Donica Rafał - Wybraniec
Szczegóły |
Tytuł |
Donica Rafał - Wybraniec |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Donica Rafał - Wybraniec PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Donica Rafał - Wybraniec PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Donica Rafał - Wybraniec - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rafał Donica
WYBRANIEC
Roku 0000 n.e. trzech króli zdążało do stajenki za Gwiazdą betlejemską. Jeden
powiedział do drugiego.
- Ale ta gwiazda się dziwnie porusza.
W tej samej chwili na pokładzie pojazdu kosmicznego:
Z kabiny pilotów wyskoczył jak strzała szarak (istota z kosmosu) a za nią stanął
drzwiach Ros (o wyglądzie człowieka)
i powiedział:
- Jeszcze nie jesteś gotowy do prowadzenia SUNSPEEDA (tak nazywał się pojazd).
Marsz z powrotem na fotel
ćwiczebny, a jak jeszcze raz szarpniesz za joystick sterujący to złożę oficjalny
wniosek o wydalenie Cię z programu
szkoleniowego. Well - No dobra, chyba pokazaliśmy im drogę. Ros - Tak, dalej
niech sobie radzą sami. Well -
Wszystko w rękach tego dzieciaka.
Ros - Tak, oby wytrwał te dwa tysiące lat i przygotował ludzkość na wizytę
Szefa. Well - OK wracamy do domu.
Aaaaa... - ziewnął Chip, i przeciągnął się na łóżku. - Jaki miałem piękny sen.
Spojrzał na swój zegarek laserowy na
którym widniało 10 A.M. 31.12.1999. - No dobra chłopie, czas wstawać -
powiedział sam do siebie. Stojąc przed
lustrem pomyślał sobie ironicznie Jaki jesteś piękny, ta broda, długie włosy, i
już trzydziestka na karku. Ubrał się i
wyszedł na dwór. Mieszkał samotnie, w domku przy drodze którą nikt nie jeździł.
Przed domem stał rower, a na
siodełku leżała zalakowana koperta w kolorze niebieskawo - złotym , z napisem
WAŻNE!!! DO RĄK WŁASNYCH
PANA CHIPA KELLY. Otworzył kopertę w której widniał tylko napis WEŻ ROWER I JEDŹ
NA WSCHÓD. Lubił
ryzyko więc wsiadł na rower i pojechał tak jak go o to proszono w liście. Jechał
przed siebie, jechał i jechał, nagle
zauważył że pedałuje mu się coraz lżej. Spojrzał pod nogi. Zauważył że grunt ma
jakieś pięć metrów pod sobą, a on
sam wraz z rowerem unosi się w powietrzu. Nagle usłyszał nad sobą potężny huk,
spojrzał w górę i jego oczom ukazał
się jasny, oślepiający błysk, a potem... - No wreszcie, budzi się - powiedział
Well. - Ros, daj no coś do picia dla
gościa! - Proszę - powiedział Ros podając napój. - Chip wziął głęboki łyk
dobrego napoju, a następnie spytał się
obcych ludzi, gdzie jest, i kim oni są.- Gdzie jestem i kim Wy jesteście?
- Jesteś jakieś dwa kilometry nad ziemią a to kim my jesteśmy, nie ma na razie
większego znaczenia - odparł Well. - Po
pierwsze pamiętaj abyś nie zaglądał za te czarne drzwi, a po drugie nie zadawaj
zbyt wielu pytań. Powiem ci tylko że
jesteś dla nas bardzo ważny. Więc posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo nie będę
powtarzał. Dwa tysiące lat temu, ktoś
bardzo podobny do ciebie dostał od swego Pana misję przygotowania ludzkości do
jego przyjścia, ten ktoś przez
kilkanaście lat dobrze wywiązywał się ze swego zadania, ale niektórym to
przeszkadzało i usunęli go z waszego
Świata, a nie tak miało być. Miał on żyć i nauczać ziemian przez dwa tysiące
lat, aby byli gotowi na przyjęcie swego
stwórcy z miłością i zrozumieniem. Miał on tylko zmieniać miejsca nauczania ,
aby nikt z żyjących na Ziemi nie
zorientował się że żyje on wiecznie. Miał wytrwać w młodej postaci do dnia
dzisiejszego, a my mieliśmy tego
dopilnować, z tym jednym szczegółem że nasz agent który miał go pilnować
potajemnie na Ziemi, zginął przypadkiem
razem z nim męczeńską śmiercią. Więc widzisz, dziś przylatuje Szef aby obejrzeć
dzieło swego syna, ale nie wie o tym
że jego syn już dawno nie żyje. On ma do odwiedzenia setki Światów takich jak
wasz, więc do każdego z tych światów
przydziela nas - agentów do pilnowania porządku. Przydziela również kogoś do
przygotowywania ludzkości na jego
wizyty które następują mniej-więcej co dwa tysiące waszych lat. Więc latamy tak
od dziesięciu lat, i szukamy
idealnego kandydata do zastąpienia tego który zginął, ponieważ gniew naszego
Szefa byłby przeogromny gdyby
dowiedział sie o tym, że ziemianie zabili jego wysłannika. - Dobrze - powiedział
Well - Na razie tyle ci wystarczy.
Siedź tutaj spokojnie, będziesz nam potrzebny dopiero gdy przyleci delegacja.
- O czym oni gadają , ja chyba tracę zmysły - pomyślał Chip. - Może to, co
znajduje się za tymi drzwiami wyjaśni mi
trochę tę sytuację, może ktoś sobie ze mnie żartuje? Tak, to na pewno jakiś żart
chłopaków z pracy. Przeczołgał się po
cichu do holu z czarnymi drzwiami i otworzył je. Ujrzał ciemność ale... w tej
ciemności spostrzegł nagle parę
świecących wielkich oczu, potem drugą i jeszcze jedną, a w końcu światło
zapaliło się, i ujrzał przed sobą około
siedmiu małych istot z oczami w kształcie migdałów i ze skórą w szarym kolorze.
Istoty siedziały w czymś w
podobnym do foteli dentystycznych, w ich głowy była powtykana cała masa
przewodów, a oczy były nieruchomo
wpatrzone w ekrany monitorów. - Nie, to nie żart - pomyślał nasz bohater. -
Widzę że poznałeś już naszych
zwiadowców - powiedział stojący nad Chipem Well. - Nie bój się ich, oni nie są
groźni, jedyne co potrafią te głąby to
pilotować pojazdy takie jak ten. Do tego zostali stworzeni przez Szefa. Jeden z
nich, kiedyś tak wykierował swoją
maszyną, że przyrąbali z całej siły w Ziemię gdzieś w okolicach miejsca które wy
nazywacie Roswell, i była z tego
taka afera że planowaliśmy już powiedzieć o wszystkim Szefowi, bo tajemnica
naszego istnienia mogła wyjść na jaw.
Dobrze że wasi wojskowi naukowcy zataili wszystko i sprawa przycichła. - Wy
wszyscy jesteście porąbani!!- krzyknął
Chip i rzucił się z pięściami na Wella który tylko nacisnął jakiś guzik. Chip
nagle znalazł się poza pojazdem i zaczął
spadać w dół, prosto na betonowy chodnik jednej z ulic Chicago. - To był jakiś
palant, wiedziałem że nas nie zrozumie
- powiedział Well zamykając drzwi. - Ale mamy tylko jego - odparł na to
pilotujący statek Ros.
- To co? Łapać go? - Jeszcze się głupio pytasz!?
- Aaaaaaa..a..a.a....a.a..a.a - krzyczał Chip zbliżając się coraz szybciej do
ziemi... - Kiijj waaam www okkoo ... -
Zasłonił sobie twarz rękoma i czekał na uderzenie o ziemię, które jednak nie
nastąpiło. Odsłonił twarz i zobaczył...
pajączka który radośnie biegał sobie po chodniku jakieś dwa centymetry od jego
twarzy. Chip ujrzał jeszcze tylko jasny
błysk i pomyślał sobie. - O nie, znowu mnie wciągają.
- Dzień dobry - powiedział radośnie Well - Uspokoiliśmy się trochę?
- Spadajcie! W niczym wam nie pomogę - burknął Chip który ukazał się w drzwiach
ściągany promieniem
emitowanym z urządzenia zamocowanego na spodzie statku. - Więc chodź za mną,
zobaczysz coś, czego nie widział
żaden człowiek w tym tysiącleciu - orzekł Well. Weszli do dziwnej sali
strzeżonej przez promienie podobne do lasera .
W sali tej stało szklane pudło podobne trochę do trumny. Chip nieśmiało spojrzał
przez szybę i zobaczył... siebie. Ze
zdumieniem spytał Wella - Czy to jest ...? - Tak to on, prawda że podobny do
ciebie? - odpowiedział mu Well -
Myślisz że kto jak nie my, wykradł jego ciało z grobu? - No i co, ścięło go z
nóg? - krzyknął z kabiny pilotów Ros. - W
całym tego słowa znaczeniu - odkrzyknął mu zadowolony z biegu wydarzeń Well. -
Co mam zrobić? - spytał na
siedząco Chip. Statek mknął pełną szybkością na miejsce spotkania o godzinie
0:00 na pustyni Sahara. - Masz tylko
udawać że jesteś nim i wszystko będzie TIP TOP. - Po tym co mnie dziś spotkało
już nigdy nie będzie TIP TOP, ale
zgadzam się. Pomogę wam.
Pojazd z naszymi bohaterami nadleciał nad umówione miejsce dziesięć minut przed
czasem. Drugi, znacznie większy,
nadleciał punktualnie o godzinie 0:00. Wylądował. Jego drzwi opuściły się
tworząc swojego rodzaju rampę po której w
kłębach dymu wyszło dwóch szaraków - ochroniarzy. Ros, Well i Chip stali na
piasku i czekali na dalszy rozwój
wydarzeń. Nagle z kłębów dymu wyłoniła się postać, tak to on.. - Ooo.. Nie ,
baba. - parsknął Chip. - Zamknij się, to
Szef - uspokoił go Well.
- Gdzie jest mój syn? - spytała kobieta. - No idź! - popchnął Chipa Well.
- Tttooo chychyba jaa - powiedział trzęsącym się głosem Chip. - Chodź do mnie
kochanie, nie widziałam cię prawie
dwa tysiące lat, ostatni raz, gdy miałeś 17 lat, później miałam ważniejsze
sprawy na głowie. No chodź, obejrzymy
wspólnie to, co zdziałałeś przez te wszystkie lata pobytu na tej planecie. Twoi
bracia na innych planetach zaprowadzili
ład i porządek, tylko jeden z nich dopuścił do wybuchu wojny na planecie Xenon,
i właśnie ponosi za to okropną karę,
ale myślę że ty zaprowadziłeś tu ład i porządek. - Ros, Well - krzyknęła.-
PREZENTACJA!!! Na niebie ukazał się
wielki świetlny ekran o wymiarach 50x25metrów, na którym klatka po klatce
zebrani oglądali kilkaset scen wojen,
gwałtów, nieszczęść, morderstw, płaczu i biedy, a tylko migawka dotyczyła
miłości i szczęścia. - Zgaście to! Zgaście to
natychmiast!!- krzyknęła Szefowa której oczy rozjaśniały złotym blaskiem. - Co
to ma być? Coś ty zrobił z tą planetą?
Jakbym chciała żeby tak wyglądała, to posłałabym na nią szatana , który w
porównaniu z tym co tu zastałam jest
aniołkiem.- Zniszczyć wszystko!! - nakazała. - A ty, ty i ty za mną, policzę sie
z wami później - powiedziała,
wskazując na Chipa, Rosa i Wella trzęsących się ze strachu. Ziemia stanęła w
ogniu. Odlatując, Szefowa rzuciła tylko
ziarenko na ziemię, mówiąc: - Może z tego wyrośnie coś lepszego.
Na pustyni pozostał tylko statek Rosa i Wella. Siedzące w nim szaraki
obserwowały na swych monitorach falę ognia
zbliżającą się do nich nieubłaganie. Jeden z nich odezwał się do kolegi : -
- Bzzz...hiiiii....tiii tiii...bllee...ble Co można przetłumaczyć - TY! TO CHYBA
JAKIŚ NOWY PROGRAM
SZKOLENIOWY? Chip spojrzał przez okno statku i powiedział po cichutku: - Widzę
stąd słońce. - To nie słońce -
powiedział do niego Ros. - To wasza Ziemia płonie.
Z rozmowy wyrwał ich głos Szefowej. - Ty! - wskazała na Rosa - od dziś będziesz
pilotował, ale kosiarkę w moim
rajskim ogrodzie. - Ty! - wskazała na Wella - będziesz od dziś moim osobistym
niewolnikiem i tracisz prawa agenta I-
go stopnia. A ty! - wskazała na Chipa - zostajesz skazany na męczarnię.
Strażnicy przykuć go do fotela! - Spójrz w
górę Chip - powiedział kat z rogami i ogonem.
- Z tej rurki, co minutę będzie spadała na twoje czoło kropla wody, tak długo,
aż w końcu zrobi ci w niej dziurę i
umrzesz cierpiąc przed tym niesamowicie. - Do widzenia Chłopcy - powiedziała
matka - życzę miłych snów.
- Hej, chwileczkę , nie odchodź, ja nie jestem twoim synem, ja tylko go udawałem
bo chciały mnie zabić te dwa
porypańce Well i Ros - krzyczał Chip. - Zamknij się - krzyknęli na niego leżący
na sąsiednich stołach przyjaciele. - Jak
się dowiedziała że ją oszukaliśmy to zmieniła nam wyrok, więc nie becz jak baba!
- powiedział Well. - No dobra
chłopaki, więc giniemy we trzech , ja pośrodku, a wy po mojej lewej i prawej
stronie. Chcieliście abym tylko udawał, a
kończę podobnie jak on. Kap, kap, kap, kap..... Chip otworzył oczy i ujrzał nad
sobą znajomy sufit. Spojrzał na zegarek
który wskazywał 10 A.M. 31.12.1999 Kap... kolejna kropla z przeciekającego dachu
ugodziła go w czoło. - Ufffff.... -
odetchnął z ulgą. - Więc to był tylko sen. Wstał, umył się, i wyszedł na dwór.
Na podwórzu stał rower, a na siodełku
leżała kartka, na której było napisane - Pamiętaj!!! 11 godzina, przejażdżka
rowerowa, twoja Lucy Fer. Wsiadł na
rower, i pojechał na umówione miejsce. Już z daleka, Lucy siedząc na rowerze
machała do niego ręką i krzyczała: -
JUŻ BARDZIEJ TO SIĘ NIE MOGŁEŚ SPÓŹNIĆ? - Przepraszam... zaspałem... ale już
jestem. Ruszyli razem na
przejażdżkę , Chip zaczął opowiadać co mu się przydarzyło we śnie. - Nie
uwierzysz mi Lucy, jak ci opowiem co mi
się w nocy śniło. - Uwierzę, uwierzę - odparła Lucy i spojrzała na Chipa jasno
świecącymi się złotym blaskiem
oczyma...