Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Dunder - Kate PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
[email protected]
"Kate"
tekst wklepał:
[email protected]
* * *
Przeglądała właśnie dokumentacje medyczną pani Dolores o'Nill, gdy zadzwonił
telefon. Znajomy Kate, jeszcze z czasów studiów a pracujący teraz w sądzie
okręgowym poprosił ją o to. Jako biegły internista miała określić, czy rodzaj
urazów wewnętrznych pani O'Nill może wskazywać na pobicie przez męża. Telefon
odebrała Janet. Janet była niską, chudą, palącą papierosa za papierosem
blądynką, która za nic w świecie nie mogła poradzić sobie ze swoją bujną
czupryną. Nałóg palenia odzwierciedlał jej charakter. Już przy pierwszym z nią
kontakcie, każdy odnosił wrażenie, że ma do czynienia z choleryczką. Myśli jakie
wpadały z ogromną prędkością do jej bląd główki, jedna za drugą, tak samo szybko
się wypalały. Z niewiadomych przyczyn Janet nosiła w sercu urazę do całego
świata. Najczęściej objawiało się to wybuchami złego humoru oraz cierpkimi i
złośliwymi uwagami kierowanymi do ewentualnych słuchaczy. Kate zawsze śmieszyły
uwagi koleżanki i wywoływały uśmiech na twarzy. Sama nie mogła zrozumieć, kto
powierzył osobie o takim charakterze pracę polegającą na odbieraniu zgłoszeń
ludzi potrzebujących nagłej pomocy. Jakiekolwiek urazy do świata Kate były obce.
Jak tylko sięgała pamięcią, zawsze była zadowolona ze swego życia. Dzieciństwo
spędziła w Filadelfi, gdzie rodzice zapewnili jej wspaniały dom. Tam także
skończyła szkołę średnią. Studia medyczne rozpoczęła w Californi. Poznała
swojego męża. Odbierając dyplom ukończenia studiów była już w trzecim miesiącu
ciąży. Bardzo dobra posada jaką otrzymał jej mąż i udany poród były kolejnymi
dobrodziejstwami jakie na nią spłynęły. Po trzyletnim okresie macieżyństwa i
posłaniu do przedszkola rumianej córeczki, Kate postanowiła podjąć pracę.
Ponieważ sama była bardzo zadowolona ze swojego życia, nie mogła spokojnie
patrzeć na nieszczęścia innych ludzi. Zgłosiła się do pracy w pogotowiu
ratunkowym. W tej chwili miała 32 lata i od pięciu lat patrzyła na ofiary
wypadków, pobić, pożarów i zawałów serca. Spokój jaki w niej gościł sprawiał, że
oddawała się tej pracy z prawdziwym poświęceniem. Częste dyżury i wezwania w
środku nocy nie mogły zedrzeć promiennego uśmiechu z ładnej twarzy Kate. W
kwesti urody, ona i Janet także stanowiły przeciwieństwa. Kate była wysoką,
szczupłą i zgrabnie zbudowaną kobietą. Miała ciemno-brązowe dłógie włosy, które
okalały jej podłóżną tważ z niemal czarnymi oczami i skórą ciemnej karnacji. Gdy
wracała z wakacji z wybrzeża, ludzie w sklepach i na ulicy brali ją za mulatkę.
- Tu pogotowie ratunkowe, słucham...
Na dźwięk telefonu, Kate podniosła głowę znad dokumentów. Teraz ze zdziwieniem
zobaczyła jak głowa Janet ze wstrętem odsówa się od słóchawki. - Co za kretym -
cierpko stwierdziła Janet i włączyła zewnętrzny głośnik telefonu. Kate usłyszała
niezrozumiale bełkoczącego mężczyznę. Starał się mówić wolno i wyraźnie. Jedynym
efektem tych prób była złość Janet. - Jak taki palant może w ogóle chodzić po
ziemi?! Nigdzie nie pracuje i napewno gdzieś kradnie! Potem to sprzeda a państwo
jeszcze mu wypłaca zasiłek, żeby miał za co oblewać swoje sukcesy!!!
Janet wyłączyła zewnętrzny głośnik i rzuciła słuchawkę na widełki. Tak jak
zwykle, Kate całą tą sytuację skwitowała jedynie uśmiechem. Głos z głośnika
wydał jej się jakiś dziwny, ale nie zaprzątała tym sobie głowy. Wróciła do
pozostawionych wcześniej dokumentów. Zarówno badania innych specjalistów, jak i
jej własne nie zbicie wskazywały na skutki pobicia. Kate trzymając dłógopis,
miała już wpisać swoją diagnozę, gdy nagle zoriętowała się, dlaczego
podświadomie zwróciła uwagę na głos dzwoniącego.
Zerwała się z miejsca i pobiegła do znajdującego się tuż za ścianą małego
pomieszczenia. Znajdowały się w nim magnetofony rejestrujące wezwania
poszkodowanych i centralka telefoniczna. Odrazu skierowała się do magnetofonu
mrugającego czerwoną diodą. Po kilku gwałtownych próbach udało się jej odtworzyć
zapis przeprowadzonej rozmowy. Skądś znała taki sposób mówienia. Już gdzieś
słyszała, jak ktoś w ten sam sposób deformował wyrazy. Teraz już była pewna. To
nie był pijak. Gdyby zadzwoniła kobieta, napewno by się nie zoriętowała. To
dzwonił mężczyzna. Mężczyzna, który miał głos podobny do jej męża. I to właśnie
kiedyś słyszała swojego męża jak mówi w ten właśnie sposób. Tylko nieliczni
ludzie mogą tak mówić. Ludzie, którzy są w stanie hypoglikemi.
Kiedyś, gdy Kate dopiero zaczęła spotykać się ze swoim przyszłym mężem, umówili
się z przyjaciółmi na weekendowy wyjazd w góry. To się stało w nocy. Spali już
wszyscy w namiotach, gdy obudził ją Stew bełkocząc coś niezrozumiale. Usiadła w
śpiworze, wymacała ręką latarkę i jej jasny promień skierowała na swego
chłopaka. Zobaczyła go... Ogarnęło ją przerażenie. Stew był spocony, cały się
trząsł a w jego oczach zobaczyła strach pojmanego, dzikiego zwierzęcia. Ten
widok ją sparaliżował. Stew bardziej czując ciepło, niż widząc światło latarki
zaczął coś znowu bełkotać. Dopiero w tej chwili zobaczyła co trzyma w dłoniach.
Mając już praktyki w szpitalach i elementarną wiedzę z medycyny ogólnej szybko
pojęła co się dzieje. Ostrożnie wyjęła z jego ręki strzykawkę z igłą i ampułkę z
insuliną. Wprawnymi rękami wykonała zastrzyk w nagie ramię Stew'a. Efekt był
natychmiastowy. Uspokoił się od razu i jeszcze przez pół godziny dochodził do
siebie. Przez cały ten czas Kate oświetlała go latarką, trzymając w pogotowiu
strzykawkę i kolejną ampułkę znalezioną w plecaku Stew'a. Później wyjaśnił jej,
że nie powiedział o swojej chorobie, bo się wstydził. Wywołało to między nimi
okropną awanturę, która mało brakowało doprowadziła by do ich rozstania. Głos,
który teraz Kate słyszała z głośnika, był tym samym głosem. Uporczywie
wsłóchiwała się w każde słowo dzwoniącego. Wydało się, że chory niemogąc już się
na tyle kontrolować zabardzo rozciągał słowa. Zwróciła się nagle do stojącej
obok w bezgranicznym zdumieniu Janet: - Czy tu można rególować prędkość
odtwarzania?!
- Taaak... - odparła ciągle zdumiona koleżanka.
- To przyśpiesz to do jasnej cholery!!! - wrzasnęła na nią Kate. Już po chwili z
haosu bełkotu dało się wyłowić powtarzane w kółko słowa: - Meison Holl 9...
Adres! Tak, adres był jej znajomy. Sama mieszkała na Kensinkton Roud biegnącej
prostopadle do Meison Holl. Domy przy Meison Holl, były to małe, jednorodzinne
domki stawiane nieopodal autostrady. Ta właśnie okoliczność sprawiała, że domy
te były stosunkowo tanie. Od spalin i huku samochodów dzielił je tylko
półkilometrowy pas lasu. Dom nr. 9 musiał być położony wyjątkowo blisko zjazdu
na autostradę. Nie zastanawiała się dłógo. W tej chwili wszystkie ich karetki
były na trasach. Zanim którakolwiek z nich wróci, minie jakieś pół godziny.
Następne półgodziny zajmie dotarcie na miejsce. Do tego trzeba jeszcze doliczyć
czas na odnalezienie odpowiedniego numeru i zaopatrzenie karetki w insulinę.
Akurat dzisiaj, mąż poprosił ją, by po drodze do pracy wykupiła mu zestaw
strzykawek i insuliny. Biorąc to wszystko pod uwagę, postanowiła conajmniej o
połowę skrócić czas dotarcia pomocy. Nic nie wyjaśniając Janet wybiegła z
ciasnego pokoiku do dyżurki. Porwała z tamtąd płaszcz i już tylko było słychać
jej ciche szybkie kroki oddalające się po schodach.
Na parkingu wyjęła kluczyki z kieszeni założonego w biegu prochowca i wsiadła do
samochodu. Nie chciała tracić czasu na przebieranie się. Tak więc teraz
wyjeżdżała z szpitalnego parkingu swoim fordem kąbi w zarzuconym na kitel
lekarski prochowcu. Po drodze wyciągała całą moc ze swojego starego forda. Gdy w
centrum przytrzymywały ją czerwone światła, aby nie tracić czasu przygotowywała
strzykawkę z insuliną. Pędziła autostradą rozcinając światłami nieprzejrzystą
płachtę nocy. Zegar samochodowy wskazywał godzinę 1:43. Do zjazdu z autostrady
dojechała w 20 minut. Ucieszyła się, że w szybkich obliczeniach wzięła pod uwagę
czas dojazdu w godzinach popołudniowych. O tej porze szosa była prawie pusta. Z
maksymalną prędkością, na jaką mogła sobie pozwolić zjechała z autostrady i
skierowała samochód w Meison Holl. Jechała teraz ciemną drogą między dwoma
zbitymi ścianami lasu. Reflektory omiatały wielkie kałurze, pozostałości po
całodziennym deszczu. Jesienny las był ciemny. Przy drodze leżało morze
pastelowych liści. W momencie, gdy obliczyła, że ma jeszcze do przejechania
jakiś kilometr, zobaczyła w lusterku migające światła radiowozu. Jeden z
policjantów dawał jej znaki, żeby się zatrzymała. Spojrzała na prędkościomierz.
Wszystko było jasne. Ogarnęła ją gwałtowna chęć przyspieszenia i zatrzymania się
dopiero za pasem lasu, przy posesji nr. 9. Radiowóz właśnie się z nią zrównał.
Dobiegł ją głos policjanta mówiącego przez głośnik: - Proszę zjechać na pobocze
i zatrzymać samochód.
Kate spojrzała na zegar samochodu. Wskazywał 1:48. Jechała dopiero 23 minuty.
Miała jeszcze czas, żeby zatrzymać się na chwilkę i wyjaśnić policjantom dokąd
się tak śpieszy. W tym momencie pojawił się po prawej stronie mały parking dla
ciężarówek. Niezastanawiając się już dłóżej, nacisnęła hamulec. Była to mała
zatoczka w gęstym lesie, gdzie mogły się zmieścić góra dwie ciężarówki. Gdy
zatrzymała samochód, radiowóz zatrzymał się w taki sposób, by Kate nie mogła
niespodziewanie odjechać.
Policjantów było dwuch. Jeden z nich był rasy białej, a drógi czarny. Biały
mężczyzna wysiadł z samochodu i skierował się w stronę Kate. W ręku trzymał
niezapaloną latarkę. Zapalił ją dopiero w monemcie, gdy zatrzymał się tuż przy
jej otwartym oknie. Skierowany prosto w oczy strumień światła oślepił ją. -
Dobry wieczór. Czy wie pani, dlaczego została zatrzymana? - Wiem... Bardzo
przepraszam, ale muszę szybko dojechać do chorego pacjęta. - Achaaa, więc pani
jest lekarzem?
- Tak.
- Dobrze, poproszę pani prawojazdy i dowód rejestracyjny. Kate zimny dreszcz
przebiegł po plecach. Wybiegając z dyżurki nie wzięła torebki. Kluczyki od
samochodu zawsze miała w kieszeni płaszcza. - Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale
zapomniałam ich z dyżórki. - Od kiedy to lekaże pogotowia poruszają się
nieoznakowanymi pojazdami? - To jest bardzo wyjątkowa sprawa... - próbowała
tłumaczyć Kate. Tym czasem promień latarki zaczął miejsce po miejscu
przeszukiwać wnętrze samochodu. Nagle Kate zaóważyła, że ręka policjanta
trzymająca latarkę znieruchomiała. W tym samym momencie gdy uświadomiła sobie,
co oświetla snop jasnych promieni spostrzegła gwałtowny gest policjanta, na
który natychmiast z radiowozu wyskoczył drógi mężczyzna. - To są lek...
- Wyłącz silnik i połóż ręce na kierownicy!!! - przerwał jej brutalnie
policjant. - Mamy tu następnego ćpuna - zwrócił się do podchodzącego kolegi. -
Wysiadaj - powiedział czarny mężczyzna otwierając drzwi w taki sposób, by
światło z latarki cały czas oświetlało ręce Kate. - Panowie! Możecie spraw... -
próbowała się jeszcze opierać. - Zamknij się!!! Nam nie trzeba udzielać rad! -
wykrzyczał mężczyzna otwierający drzwi.. - Podejdź do radiowozu, stań twarzą do
maski i załóż ręce za głowę. - instruował ten z latarką. Kate była jakby nie
przytomna. Nic z tego nie rozumiała. Przecierz mogli skorzystać z radia w
radiowozie i zapytać Janet o wiarygodność jej słów. Na Ampółkach, nawet tej już
otwartej było wyraźnie napisane przeznaczenie leków. Dlaczego żaden z nich nawet
na to nie spojrzał? - Pieprzone ćpuny. Najara się taki, a później ludzie giną na
drodze. Takich trzeba do komór gazowych. - komentował kierowca, wyłanczając
migające światła radiowozu. - Rozstaw szeroko nogi! - rozkazał mężczyzna z
latarką, nie spószczając światła z jej twarzy - A ty ją przeszukaj. - zwrócił
się do kolegi. Mężczyzna podszedł z tyłu i gwałtownym szarpnięciem rozwiązał
płaszcz Kate. Zaczęła się rewizja.
W jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Nie wiedziała co ma zrobić. Niecałe pół
kilometra dalej jakiś chory człowiek zaraz zacznie zapadać w śpiączkę
cukrzycową. Ona najprawdopodobniej trafi do aresztu i dopiero rano uda jej się
potwierdzić swoją wiarygodność. Może wcześniej uda się jej skorzystać z
przysłógującego jej jednego telefonu. Mogła by wtedy zadzwonić do Janet i
powiedzieć jej o tym chorym człowieku. Żałowała, że nie zrobiła tego odrazu.
Przecierz Janet mogła wysłać w ślad za nią karetkę! Raziła ją strasznie
niesprawiedliwość, jaka tu miała miejsce. Przecież ona cała się poświęciła by
ratować czyjeś życie. Dlaczego oni tego nie rozumieją? Dlaczego nie chcą
zrozumieć? Przecierz gdyby chcieli, mogli z łatwością przekonać się o jej
prawdomówności. Była wściekła. Na jej twarzy pojawił się wyraz stanowczości, tak
bardzo do niej nie pasujący. Jej błogi spokój ducha gdzieś zniknął. Dopiero
teraz zaóważyła, że rewidujący ją mężczyzna po pewnym czasie ograniczył się do
konkretnej części jej ciała. - Świnia!!! - wykrzyknęła z furią Kate i plecami
odepchnęła policjanta. Na to błyskawicznie zareagował drógi z mężczyzn. Wolną
ręką wyrwał z kabury pistolet i przystawił go do głowy Kate. - Tylko się rusz,
suko! - wycharczał jej prosto w twarz. - A ty weź ode mnie latarkę. Zrobimy pani
doktor rewizję osobistą.
Nieodrywając lufy od czoła Kate, policjant zaczął wolną ręką rozpinać jej kitel.
Przerażenie jakie ją opanowało na widok broni, w tym momęcie się spotęgowało.
Przestała myśleć. Nigdy w życiu nie miała do czynienia z taką brutalnością.
Zaczęła się bać. Cała się trzęsła. Z oczu spływały jej łzy. Bolały ją trzymane w
górze ręce. W tej chwili potrafiła tylko odbierać otaczającą ją rzeczywistość. W
świetle skierowanej już tym razem na jej ciało latarki widziała roziskrzone oczy
dwóch mężczyzn ogarniętych pożądaniem. Brutalne zdarcie z niej stanika i
łapczywe, bolesne ugniatanie piersi odbierała tak samo jaskrawo jak opadający w
smudze światła liść. Czóła, że coś w niej narasta. Starała się sprecyzować to
uczucie. Odczówała corazłapczywsze dłonie przemykające po jej ciele, zimno,
złość, strach, nienawiść. Wreszcie to poznała. To był krzyk. To narastał w niej
krzyk zranionej duszy!!! Krzyk buntu!!! - Nieeeeee!!!
Światło latarki zgasło. Już nie wiedziała kto jest kim. Wszechobecna czerń
zalała wszystko. Poczóła, że została pchnięta na maskę samochodu. Przytrzymana i
przyduszona. Krzyk uwiązł jej w gardle. Czóła na nagich rozgrzanych piersiach
chłód i wilgodź karoserii radiowozu. Kolejną rzeczą którą poczóła, było brutalne
rozchylenie jej móg i zarzucenie na plecy płaszcza i kitla. Spróbowała podjąć
walkę. Wierzgała nogami jak znarowiona klacz. Po krótkiej chwili poczóła na
swoich udach mocne kopnięcia policyjnych bótów. Już nie dłógo się broniła. W
chwili jej słabości poczóła jak jeden z napastników zdziera z niej bieliznę.
Ponownie spróbowała krzyczeć i kopać. Dopiero teraz poczóła, że ręce ma skute
kajdankami i przytwierdzone do reflektora na szybie radiowozu. Ponownie jej
krzyk został stłumiony. Opór jaki stawiała był już za mały. W pewnej chwili
poczóła, że jeden z mężczyzn osiągnął zamierzony cel. Spróbowała jeszcze się
wyrwać, ale policjant unieruchomił jej biodra silnym uściskiem. Po chwili zaczął
systematycznymi ruchami swego ciała katować wszystko to co nazywamy duszą
człowieka. Kate nie wiedziała już, co się z nią dzieje. Cały czas przyciskana do
maski radiowozu policyjną pałką, dławiła się łzami. Nie mogła oddychać. Żadne
myśli się nie formowały. Tylko od czasu do czasu z zadziwiającą rególarnością,
czóła ból i w głowie błyskały jej setki ogni. Nawet nie zaóważyła kiedy
policjanci się zmienili. Moment w którym uznali swe dzieło za skończone, także
uszedł jej uwagi. Dopiero, gdy zdjeli jej kajdanki, przestali przytrzymywać na
masce i zaczęła się osówać na ziemię wywołał u niej wątłą myśl, że to już chyba
koniec.
Radiowóz oddalił się ze zgaszonymi światłami. Kate siedziała nago z częściowo
zarzuconym na plecy płaszczem i kitlem. Czóła, że jedna noga spoczywa w kałuży.
Nie robiło to jednak na niej żadnego wrażenia. Odróchowo wsłuchiwała się w
zanikający szum silnika policyjnego radiowozu. Gdy już wszystko umilkło,
pierwszym bodźcem jaki do niej dotarł było zimno. Tak, było zimno, ale co z
tego? Spróbowała się podnieść. W końcu udało się to, ale z wielkim trudem.
Bolały ją uda i wnętrze ciała. Uda bolały od kopnięć policjantów a wnętrze ciała
od narzędzi ich tortór. Odlepiła z nagiej piersi zimny liść, jaki znalazł się
przypadkiem na masce samochodu. Nawet nie starała się zbierać podartej bielizny.
Niezapinając kitla, zawiązała płaszcz. Powoli skierowała się do ciemnej bryły
swego samochodu. Z trudem udało się jej wsiąść do środka. Zapaliła lampkę i
spojrzała w steczne lusterko. Mokre włosy, szaro-blada i brudna twarz oraz jej
zacięty wyraz i zwężone źrenice oczu przypomniały jej wcześniejsze wydażenia.
Przebiegł ją dreszcz. Zaczynała ponownie myśleć. Zastanawiała się właśnie co
powie mężowi, gdy w takim stanie pojawi się w domu. W tym momencie jej wzrok
padł na siedzenie pasażera. W jednej chwili przypomniała sobie po co się tu
pojawiła. Spojrzała na zegar samochodu. Ze zdziwieniem stwierdziła, że pokazuje
on dopiero 2:10. Wydawało się jej wcześniej, że to co się wydażyło, trwało
bardzo dłógo. Spróbowała się skoncentrować. Tamten potrzebujący człowiek miał
jeszcze szansę przeżyć. Nie zastanawiając się więcej, przekręciła kluczyk i
ruszyła dalej w Meison Holl.
Już po krótkiej chwili zatrzymała samochód przed domem nr. 9. Był to piętrowy
domek jednorodzinny. Światła z tylnich okien domu odrazu zwróciły uwagę Kate.
Potykając się i zataczając, odczówała bowiem jeszcze ból w udach, przeszła przez
trawnik i zadzwoniła do drzwi frontowych. Z wnętrza odpowiedziała jej tylko
cisza. Spróbowała jeszcze raz nacisnąć dzwonek. Tym razem jednak przytrzymała go
nieco dłóżej. Pomyślała nawet, że opowie tym ludziom, co jej się przytrafiło i
poprosi o pomoc. Jednak i tym razem nie było żadnej odpowiedzi. Ciągle jeszcze
trzęsącymi się rękami, Kate nacisnęła klamkę u drzwi. Ustąpiły z lekkim piskiem.
Wachała się tylko przez chwilę. Było dla niej już jasne, że jedynym lokatorem
jest ów potrzebójący człowiek. Szybkim krokiem przemierzyła dom, kierując się w
stronę światła. W niewielkim salonie, na kanapie, w pobliżu telefonu leżał
mężczyzna. Najwyraźniej zabrakło mu insuliny i zdołał tylko zawiadomić
pogotowie. Na pierwszy rzut oka rozpoznała początki objawów śpiączki
cukrzycowej. Naszczęście nie było jeszcze za późno. Mózg nie został uszkodzony.
Podeszła do niego i przygotowała strzykawkę. Nie mogła jednak odrazu wykonać
zastrzyku. Za bardzo trzęsły się jej ręce. spróbowała się nieco rozluźnić.
Rozejrzała się po pokoju i jej wzrok zatrzymał się na fotografiach gęsto
wiszących na ścianie. Zamarła w bezruchu. Przenosiła wzrok z jednej fotografi na
drugą. Spojrzała na tracącego zmysły mężczyznę i ponownie zwróciła się do
fotografi. jej twarz zaczęła tężeć. Dopiero teraz poczóła co się jej naprawdę
przytrafiło. Dopiero teraz zrozumiała co jej zostało odebrane.
Kate wstała. Nieurzytą strzykawkę schowała do kieszeni. Jej wzrok zatrzymał się
jeszcze na złożonym równo granatowym mundurze i błyszczącej w świetle lampy
odznace z napisem "Policja". Już po chwili Kate skręcała w Kensinkton Roud i
chamowała przed swoim domem.
KONIEC