narodzinach właśnie on złożył nam wizytę. Gdy już udało mu się
zapanować nad uczuciami, próbował się z nami skontaktować. Jeśli mam być szczera,
początkowo był żałośnie nieudolny. Mistrz jednak nim pokierował i z czasem wujek nabrał
wprawy.
W życiu moim i siostry zaczynało się robić tłoczno. Z początku wiele spałyśmy. Wujek
Beldin był na tyle mądry, aby położyć nas do tej samej kołyski. Nadal towarzyszyły nam
myśli matki i Aldura, a teraz dołączył jeszcze wujek Beldin, więc nadal byłyśmy zadowolone.
Strona 17
Przez pierwsze miesiące nie miałyśmy z siostrą poczucia upływającego czasu. Czasami
robiło się jasno, czasami ciemno. Beldin był zawsze z nami i byłyśmy razem, więc czas
naprawdę nie znaczył dla nas wiele.
Potem, prawdopodobnie po kilku tygodniach, pojawiło się dwóch ludzi i ich myśli
dołączyły do tych, które już znałyśmy. Nasi kolejni dwaj wujkowie, Beltira i Belkira,
wkroczyli w nasze życie.
Urodziłyśmy się w środku zimy. Wkrótce potem wujek Beldin przeniósł nas do swej
wieży, w której spędziłyśmy dzieciństwo. Latem, naszego pierwszego roku życia, do Doliny
Aldura wrócił ojciec. Miałyśmy wtedy pół roku, ale obie natychmiast go rozpoznałyśmy.
Matka, za pośrednictwem swych myśli, przekazała nam jego obraz jeszcze przed naszym
przyjściem na świat. Wspomnienie gniewu matki nadal żywe było w mej pamięci, gdy Beldin
wyjął mnie z kołyski i podał włóczędze, który mnie spłodził. Ojciec nie wywarł na mnie
specjalnego wrażenia, jeśli mam być szczera, ale to uprzedzenie mogło być wynikiem
rozgoryczenia matki z powodu sposobu, w jaki ją opuścił. Potem położył mi dłoń na głowie w
jakimś prastarym rytuale błogosławieństwa i pod wpływem jego myśli, które mnie nagle
zalały, reszta mego umysłu doznała nagłego przebudzenia. Czułam moc płynącą z jego dłoni i
skwapliwie ją przejęłam. Dlatego zostałam oddzielona od Beldaran! Przynajmniej
zrozumiałam znaczenie tej separacji. Ona miała być naczyniem miłości; ja miałam być
naczyniem mocy!
Pod pewnymi względami umysł jest nieograniczony i może dlatego mój ojciec nie
uświadamiał sobie, ile przejęłam od niego w chwili, gdy dotknął mojej głowy. Jestem prawie
pewna, że nadal nie w pełni rozumie, co właściwie mi wówczas przekazał. To, co od niego
przejęłam, w żadnym razie nie osłabiło go, ale mnie wzmocniło stokrotnie.
Potem wziął na ręce Beldaran, a moja wściekłość sięgnęła zenitu. Jak ten zdrajca
ośmielał się dotykać mojej siostry? Nie mieliśmy z ojcem dobrych kontaktów na początku.
A potem nastał czas jego szaleństwa. Nie rozumiałam jeszcze na tyle ludzkiej mowy,
więc nie wiedziałam, co takiego powiedział mu wujek Beldin, że wpędził go w szaleństwo,
ale matka w myślach zapewniła mnie, że z tego wyjdzie - ostatecznie.
Kiedy teraz spoglądam wstecz, uświadamiam sobie, że rozdzielenie ojca i matki było
dla nich wydarzeniem zasadniczej wagi. Wówczas tego nie rozumiałam, lecz matka w
myślach pouczyła mnie, że akceptacja jest ważniejsza od zrozumienia.
W czasie szaleństwa mego ojca wujkowie często zabierali do niego moją siostrę, co
wcale nie poprawiło mojej o nim opinii. W moich oczach stał się uzurpatorem,
niegodziwcem, który chce mnie okraść z uczucia Beldaran. Zazdrość nie jest przyjemnym
Strona 18
uczuciem, choć u dzieci jest bardzo naturalna. Nie będę jednak roztrząsać tego, jak się
czułam, gdy któryś z wujków zabierał ode mnie Beldaran w odwiedziny do szaleńca,
przykutego w swej wieży łańcuchami do łóżka. Pamiętam jednak, że żywiołowo
protestowałam, co sił w płucach, gdy zabierali Beldaran.
Wówczas to Beldin dał mi „łamigłówkę". Zawsze tak to nazywałam. W pewien
osobliwy sposób „łamigłówka" prawie zaczęła żyć własnym życiem. Nie mam pewności, jak
Beldinowi udało się ją zrobić, ale „łamigłówka" była sękatym i poskręcanym korzeniem
jakiegoś krzewu - może wrzosu - który wydawał się zmieniać kształt za każdym razem, gdy
zabierałam się za jego badanie. Myślę, że „łamigłówka" pomogła mi ukształtować moje
wyobrażenie o świecie i życiu. Wiemy, gdzie jest jeden koniec - początek - ale nigdy nie
potrafimy dostrzec drugiego końca. Byłam nią zajęta przez długie godziny, co dawało
wujkowi Beldinowi szansę na odpoczynek.
Studiowałam właśnie „łamigłówkę", gdy do wieży wujka Beldina przyszedł ojciec, aby
się pożegnać. Miałyśmy wtedy z Beldaran chyba z półtora roczku - a może trochę mniej - gdy
wszedł do wieży i pocałował Beldaran. Jak zwykle poczułam ukłucie zazdrości, ale nie
oderwałam wzroku od „łamigłówki" w nadziei, że ojciec sobie Pójdzie. On jednak podniósł
mnie, przerywając mi ulubione zajęcie. Próbowałam się wyrwać, lecz był ode mnie silniejszy.
Byłam w końcu prawie niemowlęciem, choć czułam się o wiele starsza.
- Przestań - powiedział poirytowanym tonem. - Możesz o to nie dbać, Pol, ale jestem
twoim ojcem i jesteś na mnie skazana.
Potem pocałował mnie, czego nigdy przedtem nie robił. Przez chwilę - jedynie przez
chwilę - poczułam jego ból i serce mi zmiękło.
- Nie - usłyszałam w myślach matkę - jeszcze nie teraz.
Pomyślałam wówczas, że nadal się na niego gniewa i dlatego tak powiedziała, a ja mam
być narzędziem jej gniewu. Teraz wiem, że się myliłam. Wilki po prostu nie tracą czasu na
gniew. Ojciec jeszcze nie uporał się z żalem i wyrzutami sumienia, a Mistrz nadal miał dla
niego wiele zadań. Nie mógł tym zadaniom sprostać, dopóki nie odpokutuje za winy, które
wedle własnego mniemania popełnił. Opaczne rozumienie intencji matki prawdopodobnie
sprawiło, że zrobiłam coś, czego nie powinnam. Uderzyłam go swoją „łamigłówką".
- Ma charakterek, co? - mruknął do wujka Beldina. Potem postawił mnie na ziemi, dał
mi lekkiego klapsa, który ledwie poczułam, i przykazał, bym była grzeczna.
Nie chciałam, aby pomyślał sobie, że jego kara w jakikolwiek sposób wpłynęła na
zmianę mojej opinii o nim, więc odwróciłam się, trzymając „łamigłówkę" niczym maczugę i
utkwiłam w nim gniewne spojrzenie.
Strona 19
- Bądź zdrowa, Polgaro - powiedział niewyobrażalnie łagodnie.
- A teraz idź się bawić.
Pewnie nadal nie zdaje sobie z tego sprawy, ale prawie pokochałam go w tamtej chwili -
prawie. Miłość przyszła później.
Wkrótce potem ojciec opuścił Dolinę Aldura i nie widziałam go przez wiele lat.
ROZDZIAŁ DRUGI
Żadne wydarzenie nie jest na tyle nieistotne, aby nie miało wpływu na bieg spraw.
Wtargnięcie ojca w nasze życie trudno nazwać nieistotnym. W tym przypadku zmiana
nastąpiła w mej siostrze, Beldaran, i nie podobała mi się. Przed powrotem ojca z wyprawy do
Mallorei Beldaran była niemal wyłącznie moja. Powrót ojca to zmienił. Przedtem wszystkie
jej myśli ja zajmowałam, teraz często myślała o tym przesiąkniętym piwem włóczędze, a ja
czułam się tym gorzko dotknięta.
Beldaran, nawet gdy byłyśmy małe, miała obsesję na punkcie czystości i moja
niedbałość o wygląd bardzo ją denerwowała.
- Nie mogłabyś przynajmniej się uczesać, Pol? - zapytała pewnego wieczoru w
„bliźniaczym", naszym osobistym języku, który rozwinęłyśmy jeszcze w kołysce.
- Po co? To tylko strata czasu.
- Paskudnie wyglądasz.
- A kogo obchodzi, jak wyglądam?
- Mnie. Siadaj, uczeszę cię.
Pozwoliłam siostrze zająć się mymi włosami. Traktowała to bardzo poważnie. Jej
błękitne oczy miały skupiony wyraz, a paluszki nie próżnowały ani chwili. Oczywiście jej
wysiłki były daremne, ponieważ niczyje włosy nie pozostają zbyt długo uczesane; ale dopóki
to sprawiało jej przyjemność, nie miałam nic przeciwko tym staraniom. Przyznaję, że nawet
polubiłam ów wieczorny rytuał. Gdy była zajęta moimi włosami, przynajmniej skupiała
uwagę na mnie, zamiast dumać nad ojcem.
Uraza, którą żywiłam do ojca, miała wpływ na całe moje życie, za każdym razem, gdy
spojrzenie Beldaran robiło się zamglone i nieobecne, wiedziałam, gdzie wędrowały jej myśli,
i nie potrafiłam znieść rozłąki bijącej z tego mglistego spojrzenia. Zapewne dlatego, gdy tylko
nauczyłam się chodzić, zaczęłam wędrować. Czułam przemożną potrzebę ucieczki od
melancholijnej pustki w oczach siostry. Wujek Beldin jednak mało nie postradał przez to
zmysłów. Nie potrafił wymyślić takiego zamknięcia bramki blokującej szczyt schodów,
którego ja nie potrafiłabym otworzyć. Palce wujka Beldina były grube i sękate, a jego zamki
duże i toporne. Ja miałam paluszki małe i bardzo zręczne, więc potrafiłam szybko uporać się z
Strona 20
jego mechanizmami, gdy naszła mnie ochota na wędrówkę. Byłam - zdaje mi się, nadal
jestem - z natury niezależna i nikt nie będzie mi mówił, co mam robić.
Zauważyłeś to, ojcze? Wydaje mi się, iż zauważyłeś.
Początkowo ja uciekałam, wujek Beldin ruszał na szaleńcze poszukiwania, a potem
zdrowo mnie rugał. Z pewnym wstydem muszę przyznać, że po pewnym czasie stało się to
rodzajem zabawy. Wyczekiwałam, aż wujek będzie czymś głęboko pochłonięty, szybko
otwierałam sobie furtkę, po czym zmykałam w dół schodów. Potem znajdowałam sobie jakąś
kryjówkę, z której mogłam obserwować jego rozpaczliwe poszukiwania. Myślę, że z czasem i
jemu ta zabawa zaczęła sprawiać przyjemność, ponieważ beształ mnie z coraz mniejszym
zapamiętaniem. Dość szybko chyba zrozumiał, że w żaden sposób mnie nie powstrzyma od
wycieczek poza wieżę. Jednocześnie uświadomił sobie, że nie odejdę zbyt daleko.
Moje wyprawy służyły kilku celom. Początkowo były tylko ucieczką od ckliwych
rozmyślań siostry o ojcu. Potem stały się zabawą, w której zamęczałam wujka Beldina
odnajdowaniem moich kryjówek. Był to w końcu sposób, choć niezbyt ładny, na zwrócenie
czyjejś uwagi.
Z upływem czasu coraz bardziej lubiłam brzydkiego, pokracznego karła, który został
moim zastępczym rodzicem. Przejawy jakiegokolwiek uczucia wprawiały wujka Beldina w
zakłopotanie, ale myślę, że to powiem: Kocham cię i żadne napady złego humoru czy
paskudny język tego nigdy nie zmienią.
Jeśli kiedyś to przeczytasz, wujku Beldinie, na pewno poczujesz się urażony.
Mogłabym różnie tłumaczyć swoje zachowanie w dzieciństwie, ale szczerze mówiąc,
po prostu uważałam, że jestem brzydka. Nie byłyśmy z Beldaran identyczne. Rysy miałyśmy
podobne, ale nie byłyśmy swoim zwierciadlanym odbiciem. Były między nami pewne
subtelne różnice, choć większość z nich istniała zapewne tylko w mojej wyobraźni. Podczas
swoich wycieczek wystawiałam skórę na działanie słońca. Miałyśmy z Beldaran bardzo jasną
cerę, toteż moja skóra, zamiast nabrać zdrowej opalenizny, najpierw czerwieniała, a potem
zaczęła schodzić. Przypominałam węża lub jaszczurkę w czasie linienia. Beldaran nie
wychodziła z wieży, więc jej skóra była jak alabaster. Porównanie nie wypadało zatem dla
mnie zbyt korzystnie.
Do tego dochodził jeszcze ten przeklęty biały lok w moich włosach, którym ojciec
obdarzył mnie przy pierwszym dotknięciu. Jak ja nienawidziłam tego pasemka włosów! Raz
w przypływie złości próbowałam go przyciąć nożem. Nóż był bardzo ostry, ale
niewystarczająco. Nie udało mi się włosów ściąć ani wyszarpać, jedynie stępiłam nóż. Nie,